Trochę jakby wymiennie potraktowano organizację i Jehowę.
W praktyce zborowej tak to właśnie wygląda. Oczywiście jednostki potrafią stosować pokraczną, nazwijmy to, logikę. Jeśli spytasz co bardziej liberalnych, ale wciąż dosyć świadkowskich, co by było, gdyby przeczytał w literaturze coś, co jest niezgodne z Biblią, to powiedzą, że będą lojalni wobec Jehowy. Brzmi dobrze, bo niby oddziela organizację od Boga, ale w praktyce każdy z nich przyjmuje bezkrytycznie to, co dostają, a w takich czczych wywodach jedynie karmią swoje ego itd.
Inna grupa ludzi to taka, która mówi, że zawsze bada to, co podaje im niewolnik. Jednak już samo użycie przez nich słowa "niewolnik" wskazuje na ich tok rozumowania, który zakłada to całe pseudobadanie nastawione na automatyczne potwierdzenie tego co się otrzymało. Co gorsza, ci sami ludzie (do których niestety należą niektórzy z moich bliskich) mówią, że się nie martwią, bo wszystko co pochodzi od niewolnika jest ze "stołu Jehowy". Jednej z takich osób miałem odwagę spytać po co w ogóle w takim razie cokolwiek badać. Okazało się, że Biblia do tego zachęca. Szkoda tylko, że ci ludzie nie rozumieją co kryje się za słowem "badać". Pokusiłem się o schemat ukazujący prowadzenie badań wg Świadków Jehowy:
1. Postawienie tezy, np. "donadams jest niewolnikiem".
2. Sprawdzenie tezy na podstawie literatury donadamsa, zatytułowanej "po czym poznać, że jestem niewolnikiem".
3. Zasięgnięcie innej opinii, np. donadamsa, zaprezentowanej w jego pracy pod tytułem "niewolnikiem być".
4. Poddanie pseudokrytyce jakiegokolwiek absurdu, aby absurd będący częścią 'badanej' tezy brzmiał mniej głupio, np. "dlaczego pstrąg potokowy nie może być niewolnikiem" (autorstwa donadamsa).
5. Wyciągnięcie 'logicznych' wniosków, które co ciekawe za każdym razem nasuwają się same.
Ah, gdyby tylko ludzie potrafili prowadzić tak badania. Świat byłby lepszy.