Ci bracia ,którzy wyjeżdzają za granicę są bardzo często poza zasięgiem rodzimego jak i nowego zboru. Podam przykład Polskich braci w Niemczech .Jak zauważyłem ,to tylko około 2-3 na 10 osób decyduje się przyłączyć do nowego zboru po przyjeździe do innego kraju.Widać jak bardzo im jest nie po drodze z organizacją...
Większość z nich stosują różnego rodzaju wymówki.Najczęstszą, to to ,że zebrania i zbiórki kolidują z ich nową pracą.Dlatego pojawiają się w nowych zborach bardzo nieregularnie i nie planują przenieść też swojej kartoteki z macierzyńsktego zboru do nowego,pomimo ,że w nowych zborach są do tego zachęcani. Słyszałem też inne bardzo skrajnie dziwne opinie.I tak wg.jednej osoby ,nie mogła uczestniczyć w nowym zborze za granicą tylko dlatego ,że większość w nowym zborze miała akcent śląski i to tę osobę na dobre zniechęcało do uczestnictwa w nowym zborze. Od paru innych osób słyszałem ,że starsi w polskojęzycznych zborach za granicą są zbyt wymagający ,co do swoch podwładnych (Być może wynika to z faktu,że do takich zborów podsyłani są bracia wytypowani specjalnie przez Nadarzyn,by wspierać takie zbory) z czym nie mogą pogodzić się nowi świeżo przyjezdni , bo uważają,że stawiane im są większe wymagania aniżeli gdy byli w swoich zborach w Polsce .
Tacy najczęściej są zawieszeni między starym a nowym w zborem.W Polsce mówią pewnie znajomym braciom,że związali się z nowym zborem za granicą w nowym miejscu się tłumaczą,że nadal przynależą do zboru w Polsce.Znam wiele takich osób co tak ciągną już po kilkanaście dobrych lat i żaden zbór nie ma wpływu na ich sytuację.