Mysle, że bardzo dużo zależy od rodziców. Mogą oni zrobić dziecku wielkie piekło, albo złagodzić do minimum stres.
Gdy będą stosować się do wszystkich wskazówek orga to zniszczą dziecko.
Przypomniał mi się film Życie jest piękne. Niestety nie wielu dzieci ma szansę mieć tak mądrych rodziców.
Dużo zależy od stopnia destrukcyjności sekty. Czy jest zamknięta, czy "otwarta". Świadkowie Jehowy należą moim zdaniem do sekty "otwartej" gdzie rola rodziców jest nikła ale jednak jest, z trudem ale mogą nie ulec. Jednak wasze wypowiedzi na forum świadczą, że rzadko rodzice się nie podporządkują. Natomiast w sekcie "zamkniętej" dziecko absolutnie nie może liczyć na rodziców, bo nawet jeśli istnieją fizycznie to ich tak naprawdę nie ma a dzieci są wychowywane kolektywnie. Wychowanie to polega na indoktrynacji, tresurze i wykorzystaniu na wszelkie możliwe sposoby (od pracy fizycznej po zsakralizowane wykorzystanie seksualne) Najgorsze jest to, że dzieci z takich sekt nie mają gdzie uciec. Czasem upominają się o nie dziadkowie czy dalsi krewni. Ale wolność wychowania religijnego często blokuje prawo. Wydaje się że prawa dziecka przegrywają z prawami religijnymi. Niestety.
Krócej mówiąc uważam, że krzywda dzieci nie tyle zależy od rodziców "sekciarzy" co od stopnia jej destrukcji. W sekcie Świątynia Ludu to rodzice mordowali swoje dzieci. Myślę i mam taką nadzieję, że i w takich sektach zdarzają się wyjątki które potwierdzają regułę, np. zindoktrynowany rodzic mimo wewnętrznych oporów poda dziecku lekarstwo a nie truciznę.
Jest jeszcze inna kwestia. Zdarza się, że w takich sektach rodzice nie mają kontaktów z własnymi dziećmi, bądź mają go utrudniony. Trudno nazwać wychowanie w sekcie mianem wychowania w rodzinie. Rodzinę stanowią wszyscy i nikt. I to ma swoje konsekwencje. Pustka uczuciowa, zaniedbania zdrowotne, praca dzieci. Bywają nawet sekty które wręcz bazują na pracy dzieci. Nie realizują obowiązku szkolnego, nie leczą a wręcz skazują na śmierć. Pewna sekta w USA w ogóle nie leczyła dzieci, gdy umierały tłumaczyła się że pewnie Bóg tak chciał. A świat jest zły więc nawet dobrze, że umarły.
Rodzice w takich sektach nie realizują swojej wychowawczej misji w żadnym stopniu. Ich jedynym pragnieniem jest uczynić z dziecka posłusznego wykonawcę poleceń guru, proroka czy kogo tam jeszcze. To on przejmuję obowiązki wychowawcze. Rodzic staje się robotem wykonującym jego polecenia. Straszne ale prawdziwe.