Ciekawy temat. Właściwie to też mam coś do powiedzenia w tym wątku
. Najfajniejsze koleżanki miałam w gimnazjum. Miałam je 3 i każda była wyjątkowa. Spędzałam z nimi większość pobytu w szkole i czasem poza szkołą. Miałyśmy podobne temperamenty i poczucie homoru. Niestety poszłyśmy do innych szkół średnich, a moje ograniczone kontakty ze "światem" też nie pomogły w utrzymaniu tych znajomości, więc kontakt się urwał.
Jednak tak się cudownie złożyło, że jakiś czas temu jedna z nich mnie poszukała na FB i napisała do mnie. Okazało się, że nadal mamy o czym rozmawiać i że ona wcale o mnie nie zapomniała. Napisała mi, że bardzo mnie lubiła, z pewnych powodów podziwiała (mimo, że byłam świadkowskim dziwadłem klasowym) i że żałuje, że tak sie to potoczyło, że kontakt się urwał. W końcu umówiłyśmy się na spotkanie! Musiałam tylko poczekać aż przyjedzie na kilka dni do rodziny na święta, bo mieszka z mężem tymczasowo za granicą. Przyjechała do Kalisza, zjadłyśmy razem obiad i spędziłyśmy razem pół dnia. Opowiedziałam jej moją sytuację, ona mi swoje życie, plany na przyszłość... Było naprawdę super. Teraz wiem, że to tego rodzaju przyjaźń, która nawet po latach milczenia żyje i ma się dobrze. Rozmawiałyśmy tak jakby to był tydzień przerwy, a nie 15 lat!
Z drugą koleżanką rozmawiałam 40 minut przez telefon
. Opowiedziała mi o pracy, mężu i dziecku i zapraszała do siebie. Mieszka w mieście mojej teściowej.
A z trzecią nie rozmawiałam jeszcze, ale wiem że ma męża, dwójkę dzieci i zaczyna się budować. Wiedzie jej się dobrze.
Mam takie marzenie, żebyśmy kiedyś mogły spotykać się wszystkie razem regularnie. Tymaczasem moje świadkowskie koleżanki zapewne mają takie marzenie, żeby mnie już nigdy więcej nie musiały oglądać
.