To ja tak z grubej rury, zerkając na gotujący się rosół.
Nie bądźmy obłudni, każdy coś musi jeść i aby jeść, ktoś musi zginąć.
Nie myślcie, że ja się lubię pastwić tylko nad śJ.
Kiedyś dyskutowałam z pewną nawiedzoną weganką, nazwała mnie morderczynią. A ja ją obłudnicą. Bo czy jedząc marchewkę nie pozbawia ją życia?
Ktoś ją żywcem wyrywa z lokum razem z korzeniami, odcina łeb ( nać), a później ludzie bezlitośnie kroją, ścierają na tarce lub zębiskami chrupią.
A przecież mogłaby sobie wydać kwiatostan, gdzie by się zawiązały nasionka, a gdyby opadły, marchewka mogłaby spokojnie dokończyć swojego żywota, tam gdzie rosła cały sezon.
Czy to nie jest mordowanie marchewki? Czy nie uczono nas w szkole..nie obrywaj liści roślinom, bo to jakby tobie ktoś włosiska targał?
Moja rozmówczyni, zapytała..to co mam jeść? W tym wypadku, najlepiej się żywic energią kosmiczną, odparłam spokojnie i z uśmiechem.
Wyglądała jakby miała ochotę mi piz....