I jeszcze kilka moich spostrzeżeń w tym smutnym temacie.
Zauważcie, jak tak naprawdę lekko podchodzi się do tego typu wydarzeń.
W zborach kwituje się takie osoby bardzo krótko.
"Odszedł od Jehowy i skończył jak skończył!"
"Tak kończą Ci co porzucają Jehowę!"
"Jakby był w organizacji, to tak by nie skończył!"
"A po co lazł do świata, niech by trzymał się Jehowy!"
... itd, itd ... I tym podobne teksty, którymi zazwyczaj kończy się dyskusję.
W moim zborze, w przypadku osób nieochrzczonych, starsi ludziom przy drzwiach tłumaczyli, że ten ktoś nie był śj.
Jak był wykluczony, to tłumaczyli też, że nie należał już do organizacji Jehowy.
W zborze, sypano teksty w kierunku, żeby nie mówić źle o organizacji, nawet jak coś zauważymy.
A przecież to są całe dramaty, szczególnie dla rodziców, jeśli to ich dziecko padło ofiarą takiego zdarzenia.
Co musi czuć taka osoba, która w desperacji targa się na swoje życie?
Oczywiście, każdy przypadek jest bardzo indywidualny, ale wykluczenie ze zboru napewno nie pomaga komuś takiemu.
Szczególnie, jeśli to jest młoda osoba, niedoświadczona życiem i tak naprawdę potrzebująca opieki, rodziców szczególnie, całe życie
Nie bez przyczyny coś takiego się trafia.
To jest jakiś dłuższy proces, który gdzieś tam rozwija się i narasta.
Często osoby będące w zborach, czują się samotne i nikt się zbytnio tym nie przejmuje.
A co dopiero w momencie, kiedy takiego kogoś się wyklucza i wiadomo jak będzie traktowany.
Takie osoby, nawet jak wracają do zborów, to już mają przypiętą odpowiednią łatkę, nieraz trudno jest im się odnaleźć.
A można odnieść wrażenie, że w zborach, to jest krótko pozamiatane, jakby problemu nie było.
Po samobójstwach i tak się odpowiednia opinia o zborze niesie, nawet jak ktoś tylko spotykał się ze świadkami, sporadycznie.
W naszym zborze było takie małżeństwo, które przez wiele lat, chętnie zawsze gościło świadków, ale nigdy nie zostali śj.
Mieli poważne problemy z alkoholem, w grę tez wchodziły narkotyki nigdy się z tym nie uporali ani dla siebie, ani dla Jehowy.
Jak umarli prawie że jedno po drugim, świadkowie im pogrzeb organizowali, ze względu na syna, który był wtedy śj.
Cała okolica huczała, jakich to "śj" mieli w swoich szeregach śj.
Starsi się za długo nie roztkliwiają nad taką sytuacją, mówię o samobójstwie.
Szybko przechodzą do "porządku dziennego", jakby w ogóle nie było tematu.
I nie zastanawiają się zupełnie, jak duża to tragedia.
Do momentu, zanim ich samych życie nie dotknie.
Albo ich latorośle czy ich rodziny.
Smutne to jest bardzo.