Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 3 Gości przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Historyczna działalność z plakatami w Polsce - 1948 r.  (Przeczytany 1338 razy)

Offline Roszada

Historyczna działalność z plakatami w Polsce - 1948 r.
« dnia: 16 Czerwiec, 2020, 18:19 »
Mam pytanie, szczególnie do Lebiody, lub do osób z Warmii, które mogłyby gdzieś dopytać o sprawę.

Otóż w tej publikacji jest fotka, a na niej co najmniej 30 ŚJ z kilkunastoma plakatami. Podpis pod nią:

*** w94 15.11 s. 9 Świadkowie Jehowy na świecie — Polska ***
[Ilustracja na stronie 9]
Działalność z plakatami na terenie Warmii, czerwiec 1948 roku

Później dam skan fotki z tej Strażnicy, choć mało widoczna, bo niewielkiego formatu i czarno-biała.

Pytania takie:
co to za manifestacja?
co widnieje na tych plakatach?

Dziwna to akcja, bo na zachodzie zaprzestali takich akcji wraz z wybuchem wojny.
« Ostatnia zmiana: 16 Czerwiec, 2020, 19:08 wysłana przez Roszada »


Offline Roszada

Odp: Historyczna działalność z plakatami w Polsce - 1948 r.
« Odpowiedź #1 dnia: 16 Czerwiec, 2020, 20:54 »
Oto zapowiedziany skan, ostatni, na końcu artykułu:

https://piotrandryszczak.pl/marsze_informacyjne.html

Co ciekawe w ang. Strażnicy jest taki oto podpis pod zdjęciem:

*** w94 11/15 p. 9 Jehovah’s Witnesses Around the World—Poland ***
[Picture on page 9]
Placard work, June 1948, in former East Prussia


Offline Roszada

Odp: Historyczna działalność z plakatami w Polsce - 1948 r.
« Odpowiedź #2 dnia: 17 Czerwiec, 2020, 12:44 »
A tu proszę, w roku 1939 niby zaniechano marszów, a w Polsce jeszcze w 1948 r. były? :-\

Zaniechanie demonstracji

Grant Suiter przypomina sobie, że od listopada 1939 roku, po ogłoszeniu opublikowanym w Strażnicy, zaniechano organizowania marszów informacyjnych, dodaje jednak: »Ten niecodzienny i skuteczny sposób kierowania uwagi wielu osób na służbę kaznodziejską Świadków Jehowy był podówczas czymś niespotykanym. Zarówno korzystanie z takiego środka, jak i zrezygnowanie z niego wskazuje na kierownictwo Jehowy w tej sprawie. Obecnie [w latach siedemdziesiątych] urządza się różne publiczne demonstracje, ale my nie bierzemy w nich udziału, nie można więc z nimi pomylić żadnej formy naszej działalności«.” (Dzieje Świadków Jehowy w czasach nowożytnych. Stany Zjednoczone Ameryki. Na podstawie Rocznika Świadków Jehowy na rok 1975 s. 73-74).


Offline Roszada

Odp: Historyczna działalność z plakatami w Polsce - 1948 r.
« Odpowiedź #3 dnia: 18 Czerwiec, 2020, 18:19 »
Opisane wydarzenia nie mają pewnie nic wspólnego z powyższymi (akcja plakatowa), ale dotyczą też roku 1948, więc daję je by kontekst historyczny ukazać:

*** yb94 s. 219 Polska ***
Podczas zgromadzenia okręgowego, które latem 1948 roku odbyło się w Lublinie, księża ogłosili w tym mieście, że Świadkowie Jehowy z całej Polski przybyli z zamiarem zniszczenia tam świątyń katolickich; wezwano zatem wiernych do obrony kościołów i miasta. Ciżba podburzonych fanatyków religijnych natarła na uczestników kongresu. Bezpieczeństwa ich bronili uzbrojeni milicjanci, którzy pakowali co agresywniejszych prowodyrów na ciężarówki, wywozili do 30 kilometrów za miasto, z dala od uczęszczanych szlaków komunikacyjnych, i puszczali wolno.
Nieco inna sytuacja miała miejsce 5 września 1948 roku podczas zgromadzenia obwodowego Świadków Jehowy w Piotrkowie Trybunalskim, położonym w odległości około 120 kilometrów od Warszawy. Byli na nim obecni obaj misjonarze, bracia Behunick i Muhaluk. Przed godziną 17 w pobliżu zaczął się zbierać wrogo nastrojony tłum, który czekał na koniec programu, żeby dostać w swoje ręce „biskupów”, jak nazywano tych braci. Wychodzących z sali zaatakował kilkusetosobowy motłoch. Szereg osób, w tym obu misjonarzy, pobito do utraty przytomności. Poszkodowani zostali odwiezieni do Szpitala św. Trójcy, gdzie jedynie ich opatrzono, ale nie przyjęto na leczenie. Na taką decyzję personelu miały wpływ pracujące tam zakonnice.


Offline Lebioda

Odp: Historyczna działalność z plakatami w Polsce - 1948 r.
« Odpowiedź #4 dnia: 09 Lipiec, 2020, 19:59 »
Zamieszczona fotka z „plakacistkami” w tle z roku 1948, nie jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Osobiście z tego rodzaju „głoszeniem” się nie spotkałem. W prawdzie ten wymieniony wyżej rok jest dopiero drugim rokiem mojej obecności w Organizacji, więc mogło wcześniej mnie coś ominąć. Takie głoszenie przy pomocy plakatów jak na zdjęciu, nie było dla mnie obce, ale o tym dowiadywałem się jedynie od tej generacji, która w Organizacji była zakotwiczona jeszcze przed pierwszym września 1939 roku. Od tej populacji „Świadków”, miałem też dostęp do literatury, którą już w mojej obecności przesuwano na indeks. Zapewne interesująca nas tutaj sprawa głoszenie za pomocą plakatów, była następstwem odchodzenia od tej metody. W tym czasie kładziono już nacisk na głoszenie ustne i tym sposobem wycofywano się również z przekazów gramofonowych (patefonów), tudzież wyświetlania Fotodramy, nawet z przeznaczeniem wyłącznie dla członków zboru.

W pierwszych początkach mojego nowicjatu w Organizacji, moi nauczyciele ucząc mnie głoszenia od domu do domu, używali jeszcze tak zwanej „wizytówki”, z której - dosłownie - odczytywało się zawartą w niej treść. Jednak na zebraniach służbowych wycofywano się z tej metody i intensywnie wdrażano już ten nowy rodzaj głoszenia, który dotrwał do dziś. Głoszenie plakatowe zapewne podlegało temu samemu nakazowi (?) Ale z uwagi na powstawanie nowych Zborów, z nowymi jeszcze nie skażonymi głosicielami przez starych „badoli” jak ich w tamtym czasie nazywano, po prostu tematu plakatowego, lub jak kto woli problemu, nie podnoszono. Tak przynajmniej ja osobiście wyjaśnił bym samemu sobie.

Nie oznaczało to jednak, że temat plakatów tak całkowicie został rozwiązany. Mimo wszystko, temat ten wisiał gdzieś zawieszony w powietrzu. W roku 1948 odbyły się dwie „Konwencje  Okręgowe”. Jedna w mieście Lublinie, a druga w Poznaniu. Osobiście na tych zgromadzeniach nie byłem obecny z bardzo prozaicznej przyczyny – brak środków w postaci tzw. złotówek lubelskich. Z późniejszych obiegowych, bliżej niesprecyzowanych danych, miało wynikać, że w Lublinie były przygotowane plakaty, ale ze względów obiektywnych ich nie użyto. Również w Poznaniu akcji plakatowej nie było.

Zdjęcie, które publikuje Roszada wskazuje, że na Mazurach jakaś impreza z udziałem tych rowerowych uczestników się odbyła. W jakim rozmiarze i z jakim skutkiem, pozostanie bez wyjaśnienia. Pozostaje tylko spekulacja. Mam wrażenie, że jakiś Zbór (w tamtym czasie nie używano tego określenia, lecz używano określenia Grupa) pod dozorem jakiegoś brata lub braci o korzeniach przedwojennych musiała podjąć się takiego zadania. Czy to moje przypuszczenie może mieć jakieś uzasadnienie? Postaram się wyjaśnić nie wprost, ale drogą dedukcji. Poniżej opisana prze zemnie opowieść, wydarzyła się naprawdę ze mną w tle.

Miejsce i czas wydarzenia jest zbieżny jaki wynika ze zdjęcia. W prawdzie nie będą to Mazury ale małe powiatowe miasteczko w województwie poznańskim – Kępno - rok 1949. Latem tamtego roku odbyła się tam obwodowa konwencja Sw. J. Byłem obecny na tej konwencji. Sługą Grupy w tym miasteczku był bardzo miły brat o imieniu Kazimierz - nazwisko pominę. Mieszkał około czterech km za miastem. Brat Kazimierz należał do przedwojennego klanu „starych” badoli. Już przed wojną mieszkał w Niemczech. Tam zapoznał się z „plakatowym głoszeniem”, ale po 1945 roku wrócił do Polski. Gdy zapadło postanowienie, że obwodowa konwencja odbędzie się w mieście Kępnie na terenie jego zboru, postanowił wykonać mobilny plakat. Nie jest mi znane, czy to przedsięwzięcie było uzgodnione ze sługami organizacyjnymi wyższego szczebla, czy miała to być niespodzianka. Faktem jednak jest to, że plakat ten nie został nigdy użyty. Osobiście ten plakat widziałem już jakiś czas po zakończonej konwencji. Były to dwie płaszczyzny wykonane z dykty o wymiarach 1,5 metr wysokie i na dwa metry długie, wierzchołkami wspartych o siebie. Całość zamontowana była na tylnym podwoziu wozu gospodarczego na dwóch kołach gumowych. Treść napisu wykonana była farbą olejną, ale treści tekstu już nie przypominam sobie
.
Czy opisane powyżej wydarzenia będą w czymś pomocne?


Offline Roszada

Odp: Historyczna działalność z plakatami w Polsce - 1948 r.
« Odpowiedź #5 dnia: 09 Lipiec, 2020, 20:18 »
Bardzo dziękuję Lebiodo.
Na Twoją doskonałą pamięć, pomimo upływu lat, zawsze można liczyć.
Czasem trwa to kilka dni, ale rozumiem, że to po prostu Ci się odtwarza po jakimś rozmyślaniu.
Również mam to też w mniejszym stopniu, wspominając jakieś dawne kwestie.

Co do Twych słów:
Cytuj
W pierwszych początkach mojego nowicjatu w Organizacji, moi nauczyciele ucząc mnie głoszenia od domu do domu, używali jeszcze tak zwanej „wizytówki”, z której - dosłownie - odczytywało się zawartą w niej treść.

to nazywa się to dziś we wspomnieniach "kartami świadectwa", choć niewykluczone, że kiedyś to po polsku inaczej zwano:

„Pod koniec roku 1933 wprowadzono nową metodę głoszenia. Na wstępie wręczano domownikowi do przeczytania kartę świadectwa z krótkim orędziem. Stanowiła ona dużą pomoc szczególnie dla nowych głosicieli, którzy w tamtych czasach nie byli zbytnio zaprawiani do służby. Kiedy domownik przeczytał kartę, Świadkowie na ogół jedynie krótko ją komentowali; niektórzy rozwijali temat, korzystając przy tym z Biblii. Kart świadectwa używano jeszcze długo w latach czterdziestych. Dzięki nim można było szybko opracować teren, dotrzeć do większej liczby ludzi, wręczyć im sporo cennej literatury biblijnej, dawać jednakowe świadectwo, a nawet przekazywać orędzie w języku obcym. Niestety, dochodziło też do niezręcznych sytuacji, na przykład gdy domownik brał kartę i zamykał drzwi. Chcąc ją odzyskać, głosiciel musiał zapukać jeszcze raz!” (Świadkowie Jehowy – głosiciele Królestwa Bożego 1995 s. 564).


Offline Lebioda

Odp: Historyczna działalność z plakatami w Polsce - 1948 r.
« Odpowiedź #6 dnia: 11 Lipiec, 2020, 19:55 »
Jeszcze o - Plakatach – Karcie Świadectwa – tudzież o Wizytówkach.

Cokolwiek by powiedzieć o Badaczach P. Św, czy współcześnie znanych jako o Świadkowie Jehowy, jest to na swój sposób ruch postępowy. Z tego co wyczytałem z podań ewangelistów, naśladowcy swojego mistrza mieli głosić Jego przekaz następnym pokoleniom. Nie doczytałem się natomiast aby w tym celu mogli lub potrzebowali używać przyszłościowych narzędzi technicznych, ponieważ zapowiedziane przyjście Pana, było przewidziane jeszcze za ich bytności. Czyżby?
Bardzo precyzyjni badacze z przełomu 19/20 wieku, z zapisów ewangelistów wydedukowali, że to oni otrzymali przywilej powitania swojego mistrza. Czasu było zbyt mało, bo rok 1914 zbliżał się milowymi krokami. Od czego był wiek pary i elektryczności? Ano od tego, żeby te pomysły samego Szatana Diabła, posłużyły pomocą do powitania Drugiego przyjścia Pana.
No i machina poszła w ruch. I tak doszliśmy do tytułowych plakatów, kartach świadectwa i wizytówkach potrzebnych do dokończenia Dzieła. Jak wiemy Dzieło ruszyło z całym wachlarzem postępu technicznego z wykorzystaniem poligrafii, techniki nagłaśniającej, ale też elektroniki radiowej aż po współczesny Internet włącznie. Jeżeli w naszym współczesnym czasie nawet dziecko bez oporu posługuje się smartfonem, to już ja stary pryk, za chiny ludowe umiem jedynie przez niego rozmawiać, a reszta to czarna magia!
I teraz powracam jeszcze do ówczesnych – plakatów - , - karty świadectwa -  tudzież do naszej (mojej) rodzimej – wizytówki - , o czym wspomina – Roszada. Nasz rodzimy postęp techniczny i społeczny tuż po II wojnie miał się nijak. Wszystko było odbudowywane prawie od podstaw, ale w realnej rzeczywistości. Co przez to ostatnie zdanie należało rozumieć? Ano to, że odradzający się Kraj po wojnie odtwarzał się w nowych granicach z zupełnie z inną kulturowo mentalnością i obyczajnością nie wyłączając językowym. Osobiście miałem dwóch zainteresowanych, z którymi przyszło mi się dogadywać, z jednym pół po rosyjsku, z tym drugim pół po niemiecku. Przypadkiem udało mi się jednemu dostarczyć w języku rosyjskim Nowy Testament, a temu drugiemu całą biblię w języku niemiecki w przekładzie pastora Lutra (na szczęście obaj nie zostali świadkami). Przytoczyłem tutaj dwa skrajne przypadki, ale w większości to gospodynie wiejskie będące zupełnymi analfabetkami, którym podanie takiej „karty świadectwa” nie miałoby sensu. Odczytywana „wizytówka”, wprawdzie równała się temu samemu, to też za mojego nowicjatu już odchodzono od tej metody.
Używanie w Polsce narzędzi technicznych do odtwarzania fonicznych przekazów na terenie byłego zaboru rosyjskiego, też mijało się z celem. Jedynie aglomeracje miejskie mogły być tym trochę bardziej zainteresowane. Z tego rodzaju sprzętem, tudzież plakatem, „foto dramą” itp. spotkałem się po raz pierwszy na terenie byłego zaboru pruskiego, po wojnie - Województwa Poznańskiego. Jeżeli obecnie poziom życia i bycia współczesnej populacji w Polsce jest wyrównany, to lata powojenne dla różnej części kraju były bardzo zróżnicowane. I tu posłużę się przykładem. Jeżeli kobieta polka gospodyni na wsi czy mieście najczęściej była analfabetką, (wśród mężczyzn ten stosunek był bardziej na ich korzyść) to już w Poznańskim, każda babcia umiała bez trudu czytać i pisać. Moja teściowa urodzona jeszcze przed pierwszą wojną światową, potrafiła swobodnie pisać i czytać w języku niemieckim i polskim. Zachował się i jest w moim posiadaniu list z lat dwudziestych ub wieku pisany własnoręcznie do swoich córek przez matkę mojej teściowej mieszkającej wówczas w Kępnie
Mam wrażenie, że Nadarzyńska Korporacja ma się czym szczycić iż odrobiła swoje zapóźnienia, ale czy zdąży przed czasem?


Offline Roszada

Odp: Historyczna działalność z plakatami w Polsce - 1948 r.
« Odpowiedź #7 dnia: 11 Lipiec, 2020, 20:11 »
Ano właśnie, słusznie Lebiodo zwróciłeś naszą uwagę na analfabetyzm powojenny.
'My dzieci XXI wieku' zapominamy o tym, że nawet Strażnicy takie osoby niepiśmienne nie mogły sobie poczytać, choćby chciały. :-\