BYLI... OBECNI... > NASZE HISTORIE

Od raju nie duchowego...

(1/4) > >>

rabszak:
Cześć wszystkim forumowiczom.

Zbierałem się od dłuższego czasu, żeby zarejestrować się na tym forum i oto jestem. Napiszę w paru zdaniach swoje CV. Otóż kilka miesięcy temu podjąłem jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu i jak na ironie wyraziłem ją jednym zdaniem w liście do grona starszych: "z dniem... nie chcę być utożsamiany ze Świadkami Jehowy"- gdyż uznałem, że szkoda czasu na wyjaśnienia tej decyzji. Jak się to zaczęło, postaram się to opisać dla korzyści i pokrzepienia innych osób. Historia zaczyna się w latach 80' zeszłego wieku kiedy z dniem swoich narodzin rozpocząłem trzecie z kolei pokolenie Świadków w mojej rodzinie (choć wiem, że od samego urodzenia się nim nie zostaje:)). Byłem dzielnie wychowywany przez rodziców na "kandydata do chrztu" (szczególnie przez mamę). Nastał czas kiedy musiałem przerwać swoje dzieciństwo i pójść do szkoły :). Na samym początku było całkiem interesująco- nowi koledzy, koleżanki, zabawy i trochę nauki. Niestety nie trwało to długo a dokładniej skończyło się kiedy inni dowiedzieli się, że jestem z rodziny ŚJ. Nigdy nie potrafiłem pogodzić się z tym dla czego się tak dzieje. Prześladowania, drwiny, wyzwiska, bicie i wytykanie palcami było normą każdego dnia (szczególnie po lekcji religii). Trwało to przez dobre 9 lat. Zawsze potrafiłem to sobie w jakiś sposób wytłumaczyć chociaż często sam siebie oszukiwałem. Ale co tam ja nie dam rady przecież to "jedyna prawdziwa religia". W szkole średniej było już inaczej, nikt nie wgłębiał się w co kto wierzy. Nie miałem już prześladowań z tego tytułu. Czułem tylko, że odstawałem od reszty. Cały wolny czas poświęcałem na głoszenie, latałem jak kot z pęcherzem. I po lekcjach zamiast się uczyć łaziłem po ulicach i terenach nabijając sobie godziny (bo przecież pionierowałem). Nadszedł czas, że wychodziłem sobie pozycję sługi pomocniczego. Nie na długo ponieważ już w latach szkoły średniej chciałem robić wszystko tak jak książka pisze, a tutaj zacząłem dostrzegać różnice w tym co starsi mówią a robią, jak innym w zborze było łatwiej zdobyć przywileje itp (było tego tak dużo, że opiszę takie zdarzenia w innych postach). Niestety winę za to wszystko wmawiałem sobie.
Czas leciał dalej i co jakiś czas pojawiały się kolejne "kwiatki" w zborze. Często było tak, że  natrafiałem na fragmenty czy w Biblli czy w strasznicy które jakoś nie pasowały albo były przesadzone (najwięcej w strasznicy tego było). Ale nigdy się głębiej nad tym nie zastanawiałem. Przechodziłem różne etapy w życiu zborowym od pragnienia zdobycia przywileju do zupełnej obojętności. W tym czasie zmieniłem kilka razy zbór. Każdy z nich był wyjątkowy w każdym był inny rodzaj "szlamu kanalizacyjnego" który zaczynałem dostrzegać po kilku miesiącach czasem nawet tygodniach. W ostatnim zborze był duch wyzyskiwania i spychologii ( z resztą każdy to ma- szczególnie jeśli chodzi o nieznaczące zadania typu: umyj kibel) czyli wciskanie roboty pod przykrywką usługiwania zborowi. Sala wymagała remontu. Miałem zająć się jednym zadaniem które wymagało specjalistycznych uprawnień które posiadałem. Pomyślałem sobie, że to jest to nareszcie mogę dać z siebie wszystko. No i prawie dałem- biegałem jak szalony na tą salę. Po pracy, weekendy... Aż się wypaliłem..widząc jak większość ma ten remont w nosie. Widziałem tylko innych którzy zachodzili na salę na "kontrol". W garniturku i z głupim, nieśmiesznym żartem: "bo ja tu kierownikiem jestem..". Remont trwał kilka tygodni. Nikt podczas tego czasu nawet się nie zapytał jak u mnie ze służbą bo przecież byłem tam każdego dnia. Chciałem się umówić jakoś do służby ale (wiem ciężko w to uwierzyć) każdy miał wymówkę albo patrzył na mnie jakby nie wiedział o czym mówię. No i zachorowałem (pewnie przez osłabienie organizmu). Pierwszy raz cieszyłem się z choroby. Ale starsi ze zboru już mniej. Szczególnie koordynator który chciał żebym przyszedł na salę wiedząc, że jestem chory, bo przecież remont jest do skończenia. Jak już się lepiej poczułem.. nie, nie nie poszedłem na sale wziąłem się za studium Biblii. Trafiłem na fragment, który mi nie pasował do 1000- letniego panowania w kontekście zmartwychwstania. Zacząłem kopać i odnajdywać kolejne zmienione fragmenty. Równolegle z poznawaniem na nowo Biblii dowiadywałem się o pedofilii, psychomanipulacji, inwestycjach WTS i innych rzeczach skrywanych przez przywódców w tej religii. Także ten liścik który napisałem na samym początku ma minimum znaków ale maksimum treści i jest efektem wielu lat niewolnictwa dla tej religii.
Bardzo się cieszę, że wyszedłem i że jestem tutaj z Wami. Nigdy nie czułem się tak wolny!!

dezet70:
Witaj  kolego w wolnym  świecie, ciesz  się  życiem bez  kontroli WTS . A my  się  cieszymy, że  trafiłeś  do  prawdziwego raju  ;D

Villa Ella:
Witaj nam rabszak. Na twoim przykładzie widać, że można się wybudzić, mimo indoktrynacji od urodzenia. To oznacza nadzieję dla wielu uczestników forum, których rodziny, wciąż jeszcze mają umysły zniewolone przez WTS.

Rajski Ptak:
Witaj Rabszak! Witaj na forum :) Twoja historia jest dość poruszająca. To co było najgorsze jest już za Tobą!

Roszada:
Witaj u nas. :)

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej