Można powiedzieć, że historia nie z tej ziemi, przerażająca, emocjonalnie skomplikowana, tragiczna, mrożąca krew w żyłach
Akcja kryminogenna ciągle w rozwoju dzieje się w latach 60-tych i 70-tych, sprawa dawna, można powiedzieć.
Ale nie zmienia to jednak faktu, że się naprawdę wydarzyła wśród świadków Jehowy.
Pokazująca też do jakiego stanu emocjonalnego doprowadził się człowiek knujący zemstę.
I jak zatruł życie wielu bliskim ludziom.
Ale na co osobiście zwróciłam uwagę.
Że zbór nie próbował w jakiś sposób pomóc tym rodzinom, przyhamować rozwój tej nienawiści.
A może i próbował, niewiadomo zbytnio, żeby jakoś w zarodku to zdusić, by nie
... "jechać erką" ... . Jak to kiedyś w moim zborze powiedział jakiś mądrzejszy starszy w kontekście rozwiązywania różnych problemów.
A gdy działania osoby będącej śj sięgnęły już zenitu
I jak gość stał się znany z niechlubnych zapędów to go wzięli i się pozbyli wykluczając, co tylko spotęgowało problemy w tej licznej rodzinie śj.
Aż doszło do prawdziwej tragedii i zginęli prawdziwi, uczciwi ludzie.
Przez bombę amatorskiej roboty dostarczonej pocztą.
Jak bardzo może spotęgować się nienawiść u człowieka, który wcześniej był śj.
Że wpadł na pomysł, żeby w ten sposób zamordować swojego szwagra.