Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Jak polonijnych badaczy Pisma Św. odwodzono od wyjazdu na konwencję do Polski  (Przeczytany 598 razy)

Offline Roszada

W roku 1929 miała się w Polsce odbyć konwencja (kongres). Pewna część polonijnych badaczy Pisma Św. z USA chciała się wybrać do ojczystego kraju.
Co na to Strażnica? Otóż odwodziła ich, że to „marnowanie czasu i pieniędzy”!

„KONWENCJA W POLSCE
Odnośnie konwencji w Polsce, która była omawiana w Detroit na rok 1929, uważamy iż to byłoby tylko marnowanie czasu i pieniędzy dla wielu braci, którzyby tam się udali. To co wszyscy bracia winni mieć na uwadze, to czynić wszystko, aby zorganizować pracę w systematyczny sposób i zanieść poselstwo do ludzi. Obecnie uważamy, że nie jest czas na konwencje, lecz raczej aby dać świadectwo o królestwie Bożem. Brat Rutherford obecnie przebywa w Europie, więc zapewnie będzie miał przywilej widzieć się z braćmi polskimi, a gdy powróci, będzie miał nam wiele do powiedzenia” (Strażnica 01.09 1927 s. 274).

No tak czas przeznaczyć na chodzenie od domu do domu, a pieniądze do skrzyneczki. ;)

Sędzia mógł sobie pojechać na wycieczkę do Europy, a inni, by przy okazji odwiedzić rodziny i kraj pochodzenia, to już nie. :-\


Offline Roszada

Jak organizacja cię wysyłała, to choćby na koniec świata, ale jak Ty sam to lepiej głoś na miejscu.

Tu jak gościa Sędzia w trąbę zrobił i go do Afryki Południowej wysłał:

„W maju 1924 r. brat Rutherford podczas jednej z wizyt w Glasgow oznajmił w toku odbywającego się zgromadzenia, że jednego brata (...) wyśle do Afryki Południowej (...) brat Rutherford rzekł do mnie: »Słyszałeś moje wczorajsze powiadomienie o wysłaniu jednego brata do Afryki Południowej. Czy miałbyś ochotę pojechać z nim?« (...) Gdy tego popołudnia potwierdziłem ową decyzję, między innymi powiedział: »George, to może być na jeden rok albo nieco dłużej«. Wciąż wierzył mocno, że książęta mieli powrócić następnego roku i że rychło miały nastąpić wielkie zmiany” (Strażnica Nr 7, 1957 s. 20-21 [ang. 01.12 1956]).

Jednak w tym samym artykule, głosiciel, którego wspomnienia spisano, zrzuca odpowiedzialność za „rok 1925” nie na Rutherforda, ale na „organizację Pana”! Oto jego słowa:

„O tak, pokochałem teren, który w roku 1924 został mi przydzielony przez organizację Pana »na jeden rok albo nieco dłużej«. Potrwało »nieco dłużej«, lecz teraz, po blisko 23 latach pracy na tamtym terenie nie tylko byłem gotów, ale nawet gorąco pragnąłem powrócić tam i pozostać tak długo jak to byłoby wolą Jehowy” (jw. s. 23).
« Ostatnia zmiana: 10 Marzec, 2020, 16:24 wysłana przez Roszada »


Offline Roszada

Tak w ogóle to Sędzia bardzo lubił jeździć na konwencje do Europy.
Do Niemiec, Francji, Szwajcarii i Anglii.
Co roku jeździł. W Niemczech szczególnie dobrze się czuł, gdzie go witano i żegnano z pompą, a on kiełbasę rozdawał. ;D

   „W poniedziałek o godzinie 5-tej po południu, Prezydent TOWARZYSTWA miał swój ostatni wykład na konwencji. Przewodniczący poprosił br. Rutherford aby zaczekał aż bracia urządzą mu pożegnanie w ich szczególny sposób. Niebyło znane co oni mają zamiar uczynić. Pomiędzy wyjściem z głównej sali a przejazdem, jest szeroka ulica, prawdopodobnie 1,500 do 2,000 stóp długa. Bracia maszerowali w dłuż tej ulicy i utworzyli dwie linie dziesięć lub piętnaście stóp szerokości po obu stronach wzdłuż całej ulicy i linja ta była skierowana do głównego przejazdu ulicy, i pozostawiono tylko wązkie przejście pomiędzy dwiema liniami. Przy wyjściu ze sali były samochody w których mówcy mieli jechać tym wązkim przejściem i w ten sposób uczynić pożegnanie się z braćmi. Jednak samochody nie były użyte. Byłoby niewłaściwym jechać, podczas gdy, inni stali więc brat Balzereit i brat Rutherford, szli naprzód, a za niemi postępowali wolno inni mówcy przez to wązkie i długie przejście, gdzie po obu stronach stali bracia, powiewając chusteczkami i śpiewali »Zostań z Bogiem« przy akompanjowanju orkiestry. Podczas tego pożegnania, bracia wykrzykiwali »Auf wiedersehn«, »Zostań z Bogiem aż się zejdziem znów«; »niech was Bóg błogosławi.« Gdyśmy doszli końca tej linji, spojrzeliśmy wstecz ujrzeliśmy wesołe twarze i powiewających chusteczkami 14,000 ludzi. To sprawiło takie wrażenie w sąsiedztwie, że mężczyźni, niewiasty i dzieci wyglądali oknami, podczas inni wspięli się na drzewa i wielu innych powychodziło na dachy aby się przyglądać. Wielka liczba policji była obecną i obchodzili się bardzo z uszanowaniem i poważnie. Kapitan z niektórymi porucznikami stał na samem końcu tego wązkiego przejścia w baczności oddając tem honor wojskowy gdy br. Rutherford przechodził; a nawet wrogo usposobieni urzędnicy prawa, nie mogli się powstrzymać od przyjemnego uśmiechu. Brat Martin zwrócił uwagę i rzekł »Kajzer nigdy nie miał takiego przyjęcia lub pożegnania jak to. On mógł to mieć uczynione, lecz nigdy dobrowolnie i z pobudek miłości.« Celem tej demonstrancji nie było, by uczcić kogokolwiek z ludzi, lecz ona była prawdziwie dobrowolnym wybuchem wdzięcznego poświęcenia się Panu, Królowi naszemu, i miłość dla tych, którzy stoją ramię w ramię, walcząc dla sprawy królestwa” (Strażnica 01.09 1925 s. 266-267 [ang. 01.08 1925 s. 234]).

„Kiedy nieraz podczas konwencji głód tym braciom zaczął zbyt dokuczać, to wyciągali z kieszeni resztki suchego chleba. Na konwencję przybyła pełna cyfra 4,000 braci. W sobotę na wspólnym obiedzie każdy zjadł dwie kiełbaski frankfurckie, kawałek chleba i wypił flaszkę wody. Kiełbaski zaparzone były w wielkich kotłach w kilku miejscach sali. Każdy po kolei szedł do odpowiedniego miejsca, tam dostawał swoją porcję i wracał z powrotem do swego siedzenia. Rzeczywiście niezapomniane pozostaną te chwile” (Strażnica 15.08 1924 s. 244 [ang. 01.07 1924 s. 196]).


Offline Roszada

Sędzia, jak wysłał w roku 1920 Czesława Kasprzykowskiego do Polski, by objął tam kierownictwo i zarejestrował wyznanie, to ten nie dość, że porzucił go, to jeszcze dwie konkurencyjne grupy badaczy rozkręcił i zabrał większość wiernych. ;D