Zapewne niejednemu coś się pod nosem wypsnie…
Pragniemy wierzyć, iż nie są to zapalczywości czerpane wprost ze słownika świata, podległego szatanowi…
Czy w związku z tym duchowo usposobieni chrześcijanie nie powinni mieć w arsenale własnych sposobów na radzenia sobie z emocjami w nagłych sytuacjach?
Czy możliwym jest upuszczenie pary wentylem bezpieczeństwa w sposób godny sług Jehowy, tak by ust prawych nie kalać mową nieczystą i gorszącą?
Koszerne, teokratyczne inwektywy. Niby oksymoron, ale…
Macie jakieś propozycje, może autentyki?
~~
- Na brodę starszego! - wrzasnął Stefan!
- Co się dzieje? - Jadwinia nadbiegła z kuchni, w pospiechu wycierając mokre ręce o boki fartucha.
- Zaciąłem się kartką Strażnicy - odrzekł gniewnie, wyciągając ku niej udręczony paluch (bacząc, aby nie wsadzić go do paszczy).
- Eeee, nic nie widać. Będziesz żył wiecznie, tylko …Nie mów w ten sposób - odparła łagodnym tonem Jadwinia po dokonaniu starannej inspekcji, nie stwierdziwszy uszczerbku na zdrowiu Stefana.
- Przecież wszystko na legalu było, nie użyłem żadnego brzydkiego wyrazu! - bronił się Stefan, z palcem przystojnym plastrem z plecaka przetrwania.
- Wiesz, nie chcę cię krytykować, ale w świetle ostatnich nowych świateł, to twoje przekleństwo zostało przez Ciało Kierownicze skutecznie rozbrojone i pozbawione mocy! To było wręcz infantylnie.
- Ciekawe co by było, gdybyś ty się skaleczyła - odburknął dotknięty krytyką Stefan.
- Na zawszone kłaki wszetecznej Batszeby! - zawołała z mocą Jadwinia.
Stefan zadrżał.