Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Czy Świadkowie Jehowy zrywają kontakty z byłymi współwyznawcami?  (Przeczytany 11176 razy)

Offline R2D2

  • Pionier
  • Wiadomości: 700
  • Polubień: 113
  • "Umiesz mówić prawdę? Naucz się też jej słuchać. "
w kazdej religii, sekcie, wyznaniu, znajdzie sie grupa nadgorliwych - patrz wyznawcy rydzykowego radyjka..... radykalni, nadinterpretujący, bardziej chcący zasłużyć , " bardziej święci od papieża"....... i takiemu nie przemówisz :) Tacy ludzie po prostu chca bardziej Bogu się przysłuzyć, żeby o nich nie zapomniał w godzinie śmierci ......

Szkoda jednak, że wychylenie w tę stronę od jednomyślności przenajświętszej organizacji jest tolerowane przez ciało....... bo wiemy dobrze, że wychył w stronę liberalizmu jest surowo karany jednak i nazywany brakiem jednomyslności.......
Miłość nigdy nie ustaje..., [nie jest] jak proroctwa, które się skończą 1 Kor 13:8


Mario

  • Gość
''Jeśli jednak wykluczone zostaje nieletnie dziecko, rodzice w dalszym ciągu są odpowiedzialni za pouczanie go i karcenie. Mogą zatem postanowić, że będą z nim nadal prowadzić studium biblijne.Sytuacja wygląda inaczej, gdy wykluczony zostaje członek rodziny, który z nami nie mieszka. Sprawy rodzinne mogą sporadycznie wymagać nawiązania z taką osobą kontaktu, ale powinien się on sprowadzać do niezbędnego minimum''.   http://wol.jw.org/pl/wol/d/r12/lp-p/1102008083#h=7:511-7:729
''Zdarza się, że wykluczony zostaje ktoś z najbliższej rodziny, z kim mieszkamy pod jednym dachem. Wykluczenie go ze zboru nie powoduje zerwania więzów rodzinnych, toteż codzienne życie może się toczyć normalnym trybem. Niemniej winowajca przez swoje postępowanie zerwał więź duchową łączącą go z wiernymi Bogu członkami rodziny. Nie może więc z nimi uczestniczyć w zajęciach związanych z wielbieniem Boga''.
 Czyli teściowa tak naprawdę nie wypełnia nakazów TS,gdyż TS nie zakazuje całkowitego zerwania kontaktów.Minimum kontaktów oznacza,że moga one sie pojawiać.Teściowa jak napisałeś w ogóle sie nie widuje.Więc to jest nakaz TS czy decyzja teściowej?


Słowa mogą a nie muszą dają przyzwolenie. Podobnie jak inne słowa sporadyczne, niezbędne minimum. Na takiej podstawie Ty dochodzisz do takich wniosków , inny Św J do innych. A zobacz jak prosto byłoby gdyby wziąć za miernik proste słowa Biblii mówiące , że gdziekolwiek ojciec jest zobowiązany za wychowanie dziecka oraz że po prostu ojciec i matka musza w karności wychowywać dzieci albo miłośc okazywać najbardziej swoim -  tu nie ma granicy wieku ani podziału na określone zachowania kiedy dziecko służy Bogu a kiedy nie - jest tylko wskazówka - rodzice muszą tacy być czyli zawsze-  dziecko zawsze będzie dla rodziców dzieckiem.


Roberta1

  • Gość
w kazdej religii, sekcie, wyznaniu, znajdzie sie grupa nadgorliwych - patrz wyznawcy rydzykowego radyjka..... radykalni, nadinterpretujący, bardziej chcący zasłużyć , " bardziej święci od papieża"....... i takiemu nie przemówisz :)
Znalazłam na ten temat artykuł na stronie: http://www.churchleaders.com/
Wystarczy zamienić słowo kościół na zbór i proszę, zborowa rzeczywistość.  :-\

Cytuj
Kościelni prześladowcy występują powszechnie w wielu kościołach. Sieją niezgodę i wszczynają waśnie. Muszą mieć jakiegoś "wroga" w kościele, jeśli nie mogą toczyć jakichś bitew, to są nieszczęśliwi. Intrygami prą do uzyskania formalnych stanowisk w kościele, takich jak przewodniczący starszych i diakonów lub skarbnika. Mogą też prześladować bez oficjalnego stanowiska.
Kościelni prześladowcy zawsze się kręcą w pobliżu. Jednak wydaje się, że teraz bardziej zaciekle niż kiedyś robią swoją krecią robotę. Spójrzcie na dziewięć cech kościelnych prześladowców, pomogą ich rozpoznać zanim narobią zbyt wiele szkód.
1. Nie uważają się za prześladowców. Wręcz przeciwnie, postrzegają siebie jako bohaterskich wysłanników ratowania kościoła przed nim samym.
2. Mają własny i wyrachowany ukryty cel. Oni już ustalili, jak ma wyglądać "ich" kościół. Każda osoba, sposób głoszenia czy porządek, który jest sprzeczny z ich wizją idealnego kościoła musi być wyeliminowany.
3. Starają się tworzyć silne sojusze ze słabymi członkami kościoła. Będą nękać i przekonywać osoby, grupy czy komitety, by stały się sojusznikami w ich sprawie. Słabsi pracownicy lub wierni ulegają ich silnej osobowości.
Więcej tłumaczenia tutaj: http://codziennik.ucoz.pl/publ/koscielni_przesladowcy/1-1-0-28


Offline Liberal

Napluć, narzygać, zohydzić, zdeptać i poczuć się lepiej...
O co tu chodzi?
Ja przeżyłem wiele fantastycznych rzeczy wśród ŚJ i do tej pory miło je wspominam.
Jestem krytykiem nauk WTS i mam wiele osobistych powodów żeby wytykać im błędy, ale nie rozumiem tych agresywnych wpisów.
Byłem starszym zboru, który wykluczał i napominał. Nie czuję z tego powodu żalu, należało się im.
Pamiętajcie, że wszyscy byliście w tym gównie i wszyscy klaskaliście głośno przy byle traktacie.
Teraz łatwo jest krytykować i oczerniać. Ale co z tymi, którzy tam pozostali?
Marek Boczkowski

Viva la Apostasía!


Offline R2D2

  • Pionier
  • Wiadomości: 700
  • Polubień: 113
  • "Umiesz mówić prawdę? Naucz się też jej słuchać. "
Masz rację Marek.
To nie jest wina ludzi tylko systemu.

A Ci co tam zostali, wydaje mi się, że dlatego my na przykład nie odcięliśmy naszej historii grubą kreską, tylko jesteśmy, chcemy pomagać, chcemy rozmawiać i poświęcać czas na odkrywanie niegodziwości systemu organizacji..... chcemy pomagać naszym bliznim, którzy są w tej bestii, ale nie mają wiedzy i siły by stamtąd wyjść......
Miłość nigdy nie ustaje..., [nie jest] jak proroctwa, które się skończą 1 Kor 13:8


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
           
             Jeśli system jest chory to ludzie go propagujący też.

Dobrze Marek piszesz....siedziałeś w gównie napominałeś i wykluczałeś  ludzi, a więc w imię czego jakich zasad? G....nanych. :P
 
 
« Ostatnia zmiana: 03 Maj, 2015, 09:08 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline R2D2

  • Pionier
  • Wiadomości: 700
  • Polubień: 113
  • "Umiesz mówić prawdę? Naucz się też jej słuchać. "
mUSZE SIĘ POPrawić, dzieki Tazła,
to jest wina systemu a nie ludzi....
miałam na mysli tych na dole szeregowych ludzi.....

bo Ci na górze jak najbardziej ponoszą całą winę i odpowiedzialność!!!
Miłość nigdy nie ustaje..., [nie jest] jak proroctwa, które się skończą 1 Kor 13:8


Roberta1

  • Gość
Według mnie to jest wypadkowa systemu i charakteru człowieka. Jeżeli system w jakiś sposób promuje gnidy ludzkie, to ci wszyscy dobrzy ludzie usuwają się w cień. Stoją i odwracają wzrok, żeby nie widzieć nieprawości. Powolutku odsuwają się od takiej grupy i nie ma tu znaczenia czy to grupa religijna czy nie. W grupach religijnych jest o tyle gorzej, bo zasady są "nakazane" przez boga.
Zacytuję jeszcze jeden fragment z tego artykułu:
Cytuj
7. Wolno im się znęcać nad innymi, bo wierni im się nie przeciwstawiają. Rozmawiałem z pastorami i ich pracownikami, którzy zostali zaatakowani przez kościelnych prześladowców. Chociaż nękający sprawili im wielki ból, to jeszcze większego przysporzyli im wierni ich kościoła, którzy milcząco pozwalali na to, co się działo.
http://codziennik.ucoz.pl/publ/koscielni_przesladowcy/1-1-0-28


Mario

  • Gość
I co teraz mamy pisać jak to było super i fajnie tam?


Cześć osób odchodzi z wyznania Św J z powodów doktrynalnych , część z osobistych urazów, część gorszy się czyimś postępowaniem itd


Krytykując złe postawy Św J krytykujemy właśnie system , który "otwiera drzwi" do określonych zachowań czy słów.


Offline Liberal

Dobrze Marek piszesz....siedziałeś w gównie napominałeś i wykluczałeś  ludzi, a więc w imię czego jakich zasad? G....nanych. :P
Tak się składa, że nigdy nie przyłożyłem ręki do wykluczenia kogokolwiek bez podstaw biblijnych :)
Kilka osób uchroniłem przed wykluczeniem, bo wychodziłem z założenia, że "miłosierdzie góruje nad sprawiedliwością".
Jeżeli jesteś w jakichś strukturach (w tym wypadku chrześcijańskich) to kierujesz się określonymi miernikami (w tym wypadku Biblią) i nie można relatywizować skrajnie negatywnych zachowań.
Tak jest w każdej społeczności - jeśli znasz zasady, a się do nich nie stosujesz, to sorry...
Czy biblijne zasady są gówniane? To już pewnie kwestia do odrębnej dyskusji :)
Marek Boczkowski

Viva la Apostasía!


Offline Kitty

Napluć, narzygać, zohydzić, zdeptać i poczuć się lepiej...
O co tu chodzi?
Ja przeżyłem wiele fantastycznych rzeczy wśród ŚJ i do tej pory miło je wspominam.
Jestem krytykiem nauk WTS i mam wiele osobistych powodów żeby wytykać im błędy, ale nie rozumiem tych agresywnych wpisów.
Byłem starszym zboru, który wykluczał i napominał. Nie czuję z tego powodu żalu, należało się im.
Pamiętajcie, że wszyscy byliście w tym gównie i wszyscy klaskaliście głośno przy byle traktacie.
Teraz łatwo jest krytykować i oczerniać. Ale co z tymi, którzy tam pozostali?


Długo myślałam nad Twoim postem.Wetknąłeś kij w mrowisko,no,może raczej patyk,ale jednak...Jednak ciśnienie mi podniosłeś.
Dlaczego"plujemy,rzygamy,zdeptujemy..."? Czy tylko po to,by "poczuć się lepiej"? Być może. Może jest to dla nas rodzaj terapii,może przy okazji chcemy ostrzec tych,którzy się tam wybierają,że przynależność do organizacji-oprócz niewątpliwych zalet-ma też mnóstwo poważnych wad,które wychodzą po czasie?

My również możemy zgodnie z prawdę powiedzieć,że w org. przeżyliśmy wiele dobrego.To fakt,były też miłe chwile,coś cennego zyskaliśmy...
Tylko ile z tego "dobrego" było podyktowane szczerością?
Podam przykład: mnie na początku urzekło,że zostając śJ zyskuję rodzinę.Co prawda duchową rodzinę,ale przekonywano mnie-a ja w to uwierzyłam-że ci ludzie murem będą stać za mną,a więzy,jakie nas połączyły zrekompensują mi fakt utraty mojej cielesnej rodziny.Bajka! Nic,tylko żyć i nie umierać...
Niestety,czas zweryfikował te deklaracje i okazało się,że miłość,owszem jest,ale WARUNKOWA. Czyli co,mam rodzinę duchową,ale tylko wtedy,gdy będę tańczyć tak,jak mi zagrają? Moja rodzina akceptowała mnie bezwarunkowo i nikt się mnie nie wyrzekł,bo miałam czelność pójść swoją drogą...I to jest właśnie RODZINA!

Obserwując swoich braci w wierze-ich oddanie Bogu,zaangażowanie,zmaganie się z własnymi słabościami czułam się autentycznie zbudowana.Tak,to był kolejny pozytywny przejaw bycia w organizacji.Być z tymi ludźmi i razem z nimi dążyć do czegoś pięknego.
Niestety,z czasem okazało się,że brat X nie zmaga się ze swoimi słabościami tak,jak wszystkim opowiadał,lecz prowadzi podwójne życie i ma z tego ubaw.Siostra Y ściśle trzymała się "mierników Jehowy"zawstydzając wielu z nas,słabych duchowo,lecz KTÓREGOŚ DNIA ODKRYŁAM,ŻE TYLKO ŚWIETNIE SIĘ KAMUFLOWAŁA. Napisałam to z włączonym caps lockiem,bo to mój krzyk rozpaczy! Nie wiesz,Marku,jak ja strasznie cierpiałam,bo po tej osobie się tego nie spodziewałam,była mi bardzo bliska.Ona sama tylko mnie poprosiła,bym nie mówiła nic braciom w zborze...
Takich przykładów mogłabym podać mnóstwo,ale po co?
Tak,żyliśmy inaczej,niż reszta świata,prowadziliśmy się (względnie) moralnie,nie było ekscesów itp.Generalnie było dobrze.
Tylko ile w tym było faktycznej uczciwości,a ile gry pozorów,bezczelnego udawania kogoś,kim się nie jest? Na pewno sporo.Do człowieka w końcu dociera,że to "pic na wodę,fotomontaż".I wtedy zaczyna się męczarnia dla kogoś,kto autentycznie kocha Boga i chce Mu służyć.Nie da się w takim zakłamanym otoczeniu odczuwać radość i mieć poczucie pełnej integracji.Zawsze będzie się gdzieś z boku...
Piszesz,że wszyscy byliśmy w tym gównie i klaskaliśmy przy byle traktacie. Zgoda,tak było.Ale klaskaliśmy,bo klaskali wszyscy.Do tego nawoływał mówca.To jest właśnie domena sekt-wszystkich urabia się na jedną modłę,by zabić jakąkolwiek indywidualność i by wszyscy zachowywali się tak samo,bez refleksji,a tym bardziej bez słowa sprzeciwu.
No i już nie jesteśmy w tym gównie,tylko tu,na forum ;D

To,że Ty zachowywałeś się tak,a nie inaczej podczas komitetów sądowniczych,to tylko Tobie chwała za to.Wiesz dobrze,że inni bracia nie mają takich zasad,jakie Ty miałeś i potrafią siedzącego przed nimi delikwenta doprowadzić do poważnego rozchwiania emocjonalnego i spieprzyć mu życie.

Reasumując,pobyt w organizacji miał dobre i złe strony.Proporcje układały się różnie u różnych osób,więc trudno tu generalizować.I na pewno nie powinno się ganić kogoś za to,że za dużo się żali a za mało chwali.
Fajnie,jak człowieka pogłaszczą,ale co z tego,gdy zaraz dwa razy kopną? ;)


Offline Liberal

Reasumując,pobyt w organizacji miał dobre i złe strony.Proporcje układały się różnie u różnych osób,więc trudno tu generalizować.I na pewno nie powinno się ganić kogoś za to,że za dużo się żali a za mało chwali.
Fajnie,jak człowieka pogłaszczą,ale co z tego,gdy zaraz dwa razy kopną? ;)

Droga Kitty, wcale nie chodzi o to, żeby zapominać czy usprawiedliwiać podłości, jakie dzieją się w Organizacji. Wręcz przeciwnie, jestem zdania, że trzeba je piętnować i pokazywać światu.
Problem leży raczej w tym, że niekiedy wszyscy tak dalece zapędzamy się w totalnej krytyce, że zapominamy o dobrych stronach życia w Organizacji i porządnych ludziach, których tam poznaliśmy.  A co najważniejsze, gubimy po drodze obiektywizm.
Zgadzam się, Kitty, że polityka "miłości warunkowej" propagowana przez WTS wyrządza więcej szkody, niż przysparza korzyści, no ale przecież nie wszyscy tak postępują. Ja też miałem w sobie sporo żalu za paskudne potraktowanie mnie przy skreślaniu ze starszego, a potem piętnowanie i podłe plotki upowszechniane przez ludzi, których miałem za swoich przyjaciół. Zawiodłem się i rozczarowałem wieloma osobami. Byłem zły i rozgoryczony. Jednak z drugiej strony okazało się, że pewne przyjaźnie przetrwały próbę i chociaż te osoby nadal są Świadkami Jehowy, to nie zerwały ze mną znajomości i kontaktujemy się ze sobą do dziś.
Fakt, że jakaś część Świadków zachowuje się obłudnie i dwulicowo nie upoważnia nas do wrzucania wszystkich do jednego wora, bo wtedy powinniśmy do niego wrzucić także samych siebie. Dla mnie po tych 10 latach od mojego odejścia stało się oczywiste, że należy wyraźnie rozgraniczyć chore i niebiblijne zasady propagowane przez Ciało Kierownicze i jego bezmyślnych przydupasów od ludzi szczerych i uczciwych, którzy pozostają w tej Organizacji z najróżniejszych przyczyn, ale także borykają się z mnóstwem wątpliwości i rozterek.

Zobacz, co się stało z Forum Watchtower - kiedy wejdzie tam ŚJ, to jest wyszydzany, poniżany, od razu przypina mu się etykietkę "idiota", spotyka się z kpinami, ironią, tekstami "ni cholery z tego nie rozumiem" itp. Nikt nie nawiązuje z nim merytorycznej, rzeczowej dyskusji, nikt nie zada sobie trudu podyskutowania z nim na płaszczyźnie Biblii bądź logicznej argumentacji. Padają wyzwiska, bluzgi, obraża się "Jehowę" i bluźni na wszystko, co biblijne.
Powiem Ci szczerze, Kitty, że gdybym ja dzisiaj był na początku rozbratu z Organizacją, i wszedł na takie Forum, to spieprzałbym z powrotem do Organizacji szybciej, niż pomyślałem o odejściu. Niech każdy z nas przypomni sobie, czego potrzebował w pierwszym okresie swojego "kryzysu sumienia", a najprędzej zrozumie, co chcę powiedzieć.
Polemika, zdrowa krytyka, wytykanie błędów i draństw - tak. Ale pastwienie się nad Świadkami - nie.


:)
Marek Boczkowski

Viva la Apostasía!


Offline Fantom

Ja tylko dorzucę,że w większości spotkałem się z naprawdę braterską miłością i troską.Oczywiście widziałem też u innych odchyły od wzorca podanego w biblii czy strażnicy.Osobiście nie byłem wścibski i nie wyolbrzymiałem czyiś błędów czy grzechow.Dlatego,że sam wiedziałem ,że mi również nie zawsze udawało się dochować wierności ideałom.Miałem świadomość ,że trzeba odróżnić brata ,który rzeczywiście był na bakier ze słowem Bożym od zwykłej codziennej niedoskonałości,grzeszności.Dlatego tyle sie pisało,że miłośc ma zakrywać czyjeś niedociągnięcia.Widać było,że autentycznie duża ilości braci stara się dostosować swoje życie do wskazówek biblijnych.
 Gdybyśmy mieli patrzeć się na wiarę czy wyznanie przez pryzmat zachowań wiernych ,to raczej z żadnym kościołem nie byłoby nam po drodze.
 Zgodzę się,że miłośc była warunkowa.Wpojono nam,że jeżeli ktoś zostaje wykluczony,to musi byc naprawdę ważki powód.W gruncie rzeczy osoba ,ktora dopuszcza sie grzechu sama niejako okazuje brak szacunku dla rodziny duchowej.Przez swój cięzki grzech(brak poprawy,skruchy) pokazała,że w zasadzie to jej miłośc wygasła do nas/naszej społeczności.Uczono nas,że grzeszący odwraca się od Boga i zboru.To przecież zbór i bracia nie odwracali się pierwsi.Zbor ma prawo poczuc sie oszukany,kiedy wychodzi na jaw ,że ktoś prowadził podwójne życie.Uśmiechał sie do braci,udawał kogoś kim nie był.To chyba naturalny odruch,że przesstaje sie takiej osobie ufać,oraz że czujemy się pokrzywdzeni ,że ten ktoś z nas po prostu zakpił.Nie pisze tu w kontekscie wykluczenia za odstępstwo. Przykład ,który już podawałem: jeżeli mąż zdradza żonę to czego może od niej oczekiwać?Dalszej miłości?troski?wspólnych wypadów,romantycznych chwil?Czyż miłośc partnerów nie jest warunkowa?Ileż to razy słyszałem,że jak matka się puściła,to własne dzieci nie chciały jej znać.To ten co grzeszy pierwszy zrywa więzy.To jemu nie zależy na związku duchowym czy cielesnym.Kto z nas chciałby utrzymywac bliskie więzi z osoba ,która notorycznie nas krzywdzi?Zatem miłośc jest warunkowa,ale i w określonych sytuacjach usprawiedliwiona.Wiemy,że nikt od razu nie jest wykluczany.Dostaje szanse na poprawę ,jakis czas.To rodzina pokazuje mu miłość ,że jest gotowa przebaczyc tylko wtedy jeżeli ty sam tego chcesz.Z tego co wiemy,to biblia wyraźnie mówi jak należy traktowac takie osoby.Ja się z tym zgadzam. Tam gdzie chodzi o bliska rodzinę to dalej obowiązuje przykazanie aby czcic ojca i matkę.Można nie mieć społeczności duchowej z rodzicami czy dzieckiem.Jednak kto by nie dbał o domowników wiary sie wyrzekł.
 Każda społecznośc,zażyłośc jest obwarowana jakimś warunkiem,którego przekroczenie będzie skutkowało wykluczeniem.
 To forum też ma regulamin.Moja obecnoś na nim jest WARUNKOWA.Będę tu tak długo,dopóki ja pierwszy nie okaże Wam szacunku.Nikt raczej  nie płacze po tych,którzy wylecieli z forum za łamanie regulaminu.
 Dlatego zgadzam,się z Libaralem,że byli tacy,którym sie należało wykluczenie. Jeżeli chcesz byc ze mną,z nami to okazujemy Ci miłośc.Pod jednym jednak WARUNKIEM.Jeżeli krzywdzisz mnie/nas to poniesiesz tego konsekwencje.
 Czyż miłośc Jezusa i Boga nie jest WARUNKOWA? Bóg nie pozwalał z siebie kpić.
 Tak długo jak będziesz okazywac mi szacunek,tak długo bedziesz mieć go ode mnie.
 Myślę ,że miłośc Warunkowa ma uzasadnienie i rację bytu. Jeżeli czegoś nie rozumiałem z ta miłością warunkową u ŚJ to prosze napisać jak miałaby ona wyglądac bez warunków.Róbta co chceta?
  Jak zinterpretowac z takim nie jadajcie,ani go nie pozdrawiajcie? WTS mówi aby ograniczyc kontakty do minimum z bliska rodzina ,a nie zerwać całowity kontakt.To juz fanatyzm jak ktoś to robi.Jak żyje sie pod jednym dachem to trzeba dbać o domowników,o jego cielesne potrzeby( kto by nie dbał o domowników wiary sie wyrzekł).
« Ostatnia zmiana: 13 Maj, 2015, 09:17 wysłana przez fantom »
''Brak sprzeciwu wobec błędu jest jego zatwierdzeniem, a niebronienie prawdy oznacza jej tłumienie''
 Ignoruję: Tusia,tomek_s


Offline matus

W takim razie pytanie - kto ma stawiać warunki?
Lepiej jest, jak są narzucane z góry, czy jak się wypracowuje wspólny kierunek?
Bogowie są gorsi od Pokemonów, bo nie da się złapać ich wszystkich, tylko jednego (albo małą grupkę), bo się obrażają.


Offline Kitty

Fantom,Liberał-macie wiele racji,której nie neguję.
O co mi chodziło wcześniej,dlaczego przyjęłam takie stanowisko? Otóż uważam,że należy jasno i wyraźnie ukazywać ciemną stronę pobytu w organizacji,ponieważ tę jasną...ukazują oni sami ;)
Tak,tak,gdybyśmy z takim zapałem przystąpili po wyszczególniania wszystkich plusów,osoby postronne (np.czytające fora tematyczne) miałyby podstawy sądzić,że zalety mocno przeważają nad wadami.Na pewno zdajecie sobie sprawę,że czytają nas różni ludzie i wielu z nich jest związanych z organizacją w różnym stopniu; są zainteresowani,osoby wątpiące,lub takie,które są na wylocie,ale potrzebują "kropki nad i". O korzyściach bycia śJ trąbi im się na zebraniach,mają to w literaturze i dlatego szukają merytorycznej przeciwwagi,czegoś,co pomogłoby im dokonać uczciwego bilansu takiego życia.
Bycie świadkiem,to nie jakaś chwilowa zabawa,interesująca odskocznia od dotychczasowego życia-to przewartościowanie tego,co było dotąd.Wybaczcie chłopcy,ale gdy poznawałam "prawdę", nigdzie nie znalazłam ostrzeżeń,że bracia będą aż tak bardzo ingerować w moje życie,że będę wręcz inwigilowana,że na każdym kroku będzie mnie otaczać obłuda tych,którzy będą kogoś udawać...Nikt nie ostrzegał,do jakiego stopnia będę musiała porzucić "stare życie",że będą naciski na porzucenie lojalnych przyjaciół,lub członków rodziny,bo"nie podobają się Jehowie".I nieważne,że podobają się mnie! Bracia stwierdzą,że te osoby nie mogą mieć dobrego wpływu na moją duchowość i powinnam raczej zadawać się z kimś ze zboru...
I tu dochodzę do ważnej kwestii: miłość warunkowa,owszem,otacza nas i poza organizacją,ale z jedną różnicą-to JA SAMA decyduję czy i na jakich warunkach mam kogoś kochać,lubić,tolerować itp.(i vice versa).Jeśli mam na to wpływ,wówczas żyję w zgodzie ze sobą.W organizacji KTOŚ podejmuje za mnie te ważne decyzje,zresztą nie tylko te,również wiele innych bardzo osobistych.Czy to jest naturalne? Jak długo można funkcjonować według cudzych wytycznych? Każdy człowiek ma rozum i wie,jak sie uporać z problemami,zagrożeniami,po co więc KAZAĆ mu zrywać jakieś kontakty (niby dla jego dobra) jeśli ona sam wie,że krzywda mu się nie dzieje? Jedna,druga,trzecia taka ingerencja i człowiek zaczyna być stłamszony.
Nie mogę tego,co chcę i nad czym panuję,za to muszę to,co inni uważają dla mnie za słuszne.Nie,to chore!
Człowiek jest w stanie tolerować wiele i fantastycznie uczyć się życia również na swoich błędach.Tak się zdobywa mądrość życiową i tak się kształtuje charakter.Jednak muszą to być osobiste wybory każdego,a nie schemat narzucony przez innych!
Czy szczęśliwszy jest lew,żyjący dziko,który musi sam zdobyć pożywienie,sam się obronić,zadbać o swoje młode,czy ten,którego umieszczono w ZOO,gdzie ma wszystko podane pod nos,ale żyje ograniczony kratami w klatce?
Na pewno są jednostki,którym takie trzymanie na krótkim pasku organizacji wyszło na dobre.Wcześniej popadli w różne nałogi,nie umieli sobie sensownie ułożyć życia...Rygor i określony kierunek działań,liczne uwarunkowania i towarzystwo braci zadziałały na nich zbawiennie.Sama znam fajnego brata,który wcześniej lubił sobie ostro popić i szlajał się z różnymi mętami,a teraz jest trzeźwy i biega w garniaku z literaturą.Tak,jemu to wszystko wyszło na dobre,on tego nie ukrywa.Ale czy tylko o to chodzi? Od wyciągania dysfunkcyjnych jednostek z ich problemów są świeckie grupy wsparcia (np.AA) i nie trzeba zaraz zmieniać religii,by być trzeźwym.
Czy odrzucenie dotychczasowych przyjaciół,rodziny,pasji,marzeń,własnego ja,to właściwa cena za decyzję o zostaniu śJ? Czy świadomość,że w dobrej wierze postawiło się wszystko na jedną kartę i teraz można to utracić jest budująca? Jak żyć ze świadomością,że gdy zacznę upominać się o swoje prawo do "bycia sobą",to znajdę sie poza nawiasem tej społeczności? To już nie życie,lecz psychiczny terror. Na tamtym forum opisano mnóstwo przykrych historii,jak dalece organizacja ingerowała w życie swoich członków i jak stracili wszystko,bo nie sprostali wybujałym miernikom,choć obiektywnie nie byli złymi ludźmi...
Tak być nie powinno!
Organizacja nie jest wyłącznie zlepkiem złych ludzi i przykrych doświadczeń,to fakt! Jednak to,co niewłaściwe przybiera tam takie rozmiary i tak bardzo oddziałuje na życie innych,że słusznie budzi silne emocje.Nie dziwcie się,że niektórzy "plują jadem",bo dopiero teraz są na tyle wolni,że mogą swobodnie wszystko wyrazić.Wcześniej odebrano im to prawo-mogli albo chwalić organizację,albo milczeć.