BYLI... OBECNI... > ŻYCIE ZBOROWE, GŁOSZENIE, SALE KRÓLESTWA

Czy to jeszcze można nazwać głoszeniem?

(1/5) > >>

Weteran:
Dziś rano zadzwonili do mnie dwaj „głosiciele”, próbując od progu zareklamować baaaaardzo ważne wydarzenie, tj. kongres letni. Zachęta ze strony mojej małżonki  do przeczytania „Kryzysu sumienia” oraz do czytania Biblii była ostatnim tekstem, jaki udało się im przekazać. Nastąpiło samonakręcenie się „głosiciela”, który nie dając już dojść do głosu ani połowicy, ani mnie, zaczął wrzaskliwy monolog o odstępcach, przyznając przy okazji, że Biblię to on czyta, ale raz na tydzień, a innych książek przecież nie unika, bo czyta publikacje (!). W końcu musiałem odłożyć słuchawkę domofonu, ponieważ mojej prośby o to, aby choć przez chwilę zechciał posłuchać, zamiast tylko gadać, nawet nie usłyszał. Gdzie tu Biblia? Gdzie Ewangelia? Poprzednią wizytę miałem parę dni przed Pamiątką. „Głosiciele” w innym celu (poza agitacją na spotkania korporacji) najwyraźniej nie chodzą.
Muszę przyznać, że brak kultury tego „ewangelizatora”, jego ton i całe zachowanie bardzo mnie wkurzyło, choć nie powinno. Najwyraźniej moje przeżycia w organizacji, a w szczególności kontakt z takimi zakutymi łbami, wycisnął piętno, którego trudno się pozbyć. Nawet mi nie żal takiego „głosiciela”. Nie stać mnie na to. Po 10, 20 albo 30 latach może się zorientuje, że jest robiony w bambuko, a może nie. Gdybym mógł mu rzucić choć jedno zdanie, do którego mnie nie dopuścił, może zaoszczędziłby parę lat życia. A tak – niech dalej chodzi i agituje.
Dla mnie cała ta sytuacja to kolejne potwierdzenie totalnej degrengolady tej sekty.

Roszada:
No ŚJ poucza się, że to oni mają nauczać, a nie ich.
Owszem wspomina się, że trzeba dać 'coś' powiedzieć słuchaczowi, ale pewnie najlepiej by zadał pytanie, a nie stwierdzenie. ;D
Jak już słuchacz zaczyna pouczać, co oni powinni raczej robić, to wyczerpuje się arsenał wytycznych.
Dlatego ŚJ tak bardzo lubią stać przy stojakach, bo tam ludzie przychodzą pytać na ogół. ;)
Przy drzwiach zaś ludzie najchętniej jeśli już to mówią, a nie pytają. :)

PoProstuJa:
Moim zdaniem historia zatoczyła koło. Kiedyś głosiciele chodzili z gramofonami - by nie musieli sami gadać. A teraz chodzą z tabletami - również by nie było potrzeby rozmowy.

Zadanie pytania przez głosiciela nie służy temu, by poznał on opinię domownika. Celem tego pytania jest tylko to, żeby mógł ładnie nawiązać do tabletu i strony JW.ORG.

Obecnie szkoła teokratyczna zmieniła całkowicie swoją formułę. Kiedyś podczas szkoły uczestnicy uczyli się wyjaśniać zagadnienia biblijne. Dziś uczą się tylko jak powiedzieć wstęp zanim odpalą tablet.
A skutki tego są takie, że głosiciele nie potrafią już rozmawiać z ludźmi na terenie. I nie wiedzą, że rozmowa to dialog, a nie monolog. Głosiciele mają zwykle kilka sekund (może minutę) na przedstawienie domownikom swoich wierzeń, a więc starają się powiedzieć najwięcej jak tylko potrafią. Na wysłuchanie odpowiedzi nie mają już czasu.

Ja się zastanawiam czy można nazwać głoszeniem ciągłe roznoszenie traktatów i zaproszeń na zgromadzenie. Bo mało się wtedy mówi, jeśli w ogóle. Ale widocznie jest to głoszenie, skoro w okresie tych kampanii robią w zborach więcej zbiórek i zachęcają do bycia pionierem...

Moyses:
Uwstecznianie nabiera tempa!

Cielec Kierowniczy:
Tak jest, że głoszenie z Biblią w ręku i umiejętność prowadzenia rozmowy już niedługo będą poza zasięgiem większości głosicieli.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej