Drogi przedwzmacniaczu, że pozwolę sobie raz jedyny sparafrazować twój nick - nie wprowadzaj niepotrzebnych zniekształceń, jeśli nie musisz...
Syn znajomego starszego został wykluczony za niemoralność. Jego dziewczyna zaszła w ciążę. Przez pewien czas mieszkał z rodzicami, później się wyprowadził. Jak ciężkie było to przeżycie dla rodziców, wiedzą zapewne tylko oni. W ciągu paru miesięcy oboje postarzeli się o kilka lat. W międzyczasie matka nie wytrzymała i poszła na ślub jedynego syna. W ten sposób mąż przestał być starszym. A był nim kilkanaście lat. Podaję ten przykład tutaj, zamiast w wątku poświęconym ostracyzmowi, bo tak naprawdę nikt nie wie, co może wyrządzić bliskim decyzją o odejściu. Warto to zawsze mieć na uwadze.
Znam tę sytuację. To smutne, że tak się dzieje. Jednakże spójrz: kto tu winny? Gdyby WTS nie ustanowiło ostracyzmu, a rodzina miała zdrowe podejście to nie "postarzeliby się". Wiedzieliby, że syn popełnił błąd, że stało się co się stało a oni nie mają na to wpływu, że jest dorosły i sam odpowie za to przed Bogiem i to jest między nimi osobista sprawa, że trzeba się z pewnymi sprawami pogodzić, bo choćby nie wiem jaki był nerw i stres to czasu się nie cofnie, że ma prawo przejąć swoje życie w swoje ręce, wreszcie - nie mieliby stresu, czy odzywać się czy nie; czy pójść na ślub czy nie... Jest mnóstwo takich rzeczy.
P.s. Pewne przysłowie w rozwoju osobistym mówi: "Jesteś większy niż swoje problemy". I jeśli faktycznie zgodnie z nim zyjesz - stale się uczysz, jak być faktycznie większym. Poza tym taki człowiek wie, iż każdy błąd to tak naprawdę feedback od świata po to, żeby się czegoś nauczyć, wyciągnąć wnioski. Zdroworozsądkowe myślenie nie powinno ich dotykać, gdyż oni ze swojej strony zrobili wszystko co na tamten czas mogli, by dobrze wychować dziecko. A błędy? Rzecz ludzka. Bo wiesz: każdy błąd dziecka rodzice zaraz bez sensu przypisują sobie, a najbardziej niezrozumiałe jest to wtedy, gdy jest pełnoletnie.
P.p.s. To właśnie jeden z wielu powodów, dlaczego wycofuję się stamtąd. Strażnica zamiast uczyć naprawdę szczęśliwego podejścia do życia, to nie dość, że nie wspomina wielu rzeczy a jeśli wspomina to tylko w formie "spróbuj zrobić tak" nie organizując żadnych ćwiczeń przy tym; stawia w naprawdę stresujących sytuacjach i bazuje na wiecznym poczuciu winy. Co drugi świadek którego znam ma jakieś zaburzenia psychiczne w formie depresji itd. Znam wiele szczęśliwych, dobrze prowadzących się ludzi poza organizacją, nie mających takich problemów, tak więc nie jest ona człowiekowi potrzebna do szczęścia. Pismo Święte - to wystarczy a przede wszystkim więź z naszym Stwórcą i Jezusem.