Nie spotkałem się z sytuacją, by starsi sprawdzali kto podpisał dyspozycję. Czasami pytają, czy ją masz ale nie wchodzą w szczegóły. Dużo się zmieniło od kiedy sekretarze nie mogą już mieć kopii dyspozycji.
a zatem: mentalny odstępca ma _dużą_ szansę na uratowanie życia bliskiej osobie.
gdy byłem aktywnym świadkiem Jehowy pełniącym służbę pionierską, bardzo dziwiło mnie, że "słaby duchowo" brat (taki który nie głosił a oprócz pamiątki przychodził na zebranie może 2x lub 3x w roku) podpisywał się na deklaracjach o krwi praktycznie wszystkim członkom swojej licznej rodzinki.
To były czasy gdy telefonia komórkowa dopiero wchodziła na rynek (1997? 1998? 1999?), a hasło "skóra fura i komóra" kojarzyło się z "materializmem". Innymi słowami: NIE każdy miał wtedy komórkę, ale tamten "słaby duchowo" brat miał swój nr telefonu komórkowego.
Podpisywał się na deklaracjach wielu osobom i co ważne: oprócz imienia i nazwiska ZAWSZE podawał nr komórki.
Spotkaliśmy się po latach, gdy obydwaj byliśmy już poza Organizacją. Wtedy dowiedziałem się, że jego "gorliwość" w sprawie krwi była obliczona na ratowanie _ziemskiego_ życia członkom rodziny. Po to podpisywał się, aby w razie "W" pogadać poufnie z lekarzem i potajemnie _pozwolić_ na transfuzję.
Mój rozmówca pochwalił mi się, że spośród 42 osób którym podpisał się, aż dwie osoby stanęły przed koniecznością transfuzji i obydwie _potajemnie_ tę krew dostały. I żyją!
Mój rozmówca wyznał mi że jest agnostykiem, ale "gdyby się mylił" i po śmierci okazałoby się że jednak jakiś Bóg istnieje, to on jest 100% pewny swojego zbawienia, bo "jeśli Bóg nie jest psychopatą" to za te dwie uratowane osoby "po prostu musi" osądzić go pozytywnie, gdyż inaczej "aniołowie by Boga wygwizdali z oburzenia"...
Abstrachujac od żartobliwej formy "wyznania (nie)wiary" tegoż agnostyka, podpisywanie się na deklaracjach miało sens i przyniosło pozytywne skutki.