Są rzeczy, których nie można powiedzieć, bo to by pozycjonowało organizację w pobliżu sekty, a to przecież niedopuszczalne. Dlatego na stronie 44 przeczytamy:
"Terminologia, Której Należy Unikać
Przede wszystkim warto unikać terminologii, którą na co dzień stosujemy w rozmowach między Świadkami Jehowy. Na przykład określenia takie jak „światowi”, „niewierzący” czy „prawda” mogą sprawiać wrażenie, że Świadkowie Jehowy uważają się za lepszych od innych. Choć te terminy są odpowiednie w kontekście duchowym, w relacjach z mediami mogą zostać błędnie zinterpretowane.
Podobnie należy uważać na inne wyrażenia powszechnie używane w kontekście teokratycznym, które mogą być niezrozumiałe lub mylące dla osób spoza naszej społeczności. Jeśli terminy te nie zostały wcześniej jasno zdefiniowane, lepiej zastąpić je bardziej uniwersalnymi określeniami, np.:
• Sala Królestwa → „miejsce wielbienia”
• nadzorca obwodu → „podróżujący duchowny”
• pionier → „pełnoczasowy ochotnik religijny”
Jednocześnie warto zachować ostrożność i nie przejmować całkowicie terminologii używanej przez dziennikarzy. Przykładowo, jeśli nazywają Salę Królestwa „kościołem”, można grzecznie sprostować tę informację, podkreślając, że zależy nam na rzetelnym przedstawieniu faktów. Dziennikarze często doceniają takie wyjaśnienia, ponieważ pomagają im lepiej zrozumieć temat i przygotować precyzyjny materiał.”
Nie należy sprawiać wrażenia, że świadkowie Jehowy uważają się za lepszych od innych, chociaż jak byśmy określili grupę ludzi, która uważa, że przeżyje Armagedon, a inni będą leżeć "jak gnój na polu"? Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jednak uważają się za lepszych. Tak przynajmniej wynika z ich literatury.
Zobaczcie też, że chcą poprawiać dziennikarzy w tematach zupełnie nieistotnych, a więc nazwanie Sali Królestwa "kościołem" to świetna okazja, żeby ich poprawić i "podkreślić, że zależy nam na rzetelnym przedstawianiu faktów". Czemu to ma służyć? W dziennikarzu może tworzyć to wrażenie, że jego rozmówca jest rzetelny i precyzyjny, co ponownie uśpi jego czujność. Przypomina to szmuglerskie sztuczki, gdy na granicy daje się odkryć osobówkę z narkotykami, a gdy służby są nią zajęte, przejeżdżają trzy ciężarówki z tym samym towarem, niczym nie niepokojone... To jest ta sama taktyka. Wystawiamy coś zupełnie nieznaczącego, by odciągnąć uwagę od rzeczy, które mają znaczenie.
No bo jak nazwać sytuację, w której sami nazywamy nadzorcę obwodu "podróżującym duchownym", gdy jednocześnie podkreśla się w literaturze, że nie mamy duchownych, by zaraz później zwrócić uwagę na "kościół", który przecież jest powszechnie rozumiany przez ludzi jako miejsce spotkań wierzących?
Podoba mi się też końcówka, mianowicie, że "dziennikarze często doceniają takiej wyjaśnienia". Przypomina mi to tekst Strażnicy o tym, że wykluczeni doceniają wykluczenie... Dziennikarz mający minimum doświadczenia doskonale wie, że jest zwodzony i toczy się gra. Pytanie tylko, czy ma na to wywalone, bo trzeba zrobić kolejny artykuł na stronę, czy może jednak podejmie rękawice (a wtedy po dwóch próbach zostanie wyproszony, jeśli ma to miejsce w trakcie kongresu, tak jak opisałem to wcześniej).