BYLI... OBECNI... > ŻYCIE ZBOROWE, GŁOSZENIE, SALE KRÓLESTWA

Bycie nieczynnym w praktyce.

(1/9) > >>

Puszek:
Czołem odstępcy  ;)

Chciałbym poruszyć temat, który nie został dla mnie wyczerpany, a zarazem byłby poradnikiem w pigułce dla tych, którzy tkwią wewnątrz ale bliżej im do wyjścia. Z wielu różnych ważkich powodów nie każdy jest gotowy i chętny opuścić WTS wiec wielu z nas się decyduje zawiesić w próżni i siedzieć w środku. Ale im dłużej to trwa tym bardziej można mieć dosyć zebrań, zbiórek, głoszenia i w ogóle towarzystwa "przyjaciół", którzy stają się dla nas oderwanymi od rzeczywistości robotami.
Podzielcie się jak to jest być nieczynnym. Jak radziliście sobie emocjonalnie? Czy łapaliście się na tym, że mimo mając dosyć obecności na zebraniach to odczuwaliście jakąś pustkę albo presję otoczenia, że stajecie się "słabi duchowo"? Jak radziliście sobie ze zmartwionym waszym zdrowiem duchowym starszym zboru? Jakich argumentów używaliście? Zbywaliście takiego delikwenta ostro i porządnie czy może w "pokorze i uniżeniu umysłu"?
Chyba w każdym zborze są nieczynni, którzy w tym stanie są od nawet kilkunastu lat i więcej - jakoś nikt im nic nie robi. Czy waszym zdaniem jest to spoko by być prawie jak wykluczony ale mieć za to legalny kontakt z rodziną?

Tazła:

   Najpierw trzeba zrozumieć fakt, że każdy należący do sekty jest od niej uzależniony, już CK o to dba na każdym kroku. Wcześniej czy później każdego dopada tzw głód i tu nie ma czego się wstydzić.

Aby wyjść z nałogu, trzeba przejść wszystkie etapy, najważniejsze nie udawać, że nie ma problemu. Bo jest, jest i to duży. Jedni radzą sobie sami, innym muszą pomóc osoby trzecie.
Ja poszłam w sport, a dokładnie w bieganie. Gdy mnie nachodziło, gdy ssało i miewałam ochotę choć raz iść i zobaczyć się, poczuć jak kiedyś, choć tak na prawdę nie przepadałam za tym środowiskiem. Jednak byli tam moi bliscy i to ich mi najbardziej brakowało.

A więc zakładałam dres, buty i szłam biegać. Czas i intensywność zależały od stanu moich emocji, czasem aż puszczała się krew z nosa.
Wtedy nie było takich miejsc jak to, gdzie można było z kimś pogadać, poczytać i poczuć się jednym z wielu, a nie jak jeden jedyny śmieć na świecie.

Brat Furtian:
"Stan Nieczynny"...niczym zepsuty "robot" korporacji religijnej, to bardzo wygodna dla "nieczynnego glosiciela" sytuacja...

To takie "odłączenie na legalu", bez negatywnych konsekwencji dla "nn"w relacjach z rodziną i znajomych z org....

Z rodziną i członkami zboru kontakt nie jest ze strony funkcyjnych org. ograniczany. Nie trzeba angażować się w "głoszenie" czy "inne gałęzie służby". Można nie chodzić na zebrania regularnie lub wcale. Z głowy zgromy i inne "uroczyste wieczerze dla obserwatorów".

Generalnie, to najwygodniejsza i bezpieczna opcja dla "myślących inaczej" w zborach pod jednym warunkiem...

Jeśli "nn" zacznie "uświadamianie" w zborze na temat "prawdy o prawdzie", to jego status z "nn" zmienia na "Odstepca" i po szybkim śledztwie czasem poszlakowym wylot ze zboru i pełnia ostracyzmu społecznościowego zagwarantowana...

Do póki "CzeKa" nie wprowadzi jakiegoś apgrejtu w aktualnym traktowaniu "nn", to toleruje ich się i czasem nawet zachęca do "serwisu duchowego" w celu "naprawy nieczynnego robota" i odzysku dla org... 

Reskator:

--- Cytat: Puszek w 06 Listopad, 2017, 16:26 ---Czołem odstępcy  ;)

Chciałbym poruszyć temat, który nie został dla mnie wyczerpany, a zarazem byłby poradnikiem w pigułce dla tych, którzy tkwią wewnątrz ale bliżej im do wyjścia. Z wielu różnych ważkich powodów nie każdy jest gotowy i chętny opuścić WTS wiec wielu z nas się decyduje zawiesić w próżni i siedzieć w środku. Ale im dłużej to trwa tym bardziej można mieć dosyć zebrań, zbiórek, głoszenia i w ogóle towarzystwa "przyjaciół", którzy stają się dla nas oderwanymi od rzeczywistości robotami.
Podzielcie się jak to jest być nieczynnym. Jak radziliście sobie emocjonalnie? Czy łapaliście się na tym, że mimo mając dosyć obecności na zebraniach to odczuwaliście jakąś pustkę albo presję otoczenia, że stajecie się "słabi duchowo"? Jak radziliście sobie ze zmartwionym waszym zdrowiem duchowym starszym zboru? Jakich argumentów używaliście? Zbywaliście takiego delikwenta ostro i porządnie czy może w "pokorze i uniżeniu umysłu"?
Chyba w każdym zborze są nieczynni, którzy w tym stanie są od nawet kilkunastu lat i więcej - jakoś nikt im nic nie robi. Czy waszym zdaniem jest to spoko by być prawie jak wykluczony ale mieć za to legalny kontakt z rodziną?

--- Koniec cytatu ---
Dużo by pisać.Ale najważniejsze co czuję to:
WOLNOŚĆ!
Jezus mówił: Poznacie prawdę a prawda was wyzwoli-Jan8:32.
I to jest chyba to.
Czuję się wyzwolony od wszelkich instytucji religijnych.
Bezpośrednia relacja z Bogiem i Jezusem bez pośredników,to jest to!

GdzieTaPrawda:
W takim razie będąc nieczynnym a będąc dalej Chrześcijaninem odrzucasz te wzmianki o nadzorcach, slugach (pomocniczych), o nieopuszcaniu wspólnych spotkań...

Jak to pogodzić? Nie można solo iść z Biblią przez ten świat gdyż nie jesteśmy na nim sami jako Chrześcijanie!

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej