Jest takie nagromadzenie nieszczęść na świecie, że to wszystko kiedyś musi pierdyknąć!
Człowiekowi do samounicestwienia dużo nie trzeba - mamy tyle bomb naprodukowanych, że pewnie całą kulę ziemską by rozsadziło.
Dlatego nadzieję mam w Bogu, że jednak do tego rozsadzenia kuli ziemskiej nie doprowadzi.
Gdybym nie miała rodziny i bliskich osób, to nie byłoby dla mnie aż tak ważne żeby teraz ocaleć. Ale jak jest rodzina, to zawsze się myśli o tym, że trzeba dla nich żyć i im pomagać.
Gdyby nie było zmartwychwstania, to "jedzmy i pijmy", jak to pisał Paweł. Zatem podobnie jak TomBombadil w zmartwychwstaniu ma nadzieja. Muszę tylko zweryfikować to gdzie to życie ma być - na ziemi czy w niebie, bo mętlik w głowie już mam. Ale to chyba nie jest aż takie ważne, skoro w Raju ma być rajsko