Zapoznałem się z tą książką.
Główna jej teza jest słuszna, że nowe wydanie PNŚ zrywa z długoletnim poglądem Towarzystwa Strażnica, że najlepsze przekłady Biblii to tłumaczenia literalne.
Autor wskazuje na zamianę w PNŚ 2013 biblijnych symbolicznych słów, jak serce czy nerki na opisowe wyrażenia, bardziej zrozumiałe dla czytelnika, jak np. najgłębsza istota. Ubolewa nad tym, że wcześniej występujący Szeol zamieniono teraz na grób. Podaje szereg innych przykładów upraszczania języka Biblii.
Jednak ten pisarz - w moim odczuciu - nie jest w porządku, bo wykorzystał sporo miejsca na głoszenie swoich poglądów (sprzecznych z tym, czego się uczył na uczelniach ewangelicznych), zbliżonych do idei Świadków. Głosi mianowicie, że nie ma czegoś takiego jak życie duszy po śmierci oraz wiecznie przeżywana kara (popularnie znana jako piekło). Stosuje tu podobne argumenty, jak Świadkowie.
Poza tym opowiada się za imieniem Jehowa w Starym Testamencie (to nie jest kontrowersyjne), ale za formą Jehowa, opierając się na hebrajskich imionach zawierających cząstkę "Jeho".
Zamieszcza krytykę (którą napisał teolog Mark A. House) dzieła Rola teologii i uprzedzeń w tłumaczeniu Biblii Rolfa Furuli, uczonego Świadka.
Opowiada się za podobnym do Świadków oddaniem Listu do Rzymian 9:5; Ewangelii Jana 8:58 oraz Dziejów Ap. 20:28.
Słowem, książka bardzo dziwna, nierówna i niejednoznaczna. Nie spełnia pokładanych w niej oczekiwań. Jestem bardzo zawiedziony.
Kiedy doczekamy się zrównoważonej, naukowej, wszechstronnej i konstruktywnej krytyki Przekładu NŚ?