Nie wiem czy to było odejście "z hukiem", ale ja napisałam list... który przesłałam nie tylko do starszych, ale też do prawie wszystkich członków zboru.
Jeden ze starszych wydzwaniał więc po braciach z ostrzeżeniem: "Nie czytajcie listu, nie czytajcie..."... czyli zrobił mi dodatkową reklamę!
Mam taką refleksję, że odchodząc raczej nie powinno się podejmować kroków, które spowodują, że inni uznają, że to "odstępca - idiota".
Jako Świadek odczułabym ulgę, że ze zboru odszedł jakiś odstępca co ma idiotyczne zachowania (bo przestał kalać imię organizacji). Natomiast gorzej jest poradzić sobie z odejściem ze zboru osoby po prostu NORMALNEJ, która podejmuje taką decyzję. To szokuje innych członków zboru; dociekają co się stało. Myślę, że taki przykład "normalności" krzyczy głośniej niż "odstępca" chcący wszystkich zaszokować.
P.S. Grupowe klaskanie na zebraniu po odczytaniu o odejściu to świetny pomysł - chciałabym coś takiego zobaczyć na własne oczy!