Książka Paście... nie podaje zasady, że należy inaczej patrzeć na kontakty z wykluczonymi krewnymi, niż na kontakty z ogółem wykluczonych.
Nigdy poniższe zasady z lat 70. XX wieku nie zostały odwołane:
„Jak się ustosunkować do członka bliskiej rodziny, który został wykluczony ze społeczności? (...) Uporczywy brak poszanowania dla zasady biblijnej, by się nie mieszać z wykluczonymi
może doprowadzić do wykluczenia ze społeczności. Ale chyba nie ta sankcja powinna być powodem naszego posłuszeństwa wobec tego prawa, nieprawdaż? Jeżeli miłujemy Jehowę Boga, to chętnie usłuchamy Jego nakazu!” (Służba Królestwa Nr 8, 1972 s. 11).
Wtedy pisano, że to „może” doprowadzić do wykluczenia, ale nie musi. Trzeba udowodnić, że kontakty z wykluczonym krewnym były nieodzowne, jak piszą o tym wielokrotnie.
Można domniemywać, że pozostawiono pewną swobodę starszym. Wiadomo, że są spotkania związane z podziałem majątku, odwiedziny osoby chorej, która mieszka u wykluczonego (np. rodziców).
Sam znałem 2 zbory w których pewnie połowa zboru to byli krewni i powinowaci, poprzez małżeństwa członków zboru. Istne zborowe klany rodzinne.
O tym pisano też w Strażnicy:
*** w71/4 s. 28 Pytania czytelników ***
Gdyby w małym zborze obejmującym kilka spokrewnionych między sobą rodzin każdy odnosił się do wydalonej w ten sam sposób, jak przed jej wykluczeniem — chodził razem z nią po zakupy, zapraszał ją na wspólne wycieczki, pilnował jej dzieci albo zostawiał u niej swoje dzieci — wówczas taka osoba na pewno by nie odczuła, że jej krewni jako wierni chrześcijanie wprost nienawidzą zła, jakiego się ona dopuściła (Ps. 97:10). Podobnie ludzie spoza zboru nie zauważyliby żadnej zmiany, choć mogą wiedzieć o niechrześcijańskim trybie życia danego grzesznika.
Znałem osobę z takiej rodziny zborowej, z którą nikt nie chciał rozmawiać. Bali się tej osoby jak ognia wszyscy. Dlaczego bali się kontaktu z nią?
Pracowała ona nadal u ŚJ, bo żona jego była siostrą właściciela firmy, w której był zatrudniony. Ze względu na swą siostrę-ŚJ, nie wyrzucił szef-ŚJ szwagra wykluczonego ŚJ.
Ale chociaż właściciel firmy sam był starszym, wcale nie rozmawiał z wykluczonym. Zabronił mu mówienia dzień dobry na przywitanie. Miał się bezosobowo zwracać od razu w kwestii służbowej (ani po imieniu, ani inaczej). Sam dawał mu tylko krótkie komendy co ma danego dnia zrobić lub przesyłał smsem polecenia służbowe.
Inni starsi naciskali go by zwolnił tego exŚJ, ale ten ze względu na siostrę trzymał go w firmie.
Znałem zarówno tego szefa-starszego (chodziłem z nim do szkoły średniej i pracowałem przez kilka lat), jak i tego exŚJ, z którym dziesiątki godzin poświęcaliśmy na dyskusje teologiczne.
Gdyby w takich „zborach rodzinnych” wszyscy mogliby się bez sankcji kontaktować z wykluczonym, to byłaby to istna ‘rewolucja obyczajowa’.
Dlaczego ci, co nie mają w rodzinie wykluczonych, nie mogliby się kontaktować z innymi wykluczonymi pod groźbą wykluczenia, a ci co mają w rodzinie wykluczonych, by mieli zgodę na kontakty bez sankcji wykluczenia?