Wpadłbyś na whiskacza, to byśmy powymieniali spostrzeżenia.
A co do pytania - na ten moment mam takie odczucie, że ta doktryna ryje obszary odpowiedzialne za współczucie w mózgu i wypłukuje czysto ludzkie zachowania. Ci ludzie na pewno będą o tym rozmawiać, na pewno myśleć o wkładzie Twojej pracy w ich życie, ale nie powiedzą, bo są przywaleni toną toksycznego wstydu. I raczej nie jest to coś osobistego.
Po latach mogą się z Tobą spotkać i Cię na ulicy wyściskać, nie żałować miłych słów i chwil, ale teraz boją się - mogą mieć wyobrażenie, że jak ktoś traci przywilej, to już się 'coś' z nim dzieje i to może nie być koniec. Po prostu taki duch zapanował w orgu - każdy na każdego uważa, a najbardziej na siebie, stąd w obliczu ślepej uliczki, w jaką zabrnął rydwan boją się jakiejkolwiek jawnej reakcji - bo jeszcze ktoś ich posądzi, że są po czyjejś stronie.
To jest psychoza na 8 milionów umysłów.
Ej, a skoro tak, to weź po prostu zrób sobie taki inny wieczór, zanurz się w jakiejś odlotowej muzie, chwyć dawno odłożoną na półkę książkę lub postanów sobie zająć się w większej mierze czymś dla siebie od dnia jutrzejszego - teraz czasu może być więcej więc drąż swoje wnętrze:-)
powodzenia stary!