BYLI... OBECNI... > DZIECIŃSTWO I DORASTANIE WŚRÓD ŚJ...

"Nowe" życie - da się?

(1/5) > >>

Blizna:
Jestem osobą, która zbudowała życie poza organizacją na nowo.
Jestem z niego zadowolona. Mam rodzinę, jestem szczęśliwa.
Czasem brakuje mi jednak przyjaciół.
Wszyscy przyjaciele okazali się niestety jedynie "przyjaciółmi", lubiącymi mnie warunkowo. Kiedy znalazłam się poza organizacją, jednomyślnie się mnie wyparli.
Po odejściu z organizacji miałam jedną bliższą koleżankę (katoliczkę), niestety niedawno przyjaźń się zakończyła.
Od października 2015 niestety w naszym kraju zaistniały dwa przeciwległe obozy. Nie jestem w stanie utożsamić się z obecną partią rządzącą, ona jest nią zachwycona. Miałyśmy umowę, że unikamy rozmów na ten temat ale w pewnym momencie stało się to niemożliwe.
Czy łatwo Wam budować od nowa przyjaźnie?

Nemo:
No niestety. Tematy polityczne są gorsze jak religijne. Na moje szczęście, wszyscy moi znajomi, i ci bliscy i dalsi, jesteśmy jednomyślni co do orientacji politycznych (zgodnych z Twoimi  :) ). Także z tym problemu nie ma. A jeżeli chodzi o organizację, to już 11 lat jestem poza i przez ten czas nie zmieniłem towarzystwa. Tzn. Nawet będąc wewnątrz organizacji, przyjaciół miałem "ze świata". W zborze to byli po prostu bracia, którzy czasami zapraszali na jakiegoś grilla, czy kolację. Odwdzięczaliśmy się tym samym i nic poza tym. Ale nie nazwałbym nawet wtedy, nikogo "przyjacielem". Na urlopy wyjeżdżaliśmy sami, albo ze znajomymi nie będącymi śJ. A i większość wolnego czasu spędzaliśmy też w tym samym "świeckim" towarzystwie.  A czy dzisiaj, mogę nazwać kogoś przyjacielem? Uważam, że kilku przyjaciół mam, takich naprawdę wypróbowanych. I mam nadzieję, że i oni mnie tak traktują. :) Byli nimi jak byłem śJ i są jak jestem poza organizacją.

TomBombadil:
Będąc w zborze miałam parę bliskich osób,na które mogłam liczyć. Obudzili się ze mną.Mamy zdrowe relacje,podobne doświadczenia życiowe, lubimy swoje towarzystwo. Ja łatwo nawiązuję znajomości i ogólnie nie czuję się osamotniona.W ludziach widzę serce,nie religię.I to jest świetne.

Lila:
Będąc w zborze miałam kilka koleżanek, które mogłam wtedy nazywać przyjaciółkami, chociaż były po prostu kumpelami, z którymi spędzałam czas, teokratycznie imprezowałam. Jako młode dziewczę nie szukałam przyjaciół w świecie i taki stan przez długi czas się utrzymywał. Nigdy jednak nie wartościowałam ludzi wg przynależności religijnej, więc gdy w pracy nawiązałam fajne znajomości, nie broniłam się przed nimi. Niektóre z nich przetrwały próbę czasu, inne nie. Kilkanaście lat temu poznałam kumpla, z którym toczyłam wielogodzinne rozmowy na tematy związane z "prawdą". Ostro się nie zgadzaliśmy i w końcu ustaliliśmy, że żeby się nie pozabijać, nie będziemy o tym więcej gadać :) Po latach okazało się, że był pierwszą osobą, której złożyłam życzenia urodzinowe :) Prawie umarł ze zdziwienia. I znowu wróciliśmy do rozmów o religii, ale już o mojej przemianie. Okazało się, że jest jedną z dwóch osób, z którymi mogę otwarcie o wszystkim rozmawiać.
Drugą osobą, która poznałam też w pracy, jest moja Przyjaciółka. Za nią jestem w stanie iść w ogień. Ona była świadkiem mojej zmiany. Próbowałam ją kiedyś "zwerbować", przychodziła na pamiątki. W końcu musiałam jej powiedzieć, że nie zgadzam się, żeby dała się w to wciągnąć i powiedziałam jej wszystko, co mi leżało na sercu (w sumie to prawie streściłam jej Kryzys Sumienia :)).
Gdy zaczęłam bywać na forach dla exów poznałam sporo fajnych ludzi :) Spotkania, czy rozmowy tel. są super sposobem na poszerzenie grona znajomych. Osoby, z którymi do tej pory miałam przyjemność się spotkać, okazały się prawdziwymi skarbami. To niesamowite uczucie, gdy widzę kogoś pierwszy raz, a od razu wiem i czuję, że łączy nas masę wspólnych doświadczeń, że nadajemy na podobnych falach, że nie musimy niczego sobie tłumaczyć. Gdy znalazłam się w zdrowotnym kryzysie, otrzymałam wsparcie, o którym nie marzyłam. Dużo by pisać, ale przez całe życie od świadków nie zaznałam takiego wsparcia, jak teraz od exów.
Przy okazji zaobserwowałam u siebie jeszcze jedną zmianę. Zawsze z natury byłam nieśmiała, wręcz unikałam nowych sytuacji. Tymczasem otworzyła mi się jakaś "klapka" i chętnie poznaję nowe osoby. Chyba mam większe zaufanie do ludzi. Nie oceniam, nie oczekuję doskonałości, nie stawiam żadnych wymagań... Chcę, żeby każdy był sobą i się z tym dobrze czuł.


ps.
jestem po tej samej stronie barykady co Ty :)

Tazła:
 Odeszłam i wszystko co w swoim krótkim - nastoletnim życiu miałam zostało tam. Nawet moja koleżanka katoliczka była bliską sąsiadką moich rodziców. Przez te wszystkie tarcia, nasze relacje jakoś dziwnie zaczęły wygasać. Po niedługim czasie została świadkiem, poczułam się zdradzona.
Czasem miałam wrażenie, że moja matka swoją świadkową miłość ze mnie przelała na nią.

Zbudowałam sobie wszystko od podstaw, mam kilka bliskich osób, na które mogę liczyć. Jedna osoba to ex śJ, druga zatwardziały ateista, trzecia  bardzo gorliwy katolik i mimo takiej zbieraniny wiem, że mogę na nich liczyć a oni na mnie.

Chyba ludzi jak ubranie trzeba dobierać na miarę.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej