Dopiero jak odszedłem od "jedynej prawdziwej religii", doświadczyłem pewnej (nie)ciekawej rzeczy. Nigdy wcześniej o czymś podobnym nie słyszałem - zresztą na pewno WTS nie chwali się tym swoim ''szeregowym kózkom''. Otóż okazuje się, że wcale niekoniecznie tylko wytypowani starsi mogą nawiązywać kontakty z "odstępcami". Leśne Dziadki doskonale wiedzą w jakim środowisku się teraz obracam, zresztą wystarczyło o to spytać moją małżonkę. Znaleziono zatem odpowiednią WIECZNĄ ZAINTERESOWANĄ, będącą bliską krewną moich nowych przyjaciół. Słyszałem, że już od dobrych paru lat stara się całą rodzinę "uświadamiać" - na razie jedyny efekt jest taki, że ją jak się da uciszają, bo po prostu od jej trajkotania wszystkich głowy bolą. Przyjaciele nie umieli mi jednak powiedzieć, czy ta ich krewna jest ochrzczonym ŚJ, nieochrzczoną głosicielką czy tylko zainteresowaną. Okazja dowiedzenia się czegoś więcej nadarzyła się jednak nadspodziewanie szybko. Pewnego razu zadzwonił do mnie przyjaciel, pytając czy może podać "Trajkotce" mój telefon, bo ma ona jakiś problem ze swoimi "mistrzami" i chciałaby się czegoś dowiedzieć ode mnie. Wyraziłem zgodę i wkrótce od "Trajkotki" dostałem sms. Przedstawiła się, wyjaśniła że jest formalnie w moim obecnym wyznaniu, ale ono "nie wpływa na jej życie", że już od kilku lat jest zainteresowaną, jednak chciałaby wyjaśnić dlaczego niektórzy z ŚJ są tacy surowi wobec wykluczonych. Kiedy jej odpowiedziałem, za kogo org. uważa "odstępców", wyszło szydło z worka. Zaczęła mnie zasypywać sms-ami, że bieda w wielu krajach to wina nieprzyjęcia wiary ŚJ, że moje środowisko (wyznanie do którego jakoby jeszcze "należy") to satanizm z okultyzmem, że jest pewna że stamtąd odejdę itd.itp. Pytała dlaczego nie poszedłem do innego zboru, skoro w macierzystym było mi źle (nigdy jej nic podobnego nie pisałem, że akurat tylko w MOIM zborze było coś nie tak). Zaczęła mnie uświadamiać, jaki jest "wspaniały" Przekład Nowego Świata, jak ŚJ ciężko pracują, żeby nauczyć ludzi biblijnych zasad, że ona sama dopiero dzięki ŚJ nauczyła się że nie wolno wynosić długopisów z pracy. Stwierdziła też że we wszystkich innych religiach ludzie już duchowo umierają i wkrótce całkiem wymrą z głodu duchowego, żaliła się jedynie że jej "mistrzowie" uważają ją za pyszną i zbyt przemądrzałą. Oczywiście tego strasznicowego bełkotu było o wiele więcej. W końcu ją spytałem, czy w ogóle wierzy w to co pisze. Odpowiedziała, że tak i nastąpił ciąg dalszy "uświadamiania". Dałem jej odpowiedź żeby do mnie nie pisała i jak na razie od prawie półtora roku mam spokój z łorłykowską (dawniej bruklińską) "ewangelizacją". Bez wątpienia jest ceniona przez WTS, tym bardziej że - jak się niedawno dowiedziałem - postanowiła przekazać Korporacji swoje mieszkanie, oby tylko ktoś z niewiernej, "babilońskiej" rodziny nie otrzymał.