Żyję sobie już jakiś czas swoim nowym, "odstępczym" życiem i mam pewne obserwacje.
Kiedy byłam jeszcze w zborze, nie mogłam z całą pewnością się przekonać kto tak na prawdę jest w nim człowiekiem z sercem, a kto tylko skostniałym wyznawcą WTS. A teraz, gdy jestem już poza organizacją, odkrywam na nowo również niektórych moich byłych współwyznawców. I stwierdzam, że nie wszyscy są skostniali ani ślepo zapatrzeni w tę korporację. Owszem, są jeszcze w tej religii, ale widocznie mają ku temu jakieś powody. Ich postawa mnie pokrzepia i myślę, że dla zdrowej równowagi (aby nie było, że są tu opisywane tylko same negatywne przykłady osób bez serca) warto wspominać również o nich.
Może zacznę od najbliższych mi osób (przyjaciół), które zostały w organizacji, mimo, że są całkowicie przebudzone.
Jedna z nich otworzyła oczy głównie za moją sprawą. Najpierw oczywiście myślała, że to co jej opowiadam o WTS to herezje człowieka obłąkanego przez Szatana
Ale wysłuchała mnie i po prostu zmartwiła się moim stanem duchowym zapewniając, że niezależnie od okoliczności będzie utrzymywać ze mną kontakt. Minęło kilka miesięcy i wspomniana osoba dzwoni do mnie żeby opowiedzieć mi różne historie związane z jej nowym zborem. Nie były to miłe historie i osoba ta, posiłkując się polecanymi jej przeze mnie źródłami, zaczęła drążyć tematy dotyczące WTS. Dziś mówi o Świadkach "sekta" i coraz rzadziej chodzi na zebrania. Na razie przynależy do tej religii twierdząc, że nie znalazła (póki co) innej alternatywy. A ja jej do niczego nie namawiam oczywiście. Mamy ze sobą kontakt i jest fajnie
Inna osoba (nie podaję płci, bo nigdy nie wiadomo jacy szpiedzy tu zaglądają). Również bliska osoba ze zboru. Dzielę się z nią swoimi wątpliwościami na temat religii Świadków jakieś 1,5 roku temu, na co ta mi odpowiada, że takie wątpliwości miała jeszcze przed chrztem. Ale chrzest wzięła, no bo cała rodzina Świadków. Obecnie na zebraniach jest tylko gościem, w zborze ma pozycję osoby "słabej duchowo", choć były takie momenty, gdy otrzymywała różne zborowe przywileje.
Jest jeszcze w organizacji. I chyba powodem znów jest brak alternatywy na inną religię oraz liczne kontakty towarzyskie w organizacji. Mamy kontakt, choć obecnie już nie osobisty. Wizja, że ktoś mógłby zobaczyć*, że osoba ta spotyka się z odstępcą jest jednak dla niej mocno stresująca (*zobaczyć = donieść do starszych.
U Świadków donoszenie do starszych jest praktyką powszechną i zalecaną). Ale lubimy sobie pogadać telefonicznie. Fajnie jest
Kolejna osoba. Również mamy kontakt. Osoba ta przebudzała się chyba w podobnym okresie co ja. Dyskutowaliśmy sobie i tak jakoś zeszliśmy na "odstępcze tematy". Dyskusje były dość częste. W końcu powiedziałam tej osobie, że odchodzę z organizacji. A ona została i na razie nie wyjdzie, bo "do kogo odejdzie?". Odkąd odeszłam z WTS nasz kontakt jest poprawny, ale osoba ta nie porusza już żadnych wątków religijnych w rozmowach, tak jakby nie istniały. Można powiedzieć, że rozmawiamy "o pogodzie". Ale przynajmniej rozmawiamy
Inna osoba, której praktycznie wcale nie widuję, ale słyszę o niej dobre wieści. To osoba o gołębim sercu, która nie odwraca się od osób wykluczonych i każdemu odpowie "dzień dobry". Dodatkowo pomaga jednemu wykluczonemu, który podupadł na zdrowiu.
Nie mam pojęcia czy osoba ta jest przebudzona czy nie. Ale domyślam się, że to życie nauczyło ją aby nikogo nie skreślać z powodu jego zborowej sytuacji. Kiedyś była to osoba piastująca różne ważne funkcje w zborze; dziś odsunięta na "boczny tor" w wyniku watchtowerowej "dobrej zmiany".
Kolejna osoba odezwała się do mnie po moim odłączeniu się z WTS. Należeliśmy do jednego zboru, ale mieliśmy niewielki kontakt ze sobą. A obecnie chętnie sobie gawędzimy o zborowym życiu często śmiejąc się przy tym. Osoba ta jest kolejną ofiarą "dobrej zmiany" w zborach oraz plotek pewnych braci, w wyniku których została przeczołgana (niewinnie) przez niejeden komitet sądowniczy i pozbawiona wszelkich zborowych przywilejów. Czy planuje odejść? To trudno stwierdzić, bo znów jest brak alternatywy (jaką wybrać religię)? W każdym razie w zborze udziela się już tylko minimalnie. Cały czas dowiaduje się nowych rzeczy na temat WTS - powiedzmy, że to ja zasiałam to "odstępcze ziarenko". Mówi, że wcale nie zmartwi się swoim ewentualnym wykluczeniem ze zboru (choć "pechowo" starsi nie mają powodu do tego wykluczenia). I ciekawostka - odkąd rozluźniły się relacje tej osoby ze zborem, a czas poświęcany na sprawy zborowe i "dreptanie po piętrach" przeznacza dla rodziny (nie-Świadków), okazało się, że relacje w tej rodzinie bardzo się poprawiły! Osoba ta zadeklarowała się z pomocą - że w razie czego mogę na nią liczyć.
I na koniec napiszę jeszcze o tej osobie (choć wcale nie wymieniłam tu wszystkich pozytywnych przykładów). Spotkałam ją dzisiaj na ulicy, przywitałam się i myślałam, że ona odwróci się na pięcie. Ale skąd - przywitała się serdecznie ze mną. Ja jej mówię, że nie chodzę do zboru i nie zamierzam tam wracać. Na co mi odpowiedziała "nigdy nie mów nigdy" i że najważniejsze jest to żeby wierzyć w Biblię i w Jehowę.
To starsza osoba, która ma problemy zdrowotne i w zborze w związku z tym pojawia się rzadko. Domyślam się, że nie jest odwiedzana przez tabuny Świadków, którzy swoje godzinki muszą odbębnić na głoszeniu. Ma ona w rodzinie Świadków, ale wszyscy rozjechali się po świecie. Mam pewne przypuszczenia, że to właśnie jej rodzina musiała jej "co nieco" powiedzieć o WTS, bo osoba ta pytała się kiedyś o sprzedaż sal w Polsce. I to były pytania z kategorii "podejrzanych"
Nie wiem czy jest to osoba przebudzona czy nie, ale wiem, że ma serce. Z WTS zapewne nie odejdzie, bo przecież "starych drzew się nie przesadza".
To było miłe spotkanie, które zainspirowało mnie do założenia tego wątku.
A czy Wy spotykacie na swojej drodze takich Świadków, którzy POMIMO tkwienia w tej religii "mają serce"?