Wraz z rozwojem wojny ŚJ oczekiwali, tak jak podczas I wojny światowej, że ona przekształci się w Armagedon.
Rok 1945
„Wyrażając pogląd podzielany w tym czasie przez wielu Świadków Jehowy, brat Nel ostrzegł: »Uważaj, żeby Armagedon nie zastał cię w szkolnej ławce«. Ponieważ nie chciałem, by tak się stało, porzuciłem szkołę i dnia 1 stycznia 1945 roku podjąłem służbę pionierską” (Strażnica Nr 7, 1993 s. 20).
„Mniej więcej w marcu 1945 roku dotarła do nas wiadomość, że nowym tekstem rocznym są słowa z Ewangelii według Mateusza 28:19 (...). Napełniło to nas radością i nadzieją, dotąd bowiem uważaliśmy, że wojna zakończy się Armagedonem” (Strażnica Nr 17, 2007 s. 11).
„Następnie po napaści Japończyków na Pearl Harbor w roku 1941 do międzynarodowych zmagań włączyły się Stany Zjednoczone. Na całej ziemi spadły na Świadków Jehowy prześladowania z powodu przestrzegania chrześcijańskiej neutralności. W wielu krajach naszą działalność obłożono zakazem. W Stanach Zjednoczonych często atakował nas wzburzony motłoch, co było przejawem osobliwie pojmowanego patriotyzmu. Zdawało się nam, że ta wojna przejdzie już bezpośrednio w rozstrzygającą bitwę wielkiego dnia Boga Wszechmogącego, w Armagedon (Obj. 16:14-16). Dobrze pamiętam, jak niecierpliwie wyglądaliśmy tego dawno zapowiedzianego wydarzenia” (Strażnica Rok CV [1984] Nr 16 s. 25).
Nigdy na ogół nie cytuję przeciw organizacji kogoś, kogo i czego nie mogę sprawdzić i dana informacja nie ma pokrycia w publikacjach ŚJ.
Podam przykład. Kiedyś, ładnych parę lat temu, po mojej prelekcji podszedł do mnie wiekowy pan i powiedział do mnie: nic pan nie mówił, że ŚJ oczekiwali Armagedonu podczas II wojny światowej w roku 1945.
Ja mu na to: wie pan, ja bazuję tylko na ich publikacjach.
A on, że to prawda, że go zapewniali.
Ja mu: że podczas wojny nie wychodziła prawie polska Strażnica, więc może sami sobie wymyślili.
No i tak się rozstaliśmy.
Minęło kilka lat, czytam i oczom nie wierzę, czytając powyższe teksty.
W duchu przyznałem temu panu rację, a sam od tego czasu zacząłem przytaczać, to co on mi kiedyś mówił, ale już na podstawie publikacji Towarzystwa, a nie jego wspomnień.