Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne
BYLI... OBECNI... => ŻYCIE ZBOROWE, GŁOSZENIE, SALE KRÓLESTWA => Wątek zaczęty przez: Ekskluzywna Inkluzywność w 11 Wrzesień, 2021, 20:06
-
Jak w przypadku waszym lub znanych wam ludzi wyglądał "rozwój duchowy" o którym tyle mówi się na zebraniach i w publikacjach?
Z moich spostrzeżeń wyglądało to tak, że 70% tego rozwoju to kształcenie się w sztuce kolportażu, a 30% to unikanie zwłaszcza tych grzechów na punkcie których Towarzystwo ma obsesję. No i może jeszcze punktualne czytanie publikacji.
Ciężko starać się o cokolwiek więcej, skoro sama nawijka jaką cię karmią jest na poziomie szkoły podstawowej. Tyle że w normalnym życiu szkołę podstawową zdajesz i idziesz wyżej. Inne religie mają swoje tradycje intelektualne, mistyczne, jak kogoś interesuje spekulacja abstrakcyjna i różne odcienie ludzkiego życia, to zawsze sobie coś znajdzie. A u świadków w tej duchowej podstawówce kiblujesz już do końca życia.
-
Chyba kiedyś się z nami przywitałeś słowami, że witasz byłych członków najmniej wymagającej duchowo religii. Coś w ten deseń. Nic się od tego czasu nie zmieniło, ba, pogorszyło.
Rozwój duchowy u świadków to stawanie się coraz większym zombie. Człowiekiem nie zdolnym do samodzielnego myślenia. Przykład. W zborze warszawskim wyrzuca prowadzącego z żoną, kiedy ten ma powiedzieć modlitwę początkowa. Sytuacja czasami występuje. Co robią starsi? Nie nie mówią modlitwy, tylko przez 15 min gadają na komórkach co począć w tej sytuacji ( kamery włączone, mic wyłączone. Po 15 min stwierdzają że może zacznie inny brat starszy. Zombie nie zdolne do samodzielnego myślenia...
-
U nas ogarniaja to w kilka minut. Jest jakaś nadzieja. Ale jak myślenie jest karane to jak mamy chcieć chcieć rozwijać. Chyba ze że rozwój posłuszeństwa. To wtedy nikt lepiej tego nie robi ;)
-
Jeszcze kilka lat temu bardzo stawiało się na to, żeby samodzielnie studiować Biblię, rodzinne studium. Nawet jak byłam nastolatką to był program, że pionierzy studiowali z głosicielami albo osobami, które były dopiero po chrzcie (oczywiście nie było to nie zobowiązujące trzeba było albo się ochrzcić albo zostać pionierem). Już nie mówiąc przygotowaniu do studium strażnicy w gronie młodych ludzi.
Ale wydaje mi się, że od "Czego uczy Biblia?" zmieniono podejście. Książka już wtedy wydawała mi bardzo tendencyjna (byłam wtedy dość młoda). I mam wrażenie, że idzie to coraz bardziej w dół.
Wysłane z mojego ANE-LX1 przy użyciu Tapatalka
-
kiedyś (lata 90-te) kładziono nacisk na potrzebę indywidualnej modlitwy, co nazywano "więzią z Bogiem". Oczekiwano, że świadek Jehowy poprzez indywidualną modlitwę zapewni sam sobie coś co nazwałbym _autopsychoterapią_ albo przynajmniej _afirmacją_ (czyli zapewnianie samego siebie że jestem wartościowy bo Bóg Jehowa mnie kocha itp. oddziaływania na umysł).
czy obecnie przykłada się do modlitwy większą czy mniejszą wagę NIE WIEM, gdyż około 2 dekady już mnie tam nie ma...
-
Ja pamiętam często poruszany tekst " niemowląta potrzebują pokarm płynny, dorośli stały ". Niestety, nie rozumiałam o co chodzi w tych słowach?
Rozwój duchowy w tej społeczności jest przewidziany tylko dla mężczyzn, polega na wspinaniu się po szczeblach kariery zborowej.
-
Dla mnie określenie "rozwój duchowy" jest wciąż nie zrozumiałe.
Wyrażenie wydmuszka.
-
"Rozwój duchowy" w praktyce zaczyna być realizowany przez MEiN.
https://www.edziecko.pl/starsze_dziecko/7,79351,27550297,nowy-podreczniku-od-wos-u-zmieniono-piramide-maslowa-najwazniejsza.html
-
To i ja dorzucę swoje 12 groszy (ale ani jeden grosik nie będzie dla organizacji).
70% kształcenie w sztuce kolportażu, a 30% unikanie grzechów to całkiem niezła proporcja i pewnie też bym tak to określił. Dla nich - a kiedyś także dla mnie - była to esencja chrześcijaństwa. Przecież zbór powstał po to, żeby głosić! Wobec tego 70% tego, co nazywa się tam głoszeniem jest jak najbardziej ok. Pozostałe 30% to mus odróżniania się od świata, który jest przecież taki zepsuty. Dlatego nie palimy fajek, ale możemy zatrudniać na czarno jak popadnie, bo to w ogóle nie jest kradzież.
Któryś z moich rozmówców powiedział, że kiedyś był większy nacisk na indywidualne studium Biblii. Mogę zgodzić się z tym twierdzeniem w takim samym stopniu, z jakim nie mogę się z nim zgodzić. Będąc w tamtych czasach zaangażowanym ŚJ większy nacisk na studium Biblii nie sprawił, że się wybudziłem. Zdaje mi się, że to była inna metoda osiągnięcia tego samego celu - uzależnienia od organizacji. Kiedyś było w tym więcej Biblii, ale wnioski wypływające z takiego "studium" były takie same jak dzisiaj. Dziś jest więcej filmów, wniosków płynących bezpośrednio z publikacji, ale to wszystko jest okraszone Biblią tak jak było wcześniej i w gruncie rzeczy efekt jest ten sam. Kiedy bowiem rozmawiam z ludźmi starszej daty, którzy pamiętają zakaz działalności w Polsce i działali w tamtych czasach, to prawdą jest, że ich wiedza biblijna jest większa. Pytanie tylko: co z tego, skoro i tak wykorzystują ją tylko i wyłącznie do tego, żeby po raz kolejny obrócić się w kółko i powiedzieć "Nie ma drugiej takiej organizacji"?
Chciałbym jeszcze rzec słowo o modlitwie. Dla mnie to był najwyższy element duchowego rozwoju w organizacji. Ironia jednak polegała na tym, że będąc w organizacji nigdy nie modliłem się w swoich osobistych sprawach. Modlitwy zawsze były wycelowane w interes organizacji, bo przecież trzeba modlić się o studia, o odwagę w służbie, żeby ci się chciało latać te 70 godzin miesięcznie, żebyś zachęcał innych do latania, żebyś pomógł innym, bo to świadectwo, żebyś nie był grzeszny, bo wtedy Bóg się tobą posłuży w - o ironio - służbie w organizacji... i tak bez końca. Mimo tego wszystkiego modlitwa dawała mi poczucie sacrum.
Teraz jak na to patrzę, to jest to absurdalne. Równie dobrze mógłbym modlić się do Boga, żeby wypracować target sprzedażowy, zdążyć z deadlinem projektu, albo pozyskać nowego klienta.
P.S. Przypomniało mi się, jak modliłem się prosząc żebym mógł założyć studium przy wykorzystaniu książki Czego naprawdę uczy Biblia. Jak tak sobie pomyślę o tym, jak trzeba mieć zryty łeb, żeby wierząc w Boga zwracać się do niego i operować tytułami książek i broszur...
To był rozwój duchowy ;)
-
Donadams trafione w punkt ja nie opisuje swojego rozwoju duchowego, bo z zewnątrz mega rozwój duchowy to dostałeś się na starszego ale wewnątrz pustka i brak poczucia ze się rozwijam . Teraz wiem , że tam jest jedynie rozwój organizacji im więcej dla niej pracujesz tym znacz Twój rozwój duchowy jest większy ale to przecież w normalnym życiu nie o to chodzi.
-
Rozwój duchowy ,dzisiaj to widzę tak.samo formowanie się na wzór opisany w strażnicy. Najgorsze w tym było to ,że działo się to obok świadomości lub na przekór. Związku z tym tak zwanym rozwojem musiałem sporo czasu poświęcić by pozbyć się dysonansu jaki wdzierał się w życie.Dlatego czytałem ,czytałem by znaleźć wytłumaczenie dla wytłumaczone to.Doszło do tego że zacząłem posługiwać się językiem strażnicy,co podczas zebrań,wykładów czy spotkań teokratycznych być może było dobrze widziane ,ale w życiu codziennym niespecjalnie .