Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne

BYLI... OBECNI... => BYŁEM ŚWIADKIEM... nasze historie => Wątek zaczęty przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:24

Tytuł: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:24
A więc za namową kilku osób postanowiłam zebrać te wszystkie moje historyjki. :)

 Może kilka słów o tym,  skąd pomysł na taki nick.


Kiedyś wracając z zakupów mijałam się  z panią która była dla mnie długie lata ciocią, a wiadomo po moim odejściu wszystko się zmieniło. Szła z nią kobieta której nie znałam. Jak przyzwoitość nakazuje powiedziałam dzień dobry....znajoma mi nie odpowiedziała tylko ta druga. I zaraz jak żeśmy się minęły zagadała do niej...to chyba było do ciebie, bo ja jej nie znam.
Na co była ciocia ....to córka siostry Janiny...tamta pyta..ale która bo ona ma dwie? Na co ciotunia odp....ta zła. A że panie były słusznego wieku, rozmawiały dość głośno i wszystko mogłam wysłuchać.
 I stąd ten pomysł. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:24
Trzy siostry

W naszym zborze były rodzone siostry które jedna po drugiej zostawały świadkami.
Najpierw jedna zakochała się w koledze z pracy i tak została świadkiem, gość był ambitny i szybko został starszym. Później druga z sióstr poznała kolegę szwagra, który był sługą pomocniczym i też ona została świadkiem.
Najoporniejsze były dwie...najstarsza która chorowała od dziecka i najmłodsza, jednak do czasu. Do zboru przybył pionier, gość po trzydziestce bardzo gorliwy i aktywny, robił więcej niż się od niego wymagało. To właśnie w nim zadłużyła się najstarsza z sióstr Bożena, i ona została świadkiem. Później ślub i ku radości całej społeczności oboje zostali pionierami.
Ach co to była za  para ogólnych zachwytów. Zawsze razem, zawsze na czas, zawsze z najlepszymi wynikami....chodzące ideały.

I nagle bum.....Bożenka nie żyje. Mąż ją znalazł martwą pod drzwiami ich pokoju.
Po latach  dowiedziałam się od najmłodszej z sióstr, że to przez niego zmarła. Powinna być pod stałą kontrolą lekarza, brać drogie leki. Jednak mąż uznał, że armagedon jest tak blisko iż na nic jej to wszystko. Trzeba sobie zapracować na życie  w raju. A więc...pracowała, pracowała, aż.....

To bardzo poróżniło siostry, najmłodsza obwiniała dwie starsze. Że to one ją wyswatały. Ta która wraz z mężem  zapoznała Bożenkę z pionierem sama czuła się bardzo winna. Wiedziała że on żonę trzymał wręcz pod kluczem i jak nawet próbowała ingerować, rozmawiać z mężem na ten temat zostawała objechana, że to...mąż jest głową, on rządzi, a im nie wolno się wtrącać, bo to bardzo chrześcijańskie małżeństwo.

Z tego co wiem na chwilę obecną....rozwiodła się z mężem, nie jest już świadkiem,mieszka gdzieś w Irlandii.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:25
Kuba, wzór wszelkich cnót

To że zostałam wychowywana w taki właśnie sposób, nie wypaczyło mojej psychiki. Wychowując swoje potomstwo, nie wzorowałam się na moich rodzicach.
Nie popadałam też ze skrajności w skrajność. Tzn...nie próbowałam rekompensować swojego dzieciństwa na osobie mojego syna. Dbałam tylko o to aby miał spokojne dzieciństwo i aby wiedział co to jest odpowiedzialność oraz miał świadomość tego że....coby się nie działo, zawsze będę za nim stała murem. Nawet jak bym nie pochwalała jego postępowania.

Nie wiem jak teraz, ale takie zachowanie jak u mojej matki to była norma. Nieraz się szło do łazienki a tam tylko...dupa chlastała, tak matki przywoływały dzieci do porządku. Dziś uważam że to była presja otoczenia. Jeśli te dzieci były niegrzeczne tzn matka sobie nie radziła, a jak nie radziła......tzn była słaba. I kto obrywał? Ano najsłabsi.

Nie wiem czy  tu wspominałam o pewnym starszym miał syna , chłopak był gdzieś w moim wieku. I jak zaczął się wiercić, ojciec go tak mocno ściskał za dłoń, że aż kiedyś chłopak się posikał z bólu. Później żeśmy podrośli i chłopak był wzorem dla wszystkich. Och jak się ciotki znim zachwycały. Grzeczny, zawsze najlepiej przygotowany, aktywny.
Raz przyszedł z siniakiem na twarzy, na pytanie co się stało....matka odpowiedziała grał w piłkę.
Prawda pewnie była inna....ojciec.
Czasem autobus mi uciekł i jak jechałam do szkoły następnym musiałam biedź przez park obok garaży i pewnego dnia spotkałam tam Kubę z papierosem w dłoni. Był z kolegami. Na zebraniu gdy mnie zobaczył widziałam że chce coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Pewnie miał niezłego pietra.
Ja tą ciekawostkę zostawiłam dla siebie, jednak już wiedziałam że młody braciszek nie jest taki doskonały jak nam się wydawało.
Później nasze drogi się rozeszły.
Dziś wiem, że Kuba też bardzo szybko uciekł od rodziców i z organizacji. A dzieciństwo jakie miał...mogło być gorsze od mojego.


Lata szkolne.

  Ja w podstawówce byłam sama na całą szkołę i dlatego byłam istnym dziwactwem. Bywało, że pewnych rzeczy uczyłam się ukradkiem np inwokacji bo matka powiedziała, że mi nie wolno mówić o....pannie co jasnej broni...
A ja wolałam się nauczyć, zaliczyć jak inne dzieci nawet  gdyby ten na górze miał mi język....
Szkoła średnia, było już lepiej tam była dziewczyna taka jak ja. Początkowo trzymała się z boku, małomówna, skryta. Kiedyś przez przypadek zauważyłam u niej w plecaku pismo i to już mi nie dało spokoju.  Zaczęłam podpytywać, aż padło sakramentalne...bo ja jestem śJ. I jak najpierw się ucieszyłam, że nie jestem sama, tak później zaczęłam zastanawiać...a jak to jakiś gorliwiec?
Okazało się, że Ona jest OK, a nawet bardzo ok. Miałyśmy podobne dylematy i wątpliwości, a teraz to nawet myślę że wzajemnie się nakręcałyśmy.
Dziś i ja i Ona jesteśmy odstępczuchy i dobrze nam z tym.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:28
Nie tędy droga

Kilka lat temu zaszłam do sąsiadki gdy okładała pasem dziecko. Pytam....za co ją tak tłuczesz? Przestała i mówi, że młoda zgubiła kasę na buty. Sorry....nie ma kasy, nie ma butów to już dla niej wystarczająca kara. A jak chce niech sobie idzie zarobić. Sezon jagodowy trwa, niech śmiga do lasu, ja chętnie od niej kupię.
To jednak matki nie przekonało, nadal swoje że ma szczęście że przyszłam bo by jej bardziej dop....
Postanowiłam kobiecie przywrócić pamięć i mówię...a pamiętasz jak kilka lat temu zgubiłaś wypłatę? Czemuś wtedy nie wzięła pasa i nie obiła sobie pleców? Tobie się jeszcze bardziej należało....dorosła osoba, całe pensja, cóż za brak odpowiedzialności....
Miała taką minę jakby to zaraz mnie chciała przyłożyć ty pasem. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:30
Ostatnia wola albo jej brak

   Byłam nastolatką jak zmarł staruszek, oboje z żoną byli śJ. Gdy na pogrzeb przybył ich jedyny syn Katolik z żoną i dziećmi, matka wyśmiała synową na głos przy wszystkich że ubrała się jak do teatru....miała czarny kapelusz. Syn nie wytrzymał i wyszedł z domu razem z rodziną, na co synowa  syknęła do śmiejącej się teściowej....ten się śmieje kto się śmieje ostatni. Minęło może z pół roku i zmarła ona....zajechaliśmy jako (sJ ) na pogrzeb wyszła synowa i mówi....mama będzie miała pogrzeb katolicki, ale kto z państwa chce zapraszam na mszę.
Starszyzna coś poszeptała i się rozjechaliśmy do domów.

Do dziś mam przed oczami triumfującą minę synowej.

Jaki będzie pochówek ma znaczenie dla żywych.....zmarłemu wsio rawno.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: M w 26 Czerwiec, 2016, 21:30
Na co była ciocia ....to córka siostry Janiny...tamta pyta..ale która bo ona ma dwie? Na co ciotunia odp....ta zła.

Nawet jeśli wiemy że Ci ludzie są zmanipulowani to chyba jednak musi trochę człowieka boleć, gdy słyszy na swój temat coś takiego. Ja niby też wiem, że powinienem mieć w nosie co ludzie o mnie mówią i jakie kłamstwa na mój temat będą krążyć jak odejdę. Ale jednak jestem przekonany, że jak usłyszę jakieś z nich osobiście to mnie to mocno dotknie.

Z drugiej strony minęło już trochę czasu i widać, że masz już do tego dystans i potrafisz się z tego śmiać, skoro nawet z tej historii powstał Twój nick :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:32
Od drzwi do drzwi przy mojej bramie.

     Wczoraj wracałam z zakupów, tyle co wjechałam na podwórko idzie pan z  małym chłopcem, na oko malec miał 6 lat, później ojciec powiedział, że ma 9.
Chłopiec zwraca się do mnie....wie pani że może pani żyć w raju na ziemi? Wzrok wbity w ziemię, kurczowo trzymał jakąś publikację.
Tak wiem, odpowiedziałam chłopcu i wyciągnęłam z bagażnika batona i podałam malcowi, uprzedzając reakcję....tata na pewno nie ma nic przeciwko co obu lekko zaskoczyło.
Owszem tatuś pozwolił malec się zajął słodyczą, a ja zapytałam ojca....czy jest wychowany w organizacji ? Odp...że nie , jest świadkiem od 6 lat. A więc nie ma pan pojęcia co czuje takie dziecko wystawiona na pierwszy ogień. Pytał pan kiedyś syna jakie mu towarzyszą emocje? Mężczyzna się oburzył...a co mani może o tym wiedzieć? A wiem, też byłam takich dzieckiem i przy każdym wejściu serce podchodziło mi do gardła z obawy kto wyłoni się za  drzwiami. Dla dorosłego kilka epitetów, gestykulacji to nic, a dla dziecka to  wielkie przeżycie i strach.
My tak sobie dyskutowaliśmy, a chłopiec zaczął się bawić z moim psem. Pokazuję ojcu i mówię....taki powinien mieć wyraz twarzy....pogodny, roześmiany, a nie spięty i przerażony.
Oczywiście pan powiedział, że dba o swoje dziecko...owszem ja nie neguję odpowiedziałam. Ale dziś sobota, aby na dziewiątą przyjechać do tej mojej dziury to musiał pan chłopca obudzić o szóstej. A to ani zdrowe ani ludzkie.
Pan może jest dobrym świadkiem, ale nie ojcem. I niech pan porozmawia na spokojnie z synem co  czuje jak go pan tak pcha na pierwszy ogień?

Chciałam już odchodzić, ale mężczyzna zapytał....dlaczego nie jestem świadkiem? Wie pan...odpowiedziałam....już jako nastolatka zrozumiałam, że coś mi nie pasuje. Religia afiszuje się swoją miłością, a zabrania kontaktów z bliskimi jeśli ten wykluczony. Uważa się za lepszych, szasta miłością do bliźniego a drwi z innych wyznań. Jak tak można.....jedna wielka obłuda.
Facet nie odpuszczał.....zbór trzeba trzymać w czystości z dala od wszelakich zanieczyszczeń. Ooo gościu przegiąłeś pomyślałam, wróciłam się i mówię. Wie pan nawet sterylne pomieszczenie jeśli zawsze będzie hermetycznie zamknięte, bez dopływu świeżego powietrza skiśnie od środka.  To raz, a dwa....może i jestem w waszych oczach zanieczyszczeniem, ale kieruję się maksymą.... kto się wywyższa będzie poniżony, a kto poniża będzie wywyższony. Dalej zadzierajcie nosa i patrzcie końca.

Życząc miłego dnia, odeszłam. Ojciec wyraźnie zirytowany wyszedł już na ulicę , a malec nie mógł oderwać się od psa.
I wtedy zrobiło mi się tak strasznie go żal, jakie on zna życie. Cały  tydzień szkoła, przychodzi weekend z rana w teren, w niedzielę zebranie po południu i to wszystko.
Wróciły wspomnienia....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:35
Ja i moja matka.

   Byłam odwiedzić dom rodzinny. Wiedziałam, że temat pedofilii zostanie poruszony, ale nie spodziewałam się, że aż tak szybko.
Matka przywitała mnie słowami...odstępcy oczerniają Jehowę mam nadzieję że nie bierzesz w tym udziału? Powiedziała z miną nieznoszącą sprzeciwu.
Gdzie Jehowę tylko kilkanaście setek zboczeńców którzy znaleźli u was schronienie. Ale się zaczęła ciskać, zarzucać mi konszachty z diabłem, trzymanie z dewiantami i brak lojalności.
Odpowiedziałam że mój diabełek przy tym ich to pikuś, jeśli tak wyglądają dewianci to czuję się spokojna, a co do lojalności....jestem lojalna względem takich ludzi jak ja. Ty mi kiedyś pokazałaś jak się wybiera, a więc wiesz kto jest moim bratem.

Nasza dyskusją nabierała rumieńców( nie będę wszystkiego przytaczać) matka się nakręcała na maksa, a ja choć chwilami się we mnie gotowało zachowywałam spokój i każde zdanie kończyłam uśmiechem. To ją chyba najbardziej irytowało bo zarzuciła mi judaszowskie uśmieszki.

Postanowiłam ją złamać tym spokojem. Mówię....mamo, nie jesteś głupia więc mnie posłuchaj, nie przerywaj mi....
Powiedzmy że ta pedofilia jest prawdą, przecież to przestępstwo, jak można tak krzywdzić dzieci to raz, a dwa wiedzieć o tym i zamieść to pod dywan, aby taki zboczeniec chodził bezkarnie i dalej krzywdził. Przychodzi ktoś nowy do zboru, nic o nim nie wiesz, a skąd  wiesz że to nie jest pedofil i go przenieśli? Masz wnuki i on im ręce podaje, uśmiech się, czasem czymś poczęstuje, albo przytuli. A tak naprawdę jego myśli krążą wokół jednego.
Wiem powiesz bracia go biorą na dywanik. Ale co wie na temat ludzkiej psychiki murarz, mechanik, dekarz i sprzedawca? Czy mają wykształcenie psychologiczne, prawne aby się w to bawić? Przecież jak coś cię boli idziesz do lekarza, człowieka odpowiedni do tego przygotowanego, a nie biegniesz do starszych aby pogmerali w piśmie i cię uzdrowili.
Zobacz jakie to naciągane.
Tak naprawdę wy wszyscy jesteście odpowiedzialni za te zbrodnie. I Ty i tobie podobni.
Tu już nie wytrzymała i odparł....co ja, jak ja?
Posłuchaj, nie przerywaj mi. Pod każdym pismem, publikacją, apelem, odpowiedzią jest jeden podpis...wasi bracia. A więc pytam  którzy? Wiesz którzy? Znasz ich nazwiska? Na pewno nie.
Bracia czyli cała społeczność ma to na sumieniu.
A przecież znasz werset o kamieniu młyńskim , albo ten ...biada człowiekowi przez którego dokonuje się zgorszenie.
Nie odpowiadaj mi, tylko się zastanów.

Wstałam i wyszłam, mama mi nawet do widzenia nie odpowiedziała. Teraz się ze mnie w domu śmieją, że jak moja matka zwątpi będzie to moja wina.
Nie, ona nie zwątpi ale może da jej to do myślenia i nie będzie taka bezkrytyczna względem organizacji.


Miłość braterska

Pamiętam z swoich czasów pioniera, przyjechał do nas gdzieś z gór. Gorliwy, ambitny,młody i bardzo pomocny. Jego ulubioną "przysługą - powinnością" było odwiedzanie młodzieży, jak się później okazało tylko żeńskiej ich strony. Odwiedził i mnie, dziwnym zbiegiem okoliczności gdy byłam w domu sama. Matka na zebraniu się pochwaliła że jadą z ojcem do siostry, w więc postanowił mnie odwiedzić.
Gadka szmatka, szkoła, znajomi, film w tv i takie inne tematy. Ale gdy zaczął za mną krążyć po pokoju, poprawiać mi włosy, chwytać za ramiona i inne takie. Miałam pietra! Nagle zobaczyłam w nim nie brata Piotra, ale obleśnego typa ze spoconymi dłońmi. Powiedziałam sorry, ale muszę iść do koleżanki po lekcje. Nie bardzo chciał wyjść, ale stanęłam przy drzwiach i zaczęłam się ubierać. Nie miał innego wyjścia też się ubrał i wtedy mnie złapał i próbował pocałować. Nie wiem skąd we mnie ( niezbyt wypasłej i wyrośniętej siedemnastolatce) było tyle siły, ale odepchnęła  go, otworzyłam drzwi i krzyknęłam....Piotrek wyp....
Każde następne z nim spotkanie przyprawiało mnie o mdłości, a witanie się z nim mogę śmiało porównać z dotykaniem g.... Oczywiście moja matka nie uwierzyła, stwierdziła że nie chce mi się z pionierem chodzić do służby. Dopiero na jednej ze zbiórek zauważyłam że część dziewczyn nie chce iść  z nim  w parze. Zapytałam jedną z dziewczyn....co z Piotrusiem nie masz ochoty iść? Ta mi odpowiedziała, że...prędzej woli wrócić do domu niż iść z tym gadem.
Podobno doszły skargi na pioniera do starszych. Osoby zgłaszające dostały opier...za szkalowanie brata. A jego samego przerzucili  w inny teren.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:38
Moja podłość nie zna granic :D

   Pamiętam jak płakałam gdy moje kuzynki (z którymi się wychowałam, miałam wrażenie że jesteśmy blisko) udały na ulicy że mnie nie znają. Przeszły koło mnie jakbym była przeźroczysta, mimo że się do nich z daleka odzywałam.
To był chyba taki podwójny cios, ale i to przetrzymałam. Dziś gdy się mijamy sam na sam ( nie ma nikogo znajomego postronnego w pobliżu) już się nie odzywam.
Aleeeee jak jest ktoś w zasięgu kto nas doskonale zna, odzywam się do nich, co je stawia w niezbyt komfortowej sytuacji.
Kiedyś nasz wspólny nauczyciel zapytał....a co wy się gniewacie? Ja mówię....nie, tylko one są śJ a ja nie i już mnie nie znają. :)
Czy jestem podła? Nie, tylko trochę upierdliwa :D


Niezbadane są wyroki...


Co tam obcy ludzie. Ja znam przypadek gdzie matka całowała dwójkę swoich dzieci omijając nastoletnią córkę bo została wykluczona. Za takie zachowanie dostała w twarz od swojego 70 letniego ojca, ale i to nie pomogło.
Powiedziała ojcu że ją może zabić a ona swoich zasad nie zmieni.
Córka bardzo szybko wyprowadziła się z domu, matkę w ogóle nie interesowało gdzie jest i co robi  z czego się utrzymuje. Dla niej umarła, tak miała w zwyczaju mówić.
Jej rodzeństwo się z nią widywało, ale wiadomo w tajemnicy przed matką.

   Jednak los lubi być przewrotny. Po jakiś 18 latach matka ciężko zachorowała  na wątrobę. Tylko przeszczep był ją w stanie uratować, a ratowała się wszystkim co tylko możliwe. Podobno miała jakieś pogadanki ze starszymi, ale wszystko brała na barki swojego sumienia.
Z dziewczyną, a raczej już z kobietą, żoną, matka dwójki dzieci cały czas miało kontakt rodzeństwo. Wiedziała co się dzieje, oni nigdy świadkami nie zostali i nie mogli zostać też dawcami dla matki. Tylko w niej była nadzieja.
Matka do niej dzwoniła,  ale żal był tak duży że nie chciała rozmawiać. Jednak na operację się zdecydowała pod warunkiem że nie będą miały żadnego kontaktu.
Pamiętam naszą rozmowę przed operacją, mówiła do mnie Anusia co mam zrobić, może się wycofać? Odp...że co zrobisz to będzie tylko i wyłącznie twoja decyzja. Ja wiem, żal , ból, strach przed komplikacjami. Ale czy jak matka umrze nie dopadną cię wyrzuty? I tego się własnie bała.
Odwiedziłam ją po wyjściu ze szpitala, była w świetnej formie, mówiła że goi się jak na psie. Widziałam że sprawiła sobie tym radość. Całość podsumowała....dałam jej tą moją wątrobę, a niech ma cholera zgagę.

Nigdy się nie zgodziła na kontakt z matką, nawet wtedy jak matkę też wykluczono.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:46
Moja wina?


  Pod koniec mojej świadkowej kariery zebrałam opier....za sukienkę na szelkach a były to szelki dość szerokie sukienkę szyła mi moja matka, a więc nie było mowy o jakimś odkrywaniu. Były tylko odkryte ramiona i jak to sukienka miała zaszewki czyli podkreślała talię i biust.
Ale dla braci ja byłam półnaga z biustem na wierzchu. Odchodząc od karcenia powiedziałam głośno....Jehowo dlaczego mnie pokarałeś takimi cyckami które przykuwają uwagę. I znów dywanik, za niestosowne zachowanie. :-\ ;D ;D


Jak się robi dzieci?


 Kiedyś rozmawiałam z dziewczyną która wyszła za mąż i ich dziecko urodziło się 8,5 mca po ślubie.  Oczywiście rozmowa, a jak, a dlaczego itd.... Przedstawili papiery ze szpitala, że dzieciak to wcześniak, ale to było za mało.  Ona już była u kresu wytrzymałości. Na zebraniach patrzono na nią wilkiem, w służbie jak nie było matki, siostry czy męża to nikt nie chciał iść z nią w parze. Nie potrafiła się nawet cieszyć z tego dzieciaczka. II znów rozmowy z PANAMI MORALE, pada pytanie....jak do tego doszło?
Wtedy nie wytrzymała i powiedziała...a co nie wiecie jak? Rozłożyłam nogi i po sprawie. Otworzyła drzwi i pożegnała panów. Na tym się jej przygoda z organizacją skończyła.


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:51
Krew albo....

  Byłam przy takim "spotkaniu", zawiozłam babcię dziecka z wypadku do szpitala. Po drodze troszkę mnie wypytywała jak to jest z tą krwią i z tymi panami.
Syn i synowa latami z nią nie rozmawiali bo była przeciwna ich religii, rodzice synowej też byli świadkami.
Pyta się kim są ci panowie, syn że to bracia jacyś tam....pani spokojnie pyta, a to rozumiem że panowie są lekarzami? Cisza. Pani znów pociska....aż pyta wprost jednego ...jaki pan ma zawód? Odpowiedział jej chyba że handlowiec. Drugiego też zapytała....
Przyszedł lekarz i mówi ,że trzeba podjąć decyzję w sprawie leczenia. Ci trzej goście dopadli do lekarza i zaczęli prawić swoje mądrości. Matka podeszła do syna i mówi spokojnie....synu jak zajdziesz do domu i powiesz Marcie, że Jacek nie żyje, a ty się do tego przyczyniłeś, bo pozwoliłeś sprzedawcy aby decydował o sposobie jego leczenia?
Mówiła spokojnie, ale bardzo mądrze. Syn nic a nic się nie odzywał, siedział z głową spuszczoną i się  bujał jak dziecko z chorobą sierocą.
Wstał, poszedł do panów coś powiedział, oni pokręcili głowami i dalej stali. Znów przyszedł lekarz z ponagleniami, ci znów swoje przed lekarzem z wersetami.
Ojciec już zaczął mówić głośniej, żeby szli. Też nie skutkowało aż się wydarł....wypier...nie rozumiecie!!!
Razem z nimi poszli drudzy dziadkowie.
Dziś chłopak ma 17 lat jest zdrowy, a rodzina po wielu przebojach znów razem, ale już nie w organizacji.

Od tamtej pory uważam, tych ludzi za sępy. Krążą nad tą swoja ofiarą i krążą. Nic w nich z ludzkich odruchów.


cd

Stałam tam z boku i czułam się jakbym oglądała jakiś kiepski film. Podobno gdy wróciłam do domu wyglądałam jak kreda. Mąż dopytywał co i jak, a ja zaczynałam mówić i słowa więzły mi w gardle.
Długo nie umiałam o tym spokojnie opowiadać, nawet teraz po tylu latach na samo wspomnienie łzy  cisną się do oczu.
Pamiętam jeszcze jak lekarz podniesionym głosem mówił....ludzie opamiętajcie się, tu się liczy każda minuta , on umrze. Był wyraźnie przejęty i podirytowany. A oni z tymi swoimi uśmieszkami na twarzy mówili, że widzą co robią i postępują słusznie. Chcieli wejść aby pomodlić się razem z chorym ( gdzie chłopiec był nieprzytomny), ale lekarz powiedział, że na żadne czary nad łóżkiem chorego nie pozwoli
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:55
Ludzie na życiowym zakręcie.

   Moi dobrzy znajomi, on chłopak po przejściach, odsiadywał jakiś wyrok i właśnie w ZK go wyrwali na swój lep.
Poznali się gdzieś przez przypadek w jednym z osiedlowych sklepów. Fajna para młodych ludzi, tylko ona nie chciała zostać świadkiem. Chodziła trochę na zebrania, on będący na tzw wstępnym dopalaczu próbował ją zwerbować na różne sposoby.
Ona zaś podobnie do Ciebie, chciała mu otworzyć oczy. Spędziłam z nią wiele godzin na przeróżnych rozmowach ( oczywiście w tajemnicy), podpowiadałam jej różne pomysły, które były mniej lub bardziej trafione.
Jednym z lepszych było notoryczne powtarzanie....ja nie namawiam cię abyś nie kochał Boga, ale organizacja to nie jest to samo co Bóg. Bóg jest wszędzie, nie potrzebuje miejsc i pośredników, bo przecież gdzie dwóch lub trzech ....
I to działało, ale wtedy do ataku przystępowali braciszkowie. A więc granie na emocjach....kogo bardziej kochasz mnie czy organizację? Bo przecież Boga kochamy oboje.... To też działało.

Pewnego dnia dziewczyna myjąc okna zbiła szybę, a spadające kawałek szkła przeciął jej nadgarstek. Trafiła do szpitala, straciła dużo krwi i było z nią naprawdę ciężko.
Po kilku dniach gdy można ją już było odwiedzać poszłam do niej, opowiedziałam jak widziałam jej chłopaka płaczącego pod szpitalem. Widać było, że bardzo się bał.
Gdy rozmawiali następnego dnia, zapytała go....powiedz mi , ale jako mój K...a nie jako świadek. Gdybyś musiał podjąć decyzję co do mojego życia, zgodziłbyś się na krew? Nic jej nie odpowiedział.
Za to ona mu powiedziała....bo widzisz ja bym zrobiła wszystko dla ciebie, bo dla mnie jak dla Boga życie to największy skarb. A takich organizacji jest wiele i nie wiadomo czy za jakiś czas im się nie zmienią zasady. I wtedy co z tymi ludźmi co umarli? To tak jakby ich zamordować.
Nie ukrywam, że to był mój pomysł i moja podpowiedź.

Dziś są szczęśliwym , udanym małżeństwem prowadzą mały biznes i są rodzicami pięcioletniej Ani.



Nie taki wykluczony straszny...

Nie miałam osobiście kontaktu z wykluczonymi. Tzn gdy miałam z dziesięć lat był wykluczony wujek i wtedy on nas nie odwiedzał, bo tak sobie życzyła moja matka. Ona jeździła do ciotki ( jego żony ) ale wówczas gdy on był w pracy. Pamiętam jak strasznie ubolewała nad jego postawą i wówczas ja jako dziecko wyobrażałam go sobie jako potwora. Jakież było  moje zdziwienie gdy go zobaczyłam u dziadków i się okazało, że on nic  ani się nie zmienił.
Później wrócił do łask zboru i całej reszty mojej rodziny w tym umoczonej.

Była jeszcze jedna osoba wykluczona, przyszywana ciotka. I tu mieliśmy zapowiedziane że...mamy powiedzieć dzień dobry , ale nic więcej. Nie rozmawiać, nie iść do niej jak nas zaprosi i nic od niej nie brać.

Później już jako nastolatka miałam kontakt z wykluczonym który powrócił. I opowiadał mi kiedyś jak mu było bardzo źle. Jak ostracyzm wpędził go w depresję i że wrócił aby nie być sam. Wtedy sobie pomyślałam, że ja bym nie dała tak rady, nie umiałabym. A jednak..... los lubi płatać figle. :D

A tak ogólnie....ludziom którzy nie byli śJ i choć przez chwilę nie wierzyli w te zasady , ciężko pojąć te całe "zabiegi".
Ci ludzie naprawdę w to wierzą, że tak się okazuje miłość, że tego wymaga od nich Bóg i że postępują właściwie.

Można to podsumować tak....wiara jest ślepa, lecz ostracyzm to najlepszy lekarz okulista.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2016, 21:59
Nawet jeśli wiemy że Ci ludzie są zmanipulowani to chyba jednak musi trochę człowieka boleć, gdy słyszy na swój temat coś takiego. Ja niby też wiem, że powinienem mieć w nosie co ludzie o mnie mówią i jakie kłamstwa na mój temat będą krążyć jak odejdę. Ale jednak jestem przekonany, że jak usłyszę jakieś z nich osobiście to mnie to mocno dotknie.

Z drugiej strony minęło już trochę czasu i widać, że masz już do tego dystans i potrafisz się z tego śmiać, skoro nawet z tej historii powstał Twój nick :)

  Kiedyś bardzo bolało, aż paliło do białego. Z czasem nabrałam dystansu. A nawet mogę powiedzieć jak mała Mi....ludziom się w głowie nie mieści ile można mieć w d...... :D :D

Dobra na dziś koniec zbiorów, bo widzę, że zrobiła się tu prawdziwa czytelnia. Dobrej nocy :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Blizna w 26 Czerwiec, 2016, 22:06
Wspaniały wątek :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 26 Czerwiec, 2016, 22:38
Tazła, jesteś wielka, osoby, które namówiły Cię do tego wątku też, coś czuję że to będzie hit przez wielkie 'H'.
mam nadzieje że uda mi się być na bieżąco.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorszyciel w 26 Czerwiec, 2016, 23:19
Najlepsze to z biustem:P Musiało ich zatkać:D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: KaiserSoze w 27 Czerwiec, 2016, 11:58
Tazła, muszę zapytać: ty sama wymyślasz te doświadczenia, czy masz pomocników? Nie do wiary, że jednej osobie może przytrafić się tyle interesujących zdarzeń... ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Czerwiec, 2016, 13:29
Jakto kto? Smurfy, dezerterzy od królewny śnieżki a dowodzi nimi szatan.  ;D
Aż takiej wyobraźni nie mam, jedno co mam to dobrą pamięć i ADHD w genach. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: trzynastka w 27 Czerwiec, 2016, 15:41
Mistrzowski wątek!


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 27 Czerwiec, 2016, 16:57
Uśmiałam się z Twoich ripost, a co do zachowań 'duchowych' osób, serio oni oddychają tym samym powietrzem co My, albo niech powiedzą co biorą, albo niech biorą pół.

Na marginesie, czyli nie tylko mi się obrywało za niestosowne stroje, które można nazwać były kalka wytycznych niezwykle zatroskanych wujków z CK.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Cielec Kierowniczy w 27 Czerwiec, 2016, 17:44
Dla Tazły należy się tytuł Mistrzyni Ciętej Riposty :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: ExSJMario w 27 Czerwiec, 2016, 17:54
Tazła, muszę zapytać: ty sama wymyślasz te doświadczenia, czy masz pomocników? Nie do wiary, że jednej osobie może przytrafić się tyle interesujących zdarzeń... ;)
Myślę, że nie jeden mógłby książkę napisać ze swoich przeżyć w WTSie.
Czasem sobie myślę... Ile człowiek musiał przeżyć takich historii, żeby otworzyć w końcu oczy???

Tazła wątek super  ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: M w 27 Czerwiec, 2016, 18:03
Dla Tazły należy się tytuł Mistrzyni Ciętej Riposty :D

Zgadzam się całkowicie. Zrobione :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 27 Czerwiec, 2016, 18:56
Zgadzam się całkowicie. Zrobione :)
Teraz będzie wzbudzała strach przed pyskaczami ;) ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Cielec Kierowniczy w 27 Czerwiec, 2016, 19:04
Taa...
Wystarczy zagrozić " ej, ej, bo Tazła się dowie ". ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Czerwiec, 2016, 19:41
     M.... i CK wisicie mi wagon chusteczek. Jak zobaczyłam co mam nad awatarem to oplułam siebie, monitor i pół biurka. :-[ A później ze śmiechu się popłakałam. Wiecie ile było wycierania?  ;D ;D ;D

Taaa babą jagą straszy się dzieci, a mną ludzi na forum, już się nikt nie zarejestruje.  :(  ;D


Dzięki za miłe słowa, tak już jest z tą moją pamięcią że zapisuje więcej niż bym sama chciała zachować, ale na to już nic nie poradzę. Nie będę za bardzo pamiętała w co kto był ubrany, jak wyglądał  ale co mówił, robił to już wszystko.
Kiedyś małżonek się ze mnie śmiał...ciekawe czy pamiętasz coś z życia płodowego? Hmm....może i bym pamiętała, gdyby nie mój upadek z wózka na głowę, to pewnie wymazało część moich wspomnień sprzed wypadku.
Pikanterii temu zajściu dodaje fakt, że było to na .........zebraniu w czasie śpiewania pieśni. I wtedy jakaś mądra głowa stwierdziła, że to zapowiada moją wielką karierę w organizacji. :D
Cóż, w pewnym stopniu miała rację, bo swojego czasu byłam bardzo popularna w zborze, co spędzało sen z powiek mojej matce. :D


Uśmiałam się z Twoich ripost, a co do zachowań 'duchowych' osób, serio oni oddychają tym samym powietrzem co My, albo niech powiedzą co biorą, albo niech biorą pół.

Na marginesie, czyli nie tylko mi się obrywało za niestosowne stroje, które można nazwać były kalka wytycznych niezwykle zatroskanych wujków z CK.

  Teraz to i ja się śmieję, ale nie zawsze mi było do śmiechu. Czasem miałam pietra, ale jednak się nie dałam.

Było kilka nas młodych dziewczyn, które wzbudzały takie ,, zgorszenie". Dziś jak na to patrzę z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że ci panowie zwyczajnie szukali choć chwili w damskim towarzystwie. Zazwyczaj to byli starzy, zagorzali kawalerowie. Może myśleli sobie iż ich  stanowisko, pozycja, władza  ( jak zwał tak zwał ) w zborze wzbudzą podziw i zachwyt u którejś z nas i jednemu z drugim się trafi...cnotliwa młódka z walorami.  Wiadomo krew nie woda, świadek czy nie, swoje potrzeby ma.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Cielec Kierowniczy w 27 Czerwiec, 2016, 20:14
Tazła z tym wózkiem to było proroctwo, że wylecisz ale z rydwanu. :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 27 Czerwiec, 2016, 20:34
Hmm....może i bym pamiętała, gdyby nie mój upadek z wózka na głowę, to pewnie wymazało część moich wspomnień sprzed wypadku.
Pikanterii temu zajściu dodaje fakt, że było to na .........zebraniu w czasie śpiewania pieśni. I wtedy jakaś mądra głowa stwierdziła, że to zapowiada moją wielką karierę w organizacji. :D
Cóż, w pewnym stopniu miała rację, bo swojego czasu byłam bardzo popularna w zborze, co spędzało sen z powiek mojej matce. :D

Ha mamy podobne wspomnienie, mnie brat wywrócił z wózka, teraz zrzucam na niego że jestem taka mało ogarnięta.

Cytuj
Było kilka nas młodych dziewczyn, które wzbudzały takie ,, zgorszenie". Dziś jak na to patrzę z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że ci panowie zwyczajnie szukali choć chwili w damskim towarzystwie. Zazwyczaj to byli starzy, zagorzali kawalerowie. Może myśleli sobie iż ich  stanowisko, pozycja, władza  ( jak zwał tak zwał ) w zborze wzbudzą podziw i zachwyt u którejś z nas i jednemu z drugim się trafi...cnotliwa młódka z walorami.  Wiadomo krew nie woda, świadek czy nie, swoje potrzeby ma.

Ciężko się nie zgodzić, mnie czepiał się najczęściej jeden stary kawaler, albo jeden pionier specjalny (że jego żona studiowała ze mną miałam kombo, co wolno a co nie).

Słyszałaś kiedyś złotą radę: "lepiej jest założyć dłuższą sukienkę/spódnicę niż zbyt krótką"?
Skoro można zapanować nad genami, hormonami to nad oczami tym bardziej, jeśli ktoś nie chce mieć przekichane u starszego będącego betonem to nie polecam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Czerwiec, 2016, 20:40
Czas goi rany, ale czasem blizny też bolą....

     Kilka lat temu gdy znów wszystko odżyło i świadkowie (starszyzna) próbowali się do mnie dobrać za pośrednictwem i przyzwoleniem mojej rodziny, byłam bardzo zła i rozgoryczona.
Pewnego dnia idąc ulicą zaczepiły mnie dwie głoszące w okolicy kobiety. Miałam ochotę je zwymyślać, ośmieszyć, splunąć na ich widok. Wszystko to kłębiło mi się w głowie bardzo mocno.
Gdybym postąpiła tak jak miałam w danej chwili ochotę byłabym wariatką, a jakbym powiedziała że jestem ex wtedy by mieli prawo powiedzieć, że wykluczeni to oszołomy żądne zemsty.
Ale górę wziął rozsądek, bo wtedy nie byłabym nic a nic  lepsza od nich. Gardziłabym nimi jak oni mną, a tego nie chcę, chcę być ponad. Chcę być lepsza!
To są ludzie tacy jak ja, a to że wierzą w o co wierzą cóż...mam nadzieję, że kiedyś i oni przejrzą na oczy.
Na ich zaczepki pokręciłam tylko przecząco głową i poszłam dalej, nie byłam nawet w stanie wydusić z siebie słowa. Szłam, a łzy spływały mi po policzkach, tak bardzo bolało, wręcz paliło że muszę się z tym zmagać i to dzięki komu. Jednak byłam z siebie dumna, że nie dałam się ponieść emocjom, że jestem silna i mimo całego tego żalu stać mnie na ten GEST.
I teraz czasem wraca, są chwile słabości ale staram się żyć tym co tu i teraz. Pomagać ludziom jeśli tej pomocy potrzebują, ale nic na siłę, nic z jadowitych pobudek.


A miało być wielkie łał....


Gdy mnie przygotowywano do symbolu miałam około 15 - 16 lat. Starszy który się mną opiekował zawsze podkreślał, że....jak mam jakieś pytania abym pytała.  Bardzo mnie nurtowało wybieranie CK i spożywanie emblematów na pamiątce. Gdy pytałam matki, ta mówiła że to jest jak namaszczenie przez ducha i tyle miało mi wystarczyć.
A więc któregoś razu idąc za radą starszego zapytałam jak to jest z tym CK? On mi że duch, modlitwa, objawienie, że to taka osoba czuje  itd itp ble, ble ble.
Nigdy nie należałam do pokornych  a więc zapytałam....tzn każdy może poczuć takie powołanie, ja też?
Wtedy usłyszałam....nie bluźnij!  I już wiedziałam że kariery w organizacji to ja nie zrobię.  :-\   ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Czerwiec, 2016, 20:46
Prawdziwych przyjaciół poznaje się....

     Nie wiem jak to było z komunizmem, ale moje lata szkolne to już taki większy luz. Obywatelski mieliśmy z gościem straszny komunista, ogólnie to się go bałam. Ryczał jak byk, wielgaśny, gruby i nie przebierał w słowach.
Pamiętam jak dziś lekcja o światopoglądzie. I tak mówi, mówi ( a zawsze jak mówił patrzył w okno) co i jak wygląda, do czego się tyczy. A później przykłady, żeby zobrazować.
I pada tekst o wyznaniu, odwraca głowę, patrzy swoim przenikliwym wzrokiem na moich największych prześladowców i mówi....każdy ma prawo wierzyć w co mu się podoba, to że ktoś chodzi do kościoła i na religię nie czyni go lepszym. Za jakieś wyzwiska, szarpania taka osoba może iść do Kazika ( komendant komisariatu, twarda ręka ) a ten przyjdzie i bez pytania takie manto spuści że nie będzie jeden z drugim wiedział czy sra czy szcza.
I znów się odwrócił do okna i dalej mówił.

Od tamtej pory miałam spokój, a pana M już się tak nie bałam. Zobaczyłam w nim nie tylko tego surowego nauczyciela, ale przede wszystkim człowieka. Może i w jakimś stopniu mojego "przyjaciela".

U nas mała miejscowość, wszyscy się znali, nieraz głośno się wypowiadał na temat mojej matki i jej poglądów. Oni wręcz między sobą darli koty i to bardzo, dlatego jego słowa i reakcja bardzo mnie zaskoczyły.


  Próba wiary....

  Miałam jakieś 10 - 11 lat, ferie zimowe i chodzi ksiądz po kolędzie. Mama musiała wyjść bo do sklepu przywieźli chleb ( wiadomo takie były czasy, że kolejka była) i kazałam mi czekać na księdza.
Jak wejdzie i powie niech będzie pochwalony.... masz odpowiedzieć....w duchu i prawdzie. A później, że tu mieszkają śJ. Siedzę taka cała zestresowana i sobie powtarzam w duchu  i prawdzie, duchu i prawdzie.....
Wchodzi ksiądz mówi...niech będzie pochwalony....a ja na wieki wieków....  ;D ;D
Jakoś tak z automatu samo się powiedziało. Nigdy nie chodziłam do kościoła, nie byłam nauczana nic a nic i taki psikus.
Ale o świadkach już nie zdążyłam powiedzieć bo wparowałam matka.
Po latach się zastanawiałam ile w tym ludzkiej głupoty, a nie mogła mnie zwyczajnie zamknąć w domu i nie narażać na stres i taki "grzech". :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: gedeon w 27 Czerwiec, 2016, 21:08
 Tazła, zawsze wiedziałem że zdolna z Ciebie Dziewczyna. Masz dobre pióro. ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Bratjakichmalo w 27 Czerwiec, 2016, 21:53
Lubie to ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szyszoonia w 28 Czerwiec, 2016, 12:31
Tazła, to, ze Ciebie uwielbiam wiesz, wiec nie bede sie powtarzac  ;D Chociaz mysle, ze te wszystkie achy i echy nad Twoja osoba na pewno nie uderza Ci do glowy, bo mimo upadku z wozka madra i rozsadna dziewucha z Ciebie wyrosla 👍😙💖




Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Czerwiec, 2016, 20:02
Tazła, zawsze wiedziałem że zdolna z Ciebie Dziewczyna. Masz dobre pióro. ;D ;D ;D

   Dziękuję :) Chyba wiedziałeś, w końcu to Ty mnie tu zwerbowałeś. :D


Lubie to ;D

 Fajnie , dzięki :)

Tazła, to, ze Ciebie uwielbiam wiesz, wiec nie bede sie powtarzac  ;D Chociaz mysle, ze te wszystkie achy i echy nad Twoja osoba na pewno nie uderza Ci do glowy, bo mimo upadku z wozka madra i rozsadna dziewucha z Ciebie wyrosla 👍😙💖




 Dzięki kochana, ja Cię też  ;D
Szyszoonia chyba mi już nie grozi, raz za stara jestem, a dwa twardo stąpam po ziemi i wiem że nad sobą i na siebie trzeba całe życie pracować, a nie osiadać na laurach.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Czerwiec, 2016, 20:13
Pragnienia i nadzieje....


    Nie słyszałam nigdy o sJ którzy zdecydowali się na adopcję. Kiedyś znałam parę, która nie mogła mieć dzieci.
Byli to świadkowie od pokoleń w organizacji. Dużo czasu poświęcali na wizyty lekarskie, badania, wyjazdy itp.
Często byli nieobecni na zebraniach, w służbie ale wszyscy wiedzieli dlaczego.
Po pewnym czasie bywali już regularnie. Przed zebraniem jedna z ciekawskich zapytała wprost...Bożenko jak tam wasze starania o dzidziusia? Ta odp....że odwiedzili ich bracia i uświadomili im, że to iż nie mogą mieć dziecka to nie jest żadna kara, zwyczajnie Jehowa przewidział dla nich inną misję. Teraz oboje zostaną pionierami....
Wtedy to było dla mnie normalne, dziś jest to jedna wielka manipulacja i żer na ludzkich pragnieniach.



Mój raj na ziemi....

A co do kwiatów i świadków. Kiedyś sobie przycinam róże przed domem idą dwie panie. Zaczyna się miło....o jaki piękny ogródek, jakie kwiaty. A nie chciałaby panie mieć tak zawsze? Odp...przecież mam. Pani na to...ale już tak na zawsze, zawsze taki piękny ogród w raju? Odpowiadam ..nie, znając siebie pewnie połowa roślinności by mi się nie podobała i musiałabym je wyrwać. Kobiety spojrzały na siebie i przejęła pałeczkę druga i mówi...ale teraz pani się namęczy, przyjdzie zima, mróz zmarnieje, a tam będzie pani miała na okrągło.
Popatrzyłam na nie , pokiwałam głową i mówię...czy panie oszalały i myślą że ja mam ochotę zapier....cały rok przy tych badylach?  :-\ 
Na co one...to my dalej pójdziemy, miłego dnia. Odpowiedziałam wzajemnie i poszły.
A ja sobie usiadłam na trawie bo nie mogłam ze śmiechu, jak nic wzięły mnie za wariatkę.  ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 28 Czerwiec, 2016, 20:35
Mój raj na ziemi....

A co do kwiatów i świadków. Kiedyś sobie przycinam róże przed domem idą dwie panie. Zaczyna się miło....o jaki piękny ogródek, jakie kwiaty. A nie chciałaby panie mieć tak zawsze? Odp...przecież mam. Pani na to...ale już tak na zawsze, zawsze taki piękny ogród w raju? Odpowiadam ..nie, znając siebie pewnie połowa roślinności by mi się nie podobała i musiałabym je wyrwać. Kobiety spojrzały na siebie i przejęła pałeczkę druga i mówi...ale teraz pani się namęczy, przyjdzie zima, mróz zmarnieje, a tam będzie pani miała na okrągło.
Popatrzyłam na nie , pokiwałam głową i mówię...czy panie oszalały i myślą że ja mam ochotę zapier....cały rok przy tych badylach?  :-\ 
Na co one...to my dalej pójdziemy, miłego dnia. Odpowiedziałam wzajemnie i poszły.
A ja sobie usiadłam na trawie bo nie mogłam ze śmiechu, jak nic wzięły mnie za wariatkę.  ;D ;D

Jedno mnie zastanawia, w raju nie będzie pór roku?
Teraz tak nawijają że wszystko tak pięknie skonstruowane, wszystko ma swój czas, rośliny przekwitają i na nowo zakwitają i inne takie płaskie gadanie. Pory roku taka różnorodność, a ty nagle przez cały rok jednakowo ma być?!
Niech się zdecydują, czy będą pory roku czy nie, jeśli w ichniejszym raju nie będzie jesieni, to cieszę się że wypisałam się z tego klubu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Czerwiec, 2016, 20:46
Jedno mnie zastanawia, w raju nie będzie pór roku?
Teraz tak nawijają że wszystko tak pięknie skonstruowane, wszystko ma swój czas, rośliny przekwitają i na nowo zakwitają i inne takie płaskie gadanie. Pory roku taka różnorodność, a ty nagle przez cały rok jednakowo ma być?!
Niech się zdecydują, czy będą pory roku czy nie, jeśli w ichniejszym raju nie będzie jesieni, to cieszę się że wypisałam się z tego klubu.

 Dla mnie to też dziwne, kiedyś jedna pani mi mówiła że zimą ludzie nie będą czuć chłodu, ubrania nie będą się niszczyć, brudzić, nie będą potrzebne łazienki ani kuchnie. Zaś inna że piękny raj jak z obrazka będzie trwał na okrągło żeby ludzie i zwierzęta mieli roślinność na pożywienie.

Tak czy owak, to ja dziękuję za taki raj jak mam cały czas w jednej kiecce i majtkach chodzić. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Deborah w 28 Czerwiec, 2016, 21:04
Chyba raczej nie musimy się obawiać upalnego lata przez okrągły rok ;)
Swoją drogą to jest niezłe przekłamanie to przedstawianie przyszłego raju tylko jako pory letniej.
Widać, że dla wielu nieważne to, co mówi Biblia tylko to, co przedstawiają ilustracje w literaturze WTS. :-\
Więc skoro zimy nie pokazują to znaczy, że jej w raju nie będzie. ;)

Co Biblia na to:

Rodzaju 1:14 BW (przed potopem):
"Potem rzekł Bóg: Niech powstaną
światła na sklepieniu niebios, aby oddzielały
dzień od nocy i były znakami dla oznaczania
pór, dni i lat!"
W Biblii Tysiąclecia wyraźnie użyto tu sformułowania "pory roku".

Rodzaju 8:21 i 22 (po potopie):
"I poczuł Pan miłą woń. Rzekł tedy Pan
w sercu swoim: Już nigdy nie będę przeklinał
ziemi z powodu człowieka, gdyż myśli
serca ludzkiego są złe od młodości jego.
Nie będę też już nigdy niszczył żadnej istoty
żyjącej, jak to uczyniłem.
Dopóki ziemia istnieć będzie, nie ustaną
siew i żniwo, zimno i gorąco, lato i zima,
dzień i noc."
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szyszoonia w 28 Czerwiec, 2016, 22:11
Dla mnie to też dziwne, kiedyś jedna pani mi mówiła że zimą ludzie nie będą czuć chłodu, ubrania nie będą się niszczyć, brudzić, nie będą potrzebne łazienki ani kuchnie. Zaś inna że piękny raj jak z obrazka będzie trwał na okrągło żeby ludzie i zwierzęta mieli roślinność na pożywienie.

Tak czy owak, to ja dziękuję za taki raj jak mam cały czas w jednej kiecce i majtkach chodzić. :D
He he 😂 No ale jak raj to raj, listek figowy i heja 😆 zadnych dylematow, co na siebie wlozyc 👚👒👗👖👕 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: peleg w 28 Czerwiec, 2016, 22:49
może uzyłbym inne wyrazy, przynajmniej niektóre ale wnioski tej złej niczego sobie zwłaszcza badyle mnie ujeły
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: gedeon w 28 Czerwiec, 2016, 23:24
   Dziękuję :) Chyba wiedziałeś, w końcu to Ty mnie tu zwerbowałeś. :D


No i zobacz jaką Jesteś podporą tego forum. ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Czerwiec, 2016, 08:41
Chyba raczej nie musimy się obawiać upalnego lata przez okrągły rok ;)
Swoją drogą to jest niezłe przekłamanie to przedstawianie przyszłego raju tylko jako pory letniej.
Widać, że dla wielu nieważne to, co mówi Biblia tylko to, co przedstawiają ilustracje w literaturze WTS. :-\
Więc skoro zimy nie pokazują to znaczy, że jej w raju nie będzie. ;)



  Co tam Biblia, widziałaś kiedy zimę w raju według TS? Mnie jakoś sobie ciężko przypomnieć. Jeśli już to jakiś obrazek z bawiącymi się dziećmi na śniegu, bałwanem i chłopcem idącym z ojcem głosić. A więc tak zima, jak i rozbrykane dzieci są nie w najlepszym świetle przedstawieni. :D


He he 😂 No ale jak raj to raj, listek figowy i heja 😆 zadnych dylematow, co na siebie wlozyc 👚👒👗👖👕 

 To był raj według najwyższego, a według braci to wiesz jak wygląda....krawaty, kobiety pozapinane pod szyję, z zakrytymi kolanami. Jakie listki? Według tego każdy musiałby się opakować w liście palmy i to tak szczelnie. :D

może uzyłbym inne wyrazy, przynajmniej niektóre ale wnioski tej złej niczego sobie zwłaszcza badyle mnie ujeły

 Widzisz, tak to już jest jak się plecie co ślina na język przyniesie. :D

No i zobacz jaką Jesteś podporą tego forum. ;D ;D ;D

  Oj Stasiu, Stasiu jak każdy, jak każdy. :D :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Woland w 29 Czerwiec, 2016, 08:52
Brak pór roku... logiczne i rozsądne.
Tak mi się skojarzyło studium książki ostatnie o Marii.
Siostra Gorliwa Pionierka opowiada w komentarzu jakie to straszne że Jezus się urodził w stajni. Jak tam śmierdzi, jaki brud, zwierzęta są obrzydliwe, mają pasożyty.
Nie wiem jak ona w tych tipsach i kremach chce uprawiać ziemię w Królestwie - "przecież to jest obrzydliwe". W Nowym Świecie nie będzie zmywania i mycia okien.

Jak w bajce :Jacek i Placek
Będziesz leżał , a królewskie kapłaństwo ci Big Menu z Maca ześle na obłoku. Z dolewką ile chcesz. Tak Będzie!
Morał z "Jacka i Placka " jest właśnie taki , każde dziecko to wie . Praca demoralizuje.

Tylko nie rozumiem po co upraszczać życie, wyrzec się materializmu itp, skoro ten nowy świat będzie taki skrajnie materialistyczny - własne winnice , sady figowe- nawet na Spitzbergenie, wypasione domy po martwych złych odstępcach . Po co tak sobie komplikować życie w tym nowym świecie? Przecież lepiej upraszczać!

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 29 Czerwiec, 2016, 14:44
Brak pór roku... logiczne i rozsądne.
Tak mi się skojarzyło studium książki ostatnie o Marii.
Siostra Gorliwa Pionierka opowiada w komentarzu jakie to straszne że Jezus się urodził w stajni. Jak tam śmierdzi, jaki brud, zwierzęta są obrzydliwe, mają pasożyty.
Nie wiem jak ona w tych tipsach i kremach chce uprawiać ziemię w Królestwie - "przecież to jest obrzydliwe". W Nowym Świecie nie będzie zmywania i mycia okien.

Jak w bajce :Jacek i Placek
Będziesz leżał , a królewskie kapłaństwo ci Big Menu z Maca ześle na obłoku. Z dolewką ile chcesz. Tak Będzie!
Morał z "Jacka i Placka " jest właśnie taki , każde dziecko to wie . Praca demoralizuje.

Tylko nie rozumiem po co upraszczać życie, wyrzec się materializmu itp, skoro ten nowy świat będzie taki skrajnie materialistyczny - własne winnice , sady figowe- nawet na Spitzbergenie, wypasione domy po martwych złych odstępcach . Po co tak sobie komplikować życie w tym nowym świecie? Przecież lepiej upraszczać!


oj ja myślę że nie dla ludu prostego ... w domach będą mieszkać Pasterze a pod krzaczkiem My :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 29 Czerwiec, 2016, 17:03
Dla mnie to też dziwne, kiedyś jedna pani mi mówiła że zimą ludzie nie będą czuć chłodu, ubrania nie będą się niszczyć, brudzić, nie będą potrzebne łazienki ani kuchnie. Zaś inna że piękny raj jak z obrazka będzie trwał na okrągło żeby ludzie i zwierzęta mieli roślinność na pożywienie.

Tak czy owak, to ja dziękuję za taki raj jak mam cały czas w jednej kiecce i majtkach chodzić. :D

Dieta wegańska, dziękuję zostaję.
Brak kuchni, jak ja kocham piec i to sprawia mi radość i co nagle okazuje się że przez wieczność będę musiała plewić, coś czego nienawidzę.
Bark łazienki, pozostawię bez komentarza, albo "co raju się wybierasz, czy wodę Ci odłączyli?"
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Czerwiec, 2016, 21:45
Brak pór roku... logiczne i rozsądne.
Tak mi się skojarzyło studium książki ostatnie o Marii.
Siostra Gorliwa Pionierka opowiada w komentarzu jakie to straszne że Jezus się urodził w stajni. Jak tam śmierdzi, jaki brud, zwierzęta są obrzydliwe, mają pasożyty.


  Pamiętam tłumaczenie jednej z pań, a było to raczej naśmiewanie się z katolików że obchodzą BN w grudniu. Mądra siostra mówi....jakie w grudniu, jakie w grudniu? Trzej królowie byli w sandałach, w grudniu po śniegu i mrozie w sandałach?  :D


Dieta wegańska, dziękuję zostaję.
Brak kuchni, jak ja kocham piec i to sprawia mi radość i co nagle okazuje się że przez wieczność będę musiała plewić, coś czego nienawidzę.
Bark łazienki, pozostawię bez komentarza, albo "co raju się wybierasz, czy wodę Ci odłączyli?"

  Moja serdeczna przyjaciółka ( też ex) mówi podobnie do Ciebie, że bez piekarnika i łazienki to ona sobie raju nie wyobraża . :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Czerwiec, 2016, 09:38
Człowiek ze swoim biznesem jest szarlatanem, dopóki nie odniesie sukcesu.



   Byłam mała jak pewnego kolesia wykluczyli za to, że rozwinął swój biznes, a robił w nim z tworzywa różne wisiorki takie co były sprzedawane na odpustach. Jak przez mgłę pamiętam kiedyś przyniósł całą garść na zebranie różnych takich zawieszonych na rzemykach....buciki, kotki, podkowy itp. Wykluczono go za to, że za dużo czasu poświęcał pracy zamiast służbie i że jego produkcja to bałwochwalstwo.
I jak go już wykluczyli to wziął się jeszcze za produkcję krzyży, różańców itp...i dopiero na tym zbił kasę.
Kiedyś spotkał się z moim ojcem i powiedział, że tak naprawdę zrobili mu przysługę.

Gdy jego biznes nieźle się rozrósł i z drobnicy zajął grubszą produkcją, bracia sobie o nim przypomnieli i usilnie namawiali do powrotu.
Ale on już nie był zainteresowany. Gdy odmówił i to bardzo kategorycznie, zarzucili mu wiarę w mamonę, na co on im odpowiedział....a co chcielibyście razem ze mną w tą mamonę po wielbić?


PS. Zapomniałam dodać, że jak go wykluczyli wszyscy te jego wisiorki co mieli poniszczyli. Pamiętam jak dziś jak moja matka zabrała siostrze i mnie i wrzuciła do pieca.



I szatan może cytować Pismo.


   Mój mechanik ma szwagra świadka który jak to on mówi....jest zakałą  rodziny. Wszędzie głosi i werbuje, nawet jak przyjdzie do warsztatu też go próbuje nauczać.  Nie dziwie się, że ludzi to męczy i gościa unikają.
Kiedyś zachodzę po odbiór samochodu , już od brany słyszę rozmowę, a raczej monolog ze znajomymi kwestiami. Podeszłam bliżej, chwilę posłuchałam o czym gada i dołączyłam się do rozmowy. Początkowo bojowy, później zaczynał wymiękać, aż w końcu wytarł ręce w szmatę i wyszedł bez słowa.

Mechanik mi później opowiadał że szwagier mu mówił iż tak jak ja wygląda osoba opętana, na co miał mu odpowiedzieć a tak jak ty wygląda osoba zamotana w organizacyjne sidła.
Teraz gdy mnie widzi z daleka przechodzi na drugą stronę ulicy. I po co? Przecież ja jestem taka miła, grzeczna, nie ubliżam, nie wymyślam nie straszę. Normalnie janioł. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szyszoonia w 30 Czerwiec, 2016, 10:24
Człowiek ze swoim biznesem jest szarlatanem, dopóki nie odniesie sukcesu.



   Byłam mała jak pewnego kolesia wykluczyli za to, że rozwinął swój biznes, a robił w nim z tworzywa różne wisiorki takie co były sprzedawane na odpustach. Jak przez mgłę pamiętam kiedyś przyniósł całą garść na zebranie różnych takich zawieszonych na rzemykach....buciki, kotki, podkowy itp. Wykluczono go za to, że za dużo czasu poświęcał pracy zamiast służbie i że jego produkcja to bałwochwalstwo.
I jak go już wykluczyli to wziął się jeszcze za produkcję krzyży, różańców itp...i dopiero na tym zbił kasę.
Kiedyś spotkał się z moim ojcem i powiedział, że tak naprawdę zrobili mu przysługę.

Gdy jego biznes nieźle się rozrósł i z drobnicy zajął grubszą produkcją, bracia sobie o nim przypomnieli i usilnie namawiali do powrotu.
Ale on już nie był zainteresowany. Gdy odmówił i to bardzo kategorycznie, zarzucili mu wiarę w mamonę, na co on im odpowiedział....a co chcielibyście razem ze mną w tą mamonę po wielbić?


PS. Zapomniałam dodać, że jak go wykluczyli wszyscy te jego wisiorki co mieli poniszczyli. Pamiętam jak dziś jak moja matka zabrała siostrze i mnie i wrzuciła do pieca.




Ja znam jednego brata, naprawde duzego przedsiebiorce w przemysle transportowym. Jest bardzo specyficzny, nigdy nie owija w bawelne, mowi to co mysli i to bez wzgledu czy chodzi o starszyzne, CK czy o cokolwiek innego. I to operuje takim jezykiem, ze niejednokrotnie wprowadza ludzi w niezle zaklopotanie :) Ale poniewaz daje do skrzynki naprawde pokazne datki i sponsoruje niektore zborowe przedsiewziecia, wiec jest do dzisiaj tolerowany i jego krytyczne i swobodne wypowiedzi rowniez :) Mysle, ze gdyby nie jego finansowe wsparcie juz dawno bylby na wylocie, chociaz mnie osobiscie jego uwagi na temat niektorych braci rozbawialy do lez  ;D Ale pamietam jak mi kiedys opowiadal, jak bracia mieli do niego pretensje, ze w zborze bracia pracy szukaja, a on ich nie zatrudnia, choc taaaaakie ma mozliwosci. Na co ten odpowiedzial, ze do pracy to on potrzebuje porzadnych pracownikow, a nie pasozytow, ktorzy beda wymagac od niego, jako rowniez swiadka, specjalnego traktowania. A on nie ma zamiaru ciagle ich zwalniac na zebrania, zbiorki, kongresy, wizyty NO itp. On placi ludzom dobrze, ale za to, ze zapier....... a nie leseruja  ;D I na tym sugestie o zatrudnianiu braci definitywnie sie skonczyly  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Czuwający w 30 Czerwiec, 2016, 10:59
to nie kasa to miłośc która przykrywa mnóstwo grzechów  ;D ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szyszoonia w 30 Czerwiec, 2016, 11:20
to nie kasa to miłośc która przykrywa mnóstwo grzechów  ;D ;D ;D ;D
Niestety nie dotyczy to "braci drugiego sortu"  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Czerwiec, 2016, 21:28
  I gość ma rację, musiałby na wiele przymykać oko, bo przecież bracia. A to że ma gest, to niejednemu gębę zamyka, a raczej oczy. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Czerwiec, 2016, 21:42



Okazja czyni....


    Będąc na bazarze chciałam sobie kupić kawę z budki, podchodzę i czekam na panią, pobiegła rozmienić kasę. Obok stoją dwie panie a kilka kroków dalej wózek.
I tak przyglądam się temu wózkowi, przekrzywiam głowę raz w jedną stronę, raz w drugą jak ta papuga na patyku. Nie ukrywam,  że było to prowokacyjne z mojej strony. Po chwili rybka chwyciła haczyk i podchodzi do mnie pani i mówi...coś panią interesuje z naszej tematyki?
....tak kawa, czarną z cukrem poproszę udaję głupią . Na co ona....pokazuje na wózek ale z naszej literatury?
Nieee, odpowiadam ja potrzebuję coś dla ciała nie dla ducha. Na co pani szybko odpowiada....my dla ciała i dla ducha też .
A po ile u pań kawa? Odbijam piłeczkę. Na co kobieta się skrzywiła....ale my nie mamy kawy.
To co mi pani zawraca głowę...
Dalej już tematu nie pociągła.



Nowa miotła zawsze lepiej zamiata.

Moja bardzo bliska  koleżanka,  niedawno została świadkiem. Pochodzi z bardzo wierzącej katolickiej rodziny. I teraz ona sobie wyznaczyła za cel mnie nawrócić. Nasze rozmowy są bardzo burzliwe, ona się szybko irytuje, czasem trzaska drzwiami i wychodzi. Nie wiem co ją tak wq...czy to że nie ma dość dobrych argumentów aby odeprzeć moje? A może ucieka gdy jej przemyka przez głowę myśl...coś w tym jest?

Ostatnio nazwała mnie....piep...odstepczuch i wyszła ( to było jakieś 3 tyg temu, wczoraj dzwoniła czy może mnie odwiedzić w Święta).
A poszło o banał, tak bardzo lubiany przez świadków motyw podtykania tacy pod nos. Zaczęła się produkować jak to w KK jest, a przecież tyle lat była to wie.
Gdy się już wygadała pytam ją....Iza ile razy w miesiącu chodziłaś do kościoła i po ile rzucałaś na tacę? Odp...4 -5 razy po złotówce góra dwa złote. Ok odpowiedziałam, a więc zakładamy, że dawałaś średnio 10 zł miesięcznie. A ile dajesz do puchy w zborze? Śmiem się domyślać, że dużo więcej. I gdzie Cię bardziej zmanipulowali?
jej twarz nabrała wręcz wojennych barw. Pytam ją, na co się bardziej złościsz, na mnie że mam rację czy na siebie, że nie umiesz obalić moich słów, a co gorsze wiesz, że mam rację?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Czerwiec, 2016, 21:50
Trochę wspomnień...

    Dom rodzinny odwiedzałam sporadycznie i nigdy sama. Nie miałam ochoty tam jeździć i patrzeć na skwaszoną, nadąsaną minę mojej matki. Najczęściej jak zajechaliśmy, pośpiesznie wychodziła z domu....bo miała coś pilnego do załatwienia. Widać było że mnie unika, może chciała w ten sposób mnie złamać czy coś? Nie mam pojęcia.

Pamiętam jak dziś, ojciec zadzwonił czy nie zawieźlibyśmy go 1 listopada na groby? Umówiliśmy się na konkretną godzinę, miał być już gotów. Mój młodszy brat miał wtedy 10 lat, jak zobaczył że my jedziemy, a więc on też chce jechać. Jak go matka złapała za fraki i wrzuciła do pokoju, a później półgłosem wysyczała do niego....chcesz zginąć w armagedonie z tym diabłem....Brat się rozpłakał, a ja wyszłam żeby nie zrobić tego samego. Później się zastanawiałam czy ten diabeł to ja ??? Wszystko możliwe.

Nawet jak byłam w widocznej ciąży, a dopiero wtedy się dowiedziała jak sama zobaczyła, matka mnie nie oszczędzała. Szukała byle okazji, aby mi dopiec. Nawet stawiając koło mnie szklankę z herbatą pochyliła się i powiedziała .....zginiesz, koniec bliski.

Gdy urodziłam syna, mąż pojechał do nich z wieściami. Mamy nie było, właśnie wyszła do sąsiadki na zebranie, ale tata poszedł ją zawołać. Dopiero po  powrocie do domu dowiedziałam się jak moja mamusia ucieszyła się na wieść o wnuku....zakryła rękoma twarz, zawyła ....jeszcze jeden poganin. Podobno ojciec strasznie się wściekł (mąż jak czasem wspomina, mówi że do dziś go takiego wściekłego nie widział) krzykną na nią, że jej całkiem rozum odebrało i niech zjeżdża do swoich braciszków. Na to ona...że nie pójdzie, bo jak im sporzy w oczy.

Po jakimś tygodniu przyjechała odwiedzić wnuka...tak oznajmiła na wejściu. Ok, mnie nie musi odwiedzać, nie będę płakać wcale mnie to nie ruszyło. Jednak gdy w rozmawiała z teściową i teściowa mówi....tak mi jej szkoda, tak się namęczyła tak długo ją trzymało, a później i tak brzuch cięli. Pierwszą noc w domu, przesiedziałam przy niej ( mąż miał zapalenie oskrzeli) i przepłakałam...to mówiła teściowa, może powiedzieć obca osoba z całym szacunkiem dla niej. Zaś moja matka skwitowała to krótko....dobrze jej, niech cierpi niech zobaczy jak to mama się z nią męczyła a i tak szacunku nie ma.

Teściowa się troszkę zjeżyła mówiąc.....jak możesz tak własnemu dziecku, przecież każdego szkoda jak cierpi. Jaka była odpowiedź? A niech cierpi, ma za swoje, jakby była posłuszna urodziłaby w moment.

Hm....zadziwiające, skąd ta pewność? Ale to chyba nietrudno zgadnąć. Moje cierpienie to brak opieki z niebios. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Blizna w 30 Czerwiec, 2016, 22:07
Popatrz, tyle nie śJ też miewa długie porody zakończone CC.
Nie wiedziałam, teraz dzięki Twojej mamuni już wiem.
One to mają za karę, bo nie są śJ :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Deborah w 01 Lipiec, 2016, 08:31
Ja za to znam wiele "posłusznych", co urodziły przez CC. W zasadzie zdecydowana większość kobiet w moim zborze.
To jest dopiero ciekawostka. :o
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 01 Lipiec, 2016, 09:39
Ta twoja matka to naprawdę diablica bez serca. Musisz być bardzo twardą kobietą przez takie wychowanie.
Ja to zawsze byłam okropnie uparta,gdyby ktoś u mnie tak postępował nigdy nie zostałabym świadkiem. Normalnie aż mi oko mryga z nerwów jak to czytam.Przytulam cię i całuję.Za te stracone chwile z mateczką.👄
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tadeusz w 01 Lipiec, 2016, 10:39
Popatrz, tyle nie śJ też miewa długie porody zakończone CC.
Nie wiedziałam, teraz dzięki Twojej mamuni już wiem.
One to mają za karę, bo nie są śJ :D
Ja za to znam wiele "posłusznych", co urodziły przez CC. W zasadzie zdecydowana większość kobiet w moim zborze.
To jest dopiero ciekawostka. :o

No i już mamy powód na komitecik  ;D
Urodziła przez CC?? Znaczy się nieprawomyślna  ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Blizna w 01 Lipiec, 2016, 10:46
Ty się śmiej.
Ja też urodziłam przez CC (stąd m.in. mój nick).
Okazuje się, że jest jakaś amerykańska sekta protestancka facebookowa Disciples of the New Dawn (Uczniowie Nowego Brzasku), która zwalcza ten rodzaj porodu i w ogóle macierzyństwo to ma być pot, krew, łzy i 100 procent natural (żadnego mleka z puszki czy słoiczków!!!).
Czytalam w internecie.
Uważają, że po CC kobieta nie ma prawa nazywać się matką.
Cytuję "Bóg nie nagradza za niekompletną pracę" i inne kwiatki, radzą by zakrywać "hańbę" blizny...  :o :o :o
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szyszoonia w 01 Lipiec, 2016, 10:53
Tazla, jak czytam o Twoich relacjach z mama, to od razu moja rodzicielka mi sie przypomina... Ona tez sie dowiedziala, ze jestem w drugiej ciazy od mojej kolezanki i mimo, ze juz ze mna wtedy nie rozmawiala, to zadzwonila z pretensja, ze trzymam takie rzeczy w tajemnicy.... Nastepny jej telefon byl jak mala przyszla na swiat. Po kilku miesiacach bylismy u nich przejazdem w drodze do tesciow. Ludzilam sie glupia, ze moze jak wnuczke zobaczy, to cos ja ruszy, ale jak zwykle gorzko sie rozczarowalam, bo wprawdzie byla zachwycona wnuczka, ale ciagle byla na telefonie i korespondowala esemesowo pewnie z moja gorliwa siostra, albo jakims zaprzyjaznionym starszym. Efekt? To byl pierwszy i ostatni raz kiedy widziala moja corke i po tej wizycie kategorycznie sie odciela...
Wiedz widzisz Kochana, wprawdzie moja matka nie tryskala takimi jadowitymi wypowiedziami jak Twoja, ale jest tak samo zaslepiona. Moglyby sie kobitki zaprzyjaznic, nie sadzisz?  ;D ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 01 Lipiec, 2016, 11:21
No i już mamy powód na komitecik  ;D
Urodziła przez CC?? Znaczy się nieprawomyślna  ;D ;D ;D

To się nazywa wejście smoka, od razu zaczynasz od zapraszania na komitet.



Tazła, jesteś niezwykle silną kobietą, pomimo tego co przeszłaś dalej cieszysz się życiem, a ważniejsze potrafisz popatrzeć na wszystko z dystansu (wiem że ja bym nie potrafiła).
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Czuwający w 01 Lipiec, 2016, 12:38
ja pierdziele współczuje mamusi, mózg wyprany do zera, moze ma staroś sie opamieta jak braciszkowie sie wypna i trzeba bedzie oczekiwac pomocy od tych pogan
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Woland w 01 Lipiec, 2016, 14:01
Ja za to znam wiele "posłusznych", co urodziły przez CC. W zasadzie zdecydowana większość kobiet w moim zborze.
To jest dopiero ciekawostka. :o
Nic nie rozumiesz
Jehowa to wszystko kontroluje
Jest takie opowiadanie "Ślady na piasku"

Idzie sobie Świadek z Jehową po plaży i patrzy w tył i pyta:
"- Czemu kiedy były najtrudniejsze chwile w moim życiu to są tylko pojedyncze ślady? Czy wtedy nie było cię przy mnie , Jehowo?"
A Jehowa na to:
" Wtedy skradałem się po twoich śladach jak jaki Winnetou albo Rambo..."

Dawno to słyszałem , mogłem coś poplątać.

W każdym razie cesarka jest u mnie w regionie modna , mozna za kopertę doznać tej przyjemności i nie musiec przeć

Na takie okazje zawsze Bracia mieli list jakuba "Szczęśliwy mąż wytrwale znoszący prześladowanie , dostanie koronę życia i krzyż masoński gratis, jak Pan Russel"

Podsumowując- światusy mają CC za karę , a Świadkinie - w nagrodę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 01 Lipiec, 2016, 14:42
W każdym razie cesarka jest u mnie w regionie modna , mozna za kopertę doznać tej przyjemności i nie musiec przeć

Natknęłam się kiedyś na artykuły w gazetach, że są kobiety, które z góry zakładają, że chcą cesarkę.
Ale są też takie, które ani jej nie chcą ani nie planują. A później życie weryfikuje ich wyobrażenia o porodzie. Przychodzą komplikacje i trzeba ciąć i koniec (ewentualnie nie ciąć i mieć dziecko uduszone albo z porażeniem mózgowym).
CC wcale nie jest wygodnictwem. Kobieta po porodzie naturalnym (gdy nie ma dużych komplikacji) już na 3 dzień biega jak sarenka. A kobieta po CC musi dbać o ranę, brać zastrzyki przeciwzakrzepowe, oczywiście nie może dźwigać ciężkich rzeczy, bo cesarka to po prostu operacja. No więc nie wiem czy to taka wygoda latać z zaszytym brzuchem. Ale jak już nadmieniłam - życie różne scenariusze pisze.

Co do chorego traktowania córki przez matkę, to współczuję każdemu kto taką ma, a w tym także i sobie. Mówi się, że piorun nie strzela dwa razy w to samo miejsce, ale u mnie strzelił - mam tego samego pokroju i matkę i teściową.

Kiedy swojej matce (katoliczce) powiedziałam przez telefon, że miałam CC, to okazało się, że jest rozczarowana i mówi: "No to ty masz dobrze, bo nie zaznałaś bólu porodowego. A ja myślałam, że będziesz rodziła normalnie i dowiesz się w końcu w jakich bólach ja ciebie rodziłam!" (Normalna matka cieszyłaby się, że jej córka mniej cierpiała, że dziecko zdrowe i że wszystko się dobrze skończyło).

A kiedy powiedzieliśmy mojej teściowej (katoliczka), że będziemy mieli dziecko, to powiedziała z przekąsem i wyższością: "No to teraz się przekonacie co to znaczy mieć dziecko!" (widocznie dla niej wychowanie dziecka to było przykre życiowe doświadczenie).

Obie babcie interesują się tylko sobą i swoimi problemami i chorobami. O dziecko nawet nie zapytają, bo to ich potrzeby są najważniejsze.

Może to kogoś z Was pokrzepi, że jest więcej toksycznych rodziców i teściowych na tym świecie i nie tylko są oni u Świadków.

Ale bardzo smutne jest to, że tak nagannie postępują babcie ŚJ, które z definicji powinny być lepszymi ludźmi.
Nie mylił się Jezus, który ostrzegał, że religia wprowadzi miecz między matkę a córkę, między ojca a syna. Natomiast ludzie, którzy będą w swoich świątyniach biczowali "świętych", będą uważali, że czynią dobro i wypełniają Bożą misję.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Lipiec, 2016, 08:01
Popatrz, tyle nie śJ też miewa długie porody zakończone CC.
Nie wiedziałam, teraz dzięki Twojej mamuni już wiem.
One to mają za karę, bo nie są śJ :D

  Można by ....... jaka "mądra kobita". :D

Ja za to znam wiele "posłusznych", co urodziły przez CC. W zasadzie zdecydowana większość kobiet w moim zborze.
To jest dopiero ciekawostka. :o

 Ja też pamiętam, że niektóre same się decydowały na cc bo je zwyczajnie było stać i nie chciały się męczyć. A moja matka już tak ma, że jeśli coś mnie spotkało złego...kara od J...dobrego litość od niego. To były jej jedyne argumenty.

Ta twoja matka to naprawdę diablica bez serca. Musisz być bardzo twardą kobietą przez takie wychowanie.
Ja to zawsze byłam okropnie uparta,gdyby ktoś u mnie tak postępował nigdy nie zostałabym świadkiem. Normalnie aż mi oko mryga z nerwów jak to czytam.Przytulam cię i całuję.Za te stracone chwile z mateczką.👄

   :-* Bardzo często gdy sama już byłam matką, zastanawiałam się nad tym czy ona ma względem mnie jakieś rodzicielskie uczucia? Czasem miałam wrażenie, że jest jak taka sadystyczna - matka - psychopatka z filmów.
Na pewno to mnie zahartowało, nie miałam szans być upartą bo by mnie matka zatłukła jak psa, widziałam jak raz lała mojej siostrze, może miałam z 5 lat, dopiero przybiegła sąsiadka i ją odgoniła. Jak psa od  zwierzyny.

Mówi się, że dzieci bite biją lub dzieci pijących rodziców też piją. Ja na tym moim wychowaniu czerpałam wprost odwrotne wzorce od dotrzymanych..... przytulałam, pocieszałam, dowartościowywałam, mówiłam że kocham, że jestem dumna, nie biłam, nie krzyczałam. Choć czasem się we mnie gotowało załatwiałam wszystko na spokojnie. Co przyniosło znakomite efekty ( a co posłodzę sobie :D :) , ktoś zapyta skąd wzorce? Kiedyś po kolejnej serii wyzwisk i pretensji obiecałam sobie ...ja taka nie będę i nie byłam.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: gorolik w 02 Lipiec, 2016, 08:07
Ja też Tazła miałem w domu złe wzorce, ale dzięki Bogu nie poszedłem ich śladem.
Chyba to bierze się wewnętrznej natury człowieka, z jego wrażliwości.
Sądzę, że przejąłem tą wrażliwość po mojej mamie a nie naśladowałem ojca,
którego postępowanie już od małego dziecka mnie odrzucało.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Lipiec, 2016, 08:32
Tazla, jak czytam o Twoich relacjach z mama, to od razu moja rodzicielka mi sie przypomina... Ona tez sie dowiedziala, ze jestem w drugiej ciazy od mojej kolezanki i mimo, ze juz ze mna wtedy nie rozmawiala, to zadzwonila z pretensja, ze trzymam takie rzeczy w tajemnicy.... Nastepny jej telefon byl jak mala przyszla na swiat. Po kilku miesiacach bylismy u nich przejazdem w drodze do tesciow. Ludzilam sie glupia, ze moze jak wnuczke zobaczy, to cos ja ruszy, ale jak zwykle gorzko sie rozczarowalam, bo wprawdzie byla zachwycona wnuczka, ale ciagle byla na telefonie i korespondowala esemesowo pewnie z moja gorliwa siostra, albo jakims zaprzyjaznionym starszym. Efekt? To byl pierwszy i ostatni raz kiedy widziala moja corke i po tej wizycie kategorycznie sie odciela...
Wiedz widzisz Kochana, wprawdzie moja matka nie tryskala takimi jadowitymi wypowiedziami jak Twoja, ale jest tak samo zaslepiona. Moglyby sie kobitki zaprzyjaznic, nie sadzisz?  ;D ;D ;D ;D


  Ja też się długo łudziłam, że coś się zmieni, ale nic z takich. Za pomocą dziecka potrafiła mnie ranić, bo mówiąc do malca...jaka ta twoja matka głupia... Kiedyś gdy syn już rozumiał, może miał ze 3 latka i ona go trzyma na kolanach i pokazuje mój zbiór opowieści....i mówi zobacz jakbyś ładnie mieszkał, ale ta twoja głupia matka. Na co malec ją odepchnął stanął przed nią i mówi...mama nie jest gooopia  ty jesteś stara i bzzzytka....co moją matkę puzderko dotknęło do żywego. :D
Pewnie by miały te nasze matki wiele wspólnych tematów. A jednym z nich byłby...niedobre córki. :D


Natknęłam się kiedyś na artykuły w gazetach, że są kobiety, które z góry zakładają, że chcą cesarkę.
Ale są też takie, które ani jej nie chcą ani nie planują. A później życie weryfikuje ich wyobrażenia o porodzie. Przychodzą komplikacje i trzeba ciąć i koniec


Co do chorego traktowania córki przez matkę, to współczuję każdemu kto taką ma, a w tym także i sobie. Mówi się, że piorun nie strzela dwa razy w to samo miejsce, ale u mnie strzelił - mam tego samego pokroju i matkę i teściową.

Kiedy swojej matce (katoliczce) powiedziałam przez telefon, że miałam CC, to okazało się, że jest rozczarowana i mówi: "No to ty masz dobrze, bo nie zaznałaś bólu porodowego. A ja myślałam, że będziesz rodziła normalnie i dowiesz się w końcu w jakich bólach ja ciebie rodziłam!" (Normalna matka cieszyłaby się, że jej córka mniej cierpiała, że dziecko zdrowe i że wszystko się dobrze skończyło).

A kiedy powiedzieliśmy mojej teściowej (katoliczka), że będziemy mieli dziecko, to powiedziała z przekąsem i wyższością: "No to teraz się przekonacie co to znaczy mieć dziecko!" (widocznie dla niej wychowanie dziecka to było przykre życiowe doświadczenie).


 Ja kiedyś wspomniałam o lekarzu u którego rodziły same z organizacji, był strasznie drogi, ale robił wszystko co chciały i 70% z nich się kazało kroić.

Jakby ten piorun tak bił Ty wiesz jakby ziemia była podziurawiona :D :D

Zawsze mnie szarpało na słowa....zobaczysz jak to jest być matką....docenisz .....niech ci dokuczy zobaczysz ile wychowanie kosztuje....

Q...jego mać...a czy ktoś się na świat prosił? Czy ja czy Ty lub ktoś inny sam się pchał na ten świat? Nie, a więc jaka kara? Dla mnie macierzyństwo to cudowny czas, choć równie bywało.
I ja teraz mam powiedzieć mojemu dziecku....zobaczysz, docenisz? Trzeba mieć w głowie same śmieci żeby tak się ,, dowartościować".
Albo ulubiony tekst mojej matki....jesteś mi dłużna za wychowanie, nigdy mi się nie wypłacisz, ja jestem najważniejsza....itd itp.

Kiedyś pojechałam posprzątać mojej matce po malowaniu, chciała żeby jeszcze przyjechać następnego dnia, ale odmówiłam bo miałam umówionych ludzi. A ona do mnie...jesteś mi to winna, tyle lat na  twoje wychowanie zmarnowałam, gdyby nie ty nie miałabym dziś nerwicy...wtedy nie wytrzymałam , rzuciłam szmatą i powiedziałam....trza było d...nie dawać, albo uważać i nie byłoby problemu pt Anka.
Zawsze miała fioła na punkcie swojej moralności(u nas w domu temat seksu to temat tabu) i taki tekst ją bardzo ugodził...mówi do mnie zobaczysz, powiem tacie on sobie z tobą pogada. Szykowałam się do wyjścia i zaczęłam się jej śmiać w twarz....a co tak nie było, co bocian mnie przyniósł i nie uważasz, że jestem za stara aby mnie ojcem straszyć? Pół roku nie jeździłam.

I jeszcze raz powtórzę macierzyństwo choć nie zawsze jest lekko to piękny czas, a kto go traktuje jako karę, pokutę nie zasługuje na niego.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Lipiec, 2016, 08:37
Ja też Tazła miałem w domu złe wzorce, ale dzięki Bogu nie poszedłem ich śladem.
Chyba to bierze się wewnętrznej natury człowieka, z jego wrażliwości.
Sądzę, że przejąłem tą wrażliwość po mojej mamie a nie naśladowałem ojca,
którego postępowanie już od małego dziecka mnie odrzucało.

  I bardzo dobrze, że mimo  trudnych doświadczeń stać nas na to aby być lepszymi.

Ja podobno mam charakter babci ( matka ojca) miała siódemkę dzieci, sama wychowywała ale ona nigdy nie krzyczała nie biła. A dzieci do dziś jak ją wspominają mówią mamusia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 02 Lipiec, 2016, 14:35
Pewnie by miały te nasze matki wiele wspólnych tematów. A jednym z nich byłby...niedobre córki. :D

Zawsze mnie szarpało na słowa....zobaczysz jak to jest być matką....docenisz .....niech ci dokuczy zobaczysz ile wychowanie kosztuje....

Albo ulubiony tekst mojej matki....jesteś mi dłużna za wychowanie, nigdy mi się nie wypłacisz, ja jestem najważniejsza....itd itp.

I jeszcze raz powtórzę macierzyństwo choć nie zawsze jest lekko to piękny czas, a kto go traktuje jako karę, pokutę nie zasługuje na niego.

Zawsze mnie to zastanawiało czemu te matki z tego pokolenia uważały (uważają) macierzyństwo za wielką karę i harówkę?! A same siebie postrzegają jako bohaterki, bo dziecko "wychowały".

Jakim prawem matki mówią, że dziecko ma u nich dług?!!! Jaki dług?
Jak ktoś chce mieć dług, to idzie do banku i świadomie podpisuje umowę na kredyt. A dziecko wyboru nie miało - pojawiło się na świecie i koniec.

Te matki "bohaterki" też się z kapusty nie wzięły. Też miały swoje matki. I co? Dalej kredyt im spłacają? Dalej mają dług? A może uważają, że tylko ich dzieci są obarczone "długiem", bo on zrobiły swoje - odchowały je.

Tylko, że my teraz mamy swoje dzieci i to teraz one potrzebują najwięcej uwagi. Mądra i kochająca babcia będzie wspierała córkę w wychowaniu wnucząt. Natomiast babcia głupia i zaborcza będzie zazdrościła, że wnuk odbiera NALEŻNĄ IM uwagę córki!
Niestety ja mam babcie z tej drugiej kategorii. Zapatrzone w siebie samoluby!

Gdyby moim problemem było tylko to, że babcie są samolubne, to jeszcze dało by się żyć. Ale w ciągu tych lat wydarzyło się tyle historii (nawet zahaczających o policję, sądy itp.), że to się nadaje na długą książkę albo na co najmniej kilka odcinków do serialu "Trudne sprawy" i "Dlaczego ja?". Nawet chciałam się skontaktować ze scenarzystą tych programów i zaproponować mu współpracę! (serio piszę)   :D

To cud, że po tylu latach udręk jestem jeszcze (w miarę) normalna.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Lipiec, 2016, 20:16
  Wychodzi na to, że mieć dzieci wypadało mieć bo inni mieli, a więc co ja będę gorsza? A później to już przykra konieczność. Nasze babki miały obowiązek małżeński, matki rodzicielski. :D :D

A nie mówiłem,że życie pisze najlepsze scenariusze? Trzeba było  mieć większe parcie na szkło i byśmy oglądali. :D



Matka tyran w imię Boga ?

   Byłam nastolatką jak na zebranie zaczęła przychodzić kobieta ( wizualnie ziemskie wcielenie anioła)  z dwójką dzieci. Nowy narybek. Dziewczynka miało koło dziesięciu lat, a chłopiec może ze dwa, a może mniej. Do dziś mam przed oczami widok tego malca jak co 30 minut z zegarkiem w ręku wolno zsuwał się z krzesła na podłogę. Matka wtedy go podnosiła, potrząsała nim i znów go sadzała na następne 30 min.

Po zebraniu wszyscy "ciocie i wujkowie" zachwycali się jak umie dzieci ładnie pilnować i jaki Łukaszek grzeczny. Kilka razy widziałam jak wychodzący z sali malec miał cały tyłek mokry, wiadomo fizjologia dawała o sobie znać.

Gdy już nie byłam Ś często widziałam ich jak chodzili na zebrania. Dziewczynka zawsze się do mnie uśmiechała, za to mama szarpała ją i odwracała się w drugą stronę. Minęło kilka lat i spotkałyśmy się w pewnym urzędzie. Podeszła do mnie i zapytała czy ją pamiętam? Pewnie, że pamiętałam i to bardzo dobrze, dzieliło nas zaledwie kilka lat.

Kobieta zaczęła mówić, jakby chciała wyrzucić z siebie swoją historię. Opowiadała jakie manto dostawała od matki za to gdy przyniosła cukierka imieninowego ze szkoły, jak dostała w twarz od matki pod szkołą bo odpowiedziała koleżance cześć. Zapytałam o malca.....mały miał czasem tak odparzony tyłek że sypiał na brzuchu. A jeśli za często się zsuwał, matka mu nic z tym nie robiła, to miała być taka kara za nieposłuszeństwo. Ona ukradkiem przecierałam mu mokrym ręcznikiem tyłek i smarowała kremem. Matka doszła z malcem do takiej perfekcji, że siedział całe zebranie bez zsuwania. On zwyczajnie się bał, że matka mu nie pomoże. Gdy to opowiadała miała łzy w oczach.


 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: KaiserSoze w 02 Lipiec, 2016, 20:30
  Wychodzi na to, że mieć dzieci wypadało mieć bo inni mieli, a więc co ja będę gorsza? A później to już przykra konieczność. Nasze babki miały obowiązek małżeński, matki rodzicielski. :D :D

A nie mówiłem,że życie pisze najlepsze scenariusze? Trzeba było  mieć większe parcie na szkło i byśmy oglądali. :D



Matka tyran w imię Boga ?

   Byłam nastolatką jak na zebranie zaczęła przychodzić kobieta ( wizualnie ziemskie wcielenie anioła)  z dwójką dzieci. Nowy narybek. Dziewczynka miało koło dziesięciu lat, a chłopiec może ze dwa, a może mniej. Do dziś mam przed oczami widok tego malca jak co 30 minut z zegarkiem w ręku wolno zsuwał się z krzesła na podłogę. Matka wtedy go podnosiła, potrząsała nim i znów go sadzała na następne 30 min.

Po zebraniu wszyscy "ciocie i wujkowie" zachwycali się jak umie dzieci ładnie pilnować i jaki Łukaszek grzeczny. Kilka razy widziałam jak wychodzący z sali malec miał cały tyłek mokry, wiadomo fizjologia dawała o sobie znać.

Gdy już nie byłam Ś często widziałam ich jak chodzili na zebrania. Dziewczynka zawsze się do mnie uśmiechała, za to mama szarpała ją i odwracała się w drugą stronę. Minęło kilka lat i spotkałyśmy się w pewnym urzędzie. Podeszła do mnie i zapytała czy ją pamiętam? Pewnie, że pamiętałam i to bardzo dobrze, dzieliło nas zaledwie kilka lat.

Kobieta zaczęła mówić, jakby chciała wyrzucić z siebie swoją historię. Opowiadała jakie manto dostawała od matki za to gdy przyniosła cukierka imieninowego ze szkoły, jak dostała w twarz od matki pod szkołą bo odpowiedziała koleżance cześć. Zapytałam o malca.....mały miał czasem tak odparzony tyłek że sypiał na brzuchu. A jeśli za często się zsuwał, matka mu nic z tym nie robiła, to miała być taka kara za nieposłuszeństwo. Ona ukradkiem przecierałam mu mokrym ręcznikiem tyłek i smarowała kremem. Matka doszła z malcem do takiej perfekcji, że siedział całe zebranie bez zsuwania. On zwyczajnie się bał, że matka mu nie pomoże. Gdy to opowiadała miała łzy w oczach.


 

Jestem chorym pojebem, bo polubiłem to...
Matka wariatka.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 02 Lipiec, 2016, 20:58
Nosz k...wa !! Czego można oczekiwać od dwuletniego malca  >:( >:( >:( >:( >:(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Lipiec, 2016, 20:58
Jestem chorym pojebem, bo polubiłem to...
Matka wariatka.

  Nie pisz tak o sobie. Ta kobieta zwyczajnie chciała się przypodobać temu " idealnemu " towarzystwu, a jak ją chwalili jeszcze bardziej się nakręcała popadając w błędne koło krzywdząc najbardziej krzywdząc swoje dzieci, a przy okazji i siebie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 02 Lipiec, 2016, 22:09
A nie mówiłem,że życie pisze najlepsze scenariusze? Trzeba było  mieć większe parcie na szkło i byśmy oglądali. :D

Kto wie... kto wie... :) Może skrobnę kiedyś w wolnej chwili pierwszy scenariusz, a materiału do opisania mam sporo, że hej! Pisać lubię, w szkole ciągle pisałam jakieś scenariusze na krótkie przedstawienia, więc czas pomyśleć o karierze w telewizji!  ;D

Zapytałam o malca.....mały miał czasem tak odparzony tyłek że sypiał na brzuchu. A jeśli za często się zsuwał, matka mu nic z tym nie robiła, to miała być taka kara za nieposłuszeństwo. Ona ukradkiem przecierałam mu mokrym ręcznikiem tyłek i smarowała kremem. Matka doszła z malcem do takiej perfekcji, że siedział całe zebranie bez zsuwania. On zwyczajnie się bał, że matka mu nie pomoże. Gdy to opowiadała miała łzy w oczach.

I pomyśleć, że czasem uważam siebie za złą matkę, bo mi się nie chce w danym dniu przeczytać dziecku bajeczki...  ;D

Tymczasem widzę, że istnieją na tym świecie prawdziwe matki psychopatki! Aż ciężko mi się czyta takie historie, bo za wrażliwa na ludzką krzywdę jestem...  :'(

Ale ja znam dalszy ciąg tej historii.... Syn będzie dorosły, a matka się zestarzeje i zniedołężnieje. I będzie musiała nosić pampersy. Ilekroć będzie miała odparzone dupsko, to powinna myśleć o krzywdzie wyrządzonej własnemu dziecku... (o ile to dziecko w ogóle będzie z nią utrzymywało jakikolwiek kontakt).
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 02 Lipiec, 2016, 22:29
Kto wie... kto wie... :) Może skrobnę kiedyś w wolnej chwili pierwszy scenariusz, a materiału do opisania mam sporo, że hej! Pisać lubię, w szkole ciągle pisałam jakieś scenariusze na krótkie przedstawienia, więc czas pomyśleć o karierze w telewizji!  ;D

I pomyśleć, że czasem uważam siebie za złą matkę, bo mi się nie chce w danym dniu przeczytać dziecku bajeczki...  ;D

Tymczasem widzę, że istnieją na tym świecie prawdziwe matki psychopatki! Aż ciężko mi się czyta takie historie, bo za wrażliwa na ludzką krzywdę jestem...  :'(

Ale ja znam dalszy ciąg tej historii.... Syn będzie dorosły, a matka się zestarzeje i zniedołężnieje. I będzie musiała nosić pampersy. Ilekroć będzie miała odparzone dupsko, to powinna myśleć o krzywdzie wyrządzonej własnemu dziecku... (o ile to dziecko w ogóle będzie z nią utrzymywało jakikolwiek kontakt).


Nawet jak się dziecko wypnie, to rodzic sobie przypomni o jego istnieniu; choćby przy pomocy Ośrodka Pomocy Społecznej. Znam taką sytuację, kiedy tatuś sukinsyn, który prał po pijaku swego syna aż ten robił w portki, po wielu latach kiedy już wszystko przepił i znalazł się na dnie, właśnie za pośrednictwem tej instytucji odnalazł swego potomka i upomniał się, a jakże - o alimenty!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 02 Lipiec, 2016, 23:01

Nawet jak się dziecko wypnie, to rodzic sobie przypomni o jego istnieniu; choćby przy pomocy Ośrodka Pomocy Społecznej. Znam taką sytuację, kiedy tatuś sukinsyn, który prał po pijaku swego syna aż ten robił w portki, po wielu latach kiedy już wszystko przepił i znalazł się na dnie, właśnie za pośrednictwem tej instytucji odnalazł swego potomka i upomniał się, a jakże - o alimenty!

Tak, tak... to częste historie są! Można oddać dziecko do domu dziecka, można się zrzec spadku, ale niestety nie można się zrzec patologicznego rodzica!

 W takich sytuacjach jedyna nadzieja i jedyny ratunek w sądzie. Ale niestety nie zawsze sąd orzeka korzystnie na rzecz dorosłego dziecka. Czytałam w Internecie o facecie, który musiał płacić na swoją patologiczną matkę po 100 zł miesięcznie alimentów. A dlaczego tak mało?! Bo łaskawy sąd uwzględnił, że ma on jeszcze na utrzymaniu bezrobotną żonę i trójkę dzieci!....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wrzesien w 02 Lipiec, 2016, 23:29
 
Matka tyran w imię Boga ?

   Byłam nastolatką jak na zebranie zaczęła przychodzić kobieta ( wizualnie ziemskie wcielenie anioła)  z dwójką dzieci. Nowy narybek. Dziewczynka miało koło dziesięciu lat, a chłopiec może ze dwa, a może mniej. Do dziś mam przed oczami widok tego malca jak co 30 minut z zegarkiem w ręku wolno zsuwał się z krzesła na podłogę. Matka wtedy go podnosiła, potrząsała nim i znów go sadzała na następne 30 min.

Po zebraniu wszyscy "ciocie i wujkowie" zachwycali się jak umie dzieci ładnie pilnować i jaki Łukaszek grzeczny. Kilka razy widziałam jak wychodzący z sali malec miał cały tyłek mokry, wiadomo fizjologia dawała o sobie znać.

Gdy już nie byłam Ś często widziałam ich jak chodzili na zebrania. Dziewczynka zawsze się do mnie uśmiechała, za to mama szarpała ją i odwracała się w drugą stronę. Minęło kilka lat i spotkałyśmy się w pewnym urzędzie. Podeszła do mnie i zapytała czy ją pamiętam? Pewnie, że pamiętałam i to bardzo dobrze, dzieliło nas zaledwie kilka lat.

Kobieta zaczęła mówić, jakby chciała wyrzucić z siebie swoją historię. Opowiadała jakie manto dostawała od matki za to gdy przyniosła cukierka imieninowego ze szkoły, jak dostała w twarz od matki pod szkołą bo odpowiedziała koleżance cześć. Zapytałam o malca.....mały miał czasem tak odparzony tyłek że sypiał na brzuchu. A jeśli za często się zsuwał, matka mu nic z tym nie robiła, to miała być taka kara za nieposłuszeństwo. Ona ukradkiem przecierałam mu mokrym ręcznikiem tyłek i smarowała kremem. Matka doszła z malcem do takiej perfekcji, że siedział całe zebranie bez zsuwania. On zwyczajnie się bał, że matka mu nie pomoże. Gdy to opowiadała miała łzy w oczach.


 

k****... Ręce opadają.



https://www.youtube.com/watch?v=9lH6RcXU1cY
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Lipiec, 2016, 08:41


Ale ja znam dalszy ciąg tej historii.... Syn będzie dorosły, a matka się zestarzeje i zniedołężnieje. I będzie musiała nosić pampersy. Ilekroć będzie miała odparzone dupsko, to powinna myśleć o krzywdzie wyrządzonej własnemu dziecku... (o ile to dziecko w ogóle będzie z nią utrzymywało jakikolwiek kontakt).


  I tego nie rozumiem, czy takie matoły nie rozumieją, że kiedyś sytuacja się odmienia i to rodzic potrzebuje opieki? Że dziecko sobie przypomni, wrócą złe wspomnienia i co wtedy, odpłacić pięknym za nadobne?
Kiedyś moja matka miała zapalenie płuc i leżąc w łóżku zalała pościel syropem. I jak zmieniałam tą pościel wrócił do mnie obraz gdy byłam chora i z nudów bawiłam się plasteliną. Niestety kawałki przykleiły się do poduszki, matka jak zobaczyła wywlokła mnie z łóżka......i zrobiła straszną jazdę.
I zmieniałam jej tą pościel , łzy same mi płynęły po policzkach. Na co ona gdy to zobaczyła powiedziała...nie płacz, nie płacz mama wyzdrowieje. Nie skomentowałam tego.



Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 03 Lipiec, 2016, 09:54
Tak, tak... to częste historie są! Można oddać dziecko do domu dziecka, można się zrzec spadku, ale niestety nie można się zrzec patologicznego rodzica!

 W takich sytuacjach jedyna nadzieja i jedyny ratunek w sądzie. Ale niestety nie zawsze sąd orzeka korzystnie na rzecz dorosłego dziecka. Czytałam w Internecie o facecie, który musiał płacić na swoją patologiczną matkę po 100 zł miesięcznie alimentów. A dlaczego tak mało?! Bo łaskawy sąd uwzględnił, że ma on jeszcze na utrzymaniu bezrobotną żonę i trójkę dzieci!....

W przypadku sytuacji, o której pisałem wcześniej, sprawa dośc szybko rozwiązała się sama, ponieważ wyrodny tatuś zapił się i zamarzł na ławce w parku.  Jednak OPS z drugiego końca Polski w tym wypadku zwrócił się do syna o ..... sprawienie pogrzebu  :o
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Lipiec, 2016, 18:05

  Nie taki diabeł straszny ...........




     Wbrew przepowiedniom mamy syn się chował nad wyraz dobrze. Przesypiał całe noce, nie chorował, miał apetyt...czego można sobie więcej życzyć. Kiedyś przejazdem weszliśmy do mojego domu rodzinnego, mama była sama. Mąż wyszedł do łazienki a mama do mnie ...doigrałaś się, jesteś wykluczona, masz pozamykane wszystkie drzwi u ŚJ. Zapytałam...te też? Na to mi nie odpowiedziała, mówiła dalej swoje... teraz ci szatan będzie sprzyjał, ale zobaczysz później jak ci się dobierze do skóry, bez Jehowy błogosławieństwa sobie nie poradzisz, jeszcze wrócisz z podkulonym ogonem.

Nie wytrzymałam i pytam...a jak to mi się szatan dobierze do skóry? Będzie mnie widłami dźgał po dupie, a może węglami przysmażał? O jak się na mnie wydarła....zamknij się Q...nie kpij sobie ze mnie, jeszcze  będziesz błagać o nasze wsparcie....wszedł ojciec i zapytał co się tak wydziera, wyszła bez słowa.

          Dla mnie to była pewnego rodzaju ulga, tzn że postawili na mnie krzyżyk i nie będą już chcieć się spotkać. Z drugiej strony poczułam jakiś żal, strach nie umiem tego nazwać. W końcu to było prawie dwadzieścia lat mojego życia. Byłam wychowana w przeświadczeniu, że poza organizacją wszystko jest złe. Źli są ludzie, ich postępowanie, ich wierzenia i wszystko czym się otaczają. Jedyna słuszność i prawda to ŚJ, tylko tam jest dobrze i z nimi można żyć wiecznie. I teraz ja jestem w centrum tego zła,  otacza mnie z każdej strony, a to co dobre odrzuciłam.

Czy się bałam nowego? Pewnie że się bałam,  tak naprawdę musiałam się nauczyć żyć od nowa.

Jeśli ktoś twierdzi, że odejście przyszło mu łatwo i później nic go to nie obeszło zwyczajnie kłamie. Jeśli się w coś naprawdę podkreślam naprawdę wierzy ma się dylemat czy to na pewno słuszna decyzja?

I ja tak miałam, ale postanowiłam się przekonać aby mieć pewność, co do słuszności mojej decyzji.

Nie zawsze było łatwo i kolorowo, jednak czasem łapałam się na tym że patrzę na świat oczami Ś. Nawet się nie spodziewałam, że to tak bardzo  we mnie siedzi.

Kiedyś pojechaliśmy do ciotki męża, osoby bardzo religijnej. Przyjęła nas w pokoju w którym wisiało z osiem różnych obrazów. Weszłam i pomyślałam....ale się obstawiła bałwanami. Po chwili przyszła refleksja i wstydziłam się sama siebie.

Z każdym rokiem było coraz lepiej, czułam się pewniej w nowych okolicznościach. Cieszyłam się życiem, rodziną , a  o przeszłości starałam się zapomnieć, choć ona tak naprawdę nigdy o mnie nie zapomniała.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Kamil w 03 Lipiec, 2016, 18:10
ŚJ niedługo będą przeżywać wielki ucisk- po którym podejmą reformy swoich wierzeń.
Po reformach exy i wykluczeni powrócą bo tak naprawdę to nie ma gdzie pójść.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 03 Lipiec, 2016, 18:20
Po reformach exy i wykluczeni powrócą bo tak naprawdę to nie ma gdzie pójść.
Beze mnie. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Lipiec, 2016, 18:33
Beze mnie. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. :)
Prorok jaki czy co?  :o :D

Bóg stworzył człowieka, ale nie opatentował wynalazku i teraz może go naśladować pierwszy lepszy.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Blizna w 03 Lipiec, 2016, 22:28
ŚJ niedługo będą przeżywać wielki ucisk- po którym podejmą reformy swoich wierzeń.
Po reformach exy i wykluczeni powrócą bo tak naprawdę to nie ma gdzie pójść.

Chyba Ty.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: gangas w 04 Lipiec, 2016, 00:49
ŚJ niedługo będą przeżywać wielki ucisk- po którym podejmą reformy swoich wierzeń.
Po reformach exy i wykluczeni powrócą bo tak naprawdę to nie ma gdzie pójść.

Chyba twój stary..To cytata z radia
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 04 Lipiec, 2016, 07:45
  Można by ....... jaka "mądra kobita". :D

 Ja też pamiętam, że niektóre same się decydowały na cc bo je zwyczajnie było stać i nie chciały się męczyć. A moja matka już tak ma, że jeśli coś mnie spotkało złego...kara od J...dobrego litość od niego. To były jej jedyne argumenty.

   :-* Bardzo często gdy sama już byłam matką, zastanawiałam się nad tym czy ona ma względem mnie jakieś rodzicielskie uczucia? Czasem miałam wrażenie, że jest jak taka sadystyczna - matka - psychopatka z filmów.
Na pewno to mnie zahartowało, nie miałam szans być upartą bo by mnie matka zatłukła jak psa, widziałam jak raz lała mojej siostrze, może miałam z 5 lat, dopiero przybiegła sąsiadka i ją odgoniła. Jak psa od  zwierzyny.

Mówi się, że dzieci bite biją lub dzieci pijących rodziców też piją. Ja na tym moim wychowaniu czerpałam wprost odwrotne wzorce od dotrzymanych..... przytulałam, pocieszałam, dowartościowywałam, mówiłam że kocham, że jestem dumna, nie biłam, nie krzyczałam. Choć czasem się we mnie gotowało załatwiałam wszystko na spokojnie. Co przyniosło znakomite efekty ( a co posłodzę sobie :D :) , ktoś zapyta skąd wzorce? Kiedyś po kolejnej serii wyzwisk i pretensji obiecałam sobie ...ja taka nie będę i nie byłam.

Bardzo współczuje tym którzy doznają ostracyzmu od najbliższych. Nie rozumiem tego i nie popieram. Na całe szczęście rodzina jest przy mnie i nasze więzi rosną.
Co do CC to sama miałam dwa. Jestem odporna na ból. Złamałam nogę  w trzech miejscach i bez środków przeciwbólowych. Jestem po 8 operacjach w tym 2 cesarkach i też zawsze bez środków odurzających. Jednak uważam że do momentu jak organy płciowe są w moim ciele to ja będę decydować w jaki sposób je wykorzystam :P Nie chciałam się męczyć bo tak naprawdę skala bólu jest podobna.
Moj ojciec był bardzo porywczy. Ja ciągle się uczę być dobrą mamą. Nie zawsze wychodzi jednak zawsze staram się budować dzieci by wyrosły na wartościowych ludzi. To od nas zależy jakie będą nasze dzieci. Owszem dzieci mają różne etapy raz masz pragnienie je udusić a raz duma rozpiera jednak zawsze wracają na tą drogę wartości. Im więcej im przekażemy tym więcej zapamiętają. 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 04 Lipiec, 2016, 07:50

  Nie taki diabeł straszny ...........




     Wbrew przepowiedniom mamy syn się chował nad wyraz dobrze. Przesypiał całe noce, nie chorował, miał apetyt...czego można sobie więcej życzyć. Kiedyś przejazdem weszliśmy do mojego domu rodzinnego, mama była sama. Mąż wyszedł do łazienki a mama do mnie ...doigrałaś się, jesteś wykluczona, masz pozamykane wszystkie drzwi u ŚJ. Zapytałam...te też? Na to mi nie odpowiedziała, mówiła dalej swoje... teraz ci szatan będzie sprzyjał, ale zobaczysz później jak ci się dobierze do skóry, bez Jehowy błogosławieństwa sobie nie poradzisz, jeszcze wrócisz z podkulonym ogonem.

Nie wytrzymałam i pytam...a jak to mi się szatan dobierze do skóry? Będzie mnie widłami dźgał po dupie, a może węglami przysmażał? O jak się na mnie wydarła....zamknij się Q...nie kpij sobie ze mnie, jeszcze  będziesz błagać o nasze wsparcie....wszedł ojciec i zapytał co się tak wydziera, wyszła bez słowa.

          Dla mnie to była pewnego rodzaju ulga, tzn że postawili na mnie krzyżyk i nie będą już chcieć się spotkać. Z drugiej strony poczułam jakiś żal, strach nie umiem tego nazwać. W końcu to było prawie dwadzieścia lat mojego życia. Byłam wychowana w przeświadczeniu, że poza organizacją wszystko jest złe. Źli są ludzie, ich postępowanie, ich wierzenia i wszystko czym się otaczają. Jedyna słuszność i prawda to ŚJ, tylko tam jest dobrze i z nimi można żyć wiecznie. I teraz ja jestem w centrum tego zła,  otacza mnie z każdej strony, a to co dobre odrzuciłam.

Czy się bałam nowego? Pewnie że się bałam,  tak naprawdę musiałam się nauczyć żyć od nowa.

Jeśli ktoś twierdzi, że odejście przyszło mu łatwo i później nic go to nie obeszło zwyczajnie kłamie. Jeśli się w coś naprawdę podkreślam naprawdę wierzy ma się dylemat czy to na pewno słuszna decyzja?

I ja tak miałam, ale postanowiłam się przekonać aby mieć pewność, co do słuszności mojej decyzji.

Nie zawsze było łatwo i kolorowo, jednak czasem łapałam się na tym że patrzę na świat oczami Ś. Nawet się nie spodziewałam, że to tak bardzo  we mnie siedzi.

Kiedyś pojechaliśmy do ciotki męża, osoby bardzo religijnej. Przyjęła nas w pokoju w którym wisiało z osiem różnych obrazów. Weszłam i pomyślałam....ale się obstawiła bałwanami. Po chwili przyszła refleksja i wstydziłam się sama siebie.

Z każdym rokiem było coraz lepiej, czułam się pewniej w nowych okolicznościach. Cieszyłam się życiem, rodziną , a  o przeszłości starałam się zapomnieć, choć ona tak naprawdę nigdy o mnie nie zapomniała.

Przykro mi że najbliższa rodzina się odwróciła.
Mi Śj też mówili że nie będę mieć błogosławieństwa. Mówili że kłamię kiedy mówię że je mam.
Podobnie jak Ty widzę plusy - same plusy.
Mam męża katolika, Udane małżeństwo. Cudowne zdrowe dzieci. Cieszymy się życiem. Radioterapia przynosi pozytywne skutki.
Wtedy im odpowiadałam że mam w takim razie błogosławieństwo od diabła lub Boga. Prosiłam by wybrali a następnie pytałam dlaczego sądzą. Przecież szczęścia nie da się udawać na dłuższą metę.
Cieszę się że teraz jest lepiej. Przeszłość nie zapomina o nas ale my musimy nauczyć się żyć tym co jest tu i teraz by spokojnie w przyszłość wkroczyć
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 04 Lipiec, 2016, 07:51
ŚJ niedługo będą przeżywać wielki ucisk- po którym podejmą reformy swoich wierzeń.
Po reformach exy i wykluczeni powrócą bo tak naprawdę to nie ma gdzie pójść.

hahah już pędzę... jestem na zakręcie i piszę list :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 04 Lipiec, 2016, 12:16
ŚJ niedługo będą przeżywać wielki ucisk- po którym podejmą reformy swoich wierzeń.
Po reformach exy i wykluczeni powrócą bo tak naprawdę to nie ma gdzie pójść.

Uwaga biegnę, na najbliższe zebranie, o kawiarnia może na następne.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 04 Lipiec, 2016, 12:27
Ja myślę że większości jest to dojrzała decyzja. Nie można być letnim. Trzeba obrać jedną drogę i trzymać się jej.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Czuwający w 04 Lipiec, 2016, 14:38
można, niektórzy podjeli świadome decyzje ale pozostają w wts ze względu na rodzine, Można to nazwać pewna miara letności
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Lipiec, 2016, 19:29
Chyba Ty.


   Chyba szuka towarzystwa do tego powrotu. :D

Przykro mi że najbliższa rodzina się odwróciła.
Mi Śj też mówili że nie będę mieć błogosławieństwa. Mówili że kłamię kiedy mówię że je mam.
Podobnie jak Ty widzę plusy - same plusy.
Mam męża katolika, Udane małżeństwo. Cudowne zdrowe dzieci. Cieszymy się życiem. Radioterapia przynosi pozytywne skutki.
Wtedy im odpowiadałam że mam w takim razie błogosławieństwo od diabła lub Boga. Prosiłam by wybrali a następnie pytałam dlaczego sądzą. Przecież szczęścia nie da się udawać na dłuższą metę.
Cieszę się że teraz jest lepiej. Przeszłość nie zapomina o nas ale my musimy nauczyć się żyć tym co jest tu i teraz by spokojnie w przyszłość wkroczyć

  Ja miałam i nadal mam nieodparte wrażenie że oni byliby szczęśliwi jakby odstępcą się nie wiodło, stoczyli się na samo dno, przymierali głodem, pochłonął ich jakiś nałóg, a najlepiej kilka. A do tego dopadła masa chorób. W ogóle to jakby ich obległy wszystkie plagi egipskie.
Wtedy by tryumfowali i mówili....a nie ostrzegaliśmy? Wiedzieliśmy, że tak bedzie.

A jeśli takiemu ex wiedzie się całkiem dobrze, a nawet lepiej niż niejednemu z nich, cóż mają powiedzieć? Na pewno szatan maczał w tym palce, a raczej ogon. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 04 Lipiec, 2016, 19:30
można, niektórzy podjeli świadome decyzje ale pozostają w wts ze względu na rodzine, Można to nazwać pewna miara letności

Hmmm niby racja
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Lipiec, 2016, 19:33

Wiara w autorytety powoduje, że błędy autorytetów przyjmowane są za wzorce.


    Byłam dzieckiem gdy na naszym terenie urzędowała pionierka z sąsiedniej miejscowości. Była bohaterka jak żyła jej matka mająca zagraniczną emeryturę, a więc mogła sobie pozwolić na beztroskę materialną.
Gdy zmarła matka, ojciec powiedział że nie będzie jej utrzymywał ze swojej emerytury a ona w tym czasie będzie się gzić po okolicy, tak nazywał jej służbę.
Pamiętam poruszenie w zborze jakie wywołał ów ojciec. Tak zacna służba, a on nie chce pomóc.

Jeszcze tylko dwa miesiące była pionierkę, znalazła sobie pracę bo była do tego zmuszona.
Dziś ma ponad 60 lat i nie jest świadkiem. Bardzo często odwiedza ojca na cmentarzu i mówi, że jest mu bardzo wdzięczna za to że odciął ją od gotówki. Gdyby nie jego radykalne decyzje, dziś chodziłaby po śmietnikach i zbierała  surowce aby mieć na chleb.

A tak ma emeryturę i spokojną starość. Na moje pytanie czego żałuje w życiu? Odp...tych straconych lat, kiedy wyglądałam armagedonu. A mogłam mieć rodzinę, męża, dzieci oraz tych ludzi których zbałamuciłam tymi mrzonkami.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tadeusz w 04 Lipiec, 2016, 19:35
Ja miałam i nadal mam nieodparte wrażenie że oni byliby szczęśliwi jakby odstępcą się nie wiodło, stoczyli się na samo dno, przymierali głodem, pochłonął ich jakiś nałóg, a najlepiej kilka. A do tego dopadła masa chorób. W ogóle to jakby ich obległy wszystkie plagi egipskie.
Wtedy by tryumfowali i mówili....a nie ostrzegaliśmy? Wiedzieliśmy, że tak bedzie.

A jeśli takiemu ex wiedzie się całkiem dobrze, a nawet lepiej niż niejednemu z nich, cóż mają powiedzieć? Na pewno szatan maczał w tym palce, a raczej ogon. :D

Wszystko dlatego, że wmówiono im, że są "jedyną religią prawdziwą" a co za tym idzie Bóg się troszczy "wyłącznie o nich", oni żyją już teraz w "duchowym raju", itp.
Dodatkowo masakruje się ich umysły obrazkami zepsutego świata oraz armagedonu który zniszczy to całe tałatajstwo.
No to oczekują, że każdy wykluczony wpadnie do ognistej gehenny, najlepiej już za życia  ;D ;D ;D
A w międzyczasie wmawia się im, że wykluczenie jest wyrazem miłości  ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Lipiec, 2016, 19:41
Wszystko dlatego, że wmówiono im, że są "jedyną religią prawdziwą" a co za tym idzie Bóg się troszczy "wyłącznie o nich", oni żyją już teraz w "duchowym raju", itp.
Dodatkowo masakruje się ich umysły obrazkami zepsutego świata oraz armagedonu który zniszczy to całe tałatajstwo.
No to oczekują, że każdy wykluczony wpadnie do ognistej gehenny, najlepiej już za życia  ;D ;D ;D
A w międzyczasie wmawia się im, że wykluczenie jest wyrazem miłości  ;D ;D ;D


  Dokładnie tak. Ktoś powiedział.... miłość jest jak mydło, ubywa jej przy używaniu. A oni tak bardzo kochają i..... kończy się jak się kończy. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 04 Lipiec, 2016, 19:47
  Ja miałam i nadal mam nieodparte wrażenie że oni byliby szczęśliwi jakby odstępcą się nie wiodło, stoczyli się na samo dno, przymierali głodem, pochłonął ich jakiś nałóg, a najlepiej kilka. A do tego dopadła masa chorób. W ogóle to jakby ich obległy wszystkie plagi egipskie.
Wtedy by tryumfowali i mówili....a nie ostrzegaliśmy? Wiedzieliśmy, że tak bedzie.

A jeśli takiemu ex wiedzie się całkiem dobrze, a nawet lepiej niż niejednemu z nich, cóż mają powiedzieć? Na pewno szatan maczał w tym palce, a raczej ogon. :D

   Jedna siostra mówiła mi że po odejściu człowiek stacza się, a raczej spada prosto w przepaść, dużo niżej niż był zanim zaczął studiować i został świadkiem. Przykładów podawała od groma, co niektóre z naszego zborowego podwórka, tylko szkoda że nikt inny ich nie zna. Że po odejściu to moment i już człowiek ląduje skamlając o przebaczenie, bo co sobie myślał że poradzi sobie sam.
   Czasem mawiała co chciało się usłyszeć byleby osiągnąć cel, mianowicie, tak pójście do starszych i wszystkie takie, ogólnie zostanie w zboże, bo tylko tam jest życie i szczęście 'cud, miód i ultramaryna'.


A w międzyczasie wmawia się im, że wykluczenie jest wyrazem miłości  ;D ;D ;D

Oczywiście że jest. Tadeuszu w Starożytnym Izraelu taka osoba zostałaby ukamienowana. Bracie nie mów że nie wiedziałeś.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tadeusz w 04 Lipiec, 2016, 20:12
Oczywiście że jest. Tadeuszu w Starożytnym Izraelu taka osoba zostałaby ukamienowana. Bracie nie mów że nie wiedziałeś.

Siostro NiepokornaHadra  ;D Z tego co mi wiadomo, w starożytnym Izraelu jak komuś nie podobało się życie wśród Izraelitów to po prostu się przeprowadzał. Ale to pociągało za sobą brak ochrony wspólnoty i raczej pewną śmierć.
Ale za takie odłączenie nikt nie kamienował!!!
A tu jest mowa o tych, co odchodzą z WTS-u ale nie od Boga!  :-\
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 04 Lipiec, 2016, 20:28
Siostro NiepokornaHadra  ;D Z tego co mi wiadomo, w starożytnym Izraelu jak komuś nie podobało się życie wśród Izraelitów to po prostu się przeprowadzał. Ale to pociągało za sobą brak ochrony wspólnoty i raczej pewną śmierć.
Ale za takie odłączenie nikt nie kamienował!!!
A tu jest mowa o tych, co odchodzą z WTS-u ale nie od Boga!  :-\

Załamałeś mnie, aż tak bardzo trzeba mi wszystko tłumaczyć? heh. To warto byłoby przedstawić autorom tego tekstu, o kamienowaniu.


Tazła swoje przeżycia w WTS i po nim powinnaś opisać w książce, zamawiam egzemplarz. Pewne Twoje przeżycia są podobne do moich, ale ja nie jestem w stanie o nich pisać otwarcie, nie raz uroniłam łzę czytając co napisałaś. Czekam na dalsze historie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 05 Lipiec, 2016, 07:22
Wiara w autorytety powoduje, że błędy autorytetów przyjmowane są za wzorce.


    Byłam dzieckiem gdy na naszym terenie urzędowała pionierka z sąsiedniej miejscowości. Była bohaterka jak żyła jej matka mająca zagraniczną emeryturę, a więc mogła sobie pozwolić na beztroskę materialną.
Gdy zmarła matka, ojciec powiedział że nie będzie jej utrzymywał ze swojej emerytury a ona w tym czasie będzie się gzić po okolicy, tak nazywał jej służbę.
Pamiętam poruszenie w zborze jakie wywołał ów ojciec. Tak zacna służba, a on nie chce pomóc.

Jeszcze tylko dwa miesiące była pionierkę, znalazła sobie pracę bo była do tego zmuszona.
Dziś ma ponad 60 lat i nie jest świadkiem. Bardzo często odwiedza ojca na cmentarzu i mówi, że jest mu bardzo wdzięczna za to że odciął ją od gotówki. Gdyby nie jego radykalne decyzje, dziś chodziłaby po śmietnikach i zbierała  surowce aby mieć na chleb.

A tak ma emeryturę i spokojną starość. Na moje pytanie czego żałuje w życiu? Odp...tych straconych lat, kiedy wyglądałam armagedonu. A mogłam mieć rodzinę, męża, dzieci oraz tych ludzi których zbałamuciłam tymi mrzonkami.

Eh i właśnie o to chodzi. Znam sporą liczbę osób które rezygnowały z możliwości posiadania rodziny:dzieci czy drugiej połowy.
Niby argumentacja bo Armagedon ... czasy końca.....
Jednak to jest manipulacja. Zachęcanie do bycia nie wykształconym , bez rodziny jest okrutne. Na starość samotność i klepanie biedy.  Przykro mi jak widzę takie osoby bo patrząc na siebie widzę ile stracili.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Czuwający w 05 Lipiec, 2016, 08:43
ja słyszałem teksty w stosunku do tych co im sie jednak powodziło po odejściu poparte wersetem aby nie zazdrościć bezbożnemu, bo uschną szybko niczym trawa, na każda ewentualność znajdzie sie wersecik
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Lipiec, 2016, 22:09
Sztuka życia - to cieszyć się małym szczęściem.


    Minęło kilka lat, moje relacje z matką były dalekie od ideału były tylko w miarę poprawne. Bez serdeczności, bez skakania sobie do gardeł. Ja mogłam żyć bez niej, ona beze mnie. Choć czasem gdy widziałam zażyłość między teściową a jej córkami, aż mnie ściskało w dołku. Zawsze w takich momentach wychodziłam popłakać sobie w kącie. Niby dlaczego ja nigdy nie mogłam iść do mamy nieważne czy jako dziecko, czy dorosła, aby pogadać, pożalić się czy wypłakać? Jako dziecko zwyczajnie się jej bałam, dostać można było za wszystko, dosłownie za wszystko. Jako dziecko zbiłam szklankę, wiedziałam czym się to skończy,  a więc zebrałam wszystko i poszłam w pola daleko od domu. Tam gołymi rękoma wygrzebałam dołek i zakopałam szkło. Niedługo po ślubie w domu teściów też zbiłam szklankę i stanęłam jak wryta. Tak się przeraziłam jakbym nie wiem jaką straszną rzecz zrobiła, teściowa podeszła i spokojnym głosem powiedziała....to tylko szklanka, nic ci się nie stało? Właśnie w takich zwykłych codziennych sprawach widziałam ogromną różnicę między moją matką prawym ŚJ i złym świtusem.  I tych różnic trochę banalnych, a czasem całkiem istotnych widziałam coraz więcej. To one również utwierdzały mnie w przekonaniu, że odchodząc zrobiłam dobrze.

 Zawsze wtedy gdy dostawałam i lizałam w kącie rany lub w chwilach gdy paraliżował mnie strach przed czymś, tak sobie powtarzałam.....moje dzieci będą mogły do mnie przyjść ze wszystkim i nawet jak wybiją wszystkie szklanki w domu też nie będę ich bić.

W miarę dorastania pojmowałam fakt że rodzice dla dziecka powinni być oparciem, najlepszym przyjacielem kimś do kogo się idzie z największym problemem, na kogo można liczyć zawsze i wszędzie, a nie się go bać. Tak samo jest z Bogiem, powinien być wzorcem i miłością, a nie swojego rodzaju straszakiem i batem.

Moja koleżanka sąsiadka nawet jak zbiła w sklepie szybę pobiegła do domu i powiedziała. Pewnie, mama jej nie pochwaliła, ale gdy przyszedł pan na skargę   stanęła w obronie córki i obiecała pokryć szkody. A mnie moja...pewnie by natrzaskała po głowie i obcemu człowiekowi zrobiłoby się żal i by mnie bronił. Taka to była różnica między świadkową matką a katolicką.

Nigdy nie uderzyłam syna, zawsze mu powtarzałam że...coby nie zrobił może do mnie przyjść i powiedzieć. Zawsze go będę kochać i bronić, zawsze będą za nim stała murem bo jest kimś dla mnie najważniejszym. Nie ma osoby bliższej mojemu sercu niż On.

Dziś ma dziewczynę która mi kiedyś powiedziała....chciałabym mieć  u...... taki autorytet jaki ma pani. Cóź na taki autorytet pracuje się latami. Bliskich nam ludzi nie wystarczy kochać, trzeba ich jeszcze szanować i lubić, ta zasada obowiązuje w obie strony.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szyszoonia w 06 Lipiec, 2016, 10:01
Ja tez naleze do tych dzieci, co dostawaly w skore. Chociaz musze przyznac, ze niekiedy z pelna swiadomoscia przekraczalam pewne granice, mimo ze wiedzialam, ze bata nie unikne  ;D Ale jak dobrze sie bawilam na dworze z kolezankami, to nawet pod grozba bliskiego spotkania z paskiem rzemykowym od sukienki mojej mamy, notorycznie przychodzilam do domu pozniej niz to bylo uzgadniane ;D Szczerze powiedziawszy, to czasami wolalam dostac niz miec szlaban na wychodzenie na dwor przez tydzien. Zawsze jednak wiedzialam, ze swoich dzieci bila nie bede i jakos udalo mi sie wychowac fantastycznego juz dzis 18letniego syna i przy corce (mimo, ze jej temperamencik wymaga  ode mnie ogromnych umiejetnosci mediacyjnych ;D) tez funcjonuje to bardzo dobrze...
Z uwagi jednak na ogromna zaborczosc mojej matki i narzucanie przez nia wszystkim w rodzinie swojej woli, bardzo dlugo gdzies z tylu glowy w roznych momentach mojego zycia czailo sie pytanie: Co na to matka? A jak sie dowie, to jak zareaguje? Czy znowu mnie skrytykuje? Duzo czasu potrzebowalam na zamiane tych pytan w stwerdzenie: Moje zycie, moje wybory, a mojej mamie nic do tego. I jak tak sobie pomysle, to chyba od momentu gdy sobie to uswiadomilam jednoczesnie rozpoczelo sie moje wychodzenie z oranizacji... Poczatek drogi do wolnosci  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: matus w 06 Lipiec, 2016, 11:01
Ja tez naleze do tych dzieci, co dostawaly w skore. Chociaz musze przyznac, ze niekiedy z pelna swiadomoscia przekraczalam pewne granice, mimo ze wiedzialam, ze bata nie unikne  ;D Ale jak dobrze sie bawilam na dworze z kolezankami, to nawet pod grozba bliskiego spotkania z paskiem rzemykowym od sukienki mojej mamy, notorycznie przychodzilam do domu pozniej niz to bylo uzgadniane ;D Szczerze powiedziawszy, to czasami wolalam dostac niz miec szlaban na wychodzenie na dwor przez tydzien. Zawsze jednak wiedzialam, ze swoich dzieci bila nie bede i jakos udalo mi sie wychowac fantastycznego juz dzis 18letniego syna i przy corce (mimo, ze jej temperamencik wymaga  ode mnie ogromnych umiejetnosci mediacyjnych ;D) tez funcjonuje to bardzo dobrze...
Lepiej zgrzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie zgrzeszyło ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Woland w 06 Lipiec, 2016, 12:15
Biorąc pod uwagę bezustanne pieprzenie o wychowywaniu, karceniu w prawości, nakierowywaniu przez rodziców i zbór, to co osobiście zauważyłem , że ta cała warstwa ideologiczno-narracyjna zawiera się w praktyce pacyfikowania dzieci w czasie zebrania i milczącego przyzwolenia zboru na wpieprz w łazience.(oczywiście fakt łamania prawa państwowego tutaj nic nie znaczy dla braci)
Odbiera się dzieciaczkom dzieciństwo przez:
-całkowitą dowolność formułowania praw w danej rodzinie przez ojca (czasem teeż mamusia dostaje baty na tej zasadzie a zbór milczy, czasem też to mamusia jest dręczycielem dzieciaczków)
-pacyfikowanie dzieci pasem i pięścią
-produkowanie nieszczęśliwych "małych dorosłych" paplających na zebraniach odpowiedzi których sami nie rozumieją
-zmuszanie dzieci do stawania w obliczu bezsensownych konfliktów w szkole- obrony wiary której nie miały szansy świadomie wybrać. Co więcej Jezus jako dziecko też takich dylematów nie musiał rozwiązywać.

Uważam że Świadkowie produkują nieszczęśliwych dorosłych i nieszczęśliwe dzieci - ale dorośli mają szansę wyboru i obrony. W przypadku dzieci jest to haniebne !
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Lipiec, 2016, 13:04
Ja tez naleze do tych dzieci, co dostawaly w skore. Chociaz musze przyznac, ze niekiedy z pelna swiadomoscia przekraczalam pewne granice, mimo ze wiedzialam, ze bata nie unikne  ;D Ale jak dobrze sie bawilam na dworze z kolezankami, to nawet pod grozba bliskiego spotkania z paskiem rzemykowym od sukienki mojej mamy, notorycznie przychodzilam do domu pozniej niz to bylo uzgadniane ;D Szczerze powiedziawszy, to czasami wolalam dostac niz miec szlaban na wychodzenie na dwor przez tydzien. Zawsze jednak wiedzialam, ze swoich dzieci bila nie bede i jakos udalo mi sie wychowac fantastycznego juz dzis 18letniego syna i przy corce (mimo, ze jej temperamencik wymaga  ode mnie ogromnych umiejetnosci mediacyjnych ;D) tez funcjonuje to bardzo dobrze...
Z uwagi jednak na ogromna zaborczosc mojej matki i narzucanie przez nia wszystkim w rodzinie swojej woli, bardzo dlugo gdzies z tylu glowy w roznych momentach mojego zycia czailo sie pytanie: Co na to matka? A jak sie dowie, to jak zareaguje? Czy znowu mnie skrytykuje? Duzo czasu potrzebowalam na zamiane tych pytan w stwerdzenie: Moje zycie, moje wybory, a mojej mamie nic do tego. I jak tak sobie pomysle, to chyba od momentu gdy sobie to uswiadomilam jednoczesnie rozpoczelo sie moje wychodzenie z oranizacji... Poczatek drogi do wolnosci  :)

  Ja  z wiekiem też nabrałam buntu, a co za tym idzie kłamałam dla dobra sprawy ( dla własnego dobra) . :D
A jak widziałam, że to przynosi zamierzony efekt, że matka łykała moje bajki iż....późno wróciłam bo opowiadałam Asi jak będzie w raju i już chciałam wracać jak ona jeszcze mnie dopytywała i dlatego się spóźniłam. Matka zadowolona, nawet nie krzyczała , a ja żeby nie narażać się na lawinę pytań, uciekałam z pola jej widzenia. I tak się nakręcałam i bardzo sprawnie lawirowałam między  prawą a prawdą :D

Czy miałam wyrzuty? Początkowo tak, ale jak widziałam że żaden grom z nieba nie up...mi za to języka, dalej to praktykowałam.
Czy powinnam się tego wstydzić, nie wiem, ale się nie wstydzę. Matka była zadowolona, ja wybiegana , radosna i szczęśliwa jak to dziecko. Nikt na nikogo nie krzyczał, nikt nikogo nie bił. A więc same plusy. :D

Biorąc pod uwagę bezustanne pieprzenie o wychowywaniu, karceniu w prawości, nakierowywaniu przez rodziców i zbór, to co osobiście zauważyłem , że ta cała warstwa ideologiczno-narracyjna zawiera się w praktyce pacyfikowania dzieci w czasie zebrania i milczącego przyzwolenia zboru na wpieprz w łazience.(oczywiście fakt łamania prawa państwowego tutaj nic nie znaczy dla braci)

Uważam że Świadkowie produkują nieszczęśliwych dorosłych i nieszczęśliwe dzieci - ale dorośli mają szansę wyboru i obrony. W przypadku dzieci jest to haniebne !


 Te ich teksty o szczęśliwym, radosnym dzieciństwie i prezentach o każdej porze roku, miłości, radości to tylko wyświechtane slogany, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
A  to ich ciche przyzwolenie na taką karność popartą jeszcze wersetami czyni ich współwinnymi.

Nie byłam już w organizacji z 10 lat, idąc chodnikiem zauważyłam między samochodami starą znajomą z zboru ( moja rówieśnica) która od lat udawała, że mnie nie zna.
I przeszłabym obok niej obojętnie gdyby nie fakt, że trzaskała swoje kilkuletnie dziecko za to że się przewróciło i pobrudziło ubranie.
Pochodzę i mówię...nie wstyd ci, co je tak trzaskasz, to tylko dziecko, ubranie się upierze. Na co ona żebym się nie wtrącała, bo to nie moja sprawa....spokojnie odpowiadam, że jak się widzi iż ktoś krzywdzi słabszych to jest moja sprawa i mogę zadzwonić na policję, że się znęcasz nad dzieckiem.
Taki jest mój obywatelski obowiązek.

Wtedy złagodniała i mówi....jak ja się z nim na zebraniu pokażę, co bracia powiedzą, że jestem brudas?
Skrzywiłam się i mówię...ty się lepiej bój co Bóg na to, a nie ludzie, przed nim powinnaś czuć respekt.
A na odchodne rzuciłam....zamiast tej sterty makulatury w torbie powinnaś nosić spodnie na przebranie. Lepszy byłby pożytek...

I tak jak za swoje młodzieńcze kłamstwa nie mam wyrzutów tak w tym przypadku gdybym przeszła obojętne to bym miał i to ogromne.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Woland w 06 Lipiec, 2016, 13:30

 Te ich teksty o szczęśliwym, radosnym dzieciństwie i prezentach o każdej porze roku, miłości, radości to tylko wyświechtane slogany, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
A  to ich ciche przyzwolenie na taką karność popartą jeszcze wersetami czyni ich współwinnymi.


Tak " My nie potrzebujemy takich pretekstów jak święta, żeby dawać piękne prezenty swoim dzieciom"


^^^ Kłamstwo stulecia!

Dzieciaki Świadków są zwykle zaniedbane emocjonalnie i to tak bardzo że się uzależniają od organizacji , żeby choć przez chwilę jak się zgłoszą na zebraniu poczuć że ktoś ich wysłuchuje. Potem się takie dzieciaczki żenią w wieku po 19 lat , bo znajdują kogoś do kogo mogą usta otworzyć , a on ich nie zignoruje ani nie zruga . Mylą jakikolwiek ślad akceptacji z miłością.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: KaiserSoze w 06 Lipiec, 2016, 16:05
Mój ojciec nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha. Nigdy. Chyba nawet nie powiedział, że coś dobrze zrobiłem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 07 Lipiec, 2016, 10:20
Miałam szczęście. Ciotka,filar prawdy w rodzinie kochała nas wszystkich,a szczególnie słabych i wykluczonych. Mama wpoiła nam,że jesteśmy wspaniali i warci miłości.W zborze mieliśmy zrównoważonych ludzi i rodzinnych. Ale to były czasy przedbetelowskie. Nowe pokolenie jest faktycznie plastikowe. Ja dzieci chowam w miłości. Co nie znaczy,że szmatą" bez łep" nie dostaną. Może dlatego łatwo było nam odsunąć się od org. Od zawsze byliśmy inni. To poczucie własnej wartości! Dla nich to była pycha. A my po prostu zdrowi emocjonalnie.👪
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 07 Lipiec, 2016, 10:21
Mój ojciec nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha. Nigdy. Chyba nawet nie powiedział, że coś dobrze zrobiłem.

Miałeś idiotę ojca.Jesteś kochany!😻
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Lipiec, 2016, 12:10
Tak " My nie potrzebujemy takich pretekstów jak święta, żeby dawać piękne prezenty swoim dzieciom"


^^^ Kłamstwo stulecia!

Dzieciaki Świadków są zwykle zaniedbane emocjonalnie i to tak bardzo że się uzależniają od organizacji , żeby choć przez chwilę jak się zgłoszą na zebraniu poczuć że ktoś ich wysłuchuje. Potem się takie dzieciaczki żenią w wieku po 19 lat , bo znajdują kogoś do kogo mogą usta otworzyć , a on ich nie zignoruje ani nie zruga . Mylą jakikolwiek ślad akceptacji z miłością.

 Tak, to kłamstwo i obłuda jak większość ich nauk. Z takich dzieci wyrastają  uzależnienia, zahukani, niedowartościowani dorośli. Jeśli się w porę nie uwolnią to są jak te "Ptaszki w klatce" Krasickiego. Nie znają innego życia, patrzyli na swoich rodziców którzy tak żyli i są przekonani że tak życie powinno wyglądać.

Mój ojciec nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha. Nigdy. Chyba nawet nie powiedział, że coś dobrze zrobiłem.


Jednak myślę sobie... co Ciebie czy mnie oraz innych nie zabiło to nas wzmocniło. :)

  Ja nie słyszałam ani od ojca, ani od matki. Mało tego, co zrobiłam zawsze było mało, gdy dostałam cztery za klasówkę nikt mnie nie pochwalił, tylko było...a nie dlaczego pięć, co nie stać cię? Wtedy się odechciewało.
Podobną strategię miał mój mąż, ale w nim bardzo szybko wykorzeniłam mówiąc mu że jest podobny do swojej teściowej ( mojej matki) oj bardzo tego nie lubił. :D


Miałam szczęście. Ciotka,filar prawdy w rodzinie kochała nas wszystkich,a szczególnie słabych i wykluczonych. Mama wpoiła nam,że jesteśmy wspaniali i warci miłości.W zborze mieliśmy zrównoważonych ludzi i rodzinnych. Ale to były czasy przedbetelowskie. Nowe pokolenie jest faktycznie plastikowe. Ja dzieci chowam w miłości. Co nie znaczy,że szmatą" bez łep" nie dostaną. Może dlatego łatwo było nam odsunąć się od org. Od zawsze byliśmy inni. To poczucie własnej wartości! Dla nich to była pycha. A my po prostu zdrowi emocjonalnie.👪

Szczęściara :)

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Lipiec, 2016, 20:59
  Kara boska .... ?


        Znałam parę, on starszy, ona pionierka. On pracował , ona była całkowicie oddana służbie. Gdy zaszła w ciążę mówiła że to dla teściowej ( nie była śJ) bo naciska na wnuka. Jednak więcej dzieci nie bo ciężko im będzie w armagedonie.

Po kilku latach ponownie zaszła w ciążę, dorwała mnie w parku ( już byłam wykluczona) i zaczęła obracać ....jaka to ze mnie matka, że skazuję dziecko na cierpienia i zagładę. W pewnym momencie nie wytrzymałam i pokazując na jej widoczną ciążę pytam...a co z tobą, przecież mówiłaś więcej żadnych dzieci, bo nie dacie rady w armagedonie i co teraz?
Odp....my tego nie planowaliśmy, to niezamierzone, to nie nasza wina... Osz q-ka wodna, a czyja pytam? Jehowa wam podrzucił?
Zaczęła się bardzo ciskać i stwierdziła że on by im tego nie zrobił, dla mnie to zabrzmiało bardzo dziwnie.

 Hmm...podrapałam się po głowie i mówię...Grażynka to jak nic robota szatana.
Wstała z ławki wzburzona i warknęła .....bluźnisz. Na co ja spokojnie pytam z czym? Że Jehowa czy z tym żeś poszła w tango z szatanem? :D
Do dziś mnie omija szerokim łukiem. Jak urodziła drugie dziecko, musiała iść do pracy i tak skończyła się jej pionierska kariera.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 07 Lipiec, 2016, 22:34
  Kara boska .... ?


        Znałam parę, on starszy, ona pionierka. On pracował , ona była całkowicie oddana służbie. Gdy zaszła w ciążę mówiła że to dla teściowej ( nie była śJ) bo naciska na wnuka. Jednak więcej dzieci nie bo ciężko im będzie w armagedonie.

Po kilku latach ponownie zaszła w ciążę, dorwała mnie w parku ( już byłam wykluczona) i zaczęła obracać ....jaka to ze mnie matka, że skazuję dziecko na cierpienia i zagładę. W pewnym momencie nie wytrzymałam i pokazując na jej widoczną ciążę pytam...a co z tobą, przecież mówiłaś więcej żadnych dzieci, bo nie dacie rady w armagedonie i co teraz?
Odp....my tego nie planowaliśmy, to niezamierzone, to nie nasza wina... Osz q-ka wodna, a czyja pytam? Jehowa wam podrzucił?
Zaczęła się bardzo ciskać i stwierdziła że on by im tego nie zrobił, dla mnie to zabrzmiało bardzo dziwnie.

 Hmm...podrapałam się po głowie i mówię...Grażynka to jak nic robota szatana.
Wstała z ławki wzburzona i warknęła .....bluźnisz. Na co ja spokojnie pytam z czym? Że Jehowa czy z tym żeś poszła w tango z szatanem? :D
Do dziś mnie omija szerokim łukiem. Jak urodziła drugie dziecko, musiała iść do pracy i tak skończyła się jej pionierska kariera.

Za jakiś czas powie dziecku że nieplanowane, z przypadku, że żałuje że urodziła.... Im więcej dowiaduję się o wyznaniu, dla którego byłam gotowa oddać życie, poświęciłam więź z rodziną, którą teraz ciężko jest odbudować, jestem coraz bardziej przerażona. Zebrania, służba i inne zajęcia w organizacji całkiem pozbawiają zdrowego rozsądku, pamiętam jak pewna pionierka w służbie zapytała mnie o chęć posiadania rodziny i jej liczebność, jak usłyszała że wolałabym mieć dzieci niż być pionierką o mało nie zjechała z drogi, bo przecież tak bardzo ograniczają czas jaki można poświęcać w służbie dla Jehowy, a nie zawsze później się chrzczą, odchodzą stają się odstępcami....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 07 Lipiec, 2016, 22:41
To po jaką cholerę pytać, skoro ma się już gotową odpowiedź i osąd czyjegoś poglądu na życie?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 08 Lipiec, 2016, 01:15
Za jakiś czas powie dziecku że nieplanowane, z przypadku, że żałuje że urodziła.... Im więcej dowiaduję się o wyznaniu, dla którego byłam gotowa oddać życie, poświęciłam więź z rodziną, którą teraz ciężko jest odbudować, jestem coraz bardziej przerażona. Zebrania, służba i inne zajęcia w organizacji całkiem pozbawiają zdrowego rozsądku, pamiętam jak pewna pionierka w służbie zapytała mnie o chęć posiadania rodziny i jej liczebność, jak usłyszała że wolałabym mieć dzieci niż być pionierką o mało nie zjechała z drogi, bo przecież tak bardzo ograniczają czas jaki można poświęcać w służbie dla Jehowy, a nie zawsze później się chrzczą, odchodzą stają się odstępcami....

Znam takiego brata co był zagorzałym przeciwnikiem posiadania dzieci. Swój pogląd na ten temat forsował bardzo gorliwie i nie dopuszczał do siebie mysli, że ktoś może mieć potrzebę posiadania potomstwa.
Miał pogląd: Po co dzieci, skoro służba jest najważniejsza, a Armagedon puka do drzwi...?!
Kiedyś to się z nim ostro ścięłam na ten temat i mówię mu, że są ludzie co po prostu chcą mieć dzieci i że jest to normalne. Ale do niego nic nie trafiało.

I wiecie co... okazało się, że po wielu wielu latach małżeństwa pokomplikowało mu się życie i wziął rozwód, a następnie się ponownie ożenił. I teraz hit sezonu! Dowiedziałam się, że on już podobno dopuszcza do siebie możliwosć posiadania dzieci... widocznie jego druga żona myśli o macierzyństwie...

Jak to się zmienia punkt widzenia w zależności od życiowej sytuacji...! Jaki się chłopina liberalny zrobił... (dobrze, że za posiadanie dzieci nie wykluczają, bo on by chyba wszystkie matki wyrzucił ze zboru... a dziś pewnie by się kajał w popiele i je przepraszał... za poglądy z młodości).
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Czuwający w 08 Lipiec, 2016, 08:15
Miałam szczęście. Ciotka,filar prawdy w rodzinie kochała nas wszystkich,a szczególnie słabych i wykluczonych. Mama wpoiła nam,że jesteśmy wspaniali i warci miłości.W zborze mieliśmy zrównoważonych ludzi i rodzinnych. Ale to były czasy przedbetelowskie. Nowe pokolenie jest faktycznie plastikowe. Ja dzieci chowam w miłości. Co nie znaczy,że szmatą" bez łep" nie dostaną. Może dlatego łatwo było nam odsunąć się od org. Od zawsze byliśmy inni. To poczucie własnej wartości! Dla nich to była pycha. A my po prostu zdrowi emocjonalnie.👪

tez to bardzo często słyszę ze jestem zbyt pyszny, no cuz jak ktos boi sie przyznać racji to musi rzucić jakimś sloganem,aaa no i kazdy mój przytyk do błedów organizacji to cynizm
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Lipiec, 2016, 19:20
Za jakiś czas powie dziecku że nieplanowane, z przypadku, że żałuje że urodziła.... Im więcej dowiaduję się o wyznaniu, dla którego byłam gotowa oddać życie, poświęciłam więź z rodziną, którą teraz ciężko jest odbudować, jestem coraz bardziej przerażona. Zebrania, służba i inne zajęcia w organizacji całkiem pozbawiają zdrowego rozsądku, pamiętam jak pewna pionierka w służbie zapytała mnie o chęć posiadania rodziny i jej liczebność, jak usłyszała że wolałabym mieć dzieci niż być pionierką o mało nie zjechała z drogi, bo przecież tak bardzo ograniczają czas jaki można poświęcać w służbie dla Jehowy, a nie zawsze później się chrzczą, odchodzą stają się odstępcami....

  A więc postawiła na swoją  marnej wartości karierę i uważała, że poglądy odbiegające od tych przez nią wyznawanych są złe, mało tego zaraz skazywała je na niepowodzenie. Żałosne!

Znam takiego brata co był zagorzałym przeciwnikiem posiadania dzieci. Swój pogląd na ten temat forsował bardzo gorliwie i nie dopuszczał do siebie mysli, że ktoś może mieć potrzebę posiadania potomstwa.
Miał pogląd: Po co dzieci, skoro służba jest najważniejsza, a Armagedon puka do drzwi...?!


I wiecie co... okazało się, że po wielu wielu latach małżeństwa pokomplikowało mu się życie i wziął rozwód, a następnie się ponownie ożenił. I teraz hit sezonu! Dowiedziałam się, że on już podobno dopuszcza do siebie możliwosć posiadania dzieci... widocznie jego druga żona myśli o macierzyństwie...


 Jakby mógł to by za ciążę wykluczał, a za fakt posiadania już dzieci zlecał najgorsze zadania. :D

Może i na niego padło nowe światło? :D :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Lipiec, 2016, 19:31
Cynizm to nieprzyjemny sposób mówienia prawdy.


       Dostałam od chrzestnej magnetofon kasetowy tzn jamnika, jakie to było wtedy łał. Miałam kilka kaset , ale bardziej słuchałam radia. Gdy zostawałam sama w domu słuchałam dość głośno, co gorszyło moją matkę. Wciąż zabierała moje kasety a podkładała te z pieśniami.
Jak już ona była w domu to leciały na okrągło bo to takie budujące.

Nie mogła sobie ze mną dać rady więc napuściła na mnie starszego. Przyjechali we dwóch i się zaczęły pogadanki o złym wpływie świeckich piosenek na młodego człowieka....ble ble ble.
Ja tego pokornie słuchałam, miałam z 16 lat uważałam się za mądrą osobę ( bo który nastolatek się nie uważa :D ) i obiecałam sobie, że nie dam się sprowokować.
Nie wiem czy oni widzieli moją obojętność, brak reakcji aż wreszcie jeden z nich mówi....Jehowa nie lubi głośnej muzyki, ani żadnych wrzasków. Podniosłam na niego wzrok i pytam....nie lubi, nie podoba mu się? Nie! odparli chórem obaj.
Na co ja odparłam....to musi strasznie cierpieć jak słucha naszych pieśni.
 Oj bym zarobiła od matki w papuchę gdyby akurat w tym momencie nie wszedł do domu dziadek. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Lipiec, 2016, 20:55
Bez cierpienia nie zrozumie się szczęścia.



         Minęło około piętnastu lat od mojego odejścia z organizacji. Relacje z rodzeństwem były dużo lepsze niż z mamą. Siostra z rodziną odwiedzała mnie, ja ją. Jej dzieci przyjeżdżały do mnie na wakacje ( mieszkam na wsi). Powodziło i powodzi nam się nieźle, a więc stać mnie było na to aby spędzali miesiąc wakacji w moim domu. Siostra na zmianę ze szwagrem zasilali szeregi bezrobotnych, a więc kiedy zaszła potrzeba pomagałam materialnie i finansowo. Czułam że naprawę mam siostrę i brata ( kawaler), jednak wszystko do czasu.
Córka siostry miała dwadzieścia lat i chłopaka ( zapoznany na ośrodku pionierskim), a więc jej wyjście za mąż to tylko kwestia czasu. Podczas jednego ze spotkań, młoda oznajmiła....ciocia szykuj kreację, wychodzę za mąż. Nie ukrywam, że się nie ucieszyłam. Siostra nawet zapytała....czy jakby wyskoczył jakiś niezapowiedziany wydatek może liczyć na moją finansową pomoc? Oczywiście, dla mnie to żaden problem, w każdej chwili. Obie zadowolone rozstałyśmy się. Później jeszcze był telefon, kiedy to młodzi wpadną z zaproszeniami. I byli a owszem, miła atmosfera normalnie rodzinna sielanka. Na koniec młoda mnie wyściskała mówiąc...ciocia jak ja cię kocham. I wtedy to właśnie widziałam ją po raz ostatni.

Miną chyba z tydzień , dzwoni siostra i oznajmia mi.....starsi wezwali jej córkę i powiedzieli że albo ja na weselu będę, albo oni. Jeśli ja przyjdę to ani jeden świadek ich nie zaszczyci swoją obecnością.
Odebrało mi mowę, wydawało mi się że to jakiś zły sen. Zapanowała niezręczna cisza, bo mnie zwyczajnie zatkało, a ona chyba czekała na moją deklarację że nie przyjdę.
Wzięłam głęboki wdech i pytam....i co im powiedziała? Na to siostra, że.....ze mną porozmawiają( czyli ona i jej córka). AHA! A więc wiadomo, decyzja zapadła mam się wycofać.
Cóż miałam powiedzieć? Rozłączyłam się bez słowa i poczułam nagłą wściekłość. Bo niby jakim prawem, obcy ludzie ingerują w rodzinne sprawy? Czy to oni jej dają na weselę, aby stawiać warunki?
Nie spałam całą noc, czułam się podle, wróciły wspomnienia i taki straszny ból który zżerał mnie od środka. Płakałam, ciskałam się na zmianę, nie potrafiłam pojąć jak tak można postąpić z kimś najbliższym.
Czułam się poniżona i to bardzo, moja ukochana siostra wybrała bandę obcych ludzi, a na mnie zwyczajnie się wypięła. Gdzie byli ci wszyscy braciszkowie gdy....nie miała na leki dla dzieci, na książki, na czynsz czy na chleb? Czy któryś z nich jej pomógł? Zainteresował się tym, że była bliska eksmisji? Nie, to ja pomagałam, dwoiłam się i troiłam aby wyszli z dołka. I co ? Ano się doczekałam.
To wszystko trwało kilka dni, gdy prawie nie spałam, nie jadłam, żyłam tylko kawą.

Mąż starał się ich tłumaczyć, że to biedni ludzie, że bez organizacji nie potrafią funkcjonować, że to jedyny ich świat jaki znają. A tak naprawdę wiem, że cisnęła mu się na usta gwara podwórkowa w najgorszym wydaniu. Jednak powstrzymywał się, aby nie dolewać oliwy do ognia.
W tydzień schudłam sześć kilogramów, czas mijał a ja nie umiałam się z tym pogodzić. Nie rozumiałam tego, jak tak można? Ja bym się za nią dała pokroić, podzieliłabym się ostatnią kromką chleba, a ona zwyczajnie mnie tak skreśliła. Ja bym to zrozumiała gdyby nie miała kasy i nie robiła imprezy. Powiedziała słuchaj....nie stać nas, nikogo nie zapraszamy ciebie też nie. Luz, nie ma problemu. Ale tam było ponad 120 osób, dalsza i bliższa rodzina, sąsiedzi i oczywiście najważniejsi Ś.

Po jakiś 10 dniach siostra ponownie zadzwoniła i oznajmiła że.....rozmawiała ze starszymi nie mogą się zgodzić na moją obecność bo jestem zagrożeniem dla innych braci. Ale jest dla mnie szansa. Mam napisać list, że chcę powrócić do organizacji, że żałuję , okazać skruchę i oni wtedy rozpatrzą moją prośbę, wezwą mnie na rozmowę czy moje intencje i skrucha są szczere i podejmą decyzję czy mogę przyjść na wesele. O nie, tego było już za wiele, skwitowałam to krótko.....a niech się pier..... To było chyba najgorsze słowo jakie padło kiedykolwiek z moich ust i ostatnie jakie zamieniłam, a raczej wypowiedziałam do mojej siostry.

Dni płynęły, a ja mimo obowiązków nadal tkwiłam w tym wszystkim i nie potrafiłam zapomnieć ani też się z tym pogodzić.
Był ciepły słoneczny sierpniowy dzień, niebo bezchmurne nawet listek nie drgnął na drzewie. Wieszałam pranie, mąż siedział na tarasie i pił kawę. I znów mnie naszło, przypinałam te szmatki i tak mi się samo płakało. Czułam jak łzy z policzków spływają mi po szyi , a później wsiąkają w bluzkę. I tak sobie myślę....Boże jeśli gdzieś tam jesteś i jesteś taki jak o tobie mówią, że sprawiedliwy i miłosierny odpowiedz mi za co to wszystko? Co ja takiego złego zrobiłam w życiu, że tak mnie upodlili? Przecież znam wielu z nich i swoim postępowaniem nie sięgają mi się do pięt. Mają tą etykietkę ŚJ i tylko dlatego są lepsi?
Daleka jestem od wierzenia w jakieś duchy, znaki itp, ale wtedy z tego czystego nieba zaczął padać deszcz. Bardzo ciepły, drobniuteńki i intensywny aż zadarłam głowę do góry aby zobaczyć czy ta chmura duża i czy prania nie zbierać? Ale tam nic nie było, absolutny cavok.
W tej samej chwili mąż zapytał....a czego ty tam tak wypatrujesz? Odpowiedziałam że deszczu, na co od mi odpowiedział że....będę go mieć jak pójdę pod prysznic. Spojrzałam na swoje ręce i bluzkę, jeszcze przed chwilą spływała po nich woda, a teraz są całkiem suche.

Hmm.....ogarnął mnie dziwny spokój i choć mówiłam sobie że to jakieś zwidy, to jednak spokój jaki we mnie zapanował był niebywale przyjemny.
Jeszcze tej samej nocy śniła mi się moja babcia ze strony mamy, pamiętam ją jak siedziała i do fartucha łuskała bób. I taka też była w moim śnie, siedzi sobie, skubie te strąki i mówi do mnie....pamiętaj Anusia każdy ma taki los i takich przyjaciół na jakich zasługuje.
Nie wiem, nie chcę siać propagandy ale wiem jedno....ten deszcz i sen z babcią były jak gruba linia która na dobre oddzieliła mnie od tamtego.

Od tamtej pory nie widziałam się ani nie rozmawiałam ze siostrą ani jej rodziną. Podobno młoda ma dwoje dzieci, nie wiedzie jej się najlepiej. Wzięli się za jakiś biznes, upadł, zaczęli budować dom, podpadli w długi, nie mają pracy i ogólnie jest ciężki.
Siostra też miała jakąś własną działalność niewypał, szwagier popijał podupadł na zdrowiu jest na zasiłku, ona dorywczo opiekuje się jakimś starszym małżeństwem. Zamienili mieszkanie na mniejsze , groziła im eksmisja.

I tyle w temacie, czas zagoił rany, zostały tylko blizny, które czasem dają o sobie znać.
Nigdy nie żałowałam pomocy jaką im ofiarowałam. Czy teraz gdyby mnie o nią poprosili to bym też pomogła? Tego nie wiem . W końcu tyle o sobie wiemy na ile nas sprawdzono.

Jaką mam dziś radę dla tych co chcą odejść i się  boją ?  Nie bójcie się, ostracyzm to nic przyjemnego, ale jak popatrzycie na tych ludzi którzy Wami wzgardzą z politowaniem i uświadomicie sobie, że nie są warci Waszej uwagi, sympatii i zainteresowania, nagle okaże się że  życie jest piękne, a świat ani nie pożera ani nie topi i za rogiem nie czai się szatan który tylko czyha aby się komuś dobrać do tyłka.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: feminin w 08 Lipiec, 2016, 23:31
Bez cierpienia nie zrozumie się szczęścia.



         Minęło około piętnastu lat od mojego odejścia z organizacji. Relacje z rodzeństwem były dużo lepsze niż z mamą. Siostra z rodziną odwiedzała mnie, ja ją. Jej dzieci przyjeżdżały do mnie na wakacje ( mieszkam na wsi). Powodziło i powodzi nam się nieźle, a więc stać mnie było na to aby spędzali miesiąc wakacji w moim domu. Siostra na zmianę ze szwagrem zasilali szeregi bezrobotnych, a więc kiedy zaszła potrzeba pomagałam materialnie i finansowo. Czułam że naprawę mam siostrę i brata ( kawaler), jednak wszystko do czasu.
Córka siostry miała dwadzieścia lat i chłopaka ( zapoznany na ośrodku pionierskim), a więc jej wyjście za mąż to tylko kwestia czasu. Podczas jednego ze spotkań, młoda oznajmiła....ciocia szykuj kreację, wychodzę za mąż. Nie ukrywam, że się nie ucieszyłam. Siostra nawet zapytała....czy jakby wyskoczył jakiś niezapowiedziany wydatek może liczyć na moją finansową pomoc? Oczywiście, dla mnie to żaden problem, w każdej chwili. Obie zadowolone rozstałyśmy się. Później jeszcze był telefon, kiedy to młodzi wpadną z zaproszeniami. I byli a owszem, miła atmosfera normalnie rodzinna sielanka. Na koniec młoda mnie wyściskała mówiąc...ciocia jak ja cię kocham. I wtedy to właśnie widziałam ją po raz ostatni.

Miną chyba z tydzień , dzwoni siostra i oznajmia mi.....starsi wezwali jej córkę i powiedzieli że albo ja na weselu będę, albo oni. Jeśli ja przyjdę to ani jeden świadek ich nie zaszczyci swoją obecnością.
Odebrało mi mowę, wydawało mi się że to jakiś zły sen. Zapanowała niezręczna cisza, bo mnie zwyczajnie zatkało, a ona chyba czekała na moją deklarację że nie przyjdę.
Wzięłam głęboki wdech i pytam....i co im powiedziała? Na to siostra, że.....ze mną porozmawiają( czyli ona i jej córka). AHA! A więc wiadomo, decyzja zapadła mam się wycofać.
Cóż miałam powiedzieć? Rozłączyłam się bez słowa i poczułam nagłą wściekłość. Bo niby jakim prawem, obcy ludzie ingerują w rodzinne sprawy? Czy to oni jej dają na weselę, aby stawiać warunki?
Nie spałam całą noc, czułam się podle, wróciły wspomnienia i taki straszny ból który zżerał mnie od środka. Płakałam, ciskałam się na zmianę, nie potrafiłam pojąć jak tak można postąpić z kimś najbliższym.
Czułam się poniżona i to bardzo, moja ukochana siostra wybrała bandę obcych ludzi, a na mnie zwyczajnie się wypięła. Gdzie byli ci wszyscy braciszkowie gdy....nie miała na leki dla dzieci, na książki, na czynsz czy na chleb? Czy któryś z nich jej pomógł? Zainteresował się tym, że była bliska eksmisji? Nie, to ja pomagałam, dwoiłam się i troiłam aby wyszli z dołka. I co ? Ano się doczekałam.
To wszystko trwało kilka dni, gdy prawie nie spałam, nie jadłam, żyłam tylko kawą.

Mąż starał się ich tłumaczyć, że to biedni ludzie, że bez organizacji nie potrafią funkcjonować, że to jedyny ich świat jaki znają. A tak naprawdę wiem, że cisnęła mu się na usta gwara podwórkowa w najgorszym wydaniu. Jednak powstrzymywał się, aby nie dolewać oliwy do ognia.
W tydzień schudłam sześć kilogramów, czas mijał a ja nie umiałam się z tym pogodzić. Nie rozumiałam tego, jak tak można? Ja bym się za nią dała pokroić, podzieliłabym się ostatnią kromką chleba, a ona zwyczajnie mnie tak skreśliła. Ja bym to zrozumiała gdyby nie miała kasy i nie robiła imprezy. Powiedziała słuchaj....nie stać nas, nikogo nie zapraszamy ciebie też nie. Luz, nie ma problemu. Ale tam było ponad 120 osób, dalsza i bliższa rodzina, sąsiedzi i oczywiście najważniejsi Ś.

Po jakiś 10 dniach siostra ponownie zadzwoniła i oznajmiła że.....rozmawiała ze starszymi nie mogą się zgodzić na moją obecność bo jestem zagrożeniem dla innych braci. Ale jest dla mnie szansa. Mam napisać list, że chcę powrócić do organizacji, że żałuję , okazać skruchę i oni wtedy rozpatrzą moją prośbę, wezwą mnie na rozmowę czy moje intencje i skrucha są szczere i podejmą decyzję czy mogę przyjść na wesele. O nie, tego było już za wiele, skwitowałam to krótko.....a niech się pier..... To było chyba najgorsze słowo jakie padło kiedykolwiek z moich ust i ostatnie jakie zamieniłam, a raczej wypowiedziałam do mojej siostry.

Dni płynęły, a ja mimo obowiązków nadal tkwiłam w tym wszystkim i nie potrafiłam zapomnieć ani też się z tym pogodzić.
Był ciepły słoneczny sierpniowy dzień, niebo bezchmurne nawet listek nie drgnął na drzewie. Wieszałam pranie, mąż siedział na tarasie i pił kawę. I znów mnie naszło, przypinałam te szmatki i tak mi się samo płakało. Czułam jak łzy z policzków spływają mi po szyi , a później wsiąkają w bluzkę. I tak sobie myślę....Boże jeśli gdzieś tam jesteś i jesteś taki jak o tobie mówią, że sprawiedliwy i miłosierny odpowiedz mi za co to wszystko? Co ja takiego złego zrobiłam w życiu, że tak mnie upodlili? Przecież znam wielu z nich i swoim postępowaniem nie sięgają mi się do pięt. Mają tą etykietkę ŚJ i tylko dlatego są lepsi?
Daleka jestem od wierzenia w jakieś duchy, znaki itp, ale wtedy z tego czystego nieba zaczął padać deszcz. Bardzo ciepły, drobniuteńki i intensywny aż zadarłam głowę do góry aby zobaczyć czy ta chmura duża i czy prania nie zbierać? Ale tam nic nie było, absolutny cavok.
W tej samej chwili mąż zapytał....a czego ty tam tak wypatrujesz? Odpowiedziałam że deszczu, na co od mi odpowiedział że....będę go mieć jak pójdę pod prysznic. Spojrzałam na swoje ręce i bluzkę, jeszcze przed chwilą spływała po nich woda, a teraz są całkiem suche.

Hmm.....ogarnął mnie dziwny spokój i choć mówiłam sobie że to jakieś zwidy, to jednak spokój jaki we mnie zapanował był niebywale przyjemny.
Jeszcze tej samej nocy śniła mi się moja babcia ze strony mamy, pamiętam ją jak siedziała i do fartucha łuskała bób. I taka też była w moim śnie, siedzi sobie, skubie te strąki i mówi do mnie....pamiętaj Anusia każdy ma taki los i takich przyjaciół na jakich zasługuje.
Nie wiem, nie chcę siać propagandy ale wiem jedno....ten deszcz i sen z babcią były jak gruba linia która na dobre oddzieliła mnie od tamtego.

Od tamtej pory nie widziałam się ani nie rozmawiałam ze siostrą ani jej rodziną. Podobno młoda ma dwoje dzieci, nie wiedzie jej się najlepiej. Wzięli się za jakiś biznes, upadł, zaczęli budować dom, podpadli w długi, nie mają pracy i ogólnie jest ciężki.
Siostra też miała jakąś własną działalność niewypał, szwagier popijał podupadł na zdrowiu jest na zasiłku, ona dorywczo opiekuje się jakimś starszym małżeństwem. Zamienili mieszkanie na mniejsze , groziła im eksmisja.

I tyle w temacie, czas zagoił rany, zostały tylko blizny, które czasem dają o sobie znać.
Nigdy nie żałowałam pomocy jaką im ofiarowałam. Czy teraz gdyby mnie o nią poprosili to bym też pomogła? Tego nie wiem . W końcu tyle o sobie wiemy na ile nas sprawdzono.

Jaką mam dziś radę dla tych co chcą odejść i się  boją ?  Nie bójcie się, ostracyzm to nic przyjemnego, ale jak popatrzycie na tych ludzi którzy Wami wzgardzą z politowaniem i uświadomicie sobie, że nie są warci Waszej uwagi, sympatii i zainteresowania, nagle okaże się że  życie jest piękne, a świat ani nie pożera ani nie topi i za rogiem nie czai się szatan który tylko czyha aby się komuś dobrać do tyłka.
Lubię wszystkie Twoje historie Aniu, jestes bardzo wartosciowa osoba.
Czuj sie ciepło uściskana.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tadeusz w 09 Lipiec, 2016, 01:13
Chociaż jestem mężczyzną - a więc z zasady gruboskórny - i nie doświadczyłem w życiu takiego traktowania - łzy popłynęły mi po policzku czytając Twoją opowieść  :(
I choć jestem w związku, choć jestem daleko - moim pierwszym odruchem jest...przytulić Cię mocno  :)
I to - choć w sercu - czynię  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Lipiec, 2016, 11:32
Lubię wszystkie Twoje historie Aniu, jestes bardzo wartosciowa osoba.
Czuj sie ciepło uściskana.

   Dziękuję bardzo, staram się jak umiem, jak czuję, jak się sama nauczyłam. :)

Chociaż jestem mężczyzną - a więc z zasady gruboskórny - i nie doświadczyłem w życiu takiego traktowania - łzy popłynęły mi po policzku czytając Twoją opowieść  :(
I choć jestem w związku, choć jestem daleko - moim pierwszym odruchem jest...przytulić Cię mocno  :)
I to - choć w sercu - czynię  :)

  Dzięki Tadeusz, związki nie mają wyłączności na przytulanie. Czasem taki gest znaczy więcej niż setka słów. :)


PS. Moje historie mają poślizg czasowy, ponieważ one były spisane wcześniej, zrobiłam to  ponieważ pamięć ludzka bywa ulotna.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 09 Lipiec, 2016, 11:39
Aniu nie wiem co napisać, ciężko jest znaleźć słowa, które by pocieszyły.
Ściskam Ciebie bardzo, bardzo mocno i ciepło.
Jesteś niezwykłą osobą, bardzo silną kobietą, wiele osób by sobie nie poradziło, a Ty dajesz radę.
Głowa do góry, ściskam jeszcze raz.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Lipiec, 2016, 11:41
....Jak mnie dziecko.......

          Jak dziś pamiętam, szkoła podstawowa i Pan Tadeusz. Uczyłam się inwokacji, a że nauczyciel był wymagający, zadawał dużo więcej. Zależało mi na ocenach a więc chciałam całość wykuć na pamięć i dostać dobrą notę.  Matka kazała mi iść głosić…powiedziałam, że nie. Mam dużo nauki i nie pójdę bo się nie wyrobię, odwróciłam się i chciałam odejść. Nie wiedziałam jak szybko pożałuje tych słów, matka wzięła co miała pod ręką czyli sznur od żelazka i przeciągła mnie nim jaki długi. Palący ból przeszył mnie od prawej łopatki po lewe udo..aż do kolana. pod nim zatrzymała się wtyczka od kabla.             

           Do dziś jak słyszę słowa…Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza, że gościnna i wszystkich w gościnę zaprasza.
Łopatki same mi  się ściągają, a ja jakbym czekała na cios. Taki zapisek w  psychice którego się chyba nigdy nie wyzbędę. Później już było coraz gorzej, ja się buntowałam  mówiłam nie, matka nie szczędziła ręki. Tłumacząc to tym, że Biblia tak każe, a ojciec w tym wszystkim mówił…ale sobie ją wychowałaś.

I to też mnie boli, bo on jako  i mój rodzic powinien zareagować. Bunt był przeciwko chorym zasadom i wytycznym które mnie raz przerażały, a innym razem śmieszyły. Nigdy to nie był bunt przeciwko rodzinie, obowiązkom czy nauce. Tylko i wyłącznie religii!


Aniu nie wiem co napisać, ciężko jest znaleźć słowa, które by pocieszyły.
Ściskam Ciebie bardzo, bardzo mocno i ciepło.
Jesteś niezwykłą osobą, bardzo silną kobietą, wiele osób by sobie nie poradziło, a Ty dajesz radę.
Głowa do góry, ściskam jeszcze raz.

 Wiem, że to nie są łatwe teksty do czytania, tak samo jak ciężko było mi je spisać. Czasem podchodziłam po kilka razy, bo łzy zalewały twarz i nie dało się pisać.
Jednak jedno wiem....warto walczyć o siebie, zdrowy egoizm ratuje niejedną bolesną duszę.

Dziękuję bardzo i serdecznie pozdrawiam :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Woland w 09 Lipiec, 2016, 11:50
Siostro - moje serce bije dla Ciebie.
Bóg z Tobą.

A tym s..synom lepiej kamień młyński....

Jaki piękny pretekst dała organizacja naszym rodzinom do łamania prawa miłości!

Odpowiedzią na problemy bliźnich jest filmik z tabletu.

Gdyby tak samarytanin temu pobitemu odstawił przedstawienie pacynkowe zamiast pomóc to też byłoby o nim w Biblii?


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Lipiec, 2016, 10:08
Na drodze życia spotykamy przeszkody.... własne winy, cudzy egoizm .....


     Może miałam z dziesięć  lat, a może mniej usłyszałam... na jednym ze spotkań jak pewna pani wyżalała się do mojej mamy i innej pani jakie to ma ciężkie życie. A mianowicie pani ta miała dwóch synów i córkę, wszyscy byli Ś, ale do czasu.  Ze względu na charakter pracy jaką podjął najstarszy syn (pracował przy krwi)  został wykluczony.

Jak się ta matka żaliła  na swój los bo...przebywa pod jednym dachem z wykluczonym, a nie powinni. A więc biedaczka i jej czynne dzieci wchodzili do kuchni jak Adma nie było. A jak wracał do domu, zamykali się w swoim pokoju i nie wychodzili, aby go nie spotkać. Słuchające ją osoby bardzo jej współczuły, a się nad nią rozczulały, że taki ją spotkał ciężki los, ale za pewne Jehowa jej wynagrodzi  tą jej dzielną postawę.

Adam szybko się wyprowadził z domu, sytuacja go przerastała. Po latach spotkałam go, oczywiście ja wyrosłam i się zmieniłam, a więc mnie nie poznał. Ale szybko mu przypomniałam kto ja jestem i że podzieliłam jego los. Dziś jest znanym profesorem, ma żonę córkę i aby było śmiesznej...matka mieszka u niego. Tak, ta sama "dzielna kobieta" , dzieci wyjechały za granicę, a jej nie starczało na podstawowe opłaty. Póki była w miarę sprawna, Adam jej pomagał finansowo, ale gdy podupadła na zdrowiu zabrał ją do siebie. Ciekawa jestem jednego...jak smakuje jej teraz posiłek ze "zdrajcą"? I gdzie byli ci bracia, że jej nie pomogli gdy była w potrzebie? Samo karmienie słowem nie wystarczy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 10 Lipiec, 2016, 11:47
Na drodze życia spotykamy przeszkody.... własne winy, cudzy egoizm .....


     Może miałam z dziesięć  lat, a może mniej usłyszałam... na jednym ze spotkań jak pewna pani wyżalała się do mojej mamy i innej pani jakie to ma ciężkie życie. A mianowicie pani ta miała dwóch synów i córkę, wszyscy byli Ś, ale do czasu.  Ze względu na charakter pracy jaką podjął najstarszy syn (pracował przy krwi)  został wykluczony.

Jak się ta matka żaliła  na swój los bo...przebywa pod jednym dachem z wykluczonym, a nie powinni. A więc biedaczka i jej czynne dzieci wchodzili do kuchni jak Adma nie było. A jak wracał do domu, zamykali się w swoim pokoju i nie wychodzili, aby go nie spotkać. Słuchające ją osoby bardzo jej współczuły, a się nad nią rozczulały, że taki ją spotkał ciężki los, ale za pewne Jehowa jej wynagrodzi  tą jej dzielną postawę.

Adam szybko się wyprowadził z domu, sytuacja go przerastała. Po latach spotkałam go, oczywiście ja wyrosłam i się zmieniłam, a więc mnie nie poznał. Ale szybko mu przypomniałam kto ja jestem i że podzieliłam jego los. Dziś jest znanym profesorem, ma żonę córkę i aby było śmiesznej...matka mieszka u niego. Tak, ta sama "dzielna kobieta" , dzieci wyjechały za granicę, a jej nie starczało na podstawowe opłaty. Póki była w miarę sprawna, Adam jej pomagał finansowo, ale gdy podupadła na zdrowiu zabrał ją do siebie. Ciekawa jestem jednego...jak smakuje jej teraz posiłek ze "zdrajcą"? I gdzie byli ci bracia, że jej nie pomogli gdy była w potrzebie? Samo karmienie słowem nie wystarczy.

Oczy mi się zaszkliły jak to czytałam, nikt nie popatrzy na to jak On się czuł, On został odrzucony, pozbawiony rodziny w imię czego?
Miło się czyta że to Jemu życie się ułożyło, jest szczęśliwy, nie chodzi o zawiść, ale zwykłą sprawiedliwość.
Jak matka się czuje jedząc posiłek ze 'zdrajcą', chyba najmniej mnie obchodzi, bardziej interesują mnie emocje jakie towarzyszą Jej synowi, zdobył się na wielkie poświęcenie, nawet jak Jej wybaczył o musi być jakiś żal w sercu, ciężko.
Tacy ludzie jak Adam udowadniają że bycie dobrym człowiekiem, stawiającym dobro innych ponad swoje jest niezależne od tego w co się wierzy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Lipiec, 2016, 13:44
Oczy mi się zaszkliły jak to czytałam, nikt nie popatrzy na to jak On się czuł, On został odrzucony, pozbawiony rodziny w imię czego?
Miło się czyta że to Jemu życie się ułożyło, jest szczęśliwy, nie chodzi o zawiść, ale zwykłą sprawiedliwość.
Jak matka się czuje jedząc posiłek ze 'zdrajcą', chyba najmniej mnie obchodzi, bardziej interesują mnie emocje jakie towarzyszą Jej synowi, zdobył się na wielkie poświęcenie, nawet jak Jej wybaczył o musi być jakiś żal w sercu, ciężko.
Tacy ludzie jak Adam udowadniają że bycie dobrym człowiekiem, stawiającym dobro innych ponad swoje jest niezależne od tego w co się wierzy.

  Gdy mieszaliśmy bliżej siebie, kilka razy się spotkaliśmy, tak on jak i ja mieliśmy potrzebę wygadania się ( to było dość dawno temu), ani ja ani on nie wiedzieliśmy o takich miejscach jak to.

Takie nasze spotkania wyglądały tak.... na zmianę płakaliśmy lub śmiali się coś tam wspominając.
Mówił, że matce nie wybaczył bo nie jest w stanie, przez organizację przestał wierzyć w Boga, bo gdzie on był jak Adam balansował na krawędzi? Za co go postanowił tak doświadczać? Ale opiekuje się nią bo tak nakazuje  przyzwoitość. Gdy nie miał na chleb wspierali go obcy ludzie, bo matka odsyłała go do szatana, jego ojca.
Ale gdyby on się zachował tak samo jak ona względem niego, nie byłby nic a nic lepszy, a on się brzydzi takimi ludźmi i takim postępowaniem.

Opowiadał jak wynajmował jakąś norę w starej kamienicy i tak go rozłożyła choroba, że nie był w stanie wstać z łóżka. Zima, mróz a on sam chory w zimnym pokoju bez jedzenia, leków, całkiem sam do pracy nie chodził bo to były ŚBN.
Gdy po świętach nie zjawił się dwa dni w pracy, przyszedł do niego przełożony, aby było śmieszniej zagorzały ORMO-wiec. Słyszał jak przez sen, że się dobija, nie miał siły się nawet odezwać, ale jakoś się zebrał i zrzucił kubek na podłogę. Wtedy ten wezwał kolegów milicjantów i weszli z drzwiami. I tak go uratowali, lekarz powiedział że nocy na tym mrozie już by nie przeżył.

Na moje pytanie a może to właśnie palec Jehowy ? Zaśmiał się głośno ....sama nie wierzysz w to co mówisz....Jehowa, ORMO i milicja ratują odstępcę. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 10 Lipiec, 2016, 16:14
Popłakałam się jak czytałam.
Ciężko jest uwierzyć że takie historie mają miejsce, to brzmi jak scenariusz kiepskiego filmy, a tu religia jedyna prawdziwa, jak to szło "poznacie ich po owocach", "że będzie miłość". Niedobrze mi się robi jak słucham kłamstwa o miłości w organizacji. to że matce nie wybaczył, nie powinien robić sobie z tego wyrzutów, na szacunek trzeba zasłużyć, jeśli nie to okazuje się taki żeby wyszło że My jesteśmy kulturalni, na zasadzie by ludzie nie gadali. Czasem trzeba być samolubem, nie da się zbawić świata, każdego z osobna, trzeba zacząć od siebie.
Trochę mnie poniosło, przepraszam jak kogoś uraziły moje słowa.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Lipiec, 2016, 17:34
Popłakałam się jak czytałam.
Ciężko jest uwierzyć że takie historie mają miejsce, to brzmi jak scenariusz kiepskiego filmy, a tu religia jedyna prawdziwa, jak to szło "poznacie ich po owocach", "że będzie miłość". Niedobrze mi się robi jak słucham kłamstwa o miłości w organizacji. to że matce nie wybaczył, nie powinien robić sobie z tego wyrzutów, na szacunek trzeba zasłużyć, jeśli nie to okazuje się taki żeby wyszło że My jesteśmy kulturalni, na zasadzie by ludzie nie gadali. Czasem trzeba być samolubem, nie da się zbawić świata, każdego z osobna, trzeba zacząć od siebie.
Trochę mnie poniosło, przepraszam jak kogoś uraziły moje słowa.

 Sam jak przeglądam moje zapiski nieraz sobie popłaczę. Niestety to życie pisze najlepsze - w dobrym i złym tego słowa znaczeniu scenariusze. Chyba wyobraźnia ludzka nie jest aż tak kreatyna i pomysłowa aby jemu ( życiu ) dorównać.

Jak już jesteśmy przy Adamie, pogrzebałam w zapiskach i .....
Historia można powiedzieć zatoczyła koło, Adaś poznał dziewczyną której matka też była ex... Jako młodą dziewczynę rodzice wyrzucili ją z domu bo nie chciała być dłużej świadkiem. To wyrzucenie miało jej pomóc się opamiętać,  jednak była zawzięta i powiedziała NIE! Wyjechała,pracowała w fabryce, spała w szatni a do organizacji nie wróciła  jak i do rodziny.

Dość szybko wyszła za mąż, raczej z rozsądku niż z miłości. Mówiła że szła zima, a ona nie miała się gdzie podziać.
Mąż miał niewielką służbówkę , jak na początek im wystarczało. Jednak nigdy nie żałowała tego wyboru, to był dobry człowiek, choć jak na tamte czasy bardzo aktywny i ambitny działacz PZPR. Z czasem go pokochała i była wdzięczna losowi , że postawił go na jej drodze.
Jego kariera pomogła im bardzo w życiu, duże mieszkanie, później segment na dobrym osiedlu , samochód, wczasy, zimowiska.
Gdy urodziła pierwsze dziecko namówiła męża i pojechali do jej rodziców, miała nadzieję że jak zobaczą wnuka zechcą go zobaczyć. Jednak oni nie wpuścili ich nawet na podwórko, powiedzieli że skoro ona jest zła to nie mogła wydać na świat nic dobrego. Oni nie chcą mieć z nią ani z tym co powiła* nic wspólnego. ( zwrot w oryginale*)
Adam mówił, że jak mu to opowiadała patrzyła się ślepo w ścianę i wyglądała jakby recytowała monolog bez emocji.

Po słowach rodziców podeszła do samochodu i się zaczęła osuwać na ziemię. Całą sytuację widziała sąsiadka ( daleka krewna rodziny) wyszła i  zaprosiła ich do siebie. Ona nie chciała, ale mąż był za, jechali przez pół Polski był zmęczony i chciał odpocząć.
Zostali na noc, całą wałówkę jaką mieli w bagażniki, a było ich stać na wiele i dostęp mieli do wielu artykułów o których zwykł śmiertelnik mógł pomarzyć, zostawili  sąsiadce za gościnę.

Wtedy wyzbyła się jakichkolwiek nadziei że coś się zmieni w ich relacjach.
Jednak i w tym przypadku jak i w wielu innych....wiara, nadzieja, ideologia sobie, a życie sobie....

cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: KaiserSoze w 10 Lipiec, 2016, 19:51
Sam jak przeglądam moje zapiski nieraz sobie popłaczę. Niestety to życie pisze najlepsze - w dobrym i złym tego słowa znaczeniu scenariusze. Chyba wyobraźnia ludzka nie jest aż tak kreatyna i pomysłowa aby jemu ( życiu ) dorównać.

Jak już jesteśmy przy Adamie, pogrzebałam w zapiskach i .....
Historia można powiedzieć zatoczyła koło, Adaś poznał dziewczyną której matka też była ex... Jako młodą dziewczynę rodzice wyrzucili ją z domu bo nie chciała być dłużej świadkiem. To wyrzucenie miało jej pomóc się opamiętać,  jednak była zawzięta i powiedziała NIE! Wyjechała,pracowała w fabryce, spała w szatni a do organizacji nie wróciła  jak i do rodziny.

Dość szybko wyszła za mąż, raczej z rozsądku niż z miłości. Mówiła że szła zima, a ona nie miała się gdzie podziać.
Mąż miał niewielką służbówkę , jak na początek im wystarczało. Jednak nigdy nie żałowała tego wyboru, to był dobry człowiek, choć jak na tamte czasy bardzo aktywny i ambitny działacz PZPR. Z czasem go pokochała i była wdzięczna losowi , że postawił go na jej drodze.
Jego kariera pomogła im bardzo w życiu, duże mieszkanie, później segment na dobrym osiedlu , samochód, wczasy, zimowiska.
Gdy urodziła pierwsze dziecko namówiła męża i pojechali do jej rodziców, miała nadzieję że jak zobaczą wnuka zechcą go zobaczyć. Jednak oni nie wpuścili ich nawet na podwórko, powiedzieli że skoro ona jest zła to nie mogła wydać na świat nic dobrego. Oni nie chcą mieć z nią ani z tym co powiła* nic wspólnego. ( zwrot w oryginale*)
Adam mówił, że jak mu to opowiadała patrzyła się ślepo w ścianę i wyglądała jakby recytowała monolog bez emocji.

Po słowach rodziców podeszła do samochodu i się zaczęła osuwać na ziemię. Całą sytuację widziała sąsiadka ( daleka krewna rodziny) wyszła i  zaprosiła ich do siebie. Ona nie chciała, ale mąż był za, jechali przez pół Polski był zmęczony i chciał odpocząć.
Zostali na noc, całą wałówkę jaką mieli w bagażniki, a było ich stać na wiele i dostęp mieli do wielu artykułów o których zwykł śmiertelnik mógł pomarzyć, zostawili  sąsiadce za gościnę.

Wtedy wyzbyła się jakichkolwiek nadziei że coś się zmieni w ich relacjach.
Jednak i w tym przypadku jak i w wielu innych....wiara, nadzieja, ideologia sobie, a życie sobie....

cdn


Ja po dzisiejszym dniu mogę powiedzieć tylko k**** MAĆ...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: feminin w 10 Lipiec, 2016, 20:00
Sam jak przeglądam moje zapiski nieraz sobie popłaczę. Niestety to życie pisze najlepsze - w dobrym i złym tego słowa znaczeniu scenariusze. Chyba wyobraźnia ludzka nie jest aż tak kreatyna i pomysłowa aby jemu ( życiu ) dorównać.

Jak już jesteśmy przy Adamie, pogrzebałam w zapiskach i .....
Historia można powiedzieć zatoczyła koło, Adaś poznał dziewczyną której matka też była ex... Jako młodą dziewczynę rodzice wyrzucili ją z domu bo nie chciała być dłużej świadkiem. To wyrzucenie miało jej pomóc się opamiętać,  jednak była zawzięta i powiedziała NIE! Wyjechała,pracowała w fabryce, spała w szatni a do organizacji nie wróciła  jak i do rodziny.

Dość szybko wyszła za mąż, raczej z rozsądku niż z miłości. Mówiła że szła zima, a ona nie miała się gdzie podziać.
Mąż miał niewielką służbówkę , jak na początek im wystarczało. Jednak nigdy nie żałowała tego wyboru, to był dobry człowiek, choć jak na tamte czasy bardzo aktywny i ambitny działacz PZPR. Z czasem go pokochała i była wdzięczna losowi , że postawił go na jej drodze.
Jego kariera pomogła im bardzo w życiu, duże mieszkanie, później segment na dobrym osiedlu , samochód, wczasy, zimowiska.
Gdy urodziła pierwsze dziecko namówiła męża i pojechali do jej rodziców, miała nadzieję że jak zobaczą wnuka zechcą go zobaczyć. Jednak oni nie wpuścili ich nawet na podwórko, powiedzieli że skoro ona jest zła to nie mogła wydać na świat nic dobrego. Oni nie chcą mieć z nią ani z tym co powiła* nic wspólnego. ( zwrot w oryginale*)
Adam mówił, że jak mu to opowiadała patrzyła się ślepo w ścianę i wyglądała jakby recytowała monolog bez emocji.

Po słowach rodziców podeszła do samochodu i się zaczęła osuwać na ziemię. Całą sytuację widziała sąsiadka ( daleka krewna rodziny) wyszła i  zaprosiła ich do siebie. Ona nie chciała, ale mąż był za, jechali przez pół Polski był zmęczony i chciał odpocząć.
Zostali na noc, całą wałówkę jaką mieli w bagażniki, a było ich stać na wiele i dostęp mieli do wielu artykułów o których zwykł śmiertelnik mógł pomarzyć, zostawili  sąsiadce za gościnę.

Wtedy wyzbyła się jakichkolwiek nadziei że coś się zmieni w ich relacjach.
Jednak i w tym przypadku jak i w wielu innych....wiara, nadzieja, ideologia sobie, a życie sobie....

cdn
To i ja sobie popłacze...
Brak mi slow.
Dobrze, ze łzy oczyszczają dusze.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 10 Lipiec, 2016, 20:09
Tazła, to Twoje opisy pomogły ni "wyprostować" żonę. Teraz ponownie, już razem czytamy Twoje wpisy. Ale... beton betonem będzie. Wielokrotnie zastanawiamy się jakby zareagowała na Twoja historię np, żony siostra. Niestety ona by stwierdziła że po prostu kłamiesz i oczerniasz organizację, jedyną prawdziwą organizację religijną na świecie. Ale cóż... kijem Wisły nie zawrócisz.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 10 Lipiec, 2016, 20:37
Tazła, to Twoje opisy pomogły ni "wyprostować" żonę. Teraz ponownie, już razem czytamy Twoje wpisy. Ale... beton betonem będzie. Wielokrotnie zastanawiamy się jakby zareagowała na Twoja historię np, żony siostra. Niestety ona by stwierdziła że po prostu kłamiesz i oczerniasz organizację, jedyną prawdziwą organizację religijną na świecie. Ale cóż... kijem Wisły nie zawrócisz.


W takich sytuacjach często słyszę: "no cóż, nie wiadomo jak było naprawdę", "trzeba spojrzeć na sprawę z obydwu stron". A najczęściej: "Jehowa sprawiedliwie wszystkich oceni". Umywanie rąk wyświechtanymi frazesami zdradzającymi kompletny brak nie tylko miłości, bo tego już dawno w tej organizacji nie ma, ale kompletny brak jakichkolwiek ludzkich uczuć. O stwierdzeniach, że to zwykłe kłamstwo nawet nie wspominam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Lipiec, 2016, 21:07
Tazła, to Twoje opisy pomogły ni "wyprostować" żonę. Teraz ponownie, już razem czytamy Twoje wpisy. Ale... beton betonem będzie. Wielokrotnie zastanawiamy się jakby zareagowała na Twoja historię np, żony siostra. Niestety ona by stwierdziła że po prostu kłamiesz i oczerniasz organizację, jedyną prawdziwą organizację religijną na świecie. Ale cóż... kijem Wisły nie zawrócisz.


  A więc najpierw uśmiecham się serdecznie do Twojej żony i ślę pozdrowienia. :)
Nie wiem kto powiedział....w  każdym fanatyku tkwi potencjalny morderca... I to do tej organizacji bardzo pasuje.

Oni nie potrafią inaczej jak kłamstwa, oszczerstwa, podszepty szatana. Ja kiedyś próbowałam przeforsować swoje racje, teraz już odpuściłam, nie mocuję się z tymi ich oklepanymi - odwiecznymi argumentami. Kwituję krótko, twoja racja mój spokój.
I Twoja szwagierka zachowałaby się pewnie jak rasowy świadek, pełną winę najchętniej zrzuciłaby na drugą stronę, bo gdzież tam, taka matka świadek robiła wszystko z miłości.Cóż, pedofil też wmawia  swojej ofierze że ją kocha, czego wymagać od nich więcej.

Ale jak choć jedna osoba przeczyta i to skłoni ją do refleksji, do spojrzenia na organizację pod innym kątem, to warto było siedzieć tyle godzin i spisywać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 10 Lipiec, 2016, 21:52
Kiedyś opowiadałam zaprzyjaźnionej siostrze o braciach z Krosna,że całą grupą odeszli i nadal czczą Boga. Ona zaraz,ale yo odstępcy,ty nawet nie wiesz dlaczego naprawdę odeszli i co to za lydzie. Odpowiedziałam,że to prawda, że ich nie znam, ale mi wystarczy ,że znam tych co zostają w zborze i wymieniłam parę kwiatków. I  zamilkła.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 10 Lipiec, 2016, 22:17
Ale jak choć jedna osoba przeczyta i to skłoni ją do refleksji, do spojrzenia na organizację pod innym kątem, to warto było siedzieć tyle godzin i spisywać.
No i przeczytała, tzn. ja przeczytałem jej. I skłoniło do innego spojrzenia. :)

I Twoja szwagierka
Nie nazywam jej tak. Ze szwagierka można porozmawiać i utrzymywać jakieś kontakty rodzinno-towarzyskie. Określam ją jako "siostra żony", a jej męża jako "męża siostry żony", bo ze szwagrem... to można pogadać, albo piwko wypić przy wspólnym grillu. :(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Lipiec, 2016, 20:56
Kiedyś opowiadałam zaprzyjaźnionej siostrze o braciach z Krosna,że całą grupą odeszli i nadal czczą Boga. Ona zaraz,ale yo odstępcy,ty nawet nie wiesz dlaczego naprawdę odeszli i co to za lydzie. Odpowiedziałam,że to prawda, że ich nie znam, ale mi wystarczy ,że znam tych co zostają w zborze i wymieniłam parę kwiatków. I  zamilkła.

 Oni od pierwszych dni studium mają wpajane, że ktoś kto odchodzi na pewno jest zły i to nie podlega żadnej dyskusji. Przecież jak można być dobrym, porządnym człowiekiem i odejść z organizacji? To jest t niemożliwe.

Kiedyś zapytałam mojej matki gdy mi wytykała ile to jej zdrowia zniszczyłam.....pomiń fakt że nie jestem świadkiem i siebie że jesteś też. I teraz mi powiedz w czym jestem gorsza od dwójki twoich pozostałych dzieci? Nie potrafiła mi odpowiedzieć.

No i przeczytała, tzn. ja przeczytałem jej. I skłoniło do innego spojrzenia. :)

 I dla takich chwil warto się starać. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 11 Lipiec, 2016, 21:24
Oni od pierwszych dni studium mają wpajane, że ktoś kto odchodzi na pewno jest zły i to nie podlega żadnej dyskusji. Przecież jak można być dobrym, porządnym człowiekiem i odejść z organizacji? To jest t niemożliwe.

Wpajanie że odchodzi się przez grzech, wtedy ktoś kto jest zbyt pyszny by się zdobyć na skruchę, zwłaszcza jak miała przywilej to się mści. Jak tak pomyśleć, od pierwszej rozmowy ze świadkami człowiek uczony jest strachu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Lipiec, 2016, 21:50
Każdy człowiek może zbłądzić, uparcie trwa w błędzie tylko głupi.



      Za kilka lat urodziła córkę, której dziadkowie też nigdy nie poznali. Lata mijały, żyło im się dobrze, a jednak czasem wszystko wracało
i łapała doła. Jak mówił Adam jako matka nigdy nie rozumiała jak można w taki sposób postąpić z własnym dzieckiem?
Mąż gdy widział jej męczarnie mówił ....powiedz słowo, a już  moi ludzie im życie umilą. Nie, nigdy nie chciała takiej zemsty, też ( jak Adam ) chciała być lepsza od nich. Wiedziała że komuna będąca u szczytu władzy, mogła wiele.

Adam gdy poznał swoją żonę, mówił że miał tyle co na sobie. Ale był ambitny, pracował, studiował, udzielał korepetycji, dwoił się i troił aby wyjść na ludzi.
Gdy go zaprosiła pierwszy raz do siebie poszedł w pożyczonych spodniach , chciał dobrze wypaść i żeby dziewczyna się za niego nie wstydziła.
Szybko go polubili, ojciec dał mu u siebie pracę, która była tak dopasowana czasowo że mógł też studiować.
Gdy zaczęli rozmawiać o ślubie, rodzice zapytali o jego rodzinę. Wtedy im powiedział....powiedzmy, że jestem sam. Tak też zostało, on nie opowiadał, a oni nie pytali.

Byli już rodzinom kiedy przyszli do ich domu świadkowie, teściowa powiedziała do Adama...idź im powiesz że nic od nich nie chcemy. Poszedł choć z wielkimi oporami. I wtedy zaintrygowała go reakcja teściowej, jej pobudzenie, złość nigdy jej takiej wcześniej nie widział.
Zaczął drążyć temat i wtedy się dowiedział jak to było....
Ta szczerość teściowej i jego ośmieliła do zwierzeń. Podobno przesiedzieli do rana na zwierzeniach, opowieściach którym towarzyszyło morze łez. Aż reszta domowników się zainteresowała ich rozmową, ale nie chcieli towarzystwa, woleli zostać sami.

Kobieta powiedziała, że wreszcie czuje że ktoś ją rozumie, mąż mimo dobrych chęci nie był w stanie zrozumieć, ogarnąć co ona czuje.
Adam poczuła naprawdę że ma matkę i prawdziwą rodzinę.  Śmiał się że czasem żona była zazdrosna o jego relacje z teściową. Oni mieli swoje sprawy, swoje tematy, jakieś tajemnice, hasła , zwroty których nikt w domu nie rozumiał.

Za niedługi czas teściowa dostała wezwanie do sądu,na drugi koniec Polski. Jej rodzice pozwali ją o alimenty. Wpadła we wściekłość, krzyknęła do męża ....jak cię nigdy nie prosiłam o protekcję tak teraz użyj swoich wpływów.
Sprawa się odbyła, pojechała przedstawiła z adwokatem swoje racje, a sędzia zagorzały komunista - ateista największy jaki był w tym sądzie, oddalił pozew. Argumentując że tyle lat córki nie znali, nie znają wnuków, a teraz chcą się do jej majątku dobrać? A do pracy trzeba było iść.
Mniej więcej o to chodziło.

Za kilka miesięcy ojciec zasłabł w drodze z konwencji  jakie odbywały się w plenerze, przyczyna śmierci udar słoneczny.
Matka została sam, kobieta pisała listy do sąsiadki i od niej wiedziała co się dzieje. Gdy bardzo podupadła na zdrowiu, znów mąż użył swoich kontaktów i umieścili ją w domu opieki. O śmierci ojca dowiedziała się po czasie z listu sąsiadki, nie zrobiło to na niej wrażenia. Choć sąsiadka zaproponowała że ją zawiadomi, na co matka miała powiedzieć ...ani się waż.

Gdy zadzwonili, że jej matka umiera w pierwszym porywie chciała jechać, ale wtedy przypomniała sobie jak pojechała do nich z dzieckiem. Te ich zajadłe twarze, gesty, słowa które bolały nawet po latach. I to ją skutecznie schłodziło. Na jej pogrzeb też nie poszła, uznając że taka była jej ( matki )wola.

cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Blizna w 11 Lipiec, 2016, 22:00
Strasznie mi szkoda tej kobiety, której rodzice odrzucili i ją i własnego wnuka.
Jak czytam takie rzeczy, to jednak chciałabym żeby sam Bóg odezwał się do takich ludzi.
Żeby im powiedział do słuchu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 11 Lipiec, 2016, 22:10
Jak łzy są mi obce, tak czytając Twoje wpisy płaczę dość często.
Ciężko znaleźć słowa, które będą w stanie opisać co czuję/myślę o poczynaniach przedstawicieli jedynej słusznej organizacji, ciśnie mi się tylko łacina podwórkowa.
Okrucieństwo nie zna granic, czy są jakieś granice? zwłaszcza jeśli wchodzi w grę posłuszeństwo względem organizacji.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tadeusz w 12 Lipiec, 2016, 08:04
Gdy się to czyta, to w pierwszym odruchu pięści się same zaciskają, chociaż nie jestem "wyrywny" do bijatyk  >:(
Ale...
Wiemy dobrze, że problem uzależnienia od alkoholu jest jednostką chorobową. Tak po prostu. I chociaż w przeważającej mierze wywołany trybem życia, to jednak istnieje w nas pewien rodzaj współczucia - no bo przecież to choroba.
Podobnie jest w przypadku ŚJ nacechowanych ostracyzmem.
Oni też są chorzy!!!
To prawda, że z własnego najczęściej wyboru, ale jednak chorzy!
Chorzy, bo to WTS wtłoczył w ich głowy takie schematy postępowania.
Dlatego w większej mierze obarczam winą organizację, aniżeli szeregowych jej członków. >:( >:( >:(
Oczywiście trzeba pokazywać swoje emocje z tym związane, licząc na zwykły ludzki odruch w ich przypadku. Może właśnie to stanie się w niektórych przypadkach bodźcem do zastanowienia się nad swoim postępowaniem  :-\
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Lipiec, 2016, 10:00
Strasznie mi szkoda tej kobiety, której rodzice odrzucili i ją i własnego wnuka.
Jak czytam takie rzeczy, to jednak chciałabym żeby sam Bóg odezwał się do takich ludzi.
Żeby im powiedział do słuchu.

 Szkoda i to bardzo. Z tego co o niej usłyszałam to musiała być ( nadal jest) bardzo silna kobieta.
Powiedziałam kiedyś Adamowi, że ta wrogość jej rodziców do niej moim zdaniem z latami narastała a nie słabła. Oni chyba byli przekonani , że ona sobie bez nawet nie bez nich, ale bez organizacji nie poradzi, stoczy się i wróci z podkulonym ogonem, skamląc o łaskę i przebaczenie, a oni wspaniałomyślnie ją przyjmą.
Gdy mijały lata, nic takiego nie następowało, ta złość i gorycz do niej potęgowała się.


Jak łzy są mi obce, tak czytając Twoje wpisy płaczę dość często.
Ciężko znaleźć słowa, które będą w stanie opisać co czuję/myślę o poczynaniach przedstawicieli jedynej słusznej organizacji, ciśnie mi się tylko łacina podwórkowa.
Okrucieństwo nie zna granic, czy są jakieś granice? zwłaszcza jeśli wchodzi w grę posłuszeństwo względem organizacji.

  Mnie samej czasem brak było słów jak słuchałam, a u mnie to naprawdę rzadkość. Czasem milczenie jest bardzo wymowne, jak nie można swojej wypowiedzi zamknąć w przyzwoitych słowach, lepiej przemilczeć.



Wiemy dobrze, że problem uzależnienia od alkoholu jest jednostką chorobową. Tak po prostu. I chociaż w przeważającej mierze wywołany trybem życia, to jednak istnieje w nas pewien rodzaj współczucia - no bo przecież to choroba.
Podobnie jest w przypadku ŚJ nacechowanych ostracyzmem.



  Tak, to też jest choroba jak alkoholizm, narkomania czy chorobliwe objadanie się. Ważne aby sobie to uświadomić i sięgną po pomoc lub dać sobie pomóc. Inaczej można się miotać całe życie i całe być nieszczęśliwym, zgorzkniałym człowiekiem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 12 Lipiec, 2016, 17:56
  Mnie samej czasem brak było słów jak słuchałam, a u mnie to naprawdę rzadkość. Czasem milczenie jest bardzo wymowne, jak nie można swojej wypowiedzi zamknąć w przyzwoitych słowach, lepiej przemilczeć.

Zgadzam się z Tobą w 110%.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Lipiec, 2016, 19:55
Ci, którzy przemawiają w imieniu Boga, powinni pokazać listy uwierzytelniające.



  Dopiero po śmierci matki poczuła pewną ulgę, wiedziała że to brzmi dziwnie, ale dopiero wtedy czuła że  nikt nie pała do niej tą nienawiścią i nie rzuca pod jej adresem życzeń w stylu...aby ją dopadły wszystkie plagi, za to co przez nią przeszliśmy.
Takie słowa kiedyś usłyszała od sąsiada rodziców ( męża tej sąsiadki) , gdy byli u nich w gościnie i chłopina  sobie wypił, to mu się język rozwiązał.
Gdy wyrzucali matce, że jak może tak o własnym dziecku....kwitowała krótko, Bóg tego od nas wymaga, kropla goryczy itd itp.

Dobrze znała swoich rodziców , wiedziała jak są fanatyczni i zażarci w swoich postanowieniach. Gdy wracał do niej obraz gorliwych rodziców z zebrań, albo tych ze służby. Serdecznych, uśmiechniętych, uczynnych i tych z grymasem na twarzy z biblijnymi wyzwiskami pod jej adresem. Wiedziała jedno, że tak jej rodziców jak i wielu im podobnych to ludzie o dwóch obliczach i niestety oba  spod znaku zła.

Matkę kazała pochować przy ojcu, całą pracę zlecili firmie pogrzebowej. Później zapłaciła sąsiadce aby wybrali nagrobek i dopilnowali prac. Do tej pory śle pieniądze na jego utrzymanie.

Nigdy więcej tam nie pojechała, zbyt wiele bolesnych wspomnień. Nawet sprawy spadkowe załatwiał za nią pełnomocnik. Ona jechała tylko złożyć ostateczny podpis.

   Adam czerpał dużo sił  z doświadczeń teściowej, ale sam nie był w stanie oddać matki do domu opieki.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Lipiec, 2016, 11:06
Charakter nie powstaje w chwilach kryzysowych - w tych chwilach tylko ujawnia się.


  Rodzeństwo Adama rozjechało się po świecie i choć byli śJ jakoś nie pałali chęcią pomocy. Matka po przepracowaniu kilku ( nie wiem dokładnie ile, ale bardzo mało) lat dostała przysłowiową zapomogę. Jednak było tego tak niewiele, że nie starczało nawet na podstawowe potrzeby. Wtedy zaproponował matce wsparcie finansowe, matka nie powiedziała ani tak, ani nie.  Będąc u niej z krótką comiesięczną  wizytą  , kładł jej pieniądze na stole. Nigdy nie wzięła ich do ręki przy synu, nigdy też nie powiedziała dziękuję. Raz tylko rzuciła na odchodne....dzieci mają względem rodziców dług, który powinny spłacić. Wtedy jej odpowiedział....ciekaw jestem jak ty swój spłaciłaś

W wieku 70 lat była najlepszą pionierką w zborze, dawana za wzór tym młodszym i z mniejszymi " sukcesami".

Zimą w czasie służby przewróciła się i mocno poturbowała, nie miała jakiś wielkich uszkodzeń ciała, ale były na tyle poważne iż nie wróciła już do służby. Leżąc w szpitalu poprosiła kogoś z personelu aby pojechał do syna i go powiadomił. Adam był bardzo zaskoczony, że jego matka która tak bardzo się starała od niego odciąć, teraz go woła do siebie.
Gdy zajechał przywitała go słowami....nie posyłałabym po ciebie, ale wszystkich ktoś odwiedza tylko nie mnie, wstyd mi przed innymi chorymi.
Jeśli gość miał jakąś małą nadzieję, że w matce coś pękło, bardzo się mylił. Te słowa podziałały na niego( sam powiedział) nie jak kubeł zimnej wody, ale jak kubeł z lodem, który nie tylko chłodzi ale i rani.
Jeżeli się jeszcze łudził , że nastąpią jakieś zmiany w ich relacjach, to wtedy przestał.

Lekarz powiedział iż matka wymaga stałej opieki, nie może być sama. Wydobył od niej adresy rodzeństwa i postanowił się z nimi skontaktować. Przecież to dla nich była dobrą matką całe życie, nimi się szczyciła przed paniami na sali.
Cała była w skowronkach gdy ( przy Adamie) mówiła iż córka ma swój zakład fryzjerski, a syn ma dobrą pracę, oboje za granicą. Na co jedna z pań zapytała....a pan co robi? Odpowiedział...a nic wielkiego, jestem tylko profesorem na uniwersytecie. Panie były pod wrażeniem, że profesor i opiekuje się starą matką, tylko matka miała inne zdanie.

cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: KaiserSoze w 14 Lipiec, 2016, 11:21
Charakter nie powstaje w chwilach kryzysowych - w tych chwilach tylko ujawnia się.


  Rodzeństwo Adama rozjechało się po świecie i choć byli śJ jakoś nie pałali chęcią pomocy. Matka po przepracowaniu kilku ( nie wiem dokładnie ile, ale bardzo mało) lat dostała przysłowiową zapomogę. Jednak było tego tak niewiele, że nie starczało nawet na podstawowe potrzeby. Wtedy zaproponował matce wsparcie finansowe, matka nie powiedziała ani tak, ani nie.  Będąc u niej z krótką comiesięczną  wizytą  , kładł jej pieniądze na stole. Nigdy nie wzięła ich do ręki przy synu, nigdy też nie powiedziała dziękuję. Raz tylko rzuciła na odchodne....dzieci mają względem rodziców dług, który powinny spłacić. Wtedy jej odpowiedział....ciekaw jestem jak ty swój spłaciłaś

W wieku 70 lat była najlepszą pionierką w zborze, dawana za wzór tym młodszym i z mniejszymi " sukcesami".

Zimą w czasie służby przewróciła się i mocno poturbowała, nie miała jakiś wielkich uszkodzeń ciała, ale były na tyle poważne iż nie wróciła już do służby. Leżąc w szpitalu poprosiła kogoś z personelu aby pojechał do syna i go powiadomił. Adam był bardzo zaskoczony, że jego matka która tak bardzo się starała od niego odciąć, teraz go woła do siebie.
Gdy zajechał przywitała go słowami....nie posyłałabym po ciebie, ale wszystkich ktoś odwiedza tylko nie mnie, wstyd mi przed innymi chorymi.
Jeśli gość miał jakąś małą nadzieję, że w matce coś pękło, bardzo się mylił. Te słowa podziałały na niego( sam powiedział) nie jak kubeł zimnej wody, ale jak kubeł z lodem, który nie tylko chłodzi ale i rani.
Jeżeli się jeszcze łudził , że nastąpią jakieś zmiany w ich relacjach, to wtedy przestał.

Lekarz powiedział iż matka wymaga stałej opieki, nie może być sama. Wydobył od niej adresy rodzeństwa i postanowił się z nimi skontaktować. Przecież to dla nich była dobrą matką całe życie, nimi się szczyciła przed paniami na sali.
Cała była w skowronkach gdy ( przy Adamie) mówiła iż córka ma swój zakład fryzjerski, a syn ma dobrą pracę, oboje za granicą. Na co jedna z pań zapytała....a pan co robi? Odpowiedział...a nic wielkiego, jestem tylko profesorem na uniwersytecie. Panie były pod wrażeniem, że profesor i opiekuje się starą matką, tylko matka miała inne zdanie.

cdn


k**** mać, nie mogę tego czytać... :(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Cielec Kierowniczy w 14 Lipiec, 2016, 11:27
To są historie, które pokazują prawdziwe oblicze " naśladowców " Chrystusa.
Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Lipiec, 2016, 20:14
I szatan może cytować pismo...


 Skontaktował się z rodzeństwem, brat zaraz powiedział że nie da rady, praca, rodzina itd, itp. Siostra obiecała pogadać z mężem i się odezwać, czego nie zrobiła. Adam próbował się do niej dodzwonić, początkowo nie odbierała, później zmieniła numer telefonu.

Po naradzie z żoną postanowili zabrać matkę do siebie, od roku mieszkali we własnym domu. Gdyby nadal mieszkali z teściami byłoby to niemożliwe. Dostała pokój na parterze z własną łazienką, żona z racji iż pracowała w domu mogła ją mieć cały czas na oku.
O dziwo synową lubiła, spędzały razem dużo czasu i nie dochodziło do żadnych zgrzytów. Tylko syna i wnuczkę traktowała jak powietrze. Nie z wrogością, ale widać było że są jej obojętni, a czasem ręcz przeszkadzają. Wtedy demonstracyjnie zamykała się w pokoju.
Adam żeby córka nie musiała być narażona na przykrości ( odtrącanie lub ignorancję) kupił matce telewizor i wstawił do pokoju.

Nie brakowało im na nic, żyli dostatnio i na dość wysokim poziomie, co dość szybko spodobało się matce i zaczęła obrastać w piórka.
Wybrzydzać w jedzeniu, to znów że pokój nie jest należycie sprzątnięty ( co robił Adam), sama nie sprzątała bo była zbyt chora, jednak dwa razy w tygodniu szła 2 km ( w jedną stronę )z buta na zebranie.
Wreszcie miarka się przebrała i syn powiedział że jak ma siłę biegać po okolicy, może też dbać o swój pokój.

Jednak nie to było najgorsze, najgorsze było gdy obie matki spotykały się pod jednym dachem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 14 Lipiec, 2016, 20:28
I szatan może cytować pismo...


 Skontaktował się z rodzeństwem, brat zaraz powiedział że nie da rady, praca, rodzina itd, itp. Siostra obiecała pogadać z mężem i się odezwać, czego nie zrobiła. Adam próbował się do niej dodzwonić, początkowo nie odbierała, później zmieniła numer telefonu.

Po naradzie z żoną postanowili zabrać matkę do siebie, od roku mieszkali we własnym domu. Gdyby nadal mieszkali z teściami byłoby to niemożliwe. Dostała pokój na parterze z własną łazienką, żona z racji iż pracowała w domu mogła ją mieć cały czas na oku.
O dziwo synową lubiła, spędzały razem dużo czasu i nie dochodziło do żadnych zgrzytów. Tylko syna i wnuczkę traktowała jak powietrze. Nie z wrogością, ale widać było że są jej obojętni, a czasem ręcz przeszkadzają. Wtedy demonstracyjnie zamykała się w pokoju.
Adam żeby córka nie musiała być narażona na przykrości ( odtrącanie lub ignorancję) kupił matce telewizor i wstawił do pokoju.

Nie brakowało im na nic, żyli dostatnio i na dość wysokim poziomie, co dość szybko spodobało się matce i zaczęła obrastać w piórka.
Wybrzydzać w jedzeniu, to znów że pokój nie jest należycie sprzątnięty ( co robił Adam), sama nie sprzątała bo była zbyt chora, jednak dwa razy w tygodniu szła 2 km ( w jedną stronę )z buta na zebranie.
Wreszcie miarka się przebrała i syn powiedział że jak ma siłę biegać po okolicy, może też dbać o swój pokój.

Jednak nie to było najgorsze, najgorsze było gdy obie matki spotykały się pod jednym dachem.

Kiedy czytam o tej "matce", to narasta we mnie coraz większy poziom agresji w jej kierunku.
Widać syna ignoruje, bo jej zdaniem "poszedł na zatracenie". Ale dlaczego ignoruje wnuczkę?! Czyżby traktowała ją jak "nasienie Szatana"?

Niestety postawa tej "matki" jest bardzo bliska (jeśli nie identyczna) z postawą mojej matki i teściowej. Tacy ludzie nie są już do naprawienia niestety, a ile jeszcze krwi napsują swoim dzieciom... to szkoda gadać!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 14 Lipiec, 2016, 20:39
A tak w ogóle, żeby Adam był oczkiem w głowie swojej mamusi, to powinien jeszcze jako młody chłopak:

1) rzucić pracę "przy krwi" - wtedy nie zostałby wykluczony
2) podjąć stałą służbę pionierską i nie podejmować żadnej innej pracy zawodowej, która przeszkadzałaby mu w głoszeniu
3).... w związku z tym powinien cały czas żyć na utrzymaniu matki...
4) znaleźć żonę i zamieszkać z nią i mamusią pod jednym dachem
5) mieć dzieci, pionierować i nadal siedzieć na głowie mamusi
6) u boku mamusi dożyć do jej emerytury / rentki i wołać "Matka, rentkę dawaj!"
7) znaleźć mamusi-staruszce pracę dorywczą żeby mogła zarobić na kolejne potrzeby syna, synowej i wnuków.

Wtedy, taki wzorowy syn - pionier, byłby ideałem i dla jego matki i dla całego zboru!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Czuwający w 15 Lipiec, 2016, 09:02
jak to czytam to az zdumienie bierze co religia potrafi zrobić z normalnie myslącym człowiekiem
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Lipiec, 2016, 19:49
Kiedy czytam o tej "matce", to narasta we mnie coraz większy poziom agresji w jej kierunku.
Widać syna ignoruje, bo jej zdaniem "poszedł na zatracenie". Ale dlaczego ignoruje wnuczkę?! Czyżby traktowała ją jak "nasienie Szatana"?

Niestety postawa tej "matki" jest bardzo bliska (jeśli nie identyczna) z postawą mojej matki i teściowej. Tacy ludzie nie są już do naprawienia niestety, a ile jeszcze krwi napsują swoim dzieciom... to szkoda gadać!


  Adam też uważał, że matka przekreśliła wnuczkę tylko z względu że to jego dziecko, a więc z góry założyła że jest zła.

Jak na wybór teściowej ma się jakiś tam,, wpływ'' tak na wybór matki nie mamy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 15 Lipiec, 2016, 20:56

  Adam też uważał, że matka przekreśliła wnuczkę tylko z względu że to jego dziecko, a więc z góry założyła że jest zła.


Religia miłości, psia jego mać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 16 Lipiec, 2016, 11:24
Ja myślę że nie są nawet winni Ci mali ludzie. Większość z nas przecież bardzo wierzyła w te nauki a brak kontaktu z złym towarzystwem uważała że tak ma być.
Ta manipulacja to ogromna machina zaczyna się od pierwszego momentu kontaktu z świadkami potem już leci. Mam wrażenie że zdecydowana większość ludzi którzy zostają świadkami przechodzi przez różne piekła w życiu a sama org na ten moment to ich wybawienie. Trzeba naprawdę dużo samozaparcia by zdać sobie sprawę jak wielka psychologia jest stosowana.
Uważam że rozbijanie rodzin i dzielenie ludzi na dobrych i złych jest okrutne. Najbardziej nie lubiłam stwierdzeń "gorzej jak światus" albo podczas głoszenia " oj ja w tym domu zamieszkam po armagedonie" lub oni są złym towarzystwem bo nie są w org. Org to bóg a sam Bóg i Jezus to przeszedł na dalszy plan. Najgorsze jest to że większość tego nie widzi.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Lipiec, 2016, 19:12
 
  Pewnie, można powiedzieć że większość tych ludzi o też ofiary organizacji. Ale z drugiej strony nikt nad nikim nie stoi z karabinem i nie każe mu dokonywać takich a nie innych wyborów.
Jeśli dokonują takich wyborów, robią to także z egoizmu, aby uratować własny tyłek i posadzić go  w raju. Nie liczą się bliscy, dzieci, rodzice ważne abym ja się załapał.
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 16 Lipiec, 2016, 19:15
Karabinu nie ma ale jest manipulacja która odkłada się niczym tłuszcz w sferze brzucha. Wchodzi tak głęboko w podświadomość że wydaje się że to racja i człowiek zaczyna wierzyć w te bzdury. Im bardziej straszymy tym bardziej dana osoba chce się podobać "bogu"i organizacji.... :/
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Lipiec, 2016, 19:41


Ktoś powiedział....wszystko co gromadzimy dla nas samych, oddziela nas od innych....  I to tutaj bardzo pasuje.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Lipiec, 2016, 12:57
Dobre maniery są kluczem do łatwiejszego życia.....



  Początkowo teściowa unikała wizyt w ich domu, ale nastąpił ten dzień kiedy przełamała się i przyszła.
Tak Adam jak i jego żona obawiali się tego spotkania matek, ale niepotrzebnie. Jak teściowa wiedziała wszystko z przeszłości jego matki, tak druga strona nie wiedziała nic. Wiedziała tylko, że teść jest partyjna persona, resztę sama sobie dopowiedziała.

Teściowa była osobą bardzo spokojną, wyważoną o dużej kulturze osobistej. Całe życie była żoną swojego męża, co nie znaczy iż nie potrafiła pokazać pazurków.
Kiedyś byli z mężem u jakiegoś ważniaka na urodzinach, tam jakiś wojewódzki dygnitarz nabijał się z ludzi wierzących a dokładniej z katolików. W pewnym momencie kobieta nie wytrzymała i powiedziała.....wstyd, jako dziecko bujał pan dzwony w kościele a teraz drwi pan z tych ludzi. Padło jeszcze kilka cierpkich słów i wyszła,a mąż za nią.
Później został wezwany na dywanik, na pytanie żony czy miał nieprzyjemności z jej powodu? Odpowiedział tylko, że w rozmowie z sekretarze powiedział mu, że nic na to nie poradzi iż jego żona to kobieta z jajami jak Dzwon Zygmunta.

Pierwsze spotkanie minęło bardzo spokojnie, choć oboje siedzieli jak na szpilkach. Kobiety się zapoznały i gadały ogólnie o wszystkim i niczym. Kilka kolejnych tak samo, ale gdy matka uważała swatkę za swoją przyjaciółkę, postanowiła ją zwerbować. Najpierw zapraszała do siebie do pokoju gdzie rozkładała wszędzie literaturę, na którą kobieta nie reagowała.
Później rozkładała na ciekawszych obrazkach aby ją sprowokować do zainteresowania, to też nie zadziałało. A więc zaczęła sam przy niej przeglądać i czytać jakieś kawałki, wtedy ta odbierała jej i mówiła....zostaw Zosiu gazetę, później sobie poczytasz jak będziesz sama. Oczywiście oburzała się na gazetę, ale tamta ją zagadywała i nie dała dalej pociągnąć tematu .

Teściowa się śmiała do Adama, że matka próbuje na niej psychologicznych zagrywek, ale tak naprawdę to ona nią manipulowała. Córka zawsze ją prosiła aby była wyrozumiała,  nie zrobiła jakiejś wojny, na co słyszała....za dużo ode mnie wymagasz. Ale jak mówiła....zrób to nie dla mnie, ale dla Adama, wiesz jakie dla niego to ciężkie. Wtedy działało, dla niego była gotowa zrobić wiele.

Adam gdy widział iż matka zbyt mocno pociska, próbował z nią rozmawiać, żeby odpuściła. Jest w jego domu i on sobie nie życzy aby prowadziła tu agitacje, czy na domownikach czy też na gościach. Niech sobie idzie w teren głosić.
Nic nie odpowiadała tylko na chwilę luzowała. Po czym znów zaczynała swoje molestowanie.

Kiedyś przystąpiła otwarcie do ataku....że jest świadkiem, że wyznaje jedyną prawdziwą....le ble ble.
Na co ta jej spokojnie....wiesz Zosiu ja czytałam o tym waszym założycielu i nie wiem czy ten tytuł jedynych prawdziwych wam się należy. Ten Russell to był jakiś stary zboczeniec i straszny naciągasz, wmówił ludziom że jest wysłannikiem Boga a ludzie mu uwierzyli. Ja się nie dziwię że te 100 lat temu łykali takie bzdury, ale teraz żeby wierzyć w taką ciemnotę, nie posądzałam cię o taką naiwność.
Matka zrobiła się purpurowa, otworzyła drzwi pokoju i powiedziała wyjdź! Ta wychodząc dodała, wiesz Zosiu ja jeszcze czytałam, że ten stary....Nie dała jej dokończyć, wypchnęła ją za drzwi.

Gdy im opowiadała całe zajście, popłakała się ze śmiechu. Po tym incydencie miała spokój jakieś trzy miesiące, a później.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Lipiec, 2016, 10:37
.....minęło około 3 miesięcy, zbliżała się pamiątka. Wtedy matka znów sobie przypomniała o kobiecie i zapragnęła ją zaprosić.
Próbowała od synowej, nawet od małej wnuczki wydobyć adres , aby jeśli nie ona to inni mogli ją zaprosić na ich święto.
Wszystko na nic, aż wreszcie Adam się oburzył i powiedział kategorycznie że albo przestanie, albo ma się spakować i wyprowadzać.
Matka próbowała się "targować" że jest dorosła, wolność  , demokracja itd itp....
Na co syn kategorycznie powiedział....mój dom, moje zasady, albo  się dostosujesz, a jak nie to żegnam.

Chyba się przeraziła, miała świadomość że na resztę dzieci nie ma co liczyć, że tylko na Adama jest zdana.
Lata mijały, kobieta nigdy się nie poddała, ale zawsze kończyło się tak samo....albo albo, wtedy kapitulowała, choć nie szczędziła cierpkich uwag o złym życiu Adama bez prawdy.

Mówił że chwilami miał ochotę ją wystawić za drzwi, wtedy żona go uspakajała i mu tłumaczyła, że muszą dać radę. Że to chory stary człowiek, że trzeba być wyrozumiałym. Ale on widział chore opakowanie człowieka, a w środku była ta sama zażarta kobieta sprzed lat.

Było upalne lato i coroczny kongres, tego roku zorganizowano w innym mieści i matka sobie zażyczyła, że Adam ma ją zawieść, oczywiście odmówił. Powiedział , że ma swoją emeryturę na nic nie wydaje, a więc stać ją zamówić sobie taryfę, a przecież ma też takich cudownych braci niech ją ze sobą zabiorą.
W czasie tych przepychanek przyszła teściowa i początkowo nie zabierała głosu, ale gdy matka powiedziała że...żałuje iż go urodziła, kobieta nie wytrzymała.

Powiedziała,że nie zasługuje na miano matki, bo prawdziwe matki są gotowe za dziecko oddać własne życie, a ona wyrzuciła go z domu jak zużyty mebel bo nie spełniał jej oczekiwań. Na każdy tytuł matka także trzeba sobie zapracować. I ona jakby zaszła taka potrzeba oddałaby życie za każde z trójki swoich dzieci ( wliczyła już w to Adama).
Matkę zatkało, ale po chwili odpyskowała...co ty możesz wiedzieć, ty nic nie rozumiesz...!!
Kobieta jej spokojnie odparła że rozumie doskonale, bo ją też matka tak potraktowała i czuła się jak śmieć sypiając pod stołem w szatni. Tacy ludzie jak ona i jej matka nigdy nie powinni mieć dzieci, są fanatycznymi egoistami którym tylko życie wieczne w głowie. Tak żyją tą utopią że zapomnieli co to prawdziwe życie, miłość i odpowiedzialność za innych.

Matka zamknęła się w pokoju, ale nie odpuściła poszła zebrać myśli by znów przystąpić do ataku.
Wyparowała od siebie z słowami....on ma względem mnie obowiązek, łaski mi nie robi.  Adam powiedział...idź do swojego pokoju, nie rób hałasu, nic ci to nie da. Ale ta nie odpuszczała....wtedy teściowa powiedziała....Adaś syneczku, ty już więcej w nią zainwestowałeś niż ona w ciebie, teraz śmiało możesz postąpić z nią tak samo jak ona kiedyś z tobą. Teraz niech idzie do tych dobrych dzieci co znają prawdę i jak widać zgodnie z nią postępują.
To ją chyba zabolało bo trzasnęła drzwiami że o mało szyba nie wyleciała.

Po tym zajściu rozmawiała tylko z synową, a teściowa namówiła Adama aby zażądał od matki jej mieszkania, które stało puste, a jemu jak mało komu się należało....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 18 Lipiec, 2016, 19:28
Ten Adam i jego żona to mają naprawdę nerwy ze stali!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Lipiec, 2016, 00:03
Tylko człowiek mądry umie kochać także osobę, która nienawidzi.


 Tak, uważam że Adam mimo wszystko na swój sposób kochał matkę, choć ona na tą miłość nie zasługiwała.
Wciąż była dla niego niedobra, złośliwa, mówiła mu że nim gardzi, choć tak naprawdę była całkowicie od niego zależna.
Kiedyś tak sobie dyskutowaliśmy i mnie pyta....skąd we mnie tyle spokoju i cierpliwości, powiedz mi? Ojciec choleryk, matka furiatka a ja?
 Na co ja mało myśląc pytam....a listonosz jaki był? :) Parsknął, aż mi coś w oko wpadło  :o ;D  ale to pozwoliło rozładować ciężką atmosferę.

Za namową teściowej zagadał matkę o mieszkanie, że nie ma sensu go utrzymywać jak ona mieszka z nimi. Na sprzedaż  nie chciała się zgodzić, a więc Adam mówi....zapisz na mnie, ja je wyremontuję i wpuszczę lokatorów.
Nic nie odpowiedziała, tradycyjnie zamknęła się w pokoju aby przeanalizować i zebrać myśli.
Po kilka dniach znów zagadał...i co postanowiłaś w sprawie mieszkania? Odp krótko...ty chcesz ale masz przecież jeszcze brata i siostrę.
To go ruszyło i mówi...tak, mam na pewno? A widzisz ich gdzieś tutaj, ile razy byli u ciebie przez te lata jak tu mieszkasz? Ani razu, a więc nie czuję się względem nich zobowiązany.
Na co matka bardzo szybko mu odparła...nie odwiedzają mnie przez ciebie, gdybyś nie był wykluczony to by mnie odwiedzali.
Ręce mu opadły i postanowił dać spokój aby się bardziej nie denerwować. Temat mieszkania też odpuścił, uznał że nie jest warte jego straconego zdrowia na dyskusjach z matką.

Po pewnym czasie żona mu opowiada iż słyszała rozmowę matki z sąsiadką w ogrodzie, jak tamta chwaliła jakiego ma dobrego syna.
Profesor a nie wstydzi się ze starą matką jeździć po lekarzach, chodzi prowadza, pomaga się ubrać. A jej syn jest tylko nauczycielem i jak mu zapłaci to ją zawiezie do lekarza, ale już z nią nie pójdzie. Takie dziecko to skarb.
Za kilka dni po tej rozmowie, matka przyniosła papiery i kazała Adamowi załatwić notariusza.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Marussia w 19 Lipiec, 2016, 01:02
A po śmierci matki rodzeństwo wystąpi do Adama z roszczeniem o zachowek  :D ;)

Przeraża mnie ta historia. Nie mogę uwierzyć, że istnieją tacy ludzie. Świadkowie których znam, po wykluczeniu członka rodziny nigdy nie odsunęli się od niego (rodzice, rodzeństwo). Wręcz przeciwnie - wciąż go wspierali, pomagali w tych trudnych dla niego chwilach, aż wyraził skruchę i wrócił - chociaż trudno to raczej nazwać happy endem  ;) Może akurat trafiłam na jakiś wyjątek, który tylko potwierdza regułę ...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 19 Lipiec, 2016, 01:14
A po śmierci matki rodzeństwo wystąpi do Adama z roszczeniem o zachowek  :D ;)

Wcale się nie zdziwię jak tak będzie! Pokłócą się z Adamem na śmierć i życie i zarzucą mu, że wziął matkę pod swój dach właśnie po to, aby zawłaszczyć jej  mieszkanie! I dodadzą, że im się należy coś po matce... którą się "opiekowali", jak Adam się wyprowadził z domu!

Swoją drogą nie jestem w stanie rozgryźć co tej matce Adama siedzi w głowie..?! Jak można być taką okropną i złośliwą zrzędą dla własnego syna?! I mieć jakieś refleksje, że nie jest on złem wcielonym, dopiero po rozmowie z sąsiadką...

Jak to dobrze, że to nie do człowieka należy ostateczne osądzenie, bo ja już teraz bym tę mamusię ekspresowo potraktowała tym samym wyrokiem jaki dostała Sodoma i Gomora!  ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Czuwający w 19 Lipiec, 2016, 08:28
A po śmierci matki rodzeństwo wystąpi do Adama z roszczeniem o zachowek  :D ;)

Przeraża mnie ta historia. Nie mogę uwierzyć, że istnieją tacy ludzie. Świadkowie których znam, po wykluczeniu członka rodziny nigdy nie odsunęli się od niego (rodzice, rodzeństwo). Wręcz przeciwnie - wciąż go wspierali, pomagali w tych trudnych dla niego chwilach, aż wyraził skruchę i wrócił - chociaż trudno to raczej nazwać happy endem  ;) Może akurat trafiłam na jakiś wyjątek, który tylko potwierdza regułę ...

zdecydowanie trafiłaś na wyjątek, większość niestety ma wyprany mózg własnie jak ta matka z tego opowiadania
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Lipiec, 2016, 13:47
Mów sercem, a i głusi cię zrozumieją.


      Czas płynął, a w relacjach matka - reszta domowników nic się nie zmieniało. Nawet wtedy gdy w środku nocy pogotowie zabrało ją do szpitala z ostrym brzuchem i była przekonana że już nie wróci nie szczędziła Adamowi przykrości, mówiąc że to nie on ma się zająć jej pogrzebem, ale bracia. Że oni są decyzyjni i ma być tak jak oni powiedzą.

Jednak wróciła, choć operacja zostawiła silny ślad na jej sprawności. Po domu dawała radę chodzić, ale już na głoszenie ani na zebrania nie było sił. Nikt ze starszych nie pofatygował się do niej, ani jak leżała miesiąc w szpitalu, ani też później do domu.
Odwiedzały ją za to dwie kobiety. Jedną Adam doskonale pamiętał ponieważ była niewiele od niego starsza, zaś drugiej nie znał.
Pierwsza z kobiet gdy przyszła z wizytą zapytała....czy mogę odwiedzić Zosię? Oczywiście nie mieli nic przeciwko, matka miała towarzystwo, a oni trochę spokoju.
Przy którejś z wizyt zapytała mężczyznę....czy pan mnie pamięta?  Oczywiście że pamiętał, była bardzo ambitną pionierką, stawianą za wzór innym. Ona też go pamiętała, a na odchodne jak zawsze podała mu rękę i powiedziała...Zosia ma dużo szczęścia, że ma takiego syna. To proste zdanie wycisnęło łzy z jego oczu, które spłynęły po policzkach. Na widok czego kobieta się uśmiechnęła i dodała..jest pan dobrym człowiekiem ponad podziałami i to dowód  na to, że nikt nie ma monopolu na miłość i dobroć. Słowa bez uczynków są martwe.

Po tej wizycie poczuł się podbudowany, jakby dostał zastrzyk pozytywnej energii. Nurtowały go słowa kobiety o monopolu na dobroć, a czym więcej o tym myślał tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że kobieta miała na myśli swoich współbraci.
Ludzi wierzących, szlachetnych, obnoszących się z tym na każdym kroku. A on cóż, wykluczony , niewierzący według kanonów TS chodzące zło, a jednak nie każdy tak uważa.
Tu byliśmy zgodni, że świadek to wcale nie musi znaczyć religijny fanatyk, który boi się wykluczonych jak diabeł święconej wody.
Mało tego są osoby, fakt nieliczne, które same szukają kontaktu z ex i traktują ich jak ludzi. Ludzi równych sobie, w niczym nie będących gorszymi.

Druga z kobiet...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Czuwający w 19 Lipiec, 2016, 14:15
ty nie myślałaś zeby książkę popełnić ?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: muminka w 19 Lipiec, 2016, 14:43
Mów sercem, a i głusi cię zrozumieją.


      Czas płynął, a w relacjach matka - reszta domowników nic się nie zmieniało. Nawet wtedy gdy w środku nocy pogotowie zabrało ją do szpitala z ostrym brzuchem i była przekonana że już nie wróci nie szczędziła Adamowi przykrości, mówiąc że to nie on ma się zająć jej pogrzebem, ale bracia. Że oni są decyzyjni i ma być tak jak oni powiedzą.

Jednak wróciła, choć operacja zostawiła silny ślad na jej sprawności. Po domu dawała radę chodzić, ale już na głoszenie ani na zebrania nie było sił. Nikt ze starszych nie pofatygował się do niej, ani jak leżała miesiąc w szpitalu, ani też później do domu.
Odwiedzały ją za to dwie kobiety. Jedną Adam doskonale pamiętał ponieważ była niewiele od niego starsza, zaś drugiej nie znał.
Pierwsza z kobiet gdy przyszła z wizytą zapytała....czy mogę odwiedzić Zosię? Oczywiście nie mieli nic przeciwko, matka miała towarzystwo, a oni trochę spokoju.
Przy którejś z wizyt zapytała mężczyznę....czy pan mnie pamięta?  Oczywiście że pamiętał, była bardzo ambitną pionierką, stawianą za wzór innym. Ona też go pamiętała, a na odchodne jak zawsze podała mu rękę i powiedziała...Zosia ma dużo szczęścia, że ma takiego syna. To proste zdanie wycisnęło łzy z jego oczu, które spłynęły po policzkach. Na widok czego kobieta się uśmiechnęła i dodała..jest pan dobrym człowiekiem ponad podziałami i to dowód  na to, że nikt nie ma monopolu na miłość i dobroć. Słowa bez uczynków są martwe.

Po tej wizycie poczuł się podbudowany, jakby dostał zastrzyk pozytywnej energii. Nurtowały go słowa kobiety o monopolu na dobroć, a czym więcej o tym myślał tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że kobieta miała na myśli swoich współbraci.
Ludzi wierzących, szlachetnych, obnoszących się z tym na każdym kroku. A on cóż, wykluczony , niewierzący według kanonów TS chodzące zło, a jednak nie każdy tak uważa.
Tu byliśmy zgodni, że świadek to wcale nie musi znaczyć religijny fanatyk, który boi się wykluczonych jak diabeł święconej wody.
Mało tego są osoby, fakt nieliczne, które same szukają kontaktu z ex i traktują ich jak ludzi. Ludzi równych sobie, w niczym nie będących gorszymi.

Druga z kobiet...

Jesteś genialna i chyba zaczynasz być moim idolem :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Marussia w 19 Lipiec, 2016, 15:27
Wcale się nie zdziwię jak tak będzie! Pokłócą się z Adamem na śmierć i życie i zarzucą mu, że wziął matkę pod swój dach właśnie po to, aby zawłaszczyć jej  mieszkanie! I dodadzą, że im się należy coś po matce... którą się "opiekowali", jak Adam się wyprowadził z domu!

Swoją drogą nie jestem w stanie rozgryźć co tej matce Adama siedzi w głowie..?! Jak można być taką okropną i złośliwą zrzędą dla własnego syna?! I mieć jakieś refleksje, że nie jest on złem wcielonym, dopiero po rozmowie z sąsiadką...

Jak to dobrze, że to nie do człowieka należy ostateczne osądzenie, bo ja już teraz bym tę mamusię ekspresowo potraktowała tym samym wyrokiem jaki dostała Sodoma i Gomora!  ;D ;D ;D

Należy się im i to niezależnie czy się opiekowali czy nie, ot i cała niesprawiedliwość...

A ja się zastanawiam, skąd w tym Adamie i jego żonie takie pokłady cierpliwości? Nie wiem, czy byłabym w stanie zdobyć się na taki wysiłek... I ciekawe, czy matka kiedykolwiek zrozumie, jak wielką krzywdę mu wyrządziła.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Lipiec, 2016, 20:02
ty nie myślałaś zeby książkę popełnić ?

 Czemu nie, jakby się ktoś moim pisaniem zainteresował. Kiedyś zastanawiałam się nad pisaniem artykułów, może jeszcze bym na tym zarobiła?  ;D


Jesteś genialna i chyba zaczynasz być moim idolem :P

 Dzięki, muszę się starać aby nim zostać na stałe :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Lipiec, 2016, 17:29
Druga z kobiet...


  Druga z kobiet była niczym Hanka Bielicka, szybka, głośna, na przemian mówiła i śmiała się. Emanowała z niej takie ciepło, taka radość życia, że w chwili gdy przekraczała próg domu, jej radosne usposobienie udzielało się wszystkim.
Kiedyś przyszła zaraz po wizycie u dentysty, spuchnięta z wykrzywionymi ustami, ale nawet to nie było w stanie zamknąć jej ust, ani ją wyciszyć. Na pytanie żony Adama czy ją nie boli? Odp...boli jak cholera, ale powiedziałam że nie dam się dziadowi zdominować, hałasem go wykończę. Śmiali się ona z nimi, mimo że co chwilę musiała wycierać usta.

Jednak matka nie podzielała ich zachwytu nad temperamentną kobietą, ona najzwyklej w świecie z nią nie rozmawiała.
Gdy ta ją odwiedzała, starsza pani milczała, ta się jednak nie zrażała i przychodziła. Spotkania wyglądały zawsze tak samo...kobieta odstawiała monolog, a matka ślepo patrzyła w okno.
Pewnego razu poprosiła synową aby powiedziała, że jej nie ma jak tamta przyjdzie. Pomysł bardzo nie spodobał się synowej, nawet się oburzyła...ty mamo mnie do kłamstwa namawiasz? Co kobieta uzasadniła, że synowa jako osoba niewierząca nie będzie mieć grzechu. Synowa nie dała za wygraną, odparła że ona nie, ale matka będzie mieć za dwoje. I jak chce niech sama powie, żeby nie przychodziła.

Adam opowiadał, że podziwiał ją za ten upór. Raz on, raz  żona zanosili kobietom mały poczęstunek, kawa, herbata jakieś ciasto i wtedy widzieli jak ta się produkuje. A Zosiu to, a Zosiu tamto, a spotkałam tego i tego wiesz...znasz, pamiętasz kiedyś....
Robili nawet zakłady ile jeszcze da radę tak  ciągnąć te wizyty za dwoje?


Kiedyś wychodząc przyszła do nich do kuchni i powiedziała....szkoda mi Zosi, taka była oddana a teraz o niej zapomnieli.
I wtedy się dowiedzieli, że kobieta kiedyś była świadkiem, ale odeszła a później ją wykluczyli. I tak zabawna gaduła z oddanej przyjaciółki stała się śmiertelnym wrogiem.
Ona wiedziała, że matka nią gardzi, że ją denerwuje. Była też pewna że nastanie taki dzień kiedy przejrzy na oczy i doceni tych którzy przy niej są, są mimo wszystko.
Poklepywała wtedy Adama po ramieniu i śmiejąc się mówiła....nie martw się Adasiu, nastanie taki dzień że Zocha się uśmiechnie na nasz widok.
Nie wiedział  skąd ta kobieta czerpie tak pozytywną energię, ale bardzo mu się to podobało. Był jej wdzięczny i z każdym razem dziękował kobiecie za odwiedziny i zapraszał na kolejne.

I tak minęło kilkanaście miesięcy, czasem mieli wrażenie że po tych wizytach matka jakby łagodniała, była bardziej kontaktowa. Mimo że ze znajomą nadal rozmawiała służbowo, to ta jej radość życia jakby i jej się udzielała.
Nastał jednak dzień kiedy przyszła radosna jak skowronek i zastała pusty pokój......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Lipiec, 2016, 09:33
To teraz mały przerywnik....od historii Adama.


..........Kiedyś widziała u koleżanki zeszyt do religii, kolorowy z obrazkami i serduszkami. Gdy zapytałam dla kogo i za co te serduszka? Usłyszała dla Boga i Pana Jezusa za ich miłość i dobroć.
Dla niej to było dziwne, ona swojego Boga się bała, odbierała go jako potwora i tyrana, gdzie tam jakieś  serduszka.
Raz nawet zapytała matkę, czy jakbym narysowała dla Jehowy obrazek i z serduszkami czy by mu się podobało?
Nie bądź głupia jak ta ciemnot w kościele, Jehowa nie potrzebuje żadnych serduszek.

Więcej tematu nie podejmowała, ale jak czasem widziała koleżankę gdy  rysuje coś w zeszycie do religii zazdrościła jej tego Boga. Widać było że ona go kocha, a na lekcję religii idzie z ochotą. I znów ją dopadało dziecięce poczucie winy, że nie jest dość dobra bo nie potrafi tak kochać swojego Boga, a na zebrania chodzi jak za karę, nie lubi ich. Wie że znów usłyszy o armagedonie, śmierci dla złych ludzi. Nie mogła w takich chwilach zatkać sobie uszu, jednak czasem pochylała głowę i mocno zaciskała oczy próbując nie słyszeć złowieszczych słów.

Z czasem przywykła do tego że sama zginie, a więc przestawała się starać. Jednak bardzo jej było szkoda Ali, jej małego braciszka, cioci Hani u której mogła czuć się jak prawdziwe dziecko. Ukochanego Azora, wiernego przyjaciela i powiernika, któremu mogła  powiedzieć wszystko, który nigdy  jej nie odmówił miejsca w swojej budzie, gdy chciała się schować przed całym światem. Wtedy tam wchodziła,chowała się głęboko, a pies leżał przed budą tylko do środka wkładał swój ogromny łeb i trzymał go dziewczynce na kolanach.
A ona mu wszystko opowiadała,czego się boi, o czym marzy................
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: KaiserSoze w 21 Lipiec, 2016, 11:43
Tazła, mam prośbę: czy możesz przyspieszyć pisanie? Naprawdę ciężko się czeka na kolejny fragment audycji. Pojawia się jeden odcinek dziennie, raz na dwa dni... Gdybyś dała radę pisać 10-20 odcinków dziennie to byłoby prześwietnie.

 ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: chmura w 21 Lipiec, 2016, 12:31
Tazła: też pokornie upraszam o pisanie ,pisanie,pisanie.  :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: gorolik w 21 Lipiec, 2016, 13:07
I przerwała chyba w najciekawszym momencie
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: chmura w 21 Lipiec, 2016, 13:24
Zawsze przerywa w najciekawszym >:( a tu czytacze z nerw pazury obgryzaja ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wrzesien w 21 Lipiec, 2016, 14:15
Przyłączam się do prośby
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 21 Lipiec, 2016, 15:02
Tazła przerwała, bo teraz jest przerwa na reklamy  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 21 Lipiec, 2016, 15:16
A ja się ciesze że Tazła nie zamieszcza tak często postów w tym wątku.
Wątek szybko się nie znudzi, czekam z niecierpliwością na kolejne, jak widzę że jest nowy post od razu się uśmiecham.
Trzeba też wziąć pod uwagę że porusza tematy mocno osobiste i bolesne, a to wymaga czasu do napisania przez autora, nie da się całkiem zobojętnieć, wracają wspomnienia, emocje.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Baran w 21 Lipiec, 2016, 15:45
Tazła super że to zamieszczasz na forum. Powinien to przeczytać każdy budzący się SJ. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Lipiec, 2016, 20:00
   

    Kochani miło mi, że lubicie czytać historie jakie tu piszę. Ale tak jak pisze Niepokorna....wszystko trzeba dozować z umiarem. U mnie jak w serialu tv...odcinek się kończy w najciekawszym momencie, a to zachęca do obejrzenia następnego.
Jak Wam wywalę wszystko naraz to co , przeczytacie i koniec. A tak sami dopowiadacie sobie co tam może być dalej....

Bo chodzi aby gonić króliczka..... ;D



Ból czyni w duszy to, co w ziemi pług: rani ją, rozdziera, wywraca



    Tego dnia, Adam jak co dzień wstał rano do pracy, uszykował się i wyszedł. Ujechał  pół drogi gdy nagle sobie uświadomił, że dziś nie widział, ani nie słyszał matki.
Zawsze albo mijali się w drodze do kuchni, albo zwyczajnie ją słyszał w pokoju, a dziś nic , cisza. Zawrócił na najbliższym skrzyżowaniu i zaczął dzwonić do żony.
Wyciągnął ją z łóżka, kazał iść do matki zobaczyć co się u niej dzieje i zaraz oddzwonić. Oczywiście mógł jechać do pracy, przecież żona tam była, ale coś nie dawało mu spokoju. Gnał jak wariat do domu, a gdy próbował dodzwonić się do żony i było zajęte, naszły go najgorsze myśli.
Był już na swojej ulicy gdy usłyszał nadjeżdżającą karetkę, nie miał wątpliwości że jadą do jego matki. Wcisnął pedał gazu, aby nie blokować jezdni i czym prędzej być w domu.

Lekarz stwierdził zawał, miała prawie 80 lat,  w tym wieku trzeba się liczyć z takimi przykrymi niespodziankami, a jednak Adam jak i jego żona byli zaskoczeni, żeby nie powiedzieć przerażeni.
Załoga karetki udzieliła pierwszej pomocy i popędzili czym prędzej do szpitala. Mężczyzna poczekał na żonę aż się ubierze i też pojechali.
Tam lekarze byli bardzo powściągliwi, kobieta miała swój wiek, wiele schorzeń, a więc rokowania były nienajlepsze.
I choć Adam często mówił o matce ta kobieta, to teraz czuł się bardzo źle, było mu smutno i zwyczajnie się bał, bał że to koniec.
Mimo całego żalu, zepsutych nerw, wiecznych zgrzytów to bardzo chciał aby żyła.

Wziął sobie urlop i siedział przy matce prawie całe dnie, żona chciała go zmieniać, ale on wolał aby zajmowała się córką.  On chyba bał się pytań dziewczynki, była już dość duża i mimo że to nie była typowa babcia to jednak jakaś tam więź powstała.
W tych ciężkich chwilach znów pojawiły się obie kobiety. Siedziały z Adamem nad łóżkiem, albo siłą go wypędzały aby szedł odpocząć.
Dni mijały a w stanie zdrowia chorej nie było żadnej większej poprawy, nadal była nieprzytomna, bez kontaktu, ale żyła i się nie pogarszało.
I tej nadziei na poprawę Adam trzymał się bardzo kurczowo. 

Miał zaplanowany wyjazd służbowy, to się wiązało z jego awansem. Chciał zrezygnować, ale żona i obie znajome matki stworzyły wspólny front i musiał jechać.
Obiecały siedzieć na zmianę przy matce, a gdy coś będzie się działo , zaraz dadzą mu znać.
Na tych warunkach Adam wyjechał na dwa tygodnie.

Po tygodniu wczesnym rankiem zadzwoniła żona z wiadomością, że matka się wybudziła. Ma robione badania , zabiegi i póki co jest dobrze.
Ulżyło mu ogromnie, oddał się pracy całkowicie i już nie odbierał telefonu z takim przerażeniem jak wcześniej.
Minął ostatni tydzień wyjazdu, czas wracać do domu. Na dworcu czekała na niego żona i pojechali prosto do szpitala.
Gdy wszedł do sali na której leżała matka, zobaczył ją półleżącą na łóżku. Spojrzała na niego, znał ten wzrok, pełen wyrzutów i pretensji.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 21 Lipiec, 2016, 20:17
Podziwiam Adama i Jego żonę. Muszą być niezwykłymi ludźmi, tyle wytrzymywać, niewiele znam osób, które byłyby w stanie postępować jak Oni, ja nie wiem czy byłabym w stanie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Lipiec, 2016, 20:41
 Ja też podziwiam, nie wiem czy sama bym dała radę.  Oni jak dla mnie się sprawdzili na całej linii.
Ale tyle wiemy o nas na ile nas sprawdzono.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 21 Lipiec, 2016, 20:55
Ja też podziwiam, nie wiem czy sama bym dała radę.  Oni jak dla mnie się sprawdzili na całej linii.
Ale tyle wiemy o nas na ile nas sprawdzono.

Zgadzam się.
Prawdziwego siebie ujawniamy właśnie w takich sytuacjach, ciężkich, wymagających wiele.

Historia Adama, uświadomiła mi ile że muszę bardzo pracować nad sobą, żeby nigdy się nie okazało że jestem całkiem inną osobą.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Lipiec, 2016, 19:49
Radość jest sercem duszy: oświetla tego, kto ją ma i ogrzewa wszystkich


      Kobieta uderzyła dłonią w  kołdrę mówiąc....Adaśku, czekam i czekam na ciebie, miałeś być godzinę temu.
Mężczyzna uśmiechną się od ucha do ucha, bardzo dawno nikt tak do niego nie mówił. To jedno zdanie sprawiło mu tak wielką przyjemność, dało tyle radości , że nagle zniknęło całe zmęczenie i trudy podróży.
Kiedyś matka mówiła tak do niego bardzo często, myślał że już nigdy nie usłyszy z jej ust swojego imienia w tej formie.
Przez ostatnie lata zwracała się do niego bezimiennie, a tu taka niespodzianka.

Podszedł do matki, ta wyciągnęła do niego rękę i przyciągnęła go do siebie,  następnie się do niego przytuliła.
Później zaczęła go pytać....no mów jak tam ten twój awans, Halinka ( synowa) mówiła że teraz będziesz bardzo ważny na uczelni, jak tak dalej będzie niedługo braknie dla ciebie tych tytułów przed nazwiskiem, zachichotała.
Wydawało mu się, że to sen, piękny ale sen, rozmawiał z matką ale nie dowierzał w to co się dzieje.
Gdy po kilku godzinach wyszedł ze szpitala powiedział do żony....uszczypnij mnie, niech mnie zaboli, wydaje mi się że to sen.

Pojechał do domu, odświeżył się , chwilę odpoczął i znów pojechał do szpitala. Sam nie wie co nim bardziej kierowało, chęć pobycia z matką, czy upewnienie się, że to się naprawdę dzieje.
Gdy zajechał na miejsce, chora miała gościa, była u niej gaduła, ale i względem niej matka zachowywała się zupełnie inaczej niż wcześniej. Śmiały się, rozmawiały jak serdeczne przyjaciółki, na jego widoku znajoma wstała i powiedziała , że na nią czas. Matka na odchodne rzuciła za nią...pamiętaj załatwić mi tą sprawę.

Syn zapytał...a co to za sprawa, a nic takiego, machnęła ręką, takie babskie sprawy.
Nie wnikał, skoro nie chciała mówić widać miała powód. Znów przesiedział z nią kilka godzin, poruszali tyle tematów , tyle osób " obgadali", ale nie wracali do tego co ich poróżniło, dzieliło. W ogóle matka nie poruszała tematu świadków ani reszty swoich dzieci. Gdyby nie musiał opuścić na noc szpitalu , został by z nią do rana.

Po powrocie rozmawiał z żoną,ona też się cieszyła z tej zmiany, ale tak bardzo jak Adam nie był w stanie nikt się cieszyć. Mówił  do żony.. jestem stary chłop, a taka mnie radość rozpiera, że ciężko mi nad sobą zapanować. Mam ochotę piszczeć i skakać, skakać i piszczeć.
Nagle gdzieś zginął cały żal, ból, złość. Pewnie siedziały sobie gdzieś głęboko przytłoczone tą nagłą radością i nie były w stanie się wygrzebać. Bo w tym  szczęśliwym okresie, Adam w ogóle nie myślał o przeszłości i o tym co było.
Smutniał tylko wtedy gdy przychodziło mu na myśl, że matka może już z tego nie wyjść. A on tak bardzo chciał, żeby w takiej atmosferze pożyli sobie jeszcze trochę....

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Lipiec, 2016, 10:18
Ania

Dzieci, bądźcie posłuszne waszym rodzicom.....


   Bardzo starał się sprostać oczekiwaniom matki, ale czasem jak to dziecku coś się nie udawało, zapomniało, poniosła ją fantazja i czas nie istniał.
Wtedy najpierw dostawała manto, a później reprymendę że Jehowa Bóg ją widzi i na pewno nie będzie żyła w raju na ziemi. Tam nie będzie miejsc dla złych dzieci.

Ale czy ona była taka bardzo zła? Czy aż tak bardzo odbiegała od innych dzieci? Nie, była normalnym, zwykłym dzieckiem, to fanatyzm religijny  jej matki doprowadził ją do tak wielkich lęków.
Nie miała oparcia w matce jakie miały jej koleżanki, nie mogła powiedzieć że coś zrobiła, że coś znalazła bo zaraz była podejrzewana o kłamstwo, złe zachowanie lub kradzież.
Jak się upierała przy swoim, że nic złego nie zrobiła, że to nie jej wina, wówczas padało sakramentalne Jehowa wszystko widzi, on cię ukarze. Tylko za co miał ją ukarać , jak naprawdę nic złego nie zrobiła?

Z czasem pojęła , że nie ma znaczenie czy mówi prawdę czy nie i tak  jej matka  nie wierzy, a ten na górze  spisze na straty.
A skoro niebawem ma umrzeć, a kruki i wrony mają ją rozszarpać na polu, nie ma sensu się starać.  Z czasem do burzy i wiatru doszedł lęk przed ptakami.
Niewielki park w swojej miejscowości omijała szerokim łukiem, tam ich było najwięcej.
Krzykliwe, hałaśliwe i niebojące się ludzi,  dziecięca wyobraźnia zaraz przypominała jej obraz ze strażnicy, przerażający i okrutny.
Może one i działały na dorosłych jako mała dyscyplina, ale jak działały na dzieci?
Czy ktoś się zastanowił jakie spustoszenie mogą stworzyć w delikatnej, wrażliwej i dopiero kształtującej się psychice dziecka?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Lipiec, 2016, 17:29
Adam


Cierpliwość jest rdzeniem miłości



    Adam codziennie przed pracą jechał do szpitala, później w ciągu dnia też dzwonił, a po pracy znów szpital.
W domu tylko nocował, ale żona nie robiła mu wyrzutów, wiedziała że dla niego to bardzo ważne, zachowywał się jakby chciał nadrobić stracone lata.
A i matka zachowywała się bardzo podobnie, zachwycała się wnuczką, synową, osiągnięciami syna, nawet tymi z przeszłości. Tym samym dawała mu do zrozumienia, że tak naprawdę nigdy nie przestała się nim interesować.
Że jest i był dla niej ważny, tylko musiała działać w zgodzie.....

Mężczyzna zaczynał sam przed sobą tłumaczyć matkę, usprawiedliwiać, żal i ból coraz bardziej odchodził w niepamięć.
Cieszył się każdą chwilą spędzoną z matką, każdym jej uśmiechem, ciepłym gestem. Kobieta tak bardzo zaczęła go przytulać, głaskać po ręce to znów po głowie, że chyba za całe swoje życie nie był tyle wygłaskany.
Przytulała się  do niego i mówiła ..kocham cię synku.
Oczywiście sprawiało mu to ogromną przyjemność, a i sam nie był matce dłużny tych gestów.

Nie wiedział skąd ta przemiana i chyba za bardzo nie chciał wiedzieć, raczej bał się, że jedna z chorób mogła zrobić
w jej głowie jakieś spustoszenie, to mogło też tłumaczyć  brak zainteresowania resztą dzieci.
Opowiadał, że zachowywał się trochę jak egoista, spragniony matczynej miłości, próbujący wszystko sobie zrekompensować.
Mając świadomość ciężkiego stanu matki, chciał też nacieszyć się nią na zapas, choć to było niemożliwe.

Po jakiś dwóch tygodniach sielanki, w środku nocy zadzwonił telefon, kobieta miała tym razem udar. Pojechał do szpitala, tam siedząc pod salą i czekając na jakieś wieści zauważył dopiero że jest w  spodniach od piżamy.
W całym tym pośpiechu ubrał się niekompletnie, zadzwonił do żony, aby mu dowiozła spodnie, bo w płaszczu i białej piżamie wygląda dziwacznie.

Rokowania były nienajlepsze, do rana postawił na nogi wszystkich swoich znajomych, którzy  mogli coś pomóc w tej sprawie. W szpitalu zaroiło się od profesorów, docentów i innych tytułowych lekarzy wszelakiej specjalizacji.
Przez kilka dni była nieprzytomna, gdy się obudziła syn siedział przy niej, a ona na jego widok lekko się uśmiechnęła.
Wziął ją za rękę,  była  w stanie poruszyć tylko palcem, ale ten drgający palec był dla Adama jak znak...wiem, że tu jesteś, a jej lekki uśmiech to.. kocham cię synku.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Lipiec, 2016, 19:06
Ania


MARZENIA


       Wyobrażała sobie że idzie razem z rodzicami na spacer do lasu, a tam wszyscy razem zbierają grzyby. Ania jako najlepsza w grzybobraniu z rodzinie co rusz przynosi jakieś nowe okazy, rodzice się śmieją,  a matka ją głaszcze po głowie i chwali jaka jest sprytna.
Albo inne marzenie , wszyscy razem grają w piłkę, przepychają się, śmieją a później siedzą na trawie i odpoczywają popijając kompot z wiśni.
Co ona by wtedy dała za to aby choć jeden dzień spędzić na takich przyjemnościach. Ale to było w strefie marzeń nie do spełnienia. Matka nigdy nie miała czasu na jak to ona mówiła pierdoły. A jak miała to czytała biblię lub śpiewała pieśni do czego zachęcała również i dzieci. Uważała że tak mogą razem spędzać czas i przypodobać się Jehowie.
Dziewczynka nie rozumiała tego ciągłego braku czasu jakim zasłaniała się matka.

Jej koleżanka Ewa miała czwórkę rodzeństwa, ich matka w przeciwieństwie do matki Ani pracowała zawodowo. Bardzo często gdy dziewczynka była u koleżanki, kobieta bawiła się z nimi.
Stawała na bramce gdy grali w piłkę, trzymała gumę gdy w nią skakali, albo siedziała z nimi na kocu i zwyczajnie się przepychali.  A jak Kazik brat Ewy potrzaskał talerz, pokazała na niego palcem i powiedziała...odrobisz za to, dziś zmywasz po kolacji. Nie było krzyków, wyzwisk ni szarpania za nieudolność.
Oczywiście matka koleżanki też miała gorsze dni, mąż nadużywający alkoholu, chora babcia. Ale i wtedy nie krzyczała na swoje dzieci tylko mówiła,mam gorszy dzień, zajmijcie się sobą. I każdy wiedział, że mama jest zła albo smutna.


    Ania patrzyła na to i tak bardzo jej było szkoda, że nie jest jednym z jej dzieci.Wracała do domu i zachwytem opowiadała jaka ta mama Ewy jest fajna, jak z nimi się bawi, jaka jest wesoła. Zaczepia swoje dzieci, ściska i przytula. Wtedy słyszała od swojej matki....to idź do nich jak ci się tam tak podoba, nikt cię tu na siłę nie trzyma.
Kobieta nawet nie wiedziała jak rani swoje dziecko i jak  bardzo dziewczynka  chciałaby tam być, choć przez kilka dni.
Bywały momenty gdy miała wrażenie iż matce w ogóle na niej nie zależy, że jest w tej rodzinie bo jest, ale jakby jej nie było to chyba wszyscy byliby szczęśliwsi. Zwyczajne codzienne zajścia, problemy w główce dziecka urastał do gigantycznych rozmiarów. Nie miała się z kim nimi podzielić, doradzić czy wesprzeć. A jak jej przybywało lat dorabiała sobie swoje teorie i dochodziła do przeróżnych wniosków.

Kiedyś była obecna podczas rozmowy matki z  sąsiadką. Opowiadała jej jak to było z jej poznaniem prawdy, jak śJ otworzyli jej oczy i choć przez 30 lat była katoliczką to porzuciła to bez problemu aby służyć Jehowie.
I wtedy do dziewczynki dotarło, że jej matka jest taka właśnie przez niego. To on stoi za tym wszystkim, on okradał ją z matczynej uwagi, to jemu matka chce się tak bardzo przypodobać żeby żyć w raju na ziemi. I wtedy zaczęła winić Jehowę za wszystkie swoje problemy.   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: feminin w 25 Lipiec, 2016, 20:58
Te opowieści to lepsze od każdego serialu :) dzięki Tazla
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Lipiec, 2016, 10:52
Te opowieści to lepsze od każdego serialu :) dzięki Tazla


  Dzięki.  :-*

A tak w ogóle chciałam Wszystkim podziękować za wiadomości jakie piszecie, za miłe słowa i za zaufanie. :)

   Mam świadomość tego że inni mają jeszcze gorsze wspomnienia, a jeśli przez moje pisanie choć na trochę ktoś poczuje się lepiej, zrozumie, że nie jest sam , to bardzo fajnie. Tzn że warto. Ludzka psychika to bardzo skomplikowana dziedzina naszego życie i nigdy nie wiemy kiedy i co zadziała na ten zamknięty " zbiornik" i znajdą sobie ujście złe emocje i doświadczenia.

Nie piszę tyle ile byście chcieli, raz obowiązki z lekka mnie przytłoczyły, a dwa mam to spisane, ale jak wklejam ( wyrywam z całości) jakiś kawałek muszę czasem go trochę dopracować aby to miało ręce i nogi.

Pozdrawiam Wszystkich serdecznie :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szyszoonia w 26 Lipiec, 2016, 16:41
Ania


Kiedyś była obecna podczas rozmowy matki z  sąsiadką. Opowiadała jej jak to było z jej poznaniem prawdy, jak śJ otworzyli jej oczy i choć przez 30 lat była katoliczką to porzuciła to bez problemu aby służyć Jehowie.
I wtedy do dziewczynki dotarło, że jej matka jest taka właśnie przez niego. To on stoi za tym wszystkim, on okradał ją z matczynej uwagi, to jemu matka chce się tak bardzo przypodobać żeby żyć w raju na ziemi. I wtedy zaczęła winić Jehowę za wszystkie swoje problemy.

Jak przeczytalam ostatnie zdania, to od razu przypomnial mi sie dialog ojca z corka juz w koncowce filmu "Dwa swiaty". Ojciec mowi do corki, ktora juz jest poza zborem, ze postepuje samolubnie... Na co ona odpowiada, ze to on okazal sie egoista, bo tak bardzo chce zeby w przyszlosci on mial dobrze, ze nie ma skrupulow i odrzuca swoje dziecko ( w kazdym razie taki byl kontekst  ;)) Jakie to prawdziwe  :(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Lipiec, 2016, 20:31
  Szyszoonia też uważam, że to wyznanie bardzo egoistyczne, tam się liczy tylko organizacja  my, my, ja, ja .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Lipiec, 2016, 13:13
Adam

Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, byłbym.....



    Siedział obok i patrzył na jej bezradność, niemoc , jak próbowała jakiegoś gestu, coś powiedzieć, ale nie dawała rady.
Adam widział to wszystko i czuł się tak bardzo bezradny, lekarze stwierdzili jednogłośnie, że trzeba czekać, ale na cud nie ma co liczyć. Wiele schorzeń, wiek nie napawały optymizmem. Dobrze o tym wiedział, jednak łudził się nadzieją, że może jeszcze miesiąc, rok, a nawet za tydzień byłby bardzo wdzięczny.
Tak bardzo zbliżyli się do siebie w ostatnim czasie, chyba nigdy w życiu ich relacje nie były takie dobre.
Pewnego dnia wrócił do domu i zastał w nim teściową, siedziała w kuchni z Halinką i o czymś głośno rozmawiały, a wręcz się przekrzykiwały.
Na jego widok obie zamilkły. Adamowi przemknęło przez myśl, że teściowa nie popiera jego zaangażowania w chorobę matki, ale szczerze to niewiele go to obchodziło co kto uważa. Fakt, nie miała powodów ją lubić , ale nie miała też prawa mówić mu co ma robić.
W tym czasie nie był zbyt ochoczy do wszelakich pogawędek, a tych z teściową jakoś się obawiał. Bardzo ją cenił, kochał i to bardzo, ale w tej chwili gdyby powiedziała coś złego na jego matkę mógłby nie wytrzymać.
A nie chciał ani urazić, ani obrazić teściowej, jednak mogłoby się stać tak, że całą swoją złość - ból mógłby odreagować na niej. Wiele jej zawdzięczał, wiele mu pomogła, to także dzięki niej zaszedł tak daleko.
Do dziś pamięta jak podczas studiów ( był już żonaty) nie wyrabiał się i często zarywał noc, aby wszystko pozaliczać w terminie. Rano praca, później nauka, dom, rodzina to było naprawdę bardzo wiele nawet na młodego , silnego mężczyznę. Zarwał pół nocy na pisanie , później pobiegł do pracy i z tej się urwał wcześniej, aby skończyć zadanie. Wraca do domu, a tam praca dokończona, obiad czeka na stole, a teściowa mówi..zjedz i idź się przespać, pracę masz gotową. Kilka razy tak go ratowała z opresji, nie musiał prosić, żalić się narzekać, ona zwyczajnie to rozumiała.
Widziała ile ma na głowie, jak się stara  i to jej wystarczyło aby mu pomóc.

Wziął szybki prysznic, miał się przespać, ale bał się, że jak nie będzie go w szpitalu coś mu może umknąć, coś się  może stracić. A więc postanowił  zjeść i wracać do matki. Żona nie była zachwycona tym pomysłem, martwiła się o niego, w końcu nie był już najmłodszy. Ale powiedział, że jedzie i nikt go nie zatrzyma.
Szykował się do wyjścia, wtedy przyszła do niego teściowa.
Gdy ją zobaczył, pomyślał..mamo proszę cię nieeeee.
Kobieta położyła dłoń na jego ramieniu i powiedziała...jedź dziecko, jedź. Ja cię doskonale rozumiem, sama bym wiele dała aby mojej matce odmieniło się tak jak twojej choć na jeden dzień. Wtedy bym jej wszystko darowała.
Obrócił się do niej, przytulił ją mocno i powiedział..dzięki mamo , jesteś wspaniała.
Bardzo szybko wyszedł z domu, było mu głupio przed samym sobą, że zwątpił w swoją drugą matkę.
Przez te wszystkie lata ona jedna go nigdy nie zawiodła. Z żoną mimo, że bardzo się kochali bardzo często mieli rozbieżne zdania, z teściem też, a ona zawsze była z nim i za nim. Jak zaszła potrzeba broniła jak kwoka swojego pisklaka, roztaczając nad nim swoje skrzydła, aby nikt niepotrzebnie go nie zranił.
Powiedział głośno sam do siebie, wstydź się chłopie, wstydź.
Później okazało się, że spór matka - córka był na temat Adama, żona chciała wymóc na matce aby na niego wpłynęła, by tyle nie siedział w szpitalu. Wiedziała jak duży ma  wpływ na zięcia, że jej się słuchał i nigdy nie odmawiał. A z żoną lubił się tagować, lub stawiać na swoim. Jednak matka miała inne zdanie, ona go rozumiała i popierała w tym co robił. Skoro tak postępował, tak bardzo przeżywał to był tylko dowód na to jak wartościowym jest człowiekiem.
Jak wiele potrafi znieść, wybaczyć i być ponad podziałami. Wiedziała że córka jest prawdziwą szczęściarą, mając u boku kogoś takiego. I może być spokojna o córkę i wnuczkę gdy kiedyś ich zabraknie, zostaną w dobrych rękach.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ana Rose w 27 Lipiec, 2016, 20:15
Podobno to życie pisze najlepsze scenariusze...... dziękuję Tobie -Tazła ; czytam z zapartym tchem historie które opisujesz. (Zaglądam na forum codziennie jako 'gość' bo nie zawsze mam możliwośc zalogowania się)... historia Adama i historie z Twego życia są tak poruszające i przejmująco smutne a przecież o ironio! to przeżycia ludzi ,którzy tworzyli tzw religię prawdziwą ....." po owocach ich poznacie"....                                                                                                                                                                Ostatnio od siostry duchowej którą darzę ogromnym szacunkiem a która w prawdzie jest wiele, wiele lat usłyszałam "SJ to religia prawdziwa bo wszędzie ich rozpoznają po głoszeniu" na co ja odparłam :  A widzisz wielka SZKODA, że świadków nie rozpoznasz wśród ludzi  PO UCZYNKACH I PO TYM, ŻE JEST WŚRÓD NICH MIŁOŚĆ :(
ŻAŁOSNE to ale i prawdziwe ,Twoje opowieści TU spisane tylko to potwierdzają :(

Dziękuję Ci za to ,że piszesz, jesteś kochana :)
Ps. pisząc to płaczę przez to co przeczytałam ale też przez to ,że mam świadomość jak wielu ludzi skrzywdziła ta pseudo-religia. Mam tylko nadzieję , że mimo tak traumatycznych przeżyć większość z NAS pokrzywdzonych  w życiu dorosłym okazało się wartościowymi ludźmi na przekór 'ciemiężcom'.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Lipiec, 2016, 20:47
Podobno to życie pisze najlepsze scenariusze...... dziękuję Tobie -Tazła ; czytam z zapartym tchem historie które opisujesz. (Zaglądam na forum codziennie jako 'gość' bo nie zawsze mam możliwośc zalogowania się)... historia Adama i historie z Twego życia są tak poruszające i przejmująco smutne a przecież o ironio! to przeżycia ludzi ,którzy tworzyli tzw religię prawdziwą ....." po owocach ich poznacie"....                                                                                                                                                                Ostatnio od siostry duchowej którą darzę ogromnym szacunkiem a która w prawdzie jest wiele, wiele lat usłyszałam "SJ to religia prawdziwa bo wszędzie ich rozpoznają po głoszeniu" na co ja odparłam :  A widzisz wielka SZKODA, że świadków nie rozpoznasz wśród ludzi  PO UCZYNKACH I PO TYM, ŻE JEST WŚRÓD NICH MIŁOŚĆ :(
ŻAŁOSNE to ale i prawdziwe ,Twoje opowieści TU spisane tylko to potwierdzają :(

Dziękuję Ci za to ,że piszesz, jesteś kochana :)
Ps. pisząc to płaczę przez to co przeczytałam ale też przez to ,że mam świadomość jak wielu ludzi skrzywdziła ta pseudo-religia. Mam tylko nadzieję , że mimo tak traumatycznych przeżyć większość z NAS pokrzywdzonych  w życiu dorosłym okazało się wartościowymi ludźmi na przekór 'ciemiężcom'.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów :)

  Masz rację, całkowitą racją. Szczycą się swoją prawdą ale to tylko puste słowa. Nabijają te godziny, jakby to był wyznacznik dobrego człowieka. A przecież dobry świadek to nie zawsze znaczy dobry człowiek.
Znam świadków którzy się czują ważni a nawet ważniejsi bo ktoś ich poszczuł psem i zostali przez niego pogryzieni.
To podobno czyni ich lepszymi, bardziej doświadczonymi w głoszeniu.
I jak mi tak gość nawija jaki to on bohater, zaraz gotów postawić siebie na równi z Jezusem. Pytam a była tabliczka na furtce że pies? On nie wie, ale teraz jak zechce poda gospodarza do sądu i będzie miał za swoje.
Pokiwałam z politowaniem głową i mówię...on będzie miał gorzej jak teraz pies będzie biegał po okolicy i głosił.
A się na mnie obraził. Nie wiem na co liczył, że będę się nad nim rozpływać z zachwytu?

Czy doświadczenia sprawiły że jestem lepszym człowiekiem? Uważam że tak.
Gdybym została w organizacji, łyknęła tego bakcyla byłabym tak samo zapatrzona w siebie widząca tylko swój interes.
Z całą odpowiedzialnością twierdzę, że świadkowie dlatego chodzą i głoszą aby sobie nabić punktów. Im wcale nie chodzi o ludzi, o ich zbawienie.
I ja bym była taka sama, na taką mnie matka kształtowała. Oni zginą, oni są ciemni bo nie znają prawdy, my jesteśmy lepsi.

Fakt, dostałam od życia nieźle w .....ale to mnie nauczyło pokory, tolerancji i wyrozumiałości. Empatii zaś mam tyle że mogę się nią podzielić z innymi. Gdybym była świadkiem, byłabym tylko maszynką do trzepania godzin.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ana Rose w 27 Lipiec, 2016, 22:08
Warto przy tym podkreślić , że TO wszystko TO CO DESTRUKCYJNE DLA RODZIN działo się nie tylko za zamkniętymi drzwiami, to działo się wszędzie: na zebraniach, w służbie.....ten nacisk na bycie idealnym człowiekiem był tak mocny i my tak chcieliśmy żyć. My i nasze rodziny myśleliśmy , że tak trzeba.Tylko szkoda, że wielu żyjąc tak zgodnie z wytycznymi organizacji zatraciło własne człowieczeństwo. Wielu nadal nie zauważa że nabija godziny i kasę dla korporacji i jest tym tak pochłoniętym, że zapomina o normalnym życiu rodzinnym. Zapomina się o tym jak to jest być człowiekiem mającym ludzkie uczucia dla bliskich bo staje się cyborgiem zaprogramowanym przez WTS :'(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 28 Lipiec, 2016, 00:00
Podobno to życie pisze najlepsze scenariusze...... dziękuję Tobie -Tazła ; czytam z zapartym tchem historie które opisujesz. (Zaglądam na forum codziennie jako 'gość' bo nie zawsze mam możliwośc zalogowania się)... historia Adama i historie z Twego życia są tak poruszające i przejmująco smutne a przecież o ironio! to przeżycia ludzi ,którzy tworzyli tzw religię prawdziwą ....." po owocach ich poznacie"....                                                                                                                                                                Ostatnio od siostry duchowej którą darzę ogromnym szacunkiem a która w prawdzie jest wiele, wiele lat usłyszałam "SJ to religia prawdziwa bo wszędzie ich rozpoznają po głoszeniu" na co ja odparłam :  A widzisz wielka SZKODA, że świadków nie rozpoznasz wśród ludzi  PO UCZYNKACH I PO TYM, ŻE JEST WŚRÓD NICH MIŁOŚĆ :(
ŻAŁOSNE to ale i prawdziwe ,Twoje opowieści TU spisane tylko to potwierdzają :(

Dziękuję Ci za to ,że piszesz, jesteś kochana :)
Ps. pisząc to płaczę przez to co przeczytałam ale też przez to ,że mam świadomość jak wielu ludzi skrzywdziła ta pseudo-religia. Mam tylko nadzieję , że mimo tak traumatycznych przeżyć większość z NAS pokrzywdzonych  w życiu dorosłym okazało się wartościowymi ludźmi na przekór 'ciemiężcom'.
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów :)
Ojoj.... :) Coś mi się wydaje Ana Rose :) ,że do tych słów- Dziękuję Ci za to ,że piszesz, jesteś kochana :) można dodać też Cudowna i kochana:) :) :) ! Prawda? A niech nam spróbuje tylko przestać pisać...
Ja w geście protestu... na pewno coś wymyślę :)
Pozdrawiam, życząc spokojnej nocy  :)
   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Lipiec, 2016, 17:17
Adam


Łagodząc ból drugiego człowieka, zapominamy o własnym.


  Szpital , dom, dom szpital tak płynął dzień za dniem. Początkowo żona nie była zachwycona, jednak po rozmowie z matką trochę się uspokoiła.  Starsza kobieta doświadczona przez życie była bardzo mądrą i rozważną osobą.
Rozumiała córkę, ale sercem była z Adamem, wiedziała jak bardzo jest mu ciężko, a oni nie mogą nic zrobić aby mu pomóc. Mogli tylko nie przeszkadzać. Argumenty córki obaliła jednym zdaniem. Czy chciałabyś  aby kiedyś twoje dziecko musiało wybierać między tobą, a ukochaną osobą? Nikt tego nie chce, Halinka też nie chciała, takie stawianie pod murem, nie jest niczym dobrym. Matka jej nawet przykazała, aby była na każde zawołanie Adama , nie męczyła pytaniami, ma być i on ma czuć że ona go kocha. A gdy się wszystko wyklaruje, na pewno jej tego nigdy nie zapomni.
Tak też było, cały świat kręcił się w koło szpitala i chorej matki. Cała rodzina pomagała jak mogła, nawet sceptyczny teść ateista przyjechał i zadbał o ogród, na który  Adam nie miał czasu, ani głowy.
 
Po około 3 tygodniach nastąpiła wielka poprawa. Mężczyzna bardzo się ucieszył gdy zaszedł  rano do szpitala i zastał tam matkę która rozmawiała  z lekarzem. Fakt jej mowa była niewyraźna i bardzo powolna, ale dało się ją zrozumieć i porozmawiać.
Przysiadł na brzegu łóżka, pocałował ją w rękę, a ona pogładziła go po twarzy. Zaczęli rozmawiać, każde jej słowo było wypowiedziane z trudem, ale było logiczne i na czasie.
Pytała o dom, synową, wnuczkę o teściów, o nową posadę syna. Gdy jej powiedział, że teraz jest na urlopie, wziął sobie aby być przy niej, to ją bardzo zmartwiło. Zganiła syna za to, przecież to mu może zaszkodzić, ona tu ma dobrą opiekę.
Widać było że wyraźnie się zmartwiła, jednak syn szybko ją uspokoił, że miał zaległy urlop i nic złego się nie stanie.
I znów zaczęli sobie rozmawiać, jak na początku choroby. Gdy prosiła o jedzenie lub o jakiś przysmak, bardzo się cieszył. Zaraz też przychodziła refleksja, że to syndrom gasnącej świecy.
Jednak zbyt mocno się nad nią nie zatrzymywał, postanowił cieszyć się chwilą, która była im jeszcze dana.
Choć mówienie szło jej coraz lepiej, to jednak było widać jak z dnia na dzień coraz bardziej słabnie.
Ubywało jej sił, a więc Adam wykonywał wszystkie prace przy matce sam. Raz nawet oddziałowa nakrzyczała na pielęgniarki, że migają się od obowiązków. Wtedy stanął w ich obronie, że to nie one nie chcą, ale on ich nie dopuszcza i póki będzie umiał póty sam będzie dbał o matkę. I tak też było, on już nawet nie siedział przy matce, on warował

Tego dnia podczas porannej toalety nie miała już siły podnieść ręki do umycia, później w czasie obiadu zjadła tylko dwie łyżki zupy i też nie chciała jeść. Jedno czego nie odmawiała to był sok bananowy. Adam korzystając z chwili gdy zasnęła, pobiegł do sklepu zrobić zapas, aby miała się czym pokrzepić.
Późnym popołudniem jakby się ożywiła, miała do syna prośbę, aby przyjechały do niej synowa z wnuczką.
Było niemal pewne, że chce się z nimi pożegnać i tego nie mógł jej omówić.
Już po godzinie obie były przy łóżku chorej, patrzyła na nie i uśmiechała się. Jednak jej uśmiech był jakiś inny,taki błogi, z rozanieloną i szczęśliwą  twarzą mimo choroby.  Powiedziała ...tworzycie wspaniałą rodzinę, trzymajcie się zawsze razem, wtedy będziecie nie do pokonania.
Spojrzała na Halinkę i zaczęła mówić jesteś cudowną matką i żoną, dbaj o nich i nie pozwalaj Adamowi się zapracowywać. A swojej mamie powiedz że ją bardzo przepraszam, nie tylko za siebie, za innych też .
Skrzywiła lekko głowę i zwróciła się do wnuczki...Emilko jesteś taka urocza, taka serdeczna i tak bardzo podobna do taty. Gdy patrzyłam jak dokarmiasz zimą zwierzaki to jakbym jego widziała. Masz wspaniałych rodziców bierz z nich przykład, masz dobre wzorce do naśladowanie.
Wszyscy płakali,  dziewczynka szlochała najbardziej, przytuliła się do babci mówiąc , babciu pamiętaj bardzo cię kocham. Łzy popłynęły po twarzy kobiety, delikatnie skręciła głowę w stronę dziewczynki, jakby chciała ją mocniej przytulić, ale nie miała już na to siły.
Inne pacjentki widząc co się dzieje, jedna po drugiej zaczęły opuszczać salę.
Synowa pociągnęła córkę za ramię mówią, chodź nie męcz babci. Teraz mała wtuliła się w ojca i zanosiła się od płaczu.
Uważała że to niesprawiedliwe, kiedy wreszcie poczuła że ma babcię to musi się z nią rozstać.
Matka znów się uśmiechnęła do całej trójki i powiedziała...nie płaczcie, ja wiem że zaraz odejdę, ale jestem szczęśliwa że te ostanie chwile mojego życia było mi dane spędzić z wami. Daliście mi tyle miłości,  nie wiem czy  sobie na to zasłużyłam. Uśmiechnijcie się, chcę was pamiętać radosnych i jeśli po śmierci istnieje jakieś życie to będę zawsze obok was.
Przymknęła lekko oczy, jeszcze chciała coś powiedzieć, ale już nie zdążyła......

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wrzesien w 28 Lipiec, 2016, 20:09
Ej! Kto tu kroi cebule??
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zaocznie wywalony w 28 Lipiec, 2016, 20:16
No, Tazła jest "dobra".
Masz, skubana, "pióro", no sorki, klawiaturę - czyli talent do pisania.
Poważnie, jestem pod wrażeniem.
 :)
A to skubanie - to żebyś w samozachwyt (zasłużony poniekąd) nie wpadła, i pisała dalej - wszyscy czekają i czytają
 8-)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Lipiec, 2016, 17:33
No, Tazła jest "dobra".
Masz, skubana, "pióro", no sorki, klawiaturę - czyli talent do pisania.
Poważnie, jestem pod wrażeniem.
 :)
A to skubanie - to żebyś w samozachwyt (zasłużony poniekąd) nie wpadła, i pisała dalej - wszyscy czekają i czytają
 8-)

  Dzięki, powiedzmy że mam kreatywne paluszki. :D

Obiecuję się nad sobą zacząć zachwycać jak odbiorę pierwszego Pulitzera :D :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 29 Lipiec, 2016, 17:47
Ej! Kto tu kroi cebule??
Ja szybko uciekłem po przeczytaniu ostatnich zdań bo przecież.....T.Love - Chłopaki nie płaczą - prawda? Uciekłem do Jej innego wątku - na 1 stronie
 O tym jednak za jakąś chwilę

 
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Lipiec, 2016, 19:05
Adam

Jeśli chcesz osiągnąć to, czego nigdy nie miałeś, musisz robić to, czego nigdy nie robiłeś

   
    Przespała całe popołudnie i wieczór. Adam wiedział że koniec zbliża się wielkimi krokami.
Wiele by dał aby było inaczej, nie było jednak szans na inne  rozwiązanie. I choć to go bardzo bolało, to jednak
oswajał się z tą myślą, że niebawem przyjdzie się pożegnać na zawsze.
Siedział przy łóżku i patrzył na śpiącą matkę, wyglądała tak spokojnie, widać było że nie cierpi.
Patrzył i zaczął się zastanawiać nad ostatnimi słowami matki. Najpierw kazała Halince przeprosić jej mamę za siebie i innych. Kto to ci inni? Kto skrzywdził jego teściową? Był jeden wspólny mianownik, świadkowie Jehowy.
Bardzo dziwne, czyżby w tym ostatnim czasie dotarło do niej, jak bardzo można skrzywdzić innych przez wierzenia?
Chore zasady i ślepe podporządkowanie łamią ludziom  serca, rozbijają rodziny, krzywdzą masę ludzi jawnie i na dodatek powołując się na Boga. Czy będąc ciężko chora była w stanie to pojąć?
A później wspomniała o życiu po śmierci,  przecież  to wbrew ich naukom. Nie dowierzał w to wszystko, ale nijak inaczej nie umiał sobie tego wyjaśnić, analizował jeszcze raz i jeszcze raz. Nie widział innego wytłumaczenia jak to, że pod koniec życia matka zwątpiła w swoją religię.
Czy miała ku temu powody? Czy stało się coś, co aż tak mocno zachwiało jej wiarą?
Odpowiedź znała tylko ona, ona jedna wiedziała co sprawiło, że zaszły w niej takie zmiany. Adam mógł tylko gdybać i analizować w nieskończoność.

Postanowił zadzwonić do rodzeństwa i powiedzieć, że matka jest bardzo słaba i słabnie z godziny na godzinę. Jak chcą  ją zobaczyć jeszcze żywą, powinni się śpieszyć. Do siostry nie dzwonił, nie miał jej numeru, pozostał tylko brat.
Był środek nocy, więc napisał  sms , jak wstaniesz zadzwoń.
Nadszedł ranek, kobieta obudziła się, poprosiła o sok, a później o poranną toaletę. Adam robił to jak zawsze dokładnie, ale teraz jakby wolniej.
Mówił do niej cały czas, sam nie widział co, ale mówił aby mówić. A ona patrzyła na niego i tylko się uśmiechała.
Gdy nakładał jej krem na dłonie i je masował, wyraźnie próbowała go przytrzymać na dłużej.
A więc  mężczyzna się nie śpieszył. Robił to wolno, wręcz celebrował każdy centymetr jej dłoni.
Uśmiechnęła się do niego i powiedziała, wiesz Adasiu urodzenie ciebie to najlepsza rzecz jaka mi w życiu wyszła. Jesteś  prawdziwym darem od losu.
Mężczyzna bardzo się powstrzymywał aby się nie popłakać, nic nie odpowiedział tylko dalej masował  dłonie matki.
Znów zasnęła, a on postanowił skontaktować się z bratem. Niedługo południe a tu cisza, a więc nie miał wyjścia jak sam zadzwonić. Odebrało dziecko, pyta o Pawła gdzie jest? Na co chłopiec  odpowiada, że tata pojechał z wujkiem na zakupy do Poznania. Do Poznania, zapytał zdziwiony? To gdzie jesteście teraz? Chłopiec rezolutnie odpowiedział...u cioci Oli  na urlopie. Nie znał żadnej cioci Oli i niewiele go ona obchodziła. Poprosił malca aby powtórzył ojcu żeby zadzwonił do Adama.

Strasznie się zdenerwował, jego było ciężko wyprowadzić z równowagi, ale teraz aż go trzęsło. Nie mógł zrozumieć, wiedział że matka chora w szpitalu, jest w Polsce i nawet się nie pofatygował aby ją odwiedzić. Jak można być takim sk...?
Nie mógł sobie poradzić z emocjami, najchętniej zadzwoniłby do niego i mu nawrzucał.
Poszedł do pokoju lekarskiego i poprosił o coś na uspokojenie, to uznał  za najlepsze wyjście. Nie ma nad kim się rozpamiętywać, tak brata jak i siostrę na dobre skreślił ze swojej listy.
Tyle zawdzięczali matce, jednemu i drugiemu odchowała dzieci, gotowała obiadki aby mogli pracować. Mieli u niej darmową stołówkę, żłobek, przedszkole a czasem i pralnię. I co teraz? Nawet nie są ciekawi co u niej?
Boją się, że Adam zażąda zmiany w opiece nad chorą i któreś z nich będzie ją musiało zabrać?
Mimo że był bardzo kulturalny to w tamtej chwili gdyby któreś z nich stanęło przed nim, splunąłby im pod nogi.

Przespała obiad, zbliżała się por kolacji. Otworzyła szeroko oczy i zapytała, Adam jaki dziś dzień? Środa, odpowiedział zgodnie z prawdą. A który dzisiaj? Szesnasty, dlaczego pytasz mamo? A która godzina? Kobieta drąży dalej temat. Dochodzi osiemnasta, odpowiedział mężczyzna. Ale dokładnie , która? Mamo jest siedemnasta czterdzieści pięć, odpowiedział. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się i powiedziała ...za pięć minut skończysz czterdzieści osiem lat, moje dziecko. Faktycznie, Adam zapomniał że dziś są jego urodziny. Nigdy jakoś specjalnie ich nie obchodził, a teraz w tym nawale w ogóle nie były mu w głowie.
Matka chwyciła go za rękę i powiedziała...życzę ci syneczku abyś w zdrowiu żył długie lata, a gdy zaczniesz niedomagać abyś miał taką dobą opiekę jak ja.
Nie mógł z siebie wydusić ani słowa, przytulił ją mocno do siebie, pocałował w głowę i powiedział dziękuję mamusiu.
To były pierwsze życzenia urodzinowe jakie złożył mu matka. Gdy ją tak trzymał w ramionach, uświadomił sobie jak bardzo ją kocha, jak jest dla niego ważna.
To już nie była kobieta która go urodziła, to była jego mama.....

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 31 Lipiec, 2016, 20:57
Adam

Ten, kto nie cierpiał, nic nie wie: nie zna ani dobra, ani zła

 Po krótkim ożywieniu znów zapadła w sen. Tak na przemian spała, budziła się zagadała coś sensownego i znów zasypiała.
Spała tak spokojnie, czasem nawet na jej twarzy pojawiał się uśmiech, wtedy i Adam się uśmiechał.
Chwilami jej oddech był tak płytki, że mężczyzna aż nadsłuchiwał czy to aby nie koniec?
Przysnął oparty o łóżko, obudziło go głaskanie po głowie, podniósł głowę, za oknem było już widno. Spojrzał na matkę, uśmiechała się do niego, wyglądała jakby w ogóle nie była chora. Do tej pory zapadnięte policzki jakby się wypełniły, dłonie zrobiły jakieś pełniejsze. Zapytał ...mamo jak się czujesz? Dobrze, synku, dobrze. Chyba czas na poranną toaletę, upomniała się o swoje.

Po skończonych zabiegach, jak zawsze nasmarował ją kremem, przy dłoniach widział, że są one nienaturalnie wypełnione, to opuchlizna. Jednak nic nie komentował, rozmawiali sobie o wszystkim i niczym. Nagle kobieta zapytała, masz jakieś marzenia Adasiu? Mężczyzna chwilę się zastanowił, miał jedno aby żyła jak najdłużej, ale tego jej nie powiedział. Nie chciał aby było to odebrane jakby jej odejście było czymś wyczekiwanym.  Odpowiedział bardzo wymijająco, takie ogólne i przyziemne, zdrowie dla wszystkich. Nic mi więcej mamo do szczęścia nie jest potrzebne.
Wiesz, powiedziała kobieta. Jak byłam młodą dziewczyną  na naszej ulicy mieszkał krawiec, ubierały się u niego najbogatsze panie z całego miasta. Szył pięknie, wystarczyło że ktoś mu przyniósł jakąś gazetę, pokazał zdjęcie co chce i odszył wszystko jak z obrazka. A i sam wymyślał takie stroje, że aż się w głowie kręciło. Miał żonę , która miała przepiękne kreacje, jednak jeden z nich zapadł mi najbardziej w pamięć. To była taka przepiękna lazurowa sukienka z białymi obszyciami, a do tego miała w tym samym kolorze mały kapelusik. Ubierała się tak na większe kościelne uroczystości lub na jakąś  rodzinną imprezę.  Wyglądała jak jakaś królowa. Wtedy jako młoda dziewczyna obiecałam sobie, że kiedyś taką będę mieć. Ale później przyszła proza życia, zawsze ktoś był ważniejszy, jakiś wydatek pilniejszy i nie było mi dane jej sobie sprawić.
Jednak tego widoku nie zapomnę nigdy. Znów się uśmiechnęła, zamknęła oczy i zasnęła.
  Tym razem spała bardzo krótko, obudziła się jakaś wystraszona , rozejrzała po sali i powiedziała...ale mi zimno, Adam wziął od sąsiadki koc i przykrył ją. Chwyciła go za rękę i powiedziała , usiądź tu bliżej. Chwycił ją za rękę, faktycznie miała zimną wręcz lodowatą. Zaczął rozgrzewać ją w swoich dłoniach, ale to niewiele dawało i wtedy zauważył że jej paznokcie robią się sine.
Dreszcz przerażenia przeszedł mu po plecach, wiedział doskonale co to znaczy. Jednak jeszcze mocniej chwycił jej dłoń i zaczął pocierać, chcąc na siłę ją rozgrzać.

Kobieta wbiła w niego swój wzrok i patrzyła tak na syna, jakby chciała napatrzeć się na zapas. Adam coraz bardziej się niepokoił, już nie tylko paznokcie, ale i palce przybierały nienaturalny kolor. Poszedł po lekarza, przyszedł obejrzał pacjentkę i pokiwał tylko głową.
Przyszła pielęgniarka i dała jej zastrzyk. Po chwili ponownie się ożywiła, zaczęła wspominać jak urodziła Adama, jak bardzo cieszyła się gdy po raz pierwszy się uśmiechnął na jej widok, jak zostawiła go z sąsiadką i poszła do sklepu, a gdy wracała on na jej widok, wyciągnął ręce i powiedział swoje pierwsze w życiu słowo mama. Tak go kochała,że  mógłby się udusić od nadmiaru tej matczynej miłości. Był jej iskierką, jej oczkiem w głowie. Jak musiała iść do pracy i zostawić go z babcią, nie było minuty aby o nim nie myślała.
Nagle przestała mówić, zapadła cisza, Adam bał się zapytać, obawiał się że już mu nie odpowie. Lekko poruszył jej ręką, znów na niego spojrzała i poprosiła, połóż się synku koło mnie. Wiedział, że to wbrew szpitalnemu regulaminowi, ale miał to gdzieś.  Ułożył się na  prawym boku, zaraz przy samym brzegu łóżka, zrobił to tak delikatnie jakby się bał, że  ją uszkodzi. Przysunęła do niego spoją głowę a on ją mocno objął i przytulił się do niej.
Jej serce tak mocno biło, wręcz łomotało jakby za chwilę miało wyskoczyć.
Po chwili milczenia kobieta się odezwała...Adaś synku, pamiętaj bardzo cię kocham i nigdy nie przestanę. Jestem z ciebie taka dumna i tak mi przy tobie dobrze. Czuje się tak samo jak kiedyś gdy cię usypiałam.  Mężczyzna nic się nie odezwał, nie był w stanie, tylko przytulił ją jeszcze mocniej do siebie.
Serce wyraźnie osłabło, z każdą minutą było coraz mniej wyczuwalne. Tak bardzo chciało mu się płakać, najchętniej  wył by co sił w płucach, ale nie mógł, musiał się trzymać,aby nie burzyć jej spokoju jaki ją ogarnął.

Przez cały czas pobytu w szpitalu ani razu nie padło słowo o tym co ich poróżniło, nikt do tego nie wracał, bo i po co?
Syneczku jesteś? Zapytała matka, a przecież był, cały czas ją trzymał. Tak mamo jestem, odpowiedział. Adaś synku przepraszam cię tak bardzo cię skrzywdziłam, jesteś w stanie mi wybaczyć, zapytała z ogromnym wysiłkiem? Mamo już dawno ci wybaczyłem. Pamiętasz jak miałem kilka lat i potrzaskałem twój ulubiony wazon, był bardzo drogi. Ty wtedy na mnie nie nakrzyczałaś tylko zapytałaś czy się nie pokaleczyłem. I taką cię pamiętałem, kochałem całe życie. Spod zamkniętych powiek kobiety wypłynęły łzy i zaczęły spływać po jej policzkach. Adam wycierał jedna po drugiej, aż przestały wypływać i wtedy też się zorientował, że serce też nie jest wyczuwalne. Zadzwonił po siostrę, ta zawołała lekarza.  Przyszedł, zbadał i tylko dał znak zamykając oczy. Adam cały czas leżał przy mamie, nawet wtedy gdy ich oddzielono parawanem od reszty sali. Leżał w bezruchu, trzymał ją mocno w ramionach, bał się poruszyć , zrobić jakikolwiek gest jakby obawiał się , że ją obudzi.
Z tego zamyślenia wyrwał go głos córki dobiegający z korytarza, wiedział że teraz musi być silny............
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Sierpień, 2016, 16:32
Adam
W człowieku jest więcej tego, co możemy podziwiać niż tego, czym możemy gardzić.



              Tyle co weszli do domu, przyjechali rodzice Aliny. Nikt nic nie mówił, wszyscy usiedli przy stole w kuchni, nie wiadomo jak długo tak siedzieli. Nie było odważnej osoby, która zabrałaby głos. Pierwszy przełamał lody teść, powiedział, to przykre i bolesne co się stało, jednak nim życie potoczy się dalej, musimy zorganizować pogrzeb. Najlepiej by było zlecić wszytko zakładowi pogrzebowemu, osobiście uważam, że dobrze jest samemu dojrzeć szczegółów. Wszyscy byli jednomyślni, to będzie dobre wyjście w tym momencie.
I znów zapadła cisza,cisza która była wprost nie do zniesienia.
Kolejny raz teść zabrał głos, Adam chodź jedziemy, mam znajomego w zakładzie pogrzebowym, solidna firma, można im zlecić wykonanie.
Do Adama nic nie docierało, siedział i patrzył ślepo w ścianę,zaś Emilka stała obok i głaskała go czule po głowie. Starszy mężczyzna podszedł do zięcia, chwycił go za ramię i ponowił swoją propozycję, chodź jedziemy. Ten wstał, ubrał się i pojechali.
Dziewczynkę  przylgnęła do matki i zapytała. Mamusiu czy tatuś już zawsze będzie taki smutny? Nie kochanie,dopowiedziała Alina, teraz jesteśmy wszyscy smutni, a tatuś najbardziej bo to jego mama umarła. Wszyscy potrzebujemy czasu aby się z tą stratą oswoić. Później też będzie nam jej brakować, ale już tak bardzo nie będziemy się martwić tym odejściem.
Matka widziała jak wiele kosztują córkę te słowa, musiała jakoś przekazać dziewczynce bolesną prawdę, przekazać tak aby jej nie zlekceważyć, a zarazem nie przerazić dziecka.
Wzięła wnuczę za rękę i powiedziała, chodź skarbie pójdziemy coś zrobić do jedzenia, tata z dziadkiem wrócą, na pewno będą głodni.

    Po kilku godzinach ojciec wrócił sam, zięć wysiadł na jednym ze skrzyżowań gdy wracali już do domu, powiedział że coś musi załatwić. Na pytania córki i żony ale co i gdzie? Tylko wzruszył ramionami, wiedział tyle co one.
Ogólnie wszystko było dogadane, pogrzeb miał się odbyć za trzy dni, na cmentarzu komunalnym i miał mieć charakter świecki.
Było późne popołudnie, jak Adam wrócił do domu, nie chciał z nikim rozmawiać, zamknął się w pokoju matki.
I pewnie by tak siedział i siedział, jednak przyszły dwie znajome matki, żona poszła go zawołać. To co zobaczyła po otwarciu drzwi, odebrało jej mowę, ten potężny, silny, odważny mężczyzna leżał skulony na łóżku i ściskał sweter matki. Płakał, a raczej szlochał, nie wydawał  z siebie żadnego głosu, szarpały nim tylko jakieś drgawki, a łzy zalewały mu twarz.
To znaczyło, że dusił wszystko w sobie, nie chciał aby go było słychać. Wycofała się, przyszła do kobiet i powiedziała co zastała w pokoju teściowej. Obie jak na komendę najpierw spojrzały na siebie, a następnie wstały i poszły do niego.
W pokoju nadal panowała cisza, gospodyni nie dawało spokoju co tam się dzieje, znów po cichu otworzyła drzwi.
Widok jaki tam zastała, spowodował że łzy jak strumienie popłynęły z jej oczu. Pani ex klęczała przy łóżku i trzymała Adama  za rękę, pani świadek siedziała obok i głaskała go  po głowie, cała trójka płakała.
Alina nie odważyła się im przeszkodzić, zamknęła  po cichu drzwi i zasiadła przy stole, czekając aż wyjdą.
Gdy w końcu opuścili pokój , było już ciemno. Adam dał kobiecie która nadal była świadkiem Jehowy, numer telefonu do brata. Sam nie chciał z nim rozmawiać, a raczej wiedział że znów od niego nie odbierze.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: feminin w 04 Sierpień, 2016, 16:48
Dawaj cioteczka bo nie ma przy czym płakać ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Sierpień, 2016, 18:12
Dawaj cioteczka bo nie ma przy czym płakać ;)

  Mówisz i masz. :D

 Adam


Charakter ludzi można poznać po towarzystwie, jakim się otaczają.


   Dzień ostatniego pożegnania przywitał wszystkich piękną słoneczną pogodą, choć od tygodnia ciągle padało, ten dzień był prawdziwą niespodzianką.
Adam wraz z bliskimi pojechał trzy godziny wcześniej niż był zaplanowany pogrzeb. Chciał jeszcze chwilę postać przy trumnie w samotności, nim zaczną się schodzić ludzie.
Na jakieś specjalne tłumy nie liczył, ale na najbliższych znajomych zawsze.
Gdy zaszli do domu pogrzebowego, właśnie wyprowadzano inne zwłoki. Rozejrzał się po zgromadzonych, było ich naprawdę sporo. Pomyślał sobie, żeby choć do mamy przyszła połowa tego.
 Po chwili wyszedł z budynku pracownik i powiedział, że można wchodzić. Przekroczyli jego próg , w otwartej trumnie leżała starsza pani ubrana w przepiękny lazurowy komplecik z białymi wykończeniami, na głowie miała stroik w tym samym kolorze. Zaś na  nogach biszkoptowe pantofle ze złotą aplikacją.
Synowej odebrało mowę, wyglądała tak pięknie, twarz miała taką spokojną,  jakby tylko na chwilę przysnęła w czasie jakiejś rodzinnej imprezy. Wzruszyła się tak bardzo, łzy jak grochy spływały jej po twarzy. Mąż widząc to objął ją ramieniem i mocno przytulił. Szepnęła mu do ucha, już wiem dlaczego mnie pytałeś jaki to kolor ten lazurowy.
Adam pocałował ją w skroń i powiedział, to było jej marzenie od kiedy tylko miała naście lat.
Kobieta doskonale wiedziała, że przy takim mężczyźnie nic jej nie grozi, może na niego zawsze i wszędzie liczyć.
  Co chwilę ktoś wchodził i wychodził,każdy miał takie samo zdanie, że kobieta wygląda przepięknie, jeżeli można tak to nazwać.
Adam im się nie przyglądał, dochodziły go tylko głosy, pojedyncze słowa. Był wpatrzony w matkę, co jakiś czas coś jej poprawiał, albo trzymał ją za rękę.
Nagle ktoś zaszlochał, moja kochana mamusiu, już cię nie ma. Spojrzał w kierunku drzwi, to jakaś kobieta , obok niej stał postawny mężczyzna. Nie widział ich od bardzo dawna, ale był pewien, to było jego rodzeństwo.
Odstawiali jakąś szopkę, nie miał ochoty tego oglądać, pocałował matkę w czoło i wyszedł przed budynek.
Gdy po kilku minutach  wyszli na zewnątrz, Adam ponownie wszedł do środka. Po pewnym czasie, podszedł do niego teść i powiedział że przyszła grupa ludzi, którzy chcieli rozmawiać z kimś decyzyjnym z rodziny. Brat z siostrą się zgłosili, że oni są tymi osobami i coś tam wspólnie uzgadniają.
Mężczyzna wyszedł na zewnątrz aby rozeznać się w temacie.
Dwóch mężczyzn z rozłożonymi papierami ewidentnie się do czegoś szykowało.  Podszedł do nich i zapytał, a panowie co mają tu zamiar robić? Odpowiedzieli mu, że zmarła była ich siostrą czyli  świadkiem Jehowy i w takim obrządku będzie odbywał się pogrzeb.
W Adamie aż zawrzało. Pyta się , co, był  waszą siostrą? A gdzie byliście przez ostatnie lata jak niedomagała, jak potrzebowała wsparcia? Teraz sobie o niej przypomnieliście, aby się pokazać jacy jesteście zorganizowani?
Jeden z mężczyzna odparł, że wiedzą iż jest jej synem ale oni są tu za zgodą córki i syna którzy też są świadkami Jehowy.
Tego było już za wiele, żeby nie miejsce to Adam by ich wyprowadził stamtąd za krawaty. Zapytał zgromadzonej grupki, a gdzie była ta córka i syn jak trzeba było matce smarować odleżyny, karmić albo zmieniać pampersy? Teraz są? Teraz to oni nie mają żadnych praw.
Reprezentanci śJ byli nieugięci, zwrócili się do Adama aby im nie przeszkadzał. Już nie miał ochoty na dalsze przepychanki z bezczelną postawą tych ludzi.
Odparł głosem nieznoszącym sprzeciwu, ten pogrzeb będzie miał charakter świecki, kto ma ochotę i życzenie uczestniczyć w tej uroczystości serdecznie zapraszam. A jeśli ktoś spróbuje zakłócić spokoju lub sprzeciwić się mojemu postanowieniu, wezwę ochronę cmentarza.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: trzynastka w 05 Sierpień, 2016, 18:12
Tazła proszę Cie wydaj książkę! Pierwsza będę stała w kolejce po nią!


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Sierpień, 2016, 16:23
Tazła proszę Cie wydaj książkę! Pierwsza będę stała w kolejce po nią!



 Dzięki, chyba faktycznie muszę gdzieś wysłać trochę tych moich wypocin może kogoś zainteresuje.

Jednak muszę być z Wami uczciwa, to co tu wklejam to są kawałki, dosłownie wyrwane z całości. Jest tego trochę więcej niż historia z matką, choć na niej to wszystko się opiera. Wątki są bardziej rozwinięte i na pogrzebie historia się nie kończy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 06 Sierpień, 2016, 16:59
Wątki są bardziej rozwinięte i na pogrzebie historia się nie kończy.

Znaczy się w opowiadaniu uwzględnione jest również zmartwychwstanie?  ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 06 Sierpień, 2016, 17:28
Wiem, że wtrącanie się autorowi do tekstu to zły pomysł ale...
1. Po około 3 tygodniach nastąpiła wielka poprawa.
Po czym bohaterka powoli umiera.
Może wyciąć wielką i zastąpić ją chwilową?
lub
Po około 3 tygodniach nastąpiła poprawa. - tekst - Niestety, wkrótce okazało się, że poprawa była krótkotrwała.

2. Wszystko kręciło się w koło szpitala.
Co Ty na wokół?  :)

Wiem, jestem łajdakiem, nieznającym się na prawdziwej sztuce  :P
A opowiadanie b. ciekawe  :) Gratuluję talentu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Sierpień, 2016, 17:54
Światus luz, nim pójdzie to w daleki świat, pierw dam to profesjonalistom do przeglądu.
Forumowi eksperci i doradzcy  mogą spać spokojnie. :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Sierpień, 2016, 18:57
Adam


Szybka decyzja zwykle świadczy o czujnym umyśle.


    Po tych słowach poszedł dalej stać przy trumnie razem z rodziną.
Świadkowie coś się po naradzali i jak grupą przyszli tak odeszli, może poza kilkoma niewielkimi wyjątkami, którzy postanowili zostać.
Pogrzeb przebiegł bez zakłóceń, trumna wprost tonęła w kwiatach. Adam już nie miał siły płakać, stał nad grobem ze swoimi dziewczynami. Patrzył na kwiaty i się zastanowił, skąd ich aż tyle? Spojrzał przed siebie tłum ludzi, za jego plecami to samo. W ogóle w koło była masa ludzi.
Widział sąsiadów obecnych i dawnych, studentów aktualnych i tych z przeszłości. Koledzy z uczelni, dziekan, dawni znajomi z fabryki, z którymi nadal utrzymał kontakt, kolega, który mu kiedyś pożyczał spodnie i buty na pierwszą wizytę w domu teściów. I jego siostra, która po ojcu przejęła zakład krawiecki i teraz uszyła piękną lazurowa garsonkę, zarywając całą noc.
Mógł tak wyliczać i wyliczać, a i tak pewnie by kogoś pominął.
Ci wszyscy ludzie byli jak balsam na jego obolałe serce, choć przyszli do jego matki, to tak naprawdę byli tu także dla niego.
Dzięki temu, jaki był dla innych, co sobą reprezentował, ogólnie jakim był człowiekiem, oni teraz wystawili mu świadectwo.
Z tej zadumy wyrwała go córka, tatuś chodź idziemy, już wszyscy poszli. Faktycznie, spojrzał a nikogo już nie było, tylko on i najbliżsi oraz dwie panie, które teraz były bardzo blisko Adama i jego rodziny. Mógł na nie zawsze liczyć, o każdej porze dnia i nocy.

Wyszli przed cmentarz, tam stały małe grupki ludzi oraz jego rodzeństwo. Siostra zawsze była pyskata i wygadana, to ona go zawołała, Adam chodź, musimy pogadać. Nie miał ochoty na rozmowę z nimi, ale podszedł. Ta zaatakowała z grubej rury, po mamie zostało mieszkanie, co z nim? Jeśli masz zamiar je zatrzymać, musisz nas spłacić. Nawet nie miał siły się zdenerwować, odpowiedział tylko, dalibyście dziś spokój. Mieszkanie było niewiele warte i w ogóle mu na nim nie zależało, a niech sobie wezmą, często powtarzał do żony.
Siostra nie odpuszczała, wyrzuciła z siebie potok słów, co chwilę powtarzając, należy mi się, należy się nam.
Tytuł: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: feminin w 06 Sierpień, 2016, 19:07
Coz za "kochana" siostra...
Aby w tym dniu o tym wspominac, trzeba miec tupet
Z checia "nakopałabym" jej do tyłka
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 06 Sierpień, 2016, 19:22
Adam to niezwykła osoba, z pewnością można Go postawić jako wzór do naśladowania.
Dzięki Twojemu opowiadaniu, stał się nieodłączną częścią forum, jedną z bardziej wyrazistych postaci.

Co do siostrzyczki, szkoda słów, nerwów. Wieczna postawa roszczeniowa 'należy mi się', 'ma być jak JA chcę', a gdzie obowiązki, zwykłe człowieczeństwo?
Jakiś czas temu w internetach było modne powiedzenie: 'świat dzieli się na ludzi i taborety', to za proste, nawet taborety są przydatne.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Sierpień, 2016, 20:13
A tu urywek innej historii, spisanej przez życie pod dyktando organizacji.


   Usłyszał jeszcze, kilka przykrych słów pod swoim adresem i to go tylko utwierdziło w przekonaniu, że nic tu po nim.
Zabrał swoje rzeczy, zostawił klucze w przedpokoju i wyszedł.
To nie był bunt rozkapryszonego nastolatka, to nie było na złość matce, to była chęć życia. Życia tak jak się chłopakowi marzyło od wielu lat. Chciał dostać prezent od Mikołaja, choć raz móc zdmuchnąć świeczki z urodzinowego tortu, albo podarować matce prezent z okazji jej święta.
To co dla innych było normą, dla niego było w sferze marzeń, które teraz miały szansę się spełnić, poza jednym, podarunkiem na dzień matki. Pewnie by go wyrzuciła, tak samo jak, wtedy gdy chodził do przedszkola i przyniósł jej laurkę.
Nawymyślała mu i postraszyła gniewem Jehowy, a pracę na jego oczach potargała i wrzuciła do kosza.
Już więcej się nie odważył jej zrobić takiej niespodzianki, nawet jak namalował to chował głęboko w plecaku, aby czasem nie znalazła.

    Szedł przed siebie i tak się zastanawiał, a może faktycznie spotka go gniew ze strony Boga? Posypią się na jego głowę nieszczęścia i sam nie da sobie rady? A zły szatan tylko będzie go dodatkowo napiętnował? Wszyscy się od niego odwrócą, nikt nie zechce przyjaźnić, bo będzie jakiś pechowy?
Robiło się coraz później, zaczynał padać deszcz, nie było innego wyjścia jak iść przenocować na dworzec kolejowy.
Tam spędził swoją pierwszą noc poza domem. Rano obudził go komunikat płynący z głośników, pamięta był to pociąg z Katowic do Łodzi Fabrycznej. W dworcowej toalecie trochę się ogarnął i poszedł do pracy. Tak minęło kilka dni.
Po cichu liczył, że matka zacznie go szukać, w końcu robiło się zimno a ona nawet nie miał ciepłej kurtki.
Spał na dworcowej ławce, było mu bardzo zimno, pewnej nocy poczuł, że ktoś go przykrywa. Spojrzał, to była jakaś bezdomna, która też tam przebywała, widząc jego zaskoczenie powiedziała, śpij, śpij chłopcze ja mam jeszcze palto. Pewnie jeszcze niedawno brzydziłby się takim okryciem, ale wtedy był bardzo wdzięczny kobiecie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Sierpień, 2016, 16:37
Adam to niezwykła osoba, z pewnością można Go postawić jako wzór do naśladowania.
Dzięki Twojemu opowiadaniu, stał się nieodłączną częścią forum, jedną z bardziej wyrazistych postaci.


    Adam to bardzo skromny człowiek " choć wykształcony". Nie ma w sobie nic z nadętego profesora, przemądrzałego naukowca. Rozmawia z ludźmi tak, aby każdy zrozumiał, nie używa słów ani zwrotów, których jego rozmówca może nie rozumieć. Kiedyś jego żona się śmiała, że czasami nadrabia drogi słownej, aby ani jedno słowo nie zostało źle odebrane lub niezrozumiane. Choć jest bardzo wymagający względem studentów, to jest także wyrozumiały i ludzki. To, co teraz napiszę, nie usłyszałam od niego, ale jego żony.

    Zaliczenia, jak zawsze kosił równo. Z daleka wyczuwał obiboków i kombinatorów, cenił sobie uczciwość i szczerość. Kuse stroje też na niego nie działały, patrzył na taką pannę, uśmiechał się do niej i mówił, ładne masz nogi, albo dekolt, ale przyjdź jak się nauczysz wtedy będziesz mieć komplet. Starsi studenci to wiedzieli i nie kombinowali, ale pierwsze roczniki próbowały coś ugrać. Kiedyś w czasie takich żniw, połowa grupy oblana, wchodzi do gabinetu student, Adam wyciąga rękę po indeks, chłopak mu daje i próbuje coś powiedzieć. Ten daje znak, aby był cicho, wpisuje mu dostateczny i każe wołać następną osobę. Chłopakowi odebrało mowę, ale wyszedł wolał chyba o nic nie pytać, aby czasem się nie rozmyślił. Od tamtej pory pamiętał chłopaka z imienia, zawsze się do niego zwracał Kubuś. Na trzecim roku po zajęciach, gdy wszyscy wyszli podszedł do Adama i pyta, panie profesorze pamięta pan kiedyś dostałem od pana dostateczny, choć na nic nie odpowiadałem, dlaczego wtedy pan mnie potraktował ulgowo? Uśmiechnął się do niego i mówi, co nie daje ci spokoju, skąd u mnie taki gest? Chłopak nie ukrywał, że tak i to bardzo. A więc kazał mu usiąść i zaczął opowiadać. W tamtym czasie odwiedzaliśmy z żoną jej kuzynkę w szpitalu, idąc korytarzem widzieliśmy cię jak się kimś opiekujesz. Później powiedziałem do kuzynki, że w sali obok widziałem swojego studenta przy czyimś łóżku. Powiedziała, że się opiekujesz babcią i spędzasz przy niej całe popołudnia, a czasem i wpadasz rano przed uczelnią. Gdyby to było zaliczenie z etyki dostałbyś bardzo dobry. Byłbym ostatnim draniem jakbym cię oblał mając tę wiedzę. Zapytał co u babci, oczywiście miewała się świetnie. Chłopak był jej to winien, wychowała go od małego, ojca nie znał, a matka poszła w Polskę, mieli tylko siebie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Sierpień, 2016, 19:46
Rodzina to nie przyjaciele, nie możesz jej sobie wybrać


      Nagle jak spod ziemi obok Adama wyrosły obie kobiety, gaduła powiedziała, nic wam się nie należy, tu macie dokument na to, że
mieszkanie zostało przejęte za długi. Chyba że macie ochotę spłacić i wtedy możecie je sobie wziąć.
Siostra z bratem nerwowo przeglądali dokument, o którym Adam nie miał bladego pojęcia. Co to za dokument, co to za dług? Stał i patrzył na kobiety jak oniemiały. Pytania kłębiły się w jego głowie, próbował o coś pytać, ale został uszczypnięty w plecy. Zrozumiał, że ma być cicho, a więc stał i biernie przyglądał się jak jego rodzeństwo się miota.
Siostra ze złością rzuciła papierami w brata i oboje się oddalili.
Adam wraz z żoną zaprosili na mały poczęstunek kilka osób, były tam także obie kobiety. Gdy wszyscy lekko ochłonęli, zapytał panie, co to znaczy z tym długiem?
Wtedy wyjaśniły mu, że wiele godzin spędziły z jego matką na rozmowach, była świadoma, że go bardzo skrzywdziła, kiedyś skreśliła i była przekonana, że dwójka jej dzieci będzie dla niej prawdziwym wsparciem. Że to, co robiła nie tylko podobało się Bogu, ale on wręcz tego od niej oczekiwał. Zawiodła się tak na dzieciach, jak i na braciach, czuła się wręcz oszukana. Bardzo nad tym ubolewał i gdy widziała Adama czuła się strasznie. Bolało ją, że mimo jej podłości, on się od niej nie odwrócił. Chyba byłoby jej lżej, gdyby Adam choć trochę jej dopiekł, a on był zawsze szlachetny i oddany, ani słowem nie wspomniał o przeszłości i krzywdzie, jaka go spotkała. I choć nie ma na świecie rzeczy, która by mu to wynagrodziło, to matka chciałaby coś zrobić.

I wtedy wspólnie we trzy wpadły na szatański pomysł. Gaduła poszła do prawnika, ten doradził jak to załatwić, aby miało ręce i nogi. Później przyszedł do szpitala, sporządził pismo, że Adam pożyczył matce pieniędzy na leczenie, czego świadkami były obie kobiety. Teraz nie ma mu skąd zwrócić i w ramach rozliczenia przekazuje mu mieszkanie, które i tak nie pokryw całego długu.
Adam się uśmiechnął i powiedział, ech szalone kobity.
Na co te mu odparły, nie było ich tyle lat, nie obchodziła ich matka, przyjechali na pogrzeb, szlochali nad trumną i co należy im się po 1/3 mieszkania każdemu? Sprawiedliwość musi być.
Nieźle to sobie obmyślały, już teraz wiedział co szeptały sobie do ucha, a jak podchodził bliżej milkły. Tego ani Adam, ani nikt z jego bliskich się nie spodziewali. Miał świadomość, że gdyby rodzeństwo zaczęło dochodzić swoich praw w sądzie, pewnie by coś by ugrali. Ale póki co odpuścili, chyba uznali, że mieszkanie nie jest warte zachodu, aby się ciągać po sądach.

Na poczęstunku była także jego kuzynka, jedyna córka, jedynej siostry matki. Latami siedziała za granicą, a gdy przyjeżdżała do Polski to tylko na chwilę, na Adama nie było już czasu. Teraz wróciła na dobre do kraju i mogli, choć w części nadrobić stracone lata. Dzień pogrzebu nie był odpowiedni do poruszania niektórych zagadnień, a miał do niej wiele pytań. Była od niego starsza o dziesięć lat, na pewno pamiętała jego ojca i wiedziała coś na ten temat. Dla jego matki to był temat tabu, nigdy go nie poruszała, a wręcz nie wolno było o niego pytać. Czasem w złości tylko krzyczała jesteś taki sam jak twój ojciec. Basia była szansą, choć na częściowe rozwikłanie rodzinnej zagadki. Sam kiedyś próbował odszukać ojca, ale nie  dowiedział się nic szczególnego. Liczył że ojciec kiedyś go odszuka, lata mijały i nic się nie działo, a więc zostawił temat w spokoju.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Sierpień, 2016, 19:45
Ania


                 Jak każde dziecko wychowane w religii śJ przez ortodoksyjnego rodzica miała wpajane zasady, czasem absurdalne, czasem niedorzeczne, a czasem też nieludzkie. Do dziś pamięta słowa matki o tym, że wszyscy zginą, dziewczynka się bała, ale także chciała przypodobać matce, a jakby się podobała jej to pewnie i Jehowie. Kiedyś była z koleżanką w sklepie, stały w kolejce i wtedy koleżanka wyciągnęła przez pękniętą szybę dwa cukierki. Po wyjściu ze sklepu, chciał się swoją zdobyczą podzielić z Anią. Dziewczynka mimo ogromnej ochoty na cukierka, do dziś pamięta, że była to kakaowa krówka, kategorycznie odmówiła. Tamta nalegała, ale ona powiedziała, że nie, to kradzione a ja nie chcę mieć grzechu i umrzeć w armagedonie. Zdziwiona towarzyszka Ani zapytała, umrzeć można za cukierka? Odparła zgodnie z tym, co jej wpajano, a może jak sama to rozumiała, że tak, można umrzeć. Dziewczynka położyła cukierki na najbliższym murku i zaczęła dopytywać, a czy jak nie zjadłam to też mam grzech? Tego Ania nie widziała, obiecała zapytać matki. Po powrocie dumna z siebie, opowiedziała wszystko matce i zgodnie z obietnicą zapytała o losy koleżanki. Matka jak bezlitosny robot powiedziała, a co że nie zjadła, ale ukradła i to się liczy, ma grzech. Dla dziewczynki było to jednoznaczne z zagładą w armagedonie, poszła i powiedziała to koleżance, która czekała na nią na podwórku. Tamta się rozpłakała, że ona nie chce umierać, ona nie wiedziała, że już więcej nie będzie. Chwyciła Anię za rękę i prosiła, zrób coś, abym nie umarła, ja nie chcę. Dziewczynka patrzyła na koleżankę i nic a nic nie było jej żal szlochającej koleżanki, była tak z siebie dumna, że była taka dzielna, mądra i teraz matka też jest z niej dymna. Gdy na najbliższym zebraniu, rodzicielka pochwaliła się, jakie ma mądre dziecko, wszyscy chwalili, jaka ona mądra i jak Jehowa jest z niej dumny. Tylko nikt się nie zastanowił co czuła, jak cierpiała koleżanka? Przerażona wiedząca, tylko że umrze, nie wiedząc co to ten armagedon i skąd tak wielka kara za dwie krówki? Przez najbliższe kilka dni, Ania była dumą matki, do czasu aż znów czymś nie podpadła i to teraz ją straszono armagedonem.

Po latach jako dorosła kobieta bardzo się wstydzi tego pastwienia, na samą myśl, że była tak okrutna i bezlitosna nad nieświadomą koleżanką, chce jej się płakać. To nie jest nawet wstyd, to jest żal do samej siebie, że w tak bezlitosny sposób znęcała się nad dziewczynką. A dorośli? Jak mogli się tym zachwycać, dlaczego nikt jej nie wytłumaczył, że to nie tak działa?
Cóż oczekiwać od „nauczycieli” gdzie jeden skończył ledwo podstawówkę, a drugi miał niepełne podstawowe, przecież to nawet czytanie ze zrozumieniem może być problematyczne. Dziś może powiedzieć, jacy pasterze taki owieczki, a raczej barany.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Fox w 11 Sierpień, 2016, 10:18
Kiedy jeszcze jedynie obserwowałem to forum czytałem Twoje historyjki, jeszcze w innych wątkach. Zwłaszcza, że od pierwszej chwili kupiłaś mnie historią swojego nicka. Sam miałem podobną sytuację, więc aż się uśmiechnąłem. Teraz z przyjemnością nadrabiam ten temat. Choć w sumie ciężko mówić o przyjemności, bo sporo rzeczy o których piszesz mnie przeraża, zwłaszcza jeśli są dla mnie aż nadto znajome. Ale wiesz o co chodzi. :)
W każdym razie - intensywnie nadrabiam i te historie, które już wcześniej czytałem i te nieznane.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Baran w 11 Sierpień, 2016, 10:21
I Avatary jakoś podobne ;) Drapieżne stworzenia ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Sierpień, 2016, 11:14
Kiedy jeszcze jedynie obserwowałem to forum czytałem Twoje historyjki, jeszcze w innych wątkach. Zwłaszcza, że od pierwszej chwili kupiłaś mnie historią swojego nicka. Sam miałem podobną sytuację, więc aż się uśmiechnąłem. Teraz z przyjemnością nadrabiam ten temat. Choć w sumie ciężko mówić o przyjemności, bo sporo rzeczy o których piszesz mnie przeraża, zwłaszcza jeśli są dla mnie aż nadto znajome. Ale wiesz o co chodzi. :)
W każdym razie - intensywnie nadrabiam i te historie, które już wcześniej czytałem i te nieznane.

  To ja się teraz uśmiechnęłam i to tak serdecznie :)

To fajnie, że mimo przykrych doświadczeń , człowiek odnajduje w kimś bratnią duszę, żeby nie powiedzieć ,,swoje odbicie".
Tematy nie są lekkie, ale czy życie jest lekkie? Na pewno nie zawsze. Ja mimo żalu i drogi jaką przeszłam jestem wdzięczna losowi za swoje życie. A dlaczego? Ponieważ jestem o tyle mądrzejsza,  doświadczona i patrzę na świat nie przez różowe okulary, ale przez filtr zwany empatią.

   Nie tak dawno zadzwoniła do mnie pani z drugiego końca Polski i chciała mnie zaprosić na jakieś spotkanie...gadka gadka i jak się zgodzę ona moją kandydaturę przekaże starszym i zgłosi się do mnie ktoś z mojego terenu.
Już ją miałam ,,pogonić" , ale tyle szczerości , przekonania było w tej kobiecie. Była prosta, serdeczna  taka prawdziwa, ona naprawdę głęboko wierzyła w to co mówiła.

Odpuściłam jej, zaczęłam z nią rozmawiać jak ,,laik" ale coś tam kumający. Zadawałam pytania, czasem kłopotliwe, czasem głupkowate aby rozładować atmosferę. Zawsze próbowała mi odpowiedzieć, przekonać, a jak nie wiedziała lub za daleko zabrnęła mówiła, wie pani nie wiem.
Już ją nie chciałam naciągać na koszta, ale miała jakiś darmowy pakiet, chciała rozmowy, widać potrzebowała kontaktu z człowiekiem. Później kazało się , że jest chora i siedzi teraz w domu.
Ja musiałam wracać do obowiązków, zaczęłam kończyć pogaduchy. Kobieta na koniec zapytała, czy może jeszcze kiedyś do mnie zadzwonić, tak żeby sobie pogadać bez religii? Odpowiedziałam, że jasne. Dodała na ,,odchodne", że coś we mnie jest co ją do mnie dziwnie ciągnie.
Zaśmiałam się i odparłam, że może odbieramy na tych samych falach. Dobrze, że nie wiedziała kim ja naprawdę jestem . :D

I Avatary jakoś podobne ;) Drapieżne stworzenia ;)

 Znasz kawał....zagląda zajączek do lisiej nory i pyta...ojciec w domu? Nie, odpowiadają maluchy. Matka w domu? Nie, pada odpowiedź. Na co szarak, a chcecie w te rude pyski? :D :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Fox w 11 Sierpień, 2016, 11:31
Mam podobnie. Oczywiście przechodziłem przez etap frustracji i złości na swoje życie, ale teraz koniec końców nie żałuję. Sporo mnie to wszystko nauczyło, miało jakiś wpływ na to kim jestem teraz, więc wyszło na plus. Czyli mogę się wszystkimi łapami podpisać pod tym co piszesz. :)

Świetna historia. Aż szkoda tej kobiety. Chyba większość Świadków, a przynajmniej tych... "normalniejszych"(?), ma ten problem, że chciałoby z kimś porozmawiać tak normalnie, po ludzku i bez religii.
Ciekawe czy znajomość się rozwinie. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Sierpień, 2016, 17:04
 
  Co nas nie zabije, to nas wzmocni...a może...tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono.
Tak jedno jak i drugie świetnie się sprawdza. Choć mam to za sobą i warto było przejść tą drogę, to jednak jak pomyślę o tych co są na początku drogi, jest mi ich żal, że czeka ich wiele przykrości i rozczarowań.

Mimo wszystko z tym wychodzeniem jest jak z chorobą, zastrzyki, gorzkie leki, przykre zabiegi, a później tylko lepiej.


Co do kobiety, chciałabym aby zadzwoniła i obiecałam sobie, że wcale jej sobą nie będę straszyć. :D
A może wyzdrowieje i zapomni o mnie, rzuci się w wir głoszenia bardziej twarzą w twarz.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Sierpień, 2016, 13:26
Adam


    Pospolite nazwisko, równie popularne imię nie było ułatwieniem w poszukiwaniu ojca. Kiedyś gdy  jako młody chłopak zaczął go szukać, osób o takich danych, imionach rodziców było ich tysiące. Takie były czasy, imiona przechodziły z ojca na syna i nie były zbyt wyszukane.

        Po kilku rozmowach z Basią był o wiele bardziej ukierunkowany w tych działaniach. Postanowił najbliższe wakacje przeznaczyć na poszukiwania, zabrał więc swoją rodzinę i ruszyli w Polskę. Chodzili po urzędach, kościołach przeszukiwali przeróżne archiwa i nic. Niby mieli kilka adresów, ale wszystko to były niewypały. Albo ktoś był za młody, albo nie miał nigdy żony, albo też miał jedną od samego początku.
U jednej takiej rodziny zatrzymali się na dłużej, okolica była piękna, gospodarze mieli pokoje na wynajem, a więc grzech byłoby nie skorzystać.

Gdy następnego dnia, poszli zwiedzać okolicę, córkę bardzo zainteresował staw, po którym pływało stado gęsi, takich zwykłych domowych. Było z nimi stadko małych żółciutkich gąsek i to właśnie one przykuły uwagę Emilki.
Gdy podeszli bliżej, zobaczyli siedzącego na brzegu starszego mężczyznę, który na ich widok uśmiechnął się i zapytał. A co panieneczka pierwsze widzi małe gąski na żywo? Odparła, że tak, a że była z nimi zachwycona, bardzo szybko zaczęła rozmawiać z mężczyzną, zalewać go potokiem pytań, na co ten cierpliwie odpowiadał. Adam nie miał wyjścia, jak tylko przyłączyć się do rozmowy. Gdy córka poszła karmić gęsi, ten zapytał, państwo letnicy z daleka? Odpowiedział mężczyźnie i tak jakoś od słowa do słowa przeszli do celu ich podróży.
Adam naszkicował, jak i dlaczego ta ich podróż tak  wygląda. Mężczyzna zmarszczył brwi, zsunął swój znoszony beret z antenką na czoło, podrapał się w tył głowy i powiedział. Wie pan co, ja bym sobie darował te urzędy, bo na razie nic pan nie znalazł. Jest kilka miejscowości, trzeba do nich jechać i popytać ludzi, najlepiej tych, co siedzą pod sklepem, jak ja pilnują zwierzyny, albo siedzą na ławeczkach przed domem. To jest najlepsze źródło informacji.
I niech pan nie pyta wprost o nazwiska, to ludzi zniechęca, stają się nieufni czują się przesłuchiwaniu. Pierw się pan przedstawi i powie, że szuka ojca lub jego rodziny. Jest pan miastowy, gładki i wzbudza zaufanie, umie gadać z ludźmi, da pan radę.

 Adam uśmiechnął się na te dziwne komplementy, ale w tym, co mówił jego rozmówca, był sens. Jeszcze chwilę pospacerowali i wrócili do kwatery, aby zabrać rzeczy i ruszać dalej w drogę.
Opowiedział żonie o spotkaniu z mężczyzną, też była zdania, że to brzmi sensownie. Jednak nie ma co zabierać swoich rzeczy, pierwsza miejscowość jest niecałe dwadzieścia kilometrów, można śmiało ją objechać i wrócić na noc. Po co się tułać po okolicy i szukać nowego lokum? Przyznał żonie rację, powiedzieli gospodyni o swoich planach i ruszyli w drogę.

Dotarli do małej rolniczej miejscowości, było południe, a więc ci, co nie pracowali w polu byli w domu ze względu na porę obiadową. Upalna pogoda, też nie sprzyjała wysiadywaniu na dworze, każdy szukał cienia i co chłodniejszych pomieszczeń. Zajechali pod sklep, tu też pustki. Wysiedli i poszli kupić coś do picia. Ekspedientka ze sklepu, widząc przybyszów zaraz zagadała i zaczęła pytać, skąd są i czy daleko jadą. Widać, że była ciekawska i wścibska, a co za tym idzie mogła być niezłym źródłem informacji.
Już wyszli na zewnątrz, jak Adam postanowił się wrócić i zapytać. Pani dobrze zna ludzi z tej miejscowości? O tak, opowiedziała kobieta, urodziłam się tu i wychowałam, całe swoje życie tu spędziłam, znam ją jak mało kto. I ta informacja bardzo go ucieszyła, kobieta mogła okazać się bardzo pomocna. Wie pani, ja szukam ojca albo jakichś krewnych, nazywał się Wiśniewski. Nie zdołał dokończyć, jak kobieta zaszczebiotała, ja się nazywam Wiśniewska......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Sierpień, 2016, 20:30

Adam

         A jak tata miał na imię? Adam kontynuował, mój Władysław syn Władysława i Stanisławy z zawodu był dekarzem. I tu się skończyły dobre wiadomości, jej ojciec był Stanisław i miał same siostry, Wiśniewski Jan też miał same córki i wszyscy mieszkali w tej miejscowości. Obaj całe życie byli rolnikami i nigdy na dłużej nie wyjeżdżali.
Postanowili jechać dalej, do kolejnej miejscowości z listy. Kawałek odjechali, gdy zerknął w lusterko, zobaczył machającą ręką ekspedientkę.
To mogło znaczyć jedno, że coś się jej przypomniało.
Wrócili, kobieta powiedziała, że teściowa jej koleżanki z domu nazywa się Wiśniewska i właśnie u niej przebywa, a ona może na chwilę zamknąć sklep i ich zaprowadzić.
Tak też zrobili, zajechali pod posesję pełną kwiatów, na podwórku pod ogromną lipą siedzieli domownicy, to miejsce wyglądało, jakby się w nim czas zatrzymał. Stary drewniany dom, trawnik uścielany papierówkami, a w cieniu pod drzewem krowa.
Adam zaproponował, aby kobieta szła sama i naświetliła sprawę, a jak zechcą z nimi rozmawiać, wtedy dopiero dołączą. Nie chciał być intruzem, ani też namolnym desperatem, który nie szanuje ludzkiej prywatność.
Już po chwili zaczęła ich wołać, jak zawsze przed taką rozmową był pełen nadziei, może akurat teraz, może właśnie tu dowie się coś o ojcu, a może ktoś znał go bliżej?
Domownicy przyjęli ich jak dobrych znajomych, kazali zająć miejsca za stołem i poczęstowali obiadem. Starsza pani, która mogła wnieść coś nowego w ich poszukiwania, powiedziała, że obiad to święto dnia i rozmowy o pustym żołądku są mało interesujące. Adam śmiał się z tych słów, sam jako profesor lepiej by tego nie wymyślił.
Syci i rozluźnieni, przystąpili do sedna ich wizyty.
Kobieta była bardzo dociekliwa, wypytywała o wszystko z detalami. Odpowiadał jej, ale bez wątków, których nie chciał rozpamiętywać. Ogólny zarys był taki, ojciec z nimi nie mieszkał, matka nigdy o nim nie mówiła, ani dobrze, ani źle. On też się nigdy z nimi nie kontaktował. Teraz po śmierci matki chce odszukać, jeśli już nie ojca to choć jego rodzinę i coś się o nim dowiedzieć.
Kobieta co chwilę wspominała jakiegoś Wiśniewskiego i dopytywała o jakieś szczegóły, oboje z żoną byli pod wrażeniem jej ogromnej pamięci. Mimo podeszłego wieku szastała datami, zdarzeniami, nazwiskami i imionami jakby czytała z niewidzialnej księgi.
W końcu oznajmiła, że ona raczej im nie pomoże, ale w Zawadach mieszka jej brat Kazik, który na pewno im pomoże. On jest od niej starszy i ma lepszą pamięć. Adam mało myśląc zapytał, a to jest możliwe, aby ktoś pamiętał jeszcze więcej niż pani? Kobieta odpowiedziała, panie kochany łon to dopiero ma wiadomości, ja przy nim ginę. Żona szepnęła mu na ucho, już się boję i zaczęła się śmiać.

Starsza pani zaproponowała, aby brać byka za rogi i zaraz jechać do brata, ona oczywiście ich zaprowadzi. Adam i tym razem zaproponował, aby uprzedzić o wizycie. Jednak ona była innego zdania, odpowiedziała a co dziad stary ma innego do roboty, niech się cieszy, że ma gości. Była osobą dominującą i wszelkie dyskusje z nią były zbędne. Nawet jej synowa powiedziała, niech pan robi jak mama mówi, bo gotowa kazać wam iść na nogach, byle było po jej myśli.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 16 Sierpień, 2016, 21:10
Kobieta co chwilę wspominała jakiegoś Wiśniewskiego i dopytywała o jakieś szczegóły, oboje z żoną byli pod wrażeniem jej ogromnej pamięci. Mimo podeszłego wieku szastała datami, zdarzeniami, nazwiskami i imionami jakby czytała z niewidzialnej księgi.
W końcu oznajmiła, że ona raczej im nie pomoże, ale w Zawadach mieszka jej brat Kazik, który na pewno im pomoże. On jest od niej starszy i ma lepszą pamięć. Adam mało myśląc zapytał, a to jest możliwe, aby ktoś pamiętał jeszcze więcej niż pani? Kobieta odpowiedziała, panie kochany łon to dopiero ma wiadomości, ja przy nim ginę. Żona szepnęła mu na ucho, już się boję i zaczęła się śmiać.

Gdyby nie różne nazwiska i miejsca, stwierdziłabym ze to o mojej babci.
Ma ponad 90 lat, ale jak opowiada coś to w encyklopedii nie znajdę tyle szczegółów i tak dokładnych.
A jak babcia opowiada coś co miało miejsce niedawno, to wielce zdziwiona ze ja nie pamiętam, jak to.
Często opowieści naszych babć i dziadków są obiektem żartów w towarzystwie, a w internetach to już standard, kto z Nas jest w stanie tyle zapamiętać. Pokazuje różnice pokoleń i zainteresowanie jakie było kiedyś innymi osobami, a jakie dzisiaj.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 16 Sierpień, 2016, 21:58
Tazła. Jak wydasz książkę, to ja chce jeden egzemplarz z osobistą Twoja dedykacją.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Sierpień, 2016, 09:35
Gdyby nie różne nazwiska i miejsca, stwierdziłabym ze to o mojej babci.
Ma ponad 90 lat, ale jak opowiada coś to w encyklopedii nie znajdę tyle szczegółów i tak dokładnych.
A jak babcia opowiada coś co miało miejsce niedawno, to wielce zdziwiona ze ja nie pamiętam, jak to.
Często opowieści naszych babć i dziadków są obiektem żartów w towarzystwie, a w internetach to już standard, kto z Nas jest w stanie tyle zapamiętać. Pokazuje różnice pokoleń i zainteresowanie jakie było kiedyś innymi osobami, a jakie dzisiaj.

 Dokładnie, ludzie swoje życie opierali na innych kategoriach, operowali innymi wartościami. Dziś polegają na urządzeniach, niż na własnej pamięci. A organ nieużywany wiadomo....zanika. :D
 

Tazła. Jak wydasz książkę, to ja chce jeden egzemplarz z osobistą Twoja dedykacją.  :)

 Jasne, dla Żony i Ciebie. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Sierpień, 2016, 16:28
Adam


    Po około 40 minutach jazdy wśród pól i lasów dotarli do pięknej posiadłości na końcu wsi. Nim Adam na dobre zatrzymał samochód, kobieta już była na zewnątrz i poganiała resztę, aby szybciej wysiadali. Gdy tylko przekroczyli bramę, pies zaczął ujadać, ale tak jakoś inaczej, nie było to złośliwe, tylko takie bardziej radosne. Szli chodnikiem wzdłuż budynku, gdy zza rogu usłyszeli męski głos, jak nic idzie moja wredna siostra, tylko na jej widok Ariel tak skowyczy. Kobieta nie była nic a nic dłużna, odpowiedziała szybko. Ano idzie, aby tego starego dziada swojego brata przywołać do prządku. Po chwili zza rogu wyłonił się starszy mężczyzna i objął kobietę za szyję. Ta zaś chwyciła go w pół i powiedziała, ale się za tobą stęskniłam ty stary pierniku. Adamowi ulżyło, te przepychanki to z miłości, a złośliwość ludzi starszych lub – co gorsza – rodzinne porachunki. Zrobiło się przyjemnie i radośnie, gospodarz zaprosił wszystkich na obszerny, zacieniony taras. Kobieta jednak najpierw poszła wypuścić psa z kojca, stwierdziła, że skoro wszyscy się będą gościć to on też.
W tej samej chwili z domu wyszła synowa gospodarza, przedstawiła się i zaproponowała niewielki poczęstunek. Na widok Emilki powiedziała, a ja mam dla ciebie moja droga koleżankę i zawołała córkę. Asia była w tym samym wieku co córka Adama, dziewczynki bardzo szybko złapały ze sobą kontakt i zginęły gdzieś w obszernym domu.
Starsza kobieta po chwili pieszczot z psem pojawiła się na tarasie, a razem z nią Ariel, który jednym susem wylądował na kolanach u Adama. Gospodarz zaczął się śmiać, że pies pokazał, iż jest godny zaufania i warto mu pomóc.
Kobieta nie zdążyła dobrze usiąść, a już w połowie naświetliła bratu sprawę. Dyskutowali między sobą, kolejno analizowali swoich krewnych i żaden nie pasował do opisu, jaki przedstawił Adam.
Widać było, że oboje bardzo chcieli pomóc i mimo ogromnej wiedzy, jaką posiadali na nic ich to nie naprowadziło.

Po około godzinie z tematów rodzinno-poszukiwawczych zeszli na tematy lżejsze i związane z teraźniejszością. Mimo krótkiej znajomości atmosfera była nie przyjacielska, ale prawdziwie rodzinna. Nagle z domu wybiegły dziewczynki, Asia podbiegła do dziadka i zapytała. Dziadziu, Emilka nazywa się tak samo, jak my, tzn. że jesteśmy kuzynkami, a jej tata to mój wujek? Nooo, przeciągnął mężczyzna, nazwisko macie to samo, jesteście w podobnym wieku, obie macie długie włosy, jak nic jesteście kuzynkami. Dziadku, a jak z tatą Emilki, jest moim wujkiem czy nie? Nooo, znów mężczyzna zaczął przeciągać swoją odpowiedź, jakby zbierał myśli lub chciał zyskać na czasie. Spojrzał wymownie na Adama, na co ten szybko zareagował i odpowiedział małej, jasne, że jestem twoim wujkiem, w końcu wszyscy jesteśmy Wiśniewscy. Mała podskoczyła radośnie z okrzykiem, wiedziałam, wujek ma takie same białe włosy jak mój tata.
Wszyscy zaczęli się śmiać, starsza pani podsumowała, że jak nawet nie znajdzie tych, co szuka, to ma już ich jako rodzinę, a jej brat zakończył, amen.

Kilka godzin minęło bardzo szybko, miła atmosfera sprawiła, że nikomu nie chciało się wracać. Młoda gospodyni zaproponowała, aby zostali na noc. Choć bardzo im się tam podobało, jednak musieli wracać tam gdzie zostawili swoje rzeczy, obiecali to właścicielce. Odwieźli kobietę do domu syna, przy pożegnaniu obiecali ją odwiedzić w jej domu. Ona zaś zadeklarowała, że będzie pytać krewnych i znajomych, może ktoś naprowadzi na jakiś ślad.
Gdy dotarli na miejsce noclegu, czekała na nich kolacja i ciekawi gospodarze. Widać było, że choć sami nie mogli pomóc to bardzo im kibicowali.
Dzień może nie był spełnieniem oczekiwań Adama, ale też nie był klęską. Poznał wielu wspaniałych, serdecznych ludzi, którzy nosili to samo nazwisko. Byli otwarci i  gotowi mu  bezinteresownie pomóc, tak zwyczajnie z serca, po ludzku.
I za to był im bardzo wdzięczny, zapisał sobie adresy i obiecał niebawem wrócić i odwiedzić wszystkie miejsca gdzie ostatnio byli.
Ranek powitał ich deszczem, jednak w tak przepięknym miejscu, nawet szarości z nieba były urocze i nie psuły nastroju.
Przy śniadaniu Adam powiedział, że postanowił odwiedzić cmentarze w kolejnych miejscowościach. To były ostatnie miejsca, jakie chciał sprawdzać, ale nie dało się ich chyba uniknąć.
Pakowali swoje rzeczy do samochodu jak przybiegła podekscytowana Emilka z telefonem w dłoni. Dzwonił dziadek Asi i prosił, aby przyjechali, coś mu się przypomniało i koniecznie trzeba to sprawdzić. A więc w drogę, pan Kazimierz ze swoim potencjałem mógł naprawdę rozwikłać zagadkę jaka nurtowała Adama od lat.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Sierpień, 2016, 17:46

Adam

    Jeszcze nie widzieli domu Wiśniewskich, a już dostrzegli mężczyznę stojącego przy krawędzi jezdni. To pan Kazimierz nie mógł się doczekać na ich przyjazd. Ledwo co podjechali, a mężczyzna już siedział w środku, pierwsze słowa, jakie padły z jego ust brzmiały, jedziemy prosto. Po drodze opowiedział im, że w nocy mu się przypomniało o dalekiej rodzinie w Lgocie. Jako nastolatek często ich odwiedził razem z ojcem, gdy handlowali koszykami. Miejscowości, do jakiej zmierzali nie było na ich liście, ale skoro tam też mogli trafić na jakiś ślad, nie można było jej pominąć.

Kazimierz nie za bardzo pamiętał gdzie mieszkali krewni, to była niewielka miejscowość, więc bardzo szybko dogadali się z pierwszym przechodniem kogo szukają, wskazał im budynek rodziny Wiśniewskich. Niestety zastali zamknięte drzwi, pospacerowali pod oknami i mężczyzna postanowił zapytać sąsiadów.
Po chwili powrócił w towarzystwie kobiety, która okazała się  gospodynią tego domu. Kobieta zaprosiła ich do środka, poczęstowała herbatą i pokazała opasłe, rodzinne archiwum. Ona sama nigdy za mąż nie wyszła, samotnie wychowała syna. Miała też brata, ale ten zginął w wypadku, jeszcze jako młody chłopak. Zostawili jej swoje numery telefonu, może sobie coś przypomni, nawet najmniejszy szczegół może im być bardzo pomocny.

Gospodyni odprowadziła ich aż do samego samochodu, po drodze jeszcze coś sobie wspominali z Kazimierzem. Ona nie pamiętała jego wizyt, ale on pamiętał jej brata i to był temat wspomnień.
Adam z rodziną siedzieli już w środku, a oni jeszcze rozmawiali. W końcu mężczyzna powiedział, uciekam, bo mnie Adam odjedzie.
Adam!? Zapytała kobieta i zaraz dodała, w Nowej Wsi też mieszkał Adam Wiśniewski, bardzo daleki krewny.
Tej miejscowości też nie było na liście, tak samo, jak żadnego Adama do odszukania.
Zajechali pod dom Kazimierza, na pożegnanie mężczyźni serdecznie się uściskali i wtedy też poprosił Adama, aby jechał do tej Nowej Wsi i sprawdził, kto tam mieszka.
Obiecał mu, że pojadą, ale sam coraz bardziej się zniechęcał, nie było żadnego konkretnego tropu. Gdyby nie ta chęć poznania ojca, zrozumienia, dlaczego rozstali się z matką, już dawno by się poddał. Nie chciał nikogo oskarżać o jakieś zaniedbanie, pogodził się ze swoim losem, że tak go doświadczył, ale miał dużo pytań. Bardzo pragnął choć raz zobaczyć swojego ojca, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, tato to ja Adam. Czasem marzył, że ojciec cieszy się na jego widok, siedzą godzinami i rozmawiają o tym, co było jak ich nie było wzajemnie we własnym życiu. Że zabiera ojca do siebie, mieszkają razem, nadrabiają stracony czas.
Liczył się z tym, że może nie chcieć z nim rozmawiać, może się wyprzeć, że to nie on i najgorsza wersja, może już nie żyć.

Wiedział, że był młodszy od matki i to dość sporom, ale i tak miał już swoje lata.Czasem te wiadomości jakie posiadał, napawały go optymizmem, zaś innym razem dołowały.W chwilach słabości pytał sam siebie i po co mi to wszystko? Jak potrzebowałem nie było ich przy mnie, nie widzieli jak odbieram maturę, dyplom, jak biorę ślub. Nie cieszyli się ze mną jak po długim leczeniu żona zaszła w ciążę, wybudowałem dom, zakładałem ogród i mały sad. Tych okazji do radości było bardzo wiele, a on wtedy był tak naprawdę sam, nie miał komu powiedzieć, tato - mamo zostaliście dziadkami.Tak bardzo ich wtedy potrzebował, a nie było przy nim ani jednego. Jednak po chwili goryczy nadchodziła refleksji,kim ja jestem aby ich oceniać, mieć wielkie roszczenia? Nie miał bladego pojęcia dlaczego ojciec przepadł bez wieści, a więc nie miał prawa go oskarżać. Szybko się zbierał i odpalał swój zapał do poszukiwań.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Sierpień, 2016, 15:53
Adam



    Niewielka miejscowość na samym wjeździe przywitała ich konduktem pogrzebowym, który na kilka minut zablokował ruch.
Gdyby był przesądny, pomyślałby, że to zły znak. Żona jakby czytała w jego myślach, powiedziała, to na pewno nic nie znaczy, zwykły zbieg okoliczności. Dotarli do centrum, kwadratowy rynek, a w środku park, typowa żydowska zabudowa, a więc miejscowość z przeszłością. Postanowili iść coś zjeść, dobiegała trzynasta a oni byli tylko o wczesnym śniadaniu.
Mały lokal wyglądał raczej jak jadalnia w domu, do tego krótka karta, aromaty wydobywające się z kuchni, sprawiały, że człowiek robił się bardzo głodny.
Tyle, co usiedli, zaraz pojawiła się obsługa, jak się później okazało właścicielka lokalu. Daniem dnia były pierogi z serem, z bitą śmietaną lub sosem owocowym. Poprosili o dwie porcje, każdą z innym dodatkiem, tak będą mieli okazje spróbować i jednych i drugich. Obok pierogów, na stół zajechał dzbanek z kompotem, który był gratisowy i pod dostatkiem. Tak dobrego kompotu z rabarbarem i truskawkami nigdy nie pili, o czym powiedzieli właścicielce. Widać, że sprawiło jej to ogromną przyjemność i tak wywiązała się między nimi rozmowa.
Korzystając z okazji, Adam zapytał o Wiśniewskich, kobieta była nietutejsza, a więc nie znała ludzi, ale za to jej kucharka tu urodzona i wychowana, mogła coś wiedzieć.


Z zaplecza wyłoniła się maleńka osóbka, podeszła do stolika i zapytała. Podobno państwo kogoś szukają? Tak, odparli razem, jak na komendę, rodziny Wiśniewskich. Tak byli, odpowiedziała kobieta, ostatni zmarł na wiosnę, był samotny. Podobno kiedyś miał rodzinę, żonę, dzieci, ale jak ja pamiętam to był zawsze sam.
Te słowa były jak nóż w serce Adama, zrobiło mu się bardzo przykro. Nagle poczuł się jak dziecko, któremu zabrano ukochaną zabawkę. Liczył się z tym, niby jakoś się przygotowywał, ale nie spodziewał się, że słowo zmarł, tak bardzo go poruszy. Wstał, podziękował i wyszedł. Za chwilę do samochodu dotarła żona, zapytała jedziemy na cmentarz? Pokiwał tylko głową, odpalił samochód i stwierdził, ale nie wiemy gdzie jest cmentarz.
Halinka wiedziała, zdążyła dopytać kobietę, tak samo, jak i zapytać, gdzie szukać grobu Wiśniewskiego.
Całą drogę milczeli, na miejscu kobieta postanowiła iść do niewielkiej budki, aby kupić jakieś kwiaty i znicz. Adam czekał na nią przed bramą, gdy ją przekroczyli, serce mężczyzny biło coraz mocniej, miał prawie pięćdziesiąt lat, a bał się tego spotkania z mogiłą jak najważniejszego egzaminu w życiu.


Na grobie leżały zeschnięte kwiaty, jeszcze te z czasu pogrzebu, widać nikt tu nie zagląda. Stali i patrzeli na czarne litery tabliczki, Władysław Wiśniewski żył lat 74....
I dlatego Adam nie chciał odwiedzać cmentarzy, jakby podświadomie wiedział, że tylko tam znajdzie rozwiązanie swojej zagadki.
Zaczął mówić sam do siebie, ja nie chciałem wiele, chciałem cię tylko poznać, usłyszeć twój głos, wiedzieć co porabiałeś przez te wszystkie lata. Nic od ciebie nie chciałem, o nic cię nię winiłem, chciałem tylko raz w życiu usiąść koło własnego ojca i zamienić z nim kilka słów. Dlaczego na mnie nie poczekałeś? Czy ja tak wiele żądałem, czy moje oczekiwania były zbyt wygórowane?
Kobieta, gdyby mogła uciekłaby stamtąd, łzy spływały jej po policzkach, ale nie mogła zostawić męża w takiej chwili. Spojrzała na niego, też płakał. Chwyciła go za rękę i przytuliła się do niego, inaczej nie dało mu się pomóc w tej chwili.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Sierpień, 2016, 19:17

Adam


       Stali tak dłuższą chwilę, z tej zadumy wyrwały Halinkę słowa jakiejś kobiety. Państwo z rodziny Władka? Obróciła się w kierunku nieznajomej i odpowiedziała, tak mąż jest synem.
Synem? Zdziwiła się kobieta, przecież on nie miał syna. Adam w ogóle nie reagował na ich rozmowę, ale jej dało do myślenia. Stanęła pośrodku grobu i zaczęła przeglądać szarfy na wieńcach. Było ich niewiele, na jednej pisało od siostry, na innej od chrześniaka i były jeszcze dwie od córki Doroty i córki Magdy.
Adam ! Krzyknęła do męża, to nie był twój ojciec, to jakiś inny mężczyzna. Stał jak oszołomiony, jak to nie, przecież wszystko pasuje? Zaczęła mu wyjaśniać i poszli szukać kobiety, która niedawno przechodziła obok. Ta im wyjaśniła, że Władysław nie miał syna, tylko dwie córki, z żoną rozstali się po dwudziestu latach wspólnego życia. Znała ich oboje bardzo dobrze, bawiła się na ich weselu jako bliska sąsiadka.
Adamowi tak bardzo ulżyło, poczuł się, jakby mu ubyło lat, powróciła chęć do dalszego poszukiwania.
Wracając od kobiety, ponownie zaszli nad grób, aby zostawić kwiaty i zapalić znicz, w końcu były dla niego przeznaczone.
Celem ich dalszej wyprawy była kolejna miejscowość z listy.
Ujechali dość daleko, gdy okazało się, że droga jest nieprzejezdna, musieli zawrócić, aby skorzystać z objazdu.
Adam zrobił się bardziej rozmowny, mówił, że bardzo chciał sobie przypomnieć ojca, ale nic nie pamięta, jest tylko ten jeden obraz z matką, gdy jakiś mężczyzna go trzyma i całuje po szyi, a on się bardzo śmieje. Zawsze uważał, że to był on, matka mówiła, że są do siebie podobni.
Jechali tak przed siebie pogrążeni w rozmowie, aż nagle Halinka krzyknęła, zobacz Nowa Wieś!
Nie była nam po drodze, omijałeś ją, a tu proszę i tak musieliśmy do niej zajechać. A skoro już w niej byli, musieli się rozejrzeć.

Trafili na dzień świąteczny, akurat w miejscowej parafii odbywał się odpust, wszędzie pełno ludzi, gwarno i kolorowo.
Zostawili samochód na poboczu i postanowili się przejść. Na ich drodze była remiza strażacka, a przed nią scena i występ koła gospodyń. Halinka szepnęła do męża, u tych pań to byśmy informacji dopiero mogli zasięgnąć. Faktycznie, zgodził się z żoną, przedział wiekowy dość duży, a więc każda mogła coś wnieść do ich sprawy.
Poczekali aż się skończy występ, kobiety zasiadły pod rozłożystym parasolem, a więc czas działać. Podeszli, pochwalili za część artystyczną i przedstawili swój problem. Zrobiły im miejsce za stołem, kazały się przysiąść, aby lepiej się rozmawiało. Najstarsza z nich zwróciła się do Adama, tu chyba nie ma pana krewnych. Skąd ta pewność, zapytał zdziwiony? Ano drogi panie, bo u nas nie ma takich ładnych Wiśniewskich jak pan. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Halinkę czasem irytowały te zachwyty nad urodą męża, była dumna z męża, ale pochlebstwa od innych kobiet jej przeszkadzały. Adam podziękował za komplement i dalej drążył temat. Nagle jedna z kobiet krzyknęła, Kryśkaaaa a czasem twoja matka z domu to nie Wiśniewska? Wiśniewska padła odpowiedź spod sceny, czemu pytasz? Chodź, chodź pan do ciebie.
Podeszła do nich młoda kobieta w stroju ludowym, najstarsza z grona zwróciła się do niej, ten pan z żoną szukają swoich krewnych, a wy z Wiśniewskich przecież.
Krysia przysiadła obok Halinki i zaczęli rozmawiać. Matka miała dwóch braci Adama i Michała, pierwszy mieszka z nią, zaś drugi wyjechał dawno temu do USA i ślad po nim zaginął.
Znów niewiele, Adam to ten, o którym wcześniej wspominała kobieta, u której byli z Kazimierzem, to się zgadza. Ona nie zna Władysława i to zasmuciło oboje małżonków. Jednak jak już są chcieliby porozmawiać z matką Krysi, może ona wie coś więcej?
Zgodziła się ich zaprowadzić do domu rodzinnego, ale po uroczystościach odpustowych. Matka mieszka na drugim końcu miejscowości, a że  składa się ona z plątaniny uliczek sami raczej nie trafią. Powiedzieli, że nie ma problemu, jak już są poczekają aż będzie mogła ich zaprowadzić.

Jechali wąskimi uliczkami, raz były utwardzone, raz asfaltowe by a chwilę skręcić w jakąś dziurawą gruntową. Chwilami Halinka miała wrażenie, że kręcą się w kółko, ale po kilkunastu minutach dotarli do celu. Dom z kamienia stał wzdłuż drogi, całą swoją powierzchnią zakrywał podwórko, które się za nim rozpościerało. Budynki gospodarcze, które wyglądały bliźniaczo podobnie do pierwszego budynku, były przedłużeniem jednenj ściany domu, tworząc budowlę w kształcie litery L. Usiedli na ławce pod domem, Krysia poszła zawołać mamę, po chwili wyszły obie niosąc ze sobą dwa krzesła. Kazały im się przesiąść, ponieważ ławka była brudna, zadeptały ją dwa psy, które właśnie przybiegły z podwórka i zaczęły obwąchiwać gości. Najbardziej przywarły do Adama, kobieta powiedziała, że musi być dobrym człowiekiem, zwierzęta to wyczuwają. Faktycznie, zwierzaki go lubiły, mało który obszczekał, a nigdy żaden nie pogonił.
Rozsiedli się wygodnie na krzesłach tyłem do podwórka, gospodyni usiadła na ławce i zapytała wprost, to kogo państwo szukają?
Adam opowiedział skrót swojej historii tak jak każdemu z Wiśniewskich w ostatnich dniach.
A skąd pan jest i ile ma pan lat? Adam odpowiadał cierpliwie na pytania, a kobieta co chwilę zadawała nowe.
Zaczynało go to denerwować, sama nic nie wniosła do rozmowy, tylko go pytała. Po kolejnym zestawie pytań był prawie pewien, że to zwykła wiejska plotkara i chyba czas się zbierać.
Z pobliskich budynków gospodarczych dobiegł jakiś hałas, oboje obrócili się w jego kierunku. Gospodyni nie zareagowała, powiedziała tylko, to mój brat działa w warsztacie.
I znów zaczęła  swoje niekończące się przepytywanie. Widząc jak rozmowa przebiega, Adam wstał i powiedział, że chyba nic tu po nich i czas się zbierać. Kobieta szybko zareagowała.........
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 20 Sierpień, 2016, 20:16
Czy tylko ja mam nadzieję że koniec poszukiwań i będzie szczęśliwy koniec.
Po ostatniej części opowieści się załamałam, poważnie ryczałam i nie mogłam skończyć.


Ponawiam to co napisałam ileś postów temu, jeśli będzie wydana książka, to zamawiam egzemplarz z dedykacją.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Sierpień, 2016, 21:05
Czy tylko ja mam nadzieję że koniec poszukiwań i będzie szczęśliwy koniec.
Po ostatniej części opowieści się załamałam, poważnie ryczałam i nie mogłam skończyć.


Ponawiam to co napisałam ileś postów temu, jeśli będzie wydana książka, to zamawiam egzemplarz z dedykacją.

  Tak, tak pamiętam. :)

  Wcale Ci się nie dziwię, niby znam całą historię, jak spisuję to też mi ciężko, a jak już czytam i robię małe poprawki, to czasem ryczę jak.....




 Tak sobie zaczęłam początek ..


      Siedział już dobrą godzinę, wpatrując się w grób matki. Z zadumy wyrwało go czyjeś dzień dobry. Obrócił się, za jego plecami stała starsza kobieta, która przyszła na grób po drugiej stronie alejki.
Krótka wymiana grzecznościowych zdań i Adam zaczął się zbierać do odejścia, gdy kobieta ponownie zagadała.
Pan to musiał być bardzo dobrym synem i kochać mamę, tak często pana tu widzę.
W pierwszym odruchu nie wiedział co powiedzieć, być szczerym czy też przytaknąć kobiecie?
Odpowiedział bardzo dyplomatycznie i zgodnie z prawdą. Wie pani, różnie bywało, raz lepiej raz gorzej. Jednak to ostatni okres w naszym wspólnym życiu zapisał się w mojej pamięci najmocniej.
Całą powrotną drogę do domu wspominał swoje życie. Zastanawiał się, jakby potoczyło się jego życie, gdyby matka nie wyrzuciła go z domu jako nastolatka?
Czy zostałby fanatykiem religijnym jak jego matka? Jaki miałby zawód? Czy poznałby swoją żonę i miał swoją ukochaną córkę? A może oddałby się całkiem religii i został sam?
Swoje życie mimo bolesnych doświadczeń uznał za bardzo udane.

Był nastolatkiem, gdy matka wyrzuciła go z domu, tylko dlatego, że nie chciał już dłużej być świadkiem Jehowy.
Od kiedy tylko pamiętał, ta religia towarzyszyła ich rodzinie. W wieku 15 lat przyjął symbol, to taki chrzest w tej religii, po niej człowiek staje się świadkiem Jehowy w całym znaczeniu tego słowa.
Tylko że Adam nie chciał być świadkiem, to jego matka tego chciała, ona jako jego żywicielka i prawny opiekun wymusiła to na chłopaku.
W sprawie brata i siostry też matka była decyzyjna, tylko że oni tymi świadkami zostali.
Będąc na jej utrzymaniu, postępował tak jak chciała, była osobą, z którą się nie dyskutowało, jej racja była jedyna i słuszna. Chodził głosić, czego osobiście bardzo nie lubił. Nie lubił, bo nie wierzył w to, o czym opowiadał ludziom. Czuł się jakby naciągał ich żywcem na coś, co jest jedną wielką bajką.
Po każdej takie wyprawie czuł do siebie wstręt i pogardę, że jest zwykłym sprzedawczykiem, marionetką w rękach swojej matki, a za jej pośrednictwem całej tej organizacji.
Każdy jego sprzeciw, bunt w tym kierunku, matka kwitowała krótko, jak nie pasuje fora ze dwora.
Obiecywał sobie, że jak tylko odbierze dowód osobisty, zaraz poszuka pracy i powie dość!
To samo tyczyło się zebrań, chodził na nie dla świętego spokoju, a jak nawet odpowiadał to nie robił nic więcej, jak czytał kawałek ze strażnicy. Oczywiście matka miała pretensje, że mógłby bardziej swoimi słowami, a nie idzie na łatwiznę i czyta, tu był nieugięty, powiedział tak, albo wcale. A więc matka zbyt mocno nie pociskała.
Dawała mu za przykład brata i siostrę, oni to potrafili odpowiadać, bogate strażnicowe słownictwo, po ich odpowiedziach wątek się wyczerpywał.
Czasem nawet Adam się zastanawiał, czy to on jest taki kiepski, czy też rodzeństwo takie genialne?
Im bardziej zbliżał się do pełnoletności, tym bardziej nie chciało mu się uczestniczyć w tej szopce.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Sierpień, 2016, 11:55
 Mam pytanie do osób śledzących mój wątek.

Historia Adama nie należy do łatwych, czasem muszę nieźle panować nad emocjami aby nie przegiąć. Sama jestem doświadczona przez organizację, na własnej skórze doznałam tej miłości.

Powiedzcie mi....czy w tym co przeczytaliście zieje nienawiścią do sJ ? Nie chodzi mi o to aby jechać po organizacji, ale aby czytelnik sam wyciągał własne wnioski dodając do siebie pewne fakty.
Ale czasem można się niepotrzebnie zagalopować.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: matus w 21 Sierpień, 2016, 11:56
Nie zieje. Jest spoko.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: MartaW w 21 Sierpień, 2016, 12:17
Nie krytykujesz,ocenę postępowania matki pozostawiłaś czytelnikowi. Pisz kochana,pisz!!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 21 Sierpień, 2016, 14:55

Ja także nie wyczuwam, by ziało bądź wiało chłodem. Pewnie dlatego, że bardzo się starasz mieć to wszystko pod kontrolą.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: chmura w 21 Sierpień, 2016, 16:15
Również nie wyczuwam ziania nienawiścią w stronę ŚJ, historia człowieka która mogła się wydarzyć w każdej grupie wyznaniowej ,ale zdarzyła się w Organizacji która stawia się w roli Jedynej i Prawdziwej. Nie tak dawno dowiedziałam się o młodej wykluczonej osobie i o presji jaka jest wywierana na rodziców by wyrzucić grzesznika z domu. Te historie wciąż się powtarzają. Niestety wciąż.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 21 Sierpień, 2016, 17:27
Wizytę na forum zazwyczaj zaczynam od sprawdzenia co nowego w wątku "Z życia wzięte...". :) Nie, w żadnej z opisywanych przez Ciebie historii nie znalazłem przesadnej krytyki czy jechania po organizacji. O nienawiści do ŚJ jako do grupy nawet nie wspominając! A wszyscy wiemy jakie to trudne.  Pisz dalej. Świetnie się Ciebie czyta!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 21 Sierpień, 2016, 18:24
Mnie bardzo zdumiewa fanatyzm i zacietrzewienie.Moi dziadkowie byli świadkami,od 1945 lub 1946. Ich wszystkie dzieci ochrzciły się i były aktywne,ale z 5 dzieci w łączności została tylko jedna córka. Dziadkowie nigdy nie zerwali więzi. Jedna z ciotek z mężem działali w obwodzie. Oboje odeszli i potem wyjechali do USA.Wuj był żydem i w 1968 został wydalony z kraju. Kontakty rodzinne pozostały i to silne. Ta z ciotek,która pozostała aktywna,nawet bardzo ,pilnowała,by być blisko. Tłumaczyła,że ludzi zjednuje się miłością,a nie chłodem.Jako kuzyni znaliśmy się i kwestia religii nigdy nie była problemem. Co się więc stało,że jedni zachowywali się w ramach tej samej społeczności po chrześcijańsku,a inni jak nawiedzeni?
Nie wiem,ale miałam szczęście. Nigdy nie zrezygnowałabym z moich dzieci,chyba,że zachowywaliby się wobec mnie skandalicznie,niczym Januszek ze znanej  opowieści.
Tazła,pisz,bo to bardzo odkrywcze co opowiadasz. I robisz to tak ciekawie. Z ciebie musi być świetna babka.👍
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Sierpień, 2016, 22:01
 Dziękuje Wam, o to mi chodzi, aby tak to opowiedzieć, że czytelnik sam po swojemu, według własnych norm, oceniał dobrze lub źle bohaterów.

Jak napiszę kawałek, podsyłam Adamowi. Jemu się czasem coś istotnego przypomni, dopowie mi i ja to muszę rozwinąć, a później wcisnąć już w gotowy kawałek. I czasem jest tak, że ,,zwę'' na niego bo mi burzy robotę. :D
Ale jak coś ma naprawdę znaczenie, nie da się inaczej. Tak np było z marzeniem matki o sukience.
I ja to musiałam raz wstawić do momentu w szpitalu, a dwa do kawałku o pogrzebie. Gdy to było poruszone tylko w odcinku z pogrzebem, nie miało by takiej wymowy.



Tazła,pisz,bo to bardzo odkrywcze co opowiadasz. I robisz to tak ciekawie. Z ciebie musi być świetna babka.👍

    Każdy fanatyzm jest krzywdzący, a mądrzy ludzie to naprawdę skarb. :)

Ee jestem całkiem przeciętna. Choć raz żona Adama wypiła sobie więcej wina i tak siedzimy rozmawiamy sobie a ona do mnie....jak ja cię czasem nienawidzę za to że tak dobrze się rozumiesz z Adamem. :D Obiecałam jej, że nie ma powodu do obaw, z mojej strony Adamowi nic nie grozi. Ale....od tamtej pory, uważam na żarty i na to co mówię, aby Halinka _ Alinka nie czuła się zagrożona.

   ===========================================

Adam


     Spokojnie spokojni, niech pan siada, żebym mogła pomóc, muszę wiedzieć dokładnie komu.
I znów zaczęła dopytywać. Adam był gotów wiele znieść, aby się tylko czegoś dowiedzieć.

Po kilkunastu minutach, monotonnej konwersacji, usłyszeli za swoimi plecami, państwo chyba mnie szukają.
Adam słyszał te słowa, ale jakoś do niego nie dotarły, dalej mówił do kobiety. Dopiero zwrócił uwagę, na wstającą żonę, obejrzał się za siebie i aż podskoczył z krzesła. Stał za nim starszy mężczyzna, podpierający się dwoma kulami, wysoki, postawny z bujną, siwą czupryną, mimo podeszłego wieku był nadal przystojny. Zapadła cisza, stali obaj i patrzeli na siebie. Adam bał się poruszyć z obawy czy to aby nie sen. Mężczyzna zaś był tak zaskoczony tą wizytą i znajomym widokiem, że sam nie bardzo wiedział jak się zachować. Jednak po chwili wyciągnął rękę i powiedział, jestem Władysław Wiśniewski, pański ojciec. Adam chwycił ojca za rękę i już miał powiedzieć, jestem Adam, jak mężczyzna go lekko pociągną w swoim kierunku, darował sobie tę formułkę objął ojca i przytulił go do siebie. Starszy pan odwzajemnił mu się tym samym, stali tak objęci aż odezwała się siostra ojca, dość tych czułości, chodźcie dzieci do domu, muszę was nakarmić, wy z dalekiej drogi. Chyba trochę nam zejdzie nim się nagadamy.
Mężczyzna puścił syna, zwrócił się do Halinki, a pani pewnie jest żoną? Tak, odpowiedziała i objęła teścia na powitanie.

Choć próbował się trzymać, jednak wyraźnie drżał. Pocałowała go w policzek i powiedziała, witaj tato. I wtedy dopiero Władysławowi puściły hamulce, zaczął płakać.
Halinka objęła go z jednej strony, Adam z drugiej, każdy ukradkiem ocierał łzy, a siostra złożyła ręce jak do modlitwy i powiedziała, jak wy pięknie razem wyglądacie. Zobacz stary Adamie twoje prośby, modlitwy i marzenia się spełniają, tak chciałeś spotkać swoje dziecko i masz, nawet dwoje. Próbowali się śmiać, ale łzy wzruszenia były silniejsze. Dość mazania się idziemy jeść. Radość, jaka wszystkich ogarnęła była nie do opisania. Adam pomógł ojcu wejść po schodach do domu, Halinka razem z ciotką szykowały jedzenie. Mężczyźni zasiedli za stołem w obszerny pokoju, pełnym bibelotów.

Patrzył na ojca i nie dowierzał, że to się dzieje naprawdę, że w końcu go odnalazł, a on przyjął go tak serdecznie. Jakby mógł siedziałby przy nim i przytulał się jak małe dziecko.
Ojciec patrzył na niego i lekko się uśmiechał, widać było, że ta wizyta sprawiła mu wielką radość.
Do pokoju weszła gospodyni, spojrzała najpierw na jednego, później na drugiego i zapytała. A wam co, mowę odebrało? Tyle lat macie do obgadania, nie marnujcie czasu. Pierwszy odezwał się ojciec, a wiesz siostra tak patrzę na tego mojego syna i oczom nie wierzę. Już myślałem, że się nie doczekam tej chwili, a tu proszę i syn i synowa, znów się rozpłakał. I jaki do ciebie podobny, jak ty sam sprzed lat, dodała ciotka.
Adam przysiadł się bliżej, wziął ojca za rękę i powiedział. Tato nie płacz, teraz już jak cię odnalazłem tak szybko się mnie nie pozbędziesz, zobaczysz czasami będziesz miał mnie dość. Mężczyzna spojrzał na syna i zaczął, dziecko ile ja nocy nie przespałem, wyobrażałem sobie to spotkanie, chciałem cię tylko usłyszeć, zobaczyć, zapytać co u ciebie? Bałem się tylko czy w ogóle chcesz mnie znać. I tu Adam się uśmiechnął, jego marzenia i obawy były prawie identycznie. Odpowiedział ojcu, niepotrzebnie, niepotrzebnie tato. Objął ojca jeszcze mocniej ramieniem i nagle poczuł jak głowa bezwładnie leci mu do przodu.

Krzyknął Halina! Przybiegły obie kobiety z kuchni, przenieśli go na łóżko, próbowali jakoś pomóc. Halinka jak lekarz teoretyk znała zasady pierwszej pomocy, zajęła się ojcem, a mężowi kazała wzywać karetkę.
Przyjechali bardzo szybko, lekarz na odchodne powiedział, prawdopodobnie zawał, zabrali nieprzytomnego mężczyzną do szpitala. Ciotka zaczęła płakać, jeden zawał już miał za sobą, mocno schorowany, doświadczony przez życie, drugiego mógł nie dać rady przeżyć. Płakała jak dziecko, Halinka ją pocieszała, ale sama też roniła łzę za łzą. Jeśli on teraz odejdzie, Adam się załamie, tak długo na niego czekał, tyle mieli sobie do powiedzenia.
Pojechał za karetką, żona została z ciotką w domu, we dwie było im zawsze raźniej. Nie widział nic, tylko migające światła karetki i ten przeraźliwy sygnał. Czuł ogromny żal do losu, dlaczego go tak bardzo doświadcza przez całe życie. Zaczął mówić sam do siebie. Boże, jeśli naprawdę istniejesz, za co mi to wszystko robisz? Co ja takiego złego zrobiłem, że tak mnie gnębisz? Nie zabieraj mi go, jeszcze nie teraz. Nigdy w ciebie nie wierzyłem, ale to przez ludzi, którzy się tobą legitymowali i mnie krzywdzili, mówiąc, że ty tego od nich oczekujesz. Nie zrobiłem nic złego w życiu, żyłem lepiej niż niejeden wierzący, zostaw mi ojca, czekałem na niego całe życie. Nie doświadczyłem ojcowskiej miłości ani troski. Nigdy nie wiedziałem co to znaczy, mieć ojca. Bałem się, że sam nie będę umieć nim być, wzorce czerpałem z teścia. Jeśli czegoś nie wiem lub nie umiem, to zwyczajnie się staram, aby było dobrze. I teraz chcę zasmakować co to znaczy mieć ojca, a on ma odejść, zostawić mnie ponownie, już na zawsze? I co z tego, że mam swoje lata, chcę móc ojca przytulić, pogadać z nim, a nie odwiedzać go na cmentarzu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 21 Sierpień, 2016, 23:19
Tazła, przypominam masz rewelacyjne pióro.

Poryczałam się jak nigdy, od momentu jak napisałaś "państwo chyba mnie szukają", poczułam się jakby cała historia mnie bezpośrednio dotyczyła, poczułam radość i niedowierzanie. Bardzo ucieszyłam się że Adam odnalazł ojca, ale jak przeczytałam końcówkę to poczułam złość, żal. Minęło parę minut a ja dalej ryczę.
Błagam nie każ czekać zbyt długo na kolejna część.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tadeusz w 22 Sierpień, 2016, 08:34
Patrzę w miarę obiektywnie i stwierdzam, że jest OK. Kipiąca od emocji ale w dalszym ciągu obserwacja i opis zachowań  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Sierpień, 2016, 18:23
Tazła, przypominam masz rewelacyjne pióro.

Poryczałam się jak nigdy, od momentu jak napisałaś "państwo chyba mnie szukają", poczułam się jakby cała historia mnie bezpośrednio dotyczyła, poczułam radość i niedowierzanie. Bardzo ucieszyłam się że Adam odnalazł ojca, ale jak przeczytałam końcówkę to poczułam złość, żal. Minęło parę minut a ja dalej ryczę.
Błagam nie każ czekać zbyt długo na kolejna część.

 Dziękuję bardzo raz jeszcze  :-*

Jestem dość zawalona pracą, ale postaram się nie przeciągać. Jeszcze dziś wieczorem, opublikuję cd.
Teraz rozwijam notatki o Adamie na bieżąco, nie mam nic w zapasie.

Byłam pochłonięta pewnym konkursem . Napisałam  oparte na faktach, ale imiona bohaterów zmieniłam, takie było ich życzenie. Konkurs trwał od maja do końca lipca, ja się załapałam na sam koniec.
Z całej Polski spłynęło około 600 prac, dziś dostałam maila z potwierdzeniem, że załapałam się na półfinał.
Jestem wśród 40 najlepszych, nawet jak dalej nie przejdę, to i tak dla mnie wielki sukces.

Dzięki Tadeusz :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: MartaW w 22 Sierpień, 2016, 19:06
Trzymam kciuki. Powodzenia!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Sierpień, 2016, 20:33
Marta  :-*


Adam



       Nawet nie wiedział, jak i kiedy zajechali pod szpital, to, że w ogóle dojechał na miejsce nie powodując żadnego wypadku graniczyło z cudem.
Ojca zabrano na OIOM, nic mu nie chciano powiedzieć, zbywano, robimy badania, proszę czekać. Ile można czekać? Tak długo już czekał, postanowił zadzwonić do żony, ona była po studiach medycznych, zajmowała się tłumaczeniem literatury fachowej, miała znajomych prawie w każdym mieście, a jeśli nie ona sama to jej znajomi. Po piętnastu minutach z oddziału wyszedł lekarz i zapytał. Jest tu pan Adam Wiśniewski ? Poderwał się na równe nogi, lekarz kazał iść za sobą. Weszli do dużej sali, szereg łóżek, na każdym pacjent podpięty do przeróżnych urządzeń. Na samym końcu leżał ojciec, uśmiechnął się na widok Adama. Lekarz zapytał... i jak się pan czuje ? Lepiej odparł mężczyzna, dużo lepiej. Lekarz uśmiechnął się, jeszcze spojrzał na aparaturę i dodał, będzie dobrze panie Władysławie, ale proszę się więcej tak nie denerwować. Obiecuje mi pan? Ja obiecuję, odpowiedział Adam, już ja o tatę zadbam. Sam chory zaś zwrócił się do lekarza, panie doktorze, a gdyby pan po ponad czterdziestu latach odnalazł syna, nie wzruszyłby się pan? Lekarz powiedział, poważna sprawa, a więc jest pan usprawiedliwiony, dostanie pan leki, aby jak najdłużej mógł się cieszyć synem, a syn zadba o całą resztę. Obaj zgodzili się na taki układ. Na odchodne zwrócił się do Adama, zatrzymamy ojca na noc, rano jak wszystko będzie dobrze, będzie go można zabrać do domu.

Usiadł przy łóżku ojca, chwycił go za rękę i podniósł do swojego policzka. Wtedy ojciec pogładził go po twarzy i powiedział, słyszałem to całe zamieszanie, to było jakbym oglądał jakiś film. Bałem się, że mogę umrzeć i nie zdążę ci powiedzieć tylu rzeczy, nie zdążę zapytać o tyle spraw. Ale byłem zadowolony, że choć na krótką chwilę było mi dane cię zobaczyć, usłyszeć, przytulić.
I jeśli bym nagle umarł wiedz, tu Adam przerwał ojcu mówiąc, przestań tato, nie będziesz umierał, lekarz powiedział, że będzie dobrze. Tak wiem, ale jeśli bym nagle zaniemówił, kontynuował ojciec, wiedz, że bardzo cię kocham, zawsze kochałem i kochać będę. Przez wszystkie te lata, nie było dnia, abym o tobie nie myślał, nie tęsknił. Pamiętałem o każdych twoich urodzinach, kiedy i do której klasy szedłeś. Chodziłem do szkoły, aby popatrzeć na dzieci ubrane w odświętne stroje, na koniec lub początek roku, wtedy czułem jakbym był z tobą.
Adamowi łzy zaczęły spływać po twarzy, czuł jak te słowa rozwalają go od środka, ale uśmiechał się do ojca i gładził go po ręce. Wiedział, że nie może mu pokazać jak bardzo go to boli, jak dużo obaj stracili, ile im zostało zabrane. Tylko pytanie, dlaczego i przez kogo? Z tym pytaniem musiał poczekać, aż ojciec wróci do formy. A może nigdy nie odważy się go zapytać, dlaczego nie uczestniczył w jego życiu przez te wszystkie lata?
Miał świadomość tego, że takie pytania mogą bardzo ojca ranić, a to może mu mocno zaszkodzić. A tego Adam nie chciał, aby coś mu się stało. Obiecał sobie, że jeśli ojciec sam nie zacznie poruszać jakiegoś tematu, on nie będzie nawet próbował.
I jeśli nie pozna powodów odejścia ojca i tych lat milczenia, to nieważne. Ważne jest to, że się odnaleźli i mogą się sobą cieszyć.
Siedział do późnego wieczora, aż personel kazał mu wyjść.
Cały ten czas, ojciec wypytywał jak mu się żyje, co porabia, gdzie mieszka, co robi Halinka, ile ma dzieci? Takie, niby zwykłe, proste pytania, ale dla ojca były jak wycieczka, przez życie Adama. Gdy mu opowiadał, że jest wykładowcą na wyższej uczelni, jakie ma tytuły przy nazwisku. Widział jak ojciec promienieje, wypełnia go duma i radość, że jego syn tak daleko zaszedł. 
Przerwał na chwilę rozmowę z ojcem , aby poinformować kobiety że jest dobrze. Na odchodne ojciec go zawołał mówiąc że jest głodny i coś  by zjadł. Adam obiecał zapytać lekarza i przynieść coś do zjedzenia i picia .Odszukał znajomego lekarza i zapytał co może podać ojcu. Lekarz nie był tym zachwycony, tam nie wolno nic wnosić, jednak Adam się upierał, w końcu powiedział ok, ale się ukrywajcie. A jak was nakryje siostra mówcie ,że za moją zgodą.
Szukając sklepu rozmawiał a żoną, powodów do zmartwienia nie ma to tylko nerwy, jak będzie ok rano wraca do domu.To bardzo uspokoiło obie kobiety. Wszedł do sklepu, wybór ogromny, ale nie zastanawiał się długo, wziął dwie bułki z pasztetem i karton soku pomidorowego. Jemu to najlepiej smakuje bez względu na stan zdrowia, a więc i ojcu nie zaszkodzi.
Wrócił do sali, pomógł ojcu usiąść i podał prowiant, ojciec spojrzał na sok, zajrzał do kanapek i zapytał. Dzwoniłeś do ciotki co mi kupić? Nie, odpowiedział zgodnie z prawdą, jak nie dzwoniłeś to skąd wiedziałeś, że to moje ulubione  jedzonko ? Adam się zaśmiał, tak naprawdę lubisz? I to jeszcze jak odparł ojciec. Bo widzisz  powiedział Adam brałem jak dla siebie, to też moje ulubione jedzenie. Ojciec wziął głęboki wdech i powiedział, masz ci babo los, teraz mi będzie podbierał jedzonko, obaj zaczęli się głośno śmiać.

Po wyjściu ze szpitala odetchnął z ulgą, tak bardzo się bał, a skończyło się tylko na strachu.
Wrócił do Nowej Wsi, ciotka i żona zasypały go pytaniami, choć nic więcej im nie mógł powiedzieć, niż to, co powiedział przez telefon. Jednak aby je uspokoić, powtórzył wszystko raz jeszcze.
Emilka została u Kazimierza, musieli zadzwonić, że nie wrócą na noc i pochwalić się dobrymi wiadomościami.
Mężczyzna na słowa Adama, znalazłem ojca, krzyknął , a to mi radość sprawiłeś, tak ci kibicowałem.
Po dniu tak pełnym wrażeń nikt nie miał ochoty iść spać. Zasiedli na małej werandzie przed domem i zaczęli rozmawiać. Po pewnym czasie Adam zauważył, że ciotkę łatwiej mu pytać o pewne rzeczy niż miałby zapytać ojca.
Może dlatego, że ona nie była aż tak bardzo w to uwikłana, jak oni dwaj? Dowiedział się, jak to było, gdy poznali się jego rodzice. Ojciec chłopak ze wsi pojechał do dużego miasta za pracą, tam zdobył zawód, pomieszkiwał w hotelach robotniczych.
Kiedyś pomógł pewnej kobiecie naprawić rower, ta go zaprosiła do mieszkania, aby umył ręce, tam poznał jej córkę, matkę Adama. Rozmowna, kontaktowa, wesoła i najważniejsze nie traktowała go jak dzieciaka, choć był od niej młodszy prawie o dekadę.

Okazało się, że pracują w tej samej fabryce, on buduje nowe hale, a ona jest magazynierem. Dość szybko się pobrali, on jako członek partii dostał niewielkie mieszkanie. To w nim Adam spędził swoje pierwsze lata życia, później przyszło na świat jego rodzeństwo. Zmienili mieszkanie na większe, to samo które matka zapisała Adamowi jako spłatę długu.
I żyło im się fajnie, w miarę spokojnie, na średnim poziomie. Gdy przyjechali na wieś, biedną wieś, wyglądali jak prawdziwe paniska. Nikt już nie widział starszej żony, ale to jak im się powodzi.
Ciotka  podziwiała bratową, mimo trójki dzieci, zawsze nienagannie uczesana, lekki makijaż, modne stroje.
Dla ludzi spędzających całe dnie na polu wygląda jak prawdziwa dama. I nagle zaczęli mniej ich odwiedzać, w listach tłumaczyli się, że dzieci chorują, dużo pracy mają, dlatego nie ma czasu na odwiedziny.
Po dwóch latach takich uników ciotka też pojechała za pracą, stanęła pod drzwiami ich mieszkania, nikt nie otwierał. Poszła zapytać sąsiadów, tam się dowiedziała, że brat od dawna już tu nie mieszka, a bratowa pewnie gdzieś poszła. Od sąsiadki dowiedziała się, gdzie można znaleźć Władysława. Gdy go odszukała, wszystko stało się jasne, rozstali się, mało tego, są już po rozwodzie. I o to, że się rozstali brat bardzo siebie   winił, a czasem jak sobie wypił, płakał i mówił...to moja wina, wszystko przeze mnie.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 22 Sierpień, 2016, 21:35
Kochana piszesz bardzo obiektywnie.
Jest to opowiadanie pełne emocji, ale to jest spowodowane samą historią.
Sympatia do bohaterów w miarę czytania zmienia się, przykład matki Adama, co można zauważyć po komentarzach. To pokazuje że nie powodujesz iż czytelnik musi mec jedną emocję od początku do końca dla danej osoby. Przykład mamy Adama, jak na początku większość jak ja Jej nie lubię, nie wytrzymałbym/wytrzymałabym, tak później, nie jak to dlaczego Ona musiała zachorować.
Podkreślam rewelacyjny styl pisania.

Kochana jesteś że nie kazałaś długo czekać na kolejna część. Nawet sobie nie wyobrażasz jaki kamień mi spadł z serca.

Trzymam kciuki.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Sierpień, 2016, 12:24
   Dziękuję , staram się i tak jak wspominałam wcześniej, sam Adam  miesza jak mu się coś przypomni. :D On też to przeżywa na nowo, po spotkaniu z ojcem, wracają do przeszłości, a ta jak nietrudno się domyślić,  nie była kolorowa dla żadnej ze stron.
Dla jednych z wyboru, dla innych z konieczności ......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Sierpień, 2016, 19:42
   
Adam

       Wyszedł na werandę, zwrócił uwagę na drzwi do warsztatu, nacisnął na klamkę, było otwarte, wszedł do środka.
Po jednej stronie duży stół, a nad nim półki i masa narzędzi, jak na warsztat panował tam niezwykły ład i porządek.
Druga strona wydała mu się bardzo zagracona, było tam mało światła i niewiele widział w panującym półmroku. Poszukał gdzie można włączyć oświetlenie, aby przyjrzeć się lepiej.
Zobaczył rzędy przeróżnych rzeźb. Był w szoku, małe, większe i całkiem spore, sięgające mu pod pachę.
Prawie wszystkie to postacie dzieci w różnym wieku, tych mniejszych wzrostem było najwięcej, jednak czym były większe tym było ich mniej, w postaciach całkiem sporych przeważała jeden model. Chłopiec z dołkiem w brodzie, podobnym jaki miał Adam.

Czym bardziej przyglądał się tym pracom, tym więcej widział podobieństw do siebie i rodzeństwa. Tylko dlaczego, większe rzeźby przedstawiają tylko chłopca z charakterystyczną brodą? A gdzie pozostała dwójka?
W kącie warsztatu stał stos kolejnych prac, wziął pierwszą z brzegu. W tle miasto, pośrodku siedzi mężczyzna, a pod spodem napis...zawsze jesteś w moim sercu. Ryciny były zachwycające, każda inna, z innym podpisem i innym przesłaniem.
Czytał wszystkie, trafił na taką w kształcie ogromnego serca a na nim napis. Kochany synku, dziś twoje osiemnaste urodziny.
Bądź zawsze sobą, żyj w zgodzie z własnym sercem i pamiętaj kocha się za nic, nie istnieje żaden powód do miłości.
Twój zawsze kochający cię tata. Na koniec data, 16 kwietnia.....

Potok łez zalał mu twarz, doskonale pamiętał ten dzień. Trzy osoby z klasy obchodziły urodziny tego samego dnia, wszyscy się przechwalali, jakie niespodzianki zgotowali im bliscy, jakie będą mieli torty, a on nie miał o czym opowiadać.
Przesiedział sam w pokoju i przepłakał w poduszkę. Mieli iść na zebranie, ale powiedział matce, że źle się czuje i został w domu.
Był zły na matkę, że nawet nie wspomniała słowem, jaki to dzień, na ojca, że go nie ma przy nim w dniu tak dla niego ważnym.
A on był, może nie był ciałem, ale na pewno sercem. Wtedy kiedy tak bardzo cierpiało jego młode serce i dusza, on tu siedział i cierpiał równie mocno, a może i jeszcze  bardziej.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: M w 24 Sierpień, 2016, 20:14
Nie wiem ile stron z reguły mają książki, ale jak wziąłem z ciekawości wszystko to co napisałaś i wrzuciłem do edytora tekstu, ustawiłem standardową czcionkę i rozmiar A5 papieru, to wyszło prawie 100 stron :). Przy czym książki są z reguły mniejsze niż A5, więc pewnie wyszłoby tego jeszcze więcej.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Sierpień, 2016, 20:27
łoooo :D  a to przecież nie jest wszystko. Będzie serial w odcinkach :D

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 24 Sierpień, 2016, 21:36
łoooo :D  a to przecież nie jest wszystko. Będzie serial w odcinkach :D

Omo, kilka tomów opowieści Tejzłej.
Już robię miejsce na półce, w honorowym miejscu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Sierpień, 2016, 18:27
Adam



     Długo szukał miejsca na parkingu, aby było jak najbliżej wejścia, wiadomo ojciec nie mógł się forsować. Było jeszcze bardzo wcześnie, personel mógł go przegonić. Szedł korytarzem i zobaczył wózek, a na nim równo ułożona pościel i fartuchy. Wziął sobie niepostrzeżenie jeden, ubrał i szedł pewnym krokiem przed siebie. Przed drzwiami na OIOM minął dwójkę starzystów, którzy powiedzieli mu dzień dobry, odpowiedział i uśmiechną się sam do siebie, chyba wyglądam wiarygodnie. Dotarł do łóżka ojca, a tam pusto, goły materac, pościel przygotowana do zmiany, aż go zmroziło. Pyta siostry o Wiśniewskiego, nic nie wie, dopiero zaczyna zmianę, jeszcze się nie zapoznała.
Pobiegł do pokoju lekarskiego, tam pusto, myśli zaczęły mu się kłębić w głowie, a wyobraźnie podsuwała najgorsze rozwiązania.
Stał na korytarzu i jak na złość nikogo nie było, gdyby to było inne miejsce zacząłby krzyczeć...jest tu ktoś?! 


Z końca korytarza dochodziły jakieś odgłosy, postanowił iść sprawdzić. Uchylone drzwi łazienki, stoi pielęgniarz i mówi...ale proszę pana jest bardzo wcześnie, nie ma co się ubierać. Syn może przyjechać za kilka godzin. Zobaczył swojego ojca jak zakłada koszulę i mężczyznę który, choć mu pomaga, próbuje go od tego odwieść. Ojciec mu odparł, pan nie zna mojego syna, ja wiem, że on tu zaraz będzie. Adamowi zrobiło się tak radośnie, tak miło. Pchnął drzwi i powiedział, już jestem tato. Ojciec się uśmiechną od ucha do ucha i zwrócił do mężczyzny, a nie mówiłem, już jest.
Pielęgniarz nawet nie próbował zaprzeczać, odparł tylko, to zostawiam pana z synem i sobie poszedł.
Bardzo szybko załatwił co było do załatwienia,  jeszcze zajechał do apteki po nowy zestaw leków dla ojca.
Ledwo wjechali na wyboistą uliczkę, przy której mieszkał ojciec z ciotką, a już było widać jak obie kobity stoją w otwartej bramie.
Władysław zdążył uchylić drzwi, a siostra już go strofowała, że narobił wszystkim strachu i że ją chce wykończyć.


Adam był trochę zły na kobietę, że niepotrzebnie ojca stresuje, ale widać ten nic sobie z tego nie robił. Odparł jej, Gośka ciebie sam diabeł nie da rady wykończyć, ty jesteś nie do zajechania. Wszyscy zaczęli się śmiać, ciotka chwyciła brata pod rękę i powiedziała, chodź ty stary ramolu.
Adam postanowił się nie rozsiadać, tylko jechać po córkę. Już dwa raz dzwoniła, kiedy w końcu ją zabiorą do dziadka.
Obrócił bardzo szybko, dziewczynka była już gotowa. Zamienił z Kazimierzem kilka słów, obiecał, że się odezwie, każdy rozumiał, że teraz chce się nacieszyć ojcem.
Dziewczynka całą drogę zasypywała ojca pytaniami, potokiem pytań. A jaki dziadek jest, a jak wygląda, a z kim mieszka i wiele innych. Wjechali na podwórko, wszyscy siedzieli na werandzie. Dziewczynka nie bardzo wiedziała jak się zachować......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nordzik w 28 Sierpień, 2016, 11:56
Pięknie odpisałaś swoje historie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 28 Sierpień, 2016, 16:52
Witaj Nordzik!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Sierpień, 2016, 18:04
Pięknie odpisałaś swoje historie.

  Dziękuję, swoje i nie swoje też . :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 31 Sierpień, 2016, 18:26

Ania



 Nie chcę, aby ktoś pomyślał, że kreuję się na …idealne dziecko. Takie grzeczne, słuchane i poukładane. Byłam jak większość dzieci…chętna do zabawy i psot.
Jednak gdy mnie poniosło w tych zabawach….a potem przyszło opamiętanie…nagle czułam się jak ktoś bardzo zły. Widziałam na sobie ten…karcący wzrok Boga i jego najwymyślniejsze dla mnie kary.

Pamiętam taką historię…
Miałam może z sześć- siedem lat, mama mnie zostawiła u sąsiadki.
Były tam dwie dziewczynki…jedna w moim wieku, a druga trochę starsza.
Poszłyśmy do sklepu i w drodze powrotnej starsza poczęstowała nas małymi ciasteczkami. Które jak się później okazało, ukradła w sklepie.
Mój strach był ogromny…przecież Bóg widział, że zjadłam kradzione. To maleńkie ciasteczko normalnie piekło mnie w żołądku tak bardzo, że próbowałam u siebie wywołać wymioty. Klęczałam pod płotem i pchałam sobie paluchy do gardła, aby tylko sprowokować wymioty, nie udało się.
Wracałam do domu i płakałam, tak bardzo się bałam gniewu za swój grzech. W domu oczywiście się nie przyznałam do swojego…niecnego postępku. Bo przecież matka by mi tego nie puściła płazem…tak sobie wtedy myślałam.
Dziś z perspektywy lat….uważam, że nic by się nie stało, najwyżej by mnie uczuliła na przyszłość.
Tak bardzo bałam się jej reakcji, że chowałam przed nią usta, jakby na nich była wypisana moja wina. Nic nie chciałam jeść, nawet oglądać dobranocki, bardzo szybko umyłam się i poszłam spać. Leżałam w ciemnym pokoju i zaczęłam się modlić, Jehowo nie pozwól, aby ktoś się dowiedział o tym ciastku, ja nie chcę zginąć w armagedonie.

Minęło kilka dni, poszłam z matką do sąsiadki, tamta jak zawsze gościnna, poczęstował nas ciasteczkami. Spojrzałam na nie, później na matkę i wybiegłam z domu, zwymiotowałam zaraz za progiem. Wszyscy zachodzili w głowę, co mogło mi tak bardzo zaszkodzić? Z czasem ciasteczkowy strach minął, a jego miejsce zajęły inne, równie absurdalne.

I dziś właśnie zadaję sobie pytanie….kogo bardziej się bałam, czyjego gniewu, mojej matki czy Boga? Czy wtedy mając te kilka lat bardziej miałam umysł wypaczony, czy też byłam dobrze wychowana ? Jednak jako dorosły człowiek, ceniący sobie uczciwość w szerokim tego słowa znaczeniu, uważam, że nie tylko ja, ale wiele podobnych mi dzieci było bardzo skrzywdzonych, zastraszonych chorymi zasadami. I z takich właśnie dzieci, w większości wyrastają równie zastraszeni dorośli, którzy bardziej od gniewu Boga, boją się gniewu ludzi...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 01 Wrzesień, 2016, 17:28
Zjadłam w wieku 6 lat osobiście kradzionego cukierka. Taki kukułkowy. Do dziś gryzie mnie sumienie. Mama czytała nam o wróbelku elemelku,że cudza rzecz,choćby zgubiona,nie należy przecież do nas.Do dziś mi głupio. Bo mogłam poprosić.Te wyrzuty pomogły mi ustalić,że złodziejem już nigdy nie będę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Wrzesień, 2016, 11:39
 Mnie tam żadne wyrzuty nie gnębią bo zjadłam.... Bardziej mi doskwiera straszenie innych śmiercią i armagedonem, strach w oczach koleżanek, łzy itp...tu czuję się podle, mam moralniaka.


Z góry przepraszam za brak dalszej historii Adama, ostatnio zrobiła się doba za krótka. Zaglądam na forum, ale tak tylko na chwilę, a każdy kolejny kawałek wymaga uwagi i czasu. Jak się ogarnę, będę dalej publikować....

A teraz krótka historia z wczoraj....

 Byłam za zakupach, w miejscu gdzie zawsze koczuje stojak i dwie panie, jest także sklep w którym miałam odebrać towar. Trafiłam jednak na kartkę....wracam za 15 minut. A więc sobie stoję i czekam.
Panie zauważyły mnie i zareagowały jak sępy na padlinę, ruszyły do mnie jak na komendę, po chwili młodsza się wycofała, a do ataku przystąpiła starsza.

Nawija, nawija coś o złym świecie, ludziach...ja jej przytakuję, mówię tak..ludzie mówią o miłości, a to są często puste słowa, wyświechtane slogany, którymi się podpierają jak kulawy kijem.
O tak podłapała temat, wyciągnęła mi coś ( nie wiem dokładnie co) ale  było napisane wielkimi literami miłość......
Pokazuje  mi, nawija a ja znów wracam do miłości i bliźnich. Pytam babeczkę , czy ta miłość to d wszystkich czy tylko są jakiś wybrane grupy? Ona, że wszyscy są dziećmi Boga i wszystkich jednakowo się traktuje. Ooo na to czekałam, bardzo mi się spodobało to zdanie. Mówię do pani, to świetne, podoba mi się pani podejście do ludzi,mam takie samo.
Widać moje pochwały mile połaskotały jej ego, w rewanżu powiedziała....że widać iż jestem dobrym , szlachetnym człowiekiem, mam swoje zasady itd itp...uśmiechałam się do niej jak koń do owsa.
Aby po chwili zapytać o osoby które były świadkami i już nimi nie są, jak to się ma do nich?

Pani nagle z pogodnej osoby, spochmurniała, zmarszczyła czoło i zaczęła mówić, że takie osoby to odstępcy, źli ludzie, którzy nie zasługują na życie wieczne, ani poszanowanie od ludzi praworządnych....itd
W czasie jak zaczęłyśmy rozmawiać, przesunęłyśmy się spod sklepu pod stojak. Słucham jej słucham  w końcu pytam ...powiedziała pani to co nauczyła się z literatury, czego wymaga od was organizacja? Dalej nawija, pytam z naciskiem tak? Ta w odpowiedzi pokazuje mi znów tekst z publikacji. Pytam ponownie tak ? Odpowiedziała TAK!

Wtedy ja zabieram jej publikację, daję młodszej, obracam tyłem do stojaka i mówię....a więc niech mi pani teraz powie prosto w oczy, że jestem złym człowiekiem, nie zasługuję na szacunek, że jestem człowiekiem gorszej kategorii.
Teraz to ja wlepiłam w nią swój wzrok jak hiena w ofiarę. Zaczęła coś stękać, motać się, chciała sięgnąć po jakąś publikację, nie pozwoliłam, chwyciłam ją za ramię, aby się nie odwróciła do stojaka.
I znów mówię do niej...jestem odstępcą, proszę odszczekać to co pani wcześniej powiedziała o mnie, że jestem dobra itd...

I wiecie co..widziałam w oczach tej kobiety przerażenie, strach, bezradność. Aż mi się jej zrobiło żal,bez tej makulatury okazała się bezradna jak dziecko, może trochę z mojej winy zamotała się, wpadła w swoje sidła. Tak jak się mówi, że ich publikacje są ich największymi wrogami,tak samo ich słowa są dla nich czasem zabójcze.

Już nie pociskałam, otwarto sklep, na odchodne życzyłam im miłego dnia i tego aby nie trafiła się ani jedna osoba która da się nabrać na te bajki.
Gdy wychodziłam ze sklepu słyszałam jak mówiła do swojej koleżanki, że jest wściekła na siebie...ciekawa jestem tylko za co? :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: piotr slezyngier w 04 Wrzesień, 2016, 12:09
masz stalowe nerwy..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: accurate w 04 Wrzesień, 2016, 12:14
.
Widać moje pochwały mile połaskotały jej ego, w rewanżu powiedziała....że widać iż jestem dobrym , szlachetnym człowiekiem, mam swoje zasady itd itp...uśmiechałam się do niej jak koń do owsa.
Aby po chwili zapytać o osoby które były świadkami i już nimi nie są, jak to się ma do nich?

Pani nagle z pogodnej osoby, spochmurniała, zmarszczyła czoło i zaczęła mówić, że takie osoby to odstępcy, źli ludzie, którzy nie zasługują na życie wieczne, ani poszanowanie od ludzi praworządnych....itd
W czasie jak zaczęłyśmy rozmawiać, przesunęłyśmy się spod sklepu pod stojak. Słucham jej słucham  w końcu pytam ...powiedziała pani to co nauczyła się z literatury, czego wymaga od was organizacja? Dalej nawija, pytam z naciskiem tak? Ta w odpowiedzi pokazuje mi znów tekst z publikacji. Pytam ponownie tak ? Odpowiedziała TAK!

Wtedy ja zabieram jej publikację, daję młodszej, obracam tyłem do stojaka i mówię....a więc niech mi pani teraz powie prosto w oczy, że jestem złym człowiekiem, nie zasługuję na szacunek, że jestem człowiekiem gorszej kategorii.
Teraz to ja wlepiłam w nią swój wzrok jak hiena w ofiarę. Zaczęła coś stękać, motać się, chciała sięgnąć po jakąś publikację, nie pozwoliłam, chwyciłam ją za ramię, aby się nie odwróciła do stojaka.
I znów mówię do niej...jestem odstępcą, proszę odszczekać to co pani wcześniej powiedziała o mnie, że jestem dobra itd...

I wiecie co..widziałam w oczach tej kobiety przerażenie, strach, bezradność. Aż mi się jej zrobiło żal,bez tej makulatury okazała się bezradna jak dziecko, może trochę z mojej winy zamotała się, wpadła w swoje sidła. Tak jak się mówi, że ich publikacje są ich największymi wrogami,tak samo ich słowa są dla nich czasem zabójcze.

Już nie pociskałam, otwarto sklep, na odchodne życzyłam im miłego dnia i tego aby nie trafiła się ani jedna osoba która da się nabrać na te bajki.
Gdy wychodziłam ze sklepu słyszałam jak mówiła do swojej koleżanki, że jest wściekła na siebie...ciekawa jestem tylko za co? :D

Nie masz litości, :)

Lubię takie doświadczenia że służby  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Blizna w 04 Wrzesień, 2016, 12:34

Gdy wychodziłam ze sklepu słyszałam jak mówiła do swojej koleżanki, że jest wściekła na siebie...ciekawa jestem tylko za co? :D

Pewnie za to, że sobie z Tobą "nie poradziła", bo z pewnością dotarło do niej, że poniosła porażkę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: chmura w 04 Wrzesień, 2016, 12:51
Być może również dlatego jest na siebie wściekła, bo nieświadomie zgrzeszyła rozmawiając z odstepca a to grzech gorszy od rozpusty i molestowania dzieci .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Wrzesień, 2016, 19:21
masz stalowe nerwy..
 

  Nie mam, dlatego słucham piąte przez dziesiąte. :D

Nie masz litości, :)

Lubię takie doświadczenia że służby  ;D

  Ja to wszystko robię z miłości :D

Pewnie za to, że sobie z Tobą "nie poradziła", bo z pewnością dotarło do niej, że poniosła porażkę.

 Też mi się tak wydaje, pluła sobie w brodę, że tak banalnie dała się podejść.

Być może również dlatego jest na siebie wściekła, bo nieświadomie zgrzeszyła rozmawiając z odstepca a to grzech gorszy od rozpusty i molestowania dzieci .

 Chyba raczej dotarło do niej, że szastała tą miłością do wszystkich, a później wyszło inaczej. I tak tym sposobem wyszła na kłamczuchę. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 04 Wrzesień, 2016, 19:56
Pewnie za to, że sobie z Tobą "nie poradziła", bo z pewnością dotarło do niej, że poniosła porażkę.

Jak ochłonie całkowicie, to stwierdzi że nie jest winna, bo to Tazła powinna natychmiast poinformować nieświadome "niebezpieczeństwa" głosicielki że jest ona odstępcą. A tak... podstępnie zostały zaatakowane przez odstępcę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Andrzej w 04 Wrzesień, 2016, 20:12
Witajcie. nie byłem i nie jestem świadkiem.
Chciałem podzielić się moim doświadczeniem ze świadkami, na forum opisujecie jak to przyszli do was i zauroczyli naukami niewolnika.
Było to pod koniec lat siedemdziesiątych gdy byłem młodym mężem i ojcem dwójki dzieci. Wracając z pracy zastawałem w domu dwie miłe panie, które zawsze wychodziły. Pytam się żony, kto to jest - a to takie znajome przychodzą i sobie rozmawiamy (czyli kobiece sprawy). Pewnego dnia po powrocie do domu znalazłem na stole, strażnicę i przebudźcie się. Wziąłem do reki i pojawiła się zmieszana żona z pytaniem - co o tym sadzisz. Jeszcze nie przeczytałem i jak przeczytam to będę mógł coś powiedzieć. Po obiedzie zabrałem się do literatury, po skończeniu powiedziałem, że to za mało i musiałbym coś więcej poczytać. Żona od razu wyjęła plik broszurek, które chowała przede mną. Teraz poczytałem wybrane artykuły i po skończeniu mówię do żony - widzę tu jakiś fałsz, musiałbym porównać to z Biblią (mieliśmy tylko Nowy Testament).

Po kilku dniach panie głosicielki dostarczyły Biblię (tzw Brytyjkę). Rozmawialiśmy z żoną i mówiła, że głosicieli chyba mówią prawdę, bo w Biblii jest tak napisane, dobrze sprawdzę.

Wybrałem więc niektóre nauki strażnicy i porównywałem z tym co napisane jest w Biblii. Nie czytałem wersetów tylko całe rozdziały i odnośniki do wersetów.

W rozmowie z żoną mówię - w strażnicy podają tak, lecz w Biblii jest to inaczej przedstawione i odczytywałem odpowiednie fragmenty. Żona na to - nie będę z nimi już rozmawiała.

Panie głosicielki gdy się dowiedziały, że to dla mnie Biblia, odwiedziły mnie. Rozmawialiśmy ponad dwie godziny. Pochwaliły mnie, że tak dobrze znam Biblię i przyjdą jak się bardziej przygotują. Nie przyszły.

Pytałem się żony dlaczego nie pokazała mi broszurek wcześniej - bo panie mówiły, by nie mówić nic mężowi bo może być przeciwny ich rozmową.

To by było na tyle.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Wrzesień, 2016, 10:35


 Witaj Andrzej :)

A więc kolejny dowód na to, że nauki świadków, ich wersetowe podpory opierają się tylko na kawałkach wyrwanych z kontekstu.
Dopasowują je tak, aby wyglądały jak potwierdzenie ich nauk. Obmyślają swoje nowe światło, a później tylko podpinają do tego odpowiedni werset.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 05 Wrzesień, 2016, 12:10
Jak brałam chrzest, siedziałam w sektorze dla tych co idą do basenu, koło mnie siedziała jedna siostra, strasznie się bała że mąż się dowie że bierze chrzest. Mówiła że powiedziała że jedzie na zgromadzenie, ale nie mówiła w jakim celu, twierdziła że się domyśla, a bracia w zborze mówili że się wszystko ułoży, tyle co czytała że po jakim czasie i mąż się ochrzcił, mimo że był przeciwny. Zapaliła mi się wtedy czerwona lampka, ale dorosła kobieta wie co robi, tak wtedy myślałam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte ..... do Tazła Mistrzyni Ciętej Riposty
Wiadomość wysłana przez: Maro w 05 Wrzesień, 2016, 15:30
Zlociutka, niezla jestes !  Lbie Cie!   Chcesz pogadac?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Wrzesień, 2016, 19:42
Jak brałam chrzest, siedziałam w sektorze dla tych co idą do basenu, koło mnie siedziała jedna siostra, strasznie się bała że mąż się dowie że bierze chrzest. Mówiła że powiedziała że jedzie na zgromadzenie, ale nie mówiła w jakim celu, twierdziła że się domyśla, a bracia w zborze mówili że się wszystko ułoży, tyle co czytała że po jakim czasie i mąż się ochrzcił, mimo że był przeciwny. Zapaliła mi się wtedy czerwona lampka, ale dorosła kobieta wie co robi, tak wtedy myślałam.

  Gdy moja siostra przyjmowała symbol, miałam chyba z osiem lat, mata w tajemnicy przed ojcem szyła jej strój na tę okazję. Bała się, że nie pozwoli jej iść , albo zniszczy jej dzieło przygotowane  na ten dzień.
A uszyła jej z flaneli takie przedłużone wdzianko i spodnie 3/4. Gdy sobie ją dziś przypominam wyglądała jak Kargul na zdjęciu jakie wysłali Jaśkowi do USA.  :-X ;D ;D

Zlociutka, niezla jestes !  Lbie Cie!   Chcesz pogadac?

 


Dzięki Maro, ale jaka ja tam złociutka. Jestem jak stal z resztkami zgorzeliny. :D

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 05 Wrzesień, 2016, 20:13
Dzięki Maro, ale jaka ja tam złociutka. Jestem jak stal z resztkami zgorzeliny. :D

Boś diamentem albo perłą, możesz wybrać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Wrzesień, 2016, 10:19
  Adam



    Wziął ją za rękę, podeszli do Władysława i powiedział...tato to jest moja córka, a twoja wnuczka Emilka. Chciał jeszcze powiedzieć, przywitaj się z dziadkiem, ale nie zdążył, mała została porwana przez dziadka i zginęła w jego ogromnych ramionach. I tak na dobre kilkanaście minut byli pochłonięci sobą. Dziadek co chwilę przytulał wnuczkę lub całował w czoło, ta zaś głaskała go po siwej czuprynie lub poklepywała po policzku. Po dłuższej chwili Adam zwrócił się do nich, drodzy państwo, czuję się zazdrosny. A co też chcesz, na kolana spytała córka? Nie zdążył odpowiedzieć jak mała dodała, jesteś za wielki, nie ma miejsca już na kolanach u dziadka.
Zaczęli się śmiać i pytać po kim ona taka mądra? Ciotka stwierdziła, że jak nic po dziadku, przemądrzała do szpiku kości.
Mała była z dziadkiem tak pochłonięta rozmową, że cały świat przestał dla niej istnieć. Mężczyzna patrzył na wnuczkę i wciąż się uśmiechał, zachowywali się tak, jakby się znali całe życie.
Adam nawet nie próbował im przeszkadzać, nie miał szans przebić się przez ten szczebiot. A więc sam się skupił na rozmowie z ciotką. Po dłuższej chwili dobiegły do niego słowa..miałam jeszcze babcię Zosię, ale słabo ją znałam. Spojrzał na ojca i zauważył jak ucieka od tematu, zaczyn małą pytać o szkołę, koleżanki, zwierzaki, jakie ma. Ewidentnie było widać, że temat żony był dla niego niewygodny.
Adam przysłuchiwał się dyskretnie ich rozmowie i docierało do niego, że może być tak, iż nie dowie się, dlaczego ojciec ich zostawił. I choć bardzo chciałby poznać tę przeszłość, to jeśli to miałby popsuć jego dobrze zapowiadające się relacje z ojcem, wolał z jej poznawania zrezygnować.
Tak naprawdę nie wiedział, jak przeszłość odziała na ojca, czy jest bolesna, czy ma wyrzuty sumienia, a może zwyczajnie oboi się reakcji syna. Coś w tym było, przecież i ciotka niechciana za wiele mówić odsyłała do ojca.
Nagle dziadek krzyknął...a co ty tu masz? Pokazując na pieprzyk na szyi dziewczynki. Wszyscy zamilkli zaczęli się przyglądać Władysławowi i małej.
Dziewczynka pogładziła miejsce na swojej szyi i odparła, dziadku ja to ma od zawsze. Mama mówiła, że urodziłam się z tym.
Wtedy mężczyzna pokazał miejsce na swojej szyi, tam było identyczne znamię. Tato, mamo zawołała Emilka, dziadek jest do mnie podobny. Raczej ty do dziadka, odparła Alinka córce. Na co ciotka załamała ręce i powiedziała..a więc macie przechlapane.
Zaczęli się śmiać, że listę z planem poszukiwań na pewno mogą wyrzucić, ten pieprzyk to jak badania DNA.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Wrzesień, 2016, 19:07
   
Adam

       Władysław wstał i poszedł do drugiego pokoju, przyniósł szare pudło, lekko sfatygowane przez czas.
Zaczął wertować w zawartości, wyjmować pożółkłe zdjęcia. Tu miałeś miesiąc, podał fotografię Adamowi, tu ty z Mikołajem, tu jesteśmy na sankach, a tutaj twój ulubiony pajacyk. Zdjęcie przedstawiało małego chłopca w kraciastym ubranku z drewnianym pajacykiem w dłoni. Zatrzymał się na dłużej nad zdjęciem, coś mu ono mówiło. Po chwili zwrócił się do ojca, pamiętam jak przez mgłę, jakiś mężczyzna przesuwa meble i wyciąga zza nich pajacyka. Ojciec uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął opowiadać. Miałeś góra 2 latka, ktoś położył go na kredensie i wpadł za mebel. Wyciągnąłem go dopiero po odsunięciu grata. Jak ty się wtedy cieszyłeś, aż piszczałeś na jego widok.

To drugi obraz z ojcem w roli głównej, jaki pamiętał z przeszłości. Opowiedział o pierwszym, jaki pamiętał od zawsze.
O dziwo ojciec wiedział, o co chodzi, wrócił wtedy z delegacji, nie było go w domu dość długo, dziecko zwyczajnie o nim zapomniało i się go bało. A więc aby się nim nacieszyć, ojciec trzymał Adama tyłem do siebie, aby go nie widział, bawili się tak do upadłego. Matka nie protestowała mimo późnej godziny, pozwalała im na te harce, tak długo aż obaj padli ze zmęczenia. Najpierw Adaś, później jego ojciec, zasnęli na niepościelonym łóżku. Nie przenosiła syna do łóżeczka, przykryła ich kołdrą, a sama poszła spać do drugiego pokoju. Rano obudziły ją odgłosy z sąsiedniego pokoju, weszła po cichu i zobaczyła męża z zamkniętymi oczami, lekkim uśmiechem na twarzy i syna, który pokazywał na twarz ojca paluszkiem i mówił... oko, nos, ucho, a ojciec za nim powtarzał.
Ta opowieść wywołała uśmiech na twarzach obu mężczyzn.

Adam był pod wrażeniem archiwum ojca i szczegółów, jakie pamiętał odnośnie każdej pamiątki. Chwilami wydawało mu się, że ojciec opowiada dzień za dniem z ich wspólnego życia.
Trochę dopytywał, ale robił to bardzo delikatnie, aby nie spłoszyć rodzica. Widział, że są tematy, od których ucieka, a nie chciał, aby ojciec się zamknął w sobie. Dlatego, jeśli pytał to bardzo ogólnie, np...opowiedz coś jeszcze z czasów, gdy byłem mały.

Opowiadał chętnie, jednak tym razem posmutniał, wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać. Miałeś sześć miesięcy, cały dzień byłeś jakiś płaczliwy. Gdy wróciłem do domu z pracy, pojechaliśmy z tobą do lekarza. Ten odesłał nas do szpitala.
Tam bardzo szybko, zabrano cię na odział, zrobiło się poruszenie, nikt nam nic nie chciał powiedzieć. Personel działał w pośpiechu, zza drzwi sali, w której leżałeś dochodziły chwilami podniesione głosy. Gdy wychodziła pielęgniarka, zauważyłem, że leżysz pod jakąś aparaturą. Byłem przerażony, ale nic nie mówiłem matce.
Pocieszałem ją, że pewnie cię badają i zaraz nam powiedzą, że niedługo wracasz do domu. Sam nie wierzyłem w to, co mówiłem, ale ona była taka przerażona. Siedziała na tym twardym szpitalnym krześle i płakała, nie wydawała z siebie żadnego głosu, tylko łzy jak strugi spływały jej po policzkach.

Po kilku godzinach wyszedł lekarz i powiedział, że złapałeś jakąś bakterię, która w błyskawicznym tempie zaatakowała cały organizm. Słabniesz z minuty na minutę, nie walczysz, mamy być przygotowani na najgorsze. W tym momencie twoja matka osunęła się na podłogę, a ja nawet nie miałem siły się ruszyć, aby jej pomóc.
Podano jej jakiś zastrzyk i jak stanęła na nogi kazano nam iść do domu.
Był środek nocy, wyszliśmy ze szpitala, na dworze było bardzo zimno. Szliśmy tak przed siebie bez słowa. Po pewnym czasie mijaliśmy kościół, spojrzłem na matkę, zatrzymała się na chwilę. W tym samym momencie skierowaliśmy swoje kroki w jego kierunku.
Chwyciła za klamkę, było zamknięte, uklękła pod drzwiami i zaczęła szlochać. Uderzała głową w stare drewniane drzwi i cedziła przez łzy. Nie zabieraj go nam, po co on ci potrzebny? Dla nas jest całym światem, bez niego nie mam po co żyć.
Ukląkłem obok niej i próbowałem ją przytrzymać, aby nie zrobiła sobie krzywdy. Tak na zmianie klęczeli i siedzieli pod drzwiami aż przyszedł ksiądz odprawić poranną mszę.
Zapytał o  problem, zaprosił do środka i zaproponował, że odprawi mszę w intencji ich dziecka.
Po mszy poszliśmy do szpitala, tam powiedziano nam tyle, że nie jest gorzej, proces chorobowy się zatrzymał, a to dobry znak.

Dopiero w trzeciej dobie odzyskałeś przytomność, do domu zabraliśmy cię po dwóch tygodniach. Długich, tragicznych tygodniach, ważyłeś tyle, co w chwili narodzin, ale szybko zacząłeś wracać do sił i nadrobiłeś straty.
Oczy ojca błyszczały od łez, sam Adam się wzruszył, miał dziecko i wiedział, że to były bardzo ciężkie doświadczenia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Wrzesień, 2016, 20:25

Adam


    Dni mijały bardzo szybko, mimo że spędzał z ojcem dużo czasu to jednak nigdy nie da się nadrobić straconych lat.
Niby dużo wiedział jego z życia , ale nie wiedział, dlaczego odszedł. W rozmowach z żoną nie używał zwrotu..odszedł od nas, mówił tylko odszedł. Z tego, co widział, to nie były tylko puste słowa, ojciec nie odszedł od nich, ale od matki.
Kiedyś poszli do warsztatu, Adam znów zaczął przeglądać zalegające w nim prace. Wszystkie wyszły spod ręki ojca, mniej lub bardziej dopracowane, ale jego.
Władysław widział, z jakim zainteresowaniem syn je przegląda.

Zaczął opowiadać historię każdej swojej pracy.Każda miała swoje odniesienie do jakiejś daty z życia jego dzieci. Urodziny, imieniny, pierwsza klasa, ósma klasa...osiemnastka Adama. O wszystkim pamiętał.
Opowiadał o każdej pracy w zadumie, widać było, że sprawia mu to ból. Adam powiedział, że nie musi opowiadać skoro to dla niego takie trudne.
Jednak on ewidentnie chciał to z siebie wyrzucić.
Poprosił syna, aby szedł do ciotki i powiedział, aby mu dała zielone pudełko z komody, ona będzie wiedzieć, o co chodzi.
Przyniósł ojcu stare zielonkawe pudełko, wziął je do ręki, zaczął obracać, a następnie mówić. Mimo że to była połowa kwietnia, nadal było bardzo zimno. Pojechałem do waszego mieszkania, z tym prezentem i wielką torbą twoich ukochanych irysków z sezamem. Drzwi otworzyła matka, powiedziała, że cię nie ma w domu, chciałem zapytać, kiedy będziesz, ale nie zdążyłem zamknęła mi drzwi przed nosem.

Postanowiłem na ciebie czekać pod blokiem. Po jakimś czasie wyszła z twoim rodzeństwem, które na mój widok szybko się oddaliło. Matka powiedziała mi, że wyjechałeś na drugi koniec Polski nauczać ludzi o Jehowie, prawdziwym Bogu i powiedziałeś, że nie chcesz mieć nic wspólnego z takim ojcem oraz że prosiłeś, abym się z tobą nigdy więcej nie kontaktował. Gdy poprosiłem, aby przekazała ci prezent, odmówiła. Świadkowie Jehowy nie obchodzą urodzin, codziennie mogą się obdarowywać prezentami, nie potrzebują do tego żadnej okazji. Z wielkim bólem wróciłem do domu, po drodze kupiłem sobie w melinie jakiś alkohol, upiłem się do nieprzytomności.
Podał synowi pudełko mówiąc, to twój spóźniony prezent, cukierki rozdałem dzieciom pod blokiem. Adam otwierał podarunek bardzo ostrożnie, bał się, że może coś uszkodzić. W środku był męski zegarek z niebieską tarczą i srebrną bransoletką. On chodzi, powiedział zdziwiony . Tak, odparł ojciec, nakręcam go cały czas przez te wszystkie lata, zawsze miałem cichą nadzieję, że kiedyś ci go dam, chciałem, aby był sprawny. Adam obracał zegarek w dłoni i nie wiedział co powiedzieć. Przecież w tamtym dniu, był w domu, siedział w swoim pokoju i płakał do poduszki. Winił ojca, że o nim zapomniał, a on był na wyciągnięcie ręki, tak bardzo blisko. Widział, że ojciec płacze, nie chciał pokazywać jak bardzo się wzruszył, jak szarpią nim emocje. Czuł jak w nim wszystko narasta i zaczyna dusić w piersi, wyszedł przed budynek. Tam dał upust temu, co go dławiło, Emilka widząc płaczącego ojca, podbiegła do niego, przytulił się i zaczęła pytać. Tatuś, dlaczego płaczesz? Tatuś nie płacz, bo i ja będę. W tej chwili jak spod ziemi wyrosła Halinka i zabrała córkę, mówiąc, że tatuś musi teraz być sam.

Stał oparty o nagrzany mur, obracał w dłoni zegarek, na pewno dużo kosztował, jak na tamte czasy ojciec jak nic wydał na niego dwie swoje pensje. Nagle zauważył z tyłu jakiś napis, przyjrzał mu się uważnie. Kształtne literki tworzyły motto na życie młodego człowieka...Synu, żyj tak, aby nikt nigdy przez ciebie nie płakał.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 14 Wrzesień, 2016, 17:20


Okazja czyni....


    Będąc na bazarze chciałam sobie kupić kawę z budki, podchodzę i czekam na panią, pobiegła rozmienić kasę. Obok stoją dwie panie a kilka kroków dalej wózek.
I tak przyglądam się temu wózkowi, przekrzywiam głowę raz w jedną stronę, raz w drugą jak ta papuga na patyku. Nie ukrywam,  że było to prowokacyjne z mojej strony. Po chwili rybka chwyciła haczyk i podchodzi do mnie pani i mówi...coś panią interesuje z naszej tematyki?
....tak kawa, czarną z cukrem poproszę udaję głupią . Na co ona....pokazuje na wózek ale z naszej literatury?
Nieee, odpowiadam ja potrzebuję coś dla ciała nie dla ducha. Na co pani szybko odpowiada....my dla ciała i dla ducha też .
A po ile u pań kawa? Odbijam piłeczkę. Na co kobieta się skrzywiła....ale my nie mamy kawy.
To co mi pani zawraca głowę...
Dalej już tematu nie pociągła.





A to Ci sie udalo , to juz bylo z pogranicza sadyzmu   :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Wrzesień, 2016, 21:06



A to Ci sie udalo , to juz bylo z pogranicza sadyzmu   :)

  Tak tylko troszeczkę.
Czasem jak do mojej spokojnej duszyczki dobijają się jacyś wandale, lubię ich pogonić. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 15 Wrzesień, 2016, 12:42
Do   Tejzlej!!  ,,Mam pytanie do osób śledzących mój wątek.

Historia Adama nie należy do łatwych, czasem muszę nieźle panować nad emocjami aby nie przegiąć. Sama jestem doświadczona przez organizację, na własnej skórze doznałam tej miłości.

Powiedzcie mi....czy w tym co przeczytaliście zieje nienawiścią do sJ ? Nie chodzi mi o to aby jechać po organizacji, ale aby czytelnik sam wyciągał własne wnioski dodając do siebie pewne fakty.
Ale czasem można się niepotrzebnie zagalopować.''   
   HISTORIA ADAMA PISANA JEST TWOIMI REKOMA WIDZIANA TWOIMI OCZYMA I PRZEZYWANA TWOIMI EMOCJAMI. TO JEST PO CZESCI TWOJE ZYCIE BO ZWRACASZ UWAGE NA OTACZAJACYCH CIE LUDZI SWOJA WLASNA DUSZA. WIEC OPISUJESZ TEZ MIEDZY WIERSZAMI A CZESTO I WPROST WLASNA HISTORIE ZYCIA.  PRZEZYWASZ ZYCIE INNYCH PRZEZ SWOJE WLASNE DOSWIADCZENIA, KTORE UKSZTALTOWALY CIE TAKA JAKA JESTES ORAZ TAKZE PRZEZ TWOJA WLASNA PRACA NAD SOBA. DLA MNIE POKAZUJESZ PRZEZ TO CO PISZESZ JAK WAZNE SA RELACJE, WIEZI ORAZ TO CO TE WIEZI POTRAFI POPSUC A CZESTO I ZABIC. PYTASZ RETORYCZNIE CZY Z TEGO CO PISZESZ ZIEJE NIENAWISC DO SWIADKOW JEHOWY?  JA NIE UDZIELE CI NA TO ODPOWIEDZI BO KAZDY I TY ROWIEZ WIESZ JAK JEST.  ZRESZTA, SA CHWILE W ZYCIU ZE CZUJEMY TO UCZUCIE, PEWNIE NIKOMU NIE JEST OBCE UCZUCIE GNIEWU GDY CZUJESZ JAK KTOS CHCE CIE JAKO WOLNA ISTOTE ZAMKNAC W KLETCE WBREW TWOJEJ WOLI. MYSLE ZE MAMY PRAWO JAKO LUDZI CZUC TO UCZUCIE I JEST ONO UZASADNIONE, GORZEJ JESLI W TYM TRWAMY. MOWISZ ZE CZASEM MUSISZ SAMA NIEZLE PANOWAC NA EMOCJAMI ABY NIE PRZEGIAC. MYSLE, ZE JESLI W ZDROWY SPOSOB JE PRZEZYWASZ CZYLI WLASCIWE UCZUCIA I WE WLASCIWYM CZASIE NIE DA SIE Z TYM PRZEGIAC. WIEC... CZYTAM DALEJ TWOJE HISTORIE...

Nemo: Proszę nie pisać z włączonym Caps Lock-em. Z góry dziękuję.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Wrzesień, 2016, 19:39

  Wiesz.. od gniewu do nienawiści daleka droga. Złość Cię opuści i dajesz na luz, nabierasz dystansu .
Zaś nienawiść to żądza zemsty, życzenie aby stało mu się coś złego.

A co ja im mogę życzyć? Hm...żeby im się kartki w strażnicy posklejały, albo tablet się wieszał?  :o ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 17 Wrzesień, 2016, 00:03
Tazla - ,,Wiesz.. od gniewu do nienawiści daleka droga. Złość Cię opuści i dajesz na luz, nabierasz dystansu .
Zaś nienawiść to żądza zemsty, życzenie aby stało mu się coś złego.

A co ja im mogę życzyć? Hm...żeby im się kartki w strażnicy posklejały, albo tablet się wieszał?  :o ;D ;D"



Tak, masz racje lepiej nabrac dystansu.  Kiedys tak sobie dumalem,dumalem I wydumalem ze nienawisc nic nie moze zaszkodzic znienawidzonemu. On sobie zyje wlasnym zyciem i kompletnie nie wie, ze w tym czasie ktos....   Nasacza sie nienawiscia, podnosi sobie cisnienie krwi, zaciska zeby, zoladek, moze taki biedulek dostac zawalu albo wylewu, a jesli nie, to wrzodow zoladka albo innej przypadlosci. Ma zepsuty humor i zycie i chodzi posepny...     Wiec pewnie lepiej zyczyc innym pogody ducha, byc im serdecznym i zyczliwym...ktos tu napisal ze warto byc lepszym, ponad tym. Kazdy z nas byl Swiadkiem Jehowy i mogloby sie tak zdarzyc, ze tkwilibysmy dalej ...   kazdy z nas gdzies tam w glebi zawsze tesknil za autentycznoscia ,czlowieczenstwem, prawdziwym szacunkiem i mysle, ze nie powinnismy im tego prawa odbierac...a co do kartek... to zgadzm sie niech im sie posklejaja  :)
Tytuł: .
Wiadomość wysłana przez: Maro w 17 Wrzesień, 2016, 15:34
.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Wrzesień, 2016, 18:04

Adam

              Urlop dobiegał końcowi, trzeba było wracać do domu i obowiązków. Adam z Halinką byli już spakowani, pozostało im się tylko pożegnać z bliskimi. Emilka została u dziadka była dopiero połowa wakacji, okolica piękna, świeże powietrze, ukochany dziadziulo jak zwykła o nim mówić oraz towarzystwo. Ciotka miała czwórkę wnucząt, z czego dwie dziewczynki były wiekowo zbliżone do małej. A więc nuda na pewno jej nie groziła.
Zaczęli nawoływać córkę, przybiegła po chwili, boso ze zdartym kolanem i umorusaną buzią.
Emila! Krzyknęła matka, jak ty wyglądasz?! Na co dziewczynka przytulając się do ojca odpowiedziała.oj mamo, szybko się żegnaj, ja nie mam czasu tam w ognisku ziemniaki dochodzą.
Tak szybko, jak przybiegła oddaliła się, ku radości dziadka, który skwitował sytuację krótko..żywe srebro.
Na odchodne Władysław dał synowi niewielki pakunek, mówiąc przy tym..masz poczytaj sobie w domu.
Ujechali kawałek, jak Adam poprosił żonę, aby zajrzała do środka, co tam jest?
W środku były listy, a raczej koperty, całkiem nowe i bardzo, bardzo stare. Każda była adresowana do Adama i na każdej widniał dopisek..adresat nieznany.
Odłożyła pakunek na bok, mówiąc mężowi, że według niej to bardzo intymne i sam powinien je rozpakować.

Po powrocie do domu, żona poszła spać, zaś Adam zasiadł do lektury. Rozłożył listy na stole, zaścielały całą jego powierzchnię. Nie wiedział, od którego zacząć, uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie od tego z najstarszą datą.
To był czas, kiedy jeszcze nie chodził do szkoły. Otworzył starą pożółkłą kopertę, wyją kartkę i zaczął czytać.

Moje kochane drogie dzieci.

Nie ma mnie przy was ciałem, ale cały czas jestem z wami sercem.
To, że się rozstaliśmy z mamą nie znaczy, że o was zapomniałem, jesteście dla mnie najważniejsi na świecie......
Na koniec był dopisek. Adaś adresuję do ciebie, bo jesteś najstarszy, mam nadzieję, że kiedyś sam przeczytasz ten list. Opiekuj się bratem i siostrą, bądź grzeczny i wszyscy słuchajcie mamy.

Kochający was zawsze tata.

Były listy z życzeniami, takie zwykłe z opowieściami życia ojca.
Z każdego z nich wylewały się pokłady miłości ojca do dzieci, którego brutalnie odsunięto z ich życia.
Była masa tęsknoty i bólu, żalu, że tyle im wzajemnie zabrano. Był list, w którym Władysław opisywał ważny dzień z życia syna.
Z opisu wynikało, że obserwował go z ukrycia, a że szedł z matką nie odważył się podejść. Wszedł do szkoły jak trwały uroczystości i razem z innymi rodzicami kibicował pierwszakom.
Z dalszej korespondencji dowiedział się, że matka zagroziła, iż jeśli nie przestanie ich nachodzić, pozbawi go praw do dzieci, wywiezie je daleko, że nawet nie będzie mógł sobie na nich popatrzeć.
Nie chciał nic robić na siłę wiedział, że awantury i przepychanki nie będą niczym dobrym dla dzieci. Postanowił im tego oszczędzić.
Po przeczytaniu listów, Adam wiedział, że jego ojciec to bardzo mądry człowiek. Z miłości do nich, zrezygnował z bliższych relacji z nimi. Wiedział, że porywcza żona jest zdolna do wszystkiego, aby tylko postawić na swoim.
To przecież ona doniosła na niego do dzielnicowego, że nadużywa alkoholu i się nad nimi znęca. W dniu, kiedy miał wolne i poszedł na imieniny kolegi, wezwała milicję. Przyszli zabrali na izbę. Później jak się planował, nie miała już haczyka alkoholem, chodziła i płakałam, że znęca się nad rodziną psychicznie.
Adamowi coś zaczęło przemykać przez pamięć. Milicjant w ich domu pytał go o ojca czy ich bije, przerażone dziecko spuściło głowę, a matka mówiła, że to ze strachy przed ojcem.
I za co taka podłość, za co taka zemsta? Tylko za to że....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: noelo w 19 Wrzesień, 2016, 16:44
Dziwi mnie, że ojciec odstępuje od kontaktów z dziećmi "żeby się nie szarpać i nie awanturować, bo to dla nich niedobre". A wychowywanie się bez niego niby dobre?
A co do przekazania przez matkę że syn się z ojcem nie chce widywać, no litości, uwierzył w coś takiego, znając swoją byłą żonę? Nie miał numeru telefonu do syna, nie można było zweryfikować?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 19 Wrzesień, 2016, 17:25
Dziwi mnie, że ojciec odstępuje od kontaktów z dziećmi "żeby się nie szarpać i nie awanturować, bo to dla nich niedobre". A wychowywanie się bez niego niby dobre?
A co do przekazania przez matkę że syn się z ojcem nie chce widywać, no litości, uwierzył w coś takiego, znając swoją byłą żonę? Nie miał numeru telefonu do syna, nie można było zweryfikować?

Weź pod uwagę że w tamtych czasach nie było telefonów komórkowych.
Czasem lepiej jest ustąpić, bez względu na konsekwencje niż szarpać się i jeszcze bardziej rujnować poczucie bezpieczeństwa.
Między wierszami można przeczytać, na tamten czas matka Adama była gotowa na wszystko, byleby zerwać kontakt ojca z dziećmi. W sumie nie jest to między wierszami, dokładnie tu (pogrubienia moje):

Po przeczytaniu listów, Adam wiedział, że jego ojciec to bardzo mądry człowiek. Z miłości do nich, zrezygnował z bliższych relacji z nimi. Wiedział, że porywcza żona jest zdolna do wszystkiego, aby tylko postawić na swoim.
To przecież ona doniosła na niego do dzielnicowego, że nadużywa alkoholu i się nad nimi znęca. W dniu, kiedy miał wolne i poszedł na imieniny kolegi, wezwała milicję. Przyszli zabrali na izbę. Później jak się planował, nie miała już haczyka alkoholem, chodziła i płakałam, że znęca się nad rodziną psychicznie.
Adamowi coś zaczęło przemykać przez pamięć. Milicjant w ich domu pytał go o ojca czy ich bije, przerażone dziecko spuściło głowę, a matka mówiła, że to ze strachy przed ojcem.
I za co taka podłość, za co taka zemsta? Tylko za to że....

To dziedzina życia, gdzie nie ma dobrego wyboru, mniej inwazyjnego. Nieważne co się postanowi będzie źle.
Co by było lepsze, szarpanina w sądzie, danie za wygraną? Nieważne co by ojciec Adama wybrał, to bardzo by się odbiło na psychice dzieci.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: noelo w 19 Wrzesień, 2016, 17:52
Weź pod uwagę że w tamtych czasach nie było telefonów komórkowych.

Masz rację, mój błąd :) Ale jeśli wiedział, gdzie syn chodzi do szkoły, mógł tam choćby wystawać, żeby spytać go, czy to prawda...

Czasem lepiej jest ustąpić, bez względu na konsekwencje niż szarpać się i jeszcze bardziej rujnować poczucie bezpieczeństwa.
Między wierszami można przeczytać, na tamten czas matka Adama była gotowa na wszystko, byleby zerwać kontakt ojca z dziećmi. W sumie nie jest to między wierszami, dokładnie tu (pogrubienia moje):

To dziedzina życia, gdzie nie ma dobrego wyboru, mniej inwazyjnego. Nieważne co się postanowi będzie źle.
Co by było lepsze, szarpanina w sądzie, danie za wygraną? Nieważne co by ojciec Adama wybrał, to bardzo by się odbiło na psychice dzieci.
No spoko, ale on nie był do niczego zdolny? Przecież był mężczyzną, dlaczego tak łatwo się poddał? W takich właśnie sytuacjach w grę wchodzą organy prawne, z których pomocą warto zawalczyć o swoje prawa. Nie piszę o walce przemocą, ale właśnie za pomocą takich środków. Nie wyobrażam sobie zostawienia dziecka z takiego właśnie powodu...
I nie szukania go potem, jak już stał się dorosłym mężczyzną!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Wrzesień, 2016, 20:15
Dziwi mnie, że ojciec odstępuje od kontaktów z dziećmi "żeby się nie szarpać i nie awanturować, bo to dla nich niedobre". A wychowywanie się bez niego niby dobre?
A co do przekazania przez matkę że syn się z ojcem nie chce widywać, no litości, uwierzył w coś takiego, znając swoją byłą żonę? Nie miał numeru telefonu do syna, nie można było zweryfikować?



   Może postępowanie ojca nie było do końca w porządku. Pewnie każdy z nas postąpiłby inaczej, lepiej lub gorzej to rozegrał.

Jednak należy pamiętać o tym, że nie do końca znamy wszystkie detale. Adam mimo żalu jaki miał do matki nie zgodził się aby te ich brudy prać publicznie do samego spodu.
I to należy uszanować.

Chyba nie czytasz wszystkiego od początku, padło że szukali się w dorosłym życiu, ale nic z tego nie wyszło. Sama matka nie wiedziała do pewnego czasu gdzie jest dorosły Adam.

I tak jak pisze Niepokorna...w takich sytuacjach nie ma dobrych wyjść.Zawsze ktoś cierpi lub obrywa rykoszetem, a najbardziej dzieci.


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: noelo w 20 Wrzesień, 2016, 09:22
Czytałam od początku, możesz mi zacytować, gdzie była mowa o tym, że ojciec go szukał? Czytałam to za jednym razem, więc mogłam coś przeoczyć z przemęczenia :P
Na pewno dobrym wyjściem nie jest rezygnacja z prób kontaktu z dzieckiem, no przykro mi, ale nijak tego nie poprę. Zwłaszcza że go tak rzekomo bardzo kochał przez te wszystkie lata.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 20 Wrzesień, 2016, 10:18
Na pewno dobrym wyjściem nie jest rezygnacja z prób kontaktu z dzieckiem, no przykro mi, ale nijak tego nie poprę. Zwłaszcza że go tak rzekomo bardzo kochał przez te wszystkie lata.

Nie znamy wszystkich szczegółów, nie ma co się łudzić że je poznamy. Ocenienie z taką surowością, nie jest fair.
Nam, osoba całkowicie niezwiązanym z historią, emocjami, wyborami, łatwo jest ocenić i to ocenić niesprawiedliwie. Dużo ciężej wniknąć i spróbować zrozumieć, o próbie poczucia emocji jakie targały bohaterami nie wspominając. Poza tym historia toczy się x lat temu, a jak to sady w Polsce kult matki polki (który mnie strasznie drażni), ojciec jest na straconej pozycji, zwłaszcza jak matka jest kreatywna (w najgorszym tego słowa znaczeniu).

Powiem z własnego doświadczenie, dużo bardziej wolałabym żeby, któreś z moich rodziców zniknęło z życia mojego jako dziecka, czy ograniczyło kontakt, niż miałabym jeszcze raz przechodzić przez to co przeszłam.
zniszczenie dziecięcego azylu, później próba odzyskania szacunku do rodziców i patrzenie na nich jak na rodziców, a nie kogoś przez kogo się cierpiało.

W ocenie kogoś są trzy opcje:
Pierwsza, ocenić kogoś swoimi miernikami (najgorsza).
Druga, próbować zrozumieć czyjeś ówczesne emocje, i nimi ocenić (mało realne, zwłaszcza jeśli sami czegoś nie przeżyliśmy).
Trzecia, powstrzymać się (zwłaszcza jeśli nie znamy wszystkich szczegółów), można kogoś bardzo skrzywdzić.

Tazła napisała coś co powinno posłużyć jako zakończenie debaty w tym temacie:

   Może postępowanie ojca nie było do końca w porządku. Pewnie każdy z nas postąpiłby inaczej, lepiej lub gorzej to rozegrał.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Wrzesień, 2016, 11:23
   
   Jest taka stara życiowa mądrość....nie sądźcie abyście nie byli......


 Jedna z moich sąsiadek była zawsze bardzo bojowa jeśli chodziło o innych.
Gdy znajomej mąż odszedł do kochanki, a żona dała mu rozwód i polubownie podzielili się majątkiem i opieką nad dziećmi. Krzyczała....ja, ja bym mu złamanego grosza nie dała, w skarpetkach bym puściła, o dzieciach by musiał zapomnieć.

Gdy zaś w innym domu, chłopak wpadł w złe towarzystwo....włamy, rozboje, naruszenie nietykalności...areszt, później więzienie. Znów grzmiała...wyrzuciłabym z domu na zbity pysk, wyrzekłabym się, dla mnie to już nie dziecko.
Wieszała psy na takich osobach, nazywając ich nieudacznikami.

Często się jej mówiło...nie kozacz nie kozacz , nikt nie wie co go w życiu czeka.  Wszystko na nic, ona z góry zakładała jakby postąpiła i jaka byłaby wtedy  mądra.

Minęło trochę czasu....
Córka w wieku szesnastu lat zaszła w ciążę, nie wiedziała nawet z kim. Urodziła dziecko, zostawiła babci i poszła w tango. Narkotyku, alkohol, rozboje, prostytucja i więzienie.
Matka jak opętana latała po adwokatach, a później nosiła paczki do więzienia. Wszelkie uwagi kwitowała...przecież to moja córka.

Minęło trochę czasu, mąż wyjechał za pracą, później wieści, że nie wraca, pozew rozwodowy i podział majątku.
Sprzedała kawał lasu po swoich rodzicach aby spłacić męża, zgodnie z wyrokiem sądu.
Po jakiś pięciu latach, mąż wrócił goły i wesoły, a ona przyjęła go z otwartymi ramionami. Przecież dzieci muszą mieć ojca, a wnuki dziadka.


Jak to się mówi.....

Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: A w 20 Wrzesień, 2016, 15:09
Czytałam od początku, możesz mi zacytować, gdzie była mowa o tym, że ojciec go szukał? Czytałam to za jednym razem, więc mogłam coś przeoczyć z przemęczenia :P
Na pewno dobrym wyjściem nie jest rezygnacja z prób kontaktu z dzieckiem, no przykro mi, ale nijak tego nie poprę. Zwłaszcza że go tak rzekomo bardzo kochał przez te wszystkie lata.
Noelo pomiędzy czarnym a białym jest wiele odcieni szarości.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 25 Wrzesień, 2016, 13:47
   
   Jest taka stara życiowa mądrość....nie sądźcie abyście nie byli......


 Jedna z moich sąsiadek była zawsze bardzo bojowa jeśli chodziło o innych.
Gdy znajomej mąż odszedł do kochanki, a żona dała mu rozwód i polubownie podzielili się majątkiem i opieką nad dziećmi. Krzyczała....ja, ja bym mu złamanego grosza nie dała, w skarpetkach bym puściła, o dzieciach by musiał zapomnieć.

Gdy zaś w innym domu, chłopak wpadł w złe towarzystwo....włamy, rozboje, naruszenie nietykalności...areszt, później więzienie. Znów grzmiała...wyrzuciłabym z domu na zbity pysk, wyrzekłabym się, dla mnie to już nie dziecko.
Wieszała psy na takich osobach, nazywając ich nieudacznikami.

Często się jej mówiło...nie kozacz nie kozacz , nikt nie wie co go w życiu czeka.  Wszystko na nic, ona z góry zakładała jakby postąpiła i jaka byłaby wtedy  mądra.

Minęło trochę czasu....
Córka w wieku szesnastu lat zaszła w ciążę, nie wiedziała nawet z kim. Urodziła dziecko, zostawiła babci i poszła w tango. Narkotyku, alkohol, rozboje, prostytucja i więzienie.
Matka jak opętana latała po adwokatach, a później nosiła paczki do więzienia. Wszelkie uwagi kwitowała...przecież to moja córka.

Minęło trochę czasu, mąż wyjechał za pracą, później wieści, że nie wraca, pozew rozwodowy i podział majątku.
Sprzedała kawał lasu po swoich rodzicach aby spłacić męża, zgodnie z wyrokiem sądu.
Po jakiś pięciu latach, mąż wrócił goły i wesoły, a ona przyjęła go z otwartymi ramionami. Przecież dzieci muszą mieć ojca, a wnuki dziadka.


Jak to się mówi.....

Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono.



Po prostu kobieta o dwojakiej moralnosci ;)  .... ale jedno u niej sie nie zmienilo, zawsze byla sprawiedliwa we wlasnych oczach, czy kogos to dziwi?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Wrzesień, 2016, 19:47

Po prostu kobieta o dwojakiej moralnosci ;)  .... ale jedno u niej sie nie zmienilo, zawsze byla sprawiedliwa we wlasnych oczach, czy kogos to dziwi?

 Jak dla mnie zwykła dulszczyzna, potępianie innych za to co się samemu robi.
Inni są be, a ja za to samo jestem prawdziwym bohaterem, a jeśli już nie, to jestem w pełni usprawiedliwiona.
Tak to chyba jest tłumaczone.

W końcu punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 26 Wrzesień, 2016, 09:33
Jak dla mnie zwykła dulszczyzna, potępianie innych za to co się samemu robi.
Inni są be, a ja za to samo jestem prawdziwym bohaterem, a jeśli już nie, to jestem w pełni usprawiedliwiona.
Tak to chyba jest tłumaczone.

W końcu punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.






Jak powiedziala gdziesz w komentarzu A  , zycie to nie tylko czarno bialy kolor ale tez odcienie szarosci. Ja tez bym dodal, ze I tkaze rozne kolory. Mysle, ze  latwiej ludziom ocenic zachowanie innych pod katem Moralnosci.  Siebie natomiast latwiej ocenic pod katem faktow czy sprawnosci.  tlumaczenie np, to przeciez moja corka, albo np. to przeciez kazdemu sie zdarza, albo a co mam zrobic? albo nie udalo mi sie inaczej, przeciez nie jestem doskonaly itd. Ludzie stosuja rozne zabiegi by unikac wlasnych przykrych uczuc.i gdyby tak ochoczo takze innych usprawiedliwiali a raczej chcieli zrozomiec byloby Im latwiej.  Psychika ludzka jest dosc skomplikowana I prosta ocena czyjegos zachowania jest tylko subektywna ocena I nic wiecej, mniej lub bardziej trafna , czesto mniej trafna.  Poza tym nie tylko sami piszemy swoj scenariusz zycia czesto ksztaltuja je inne okolicznosci w tym inni ludzie.   W kazdym razie jesli posowamy sie do moralnej oceny innych ludzi chcemy poczuc sie lepiej we wlasnych oczach I nie wazne czy my zachowujemy sie gorzej czy lepiej.   Wazna informacja jest jest tez to jak traktujemy innych to mowi nam wiele o nas samych. gdzie I w jakim konkretnie miejscu mamy problem. Problem jest,  jak w tym przykladzie o zdzble I belce. To generalna zasada, Nie widzimy u siebie belki nie dlatego ze mamy zle intencje, ale dlatego ze brak nam dystansu do siebie. O tej belce badz zdzble w naszym oku powiedziec moga nam zyczliwe osoby, ktore czesto nie maja interesu nas oszukiwac a nam potrzebna jest jedynie jedna rzecz, pokora, gdyz to czego sie dowiemy o sobie od tej zyczliwej osoby nas zaboli, a zaboli z powodu, ze taka jest po prostu prawda o nas samych. Nie dotykaja nas emocjonalnie tematy nieistotne I z gruntu nieprawdziwe, boli to, ze dociera do nas prawda i burzy nasz idealistyczny obraz wlasnej osoby. Po prostu lubimy oszukiwac nie tylko innych. Unikanie przykrych uczuc paradoksalnie nie sprawi ze sie ich pozbedziemy lecz bedzie jeszcze gorzej.  Nie mam takiej zdolnosci jak TaZla ktora potrafi jednym zdaniem okreslic istote wiec pozwole zacytowac jej powyzsze zdanie ktore mowi bardzo wiele:            ,,Inni są be, a ja za to samo jestem prawdziwym bohaterem, a jeśli już nie, to jestem w pełni usprawiedliwiona.''  W tym zdaniu doskonale widac w jaki sposob ludzie znieksztalcaja wlasna rzeczywistosc.  Chcialbym jeszcze przy tym dodac, aby nigdy poznajac kogokolwiek nie zapominac o kontekscie, on jest czesto wazniejszy niz sama osoba. Nie wiemy czesto nic o jej rodzinie, wychowaniu, relacjach, itd. itd.itd. wiec... pozdrawiam wszystkich I Ciebie TaZla chyba Aniu jesli sie nie myle :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Wrzesień, 2016, 22:01


     Chcialbym jeszcze przy tym dodac, aby nigdy poznajac kogokolwiek nie zapominac o kontekscie, on jest czesto wazniejszy niz sama osoba. Nie wiemy czesto nic o jej rodzinie, wychowaniu, relacjach, itd. itd.itd. wiec... pozdrawiam wszystkich I Ciebie TaZla chyba Aniu jesli sie nie myle :)

 Dokładnie, bardzo wiele czynników ma wpływ na nasze postępowanie, zachowanie, odczucia i reakcje.
Tego nie da się zamknąć w wymiarach czy szablonie, że np...prawidłowe morale w życiu ma metr wysokości i 85 cm szerokości. Jakby tak było, byłoby to może ułatwienie, ale i ogromnie krzywdzące dla wielu osób.

Dla przykładu...znam dwie kobiety, jedna 34 lata, matka samotnie wychowująca piątkę dzieci, mąż dał nogę w świat i zostawił ją z kolosalnymi długami.Ze względu na dwoje najmłodszych nie może podjąć pracy na cały etat. Dorywczo sprząta gdzie może, nawet psy wyprowadza za kasę.  I sypia ze swoim bogatym sąsiadem też za kasę. Mówi że za te kilka nocy może spokojne nakarmić  wszystkie dzieci. I choć się sobą brzydzi, płacze i znów idzie jak lodówka zaczyna świecić pustkami.

Druga też sypia z bogatym gościem, ma 25  lat i nie przepracowała ani jednego dnia. Markowe ciuchy, kosmetyki, fryzjer, kosmetyczka....jest z siebie zadowolona, śmieje się i mówi żyje się raz.

Obie robią to samo, ale czy da się to zmierzyć jedną miarą?
Według mnie nie.

Dziękuję,  tak imię się zgadza :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 27 Wrzesień, 2016, 16:09
Dokładnie, bardzo wiele czynników ma wpływ na nasze postępowanie, zachowanie, odczucia i reakcje.
Tego nie da się zamknąć w wymiarach czy szablonie, że np...prawidłowe morale w życiu ma metr wysokości i 85 cm szerokości. Jakby tak było, byłoby to może ułatwienie, ale i ogromnie krzywdzące dla wielu osób.

Dla przykładu...znam dwie kobiety, jedna 34 lata, matka samotnie wychowująca piątkę dzieci, mąż dał nogę w świat i zostawił ją z kolosalnymi długami.Ze względu na dwoje najmłodszych nie może podjąć pracy na cały etat. Dorywczo sprząta gdzie może, nawet psy wyprowadza za kasę.  I sypia ze swoim bogatym sąsiadem też za kasę. Mówi że za te kilka nocy może spokojne nakarmić  wszystkie dzieci. I choć się sobą brzydzi, płacze i znów idzie jak lodówka zaczyna świecić pustkami.

Druga też sypia z bogatym gościem, ma 25  lat i nie przepracowała ani jednego dnia. Markowe ciuchy, kosmetyki, fryzjer, kosmetyczka....jest z siebie zadowolona, śmieje się i mówi żyje się raz.

Obie robią to samo, ale czy da się to zmierzyć jedną miarą?
Według mnie nie.

Dziękuję,  tak imię się zgadza :)










Tak Aniu, wiem o czym mowisz. ...prawdziwe morale nie ma konkretnych rozmiarow, jest raczej szyte na miare.  Nie jestesmy na miejscu innych ludzi, wiec nie doswiadczamy tego samego oraz nie siedzimy w ich srodku, a mysle ze niektorym by sie to przydalo. Tak sobie wejsc w cudze cialo i poprzezywac to samo, a potem wyjsc i zapytac siebie samego, czy dalej widze te osobe tak samo? Czesto prawdziwe poswiecenie dla kogos bycie cichym bohaterem jak ta matka, ktora w desperacji i z dobrych pobudek robi co robi, nie da sie porownac z tym drugim przykladem. Jedna mysli o sobie inna o dzieciach. Posluze sie osobistym doswiadczeniem. Jedna przyjaciolka byla obecna podczas rozmowy w ktorej probowalem cos wyjasnic innej osobie. Wydawalo mi sie, ze mowie z sensem, ladnie, prosto i skladnie. Ona sluchala i nic nie mowila. Na osobnosci pozniej powiedziala mi :   Sluchaj, to co mowiles bylo bardzo madre bo wynikalo z Twojego doswiadczenia i gdyby osoba ta cie posluchala wiele by na tym skorzystala, ale czy zauwazyles ze sluchala cie z grzecznosci? bo dla niej bylo to po prostu zwykle pieprzenie, a wiesz dlaczego? spytala.  Szczeka mi opadla nie wiedzialem co mi powie.  Bo aby cos zrozumiec trzeba to samemu <doswiadczyc>, czesto jestesmy pewni ze czegos nie zrobimy albo pewni ze cos zrobimy , ale dopiero w zetknieciu z dana sytuacja mozna sie dowiedziec jak naprawde sie zachowamy. I to jest prawdziwa wiedza, ktora ty posiadasz ale nie ta osoba bo przezyles rozne rzeczy w zyciu. Ona zanim zrozumie o czym jej naprawde powiedziales musi miec na koncie podobne przezycia, ktore w oparciu o emocje z tym zwiazane bedzie dopiero w stanie zrozumiec. Pomyslalem sobie wtedy, jaka prosta genijalna prawda! No bo do czego niby mialby on przykleic moje slowa? Dla tej osoby byly to tylko slowa i nic poza tym.  Jednym zdaniem cos waznego zrozumialem. Ale takze to, ze lepiej zadawac sie z kobietami ;) 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Wrzesień, 2016, 20:48

  Bo aby cos zrozumiec trzeba to samemu <doswiadczyc>, czesto jestesmy pewni ze czegos nie zrobimy albo pewni ze cos zrobimy , ale dopiero w zetknieciu z dana sytuacja mozna sie dowiedziec jak naprawde sie zachowamy.


  Reasumując....nie zrozumie syty głodnego.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 27 Wrzesień, 2016, 22:55

  Reasumując....nie zrozumie syty głodnego.



No tak, I coz moge dodac? chyba nie byloby to sensowne bym reasumowal to co zreasumowalas ;)    glodny jestem!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Wrzesień, 2016, 08:46


No tak, I coz moge dodac? chyba nie byloby to sensowne bym reasumowal to co zreasumowalas ;)    glodny jestem!!!


 Czasem każdy z nas ma zapędy aby tam kogoś podsumować, wyrzucić z siebie ...ja bym nigdy, ja bym inaczej, co za ojciec - matka  i znów ja...

Jednak przychodzi refleksja i wraca złota maksyma mojego dziadka, który miał w zwyczaju mawiać....
     Dupy w ulu nie trzymałeś na miodzie się nie znasz.   :D I wtedy pokornieję i przestaję nawet w myślach oceniać i wyciągać pochopne wnioski. Ponieważ gdy nie zna się wszystkich faktów, one takimi są.

____________________________________________________________________

  A teraz z innej beczki....
Dostałam kilka wiadomości gdzie było napisane, że Osoby chciały się wcześniej do mnie odezwać, ale jakoś miały opory.
Kochani, mnie naprawdę nie ma co się bać, ja nie jestem pożeraczem ludzkich dusz.  ;D Kto miał ze mną większy kontakt wie, że jestem do rany przyłóż.  :-[ ;D

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Wrzesień, 2016, 19:05

Adam


     Adam wiele razy czytał i analizował listy od ojca, zatrudnił nawet żonę, zawsze co dwie głowy to niejedna. W końcu Halinka powiedziała...wiesz, chyba jesteśmy za głupi, ja bym dała te listy mamie, może ona zobaczy w nich coś więcej niż my? To była myśl, czego jak czego, ale rozwagi i życiowej mądrości nie można było teściowej odmówić. Zaraz zadzwoniła do matki i naświetliła jej sprawę.
Zgodziła się, mąż był w sanatorium, a więc mogła przyjechać i spokojnie poczytać.
Zjawiła się następnego dnia, jeszcze nim Adam wyszedł do pracy. Zasiadła przed stertą chronologicznie ułożonych listów i zaczęła czytać.

Minęło południe, a ona nadal siedziała. Córka co jakiś czas zaglądała do niej, czy czegoś nie potrzebuje, ale tak była pochłonięta lekturą, że mało reagowała na pytania.
Po powrocie Adama, nadal siedziała nad kopertami, teraz rozkładała listy na mniejsze kupki i coś notowała na kartce.
Widać było, że ma swoje wnioski i to dość sporo, zapisywała je już na drugiej stronie kartki.
Wreszcie Halinka zawołała....mamo chodź na obiad, zrób sobie przerwę.
Zasiadła do posiłku, położyła przed sobą swoje notatki i część listów, zaczęła mówić...
Adasiu wiesz, że mimo urazu, jaki miałam do twojej matki, pod koniec nawet ją polubiłam, a i ona chyba mnie też. Tak, to była prawda, obie matki zaprzyjaźniły się pod koniec życia Zofii.
Jednak prosiłeś mnie o wnioski i staram się być obiektywna, jak bardzo potrafię.
Znałam twoją matkę, ojca jeszcze nie i moje uwagi są tylko i wyłącznie oparte na treści listów. Ty wiesz i my wiemy, że twoja matka była osobą wielce dominującą, ale po tym, jak została świadkiem, stała się prawdziwą heterą.
U niej to poczucie wyższości, jakie wpajają ludziom od początku przyjęło ogromne rozmiary. Uważam, że czuła się bezkarna tylko dlatego, że znała tą ich prawdę.

Na dowód swoich słów dała zięciowi do przeczytania fragmenty listów, w których nie padały oskarżenia wprost pod adresem matki, ale można je było wyczytać między wersami.
Była gotowa iść po ,,trupach'' aby dopiąć swego, nieważne były metody, konsekwencje, liczył się tylko cel i to aby zniszczyć wroga. A tym wrogiem był niestety twój ojciec. Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż miała ciche poparcie od swoich braci.
Twoja matka była wręcz opętana tą organizacją, pewnie kierowała się też waszym dobrem próbując was uchronić przed ojcem. W jej oczach taki ojciec, który nie chce zostać świadkiem, to chodzące zło istne wcielenie szatana.
Nie patrzyła na niego jak na ojca swych dzieci, ale jak na zagrożenie.
Posuwała się do wielu kłamstw, oszczerstw i podłości, aby nie dopuścić do waszych spotkań.
I tu by się zgadzało, powiedział Adam. Moja osiemnastka, że mnie nie ma w domu i to, że wyjechałam i powiedziałem, iż nie chcę mieć nic wspólnego z takim ojcem.

Sam widzisz, powiedziała teściowa, tych kłamstw na pewno było więcej. Na podsumowanie swoich wniosków dodała...nie do końca bym obwiniała Zofię o te postępki, gdyby jakiś starszy powiedział jej, że dzieciom kontakt z ojcem jest potrzebny, że nie można ich izolować, postępowałaby całkiem inaczej. Jacy nauczyciele taka i trzoda.
A twój ojciec cóż, nie był aż tak waleczny, jak matka, ale znał ją dobrze i skoro się wycofał tzn. że chciał wam oszczędzić tej wojennej przeprawy. I za to powinieneś mu być wdzięczny, może twoje dzieciństwo nie było usłane różami, ale nie było też dramatyczne. W każdej wojnie są poszkodowani, w każdej waśni, sporze czy kłótni ktoś musi być mądrzejszy i ustąpić. W tym przypadku był to Władysław, za co go podziwiam. To nie było łatwe, świadomie ze zrezygnować i usunąć się na bok z poczuciem krzywdy. Usunął się, ale o was nigdy nie zapomniał i nie przestał was kochać. Pamiętaj synku, że to były czasy prężnej komuny, wtedy matka polka była na piedestale i w wielu przypadkach, sąd nie potrzebował dowodów, aby ukarać lub wyeliminować ojca, wystarczyły tylko słowa kobiety.

Teściowa sięgnęła po ostatnią kopertę i zapytała, czy to wszystkie listy, jakie dostał? Odpowiedział zgodnie z prawdą, że tak. Bo widzisz dodała kobieta z tego listu wynika, że matka odpisywała ojcu.
A więc albo lisy został zniszczony, albo ojciec świadomie go nie dołączył? Na to pytanie trzeba szukać odpowiedzi u źródła.
Kończąc omawianie dodała, że jej zdaniem ojciec nie był pijakiem ani awanturnikiem, nie chodziło też o inną kobietę. Jednak nie było do końca jasne, o co się obwiniał, kilka razy padało zdanie....to moja wina, to przeze mnie....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 29 Wrzesień, 2016, 02:52
quote author=noelo link=topic=2916.msg52919#msg52919 date=1474356155]
Czytałam od początku, możesz mi zacytować, gdzie była mowa o tym, że ojciec go szukał? Czytałam to za jednym razem, więc mogłam coś przeoczyć z przemęczenia :P
 Na pewno dobrym wyjściem nie jest rezygnacja z prób kontaktu z dzieckiem, no przykro mi, ale nijak tego nie poprę. Zwłaszcza że go tak rzekomo bardzo kochał przez te wszystkie lata.
[/quote]
Noelo .... Muszę a właściwie to pragnę stanąć w obronie Ojca Pana Adama, a Ciebie....Ciebie prosić o rzetelną analizę dwóch postaci - ( 2 Ojców )
By to zrobić przytoczę kilka opisów Dziewczynki z ... Zielonego wzgórza.  :)
Raczej przykładów by był krócej i szybciej.
  1 pudło a w nim zdjęcia.
  2  warsztat a w nim prace,które wyszły spod ręki ojca, mniej lub bardziej dopracowane, ale jego. (być może laurka na dzień dziecka albo urodziny ...)
 3- zielone pudełko i zegarek który nie był tani... Gdyby nawet był tani to.... dedykacja na kopercie sprawia - moim zdaniem ze jest on BEZCENNY i ukazuje wielkość tego Człowieka!!!
 O cieple jakie emanuje w trakcie ich rozmowy nie trzeba się rozpisywać.
    A teraz noelo.... Tak w wieeelkim skrócie
 Był sobie mały chłopiec. Myślał , że może na komunie jego Tato przyjedzie. prosił nawet  o to w modlitwie  ...bo myślał że .... ,,kto prosi" ( Yy :( Nic z tych rzeczy )
 Kilka lat później jak był bardziej kumaty zaczął szperać po szufladach ,zakamarkach ,pochowanych torebkach matki- zdjęć z nadzieją...
 W końcu.. razu pewnego usiadł koło matuli i zapytał: Jaki był... dlaczego? ( odp.taka sobie blebleble)
 Wpadł więc na genialny pomysł.
 Wiedział, że ponoć mieszka w ,Stolicy Dolnego Śląska' . Poszedł na Pocztę wziął książkę telefoniczną i zaczął szukać po nazwisku.
Gdy znalazł - zadzwonił. Sygnał 1,2,3,4 miał już rezygnować bo serduszko waliło jak młot a i suchość w gardle stawała się nie do opanowania.
Gdy chciał już odłożyć słuchawkę...halo słucham ? Miły i ciepły głos kobiecy powtórzył ponownie te same dwa słowa.
 Dzień dobry . Czy jest Pan.....
- A o co chodzi? Kto pyta? ( zdziwienie  musiało być ogromne,przecież z 2 strony słychać było głos dziecięcy )
 Chłopiec był chyba jednak dość bystry bo ....Ja mam coś do przekazania Panu... od mojego taty czy jest pan..?
 Proszę chwilę poczekać - zaraz zawołam ( woła po imieniu. Nazwijmy Uj- Noelo chyba będzie dobrze) :)
Uju..- krzyczy kobieta raz i drugi.
 O! już uj idzie,usłyszał chłopiec po chwili.
 - Uj z tej strony,słucham?
Cześć. Z drugiej strony...( nazwijmy chłopca vibovit )
 - Jaki Vibovit? Nie znam żadnego ....
 Nie znasz???!!! A dwa śmieszne banknoty ( wówczas Ludwik Waryński posmutniał bo butelka wódki podrożała o 3 złote  ;D ) komu wysyłasz przekazem pocztowym?
 - Cisza.... a..y...wiesz...
- Słyszałem, że chciałeś się ponoć spotkać ( to wiedziałem od wujka mojego.też mieszkał we Wrocku )
 Noo..e,y ...żona jest w tym momencie koło mnie....
 To wystarczyło Noelo  :-[  by cichutko odłożyć słuchawkę na widełki.
 Mimo,że w skorupce jest wygodnie i ciepło to w tej zaistniałej sytuacji nie sposób z niej nie wyjść, by nie stanąć w obronie Ojca Pana Adama - noelo
 Gdybym tego nie zrobił, MUSIAŁBYM znaleźć sposób,by plunąć sobie w twarz.!
 Raz już chciałem to zrobić,gdy zwierzyłem się żonie,że....modliłem się kiedyś za członków tzn. też Ui ( 7 gangsterów z CK ) Myślałem o lustrze,ale pewnie małżowinka za mnie nie chciałaby go umyć.Zrezygnowałem
 Do spotkania doszło noelo z ujem  :) Gdy pociąg się spóźnił ...nie czekał, był w knajpie
Wrocław Kilińskiego 19. Czy ktoś wie z czytelników czy tam jest na dole w tej kamienicy jeszcze knajpa,bar? :)
Napiłbym się Piasta ;)
  Vibovit był w drodze powrotnej na stację Chyba chlipał pod nosem. Zawrócił jednak by się przekonać czy jego wrodzony 6 zmył znowu go nie zawiedzie. Wszedł do knajpy,baru  i mimo wielu będących w nim osób podszedł prosto do dwóch stojących gości.
 - Mam wrażenie ,że pan ma na imię...  A na nazwisko....( uj ... erdolony )
 Spóźnił się pociąg,nie mogłeś poczekać w mieszkaniu?


Czy teraz noelo spojrzysz bardziej przychylnym wzrokiem na Tatę Pana Adama?
 
Czy życie jest piękne ? Film o tym tytule z Roberto Benigni tak :)






Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Październik, 2016, 17:55
To jest historia rodziny, o której można powiedzieć iż są ludźmi kościoła.

   Pani jako młoda kobieta wstąpiła do klasztoru, jednak po pewnym czasie uznała, że to nie dla niej.
Została cywilem i poszła na pedagogikę. Podjęła pracę w domu dziecka prowadzonym przez zakonnice.
Czasem żeśmy się spotkały i na pytanie o życie osobiste mówiła...chłopy nie dla mnie, jakoś się nie widzę u boku żadnego.
Dobiegała trzydziestki gdy nagle bum...Agata wychodzi za mąż. Gdy mnie zapraszała na wesele, zapytałam skąd ta zmiana poglądów?  Odpowiedziała, że zegar biologiczny tyka, a ona chce mieć potomstwo, a więc dorwała kandydata z łapanki. Oczywiście żartowała, widać było po niej że jest zakochana po uszy.
Jej wybranek był organistą w kościele parafialnym do jakiego przynależała ich placówka. Tam się poznali, zaprzyjaźnili, a później pokochali.

Dzieci posypały się jak z rękawa, co rok to prorok, a nawet trafiła się taka dwójka co to nie była bliźniakami, a byli z jednego roku. Na pytania tych bardziej ,,taktownych" czy czasem nie za dużo mają tego potomstwa? Odpowiadali, że dał Bóg dzieci, da i na dzieci.
Jak się do nich zaszło, czasem człowiek nie słyszał własnych myśli. Ale było widać , że się kochają, że nie przeszkadza im bałagan, ciasnota, cieszą się sobą.
Agata mówiła, że ich dzieci nie jadą na kolonie, ale każdy weekend spędzają w plenerze,  a dzieci robią co chcą. Brudzą się, tarzają w trawie, piachu, błocie i są szczęśliwe. I to było widać.
W wieku czterdziestu lat, zaszła w kolejną ciążę i wtedy okazało się, że dziecko będzie miało zespół Downa. Była bardzo załamana, jej mąż przyjechał do mnie, abym ją odwiedziła i porozmawiała.

Płakała jak dziecko, widziała same czarne scenariusze i maleństwo które jest roślinką. Takiej opcji też się nie dało wykluczyć, ale postanowiłam jej opowiedzieć o pewnym chłopcu właśnie z tym schorzeniem.
W sklepie w którym często robię zakupy, spotykam parę z takim właśnie chłopcem. Dziecko jest żywe, rezolutne, śmiałe i ogólnie nie da się przejść obojętnie obok aby się nie uśmiechnąć.
Kiedyś wrzucał ojcu bułki do reklamówki i głośno odliczał.Ja czekałam na swoją kolejkę i gdy podeszłam, zapytał a ty ile chcesz bułek? Ojciec go skarcił, że nie można, wiadomo ludzie różnie reagują. Jednak ja nie miałam nic przeciwko i kazałam sobie odliczyć sześć sztuk. Mały odliczył, ja podziękowałam i pochwaliłam za dobre liczenie. Chłopczyk zachichotał, powiedział proszę i uradowany pobiegł do ojca. Całe to zajście obserwowała moja znajoma, podeszła do mnie i zapytała...jak mogłaś wziąć od niego te bułki? Pytam ją...a co z nim nie tak, że miałam nie wziąć? No wiesz....odparła mi kobieta. Wiedziałam o co jej chodziło, że dziecko jest z zespołem Downa, ale chciałam to usłyszeć od niej. Jenak nie chciało jej  to przejść przez gardło. Przyciśnięta do muru powiedziała...widzisz jaki on jest.
Tak widzę , odpowiedziałam to niepełnosprawny chłopczyk tak samo jak twój wnuczek. On inaczej wygląda i Oskar też, bo ma krótszą nogę. Ten malec może wolniej myśli, ale biega jak przecinak, za to twój wnuk, lepszy w myśleniu za to wolno się porusza.   Bilans wychodzi na zero.
Była zbulwersowana moim porównaniem, ale jako wielce wierząca osoba powinna się wstydzić, przecież to dzieci jednego Boga, w niczym żadne z nich nie jest gorsze.


Od tamtej pory gdy spotkam ich w sklepie, ojciec się kłania, a mały macha ręką. Widać ma więcej takich znajomych jak ja, co rusz ktoś do niego zagaduje lub on sam woła i macha na powitanie.
Pewnego razu zaczęliśmy rozmawiać na parkingu, wtedy dowiedziałam się, że Igor jest dzieckiem adoptowanym.
Rodzice (lekarka i prawnik) zostawili go w szpitalu zaraz po porodzie, wiele lat tułał się po szpitalach, pogotowiach rodzinnych, aż trafił na swoje miejsce na ziemi.
Mężczyzna mówił o chłopcu i miał łzy w oczach, jak jest serdecznym, kochanym i wdzięcznym dzieckiem.
Nawet jak coś zbroi to nie sposób się na niego złościć.
I tą historią uświadomiłam Agacie, że dzieci z tą przypadłością są różne, jak każde dziecko. Były też rozmowy z psychologiem, zaprzyjaźnionym księdzem.


Ciąża była bardzo trudna, większość czasu spędzała w szpitalu, w końcu było na tyle źle, że mała przyszła na świat przez cesarskie cięcie, trochę poleżała w inkubatorze, ale miała taką siłę walki iż wszystkie dolegliwości pokonywała w mig.
Dano jej na imię Irmina, ale wszyscy w domu mówią na nią Minka, to przez jej mimikę twarzy. Znam to dziecko i powiem szczerze, ciężko się w niej nie zakochać.
I gdyby nie jej charakterystyczny wygląd, niczym by się nie różniła od innych dzieci, ani też by od nich nie odstawała.

Minęły dwa lata i kolejna ciąża, przebiegła bez powikłań, nawet nie miała porannych mdłości. Jednak w czasie porodu
nastąpił krwotok i było bardzo źle z matką. Uratowano ją, ale zalecono dobrą antykoncepcję ponieważ kolejna ciąża będzie wielce ryzykowna.
Para jako wielce religijna, stosowała tylko kalendarzyk, a z tym wiadomo bywa zawodny.
Po około piętnastu miesiącach od ostatniego porodu, okazało się, że znów jest w ciąży. Dowiedziała się przez przypadek podczas rutynowego badania krwi. Gdy poszła do lekarza, nakrzyczał na nią, że jest niepoważana, że tak nie można ryzykować , to balansowanie na krawędzi.


Resztę dopiszę wieczorem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Październik, 2016, 21:47
cd.


          Pewnego dnia spotkałam starszą z dziewczynek jak prowadziła maluchy z przedszkola. Na moje pytanie...gdzie mama? Odpowiedziała, że w szpitalu. Zadzwoniłam zaraz do niej, tak jak myślałam leżała na patologii ciąży.
Ścięło mnie z nóg, w domu ósemka dzieci, niepełnosprawny mąż, a ona już nie powinna rodzić.
Jeszcze tego samego dnia pojechałam do niej do szpitala, leżała na łóżku, w dłoni trzymała różaniec i płakała.
Miałam ochotę na nią nakrzyczeć, że taka nieodpowiedzialna. Co mi się cisnęło na usta to...albo się zabezpieczaj jak należy, albo nie dawaj ..... i nie będziesz ryzykować własnego życia.
Jednak gdy ją zobaczyłam , przeszła mi złość, chciało mi się płakać. Pierwsze co powiedziała to...muszę zdecydować co dalej....jest źle, bardzo źle a z każdym dniem będzie jeszcze gorzej.

Zaczęła wyć...co jaj mam zrobić? Postąpić wbrew sobie, zawsze byłam przeciwna każdej aborcji. Za co Bóg mnie tak doświadcza?  Ja jej nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Jednak zaczęłyśmy rozmawiać i powiedziałam najdelikatniej jak umiałam co jest na jednej szali, a co na drugiej.
Na jednej jej zdrowie i życia, gromada dzieci i mąż tracący wzrok, który niebawem sam będzie wymagał opieki. Jeśli nawet donosi ciążę do końca i dziecko przyjdzie na świat, pewnie będzie musiało się wychowywać bez matki.
Żadna decyzja nie była łatwa, ale trzeba było wybrać mniejsze zło.
Ona wiedziała, że jeśli jej zabraknie, wcześniej czy później jej dzieci trafią do domu dziecka, mąż sam sobie nie poradzi, a i na nikogo z rodziny też nie mogła liczyć.

Gdy tak rozmawiałyśmy, do sali przez uchylone drzwi zajrzał jakiś ksiądz, zaczął z nami rozmawiać. Był w bardzo podeszłym wieku, mocno przygarbiony, z lekko drżącymi dłońmi. Pomylił piętra, zajrzał do pierwszej sali z brzegu i jego uwagę przykuły dłonie z różańcem. I tak zaczęli rozmawiać. Ustąpiłam mu miejsca, przysiadł na brzegu krzesła i zaczął słuchać Agaty. Pytała wciąż ....i co ja mam zrobić. Ksiądz słucha, słuchał , a później zaczął mówić.
Drogie dziecko powołałaś na świat tyle cudownych istot, za nie jesteś tak samo odpowiedzialna jak za to maleństwo.  Jeśli obdarował cię taką ilością pociech, pewnie miał w tym jakiś cel. Za każdą decyzję jaką podejmiesz ty sama odpowiesz przed Bogiem i to on będzie cię osądzać, a nie ludzie.
Powiedział, że będzie się za nią modlił i sobie poszedł.  Widać było, że liczyła na więcej, a jednak słowa staruszka dały jej do myślenia. Po chwili do sali wszedł mąż z czwórką najmłodszych dzieci.
Agata gdy ich zobaczyła wzdychnęła oooo Jezu. Dziewczynki niby uczesane, ale to były warkoczyki tylko z nazwy. Bluzki poplamione, Jacek miał dwie różne skarpetki, a Łukaszek spodnie założone na lewą stronę.
Nie był to efekt niezaradności jej męża,  winą była bardzo szybko postępująca wada wzroku.
Dzieci obległy łóżko, każde chciało się przytulić do matki, coś jej powiedzieć, powstał  harmider.
Przytulała dzieci, trzymała męża za rękę i zaczęła się uśmiechać.

Następnego dnia na wizycie powiedziała, że zdecydowała się na zabieg. Musi być odpowiedzialna za tych których powołała na ten świat, oni jej bardzo potrzebują.
Zabieg wyznaczono na rano dnia następnego, w nocy dostała krwotoku i poroniła.
Po kilku dniach wróciła do domu, od  tamtej pory ( jak sama mówi) stała się bardziej odpowiedzialna i stosuje prawdziwą antykoncepcję.

To doświadczenie bardzo zmieniło Agatę, sama bardzo często powtarza, że życie nie jest czarne lub białe. Ma ono wiele odcieni i często lubi się mienić jak się człowiek inaczej ustawi.
Długo ją uwierał fakt, że postąpiła wbrew swoim zasadom, zawsze się upierała, że ona to nigdy....
Teraz wie, że nigdy nie warto mówić nigdy, nie wiemy co życie dla nas szykuje i jaki sprawdzian nam rzuci pod nogi. 
I jak z niego wybrniemy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 02 Październik, 2016, 22:20
To jest historia rodziny, o której można powiedzieć iż są ludźmi kościoła.

 
Od tamtej pory gdy spotkam ich w sklepie, ojciec się kłania, a mały macha ręką. Widać ma więcej takich znajomych jak ja, co rusz ktoś do niego zagaduje lub on sam woła i macha na powitanie.
Pewnego razu zaczęliśmy rozmawiać na parkingu, wtedy dowiedziałam się, że Igor jest dzieckiem adoptowanym.
Rodzice (lekarka i prawnik) zostawili go w szpitalu zaraz po porodzie, wiele lat tułał się po szpitalach, pogotowiach rodzinnych, aż trafił na swoje miejsce na ziemi.
Mężczyzna mówił o chłopcu i miał łzy w oczach, jak jest serdecznym, kochanym i wdzięcznym dzieckiem.
Nawet jak coś zbroi to nie sposób się na niego złościć.
I tą historią uświadomiłam Agacie, że dzieci z tą przypadłością są różne, jak każde dziecko. Były też rozmowy z psychologiem, zaprzyjaźnionym księdzem.





Czasem trudno nawet rodzicom zaakceptowac fakt, ze moje dziecko bedzie inne od pozostalych dzieci. A statystycznie  czesc dzieci bedzie z zespolem Downa, autyzmem, porazeniem mozgowym czy inna przypadloscia.  Pytanie tylko czy bedzie mialo szczescie urodzic sie wsrod kochajacych rodzicow, czy nie. Czesto widzialem takich rodzicow, ktorzy zrobia wszystko dla swojego dziecka. innym brak na to sily.  Mam nadzieje, ze ta wierzaca kobieta dzieki Twojej pomocy mogla zobaczyc to z innej perspektywy. Jestem ciekawy jak teraz na to patrzy.  Znam osobiscie dzieci z ta przypadloscia I sa to bardzo dobrze przystosowane spolecznie I wesole dzieci o ile to uposledzenie nie jest glebokie.  Raz slyszalem jak dwoje dzieci z tym zespolem klocilo sie miedzy soba I jeden do dugiego mowil : ,,ty daunie jeden!"  To sie nazwywa dystans do siebie :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Październik, 2016, 19:39

  Pewnie spojrzała na to schorzenie z innej strony. Że problemem nie jest schorzenie, ale chore podejście społeczeństwa do choroby. Może to jest też wina minionego ustroju, który wmawiał ludziom, że społeczeństwo jest zdrowe, sprawne i w ogóle cacy.Na niepełnosprawność patrzyło się jak na zjawę z kosmosu, bo komuniści najchętniej by wszystkich pozamykali za wielkim murem i nigdy nie wypuszczali.

Dlaczego dzieci wyrastające w towarzystwie osób niepełnosprawnych, w klasach integracyjnych nie robią z tego problemu? Dla nich to są tacy sami koledzy. To ludzie dorośli robią problem.
I póki są badania, które w porę potrafią rozpoznać schorzenie, póty będzie się ratować wiele dzieci, bo da się podjąć w porę leczenie, to raz. A dwa , ogromnej liczbie rodziców da się przygotować na przyjście chorego dziecka. Nie jest to dla nich szokiem, nie uciekają ze szpitala w popłochu zostawiając maleństwo.


Kiedyś jechałam w tramwaju z kuzynką, na tyle wagonu stała kobieta z wózkiem, a w nim dziecko właśnie z zespołem Dawna, które się bardzo mocno śliniło. Ja tego nie widziałam, ale zauważyłam że twarz mojej towarzyszki wykrzywia jaki grymas.Pytam a tobie co? Na co ona pokazuje mi głową, jak matka wyciera dłonią dziecku buzię. I kwituje obrzydliwe.
Aż mną tąpnęło! Pytam co...to jest obrzydliwe? Obrzydliwe to jest to jak wycierasz swojemu staremu pysk jak się pijany obrzyga. Cóż...przybył mi kolejny wróg na liście i tyle.

Wracając do wyzwisk...kiedyś słyszałam jak dójka dzieci śJ wyzywało się od kociuchów. Nagle jedno z nich mówi...ty jesteś większy kociuch bo twój tata jest starszym.  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Październik, 2016, 22:06
Adam



       
    Wakacje zbliżały się do końca, Adam postanowił wziąć kilka dni wolego i spędzić je z ojcem oraz resztą rodziny.
Mimo że znał te miejsca od niedawna, czuł z nimi ogromną wieź.
Gdy tylko się zbliżali do okolicy, czuł się jak w domu.
Sama Halinka mówiła, że twarz mu promienieje, patrzy na pola, sady i uśmiecha się delikatnie. Czyżby to było jego miejsce na ziemi? A może więź z przodkami? Nieważne co, ważne, że się spełniło i było przyjemnością dla wszystkich. Adam już się nie czuł jak człowiek znikąd, bez przodków, korzeni i tradycji.
Czasem się nawet śmiał z siebie, że chyba się starzeje, ponieważ robi się bardzo sentymentalny.

Gdy tylko zobaczył ojca, cieszył się jak dziecko. Żona widziała tę jego radość, choć nie do końca ją okazywał. Jednak w takich chwilach, pocierał prawe ucho, to było takie bezkontroli.
Ktoś, kto go nie znał, pomyślałby, że go zwyczajnie sędzi ucho.
A tu nie, to była reakcja na radość, ogromną radość.
Tak samo się zachowywał, gdy urodziła się Emilka, jego ucho było aż purpurowe od pocierania, teściowa chciała mu założyć futrzaną uszatkę, aby ochronić narząd słuchu.
I teraz też tak reagował, niby rozmawiali, wypakowywali bagaże, a co chwilę pocierał małżowinę.

Te kilka dni spędzili na rozmowach, wspomnieniach, wzajemnych opowieściach. Tak ciotka, jak i Halina zostawiały ich samych, aby mogli sobie pogadać. Adam próbował namówić ojca na wizytę klinice, by go przebadano pod kątem jego problemów z poruszaniem się. Jednak mężczyzna nie chciał z tego skorzystać, mówił, że już przywykł do swoich kul.
Podczas tych rozmów widział, że ojciec chce mu coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. Był ciekaw wszystkiego co dotyczyło ich obu, jak i ich rodziny.
Jednak skoro nie mówił, tzn. że jeszcze nie był gotów. Trochę poruszali temat rodzeństwa Adama, był zły na nich, że tak podle potraktowali ojca, obrzucili błotem, a później nazywali panem. I choć czasem było mu ich brak, mówił ojcu ..fajnie byłoby mieć kogoś... to po głębszym zastanowieniu nie było czego żałować. Wciąż miał przed oczami ich obraz na pogrzebie matki. To była dwójka podłych, wyrachowanych ludzi.

Była sobota, kobiety szykowały się iść w pole po ziemniaki i warzywa na niedzielny obiad. Ojciec gdzieś przepadł, a więc i Adam poszedł z nimi. Trochę dla towarzystwa, a bardziej jako tragarz. Na tej polnej wyprawie minęła dobra godzina. Obładowani zbiorami z pola byli już na podwórku, gdy zawyżyli siedzącego na ławce ojca w towarzystwie jakiejś kobiety. Ojciec, gdy ich zauważył zawołał do syna, aby podszedł. Adam najpierw poszedł umyć ręce. Pomyślał, że to pewnie ta kobieta, o której wspominała ciotka, która szukała kogoś z dojściem do pewnej kliniki.
Umyty i ogarnięty zmierzał w kierunku ojca i jego towarzyszki.
Nim jeszcze zdążył powiedzieć dzień dobry, kobieta poderwała się na równe nogi. Ojciec spojrzał na syna, a później wskazał ręką na kobietę i powiedział....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 05 Październik, 2016, 22:18
No tak!!! A teraz przerwa reklamowa ;) Tazła zlituj się nad moja ciekawością.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Magda w 06 Październik, 2016, 15:55
Bardzo, bardzo, bardzo poruszające historie. Powinien je przeczytać każdy kto chce zostać świadkiem, przed wstąpieniem oczywiście zanim jego umysł ulegnie manipulacji i swoistej degradacji
 my jesteśmy wolni ale mam takie odczucie, że ta nasza wolność gorzka jest, zaprawiona takim smutkiem jakimś, sama nie wiem, nie umiem tego nazwać. To tak jakby ktoś bliski był w więzieniu a ty człowieku cieszysz się wolnością i chciałbyś żeby on też. Ale lata mijają i nic się nie zmienia. On nadal tkwi w więzieniu spreparowanym przez własny zniewolony umysł. Gorzka wolność ale zawsze wolność
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Październik, 2016, 19:18
No tak!!! A teraz przerwa reklamowa ;) Tazła zlituj się nad moja ciekawością.

 Misiek  napięcie musi być utrzymane, gdybym wywaliła wszystko naraz, ten temat nie miałby tylu odsłon. :D


Bardzo, bardzo, bardzo poruszające historie. Powinien je przeczytać każdy kto chce zostać świadkiem, przed wstąpieniem oczywiście zanim jego umysł ulegnie manipulacji i swoistej degradacji
 my jesteśmy wolni ale mam takie odczucie, że ta nasza wolność gorzka jest, zaprawiona takim smutkiem jakimś, sama nie wiem, nie umiem tego nazwać. To tak jakby ktoś bliski był w więzieniu a ty człowieku cieszysz się wolnością i chciałbyś żeby on też. Ale lata mijają i nic się nie zmienia. On nadal tkwi w więzieniu spreparowanym przez własny zniewolony umysł. Gorzka wolność ale zawsze wolność

 Taka wolność tylko z nazwy. To jakby iść na imprezę rodzinną, wcale nam się tam nie podoba, a jednak siedzimy i robimy dobrą minę. Przecież są tam nasze ciotki, wujkowie, bliscy .... nie wypada wyjść, albo powiedzieć co się myśli.
Jak ktoś się pyta ...i jak się bawisz? Odpowiadasz...doooobrze, kłamiąc w żywe oczy.
I jest tam coraz więcej takich osób.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 06 Październik, 2016, 20:06
Bardzo, bardzo, bardzo poruszające historie. Powinien je przeczytać każdy kto chce zostać świadkiem, przed wstąpieniem oczywiście zanim jego umysł ulegnie manipulacji i swoistej degradacji
 my jesteśmy wolni ale mam takie odczucie, że ta nasza wolność gorzka jest, zaprawiona takim smutkiem jakimś, sama nie wiem, nie umiem tego nazwać. To tak jakby ktoś bliski był w więzieniu a ty człowieku cieszysz się wolnością i chciałbyś żeby on też. Ale lata mijają i nic się nie zmienia. On nadal tkwi w więzieniu spreparowanym przez własny zniewolony umysł. Gorzka wolność ale zawsze wolność




Witaj,
korci I neci mnie by napisac cos o tym ,,wiezieniu"  Na poczatku literatury Swiadkow Jehowy mozemy przeczytac: Watch Tower And Tract Society.   Jest to przedsiebiorstwo,ktore nie placi podatkow, zabiega o stalych czytelnikow (SJ), ktorych ma kilka milionow. Czytelnicy poczuwaja sie do obowiazku za te literature placic.  Koszty produkcji sa bardzo niskie bo produkuja je wolontariusze nie pobieraja za to wynagrodzenia.  Aby byc stalym czytelnikiem , ktory na pewno zapozna sie z literature orgaznizuje Im sie regularne zapoznawanie sie z nia , po to by czytelnik nie zrezygnowal I zamawial reg.kolejna literature.  Czytelnik dowaiduje sie z literatury, ze powinien pozyskiwac kolejnych czytelnikow, ktorzy powinni regolarnie ja czytac I najlepiej ja dofinansowywac. Jest to genijalny system marketingoway I w dodatku sprytnie Firma ta omija podatki bo nazywa sie religia.   I tu sie z Toba zgadzam, ze kazdy powienien sie ,,zaszczepic" zanim zechce zostac SJ, ale niestety chyba nie ma takich szczepionek?  a moze ktos mialby jakis pomysl na taka szczepionke?  Wiec dobrze, ze mamy okazje poczytac historie z zycia wziete...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Październik, 2016, 15:55
Adam


    Ojciec spojrzał na syna, a później wskazał ręką na kobietę i powiedział....

  Adam, poznaj Adę, twoją siostrę. Mężczyznę aż zamurowało, tego się nie spodziewał. Chciał podejść i podać kobiecie rękę, jednak nim zdążył zareagować, tu rzuciła mu się na szyję.
Objął ją, a ona szepnęła mu do ucha, tak bardzo chciałam cię poznać. Przytulił ją mocno i powiedział witaj. Nie mógł się jej odwzajemnić tymi samymi słowami, nie wiedział w ogóle o jej istnienia.  Był tak zaszokowany, że chyba nie potrafił nawet okazać swojej radości. Ostatnio wspominał ojcu o rodzeństwie, niby je miał, ale tylko z nazwy. A tu proszę taka niespodzianka, rodzina rozrastała się w zaskakującym tempie.

Usiedli oboje przy ojcu, Adam zwrócił się do siostry, powiedz mi coś o sobie, ty pewnie coś tam o mnie już wiesz, a ja o tobie nic. Uśmiechnęła się i zaczęła mówić, mam 35 lat, syna i córkę, pracuję w przedszkolu, mieszkam tu niedaleko.
Cała trójka siedziała wciąż na ławce, choć zapadał zmrok, trzymali się za ręce, na zmianę śmiali się lub płakali. A wtedy ojciec ocierał łzy z twarzy swoich dzieci.
Halinka obserwowała ich z okna, była lekko zazdrosna, ale tak naprawdę cieszyła się, że mąż w końcu ich odnalazł.
Ciotka nie pozwalała jej zbyt długo stać bezczynnie, co chwilę coś kazała zrobić, w niedzielę miał być uroczysty obiad dla całej rodziny. A to znaczyło, że trzeba naszykować bardzo dużo jedzenia.

Niedziela zapowiadała się przepięknie, ciepła, słoneczna, ale nie upalna. Kobiety krzątały się po kuchni, Adam z ojcem obierali ziemniaki na obiad i ucinali sobie pogawędkę na temat Ady.
Po powrocie na wieś, jakiś czas Władysław był sam, później związał się z jej matką,  na świat przyszła ich córka. Przy Teresie znów mógł się poczuć jak głowa rodziny. Bardzo go wspierała w jego próbach kontaktu z dziećmi, nigdy nie powiedziała odpuść sobie. Po kolejnej z wypraw, gdy wrócił do domu załamany, przytuliła go i powiedziała...zobaczysz, przyjdzie taki dzień, kiedy w drzwiach domu staną twoje dzieci. Wtedy uważał to za zwykłe pocieszanie, dziś wie, że te słowa były wręcz prorocze. Gdyby nie ta tęsknota śmiało mógłby powiedzieć, że był szczęśliwy.

Mieszkali razem w domu Teresy i wychowywali dziecko, do dnia, kiedy wyszła do pracy i już więcej nie wróciła. Zginęła w wypadku samochodowym. Władysław został sam z małą córeczką, gdyby nie pomoc ciotki (jego siostry) nie dałby sobie rady. Gdy on pracował ona zajmowała się Adą i swoimi dziećmi. Po dwóch latach, gdy nauczył się już być ojcem i matką, gotować rosół z lanymi kluseczkami, zaplatać warkocze i dobierać sukienkę do butów, przyszła kolejna tragedia....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Październik, 2016, 17:36
    Wczoraj rozmawiałam z Adamem, kazał wszystkim podziękować za pozdrowienia i ciepłe słowa. :)
Nie spodziewał się, że jego historia będzie cieszyła się takim zainteresowaniem.
Uważa ( tak samo jak ja), że jeśli jego historia pokaże jaki zasięg i ile zła wiąże się z przynależnością do tej organizacji, warto poświęcić czas. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 08 Październik, 2016, 19:13
To bardzo smutne,że ludzie przeżywają takie tragedie,jak rozpad rodziny z powodu religii. Będąc w zborze nie widziałam takich rzeczy. Ale one były,tylko pewnie odbywało się to po cichu. W ostatnim moim zborze poznałam fantastycznych ludzi,wesołych,przyjacielskich,rodzinnych. Na pierwszy rzut oka. Potem dowiedziałam się,że oprócz dzieci ,zresztą dorosłych ,w zborze ,mają jeszcze starszego syna z którym zerwali wszelkie kontakty. Bo porzucił ich religię. Chłopak miał zdaje się  z 17 lat jak się postawił. Po 18ce kazano mu się wyprowadzić i tyle. Przeżyłam szok. Wzburzona byłam okropnie. I nie umiałam już patrzeć na tych ludzi z taką sympatią,jak poprzednio.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Październik, 2016, 20:08
To bardzo smutne,że ludzie przeżywają takie tragedie,jak rozpad rodziny z powodu religii. Będąc w zborze nie widziałam takich rzeczy. Ale one były,tylko pewnie odbywało się to po cichu. W ostatnim moim zborze poznałam fantastycznych ludzi,wesołych,przyjacielskich,rodzinnych. Na pierwszy rzut oka. Potem dowiedziałam się,że oprócz dzieci ,zresztą dorosłych ,w zborze ,mają jeszcze starszego syna z którym zerwali wszelkie kontakty. Bo porzucił ich religię. Chłopak miał zdaje się  z 17 lat jak się postawił. Po 18ce kazano mu się wyprowadzić i tyle. Przeżyłam szok. Wzburzona byłam okropnie. I nie umiałam już patrzeć na tych ludzi z taką sympatią,jak poprzednio.


  Ja jestem w stanie jakoś tam przymknąć oko, próbować zrozumieć jeśli obcy ludzi skaczą sobie do oczu, zrywają ze sobą kontakty ze względów religijnych. Ale nijak nie rozumiem i nie potrafię ,, rozgrzeszyć '' tych co wyrzekają się najbliższych, zwłaszcza dzieci. Taki ktoś nie może być dobrym człowiekiem, tak po prostu, zwyczajnie dobrym.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Październik, 2016, 09:03
Adam


       Po wypadku na budowie Władysław leżał ponad dwa miesiące w szpitalu, później długa rehabilitacja i wózek inwalidzki.
Niby lekarze mówili, że powinien stanąć na własnych nogach, ale jakoś to nie następowało. Siostra rozmawiała z lekarzami, dopatrywali się podłoża psychicznego, on się raczej poddał. Robił konieczne minimum, nic więcej od siebie.
I było w tym wiele prawdy, czuł się jakiś pechowy, przeklęty, noszący jakieś piętno, które nie pozwala mu żyć w spokoju. Raz nawet powiedział, że wszystkim byłoby lepiej jakby zginął.
Wtedy siostra go zwymyślała, że ma przecież dziecko, dla którego musi żyć, bo to sierota, nie ma już matki, ma jeszcze bez ojca zostać?
Wtedy Władysław odpowiadał, a co ze mnie za ojciec, jedne dzieci nie chcą mnie znać, temu zaś nie umiem zapewnić należytej opieki.
Taka walka na argumenty trwał długie miesiące. Wrócił do domu i całe dnie siedział w warsztacie, wracając do domu jak wszyscy już spali. Jakby się bał spojrzeć w oczy swojemu dziecku.
A Ada był dzielna i cierpliwa, nie lgnęła do ojca, w ogóle nie szukała z nim kontaktu, trzymała się z boku jakby czekała na lepsze czasy. Swoje rozbrykane kuzynostwo często upominała, bądźcie cicho, mój tata jest chory, może akurat go coś boli, a wy się wydzieracie. Była najmłodsza, ale najdojrzalsza i najbardziej wrażliwa. Może to wina życiowych doświadczeń małej dziewczynki, a może taka już była z natury.

Był mroźny grudniowy wieczór, w domu pogasły światła, a więc Władysław zdecydował się wracać. Ciche przemieszczanie się na wózku po domu, opanował do perfekcji.
Przejeżdżał koło pokoju, w którym spała Krysia z Adą, przez uchylone drzwi zobaczył córkę stojącą przy oknie.
Zatrzymał się przez chwilę, myślał, że dziewczynka rozmawia z kuzynką, ale nie, ona była sama. Przecierała rączką szybę i mówiła... Mikołaju, nie przynoś mi nic, nie chcę już wrotek ani Barbie, chcę, aby mój tatuś znów chodził. Wiem, że jest chory i nie będzie taki zdrowy jak kiedyś, ale chciałabym, aby mnie w moje urodziny wziął za rękę i byśmy poszli do pani Kazi na lody.

To, co usłyszał bardzo go wzruszyło, łzy popłynęły mu po policzkach. Pojechał do swojego pokoju, nie spał do rana, był na siebie wściekły, że się nad sobą rozczula i krzywdzić innych, zwłaszcza własnego dziecka......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 09 Październik, 2016, 16:30

  Ja jestem w stanie jakoś tam przymknąć oko, próbować zrozumieć jeśli obcy ludzi skaczą sobie do oczu, zrywają ze sobą kontakty ze względów religijnych. Ale nijak nie rozumiem i nie potrafię ,, rozgrzeszyć '' tych co wyrzekają się najbliższych, zwłaszcza dzieci. Taki ktoś nie może być dobrym człowiekiem, tak po prostu, zwyczajnie dobrym.




Tak, gdy sami przezylismy odrzucenie od najblizszych, szczegolnie rodzicow, sytuacje takie wzniecaja nawsze wlasne emocje do poziomu eksplozji. Bo dzieci sa bezbronne, a czesto te majace nascie lat nie sa do konca gotowi do samodzielnej egzystencji, ale co najgorsze zerwane zostaja najwazniejsze I najsilniejsze wiezi. Wiec jest to bez watpienia wilekie okrucienstwo I bardzo druzgoczace dla takiego mlodego czlowieka. Rozumiem Twoje wzburzenie, ale mysle, ze kazdy bez wyjatku ma prawo do milosci,szacunku, godnosci, prawo do zycia wedlug swoich wlasnych sposobow  itd  Taka osoba, ktora sie odrzuca tak po calosci, czyli wypycha z gniazda potrzebuje wsparcia I pomocy I to bez dwoch zdan. Lecz chce zwrocic uwage choc pod wplywem emocji czasem mamy kogos ochote zastrzelic, ze ta druga osoba potrzebuje rowniez pomocy, bo nie mozna zostawic takiej osoby w przekonaniu ze nic sie nie stalo. Powinna ona zrozumiec wage czynu jakiego sie dopuscila. Nie mozna oczekiwac sobie na cud ze cos sie zmieni samo.  Bo wiem, a wlasciwie jestem pewien, ze intencje takiej osoby zachowujacej sie w sposob okrotny wynikaja z dobrych pobudek lecz takze z powodu pogubienia sie z hierarchi wartosci, przekonan, braku krytycyzmu wlasnych dzialan, pewnego rodzaju zamroczenia. Wiem, ze gdyby byla mozliwosc dotarcia do takiej osoby I zadania jej kilku badz kilkunastu pytan w zwiazku z zaistniala sytuacja, wiem, ze sa wielkie szanse na uswiadomienie sobie wagi czynu. Wierze, ze ludzie sa z natury dobrzy. Wyobraz sobie, ze masz moc wyrzucic z glowy drugiego czlowieka cala te sieczke, ktora sprawia, ze ludzie zachowuja sie okrotnie co pozostanie?   Wiem, ze czesto okrotni ludzie sami kiedys byli ofiarami ktore byly potraktowane w sposob okrotny I powtrzaja to samo zachowanie czesto majac do siebie pogarde ze to robia choc brak I'm sily I odwagi by publicznie to wyznac.  Powiem prosciej, czy myslisz, ze gdyby ci rodzice nie byli Swiadkami Jehowy odrzyciliby syna?   Ja osobiscie watpie,  zycie nie jest czarno biale...   Wiec skoro Aniu juz wlozylas kij w mrowisko to prosze Cie pokaz mi wlasnym palcem dziecko ktore jest zlym czlowiekiem?  Mysle, ze problem jest w innym miejscu...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 09 Październik, 2016, 17:12
To prawda, życie nie jest czarno-białe. Moja rodzina i krewni, kiedy "zapisałem się do kociej wiary" również rozluźniła relacje. Ale nie dochodziło nigdy do traktowania mnie jak powietrze. ŚJ tymczasem na wszelkie możliwe sposoby trąbią, że darzą miłością innych, że ich rodziny są szczęśliwsze, więzi małżeńskie trwalsze i w ogóle wszystko jest lepsze niż "w tym zdeprawowanym świecie".

Jest to niestety bardzo dalekie od prawdy.

W Strażnicy wyczytasz albo usłyszysz na zgromadzeniu doświadczenie osoby wyrzuconej z domu za przyłączenie się do ŚJ, która ze wzruszeniem opowiada jaką to miłość znalazła wśród braci i sióstr.  Niestety o sytuacjach odwrotnych, kiedy to fanatyczni rodzice doprowadzają do opuszczenia domu przez ich dziecko dowiesz się jedynie z forów internetowych. Gdy zacząłem interesować się prawdą o prawdzie, byłem w ogromnym szoku do czego potrafią się posunąć nadgorliwi członkowie rodziny w imię "świętej służby dla Jehowy".

Dodatkowo na swej oficjalnej stronie internetowej, w tym choćby miejscu:
https://www.jw.org/pl/%C5%9Bwiadkowie-jehowy/faq/kontakty-z-by%C5%82ymi-cz%C5%82onkami/ (https://www.jw.org/pl/%C5%9Bwiadkowie-jehowy/faq/kontakty-z-by%C5%82ymi-cz%C5%82onkami/)
https://www.jw.org/pl/%C5%9Bwiadkowie-jehowy/faq/rezygnacja-z-przynaleznosci/ (https://www.jw.org/pl/%C5%9Bwiadkowie-jehowy/faq/rezygnacja-z-przynaleznosci/)
WTS także grubo rozmija się z rzeczywistością.

Ja swoim dzieciom ciągle powtarzam, że cokolwiek by się w przyszłości stało, na mnie i na żonę zawsze mogą liczyć bez względu na wszystko.  Nigdy nie akceptowałem zrywania kontaktów z dziećmi, wyrzekania się ich, wymazywania z życia. To co wyprawia WTS, szczególnie po letnich kongresach nie mieści się w głowie normalnego, wrażliwego człowieka.

Myślę, że religia, która okrucieństwo wobec słabszego nazywa miłością do niego, nie ma nic wspólnego z Bogiem. 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Październik, 2016, 18:39


Wiec skoro Aniu juz wlozylas kij w mrowisko to prosze Cie pokaz mi wlasnym palcem dziecko ktore jest zlym czlowiekiem?  Mysle, ze problem jest w innym miejscu...

  Nie bardzo wiem po co mam Ci pokazywać złe dziecko, ja nie pisałam o złych dzieciach to raz, a dwa bardzo nie lubię wycieczek personalnych. Pewnie gdyby ktoś z forum chciał się obnażyć, zrobiłby to. To nie są złe dzieci, to są dzieci które nie chcą być tam  gdzie ich rodzice, a różnica poglądów nie upoważnia do nazywania kogoś złym.


Cytuj
Wierze, ze ludzie sa z natury dobrzy. Wyobraz sobie, ze masz moc wyrzucic z glowy drugiego czlowieka cala te sieczke, ktora sprawia, ze ludzie zachowuja sie okrotnie co pozostanie?


 Nie wiem czy człowiek jest z natury dobry lub zły, ale wiem jedno, że jest czasem taki głuuuuuupi, że ręce opadają.
I jakbyś my wyrzucił tą sieczkę z głowy, to byś mógł się zdziwić, że jest tam pusto jak w stodole przed żniwami.
A więc skąd takie zachowania, czasem ludzkie dramaty? Ano przyjmując sieczkę, pozwolili na czystkę, która usunęła resztki przyzwoitości.


Cytuj
Bo wiem, a wlasciwie jestem pewien, ze intencje takiej osoby zachowujacej sie w sposob okrotny wynikaja z dobrych pobudek lecz takze z powodu pogubienia sie z hierarchi wartosci, przekonan, braku krytycyzmu wlasnych dzialan, pewnego rodzaju zamroczenia.


 Nie, dla mnie to nie są dobre pobudki, piszę to jako matka i były śJ. Są to tylko i wyłącznie egoistyczne pobudki, każdy chce się tylko załapać na ten raj i życie wieczne, po trupach do zwycięstwa. Takie jest moje zdanie.


Cytuj
Wiem, ze czesto okrotni ludzie sami kiedys byli ofiarami ktore byly potraktowane w sposob okrotny I powtrzaja to samo



   Niekoniecznie, czasem ludzie pochodzący z bardzo ciepłych rodzin, dają się tak zmanipulować, że zachowują się jakby ich przyzwoitość maczetom wykarczowano.
Pewna Pani, której córka wyrzuciła z domu swoją córkę gdy tylko skończyła osiemnaście lat i powiedziała, że świadkiem nie zostanie, powiedziała że nie poznaje własnego dziecka, nie tak ją uczyła, nie tak wychowała.


 
Cytuj
Rozumiem Twoje wzburzenie, ale mysle, ze kazdy bez wyjatku ma prawo do milosci,szacunku, godnosci, prawo do zycia wedlug swoich wlasnych sposobow  itd


 Ja nie jestem wzburzona, mnie jest zwyczajnie żal tych ludzi, że dali się tak omamić.
Tak, każdy ma prawo do życia według własnych zasad, godnie i z szacunkiem. Dwóch moich sąsiadów to para gejów, nie jestem ich fanką, ale pozwalam im spokojnie żyć, szanuję, zawsze się grzecznie zachowuję i tego samego oczekuję co do mojej osoby.




Ja swoim dzieciom ciągle powtarzam, że cokolwiek by się w przyszłości stało, na mnie i na żonę zawsze mogą liczyć bez względu na wszystko.  Nigdy nie akceptowałem zrywania kontaktów z dziećmi, wyrzekania się ich, wymazywania z życia. To co wyprawia WTS, szczególnie po letnich kongresach nie mieści się w głowie normalnego, wrażliwego człowieka.

Myślę, że religia, która okrucieństwo wobec słabszego nazywa miłością do niego, nie ma nic wspólnego z Bogiem. 


 Ja powtarzam dokładnie to samo. To jest moje dziecko, ja go sprowadziłam na ten świat i jestem za niego odpowiedzialna. Mój syn zaś często mówi, że ma szczęście iż moje doświadczenia mnie nie wypaczyły. Wtedy mu odpowiadam, że nauczyły mnie jak mam nie postępować.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 09 Październik, 2016, 19:20
Nawet w organizacji spotykałam ludzi,co mieli gdzieś pistanowienie o zrywaniu kontaktów. Ja też miałam takie odoby w rodzinie. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Jedynie nie poruszaliśmy tematów zborowych,choć o biblii rozmawialiśmy. Nasze dzieci spędzały wspólnie wakacje. Moja przyjaciółka miała wykluczoną córkę i wtedy poświęciła jej więcej czasu i uwagi niż wcześniej. Tłumaczyła,że ma w sobie tyle miłości do tego dziecka,że nie może tego zatrzymać,że czujd,że Jehowa tego by nie chciał. Skoro córka wpadła w tarapaty,to kto ma jej pomóc jak nie matka?
Więc można zachować się przyzwoicie ,mimo durnych wymysłów ck. Inna siostra z mojego zboru ma podobną sytuację. Powiedziała,że widocznie niedojrzała do trzymania się ściśle wskazówek Niewolnika. I mieszka z córką buntowniczką i o nią dba. I nie dopuszcza ,by starsi się w to wtrącali. Dlatego nierozumiem tych,co ślepo słuchają i bezdusznie postępują. Coś z nimi jest nie tak.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 09 Październik, 2016, 19:46
Dlatego nierozumiem tych,co ślepo słuchają i bezdusznie postępują.
Nikt normalny tego nie zrozumie. A nawet jak będzie myślał że rozumie, to i tak w głowie mu się to nie zmieści. Bo tego, po prostu w normalny, ludzki i logiczny sposób wyjaśnić się nie da.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 09 Październik, 2016, 20:41
To prawda, życie nie jest czarno-białe. Moja rodzina i krewni, kiedy "zapisałem się do kociej wiary" również rozluźniła relacje. Ale nie dochodziło nigdy do traktowania mnie jak powietrze. ŚJ tymczasem na wszelkie możliwe sposoby trąbią, że darzą miłością innych, że ich rodziny są szczęśliwsze, więzi małżeńskie trwalsze i w ogóle wszystko jest lepsze niż "w tym zdeprawowanym świecie".

Jest to niestety bardzo dalekie od prawdy.

W Strażnicy wyczytasz albo usłyszysz na zgromadzeniu doświadczenie osoby wyrzuconej z domu za przyłączenie się do ŚJ, która ze wzruszeniem opowiada jaką to miłość znalazła wśród braci i sióstr.  Niestety o sytuacjach odwrotnych, kiedy to fanatyczni rodzice doprowadzają do opuszczenia domu przez ich dziecko dowiesz się jedynie z forów internetowych. Gdy zacząłem interesować się prawdą o prawdzie, byłem w ogromnym szoku do czego potrafią się posunąć nadgorliwi członkowie rodziny w imię "świętej służby dla Jehowy".

Dodatkowo na swej oficjalnej stronie internetowej, w tym choćby miejscu:
https://www.jw.org/pl/%C5%9Bwiadkowie-jehowy/faq/kontakty-z-by%C5%82ymi-cz%C5%82onkami/ (https://www.jw.org/pl/%C5%9Bwiadkowie-jehowy/faq/kontakty-z-by%C5%82ymi-cz%C5%82onkami/)
https://www.jw.org/pl/%C5%9Bwiadkowie-jehowy/faq/rezygnacja-z-przynaleznosci/ (https://www.jw.org/pl/%C5%9Bwiadkowie-jehowy/faq/rezygnacja-z-przynaleznosci/)
WTS także grubo rozmija się z rzeczywistością.

Ja swoim dzieciom ciągle powtarzam, że cokolwiek by się w przyszłości stało, na mnie i na żonę zawsze mogą liczyć bez względu na wszystko.  Nigdy nie akceptowałem zrywania kontaktów z dziećmi, wyrzekania się ich, wymazywania z życia. To co wyprawia WTS, szczególnie po letnich kongresach nie mieści się w głowie normalnego, wrażliwego człowieka.

Myślę, że religia, która okrucieństwo wobec słabszego nazywa miłością do niego, nie ma nic wspólnego z Bogiem.


Nic dodac nic ujac.  pozwole sobie tylko zmienic jedno Twoje zdanie ,, Religia, ktora okrucienstwo wobec slabszego naywa miloscia do niego, nie ma nic wspolnego z Miloscia!!" 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 09 Październik, 2016, 21:12

Nic dodac nic ujac.  pozwole sobie tylko zmienic jedno Twoje zdanie ,, Religia, ktora okrucienstwo wobec slabszego naywa miloscia do niego, nie ma nic wspolnego z Miloscia!!"


... nie ma nic wspólnego z Bogiem, który jest miłością.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 09 Październik, 2016, 22:33

  Reasumując....nie zrozumie syty głodnego.
Powiem tak:

Zycie uczy nas pokory i czasami jest to bardzo bolesne ;) ale przydatne
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Październik, 2016, 11:21
Powiem tak:

Zycie uczy nas pokory i czasami jest to bardzo bolesne ;) ale przydatne

  Zgadzam się z Tobą, szkoda tylko że u niektórych ta edukacja nic nie daje.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 10 Październik, 2016, 15:50
  Zgadzam się z Tobą, szkoda tylko że u niektórych ta edukacja nic nie daje.
Trzeba cieszyć się z tych, którzy jednak okazują pokorę, bo dzięki takiej postawie
m.in. są tu na forum /mówię np. o byłych i wybudzonych św.jeh./ i pokornie mówią o swoich
odkryciach, przemyśleniach, ku pożytkowi innych.
Pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Październik, 2016, 20:15

      W  ostatnich dniach już trzecia osoba zapytała mnie, kim jest dla mnie Adam?
Ja wspominałam, ale widocznie tak dawno, że umknęło, a może to było w innym temacie, dlatego raz jeszcze....

 Gdy ja byłam w wieku około komunijnym, Adam był już ( dla mnie) bardzo stary, zbliżał się do pełnoletności.
Spotykaliśmy się na zebraniach. Później było bum i to wielkie rozczulanie się nad jego matką, jaka to biedna bo musi mieszkać z wykluczonym pod jednym dachem.

Krążyły różne domysły, które później przybierały postać prawdziwych i wiarygodnych, na jego temat.
A to że pewni wpadł w złe towarzystwo, a że pewnie narkotyki, albo jakaś nieporządna dziewucha go uwiodła.
Jak było wiemy, ale jakoś ( i chyba do tej pory tak jest) nikt w zborze nie potrafił przyjąć tego, że on zwyczajnie nie chce być świadkiem.

Po latach nasze drogi ponownie się zeszły, ja go pamiętałam, on mnie nie nie. W końcu podrosłam, wyrosłam, tu i tam mi przybyło. Początkowo mnie nie pamiętał, tylko moją ortodoksyjną matkę. Później twierdził, że już mu się przypomniałam, ale ja wiedziałam swoje, nadal nic mu nie świtało.

Pewnego dnia wspominaliśmy śmieszne historie z tamtych czasów, ja zaczęłam opowiadać jak na zebraniu w sali, walnęłam pismem w głowę siedzącego za mną chłopaka, który mi wsadzał palce między żebra. I wtedy Adam krzyknął....a to ty! I tak sobie mnie wreszcie przypomniał. :D
I tak ta nasza ponowna znajomość trwa kilkanaście lat.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Październik, 2016, 20:01
Adam



          Gdy dzieci poszły do szkoły, poprosił siostrę, aby zawiozła go do lekarza. Od tej pory ćwiczył jak szalony, czasem siostra go nawet upominała, aby nie przesadzał. Mówił, że nie ma czasu, zostało mu pół roku do urodzin córki, aby stanąć na nogi.
Przyszła wiosna, już dawał radę przejść kawałek o kulach. Lekarz prowadzący zaproponował zabieg, po którym będzie musiał chodzić w gorsecie, ale za to o jednej kuli.
Zgodził się bez wahania, Po zabiegu dalsza rehabilitacja i bardzo widoczne postępy. Pewnego dnia, siostra nakryła go jak spaceruje po domu, ucieszyła się, ale musiała mu obiecać, że nie go nie wyda.

         Przyszły wakacje, a z nimi urodziny Ady. Dzieci z rana pojechały z siostrą na zakupy, wrócili przed dwunastą. Władysław zrobił obiad, który jak zawsze latem zjedli razem na dworze.
Po posiłku wyją spod stołu kulę, wstał wyciągną rękę do córki i powiedział...Adeczko chodź idziemy na lody do pani Kazi, zaproś wszystkich przecież dziś są twoje urodziny.
Mała początkowo nie reagowała, jakby nie wierzyła w to, co widzi.
Po chwili zaczęła piszczeć, skakać, ściskać ojca i znów piszczeć z zachwytu. Całą drogę trzymała ojca mocno za rękę i powtarzała, tatusiu ty chodzisz, ty chodzisz.
Dzień był bardzo udany, mała ani na chwilę nie opuszczała ojca.
Po powrocie do domu dostała prezent, upragnione wrotki.
Do końca dnia nie odstępowała ojca na krok i choć Władysław miał już ochotę usiąść na wózek, to jednak nie chciał psuć dnia dziecku i próbował chodzić.
Wieczorem Ada przybiegła do pokoju ojca, położyła się obok i powiedziała, wiesz tatusiu Mikołaj naprawdę istnieje, on spełnia życzenie, trzeba go tylko ładnie poprosić. Gdyby mamusia nie umarła tylko gdzieś pojechała, też bym go poprosiła, aby do nas wróciła. Przytulił córkę mocno do siebie i był bardzo szczęśliwy, że ma tą małą, rezolutną, życzliwą istotkę. Wiedział, że nie może się poddawać, musi walczyć i być silnym, ma dla kogo żyć.

Od tamtej pory wiele się zmieniło w ich życiu. Po kilku miesiącach wrócili do swojego domu, zrobili porządek w rzeczach Teresy. Władysław nic nie chciał wyrzucać bez zgody córki. Jeśliby powiedziała, że chce wszystko zachować, tak też by było.
Zostawiła sobie tylko ogromną wełnianą chustę, którą matka okrywała się w chłodne wieczory, brała na kolana małą i tak sobie obie siedziały. Ada wzięła chustę w dłonie, docisnęła ją do buzi i powiedziała do ojca, wiesz tatku ona pachnie jak mamusia, zostawię ją sobie. Skinął tylko głową i szybko się odwrócił, czuł jak emocje zaczynają go ściskać za gardło.
Długie lata, dziewczynka spała z tą pamiątką po matce, inne dzieci śpią z misiami, lalkami, a ona spał z chustą.
Gdy sama została matką, też siadała otulona chustą, z maleństwem na kolanach. Tak patrzył na nią i gdyby nie jego kule, uważałby, że to powrót do przeszłości. Nie tylko była podobna do matki, ale także do Adama jego najstarszego syna, który, choć gdzieś tam żył, był dla Władysława nieosiągalny.
Wciąż miał nadzieję, że kiedyś się spotkają, jednak czasem nachodziły go czarne myśli, że nie będzie mu  dane się z nimi spotkać. Ponieważ  tak bardzo go nienawidzą, iż nie chcą go znać, tego najbardziej  się obawiał.
Nie chciał wiele, chciał tylko zobaczyć jak wyrosły, z kim się związały i czy mają dzieci?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Październik, 2016, 18:51
Adam



         Wszyscy zasiedli do stołu, Władysław spoglądał na swoje dzieci, wnuki był taki szczęśliwy, taki radosny. Siostra widząc jego radość, szepnęła mu do ucha, co braciszku, na taki uśmiech losu nie liczyłeś? Odpowiedział...baa, nawet w najśmielszych snach. Po obiedzie dzieci poszły pobiegać, a dorośli zasiedli na tarasie przy kawie i nalewce ciotki Gośki. Atmosfera była bardzo rodzinna, Krysia (córka ciotki) opowiadała, jak to z Adą broiły będąc dziećmi, nawet chłopaki musieli się z nimi liczyć. Śmiechom, różnym historyjkom nie było końca. Adam słuchał ich ochoczo, ale sam nie mógł się pochwalić czymś podobnym. Jako dziecko był bardzo poukładany, odpowiedzialny, dziś wie, że wtedy mimo młodego wieku czuł się głową rodziny. To on tłumaczył brata jak czegoś nabroił, aby sąsiedzi nie naskarżyli matce, a niejednokrotnie brał winę na siebie i to on dostawał manto, zamiast brata. Nieraz szedł nastraszyć chłopaków, gdy dokuczali siostrze. I choć sam się bał, to jednak nie dawał tego po sobie poznać. Udawał twardziela, ważniaka i inni wierzyli, że z nim się nie zadziera. Mimo że z nikim się nie pobił, nikogo nie skrzywdził mieli przed nim respekt. Czego do dziś nie rozumie.

Gdy goście rozeszli się do domów, a on pomagał żonie zmywać, coś mu nie dawało spokoju. Halinka to widziała, nie chciała pytać wprost, zaczęła robić podchody i pytać, jak wrażenia, jak samopoczucie? Odpowiadał dobrze, dobrze, ale widziała, że ją tylko zbywa. A więc zapytała wprost, co cię Adasiu gryzie, bo widzę, że gryzie? Chwilę milczał, gdy w końcu przemówił powiedział, wiesz ten mój szwagier mi nie pasuje, coś w nim jest takiego co mi nie daje spokoju. Adę znam bardzo krótko, już ją kocham i zrobiłbym dla niej wszystko, a jej mąż mi się nie podoba.

Halinka uznała, że mąż przejął się rolą starszego brata, jednak postanowiła podpytać teścia i ciotkę, jaki to jest ten nowy szwagier? Ogólnie wszyscy mieli o nim dobre zdanie, pracuje, alkoholu nie nadużywa, dom wyremontowali, mają dwa dobrej klasy samochody, Ada nigdy się nie żali. Powiedzieli, że może ideałem nie jest, ale kto nim z nas jest? Przekazała informacje mężowi z nadzieją, że to go uspokoi. I uspokoiło, ale nie do końca, choć głośno tego nie mówił, postanowił mieć go na oku.

W dzień wyjazdu znów wszyscy zebrali się na tarasie. Teraz kolejne spotkanie miało być w domu Adama i Halinki, wszyscy obiecali przyjechać. Ciotka już nawet miała plan, kto się zajmie gospodarstwem przez te kilka dni. Władysław tak samo, jak jego syn, już się nie mogli doczekać tego spotkania. Na pożegnanie objął Adę i szepnął jej do ucha, pamiętaj możesz na mnie liczyć o każdej porze dnia i nocy, mój dom jest twoim domem, a ja jestem twoim starszym bratem, a to zobowiązuje. Kobieta łamiącym się głosem powiedziała...kocham cię braciszku. Nikt z nich nie przypuszczał , jak szybko te słowa obrócą się w......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 15 Październik, 2016, 23:11
A z tego opowiadanka byłby niezły scenariusz na film odcinkowy. Coś w stylu "Miłość nad rozlewiskiem".Pomyśl o tym,może ktoś to nakręci.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 16 Październik, 2016, 10:20
dwa dni czytałam
chcę więcej
nie znęcaj się i poprostu napisz.

Jak każdy tutaj i ja znajduję wiele wspólnych mianowników...

od zawsze stosuję twoje motto
tyle wiemy o nas na ile nas sprawdzono ...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 16 Październik, 2016, 17:17
 Dlatego nierozumiem tych,co ślepo słuchają i bezdusznie postępują. Coś z nimi jest nie tak.
[/quote]



To ja moze powiem w zwiazku z tym od siebie jak ja slepo tez sie sluchalem. Jak jeszcze w zborze nie piastowalem  zadnych przywilejow, spotkalem w autobusie siostre, ktora zostala wykluczona. Spojrzala na mnie zyczliwie z delikatnym usmiechem. Odpowiedzialem tym samym delikatnie sie usmiechajac, nie zamieniajac ani slowa. Pamietam tylko jak targaly mna sprzeczne mysli I emocje. Chcialem zagadnac ale sie balem. Tak, uswiadomilem sobie, ze w mojej egoistycznej duszy tli sie lek przed tym: ,,a jak mnie ktos zobaczy?"  Balem sie w tym momencie o siebie a nie o nia!  Czulem sie w jakims potrzasku ,bo czulem, ze powienienem pogadac, jak normalny czlowiek z normalnym czlowiekiem. Przeciez sie znalismy, to byla moja znajoma, a nie jakas przypadkowo napotkana osoba. Dzis wiem, ze zachowalem sie jak burak, masz racje gdy piszesz , ze cos z nimi jest nie tak. Mysle, ze to sluszne stwierdzenie.  Ze mna wtedy bylo cos nie tak.  Dzis mi wstyd ze sie tak zachowalem, ale czegos sie nauczylem.  Nawet jak wyjde na buraka, robie dzis to co uwazam, ze powinienem zrobic nie ogladajac sie na innych.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Październik, 2016, 18:09
 
   Pisałam Wam już, że Was kocham? :D


A z tego opowiadanka byłby niezły scenariusz na film odcinkowy. Coś w stylu "Miłość nad rozlewiskiem".Pomyśl o tym,może ktoś to nakręci.

 Na początku miało być o samym Adamie i koniec, a tu jakoś same wątki się rozwijają i aż się boję kiedy ja to skończę?  :o Bywa jednak tak, że nie da się pominąć, ponieważ wątki są powiązane.
Fajnie by było taki serial o Adamie co nie chciał żyć w raju. :D Kurski jak nic puściłby w jedynce. :D

dwa dni czytałam
chcę więcej
nie znęcaj się i poprostu napisz.

Jak każdy tutaj i ja znajduję wiele wspólnych mianowników...

od zawsze stosuję twoje motto
tyle wiemy o nas na ile nas sprawdzono ...

 Zawzięta jesteś, dwa dni :D Cieszy mnie, że lektura Cię wciąga. :) Niestety czas mi nie pozwala na większe pisanie. Jak o samym Adamie jest łatwiej, jeśli mam jakieś wątpliwości, piszę maila i szybko mam odpowiedź. Tak jak już chodzi o ojca, to dłuższa droga, nim coś się wyjaśni.

Sama znajduję w całej tej historii dużo wspólnego z moim życiem. Niby obcy ludzie, a jak ich przeżycia mogą nam być bliskie i znajome.


Dlatego nierozumiem tych,co ślepo słuchają i bezdusznie postępują. Coś z nimi jest nie tak.

Dzis wiem, ze zachowalem sie jak burak, masz racje gdy piszesz , ze cos z nimi jest nie tak. Mysle, ze to sluszne stwierdzenie.  Ze mna wtedy bylo cos nie tak.  Dzis mi wstyd ze sie tak zachowalem, ale czegos sie nauczylem.  Nawet jak wyjde na buraka, robie dzis to co uwazam, ze powinienem zrobic nie ogladajac sie na innych.


 Ludzie będący w organizacji, bardziej się boją ludzi niż Boga. Tak naprawdę  mieliby świadomość tego, że ten na górze zna ich myśli wątpliwości i tego by się bali, a nie że ich ktoś zobaczy.
Najważniejsze zrozumieć swój błąd, Ty to zrobiłeś i brawo Ci za to. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 16 Październik, 2016, 21:12
Dlatego nierozumiem tych,co ślepo słuchają i bezdusznie postępują. Coś z nimi jest nie tak.


 Dzis wiem, ze zachowalem sie jak burak, masz racje gdy piszesz , ze cos z nimi jest nie tak. Mysle, ze to sluszne stwierdzenie.  Ze mna wtedy bylo cos nie tak.  Dzis mi wstyd ze sie tak zachowalem, ale czegos sie nauczylem.  Nawet jak wyjde na buraka, robie dzis to co uwazam, ze powinienem zrobic nie ogladajac sie na innych.

 
Czyli .....były sobie kiedyś trzy buraki : ćwikłowy, cukrowy i ...Maro ?
 
 Napisałem jak widzisz - kiedyś, bo dziś  Maro jesteś Gość !!! :)  Napisałeś publicznie o swoim odczuciu a to....
 Kiedy popełnimy jakąś gafę, nietakt ... sztuką jest się do tego przyznać, a Ty to zrobiłeś.
 Więc głowa do góry  :)
 Pozdrawiam Maro
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Październik, 2016, 16:37
Adam



      Początek września, wszystko wracało do normy, letnie wojaże, przygody, nowe znajomości, odnaleziony ojciec to wszystko było tematem codziennych rozmów. Mimo obowiązków i planów na przyszłość, nie dało się zapomnieć o zaległościach, które wakacyjna wyprawa odsunęła na bok, a teraz nadszedł czas się z nim uporać. Adam świadomie unikał tematu mieszkania matki, jednak wiedział, że musi temu stawić czoła. Halinka widziała jak twarz mu pochmurnieje, gdy tylko zaczyna poruszać ten temat, że jest mu ciężko, że nie umie się w sobie zebrać, a więc zaproponowała mu, że pójdą tam razem. Wyznaczyli sobie jeden dzień, kiedy oboje mieli mniej zajęć, zaznaczyli na czerwono w kalendarzu, aby nie było już odwrotu.

Wypadło na czwartek, Adam miał mniej zajęć, wrócił wcześniej do domu, zjedli obiad nie czekając na córkę. W drzwiach spotkali się z teściową, która przyszła, aby pod ich nieobecność zaopiekować się wnuczką. Spojrzała na zięcia, na jego twarzy rysowało się przerażenie, chwyciła go za rękę i powiedziała...syneczku wiedz, że strachy z przeszłości są tak wielkie, ponieważ są widziane oczami dziecka, ty urosłeś, a one nie. Teraz to one się ciebie boją. Przytulił ją i powiedział dzięki mamo.

Stary budynek niewiele się zmienił, wydeptane schody, metalowa barierka tylko kolor ścian, wysokość lamperii dawały mu do zrozumienia, że minęło dużo czasu. Kiedyś brunatna, lakierowana ściana sięgała mu ramienia, dziś jest na równi pasa.
Byli na półpiętrze, stąd było już widać drzwi do mieszkania. Adam szedł coraz wolniej i wolniej, wyglądał jakby mu brakowało sił, aż w pewnym momencie całkiem zabrakło. Zatrzymał się, spojrzał na starą, brązową podrapaną ościeżnicę i nagle wróciło...

Zbierał ze schodów resztki swoich rzeczy, które mu się wysypały z torby, w drzwiach stała matka i krzyczała... Zobaczyć będziesz nikim jak twój ojciec, bez prawdy zgnijesz w rynsztoku, armagedon się rozprawi z takim jak wy niewdzięcznikami. Znasz prawdę, ale jak ją odrzucasz tzn. że jesteś sługą szatana, a z takimi ludźmi nie chcę mieć odczynienia. Dla mnie już nie istniejesz....trzasnęła drzwiami. Młody niby odważny, dumny  człowiek był przerażony, pragnął, aby matka otworzyła ponownie drzwi i powiedziała...chodź, przestałeś być świadkiem Jehowy, ale nadal jesteś moim dzieckiem. Nadaremno się łudził, matka była jak ze stali, nie znosiła sprzeciwu i tego Adamowi wybaczyć nie potrafiła. Od tej pory był zdany tylko na siebie.

Te słowa mimo upływu lat nadal bardzo bolały, serce waliło mu jak szalone. Trzydzieści lat, a jakby było wczoraj.
Odwrócił się do żony i powiedział..nie dam rady, to ponad moje siły. Halinka nie nalegała, widziała jak bardzo zbladł, jak ręce zaczynają mu drżeć. Znała go bardzo dobrze, był opanowany, rzeczowy i konkretny. Jak wielka musiała go spotkać w tym domu krzywda, ile bólu się wiąże z tym miejscem, że ktoś taki jak on nie daje rady. Jak silne piętno odcisnęło na jego psychice, że przekroczenie progu tego mieszkania jest ponad jego siły.
Przecież to dom rodzinny, miejsce, które powinno się kojarzyć z bezpieczeństwem, miłością, szczęściem, beztroską, miejsce radosne, do którego chce się wracać. A jednak niezawszeń tak jest.

Próbował coś powiedzieć, otwierał usta, jednak nie wydawał żadnego dźwięku,osunął się na schody.
Zaczęła go szarpać, klepać po twarzy.
Potrząsała nim z całej siły, Adam nie reagował.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Październik, 2016, 18:33

  Od pewnego czasu dostaję wiadomości z prośbami i wzmiankę o tym co działo się z Adamem zaraz po wyrzuceniu go z domu. Podobno tego nie publikowałam. Miałam przejrzeć temat, ale jak zobaczyłam ile tego jest....wymiękłam. :D


A więc cofamy się w czasie.....

Adam



          I tak to Adam z dnia na dzień stał się bezdomnym. Niby dorosły facet, a tak naprawdę był tylko podrośniętym dzieckiem z dowodem osobistym. Pierwsze kilka nocy przespał u kolegi z pracy, jednak gdy mieli wrócić jego rodzice, musiał się wynieść.
Wtedy ktoś wspomniał o pustostanie, w kamienicy której  mieszka, tam postanowił się zatrzymać.
Gdy otworzył drzwi niewiele zobaczył, w pokoju panował półmrok, jednak smród, jaki się tam panoszył był nie do zniesienia.
Z trudem dotarł do jasnego punktu na ścianie, słusznie uznając go za okno i ściągnął z niego coś, co kiedyś pewnie było firanką.
I tak niewiele to dało, masa pajęczyn, gruba warstwa much na parapecie świadczyły o tym, że to okno nie było otwierane przez lata.
Gdy je w końcu otworzył, pierwsze co zrobił to zaczerpnął świeżego powietrza. Odwrócił się, aby rozejrzeć się po mieszkaniu.
Nie był to obiecujący widok, poza stertą śmieci, starym krzesłem nie było nic więcej.

Korzystają z otwartego okna i ustawionego pod nim kontenera na śmieci, zaczął wszystko zbierać i wyrzucać.
Obawiał się lokatorów, że zaraz na niego doniosą, że na dziko, nielegalnie zajmuje lokal. Jednak jego nowi sąsiedzi okazali się bardzo przyzwoitymi ludźmi. Początkowo podglądali co to za hałasy, przyzwyczajeni, że pustostan był miejscem spotkań różnego elementu i teraz odchodzili nieufnie.
Dopiero gdy chłopak wyszedł na korytarz i ukłonił się jednej z wyglądających pań lody jakby zaczęły topnieć. Ktoś mu pożyczył szczotki i wiadra, ktoś inny przyniósł szmatę i wodę do mycia podłogi. Jeszcze ktoś inny przyszedł z kocem i wałkiem pod głowę wyciągniętym z jakiejś kanapy. Łóżka nikt mu nie zaoferował, tam mieszkali biedni ludzie, ale za to podpowiedzieli jak sobie posłać, aby było w miarę wygodnie.

I tak Adam swoją pierwszą noc przespał na posłaniu z podartych kartonów, pod kocem w kratę. Na kolację dostał dwie pajdy chleba ze smalcem, zapakowane w papierową torbę.
Prawie wszystko to zawdzięczał całkiem obcym mu ludziom, którzy o nic nie pytali, pomagali, bo tak im nakazywały ich dobre serca. A nie pytali, ponieważ to były czasy, kiedy lepiej było nie wiedzieć za dużo.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 18 Październik, 2016, 22:24
Adam miał strasznego pecha. Moja ciotka ,siostra, jak jej synalek się wziął i na zbór zbiesił,to jeszcze bardziej go pilnowała ,bo bała się że się stoczy. A chłopak faktycznie poczuł wolność i korzystał. Wkrótce do drzwi ciotki zapukało zapłakane ciężarne dziewczę,bo z domu(na wsi) ją pogoniono. Ciotka,choć w szoku,szybko przyjęła ją i oddała jej pokój synalka. Zaskoczonomu z tego powodu powiedziała,że albo się żeni,albo musi coś sobie poszukać,bo ona,jako babcia nie może postąpić inaczej. Powiedziała mu,że skoro zaczął od przyjemności to teraz musi być odpowiedzialny. Kuzyn próbował mieszkać u nas,moja mama ,też siostra nawet nie pomyślała,żeby go nie przyjąć. Po paru nocach skruszony wrócił do domu rodzinnego i się ożenił. Są małżeństwem niedługo 40 lat,mają 3 dzieci ,wnuki,są zgodni i się kochają. Dziewczyna zainteresowała się Biblią i z czasem została ochrzczona,po latach kuzyn też wrócił do zboru. Ich dzieci są świadkami. Może wszyscy nie są zbyt gorliwi organizacyjnie,ale na pewno to fajni ludzie i mają dobre serca. Teraz nie mamy kontaktu z powodu odlełości,ale nie wyobrażam sobie,żeby nauki ck wpłynęły na nasze rodzinne relacje. A wiem co mówię.
Tak więc Adam miał strasznego pecha.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Październik, 2016, 19:39

 Dziewczyna zainteresowała się Biblią i z czasem została ochrzczona,po latach kuzyn też wrócił do zboru. Ich dzieci są świadkami. Może wszyscy nie są zbyt gorliwi organizacyjnie,ale na pewno to fajni ludzie i mają dobre serca. Teraz nie mamy kontaktu z powodu odlełości,ale nie wyobrażam sobie,żeby nauki ck wpłynęły na nasze rodzinne relacje. A wiem co mówię.
Tak więc Adam miał strasznego pecha.


  Jeszcze wczoraj wieczorem przesłałam ten komentarz Adamowi, on jako główny bohater niech odpowie sam za siebie.
Taką otrzymałam odpowiedź:

 
Cytuj
        Przeszedłem niezłą przeprawę i szkołę życia, nauczyło mnie to pokory, szacunku do drugiego człowieka i rozbudziło we mnie ogromne pokłady empatii. Uważam, że gdybym swoje życie spędził tak, jak to się na początku zapowiadało, byłbym kimś innym. Inaczej ukształtowanym, obracającym innymi wartościami, dążącym do innych celów.
Pewnie bym był podobny do mojego rodzeństwa, a oni ani nie są dobrymi świadkami, ani dziećmi.
Inny aspekt, mógłbym nie poznać mojej żony i nie mieć ukochanej Emilki. Gdybym jednak jakimś cudem ją poznał i za moim pośrednictwem została świadkiem Jehowy, co wtedy czułaby jej matka, a moja teściowa? Kobieta tak bardzo skrzywdzona przez swoich bliskich w imię chorych zasad.
Miałbym zapewne wpojoną nienawiść do ojca, która by mnie skutecznie zniechęciła do poszukiwań. Wówczas nie tylko nie poznałbym ojca, wspaniałego, dobrego i ciepłego człowieka, jak i mojej kochanej siostry Ady i jej pociech. Oraz całej reszty dalszej rodziny i dobrych ludzi, których poznałem w czasie tych poszukiwań.
       I oczywiście nie mogę pominąć  drogiej Ani, naszej przyjaźni też by nie było, gdybyśmy nie stali po tej samej stronie. To Ona pozwoliła mi się uporać z demonami przeszłości.
To ona mi uzmysłowiła, że póki nie wybaczę tym którzy mnie skrzywdzili, wciąż będę się miotał między przeszłością a teraźniejszością. Dlatego, że byłem w stanie wybaczyć krzywdy, dałem radę zaopiekować się matką, dzięki temu ostatnie dni spędziliśmy razem, jak kochająca matka i jej oddane dziecko. Nie jest łatwo, gdy ktoś bliski umiera w ramionach, jednak gdybym miał raz jeszcze stanąć przed taką decyzją, postąpiłbym tak samo.
Swoje życie uważam za udane, czuję się kochany, doceniany, potrzebny i szczęśliwy. Ten doświadczenia sprzed lat traktuję jak przykry epizod. Jedni mają przygodę z narkotykami, inni z alkoholem lub środowiskiem kryminalnym, a ja miałem z fanatyzmem religijnym 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szyszoonia w 20 Październik, 2016, 10:35
Bardzo podoba mi sie podejscie Adama do tych wszystkich wydarzen w jego zyciu zwiazanych z byciem w Organizacji. Mam na mysli jego slowa, ze traktuje to jako przykry epizod, przygode z fanatyzmem religijnym. Naturalnie zdaje sobie sprawe z tego, ze dojscie do takiego etapu, pogodzenie sie z przeszloscia, jest naprawde trudne i wymaga czasu (wiem to z autopsji), ale mozna to osiagnac. I warto o to walczyc, zeby mozna bylo po prostu normalnie zyc i czerpac z tego radosc.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: tomek_s w 20 Październik, 2016, 11:01
A on był ŚJ?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Październik, 2016, 18:50
Bardzo podoba mi sie podejscie Adama do tych wszystkich wydarzen w jego zyciu zwiazanych z byciem w Organizacji. Mam na mysli jego slowa, ze traktuje to jako przykry epizod, przygode z fanatyzmem religijnym. Naturalnie zdaje sobie sprawe z tego, ze dojscie do takiego etapu, pogodzenie sie z przeszloscia, jest naprawde trudne i wymaga czasu (wiem to z autopsji), ale mozna to osiagnac. I warto o to walczyc, zeby mozna bylo po prostu normalnie zyc i czerpac z tego radosc.

  Adam mówi, że dorósł do pewnych rzeczy i to mu ułatwiło życie.
Tak, ja też mogę powiedzieć za siebie, że to trwa i nie jest łatwe, ale warto, naprawdę warto się z tym uporać.


A on był ŚJ?

  Tomek pytasz o Adama?

Gdyby nie był świadkiem tylko młodzieńcem, który nie chciał uznać tej religii nie byłoby takiego halo. Byłby zwykłym młodym człowiekiem, który sprawia matce problemy.
 A  to że przyjął symbol sprawiło, że momencie kiedy się zbuntował stał się zagrożeniem dla świadkowej społeczności.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szyszoonia w 20 Październik, 2016, 19:21
  Adam mówi, że dorósł do pewnych rzeczy i to mu ułatwiło życie.
Tak, ja też mogę powiedzieć za siebie, że to trwa i nie jest łatwe, ale warto, naprawdę warto się z tym upora

Dlatego tak mi sie podobaja te slowa, ktore umiescilam w zalaczniku. Normalne jest, ze trzeba jakosc te wszystkie przezycia zwiazane z WTSem przetrawic i kazdy musi znalezc swoj sposob. Niejeden z nas sie zloscil, plakal, mial ochote wyc z bezsilnosci i to jest normalne. Powiedzialabym nawet, ze na swoj sposob nawet oczyszcza. Ale potem trzeba sie podniesc i z podniesiona glowa isc dalej dziarskim krokiem w nowe zycie  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Październik, 2016, 23:34
Adam


Powrót do przeszłości cd...


           Marne grosze, jakie zarabiał, nie pozwalały mu, aby coś wynająć, udzielał korepetycji, załapał się w domu kultury, tam pomagał popołudniami  odrabiać dzieciom lekcje.
Te kilka godzin mógł spędzić w cieple i zjeść posiłek, a do tego zabrać ze sobą coś do domu. Jednak to dość szybko się skończyło, osoba, którą zastępował wróciła.

Był bardzo lubiany, sympatyczny, uczynny, zawsze uśmiechnięty.
Dlatego każdy, jeśli miał na zbyciu jakiś mebel, naczynie albo widział, że ktoś ma, zaraz podrzucali je Adamowi. To obcy ludzie w chwilach zwątpienia utwierdzali go w przekonaniu, że jest wartościowym człowiekiem.
Robiło się coraz chłodniej a on nadal nie miał swojego lokum. Kilka razy widział jak starsza pani targa wiadra z węglem z piwnicy, pomógł jej. Za co został poczęstowany ciepłą zupą, do dziś pamięta, że był to krupnik. Był tak bardzo głodny, że nawet nie wiedział, kiedy pochłonął całą porcję. Jednak tego smaku zupy nie zapomni nigdy, choć pochłaniał ją jak wygłodniały pies, to pamięta każdą kaszkę na łyżce, ziemniak, marchewkę i jeszcze coś, było w niej 8 skwarków słoniny, które tak cudownie smakowały.
Nigdy później żadna inna zupa tak bardzo mu nie smakowała ani tak bardzo nie zapadła w pamięć. To chyba dlatego, że nie jadł nic ciepłego od dość dawna, w ogóle mało jadał. Dwa posiłki dziennie to było maksimum, na więcej nie mógł sobie pozwolić.

Był na swoim już kilka miesięcy, gdy spotkał matkę jak wracała z zakupów.
Podszedł do niej, miał cichą nadzieję, że go zaprosi do domu na obiad, był taki głodny.
Jednak matka przywitała go słowami, wiesz, że nie mogę z tobą rozmawiać, chyba że zechcesz wrócić do prawdy. A jeszcze przed chwilą był gotów biec za nią, nieść siatki i zadawać dziesiątki pyta co słychać w domu? Jednak matka bardzo szybko sprowadziła go na ziemię, jej słowa sprawiły, że chłopak na dobre wyzbył się złudzeń. Już był pewien, że może liczyć tylko na siebie. Matki nic a nic nie obchodził, nawet nie była ciekawa co u niego, jak sobie radzi, gdzie mieszka? Nagle z bliskiej mu kobiety, stała się obcą babą, która uczepiła się jakichś mrzonek i tym samym skreśliła jedno ze swoich dzieci. Była tak oddana tej farsie, że gdyby kazano jej oddać swoje życie, też by to zrobiła.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 22 Październik, 2016, 19:46
Dlatego pisałam ,że miał strasznego pecha. Bo ja zawsze wiedziałam,że moja mama kocha mnie bez względu na to w co wierzę,kim jestem,czym się zajmuję. Mogłam sobie pozwolić na szukanie własnej drogi. Ja byłam świadkiem,bo chciałam,ale moje rodzeństwo nie. I wszyscy w domu rodzinnym czuliśmy się bezpieczni. Nawet ci co zostali wykluczeni. W domu mogliśmy mówić szczerze co kto naprawdę myśli. W moim domu ,moje dzieci miały podobnie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorszyciel w 22 Październik, 2016, 19:52
Dlatego pisałam ,że miał strasznego pecha. Bo ja zawsze wiedziałam,że moja mama kocha mnie bez względu na to w co wierzę,kim jestem,czym się zajmuję. Mogłam sobie pozwolić na szukanie własnej drogi. Ja byłam świadkiem,bo chciałam,ale moje rodzeństwo nie. I wszyscy w domu rodzinnym czuliśmy się bezpieczni. Nawet ci co zostali wykluczeni. W domu mogliśmy mówić szczerze co kto naprawdę myśli. W moim domu ,moje dzieci miały podobnie.

Pięknie to brzmi.
Tak sobie myślę hipotetycznie czy jest jakaś granica miłości rodzica bez względu na to w co dziecko wierzy,kim jest,czym się zajmuje? Wiadomo, że matka Pablo Escobara bardzo go kochała mimo tego, co robił, w co wierzył, kim był. Zastanawiam się czy nawet kochający, dobry rodzic może być usprawiedliwiony przestając  kochać dziecko w pewnych okolicznościach. Myślę tu o ojcach i matkach ludzi takich jak Hitler, Stalin, austriacki wampir Joseph Fritzl, i inni pedofile, mordercy niewinnych ludzi, gwałciciele, zbrodniarze. Ale może to na inny wątek i oczywiście nie dotyczy Ciebie, ale różne są w życiu sytuacje... Ja sam nie wiem co bym czuł będąc ojcem np. Josepha Mengele...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Październik, 2016, 20:08
Dlatego pisałam ,że miał strasznego pecha. Bo ja zawsze wiedziałam,że moja mama kocha mnie bez względu na to w co wierzę,kim jestem,czym się zajmuję. Mogłam sobie pozwolić na szukanie własnej drogi. Ja byłam świadkiem,bo chciałam,ale moje rodzeństwo nie. I wszyscy w domu rodzinnym czuliśmy się bezpieczni. Nawet ci co zostali wykluczeni. W domu mogliśmy mówić szczerze co kto naprawdę myśli. W moim domu ,moje dzieci miały podobnie.

 Wasza mama Was kochała bardziej niż organizacje i za to jej chwała.
Takich rodziców jest zdecydowanie za mało, wierzą w Boga, ale kochają swoich bliskich najbardziej na świcie i nie boją się chorych zasad w imię....czegoś tam....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Październik, 2016, 19:41
Adam

      Starsza pani od zupy lubiła Adama, a czasem nawet mówiła do niego kochane dziecko. Zawsze pytała co jadł i kiedy, często dawała słoik z jakąś zupą na później. On jej nosił węgiel, cięższe zakupy, mył okna, wieszał zasłony. Robił to wszystko, na co starsza pani już nie miała sił.

Po jakimś czasie, gdy zaszedł do sąsiadki zastał tam jej syna. Mężczyzna oznajmił, że wyjeżdża na jakiś czas i szuka kogoś, kto zaopiekuje się jego mieszkaniem, a starsza pani właśnie jego poleciła. To była prawdziwa okazja, za mieszkanie miał opiekować się jego matką i płacić rachunki.

To był dla Adama istny uśmiech losu, mieszkanko było małe, ale ciepłe i umeblowane. Już nie musiał spać na podłodze pod jakimś starym kocem. Nawet po latach pamięta swoją pierwszą noc w nowym lokum. Wykąpał się, zjadł kolację, obejrzał Kobrę w tv, a później poszedł spać. Dawno jego wieczór nie wyglądał tak dobrze, tak spokojnie i po ludzku.
W nocy budził się co chwilę i upewniał się, czy to aby nie jest sen? Gdy upewnił się, że to na pewno mu się nie śni, ponownie przytulał się do poduszki i zasypiał.

Dbał o mieszkanie bardziej niż o swoje, obiecał to właścicielowi i jego matce. Podczas tego wynajmu, gospodarz tylko raz przyszedł sprawdzić jak się miewa jego lokal.? Gdy wrócił do matki powiedział, że on sam nawet tak nie dbał o mieszkanie. Więcej wizytacji nie było, lokator był godny zaufania, a więc i nie było potrzeby, aby go kontrolować.
To właśnie z nimi spędził swoją pierwszą w życiu Wigilię. Bał się tego.......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wiki w 24 Październik, 2016, 12:17
Moja matka miala raka 30 lat temu,byl to rak na jelicie i niezbedna byla operacja.Zawolam mnie ordynator,doskonaly chirurg i przedstawil sprawe.Zapytal czy rozumiem jak wyglada operacja czasem wszystko jest ok a czasem bardzo żadko pęknie samoistnie jakies naczynie i krew leje sie strumieniami.Powiedzial ze bez zgody na ewentualna transfuzje nie podejmie sie wogle operacii
 Oczywiscie moi rodzice razem ze stadem sępów z organizacji juz szykowali się na smierc matki.Dla jehowy.
   W tajemnicy podpisalam zgode na transfuzje i operacja sie odbyla.Wszystko poszlo gladko ,krew nie byla potrzebna.Matka żyje do dziś.Dumna że jednak Jehowa wplynal na chirurga rozkazujac mu podjac sie operacji.
   kiedys pytalam matki czy gdybym byla nieprzytomna a ktores moje dziecko potrzebowaloby operacji podpisalaby zgode za mnie na to. odpowiedz byla ciekawa.z przyjemnoscia patrzylabym jak wnok mi umiera ale bez grzechu.
To nie jest gorliwosc to brak mózgu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Październik, 2016, 19:40

   kiedys pytalam matki czy gdybym byla nieprzytomna a ktores moje dziecko potrzebowaloby operacji podpisalaby zgode za mnie na to. odpowiedz byla ciekawa.z przyjemnoscia patrzylabym jak wnok mi umiera ale bez grzechu.
To nie jest gorliwosc to brak mózgu.


  Niedawno wspominałam na Fb, że właśnie krew była gwoździem do trumny organizacji w moim życiu.
Gdy zadałam mojej matce pytanie czy by mnie ratowała, odpowiedziała ....zgłupiałaś? Nie, w żadnym wypadku, żebym miała grzech?
A ja byłam młoda chciałam żyć, dopiero weszłam w dorosłość, ta perspektywa, ta niepewność mnie przerażała.

Od tamtej pory twierdzę z całą odpowiedzialnością, że to bardzo egoistyczni ludzie. Liczy się tylko...ja ja...ja. Byle się załapać na raj, a że po trupach to już nieważne.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 24 Październik, 2016, 23:17

  Niedawno wspominałam na Fb, że właśnie krew była gwoździem do trumny organizacji w moim życiu.
Gdy zadałam mojej matce pytanie czy by mnie ratowała, odpowiedziała ....zgłupiałaś? Nie, w żadnym wypadku, żebym miała grzech?
A ja byłam młoda chciałam żyć, dopiero weszłam w dorosłość, ta perspektywa, ta niepewność mnie przerażała.

Od tamtej pory twierdzę z całą odpowiedzialnością, że to bardzo egoistyczni ludzie. Liczy się tylko...ja ja...ja. Byle się załapać na raj, a że po trupach to już nieważne.

A u mnie było tak kochani : ( tu poproszę odtworzyć scenę z filmu Konopielka jak mały Kaziukow dumnie przekazał świeżo zdobytą wiedzę na temat ziemi- że jest okrągła. Nonszalancko przy tym założył ręce na ramiona i zaczął tupać nogą -49 min )
 
 U mnie było podobnie.
 Przysłowiową szczyptę soli dodałem do smażącej się jajecznicy ( jajca od teścia kurek co po podwórzu chodzą i zielone skubią ) i odwróciwszy się do żonki mówię :
 A ja Ci uroczyście oświadczam (ręce jak Kaziukow założyłem na ramiona ), ze jakby co - to KREW ci podam !
  - ŻE co ?  - O co ci chodzi? i co tak nagle -ni z gruch ni z pietruchy?
 - A ja ponownie PODAM, I JUŻ !!!
 po nałożeniu potrawy na talerzyki, siadłem naprzeciw niej i mówię:
 
Wiele lat temu pracowałem w okresie wakacji na obiekcie sportowym położonym przy domu dziecka, w którym jadłem posiłki.
 Dużo dzieciaków do mnie przylgnęło...
- do rzeczy powiedziała żonka jak i większość z Was to powie

 Posłuchaj i nie przerywaj mówię: Zakładam..że chcieliśmy i mamy 3 dzieci. Ja kocham Cię...- nad życie !
 Tu przewała mi - O! bardzo bym chciała by tak było  ;D
 Ulegasz wypadkowi i odchodzisz do swojego raju ? tak? Taak?
 A ja i dzieci ? Co z nami ?
 ........chwila ciszy. więc dokańczam
 Idę po bandzie ! Nie daję sobie rady. jestem załamany i zaczynam sięgać po kieliszek. coraz częściej i gęściej.
  Teraz powiem Ci najgorszy scenariusz.
 Nie przestaję pić i dzieci zabrane są - gdzie? Do Domu Dzicka
 I wiesz jaki finał tego będzie ( to mówiąc byłem już rozdrażniany )
 3 naszych kochanych dzieci będzie okaleczona jak te z którymi miałem kontakt ! Nie zaznają miłości, nie będą siedzieć na kolanach rodziców, nie będą tulone. Owszem tulić to one się będą nawzajem - do siebie i o wiele za wcześnie !( są gwałty zbyt wczesna inicjacja , przemoc ..) a potem gdy osiągną swój wiek - 18 lat i wyjdą to gwarantuje ci ,że duże prawdopodobieństwo jest takie, że nie uda im się założyć normalnych związków. I tak może się powtórzyć historia z ich potomstwem .

  Kończąc dodałem: I możesz sobie poziomko nosić i pięć oświadczeń to ja i tak KREW CI PODAM !
 
Ps. Było to dooobrych parę lat temu. Dziś pewnie ma inne zdanie.
    Odpowiedzi na wysłany list do Nadarzyna odnośnie bolączek ( Australia, ONZ, giełda ) nie otrzymała
Pozdrawiam serdzecznie
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: bernard w 25 Październik, 2016, 16:56
Wytlumaczcie mi coś bo troche nie ogarniam , albo nie jestem na biezaca z Nowym Swiatlem .
Byłem dzisiaj na cmentarzu zrobic porzadki i takie tam . A ze jeden z grobów znajduje sie blisko kaplicy , mialem okazje slyszec co sie dzieje w srodku . W poludnie zawsze odbywa sie w niej Msza , nie mowiac juz o pogrzebach .
Ja tu sobie robie swoje , cieplo , sloneczko swieci , slychac kazanie przez glosniki . Moja uwage przykulo czeste wymawianie imienia Jehowa przez prowadzscego nabozenstwo . Jehowa to , Jehowa tamto , raj ..hmm cos mi tu znajomo brzmialo .
Okazalo sie ze byl to pogrzeb SJ , mowe prowadxil jeden ze starszych ( ksiedza oczywisvie nie bylo ;) ) .
Niby wszystko ok , tylko ze odbywslo sie to wszystko w kaplicy gdxie codziennie odbywsja sie katolickie nabozenstwa , wnetrze tez przypomina kosciol , jest oltarz , konfesjonał itd jak w kosciele . Zeby bylo jeszcze dxiwniej to mowca stał pod sporych rozmiarow krucyfiksem .
Pytam wiec czy zmienil sie stosunek do wchodzrnia , ba , do modlitwy w miejscach w ktorych czynia to inne wyznania ?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 25 Październik, 2016, 17:29

  Jeszcze wczoraj wieczorem przesłałam ten komentarz Adamowi, on jako główny bohater niech odpowie sam za siebie.
Taką otrzymałam odpowiedź:
,,To ona mi uzmysłowiła, że póki nie wybaczę tym którzy mnie skrzywdzili, wciąż będę się miotał między przeszłością a teraźniejszością. Dlatego, że byłem w stanie wybaczyć krzywdy, dałem radę zaopiekować się matką, dzięki temu ostatnie dni spędziliśmy razem, jak kochająca matka i jej oddane dziecko. Nie jest łatwo, gdy ktoś bliski umiera w ramionach, jednak gdybym miał raz jeszcze stanąć przed taką decyzją, postąpiłbym tak samo.
Swoje życie uważam za udane, czuję się kochany, doceniany, potrzebny i szczęśliwy. Ten doświadczenia sprzed lat traktuję jak przykry epizod. Jedni mają przygodę z narkotykami, inni z alkoholem lub środowiskiem kryminalnym, a ja miałem z fanatyzmem religijnym  ''     


W zasadzie mysle ze nie powinienem odpisywac na zacytowane slowa Adama poniewaz moja odpowiedz nie bedzie skierowana do niego, ale mysle, ze poruszyl on bardzo wazna sprawe dotyczaca wybaczenia wiec... W zwiazku z tym, ze sie z nim zgadzam chce powiedziec , ze wiem i czuje o czym mowi. Jesli sie nie zamknie za soba drzwi przeszlosci, caly czas bedziemy tam tkwic.  Mialem kiedys podobny problem, trudno bylo mi wybaczuc rodzicom ich stosunek do mnie jako do dziecka. Dlugo nie potrafilem sobie z tym poradzic. I kiedys...bedac juz calkiem doroslym czlowiekiem w rozmowie z przyjacielem, opowiedzialem mu o tym. Pamietam jak zapytal mnie: ,,A ile procent milosci dali ci rodzice?''   Odpowiedzialem, ze matka ok 30%  a ojciec 40%, czyli ze w sumie niewiele I jestem emocjonalna sierota.  Wtedy przyjaciel mi powiedzial, a wiesz? moze cie zaskocze , lecz od matki dostales 100% I od ojca 100%.  Zatkalo mnie bo go nie zrozumialem, trudno bylo mi sie z tym zgodzic. Powiedzial mi, ze nie powinienem zyc z zalem do rodzicow bo tak naprawde dali mi tyle ile mieli,i ze ten zal mi nie pomoze w zyciu. a oni dali  tyle ile mieli w sobie - 100% .  Spytal sie mnie czy daleko I bezpiecznie zajde jesli bede szedl do przodu z odwroconym wzrokiem do tylu? Pamietam jak po tej rozmowie, stalem sie dorosly, puscilem symbolicznie rece rodzicow i zaczolem isc sam , silniejszy z poczuciem odpowiedzialnosci za swoje wlasne zycie.  I  wtedy poczulem sie silniejszy, niezalezny I szczesliwszy. bez uzalania sie nad soba.  Oczywscie nie chce porownywac jednego zycia do drugiego, ale wiem, ze te niezbyt dobre czy niemile doswiadczenia w naszym zyciu mozemy przekuc na nasza korzysc by stac sie madrzejszym I wrazliwszym czlowiekiem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Październik, 2016, 20:50



  Kończąc dodałem: I możesz sobie poziomko nosić i pięć oświadczeń to ja i tak KREW CI PODAM !


  Jakiś czas temu mój ojciec miał mieć poważną operację, lekarz oświecił nas co może się przytrafić.
Korzystając z chwili gdy byłam sama z ojcem, powiedziałam mu, żeby nie było problemów jak coś źle pójdzie, bo matka ( była decyzyjna)  nie zgodzi się na podanie mu krwi. On był innego zdania, uspokoił mnie, że załatwił to z nią.

Jeszcze tego samego dnia usłyszałam jak matka mówi do swojej siostry...w życiu nie wezmę na siebie takiego grzechu. Jak ma żyć będzie żył i bez transfuzji. Zmroziło mnie, nie miałam ochoty walczyć z całą rodziną, gdy liczy się każda minuta.

Poszłam do lekarza i powiedziałam jasno, kim jest matka i jak coś pójdzie źle, nie pozwoli ratować ojca i że zwiąże im ręce. Lekarz zajrzał w dokumenty, podrapał się po głowie i gdzieś poszedł. Później przyszedł do ojca i powiedział, że została dopisana jeszcze jakaś jedna klauzula związana z jego leczeniem , ma się zapoznać i podpisać.
Podpisał.

Operacja przeszła bez komplikacji. Jednak w nocy dostał krwotoku i była potrzebna krew.
Rano poinformował matkę i moją siostrę co się działo i co zrobili.
I wiecie co... jak przyszli do niego, nawet się nie przywitali, nie ucieszyli że żyje, tylko pier....o tej krwi i płakali.
Później się modlili, wyglądali jak " naćpani".
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tusia w 26 Październik, 2016, 21:09
  Jakiś czas temu mój ojciec miał mieć poważną operację
(...)
I wiecie co... jak przyszli do niego, nawet się nie przywitali, nie ucieszyli że żyje, tylko pier....o tej krwi i płakali.
Później się modlili, wyglądali jak " naćpani".

Może przygotować dla lekarzy taki zapis: "Czy zgadza się pani/pan na przeszczep tkanki?" Podać do podpisu i robić swoje.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: bernard w 26 Październik, 2016, 21:11
Ha , sprytne ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Październik, 2016, 21:14
Może przygotować dla lekarzy taki zapis: "Czy zgadza się pani/pan na przeszczep tkanki?" Podać do podpisu i robić swoje.

  Teraz to ja jestem o wiele mądrzejsza niż wtedy. Nie przemykam cichaczem, ale napieram z maczetą. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: bernard w 26 Październik, 2016, 21:37
Maczetą , ło rety ? Kopniak w krocze nie wystarczy ?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Październik, 2016, 21:41
Maczetą , ło rety ? Kopniak w krocze nie wystarczy ?

  Wiesz...z kroczem bywa różnie, albo bardzo małe, albo osobnik obszerny z udami masywnymi i nic nie poczuje.
A taką maczetą każdego można drasnąć, nie przez głowę to choć po łapach. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: bernard w 26 Październik, 2016, 21:43
A jak sie teczką zasloni ?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Październik, 2016, 21:46
 Wtedy będzie miał literaturę ciętą :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: bernard w 26 Październik, 2016, 21:49
Ha , a jak sie zasłoni stojakiem ?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Październik, 2016, 22:12
Ha , a jak sie zasłoni stojakiem ?
Polecą iskry i kolorowa wystawka spłonie. :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: matus w 26 Październik, 2016, 22:57
Tazła na spacerze:
(http://i.imgur.com/DXCg0FW.jpg)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 27 Październik, 2016, 00:14
  Teraz to ja jestem o wiele mądrzejsza niż wtedy. Nie przemykam cichaczem, ale napieram z maczetą. :D

Perło moja najdroższa i ja ostatnio z maczetą do nich skaczę.
Trzeba pilnować, aby ostrze było odpowiednio naostrzone i 'za wolność' ;)

Czasem też można subtelni, podać im takiego słodziudkiego cukierka, oblanego miodem, a nadzianego trucizną.


Maczetą , ło rety ? Kopniak w krocze nie wystarczy ?

Najpierw musieli by je posiadać. Sądząc po niektórych tekstach czy zachowaniach, to............ nie ma z czego kastrować :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Październik, 2016, 18:16
Tazła na spacerze:
(http://i.imgur.com/DXCg0FW.jpg)

 Matus sorry, mam trochę ładniejszą twarz, ale umówmy się,że tu byłam w masce dla niepoznania. :D


Perło moja najdroższa i ja ostatnio z maczetą do nich skaczę.
Trzeba pilnować, aby ostrze było odpowiednio naostrzone i 'za wolność' ;)

Czasem też można subtelni, podać im takiego słodziudkiego cukierka, oblanego miodem, a nadzianego trucizną.


Najpierw musieli by je posiadać. Sądząc po niektórych tekstach czy zachowaniach, to............ nie ma z czego kastrować :P

O taki cukiereczek to jest rozkoszny, jak widzisz że delikwenta później skręca, choć próbuje udawać twardziela. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 27 Październik, 2016, 20:56
  Jakiś czas temu mój ojciec miał mieć poważną operację, lekarz oświecił nas co może się przytrafić.
Korzystając z chwili gdy byłam sama z ojcem, powiedziałam mu, żeby nie było problemów jak coś źle pójdzie, bo matka ( była decyzyjna)  nie zgodzi się na podanie mu krwi. On był innego zdania, uspokoił mnie, że załatwił to z nią.

Jeszcze tego samego dnia usłyszałam jak matka mówi do swojej siostry...w życiu nie wezmę na siebie takiego grzechu. Jak ma żyć będzie żył i bez transfuzji. Zmroziło mnie, nie miałam ochoty walczyć z całą rodziną, gdy liczy się każda minuta.

Poszłam do lekarza i powiedziałam jasno, kim jest matka i jak coś pójdzie źle, nie pozwoli ratować ojca i że zwiąże im ręce. Lekarz zajrzał w dokumenty, podrapał się po głowie i gdzieś poszedł. Później przyszedł do ojca i powiedział, że została dopisana jeszcze jakaś jedna klauzula związana z jego leczeniem , ma się zapoznać




No to wrzucę swoje 3 grosze,bo opowieści różne krążą na temat podawania lub nie podawania krwi. Pacjent przy przyjęciu do szpitala,gdy jest świadomy ,podpisuje stosowne dokumenty i wyraża zgodę na zabieg. Jest też informowany,głównie przez anestezjologa o wszystkich możliwych komplikacjach,aby podpisał świadomie zgodę. I koniec ,kropka. Nawet gdy straci przytomność,nikt już nie może zmienić jego decyzji. Ani żona,ani pełnomocnik,ani matka(gdy ma się skończone 16 lat wymagana jest też zgoda nieletniego, rodzic może mieć odmienne zdanie,ale liczy się decyzja dziecka,którą może zmienić tylko sąd). Stąd też opowiadanie,że ktoś nie wyrazi zgody na podanie krwi,gdy wola pacjenta została jasno wyrażona,jest po prostu fantazją. Pełnomocnik pacjenta może tylko i wyłącznie przypominać jaką decyzję podjął leczony. Nie może tej decyzji zmienić. I nikt się go nie pyta.
Gdy jesteśmy nieprzytomni,bez kontaktu z lekarzami,wtedy bliscy mogą podjąć za nas decyzję,pod warunkiem,że nie znajdzie nikt przy nas oświadczenia woli.
Dlatego to straszenie,że ktoś odmówi za nas podania krwi,to naprawdę  nie ma za wiele z prawdą. 
Zdanie zmienić może tylko dojrzały pacjent,gdy jest świadomy. Nawet oświadczenie o nie podawaniu krwi doniesione przez kogoś nic nie znaczy,jeśli pacjent w rozmowie z lekarzami zgodził się na zabieg i ewentualne ratowanie życia. Jego zgoda jest wiążąca.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Październik, 2016, 21:01



No to wrzucę swoje 3 grosze,bo opowieści różne krążą na temat podawania lub nie podawania krwi. Pacjent przy przyjęciu do szpitala,gdy jest świadomy ,podpisuje stosowne dokumenty i wyraża zgodę na zabieg. Jest też informowany,głównie przez anestezjologa o wszystkich możliwych komplikacjach,aby podpisał świadomie zgodę. I koniec ,kropka. Nawet gdy straci przytomność,nikt już nie może zmienić jego decyzji. Ani żona,ani pełnomocnik,ani matka(gdy ma się skończone 16 lat wymagana jest też zgoda nieletniego, rodzic może mieć odmienne zdanie,ale liczy się decyzja dziecka,którą może zmienić tylko sąd). Stąd też opowiadanie,że ktoś nie wyrazi zgody na podanie krwi,gdy wola pacjenta została jasno wyrażona,jest po prostu fantazją. Pełnomocnik pacjenta może tylko i wyłącznie przypominać jaką decyzję podjął leczony. Nie może tej decyzji zmienić. I nikt się go nie pyta.
Gdy jesteśmy nieprzytomni,bez kontaktu z lekarzami,wtedy bliscy mogą podjąć za nas decyzję,pod warunkiem,że nie znajdzie nikt przy nas oświadczenia woli.
Dlatego to straszenie,że ktoś odmówi za nas podania krwi,to naprawdę  nie ma za wiele z prawdą. 
Zdanie zmienić może tylko dojrzały pacjent,gdy jest świadomy. Nawet oświadczenie o nie podawaniu krwi doniesione przez kogoś nic nie znaczy,jeśli pacjent w rozmowie z lekarzami zgodził się na zabieg i ewentualne ratowanie życia. Jego zgoda jest wiążąca.


    Tak masz rację, teraz to wygląda bardziej klarownie. Kiedyś było trochę bardziej zamotane. A mój ojciec z racji na swoje schorzenie często sam za siebie nie decydował tak do końca.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Woland w 28 Październik, 2016, 08:59
dlatego teraz każą podpisać w obecności nadzorcy grupy służby a sekretarz ma kopię włączyć  dokumenty zboru. Zeby głosiciel w obliczu smierci myslał że nie ma wyboru bo podpisał. I żeby wykryć braci , którzy mają inne zdanie.
Na szczeście  u nas burdello bum bum i nadzorcy olali temat. Pewnie wypłynie przy obsłudze w trakcie kontroli dokumentów.

PS Opowieść tragiczna, myślę że moja rodzina zrobiłaby to samo.

 
No i teraz ostracyzm jest dla wszystkich, nie trzeba wykluczyć, żeby nienawidzić brata.

Takie nowe prawo miłości mamy po letnim kongresie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sylvia w 28 Październik, 2016, 12:23
Witam wszystkich
Tak się cieszę że do Was trafiłam
Nie czuję się już sama

Opiszę swoje przeżycia
Jestem wykluczonym sj wychowywanym w wierze od 3 pokoleń.
Czuję się wolna bo kiedy miałam wątpliwości to wstyd mi za nie było że pozwalam sobie na kuszenie przez diabła.
Największy wpływ jaki miał na moje odejście to przede wszystkim obłuda ludzi i zakłamanie.
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sylvia w 28 Październik, 2016, 14:25
Drodzy
Latam po tym forum jak dziecko w sklepie ze słodyczami
Ale chciałam podzielić się z Wami takimi moimi odczuciami.
Otóż na początku jak oni mnie za drzwi to ja i tak nadal czułam się śj mówiłam sobie grzeszni ludzie..kiedy słyszałam dzies o sj czy coś mówili w tv to ja czułam w sobie taki  wew puls że ja też jestem..
Od dłuższego czasu kiedy naprawdę nie tylko otworzyłam oczy ale i zaczęłam ich używać zrozumiałam że jestem taka pusta moja wiedza to takie siano,...
I miej więcej w tym czasie oglądałam film pt"oczy" na faktach gdzie w końcowych wydarzenia jest wzmianka że główna boh wstąpiła do organizacji śj i wtedy pomyślałam jakie to szczęście że ja już tam nie jestem
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Październik, 2016, 19:00
Witam wszystkich
Tak się cieszę że do Was trafiłam
Nie czuję się już sama

Opiszę swoje przeżycia
Jestem wykluczonym sj wychowywanym w wierze od 3 pokoleń.
Czuję się wolna bo kiedy miałam wątpliwości to wstyd mi za nie było że pozwalam sobie na kuszenie przez diabła.
Największy wpływ jaki miał na moje odejście to przede wszystkim obłuda ludzi i zakłamanie.

  Witaj Sylwia, fajnie że jesteś z nami. :)


=============================================

Adam

     To właśnie z nimi spędził swoją pierwszą w życiu Wigilię. Bał się tego dzielenia opłatkiem, siedział w nim jeszcze ten pogardliwy świadek to raz, a dwa bał się, że nie będzie umiał się zachować. I coś jeszcze, co bardzo długo siedzi w każdym, kto tkwił w szponach tej organizacji, wyrzut, że kogoś się zdradza. Te nauki są naginane, słowa dobrane w ten sposób, aby głęboko w pamięć zapadało nie sam sens, ale to, co się z człowiekiem stanie jak się sprzeciwi.
I nawet w Adamie, który się sprzeciwiał temu wyznaniu, czasem odzywał się świadek. 

Wszystko przeszło gładko, zjedli kolację, posiedzieli, pogadali, a później został na noc. Rano pani z synem poszła do kościoła, a gdy wrócili Adam przygotował obiad.
Byli pod wrażeniem, że taki młody chłopak, jest tak kreatywny w kuchni. Wykorzystał resztki z wigilijnej kolacji i przygotował wystawny świąteczny obiad.
Starsza pani wzięła go ucałowała w czoło i powiedziała, syneczku będziesz kiedyś dobrym mężem i głową rodziny.

Minęła zima, wiosna, nastało lato i wtedy nagle we śnie zmarła starsza pani. Obca kobieta, a jej odejście bardzo poruszyło Adama. Jej pogrzeb był pierwszym świeckim pogrzebem, w jakim uczestniczył. I wtedy się przekonał, że nie ma w nim nic złego, gorszącego, czego można się obawiać. I znów dotarło do niego, że organizacja wyolbrzymia, straszy i manipuluje swoimi ludźmi.

Bardzo mu jej brakowało, gdy przychodził dzień, kiedy zazwyczaj szedł do niej czuł pustkę, ból. Choć znali się krótko, dała mu tyle ciepła, tyle radości, że zapamiętał ją na zawsze, ją i jej brązowy fartuszek z dwoma kieszeniami. Gdy kończył pomagać u starszej pani i miał wraca do siebie, na odchodne pytała, Adasiu z której kieszonki? Nieważne, na którą wskazał, zawsze dostał jakiegoś cukierka, owoc lub ciastko. I choć na jego twarzy, życie odcisnęło się w postaci zmarszczek, to wspomnienie tych drobnych gestów powoduje, że się uśmiecha, a rysy łagodnieją. Jego oczy błyszczą tak samo, jak wtedy, gdy wyciągał rękę po niespodziankę z fartucha.
Nigdy nie zapomniał o swojej przyjaciółce, dwa razy do roku zapala znicz na jej grobie, zanosi jej bukiet ukochanych frezji i siedzi wpatrując się w nagrobek, a przed jego oczami pojawiają się obrazy z tamtych lat.
   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Październik, 2016, 20:17

Adam


    Halinka wręcz zawlokła Adama do lekarza siłą, wymyślając mu przy tym od osłów i uparciuchów. Jego zasłabnięcie bardzo ją przeraziło, choć szybko doszedł do siebie, to jednak nie można było tego bagatelizować. Kilka dni badań nie wykazało większych chorób, jednak kardiolog zalecił spokój i brak większych wzruszeń, jego serce było już nadszarpnięte, należało je oszczędzać. Żona wiedziała, że to ona musi się zająć mieszkaniem teściowej, Adama nie można narażać na takie wzruszenia i stres.

Postanowiła poprosić znajome teściowej, które w jej ostatnich latach były takie pomocne, miała nadzieję, że i teraz jej nie odmówią. Bała się tam iść sama, nie wiedziała co zrobić ze stosami różnych publikacji, jakie tam podobno zalegały.
Znajome nie dość, że były życiowo doświadczone to także były powiązane z organizacją, im będzie łatwiej zadecydować.
Jak pomyślała tak zrobiła, obie się zgodziły i już następnego dnia czekały na Halinkę o wyznaczonej godzinie pod drzwiami mieszkania.
Jeden pokój był pełen religijnej literatury. Widać, że Zofia bardzo o nią dbała. Każda książka była obłożona w dodatkową okładkę, strażnice i inna literatura były ułożone chronologicznie, każdy rocznik zapakowany w folię. Były wszędzie, nie mieściły się w regale i pudle od wersalki, leżały na kocu pod oknem. Gaduła stanęła, ogarnęła całość wzrokiem i powiedziała, ja cię kręcę, ta nasza Zosia miała niezłego kota na punkcie religii.
Jej koleżanka nawet nie zaprzeczyła, a Halinka jako osoba poza tematem w ogóle nie wypowiadała się na ten temat. Wiedziała jednak, że ten pokój to kolejny dowód na fanatyzm jej teściowej.

Postanowiły zacząć od innego pomieszczenia, szło im dość sprawnie. Rzeczy, które się do niczego nie nadawało szło do worków i zaraz wynosiły do śmieci. Pościel, koce, kapy zapakowały do samochodu Halinki i zawiozła do schroniska dla zwierząt.
Gdy wróciła, kobiety kończył sprzątać pokój, na stole czekało stare pudełko. Gaduła wskazała głową na pakunek i powiedziała, to chyba rodzinne pamiątki.
Jakieś listy, stare zdjęcia, koperty, jej to nic nie mówiło, ale Adam na pewno chętnie przejrzy zawartość.
Przed wyjściem zatrzymały się przed pokojem z literaturą. Halinka spojrzała na swoje pomocnice i zapytała, drogie panie co z tym zrobimy, ja się nie znam, wy zadecydujcie?
Gaduła spojrzała na znajomą, szturchnęła ją łokciem i zagadała do niej, decyduj ty, jako świadek masz prawo, pani Halinka się nie zna, a mnie można oskarżyć o zemstę, zachichotała jak mała dziewczynka. Kobieta chwilę nic nie mówiła, nabrała powietrza i odparła....ja też bym to spaliła, a popiół wrzuciła do ubikacji i spuściła wodę....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 31 Październik, 2016, 21:53

Odrobina teraźniejszości....

 Byłam  na cmentarzu, poszłam do studni po wodę do kwiatków,  z daleka zauważyłam, że przy grobie obok krząta się dawna znajoma ze zboru. To jest pani starsza ode mnie o ponad 20 lat, kiedyś mówiłam jej dzień dobry, ale jak przestała mi odpowiadać, a później z daleka mnie widząc, jak idę, specjalnie się oddalała, odpuściłam.
Ten grób to chyba jej rodzice, a od jakiś 3 lat, także miejsce spoczynku jej córki. Dziewczyna była gdzieś w moim wieku i jeździła na wózku, podobno jakieś komplikacje przy porodzie. Do tego wada serca i kilka innych schorzeń.

Dziś gdy zbliżałam się do studni, o dziwo nie uciekła, coś robiła, a gdy byłam bardzo blisko usiadła na ławeczce tyłem do mnie. Podeszłam jak zwykle ostatnio bez słowa, gdy nalewałam już wody do wiadra odezwała się do mnie.
Pogoda dziś dopisuje. Rozejrzałam się , nikogo nie było, a więc pewnie mówi do mnie. Odpowiedziałam grzecznie , że oby tak dalej.  Po krótkiej wymianie grzecznościowych zdań, kobieta zaprosiła mnie abym przysiadła obok niej i odpoczęła. To już mnie całkowicie zaskoczyło, ale jak prosiła, tak usiadłam obok niej. I zapanowała cisza.....

Ja się nie odzywałam, czekałam aż kobieta zacznie. Ewidentnie było widać, że chce pogadać.
W końcu przemówiła....Jola ( jej córka) odeszła od prawdy i umarła.
Zapytałam....a gdyby nie odeszła, to nadal by żyła, chyba nie?
Nie odpowiedziała mi, mówiła dalej....z dnia na dzień powiedziała, że odchodzi od prawdy, że wie iż długo nie pożyje i dlatego chce cieszyć się życiem, a w prawdzie kręciła się w kółko i stała w miejscu. Jak postanowiła, tak też zrobiła.

Poznała nowych ludzi, należała do różnych grup gdzie byli ludzie zdrowi jak i podobni do niej. Jeździła na wycieczki w góry, nad morze, kochała Bieszczady. Robiła różne rzeczy i wciąż powtarzała, że jest wreszcie szczęśliwa.
Czy to znaczy, że w prawdzie nie była szczęśliwa? Zapytała nagle.
Odp...że skoro odeszła tzn chyba nie. A pani jest szczęśliwa, teraz ja zapytałam?
Odpowiedziała, że chyba tak. Nie było to odpowiedź ani szybka, ani przekonująca.
Jesteśmy różni, ciągnęłam dalej i każdy z nas ma inne pojęcie szczęścia. Jeden będzie zadowolony w Bieszczadach w lesie, a inny w wielkim mieście w tłumie ludzi, co jednych przeraża, innych przyciąga.

Ale przecież w prawdzie jest tyle fajnych ludzi oddanych organizacji i do tego życie wieczne i Jehowa.
Tzn że poza organizacją nie ma fajnych ludzi, ani Boga? Tzn że śJ mają monopol na wszystko? Zapytałam i nie dając się jej wypowiedzieć, nawijałam dalej.
Niech pani przypomni sobie jak wyglądał dzień Joli gdy była w prawdzie, a jak gdy była szczęśliwa, różniły się?
Wiedziała że jej życie będzie krótkie, chciała żyć, a nie wegetować i łudzić się tym, że może kiedyś będzie jakiś raj.

Te słowa poruszyły kobietę , chyba poczuła się dotknięta tymi złudzeniami. Oburzyła się, że aby żyć wiecznie trzeba wierzyć w Jehowę. Nie, sprzeciwiłam się, trzeba być dobrym człowiekiem. A czy pani córka kogoś zamordowała, czy kradła, czy krzywdziła innych? Nie skąd, odpowiedziała kobieta.
A więc jeśli nie, tzn ma takie same szanse jak pani i ja. Pani się chyba wini, że nie zrobiła dość dużo aby córkę zatrzymać w organizacji?
Ostatnio usłyszałam od jednego z braci, że gdybym była dobrym świadkiem inaczej bym wychowała córkę.
Proszę panią zwróciłam się do niej, prawnik nie zawsze równa się uczciwy, sędzia sprawiedliwy, a świadkowie nie mają wyłączności na bycie dobrymi. To że tak o sobie mówię czy myślą, nie zawsze tak jest.
Każdy rodzic chce aby jego dziecko było szczęśliwe i Jola taka była, a więc czego chcieć więcej?
Tak, była szczęśliwa odpowiedziała kobieta, jeszcze w dniu śmierci opowiadała o wycieczce w góry ile jej sprawiła radości.

I fajnie, umierała pogodzona, że wykorzystała swoje życie na ile mogła, a pani za swoje postępowanie będzie odpowiadać jak już to przed tym na górze, a nie przed ludźmi i tego proszę się trzymać. Wstałam i powiedziałam, że muszę iść. Na odchodne kobieta powiedziała, dziękuję.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, zwyczajnie chciała się wygadać, widać przed współwyznawcami nie może.
Przy mnie jako byłym śJ było jej łatwiej, ale mnie dziwi jedna rzecz....
Przez te kilkanaście minut naszej rozmowy ani raz nie spojrzała na mnie. Nawet jak mnie zaczęła zagadywać, siedziała do mnie tyłem. Czyżby bała się spojrzeć na odstępcę? A może jej było zwyczajnie głupio, że tyle lat udawała, że mnie nie zna, a teraz potrzebuje  łaski....?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: A w 31 Październik, 2016, 22:25
I nie byłoby w tym nic dziwnego, zwyczajnie chciała się wygadać, widać przed współwyznawcami nie może.
Przy mnie jako byłym śJ było jej łatwiej, ale mnie dziwi jedna rzecz....
Przez te kilkanaście minut naszej rozmowy ani raz nie spojrzała na mnie. Nawet jak mnie zaczęła zagadywać, siedziała do mnie tyłem. Czyżby bała się spojrzeć na odstępcę? A może jej było zwyczajnie głupio, że tyle lat udawała, że mnie nie zna, a teraz potrzebuje  łaski....?
Możliwe, że jedno i drugie. Wypadkowa wielu emocji. Do tego pewnie strach, że ktoś z SJ może was zobaczyć.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Listopad, 2016, 19:12
Możliwe, że jedno i drugie. Wypadkowa wielu emocji. Do tego pewnie strach, że ktoś z SJ może was zobaczyć.

 Też tak myślę, że to większa składowa.
Jednak widać, chęć porozmawiania, wyżalenia się była większa niż strach....

Szkoda mi jej, siedziała nad tym grobem córki i jak na moje odczucia czuła się winna, że w jej krótkim życiu nie dała jej dość radości, beztroski. Dopiero gdy dorosła i sama postanowiła żyć na własny rachunek, wtedy dopiero widziała córkę szczęśliwą.
I to chyba jak kac moralny. A skoro ma rozterki, że zrobiła za mało tzn, wątpi w słuszność swoich wierze.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 01 Listopad, 2016, 23:27
Odrobina teraźniejszości....

 


(...)


Każdy rodzic chce aby jego dziecko było szczęśliwe i Jola taka była, a więc czego chcieć więcej?
Tak, była szczęśliwa odpowiedziała kobieta, jeszcze w dniu śmierci opowiadała o wycieczce w góry ile jej sprawiła radości.

I fajnie, umierała pogodzona, że wykorzystała swoje życie na ile mogła,











Jola odeszla od ,,prawdy"  ale byla szczesliwa! ,no wlasnie I czego chciec wiecej?

Ja rowniez bylem na cmentarzu,lecz nie teraz lecz na wiosne.  Byla ciemna noc a ja sam na srodku cmentarza. Niesamowite uczucie. Cisza,pusto, inne dzwieki, latarnie byly poza cmentarzem. Na niektorych grobach migotaly swiece. Wzrok coraz bardziej przyzwyczajal sie do ciemnosci. Myslalem sobie, ja sam a wokolo tysiace zmarlych i ta cisza, dziwna cisza. Przez glowe przelatywaly mi mysli o tych lezacych wkolo ludziach, jak zyli. Wyobrazalem sobie ich zycie rodzinne, jak ida do pracy,jak bawia sie, rozmawiaja, kloca sie ,zakochuja... widzialem w glowie babcie ,dziadkow, wnukow,rodzicow i dzieci, braci i siosry, wojkow i ciocie... a teraz, leza martwi w grobach i ja tez tam bede.Wiec pomyslalem sobie,ze poki zyje, chce przezyc zycie jak najlepiej,  w zgodzie ze soba bo jak umre bedzie po prostu koniec i juz nic nie zrobie jak ci matwi ludzie. Moze to paradoksalne ale czulem sie w tym miejscu bezpiecznie, wiedzialem, ze moge sie bac zywych,a ich raczej nie spotkam bo kto moze przyjsc na cmentarz w nocy? Moze ktos sie zastanawia jak to sie stalo, ze znalazlem sie w nocy na cmentarzu? Po prostu bylem umowiony z koms kolo cmentarza,a ze umowiona osoba zadzwonila ze sie spozni wiec mialem czas na ,,zwiedzanie" cmentarza  wink.gif
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Listopad, 2016, 18:05

Wiec pomyslalem sobie,ze poki zyje, chce przezyc zycie jak najlepiej,  w zgodzie ze soba bo jak umre bedzie po prostu koniec i juz nic nie zrobie jak ci matwi ludzie.


 Chyba Julian Tuwim napisał....żyj tak, aby twoim zna­jomym zro­biło się nud­no, kiedy um­rzesz.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Listopad, 2016, 20:07

  Dziś byłam na drugim cmentarzu, na którym są pochowani dziadkowie i rodzeństwo ze strony ojca.
Stałam nad rzędem mogił i próbowałam sobie przypomnieć każdą z tych osób. Pierwsza z brzegu leży ciotka, gdy o niej pomyślałam pierwsze co mi przyszło na myśl to przekleństwa. Przeklinała jak szewc, albo i dwóch szewców, zawsze miała odpowiedź na każde pytanie. Czasem miłe, czasem chamskie ale sypała nimi jak z rękawa.
Dziadka nie pamiętam, obok niego leży kuzynka, która zmarła bardzo młodo. A szereg zamyka babcia, mama ojca.
To przy niej zostałam myślami najdłużej, nie tylko dlatego że byłam z nią bardziej związana, ale także dlatego, że ta
niewielka, skromna, spokojna kobieta była wyjątkowym człowiekiem.

O tym że babcia ma piękny głos, mówiło się otwarcie, jednak mało kto słyszał jak naprawdę śpiewa, a raczej jak potrafi śpiewać. Śpiewała gdy była sama w domu albo z najmłodszymi dziećmi. Gdy pojawiał się ktoś dorosły, zaraz milknęła.
W kościele, na rodzinnych imprezach śpiewała ze wszystkimi, na tyle cicho aby się nie wyróżniać.
Raz nawet proboszcz zaproponował jej aby przyłączyła się do chóru kościelnego, ale stanowczo odmówiła.

Była grudniowa niedziela ( 13.12.81) babcia razem z innymi ludźmi przyszła na poranną mszę do kościoła.
Zastali zamknięte drzwi. Po kilkunastu minutach przyszedł wikary, otworzył drzwi i zaczął odprawiać nabożeństwo.
Był jakiś dziwny, niespokojny, co chwilę oglądał się za siebie. Gdy kończył, przyszedł proboszcz i zwracając się do zebranych powiedział...moi drodzy chyba mamy w kraju stan wojny.
Po kościele najpierw przeszedł szmer, a później co niektórzy zaczęli płakać i lamentować. Ksiądz próbował uspokajać, ale marnie mu to szło.

Wtedy wstała babcia i jak najdonioślej potrafiła zaczęła śpiewać...Jak długo w sercach naszych,choć kropla polskiej krwi...po chwili, organista zaczął jej przygrywać, a ludzie próbowali wtórować.
Skończyła śpiewać, przeżegnała się i wyszła z kościoła. Rodzina o całym zajściu dowiedziała się od ludzi, ona sama nawet słowem nie wspomniała.
Krążyło wiele opowieści o tym jak Stasia.... podniosła cały kościół, a gdy wychodziła ksiądz ją pobłogosławił i powiedział, niech cię Pan Bóg ma w opiece moja córko. Jej wykonanie owej pieśni było tak poruszające, że sam Bernard Ładysz by się go nie powstydził.

Na efekty działania babci nie trzeba było długo czekać. Po kilku dniach odwiedziło ją dwóch panów, byli dość bezczelni i aroganccy. Babcia zaprosiła ich do domu, kazała usiąść przy stole i zaczęła słuchać co mają jej do powiedzenia.
Na koniec stanęła między nimi i powiedziała....syneczkowie, sama urodziłam ósemkę dzieci i sama odebrałam te porody, sama w czasie wojny zostałam z trójką małych dzieci. Na strychu przechowywałam żydowską rodzinę, a za płotem stacjonowali Niemcy. Przychodzili do mnie kilka razy dziennie, a to po mleko, a to po jajka.
Wtedy dałam radę to i wam się zastraszyć nie dam.

Mężczyźni wstali, wyszli przed dom, chwilę rozmawiali, wsiedli do samochodu i pojechali. Więcej nie wrócili.
Tak jak żyła, skromnie, cicho i bez rozgłosu tak samo zmarła.
Po śmierci została odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 02 Listopad, 2016, 22:12
  Dziś byłam na drugim cmentarzu, na którym są pochowani dziadkowie i rodzeństwo ze strony ojca.
Stałam nad rzędem mogił i próbowałam sobie przypomnieć każdą z tych osób. Pierwsza z brzegu leży ciotka, gdy o niej pomyślałam pierwsze co mi przyszło na myśl to przekleństwa. Przeklinała jak szewc, albo i dwóch szewców, zawsze miała odpowiedź na każde pytanie. Czasem miłe, czasem chamskie ale sypała nimi jak z rękawa.
Dziadka nie pamiętam, obok niego leży kuzynka, która zmarła bardzo młodo. A szereg zamyka babcia, mama ojca.
To przy niej zostałam myślami najdłużej, nie tylko dlatego że byłam z nią bardziej związana, ale także dlatego, że ta
niewielka, skromna, spokojna kobieta była wyjątkowym człowiekiem.

O tym że babcia ma piękny głos, mówiło się otwarcie, jednak mało kto słyszał jak naprawdę śpiewa, a raczej jak potrafi śpiewać. Śpiewała gdy była sama w domu albo z najmłodszymi dziećmi. Gdy pojawiał się ktoś dorosły, zaraz milknęła.
W kościele, na rodzinnych imprezach śpiewała ze wszystkimi, na tyle cicho aby się nie wyróżniać.
Raz nawet proboszcz zaproponował jej aby przyłączyła się do chóru kościelnego, ale stanowczo odmówiła.

Była grudniowa niedziela ( 13.12.81) babcia razem z innymi ludźmi przyszła na poranną mszę do kościoła.
Zastali zamknięte drzwi. Po kilkunastu minutach przyszedł wikary, otworzył drzwi i zaczął odprawiać nabożeństwo.
Był jakiś dziwny, niespokojny, co chwilę oglądał się za siebie. Gdy kończył, przyszedł proboszcz i zwracając się do zebranych powiedział...moi drodzy chyba mamy w kraju stan wojny.
Po kościele najpierw przeszedł szmer, a później co niektórzy zaczęli płakać i lamentować. Ksiądz próbował uspokajać, ale marnie mu to szło.

Wtedy wstała babcia i jak najdonioślej potrafiła zaczęła śpiewać...Jak długo w sercach naszych,choć kropla polskiej krwi...po chwili, organista zaczął jej przygrywać, a ludzie próbowali wtórować.
Skończyła śpiewać, przeżegnała się i wyszła z kościoła. Rodzina o całym zajściu dowiedziała się od ludzi, ona sama nawet słowem nie wspomniała.
Krążyło wiele opowieści o tym jak Stasia.... podniosła cały kościół, a gdy wychodziła ksiądz ją pobłogosławił i powiedział, niech cię Pan Bóg ma w opiece moja córko. Jej wykonanie owej pieśni było tak poruszające, że sam Bernard Ładysz by się go nie powstydził.

Na efekty działania babci nie trzeba było długo czekać. Po kilku dniach odwiedziło ją dwóch panów, byli dość bezczelni i aroganccy. Babcia zaprosiła ich do domu, kazała usiąść przy stole i zaczęła słuchać co mają jej do powiedzenia.
Na koniec stanęła między nimi i powiedziała....syneczkowie, sama urodziłam ósemkę dzieci i sama odebrałam te porody, sama w czasie wojny zostałam z trójką małych dzieci. Na strychu przechowywałam żydowską rodzinę, a za płotem stacjonowali Niemcy. Przychodzili do mnie kilka razy dziennie, a to po mleko, a to po jajka.
Wtedy dałam radę to i wam się zastraszyć nie dam.

Mężczyźni wstali, wyszli przed dom, chwilę rozmawiali, wsiedli do samochodu i pojechali. Więcej nie wrócili.
Tak jak żyła, skromnie, cicho i bez rozgłosu tak samo zmarła.
Po śmierci została odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.





Oj te nasze kochane babcie!!!  Bez nich nasze zycie nie byloby tak piekne!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Listopad, 2016, 19:10


Oj te nasze kochane babcie!!!  Bez nich nasze zycie nie byloby tak piekne!!!

 Racja, sama się wiele razy zastanawiałam czy miałabym tyle odwagi co ona, narażać siebie, swoje dzieci, aby ratować innych?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Listopad, 2016, 20:11
Adam


   Posprzątane mieszkanie miało iść do sprzedaży, a pieniądze z niego Adam postanowił przeznaczyć na leczenie ojca. W końcu to było jego mieszkanie, a więc takie wyjście było najlepsze.
Nawet już wstępnie rozmawiał z biurem zajmującym się sprzedażą.
Mieli iść zobaczyć, jak to wygląda od środka i co ewidentnie trzeba poprawić, aby podnieść wartość.
Jednak my  możemy sobie planować, a życie i tak to zweryfikuje po swojemu.

Był wczesny grudniowy poranek, cały dom obudził dzwonek do bramy. Tak Adam, jak i Halinka poderwali się na równe nogi, któż to może być o tak wczesnej porze? Planowali pospać dłużej, Emilka już miała przerwę świąteczną w szkole, Adam był na zwolnieniu lekarskim, a żona nie miała żadnych pilnych zleceń. Jednak ktoś brutalnie postanowił zmienić im plany. Nim gospodarz się zdążył pozbierać, dzwonek odezwał się poraz kolejny. Podszedł do domofonu, po drugiej stronie usłyszał męski głos. Jestem kierowcą taksówki, w samochodzie mam kobietę z dwójką śpiących dzieci. Prosi, aby pan wyszedł po nich. Zdążył tylko powiedzieć Halince, to chyba Ada, ubrał kurtkę i pobiegł do bramy. Na tylnym siedzeniu siedziała jego siostra trzymając w objęciach swoje dzieci. Wziął Jaśka, Ada zaś próbowała się wydostać z Małgosią. Puścił siostrę przodem, wtedy kierowca złapał go za ramię i zapytał...a kto zapłaci za kurs? Poprosił, aby poszedł z nimi do domu, tam uregulowali należność.

Gdy dzieci pokładli do łóżek, na dworze zaczynało świtać, Halinka zawołała ich do kuchni na śniadanie i kawę.
Zasiedli przy stole, Adam wziął swój portfel ze stołu i chciał odłożyć na szafkę, wtedy Ada powiedziała...oddam ci później, teraz nie mam i opuściła głowę.
Oboje z żoną spojrzeli na siebie, te słowa nie wróżyły nic najlepszego. Odpowiedział siostrze, pierwszą podróż do mnie ja stawiam, taki mam zwyczaj. Myślał, że tymi słowy rozładuje atmosferę, ale to nic nie dało. Ada nawet nie próbowała się uśmiechnąć, zaś oni nie wiedzieli jak się zachować, aby jej nie spłoszyć lub jeszcze bardziej przygnębić. Zjedli śniadanie, małżonkowie postanowili jechać na zakupy, zaś siostra poszła spać.

Gdy wrócili, dzieci bawiły się w salonie, Ada nadal spała. Spała dość długo i cały ten czas Jaś z Małgosią bawili się tak cicho jakby ich wcale nie było. Halinka poszła do Adama, niepokoiło ją zachowanie dzieci, to było nienaturalnie, aby dzieci tak długi czas były niezauważalne. Mówię ci, zwróciła się do męża, te dzieci są zastraszane, nasza Emilka jest grzeczna, ale nie aż tak.

Mężczyzna zaczął składać wszystko do kupy, nocna podróż, brak pieniędzy, smutna siostra i teraz uwagi żony na temat dzieci....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Listopad, 2016, 12:41
  Wczoraj miałam niemiłą przygodę, skręciłam sobie kostkę na pracach w ogródku.
Pojechałam na ostry dyżur, choć mogłam przystanąć na  nogę, to jednak puchła w oczach.
Wiadomo jak to jest na ostrym, swoje trzeba odczekać. Zwolniło się miejsce, a więc przysiadłam obok kobiety, która była ze starszym mężczyzną. Pani ta coś czytała, na co nie zwracałam uwagi, ale gdy zaczęła mnie uwierać skarpetka, postanowiłam ją ściągnąć i wtedy rzuciłam okiem do jej rozchylonej torebki,była w niej Biblia.
Hm...teraz wypada zapuścić żurawia w to co czyta, aby się upewnić kim ta pani jest. Nie było wątpliwości, że to świadek lub jakiś sympatyk, tłuste nagłówki jej czasopisma mówiły same za siebie.

Chyba zauważyła, że zerknęłam kilka razy w jej stronę, uśmiechnęła się i zapytała....może chce pani coś poczytać?
Odpowiedziałam...nie dziękuję mam, pokazałam gazetę. Na co ona, że ma coś ciekawszego. Nie miałam zamiaru się poddać i odp...że dla jednych ciekawa jest poezja, dla innych proza, dla jeszcze innych jakiś szmatławiec, to wszystko kwestia gustu, a  o nim się nie dyskutuje.
Kobieta miała inne zdanie o gustach i opiniach na ten temat. Mówiła dużo, wręcz zarzuciła mnie potokiem słów, jakby normalnie otworzył wieko od jakiegoś słoja. Próbowała mnie zarzucić masą argumentów o swojej racji. Nie miałam ochoty na dyskusję, a więc skwitowałam ją krótko, że....z opinią jak z d....każdy ma swoją.
To ją z lekka ostudziło i odpuściła.

Po kilki minutach pokazała mi jakąś ilustrację i zapytała co sądzę o życiu wiecznym?
Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdę ( moją osobistą) że uważam iż życie wieczne jak nazwa wskazuje żyć wiek czyli sto lat, jest możliwe ale nie dla wszystkich. Zaczęła mnie wyprowadzać z mojego błędu, mówiąc o sielskiej anielskiej perspektywie raju. Dałam jej się wygadać,a na koniec zapytałam...
Ilu jest śJ na świecie? Odparła że około ośmiu milionów.
Ok, zakładam że wszyscy dostaną się do raju, choć uważam to za mało prawdopodobne. I niech z ziemi powstanie dwa razy tyle czyi 16 mil. Gdzie się  osiedlicie, na jakim kontynencie?
Przecież jak was rozrzucą po całej ziemni to zdziczejecie i umrzecie z nudów. :)
Trochę ją zatkało, a ja na szczęście doczekałam się na swoje wejście. Dostałam but ortopedyczny, leki i mam się szanować. :D

Syn w drodze powrotnej do domu, powiedział mi, że jak weszłam do gabinetu pani się zawiesiła na jakimś punkcie na ścianie, wlepiła w niego swój wzrok i tak trwała w bezruchu dłuższą chwilę. Dało jej do myślenia, a może obmyślała jak się na mnie odegrać?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 06 Listopad, 2016, 13:56
Mężczyźni wstali, wyszli przed dom, chwilę rozmawiali, wsiedli do samochodu i pojechali. Więcej nie wrócili.
Tak jak żyła, skromnie, cicho i bez rozgłosu tak samo zmarła.
Po śmierci została odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Ano, to co przeszły nasze babcie, zasługuje na podziw i uznanie. Często sama się zastanawiałam, czy byłabym w stanie poradzić sobie, jaj babcia. Prosta odpowiedź: NIE. Nasze babcie to twarde sztuki i lepiej im nie podskakiwać  ;D.

Ja mojej trochę się boję  ;D. Przeżyła: nalot KGB po swojego tatę, 3 obozy koncentracyjne, zsyłkę na roboty do Niemiec, ojczyma ŚJ (typ człowieka co wszyscy modlą się o śmierć i umiera ku uciesze innych), inne rewelacje. Widziała co kochani starsi potrafią robić, co zbór wymyśla żeby 'umilić' a i dzisiaj skacze do starszych jak coś na mnie mówią, a babci się nie spodoba. Ten kto oberwał ściera po łubie od babci, czy tasakiem po tyłku (nie nie byłam katowana, jedne z lepszych wspomnień  :D), to wie z babciami się nie zadziera.
Ciastem poczęstują, obiadek nasty wcisną, skarpeciory i sweterki wydziergają... To kobietki od których można się nauczyć jak żyć, czym się kierować w życiu i jak sobie radzić w różnych sytuacjach. Babcia to babcia, nic nie zastąpi babcinego uścisku. Choć ja z moją babuszką czasem koty drę, podnoszę babci ciśnienie do granic możliwości, a babcia mi. A jak jest chora to po mojej wizycie z miejsca zdrowsza o 60%, to nie ręczę za siebie jak ktoś coś...

Oj, Tazła wybacz taki sentyment, jakoś tak czytając co napisałaś mnie naszła refleksja...  :-* :-* :-*

zgadzam się w 120%
Oj te nasze kochane babcie!!!  Bez nich nasze zycie nie byloby tak piekne!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Listopad, 2016, 10:15
Ano, to co przeszły nasze babcie, zasługuje na podziw i uznanie. Często sama się zastanawiałam, czy byłabym w stanie poradzić sobie, jaj babcia. Prosta odpowiedź: NIE. Nasze babcie to twarde sztuki i lepiej im nie podskakiwać  ;D.



Oj, Tazła wybacz taki sentyment, jakoś tak czytając co napisałaś mnie naszła refleksja...  :-* :-* :-*

zgadzam się w 120%


 Wybaczam, wybaczam, a co mam gest  ;D ;D
A tak poważnie, jak się zastanawiam nad postawą mojej babci, chyba bym nie miała tyle odwagi, mieć swoje dzieci i dać schronienie innym, mając świadomość tego co grozi za to jak ich znajdą.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 08 Listopad, 2016, 11:22

 Wybaczam, wybaczam, a co mam gest  ;D ;D
A tak poważnie, jak się zastanawiam nad postawą mojej babci, chyba bym nie miała tyle odwagi, mieć swoje dzieci i dać schronienie innym, mając świadomość tego co grozi za to jak ich znajdą.

A co, Ci ktoś zabroni mieś gest?  ;) ;D

Nam trudno jest przewidzieć, jakbyśmy się zachowali, w takiej sytuacji. Nigdy nie stanęliśmy przed takim wyborem i obyśmy nigdy nie musieli. Czytając różne wywiady, pamiętniki, dzienniki, czy inne w tematyce o II wojnie, przekaz jest jeden 'sprawiedliwość była silniejsza niż strach'. Czy wspomnienia ludzi działających w ŻEGOCIE 'to ludzie z którymi żyliśmy, bawiliśmy się, snuliśmy marzenia/plany...'

I że zacytuję, moją nieocenioną babcię: "wnusiu, nie zastanawialiśmy się, robiliśmy, inaczej zginęlibyśmy. Dzisiaj ten pomógł, jutro pomogło się jemu. Żyjemy bo sobie pomagaliśmy". Często wspomina jak w obozach, ktoś podzielił się swoją racją żywnościową, bo ktoś widział że ktoś był bardziej głodny.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Listopad, 2016, 21:21
A co, Ci ktoś zabroni mieś gest?  ;) ;D

Nam trudno jest przewidzieć, jakbyśmy się zachowali, w takiej sytuacji. Nigdy nie stanęliśmy przed takim wyborem i obyśmy nigdy nie musieli. Czytając różne wywiady, pamiętniki, dzienniki, czy inne w tematyce o II wojnie, przekaz jest jeden 'sprawiedliwość była silniejsza niż strach'. Czy wspomnienia ludzi działających w ŻEGOCIE 'to ludzie z którymi żyliśmy, bawiliśmy się, snuliśmy marzenia/plany...'

I że zacytuję, moją nieocenioną babcię: "wnusiu, nie zastanawialiśmy się, robiliśmy, inaczej zginęlibyśmy. Dzisiaj ten pomógł, jutro pomogło się jemu. Żyjemy bo sobie pomagaliśmy". Często wspomina jak w obozach, ktoś podzielił się swoją racją żywnościową, bo ktoś widział że ktoś był bardziej głodny.

 Nikt mi już nic nie zabrania, nawet gest mogę mieć tam gdzie chcę i kiedy chcę.  ;D :-*

Jeszcze taka jedna historia jak już jesteśmy przy babciach...

 Ojciec żydowskiej rodziny jaka była ukryta na strychu ( rodzice i dwoje dzieci) postanowił iść zdobyć jakieś pożywienie. Wszedł późnym wieczorem. Bladym świtem obudziło babcię ujadanie psa, wyjrzała przez okno, od strony wsi szli Niemcy.
Była pewna, że złapali jej lokatora i ten powiedział gdzie jest reszta rodziny.
Obudziła swoje dzieci postawiła rzędem przy łóżku i powiedziała módlcie się. Dzieci nie pytały o co , po co, dlaczego?
Klękały jedno obok drugiego i modliły się każde jak umiało, tylko najmłodsza Basia ( niecałe 3 latka ) nic nie mówiła.
Wedy matka ją pogłaskała po główce, pocałowała każde jak na pożegnanie i powiedziała....módl się Basiu módl.
Uchyliła firanki, jeden z żołnierzy wyprzedził resztę i zaczął biec w kierunku domu. Coraz wyraźniej było słychać żołnierki krok, który był jeszcze bardziej doniosły po zmarzniętej ziemi, zbliżał się i zbliżał. A w tle słyszała Basię...ocje nas który jeteś  w nebie.....
Żołnierze ominęli dom babci i poszli dalej,  ten który biegł, zwyczajnie potrzebował iść na stronę za potrzebą.

I choć dziś Basia jest starszą panią doskonale pamięta tę noc, jak bardzo się bała i jak bardzo jej było zimno. I to, że po całym zajściu, wszyscy położyli się do łóżka, a babcia leżała w nogach i im  rozcierała stopy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 10 Listopad, 2016, 23:20
Racja, sama się wiele razy zastanawiałam czy miałabym tyle odwagi co ona, narażać siebie, swoje dzieci, aby ratować innych?



No a po kim masz geny jak nie po swojej babci? ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Listopad, 2016, 16:17


    Maro na pewno mam coś z babci, ale aż o taką odwagę siebie nie podejrzewam. Choć pasuje się powtórzyć...tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. :)

 Jak już poruszyłam temat żydowskiej rodziny to go dokończę.
Ojciec poszedł i przepadł, po tygodniu po nim poszła matka. Zostawiła swoje dzieci same na strychu i obiecała babci, że wróci po nie.
Dni mijały, a kobieta nie wracała, babcia dokarmiała ich tym co miała, jednak było jej szkoda dzieciaków.
Siedziały tam same w ciemnościach, a siedziały tak cicho, że sama babcia zapominała o swoich lokatorach. Pewnego dnia gdy jej dzieci jeszcze spały, sprowadziła dzieci na dół, doprowadziła do porządku, ubrała po swojemu i zapowiedziała im, że nazywają się Zośka i Władek Kowalscy.
Tak nazywały się dzieci sąsiadów, którzy na kilka miesięcy przed wybuchem wojny wyjechali do Francji.
Swoim dzieciom też tak ich przedstawiła i tak sobie żyli. Jedzenie dawała im takie jakie miała, ale nigdy ich nim nie torturowała. Jeśli miała możliwość dać im coś co mogli jeść tak robiła. A znała się na kuchni żydowskiej, jako panienka pracowała u Żyda jako pomoc domowa.

Zapowiedziała też dzieciom, że jeśli kiedyś ktoś będzie ich czymś częstował czego jeść nie powinni, niech jedzą. Bóg im na pewno wybaczy, on wie że jest wojna. Pewnego dnia jakieś 200 m od domu babci, na polanie swój obóz ponownie rozbili Niemcy.
Jeszcze tego samego dnia, przyszedł Polak, Niemiecki wysługiwacz z pytaniem czy będzie babcia im dawać mleko i jajka?
Z doświadczenie wiedziała, że tym panom się nie odmawia. Informator dziwnie przyglądał się jej dzieciom, ale sobie poszedł.
Którego dnia gdy przyszedł, przyniósł kawałek słoniny, zaczął kroić po kawałku i częstować dzieci. Pierwszy wziął Władek, za nim Zosia i mała Basia, a reszta nie chciała.
Zabierał wszystko mleko, a kury to jakby mógł to by jeszcze wykręcał aby więcej jajek dały. Babcia nie protestowała, wiedziała że tak trzeba. dla swojego i dzieci dobra.

Pewnego dnia dzieci bawiły się na podwórku przy bramie. Nagle wszystkie przybiegły do domu, tylko Zosi nie było. Babcia pyta...co się stało?
Na co dzieci chórem...Niemiec, Niemiec....
Wyszła przed dom, przy bramie stał jakiś oficer i łamaną  polszczyzną rozmawiał z Zosią. Jak się nazywasz? Zosia Kowalska odpowiedziała dziewczynka. Z kim tu mieszkasz? Z bratem, ciocią i kuzynostwem. A gdzie twoi rodzice? Pojechali do Francji do dziadka, ale wybuchła wojna i nie mogą do nas wrócić. I wtedy do akcji wkroczyła babcia, aby dłużej małej nie przesłuchiwał.

Żołnierz okazał się bardzo sympatyczny, przysiedli z babcią na ławce przed domem. Znał trochę polski, bo miał sąsiadów Polaków. W domu została trójka dzieci za którymi bardzo tęsknił.
Następnego dnia znów przyszedł jak dzieci jadły na obiad ziemniaki z kompotem, zapytał czy tak lubią? Babcia odparła, że nie, ale nie ma nic innego. Wszystkie jajka zabieracie, mleko też, a więc co mam im dać? Jak to wszystkie? Zapytał zdziwiony, a słonina, a fasola, a kawa?
Babcia zrobiła wielkie oczy pyta jaka kawa, jaka fasola?
Okazało się, że Polak pośrednik nie dość, że nie donosił wszystkiego co zabrał od babci, to i nie dawał babci tego co Niemiec kazał dać w ramach handlu wymiennego.
Bardzo się zdenerwował, uderzył rękawiczkami o cholewę oficerek, wstał i powiedział...tak nie może być.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 11 Listopad, 2016, 18:00
Żołnierz okazał się bardzo sympatyczny, przysiedli z babcią na ławce przed domem. Znał trochę polski, bo miał sąsiadów Polaków. W domu została trójka dzieci za którymi bardzo tęsknił.
Następnego dnia znów przyszedł jak dzieci jadły na obiad ziemniaki z kompotem, zapytał czy tak lubią? Babcia odparła, że nie, ale nie ma nic innego. Wszystkie jajka zabieracie, mleko też, a więc co mam im dać? Jak to wszystkie? Zapytał zdziwiony, a słonina, a fasola, a kawa?
Babcia zrobiła wielkie oczy pyta jaka kawa, jaka fasola?
Okazało się, że Polak pośrednik nie dość, że nie donosił wszystkiego co zabrał od babci, to i nie dawał babci tego co Niemiec kazał dać w ramach handlu wymiennego.
Bardzo się zdenerwował, uderzył rękawiczkami o cholewę oficerek, wstał i powiedział...tak nie może być.

Kochana przypomniałaś mi opowieść mojej babci. Jak z Buchenwald, moją prababcię i babcię wyciągnął jeden SSman. Przy okazji jakiegoś apelu i zabierania osób, poznał moją prababcię i je też wskazał, jakby przy okazji. Znaczy 'poznał' żaden romans czy coś podobnego, przed wojna u prapradziadka miał praktyki lekarskie. Dopiero po wyjechaniu z dala od obozu, ze spokojnie wyjawił 'nie musicie się bać, jedziecie na mój majątek'. Dopiero wtedy, mogli odetchnąć z ulgą. Nie było tak nie wiadomo czego, wszyscy byli w miarę bezpieczni i otoczeni opieką, jaką tamten czas pozwalał.

Byli różni ludzie. W każdym ugrupowaniu można podzielić na dwie grupy: dobrych i złych.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wrzesien w 12 Listopad, 2016, 09:54
Moja babcia także wspominała kiedyś Niemca, który podczas wojny był miły i też jak mógł to dla dzieci coś przyniósł. Nie można zapominać, że na wojnę wysyłano wszystkich - ludzi na codzień dobrych, ale także tych co wykorzystywali sytuację samolubnie. Ludzie dobrzy trafili tam tylko dlatego, że system tak żądał. Za to Rosjan babcia już nie wspomina tak miło..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 12 Listopad, 2016, 15:19
Podczas wojny, moja babcia jeszcze jako panna mieszkała ze swoją mamą, rodzeństwem i ojczymem. Mieli we wsi sklep. Kiedy przechodziły wojska niemieckie i trzeba było je zakwaterować, to spali między innymi, w sklepie na podłodze. Z lady nie zginął nawet cukierek. Ale jak trzeba było za jakiś czas zakwaterować radzieckie wojsko... może nie będę kończył. Fakt że sklep trzeba było zamknąć.  :o
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorszyciel w 12 Listopad, 2016, 15:23
Podczas wojny, moja babcia jeszcze jako panna mieszkała ze swoją mamą, rodzeństwem i ojczymem. Mieli we wsi sklep. Kiedy przechodziły wojska niemieckie i trzeba było je zakwaterować, to spali między innymi, w sklepie na podłodze. Z lady nie zginął nawet cukierek. Ale jak trzeba było za jakiś czas zakwaterować radzieckie wojsko... może nie będę kończył. Fakt że sklep trzeba było zamknąć.  :o

Czyli każdy Rosjanin to złodziej, a każdy Niemiec jest uczciwy. A tak na poważnie to mnie się wydaje, że zachowanie było spowodowane zróżnicowanymi warunkami aprowizacyjnymi zapewnionymi wojskom III Rzeszy i Związku Sowieckiego :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 12 Listopad, 2016, 16:45
Czyli każdy Rosjanin to złodziej, a każdy Niemiec jest uczciwy. A tak na poważnie to mnie się wydaje, że zachowanie było spowodowane zróżnicowanymi warunkami aprowizacyjnymi zapewnionymi wojskom III Rzeszy i Związku Sowieckiego :D

W opowieści Nema, jedno wojo tak się zachowało, a drugie tak. Wspomnienie odnosi się tylko do tych co spali w sklepie.

Ze wspomnień babci: w obozach rosjanie mieli mniejsze racje żywnościowe a i to sie dzielili, pomagali jak tylko mogli. Natomiast wojska.... nie będę się wyrażać, niczego nie potrafili uszanować, dochodziło do rabunków, morderstw, gwałtów, nekrofilii..... Wojska rosyjskie maja taką zła sławę z tamtego czasu, większość to byli przestępcy z łagrów powypuszczani, przeżył wojne to odkupione winy, a nie i tak był przeznaczony na śmierć.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Listopad, 2016, 19:30

Byli różni ludzie. W każdym ugrupowaniu można podzielić na dwie grupy: dobrych i złych.

 Dokładnie, żaden naród tak samo jak żadna religia - wyznanie nie mają wyłączności na dobro. Tak samo są tam ludzie dobrzy jak i źli.

Moja babcia także wspominała kiedyś Niemca, który podczas wojny był miły i też jak mógł to dla dzieci coś przyniósł. Nie można zapominać, że na wojnę wysyłano wszystkich - ludzi na codzień dobrych, ale także tych co wykorzystywali sytuację samolubnie. Ludzie dobrzy trafili tam tylko dlatego, że system tak żądał. Za to Rosjan babcia już nie wspomina tak miło..

 Wielu z nich było wyrwanych z rodzin, zabranych od bliskich. Tak samo tęsknili, martwili się o swoich bliskich jak ludzie po drugiej stronie barykady. Cóż że  był Niemcem, nie można z góry zakładać, że był zły. Tak samo jeśli ktoś był Polakiem, to że chodzący ideał i samo dobro.

Podczas wojny, moja babcia jeszcze jako panna mieszkała ze swoją mamą, rodzeństwem i ojczymem. Mieli we wsi sklep. Kiedy przechodziły wojska niemieckie i trzeba było je zakwaterować, to spali między innymi, w sklepie na podłodze. Z lady nie zginął nawet cukierek. Ale jak trzeba było za jakiś czas zakwaterować radzieckie wojsko... może nie będę kończył. Fakt że sklep trzeba było zamknąć.  :o

 Dziadek ze strony mamy wspominał Rosjan różnie. Raz przyszli, wiadomo głodni i zmęczeni. W koszyku na ławce w sieni stały jabłka, rzucili się na koszyk i po jabłkach. Wpadł jakiś oficer, zaczął ich okładać po głowach, kazał zwracać jabłka do koszyka. Poszli z babcią, dozbierali jabłek i przynieśli więcej, aby jedli.
Tym zajściem doświadczeni następnych Rosjan się nie obawiali, przyjęli na nocleg. Szeregowi spali w stodole, trzech oficerów w domu. W pokoju w którym spali były dwa łóżka i kołyska dziecka, na szczęście pusta.
Zgadnijcie gdzie się chodzili załatwiać? Smród był nie do zniesienia, a kołyska nie do domycia.

Czyli każdy Rosjanin to złodziej, a każdy Niemiec jest uczciwy. A tak na poważnie to mnie się wydaje, że zachowanie było spowodowane zróżnicowanymi warunkami aprowizacyjnymi zapewnionymi wojskom III Rzeszy i Związku Sowieckiego :D

 Nikt z nas tak nie napisał i Nemo też nie.
Jednak nie da się ukryć, że większość z nas to pokolenie które wyrosło w czasach gdzie się pokazywało i mówiono, że Rosjanin to  ten dobry przyjaciel co ratuje  lub daje kiełbasę Szarikowi w ,, Czterech pancernych..", a Niemiec to ten podły z grymasem na twarzy który strzela w plecy ciężarnej kobiecie albo wpycha ludzi do pieca.
Doskonale wiemy, że było różnie, w każdym kierunku z każdej strony. Jak wspomniałam wcześniej....nikt nie ma wyłączności. Polacy też umieli sprzedać, a w obozach byli jeszcze bardziej okrutni niż sami okupanci.


 Nie da się ukryć....kto się wróblem urodził ten kanarkiem nie zdechnie. :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorszyciel w 12 Listopad, 2016, 20:10
W opowieści Nema, jedno wojo tak się zachowało, a drugie tak. Wspomnienie odnosi się tylko do tych co spali w sklepie.

Ze wspomnień babci: w obozach rosjanie mieli mniejsze racje żywnościowe a i to sie dzielili, pomagali jak tylko mogli. Natomiast wojska.... nie będę się wyrażać, niczego nie potrafili uszanować, dochodziło do rabunków, morderstw, gwałtów, nekrofilii..... Wojska rosyjskie maja taką zła sławę z tamtego czasu, większość to byli przestępcy z łagrów powypuszczani, przeżył wojne to odkupione winy, a nie i tak był przeznaczony na śmierć.

No tak. Mój dziadek też miał bardzo pozytywne wspomnienia dotyczące Rosjan, a dotyczące Niemców negatywne.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 12 Listopad, 2016, 21:17
No tak. Mój dziadek też miał bardzo pozytywne wspomnienia dotyczące Rosjan, a dotyczące Niemców negatywne.

Moja babyszka ze strony mamy, ma mieszane o jednych i drugich. W obozie niemcy zbyt mili nie byli, a SSman wyciągną bauszke i prababcię z obozu. NKWD zabrało pradziadka i tak do dzisiaj ni widu ni słychu, w obozach różne bywało, zołnierze oj najczęściej ci gorsi.
Babcia ze strony taty, oj bardzo źle rosjan wspomina, z niemcami miała mniej do czynienia, to na dalszym wschodzie.
O dziadkach mało wiem, wiem że mamy tato z kolegami uciekł z wywozu na sybir i to w zasadzie jedyna informacja z czasów wojny o dziadku. A taty tato, nigdy nie odpowiadał na pytania o wojnie, o tamtym czasie, ja nie dopytywałam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Listopad, 2016, 09:21

   Następnego dnia po zaopatrzenie przyszedł ów oficer z jakimś szeregowym żołnierzem.
Powiedział babci, że teraz tylko on będzie chodził po prowiant, ma mu dać to co zostanie. Czyli ma zostawić sobie i dzieciom jajek i mleka do zjedzenia ile potrzebują, a resztę dopiero dać im. Za każdym razem, żołnierz będzie coś przynosił w zamian i on to będzie sprawdzał, czy nie zginęło nic po drodze. Pogadał coś jeszcze po niemiecku do szeregowca, pokazał kilka razy na babcię i sobie poszli.

Od tamtej pory tak też było, nosił różne rzeczy, od konserw, po słodycze, kawę, cukier po słoninę. Kiedyś gdy babcia zrobiła sera i dodała do wałówki, przyszedł sam oficer z podziękowaniami i czymś dla dzieci.
Polaka który chodził wcześniej, więcej babcia nie widziała.

Pewnej nocy obudziła babcię strzelanina, obudziła dzieci i kazała im wejść do piwnicy, która znajdowała się pod domem.
To było miejsce gdzie zawsze się chowali przed świstem kul. Rano po prowiant przyszedł inny żołnierz, jego poprzednik zginął w nocy.
Gdy znajomy oficer odwiedził babcię jak co dzień, zapytał czy się bali? Odpowiedziała zgodnie z prawdą, że tak, do tego nie da się przywyknąć. Nigdy nie ma pewności, że postrzelają i pójdą, zawsze jest ryzyko, że zapukają do drzwi, albo spalą dom. A ona ma dzieci i ma się o kogo martwić. Wtedy mężczyzna wziął z całej grupki bawiących się dzieci, Zosię i Władka, przytulił do siebie, spojrzał na babcię wymownie i powiedział....póki ja tu jestem, ani tobie ani tym dzieciom czy całej reszcie nic się nie stanie.
Babcię oblał zimny pot, choć tak się starała, tak dzieci uczyła jak mają mówić, jak się zachowywać, on jednak poznał.

Czas płynął, a Niemy nadal obozowali. Czasem poszli gdzieś na kilka dni, jednak obozu nie zwijali, zostało kilku do pilnowania.
Później wracali i  było po staremu. Z jednej z takich wypraw, znajomy wrócił ranny, miał paskudną ranę przedramienia, która długo się nie goiła. Babcia wiedziała jak się radzi z różnymi dolegliwościami, dała mu mieszankę kitu pszczelego z czymś tam jeszcze i kazała smarować chore miejsce.

Pewnego dnia przyszedł i zaczął płakać, jego córka była ciężko ranna po nalocie na ich miejscowość,
 żona pisała w liście, że jest bardzo bardzo źle.
Wtedy mężczyzna przeklinał wojnę i tych co ją wywołali, on nie chciał na nią iść, chciał żyć spokojnie z rodziną.
Tak bardzo było go babci żal, takich jak on było wielu , co nie chcieli, a musieli iść.
Wtedy go zapytała bardzo krótko, ale chyba jasno....skąd wie o dzieciach? Odp...że przyszło dwoje Polaków ( kobieta i mężczyzna) z donosem, że u niej są żydowskie dzieci. A że rozumiał trochę polski, sam z nimi rozmawiał, bez osób trzecich do tłumaczenia.
Babcia posmutniała, choć przypuszczała, że może wiedzieć, to jednak miała cichą nadzieję, że może jednak nie wie.....
Wtedy poklepał ją po ramieniu i powiedział...ty się nie martw, te dzieci jak i moja córka nie są nic winne
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Listopad, 2016, 21:23
 Posypały się pytania o Adama....

Już wyjaśniam, Adam jest zajęty ojcem, chce go postawić na nogi, nie ma czasu na wgląd w teksty.
A ja nic nie puszczam nim on nie zatwierdzi. Tak więc musimy poczekać, aż będzie miał więcej czasu.:)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Listopad, 2016, 12:31
  Pewnego dnia odwiedziła babcię dalsza sąsiadka, a że domy były dość mocno rozrzucone to można powiedzieć bardzo daleka.  Bardzo szybko przystąpiła do rzeczy...dzielisz się tym co dostajesz od Niemców, albo idę powiedzieć, że Żydów przechowujesz. Babcię zamurowało, kobieta z którą od lat siedziała w kościele w jednej ławce, razem pracowały przed wojną w domu bogatego Żyda, obie były na przemiennie matkami chrzestnymi u swoich dzieci, powodziło jej się jak na tamte czasy dużo lepiej niż babci i ona do niej z taką propozycją.
Wiedziała, że jak się raz ugnie, będą żądać więcej i więcej, postanowiła iść w zaparte. Nie wiem o czym do mnie mówisz, jak chcesz to idź, ja nie mam nic do ukrycia.
Wywiązała się między nimi pyskówka, aż wreszcie kobieta trzasnęła drzwiami i poszła. Babcia była świadoma zagrożenia i już ani jednej nocy nie przespała spokojnie. Miała do wyboru...nic nie robić, albo zwrócić się do niemieckiego przyjaciela o pomoc. Ciężki to był wybór, ale postanowiła mu powiedzieć....

Mężczyzny to wcale nie zdziwiło, powiedział tylko, że to było do przewidzenia, ludzie są bardzo podli.
Kazał babci zachowywać się normalnie, a jak coś się zacznie dziać, on ją pokieruje co ma  robić.
Po jakimś tygodniu przyszedł do babci po zmroku i kazał dzieci wygolić na łyso, ułożyć w łóżkach i mówić, że mają wszy  i tyfus. Babcia budziła dzieci jedno po drugim i goliła głowy, na koniec w znak solidarności z nimi i dla większej wiarygodności zgoliła i swoją głowę, jej piękny blond warkocz poszedł do pieca.

Wczesnym rankiem pod obóz zajechał jakiś obcy samochód. Po chwili stał już pod domem babci, a za nim z obozu przyszła grupka żołnierzy. Z hukiem weszli do domu i zaczęli krzyczeć...jude.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: chmura w 20 Listopad, 2016, 12:43
Dzielna ta Twoja babcia :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 20 Listopad, 2016, 15:28
Witajcie Drodzy Forumowicze

Nie tak dawno, bo jakiś tydzień temu w trakcie wspólnego spożywania śniadanka,żona ni z stąd ni zowąd zmieniła temat i mówi:
- Ja chyba sobie dziś sprawdzę kiedy wysyłałam list i czy dotarł. ( Ja jak zwykle udaje Greka i mówię )
- A gdzie Ty poziomko moja wysyłałaś coś i po co??? Mina oczywiście jak u pokerzysty z WIELKIEGO Szu
- No jak to gdzie? Do Nadarzyna pisałam i wiesz w jakiej sprawie !!! Nie udawaj dodała lekko poirytowana
- A..... Do Nadarzyna...
  Do tej miejscowości,która dla niektórych ( całe szczęście ,że jest ich coraz mniej min.dzięki temu forum ) stanowi   jeszcze najświętszą miejscowość w Rzeczpospolitej ?
 Odpowiedziałem łapiąc się dłonią za brodę udając przy tym wieeelce zatroskanego, po czym szybko dodałem:
Coś Ci powiem dziecinko.
- Odpowiedzi na bank nie dostaniesz, za to możesz w niedalekiej przyszłości spodziewać się rozmowy z.. " starszym zbirem"
( czyt. starszym zboru ) bądź - ze starszymi zbirami.

 Jakbyś NAPISAŁA, że prosisz o FACHOWĄ poradę w sprawie przekazania majątku, bo jesteś baaardzo przezorna i wiesz,że

"Życie ludzkie jest jak trawa, która znika. Rano kwitnie i rośnie, pod wieczór więdnie i usycha " Że masz wprawdzie potomstwo...tzn. Już nie w PRAWDZIE,  bo to wykształcone odstępczuchy i takie nicponie co to Matuli słuchać nie chcą i nie zamierzają powrócić ze złej drogi, na tą Właściwą i jedyną. którą wyznacza Niewolnik Wierny i WTS - to - ho ho !
Pewnie notariusz od nich byłby w mig z odpowiednimi dokumentami do podpisania - prawda czytelnicy ?

Dodałem, by była przygotowana z ciętą, trafną i szybką odpowiedzią na czyjeś (czyt.w dalszym ciągu- zbira ) pytanie.

W sumie to przyznam się Wam szczerze, że o przebieg ewentualnej rozmowy nie musiałbym się obawiać, bo jak większość z WAS drogie byłe siostry w przysłowiową kaszę - DMUCHAĆ sobie- NIE POZWOLI!

 Przejdę do konkretów.

Dzwoni dziś do mnie żonka po zebraniu ( Wy jak wiecie - wiecie, gdzie exodus ma zebranka. Tam gdzie słonko nie dochodzi ) i mówi :
- Wiesz, po zebraniu podchodzi do mnie ... i mówi :
- Wiesz co - Halinko, chciałbym z Tobą porozmawiać.
- A przepraszam - na jaki temat?
- No wiesz, mamy informację, że jesteś zaniepokojona.... Nie dała mu dokończyć mówiąc :
- Napisałam WYRAŹNIE w liście do kogo go adresuję i od kogo oczekuję odpowiedzi !!! Pośrednictwo jest mi w tym przypadku niepotrzebne !
- Ale może jakaś wizyta pasterska....?
- A w jakim celu? usłyszał odpowiedź. Po czym kolejne słowa.
- Jest to nie Fair takie postępowanie z zamiataniem tak poważnych spraw pod dywan ! ( wymienia wszystko Australia,Onz,Giełda itp ) i dodaje :

- CO MAM GŁOSIĆ I JAK ? Koleżance, która w pracy odpala komputer, szturcha mnie i mówi uszczypliwie ? A co ty na TO ?! a Tam - GWAŁT ! Na córce ! i kolejny ( zbir )
  Nie spotkałeś się w trakcie głoszenia z zarzutami - Co się u Was dzieje ? To życzę z całego serca.
 Faktycznie kochani ma z deka mówiąc koleżankę, która nie omieszka podzielić się z nią WTS-owskimi HITAMI.

Wysłuchałem drodzy forumowicze żony i mówię :

- Bardzo dobrze powiedziałaś.
 Pamiętaj :  Żaden starszy , ŻADNA ORGANIZACJA jeść Ci nie da! Umiesz liczyć ? Licz NA siebie.
 Wiedz, że nie pozwolę by ktokolwiek próbował wchodzić.... Oczywiście mogę powiedzieć kulturalnie:
 - Trzy członki w bok ode mnie i Ciebie. Mogę też użyć jeśli zajdzie potrzeba innych słów np.
 - Trzy ...je w bok !  By dla nierozumnych było to bardziej - skuteczne.
 
 Ps.
W dawnej pracy konserwator zasadził kujawiaka w d...e jednemu z chłopców. Oj łobuz z tego ucznia był nie z tej ziemi. ( romskie dziecko ) Przeklinał jak szewc, palił wszędzie gdzie popadło, pluł i bił wszystkich.
Widząc to zdarzenie nauczycielka oburzona krzyknęła:
 Panie Robercie ! Co Pan wyprawia !? To nie pedagogiczne podejście do sprawy !
 Na to Pan Robert :
 Może i niepedagogiczne, ale jakże SKUTECZNE !

Jak zawsze Wszystkich !
Ciepło i serdecznie pozdrawiam.
 
 
 


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Listopad, 2016, 19:04
Dzielna ta Twoja babcia :)

 Dzielna. Jako dziecko powiedziałam kiedyś do niej....babciu jaka ty byłaś odważna. Przytuliła mnie do siebie i powiedziała....jak będziesz mieć swoje dzieci też będziesz taka odważna.
I coś w tym jest, bo dla swojego dziecka byłabym gotowa oczy wydrapać i własnego karku nadstawić.

Dziś jak analizuję postawę i zagrywki babci, poza odwagą była także bardzo inteligentna. Potrafiła się ledwo podpisać, czytać chyba nie potrafiła ( nie wiem tego dokładnie), ale miała fenomenalną pamięć.




- Bardzo dobrze powiedziałaś.
 Pamiętaj :  Żaden starszy , ŻADNA ORGANIZACJA jeść Ci nie da! Umiesz liczyć ? Licz NA siebie.
 Wiedz, że nie pozwolę by ktokolwiek próbował wchodzić.... Oczywiście mogę powiedzieć kulturalnie:
 - Trzy członki w bok ode mnie i Ciebie. Mogę też użyć jeśli zajdzie potrzeba innych słów np.
 - Trzy ...je w bok !  By dla nierozumnych było to bardziej - skuteczne.
 



 Dokładnie, nikt Ciebie ani Twojej żony nie nakarmi, nie kupi butów, opału na zimę jak sami o siebie nie zadbacie.
Ci wszyscy braciszkowie z bacikiem są tylko od słodkich słówek, uśmiechów i nic więcej.
A tym ani brzucha nie napełnisz, ani domu nie ogrzejesz.

Mnie gdy chciano nawracać zaraz po odejściu. Wyznaczano różne terminy, a mnie żaden z nich nijak nie pasował. :-[
Pytam matki....a czemu ja mam się dostosować do nich, może ja wyznaczę termin? Na co usłyszałam...no wiesz, to są bracia starsi!! A to co że starsi, na równi Boga są i ja mam tańczyć jak mi zagrają? Nie, oni są dla mnie, a nie ja dla nich i jak im tak zależy powinni się dopasować.
Oburzenie mojej matki nie miało granic, a mnie to było na rękę, wiedziałam że oni nie ulegną, a ja też nie miałam zamiaru. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 20 Listopad, 2016, 21:49
Mnie gdy chciano nawracać zaraz po odejściu. Wyznaczano różne terminy, a mnie żaden z nich nijak nie pasował. :-[
Pytam matki....a czemu ja mam się dostosować do nich, może ja wyznaczę termin? Na co usłyszałam...no wiesz, to są bracia starsi!! A to co że starsi, na równi Boga są i ja mam tańczyć jak mi zagrają? Nie, oni są dla mnie, a nie ja dla nich i jak im tak zależy powinni się dopasować.
Oburzenie mojej matki nie miało granic, a mnie to było na rękę, wiedziałam że oni nie ulegną, a ja też nie miałam zamiaru. :D

Święte słowa 'oni dla mnie, nie ja dla nich'. Wg mnie to taka ich zagrywka i korzystanie z autorytetu jest, żeby zawsze było to my ważniejsi i masz się nas bać i podporządkować. Cały czas dystans tworzą.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Listopad, 2016, 19:52
    Ominęli babcię i weszli do pokoju, a tam rząd łysych głów na łóżku. Tak szybko jak weszli, tak też szybko wyszli.
Babcia wspominała ten dzień jako jeden z najgorszych, bała się, że łyse głowy nie pomogą i z daleka zaczną do wszystkich strzelać. Modliła się w myślach, że jak zabiją dzieci, aby i ją zastrzelili, aby tylko jej nie oszczędzili.
Tak bardzo się bała, że tak ją zechcą ukarać za ukrywanie Żydów, iż będzie musiała pochować własne dzieci i nie tylko.

Stali przed domem i rozmawiali, po chwili jakiś żołnierz prowadził z obozu znajomego babci. Gdy go zobaczyła, lekko odetchnęła, może ich przekona, może odpuszczą. Pogadali chwilę, miejscowy wrócił do obozu, ci z nalotu pojechali w swoją stronę. Weszła do pokoju, dzieci nadal leżały w bezruchu, dwójka gości miała zamknięte oczy.
Podeszła do nich, uśmiechnęła się i powiedziała...możecie wstawać, już po. Wszystkie jak na komendę zaczęły płakać, a Zosia wręcz zanosiła się od płaczu. Próbowała je jakoś uspokoić, jednak ciężko było jednej drobnej kobiecie, ogarnąć przerażoną grupkę dzieci. Nie miała wyjścia, sama zaczęła z nimi płakać, przytulać i całować jedno po drugim.
Zosia objęła ją  mocno i powiedziała...wiesz ciociu tak bardzo się modliłam, tak mocno jak tylko umiałam, prosiłam Boga aby nas oszczędził. To niesprawiedliwe abyś ty i twoje dzieci zginęli za to że nam pomagacie. I Bóg mnie wysłuchał. Tak Zosiu, babcia przytuliła dziewczynkę do siebie, Bóg cię wysłuchał.

Było jej tak ciężko, tak jej było żal nie tyle siebie co dzieci które miała u siebie w domu i wszystkich innych na całym świecie. Za co one, niczemu nie winne,  są tak mocno doświadczane? A Zosia, mała dziewczynka, obdarta z dzieciństwa, beztroski, musiała tak szybko dorosnąć, była bardzo dojrzała jak na swój wiek. Nigdy nie narzekała, nigdy się nie żaliła. Czasem jak brat tęsknił za matką, szybko go karciła, że jak będzie mogła to do nich wróci, teraz ciocia jest ich mamą.
W takich chwilach babcia widząc, cierpiące dziecko, brała chłopca na kolana, przytulała do siebie i pytała...a co byś zjadł na obiad? I zaczynała go łaskotać, to zawsze działało jak lek znieczulający duszę.

Następnego dnia po mleko i jajka przyszedł sam znajomy, podobno w obozie zapanowała panika na wieść o chorobie w domu babci i nie było chętnego aby iść po zaopatrzenie. Mężczyzna oznajmił, że chorował na wszystko, a więc jemu nie grozi. Czy mu wierzyli? Nie wiadomo, ważne że nikt już ich więcej nie nachodził. Niemcy bardzo się bali różnych chorób, a tyfus i wszawica były dla nich wręcz odrażające.
Kolejnego dnia gdy przyszedł po mleko, zapytał babcię czy widziała ogień za lasem? Widziała, wciąż gdzieś coś płonęło, już nie robiło to na nikim większego wrażenia. Raz palili partyzanci, raz Niemcy, albo zawistni sąsiedzi, nie było reguły.
Wtedy powiedział że, jego ziomkowie spalili dom sąsiadów, a ich zabrali i wywieźli. Wszystko za to, że nasłali ich na dom babci,a tam panował tyfus, uznali to za sabotaż.

Babcia zaczęła nad tym ubolewać, bo choć mogli zgiąć, mogli jej dom spalić przez donos sąsiadów, to jednak miała jakiegoś doła. W niedzielę po mszy, poszła do księdza podzielić się swoją bolączką. Wysłuchał ją, chwilę milczał,
później odtworzył Biblię i przeczytał....Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą....
Poklepał ją po ramieniu i powiedział...idź córko do domu, tam dzieci na ciebie czekają, będę się za was modlił i za nich też, niech im Pan Bóg przebaczy.

PS Miało być o Adamie, wiem obiecałam kilku osobom, ale....ma jakieś kłopoty i chwilowo nie ma czasu na zerknięcie w tekst czy są zgodne z stanem faktycznym. A więc cierpliwości.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 24 Listopad, 2016, 00:06
Jak czytam mam dreszcze. Dzisiaj co nieco babcia mi poopowiadała, bardzo zdawkowo. Ucieka i jedna i druga od tych wspomnień, nie dopytuję, jak któraś che mówić to słucham. Babuszka (mamy mama) często powtarza że bardzo szybko każdy musiał dorosnąć, dzieciństwo, beztroskę dopiero później nadrabiali, już po wojnie, albo teraz. Może dlatego tak wspominam zabawy z babcią i czas spędzony u niej jak pobyt w krainie marzeń, zabaw, tak jakby babcia w tych zabawach doszukiwała się swojego utraconego dzieciństwa.

Twoja babcia miała niesamowite poczucie sprawiedliwości. Zamiast 'a dobrze im tak' bolała nad nimi, jakby każdy był ważniejszy.

Ksiądz lepiej nie mógł się zachować. Dużo spokoju i empatii.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 24 Listopad, 2016, 16:29
No poczekamy, masz dobre usprawiedliwienie, ale na Boga nie każ nam tak długo czekac bo my tu umieramy z wścibskości hihih

W kontekście wts, gdzie odłączeni wykluczeni są martwi nawet dla rodziców, mężów, żon. Czytanie o Księdzu, Babci i żydach jest jak ... nie wiem słów mi brak, a raczej wyrazów.
Nie jest możliwe by Bóg kłamał a z drugiej strony nie może tolerować rozdźwięków i rozbijania rodzin bowiem co Bóg wprzągł we wspólne jarzmo ...
to tak kłuje w oczy i do tego szarga imię Boga.

Mi dziadek opowiadał o produkcji mydła w obozach. Transporcie skór itd ... ciężko to przeżywał, a ja słuchając miałam poczucie że to jakiś sci fi film, a nie życie.
Przeżył obóz tylko dzieki temu, że woził na wózkach skóry, asystował przy oddzielaniu tłuszczu i był pomocnikiem "rzeźnika".
Straszne
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Listopad, 2016, 18:56

Twoja babcia miała niesamowite poczucie sprawiedliwości. Zamiast 'a dobrze im tak' bolała nad nimi, jakby każdy był ważniejszy.



  Będąc już w podeszłym wieku, jeszcze nad tym bolała. Czasem mówiła, że zginęli przez nią, wtedy się jej dzieci burzyły, powtarzali że zginęli przez własną pazerność i podłość. A jednak babcią wyrzuty szarpały, że może jakby inaczej postąpiła.....
Muszę dodać, że wszelki ślad po nich zaginął.

W czasie wojny Żydzi, później synowa ( moja matka) ortodoksyjny świadek, która co krok pokazywała swoją religijną wyższość. To też babci nie było obojętne, sama jako bardzo religijna bolała nad brakiem sakramentów u wnuków, jak i nad tym, że na wszystkie rodzinne imprezy ojciec chodził sam. Matka była nieugięta, żadne chrzciny, komunie, śluby w grę nie wchodziły, o imieninach i urodzinach nie wspomnę.
Później jeszcze zwerbowała babci zięcia i tak oboje trwali w tej prawdzie. Tyle, że ciotka jak wujek zaczął szaleć z nowymi zasadami postawiła warunek...albo ja i dzieci albo świadki. Wybrał organizację, na starość został sam.....

I to wszystko babcia znosiła w czasie pokoju, powtarzając....nie złamał mnie Niemiec, nie złamie mnie świadek.


No poczekamy, masz dobre usprawiedliwienie, ale na Boga nie każ nam tak długo czekac bo my tu umieramy z wścibskości hihih

W kontekście wts, gdzie odłączeni wykluczeni są martwi nawet dla rodziców, mężów, żon. Czytanie o Księdzu, Babci i żydach jest jak ... nie wiem słów mi brak, a raczej wyrazów.
Nie jest możliwe by Bóg kłamał a z drugiej strony nie może tolerować rozdźwięków i rozbijania rodzin bowiem co Bóg wprzągł we wspólne jarzmo ...
to tak kłuje w oczy i do tego szarga imię Boga.

Mi dziadek opowiadał o produkcji mydła w obozach. Transporcie skór itd ... ciężko to przeżywał, a ja słuchając miałam poczucie że to jakiś sci fi film, a nie życie.
Przeżył obóz tylko dzieki temu, że woził na wózkach skóry, asystował przy oddzielaniu tłuszczu i był pomocnikiem "rzeźnika".
Straszne


Dzięki o wspaniała.  :-*  ;D

Mój ojciec opowiadał o zakładowej wycieczce do obozu, byli tam też ludzie którzy przeżyli wojnę. W czasie zwiedzania jeden z mężczyzn po wejściu do jednego z bloków osunął się na ziemię. Później gdy oprzytomniał, zaczął opowiadać co tam przeszedł i co widział. Włos się ponoć jeżył na głowie.
Niestety byli zmuszani do pewnych rzeczy, robili byle przeżyć. On mówił że sobą gardzi, długo się leczył, a później popełnił samobójstwo.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Listopad, 2016, 20:24
Opowiem Wam historię jaka się w tym tygodniu przytrafiła jednej z nas czyli Ex. Nazwijmy ją Ala.

  Rozchorował się brat Ali, a więc pojechała go odwiedzić. Jej brat z rodziną jest nadal śJ, jednak utrzymują ze sobą kontakty. Mogę nawet powiedzieć, że ten brat się jej boi, jest dla niego w pewnym stopniu autorytetem.

Siedzi Ala przy łóżku brata, gadają sobie, a w drugim końcu pokoju córki mężczyzny i oglądają filmik w komputerze.
Nasza bohaterka wchodząc do pokoju zauważyła, że dzieci oglądają coś z Zosią i Piotrusiem.
Gdy bratowa przyniosła kawę, podeszła do dzieci i zaczęła im coś szeptać, do Ali dobiegły słowa...pokażcie cioci.
Po chwili dzieci podeszły do ciotki prosząc...ciociu chodź z nami zobaczysz Zosię i Piotrusia, oni są fajni.
Jak tu dzieciom odmówić? Poszła przysiadła i udawała, że ogląda.

Matka zawołała dzieci na obiad, zatrzymały film i pobiegły jeść, kobieta udała się w ponowną pogawędkę z bratem.
Gdy wróciły po posiłku, młodsze podeszło do Ali trzymając w dłoni jakieś drobne pieniądze i zwróciło się do ciotki.
-Mam pieniążki
---A na co masz te pieniążki?
- Składam, ale mi brakuje.
Ciotka już chwyciła za portfel, aby dorzucić się dziecku, jednak pierw spytała.
---A na co ci te pieniążki?
-Dla Jehowy
---Dla Jehowy spytała z grymasem a twarzy? A po co Jehowie pieniądze, jak w niebie nie ma sklepów?
-Nie ciociu, nie do nieba. W sali są takie skarbonki dla Jehowy.

W kobiecie aż zawrzało. Chwyciła brata za rękę, wytargała z łóżka, zaciągnęła przed komputer i zaczęła...

Wierz sobie w co chcesz, dawaj kasę nawet dwa razy w tygodniu, ale nie ogłupiaj dzieci i nie każ im ciułać aby nabijać kasę takim wieprzom, wmawiając im że to dla Boga.
Szarpnęła brata bliżej monitora i pokazała na sygnet...zobacz ten sygnet kosztuje więcej niż twój grat ( mowa o golfie dwójce). Następnie pokazała zegarek, a za tą cebulę kupiłby ciebie razem z chałupą. Stać go na to choć wiesz, że na to nie zapracował. A kto nie pracuje niech też nie je, a on i jemu podobni żyją jak pączki w maśle.
Brat zaczął coś bąkać o tym, że został tak wychowany. Kobieta szykując się do wyjścia powiedziała...to sobie bądź, tylko nie rób dzieciom takiej krzywdy. Niech ono sobie składa na swoje potrzeby, a nie ucz ich zniewolenia.
Ale to tylko parę groszy, bronił się nada mężczyzna.
Ale wychodząc rzuciła...jakbyś do niego poszedł i poprosił żeby ci dał kasy, nie dostałbyś ani grosza. I wyszła.

Będąc już na schodach, słyszała jak bratowa zarzuca mężowi że się nic nie odezwał, na co ten jej odp...jak żeś taka mądra i odważna, czemuś się ty nie odezwała?
   
Tak to było w pewnym u domu śJ.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 26 Listopad, 2016, 21:15
Ja pierdykam, widać filmiki jak Zosia odmawia sobie słodkości by dać do skrzynki działają, z bardzo dobrym skutkiem :(
Poza wulgaryzmami nic mi się na usta nie ciśnie, więc sobie podaruję.


Cytuj
---A na co ci te pieniążki?
-Dla Jehowy
---Dla Jehowy spytała z grymasem a twarzy? A po co Jehowie pieniądze, jak w niebie nie ma sklepów?
-Nie ciociu, nie do nieba. W sali są takie skarbonki dla Jehowy.

Jak w kawale:
Przechodzi mama z córką obok Kościoła i mówi:
-popatrz córeczko, to mieszka Bóg.
-mamo, przecież Bóg mieszka w niebie.
-tak, tu prowadzi swój interes.

Teraz zmieńmy Kościół na sale królestwa, pasuje? Z tą różnicą, ze jak chodziłam do kościoła to ksiądz nie nagabywał mnie żeby wrzucić na tacę, a rodzicom powtarzał że lepiej dzieciom kupić czekoladę. Ech, ręce opadają.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Listopad, 2016, 10:26

 Dokładnie, bluzgi się cisną jak nie wiem co.
Ją to irytuje ( czemu się wcale nie dziwie) ponieważ bratu się nie powodzi najlepiej, sam pracuje, żona pionieruje, dwoje dzieci.
Dziewczyna im pomaga materialnie, ale kasy do ręki nie daje.
Kiedyś jak ją zapytałam dlaczego, odp mi tak....tyś ogłupła, żeby moje złotóweczki trafiły do puchy? ;D

Robi większe zakupy i zawsze część co jakiś czas im podrzuca. Szkoda jej dzieci, o bracie i jego żonie mówi, że mogą wbijać zęby w ścianę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: matus w 27 Listopad, 2016, 15:07
Jakby musieli przez jakiś czas żreć tynki i korę, to może by coś do główek trafiło.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Listopad, 2016, 18:18
Adam i Ada


   Wnioski sobie, ale dowodów nie ma, Ada milczy, dzieci nie chce nękać. Co ja ma zrobić? Pytał żonę, co zrobić, aby było dobrze?
Halinka kazała czekać, jak się wszystko rozwinie, aby nie ponaglać, nie pociskać. Jednak to było bardzo trudne, chciał już wiedzieć, już pomóc siostrze. Nie mógł i nie chciał jej samej zostawiać, nie miała lekkiego życia, większość swych lat była zdana tylko na siebie. Wychowana bez matki z ojcem kaleką, szybko musiała dorosnąć. Choć nie narzekała, nie użalała się, Adam wiedział swoje, że jest mocno doświadczona i wiele musiała znosić. A teraz ma jego i on zrobi wszystko, aby jej życie nabrało jasnych barw, tak jasnych, jak to tylko możliwe.
Minął drugi dzień, a w sprawie żadnych postępów. Raz nawet zagadał delikatnie, ale szybko się wycofał, ponieważ siostra  skwitowała, że nie chcą być ciężarem i zaraz wyjadą.
O tym nie było mowy, te Święta mieli spędzić razem i to było już postanowione.

Była prawie 23 jak dostałam sms z zapytaniem... śpisz? Odpisałam, że nie, właśnie skończyłam pracę i miałam iść na zasłużony odpoczynek, jednak po tym sms, wiedziałam, że to szybko nie nastąpi. Tak późno się odzywał tylko wtedy, jak już kipiał z nadmiaru emocji i niemocy. Chciał dać upust swoim rozterkom, aby go ktoś wysłuchał i albo zjechał, albo doradził.
Po chwili odezwał się dzwonek telefonu, odebrałam.
Adam zaczął...

- i co ja mam zrobić? Halinka mówi czekać, Ada milczy, albo chce uciekać?
---a jak dzieci? Zapytałam.
- dzieci to już w ogóle inna bajka. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że ułożone z manierami, dobrze wychowane. Jednak to nie to...
---może zastraszone?
-tak, prędzej zastraszone. One nie są wylewne, a ja nie chcę ich jakoś osaczać, trzymam dystans.

Tak sobie pogadaliśmy ponad dwie godziny, Adam się wyżalił, wygadał, a ja obiecałam się zastanowić jak mu pomóc.
Następnego dnia przy śniadaniu doznałam olśnienia....dzieci! Przez nie dotrze do siostry, a raczej do tego, co się stało.
Zadzwoniłam do Adam i mówię mu...ty musisz przekonać do siebie dzieci, że jesteś ich przyjacielem. Wiesz...nasze tajemnice, wspólne wyprawy, jakieś wycieczki, zakupy. Idą święta, podpytać o prezenty. Nie ma wyjścia, jak się czegoś nie da rozgryźć, trzeba to zmiękczyć i dopiero się o tego dobrać.

Pierwsza okazja trafiła się bardzo szybko, po obiedzie Jaś odnosił talerz do zlewy i zepchnął nim szklankę, która się potrzaskała. Stanął jak skamieniały ze wzrokiem wbitym w podłogę. Adam zaczął go zagadywać, że nic się nie stało, że to tylko szklanka, ale ten zaczął płakać, że pewnie ciocia będzie się gniewać. Adam go próbował przekonać, że nic z takich, ale  nie pomagało. A więc wpadł na pomysł, że posprzątają resztki i wyniosą na dwór do kubła, to będzie taka ich tajemnica. Chłopiec się zgodził pomógł zebrać wszystko do reklamówki i poszli się ubierać. Przy drzwiach spotkali się z Halinką, chłopiec aż się wzdrygnął na widok ciotki. A na jej pytanie, gdzie idą, Adam objął malca i powiedział...a mamy taką męską sprawę do załatwienia i wyszli.
Od tego drobnego incydentu, chłopiec kręcił się jakby bliżej wujka, choć to nadal było dalekie od ideału.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Listopad, 2016, 18:54
Adam i Ada


    Po kolacji leciały w tv reklamy z prezentami dla dzieci. Zapytał całej trójki, co chcą dostać pod choinkę? Emilka zasypała ojca propozycjami, jednak od Małgosi, jak i od Jasia ciężko było coś wydusić. Gdy zapytał o to córkę na osobności, powiedziała, że kuzynka chciałaby domek dla lalek taki jak ma ona. Taki sam? Zapytał z dociekliwością córkę. No wiesz tatku, odpowiedziała dziewczyna z wyrzutem, ten mój to zabytek teraz są lepsze. Już wiedział, że bez swojej mądrali ani rusz przy tym zakupie. Jednak co z Jaśkiem, co jemu kupić?
Emilka najpierw powiedziała nie wiem i wyszła, jednak po chwili wróciła. Tatusiu, chyba wiem co mu kupić. Adam zaczął dopytywać, co, co? Wiesz, kiedyś oglądaliśmy film i tam dzieci skakały na takiej dziecięcej trampolinie i on wtedy tak się śmiał, a nawet sam lekko podskakiwał na fotelu.
Adam przytulił mocno córkę do siebie i powiedział...moja kochana mądrala.

Została jeszcze Ada, tu postanowił poradzić się żony. Zasiedli wieczorem w kuchni i tak debatowali co jej kupić stosownego? Nie chcieli jej urazić, a sprawić przyjemność. Ubrania, kosmetyki, telefon to takie banalne, ale coś trzeba będzie w końcu wybrać.
W czasie tych obrad do kuchni weszła Emilka w poszukiwaniu czegoś do picia. Słysząc ich rozmowę zdziwiła się...to wy nie wiecie, o czym ciocia marzy? Nie, odpowiedzieli razem jak na komendę.
A nie pamiętacie jak latem u dziadka mówiła, żeby tak choć raz iść do kosmetyczki zrobić sobie paznokcie, do fryzjera ładną fryzurkę, a nie tylko praca i praca.
Oboje wybuchnęli śmiechem, Halinka zapytała...po kim ty taka mądra jesteś? Dziewczynka odparła krótko, po dwóch profesorach nie mam wyjścia jak tylko być geniuszem i zachichotała na odchodne.
A więc i dla Ady mają prezent, bratowa zabierze ją ze sobą do swojej kosmetyczki na pełen pakiet zabiegów, a przy okazji do stylisty fryzur.

Kobiety szykowały się do Świąt, a Adam zabrał dzieci i poszli w miasto. Prezenty były już pokupowane, ale może jeszcze coś się komu spodoba? Przechodząc przez ulicę, Jasiek się przewrócił i ubrudził po pachy. Zaczął tak strasznie płakać, że aż Adam wystraszył się, że coś mu się stało. Jednak szybko okazało się, że to z powodu brudnych ubrań, że będzie bura.
Wujek szybko postanowił  działać, uspokoił chłopca, że nic się nie stało, że to się upierze, a jakby nawet nie to, tylko ubrania. Weszli do pierwszego sklepu z dziecięcą odzieżą, wybrali spodnie, kurtkę. Ubrali chłopca w czyste, a stare zapakowali do torby, aby uprać w domu.
Na pytanie żony co tam upycha do pralki, odparł ...męska sprawa. To był znak, że ma o więcej nie pytać.

Nadeszły Święta, Adam bardzo chciał je spędzić z ojcem, ciotką, ale nie mogli przyjechać. Na kolacji byli rodzice Halinki, brat z żoną i Adam pierwszy raz w życiu miał w święta obok siebie swoją rodzinę, taką z krwi i kości jego krwi i kości.
Co patrzył na nich to się uśmiechał i wciąż nie dowierzał.
Po kolacji postanowili zadzwonić z życzeniami do ojca. Ucieszył się i to bardzo. Rozmawiał z synem, synową, wnukami. Przyszła kolej na Adę, złożyła ojcu życzenia, zapytała o zdrowie, chwilę pogadali i mężczyzna zapytał...kiedy wracasz? Adam siedział obok i słyszał pytanie ojca, zabrał siostrze słuchawkę i odp...nieprędko, tyle, co ją poznałem i już chcecie mi ją odebrać? Wy się nią nacieszyliście już, teraz moja kolej. Tak wiem, odparł ojciec, ale ona ma męża, obowiązki w domu. Tato, najważniejsze obowiązki, czyli dzieci Ada ma ze sobą, a jej mąż jest dorosły, da sobie radę. Na tym skończyli świąteczną pogawędkę.


Nastał czas na prezenty, aby nikt się nie czuł niezręcznie, dzieci zasiadły pod choinką, wyciągały prezenty i odczytywały karteczki,nie było żadnego szaleństwa, każdy dostał po jednym .
Małgosia swój domek dla lalek, Ada i Halinka karnet na zabiegi,
Emilka kurs tańca, Adam skórzany organizer. Ostatni prezent był dla Jaśka, koperta na widok której chłopczyk wyraźnie posmutniał.
Chyba liczył na coś fajnego, a tu tylko kawałek papieru......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 28 Listopad, 2016, 19:27
No chorobcia, w takim momencie przerwać  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Listopad, 2016, 19:44
No chorobcia, w takim momencie przerwać  ;D

  Łooo, a to paskudna ruda @ :D :D

To się nazywa...przywiązać do siebie czytelnika. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Listopad, 2016, 19:52
Adam i Ada



    W kopercie była karteczka, a na niej napisane.... Jasiu Twój prezent jest w garażu, dobrej zabawy :).
Adam chwycił go za rękę i poszli sprawdzić co tam jest, a za nimi reszta gości.
Na środku garażu stała ogromna niebieska trampolina z siatką asekuracyjną pod sam sufit. Wujek wziął go na ręce i powiedział...to twój prezent, malec jakby nie dowierzał , spojrzał na mężczyzną i znów na prezent. Zapytał naprawdę? Tak, odparł Adam i wrzucił go do środka. Za nim podążyły dziewczynki i zaczęła się zabawa. Szaleństwo trwało do późnych godzin, czasem tylko Emilka wpadała po coś do picia, zabierała zapas i biegła z powrotem do garażu.

Goście się rozjechali, domownicy posprzątali po kolacji, a dzieci nadal nie chciały wracać. Po długich namowach  w końcu zgodziły się iść spać, jutro też jest dzień, a prezent sobie poczeka. Adam siedział na kanapie i oglądał tv, jak przyszedł Jaś, usiadł nieśmiało na brzegu kanapy. Widząc to wujek przejął inicjatywę ...jak zadowolony? Tak, bardzo odparł malec. To fajnie, cieszę się przytulił chłopca i wtedy ten odwdzięczył się tym samym.

To był przełom, wielki przełom. A może chcesz ze mną pooglądać tv? Skinął głową i usiadł bliżej Adama, ten go objął ramieniem i tak sobie siedzieli. Gdy Ada weszła do pokoju w poszukiwaniu syna, aż zaniemówiła, jak weszła tak wyszła nie zakłócając tej sielanki. Siedzieli dość długo, czasem coś komentowali. Adam pytał coś Jaśka, a ten rezolutnie i ochoczo mu odpowiadał. Gdy zasnął, zaniósł dziecko do łóżka, delikatnie rozebrał i uśmiechnął się. Te kilka ostatnich dni sprawiło, że dzieci, a zwłaszcza on jakoś inaczej wyglądały. Nawet teraz delikatnie się uśmiechał przez sen. Zamknął drzwi pokoju i sam poszedł spać.

Nad ranem, gdy szedł do łazienki, zobaczył uchylone drzwi pokoju Jaśka, zajrzał do środka, nie było go. Zaczął go szukać po domu, nigdzie go nie było, została piwnica i garaż. Zaczął od garażu, a tam na środku trampoliny zwinięty w kłębuszek spał chłopiec. Nie chciał go ruszać i budzić, poszedł po koc, by go przykryć. Gdy go otulał, chłopiec podniósł głowę i powiedział...wujku, połóż się ze mną, tak fajnie się buja. Jak tu odmówić takiej prośbie? Położył się obok chłopca i tak obaj zasnęli, aż obudziły ich jakieś głosy. To Halinka z Adą stały i chichotały, że czy duży, czy mały zawsze chłopiec.
Zaczęli się wygrzebywać ze swojego nowego łóżka, Halinka wzięła Jaśka na ręce, przytuliła go  powiedziała..ale ten wujek musi cię kochać, swoje kochane auto wyprowadził na mróz i śnieg,żebyś mógł się nacieszyć prezentem. Wiesz, wujek tak uwielbia swój samochód, że wolał mi kupić drugi, niż czasem dać swój prowadzić.
Tak głośno w ich domu nie było bardzo dawno. Po śniadaniu postanowili iść na sanki, śnieg, lekki mróz i sąsiedztwo wielu górek, sprzyjało zimowym zabawom.

Dziewczynki zjeżdżały, nawet Ada i Halinka się skusiły, tylko Jasiek nie chciał siąść na sanki. Górka była dość duża, ale zjazd łagodny, a lądowisko całkowicie bezpieczne. Adam widział, że chłopiec ma ochotę, jednak coś go powstrzymywało.
Zachęcał go, ale ten jakby nie słyszał, w ogóle nie reagował na zachęty Adama. W końcu sam wujek zasiadł na sankach i pociągnął chłopca za rękę...siadaj przede mną, jedziemy razem. Ty kieruj, ja będę cię trzymał, żeby nic ci się nie stało.
O dziwo malec się nie opierał i pojechali. Gdy zaczęli nabierać prędkości, pierwszy krzyczeć zaczął Adam, po chwili i Jasiek popiskiwał. Od tego momentu malec już nie opuszczał sanek i o to chodziło.
Wrócili do domu po kilku godzinach, zmęczeni, przemoczeni, roześmiani i zadowoleni.Jedli późny obiad, gdy Małgosia powiedziała ogólnie, mamusiu bardzo dawno się tak głośno nie śmiałaś. Ada spuściła głowę i powiedziała...ano dawno.
Po obiedzie Jasiek na krok nie odstępował wujka, sam prowokował z nim kontakt lub proponował zabawy. Leżeli na dywanie i układali puzzle, Adam postanowił go lekko podpytać, jak to jest u nich w domu. Bardzo delikatne, cały czas układając elementy, drążył nurtujący go temat. Chłopiec był tak rozbawiony, tak zajęty, że chyba nawet nie kontrolował tego co mówił.
A to czego dowiedział się Adam od dziecka wystarczyło, reszty można się było domyślić, że ich dom to.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Grudzień, 2016, 18:25
Adam i Ada



     
     Wszyscy dawno już spali, Adam nadal siedział na kanapie i analizował słowa chłopca. Im bardziej analizował, tym bardziej się nakręcał i emocje zaczynały brać górę. Doskonale wiedział, że to droga donikąd, jednak nie umiał się z tym uporać. Postanowił iść spać, rano z wypoczętym umysłem może uda się wpaść na jakiś pomysł, co dalej...
Niestety, sen nie przychodził, a leżenie w łóżku plus myśli było nie do zniesienia. Wstał i zaczął chodzić po pokoju, choć starał się być bardzo cicho, jednak obudził żonę. Halinka czuła się tak bezradna, nie umiała pomóc ani Adamowi, ani jego siostrze.
W tajemnicy nawet spotkała się ze znajomym psychologiem, jednak ten odradzał jakieś siłowe wyciąganie wiadomości. Póki sama nie dojrzeje, że chce się z tego uwolnić, na nic wszelka pomoc.
Tacy ludzie to nie tylko ofiary swoich katów, ale także osoby uzależnione od swoich oprawców. A to jak każdy nałóg trzeba leczyć, tyle że bez zgody pacjenta nic się nie da zrobić.
Wszelkie naciski spowoduję jeszcze większe zamknięcie się w sobie.
Zaczęli rozmawiać o tym, jak bardzo dzieci i Ada zmienili się przez te kilka dni. Dzieci zaczęły zachowywać się jak dzieci, Ada jakby wyładniała, więcej się uśmiecha, ostatnio nawet kawały opowiadała. To znaczyło, że idzie ku lepszemu. Jednak na myśl, że znów tam wrócą i wszystko będzie po staremu, Adami aż się zaciskały pięści. Takiego męża Halinka nie znała, to tylko dowodziło tego, jak bardzo mu zależy na bliskich.

Przy śniadaniu zaczęli rozmawiać o sylwestrze. Postanowili przebrać się za dzieci i z dziećmi go spędzić, na zabawach i szaleństwie. Jasiek słysząc te plany, podniósł głowę znad talerza i przerażony zapytał...ale skakać po mojej trampolinie nie będziecie? Wybuchnęli śmiechem i obiecali, że nie. Takiej wagi ten skoczek mógłby nie przeżyć.
Dzień zapowiadał się całkiem spokojnie, Adam siedział w gabinecie niby miał pracować, ale jakoś jego myśli wciąż krążyły wkoło jednego. Ada z Halinką szykowały obiad, a dzieci szalały jak nigdy. I nagle huk, a po nim zapanowała cisza.
Wszyscy dorośli wbiegli do salonu, Jasiek z Małgosią stali ze spuszczonymi głowami, a Emilka zaczęła wrzeszczeć to ja, to ja zerwałam karnisz. Halinka zapytała, czy nic się nikomu nie stało? Później dodała, że kara musi być. Idziesz segregować śmieci, zakładasz nowe worki, a  pełne wynosisz. A wy jej pomagacie, powiedziała Ada do swojej dwójki.

Gospodyni wróciła do gotowania, starsze rodzeństwo wzięło się za wieszanie tego, co dzieci zerwały. Adam powiesił karnisz, Ada wzięła się za wieszanie firanek. Ucinali sobie pogawędkę na temat dawnych świąt. Mężczyzna niby słuchał siostry, jednak co jakiś czas widział coś dziwnego na ręce kobiety, prawie pod samą pachą.

Po skończonej pracy, gdy chciała już schodzić z drabiny, chwycił ją za nadgarstek, odsunął rękaw bluzki do samej góry i zapytał...co to jest? Próbowała wyrwać rękę, jednak nie dała rady.
Wciąż ją trzymając, sprowadził z drabiny, a następnie pociągnął za sobą do gabinetu. Zamykając drzwi powiedział...to my sobie teraz porozmawiamy.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Grudzień, 2016, 10:35
Adam i Ada



     Posadził siostrę naprzeciwko siebie i powiedział stanowczo...słucham. Ada opuściła głowę i widać było, że nie ma zamiaru nic mówić. Adam z postawy roszczeniowej, że mu się należą wyjaśnienia, przeszedł do funkcji troskliwego brata, próbował ją zmiękczyć, wzruszyć. Jednak ani pierwszy, ani też drugi wariant nie przyniósł oczekiwanych rezultatów.
Minęło kilkanaście minut, mężczyzna wiedział tyle samo co wczoraj i nic nie zapowiadało najmniejszej zmiany.
Już nawet nie potrafił się złościć, ogarnęła go taka bezradność, niemoc, że tylko siąść i płakać.
Podparł głowę ręką i zaczął przyglądać się siostrze. Wciąż siedziała tak samo, głowa dociśnięta prawie do klatki piersiowej, wzrok wbity gdzieś w dół i te splecione palce dłoni oraz kręcące się wkoło siebie kciuki.
Uświadomił sobie, że ten widok jest mu dobrze znany, Emilka siedziała tak samo, gdy się na coś umarła.
Mimowolnie uśmiechnął się, choć mu wcale nie było do śmiechu.
Już wiem, powiedział bardziej do siebie niż do Ady. Już wiem, po kim Emila to ma, po tobie. Zawsze się zastanawialiśmy z Halinką po kim ona taka zawzięta? Teraz wszystko jasne, po tobie.
Kobieta podniosła głowę i spojrzała na brata, ten dalej kontynuował. Tak, nawet tak samo kręci palcami i potrząsa kolanami. Na jej twarzy zarysował się niewielki uśmiech.
Eh...jak te geny skaczą z pokolenia na pokolenie, szkoda, tylko że nie robią tego, tylko te dobre cechy, dodał Adam.
A wiesz, kto miał tak przede mną? Zapytała Ada? Mężczyzna pokręcił głową, nie miał bladego pojęcia. Nasz dziadek, tata zawsze mi to powtarzał, że się bocę jak jego ojciec.
To jakby lekko rozluźniło spiętą atmosferę. Postanowił obrać inną taktykę, zaczął narzekać, później się użalać, wszystko to było
planowane i kontrolowane. Jednak w pewnym momencie tak bardzo się wczuł w rolę, że popłynął. Nie był już kontroli, był spontan.
Mówił co czuje, co by chciał, jak bardzo go boli, że nie może jej pomóc. Nie, on nie jest na nią zły, on się złości na siebie, że jest tak nieudolny.

Po jego twarzy spływały łzy, nawet nie próbował ich ocierać, mówił spokojnie, ale w sposób bardzo poruszający .
Ada najpierw zaczęła się przyglądać bratu, później sama ukradkiem ocierała łzy. Wiedziała, że on chce jej pomóc, że może mu zaufać,
że ma w nim oparcie, tak samo, jak w bratowej. Odnalazła w niej nawet nie przyjaciółkę, ale prawdziwa siostrę. Zaś mama Halinki była tak miła, tak ciepła i sympatyczna, że czuła się przy niej jak przy najprawdziwszej matce. Matce, której tak naprawdę nie poznała, nie było dane jej zasmakować miłości, relacji, troski. A starsza pani, choć znały się krótko, potrafiła ją przytulić, pocałować w czoło, pogłaskać po głowie i powiedzieć córciu.
Te słowa brzmiały dla Ady jak najpiękniejsza muzyka, słowa, które dla jednych są normą, dla innych są na wagę nawet nie złota, ale diamentów. I wtedy dotarło do niej, że to dobro, tę radość, to szczęście zawdzięcza właśnie Adamowi. Dlatego, że jest jego siostrą, spotkało ją to wszystko, poznała tylu wspaniałych ludzi, którzy chcą jej pomóc.

Nagle poderwała się na równe nogi. Adam myślał, że chce uciekać.
Jednak nie, zwróciła się do brata...ok, chcesz wiedzieć co tam mam, pokażę ci, ale ostrzegam to nie będzie fajny widok i energicznie podniosła bluzkę do góry aż po samom szyję.
Mężczyzna najpierw wstał, a później zszokowany opadał na fotel.
To, co zobaczył, zwyczajnie ścięło go z nóg.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Grudzień, 2016, 19:16
Ada i Adam


    To, co ukradkiem widział na ręce Ady, to było można powiedzieć, wierzchołek góry. Plecy siostry były pełne małych okrągłych blizna, do tego szramy i za żółknięcia na skórze. Adamowi odebrało mowę, siedział patrzył na siostrę, próbował coś powiedzieć, ale nie mógł z siebie wydobyć ani jednego słowa. Podnosił rękę, pokazywał na obrażenia na ciele kobiety i tak kilka razy.

Ada rozpięła spodnie i osunęła  je w dół, pokazując swoje uda.
Tu było jeszcze gorzej. W końcu zapytał...ale jak, skąd, jak mogłaś do tego dopuścić? Jak? Kobieta jakby się oburzyła, miałam do wyboru, albo ja, albo dzieci, więc wybierałam. Nie mogłam pozwolić, aby pastwił się nad dziećmi, a jak stawałam w ich obronie pastwił się nade mną. Pił i bił, a jak nie miał już ochoty bić  znienacka gasił na mnie papierosy.
Kobieto, mogłaś iść do ojca, na policję, krzyczał Adam. A ty widziałeś naszego ojca, widziałeś? Miałam iść go dobić?
Poszłam na policję, założyli niebieską kartę, przyszedł dzielnicowy, jego kolega ze szkolne ławki. Po tej wizycie dziabnął się nożem i wezwał policję, powiedział, że ja mu to zrobiłam. Wspaniałomyślnie nie chciał mnie oskarżać, ale tym samym mi pokazał, że może ze mną zrobić wszystko. A na pewno zabierze mi dzieci, na to nie mogłam pozwolić.

Ada klęczała na podłodze i zanosiła się od płaczu, brat obok niej, przytulał ją i obiecywał, że nigdy więcej jej nie tknie.
Był tak wściekły, że nie mógł zebrać myśli, nie potrafił nic zaplanować, jakby go teraz dorwał....
Jak długo to trwało? Dwa lata, od kiedy dostał lepszą posadę i zaczął dobrze zarabiać, odpowiedziała. Nie wiem, czy władza, czy pieniądze tak mu poprzestawiały w głowie. Wcześniej ideałem nie był, ale było w miarę dobrze. A teraz to jestem na jego łasce, jestem nikim, może ze mną wszystko zrobić, bo jestem śmieciem.
Każdy sąd go uniewinni, bo jestem wariatką i on się przede mną tylko broni. Ocierał łzy z jej twarzy i mówił jej ...jesteś wartościowym człowiekiem, jesteś cudowną matką, piękną kobietą, pamiętaj to i nigdy nie myśl inaczej.
Wiesz.. Ada ściszyła głos, jak Małgosia kilka razy pytała tato byłeś w moim pokoju w nocy, a on zaprzeczał. Początkowo nie zwracałam na to uwagi, może jej się śniło. Kiedyś w pijanym amoku, powiedział, że jak skończy ze mną pójdzie do tej małej dziwki, przeraziłam się. Od tamtej pory spałam w pokoju Małgosi.
Gdy padał całkiem pijany, szłam do pokoju córki.
Tego wieczoru bardzo szybko wstał, jak usłyszałam, że idzie, wyszłam na korytarz, odepchnął mnie, zaczęliśmy się szarpać. Nie mogłam pozwolić, aby tam wszedł. Wściekł się, zaczął mnie bić czym popadło, połamał na mnie kuchenny taboret. Gdy ponownie zasnął, wzięłam dzieci, a co dalej to już wiesz.

Posadził siostrę na fotelu, wybiegł ze swojego pokoju mówiąc zabiję go, nie daruję mu tego. Nawet się nie ubrał, złapał tylko kluczyki i wybiegł z domu. W drzwiach omal nie przewrócił Emilki, za Adamem wybiegła żona wołając, aby nie robił nic głupiego, ale było za późno.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Grudzień, 2016, 17:48

Adam i Ada


     Próbowała się do niego dodzwonić, telefonu nie odbierał. Ada czuła się winna, bratowa próbowała ją pocieszać, ale sama była pełna obaw. Jeśli nie dojdzie do jakiegoś nieszczęścia po drodze, to jak dopadnie szwagra, zrobi z niego miazgę. Halinka trochę słyszała ich rozmowę, znała męża, wiedziała jak, bardzo zależy mu na rodzinie, a teraz siostra to już w ogóle była na pierwszym planie.
Miotała się po kuchni, co chwilę na zmianę z Adą próbowały się do niego dodzwonić, nie odbierał. Nagle odezwał się telefon stacjonarny, obie podbiegły pod aparat z nadzieją, że to Adam. Nie, to mama Halinki. Naprędce opowiedziała jej, o co chodzi, na koniec zapytała...i co my mamy robić? Jak to nie wiesz co masz robić? Zdziwiła się matka, tle lat współpracowałaś z wymiarem sprawiedliwości, masz znajomych w policji, zadzwoń do któregoś i poproś o pomoc. Tak! Krzyknęła Halina po rozmowie z matką, że ja na to nie wpadłam. Szybko wykonała telefon do dobrego znajomego z policji, dopytał ją o kilka danych i kazał siedzieć w domu i czekać. Odradzał też dzwonienie do męża, jest zdenerwowany, będzie próbował odebrać w czasie jazdy i nieszczęście gotowe.
Choć było to trudne, kobiety zastosowały się do wskazówek policjanta. Gdy Ada poszła do dzieci, do Halinki podeszła Emilka, która słyszała rozmowę z babcią. Przytuliła się do matki i powiedziała...wiesz mamusiu, ja widziałam kiedyś jak ciocia się przebierała, że ma czarne plecy, ale nie wiedziałam co to. A ona była pobita przez wujka. Na twarz Halinki zaczęły kapać łzy córki. Przytuliła ją mocno i powiedziała, teraz już będzie dobrze, nie pozwolimy jej ani bąbli skrzywdzić.

Droga, która zazwyczaj zajmowała Adamowi kilka godzin, teraz przejechał ją w połowę czasu. Zajechał pod dom szwagra, było zamknięte. Już wsiadał do samochodu jak wyszedł sąsiad, któremu latem Adam pomagał pisać pisma odwoławcze, gdy jemu i jego żonie wstrzymano renty. Pojechał także z nimi do ZUS-u, aby ich nie zbyto, znał się na prawie i byle czym nie dało się go zadowolić.
Ludzie byli pod wrażeniem, gdy pani urzędniczka nie chciała przyjąć pisma, a Adam domagał się rozmowy z kierownikiem.
Tamten przyjął pisma, ale widać było, że zrobił to na odczepne, a więc zabrał pisma i powiedział, że idzie nie do dyrektora placówki, ale do samego województwa.
Ludzie uważali go za prawdziwego cudotwórcę, dość, że im przywrócono pełne świadczenia to jeszcze dostali wyrównanie. To nie były wielkie pieniądze, ale dla tych ludzi to było, mieć na chleb lub nie mieć.
I tym bardziej doceniali zasługi brata sąsiadki.
Sąsiad powiedział, że mężczyzna przed chwilą wsiadał do samochodu i chyba pojechał do sklepu, miał ze sobą butelki po piwie.
Na koniec dorzucił, że jego żona też poszła do sklepu, jakby ją spotkał, aby powiedział, żeby się pospieszyła. Adam tylko skinął głową i udał się w kierunku sklepu.

Już z daleka widział samochód szwagra zaparkowany na poboczu drogi. Gdy dojechał na miejsce, ten właśnie wychodził z budynku. Na widok Adama, zaczął wolno schodzić po schodach, uważnie się mu przyglądając. Adam wysiadł z samochodu i przeszedł kilka kroków w kierunku męża siostry. Tamten podchodząc wyciągnął rękę na powitanie i wtedy dostał pierwszy cios. Padł jaki długi, butelki z piwem upadły na beton, tłukąc się jedna o drugą. Złapał go za kurtkę, uniósł w górę i zaczął okładać. Ze sklepu wybiegła Krysia córka ciotki Małgorzaty i sąsiadka, o której wspomniał mężczyzna.
Zaczęły odciągać Adama, w oddali było słychać sygnały zbliżającego się radiowozu. Kuzynka prosiła Adam zostaw go, narobisz sobie kłopotów, on nie jest tego wart, Adam błagam cię zostaw go.......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 15 Grudzień, 2016, 14:41
tazla ....


ja tu mdleje i czekam dalej
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Grudzień, 2016, 20:29
 Tak jest wspaniale :)


Adam i Ada

    Całą drogę powrotną, Krysia próbowała zagadywać Adama, ale był  nieobecny. Ona sama musiała się skupić na prowadzeniu samochodu. Jej mąż miał po powrocie z pracy wziąć auto kuzyna i podążyć za nimi.Było już bardzo późno, jak dotarli na miejsce, Ada z Halinką czekały na nich przed domem.
Dopiero w domu, Adam zaczął coś kontaktować i się odzywać.
Na pytania, co się stało? Co mu zrobił? Odpowiadał..nie wiem, chyba mu pysk obiłem, ja nic nie pamiętam.Te słowa przerażały żonę, nawet chciała wzywać lekarza, ale mężczyzna nie pozwolił.
Dopiero gdy zasiedli przy herbacie, Krysia zaczęła opowiadać ze szczegółami jak to było.
Gdy tylko zobaczyła Adama przed sklepem, wiedziała co się kroi. Ada zadzwoniła do niej i uprzedziła ją, po co brat tam jedzie.
Kobieta jako jedyna z rodziny wiedziała, co się dzieje w domu kuzynki. Co prawda wiedziała dopiero od dwóch miesięcy, jednak bardzo usilnie nawaniała ją, aby coś z tym zrobiła. Ada była tak zastraszona, że bała się cokolwiek robić. Wymusiła też na Krysi obietnicę, że nikomu o tym nie powie.

Gdy tylko zobaczyła kuzyna przed sklepem, z jednej strony kibicowała mu, zaś z drugiej wiedziała, jaką medną jest szwagier i tego się bała. Zdążyła tylko zarzucić kurkę na ramiona i gdy wybiegła, ten już leżał, w rozbitym szkle, a Adam go okładał.
Usłyszawszy sygnał jadącego radiowozu, prosiła, aby przestał. Zaczęła go szarpać, nim rzucił go w śnieg, powiedział mu jeszcze to było za Adę, za dzieci zajmie się tobą policja, a za Małgosię koledzy z celi, już ja o to zadbam, aby wiedzieli co robiłeś.
Jakimś cudem udało się jej go odciągnąć, na bok nim dojechali.
Mundurowi zastali siedzącego w zaspie męża Ady i kilka metrów dalej Krysię z Adamem. Gdy zaczęli go pytać co mu się stało i czy ktoś z nich coś widział? Jak spod ziemi wyrosła sąsiadka, kobieta zaczęła opowiadać co widziała.
Panowie to wszystko przez tę zimę, błoto takie, śniegiem zasypane, szedł sobie z butelkami jak się nie przewiezie, jak nie gruchnie o stojak na rowery, a te butelki suuu się rozsypały, piwo pod niego podpłynęło. Chcieli zadać jej jakieś pytanie, ale nie dopuszczała nikogo do głosu, opowiadała swoją wersję. Podniósł się i znów bach, jaki długi i w to szkło. Pociągnęła jednego z policjantów na bok i szepnęła...on chyba jest pijany. Widzieli, że kobieta jest z tych gadatliwych i ciężko wydobyć z niej coś innego niż to co sama zechce powiedzieć.
Podeszli do Adama i Krysi.......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Grudzień, 2016, 10:31
 Z inne beczki.....

  Już dłuższy czas noszę się z opowiedzeniem tej historii, dziś powinien być cd Adama, czekam na wiadomość od niego, ale póki co cisza.  Musicie się zadowolić tym.... :D


  Kilka lat temu ( 6-8 lat) zaczął ze mnę rozmawiać pewien świadek, którego pamiętam ze swoich czasów.
Od grzecznościowego powitania, przechodził do narzekania na organizację, starszych itp....
Początkowo miałam wrażenie, że on naprawę chce odejść, widzi te wszystkie ciemne strony matki organizacji, ale to tylko pozory. 
Narzekał, że on ma firmę, że mało czasu, a jego ścigają o godziny, o nieobecność na spotkaniach, że ma tego dość.... Początkowo mu współczułam,  jednak czas płynął, a on poza  narzekanie i nic nie robił. Kiedyś spotkałam go podczas głoszenia, wtedy udał, że mnie nie zna - nie widzi....
Tłumaczył się....żona, dzieci, brat świadek, siostra....zostanie sam. Rozumiałam go, cała rodzina w organizacji, dla niektórych to ponad ich siły. Nudziło mnie to jego gadanie, nie chciałam jednak być niegrzeczna, a więc słuchałam.
Z pomocą przyszła jego żona, kiedyś widząc jak ze mną rozmawia, podeszła i powiedziała wprost....to już nie masz z kim rozmawiać tylko z odstępcą....
Od tamtej pory jak żona była w pobliżu, nie podchodził do mnie, a prawie zawsze widywałam ich razem.

Minęło trochę czasu (do wiosny tego roku), będąc u lekarza kobieta przysiadła się do mnie, powiedziała dzień dobry, co słychać? Chyba liczyła, że zapytam o to samo, ale ja odpowiedziałam i nie pociągałam tematu dalej. Wtedy ona zaczęła opowiada....
Pokrótce było tak....odeszła od świadków, już jest wykluczona, rozwiodła się z mężem, nie mogła znieść jak przenosił strażnicowy regulamin na łono rodziny. Ona uważała się za dobrą matkę, żonę, człowieka, a według tamtych nauk była wszystkim  co najgorsze. Dopiero teraz z oddali widzi w jakie chore zasady była uwikłana, w jakie absurdy wierzyła.
Na koniec swojego monologu zapytała, czy się na nią nie gniewam, za jej głupie teksty?
Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie, a co do jej zapatrywania na absurdy, powiedziałam tak....
Jeśli siedzimy w zamkniętym pomieszczeniu z innymi, kiśniemy sobie, nie czując smrodu jaki tam się roznosi. Jeśli wyjdziemy na zewnątrz, zaczerpniemy świeżego powietrza i zajrzymy ponownie do tego pomieszczenia, zobaczymy jakie tam panują warunki. Z organizacją jest dokładnie tak samo.

Pod koniec lata, spotkałam ją podczas zakupów, przywitałam się i miałam iść dalej, jednak ona złapała mnie za rękę mówiąc....poczekaj coś ci opowiem.
Brat jej męża, dużo bardziej gorliwy niż jej były mąż, poszedł do starszych z pytaniem....co ma odpowiadać ludziom, którzy podczas głoszenia - studium pytają go o aferę pedofilską. Gość chciał być uczciwy względem ludzi, których nauczał, jak i lojalny względem organizacji. Kazali mu czekać, że się skonsultują i dadzą mu znać.
Czas płynął, a tu cisza. Zaczął się upominać, aż wreszcie się doczekał. Po zebraniu podszedł do niego jeden starszy i kazał zostać, bracia chcą z nim rozmawiać. Ucieszył się, że w końcu nie będzie ludzi zbywać, albo uciekać od tematu.
Nawet nie wiedział, jak bardzo się wszystko zmieni w jego życiu po tej rozmowie.

Wszedł do małego pomieszczenia, za stołem siedziało trzech ważniaków, dla niego już nie było krzesła, musiał stać, jak na przesłuchaniu. Jakiś bliżej mu nie znany mężczyzna odczytał jego prośbę i zapytał czy to jego problem?
Odp...że tak i chciał coś powiedzieć, ale już go nie dopuszczono do głosu. Naskoczono na niego, że zamiast głosić zajmuje się głupotami i podejmując takie tematy dowodzi tylko swojej słabej wiary.
Mężczyznę ścięło z nóg....jakie absurdy? O problemie mówi cały świat, u nas też i co mam ludziom wmawiać, że ludzie kłamią? I wtedy się dowiedział, że jest na najlepszej drodze do wykluczenia. Tego było za wiele.
Wykrzyczał im, że on to ma gdzieś, on nie będzie chował głowy w piasek, sam odchodzi. Wyrzucił im wszystko z teczki na stół i powiedział....żegnam, już mnie możecie skreślić z listy i wyszedł. Po chwili wróci i zabrał Biblię, bo tą kupił za własne pieniądze.
I tak to z dnia na dzień, nie.... z minuty na minutę przestał być świadkiem. Gdy przyjechali do niego na rozmowę, wyszedł przed dom  i powiedział...wynocha, bo policję wezwę!


Po tej rozmowie, spotkałam męża tej pani. I znów zaczął narzekać, wtedy go zapytałam czy to prawda, że żona, brat już nie są? Odp..że tak, ale im to było łatwiej, nie są uwikłani tak jak on. U niego wszyscy pracownicy w zakładzie są świadkami. I co on zrobi jak go wykluczą, a oni mu odejdą z zakładu, bo tak trzeba?
Zaśmiałam się na głos, poklepałam go po ramieniu i powiedziałam....jak to co, pójdą na zasiłek wypłacany przez jw.org.  :D I sobie poszłam....


 Jednym  dekada za mało aby się zebrać i odejść, a innym kilka minut wystarczy aby podjąć decyzję. Pewnie, każdy jest inny, ale jedni narzekają i próbują coś zmienić, inni zaś tylko na narzekaniu kończą. A to dowodzi, że wcale im tak źle nie jest, lubią tylko uchodzić za męczenników.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 19 Grudzień, 2016, 23:41
"lubią tylko uchodzić za męczenników. "
o to to to

:)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Grudzień, 2016, 08:49

Adam i Ada

     Po krótkiej rozmowie z Krysią i Adamem, policjanci znów poszli do siedzącego w śniegu Czarka. Kazali mu wstać, odmówił.
W ogóle był mało rozmowny, po naradzie z oficerem dyżurnym wezwali karetkę.  Służby medyczne po zbadaniu, stwierdziły że nic większego mu nie dolega, jednak upadek mógł spowodować urazy, które będą widoczne lub odczuwalne później.
Poszkodowany odmówił wizyty w szpitalu. Nic na siłę, policjanci uprzedzili, że wszystkie osoby mogą być wzywane w charakterze świadka. Co będzie dalej, nie wiadomo, jeśli kontuzjowany wniesie jakieś oskarżenie, czekają ich wycieczki po sądach. Gdy radiowóz odjechał, Adam skwitował krótko, jeśli nawet to i tak nie żałuję, ani jednego ciosu.

Podczas gdy Krysia opowiadała całe zajście, Halinka obserwowała męża, kubek z herbatą podnosił lewą ręką, a leworęczny nie był.
Prawą trzymał pod stołem, nie przerywając kuzynce, podeszła i wzięła go za rękę. Była opuchnięta, czerwona, a miejscami już sina. Poprosiła aby poruszył palcami, ledwo co do drgnęły. Adam....prawie krzyknęła, z tą ręką trzeba natychmiast do lekarza.
Zaczął protestować, że nic mu nie jest, że późno, że jak zawsze panikuje. Jednak kobieta była nieugięta, wykonała kilka telefonów i już była gotowa do wyjścia. Gdy podawała kurtkę mężowi, Ada wybiegła z płaczem do łazienki.

Cały czas siedziała ze spuszczoną głową, nic nie dopytywała w czasie opowiadań Krysi, wydawała się jakby nieobecna, a teraz taka reakcja. Wszyscy obecni spojrzeli na siebie, nie wiedzieli za bardzo czemu płacze? Powodów mogło być kilka, ale wszyscy bali się jednego, że Ada ubolewa nad mężem. Opis kuzynki, jak wyglądał Czarek po spotkaniu z pięścią Adama, nie był niczym przyjemnym. Jeśli tak, to cała ta akcja była daremna. Kobieta mogła bardzo żałować tego, że opowiedziała o wszystkim bratu. Krysia kazała im jechać, a sama zaczęła dobijać się do łazienki i nawoływać kuzynkę.  Już sobie planowała jak ją zwyzywa gdy tylko usłyszy choć słowo współczucia pod adresem jej męża. Nie było mowy o tym, aby  miała choć cień żalu do brata, narażał siebie i nie tylko, aby jej pomóc, wyrwać ją z tego chorego związku. Przez to, że w nim tkwiła i pozwalała tak traktować siebie i dzieci, sama była chora i to dosłownie, nie w przenośni. Dość długo nie odpowiadała, dopiero jak kuzynka powiedziała, że straszy dzieci bo nie wiedzą co się dzieje z ich matką itd, to podziałało.   Wyszła, zapłakana i roztrzęsiona, nie przypominała w niczym tej kobiety sprzed kilku godzin.
I czego beczysz głupia? Teraz już będzie tylko lepiej, przytuliła Adę do siebie. Chwilę nic nie mówiła, gdy się wreszcie uspokoiła powiedziała....jak sobie pomyślę, że on tam.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 23 Grudzień, 2016, 11:04
nie przestawaj
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Grudzień, 2016, 19:25


Szanowni Państwo witam Was w ten odświętny czas.




     Choć jestem poza organizacją dłużej, niż niejeden z Was żyje, to nadal czasem odzywa się przeszłość. Nieważne ile czasu minie, ile się zmieni w naszym życiu, to jednak te nadciekłości z dawnych lat siedzą w nas.
I choć nie żałuję swojej decyzji i gdybym miał znów wybierać, postąpiłbym dokładnie tak sam. To jednak czasem się zastanawiam, gdzie bym teraz był, gdybym nie odszedł, jakby się potoczyło moje życie?
Ostre cięcie, szybka decyzja nie jest gwarantem mniejszego bólu, jednak warto szybko poznać, ile jesteśmy warci dla braci w organizacji.
To bolesne jak się człowiek przekonuje, że niewiele, albo i nic. Jednak lepsza brutalna prawda, niż słodkie oszustwo. A ta słodycz jest lekko zatruta  i z czasem ogarnia, niszczy nas całych.
Nie bójcie się podejmować decyzje, nie bójcie się odchodzić, walczcie o siebie, życie mamy jedno i warto je wykorzystać jak najlepiej.
    Dziś Wigilia Świąt Bożego Narodzenia, nie odmawiajcie gdy ktoś Was do siebie zaprosi na kolację, albo odświętny obiad. To naprawdę piękny czas, nie można go potępiać ani nim gardzić. Wiem, inaczej uczono w organizacji, uczono poczucia wyższości, gardzenia innymi wierzeniami i obyczajami.
Jednak to właśnie od Katolików otrzymałem największe wsparcie, to z nimi pierwszy raz w życiu ubierałem choinkę, łamałem się opłatkiem. I choć miałem opory, to czułem się tak samotny, że byłem gotów zaryzykować. Nic złego mnie nie spotkało ani opłatek nie poparzył mi języka, ani ręce nie odpadły od wieszania ozdób na choince. To od Katolików dostałem swój pierwszy urodzinowy tort i prezenty.
Nie bójcie się, nie odtrącajcie tych, którzy chcą Was przygarnąć, nie mówcie, że to złe. Nieważny jest światopogląd człowieka, ważny jest on sam, jaki jest i co sobą reprezentuje. Jakie zasady wyznaje i czy jest gotów do pomocy, czy tylko się kończy na potoku wielkich słów.

A więc życzę Wam spokojnych, rodzinnych, pełnych miłości i wzajemnego wsparcia Świąt.



                                                                                                                                                                 Adam z Rodziną.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 25 Grudzień, 2016, 01:48
Dziękuję panie Adamie. Jednakże święta mnie nie pociągają. Cieszymy się wolnym czasem i kończymy remont. Miłego odpoczynku.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 25 Grudzień, 2016, 11:08
Tazła
Przeczytałem historie pisane przez ciebie dziś do 2.30 w nocy a o 10.55 doczytałem do końca i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. To wręcz scenariusz na świetny film - tak dobrze się to czyta.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 25 Grudzień, 2016, 17:56

Szanowni Państwo witam Was w ten odświętny czas.




     Choć jestem poza organizacją dłużej, niż niejeden z Was żyje, to nadal czasem odzywa się przeszłość. Nieważne ile czasu minie, ile się zmieni w naszym życiu, to jednak te nadciekłości z dawnych lat siedzą w nas.
I choć nie żałuję swojej decyzji i gdybym miał znów wybierać, postąpiłbym dokładnie tak sam. To jednak czasem się zastanawiam, gdzie bym teraz był, gdybym nie odszedł, jakby się potoczyło moje życie?
Ostre cięcie, szybka decyzja nie jest gwarantem mniejszego bólu, jednak warto szybko poznać, ile jesteśmy warci dla braci w organizacji.
To bolesne jak się człowiek przekonuje, że niewiele, albo i nic. Jednak lepsza brutalna prawda, niż słodkie oszustwo. A ta słodycz jest lekko zatruta  i z czasem ogarnia, niszczy nas całych.
Nie bójcie się podejmować decyzje, nie bójcie się odchodzić, walczcie o siebie, życie mamy jedno i warto je wykorzystać jak najlepiej.
    Dziś Wigilia Świąt Bożego Narodzenia, nie odmawiajcie gdy ktoś Was do siebie zaprosi na kolację, albo odświętny obiad. To naprawdę piękny czas, nie można go potępiać ani nim gardzić. Wiem, inaczej uczono w organizacji, uczono poczucia wyższości, gardzenia innymi wierzeniami i obyczajami.
Jednak to właśnie od Katolików otrzymałem największe wsparcie, to z nimi pierwszy raz w życiu ubierałem choinkę, łamałem się opłatkiem. I choć miałem opory, to czułem się tak samotny, że byłem gotów zaryzykować. Nic złego mnie nie spotkało ani opłatek nie poparzył mi języka, ani ręce nie odpadły od wieszania ozdób na choince. To od Katolików dostałem swój pierwszy urodzinowy tort i prezenty.
Nie bójcie się, nie odtrącajcie tych, którzy chcą Was przygarnąć, nie mówcie, że to złe. Nieważny jest światopogląd człowieka, ważny jest on sam, jaki jest i co sobą reprezentuje. Jakie zasady wyznaje i czy jest gotów do pomocy, czy tylko się kończy na potoku wielkich słów.

A więc życzę Wam spokojnych, rodzinnych, pełnych miłości i wzajemnego wsparcia Świąt.



                                                                                                                                                                 Adam z Rodziną.


w tym roku pierwszy raz obchodziłam urodziny, ubrałam choinkę.
Dałam i dostałam prezenty.
Dostałam życzenia i je wysłałam.
Katolicy ateiści i inni.

tort był prezentem i smakował wybornie.

Trochę dzięki Twoim doświadczeniom,
mimo iż wiedziałam, że poza jw istnieje życie to nie miałam siły
Mój nick to tylko opis jak się czuję z dala od "braci" identycznych z naturalnymi
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Grudzień, 2016, 18:41
Dziękuję panie Adamie. Jednakże święta mnie nie pociągają. Cieszymy się wolnym czasem i kończymy remont. Miłego odpoczynku.

 Z tego co znam Adama to nie miał zamiaru nikogo namawiać do świętowania, chciał tylko na swoim przykładzie pokazać, że każda tradycja, jeśli wnosi pokój i spokój jest dobra, a uczestniczenie w niej, nie jest niczym złym.

Tazła
Przeczytałem historie pisane przez ciebie dziś do 2.30 w nocy a o 10.55 doczytałem do końca i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. To wręcz scenariusz na świetny film - tak dobrze się to czyta.

   Dziękuję bardzo za miłe słowa. Cieszę się, że moja praca jest doceniana.  Niebawem cd :)



w tym roku pierwszy raz obchodziłam urodziny, ubrałam choinkę.
Dałam i dostałam prezenty.
Dostałam życzenia i je wysłałam.
Katolicy ateiści i inni.

tort był prezentem i smakował wybornie.

Trochę dzięki Twoim doświadczeniom,
mimo iż wiedziałam, że poza jw istnieje życie to nie miałam siły
Mój nick to tylko opis jak się czuję z dala od "braci" identycznych z naturalnymi


 Skopiowałam Twoją wiadomość, tak samo jak i wszystkie życzenia jakie dostałam dla Adama i mu wysłałam. A niech ma i od nas prezent.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 25 Grudzień, 2016, 20:23
A więc życzę Wam spokojnych, rodzinnych, pełnych miłości i wzajemnego wsparcia Świąt.



                                                                                                                                                                 Adam z Rodziną.

I dla Ciebie i Całej Twojej rodziny, przyjaciół i znajomych z którymi dzielisz ten świąteczny czas. Za pośrednictwem tego forum przesyłam szczere życzenia, aby te problemy które są Twoim i Twoich bliskich udziałem, odeszły w niepamięć, a marzenia które posiadasz Ty i Twoi bliscy stały się faktem.  :)
Pozdrawiam Nemo.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Grudzień, 2016, 22:01
Adam i Ada



      Wrócili po kilku godzinach, Adam z ręką w stabilizatorze, a Halinka z masą różnych lekarstw. Krysia z mężem szykowali się do powrotu, dzieci już dawno spały, Ada też w końcu zasnęła.
Gdy zaczęli dopytywać o reakcje siostry, nie umieli im odpowiedzieć, od płaczącej kobiety niewiele wydobyli. Powtarzała tylko w kółko....jak sobie pomyślę, że on tam... i znów zaczynała szlochać, aż zasnęła.
Wypadało czekać aż się całkiem uspokoi albo następnego dnia, jak się z tym prześpi i zechce rozmawiać.
Adam się obawiał, że ma do niego żal, ale jeśli nawet to i tak nie żałuje. Jest świadom wszelkich konsekwencji, jednak inaczej postąpić nie mógł.

Goście pojechali, gospodarze poczuli głód, mimo bardzo późnej pory postanowili coś zjeść. Trochę to trwało, Adam słabo sobie radził lewą ręką, w pewnym momencie tak ich to rozbawiło, że nawet nie zauważyli, jak weszła do kuchni Ada.
Usiadała przy stole bez słowa, bratowa zaproponowała herbatę, zgodziła się. Po chwili zapytała o rękę, odpowiedział zgodnie z prawdą, że tylko mocno potłuczona i trzeba jej dać odpocząć.
Halinka uznała, że nic tam po niej, postanowiła ich zostawić samych i wyszła. Jednak to nie ułatwiło rozmowy. Ada milczała, Adam kończył jeść i już był pewien, że on sam musi zacząć tę rozmowę. Jego siostra była rozmowna i kontaktowa, jednak o pewnych rzeczach bardzo trudno jej mówić. To już wiedział, że jeśli chce się coś dowiedzieć, sam musi przejąć inicjatywę.
Zapytał ją wprost....chcesz mnie o coś zapytać, o coś, co dotyczy twojego męża? Ja ci na wszystko odpowiem, ale wiedz jedno, nie żałuję tego, co zrobiłem i zrobiłbym....i tu mu przerwała.

Wiesz...gdy przyszedł do nas ojciec i powiedział, że ma dla mnie niespodziankę, że go odszukałeś i jesteś bardzo do niego podobny. Aż piszczałam z radości, tak bardzo chciałam cię poznać, tyle razy jako dziecko marzyłam sobie, że mam cię, że się za mną opiekujesz, bronisz, jak to starszy brat. Później podrosłam i nadal sobie wyobrażałam ciebie, twoją rodzinę, że mnie odwiedzacie, idziemy na długi spacer, tylko ty i ja, mamy swoje tajemnice. Gdy było mi źle, gdy spędzałam noc w garażu uciekając przed Czarkiem, wtedy sobie wyobrażałam, że przyjeżdżasz, spuszczasz mu manto. Zabierasz nas ze sobą i obiecujesz, że nikt nas więcej nie skrzywdzi.

Adam patrzył na siostrę, jak zawsze patrzyła w podłogę, głowa wręcz opierała jej się na klatce piersiowej. Nie widział jej twarzy, ale zauważył na jej bluzce, dwie mokre plamy, które z minuty na minutę się powiększały. Chciał jej przerwać, nie pozwoliła, chwyciła go za rękę i mówiła dalej.
I gdy taka podekscytowana już chciałam biegnąć do domu ciotki, aby cię poznać, nie chciałam czekać ani chwili dłużej, wtedy powiedział, że wyjechałeś, ale wrócicie po Emilkę. Wtedy nas sobie przedstawi, w końcu ty nic o mnie nie wiedziałeś. Czarek leżał przed tv z piwem i nic się nie odzywał.

Ojciec poszedł, a ja nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Wsiadłam na rower i pojechałam poznać twoją córkę, choć przez nią chciałam poznać cząstkę ciebie.
Dziadek zawołał dziewczynkę...Emilcia, chodź, poznasz jeszcze jedną ciotkę! Dziewczynka przybiegła, przedstawiła się, a ja ją przytuliłam mocno do siebie i wyobrażałam sobie, że to jesteś ty.
Później siedzieliśmy na ławce i widziałam w niej podobieństwo do mojego Jaśka. Ojciec zaś powiedział...jak na nią patrzę, jakbym widział ciebie sprzed lat, taka jest do ciebie podobna.
Boże, te słowa były dla mnie bezcenne, miałam brata, a skoro jego dziecko jest do mnie podobne, to i może ja jestem do niego podobna. Wróciłam do domu, zaczęłam dzieciom opowiadać o wujku i jego rodzinie, że niebawem ich poznamy.
Wtedy się wtrącił podpity mąż...ty głupia, a kim ty jesteś, żeby on chciał cię poznać? On profesor a ty głupi gęś z przedszkola.
Myślisz, że on i jego żona będą chcieli cię traktować jak równą sobie? Ty naprawdę jesteś głupia.
I nagle cała radość prysła, może faktycznie miał rację?

Zaczęłam się bać tego spotkania, bałam się, że prysną wszystkie marzenia. Gdy ojciec zadzwonił, że jesteście i abym przyjechała, serce waliło mi jak szalone. Gdy na was czekaliśmy, mówił coś do mnie, a ja chciałam, żeby już było po, ta niepewność mnie dusiła.
Jednak gdy spojrzałam w twoje oczy, wiedziałam, że to są oczy dobrego człowieka, mój brat nie może być inny. A później jak mnie złapałeś w te swoje wielkie łapska, czułam się taka szczęśliwa, jakby niebo spadło mi na głowę. I Halinka taka serdeczna i dobra.
Wtedy dopiero się poczułam, że mam prawdziwą rodzinę.

Pytałeś mnie o żal, nie Adasiu, nie mam do ciebie żalu, wiem co tobą kierowało i że zrobiłeś to z myślą o mnie i dzieciach. Mam żal do siebie, że za dużo ci powiedziałam i teraz możesz mieć przeze mnie kłopoty. Czarek jest mściwy, wiem to, będzie chciał się zemścić na tobie, wie jak bardzo cię kocham, jaki jesteś dla mnie ważny, uderzy w ciebie, aby mnie ukarać. Zna mnie i wie, że będę miała wyrzuty, gdy ty będziesz miał problemy, iż będę się winić.
Teraz to Adam wziął ją za rękę i powiedział...spójrz na mnie, ścisnął jej dłoń. Podniosła twarz, była opuchnięta od płaczu, oczy mocno przekrwione. Siostra, twój starszy brat jest od tego, aby cię bronić, nikt i nic tego nie zmieni. Nie damy się nikomu zastraszyć, nikomu! Uśmiechnęła się, wstała przytuliła się do brata i powtórzyła za nim...nikomu.
Gdy w końcu postanowili iść spać, zatrzymała się przy drzwiach swojego pokoju czekając na Adama. Gdy przechodził obok powiedziała....musisz coś jeszcze o mnie wiedzieć, nie byłam dobrą córką, chcę, żebyś się tego dowiedział ode mnie, ale o tym opowiem ci jutro.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 25 Grudzień, 2016, 23:34
 I jak zwykle koniec odcinka w najciekawszym momencie :)
Nie pozostaje nic innego jak czekać. Dobrze tylko że to nie wlecze się jak oczekiwania na Armagedon.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Grudzień, 2016, 19:35
I jak zwykle koniec odcinka w najciekawszym momencie :)
Nie pozostaje nic innego jak czekać. Dobrze tylko że to nie wlecze się jak oczekiwania na Armagedon.

  I tak ma być, napięcie rośnie, to znów spada, a  Czytelnik wyczekuje ciągu dalszego. :D

Już dużo tego nie ma, chyba  że znów coś się głównemu bohaterowi przypomni, opowie i trzeba będzie to jakoś wtopić. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: matus w 26 Grudzień, 2016, 20:28
Na pięcie to grafit rośnie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Grudzień, 2016, 09:08
Na pięcie to grafit rośnie.

 Matus, jak się o pięcię dba to nie rośnie :P :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Grudzień, 2016, 19:03

Ada i Adam

   Po śniadaniu Adam umówił się ze znajomym prawnikiem. Najpierw chciał z nim sam porozmawiać, później dopiero zaprowadzić do niego siostrę. Tak jak myślał, wszystko zależało teraz od Ady, czy będzie chciała się uwolnić od swojego oprawcy, czy jednak emocje wezmą górę i wymięknie. Jedno jest pewne, musi być nieugięta i jeśli chce wybronić Adama, siebie i dzieci musi powiedzieć prawnikowi wszystko. On obmyśli strategię i zaczną działać. Najlepiej, aby jeszcze przed sylwestrem do niego pojechali, Ada coś wspominała o rzeczach dla siebie i dzieci.
Ojciec też się dopytywał, kiedy wróci? Czas naglił, nie było się na co oglądać. Umówił się z prawnikiem, że pogada z siostrą i jak się zgodzi, jeszcze dziś przyjadą.

I znów w drodze powrotnej Adama dopadł strach, że kobieta nie będzie chciała takiej taktyki, że się wycofa, że mąż ją przerobi na swoją modłę, a umiał manipulować ludźmi jak mało kto.
Ada była zdecydowana, przerwa świąteczna dobiegała końca, a ona nie mogła i nie chciała wrócić do męża.
Jedno było postanowione, zostają u Adama i Halinki. Dzieciom załatwi się szkołę, bratowa zadeklarowała się, że odda Adzie swój samochód, żeby mogła wozić dzieci. Znajdą jej pracę, a co dalej się zobaczy.

Prawnik po długiej rozmowie z Adą zaproponował podpisać z jej mężem ugodę. Gdzie nie będzie wnosił żadnych roszczeń do żony ani jej rodziny także i Adama.
W zamian żona nie będzie utrudniać kontaktów z dziećmi. Rozwód dostanie bez orzekania o winie. To nie było zbyt korzystne dla Ady, jednak prawnik uznał to za mniejsze zło. Jeśli się na to nie zgodzi, wciągną tyle brudów ile się da.
A wtedy nie ma co liczyć na tak korzystne warunki. Następnego dnia, rodzeństwo razem z prawnikiem pojechali na wieś.
Na tyle wcześnie, aby Ada mogła spakować trochę rzeczy dla siebie i dzieciaków, zabrać potrzebne dokumenty.
Dojeżdżali do domu, gdy zadzwonił ojciec, spojrzała na brata, wiedziała, że będzie dopytywał o powrót. Odebrała i powiedziała, że nie może rozmawiać, ale dziś go odwiedzą i wtedy porozmawiają.

Dom był pusty, przez ten krótki okres strasznie go zapuścił. Kobieta bardzo się wstydziła przed swoimi towarzyszami,
ale ci ją uspokoili, że niepotrzebnie to było do przewidzenia. Gdy wynosili bagaże do samochodu, przyszła do nich sąsiadka.Podzieliła się z nimi tym, co się ostatnio tu działo. Czarek się odgrażał, że prędzej zabije ich wszystkich niż da odejść. Dom spali, zniszczy każdego, kto mu stanie na drodze.
Ada aż zbladła, prawnik zapytał, czy powtórzy to przed sądem, jak zajdzie taka potrzeba? Oczywiście, była bardzo chętna i w sprawie pana Adasia też powiem jakby co...dodała kobieta, mrugając okiem.
Ponownie weszli do domu, jak przyjechał Czarek. Wszedł, rozejrzał się i zapytał...a wy tu czego? Widać było, że jest bardzo bojowo nastawiony, jednak tak jak w czasie podróży ustalono, głos zabrał mecenas.

Przedstawił się i podał mężczyźnie dokument, powiedział, jakie są ich warunki. Uprzedzając jego pytanie, powiedział też co będzie jak odrzuci ich propozycję. Zaczął się miotać, ubliżać żonie i szwagrowi, chwycił butelkę po winie i chciał uderzyć nią Adę. Adam był szybszy, złapał go za rękę, skręcił mu ją tak mocno, że po chwili klęczał na podłodze.
Wtedy adwokat poprosił, aby oboje wyszli, został sam z Czarkiem. Po dwudziestu minutach wyszedł i powiedział, że mogą jechać, wszystko załatwione. Na pytania, co mu powiedział, czym postraszył ? Uśmiechnął się i odpowiedział...tajemnica zawodowa. Dodał tylko, że jest zadowolony, poszło po jego myśli

Teraz jeszcze rozmowa z ojcem, nie kochali się zbytnio z zięciem.
Jednak ojciec zawsze powtarzał, że rodzina powinna to świętość, a dzieci powinny mieć ojca i matkę. Tak bardzo nie chciała go zawieść, już raz przysięgała, że nie będzie z nią więcej kłopotów. A teraz co...uciekła z domu, będzie się rozwodzić, uwikłała w to wszystko Adama, ojciec jej tego nie wybaczy.
Ledwo weszli na podwórko jak zza rogu wyszedł ojciec i zaczął krzyczeć...wreszcie jesteście, ile można na was czekać?
Musicie się tak znęcać nad starym ojcem? Ada chwyciła brata za rękę, bała się tej rozmowy....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 31 Grudzień, 2016, 15:27
   

     Wiem, że wolelibyście cd o Adamie i Adzie, ale spotkałam znajomą z dawnych lat. Ze łzami w oczach, opowiadała mi o tym jak kończy się dla niej ten rok, a raczej dla jej matki. Pamięć bywa ulotna, a więc piszę, póki wszystko pamiętam.


  Owa znajoma, nazwijmy ją Asia jest córką matki świadka i ojca katolika. Jest ode mnie młodsza o około 5 - 7 lat.
Jej rodzice usilnie się starali o potomstwo, żadne leczenie nie przynosiło efektów, w końcu lekarze powiedzieli, że biologiczne rodzicielstwo nie dla nich, medycyna jest bezradna. Niby było wszystko ok, a w ciążę zajść się nie dało.
Kobieta rozżalona w chwilach słabości mówiła do swoich współbraci...dlaczego Jehowa tak mnie doświadcza? Tak gorliwie się modlę, tak proszę, a on mi nie chce pomóc, czy tak wiele żądam?
Zaraz znaleźli się uczynni i donieśli starszym, a ci odwiedzili kobietę, aby ją przywołać do porządku.
Uświadomili jej, że widać ten na górze ma względem niej inne plany, inne zadanie. I tak kobieta została pionierką.
Mąż wiecznie w delegacji, on sama w domu, a więc po pracy szła prosto do służby i tak płynęły lata.

Po czterdziestce dopadły ją różne dolegliwości, lekarze powiedzieli ....weszła pani w okres klimakterium.
Wiedziała, że dolegliwości będą się na nasilać, ale po dwóch latach, poczuła się tak podle, że poszła do lekarza.
Tam się okazało, że jest w ciąży. Nim szok i rozpacz przemieniły się w radość ciąża była już na finiszu.
Jej koleżanki były już babciami, a ona czekała rozwiązania swojej pierwszej ciąży. Mąż, rodzice bardzo ją wspierali, bardzo się cieszyli w końcu będą mieli maleństwo do kochania.
Bracia też postanowili ugrać coś dla siebie, jak tylko wydobrzała powiedzieli, że jej modlitwy zostały wysłuchane i teraz ma za co dziękować, a jak może się odwdzięczyć? Wiadomo....głosić, głosić i jeszcze raz głosić.

Tak też było, Asia więcej bywała u dziadków niż w rodzinnym domu. Dopiero jak ojciec wracał z delegacji do domu, wtedy żyli jak normalna rodzina. Miała wszystko...zagraniczne słodycze, zabawki, kolorowe ubranka, ale nie miała matki. Były momenty w jej życiu, gdyby ktoś kazał tej małej dziewczynce wybrać...kto ma umrzeć, mama czy babcia? Bez wahania, powiedziałaby mama. To babcia uczyła ją pisać, czytać, smażyć naleśniki, wyszywać itd...
Matka mówiła tylko jedno....zrozum muszę odpracować twoje przyjście na świat. A ona nie rozumiała,  nienawidziła matki, zebrań, tych ludzi którzy ją głaskali po główce i mówili jaka śliczna dziewczynka.

Pamiętam Asia uchodziła w zborze za bardzo rozpuszczone dziecko. Mówiła co chciała, robiła też. Wychodziła kiedy chciała, chodziła gdzie jej się podobało, nieważne modlitwa, pieśń czy wykład.
Wszyscy tłumaczyli matkę, że kocha dziecko chorą miłością, bo jest takim wyczekanym, upragnionym dzieckiem.
Miała chyba z osiem - dziewięć lat, jak podczas obsługi poszła i położyła się na przejściu. Gdy matka próbowała ją przywołać do porządku, wykrzyczała na głos....nie będę nigdy jak ty głupim kociuchem i wybiegła z sali.
O zgorszeniu nie muszę pisać, matka ubolewała nad swoim losem i tłumaczyła się, że nie rozumie co w nią wstąpiło?
W domu jest całkiem inna. Babcia jak i nauczyciele w szkole nie mogą się jej nachwalić, jaka mądra, grzeczna, słuchana. A na zebraniach istny diabeł.
Od tamtej pory, Asia bywała na zebraniach sporadycznie i tak jak zapowiedziała, świadkiem nie została nigdy.

Dopiero gdy dziadek dostał udaru, babcia odmówiła opieki nad wnuczką. Matka nie miała wyjścia, jak zrezygnować z pionierki i wtedy dziewczyna poczuła, że ma matkę. Ich relacje były bardzo poprawne, czasem chodziła z nią na zebrania, ale były to sporadyczne wyjścia. Wolała siedzieć w domu i czytać książki, albo z ojcem grać w warcaby.
Matka ją nigdy nie zabierała na siłę, chyba się bała, tego wstydu jaki może jej zrobić nieobliczalna córka.

cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Styczeń, 2017, 18:32

cd


   Wyszła za mąż dość wcześnie, wyprowadziła się do męża, urodziła dwie córki. Kilka lat temu po długiej chorobie zmarł ojciec, matka osoba bardzo zajęta, została przytłoczona nadmiarem wolnego czasu. Wnuczki były na tyle duże, że nie potrzebowały już jej opieki. A więc znów rzuciła się w wir głoszenia. Były dni, że jak wychodziła rano, wracała późnym wieczorem. Mimo podeszłego wieku, głosiła więcej niż niejeden młody pionier.
Pewnego dnia córki  Asi powiedziały, że babcia gada od rzeczy. Myślała, że im wciska jakieś religijne  mądrości i stąd takie zwroty. Jednak nie, ona naprawdę zaczynała mówić od rzeczy. Poszły do lekarza, po wnikliwych badaniach zalecono odpoczynek. Kobieta jest bardzo przemęczona, za dużo pracuje, nie można starszych ludzi tak wykorzystywać...skwitował lekarz. Asi było przykro i głupio, ale co miała powiedzieć, że matka sama? Przemilczała i obiecała zadbać o matkę. Poszła do jednego ze starszych, poprosiła aby matce przetłumaczył, że ma o siebie zadbać, żeby tyle nie głosiła. Ten ją prawie wyśmiał....jak pani sobie wyobraża, ja mam komuś głoszenia odmawiać, mam na siebie brać taki grzech?

A więc kobieta dalej głosiła, aż do momentu  gdy w czasie służby zaczęła opowiadać jakieś niedorzeczności i nikt z nią nie chciał chodzić w parze. Wtedy jej się przyjrzeli i zabronili głoszenia...nie że dbają o jej zdrowie, ale wywalili prosto z grubej rury...przynosisz wstyd organizacji.
Kobieta się załamała, nie brała leków, nie jadła, nie chciała z nikim rozmawiać. Straciła sens swojego życia.
Córka na kolanach prosiła matkę aby zaczęła o siebie dbać, zagroziła szpitalem i kaftanem jeśli nie zacznie przyjmować leków. Zostawiła matkę pod opieką męża, a sama poszła po pomoc do lekarza. Opowiedziała z detalami skąd jej przemęczenie, a że teraz popadła w jakiegoś doła. Zapisał lek i kazał podawać, a jak trochę się w sobie zbierze, kazał ją przyprowadzić do przychodni. Po tygodniu matka zgodziła się iść do lekarza, po skończonej wizycie poszły na bardzo długi space. Wtedy właśnie matka powiedziała córce, ja ją potraktowali starsi. Asi najgorsze bluzki cisnęły się na usta, ledwo zdołała się powstrzymać. Opanowała się i zapytała matki....to kto wtedy był u ciebie?
Dowiedziała się kto, obu panów dobrze znała. Jeden był jej rówieśnikiem, drugi dużo starszym ważniakiem w zborze.
Gdy wróciły do mieszkania matki, zastały tam męża Asi i córki, którzy czekali na nie z obiadem. Gdy tylko zjedli,
powiedziała do wszystkich, że musi coś załatwić jeszcze i wyszła.

Pojechała najpierw do starszego z mężczyzn. Zadzwoniła, drzwi otworzyła jego żona, na pytanie czy jest w domu....odpowiedziała, że tak ale prowadzi studium z zainteresowanymi, ale zaraz będą kończyć, jak chce może poczekać. To jej było na rękę, weszła do pokoju gdzie odbywało się spotkanie, usiadła z boku i czekała na koniec.
Gdy padło sakramentalne amen wstała i zwróciła się do dwójki starszych ludzi....wiecie państwo co wam powie ten facet jak już nie będzie mogli głosić? Że przynosicie wstyd organizacji, bo jesteście starzy i niepoczytalni. Moja matka całe życie poświęciła na głoszenie, a teraz jak jest chora i stara, to jest dla nich wstydem. I tak wygląda miłość do bliźniego? Tak wygląda prawdziwa i właściwa religia?  Jeśli Bóg popiera takie postępowanie, to ja nie chcę mieć z nim  nic wspólnego.
Próbował ją wyprowadzić z pokoju, ale nim nie wyrzuciła wszystkiego z siebie, nie był w stanie.  Nawet nie zauważyła, jak zainteresowani wymknęli się z pokoju. Wtedy wyszła sama i udała się do drugiego z mężczyzn.

Nie dotarła pod wyznaczony adres, spotkała go na przystanku w towarzystwie dwóch mężczyzn, wracał z pracy.
Podeszła i bez owijania w bawełnę zapytała...byłeś z X...u mojej matki prawda? Nie zaprzeczał. Powiedzieliście, że ma nie głosić, bo wstyd organizacji przynosi, tak? Usłyszała.....dziwisz się, wiesz jakie ona brednie opowiada, powinnaś ją trzymać w domu, a nie do ludzi puszczać.A w ogóle co z ciebie za córka?  Asia spojrzała na jednego mężczyznę, później na drugiego,obaj uważnie się  przysłuchiwali. Odsunęła szalik ze swoich ust i plunęła swojemu rozmówcy w twarz. Na odchodne dodała...życzę ci aby za 40 lat ktoś ciebie tak samo potraktował.
Wróciła do domu w znakomitym nastroju, na pytania rodziny skąd ta radość? Odp....a poprawiłam sobie humor małą wycieczką.

Pracodawca poszedł jej na rękę i mogła pracować w domu, przeprowadzili się do mieszkania matki. Tak jak lekarz zalecił, aby starego drzewa nie przesadzać. Pozbawione korzeni szybciej uschnie. Zaś pozostawione na miejscu, dobrze pielęgnowane jeszcze pięknie zakwitnie. Mieszkanie było duże, a więc miejsca dla wszystkich starczyło.
Matka wróciła w pewnym stopniu do formy, ale czasem ją nachodzi na głoszenie i wtedy chce wychodzić z domu. Wówczas Asia ubiera się z nią i idą do pobliskiego parku, gdzie jest dużo ludzi. Tam sobie spacerują, czasem jak matka do kogoś podchodzi i zaczyna rozmawiać, córka mruga porozumiewawczo i każda z zaczepionych osób poświęca im chwilkę, na koniec kobieta wciska im w rękę jakąś reklamę, które ma poupychane po kieszeniach.
 
Chodzą  tam od jakiegoś czasu, większość ludzi znają z widzenia i niektórzy wiedzą co się przytrafiło jej matce.
Jeszcze nikt jej nie zignorował, każdy udaje , że słucha, potakuje głową, a za podaną reklamę dziękuje. Wracają do domu i  kobieta jest taka zadowolona, spełniona, funkcjonuje całkiem normalnie. Do następnego razu....
Asia mówiła, że jak tylko sytuacja na to pozwala, każdemu bardzo dziękuje za wyrozumiałość i cierpliwość.
Jest tak bardzo wdzięczna tym obcym ludziom, że nie da się tego opisać słowami.

Sporadycznie kobieta ma chęć na zebranie. Ubiera się i chce wychodzić. Wtedy Asia zabiera ją do kina, do teatru, nieważne na co: spektakl, film, bajka dla dzieci ....byle byli ludzie i było co oglądać. Ostatnio nawet poszły do pobliskiej szkoły na jasełka, też wyszła zadowolona.
Asia mówi...wiesz, czuję się jakbym miała trzy córki. Dwie nastolatki i jedną kilkuletnią, która wymaga najwięcej opieki.

A najbardziej wścieka się na organizację, że wycisnęli matkę jak cytrynę, a gdy okazała się bez wartości brutalnie się na nią wypięli. Nie ona jedna, takich przypadków jest więcej, tylko ilu z nich chce się z tym obnosić.............
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 02 Styczeń, 2017, 23:22

A najbardziej wścieka się na organizację, że wycisnęli matkę jak cytrynę, a gdy okazała się bez wartości brutalnie się na nią wypięli. Nie ona jedna, takich przypadków jest więcej, tylko ilu z nich chce się z tym obnosić.............

                     
                     No właśnie ! Tylko kto chciałby się z tym obnosić ?
     
   Domyślam się wraz z żoną, że nie jest to proces starczy, lecz proces choroby otępiennej (obyśmy się mylili)
          Podobnie było z żony Mamą. A współwyznawcy ze zboru wręcz prześcigali się w niesieniu pomocy.   Pchali się drzwiami i oknami Oczywiście w cudzysłowie. 

  Ps.
      Drodzy goście, czytelnicy ! Nie idźcie tą drogą !  Nawet nie próbujcie wchodzić na jej ścieżkę !    
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Styczeń, 2017, 19:41
                     
                     No właśnie ! Tylko kto chciałby się z tym obnosić ?
     
   Domyślam się wraz z żoną, że nie jest to proces starczy, lecz proces choroby otępiennej (obyśmy się mylili)
          Podobnie było z żony Mamą. A współwyznawcy ze zboru wręcz prześcigali się w niesieniu pomocy.   Pchali się drzwiami i oknami Oczywiście w cudzysłowie. 

  Ps.
      Drodzy goście, czytelnicy ! Nie idźcie tą drogą !  Nawet nie próbujcie wchodzić na jej ścieżkę !    

  Ano chyba nikt, bo jak się tu przyznać, że to do czego tak bardzo się namawiało przez lata, wierzyło, propagowało jest  czymś całkiem innym?  Jak na to nie patrzeć człowiek wychodzi na oszusta lub naiwniaka.
I do tego wstyd się przyznać, bo to życiowy błąd. Jednak bardziej chyba boli to odrzucenie, niejednokrotnie pogarda i ignorancja. A przecież wiele osób liczyło na to, że na starość będzie miało oparcie w braciach.

Nie wiem czy to choroba czy proces starczy, nie śmiałam pytać. Z tego co się orientuję to kobieta ma około 80 lat.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 04 Styczeń, 2017, 23:10
 Piękny wiek. Oby jak najdłużej i jak najwięcej było dobrych dni, w których umysł mamy Pani Asi będzie dobrze funkcjonować.
 Komuś, kto tak długo i gorliwie pielęgnował chrześcijańskie zwyczaje zostaje to w świadomości mimo niedyspozycji umysłu.
 Znamy to z własnego doświadczenia. ( choroba żony mamy )

 Ps.
 Wytrwałości życzymy Pani Asi i wielu życzliwych ludzi tam, gdzie razem spacerują.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Styczeń, 2017, 15:07
Piękny wiek. Oby jak najdłużej i jak najwięcej było dobrych dni, w których umysł mamy Pani Asi będzie dobrze funkcjonować.
 Komuś, kto tak długo i gorliwie pielęgnował chrześcijańskie zwyczaje zostaje to w świadomości mimo niedyspozycji umysłu.
 Znamy to z własnego doświadczenia. ( choroba żony mamy )

 Ps.
 Wytrwałości życzymy Pani Asi i wielu życzliwych ludzi tam, gdzie razem spacerują.

  Ktoś kto całe życie przesiedział w organizacji, jeszcze tak jak ona głosił bardzo, bardzo dużo, nie oszukujmy się, a tylko strażnicowe mądrości w głowie. Cała reszta została wyparta do minimum. To było życie, miłość, hobby tej kobiety.
I wcale się nie dziwię, że tylko to jej w głowie, tego pragnie i do tego dąży.

Asia się boi, że kiedyś ludzie zaczną przed nimi uciekać i co wtedy? Też tak może być, jednak jej powiedziałam, że nawet jeśli kilka osób zacznie się migać, to na pewno znajdą się tacy, którzy okażą zrozumienie i zechcą poświecić chwilkę tej biednej kobiecie.

Gdy o swoich obawach powiedziała swoim córkom, oznajmiły ...nie martw się mamo, wtedy umówimy się z naszymi znajomymi w parku i będą się kręcić koło babci aby ją ucieszyć. Oni widzą że babcia jest chora, na pewno nie odmówią.
Są to młodzi ludzie, wolontariusze ze schroniska dla zwierząt i jakiejś grupy, która ,,adoptuje" dzieci z różnych rodzin i pomaga im odrabiać lekcje, lub zajmują się nimi gdy np muszą same zostać w domu.

Okazuje się, że nie wszyscy są źli i odwracają się od potrzebujących.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 05 Styczeń, 2017, 19:57
  Ktoś kto całe życie przesiedział w organizacji, jeszcze tak jak ona głosił bardzo, bardzo dużo, nie oszukujmy się, a tylko strażnicowe mądrości w głowie. Cała reszta została wyparta do minimum. To było życie, miłość, hobby tej kobiety.
I wcale się nie dziwię, że tylko to jej w głowie, tego pragnie i do tego dąży.

Asia się boi, że kiedyś ludzie zaczną przed nimi uciekać i co wtedy? Też tak może być, jednak jej powiedziałam, że nawet jeśli kilka osób zacznie się migać, to na pewno znajdą się tacy, którzy okażą zrozumienie i zechcą poświecić chwilkę tej biednej kobiecie.

Gdy o swoich obawach powiedziała swoim córkom, oznajmiły ...nie martw się mamo, wtedy umówimy się z naszymi znajomymi w parku i będą się kręcić koło babci aby ją ucieszyć. Oni widzą że babcia jest chora, na pewno nie odmówią.
Są to młodzi ludzie, wolontariusze ze schroniska dla zwierząt i jakiejś grupy, która ,,adoptuje" dzieci z różnych rodzin i pomaga im odrabiać lekcje, lub zajmują się nimi gdy np muszą same zostać w domu.

Okazuje się, że nie wszyscy są źli i odwracają się od potrzebujących.

Piękne jest to co piszesz, co wymyśliły córki Asi. Niesamowite że są tacy ludzie, jak sie okazuje, większość młodych nie jest tak zepsuta i zdemoralizowani jak to niektórzy chcą nakreślić  :-\
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Styczeń, 2017, 20:03
Adam i Ada


   Wreszcie jesteście, ile można na was czekać? Musicie się tak znęcać nad starym ojcem? Ada chwyciła brata za rękę i szepnęła, ale mam pietra. Pan mecenas chciał czekać w samochodzie, aby nie przeszkadzać. Rodzeństwo jednak nalegało, aby z nimi wszedł, Ada miała nadzieję, że przy kimś obcym ojciec się powstrzyma. Znała go bardzo dobrze, spokojny, cierpliwy, chodząca dobroć, ale jak się wściekł, to uciekaj kto zdrów.

Wszyscy weszli do domu, ostatni wszedł ojciec, stanął w drzwiach pokoju. Nie zważał na obecność mecenasa, obcego mężczyzny, zmarszczył czoło i powiedział...Adaaa jak mogłaś?!
Zapadła cisza, widać było, że córka nie wie co powiedzieć, nie wie jak zacząć, jak wybrnąć z tej rozmowy, która była nieunikniona. Już Adam chciał zabrać głos w sprawie, ale zdążyła wstać, zrobiła kilka kroków w stronę ojca. Podeszła na tyle blisko, aby móc go wziąć za rękę, jednak ojciec ją cofnął.

Ze łzami w oczach powiedziała tatku....wtedy ojciec ją objął, przytulił i ponownie powiedział...jak mogłaś mi o niczym nie powiedzieć? Przecież jakbym wiedział ani dnia więcej byś nie mieszkała z tym draniem. Adam patrzył na dwójkę bardzo bliskich mu ludzi i zobaczył bardzo znajomy widok. Siebie sprzed kilku miesięcy jak odnalazł ojca. Tak samo go przytulał i tak samo płakał, jak teraz. Nawet mecenas, osoba, która niejedno widziała, otarł łzę.

Okazało się, że Krysia choć obiecała, że będzie milczeć, opowiedziała wszystko. Podobno nie miała wyjścia, jak wujek pociskał co z Adą i nie chciała zdradzić szczegółów. To ciotka  nie dała się spławić danym słowem i wsparła brata mówiąc do córki...Kryśka, bo jak ci trzepnę w dupsko to zaraz ci się język rozwiąże. Teraz to brzmiało śmiesznie, ale na te słowa, dorosła kobieta, nie potrafiła się sprzeciwić. Szacunek i respekt przed kochającą matką mieli od zawsze.

Ona im nakreśliła co i jak, niby coś wiedzieli, ale to ani ojca, ani też ciotki nic, nic nie uspokoiło. Wręcz przeciwne, mężczyzna chciał iść rozprawić się z hardym zięciem. Jednak rozsądna siostra mu zabroniła, wręcz zakazała cokolwiek robić, nim nie porozmawia z Adą.
I tu adwokat bardzo pochwalił kobietę, za rozsądek. Posiedzieli, pogadali o tym, co planują, czego można się spodziewać.

Ojciec wstał, przeprosił i poszedł do swojego pokoju. Po chwili wrócił, stanął między swoimi dziećmi, trzymając w ręce jakąś kopertę i zaczął. Moje drogie dzieci, mieliście to dostać po mojej śmierci, ale uznałem, że nie ma co czekać. Teraz jest na to dużo lepsza pora, macie to dla was. Wyciągnął w ich kierunku rękę z kopertą. Ani jedno nie kwapiło się do tego, aby ją wziąć, Ada spojrzała na brata i powiedziała...bierz, jesteś starszy.

Adam nieśmiało przejął to, co ojciec miał w dłoni. Nie wiedział co dalej, czy ma zajrzeć do środka, czy nie?
Wszystkie oczy były skupione na nim, spojrzał na siostrę, wzruszyła ramionami. Ojciec zajmując swoje miejsce powiedział...zajrzyj synu do środka, zajrzyj.
Otworzył kopertę, w środku znajdowała się złożona kartka papieru, wyjął ją delikatnie, rozłożył i zaczął czytać, przysuwając się lekko do siostry. Po chwili spojrzeli na siebie, a później na ojca. Mężczyzna się uśmiechnął i zapytał...co się tak na mnie patrzycie? Tato, odezwał się Adam, tu jest...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 05 Styczeń, 2017, 20:46
Czytając i NiepokornaHadra ocierała łzy, płynące strumieniami.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Styczeń, 2017, 20:52
Czytając i NiepokornaHadra ocierała łzy, płynące strumieniami.

 Biedna wiedziała, że wszystko się musi dobrze skończyć, inaczej być nie mogło. A jedna za każdym razem, tak samo mocno przeżywała wszystko, razem z rodziną, jakby była częścią niej.  :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Styczeń, 2017, 10:56
Piękne jest to co piszesz, co wymyśliły córki Asi. Niesamowite że są tacy ludzie, jak sie okazuje, większość młodych nie jest tak zepsuta i zdemoralizowani jak to niektórzy chcą nakreślić  :-\

  Zgadza się, są godni pochwały. Asia nie ma co się bać o córki, jak one się obracają w takim towarzystwie.

A kto najbardziej psioczy na młodzież, zwłaszcza tą ze świata.....to wiemy doskonale. Tak w tym przypadku, jak i w wielu innych sprawach, sztucznie rozdmuchują problem, byle zastraszyć, nastraszyć  ludzi.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Styczeń, 2017, 20:22

Adam i Ada


   Adam z Adą patrzyli na kartkę i nie dowierzali, że ich skromny ojciec chce im podarować coś takiego. Pytania same się mnożyły w ich głowach, jednak bali się pytać ojca o szczegóły. Ada szepnęła do brata, uszczypnij mnie, że to nie jest sen.
Ojciec zaczął się śmiać, zwrócił się do mecenasa, widzi pan, jak ich zatkało? Ja nie poznaję swojej córki, przecież ona zawsze miała tysiąc pytań na minutę, a tu cisza.
Wtedy Adam podał papier znajomemu mówiąc....sam zobacz. Prawnik przeczytał i skwitował krótko...grubo, a nawet bardzo grubo, ale może być jeszcze grubiej, trzeba to tylko dobrze rozegrać i za długo nie zwlekać, tylko to sfinalizować.

I teraz wszyscy byli zdziwieni, myśleli że ta suma to już koniec, a tu niespodzianka.  Gość się znał i na pewno wiedział co mówi. Zwrócił się do starszego pana, tylko z tego, co wiem od Adama, pan ma jeszcze dwójkę innych dzieci? Mężczyzna posmutniał, odpowiedział ...tak mam, ale jakbym ich nie miał. Nieraz próbowałem nawiązać z nimi kontakt, jak jeszcze mieszkali z matką. Najpierw uciekali, później pyskowali na mnie, że nie chcą znać takiego ojca, a gdy byli już dorośli zwyczajnie przegonili.

Kiedyś zajechałem z prezentami, słodyczami i różnymi drobiazgami, chciałem dać córce, wzięła. A później wysypała na środek klatki, po twarzy mężczyzny spływały łzy. Innym razem prawie zepchnęli mnie ze schodów, zwymyślali od najgorszych, nie patrzyli na moje kalectwo, nie robiło to na nich wrażenia. Nigdy się też nie zapytali co mi się stało. Pan pyta, czy mam jakieś inne dzieci? Na papierze tak, ale tylko i wyłącznie tak.
Panie Adamie, odezwał się mecenas...i o ten papier chodzi, a z własnego doświadczenia wiem, że jak chodzi o pieniądze, duże pieniądze, mało kto się powstrzyma. Z tego, co pan powiedział, to bardzo waleczni ludzie, mogą nie mieć skrupułów.

Trzeba to tak załatwić, aby  nikt nie mógł podważyć ani się też czegoś domagać.
Wtedy odezwał się Adam.... Jacek to my cię angażujemy, abyś się zajął dla nas tą sprawą. Wszystkim ten pomysł się bardzo spodobał. Mecenas poprosił o akt własności ziemi oraz aby podpisano mu pełnomocnictwo w sprawie, w końcu miał rozmawiać z przedstawicielami dużej sieci marketów. Budowali duży obiekt z całym zapleczem, stacją paliw, parkingiem itd. Kupili już wszystkie działki, zostało tylko kilka hektarów Władysława. Na jego ziemi miała powstać droga dojazdowa i parking. To była ziemia po  rodzicach, dostali po połowie on i siostra.

Kilkanaście lat temu, siostra miała problemy finansowe i postanowiła swoją część sprzedać, chętnych nie było, a mężczyźnie żal było rozdrabniać taki ładny kawałek ziemi. Początkowo nie chciała sprzedać, wolałaby mu dać, ale w końcu się dogadali i Władysław został właścicielem całości. Ziemia przez długie lata leżała sobie odłogiem, mężczyzna wiedział, że kiedyś przyjdzie ktoś, kto wiele za nią zapłaci. Początkowo zaoferowano mu śmieszną sumę, nie zgodził się, wiedział, że jest wata więcej. Gdy wykupili wszystko od sąsiadów, tylko on jeden blokował im prace. Podnieśli stawkę, nadal uważał, że to mało, orientował się w cenach, wiedział, że te ich okazje, to czysty wyzysk. Jednak dalej bał się negocjować, mówili do niego językiem prawniczym, którego nie do końca był świadom. Chciał dać dzieciom czysty pieniądz, ale nie wyszło.
Dał im ostatnią propozycję, jaką otrzymał i powiedział....ile wywalczycie to wasze, mnie pieniądze nie są potrzebne. Ty Ada zaczynasz od nowa, a Adaś całe życie ode mnie nic nie dostał, niech choć na koniec ma pamiątkę po starym ojcu.

Oboje podeszli do ojca i mocno się do niego przytulili, on zaś ich objął i każde po ojcowsku pocałował w czoło. Widok był bardzo wzruszający, mecenas się zaśmiał...eh muszę z wami mniej podróżować, zbyt wiele emocji. I wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, że ten rok będzie spokojny i rodzinny. Nikt się nie spodziewał, jaką niespodziankę i ile jeszcze emocji szykuje im życie....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 08 Styczeń, 2017, 19:46
Z utęsknieniem czekam na kolejna część, emocje.
Jak czytałam jak rodzeństwo Adama zachowało się względem ojca to az sama ręka mi chodziła zeby walnąc w ten głupi czerep, normalnie to jest poza moim wyobrażeniem jak dziecko może się zachowac względem rodzica. Wiem że kazdy musi sobie zasłużyć na szacunek. Przez to w jaki sposób traktujemy innych pokazujemy na jaki szacunek zasługujemy. To jakimi jestesmy ludźmi i jaką kulturę posiadamy.
Jak rodzeństwo jest miłe, pokazali po pogrzebie matki, jak upomnieli się o mieszkanie, normalnie trafia cos na miejscu  :-\
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Styczeń, 2017, 20:03
Z utęsknieniem czekam na kolejna część, emocje.
Jak czytałam jak rodzeństwo Adama zachowało się względem ojca to az sama ręka mi chodziła zeby walnąc w ten głupi czerep, normalnie to jest poza moim wyobrażeniem jak dziecko może się zachowac względem rodzica. Wiem że kazdy musi sobie zasłużyć na szacunek. Przez to w jaki sposób traktujemy innych pokazujemy na jaki szacunek zasługujemy. To jakimi jestesmy ludźmi i jaką kulturę posiadamy.
Jak rodzeństwo jest miłe, pokazali po pogrzebie matki, jak upomnieli się o mieszkanie, normalnie trafia cos na miejscu  :-\

  Zgadzam się z Tobą, na wszystko trzeba sobie zapracować. Tylko tak już bywa w życiu, że ci co najmniej zapracowali na szacunek, są najbardziej roszczeniowi.....bo im się należy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Yvonna w 09 Styczeń, 2017, 20:49
żebym miała  troche czasu wiecej też chętnie bym opisała wiele ciekawych historii których świadkiem byłam ,które przeyżyłam  TAZŁA pięknie Ci to wyszło :-)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 09 Styczeń, 2017, 21:49
  Zgadzam się z Tobą, na wszystko trzeba sobie zapracować. Tylko tak już bywa w życiu, że ci co najmniej zapracowali na szacunek, są najbardziej roszczeniowi.....bo im się należy.

Dokładnie, nic nie daje od siebie, a roszczenia nie z tej planety, jak to moja babcia mawia 'wyzej sr*, niż dup* ma'  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Styczeń, 2017, 17:57
żebym miała  troche czasu wiecej też chętnie bym opisała wiele ciekawych historii których świadkiem byłam ,które przeyżyłam  TAZŁA pięknie Ci to wyszło :-)
 
    Dziękuję :)
Też go nie mam za wiele, jednak są historie, których nie można przemilczeć. Są tak tragiczne, a zarazem pouczające, iż nie można ich trzymać tylko dla siebie. Jeśli choć jedna osoba po przeczytaniu  zastanowi się....w co wdepnęła i jakie to za sobą niesie konsekwencje, to ani przez chwilę nie żałuję zarwanych nocy.

Dokładnie, nic nie daje od siebie, a roszczenia nie z tej planety, jak to moja babcia mawia 'wyzej sr*, niż dup* ma'  ;D

 Moja mówiła...........niż dziurę ma.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Styczeń, 2017, 18:23
Adam i Ada


     Wszystko układało się bardzo dobrze, mecenas zajął się sprawami Ady, a także ich wspólną działką. Dużo na ten temat rozmawiali, zgodnie stwierdzili, że z pozyskanej kwoty, część przeznaczą na leczenie ojca. A to, co zostanie podzielą między siebie. Była szansa na jego wyleczenie, wszystko rozbijało się pieniądze, teraz mieli szanse je zdobyć i wyleczyć ojca. Ada zaczęła coraz częściej wspominać o wynajęciu jakiegoś mieszkania, choć jej było bardzo dobrze u brata, ale nie chciała być ciężarem. Miała świadomość tego, że dom do ich przyjazdu był oazą spokoju, z jej urwisami, które bardzo odżyły, tętnił życiem, a nie każdy to lubi. Adam protestował, a Halinka ją rozumiała, że chciała się poczuć u siebie, być panią w swoim domu, a nie wiecznym gościem. Że czasem może mieć ochotę usiąść z nogami na stole, a tu jej nie wypada. Było mieszkanie po matce, ale ono było za daleko, a więc odpadało. Dzieciaki były małe, Ada czasem będzie potrzebowała pomocy, tu Emilka czy jej rodzice mogli być pomocni. Na drugim końcu miasta, byłoby gorzej. Nie zostało nic, jak tylko rozejrzeć się, popytać znajomych, może ktoś coś ma lub wie. Na taką debatę trafiła kiedyś mama Halinki, zgodziła się z nimi, że musi mieć blisko, aby można jej było pomóc. I ona by chyba coś miała, ale nic nie chciała więcej powiedzieć, póki się nie upewni.

Po zjedzonym obiedzie dzieci zajęły się sobą, żona tłumaczeniem, a Adam wziął siostrę za rękę i powiedział....a my chodźmy na długi spacer, coś mi obiecałaś opowiedzieć. I choć Ada od zawsze marzyła o takim spacerze ze swoim bratem, to świadomość powrotu do przeszłości, studziła jej zapał do tej wyprawy. Jednak obiecała Adamowi, że mu opowie i słowa miała zamiar dotrzymać. Szli dłuższą chwilę, rozmawiając o mieszkaniu, aż padło to, czego Ada się obawiała...to opowiadaj siostra, co to kiedyś nabroiłaś, a później ojcu przysięgałaś, że nigdy więcej. Kobieta zrobiła głęboki wdech i zaczęła....

Byłam na studiach, w domu się nie przelewało, dorabiałam sobie w markecie na wykładaniu towaru po nocach. Była tam też dziewczyna, która nie uczyła się, nie miała rodziny, nie pracowała w innej pracy, a na pytania, czemu dorabia nocami, odpowiadała.... w dzień mam inne zajęcia. Bardziej dociekliwe pytania ciekawskich zbywała, Ada jej nie dopytywała, nie chciała mówić, jej prawo. To też chyba wpłynęło na to, że coraz częściej, chciała być z nią w parze. Dziewczyna była sympatyczna, rozmowna, dobrze im się razem pracowało. Pewnej nocy sama zagadała...a ty Ada nie jesteś ciekawa czym jestem zajęta w dzień? Ciekawa jestem, odparła dziewczyna, ale nie chciałaś mówić, więc szanuję to. Widzisz ja w dzień ........
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 11 Styczeń, 2017, 22:08
... głoszę dobrą nowinę o królestwie ...

idę o ciasto fasolowe ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Styczeń, 2017, 18:22
... głoszę dobrą nowinę o królestwie ...

idę o ciasto fasolowe ;)

  Już dzwonię do mojego osobistego cukiernika, niech piecze. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 12 Styczeń, 2017, 19:56
nie błagam nie, pilnmowanie stojaka? to by była przesada  :-\
Blagam nie trzymaj nas w niepewności, chcesz żebym noze zarywała z niepewnoći, juz n ie mam paznokci do obgryzania  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 12 Styczeń, 2017, 22:51
Ciekawa jestem, odparła dziewczyna, ale nie chciałaś mówić, więc szanuję to. Widzisz ja w dzień ........

Tazła myślę, że śmiało możesz zarabiać na życie jako scenarzysta tasiemcowego serialu :)
Kiedyś słyszałam taką definicję, że serial to taki film, w którym, gdy pistolet wystrzeli w pierwszym odcinku, to kula dolatuje dopiero w 47  ;D ;D ;D
A Twoja kula ma teraz przerwę na reklamy  ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Styczeń, 2017, 09:38
nie błagam nie, pilnmowanie stojaka? to by była przesada  :-\
Blagam nie trzymaj nas w niepewności, chcesz żebym noze zarywała z niepewnoći, juz n ie mam paznokci do obgryzania  ;D

Kwiatuszku kochany...cierpliwości, aż tak żeby przy stojaku nie, ale bliskoooooo


Tazła myślę, że śmiało możesz zarabiać na życie jako scenarzysta tasiemcowego serialu :)
Kiedyś słyszałam taką definicję, że serial to taki film, w którym, gdy pistolet wystrzeli w pierwszym odcinku, to kula dolatuje dopiero w 47  ;D ;D ;D
A Twoja kula ma teraz przerwę na reklamy  ;D ;D ;D

 Wiesz co....może to myśl, aby się przebranżowić. :D Robiłabym to co lubię, pisała sobie i jeszcze zarabiał, praca która sprawia przyjemność, to żadna praca, to relaks. :D

Jednak swoją drogą, tak sobie nieskromnie myślę, gdybym była świadkiem i bym ludziom zaczęła sprzedawać te sielskie perspektywy, a bym je trochę po swojemu ukwieciła...ale bym werbowała, normalnie hurtem.
Oni nie wiedzą co stracili. :-\ ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Styczeń, 2017, 19:54

Adam i Ada

      Widzisz, ja w dzień jestem pionierką. Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi, zapytałam ją ...a co to znaczy? Jestem świadkiem Jehowy, a pionier to ktoś, kto zajmuje się głoszeniem.
Dobrze nam się razem pracowało i to mi wystarczyło, nie przeszkadzało mi kim jest, choć na naszego ojca działali jak płachta na byka. Z biegiem czasu, zaczęła coraz więcej mówić o swojej religii, w co wierzą, jakie zasady wyznają, jakie perspektywy mają ludzie będący świadkami Jehowy.

Minęło trochę czasu, przyniosła mi jakieś kolorowe czasopismo mówiąc....to prezent dla ciebie.
Byłam zdziwiona, jaki prezent? Wyjaśniła, że mają taki gest i jak będę chciała więcej poczytać, albo porozmawiać o czymś, co mnie interesuje, ona chętnie mi wszystko wyjaśni.
Po pewnym  czasie wciągnęła mnie w te swoje  pogadanki i sama nie wiedziałam kiedy, zaczęłam z nią dyskutować.
Aż pewnego dnia zaprosiła mnie, abym zobaczyła jak wygląda ich zebranie. Nie miałam co robić w niedzielne popołudnie, a więc się umówiłyśmy i poszłam. Byłam pod wrażeniem tych ludzi. Przywitali mnie jak najlepszą kuzynkę, byli serdeczni i mili. Wiele osób powtarzało, że się cieszą, iż przyszłam na ich spotkanie. Na koniec już nie byłam pod wrażeniem, byłam zszokowana, jak można traktować całkiem obcego człowieka.

Sama w dużym mieście, byłam głodna ciepła i przyjaznej atmosfery, tam ją spotkałam. Starsze panie, gdy się dowiedziały, że nie mam matki, zaczęły mnie zapraszać do siebie na obiady, dawały wałówki na wynos. Czułam się niezręcznie, ale wszyscy mnie przekonywali, że tak postępuje prawdziwy bliźni. Nie ukrywam, podobało mi się to i nawet nie zauważyłam jak zaczęłam chodzić na każde zebranie. Czułam się ważna, potrzebna, ktoś się mną interesował.
Nagle Ada się zatrzymała, szarpnęła brata za ręka, mówiąc...nie myśl Adaś, że ja się żalę na ojca, on był dla mnie bardzo dobry, starał się być matką i ojcem, najlepiej jak tylko umiał. Mnie jednak brakowało kobiety w życiu, tak do pogadania, pożalenia się czasem wypłakania. Pewnie, była też ciotka, ale ona miała swoje życie, swoje zmartwienia, nie chciałam jej obciążać.
Siostra odezwał się Adam, ja nic ci nie zarzucam, nie oceniam, opowiadaj dalej. Wziął ją pod rękę i poszli....

Wtedy nie mogłam uwierzyć w szczęście, jakie mnie spotkało. Pewnej niedzieli moja koleżanka przyprowadziła jakiegoś mężczyzną, okazało się, że chcą mnie nauczyć czegoś więcej i prowadzić ze mną indywidualne nauczanie.
Zgodziłam się, nauki nigdy dość i tak się z nimi spotykałam w domu jednej pani. Zawsze czekała na mnie z ciepłym obiadem, później kawa jakieś ciasta, miłe rozmowy, bardzo fajne perspektywy na przyszłość. Wciągało mnie to wszystko tak bardzo, że zaczęłam mieć problemy na studiach. Gdy się podzieliłam moimi kłopotami z nauką na jednym ze spotkań, usłyszałam, że to, co razem z nimi robię ma sens. Cała reszta to niepotrzebne obciążanie umysłu i siebie, ponieważ można ten czas spożytkować dużo lepiej.

I gdybym nie obiecała ojcu, że skończę studia, że będę wykształcona, rzuciłabym naukę. On tak na mnie liczył, był ze mnie dumny, chwali się wszystkim moim indeksem, nie mogłam mu odebrać tej radości.
W takiej atmosferze dotrwałam do lata, gdy na wakacje wróciłam do domu, zauważyłam, że brakuje mi tych ludzi, tych spotkań i rozmów. Początkiem sierpnia miało być ogromne spotkanie, bardzo wiele mi  opowiadano, ile tam ludzi, jakie budujące wykłady i wszyscy tacy sami. Bez nałogów, wulgarnych słów i zachowań, tak jak będzie po armagedonie. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, co udzielało się także i mnie. Postanowiłam sobie, że muszę tam być i nic mi nie przeszkodzi.

Ojcu powiedziałam, że umówiłam się ze znajomymi ze studiów i wyjeżdżam na kilka dni. O nic więcej nie pytał, dał mi jeszcze parę groszy, abym nie czuła się gorsza. I z tym czułam się podle ja go okłamałam, a on w nagrodę dał mi zastrzyk gotówki. Wiedziałam jak ich nie lubi, choć nie wiedziałam skąd taka ogromna niechęć, przecież nasz ojciec to spokojny, tolerancyjny człowiek.
Nadszedł wyczekiwany dzień, pojechałam. To wszystko było jak bajka, tysiące ludzi, wszyscy uśmiechnięci, zadowoleni, uprzejmi dla siebie. Bez względu na aurę, siedzieli, słuchali i nikt nie narzekał, gdy jednego dnia padał deszcz, zaś następnego mocno grzało słońce. Coś, co do tej pory wydawało mi się niemożliwe, tam zobaczyłam jako coś całkiem normalnego. Tak, chciałam tak żyć, też chciałam pewnego dnia wejść na stadion w kostiumie kąpielowym i zostać jedną z nich. Wracałam do domu i zastanawiałam się, jak o tym powiedzieć ojcu? Na pewno będzie się złościł, może nawet na mnie gniewał, ale to nic. Bracia mi powiedzieli, abym się nie poddawała, wszystkie przeciwności to tylko próba mojej wiary, jak bardzo jestem oddana Jehowie. A jeśli będę nieugięta, on mi pomoże wszystko przezwyciężyć.
Tak pozytywnie naładowana weszłam do domu ......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 13 Styczeń, 2017, 21:37
Adam i Ada

      Widzisz, ja w dzień jestem pionierką. Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi, zapytałam ją ...a co to znaczy? Jestem świadkiem Jehowy, a pionier to ktoś, kto zajmuje się głoszeniem.
Dobrze nam się razem pracowało i to mi wystarczyło, nie przeszkadzało mi kim jest, choć na naszego ojca działali jak płachta na byka. Z biegiem czasu, zaczęła coraz więcej mówić o swojej religii, w co wierzą, jakie zasady wyznają, jakie perspektywy mają ludzie będący świadkami Jehowy.

Minęło trochę czasu, przyniosła mi jakieś kolorowe czasopismo mówiąc....to prezent dla ciebie.
Byłam zdziwiona, jaki prezent? Wyjaśniła, że mają taki gest i jak będę chciała więcej poczytać, albo porozmawiać o czymś, co mnie interesuje, ona chętnie mi wszystko wyjaśni.
Po pewnym  czasie wciągnęła mnie w te swoje  pogadanki i sama nie wiedziałam kiedy, zaczęłam z nią dyskutować.
Aż pewnego dnia zaprosiła mnie, abym zobaczyła jak wygląda ich zebranie. Nie miałam co robić w niedzielne popołudnie, a więc się umówiłyśmy i poszłam. Byłam pod wrażeniem tych ludzi. Przywitali mnie jak najlepszą kuzynkę, byli serdeczni i mili. Wiele osób powtarzało, że się cieszą, iż przyszłam na ich spotkanie. Na koniec już nie byłam pod wrażeniem, byłam zszokowana, jak można traktować całkiem obcego człowieka.

Sama w dużym mieście, byłam głodna ciepła i przyjaznej atmosfery, tam ją spotkałam. Starsze panie, gdy się dowiedziały, że nie mam matki, zaczęły mnie zapraszać do siebie na obiady, dawały wałówki na wynos. Czułam się niezręcznie, ale wszyscy mnie przekonywali, że tak postępuje prawdziwy bliźni. Nie ukrywam, podobało mi się to i nawet nie zauważyłam jak zaczęłam chodzić na każde zebranie. Czułam się ważna, potrzebna, ktoś się mną interesował.
Nagle Ada się zatrzymała, szarpnęła brata za ręka, mówiąc...nie myśl Adaś, że ja się żalę na ojca, on był dla mnie bardzo dobry, starał się być matką i ojcem, najlepiej jak tylko umiał. Mnie jednak brakowało kobiety w życiu, tak do pogadania, pożalenia się czasem wypłakania. Pewnie, była też ciotka, ale ona miała swoje życie, swoje zmartwienia, nie chciałam jej obciążać.
Siostra odezwał się Adam, ja nic ci nie zarzucam, nie oceniam, opowiadaj dalej. Wziął ją pod rękę i poszli....

Wtedy nie mogłam uwierzyć w szczęście, jakie mnie spotkało. Pewnej niedzieli moja koleżanka przyprowadziła jakiegoś mężczyzną, okazało się, że chcą mnie nauczyć czegoś więcej i prowadzić ze mną indywidualne nauczanie.
Zgodziłam się, nauki nigdy dość i tak się z nimi spotykałam w domu jednej pani. Zawsze czekała na mnie z ciepłym obiadem, później kawa jakieś ciasta, miłe rozmowy, bardzo fajne perspektywy na przyszłość. Wciągało mnie to wszystko tak bardzo, że zaczęłam mieć problemy na studiach. Gdy się podzieliłam moimi kłopotami z nauką na jednym ze spotkań, usłyszałam, że to, co razem z nimi robię ma sens. Cała reszta to niepotrzebne obciążanie umysłu i siebie, ponieważ można ten czas spożytkować dużo lepiej.

I gdybym nie obiecała ojcu, że skończę studia, że będę wykształcona, rzuciłabym naukę. On tak na mnie liczył, był ze mnie dumny, chwali się wszystkim moim indeksem, nie mogłam mu odebrać tej radości.
W takiej atmosferze dotrwałam do lata, gdy na wakacje wróciłam do domu, zauważyłam, że brakuje mi tych ludzi, tych spotkań i rozmów. Początkiem sierpnia miało być ogromne spotkanie, bardzo wiele mi  opowiadano, ile tam ludzi, jakie budujące wykłady i wszyscy tacy sami. Bez nałogów, wulgarnych słów i zachowań, tak jak będzie po armagedonie. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, co udzielało się także i mnie. Postanowiłam sobie, że muszę tam być i nic mi nie przeszkodzi.

Ojcu powiedziałam, że umówiłam się ze znajomymi ze studiów i wyjeżdżam na kilka dni. O nic więcej nie pytał, dał mi jeszcze parę groszy, abym nie czuła się gorsza. I z tym czułam się podle ja go okłamałam, a on w nagrodę dał mi zastrzyk gotówki. Wiedziałam jak ich nie lubi, choć nie wiedziałam skąd taka ogromna niechęć, przecież nasz ojciec to spokojny, tolerancyjny człowiek.
Nadszedł wyczekiwany dzień, pojechałam. To wszystko było jak bajka, tysiące ludzi, wszyscy uśmiechnięci, zadowoleni, uprzejmi dla siebie. Bez względu na aurę, siedzieli, słuchali i nikt nie narzekał, gdy jednego dnia padał deszcz, zaś następnego mocno grzało słońce. Coś, co do tej pory wydawało mi się niemożliwe, tam zobaczyłam jako coś całkiem normalnego. Tak, chciałam tak żyć, też chciałam pewnego dnia wejść na stadion w kostiumie kąpielowym i zostać jedną z nich. Wracałam do domu i zastanawiałam się, jak o tym powiedzieć ojcu? Na pewno będzie się złościł, może nawet na mnie gniewał, ale to nic. Bracia mi powiedzieli, abym się nie poddawała, wszystkie przeciwności to tylko próba mojej wiary, jak bardzo jestem oddana Jehowie. A jeśli będę nieugięta, on mi pomoże wszystko przezwyciężyć.
Tak pozytywnie naładowana weszłam do domu ......

Fajny tekst. Pomógł mi przypomnieć sobie co mnie przyciągnęło do Świadków.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Styczeń, 2017, 19:15
Fajny tekst. Pomógł mi przypomnieć sobie co mnie przyciągnęło do Świadków.


  Dzięki.

Niestety wiele osób się na to nabiera, każdy ma swoje powody, jest w jakimś zakamarku życia, gdzie czuje się sam lub bezradny. I z tego świadkowie korzystają, na tym ich łapią.
Ada dorastała bez matki, to ją ujęły ciotki swoją troską i obiadkami. Niby to takie przyziemne, ale któż z nas nie lubi czuć się potrzebny, doceniony, ważny choć przez chwilę?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 14 Styczeń, 2017, 23:28

  Dzięki.

Niestety wiele osób się na to nabiera, każdy ma swoje powody, jest w jakimś zakamarku życia, gdzie czuje się sam lub bezradny. I z tego świadkowie korzystają, na tym ich łapią.
Ada dorastała bez matki, to ją ujęły ciotki swoją troską i obiadkami. Niby to takie przyziemne, ale któż z nas nie lubi czuć się potrzebny, doceniony, ważny choć przez chwilę?

Dokładnie. Każdy z nas odczówa silną potrzebe akceptacji, wpływa to na naszą opiie o swojej wartości, jak siebie postrzegamy. Niby coś niewilekiego, a jednak.

Jak przeczytałam ze pionierowanie i podobało się na zgromadzeniu, to serce mi zamarło  :-\
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Styczeń, 2017, 19:35
Dokładnie. Każdy z nas odczówa silną potrzebe akceptacji, wpływa to na naszą opiie o swojej wartości, jak siebie postrzegamy. Niby coś niewilekiego, a jednak.

Jak przeczytałam ze pionierowanie i podobało się na zgromadzeniu, to serce mi zamarło  :-\

  Ktoś kiedyś tu forum napisał, że...u świadków są sami życiowi popaprańcy. Bardzo mi się to nie podobało, bo nikt nie chce być uznawany lub nazywany popaprańcem.

Fakt, że większość z będących tam osób jest złapana na życiowym zakręcie. Żerują na tym, że ktoś przeżywa tragedię, bo zmaga się z jakąś chorobą lub kogoś stracił. Popadł w kłopoty lub jak Ada był głodny matczynej miłości.

I oni to cynicznie wykorzystują, obiecują  cuda wianki, dają poczucie bezpieczeństwa, troski, ogólne zainteresowanie.
Tylko tak naprawdę to wszystko jest krótkotrwałe i to łał nad nowicjuszem kończy się po kąpieli.
Później to on ma się zachwycać, troszczyć itd itp...nowym narybkiem i oby jak najwięcej.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Styczeń, 2017, 19:40

Adam i Ada



           Tak pozytywnie nastawione weszłam do domu. Mimo późnej pory, ojciec na mnie czekał, uśmiechnął się do mnie i powiedział....wreszcie jesteś, a więc mogę iść spać. Widziałam, że jest w dobrym humorze, a więc to była odpowiednia chwila, aby z nim porozmawiać. Zdjęłam żakiet, zaczęłam ściągać buty, ojciec przechodząc obok, zatrzymał się,nim się rozebrałam, spytał....a co to jest? Wskazując na moją plakietkę, przypiętą do bluzki, o której całkiem zapomniałam.

Zaczęłam mówić...widzisz tato musimy pogadać. Jakby mnie nie słuchał i ponownie zapytał, jednak tym razem wskazując na mnie kulą....pytam co to jest? Odsunęłam się, widziałam jak jego twarz nabiera grymasu wściekłości, zaczął wymachiwać kulą, bałam się, że mnie uderzy.
Ja się odsuwałam, a on szedł za mną i zarzucał mnie pytaniami....co to jest, gdzie ty byłaś, z kim byłaś, co robiłaś?
Coraz bardziej wymachiwał kulami, chwilami miałam wrażenie, że się w ogóle nimi nie podpiera. Pierwszy raz w życiu się go bałam, tak naprawdę się bałam, nie znałam go takiego. Wściekły, krzyczący mocno gestykulujący, bez próby negocjacji czy jakiejkolwiek rozmowy.

Wiedziałam, że w tym dniu nie pogadamy, uciekłam do swojego pokoju na poddasze, tam nie dawał rady wejść.
Jeszcze dość długo słychać było jego krzyki, później bardzo długo świeciło się światło, a on sam chodził po pokoju.
Gdy wstałam rano, siedział przy stole w kuchni, tak samo ubrany, jego chapcie leżały tak samo rozrzucone po podłodze, jak wieczorem, to znaczyło, że nie poszedł spać.

Podeszłam i jak zawsze pocałowałam go w policzek mówiąc witaj tatku, nie zareagował. Po chwili powiedział...zjedz śniadanie i wyprowadź samochód. Zapytałam, po co i gdzie się wybiera? Usłyszałam, że wybieramy, bo chce mnie ratować, póki jest jeszcze co ratować. Nie bardzo rozumiałam, o co mu chodziło. Mnie ratować, przed czym ratować, gdzie w ogóle chce jechać? Jadłam śniadanie i zaczynałam się bać, kiedyś ojciec powiedział, że jakby trzeba było mnie ratować przed moją głupotą, zamknąłby mnie w klasztorze albo i w psychiatryku. Czy chciałby to zrobić naprawdę? Tylko dlaczego, za co? Za to, że chcę być lepsza, żyć lepiej, być bliżej Boga, chcę znać prawdę?

Zaczynałam przeciągać śniadanie, aby odwlec wyjazd, próbowałam też zagadywać ojca, ale on był jak skała.
Nie reagował na moje pytania, patrzył w okno i wyglądał jak nieobecny. Po chwili wstał, ubrał sweter i powiedział jedziemy. Nie miałam wyjścia, z wielkimi oporami wyprowadziłam auto i jechałam zgodnie z jego wskazówkami.
Po około trzydziestu minutach jazdy, kazał mi się zatrzymać przed.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 18 Styczeń, 2017, 21:47
(...kazal sie zatrzymac przed...  )    kurcze , ale przed czym?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: yanco w 18 Styczeń, 2017, 21:52
(...kazal sie zatrzymac przed...  )    kurcze , ale przed czym?

Jak to przed czym ? niebawem się dowiesz cierpliwości. A swoją drogą to z tej Tazli niezły gagatek skoro naszą ciekawość i cierpliwość wystawia na taką próbę :) Nieźle napisane interesująco ,prosto, ciekawie i zrozumiale.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 18 Styczeń, 2017, 22:08
woa, taki ojciec to skarb <3 rewelacja że tak podchodzi do sprawy by ratowac córkę.


Mój tatusiek uważa że (zacytuję) 'lepiej nie nie wtrącać się nie warto, nie zrozumiesz, nie ogarniesz, nerwów napsujesz, nie przemówisz, niech robi co chce, a ja chcę w spokoju dożyć starości', mimo licznych błędów jakie popełniam wiem że zawsze mam wsparcie u taty :) Choć był bardzo niezadowolony że zostane ŚJ, to nawet przyjechał na mój chrzest i nagrał mi go, co było wówczas dla mnie bardzo ważne, a jak odchodziłam, to nie móił a nie móiłem, czy podobne, choc raz powiedział ze zawsze wiedział że oni sa dziwni, co czesto móił, że cos jest tam nie tak.

Każdy kochajacy ojciec chce jak najlepiej dla dziecka. Rewelacja jest jeśli działa wg charakteru dziecka. W wypadku Ady, po poprzednich częściach historii, widac ze trzeba mocno potrząsnąć Nią by sie opamiętała, czasem postawić pod ścianą. W moim wypadku to spowodowałoby bunt niesamowity. Miło się czyta że tak dobrze zna córkę.

Jak zwykle czekam na kolejna część  :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Styczeń, 2017, 10:03
(...kazal sie zatrzymac przed...  )    kurcze , ale przed czym?

.....oto jest pytanie.... :D

Jak to przed czym ? niebawem się dowiesz cierpliwości. A swoją drogą to z tej Tazli niezły gagatek skoro naszą ciekawość i cierpliwość wystawia na taką próbę :) Nieźle napisane interesująco ,prosto, ciekawie i zrozumiale.


  Pewnie, że się niedługo wyda gdzie..... :D
Dziękuję, aby trafić do ludzi, nie trzeba używać górnolotnych i efekciarskich zwrotów. Czytasz i wiesz, to najlepsza droga, a jak poczekasz dowiesz się jeszcze więcej. :D

woa, taki ojciec to skarb <3 rewelacja że tak podchodzi do sprawy by ratowac córkę.


Mój tatusiek uważa że (zacytuję) 'lepiej nie nie wtrącać się nie warto, nie zrozumiesz, nie ogarniesz, nerwów napsujesz, nie przemówisz, niech robi co chce, a ja chcę w spokoju dożyć starości', mimo licznych błędów jakie popełniam wiem że zawsze mam wsparcie u taty :) Choć był bardzo niezadowolony że zostane ŚJ, to nawet przyjechał na mój chrzest i nagrał mi go, co było wówczas dla mnie bardzo ważne, a jak odchodziłam, to nie móił a nie móiłem, czy podobne, choc raz powiedział ze zawsze wiedział że oni sa dziwni, co czesto móił, że cos jest tam nie tak.

Każdy kochajacy ojciec chce jak najlepiej dla dziecka. Rewelacja jest jeśli działa wg charakteru dziecka. W wypadku Ady, po poprzednich częściach historii, widac ze trzeba mocno potrząsnąć Nią by sie opamiętała, czasem postawić pod ścianą. W moim wypadku to spowodowałoby bunt niesamowity. Miło się czyta że tak dobrze zna córkę.

Jak zwykle czekam na kolejna część  :-*

 Można powiedzieć Twój tatuś to same plusy, pozwalał Ci wybrać, doświadczyć, przekonać się i odejść. Tylko czy takie umywanie rąk jest dobre? To chyba bardziej na zasadzie....róbcie co chcecie, bylebym miał spokój.
To jak małemu dziecku....pozwól się oparzyć, aby następny raz nie sięgało.  A nie lepiej usiąść....wytłumaczyć co się stanie, jak boli, albo pokazać ranę co się stanie....

Obiecuję niebawem dodać cd  :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 19 Styczeń, 2017, 11:21
woa, taki ojciec to skarb <3 rewelacja że tak podchodzi do sprawy by ratowac córkę.



(...) , widac ze trzeba mocno potrząsnąć Nią by sie opamiętała, czasem postawić pod ścianą. W moim wypadku to spowodowałoby bunt niesamowity. Miło się czyta że tak dobrze zna córkę.

Jak zwykle czekam na kolejna część  :-*



Nie jestem taki do konca pewien czy w Twoim przypadku spowodowaloby to bunt.  Mysle, ze jesli czujesz ze rodzic naprawde Cie kocha, jest pelen milosci I troski do Ciebie , az.... tu nagle... taka reakcja to wydaje mi sie, ze postapilabys jak siostra Adama. Wydaje mi sie ze bunt rodzi raczej raczej w nas wtedy gdy jestsmy stlamszeni I odkrywamy , ze nam z tym zle wtedy wystarczy czasem iskra... ciekawe co inni o tym mysla?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 19 Styczeń, 2017, 14:28
jestem niecierpliwy i jak jeszcze poczekam to mi żyłka pęknie .Tazła miej litość niezasłużoną i pisaj
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Styczeń, 2017, 20:16
jestem niecierpliwy i jak jeszcze poczekam to mi żyłka pęknie .Tazła miej litość niezasłużoną i pisaj

 Dbaj o żyłkę, żeby nie było na mnie. :(  jutro będzie ciąg dalszy, obiecuję. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 19 Styczeń, 2017, 20:46
Można powiedzieć Twój tatuś to same plusy, pozwalał Ci wybrać, doświadczyć, przekonać się i odejść. Tylko czy takie umywanie rąk jest dobre? To chyba bardziej na zasadzie....róbcie co chcecie, bylebym miał spokój.
To jak małemu dziecku....pozwól się oparzyć, aby następny raz nie sięgało.  A nie lepiej usiąść....wytłumaczyć co się stanie, jak boli, albo pokazać ranę co się stanie....

Obiecuję niebawem dodać cd  :-*

Nie, niestety tak nie jest :/ moze i na szczęscie, najpierw to ja miałam tłumaczone co jest dobre, a co złe. gadaniny rózne zawsze były, takie ze oja, długie i nudne :P często rozmawialiśmy, ja przysłuchiwałam się rozmowom, pytwałam. Jak byłam dzieckiem to bardzo długo gadaliśmy i często. Juz w wkieju nastoletnim, zaczełam sie odsówac od rodziców, wczesniej pytałam ich o zdanie i jak i co robić, później juz nie, czasem były gadki, decydowałam się zrobić co kazali rodzice. A że widzieli moje niezadowolenie, widzieli ze umiem poniesć konsekwencje swoich decyzji, to zawsze mówili, moj wubór, oni zawsze mnie beda wspierać i pomogą. W sumie wychodziło że więcej pytałam rodziców. Zawsze byłam bardzo wpatrzona w starsze rodzeństwo i kuzynostwo, przez co szybko przeskoczyłam pewiem wiek, co nic się nie wie, nie wiem jak to określic, szybciej dojrzałam psychicznie. Rodzice traktowali mnie jak osobe dorosłą i częsciej ich pytałam o zdanie. Często mówili zebym zadawała sobie pytanie 'co bedzie najleposze, czego naprawdę chcę' i w ten deseń. Przyznam ze jestem rodzicom za to bardzo wdzięczna :) Wiem że takie coś było dla nich bardzo cięzkie, zeby takie niekonwencjonalne metowy wychowawcze wprowadzać :) jak przychodziło do podjęcia decyzji już wiedziałam co i jak robić, jak przechodzenie na zielonym świetle ;) Ja nie lubię rodziców martwić i często nie mówię że cos jest nie tak, póxneij bardzo to przeżywają
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Styczeń, 2017, 19:39
Adam i Ada


    Po około trzydziestu minutach jazdy, kazał mi się zatrzymać przed małym drewnianym domkiem. Zdziwiona zapytałam, kto tu mieszka? Pójdziesz to zobaczysz, odpowiedział oschle ojciec, a teraz wysiadaj i idź. Ja, ale po co? Wsiadaj i idź, zobaczysz po co, tam na już na ciebie ktoś czeka. Zapytałam nieśmiało, czy ze mną nie pójdzie, nie odpowiedział, tylko pokręcił głową.

Szłam bardzo wolno, nie wiedząc, po co i do kogo, ale nie miałam dowagi sprzeciwić się ojcu. Wtedy sobie pomyślałam, że ciężko mi będzie samej przeforsować u ojca, moje nowe życiowe decyzje, chyba poproszę braci o wsparcie. Oni jak mówią wszystko wydaje się takie proste. Tak, poproszę ich, a może i tata zainteresuje się prawdą i oboje zostaniemy świadkami Jehowy. Wtedy wydawało mi się, że wpadłam na genialny pomysł, mało tego, przez głowę mi przemknęło, że to Jehowa naprowadził mnie na ten pomysł. Bracia o tym mówili, aby jemu zaufać, a wszystko się ułoży.

Stanęłam przed drzwiami, już miałam zapukać, jak drzwi się przede mną otworzyły na oścież i usłyszałam witaj drogie dziecko, czekałam na ciebie. W ciemnej sieni stała jakaś kobieta, która poprowadziła mnie do maleńkiej kuchni. Tam dopiero zobaczyłam, że to jakaś staruszka, która mimo podeszłego wieku, była bardzo energiczna. Kazała mi usiąść, o nic nie pytała, wyjęła z kufra pod oknem jakiś pakunek owinięty w ręcznik. Po rozpakowaniu okazało się, że to drewniana skrzyneczka pełna jakichś kopert i papierów. Wyjmowała je kolejno i rozkładała na stole jakby w zaplanowanym szyku. Pod nimi znajdowały się zdjęcia i te też były pogrupowane, zaczęła mi pokazywać te najstarsze.

Widzisz tu ja i moja córka, młoda kobieta i dziewczynka z wielgaśną białą kokardą na czubku głowy. Podała mi drugie zdjęcie, mówiąc to 1960 r., dwa lata później. Ta sama kobieta z dziewczynką, ale w zaawansowanej ciąży. A tu ja z mężem i całą czwórką dzieci, na dole pisało Gdańsk 1966. Oglądałyśmy tak te zdjęcia, były coraz mniej pożółkłe, wiedziałam, że ma męża i czwórkę dzieci, córkę, syna i najmłodsze bliźniaki, dwóch synów. Z każdym wiązała się jakaś historia, jakieś życiowe wydarzenie, tylko co to ma do mnie? Byłam delikatnie znudzona, doszłyśmy do lat siedemdziesiątych, nieśmiało zapytałam...przepraszam, ale po co mi pani to wszystko opowiada? Poczekaj, zaraz się dowiesz, powiedziała kobieta i sięgnęła po kolejne zdjęcia. Po chwili pokazała mi zdjęcie i zaraz skomentowała....to ja po symbolu. Las, jakiś staw i ona w białej sukience prawie do ziemi. Dorzuciła następne, a tu mój mąż po symbolu i moje dzieci. Zdziwiłam się, ojciec nienawidzi świadków, po co mnie tu przyprowadził? Byłam bardzo skołowana, w co on pogrywa, co to ma za sens? Kobieta nie dawała mi odpocząć, zdjęcia dzieci ze ślubu, wesel, ale tylko dwójki. Na moje pytanie,  a co z bliźniakami ? Odpowiedziała... nie mam .

 Koniec zdjęć, sięgnęła po jedną z kopert. Wyjęła z niej dziwne zdjęcia, zamazane robione jakby ukradkiem. Zaczęła objaśniać...to moja wnuczka Madzia, mała dziewczynka w piaskownicy. A to wnuki Jacek i Marek, dwóch bliźniaków na jednym rowerku. To Celinka, najmłodsza z całej czwórki, dziś ma około trzydziestu lat. A gdzie reszta zdjęć? Zapytałam mało taktownie i zaraz przeprosiłam za wścibstwo. Nic nie szkodzi, po to tu jesteś, aby poznać prawdę, spojrzała na mnie wymownie i się uśmiechnęła.

Były lata osiemdziesiąte, zaczęła opowiadać bawiąc się zdjęciami. Mąż i jeden z bliźniaków mieli wypadek, ich stan był bardzo ciężki. Gdy zajechałam do szpitala ze starszym synem, lekarz powiedział, aby być gotowym na najgorsze. Kazano mi podpisać zgodę na leczenie i wszelakie zabiegi, bez czytania złożyłam podpis. Wtedy mój syn wręcz krzyknął do lekarza, ale my się nie zgadzamy na żadną krem. Lekarz spojrzał na mnie i zapytał...proszę pani, to prawda? Ja mu tylko odpowiedziałam...proszę ich ratować. Mój syn się bardzo zdenerwował, krzyczał na mnie, że jestem słabeusz i że już ich zabiłam, że mu wstyd za mnie. Tak bardzo się bałam, usiadłam na krześle i zaczęłam się modlić.... Boże miej litość nade mną, nie zabieraj mi ich. Wtedy syn mną potrząsnął...módl się do Jehowy, może jeszcze masz jakieś szanse u niego. Później mnie wręcz popchnął i sobie poszedł. Wrócił po jakimś czasie ze starszymi, którzy zapytali, czy chcę, aby to oni w moim imieniu rozmawiali z lekarzami. Nie wiem skąd wzięłam siłę, ale powiedziałam nie. Coś jeszcze gadali, później mnie chyba straszyli i sobie poszli, a syn z nimi.

Był już wieczór, siostra pozwoliła mi zadzwonić z dyżurki do dzieci, o wszystkim już wiedzieli. I ani córka, ani drugi bliźniak nie przyjechali do szpitala. Oboje powiedzieli, że głupią decyzją i brakiem wiary jestem dla nich skreślona. I wtedy się jeszcze bardziej przeraziłam. A co jak oni naprawdę umrą przez krew? Wtedy stracę wszystkich, cała trójka już mnie nie chce znać. Z zadumy wyrwał mnie lekarz, że jeśli chcę mogę na chwilę wejść do syna. Nie poznałam go, był strasznie zmasakrowany, do tego te urządzenia i woreczek z krwią. Wzięłam go delikatnie za rękę, tak delikatnie, jak tylko potrafiłam, aby go czasem nie urazić. Nie otwierał oczu, a może miał tak zapuchnięte, że nie potrafił? Tego nie wiem, ale zaczął coś szeptać, nachyliłam się nad niego. Wyszeptał....ratuj mnie....... Był taki młody, miał tyle planów, chciał żyć. Pobiegłam do lekarza, krzyczałam, że zgadzam się na każde leczenie, byle ich uratowali. Lekarz mnie uspokoił, że robią wszystko, co mogą, ale teraz trzeba czekać. Kazał mi iść odpocząć, a oni będą pilnować i działać. I w tym momencie w gabinetu weszła cała trójka moich dzieci. Córka jako najstarsza zwróciła się do lekarza, panie doktorze jesteśmy świadkami Jehowy, nie zgadzamy się na krew w leczeniu ojca i brata.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 20 Styczeń, 2017, 20:54
Adam i Ada


   
(...) panie doktorze jesteśmy świadkami Jehowy, nie zgadzamy się na krew w leczeniu ojca i brata.....


To tragiczne jak mozna byc daleko zinoktrynowanym.  Pamietam slowa Raymonda Franza,ktory powiedzial,jak do glownego biura w Brooklinie przyszedl list od osoby zainteresowanej z zapytaniem w sprawie transfuzji krwi. Zainteresowany pytal w liscie, ze nie rozumie czegos,a mianowicie, ze skoro krew jest swieta I jest symbolem zycia , a zycie jest swiete u Boga, to dlaczego Swiadkowie Jehowy wyzej stawiaja Symbol a nie Zycie, ktore jest zagrozone?. To tak samo jakby w niebezpieczenstwie ratowac obraczke zamiast zony. 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Styczeń, 2017, 18:51

To tragiczne jak mozna byc daleko zinoktrynowanym.  Pamietam slowa Raymonda Franza,ktory powiedzial,jak do glownego biura w Brooklinie przyszedl list od osoby zainteresowanej z zapytaniem w sprawie transfuzji krwi. Zainteresowany pytal w liscie, ze nie rozumie czegos,a mianowicie, ze skoro krew jest swieta I jest symbolem zycia , a zycie jest swiete u Boga, to dlaczego Swiadkowie Jehowy wyzej stawiaja Symbol a nie Zycie, ktore jest zagrozone?. To tak samo jakby w niebezpieczenstwie ratowac obraczke zamiast zony.

 Przez taką właśnie ich interpretację pisma, wiele osób zostało złożone niczym ,,krwawe ofiary'' na ołtarzu organizacji.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Styczeń, 2017, 19:40

Adam i Ada




  Lekarz spojrzał na moje dzieci, później na mnie, jakby czekał na moją reakcję. Nic nie powiedziałam, wyszłam z pokoju, znałam moją córkę, wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści. Zza drzwi dobiegały podniesione głosy, bałam się, że w trójkę mogą wpłynąć na metodę leczenia. Jednak lekarz, nie dał się zastraszyć, ani wziąć na krzyki. Otworzył drzwi i stanowczym głosem powiedział....państwo nie są decyzyjni, nie będę o leczeniu, ani stanie zdrowia pacjentów z państwem rozmawiał. Przepraszam, ale nie mam czasu, pacjenci czekają.

Jak szybko przyszli, tak szybko i bez słowa poszli. A ja zostałam całkiem sama z moim strachem, bólem i tą niepewnością. Chciałam, aby żyli, nawet jeśli mnie znienawidzą za tę decyzję, jak powiedziała córka, to nic. Ja będę spokojna, że robiłam wszystko dla ratowania największej wartości, jaką jest życie. I jeśli Bóg jest miłościwy, to mnie zrozumie i mi wybaczy, nie zależało mi na akceptacji ludzi, nawet jak to były moje dzieci.
Lekarz kazał mi iść do domu, było już późno. Jednak nie miałam jak, w mieście nie miałam nikogo, poza dziećmi, a do domu już autobusy nie jechały, na taryfę nie było mnie stać. Postanowiłam tę noc spędzić w szpitalu.
Przysypiałam i modliłam się, tak na zmianę, prosiłam o siłę , wytrwałość, ratunek dla męża i syna i rozsądek dla moich dzieci. I z takiej zadumy wyrwał mnie jakiś kobiecy głos.... Danusia to ty? Spojrzałam, obok stała salowa o znajomej twarzy. Widząc, że jej nie kojarzę, powiedziała...to ja Tereska. Terenia moja koleżanka, z którą odbywałyśmy praktyki u cukiernika, przez kilka lat.

Kończyła swoją zmianę, zabrała mnie do siebie, mieszkała z mężem z córką oraz wnukami. Przyjęli mnie jak bliską krewną, ich dom przez miesiąc był moim domem. To Teresie pierwszej powiedziałam, jak postąpiły moje dzieci, do niedawna byłam z nich taka dumna, że są religijni, gorliwi, a teraz było mi za nich bardzo wstyd, że na Biblii wychowałam takie potwory. Wtedy koleżanka mnie poprawiła... Danusiu, nie na Biblii, ale na strażnicy. Znała temat, jej ciotka też była świadkiem Jehowy.

Kobieta opowiadała o swoich odczuciach, a ja byłam ciekawa czy przeżyli i co dalej. Mówię ci Adam, aż mnie skręcało z ciekawości, więc wprost zapytałam....a mąż i syn jak? Nic nie odpowiedziała, sięgnęła do jednej z szarych kopert. Wyjęła plik zdjęć, młody mężczyzna na wózku, to mój syn, po długiej rehabilitacji i dużym niedowładzie, tylko nogi nie wróciły do formy. Uśmiechnęła się i wyjęła kolejne zdjęcie, znów syn, jako pan młody, obok piękna brunetka. Później fotografie dzieci, małych i większych. Pomyślałam...niezła gromadka, piątka dzieci, niepełnosprawny mąż, odważna kobieta. Staruszka jakby wyczuła moje myśli, zaczęła opowiadać. Asia przeszła ciężką operację, lekarze nie dawali szans na własne potomstwo, a więc zaraz po ślubie zaczęli starać się o adopcję. Przyjęli rodzeństwo, dwie dziewczynki, jedna miała 3-latka, druga 12 lat i praktycznie bez szans na adopcję. Syn jest psychologiem, synowa ma wykształcenie pedagogiczne, uznali, że dadzą sobie radę. Po kilu latach, gdy mała poszła już do szkoły synowa podupadła na zdrowiu, odezwały się stare dolegliwości. Bardzo żeśmy się o nią bali, syn kiedyś mnie zapytał...mamo a może faktycznie Jehowa  chce się na mnie zemścić, tak jak mówili? Wtedy na niego nakrzyczałam, że jakby się chciał mścić to na mnie, a nie na nim. Na szczęście wyzdrowiała, po kilku miesiącach nagle przytyła i to dość znacznie. Niedługo okazało się, że jest w ciąży, lekarze byli zaskoczeni, ale prawdziwe osłupienie dopiero miało nadejść. Okazało się, że Asia urodzi trojaczki.

Mąż też z tego wyszedł , zmarł dwa lata temu, spokojnie we śnie. Kiedyś zapytałam syna, czy nie ma do mnie żalu za moje decyzje? Zaśmiał się głośno, pocałował mnie w rękę i powiedział....mamuś ty mi przysługę zrobiłaś, zobacz ile wspaniałych rzeczy mnie spotkało, o czym ty mówisz.
Kobieta chwyciła mnie za rękę...wiem dziecko, że się niecierpliwisz, myślisz, po co ona mi to opowiada? Jednak aby dojść do sedna, musisz znać całą historię.

Moje dzieci nie chciały znać mnie, ojca ani brata, najbardziej gardzili mną. My po tym wypadku i trudnych doświadczeniach nie chcieliśmy już być świadkami. Napisaliśmy list do zboru, po czasie przyszła odpowiedź, że nie mamy z czego rezygnować, ponieważ nie jesteśmy już śJ, zostaliśmy wykluczeni za odstępstwo.
Ani dzieci, ani bracia w wierze nigdy nas nie odwiedzili, nie zapytali, czy czegoś potrzebujemy, jak sobie radzimy?
Nie znam wnuków, o śmierci zięcia dowiedziałam się od obcych ludzi po kilku miesiącach.
Gdy zmarł mąż, Asia zawiozła mnie do córki, chciałam ją powiadomić o pogrzebie. Nawet mnie nie wpuściła do domu, powiedziała, że jej ojciec zmarł prawie trzydzieści lat temu, myślałam, że mi serce pęknie. Na pogrzebie był drugi bliźniak, ale nie podszedł do nas, stał z boku i nim się skończyło, poszedł sobie.

Nie mieściło mi się to w głowie, gdyby nie te zdjęcia, ciężko w to uwierzyć. Zamyśliłam się, to niemożliwe, przecież to ludzie pełni miłości, tacy ciepli. Po raz pierwszy kobieta zwróciła się do mnie po imieniu pani Ado, chce pani być świadkiem ma pani do tego prawo. Jednak niech pani poprosi swoich znajomych o szczerość, aby pani powiedzieli co się dzieje z tymi, co odchodzą, jak są traktowani? Jeśli pani chce, mogę dać namiary na kilka innych osób, które też już nie są świadkami, oni opowiedzą o swoich doświadczeniach.
Nie, miałam dość. Podziękowałam i chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść i wrócić do domu. Podbiegłam do samochodu, nie było w nim ojca. Zaczęłam się nerwowo rozglądać, nigdzie go nie było. Po chwili poszukiwań zobaczyłam jakieś nogi wystające zza ogromnego drzewa, pobiegłam tam. Ojciec leżał na trawie, nie reagował gdy do niego mówiłam....

PS Miało być o Adamie, ale Ada się oburzyła, że też jest częścią tej rodziny i nie chce być pominięta. Jak jej odmówić? :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 22 Styczeń, 2017, 23:31
Adam to już nasz bliski znajomy. Jakbyś teraz pomineła Adę, to oj, kochana sami byśmy się upomnieli :P Skoro Ada sie pojawiła w opowieści i teraz mamy szansę i Ja poznać, znaczy zaczelismy czegos więcej sie o adzie dowiadywac to juz nie możesz tak łatwo skończyć. Pisz, pisz, pisz, ja dalej czekam na książkę <3  :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 23 Styczeń, 2017, 16:36

Adam i Ada




  Lekarz spojrzał na moje dzieci, później na mnie, jakby czekał na moją reakcję.(...)

   



TaZla, dziekuje Ci za caly Twoj czas i wlozony trud by dac nam cos naprawde cennego, morze lez I wzruszen!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Styczeń, 2017, 19:33
Adam to już nasz bliski znajomy. Jakbyś teraz pomineła Adę, to oj, kochana sami byśmy się upomnieli :P Skoro Ada sie pojawiła w opowieści i teraz mamy szansę i Ja poznać, znaczy zaczelismy czegos więcej sie o adzie dowiadywac to juz nie możesz tak łatwo skończyć. Pisz, pisz, pisz, ja dalej czekam na książkę <3  :-*

  Miało być krótko, trochę o matce świadku i o tym, że odrzucony Adam postanowił się nią zaopiekować. Później doszyły poszukiwania ojca....i tak jakoś bohaterów zaczęło przybywać.
Pewnie byłoby łatwiej napisać krótko...odnalazł ojca, przyrodnią siostrę, która później z nim zamieszkała...ale ile cała historia by na tym straciła.
Nie tylko wzruszeń dla nas, ale także....przestrogi dla innych. Jak powabne i urokliwe perspektywy, mogą zmienić ludzkie życie w piekło na ziemi.



TaZla, dziekuje Ci za caly Twoj czas i wlozony trud by dac nam cos naprawde cennego, morze lez I wzruszen!


 Również dziękuję Wszystkim za tak duże zainteresowanie. Chciałabym pisać więcej, częściej jednak nie zawsze czas pozwala.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 23 Styczeń, 2017, 19:42
  Miało być krótko, trochę o matce świadku i o tym, że odrzucony Adam postanowił się nią zaopiekować. Później doszyły poszukiwania ojca....i tak jakoś bohaterów zaczęło przybywać.
Pewnie byłoby łatwiej napisać krótko...odnalazł ojca, przyrodnią siostrę, która później z nim zamieszkała...ale ile cała historia by na tym straciła.
Nie tylko wzruszeń dla nas, ale także....przestrogi dla innych. Jak powabne i urokliwe perspektywy, mogą zmienić ludzkie życie w piekło na ziemi.

Dokładnie, myślę że jakby było krótko, to nie byłoby ciekawie :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorszyciel w 23 Styczeń, 2017, 23:16
Dokładnie, myślę że jakby było krótko, to nie byłoby ciekawie :)

Masz rację. Zazwyczaj krótko jest nieciekawie :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 25 Styczeń, 2017, 23:18
Masz rację. Zazwyczaj krótko jest nieciekawie :P

Ło matko bosko zdziwieniowa, pierwszy raz sie ze mna zgodziłeś. chyba zamóiwe mszę :P lub uczczę dzieć idąc na zebranie :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Styczeń, 2017, 22:23


   Adam i Ada


    Obudziłam tatę, wracaliśmy do domu bez słowa. Miałam w głowie taki mętlik, z jednej strony to, co wiedziałam o tych ludziach, co od nich otrzymałam, a z drugiej ta kobieta i jej życie,  ledwo mogłam skupić się na prowadzeniu samochodu. Byłam zła na ojca, że zaprowadził mnie tam i zburzył mój ład i moją radość, nadzieję, chęć życia w lepszy sposób. Gdyby nie szacunek, jakim go darzyłam, zwymyślałabym go od najgorszych.
W domu tata zaczął szykować sobie jeść, próbował posmarować chleb masłem, nie potrafił utrzymać noża. Odebrałam mu i sama zaczęłam szykować kanapki. Chciał posłodzić sobie herbatę, rozsypał cukier na pół stołu.
Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać nad jego reakcją. Dlaczego aż tak, choć nic nie mówił, widziałam, że emocje w nim aż kipią.

Siedzieliśmy przy stole, jedząc późne śniadanie bez słowa. W końcu zdobyłam się na odwagę i zapytałam....skąd znasz tę kobietę? Znałem jej brata, kiedyś z nim pojechałem ją odwiedzić i tak poznałem jej historię.
Po co mnie do niej zaprowadziłeś, chciałeś, aby mi obrzydziła świadków Jehowy? Drążyłam temat, ale już więcej nic nie powiedział. Skończyłam jeść, stanęłam obok ojca objęłam go za szyję i powiedziałam....tato, ale oni uczą mnie tylko dobrych rzeczy, że nie należy palić papierosów, brać narkotyków, nadużywać alkoholu. A czy ja cię tego nie uczyłem? Co w tym jest takiego nadzwyczajnego? Zapytał i tym samym wytrącił mi mój argument, bardzo skutecznie. Miał rację, zawsze powtarzał, aby szanować ludzi, dbać o zwierzęta, stronić od używek i szemranego towarzystwa.
Poklepałam go po ramieniu i już miałam odchodzić jak objął mnie w pół, spojrzał do góry i powiedział bardzo cicho...córcia ja cię proszę, ty się z nimi nie zadawaj, oni zabiorą mi ciebie. Tatku, przecież ja zawsze będę twoja, co ty opowiadasz? Będę tylko lepsza, nie masz się czego  bać.

Pocałowałam go w czoło i zrobiłam dwa kroki, chwycił mnie za rękę, pociągnął w swoją stronę i osunął się z krzesła na ziemię. Padł przede mną na kolana, objął mnie w pół i zaczął płakać....Adunia dziecko mam tylko ciebie, ja cię błagam nie rób tego, zostaw tych ludzi. Jeśli zostaniesz jedną z nich, ja umrę, nie dam rady drugi raz przez to przechodzić.
Płakał jak dziecko, uklękłam obok niego, zaczęłam go przytulać i pękłam, zrozumiałam jak wiele go to kosztuje, jak bardzo cierpi. Tylko dlaczego aż tak?
Już o nic nie pytałam, obiecałam, że zerwę z nimi wszelkie kontakty, ponieważ go bardzo kocham, bardziej niż cały zbór świadków i nie chcę, aby cierpiał.
Pomogłam mu wstać, usiedliśmy na kanapie, powiedział...zrób córcia kawę, coś ci muszę opowiedzieć. Nie chcę, abyś myślała, że moje uprzedzenia do tej religii są bezpodstawne. Niech oni sobie żyją, głoszą byle z daleka od mojej rodziny...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 27 Styczeń, 2017, 23:02
Jak czytałam, to aż w głowie mi się głos łamał i dławił. Ada musi bardzo, bardzo kochac ojca, skoro zrezygnowała ze swojego (jak wtedy myślała) szcześcia i czegoś co daje spełnienie. Kochana, pozdrów bohaterów serdecze ode mnie i uściskaj :)

P.S. Kochana, historia Adama i Jego rodziny nadaje się nie na jedna książkę, a kilka, żeby wszystko dokładnie opisać należy poświęcić trochę czasu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 28 Styczeń, 2017, 00:34
A ja to chyba muszę sprawić sobie nowe wycieraczki bo  :'( ( a jaki tam ze mnie twardziel )
 I też proszę pozdrowić całą rodzinkę Pana Adama.
Co tu ukrywać ? Pokochałem ich jak i .....
 wielu z WAS !!!
 Wy,WY KOCHANE ODSTĘP-CZUCHY !  :-*

Ps. bardzo mocno!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Styczeń, 2017, 18:37
Jak czytałam, to aż w głowie mi się głos łamał i dławił. Ada musi bardzo, bardzo kochac ojca, skoro zrezygnowała ze swojego (jak wtedy myślała) szcześcia i czegoś co daje spełnienie. Kochana, pozdrów bohaterów serdecze ode mnie i uściskaj :)

P.S. Kochana, historia Adama i Jego rodziny nadaje się nie na jedna książkę, a kilka, żeby wszystko dokładnie opisać należy poświęcić trochę czasu.

 Ada mówiła, że choć nie miała mamy, kobiecej opieki to nigdy nie czuła się gorsza. Ojciec dwoił się i troił, aby miała wszystko to co miały koleżanki, a czasem miała i lepsze - ładniejsze. Zawsze miała najpiękniejsze stroje na szkolne przedstawienia i zabawy. Jak potrzebne były ciasteczka do szkoły, wstawał o czwartej rano i piekł, aby miała świeże, a nie takie z poprzedniego dnia. Wiązać kokardy uczył się na wiązce sznurków splecionych w warkocz i powieszonych na futrynie. Koleżanki jej zazdrościły takiego ojca, a jak pani nie chciała organizować w szkole dnia matki, ze względu na Adę. Powiedziała...zróbmy do mnie tata przyjdzie.
Nauczycielka miała obawy, że będzie się czuł nieswojo w gronie kobiet, ale nic z takich.

Ada opowiadała...przemawiająca pani dyrektor powiedziała kochane mamy, za chwilę się poprawiła i drogi tato. Na to ojciec...nie szkodzi pani dyrektor, ja dziś robię za mamę, tylko nie miałem sukienki w swoim rozmiarze. Śmiechu było co niemiara i przez ten dystans do siebie był bardzo i nadal jest lubiany.

PS. Cała seria by powstała, dużo tego już jest, a i tak to wszystko okrojone. Co chwilę coś mi podrzucają bo im się przypomni.


A ja to chyba muszę sprawić sobie nowe wycieraczki bo  :'( ( a jaki tam ze mnie twardziel )
 I też proszę pozdrowić całą rodzinkę Pana Adama.
Co tu ukrywać ? Pokochałem ich jak i .....
 wielu z WAS !!!
 Wy,WY KOCHANE ODSTĘP-CZUCHY !  :-*

Ps. bardzo mocno!

 Witaj w klubie płaczków. :D Każde pozdrowienia, życzenia przekazuję, a czasem pozwalam wejść z mojego konta i sobie poczytać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 29 Styczeń, 2017, 06:12
 Co by ty powiedzieć? Tak krótko,zwięźle i na temat.
 Okularki do czytania jakoś mi się dziwnie pocą. Nie wiem, czy to, szkła czy patrzałki?
A może jedno i drugie?
Jeśli to drugie to dobrze. To bardzo dobrze! Znakiem tego, nie będąc -o dziwo w Jw.org. od tylu lat-
serce nie wyschło i jest na właściwym miejscu i po właściwej stronie.

Ps. szopy po teściu na razie burzyć nie będę! Kto wie czy sam nie pójdę kiedyś do niej  spać byleby tylko WAS w domku ugościć.  :) 
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 31 Styczeń, 2017, 19:02
Adam i Ada


    Siedzieliśmy dłuższą chwilę w milczeniu, wyglądało jakby, nie wiedział jak zacząć. A może się czegoś obawiał, bardzo mało o was mówił, wiedziałam, że mam rodzeństwo, jednak gdy dopytywałam zbywał mnie.
W końcu zaczął mówić...nie było najgorzej, ja pracowałem, czasem brałem nadgodziny, przy trójce dzieci każdy grosz był potrzebny. Matka Adama, choć nie kończyła szkoły fryzjerskie, miała talent do układania fryzur. Wystarczył jej grzebień, kilka wałków i butelka piwa. Początkowo sąsiadki, później różne znajome zaczęły przychodzić do nas i tak dorabiała do domowego budżetu. Nawet jak tu na wieś przyjeżdżaliśmy, zaraz schodziły się kobiety do czesania. Byłem zły, chciałem, aby odpoczęła od codzienności, dzieci, miasta, pracy. A ona mówiła, że ją to nie męczy, lubi to robić, a te parę groszy co jej wpadnie, zostawimy rodzicom, dołożą sobie i kupią opał na zimę. Siedziała na wsi miesiąc i codziennie robiła jakieś włosy. Nie martwiliśmy się, czy nam na coś starczy, czy też braknie, były nawet niewielkie oszczędności na czarną godzinę.

Aż nagle zaczęło brakować, pytałem o czesanie, odpowiedziała mi, że nikt jakoś teraz nie zagląda.
Pewnego dnia wracając z pracy usłyszałem jak rozmawia na górze z jakąś kobietą, odmawiała jej czesania, bo nie ma czasu. Zdziwiło mnie, mnie mówi, że nie ma chętnych, a jak ktoś jest wykręca się brakiem czasu.
Pomyślałem, że ją to męczy, może nogi ją bolą, cały dzień przy dzieciach, jeszcze stać nad kimś. Nie pociskałem, zacząłem brać więcej nadgodzin, aby podreperować budżet. Były tygodnie, że nie widziałem dzieci, wychodziłem jeszcze spały, wracałem już spały.

Kiedyś Adaś bawił się małą piłeczką, zapytałem skąd ma, wcześniej jej nie widziałem. Odpowiedział, że ostał od cioci co przychodzi do mamy. Kiedyś kolega z pracy mówił, że widział moją żonę na drugim końcu miasta. Gdy ją zapytałem zaprzeczyła. Uwierzyłem jej, w końcu co ona miałaby tam robić?
Kiedyś poszedłem do pracy na dwie zmiany, ale źle się poczułem, poszedłem do lekarza i o trzynastej wracałem już do domu. Gdy wszedłem do mieszkania, na korytarzu do wyjścia szykowały się dwie obce kobiety. Żona była dziwnie zmieszana, jakbym ją przyłapał na kradzieży. Nie czekała aż wyjdą, poszła coś posprzątać w pokoju.
Na moje pytanie, kto to był...odpowiedziała, że znajome i szybko ucięła temat.
W naszym domu zaczęło się źle dziać, często dzieci były podrzucane do sąsiadki, gdy było ciepło znikała z nimi a kilka godzin. Do tej pory zadbany dom zaczął przypominać hotel ze wspólną kuchnią.
Zacząłem winić siebie, że za dużo pracuję a ona sama z dziećmi. Jednak gdy wziąłem urlop, aby z nimi pobyć, zostawiła mnie z dziećmi, a sama przepadła na pół dnia. Zacząłem jej wyrzucać, że ja w domu, a ona znika, wtedy mi odpowiedziała, że wcale nie musiałem brać wolnego, ona mnie nie prosiła.
Poczułem jakbym zaczynał jej przeszkadzać w domu, a zwłaszcza wtedy gdy niespodziewanie zostawałem w domu.
Jakbym jej burzył plan dnia, plan bardzo dopracowany.

Zacząłem wypytywać dzieci, przeszukałem szuflady z pościelą, znalazłem sporo różnych czasopism. Zacząłem składać wszystko razem, to ją widywali, to znikała, jacyś obcy ludzie w domu. Wszystko było jasne, spotykała się ze świadkami.
Gdy zapytałem wprost, nawet nie zaprzeczała. Powiedziała, że w końcu poznała prawdę i ludzi, którzy żyją jak Pan Bóg przykazał i jeśli mam zamiar jej czegoś zabraniać to ona i tak nie zrezygnuje z bycia świadkiem.
Nie miałem zamiaru jej niczego zabraniać, chciałem, tylko aby jej wybór nie kolidował z rodziną, aby na tym nie cierpiały dzieci. Powiedziałem tylko zastanów się jak na tym wyjdziesz.
I wtedy w moją żonę jakby diabeł wstąpił......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 01 Luty, 2017, 11:49
Aniu pozdrow prosze i ode mnie Adama i cala jego rodzine.
 ;D
Pewnie jak wiekszosc ja rowniez odczuwam z nimi dziwna wiez, jakby byli daleka rodzina.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Luty, 2017, 20:47
Aniu pozdrow prosze i ode mnie Adama i cala jego rodzine.
 ;D
Pewnie jak wiekszosc ja rowniez odczuwam z nimi dziwna wiez, jakby byli daleka rodzina.

  Dzięki, na pewno przekażę, zawsze przekazuję co go bardzo cieszy. :)

Chyba każdy z nas znajduje w tej historii odrobinę siebie. I ta świadomość, że nie jesteśmy odosobnieni, daje nam siłę do walki, działania, a czasem nawet dalszego życie. Dlatego warto się dzielić takimi historiami, nie tylko ku przestrodze, ale i dla podbudowania.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 01 Luty, 2017, 22:44
Cytat: Tazła

Chyba każdy z nas znajduje w tej historii odrobinę siebie. I [u
ta świadomość, że nie jesteśmy odosobnieni, daje nam siłę do walki, działania, a czasem nawet dalszego życie[/u]. Dlatego warto się dzielić takimi historiami, nie tylko ku przestrodze, ale i dla podbudowania.

dokładnie.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 01 Luty, 2017, 23:26
Adam z rodziną, ich historia, czuję jakby stali się cześcią mojego życia. Codziennie srawdzam czy nie napisałaś czegoś, podobnie sprawdzam esemesy od rodziców ;D. Podejrzewam ze nie tylko mi, stali sie tak bliscy. Jak bliscy przyjaciele, rodzina. Jakby nie patrzeć, w czasie czytania nie jedna łze uroniliśmy wspólnie   ;D (jeśli mozna to powiedziec, że wsólnie, rozumiesz o co mi chodzi ;))
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Luty, 2017, 09:36

  I fajnie, Adama to cieszy, a mnie jeszcze bardziej.
Teraz mają trochę problemów, ojciec w szpitalu, było ciężko a nawet bardzo źle. Na szczęście co najgorsze już za nimi.

Adam może i miałby  ochotę się  ujawnić, ale żona jest stanowczo przeciwna. Zgodziła się na opowiadanie tej rodzinnej historii, jednak już na nic więcej. Kiedyś rozmawialiśmy o książce, powiedział mi...Aniu jak się zdecydujesz, ja nie mam nic przeciwko, niech ludzie wiedzą jak można spaprać komuś życie. I to nie jednej osobie, ale całej rodzinie. Jednak beze mnie,  muszę zostać NN, Alinka by się ze mną rozwiodła.

Nigdy nie drążyłam tematu dlaczego? Szanuję ich decyzję, to ich życie, mają do tego prawo. Wiem tylko, że jest o niego bardzo zazdrosna, może to dlatego, a może ma inne swoje powody?

A teraz pozdrawiam wszystkich kichających, smarkających, zmagających  się z grypą jak ja. Oraz całą resztę .
Wczoraj czekałam u lekarza trzy godziny, a ta aż gęsto od bakterii i wirusów.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: A w 02 Luty, 2017, 10:06
@Tazla zdrówka :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 03 Luty, 2017, 00:16
  I fajnie, Adama to cieszy, a mnie jeszcze bardziej.
Teraz mają trochę problemów, ojciec w szpitalu, było ciężko a nawet bardzo źle. Na szczęście co najgorsze już za nimi.

Adam może i miałby  ochotę się  ujawnić, ale żona jest stanowczo przeciwna. Zgodziła się na opowiadanie tej rodzinnej historii, jednak już na nic więcej. Kiedyś rozmawialiśmy o książce, powiedział mi...Aniu jak się zdecydujesz, ja nie mam nic przeciwko, niech ludzie wiedzą jak można spaprać komuś życie. I to nie jednej osobie, ale całej rodzinie. Jednak beze mnie,  muszę zostać NN, Alinka by się ze mną rozwiodła.

Nigdy nie drążyłam tematu dlaczego? Szanuję ich decyzję, to ich życie, mają do tego prawo. Wiem tylko, że jest o niego bardzo zazdrosna, może to dlatego, a może ma inne swoje powody?

A teraz pozdrawiam wszystkich kichających, smarkających, zmagających  się z grypą jak ja. Oraz całą resztę .
Wczoraj czekałam u lekarza trzy godziny, a ta aż gęsto od bakterii i wirusów.  ;D

Zazdrosna, nie zazdrosna. Ma do tego prawo. uważam że juz dużo ŚJ zniosła w życiu, teraz żeby jeszcze pielgrzymki mieć. Niech teraz ciesza się spokojem i zajmuja ojcem. to najważniejsze. Reszta, moze z czsem, a jak nie, ich historia mói głośniej niż cokolwiek innego.

Zdrowiej kochcna, buziaczki i gorace uściski.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Luty, 2017, 09:10
Zazdrosna, nie zazdrosna. Ma do tego prawo. uważam że juz dużo ŚJ zniosła w życiu, teraz żeby jeszcze pielgrzymki mieć. Niech teraz ciesza się spokojem i zajmuja ojcem. to najważniejsze. Reszta, moze z czsem, a jak nie, ich historia mói głośniej niż cokolwiek innego.

Zdrowiej kochcna, buziaczki i gorace uściski.

  Pewnie, że ma do tego prawo i to samo mówię Adamowi, gdy czasem nie rozumie swojej żony. Mówi ...ja nic złego nie robię, a ona się dąsa.
Wtedy mu przypominam o jego relacje z teściową, jak opowiadali, że lepiej się dogadywał z teściową niż z własną żoną, to też był jakiś problem.
Ona biedna też by go chciała tak rozumieć, jego bóle, żale i rozterki. Jednak ona nie była w to umoczona jak jej mama czy inne osoby powiązane z tym bagienkiem. I tu ma szczęście, bo to żadna przyjemność, nosić w sobie taki zakalec, a nosi się całe życie.

Ostatnio skontaktował ze mną młodego mężczyzną, który niedawno odszedł z organizacji i jest bardzo wojowniczo nastawiony, ale o tym skrobnę wieczorem. 

Dzięki Slonko, mam nadzieję że przez weekend wykończę zmorę.  >:( :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Luty, 2017, 20:22
Tak jak zapowiedziałam o pewnym Panu...

  Jakiś czas temu Adam skontaktował ze mną pewnego mężczyznę, który niedawno odszedł z organizacji .
Nic by w tym nie było nadzwyczajnego, jednak Adama zaniepokoiło jego wojownicze nastawienie.
Powiedział...ty sobie z nim poradzisz. Ja, a niby jak? Co wezmę na kolanu i dam po d...aby zmądrzał?

Zgodziłam się. Aby go ośmielić opowiedziałam o sobie, jak to ze mną było itd itp.
Później on o sobie...w wieku piętnastu lat spotkał świadków, tzn jego koleżanka była, która mu się podobała. To ona go zaprosiła na pierwsze zebranie. I choć ich drogi się rozeszły to on wsiąkał w to coraz bardziej.
Rodzice kategorycznie  zabronili mu kontaktów, dlatego spotykał się po kryjomu, a symbol przyjął jak skończył osiemnaście lat.  Później wciągnął do organizacji matkę (ojciec nie żyje) brata i jakąś kuzynkę.

I teraz on nie jest świadkiem, a rodzina tak. Traktują go jak powietrze, mieszka z matką ( nie założył rodziny), ale powiedziała mu, że lepiej jakby sobie coś znalazł. Brat wydawał córkę za mąż i nie zaproszono go.
Niby wszystko to zna, ale taki jest zły, wściekły że najchętniej by podłożył bombę pod salę w swoim byłym zborze.
Wiedział jak się traktuje buntowników, ale myślał że jego rodzina jest mniej ortodoksyjna.
On sam jeszcze jako świadek pomagał wykluczonemu koledze, uważał że tak trzeba, a tu jego własna rodzina tak go potraktowała.

Z kimś takim rozmawia się trudno, to jest raczej monolog, widać ma taką potrzebę aby się wygadać, wyrzucić z siebie, dać upust tym złym emocjom. I ja go cierpliwie słucham, rozumiem ponieważ wiele z tego co on teraz przechodzi, sama przeszłam.
 Gdy mój rozmówca tak się nakręca, nakręca mówi o...karmieniu ludzi starociami, przemieloną papką, chłamem itd itp.
Pytam go wtedy czy przez te 20 lat, nie widział że te materiały się powtarzały, tylko zmieniono im czcionkę i okładkę? Czego nauczał swoich zainteresowanych? Czy sam im nie podtykał tej papki, tak samo ich wabił jak jego zwabiono?
Wtedy milknie...masz prawo się złościć, tylko na kogo bardziej powinieneś...pytam.
Na organizację, która ci się spodobała i sam wpadłeś ramiona? Na rodzinę, którą zwerbowałeś? Czy może powinieneś być zły na siebie, za własną....?

Zarzucił mi, bronienie organizacji. Nie, jestem jedną z ostatnich osób która będzie bronić organizacji.
Jednak szukając winnych, szukając sposobu aby dać upust złym emocjom, warto się zastanowić i pierw uderzyć we własne piersi. Nikt cię tam nie zaprowadził z pistoletem przy głowie, ani też nie trzymał, byłeś bo chciałeś, podobało ci się i to jest fakt. A że do czasu, to już inna bajka.
Obraził się na mnie i przepadł na kilka tygodni.

Nawet Adam się pytał..co mu zrobiłam, że nawet z nim nie chce gadać? Nic mu nie zrobiłam, jeśli już to sam sobie zrobił.
Odezwał się w sobotę, napisał tylko.. miałaś rację. Ucieszyło mnie, nie to że miałam rację, ale że to oznaczało postęp w jego myśleniu. W poniedziałek pogadaliśmy, widać że dał sobie na luz. Zachęciłam go, że skoro oni nim gardzą, niech on ich traktuje tak jak należy traktować bliźniego. I wtedy okaże się lepszy od nich. Pokaż  klasę, że jesteś ponad to, że jesteś ponad ich chorymi zasadami. Jak się za dużo pluje na swoje stare środowisko, to także się pluje na siebie.

Znalazł sobie mieszkanie, miał się w czwartek przeprowadzać i zejść mate z oczu. Doradziłam aby tak się z nią nie żegnał, wychodząc powiedz...do widzenia mamo, jak będziesz mnie potrzebować to dzwoń.
Ty będziesz w porządku, a jej da do myślenia. Ja do swojej mam żal, ale jak trzeba pomagam. Ostatnio gdy na odchodne mówię..jak coś to dzwoń..ona płacze. Dlaczego? Nie wiem, mogę się tylko domyślać.
W religii której rozbija się rodziny, nie ma miejsca na  Boga.
Zapytał mnie, skąd we mnie tyle spokoju i czy on kiedyś to osiągnie? Pewnie, że tak. Dość sił i spinania miałeś jako świadek, teraz ciesz się życiem. I mam nadzieję, że tak będzie. Teraz czekam jak się urządzi i znów odezwie.
Pewnie jeszcze nieraz załapie doła i będzie syczał, ale za każdym razem ten syk będzie cieńszy.

Tak pokrótce.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Luty, 2017, 15:07
Adam i Ada


    I wtedy w żonę jakby diabeł wstąpił, zarzucała mnie jakimiś hasłami, mało zrozumiałymi zwrotami, w których co jakiś czas pojawiał się ..armagedon i zginiesz. Widziałem, w jakim jest stanie, było to dla mnie niezrozumiałe. Postanowiłam z nią nie dyskutować, obróciłem się na pięcie i wyszedłem do drugiego pokoju.
Kilka kolejnych dni minęło jako ciche dni, ja się nie odzywałem, żona chodziła jak chmura gradowa.
Nie wiem co bardziej ją rozzłościło, to że ją złapałem na kłamstwie to, że jej tajemnica się wydała, czy świadomość, że mnie nie przekona do swoich nowych wierzeń?

Na jakiś czas zrobiło się spokojnie, niby wszystko wróciło do normy, jakby więcej była w domu, ale za to legalnie na widoku leżały różne publikacje. Początkowo nie zwracałem na nie uwag, ale jak były wszędzie to już mnie irytowało.
Zwróciłem jej uwagę, że skoro już to ma niech trzyma sobie w jednym miejscu, bo strach otworzyć lodówkę.
Wtedy znów na mnie naskoczyła, że gdybym był, choć odrobinę inteligentny to bym zobaczył i poczytał, a nie czepiał się.Dziwne, bo zawsze powtarzała, że urzekła ją moja inteligencja i polot, a tu nagle jestem głupkiem, bo mnie nie interesuje to, co ją urzekło.

Na takich przepychankach minął jakiś czas. Pewnego dnia zaproponowała, aby z nimi szedł na ich święto ku pamięci śmierci Jezusa. Odmówiłem, ale gdy dzieci zaczęły mnie prosić, uległem.
Masa odświętnie ubranych ludzi, uśmiechniętych, na pierwszy rzut oka szczęśliwych, serdecznych względem siebie.
Przywitali mnie jak dobrego znajomego, a nawet przyjaciela. Kilka osób coś żonie szeptało na ucho, raz nawet usłyszałem..gratuluję, w końcu dałaś radę. Żona promienna, zadowolona, rozdawała uśmiechy na prawo i lewo, dawno jej takiej nie widziałem. I tak mi przemknęło przez myśl, że może to nic złego, że mają na nią dobry wpływ?
Spotkałem tam też kolegę z mojej pracy, nawet nie wiedziałem, że jest świadkiem. Był chyba kimś ważnym, ponieważ jako jeden z nielicznych zabierał głos i przemawiał do wszystkich. Wszyscy jak z jednej szczęśliwej bajki jak nie z tego świata. Wyszedłem stamtąd jak oszołomiony, tą serdecznością, zainteresowaniem drugim człowiekiem, wtedy mi się nawet wydawało ogromnymi pokładami miłości.

Jednak gdy dotarliśmy do domu, moja żona znów była sobą, jak przez ostatnie miesiące. Gdzieś znikł jej uśmiech, serdeczność do wszystkich w koło, zaczęły się pretensje i żale. A gdy na jej dopytywania o moje wrażenie, powiedziałem, że to nie dla mnie, bardzo się zdenerwowała. Zaczęły się przepychanki o dzieci, Adaś nie chciał chodzić z matką na zebrania, chciał być ze mną w domu. Wtedy były krzyki, szarpanie i karanie, a najgorsze to, że straszyła go śmiercią w armagedonie i gniewem Jehowy.

Tego nie mogłem znieść, jaki rodzic może tak terroryzować swoje dziecko? Stawałem w ich obronie, nie pozwalałem zabrać, a później długo tłumaczyłem, że nie umrą i nic złego ich nie spotka.
Jednak to matka przebywała z nimi większość czasu, doszła do takiej perfekcji, że już nie protestowały. Do dziś mam przed oczami taki obraz..cała trójka stoi ubrana, gotowa do wyjścia, maluchy się przepychają, Adam patrzy na mnie takim błagalnym wzrokiem. Pytam go...chcesz zostać ze mną w domu? Nie zdążył odpowiedzieć, matka szarpnęła go za ramię i popchnęła w kierunku drzwi. Wtedy sobie uświadomiłem, że moje dzieci nie są wychowywane, one są tresowane. Kobieta, z którą żyłem miała dwie twarze.......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Maro w 06 Luty, 2017, 18:32
Tak jak zapowiedziałam o pewnym Panu...

 Doradziłam aby tak się z nią nie żegnał, wychodząc powiedz...do widzenia mamo, jak będziesz mnie potrzebować to dzwoń.
(...) Ostatnio gdy na odchodne mówię..jak coś to dzwoń..ona płacze. Dlaczego? Nie wiem, mogę się tylko domyślać.

Tak pokrótce.


Dla mnie to zdanie brzmi jak:   mamo... kocham cie... jak bedziesz mnie potrzebowac to dzwon...     mysle, chmmm, to bardzo wane zdanie, a szczegolnie to jedno slowo:  mamo...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Luty, 2017, 19:49
Adam i Ada

    Kobieta z którą żyłem miała dwie twarze, moja żona i matka w domu i ta wyjściowa na spotkania ze świadkami. Widać i takich tam przyjmują, tylko skąd w nie taka zmiana, ona nigdy taka nie była, brzydziła się obłudą? Kiedyś przyszła jedna sąsiadka i obgadywała drugą, swoją dobrą koleżankę. Wtedy żona jej powiedziała co myśli o takich ludziach i kazała nie przychodzić jak ma zamiar obgadywać innych.

Kolega z pracy też nie był lepszy, jako brygadzista był nielubiany za swój brak zrozumienia i pogardę dla innych. Ludzie woleli iść załatwić sprawę z kierownikiem niż z nim. Kiedyś nie wytrzymałem i zapytałem go..a gdzie ta twoja miłość do bliźniego, o której tak pięknie mówiłeś mówiąc o Jezusie? Odp.mi...a co ty tam wiesz, nie znasz się jestem kimś, widziałeś jak ci ludzie mnie słuchają, jak czerpią z każdego mojego słowa? Tak widziałem, słuchają cię jak stado owiec pijanego bacy.

Później nasłałam na mnie dwóch facetów, którzy mnie próbowali zachęcić do poznania ich religii. Nie miałem zamiaru, wstałem od stołu i powiedziałem grzecznie..panów wizyta już dobiegła końca.
Oni poszli, a od tego dnia w domu było piekło na ziemi. Dzieci przestały mnie słuchać, Adaś był starszy on mi nigdy nie powiedział, że zginę w armagedonie. Jednak Magda i Paweł, gdy ich za coś chciałem skarcić lub zabronić, pyskowali, że nie będą mnie słuchać, bo nie wierzę w Jehowę i że niedługo umrę. Usłyszeć takie słowa od własnych dzieci to bardzo bolesne. To był efekt nauk jakie miały wprowadzone w życie.

Gdy już wiedziała, że nie będę świadkiem, chciała się mnie pozbyć z domu, nie chciałem odejść, miałem dzieci, które bardzo kochałem. Wtedy powiedziała, że zrobi tak, iż będę musiał odejść. Skargi na milicję, dzielnicowy w naszym domu, u mnie w pracy, chodził po sąsiadach wypytywał. Jednak nie znalazł potwierdzenia na zarzuty żony.
Wtedy zaczęła robić o wszystko awantury, budzić dzieci w środku nocy, aby im powiedzieć, że tata ich nie kocha.
Kiedyś zapłaciłem i chciałem dzieci zabrać na choinkę do zakładu pracy, gdy im powiedziałem ucieszyły się. Jednak później zrobiła taką awanturę, zaczęła dzieciom mówić, że jak chcą zginąć ze mną w armagedonie to mogą iść, ale wtedy ani ona, ani Jehowa nie będą ich kochać. Cała trójka płakała, a ja z nimi, nie poszliśmy na tę imprezę. Później odebrałem prezenty, jakie miały dostać, rozpakowałem z kolorowych paczek, wsypałem do siatki i dopiero przyniosłem do domu. Miałem strasznego doła, wiedziałem, że to nie ma szans, dzieci są bardzo zastraszone, żona zmanipulowana, za wszelką cenę chciała mnie pozbawić praw do dzieci. Gdy się jej to nie udało, próbowała, aby dzieci mnie znienawidziły.

To były trudne czasy, rządziła komuna, matka polka była na piedestale. Gdybym trafił na innego dzielnicowego, pewnie bym miał ograniczone prawa. Było mi żal dzieci, ale w końcu postanowiłem odejść z tym, co miałem na sobie. Nie wtedy kiedy ona mi pakowała walizki i kazała się wynosić, bo jestem bezbożnik, ale gdy ja uznałem, że mam dość.
Najgorsze było poczucie winy, to ono mnie na kilka miesięcy wpędziło w picie. Nie mogłem sobie darować, że to przeze mnie została świadkiem. To ja przyniosłem do domu jakieś czasopisma, które dostałem od jakiejś kobiety na przystanku. Gdybym wiedział co mnie później spotka, przez co będą musiały przejść moje dzieci, uciąłbym sobie pierw rękę, żeby ich nie wziąć. Kiedyś wychodziłem do pracy, otworzyłem drzwi, a tam dwie kobiety, mogłem je pogonić zamiast wołać żonę. A później już wiesz jak było....

Przez cały czas jak tata mi to opowiadał, po jego twarzy spływały łzy. Gdy mówił o was, chwilami milkł, jakby słowa więzły mu w gardle. Wiesz.. Adam zwrócił się do siostry, coś mi się przypomniało. Leżę z ojcem na kanapie on mnie łaskocze, matka woła, żebym szedł, bo idziemy na zebranie. Nie chciałem iść, tata mi szepnął do ucha...jak nie chcesz, zostań. Tak bardzo chciałem z nim zostać, kleić z nim samoloty, grać w piłkarzyki. Jednak strach przed armagedonem był silniejszy. Zaraz przed oczami miałem obrazek ze strażnicy, matka je często pokazywała i mówiła, że tak skończą ci, którzy są niegrzeczni lub nie wierzą w Jehowę......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: mobydick w 07 Luty, 2017, 21:59
Ja też jak moje dzieci już podrosły i nie chciały iść na zebranie .Obiecywałam im że pójdziemy do sklepu i kupią coś co będą chciały.Dzieci chyba wyczuwają że coś nie halo i nie chcą iść.Dla mnie jako małego dziecka też było to ciężkie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Luty, 2017, 19:48
  Wychodzi na to, że te szczęśliwe dzieci, ochoczo biegnące na zebranie są tylko w kreskówkach pt ,,Zosia i Piotruś''.
U mnie było podobnie, miałam 6 -9 lat mieszkaliśmy jeszcze w miejscowości gdzie nie odbywały się zebrania. Pamiętam zimą szliśmy ponad 10 km z buta na zebranie w tygodniu, odbywało się o 17. A więc jak wychodziliśmy robiło się ciemno, wracaliśmy to już dubelt, padałam na twarz. Do tego to przenikliwe zimno. Jak ja bardzo wtedy chciałam zostać z ojcem w domu. Czasem było tak, że dosłownie wymiotowałam na samą myśl tej drogi i powrotu, a dla odpoczynku nasiadówka na zebraniu. Nienawidziłam tego od dziecka.

Bardzo zazdrościłam koleżance, która bardzo chętnie chodziła na spotkania do kościoła jakie organizował im wikary.
Dzieci tam biegły jak na skrzydłach, ksiądz był oblegany jak najlepsza ciotka co przyjechała z prezentami.
Uczył dzieci przez zabawę, przez konkursy. Po takim spotkaniu opowiadali na każdej przerwie jak było fajnie i że już nie mogą się doczekać następnego spotkania.
A ja co...miałam powiedzieć, że dla mnie to jest kara? Później wikary się zmienił i dzieci już nie chodziły tak chętnie, ale to inna sprawa.

Osobiście nie znam nikogo kto lubił chodzić na zebrania jako dziecko.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Luty, 2017, 14:54
Adam i Ada


     Ada objęła brata i mocno się do niego przytuliła. Zrobiło jej się bardzo przykro, wyobraziła sobie swojego małego braciszka i ten strach jaki mu towarzyszył. Nie rozumiała jak można tak dręczyć dzieci? Sama doskonale pamiętała obrazki lub opisy armagedonu, robiły wrażenie na dorosłych, a co dopiero na małych odbiorcach. Były tak skonstruowane, że działały na wyobraźnię i wpędzały w coś w rodzaju moralnego kaca. Gdy sama spotkała się z koleżanką i jej towarzyszem, aby powiedzieć, że jednak nie będzie świadkiem, niby rozmowa odbyła się grzecznie, spokojnie i kulturalnie, a jednak bardzo ją zirytowali. Zaczęli jej uświadamiać, że podjęła złą decyzję, wręcz zerwałam umowę, że to się kiedyś na niej zemści, że brak błogosławieństwa itd. itp. Wtedy wstała i powiedziała...nie podpisywałam ani z wami, ani z Jehową żadnego pakietu, a więc nie ma nic takiego jak konsekwencje karne. Od tamtej pory dawni znajomi ze zboru traktowali ją obojętnie lub wręcz uważali, że nie znają, a koleżanka już nie chciała z nią pracować. To dopiero na dobre ją przekonało do słów starszej kobiety, do której  zaprowadził ją ojciec.
Z tej zadumy wyrwał ich telefon Adama, to Halinka zaczęła się niepokoić, gdzie na tak długo przepadli. Kazała im wracać, ponieważ przyjechała jej mama i chce porozmawiać, ale z całą trójką.

W kuchni przy kawie siedziała gospodyni ze swoją matką. Starsza pani jak zawsze ucałowała na powitanie Adama mówiąc.witaj syneczku. Takie powitanie nie ominęło też Ady, jak zawsze pocałowała ją w czoło mówiąc, witaj córciu. Znały się krótko, ale Ada bardzo ją lubiła, rozumiała brata, który mówił, że jego teściowej nie da się nie lubić.
Wszyscy siedli przy kawie, Adam zaczął dopytywać...co to za sprawa? Halinka wskazała na mamę, kobieta zaczęła...
Rozmawialiśmy z tatą o Adzie i jej mieszkaniu, nie ma sensu wynajmować czegoś i słono płacić. U nas  stoi pusty domek dla gości, tak na niego mówimy, ale nigdy żaden gość tam nie przespał ani jednej  nocy. Przerobiliśmy starą murowaną altanę na całoroczny domek, łazienka, dwa pokoiki, salonik połączony z niewielką kuchnią, wystarczy pomalować ściany i wstawić meble.

Ada zaczęła protestować, że ona nie chce być ciężarem, że to za wiele. Kobieta wzięła ją za rękę i stanowczo powiedziała.słuchaj moja panno, nie ma nic za darmo. My tobie domek, a ty nam pomoc. Widzisz ogród spory, a ja mam problemy z kręgosłupem, czasem trzeba umyć okna, zrobię większe zakupy, będziesz miała dość pracy, nic się nie bój. Kończąc te słowa mrugnęła porozumiewawczo do Adama. Halinka doskonale widziała, że mama ze wszystkim doskonale sobie radzi, a te obowiązki dla Ady to tylko takie gadanie.
Wychodząc powiedziała...to teraz kupujcie farby, szmaty, płyny i bierzcie się za robotę. Ada objęła kobietę i powiedziała...postaram się, aby państwo nigdy nie żałowali swojej decyzji. Starsza pani uśmiechnęła się, pogładziła ją po głowie i powiedziała.wiem moje dziecko, wiem.

Te słodkości przerwała Halinka...a na co mamy czekać, ubierajcie się, odwieziemy mamę i obejrzymy co i jak. Mamy jeszcze dwie godziny do odbioru dzieci z imprezy imieninowej. Tak też zrobili....
Domek był dużo większy niż Ada go sobie wyobrażała, salonik to prawdziwy salon, a niby mała kuchnia była większa niż większość kuchni w mieszkaniach spółdzielczych i do tego dwa jednakowe pokoiki, Adam powiedział, że każdy ma około piętnastu metrów kwadratowych. Wszystko to było zastawione sprzętem ogrodniczym, doniczkami, łopatami, jakieś stare meble. Wzięli kartkę papieru i zrobili plan działania, na koniec Adam zrobił grubą kreskę i powiedział...sam z wami to ja tu niewiele zdziałam.
Wrócili do domu, tematem dyżurnym były teraz porządki i remont nowego lokum dla Ady i jej dzieci. Dość późno poszli spać. Halinkę nad ranem obudziły jakieś odgłosy, myślała, że to któreś z dzieci. Wyszła na korytarz, to z pokoju Ady, podeszła bliżej zajrzała przez uchylone drzwi. Kobieta siedział na łóżku i płakała....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Luty, 2017, 12:57

 Kiedyś opowiedziałam Wam historię Asi i jej mamy -> https://swiadkowiejehowywpolsce.org/bylem-swiadkiem-nasze-historie/z-zycia-wziete/60/ (https://swiadkowiejehowywpolsce.org/bylem-swiadkiem-nasze-historie/z-zycia-wziete/60/) .
 Niestety , mama Asi zmarła....

  W poprzednią  niedzielę zadzwoniła znajoma (też były świadek) z informacją, że zmarła mama Asi. Na takie odejścia jest zawsze za wcześnie i są nigdy nie w porę. Posmutniałam, ostatnio gdy byłyśmy z Gosią u Asi, jej mama wyglądała lepiej iż kilka lat temu. Odkarmiona, wyczesana ładnie ubrana, nie ta sama kobieta. Kiedyś gdy opętana była manią głoszenia, nie dbała nic a nic o siebie, liczyły się tylko wyniki i godzinki. Niejednokrotnie pół dnia ganiała po domach tylko o śniadaniu, później w biegu jakaś bułka i znów głoszenie, albo jakieś studium.

Asia zrobiła kawę, a jej mama przyniosła nam przepyszny sernik własnej roboty. Chwilę z nami posiedziała i poszła do swojego pokoju, przyszła do niej sąsiadka, razem robiły na drutach.
Córka była bardzo zadowolona, opowiadała że coraz mniej ma tych napadów na głoszenie, jeśli wychodzą to tylko na spacer, bez nagabywania przechodniów. W domu też dużo pomaga, sama chce gotować obiady, aby odciążyć córkę. Dogadza zięciowi i wnuczkom różnymi przysmakami. Oni pałaszują, a ona z radością w oczach przygląda się im i wciąż ma nowe pomysły łakocie .

W połowie stycznia dostała wysokiej temperatury, jakby bez powodu. Badana niczego nie wykazały, lekarz powiedział, że tacy ludzie jak dzieci, mogą mieć temperaturę bez widocznych powodów. Temperatura odpuściła, ale kobieta wyraźnie opadła z sił. Nie wstawała już w ogóle, nie chciała jeść, tylko spała. Tak było do początku lutego, zadzwoniła do mnie Gocha ....wiesz Asi mamie się polepszyło, zrobiła się ożywiona, dużo rozmawia, ciągle domaga się czyjegoś towarzystwa. Fajnie odpowiedziałam, a tak naprawdę pomyślałam sobie...oby to nie był syndrom gasnącej świecy. Minął dobry tydzień i zmarła.

Pojechałyśmy na pogrzeb, gdyby nie rodzina, sąsiedzi i kilka osób znajomych, nie byłoby nikogo. Garstka ludzi, którzy nie poszli na pogrzeb bo tak trzeba - wypada, ale dlatego że ją pamiętali i chcieli jej towarzyszyć w tej ostatniej drodze.
Po uroczystości poszłyśmy się z Asią pożegnać i umówiłyśmy się na sobotę, że ją odwiedzimy, aby pogadać.  Tak też zrobiłyśmy, z pudełkiem pączków udałyśmy się na spotkanie.

Mieszkanie niby to samo, ale jakieś wyciszone, smutne, jakby okradzione. Gospodyni przyniosła kawę, po chwili gdy sączyła kolejny łyk napoju zwróciła się do mnie....o zrobiłam ci w ulubionym kubku mamy, nawet nie zauważyłam. Spojrzałam na kubek...biały w duże czerwone maki i nagle sobie przypomniałam naszą ostatnią wizytę. Piła w tym kubki swoją herbatę, trzymała go cały czas obejmując dłonią, jakby chciała się o niego ogrzać. Oplatała go palcami zakończonymi ładnie zrobionymi paznokciami w beżowym kolorze.  Zakręciła mi się łezka w oku, kto by pomyślał, że następne odwiedziny odbędą się już bez starszej Pani, a przecież obiecała nam na następną wizytę pączki z czekoladą....cdn


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Luty, 2017, 17:05

cd..

  Zapanowała niezręczna cisza, nie było odważnej aby ją przerwać. Ja i Gocha czekałyśmy aż Asia coś powie, a ona nic nie mówiła, wbiła wzrok w podłogę i bujała się na krześle niczym dziecko z chorobą sierocą.
Nagle wstała, podeszła do szafki i wyjęła album, przyszła z nim do stołu i potrząsnęła jak starą siatką. Na obrus wysypały się zdjęcia, kolorowe, czarno- białe i te całkiem pożółkłe. Wyszukiwała zdjęcia, tak jakby chciała nam pokazać te konkretne i nic więcej.
Gdy pokazała nam ślubną fotografię swoich rodziców, zgodnie stwierdziłyśmy, że jej młodsza córka jest niczym kopia babci. Zgodziła się z nami..tak, mama kochała wnuczki bardzo, żadnej nie faworyzowała, czasem tylko w żartach mówiła...Agatko ciebie kocham gram więcej, za to podobieństwo. Wtedy starsza się niby oburzała i mówiła..to ja się przefarbuję i wtedy mnie jako pierworodną będziesz kochała o dwa gramy więcej.

Wśród tej sterty zdjęć widziałam takie gdzie była ze starszą panią, to pewnie była jej babcia. Czasem też pojawiał się dziadek i ojciec, ale nie było mamy. Tych zdjęć unikała, pomijała je, odkładała na bok, w ogóle ją nie interesowały. Dłuższą chwilę wyraźnie jakiegoś szukała,wyjęła gdzieś ze spodu dość duże zdjęcie...mała Asia, jej mama i jakaś pani. Pogładziła je dłonią i powiedziała...tu byłam w piątej klasie, wygrałam konkurs wiedzy o Marii Konopnickiej, taka byłam wtedy szczęśliwa. Wychowawczyni była ze mnie bardziej dumna niż mama. Eee, pewnie ci się wydawało...odezwała się Gośka. Nie, nie wydawało mi się, tak było. Gdy wieczorem mama przyszła do mojego pokoju, a ja leżałam wpatrując się w swój dyplom, zapytałam ją...mamo cieszysz się,że wygrałam? Tak, odpowiedziała, ale jeszcze bardziej bym się cieszyła gdybyś gdzie indziej odnosiła takie sukcesy. Odwróciłam się do niej plecami i powiedziałam zapomnij, takimi tekstami wywoływała u mnie jeszcze większą niechęć do świadków.
Znów się zamyśliła, Gocha spojrzała na mnie i pokazała głową na Aśkę, wzruszyłam ramionami, co ja mam ją popędzać, zechce to zacznie mówić. I tak też było, po chwili odezwała się...to podłe co powiem, ale najszczęśliwsza byłam po udarze dziadka. Wiele razy mu za to dziękowałam. Leżał sparaliżowany, a ja do niego mówiłam, jak mi teraz dobrze, jaka mu jestem wdzięczna. Miałam mamę na co dzień, mieszkałam z nią, odrabiałam lekcje, gotowałyśmy razem, tylko na zebrania chodziła sama. Wiecie..ona do nich nie pasowała, zawsze taka poczciwa i szczera, a większość tych jej koleżanek to jak pijawki. Jak do nas przychodziły, mama częstowała co miała najlepsze, a mama jak zachodziła częstowały ją tylko herbatą. Jedna powiedziała wprost..ty to masz wszystko, mąż ci nawiezie to możesz każdego ugościć. Jak sobie  pomyślę, jeszcze dziś mi gula skacze. Przecież ojciec też musiał za to zapłacić,  a to nie były już czasy, że w sklepach tylko ocet.
Wykorzystywali ją, kto tyko nie miał z kim iść na studium to po mamę przychodzili, a ona swoja robotę rzucała i szła bez słowa sprzeciwu. A na koniec o niej zapomnieli...

I chyba tak naprawdę Asia chciał właśnie to z siebie wyrzucić, te ostatnie lata, dni. Wyobraźcie sobie, wracam następnego dnia po śmierci mamy z USC, a przed moimi drzwiami stoi dwóch ważniaków ze zboru.  Pytam się czego chcą? A oni, że przyszli obgadać pogrzeb, bo mama była ich siostrą i chcą ją pochować godnie. Osz Q...zagrzmiała Aśka, ale mi ciśnienie podnieśli, jak nie skoczę do nich..teraz jesteście, pokazać się na koniec jacy jesteście dobrzy. A gdzie byliście te kilka lat, jak mama zachorowała, gdy potrzebowała zrozumienia i opieki? Próbowali dyskutować, ale nie dopuściłam ich do głosu, powiedziałam krótko...pogrzeb będzie wtedy i wtedy, kto chce może przyjść, ale nic poza tym.
I wtedy naszła mnie myśl, aby zrobić mamie pogrzeb katolicki, tak jak była wychowana. Jednak później przyszło opamiętanie. Nie, mama by nie chciała, niech ma pogrzeb  świecki. A później to widziałyście, choć nekrolog wisiał przed jej zakładem pracy sąsiadującym z salą, z jej zborowych znajomych były trzy osoby....

I dobrze zrobiłaś odezwała się Gośka, twoja mama miała bardzo ładny pogrzeb, cała oprawa, przemowa bardzo mi  się podobały. Widać gość który ją prowadził był dobrze przygotowany, nie mówił ogólnikowo, ale używał imion, nawet jak wymieniał zakład pracy to pełną nazwą. Stali za nami ludzie z delegacji, sami to skomentowali, że profeska. I wiesz co, chwyciła Aśkę  za rękę, ja jak umrę też chcę mieć taki, a ty...zwróciła się do mnie...ty masz o to zadbać,żeby tak ładnie o mnie mówili. Odp..jej, a weź spadaj, faceta sobie znajdź i jemu wydawaj dyspozycje. Atmosfera się rozluźniła, zaczęłyśmy się śmiać i zeszłyśmy na lżejsze tematy.

W drodze powrotnej Gośce gęba się  nie zamykała, była tak nakręcona, wkurzona tymi konsekwencjami przynależności do świadków, że gdyby jakiegoś spotkała to by mu się oberwało za całą społeczność.  Wysiadając pod swoim domem powiedziała na odchodne...wiesz co mnie najbardziej QW...? Pytam  co? To że przez je....ne wierzenia niszczą życie małych i dużych, a naiwniakom wmawiają, że są jedyni i prawdziwi.
Noo...odpowiedziałam jej, masz rację , taka psycho   demolka w białych rękawiczkach.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Marzec, 2017, 13:35


   Trochę mnie nie było, problemy mnie przytłoczyły, ale już się chyba wygrzebałam i będzie tylko lepiej.
Dziękuję tym którzy o mnie pamiętali i dopytywali..gdzie zaginęłam?  Jestem i nadrabiam zaległości... ;)

Niebawem cd historii Adama i jego rodziny.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Marzec, 2017, 16:32

Adam i Ada




    Podeszła do Ady i zapytała...co się stało, czemu płaczesz? Ada zawyła jeszcze bardziej, Halinka przeraziła się nie na żarty. Pierwsze co jej przemknęło przez myśl, to że zechce wracać do męża, że jej żal albo co gorsze czuje się winna.
Zaczęła dopytywać, po chwili Ada wydusiła z siebie...bo ja wciąż nie dowierzam, że tyle dobra mnie spotyka z waszej strony, wy a teraz jeszcze twoi rodzice i znów zaczęła swoje buuu. Kobieta się roześmiała, przytuliła szwagierkę, mówiąc... Ada, Ada jesteśmy rodziną to raz, a dwa jak widzę jaki Adam jest szczęśliwy, że cię ma, zrobiłabym dla ciebie i dzieciaków dużo więcej.

Po wyniesieniu wszystkiego i umyciu podłóg okazało się, że tej pracy wcale tak dużo nie ma. Wystarczy pomalować, wszystko dokładnie umyć i można się wprowadzać. Tak Adam, jak i jego żona, rozpowiedzieli w pracy, że przyjmą stare, ale dobre meble dla samotnej matki, zainteresowanym podali adres rodziców. Jeszcze nie skończyli malować, a już zaczęto zwozić dary. Było wszystko, od mebli, dywanów, po pościel i firanki. Po dwóch dniach wszystkiego było dużo więcej niż było potrzebne. Uzgodnili, że Aa weźmie to, co jej pasuje, a resztę oddadzą do pobliskiego domu samotnej matki. Tak też zrobili.

Dom pachniał świeżością i mimo mebli po przejściach to także nowością. Było przestronnie i ze smakiem, Ada podobnie jak jej brat nie lubiła zagraconych pomieszczeń. Jeszcze ostatni ślizg mopa przy drzwiach i jedziemy po rzeczy, dziś chcę już spać w swoim, oznajmiła nowa gospodyni i przytuliła się do brata.
Wszystko załadowali do jednego auta, w końcu niewiele ze sobą zabrała. Ada z Adamem pojechali pierwsi, a Halinka zabrała dzieci i podążyła za nimi. Gdy tylko wjechali na posesję zwróciła się do brata...bardzo mi było u was dobrze, ale być na swoim to dopiero radość. Adam doskonale ją rozumiał, sam pamięta jak bardzo chciał się wyprowadzić od teściów, a też było mu u nich bardzo dobrze.

Wysiedli, zabrali po kartonie, już miała łapać za klamkę, jak drzwi otworzyły się przed nimi same. To, co Ada zobaczyła, na bardzo długo zapadło w jej pamięć i było powodem do kolejnych płaczów. W drzwiach stali rodzice Halinki z chlebem i solą, przyjęli ją taką przemową powitalną, że Ada znów popłynęła. Adam zaczął ją przytulać i śmiać się, aby przestała, bo zaraz się cala sól rozpuści. Dzieci stały przerażone, nie wiedzą, dlaczego mama tak płacze.
Dopiero ciocia je uspokoiła, że mama płacze z radości i nic złego się nie stało. Po chwili kobieta  uspokoiła się i zaczęła po raz kolejny wszystkim dziękować.

Siedzieli przy pierwszej wspólnej kawie w nowym lokum, jak ktoś zapukał do drzwi. Po chwili wszedł przełożony Adama  razem z żoną, obładowani jakimiś siatkami. Mężczyzna powiedział, że nie mieli żadnych mebli ani sprzętów, a też chcieli się przyłączyć do pomocy. Dlatego żona powiedziała, że po przeprowadzce wszystkiego brakuje, a zwłaszcza soli, cukru i zapałek, pojechali i zrobili zakupy. Obracali jeszcze dwa razy nim wszystko przynieśli. Ada patrząc na zastawioną produktami kuchnię znów była bliska płaczu, Adam gdy  to zobaczył powiedział głośno....ani się waż, bo wreszcie pozostaną zacieki na podłodze.

Pierwsza noc upłynęła  jej na rozmyślaniach, jak bardzo w kilka miesięcy zmieniło się jej życie. Ma brata, prawie się rozwiodła, uwolniła się od oprawcy, zmieniła miejsce zamieszkania, ma nowy dom, pracę, a co najważniejsze dzieci przestały się moczyć w nocy. Czuła się naprawdę szczęśliwa.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Marzec, 2017, 14:30

Adam i Ada

​    Wszystko układało się bardzo dobrze. Ada pracowała, dzieci chodziły do pobliskiej szkoły, czasem, gdy miała dyżur i musiała zostać dłużej, wtedy prosiła mamę Halinki, aby odebrała dzieci ze szkoły. Upoważniła oboje swoich dobroczyńców do odbioru dzieci. Małgosia była na tyle duża, że potrafiła się zaopiekować bratem i mogli sami zostać, jednak sąsiadka nigdy na to nie pozwalała. Zawsze z nimi była, odrabiała lekcje, a jak nie ona to jej mąż. Nawet przez chwilę nie byli sami.

​Dzieci były spragnione babci, której nigdy nie miały i traktowali kobietę jakby była ich prawdziwą babcią, chłopiec nawet czasem prosił, aby chwilę z nim poleżała. Dziewczynka była starsza i czasem jak coś zbroiła, biegła do swoich przyszywanych dziadków po pomoc.​
Podczas jednego z takich odbiorów dzieci, opiekunka ze świetlicy zawołała do Jaśka...chodź pani przyszła po ciebie. Chłopiec, słysząc..pani, szedł wolno i niepewnie, gdy zobaczył, kto na niego czeka, powiedział oburzony do nauczycielki...to jest moja babcia, żadna pani. Kobieta bardzo się wzruszyła, to była nie tylko radość, ale także nagroda, wyróżnienie. Zdobyć uznanie, zaufanie u dziecka, zwłaszcza takiego po przejściach nie jest łatwo, a tu proszę.
Można powiedzieć, że nowa rodzina się uzupełniała. W tygodniu starsza pani gotowała obiady i nosiła im jak tylko wrócili, w weekendy to Ada gotowała i piekła różne przysmaki i to oni jadali u niej. Pomagała także w większych pracach domowych, zakupach i w ogóle była na każde ich zawołanie.

U Adama też wszystko się układało, tak on, jak i siostra chcieli zabrać do siebie ojca, ale odmówił. Przyjechał, pobył kilka dni i kazał się odwieźć, on się najlepiej czuł u siebie. W czasie tych odwiedzin dużo zwiedzali, Adam chciał pokazać tak ojcu, jak i siostrze wszystko to, co było najciekawsze. Podczas z jednej z takich wypraw, zaczepiła ich cyganka, była bardzo przyjemna i kontaktowa. Nie miała w sobie nic ze stereotypowej cyganki. Podeszli do jej propozycji z dystansem i zgodzili się na wróżbę, od każdego zażyczyła sobie po pięć złotych. Zaczęła od Ady... jesteś już szczęśliwa, a będziesz jeszcze bardziej szczęśliwa.
Wzięła ojca za rękę, popatrzyła mu w oczy i powiedziała....udało ci się tatku, jesteś wreszcie szczęśliwy i myślisz, że mógłbyś już umierać, ale nie tak prędko, jeszcze sobie pożyjesz. Został Adam, podeszła do niego, zmierzyła go od góry do dołu, uśmiechnęła się, popatrzyła w jego rękę i ją zamknęła. Znów podniosła głowę do góry, aby popatrzyć mu w oczy i powiedziała...ciężkie chwile za tobą, ale jeszcze cięższe przed. Obróciła się na pięcie i szybko odeszła, Adam zawołał za nią, chcąc jej pięć złotych, ale nie reagowała.

​Pochłonięci zwiedzaniem, bardzo szybko zapomnieli o cygance i jej wróżbie. Dopiero po kilku dniach Ada zagadała do ojca co o tym myśli. Mężczyzna zadumał  i powiedział..wiele w życiu widziałem, bardzo dużo rzeczy nie dało mi się nigdy logicznie wyjaśnić i boję się, że ona mogła mieć rację. Kobieta przeraziła się, nim zasnęła analizowała każde słowo, niby nie wierzyła w takie rzeczy, ale chwilami dreszcz przechodził jej po plecach. Jej nic złego nie powiedziała, ale Adam...tak bardzo się o niego bała, nie chciała, aby choć przez chwilę cierpiał, tak wiele w życiu przeszedł, dość tego doświadczania....​
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Iskierka w 10 Marzec, 2017, 15:47
...no to można dostać zawału serca z tych emocji, oj Tazła  :) nie oszczędzasz nas..... ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Marzec, 2017, 20:11
...no to można dostać zawału serca z tych emocji, oj Tazła  :) nie oszczędzasz nas..... ;)

  Kochana, trzeba czytelnika delikatnie nakręcić, aby miał na co czekać.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Marzec, 2017, 22:11

    W jednym z tematów wspomniałam o kobiecie, która postanowiła nie mieć potomstwa i posypały się wiadomości z prośbą o rozwinięcie tematu,a więc tak...



    Mała miejscowość na południu Polski, gdzie  ilość świadków była dość imponująca. Co bardziej złośliwi mawiali, że świadkowie rozpowszechnili się niczym zaraza. Każdy prawie  miał w rodzinie  jakiegoś świadków ( kilku) lub tych co się interesowali. W takim właśnie miejscu dorastała Ola. Ojciec pracowała na zmiany, a jak miał wolne zajmował się swoimi gołębiami. Dziewczynka kochała te ojca ptaki i razem z nim spędzała całe godziny w ich towarzystwie.

Pewnego dnia, matkę ktoś zaprosił na święto do świadków Jehowy, to była pamiątka. Gdy wróciła z tej imprezy, cały czas opowiadała co tam widziała, jacy tam fajni ludzie i w ogóle zachwytom nie było końca.
Tak popadła w ten zachwyt, że zaczęła znikać w każde niedzielne popołudnie. Z rana szli wszyscy do kościoła, a później Ola z ojcem do gołębi, matka na zebranie, a dorosły już prawie brat, obracał się w swoim towarzystwie.
Czym więcej matka chodziła na te spotkania, tym bardziej się nakręcała, próbowała wciągnąć całą rodzinę, ojciec z bratem delikatnie mówiąc wyśmiali kobietę, natomiast mała Ola nie miała wyjścia. Gdy też nie chciała, matka użyła szantażu, że jak nie będzie z nią chodzić uczyć się o Bogu może zapomnieć też o gołębiach.  Cóż mogła poradzić mała  dziewczynka? Zaczęła chodzić z matką na te spotkania, wtedy już kobieta nie chodziła z rodziną do kościoła.

Po kilki miesiącach ojciec zginął w drodze do pracy, krewni zarzucali matce, że to kara za jej wydziwianie, wtedy wywiązała się awantura, że zginął bo nie chciał poznać prawdy. Matka w odwecie sprzedała wszystkie ptaki, a komórki wynajęła sąsiadowi. Ola przechodziła podwójną żałobę, po ojcu i po ukochanych skrzydlatych przyjaciołach. Jeden z kolegów ojca, równie zapalony gołębiarz, pozwalał jej opiekować się swoimi, co robiła bardzo chętnie i w każdej wolnej chwili. Matka kategorycznie jej zabroniła, jednak dziewczynka się buntowała, uciekała z domu, za co dostawała solidne lanie. Nie chciała chodzić z matką na zebrania, za co także dostawała coraz większe bicie. Póki brat z nimi mieszkał, bronił ją przed wściekłą matką, jednak kiedy zaciągnął się na ochotnika do wojska, nie było nikogo kto mógłby ją bronić. A dostawała dosłownie za wszystko, a najwięcej za to, że źle się przygotowała do odpowiedzi na zebraniu, a to zaśmiała się za głośno podczas wykładu, bo chłopak z sąsiedniego rzędu zrobił śmieszną minę. 

Gdy podczas jakiegoś ważnego zebrania, nie chciała przeczytać na głos wskazanego wersetu, matka tak się wściekła, że gdy tylko wróciły do domu tłukła ją tak długo aż sama opadła z sił. A Ola nawet się nie broniła, wiedziała że to nic nie da. Następnego dnia poszła do szkoły, pierwsze miała zajęcia w-f, gdy się rozebrała dzieci zaczęły się śmiać z jej brudnych nóg. Uciekła ze szkoły, te nogi nie były brudne, one były sine. Poszła na grób ojca, położyła się na nim i zaczęła płakać, zarzucać ojcu, że wcale jej nie kochał tak bardzo jak mówił, bo ją zostawił samą, że ona tak nie chce żyć, chce umrzeć i niech zabierze ją do siebie. W tym płaczu, bólu zasnęła. Obudził ją czyjś delikatny kaszel, podniosła się, na ławeczce przy grobie siedział jakiś mężczyzna. Gdy zapytała kim jest i co robi przy jej grobie? Odp..że znał tatę, pracowali razem, a ją pamięta jak była jeszcze bardzo mała. Poczęstował dziewczynkę kanapką i gdy ta zajadała, powiedział...słyszałem co mówiłaś do taty, on naprawdę cię bardzo kochał, był z ciebie dumny, opowiadał jak kochasz gołębie, jaka jesteś odpowiedzialna.

Wrócił razem z dziewczynką do jej domu, tam długo rozmawiał z matką. Od tamtej pory więcej nie uderzyła córki,ale znęcała się nad nią psychicznie. Dziecko diabła i zginiesz w armagedonie pomiocie, to była codzienność.  Raz w porywie złości,  powiedziała że pójdzie i spali gołębniki, wtedy Ola wykrzyczała, że jeśli coś się stanie ptakom, ona ją zabije, nie daruje jej tego. Brat był jej prawdziwym przyjacielem, ale  przyjeżdżał bardzo rzadko, nie był dumą matki, o czym mu za każdym razem przypominała.

W takiej atmosferze dotrwała do pełnoletności, gdy tylko uzyskała zawód i otrzymała pracę, wyprowadziła się z domu.
Najpierw wynajmowała pokój, później kawalerkę i tak po kilku latach poznała swojego męża. Chłopak długo zabiegał o jej względy, odtrącała go mówiąc, że nie umie kochać, nikt ją tego nie nauczył. Jednak mężczyzna się nie poddawał, aż przekonał ją do siebie. Jej skromne wesele sfinansował brat, dobrze zapowiadający się młody oficer. Matka nie przyszła, choć była zapraszana dwukrotnie.

Ola jeszcze przed ślubem powiedziała..żadnych dzieci, ona nie będzie dobrą matką, nikt ją tego nie nauczył. Partner się zgodził, po latach powiedział, że kochał ją tak bardzo iż na wszystko był się gotów zgodzić.
I tak płynęły lata, aż do niespodziewanej ciąży, na aborcję nie była w stanie się zdobyć, ale była tak zdołowana, że jedno o czym mówiła to adopcja. Mąż nadal ją kochał mocno, a może i mocniej, nie wywierał na niej presji. Powiedział jakie jest jego zdanie i na tym poprzestał.
Po długich dyskusjach, za i przeciw udało mi się ją namówić, aby z wszelkimi deklaracjami, decyzjami zaczekała do porodu. Urodzi się, wtedy będzie miała czas na takie decyzje, w końcu się zgodziła i dała kolokwialnie pisząc na luz.

Przez wyznaczonym terminem, urodziła śliczną, czarnowłosą dziewczynkę. Zaraz po porodzie nie chciała jej nawet dotknąć, jednak gdy po chwili zrobiło się jakieś poruszenie i popłoch, przeraziła się.
Zaczęła wołać, a później krzyczeć..dajcie mi moje dziecko.  Mała na jakiś czas trafiła do inkubatora, a Ola szalał ze strachu. Leżała bezradnie w łóżku, przepraszała cały świat i Boga za swoje słowa. Nazywała się idiotką i błagała aby mała wyzdrowiała, a ona jej stworzy najcudowniejszy dom, najszczęśliwsze dzieciństwo jakie można sobie wymarzyć.
Rano przyszła lekarka i zapytała czy chce zobaczyć córkę? Maleńka nadal była w inkubatorze, ale była już stabilna i nic jej nie groziło.
Tak jak obiecała, stworzyła jej, a raczej stworzyli z mężem cudowny dom. Mała ma kilka lat jest rezolutna, wygadana i kocha gołębie. A Ola mimo dobrego wzorca jest matką na medal.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Litwin w 19 Marzec, 2017, 23:21
Ależ Ty masz bogate życie, mógłbym Cię Czytać, do końca moich dni.
Pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Blizna w 19 Marzec, 2017, 23:34
    W jednym z tematów wspomniałam o kobiecie, która postanowiła nie mieć potomstwa i posypały się wiadomości z prośbą o rozwinięcie tematu,a więc tak...



    Mała miejscowość na południu Polski, gdzie  ilość świadków była dość imponująca. Co bardziej złośliwi mawiali, że świadkowie rozpowszechnili się niczym zaraza. Każdy prawie  miał w rodzinie  jakiegoś świadków ( kilku) lub tych co się interesowali. W takim właśnie miejscu dorastała Ola. Ojciec pracowała na zmiany, a jak miał wolne zajmował się swoimi gołębiami. Dziewczynka kochała te ojca ptaki i razem z nim spędzała całe godziny w ich towarzystwie.

Pewnego dnia, matkę ktoś zaprosił na święto do świadków Jehowy, to była pamiątka. Gdy wróciła z tej imprezy, cały czas opowiadała co tam widziała, jacy tam fajni ludzie i w ogóle zachwytom nie było końca.
Tak popadła w ten zachwyt, że zaczęła znikać w każde niedzielne popołudnie. Z rana szli wszyscy do kościoła, a później Ola z ojcem do gołębi, matka na zebranie, a dorosły już prawie brat, obracał się w swoim towarzystwie.
Czym więcej matka chodziła na te spotkania, tym bardziej się nakręcała, próbowała wciągnąć całą rodzinę, ojciec z bratem delikatnie mówiąc wyśmiali kobietę, natomiast mała Ola nie miała wyjścia. Gdy też nie chciała, matka użyła szantażu, że jak nie będzie z nią chodzić uczyć się o Bogu może zapomnieć też o gołębiach.  Cóż mogła poradzić mała  dziewczynka? Zaczęła chodzić z matką na te spotkania, wtedy już kobieta nie chodziła z rodziną do kościoła.

Po kilki miesiącach ojciec zginął w drodze do pracy, krewni zarzucali matce, że to kara za jej wydziwianie, wtedy wywiązała się awantura, że zginął bo nie chciał poznać prawdy. Matka w odwecie sprzedała wszystkie ptaki, a komórki wynajęła sąsiadowi. Ola przechodziła podwójną żałobę, po ojcu i po ukochanych skrzydlatych przyjaciołach. Jeden z kolegów ojca, równie zapalony gołębiarz, pozwalał jej opiekować się swoimi, co robiła bardzo chętnie i w każdej wolnej chwili. Matka kategorycznie jej zabroniła, jednak dziewczynka się buntowała, uciekała z domu, za co dostawała solidne lanie. Nie chciała chodzić z matką na zebrania, za co także dostawała coraz większe bicie. Póki brat z nimi mieszkał, bronił ją przed wściekłą matką, jednak kiedy zaciągnął się na ochotnika do wojska, nie było nikogo kto mógłby ją bronić. A dostawała dosłownie za wszystko, a najwięcej za to, że źle się przygotowała do odpowiedzi na zebraniu, a to zaśmiała się za głośno podczas wykładu, bo chłopak z sąsiedniego rzędu zrobił śmieszną minę. 

Gdy podczas jakiegoś ważnego zebrania, nie chciała przeczytać na głos wskazanego wersetu, matka tak się wściekła, że gdy tylko wróciły do domu tłukła ją tak długo aż sama opadła z sił. A Ola nawet się nie broniła, wiedziała że to nic nie da. Następnego dnia poszła do szkoły, pierwsze miała zajęcia w-f, gdy się rozebrała dzieci zaczęły się śmiać z jej brudnych nóg. Uciekła ze szkoły, te nogi nie były brudne, one były sine. Poszła na grób ojca, położyła się na nim i zaczęła płakać, zarzucać ojcu, że wcale jej nie kochał tak bardzo jak mówił, bo ją zostawił samą, że ona tak nie chce żyć, chce umrzeć i niech zabierze ją do siebie. W tym płaczu, bólu zasnęła. Obudził ją czyjś delikatny kaszel, podniosła się, na ławeczce przy grobie siedział jakiś mężczyzna. Gdy zapytała kim jest i co robi przy jej grobie? Odp..że znał tatę, pracowali razem, a ją pamięta jak była jeszcze bardzo mała. Poczęstował dziewczynkę kanapką i gdy ta zajadała, powiedział...słyszałem co mówiłaś do taty, on naprawdę cię bardzo kochał, był z ciebie dumny, opowiadał jak kochasz gołębie, jaka jesteś odpowiedzialna.

Wrócił razem z dziewczynką do jej domu, tam długo rozmawiał z matką. Od tamtej pory więcej nie uderzyła córki,ale znęcała się nad nią psychicznie. Dziecko diabła i zginiesz w armagedonie pomiocie, to była codzienność.  Raz w porywie złości,  powiedziała że pójdzie i spali gołębniki, wtedy Ola wykrzyczała, że jeśli coś się stanie ptakom, ona ją zabije, nie daruje jej tego. Brat był jej prawdziwym przyjacielem, ale  przyjeżdżał bardzo rzadko, nie był dumą matki, o czym mu za każdym razem przypominała.

W takiej atmosferze dotrwała do pełnoletności, gdy tylko uzyskała zawód i otrzymała pracę, wyprowadziła się z domu.
Najpierw wynajmowała pokój, później kawalerkę i tak po kilku latach poznała swojego męża. Chłopak długo zabiegał o jej względy, odtrącała go mówiąc, że nie umie kochać, nikt ją tego nie nauczył. Jednak mężczyzna się nie poddawał, aż przekonał ją do siebie. Jej skromne wesele sfinansował brat, dobrze zapowiadający się młody oficer. Matka nie przyszła, choć była zapraszana dwukrotnie.

Ola jeszcze przed ślubem powiedziała..żadnych dzieci, ona nie będzie dobrą matką, nikt ją tego nie nauczył. Partner się zgodził, po latach powiedział, że kochał ją tak bardzo iż na wszystko był się gotów zgodzić.
I tak płynęły lata, aż do niespodziewanej ciąży, na aborcję nie była w stanie się zdobyć, ale była tak zdołowana, że jedno o czym mówiła to adopcja. Mąż nadal ją kochał mocno, a może i mocniej, nie wywierał na niej presji. Powiedział jakie jest jego zdanie i na tym poprzestał.
Po długich dyskusjach, za i przeciw udało mi się ją namówić, aby z wszelkimi deklaracjami, decyzjami zaczekała do porodu. Urodzi się, wtedy będzie miała czas na takie decyzje, w końcu się zgodziła i dała kolokwialnie pisząc na luz.

Przez wyznaczonym terminem, urodziła śliczną, czarnowłosą dziewczynkę. Zaraz po porodzie nie chciała jej nawet dotknąć, jednak gdy po chwili zrobiło się jakieś poruszenie i popłoch, przeraziła się.
Zaczęła wołać, a później krzyczeć..dajcie mi moje dziecko.  Mała na jakiś czas trafiła do inkubatora, a Ola szalał ze strachu. Leżała bezradnie w łóżku, przepraszała cały świat i Boga za swoje słowa. Nazywała się idiotką i błagała aby mała wyzdrowiała, a ona jej stworzy najcudowniejszy dom, najszczęśliwsze dzieciństwo jakie można sobie wymarzyć.
Rano przyszła lekarka i zapytała czy chce zobaczyć córkę? Maleńka nadal była w inkubatorze, ale była już stabilna i nic jej nie groziło.
Tak jak obiecała, stworzyła jej, a raczej stworzyli z mężem cudowny dom. Mała ma kilka lat jest rezolutna, wygadana i kocha gołębie. A Ola mimo dobrego wzorca jest matką na medal.

A matka powinna iść siedzieć.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Marzec, 2017, 10:29
Ależ Ty masz bogate życie, mógłbym Cię Czytać, do końca moich dni.
Pozdrawiam
 

 Dziękuję, podobno mam coś w sobie, mam nadzieję, że to nie jest tasiemiec. :D

A tak poważnie, czasem mam dość, te ludzie dramaty odbijają się i na mnie, na mojej psychice, samopoczuciu. Wtedy to mówię sobie, dość, to był ostatni raz. Jednak jak to w życiu bywa, ostatni przed kolejnym.


A matka powinna iść siedzieć.

 Matka sama wpadła we własne sidła ( moje zdanie), poznała pana w którym zwyczajnie po ludzku się zakochała. Jednak jak przystało na dobrego świadka, postanowiła go zwerbować. Mężczyzna kilka razy nawet z nią poszedł na zebranie, ale w nic więcej nie dał się wciągnąć. Powiedział jasno i otwarcie, że z niego świadka nie będzie. Kobieta nie umiała się zdecydować, kogo wybrać, organizację czy faceta. I tak z tej miłości najadła się leków nasennych i zmarła. Oficjalna wersja była, że to atak serca, nieoficjalna...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: chmura w 20 Marzec, 2017, 12:11
"Oficjalna wersja była ze to atak serca...."

Do ataku serca ,potrzebne jest SERCE ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Marzec, 2017, 18:32

Adam i Ada


    Nadeszły wakacje, a z nimi pierwsze prawdziwe wczasy Ady razem z dziećmi. Nie chcieli nigdzie jechać, chcieli tylko zobaczyć nasze polskie morze. Pogoda im dopisywała, dzieci taplały się w wodzie, a Ada wylegiwała się na słońcu.
Każdego dnia wieczorem, musiała się meldować najpierw ojcu, później Adamowi i złożyć sprawozdanie, czy wszystko ok, czy zadowoleni i tak w ogóle co słychać. Chwilami ją to irytowało, przecież jest dorosła, jednak zaraz sama siebie karciła i przywoływała do porządku, przecież tak bardzo chciała poczuć co to starszy brat. Przez tyle lat marzyła o tym, że Adam się o nią troszczy, traktuje jak młodszą, małą siostrzyczkę i właśnie tego doświadczała.
Podczas jednej z takich rozmów, brat zapytał wprost, czy nie jest na niego zła, że jest taki opiekuńczy? Ponieważ żona powiedziała, że przegina. Ada odparła, że jest fajnie, że chciała mieć brata i w końcu ma. Nie mogła zrobić inaczej, za tyle dobra, jakie od niego otrzymała, nie mogła go teraz zranić. Choć może wcale by się nie obrazi, ale wolała nie ryzykować niepotrzebnych przykrości.

Po dwóch tygodniach, gdy wracali do domu, Adam czekał na nich na dworcu. Ucieszył się na ich widok, jakby się z rok nie widzieli, a i Adzie było przyjemnie znów poczuć braterskie ramię i usłyszeć słowa..witaj maleńka.
Dzieciaki na widok wujka aż piszczały, własnego ojca nigdy tak nie witały.
W domu czekał na nich obiad, przyszywana babcia, ciocia Halinka uzupełniająca zapasy w lodówce i dziadek siedzący a schodach jakby się już nie mógł doczekać.
I znów wszyscy cieszyli się wzajemnie na swój widok. Gdy goście rozeszli się do swoich domów, Ada poczuła się naprawdę zmęczona, dobiegała prawie osiemnasta, dzieciaki już spały, a więc i ona postanowiła się położyć.
Rano zaraz po przebudzeniu wstawiła prani, gdy przygotowywała śniadanie, przez okno zobaczyła jakiegoś mężczyznę wychodzącego z domu jej gospodarzy. Nie znała go, po chwili wrócił z gazetą pod pachą, tzn. był w pobliskim sklepie.
Nim wstały dzieci widziała go jeszcze kilka razy jak się kręcił koło domu. Mężczyzna był przystojny, jednak bardziej od jego urody intrygowało Adę, kto to jest?

Gdy podlewała kwiatki na werandzie usłyszała jak ktoś mówi..dzień dobry. Obróciła się i odpowiedziała nieznajomemu. Ten podjął rozmowę i zaczął pytać jak po wczasach? Wymienili kilka zdań i Ada musiała przeprosić swojego rozmówcę, zadzwonił telefon. Starszych państwa nie było w domu, a więc nie miała kogo zapytać, a do bratowej nie śmiała dzwonić. Postanowiła poczekać, aż się wszystko samo wyjaśni. Na obiad dzieci zażyczyły sobie naleśniki z serem i sosem truskawkowym, a więc wzięła się za smażenie. Krzątając się po kuchni wdziała jak mężczyzna kosi trawę, łapała się na tym, że częściej patrzyła w okno niż na patelnię. Postanowili zjeść na werandzie, dzieci nakryły do stołu, gdy zasiadali do posiłku, mężczyzny nie było nigdzie widać. Ada rozmawiała z dziećmi, ale ukradkiem zerkała w kierunku kosiarki, która nadal stała w cieniu. I nagle wyszedł z garażu, powiedział im smacznego, kobieta mało myśląc powiedziała..zapraszam na naleśniki. Chwilę jakby się zawahał, ale odstawił bańkę z paliwem i poszedł umyć ręce.

Nim usiadł przy stole, podał Adzie rękę i powiedział..jestem Robert, dzieciaki widząc to same wyciągnęły do mężczyzny ręce i też mu się przedstawiły. Siedzieli dobrą godzinę i opowiadali o wczasach, dzieciaki się prześcigały w swoich opowieściach, a on ich cierpliwie słuchał. Nawet nie zauważyli jak wrócili gospodarze. Kobieta widząc wesołe towarzystwo przy stole uśmiechnęła się i powiedziała.. O proszę, państwu to się powodzi. Ada zaprosiła ich na naleśniki, miała jak zawsze dla nich porcję. Podeszli do stołu, gospodyni powiedziała..wiedzę, że już się znacie, Ada to jest ....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Litwin w 24 Marzec, 2017, 22:02
Tazła, bądź dobra, to nie jest serial telewizyjny.
Pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Marzec, 2017, 07:47
     Litwin, gdybym ja mogła to i dzień w dzień bym coś wrzuciła. Jednak nie zależy to tylko ode mnie.
Obiecuję dziś będzie cd.  ;D ::)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Marzec, 2017, 16:18
Ada i Adam.

   Robert, brat Halinki, duma swoich rodziców. Dość długo przebywał w zagranicznej placówce, po rozwodzie postanowił przyjechać do Polski i odpocząć w domu rodzinnym. Ada wiele o nim słyszała, czasem zazdrościła bratowej, że mogła się wychować razem z nim i od małego liczyć na brata. To były rzeczy, których nie dało się nadrobić, zostało tylko cieszyć się tym, co jest. Słyszała też o dzieciach i o żonie, która była pilotem wycieczek.

Ada, gdy dowiedziała się kim jest przystojny nieznajomy, jakby posmutniała. Podobał się jej, wiedziała, że jest wolny, ale gdzie on człowiek ze świata i ona, prosta kobieta, która najdalej od domu, była właśnie w tym roku, nad morzem.
I dlatego nie robiła sobie żadnych nadziei. Złapała się na myśli..przecież on jest rozwodnikiem. Jednak bardzo szybko sobie przypomniała, że ona też jest po rozwodzie  i że to nie jest żaden miernik człowieka. Bardzo różne są powody ludzkich rozstań.

Wakacje trwały w pełni, widywali się każdego dnia, czasem nawet spędzali razem po kilka godzin.
Dzieci go uwielbiały, gdy patrzyła na Jaśka, który częściej biegł po pomoc do Roberta niż do niej, nie była zazdrosna, żałowała tylko, że jej dzieci nie mają takiego ojca. On zaś cierpliwie pomagał, tłumaczył, nie przestając się przy tym  uśmiechać.
Pewnej niedzieli po obiedzie, siedzieli na tarasi przy kawie, gdy obaj zniknęli za domem. Wtedy do Halinka zapytała Adę..co sądzisz o moim bracie? Uśmiechnęła się i odparła bardzo krótko, masz fajnego brata, tak samo, jak ja. Trochę dyplomatycznie, trochę żartem zbyła ją, nie chciała ujawnić prawdy, jak bardzo jej się podoba.
Już raz skrzywdzona, bała się angażować, nie myślała tyle o sobie co o dzieciach, one też swoje przeszły i właśnie zaczynały wychodzić na prostą.

Adam wpadł na pomysł, aby w następny weekend wyjechali na Mazury, znajomy ma dom i zaproponował wypożyczenie go na jakiś czas. Rodzice byli na tak, tzn. niech jadą młodzi z dziećmi, a oni zostaną i zajmą się wszystkimi domami.
Adzie pomysł się podobał, ale finanse, już myślała o szkole i wydatkach, Adam, widząc jej wahanie, skwitował..siostra nie bój nic, ja stawiam. Pojedziemy jednym dużym autem wszyscy, a tam to tylko życie nas będzie kosztować, to tak samo, jak i w domu. To był argument nie do obalenia, przystała na propozycję. Zaraz pomyślała sobie..ciekawe czy Robert też pojedzie? Z tej zadumy wyrwało ją wołanie Jaśka..mamo, mamo zobacz! Chłopiec jechał na swoim rowerku, bez bocznych kółek, tuż za nim podążał Robert, asekurując go. Wszyscy zaczęli bić malcowi brawo, tak długo go namawiali, aby je odkręcić, jednak on nie pozwalał. Adam pierwszy skomentował..ciekawe jak on to zrobił? Gdy podjechał bliżej, zwrócił się do chłopca..a mnie to nie pozwoliłeś odkręcić. Na co Jasiek rezolutnie odparł..bo ty wujku nie masz uprawnień, a wujek Robert jest ratownikiem.
Hm, Adam zwrócił się do żony..od kiedy twój brat ma uprawnienie ratownika? Halinka wzruszyła ramionami, ja nic na ten temat nie wiem. Dziwne, że dziecko okłamał, dodała po chwili.

Gdy Robert przyszedł dokończyć kawę, szwagier nie wytrzymał..a ty, od kiedy to jesteś ratownikiem? Robert się uśmiechną i odparł..no co, w harcerstwie byłem odpowiedzialny za apteczkę. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Adam z rodziną postanowili zakończyć gościnę w domu rodziców,  podszedł do Ady, która patrzyła jak tym razem, Małgosia grała w piłkę z nowym wujkiem. Objął siostrę i powiedział..jestem trochę zazdrosny, odbiera mi dzieci. Na co kobieta odparła..a ja się boję, wakacje szybko miną, każdy wróci do swoich obowiązków i wtedy będę cierpieć.
Pocałował ją w czoło i na odchodne rzucił..widzimy się w środę rano, macie być spakowani.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Marzec, 2017, 19:53
Ada i Adam

    Od poniedziałku dzieci żyły wyjazdem, Adam obiecał rowery wodne i inne atrakcje. Ada miała ogromną ochotę zapytać Roberta, czy też jedzie, ale brakło jej odwagi, nie chciała, aby pomyślał sobie o niej coś złego.
Nagle przybiegła Jasiek i zaczął ją ciągnąć za rękę na dwór..mamo chodź, chodź, wujek Robert wyjeżdża. Wyszła przed dom, Robert pakował swoją walizkę do samochodu ojca, który go miał odwieść na dworzec. Podszedł do Ady..chciałem się pożegnać, wyjeżdżam, podała mu rękę. Chciała zapytać, czy już na dobre, kiedy znów ich odwiedzi, ale nie zdążyła. Jasiek uwiesił się jego ręki wołając..wujku nie wyjeżdżaj! Próbowała na siłę chłopca zabrać, jednak ten krzyczał jeszcze bardziej.

Robert kucnął przed chłopcem, przytulił go mocno i powiedział..wrócę, obiecuję, ale teraz muszę jechać, jeśli nie pojadę będę bardzo surowo ukarany. Chłopiec stał przytulony do matki i machał na pożegnanie.
Gdy zobaczył babcię, pobiegł do niej rozżalony, jakby szukał pocieszenie i potwierdzenia, że wujek Robert wróci.

Wyjechali dość wcześnie rano, dzieci nie mogły się doczekać, Ada też się cieszyła, ale czuła jakiś zawód. Dzieci na zmianę zasypywały Adama pytaniami, co tam jest i co będą robić. Ten cierpliwie odpowiadał, Emilka czytała książkę, jej mama przysypiała na tylnej kanapie. W połowie drogi, Jasiek dziwnie zamilkł, nie odzywał się dłuższą chwilę. Adam zerknął kilka razy w lusterko, widząc chłopca patrzącego się w okno zapytał..a ty co tak zamilkłeś Jaśku? A nic wujku, odparł po chwili malec, szkoda tylko, że wujka Roberta nie ma. Lubisz tego wujka, zapytał Adam? Tak, on jest taki mądry i wszystko wie, odpowiedział chłopiec. Nieprawda, wtrąciła się Małgosia, wujek jest fajny, a nie mądry. Dzieci zaczęły się przepychać i przekrzykiwać, do akcji wkroczyła mama.

Cisza, bo zaraz wysiadamy i wracamy do domu, jak nie umiecie się zachować. Jasiek nie odpuszczał, mamo, ale powiedz, wujek jest mądry prawda? Ada nic nie odpowiadała, szukała czegoś w torebce i udawała, że nie słyszy pytań syna. Mamo, mamo no powiedz, dobijał się Jasiek. Wtedy odezwała się Halinka, wujek jest i mądry i fajny, ja wam to mówię, a ja go znam najdłużej. Te słowa zażegnały konflikt i znów zapanowała cisza.

Całą drogę Adam starał się omijać większe miasta, większość trasy jechali spokojnymi drogami, bez natłoku i pośpiechu. Jednak przed samą  metą, brat zboczył wyznaczonej trasy, kierując się do najbliższego miasta. Na pytania Ady, gdzie jadą i po co? Odparł krótko, powiedzmy, że po prowiant. Przed wjazdem do miasta, zatrzymał się na poboczu, wbijał jakiś adres do nawigacji. Po krótkiej podróży zajechali pod bar szybkiej obsługi, na widok którego  dzieci zaczęły się przekrzykiwać co kto zamawia.

Adam z ferajną  poszli do baru, Ada z Halinką zajęły stolik pod parasolem i czekały na swoją kawę. Wrócili obładowani jedzeniem, Jasiek miał dużą porcję frytek i różnych dodatków, jednak najwięcej w niej było surówki. Na pytanie mamy..od kiedy ty synku lubisz surówki odpowiedział, muszę jeść dużo witamin, aby szybko urosnąć i być taki jak wujek Robert. A to wujek od surówek taki duży urósł? Zapytała Halinka. Tak odparł chłopiec, jadł surówki, warzywa i dlatego jest też taki mądry. A skąd ty to wiesz? Zapytała synka Ada. Od wujka, sam mi to powiedział. Ach ..odparła ciocia, ten wujek Robert, okazuje się, że ja go w ogóle nie znam. A ja znam odparł Jasiek i chcę być taki jak on.

Ciekawą konwersację z Jaśkiem przerwał telefon Adama, przeprosił i odszedł na bok, chwilę z kimś rozmawiał. Po zakończonej rozmowie, zapytał, czy ktoś jeszcze sobie coś życzy, ponieważ idzie po kawę dla siebie. Wrócił, zajął swoje miejsce i wolno ją sączył.
Dzieci zaczęły resztkami jedzenia karmić ptaki, dorośli rozmawiali na temat ich pobyty nad jeziorem. Nie wiedzieli dokładnie ile będą, ale jak pogoda dopisze, to i dwa tygodnie mogą zabawić. Ada zaczęła się śmiać, że całe życie nie jeździła na wczasy, a tera dwa razy w ciągu jednych wakacji. O tak, potwierdził Adam, tobie to się powodzi. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nagle usłyszeli, dzień dobry państwu, obie kobiety obróciły się , chcąc zobaczyć kto to mówi i czy na pewno do nich....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 29 Marzec, 2017, 23:24
Ada i Adam

 Nagle usłyszeli, dzień dobry państwu, obie kobiety obróciły się , chcąc zobaczyć kto to mówi i czy na pewno do nich....

Błagam powiedz że to albo Robert, albo ojciec Adama i Ady :)
I znowu nie zasnę, będę dedukować kto to  ;D... Oj, moja kochana :-* Pisz, pisz, ciekawam co dalej  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Marzec, 2017, 09:28

  Kwiatuszku obiecuję, dziś się wszystko wyjaśni  :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 30 Marzec, 2017, 21:18
  Kwiatuszku obiecuję, dziś się wszystko wyjaśni  :-*

Kochana  :-* i gdzie kolejna część? F5 mi juz nie chce działać  :'(

Pozdrów serdecznie wszystkich bohaterów, bardzo wiosennie  :-* :-* :-* :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 31 Marzec, 2017, 08:44
Przepraszam  Wszystkich, ale awaria komputera, a z telefony bym mnie chyba....tarafił gdybym miała pisać .  :-[ :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 31 Marzec, 2017, 10:37
 Z mojej strony przyjęte !  :)

W lotto dalej gram, bo obiecałem, że jak wygram, to wszyscy z tego forum jadą na.....to uzgodnimy.

A Tobie obiecuję nowego kompa. Niech będzie w zapasie w razie awarii twojego.  ;)
 Byś oczekiwaniem nie przyprawiała nas o palpitację serca.

Ps.
    Pozostaje dalej obgryzać paznokcie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 31 Marzec, 2017, 12:02
Wszyscy? Ale to wszyscy znaczy ze mną?😊
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 31 Marzec, 2017, 13:39
Przepraszam  Wszystkich, ale awaria komputera, a z telefony bym mnie chyba....tarafił gdybym miała pisać .  :-[ :D

Znam to, moja kochana nic się nie martw, Ci wybaczę wszystko  :-* odpoczywaj, zbieraj siły, wiosna już i mniej czasu sie robi :/
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 31 Marzec, 2017, 19:30
Dzięki kochani za wyrozumiałość. :)


Ada i Adam

    Wszyscy byli zaskoczeni, tylko Adam doskonale wiedział, na kogo czeka i wszystko było jasne, dlatego tak wolno pił tę kawę.
Robert szybko załatwił, co miał do załatwienia, postanowił wykorzystać stary urlop i jechać z nimi na Mazury.
Zadzwonił do szwagra, że nie zdąży wrócić do rodziców, a więc będzie zmierzał w tym samym kierunku co oni i tam się jakoś spotkają. Adam musiał obiecać, że nikomu nie powie, nawet żonie, to była taka ich tajemnica.
Gdy już ochłonęli, ruszyli w dalszą drogę.

Piękna okolica, komfortowe warunki w domu, mieli wszystko, kuchnia i wyposażenie, jednak postanowili, że to są wczasy i obiady będą jadać w pobliskiej restauracji. Rozlokowali się każdy w swoim pokoju, tylko dzieci miały wspólny, ku ich wielkiej radości.

Pogoda była przepiękna, dzieci całymi dniami najchętniej siedziałyby w wodzie, na posiłki były wyciągane wręcz siłą. Podczas jednego z takich obiadów, w restauracji było dość tłoczno, nie mogli wszyscy zasiąść przy jednym stoliku.
Adam z rodziną przysiedli się do pana, Ada z dziećmi i Robertem znaleźli stolik w ogródku na dworze.
Przy sąsiednim stoliku siedziała romska rodzina z czwórką dzieci, rodzice byli pochłonięci rozmową, zaś dzieci same sobą się zajmowały. Biegały między stolikami, dość głośno przy tym rozmawiając, dorośli nie reagowali.

Nagle pod nogami Roberta wylądowała mała dziewczynka,  zerwał się na równe nogi, aby pomóc wstać małej Cyganeczce. Gdy pytał, czy nic się jej nie stało, obok była już jej mama, która podziękowała, przeprosiła i na odchodne powiedziała do Roberta..ładne masz dzieci. Bardzo szybko zaprotestował..to nie są moje dzieci. Kobieta jakby go nie słuchała, odchodząc powtórzyła tylko..ładne, ładne.
Ada poczuła się lekko speszona, ku jej radości zwolnił się większy stolik obok i już wszyscy mogli zasiąść razem.
Siedzieli przy kawie, gdy Romowie zbierali się do wyjścia, kobieta, przechodząc obok Roberta, położyła rękę na jego ramieniu i powiedziała..ładną masz rodzinę. Teraz już nie protestował, uśmiechnął się i podziękował.

Halika widziała, że brat bardzo dużo czasu spędza z Adą, cieszyła się, ale także obawiała, że może go odtrącić, może nie jest jeszcze gotowa na nowy związek. Nie chciała, aby  cierpiał, ostatnie lata nie były dla niego zbyt łaskawe. Jego ex żona, gdy ją poznał była młodą wdową z dwójką dzieci. Młodsze nawet nie pamiętało ojca, jedynym jakiego znało był Robert. Dzieci wiedziały, że nie jest ich biologicznym ojcem, ale innego nie miały, miały tylko jego i bardzo go kochały. Ciężko im było, gdy się rozwodzili, choć to już prawie dorośli młodzi ludzie, to jednak było im żal. Robert ich zapewnił, że zawsze mogą na niego liczyć, zawsze odwiedzić, bo on jest ojcem z wyboru, a nie z konieczności.
Tak też było, dzwonili do niego kilka razy w tygodniu, dzielili się radościami i kłopotami, często prosząc, aby o czymś nie mówił mamie. Gdy widziała go z dziećmi szwagierki uśmiechała się i bardzo żałowała, że nie może mieć swoich dzieci.

Wszyscy się kąpali, opalali tylko Ada chodziła w spodenkach i bluzce, nigdy się nie rozbierała jak to na plaży.
Kiedyś Rober zapytał siostry, dlaczego ona się tak ukrywa pod tym ubraniem, Halinka posmutniała powiedziała..sam musisz ją o to zapytać. Wiedziała co przeszła, jak traktował ją mąż i czego się może wstydzić, ale nie chciała nic mówić za jej plecami.

Wszyscy taplali się w wodzie, tylko Ada spacerowała przy brzegu mocząc sobie stopy. Robert przysiadł na kocu, dzieci dały mu nieźle w kość, po chwili przyszła i Ada. Odważył się i zapytał..a czemu ty Adunia się nie kąpiesz ?
Nic nie odpowiedziała, on nie ponawiał pytania. Jednak po chwili rozpięła bluzkę, zsunęła ją z ramion, odwróciła się do niego plecami i powiedziała...dlatego. Robert syknął i  dodał..o Boże, co za skQ..ci to zrobił................
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Kwiecień, 2017, 10:44
Z mojej strony przyjęte !  :)

W lotto dalej gram, bo obiecałem, że jak wygram, to wszyscy z tego forum jadą na.....to uzgodnimy.

A Tobie obiecuję nowego kompa. Niech będzie w zapasie w razie awarii twojego.  ;)
 Byś oczekiwaniem nie przyprawiała nas o palpitację serca.

Ps.
    Pozostaje dalej obgryzać paznokcie.

 Dzięki, dzięki...trzymam Cię za słowo.  ;D
Wreszcie się uporałam z problemem i mogę działać. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Kwiecień, 2017, 13:52
Ada i Adam

   
     Starsza pani stała w oknie i patrzyła na pusty ogród, było chłodno ponuro i jak przystało na późną jesień zimno.
To była pora powrotu Roberta z pracy, spojrzała na zegarek, jeszcze dwie minuty i będzie. Tak też się stało, po chwili jego samochód zaparkował na podjeździe. Syn wysiadł z samochodu i pośpiesznie udał się do gościnnego domku.
Cieszyła się z jego związku z Adą, kochała ją jak córkę, to była dobra, szczera i uczciwa dziewczyna. Jednak gdzieś tam ją dotykało to, że syn najpierw nie biegnie do rodzinnego domu.
Zobaczysz, jeszcze trochę, a na dobre tam zamieszka, usłyszała za plecami głos męża. Taaak, z lekka przeciągnęła potwierdzenie i znów zamieszamy sami i znów zrobi się pusto w domu. Mąż objął ją ramieniem i szepnął do ucha, a żeby nie było za dużo tego pustego miejsca, zamienimy się z nimi domami. To jest myśl, ożywiła się kobieta!
Ja będę miała mniej do sprzątania, im się przyda więcej miejsca i tym sposobem nigdzie nam nie uciekną. Przytuliła się do męża i zapytała..czy my aby nie jesteśmy zbyt egoistyczni? My? Zapytał mężczyzna. My tylko chcemy, aby nasz dzieci nigdzie się nie tułały, oni się nam przydadzą, a my im.

Z tego planowania wyrwał ich tupot dobrze znanych im dziecięcych stóp. Oho, Jasiek pędzi, zaśmiał się mężczyzna.
Chłopiec wpadła jak burza i od drzwi zaczął wołać...babciu, dziadku chodźcie, mama i wujek was zapraszają. I zaczął oboje ciągnąć za ręce, nie było mowy o żadnym sprzeciwie, temu młodemu człowiekowi, nie dało się odmówić.
Podążyli za chłopcem, byli przekonani, że  Ada zrobiła coś pysznego na obiad i chce ich poczęstować, często tak było. Przed samymi drzwiami Jasiek ich puścił i jakby uciekł, gdy przekroczyli próg domu, zobaczyli coś, co ich bardzo zaskoczyło.

Ich wszystkie dzieci i wnuki stali przed nimi, Robert trzymał tort, Ada z Halinką ogromne bukiety kwiatów i zaczęli im śpiewać sto lat. Mężczyzna objął żonę i cicho powiedział..a widzisz, myśleliśmy, że tylko my pamiętamy o naszej rocznicy ślubu. Oboje się bardzo wzruszyli, nie spodziewali się takiej niespodzianki. Uroczysty obiad, poczęstunek, prezenty od wnuków, kwiaty i jeden wspólny prezent od czwórki dorosłych, wczasy w ciepłym zakątku świata.

Gdy wszyscy ochłonęli, atmosfera się rozluźniła, starsza pani zaczęła mówić.
Moje życie zaczęło się kiepsko, powołali mnie na świat ludzie, którzy mnie później bez skrupułów z niego wyrzucili, a nawet wykreślili, przepowiadając mi, a nawet i życząc, że marnie skończę, ponieważ według nich odrzuciłam jedynego prawdziwego Boga. Z dwoma sukienkami i jedną parą butów i bez grosza przy duszy, poszłam w świat. Aby mieć na bilet sprzedałam lepszą sukienkę, a w gorszej pojechałam najbliższym pociągiem w nieznane. Byłam pewna, że szybko spadnie na mnie jakieś nieszczęście, choroba, piorun z nieba. Tak mnie wychowano i tak utwierdzano w przekonaniu, że bez świadków i Jehowy  nie ma dla mnie życia....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 02 Kwiecień, 2017, 18:50

Gdy wszyscy ochłonęli, atmosfera się rozluźniła, starsza pani zaczęła mówić.
Moje życie zaczęło się kiepsko, powołali mnie na świat ludzie, którzy mnie później bez skrupułów z niego wyrzucili, a nawet wykreślili, przepowiadając mi, a nawet i życząc, że marnie skończę, ponieważ według nich odrzuciłam jedynego prawdziwego Boga. Z dwoma sukienkami i jedną parą butów i bez grosza przy duszy, poszłam w świat. Aby mieć na bilet sprzedałam lepszą sukienkę, a w gorszej pojechałam najbliższym pociągiem w nieznane. Byłam pewna, że szybko spadnie na mnie jakieś nieszczęście, choroba, piorun z nieba. Tak mnie wychowano i tak utwierdzano w przekonaniu, że bez świadków i Jehowy  nie ma dla mnie życia....

Kochana, ja przez Ciebie kiedyś na zawał zejdę, normalnie padnę.

Historia jak się czyta, to jest nie do opisania jakie emocje wywołuje, ciężko jest uwierzyć że jedna rodzina mogła mieć takie peryferie w swoim życiu, tyle kłopotów. Najwspanialsze jest to że zawsze wyszli razem z tego, pomagali sobie i mogli (myślę ze nadal tak jest, że mogą) na siebe liczyć.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Kwiecień, 2017, 20:39
Kochana, ja przez Ciebie kiedyś na zawał zejdę, normalnie padnę.

Historia jak się czyta, to jest nie do opisania jakie emocje wywołuje, ciężko jest uwierzyć że jedna rodzina mogła mieć takie peryferie w swoim życiu, tyle kłopotów. Najwspanialsze jest to że zawsze wyszli razem z tego, pomagali sobie i mogli (myślę ze nadal tak jest, że mogą) na siebe liczyć.

  Kochana, ja pisałam..chcę Was od siebie uzależnić.  ;D ;D

A tak poważnie, Adam i jego teściowa, przypadek że się zakochał w jej córce. A to że sprawy tak się rozwinęły i nabrały dramaturgii zawdzięczają wspólnemu mianownikowi jakim są świadkowie.  Ich niechęć do bycia w organizacji rzuciła ogromny cień na całe ich życie.  O czym się jeszcze nieraz przekonamy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 02 Kwiecień, 2017, 20:56
  Kochana, ja pisałam..chcę Was od siebie uzależnić.  ;D ;D

wiem, wiem, udało Ci się  :-* :-* :-* :-*

A tak poważnie, Adam i jego teściowa, przypadek że się zakochał w jej córce. A to że sprawy tak się rozwinęły i nabrały dramaturgii zawdzięczają wspólnemu mianownikowi jakim są świadkowie.  Ich niechęć do bycia w organizacji rzuciła ogromny cień na całe ich życie.  O czym się jeszcze nieraz przekonamy.

Cholerna organizacja, normalnie nie da się opisać jaką niechęć mam do niej.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Kwiecień, 2017, 19:59




     ... Byłam przekonana, że długo nie pożyję. Jednak znalazłam pracę, z czegoś musiałam żyć, spałam w szatni pod stołem, przykryta roboczym ubraniem koleżanek. Tak mnie raz zastała sprzątaczka, to ona zabrała mnie do siebie, mieszkała z trójką dorosłych dzieci w jednym pokoju, mogła powiedzieć, że nie ma miejsca. A jednak przygarnęła mnie, dała materac, poduszkę i ciepły koc oraz talerz zupy. Gdy po latach zmarła, płakałam po niej jak po własnej matce, nie, nie po matce, po niej nie płakałam. Płakałam po Kazi jak po kimś bardzo bliskim memu sercu. Ten gest z jej strony nie potraktowałam jako uśmiech losu, ale błogosławieństwo szatna, które mi przepowiadali.

Po jakimś czasie byłam w takim stanie, że rozważałam powrót. Sama, samotna bez własnego kąta, żyjąca na skraju nędzy byłam przekonana, że właśnie zostałam zapomniana przez Boga. Nie liczyłam na cuda, ale przecież nic złego życiu nie zrobiłam, za co miał mnie karć? Tydzień po wypłacie, ktoś mnie okradł byłam załamana. Usiadłam pod płotem zakładu i płakałam jak dziecko i wtedy postanowiłam się zabić. Obok zakład był most, a pod nim przejeżdżały pociągi. Stanęłam na barierce i czekałam aż jakiś pojedzie. Nawet nie wiem, kiedy wylądowałam na chodniku, obejmował mnie jakiś chłopak i wyzywał od wariatek. I tak poznałam waszego ojca.

Powiedziałam mu, że nie mam po co żyć, że nie mam pieniędzy, mieszkania, celu w życiu. Zabrał mnie do baru, zjedliśmy kaszę z gulaszem i maślanką, powiedział, że jak chcę mogę u niego przenocować, ma materac. Nie miałam nic do stracenia, na niczym mi nie zależało. Mały pokoik był bardzo przytulny jak na tamte czasy i młodego mężczyznę wyjątkowo czysty.
Tak jak obiecał, dał mi materac, choć początkowo kazał mi spać na łóżku, nie zgodziłam się. Dla mnie to i tak było bardzo wiele. Składaliśmy się na żywność, opłaty robił sam, zarabiał więcej, a one były naprawdę niewielkie. A więc ja sprzątałam, gotowałam, dbałam o niego lepiej niż o siebie. Choć nie mogę powiedzieć, że on tego nie doceniał. Zabierał mnie do kina, teatru, na jakiś koncert, jako partyjny aktywista miał do nich dostęp. Nie, ja go nie kochałam, urzekł mnie tym, że nie mówił o religii, żadnej absolutnie żadnej, a i ja wolno zapominałam o swojej klątwie. I żyliśmy sobie tak razem, jak brat i siostra aż do dnia kiedy......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 03 Kwiecień, 2017, 22:37
Ciężko mi jest coś napisac, nie moge sklecić zdania. Początek mnei bardzo zasmucił, mimo że wiem że nie mogło to sie skończyć powodzeniem, że sie uda, to mocno sie przeraziłam, nie wiem dlaczego, miałam ochotę krzyknąć (dobrze że tego nie robię, bo sasiedzi juz i tak maja mnei za schizofreniczkę, mocno walniętą), jak przeczytałam jak sotała uratowana, to taki ogromy kamien mi z serca spadł, poczułam ogromną ulgę. Kolejna łza spłynęła czytając opowieść.
Kochana, przekaż najserdeczniejsze pozdrowienia i bardzo gorące uściski i buziaki, dla naszych dzisiejszych bohaterów. Podziękuj że zdecydowali się upublicznić swoją historię. Ciężko mi zliczyć ile wartości i ile sie nauczylam dzięki temu, skorygowałam swoje poglądy, bardziej zastanawiam się nad pewnymi sprawami, dużo bardziej doceniam moja rdzinę, przy okazji odblokowałam całe zasoby miłośco do mojej rodziny, nic ich nie blokuje już. Ciężko mi będzie sie odwdzięczyć.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Kwiecień, 2017, 08:32
  Wierzę kochana i doskonale rozumiem. Sama znam historię rodziny bardziej niż to co jest upubliczniane, a jednak jak dowiaduję się czegoś nowego, nieraz słucham lub czytam ( są momenty o których wolą napisać) to łzy zalewają twarz i nie da się tego w spokoju dokończyć.

Przeszli wiele, a jednak nikomu źle nie życzą, są pogodni i bardzo życzliwi dla ludzi i świata. Kiedyś Adam powiedział, że doszedł z teściową do wniosku, iż religia świadków, wisi nad nimi jak jakaś klątwa.
Dlatego (czas teraźniejszy) cała trójka dzieciaków, jest wprowadzana przez rodziców i wolontariuszy w świat sekt i zagrożenie jakie z nich płynie.
Aby kiedyś, któreś z nich nie uległo tej złudnej fascynacji.

 PS. Dziękuję, na pewno przekażę.  :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 04 Kwiecień, 2017, 11:07
Ciężko mi jest coś napisać, nie moge sklecić zdania..... Kolejna łza spłynęła czytając opowieść.

   a jednak jak dowiaduję się czegoś nowego, nieraz słucham lub czytam ( są momenty o których wolą napisać) to łzy zalewają twarz i nie da się tego w spokoju dokończyć.

 I właśnie ze względu na wrażliwość waszych serc i opuchniętych oczu  :'(  I wiecie ,że nie mam na myśli alergii ! ( no chyba,że na mnie  :P ) inna historia jest zbędna. Wystarczy ta. Swoją mam w pudełku na strychu.
Dbajcie o makijaż !!!  :)
 
Idę sąsiadowi podnieść ciśnienie. Jest za partią....No? Brawo!
Na koniec dam mu jakąś starą strażnicę i się pośmiejemy. Wie, że zmądrzałem.


   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Kwiecień, 2017, 20:08




..... Jak zawsze czekałam na niego z ciepłym obiadem. Pracowałam do czternastej, on godzinę dłużej, a więc miałam czas przygotować jakiś szybki posiłek. Była szesnasta, nadal go nie było, o siedemnastej nie odchodziłam już od okna, to do niego niepodobne.
Pobiegłam do zakładu pracy, portier powiedział, że wyszedł zaraz po zakończeniu pracy, szedł razem z Heńkiem, swoim kumplem. Wiedziałam gdzie mieszka, poszłam, a raczej pobiegłam do jego domu, sprawdzić, czy czasem tam nie przesiaduje.
Niestety, kolega powiedział, że rozstali się jak zawsze i Wojtek (tak go umownie nazwijmy) poszedł do domu. I znów bieg, prawie pięć kilometrów do domu, może akurat już wrócił?

Dotarłam ledwo żywa, niestety w domu nadal go nie było. Byłam przerażona, pobiegłam na komisariat, kazano mi czekać, może zabalował i zaraz wróci. Ja wiedziałam, że nie zabalował, on w ogóle prawie nie pił. Postanowiłam sama szukać, zaczęłam krążyć od szpitala do szpitala, to nie były czasy, kiedy pacjent wchodzi i pani z recepcji się uśmiecha i służy pomocą. Wtedy musiałam dopytać podstępem lub dać parę groszy portierowi, ten poszedł i mi przyniósł wiadomość..jest, leży nieprzytomny, potrącił go samochód. Siedziałam na schodach przed szpitalem i wyłam, złorzeczyłam całemu światu, byłam zła na siebie, świadków, moich rodziców, że to oni mnie przeklinają, a ja z tą klątwą jestem jak trędowata.

Jak mi tylko ktoś pomoże, zaraz spotyka go coś złego. Czułam się jak trędowata, parszywa, jak człowiek którego powinno się zamknąć w odosobnieniu i nie pozwalać na żadne kontakty z otoczeniem. Obiecałam sobie, że jeśli on z tego wyjdzie, wyprowadzam się, aby znów nie ściągnąć na niego czegoś złego.
Po czterech dniach pozwolono mi do niego wejść, nie byłam jego rodziną, a więc zero informacji, dopiero zadziałało kłamstwo, że jestem jego narzeczoną.
Weszłam do sali, leżała posiniaczony, z wieloma otarciami na twarzy, z nogą na wyciągu i ręką w gipsie. Byłam przerażona jego widokiem, ale także szczęśliwa, że jest, że żyje.

Kobieta się zamyśliła, po chwili inicjatywę przeją mąż. Przysiadła na łóżku, pogłaskała mnie po gipsie i powiedziała, jak ja się o ciebie bałam, tak bardzo się bałam. Ruszając jedną stroną ust, zapytałem..to  trochę ci na mnie zależy, a ja myślałem, że tylko na materacu. Powiedziała, żebym sobie nie żartował, bo mnie pacnie. Jej widok bardzo mnie ucieszył, już wtedy ją kochałem, ale ona była nieugięta na moje zaloty, a więc odpuściłem. Wiedziałem, że mnie nie kocha, ale jej na mnie zależy, a to bardzo dużo jak na osobę wychowaną bez miłości, wyrzuconą z domu i zapomnianą przez najbliższych. Długo nie umiała nazwać tego, co do mnie czuła, dbała, starała się, była czuła i serdeczna, ale nie mówiła, że mnie kocha. Za to ja, mówiłem jej za nas dwoje, a okazywałem jeszcze więcej.

 Pierwszy raz, powiedziała, że mnie kocha, jak był już Robert. Rozmawiała sobie z gaworzącym dzieckiem i wtedy do niego powiedziała..kocham cię syneczku i twojego tatę najbardziej na świecie, mocniej się nie da. Mnie wprost powiedziała, dopiero za kilka lat. Widziałem jak się miota, jak jej brakuje matki, ojca, zwłaszcza wtedy jak urodziła Roberta.
Była szczęśliwa, liczyła na to, że i im się to szczęście udzieli. Poprosiła mnie i choć z obawami i niechętnie, zgodziłem się jechać. Nawet nas nie wpuścili na podwórko, zobaczyłem dwoje ludzi, przepełnionych nienawiścią. Nawet wnuk nie zrobił na nich wrażenia, nie zmiękczył zatwardziałych jak beton serc. Mało, swoją nienawiść przelali także na dziecko. Byłem tak na nich wściekły, że......
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Kwiecień, 2017, 21:52
 

      Chciałam Wam wszystkim przekazać życzenia spokojnych i udanych Świąt, od Adama i całej jego rodziny, która się nadal rozrasta. Podczytują sobie forum i często dyskutują na zawarte tu tematy.
Sama Ada powiedziała, że nie spodziewała się iż jej przeżycia wzbudzą u ludzi takie emocje.
Mówi o sobie jestem taka celebritis - lokalis.  ;D

I ode mnie przyjmijcie życzenie udanych Świąt. Nie przejedzcie się, nie przepijcie, bądźcie zdrowi. :)




 
   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 12 Kwiecień, 2017, 22:43
Ja chciałbym i popić i pojeść ale te łapiduchy mówią nielzja. Jak to fajnie bez obawy można powiedzieć wesołych świąt i stukać się kieliszkami pijąc wódkę.Chociaż sam rozpoczynam post to wszystkim składam życzenia udanych i obfitych(w dobre jedzenie i trunki)świąt  wielkanocnych.Jestem zaskoczony,że coś takiego nie tylko pomyślałem ale też napisałem,to dowód,że nawet najtwardszy beton wystawiony na oddziaływanie normalności podlega erozji i się kruszy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 12 Kwiecień, 2017, 23:00

     
Sama Ada powiedziała, że nie spodziewała się iż jej przeżycia wzbudzą u ludzi takie emocje.

   

Oj wzbudzają, wzbudzają. :) Nie raz i nie dwa, mnie, staremu zgredowi łezki popłynęły.
Pozdrów serdecznie Adę i Adama od Dietricha.




Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 13 Kwiecień, 2017, 19:22
Kochana, mocno uściskaj i ucałuj całą kochaną rodzinkę :) podziękuj za życzenia i przekaż prosze jak najlepszych świat i spokojnych i zdrowych i szczęścia i żeby zawsze byli tacy szczęśliwi :) samych radosnych i miłych chwil. oraz zmacznego jaja i wesołego baranka i zajca :) najlepszych i jeszcze lepszych od niepokornej  :-* :-* :-* :-* :-* :-* :-* :-* :-* :-*

Czy im sie to podoba czy nie, stali sie częścią naszego forum, bardzo waznym filarem tego forum (myślę że to nei tylko moje zdanie). Znaleźli jakąś cząstke rodziny, co prawda, online i odstepcy, trochę ześwirowani, zawsze możemy dzieliś ze sobą swoje smutki i radości :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Baran w 13 Kwiecień, 2017, 20:14
Kochana, mocno uściskaj i ucałuj całą kochaną rodzinkę :) podoraz zmacznego jaja i wesołego baranka i zajca

Wesołego Baranka w szczególności ;) ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Kwiecień, 2017, 20:19
Jestem zaskoczony,że coś takiego nie tylko pomyślałem ale też napisałem,to dowód,że nawet najtwardszy beton wystawiony na oddziaływanie normalności podlega erozji i się kruszy.

  Niby nic wielkiego, a czasem nie chce przejść przez gardło. Pamiętam jak mnie przez gardło nie mogły przejść życzenia imieninowe dla kogoś. Bałam się je wypowiadać, jakby zaraz miał mi odpaść język.  ;D


Oj wzbudzają, wzbudzają. :) Nie raz i nie dwa, mnie, staremu zgredowi łezki popłynęły.
Pozdrów serdecznie Adę i Adama od Dietricha.

   Pozdrowię, na pewno pozdrowię. :)

Czy im sie to podoba czy nie, stali sie częścią naszego forum, bardzo waznym filarem tego forum (myślę że to nei tylko moje zdanie). Znaleźli jakąś cząstke rodziny, co prawda, online i odstepcy, trochę ześwirowani, zawsze możemy dzieliś ze sobą swoje smutki i radości :)

 Chyba sami wolno czują się częścią tego miejsca. Czasem podpytują o niektóre osoby, sami są ciekawi losów innych ludzi, noszących to samo piętno ....
Dziękuję i przekażę :*


Wesołego Baranka w szczególności ;) ;)

  Baranka słodkiego :) Dziękuję 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Kwiecień, 2017, 19:59
 Wczoraj  odwiedził mnie sąsiad, który zjechał na Święta do domu. Otworzył skrzynkę z pocztą, a tam wśród swojej  korespondencjo  znalazł także list adresowany do mnie. Przyszedł i powiedział, że ma dla mnie prezent, podał mi odręcznie adresowaną kopertę.

Charakter pisma nic mi nie mówił, zaraz jak wyszedł otworzyłam kopertę, a tam w nagłówku grzecznościowe..witam.
Choć jakbym miała się czepiać, powinno być dzień dobry. I już po pierwszym zdaniu wiedziałam kto do mnie pisze, nie abym poznała osobę, ale jej światopogląd, to jakiś śJ. Były typowe zwroty, czas jest krótki, nadejdzie jak złodziej w nocy, nikt nie zna dnia ani godziny. I coś nowego, abym nie łudziła się, że jakiś starszy pan z Watykanu, jest łącznikiem z Bogiem, pamiętaj że to religia fałszywa. Jeszcze kilka dyżurnych sloganów i zaproszenie na pamiątkę.
I to jakoś nie zrobiło na mnie wrażenie, ale już sama końcówka wprawiła mnie w lekkie osłupienie.

,,Jeśli chcesz mnie uszczęśliwić, przyjdź na Pamiątkę.. tu data , godzina i adres. ''

Dorota .....

Czyli córka mojej siostry. Ścięło mnie z nóg, ponad dziesięć lat milczenia, a tu nagle takie zaproszenie. Może faktycznie  czas jest krótki, że sobie o mnie przypomnieli, a może chciała zapunktować, przypomniała sobie, że kiedyś miałam do niej słabość i postanowiła to wykorzystać?
Bardzo możliwe, tylko dziewczę nie wie o tym, że dawno temu wyzbyłam się słabości do niej, a granie na moich emocjach jej szczęściem, też na mnie nie działa.

Miałam nie pisać nic, dać sobie spokój, ale przespałam się z tym i uznałam, że  kulturalny człowiek odpowiada, grzeczność tego wymaga, a napisałam tak:


 Dzień dobry

  Miło mi, że sobie o mnie przypomniałaś i pamiętasz o tym, że kiedyś bym dla Ciebie zrobiła wszystko.
Jenak czas płynie, a ludzie się zmieniają i ich priorytety również.
Mam nadzieję, że jesteś zdrowa, Twoja rodzina też, macie co jeść i w co się ubrać, a więc do szczęścia nic Ci więcej nie potrzeba.
Co do starszego Pana, bądź spokojna. Ani jeden z Watykanu, ani siedmiu z Warwick nie są w stanie mnie do siebie przekonać. Doskonale pamiętam słowa z Mateusza 7 :15. :)

 
Na koniec się podpisałam z imienia i nazwiska, bo jakoś inaczej nie było sensu.Ciocią się nie czuję, zwroty twoja, kochająca też byłyby oszustwem. Zaadresowałam, nakleiłam znaczek, po obiedzie poszłam na spacer i wrzuciłam do skrzynki. Teraz tak na spokojnie analizując sobie ten list dochodzę do wniosku, że ich nie interesuję ja jako ja, ale ja jako świadek. I to otwiera, albo zamyka wszystkie furki, a raczej ,,serca''.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 16 Kwiecień, 2017, 20:09
takie małe gesty ruszają gdzieś zamknięte etapy w życiu i budzą demony zwane emocjami które zakopaliśmy by nie powodowały ni ciepła ni zimna.
To mój pierwszy rok, kiedy nie poszłam na pamiątkę.
Odwagi dodało mi to forum i Twoj wątek.
Nie łudź się, że cokolwiek dla nich znaczysz.
Mnie nawet nie zaproszono na pamiątkę, nawet sms, fb, mail, poczta, osobiście - nic.
i jakoś zakumałam, że nie chodziło o świętowanie śmierci Jezusa. A już tymbardziej nie chodziło o mnie jako o osobę, zagubioną, może pogubioną ?
A o coroczną statystykę ile mamy potencjalnych nowych.

tak mnie naszło, że skoro przypomniała sobie o Tobie po tylu latach - to pewno napisała sobie za dużo listów by podkręcić w miesiącu kampanii godzinki.
Potem szkoda wywalić to wysłała ...

Sama wiesz, że łatwiej zagoić otwarte złamanie, niż dusze skaleczoną SJotem

Wspaniale

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Kwiecień, 2017, 20:34
takie małe gesty ruszają gdzieś zamknięte etapy w życiu i budzą demony zwane emocjami które zakopaliśmy by nie powodowały ni ciepła ni zimna.
To mój pierwszy rok, kiedy nie poszłam na pamiątkę.
Odwagi dodało mi to forum i Twoj wątek.
Nie łudź się, że cokolwiek dla nich znaczysz.
Mnie nawet nie zaproszono na pamiątkę, nawet sms, fb, mail, poczta, osobiście - nic.
i jakoś zakumałam, że nie chodziło o świętowanie śmierci Jezusa. A już tymbardziej nie chodziło o mnie jako o osobę, zagubioną, może pogubioną ?
A o coroczną statystykę ile mamy potencjalnych nowych.

tak mnie naszło, że skoro przypomniała sobie o Tobie po tylu latach - to pewno napisała sobie za dużo listów by podkręcić w miesiącu kampanii godzinki.
Potem szkoda wywalić to wysłała ...

Sama wiesz, że łatwiej zagoić otwarte złamanie, niż dusze skaleczoną SJotem

Wspaniale

  Kiedyś na pewno bym ten list opłakała i długo bolała nad jego treścią. Dziś mnie specjalnie nie poruszył, największym zaskoczeniem była osoba, która go napisała.
To przykre jak sobie uświadamiasz, że jesteś dla nich tylko cyferką - współwyznawcą, albo nikim.

Wiem co czujesz, bo pal licho znajomi, pseudo przyjaciele, ale bliscy, to najbardziej rani. I choć z czasem wszystko
wietrzeje, z ciężkiego kalibru, robi się waga piórkowa, to jednak zadra zawsze zostaje.

Dlatego zawsze doradzam tym co się zmagają z tym ciężarem, jak nie mają z kim porozmawiać, niech piszą tu na forum. Aby się nie zrażać, że nie wszystkim się to podoba, tu jest tyle miejsca i tylu ludzi, iż każdy znajdzie miejsce i czytelników dla siebie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 16 Kwiecień, 2017, 22:47
To jest okropne. Bardzo ci współczuję. Chyba lepiej,żeby zapomnieli,niż w taki sposób. Takie sytuacje rozrywają serce.
Moja bliska do niedawna siostra,która ze mną odkrywała bezsens w tej relugii,po moim odsunięciu nagle wpadła w amok religijny. Była przy wszystkich atakach starszych na nas,widziała wszystko i zna fakty,a mimo to zgorliwiała. I najgorsze jest jak się spotykamy,że ona już nie interesuje się tym co czuję,co przeżywam,ale tylko czy czytam Strażnice,czy chodzę na zebrania. Brutalnie informuję ją jak odbieram artykuły ze studium. Że samo pójście na zebranie nic nie zmieni,a może nawet wprawić w torsje.Po każdym spotkaniu czuję się fatalnie. A to tylko ktoś obcy.😯
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lechita w 16 Kwiecień, 2017, 23:53
Dziewczęta - piszę tak bo chyba stanowicie większość w tym wątku - na co dzień staram się o tym nie myśleć, ale to co napisała Tazła znów obudziło we mnie te myśli. Chodzi mi o to, że póki choć tylko oficjalnie jestem ŚJ to spotykam się z ciepłymi reakcjami ze strony innych świadków, niektórzy deklarują się jako przyjaciele, ale wiem że w momencie gdy już oficjalnie odejdę z org. to stanę się dla nich jak gnój na polu. I mimo że jestem na to przygotowany, lub przygotowuję się to ciężko mi to pojąć.
Powie ktoś, że przecież swego czasu sam o tym mówiłem do zboru w wykładach, i wtedy wydawało mi się to takie naturalne. Ale co innego mówić a co innego odczuć na sobie.
Wymyśliłem sobie, że jak już napisze list o odłączeniu to podobne napiszę do osób na których opinii w jakiś sposób mi zależy. Opiszę im całą sytuację by mieli prawdziwy obraz powodów mojego odejścia.
Jak myślicie, czy to dobry pomysł?
Takich osób w moim zborze jest dosłownie kilka, a będąc dokładnym  - 3. Reszta niech myśli co chce.
Ehhh...zebrało mi się na sentymenty...Tazła, to wszystko Twoja wina  ;)

Jesteście najlepsze, dziewczęta :) Oczywiście chłopaki też, niczym ułani z piosenki - sami wybierani!  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 17 Kwiecień, 2017, 00:07
Wymyśliłem sobie, że jak już napisze list o odłączeniu to podobne napiszę do osób na których opinii w jakiś sposób mi zależy. Opiszę im całą sytuację by mieli prawdziwy obraz powodów mojego odejścia.
Jak myślicie, czy to dobry pomysł?
Takich osób w moim zborze jest dosłownie kilka, a będąc dokładnym  - 3. Reszta niech myśli co chce.

Ja cały czas o tym myślę - tzn. o wysłaniu listu o odłączeniu również do członków zboru.
I wcale bym sie nie zawężała do kilku osób, ale uderzałabym w cały zbór (w dobie informatyzacji i tabletyzacji dotarcie do wiekszości członków zboru nie jest trudne!).

A dlaczegóż myślę, że to dobry pomysł?
Dlatego, że w zborze podany zostaje tylko krótki komunikat "Zenek X nie jest już ŚJ". I wtedy zaczynają się domysły, spekulacje... jak zgrzeszył, z kim zgrzeszył, kiedy zgrzeszył. To jest pierwsza myśl - że kogoś nie ma w zborze z powodu jego winy, jego grzechu. A dlaczego ludzie mają tak myśleć skoro to jest świadome odłączenie się, a nie wykluczenie za grzechy!
By więc uciąć niepotrzebne spekulacje oraz dać ludziom do myślenia na temat ich organizacji.... ja bym informowała wszystkich jak leci!
No i co ważne - nigdy nie wiesz ile osób w Twoim zborze to tacy, którzy chcą odejść, ale się wahają. Twoja postawa może ich zainspirować do kolejnych kroków! :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lechita w 17 Kwiecień, 2017, 00:14
PoProstuJa, dziękuję za opinię. Muszę się nad tym zastanowić. Do wszystkich to może nie, ale do większości...hm...kto wie, może tak zrobię, w ramach takiego eksperymentu socjologicznego. I tak jak piszesz, może inni pójdą za moim przykładem. Kto wie.

W każdym razie dziękuję za radę.  Pozdrawiam  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 17 Kwiecień, 2017, 00:25
PoProstuJa, dziękuję za opinię. Muszę się nad tym zastanowić. Do wszystkich to może nie, ale do większości...hm...kto wie, może tak zrobię, w ramach takiego eksperymentu socjologicznego. I tak jak piszesz, może inni pójdą za moim przykładem. Kto wie.

W każdym razie dziękuję za radę.  Pozdrawiam  :)

Proszę uprzejmie! W najgorszym wypadku ryzykujesz tylko to, że zostaniesz wykluczony!  ;D

Ja do niedawna myślałam, że jestem niczym samotna wyspa w zborze - tzn. ja odstępczyni, a inni to wierne owieczki. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że jeden brat ze zboru interesuje się aferą w Australii (dowiedziałam się o tym przez zupełny przypadek), a inny brat sam się nam zwierzył, że jest obecnie tak zniechęcony (po tym jak go potraktowali starsi z buta), że najchętniej wcale by już na zebrania nie chodził.
Z kolei gdy powiedziałam o swoich wątpliwościach dotyczących JW.ORG jednemu bliskiemu znajomemu ze zboru, to on mi na to odpowiedział, że te wątpliwości ma już od kilkunastu lat!   :o

Czyli to już co najmniej 3 osoby, które są w zborze jedną nogą... plus ja z mężem.. to już 5! A to może być wierzchołek góry lodowej! :)

P.S. Polecam aby list był mimo wszystko w miłym tonie - aby bracia nie mieli poczucia ulgi, że ze zboru odszedł złośliwy odstępczuch! :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Kwiecień, 2017, 08:57
To jest okropne. Bardzo ci współczuję. Chyba lepiej,żeby zapomnieli,niż w taki sposób. Takie sytuacje rozrywają serce.
Moja bliska do niedawna siostra,która ze mną odkrywała bezsens w tej relugii,po moim odsunięciu nagle wpadła w amok religijny. Była przy wszystkich atakach starszych na nas,widziała wszystko i zna fakty,a mimo to zgorliwiała. I najgorsze jest jak się spotykamy,że ona już nie interesuje się tym co czuję,co przeżywam,ale tylko czy czytam Strażnice,czy chodzę na zebrania. Brutalnie informuję ją jak odbieram artykuły ze studium. Że samo pójście na zebranie nic nie zmieni,a może nawet wprawić w torsje.Po każdym spotkaniu czuję się fatalnie. A to tylko ktoś obcy.😯

   My tak naprawdę jesteśmy także osobami uzależnionymi od tych ludzi (śj), to swojego rodzaju nałóg. A wyjście z każdego nałogu jest trudne. Przechodzimy przez coś jak syndrom odstawienia, tu cierpi psychika, a  ból bardzo dotkliwy. Dlatego ludzie różnie się znieczulają, jedni z gorliwych świadków, zmieniają się w ich wielkich przeciwników i zaczynają z nimi walczyć. Jeszcze gorliwiej niż kiedyś czytają ich publikacje, aby się przekonać, że zrobili słusznie, a to co tam piszą, to jedna wielka bzdura.
Inni szukają nowej prawdy, odwiedzają inne religie i wyznania, szukając miejsca dla siebie.
Jeszcze inni cierpią w samotności, często wpędzając się w poczucie winy, gdy stare nauki dają o sobie znać i czujemy się gorsi. Tęsknimy za tamtymi ludźmi, brakuje nam ich, a oni tymczasem mają nas w.....

Każdy ma prawo przejść przez to po swojemu, ale nie ma prawa się winić i pozwolić ,,braciom'' wpędzać  poczucie winy.
Taka mała rada, nie pozwalaj się dołować, popatrz na ten religijny hamulec z politowaniem i powiedz sobie..oni na mnie nie zasługuję. Ja jestem otwarta/ty, a oni żyją w tym swoim kloszu i są zamknięci na każdy powiew świeżego powietrza.


Chodzi mi o to, że póki choć tylko oficjalnie jestem ŚJ to spotykam się z ciepłymi reakcjami ze strony innych świadków, niektórzy deklarują się jako przyjaciele, ale wiem że w momencie gdy już oficjalnie odejdę z org. to stanę się dla nich jak gnój na polu. I mimo że jestem na to przygotowany, lub przygotowuję się to ciężko mi to pojąć.



  Ten gnój jest u nich bardzo popularny, mnie ,,przyjaciółka'' po odejściu powiedziała to samo. Wtedy z uśmiechem ( choć mnie to zabolało) powiedziałam, że gnój też potrzebny i jak ładnie na nim wszystko rośnie. Wtedy od mi odpowiedziała, że na mnie to urosną tylko pokrzywy. I moja reakcja, a raczej odbicie piłeczki zaskoczyło mnie samą, a jej zamknęło gębę do dziś. Odpowiedziałam jej..że w takim razie i tak będą na mnie skazani, bo przy deklaracji żadnej krwi to niczym tak nie odbudują czerwonego płynu jak naparem z pokrzyw.  :P

Cytuj
Powie ktoś, że przecież swego czasu sam o tym mówiłem do zboru w wykładach, i wtedy wydawało mi się to takie naturalne. Ale co innego mówić a co innego odczuć na sobie.

  To naturalne, inaczej nasze podwórko wygląda z naszego okna, a inaczej z okna sąsiada. W myśl przysłowia, punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.


Cytuj
Wymyśliłem sobie, że jak już napisze list o odłączeniu to podobne napiszę do osób na których opinii w jakiś sposób mi zależy. Opiszę im całą sytuację by mieli prawdziwy obraz powodów mojego odejścia.
Jak myślicie, czy to dobry pomysł?

 To dobry pomysł (moim zdaniem), widzę że i PP też się nosi z takim zamiarem i kilka innych osób. Jedno co mogę zasugerować, to wcześniej dostarczyć list do osób nam bliskich, niż do starszych. Aby na Wasze wykluczenie patrzyli, przez pryzmat Waszych słów, a nie przez pryzmat tego co padnie z mównicy. Nie będą zaskoczeni, później to może być odbierane jako tłumaczenie, a nie oświadczenie.



Cytuj
Ehhh...zebrało mi się na sentymenty...Tazła, to wszystko Twoja wina  ;)

Jesteście najlepsze, dziewczęta :) Oczywiście chłopaki też, niczym ułani z piosenki - sami wybierani!  :)

 Tak, wiem to wszystko moja wina :( Przywykłam do tego. Kiedyś mój syn przyniósł do domu bezdomnego, rannego kociaka. Na moje pytani..po co nam kolejny kot? Odp..to twoja wina, po co mnie tak wychowałaś, że trzeba pomagać słabszym. :D

Wszyscy jesteśmy dobrzy, dzielimy się doświadczeniami, pomagamy sobie wzajemnie, a w ciężkich chwilach, dobre słowo, jest na wagę złota. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lechita w 17 Kwiecień, 2017, 12:12
   

 To dobry pomysł (moim zdaniem), widzę że i PP też się nosi z takim zamiarem i kilka innych osób. Jedno co mogę zasugerować, to wcześniej dostarczyć list do osób nam bliskich, niż do starszych. Aby na Wasze wykluczenie patrzyli, przez pryzmat Waszych słów, a nie przez pryzmat tego co padnie z mównicy. Nie będą zaskoczeni, później to może być odbierane jako tłumaczenie, a nie oświadczenie.

Tazła, pięknie dziękuję! Doskonała rada! Myślałem, że najpierw list podeślę koordynatorowi a potem innym. Ale teraz widzę, że lepiej będzie zrobić odwrotnie.

Dziękuję raz jeszcze , a z tą Twoją winą to wcale nie jest tak. Pisałem oczywiście w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Bądź pewna moich jak najlepszych intencji względem Twojej osoby jak i wszystkich innych forumowiczów :)

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 17 Kwiecień, 2017, 12:28
Tazła, pięknie dziękuję! Doskonała rada! Myślałem, że najpierw list podeślę koordynatorowi a potem innym. Ale teraz widzę, że lepiej będzie zrobić odwrotnie.

A ja miałam taki pomysł żeby zrobić to równocześnie.

No bo...
...wyślesz tylko do braci, to od razu zadzwonią do starszego i zepsują Ci niespodziankę :)
...wyślesz najpierw do starszego, to może ostrzegać innych braci przed Tobą...

A jak i starszy i bracia mają list w tym samym czasie, to wszyscy mają niespodziankę w tej samej chwili! :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lechita w 17 Kwiecień, 2017, 12:53
PoProstuJa , masz rację.
Dlatego chcę to tak zgrać w czasie by listy wpierw dostali ci, na których mi zależy, a dzień później do starszyzny i to w czasie gdy do najbliższego zebrania będzie jeszcze kilka dni.
Myślę, że da to czas na zapoznanie się z treścią a dodatkowo na rozejście się wieści po zborze zanim jeszcze zostanie to ogłoszone na zebraniu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Kwiecień, 2017, 12:59
Mnie raczej chodziło o krótką różnicę w czasie. Tak zrobił zmajomy,  jego bliscy wiedzieli dzień wcześniej.  Chciał  aby to oni nie byli zaskoczeni, starsi to formalność.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: accurate w 17 Kwiecień, 2017, 14:12
To przykre jak sobie uświadamiasz, że jesteś dla nich tylko cyferką - współwyznawcą, albo nikim.

Pewne napoje są dobre tylko na zimno lub z lodem  ;D .
Dlatego analogicznie nauczyłem się w życiu że te zachęty przed pamiątką i nie tylko, są miłe jeśli są przyjmowane na zimno lub lepiej z głową w lodzie i bez emocji.
To całkiem podobnie jak pewne napoje nie smakują na ciepło tylko na zimno lub z lodem  8-).
I to działa podobnie - nawet jeśli szczere i życzliwe , traktuj je bez emocji a głowa spokojniejsza i nie boli poźniej .

Jedna z podstawowych nauk i "prawd" z JWORG wpajana szeregowemu Świadkowi Jehowy -
"Świat to my i oni. My uduchowieni - Oni to  "Świat" ( światusy, ludzie ze świata, świeccy ,itp. ---zawsze w domyśle to część integralna złego tzn. szatańskiego świata itd....) "

To smutne i  przykre że ci"mili" ludzie w krawatach i przy stojakach  nie widzą innych kolorów niż czarny i biały przy ocenie bliźniego.
No chyba że za taką słabą iskrę nadziei uznać fakt iż publikacje WTS w wielu miejscach jasno  radzą być wybrednym jeśli chodzi o towarzystwo w osób ze zboru.
Podpisuj umowy pisemnie w sprawach finansowych z bratem itd.
Dlaczego jak to taka oaza spokoju w złym świecie i "raju duchowym"
Mało jest takich rad burzący ten zero jedynkowy obraz ludzi i bliźnich , ale jednak są i dla myślących wystarczą .

A sama  pamiątka to  raczej taki papier lakmusowy mierników prawości made in JWORG
- wystarczy czasem być i cicho siedzieć apotem to nawet  możesz być już taki milszy,  nawet jak jesteś  wykluczony . 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 17 Kwiecień, 2017, 15:04
PoProstuJa , masz rację.
Dlatego chcę to tak zgrać w czasie by listy wpierw dostali ci, na których mi zależy, a dzień później do starszyzny i to w czasie gdy do najbliższego zebrania będzie jeszcze kilka dni.
Myślę, że da to czas na zapoznanie się z treścią a dodatkowo na rozejście się wieści po zborze zanim jeszcze zostanie to ogłoszone na zebraniu.
Mnie raczej chodziło o krótką różnicę w czasie. Tak zrobił zmajomy,  jego bliscy wiedzieli dzień wcześniej.  Chciał  aby to oni nie byli zaskoczeni, starsi to formalność.
idąc tym tokiem rozumowania, to najfajniej byłoby jakby zebranie w tygodniu odbywało sie w poniedziałki (strażnica standardowo w niedzielę) i jakby powysyłać te listy priorytetami w poniedziałek (tak żeby poczta doręczyła je we wtorek). W ten sposób wieści mogą swobodnie roznosić się od wtorku do soboty, ale że nie ma w te dni zebrania, więc starszyzna nie ostrzega jeszcze nikogo.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 17 Kwiecień, 2017, 16:12
W dobie internetu chcecie papierowe listy rozdawać?!  ;D

No oczywiście też można... :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 17 Kwiecień, 2017, 16:29
W dobie internetu chcecie papierowe listy rozdawać?!  ;D
No oczywiście też można... :)
   Chcę, żeby to było takie bardzo osobiste.
   Poza tym, w moich rejonach, to nie wiem, jak to używanie tego netu się odbywa.
   A tak, będę miała pewność, że mój list do odbiorcy napewno dotarł.
   A może ktoś zachowa tę moją pisaninę na pamiątkę i kiedyś wróci do niej i się wybudzi.
   Niezbadane są drogi takich listów.
   A fajnie byłoby dostać po jakimś czasie telefon typu:
   "Wiesz, przeczytałam Twój list jeszcze raz i pomógł mi do końca zrozumieć, dlaczego przestałaś być śj i ... że ... WTS kłamie!"
    :D :D :D :D :D
   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 17 Kwiecień, 2017, 16:52
   Chcę, żeby to było takie bardzo osobiste.
   Poza tym, w moich rejonach, to nie wiem, jak to używanie tego netu się odbywa.
   A tak, będę miała pewność, że mój list do odbiorcy napewno dotarł.
   A może ktoś zachowa tę moją pisaninę na pamiątkę i kiedyś wróci do niej i się wybudzi.
   Niezbadane są drogi takich listów.
   A fajnie byłoby dostać po jakimś czasie telefon typu:
   "Wiesz, przeczytałam Twój list jeszcze raz i pomógł mi do końca zrozumieć, dlaczego przestałaś być śj i ... że ... WTS kłamie!"
    :D :D :D :D :D
 

Estera, jak masz w miarę blisko te osoby, które chcesz obdarować listem, to może po prostu powrzucasz im je do skrzynki?!
Dla Świadka, który latami rozpowszechniał traktaty i czasopisma to chyba nie aż taki problem! :D

Rozdawanie listów na sali jest ryzykowne. A ludzie mogą się bać je brać! - bo nigdy nie wiadomo czy ktoś na nich nie doniesie! :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 17 Kwiecień, 2017, 17:01
Estera, jak masz w miarę blisko te osoby, które chcesz obdarować listem, to może po prostu powrzucasz im je do skrzynki?!
Dla Świadka, który latami rozpowszechniał traktaty i czasopisma to chyba nie aż taki problem! :D
Rozdawanie listów na sali jest ryzykowne. A ludzie mogą się bać je brać! - bo nigdy nie wiadomo czy ktoś na nich nie doniesie! :)
   Dobry pomysł i być może wykorzystam go, bo jest rozsądny w tej sytuacji.
   Dzięki, dzięki za podpowiedź.
   Chociaż osobiście, miałam w zwyczaju, jeszcze jak byłam tak na bieżąco w zborze ...
   Robić takie "listowne niespodzianki", z jakimiś serdecznymi wpisami dla przyjaciół ze zboru.
   To całkiem możliwe, że nie byłoby nic podejrzanego w tym, że rozdaję koperty.
    :) :) :) :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 17 Kwiecień, 2017, 17:07
   Dobry pomysł i być może wykorzystam go, bo jest rozsądny w tej sytuacji.
   Dzięki, dzięki za podpowiedź.
   Chociaż osobiście, miałam w zwyczaju, jeszcze jak byłam tak na bieżąco w zborze ...
   Robić takie "listowne niespodzianki", z jakimiś serdecznymi wpisami dla przyjaciół ze zboru.
   To całkiem możliwe, że nie byłoby nic podejrzanego w tym, że rozdaję koperty.
    :) :) :) :) :)

Biorąc pod uwagę, że zdaje się przestałaś chodzić regularnie na zebrania, a nagle pojawisz się z torbą kopert... to starsi mogą wyniuchać że coś się święci. Wystarczy, że pierwsza osoba na Ciebie doniesie... i się łańcuszek posypie.
Nie zdziwię się jak starsi będą robić szybkie śledztwo i kazać ludziom oddawać koperty. I wtedy Twoje przesłanie może nie dotrzeć do nikogo :(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 17 Kwiecień, 2017, 17:39
Biorąc pod uwagę, że zdaje się przestałaś chodzić regularnie na zebrania, a nagle pojawisz się z torbą kopert... to starsi mogą wyniuchać że coś się święci. Wystarczy, że pierwsza osoba na Ciebie doniesie... i się łańcuszek posypie.
Nie zdziwię się jak starsi będą robić szybkie śledztwo i kazać ludziom oddawać koperty. I wtedy Twoje przesłanie może nie dotrzeć do nikogo :(
   Mam i na to świetny pomysł, jak w tym względzie wyprowadzić ich w "pole".
   Ale nie będę tu pisała o wszystkich szczegółach swojej dopracowywanej strategii, bo nie chcę się zbytnio odkrywać.
   A nie wiadomo, czy tu ktoś z mojej starszyzny nie szpieguje, jako gość.

   Sytuacja, którą opisujesz, rzeczywiście byłaby bardzo podejrzana, z tą taką, nagłą torbą listów, jak piszesz.
   Dlatego zrobię to z rozsądkiem.
   Napewno nie dam się im odstrzelić, tak ni z gruszki ni z pietruszki.

    :) :) :) :) :)
   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 17 Kwiecień, 2017, 18:38
   Mam i na to świetny pomysł, jak w tym względzie wyprowadzić ich w "pole".
   Ale nie będę tu pisała o wszystkich szczegółach swojej dopracowywanej strategii, bo nie chcę się zbytnio odkrywać.
   A nie wiadomo, czy tu ktoś z mojej starszyzny nie szpieguje, jako gość.

   Sytuacja, którą opisujesz, rzeczywiście byłaby bardzo podejrzana, z tą taką, nagłą torbą listów, jak piszesz.
   Dlatego zrobię to z rozsądkiem.
   Napewno nie dam się im odstrzelić, tak ni z gruszki ni z pietruszki.

    :) :) :) :) :)
 

To jak już przeprowadzisz tę akcję Estero to daj mi znać (w prywatnej wiadomości) jakie sprytne strategie zastosowałaś! Może ja też z nich skorzystam! :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Kwiecień, 2017, 10:57
Adam i Ada



       Dalej ojciec opowiadał, jak on widział te sprawy, jak bardzo go bolało, gdy żona cierpiała. Widział to, czasem coś chciał zrobić, nie mógł już patrzeć na tę jej udrękę, ale nie pozwalała. Zawsze mówiła to samo..a czym bym się wtedy od nich różniła? Byłabym taka sama jak oni, a tego nie chcę. To było trudne, jednak tak bardzo ją kochał, że cierpiał razem z nią i nic nie robił.
Ta opowieść była bardzo długa, Adam spojrzał na teściową, patrzyła ślepo przed siebie i nie reagowała, była jakby nieobecna. Po omacku chwyciła męża za rękę i tak siedziała. Halinka siedziała ze wzrokiem wbitym w jakiś punkt na stole, Robert bawił się serwetką, a raczej strzępami, jakie z niej zostały. Oni to znali, może nie ze strony ojca, on nigdy nie mówił o tym, co wtedy czuł, jak to widział, dziś dowiedzieli się dlaczego, nie chciał dołować żony.

Spojrzał na siostrę, siedziała zakrywając twarz dłońmi, szturchnął szwagra pokazując na Adę. Rober wziął ją za rękę i oderwał od twarzy, miała oczy czerwone od łez. Spojrzał na Adama i znów na kobietę. Kochanie aż tak się wzruszyłaś, na szczęście to już przeszłość, pocałował ją w rękę. Wtedy Ada wybuchnęła płaczem, co mężczyznę wprowadziło w osłupienie.
Adam  domyślał się, co było powodem płaczu, to świadomość, przed czym uchronił ją ojciec, jak mogła utonąć w chorych zasadach.
Teraz oczy wszystkich skierowane były na płaczącą Adę. Teściowa wstała, podeszła do niej, przytuliła ją i powiedziała..na szczęście ty córciu, opamiętałaś się w porę i nic ci nie grozi.

Ada, wciąż szlochając przytuliła się do niej, przez łzy wydusiła z siebie..mamo (tak od jakiegoś czasu zwracała się do kobiety) jak pomyślę, że tak bardzo mogłam skrzywdzić ojca, a później uwikłać się w coś, co by mi nie pozwoliło kontaktować się z Adasiem, tobą serce chce mi pęknąć. Taka jestem na siebie zła, za tę naiwność i głupotę. Taka religia, która rozbija rodziny, jest winna tylu cierpień nie ma prawa powoływać się na Boga. Teraz wszyscy mieli łzy w oczach. Kobieta pocałowała Adę w czoło i powiedziała..mam nadzieję, że ta klątwa już nad nami nie wisi i nikt więcej nie będzie przez tę religię cierpiał.

Nie spodziewali się, że te słowa są tylko pobożnym życzeniem. Nikomu nie przyszło do głowy, co los im jeszcze szykuje i czemu muszą stawić czoła....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 18 Kwiecień, 2017, 18:14
Nie spodziewali się, że te słowa są tylko pobożnym życzeniem. Nikomu nie przyszło do głowy, co los im jeszcze szykuje i czemu muszą stawić czoła....

Kochana czytając Twój wątek powinnam (ni etylko ja) zaopatrzyc sie w tabletki na uspokojenie, normalnie juz obgryzłam paznokcie z niecierpliwości. Słońce, pereło moja, prosze Cię o kontynuację, bardzo szybko, nie pozwól swoim czytelnikom się tak niecieroliwić  :-* :-* :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Kwiecień, 2017, 19:20
Kochana czytając Twój wątek powinnam (ni etylko ja) zaopatrzyc sie w tabletki na uspokojenie, normalnie juz obgryzłam paznokcie z niecierpliwości. Słońce, pereło moja, prosze Cię o kontynuację, bardzo szybko, nie pozwól swoim czytelnikom się tak niecieroliwić  :-* :-* :-*

  Widzisz Kwiatuszku, choćbym chciała skrobnąć coś wcześniej, to nie miałam jak. Zima odcięła mnie od świata, a teraz nim się ogarnę... ale obiecuję, jutro coś wrzucę. Nie łykaj tych prochów na spokojność  :-* :-* ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Kwiecień, 2017, 11:05
Ada

    Ada przygotowywała obiad, dzieci gdzieś hasały po ogrodzie, Robert malował kuchnię u rodziców. Zerkała w okno na bawiące się dzieci, były takie beztroskie i wesołe, bardzo się zmieniły. Małgosia zbierała same pochwały w szkole, okazało się, że ma talent plastyczny, jej prace szkoła wysyłała na konkursy. Jasiek chciał iść na karate, była temu przeciwna, ale Robert ją przekonał, że takie treningi nie uczą agresji, ale samodyscypliny, opanowania i kształtują charakter młodego człowieka. Zgodziła się w końcu, Jasiek szalał z radości i już nie opuszczał Roberta na krok, a ten się zobowiązał, że będzie go woził na treningi.

Pomyślała sobie..mam cudowne dzieci, jestem z nich taka dumna, mam faceta, dla którego jestem partnerem, damą i towarzystwem na poziomie. Czuję się przy nim piękna, mądra, kochana i szczęśliwa. Tyle dobra, tyle szczęścia i taka stabilizacja. Chyba nigdy takiej nie czuła, jako mała dziewczynka, sama z chorym ojcem, pamięta jak się bała, że kiedyś zostanie całkiem sama. Raz ojciec nie wyleżał grypy, była cała masa ważniejszych spraw,pewnego ranka  nie mogła go rano dobudzić.
Boso, tylko w piżamie, środek zimy, pobiegła do ciotki po pomoc. Tam kazano jej się ubrać i w rzeczy kuzynki i dopiero wracać do domu, gdy przybiegła, ciotka wezwała już pogotowie.
Pamięta ojca bez kontaktu, leżącego na noszach, gdy go wynoszono, ręka zsunęła mu się i zwisała obok. Przeraziła się, myślała, że już umiera, padła na kolana przed lekarzem, złapała go za nogi i prosiła..nich pan ratuje mojego tatusia, ja mam tylko jego. Ciotka próbowała ją zabrać, ale nie dał rady, tak mocno się trzymała. Wtedy lekarz przykucnął, powiedział, że zrobi co tylko możliwe, aby mu pomóc, ale teraz musi go puścić, powinni go jak najszybciej zawieść do szpitala. Później był miesiąc pobytu w szpitalu, miesiąc w sanatorium i wreszcie wrócił do domu.
Tak bardzo się cieszyła, tak dbała o ojca, że nawet skarpetki mu zakładała. Nauczyła się  gotować, aby tatuś nic nie musiał robić. Ten strach, choć ma swoją rodzinę, towarzyszy jej nadal, boi się zbyt dużo myśleć o tym, co dobre, aby nie zapeszyć.

Nagle do domu jak burza wpadł Jasiek, bez słowa pobiegł do pokoju, trzaskając drzwiami. Już miała otworzyć usta, że co to za zachowanie, jak kątem oka zauważyła jakąś postać zbliżającą się do jej domu.
Strach przeszył ją do szpiku kości, do drzwi zbliżał się jej były mąż. Jeszcze raz się upewniła, czy to na pewno on? Tak, właśnie odezwał się dzwonek. Przez głowę przemykały jej dziesiątki myśli, co zrobić, jak się zachować? A ja zaczną się przepychanki, zawsze może zacząć krzyczeć, Robert na pewno usłyszy.

Otworzyła drzwi, bez słowa wstępu powiedział..ja do dzieci. Nie mogła mu tego odmówić, mógł się z nimi spotykać, ale tylko w jej towarzystwie lub przy wcześniej wezwanym kuratorze. Zaprosiła go do środka, poszła zawołać Jaśka, siedział skulony pod ścianą. Nie chciał wyjść, zaczęła go przekonywać, że to jest jego tata i powinien wyjść, choć się przywitać. Chłopiec się rozpłakał i powiedział..mamusiu, ale ja się boję. Obiecała mu, że nic złego go nie spotka, bo ona na to nie pozwoli. Wzięła chłopca za rękę i wyszli do salonu, gdzie siedział ojciec. Nawet nie chciał mu podać ręki, schował się z matkę, jakby się bał patrzeć w jego kierunku. Zapytał o Małgosię, odpowiedziała zgodnie z prawdą, że gdzieś biega po ogrodzie. Zażyczył sobie, a raczej zażądał, aby ją przyprowadziła, a on pogada sobie z synem. Na to nie mogła pozwolić, aby narazić dziecko na taki stres. Kazała Jaśkowi iść poszukać siostry, chłopiec wyskoczył z domu jak z procy,  słyszała  trzask drzwi wejściowych w domu teściów. To znaczyło, że chłopiec wcale nie szuka siostry, pobiegł do Roberta. Po chwili w drzwiach stanął jej ukochany, z obojgiem dzieci, które trzymały się go kurczowo za ręce....
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 22 Kwiecień, 2017, 22:27
żeby nie bylo polajkowałam, bo ciesze się że napisałaś  :D

normalnie kolo wstydu nie ma, wiem ma prawo do widywania dzieci, po takim czymś, watpię żeny kiedyś był w staeni na tyle sie zrekompensować żeby dzieciaki go polujbiły, to nierealne. Co dokładnie myślę, to wiesz (więc nie będę pisac ponownie, na foruma to się nie nadaje), pisałyśmy o tym na czacie z Miśkiem. Koleś swoim cynizmem i postawa przyprawia o mdłości, jest to obrzydliwe ta jego postawa.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Kwiecień, 2017, 09:51
żeby nie bylo polajkowałam, bo ciesze się że napisałaś  :D

normalnie kolo wstydu nie ma, wiem ma prawo do widywania dzieci, po takim czymś, watpię żeny kiedyś był w staeni na tyle sie zrekompensować żeby dzieciaki go polujbiły, to nierealne. Co dokładnie myślę, to wiesz (więc nie będę pisac ponownie, na foruma to się nie nadaje), pisałyśmy o tym na czacie z Miśkiem. Koleś swoim cynizmem i postawa przyprawia o mdłości, jest to obrzydliwe ta jego postawa.

  Spoko, kochana ja się o laiki nie upominam :D

A co do pana męża. Pamiętam naszą rozmowę i samej mi się nieraz cisną jeszcze gorsze rzeczy na usta, tacy  ludzie powinni by odpowiednio ,, doceniani'', aby poznali ten smak ,, miłości'' i tu zdania nie zmienię.

Nigdy nie pamiętał o dzieciach, mógł odwiedzać, ale tego nie robił. Czasem sobie przypomina, aby ugrać coś dla siebie, a może aby nie dać im o sobie zapomnieć i o tym na co go stać. Brr..na samą myśl mnie trzęsie.
Jednak dla takich ludzi, też jest miejsce pod słońcem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 23 Kwiecień, 2017, 11:48
  Spoko, kochana ja się o laiki nie upominam :D

A co do pana męża. Pamiętam naszą rozmowę i samej mi się nieraz cisną jeszcze gorsze rzeczy na usta, tacy  ludzie powinni by odpowiednio ,, doceniani'', aby poznali ten smak ,, miłości'' i tu zdania nie zmienię.

Nigdy nie pamiętał o dzieciach, mógł odwiedzać, ale tego nie robił. Czasem sobie przypomina, aby ugrać coś dla siebie, a może aby nie dać im o sobie zapomnieć i o tym na co go stać. Brr..na samą myśl mnie trzęsie.
Jednak dla takich ludzi, też jest miejsce pod słońcem.

Dlatego ode mnie zawsze masz lubika, na długo zanim przeczytam  :-* :-* :-*

Zdaje się ze bardziej realna jest opcja - żeby nie dac o sobie zapomnieć - co może ugrać poza nakarmieniem swojego ego że wzbudza strach. obrzydliwe.

CIebie kochana doprowadzić do przeklinania? to lepiej brać nogi za pas i uciekac do innej galaktylki  8-)  :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 23 Kwiecień, 2017, 21:13
I znów mam wrażenie dziwnie swojskiej więzi z Adamem i jego rodziną, tak silnej że chciałbym ich poznać, podobnie pewnie jak inni czytelnicy wątku Aniu. :)

Oj potrafisz wycisnac łzy z mężczyzny .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 23 Kwiecień, 2017, 21:29
Porażka dla faceta jako ojca - jeśli doprowadza do tego, że własne dzieci przed nim uciekają.   :'(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 23 Kwiecień, 2017, 22:25
Porażka dla faceta jako ojca - jeśli doprowadza do tego, że własne dzieci przed nim uciekają.   :'(
Dlatego nie jest najważniejsze kto dzieci spłodził, ale to kto wychował jak ojciec.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Kwiecień, 2017, 09:48

Oj potrafisz wycisnac łzy z mężczyzny .

 Cieszę się, że są to łzy wzruszenia, a nie rozpaczy nad moją osobą. :D

Porażka dla faceta jako ojca - jeśli doprowadza do tego, że własne dzieci przed nim uciekają.   :'(

 Niestety, są ludzie którzy nigdy nie powinni mieć dzieci, nie zasługują na to.

Dlatego nie jest najważniejsze kto dzieci spłodził, ale to kto wychował jak ojciec.

 Zgadzam się z Tobą, bycie rodzicem to duma,  radość i nie każdemu ten zaszczyt się nie należy. Na niego się ciężko pracuje, nie dostaje się go z przekazaniem genów.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Kwiecień, 2017, 19:04
Ada



    Ada była przerażona, gdy ujrzała ich w drzwiach. Ex był nieobliczalny, nie zależało mu na nikim i niczym. Robert był jego wielkim przeciwieństwem, ale gdyby do czegoś doszło, na pewno by nie stał bezczynnie. Bała się o dzieci, bała się o Roberta, a ten jakby nigdy nic, stanął w pokoju i powiedział..dzień dobry, podobno dzieci mają gościa, przyszedłem zobaczyć, kto ich odwiedził. Uśmiechał się przy tym jak ktoś nieświadom sytuacji, a przecież wiedział, na co stać tego człowieka. Dzieci były wciąż uwieszone jego rąk, wyglądały, że je siłą przyciągną do domu, a nie był ich obrońcą, któremu bezgranicznie ufały. Ada spojrzała na byłego, wyglądał jakby ten widok go ucieszył i tak też było. Wstał, zaczął się zbliżać do Roberta z wyciągniętą dłonią mówiąc..widzę, że ktoś tu wie jak ich okiełznać. Podał mu rękę, zaś drugą trzymał za sobą, oboje chowali się za nim, uwieszenie na jego przedramieniu. Przy tym dodał.. trzeba wiedzieć jak z kim postępować, inaczej można wdepnąć w niezłe szambo.

To gościowi się bardzo spodobało, całkowicie stracił zainteresowanie dziećmi, nie wiedział tylko, że te słowa były kierowane do niego. Po chwili byli tak pogrążeni rozmową, iż Ada mogła niepostrzeżenie wymknąć się z domu, razem z dziećmi i iść do domu teściów.
Zastała ich stojących przy oknie i równie przerażonych, jak dzieci. Zaraz zaczęli dopytywać i co, i co? Powiedziała to, co wiedziała i co się działo do jej wyjścia. Pozostało im być dobrej myśli i czekać na szybki koniec wizyty.
Czas się dłużył niemiłosiernie, dzieci siedziały jak zahipnotyzowane, Ada z teściową krążyły po pokoju, zaś ojciec stał przy oknie wpatrzony w drzwi wejściowe gościnnego domku.
Po dobrych trzydziestu minutach krzyknął..wychodzą! Kobiety podbiegły do okna, mężczyźni podali sobie ręce, ex poszedł w kierunku bramy, zaś Rober do domu rodziców.

Zaraz od wejścia, zasypali go pytaniami..i co on chciał, jak się go pozbyłeś?
Mężczyzna się uśmiechnął, usiadł obok dzieciaków i odpowiedział..on mówił ja słuchałem, wyszedł w przekonaniu, że jego słowa są moimi i chyba w ogóle zapomniał, po co przyszedł.
Jak to? spytała Ada, jak ci się udało go tak okiełznać? Chwycił ją za rękę, przyciągnął do ust i powiedział..bo ty nie wiesz kochanie, że ja przez dziesięć lat pracowałem jako negocjator. Niejednego świra okiełznałem, rozumiesz? Pokiwała głową, nagle wszystko zrobiło się jasne, on wiedział jak mówić i czego nie mówić, aby przeciwnik poczuł się zrozumiany.

Jasiek przytulił się do Roberta, objął go ręką i zapytał..ale on już nie wróci, nie będzie chciał się z nami widzieć? Nie wiem, odparł chłopcu, może zechce przyjść i pogadać, ale jedno mogę wam obiecać, ani wam, ani mamie nic złego się nie stanie. Nim dokończył te słowa, dzieci siedziały na jego kolanach, a raczej wisiały u jego szyi.
Ada zwróciła się do teściowej..zobacz mamo i dla mnie miejsca już brakło, wybuchnęły śmiechem.

Przez kilka dni, nikt nie wracał do tego incydentu, była sobota. Jak zawsze tego dnia, siedzieli razem z Adamem i Halinką na tarasie jedząc obiad. Nagle Jasiek zaczął..a wiesz wujku, że on był u nas i chciał z nami rozmawiać? Adam rozmawiał z chłopcem jakby nie był niczego świadom. Malec opowiadał po swojemu, jak to widział, co czuł, jakie to było dla niego dramatyczne przeżycie. Gdy się już wygadał odezwała się babcia.. Jasiu, a pamiętasz co mówiłeś jak do nas przybiegłeś? Chłopiec spuścił głowę i przytakną . To powiedz wszystkim, co mówiłeś, nie reagował, nawet nie podnosił głowy, tylko z boku zerkał na matkę. Synku, powiedz, poprosiła Ada, pokręcił przecząco głową.

A ja mogę? Zapytała babcia, pozwolił. Kobieta zaczęła opowiadać, cały czas patrząc na chłopca i lekko się uśmiechając. Słychać było, że pędzi szybciej niż zazwyczaj, jakby mknął nad ziemią, wpadł do domu i od progu zaczął wołać..tato, tato chodź, on tam jest, mama sama z nim została, Gośka chowaj się, kazał cię przyprowadzić. Gdy skończyła na jej twarzy rysował się jeszcze większy uśmiech, mimo że po policzkach spływały  łzy. Nie tylko ona płakała, wszyscy mieli łzy w oczach, Rober przykucnął między krzesłami dzieci, przytulił je do siebie i powiedział..moje kochane dzieciaczki.

 I muszę jeszcze coś powiedzieć, kontynuowała babcia, to jest dowód na to, że wychowaliśmy naszego syna na dobrego, wartościowego człowieka, lepszej cenzurki dostać nie można, tak my, jak i on. I choć nie ma biologicznego potomstwa, to jest dobrym ojcem, czwórki wspaniałych dzieciaków. A co to jest biologiczny? Zapytała Małgosia. No, odezwał się ojciec do Roberta..syny wytłumacz córce co to jest. Zapanowała cisza, mężczyzna chwilę pomyślał i mówi..widzisz Małgosiu, biologiczne dziecko to jest takie jak się rodzi pod twoim nazwiskiem w szpitalu i musisz je wziąć, nawet jak ci się nie podoba, taki jest wymóg. A was to ja sobie wybrałem i żadnego przymusu nie było, cmoknął ją w policzek. Aha, odezwała się dziewczynka, to my jesteśmy takimi twoimi wybrańcami? Zapytała z bardzo poważną miną. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Robert potwierdził słowa małej.
Adam poklepał szwagra po ramieniu mówiąc..zdałeś egzamin celująco. Uśmiechnął się, jednak przez myśl przemknęło mu, że sprawa z byłym mężem Ady jest niezałatwiona i trzeba coś z tym zrobić, inaczej będzie ich nękał....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 24 Kwiecień, 2017, 23:12

A ja mogę? Zapytała babcia, pozwolił. Kobieta zaczęła opowiadać, cały czas patrząc na chłopca i lekko się uśmiechając. Słychać było, że pędzi szybciej niż zazwyczaj, jakby mknął nad ziemią, wpadł do domu i od progu zaczął wołać..tato, tato chodź, on tam jest, mama sama z nim została, Gośka chowaj się, kazał cię przyprowadzić. Gdy skończyła na jej twarzy rysował się jeszcze większy uśmiech, mimo że po policzkach spływały  łzy. Nie tylko ona płakała, wszyscy mieli łzy w oczach, Rober przykucnął między krzesłami dzieci, przytulił je do siebie i powiedział..moje kochane dzieciaczki.

 I muszę jeszcze coś powiedzieć, kontynuowała babcia, to jest dowód na to, że wychowaliśmy naszego syna na dobrego, wartościowego człowieka, lepszej cenzurki dostać nie można, tak my, jak i on.

(pogrubienia moje  ;D)
Prawda, lepszej cenzurki nie mozna dostać, cieżkoo lepsze świadectwo człowieczeństwa i niezwykłej wartości. Bdzieci bardzo szybko zaakceptowały Roberta, który stał się dla nich jak tarcza, przed wszelkim złem jakie je spotkało i może spotkać. Z dzieciaków musi być mega dumny.
O niezwykłej więzi jaką ma z dziećmi, świadczy że w chwili zagrożenia, gdzie adrenalina działa, strach, młody użył słowa 'tato', pewnie jeszcze niedawno to słowo budziło w nim odrazę, a tu proszę, jak miło to sie czyta (łezka w oku się zakręciła i spłynęła po policzku, nie tylko bohaterom opowieści). Jeszcze co mnie urzekło, to to jak brat zadbał by ostrzec siostrę.

Przypomniały mi sie słowa cyganki (czy to była ruminka): "wspaniałą ma Pan rodzinę"  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Kwiecień, 2017, 08:52
(pogrubienia moje  ;D)

O niezwykłej więzi jaką ma z dziećmi, świadczy że w chwili zagrożenia, gdzie adrenalina działa, strach, młody użył słowa 'tato', pewnie jeszcze niedawno to słowo budziło w nim odrazę, a tu proszę, jak miło to sie czyta (łezka w oku się zakręciła i spłynęła po policzku, nie tylko bohaterom opowieści). Jeszcze co mnie urzekło, to to jak brat zadbał by ostrzec siostrę.

Przypomniały mi sie słowa cyganki (czy to była ruminka): "wspaniałą ma Pan rodzinę"  :D

  Tak, do tej pory mówili mu wujku, w chwili zagrożenia, jak sama wspomniałaś, widział w nim kogoś innego, kogoś ważniejszego, a może nawet najważniejszego, ojca. To wtedy pierwszy raz, powiedział do niego tato i tak jest do dziś. Za to u Małgosi trwało to trochę dłużej, nim się odważyła powiedzieć tato, ale za to teraz nie powie inaczej jak tatuniu.
O ojcu wspominają bardzo rzadko, można powiedzieć, że wcale. Jak już coś poruszają to mówią..on, wszyscy wiedzą o kogo chodzi.

Tak, Adzie w parku powiedziała, że będzie jeszcze bardzo szczęśliwa, zaś  Robertowi na wczasach inna, że ma ładną rodzinę, choć on zaprzeczał, ona wiedziała swoje.

A to, że kazał się Małgosi schować. Ludzie uważają, że kilkuletnie dzieci nie rozumieją nic z życia dorosłych, guzik prawda. Mały chłopiec, może nie wiedział dosłownie co grozi siostrze, ale wiedział, że trzeba ją bardziej chronić. I to świadczy o jego dojrzałości.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Kwiecień, 2017, 16:59

Przepraszam kochani, że tak mało, ale jestem po zabiegu i jakoś szare komórki gorzej pracują.  :-[ ;D


Adam


   Adam właśnie wychodził z pracy, po drodze miał zrobić małe zakupy i wracać do domu. Wsiadał do samochodu, gdy zadzwonił telefon, to Halinka, oho pomyślał, pewnie o czymś zapomniała. Żona była dziwnie spięta, kazała nie robić zakupów, tylko wracać prosto do domu, ma gościa. Nic więcej nie chciała powiedzieć, tylko że ma wracać i się rozłączyła. Zmroziło go, przez głowę przebiegały myśli, a wyobraźnia działała i nakręcała mu spiralę nerwów. Bardzo szybko dotarł do domu. W pokoju siedziała, żona i nieznajomy mężczyzna.

Halinka zostawiła panów samych, Adam usiadł naprzeciwko mężczyzny i powiedział..słucham pana. Nieznajomy nie bardzo wiedział jak zacząć, padały pojedyncze słowa, które nic nie wnosiły do rozmowy, a już w ogóle nic nie wyjaśniały.
Aż wreszcie zapanowała cisza, widać było, że mężczyzna jest wyraźnie zdenerwowany i nie wie konkretnie, od czego zacząć. Gospodarz postanowił przejąć sprawy w swoje ręce. Wyciągnął dłoń w jego kierunku i się przedstawił, mężczyzna zrobił to samo. Wtedy Adam zaczął pytać..skąd pan jest? Tu padała nazwa miejscowości z drugiego końca Polski, która nic mu nie mówiła, jednak kontynuował. Co pana do mnie sprowadza? Jestem sąsiadem Barbary Kowalik (tak ją umownie nazwijmy). To też nic nie mówiło Adamowi. A ko to jest? Zapytał.
Jak to pan jej nie zna, a można zna pan Dankę Kowalik? Do pokoju weszła zaintrygowana Halinka. Adam o kogo pyta ten pan? Nie wiem, nie znam ani jednej, ani drugiej, zaczął się tłumaczyć żonie.

Mężczyzna patrzył raz na Adama raz na Halinkę, domyślał się, że ona nie wie, ale Adam ewidentnie się wypiera.
Zaczął coś mówić o odpowiedzialności, przyzwoitości, dobrych ludziach i sercu dla bliskich. Że nie można udawać, że się nie wie, nie zna, a jeśli się komuś lepiej powodzi nie powinien odwracać się od innych.
Tego było za wiele, Adam wstał wyraźnie zirytowany, zwrócił się do mężczyzny. Człowieku, czy ty nie rozumiesz, że ja nie mam...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 30 Kwiecień, 2017, 13:00
Tazła zła kobieta jesteś wodzisz na pokuszenie złą wyobraźnię!!!!!!!!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Kwiecień, 2017, 19:50
Tazła zła kobieta jesteś wodzisz na pokuszenie złą wyobraźnię!!!!!!!!!!

  Poparzeni Kawą śpiewają..Okrutna, zła i podła, jak zrobić mi to mogłaś  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Maj, 2017, 10:16
Adam


     Człowieku, czy ty nie rozumiesz, że ja nie mam bladego pojęcia, o kim ty mówisz? Nie znam Barbary ani Danuty Kowalik. Miałem kiedyś na studiach kolegę Maćka Kowalik, te osoby są z nim powiązane? Mężczyzna zaprzeczył, milczał, jakby się bał kontynuować rozmowę. Po chwili Adam ochłonął, widząc reakcję gościa, sam ponownie podjął temat. Proszę pana, ja bardzo chętnie pomogę, ale proszę powiedzieć, o co chodzi i kto pana do mnie przysłał. Na razie, nie wiem nic i trudno mi się odnieść do powodu pańskiej wizyty. Halinka, widząc napiętą atmosferę i głodnego męża, zaproponowała panom obiad.

Przy posiłku rozmowa była o wszystkim i o niczym, gdy dopijali kawę mężczyzna zaproponował powrót do tematu jego wizyty. Gospodarz przystał na to, sam był ciekaw, o co w końcu chodzi? A więc jak już wspomniałem jestem sąsiadem Barbary Kowalik, pytałem o Danutę, ponieważ niektórzy tak też się do niej zwracają. Jak już pan wie, jestem jej sąsiadem, mieszkamy na tym samym piętrze. Danusia jest wdową, sama wychowuje dwójkę dzieci, jej mąż zmarł w wyniku powikłań pooperacyjnych dziesięć lat temu. Gdy zaczęła wychodzić na prostą, okazało się, że jest poważnie chora. Chemia, pierwsze leczenie przyniosło bardzo dobre efekty, jednak po kilku latach, białaczka ponownie zaatakowała. Chemia, pobyty w szpitalu bardzo ją wyniszczyły i choć wróciła do domu, to lekarze zaczynali ją przygotowywać do przeszczepu szpiku. Bank, bankiem jednak przeszczep rodzinny byłby najlepszy. Wszyscy się zgłosiliśmy na badania, niestety nikt z nas nim nie może zostać.

Danusia kiedyś zwierzyła się mojej żonie, że ma rodzeństwo, tak w ogóle to ona nic nie mówiła o swojej rodzinie. Dlatego byliśmy bardzo zdziwieni tym, że kogoś ma. Wiedzieliśmy tylko o rodzicach, którzy już niestety nie żyją, ale rodzeństwo? Ma jeszcze ciotkę, ale ta jest bardzo schorowana i do przeszczepu się nie nadaje. Dlatego zaczęliśmy ją namawiać, na kontakt z rodzeństwem, aż w końcu nam się udało. Zdobyła jakoś ich adres, a ja wziąłem na siebie odszukanie ich. W miejscowości gdzie mieszkał brat, przebywa moja siostra, na moją prośbę odszukała go, wtedy pojechałem do niego. Traf chciał, że przebywała tam też i ich wspólna siostra, co mnie bardzo ucieszyło. Niestety bardzo szybko sprowadzili mnie na ziemię, że nic z tego nie będzie. Kobieta nawet powiedziała, że mają tę samą grupę krwi, ale przekonania religijne jej nie pozwalają na poddanie się takiemu zabiegowi.

Byłem wściekły, jak można żyć ze świadomością, że można było komuś pomóc, a się tego nie robi, bo jakieś przekonania. Nie jestem mściwy, ale na odchodne życzyłem im, aby kiedyś potrzebowali pomocy i zostali tak samo potraktowani. Skoro chowają się za Biblią niech pamiętają, że jaką miarą mierzą, taką będzie im odmierzone.
Danusia chyba za bardzo nie liczyła na ich pomoc, ale miała cichą nadzieję, że może jednak.
Niestety, zawiodła się i wolno wycofywała z życia. Coraz rzadziej do nas zaglądała, była mniej rozmowna. Siedziała w domu, porządkowała papiery, czasem załatwiała jakieś sprawy urzędowe i rozpieszczała dzieci. Były dni, gdy padała ze zmęczenia, a jednak się uśmiechała i udawała twardą. Chciała ten ostatni czas, spędzić tak, aby dzieci pamiętały ją, jak najlepiej, jakby się dało to zrobić na zapas, nadrobiłaby na kilka lat.

Kiedyś poszliśmy do niej z ciastem i zrobioną już kawą, też chcieliśmy zrobić zapas z własnego towarzystwa. Jak zawsze temat zszedł na chorobę, wtedy żona zapytała.. Danusia, a jakieś kuzynki, cioteczne rodzeństwo, nie masz już nikogo więcej? Milczała dłuższą chwilę, w końcu powiedziała.. Jest jeszcze ktoś, ale do niego nie warto się chyba zwracać, to podobno zły człowiek ...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 01 Maj, 2017, 12:58
Kochana nawet nie wiesz jak bardzo, bardzo wystawiasz na próbę moje owoce ducha. normalnie kobieto, błagam Cię nie mów że jeszcze przez jakiś czas będę musiała obgryzac paznokcie, w sumie to już mi pozostało do obgryzania kości  ;D.

Mam pewne podejrzenia co do stopnia pokrewieństwa. Ciekawa jestem czy zgadłam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 01 Maj, 2017, 18:23
Taaaak czekaj Tadka latka...
Jak Ania napisze w tym tygodniu to będzie dobrze :)

Życzę powrotu do zdrowia i dobrej kondycji.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Maj, 2017, 21:37
Kochana nawet nie wiesz jak bardzo, bardzo wystawiasz na próbę moje owoce ducha. normalnie kobieto, błagam Cię nie mów że jeszcze przez jakiś czas będę musiała obgryzac paznokcie, w sumie to już mi pozostało do obgryzania kości  ;D.

Mam pewne podejrzenia co do stopnia pokrewieństwa. Ciekawa jestem czy zgadłam.

 O masz, i na co hybryda pójdzie? :o Wiem, że Ty zdolna bestyjka i domyślasz się.  :-*

Taaaak czekaj Tadka latka...
Jak Ania napisze w tym tygodniu to będzie dobrze :)

Życzę powrotu do zdrowia i dobrej kondycji.

Nie będzie tak źle, kilka dni i znów będzie odciek  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 02 Maj, 2017, 21:03
Dawca szpiku nie musi mieć tej samej grupy krwi. Rzadko się zdarza,że rodzice,czy dalsi krewni są zgodni genowo. Z rodzeństwem też jest różnie.Bywa,że wśród licznego rodzeństwa zgodności brak.Na szczęście jesteśmy jako kraj bardzo zaangażowani i ofiarni,do tego należymy do banku światowego. O dawcę jednak nie jest tak trudno. Szczególnie,że do przeszczepu wykorzystuje się zamiast szpiku komórki macierzyste.Leczenie białaczki mamy na dobrym poziomie. No i  ważne jaką białaczkę miała. Limfocytową,limfoblastyczną,promielocytową,przewlekłą? To ma znaczenie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Maj, 2017, 21:12
  Ja się nie zagłębiam w medyczne zagadnienia choroby, spisane jest tak, jak było opowiedziane. To co oni czuli, mówili jak reagowali.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Maj, 2017, 17:26
Adam


   Zły czy dobry, trzeba spróbować, nie było nic do stracenia, a do zyskania bardzo wiele. I tak wydobyliśmy od niej, jak się nazywa i gdzie mieszka jej brat, czyli pan. Adam zmarszczyło czoło i zapytał zdziwiony..że ja jestem tym kimś? Na pewno, pan się nie pomylił? Mężczyzna wyjął notes i przeczytał imię, nazwisko, imię i nazwisko rodowe matki, wszystko się zgadzało.
Adam zaczął krążyć po pokoju, próbował pozbierać myśli, ale nie mógł. Halinka przysłuchiwała się z boku, teraz ona zaczęła rozmawiać z gościem. Dowiedziała się, że Barbara znała tylko miasto, w jakim mieszkają, on sam w niezbyt legalny sposób dotarł do adresu i postanowił przyjechać. Drążyła temat, dopytywała o szczegóły, nie mogła pominąć tego złego człowieka, dlaczego tak o nim mówiła, czy miała powód? Na ten temat mężczyzna nie chciał się wypowiadać, odsyłał do swojej znajomej. Na koniec wymienili się numerami telefonów, Adam obiecał się odezwać.

W tej chwili nie mógł nic obiecać, czuł się, jakby dostał czymś w głowę. Ostatnich kilka lat to kocioł dobrych i złych wiadomości, zdarzeń i ludzi, myśleli, że już wychodzą na prostą, że wreszcie zapanuje spokój, a tu taka niespodzianka.
Chodził wokół stołu w kuchni i powtarzał..i co ja mam zrobić, co mam o tym myśleć? Halinka, jako że nie dotyczyło jej to bezpośrednio, podeszła do sprawy chłodniej, zasugerowała mężowi..ja bym zadzwoniła do taty, on może coś wiedzieć. Tak, masz rację, tata, Adam chwycił za telefon. Dość długo rozmawiał z ojcem, gdy się rozłączył żona patrzyła na niego wyczekująco. I nic, tata potwierdził nazwisko mamy, powiedział skąd pochodziła babcia, ale o żadnej Basi czy Danusi nic nie wie. W końcu stwierdzili, że sami nic nie wymyślą, potrzebna burza mózgów, jedziemy do rodziców. Tam jest Ada, Robert, mama z tatą, może coś doradzą.

Po wysłuchaniu co to im się przytrafiło, zaczęli się wymieniać uwagami, po kilku godzinach doszli do wniosku, że powinien jechać, sam zobaczyć i porozmawiać. Tak naprawdę nie wiedział nic, poza kilkoma ogólnymi informacjami.
Dwa dni później, zadzwonił do mężczyzny z informacją, że jutro będzie koło południa, poprosił o dokładny adres. Mężczyzna podał mu swój adres, powiedział też, że sąsiadka nic nie wie o jego przyjeździe.

Drzwi mieszkania, otworzył im gospodarz. Po wejściu przedstawił mu Adę, to ona towarzyszyła bratu. Weszli do przestronnego pokoju, Adam zwrócił uwagę na szeroki drzwi, po chwili wszystko było jasne, dołączyła do nich kobieta na wózku inwalidzkim. Mężczyzna powiedział..państwo pozwolą to moja żona, Emilka. Oboje się uśmiechnęli, przywitali się z kobietą i prawie jednocześnie powiedzieli, my też mamy Emilkę. To jakby rozluźniło atmosferę.

Adam zaczął mówić o celu wizyty, małżonkowie spojrzeli się na siebie i zaraz gospodarz mu przerwał.
Nie mamy dla pana dobrych wieści, spóźnił się pan....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 03 Maj, 2017, 20:04
Kochana Ty chesz żeby mi serce staneło? normaln ie mam mikro zawał, juz nie powiek który raz. Pierwsze nie wierze że to co pierwsze na myśl może się nasunąć to może być prawda, rodzeństwo odpada, chyba że w pewnej chwili się opamiętaki. O mamie Adama też nikt nie napisałby że się zmieni.

Kochana błagam, blagam Cię napisz ciąg dalszy jak najszybciej
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 03 Maj, 2017, 20:10
Nie no Ania, zaraz wsiądę w auto i pojadę do twojego miasta i wyciągne z ciebie dalszą część opowieści :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Maj, 2017, 20:13
Kochana Ty chesz żeby mi serce staneło? normaln ie mam mikro zawał, juz nie powiek który raz. Pierwsze nie wierze że to co pierwsze na myśl może się nasunąć to może być prawda, rodzeństwo odpada, chyba że w pewnej chwili się opamiętaki. O mamie Adama też nikt nie napisałby że się zmieni.

Kochana błagam, blagam Cię napisz ciąg dalszy jak najszybciej

 Musiałam tak skończyć, bo w przeciwnym razie musiałabym ciągnąć bardzo długi wątek. A wiesz Matus takich nie lubi i goni aby rozbijać tekst na kawałki, aby nie był w jednym ciągu, co też czynię. A więc jego wina :D

Nie no Ania, zaraz wsiądę w auto i pojadę do twojego miasta i wyciągne z ciebie dalszą część opowieści :D

 Wyciągaj , tylko śladów nie zostawiaj :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 03 Maj, 2017, 20:50
Nie no Ania, zaraz wsiądę w auto i pojadę do twojego miasta i wyciągne z ciebie dalszą część opowieści :D

jade z Tobą  ;D  8-)
Kochana wpadam na kawę

Musiałam tak skończyć, bo w przeciwnym razie musiałabym ciągnąć bardzo długi wątek. A wiesz Matus takich nie lubi i goni aby rozbijać tekst na kawałki, aby nie był w jednym ciągu, co też czynię. A więc jego wina :D

Wiem, wiem, pamiętam, upodobania naszego Matusa. Dziwne, bo jak czyta książkę, to nie jest to krótki wątek, chociaż nie, no dobra, ja tez nie lubie długich rozdziałów, wolę jak sa krótkie. Kochana możesz pisać częściej  :-* :-* :-* :-* :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Maj, 2017, 20:56
  Poczekajcie jak trawa obeschnie, mam dwie kosiarki, pomożecie te moje hektary skosić. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 03 Maj, 2017, 21:02
  Poczekajcie jak trawa obeschnie, mam dwie kosiarki, pomożecie te moje hektary skosić. :D

Luz, obecnie mam swoje do koszenia i jakoś nie kwapię się żeby się za to zabrać  :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Maj, 2017, 18:57

Adam

     Dziś wcześnie rano obudziła nas Ela, córka Basi, że ta zemdlała i leży na podłodze. Pobiegłem do niej, a żona wezwała pogotowie, zabrali ją do szpitala, jak chcecie, możemy tam jechać.
Adamowi ulżyło, choć jej nie znał i wcale nie był pewien czy to jego krewna, to jednak chciał ją spotkać i porozmawiać. Miał nadzieję, że wszystko się jakoś wyjaśni i ułoży. Czym więcej myślał o całej tej historii i miał więcej wątpliwości to czuł dziwną więź z nieznajomą. Dlaczego miał takie odczucia? Nie umiał sobie tego wytłumaczyć. Nie mówił o tym nikomu, nie chciał, żeby ktoś powiedział mu, że jest naiwny albo że sobie coś w mawia, bo chce nadrobić stracone lata, kiedy był sam. To były jego tajemnicze myśli. Czasem się za nie karcił, jednak bardzo szybko powracały i nie dawały spokoju. Tak naprawdę to chciał, aby to była prawda, poza jednym, chorobą.

Weszli na oddział, sąsiad poszedł do lekarza zapytać o chorą. To on był osobą decyzyjną. Nie miała nikogo komu mogła zaufać, jego żona z racji swojego stanu nie mogła, dzieci były za małe, a więc padło na niego.
Po chwili wyszedł i poszli pod wyznaczoną salę, mogli popatrzeć tylko przez szybę. Mężczyzna nie zdążył powiedzieć które łóżko zajmuje Basia, gdy Adam sam do siebie powiedział.to ta pod fioletowym kocem.
Ada spojrzała na brata, po jego twarzy spływały łzy, nie bardzo wiedziała co zrobić, o co zapytać. Stała i patrzyła na wychudzoną postać, która była poddawana jakimś zabiegom i w ogóle nie reagowała. Cały czas miała zamknięte oczy, jakby się bała spojrzeć na świat. Ona śpi? Zapytała Ada towarzyszącego im mężczyzną. Nie, ona jest taka słaba, lekarz powiedział, że jest źle, a nawet bardzo źle.

Nie było sensu tam stać, wrócili do domu pana Karola. Żona kończyła przygotowywać obiad, Ada poszła pomóc jej w kuchni, mężczyźni zaś siedzieli bez słowa w pokoju. Po chwili odezwał się Adam..gdy tylko rzuciłem okiem na salę, zaraz mój wzrok padł na jej łóżko. Wygląda identyczne jak mama, te same rysy, ten sam kolor włosów, nawet jak leżała, tak samo miała ułożoną rękę przy głowie. Bardzo dobrze pamiętam ten obraz, ostatnie tygodnie jej życia, spędziłem przy szpitalnym łóżku. To był ciężki okres, gdzie wspomnienia mieszały się z teraźniejszością, a strach brał górę nad żalem. Później nadeszło najgorsze, którego bym nie życzył najgorszemu wrogowi. Nie ma większego bólu, jak trzymać w ramionach kogoś bliskiego, kto umiera i wiedzieć, że nie można mu pomóc. Czułem się jakby ktoś mi wbijał w ciało pazury i rwał po kawałku moje mięśnie.
Gdy kobiety weszły z obiadem do pokoju, obaj płakali. Postawiły talerze na stole i bez słowa zasiadły do posiłku. Ada chwyciła brata za rękę.. Adaś jedz, po obiedzie pojedziemy znów do szpitala.

O szesnastej znów byli na oddziele, Karol poszedł zapytać lekarza, czy można ją odwiedzić. Zgodził się, na jedną osobę i nie dłużej niż pięć minut. Adam założył fartuch i wszedł do sali. Bardzo cichutko podszedł do łóżka, aby jej nie obudzić. Gdy tylko stanął nad nią, otworzyła oczy, uśmiechnęła się do niego i chwyciła go za rękę. Patrzyła na niego takim przeszywającym wzrokiem, cichutko zaczęła mówić..mój Adaś, mój kochany Adaś, jesteś wreszcie.
Przykucnął obok łóżka, trzymał ją za rękę i ledwo co powstrzymywał łzy. Zaczęła go głaskać po głowie, uśmiechała się ..tak bardzo czekałam na ciebie, myślałam, że już cię nie zobaczę. Znów zapadła w sen.
Adam wychodząc na korytarz spotkał lekarza, który zapytał go..obudziła się? Odp..że tak, na chwilę. Jeśli coś mówiła, proszę tego nie brać dosłownie, nie za bardzo kontaktuje i jest pod działaniem leków przeciwbólowych, dodał lekarz na odchodne.

Wrócili znów do domu Karola. Po drodze Ada zaproponowała bratu, aby zrobili jakieś zakupy, u ich gospodarzy na pewno się nie przelewało, nie wypada ich objadać. Obładowani zakupami wrócili do domu, dzieci kończyły jeść obiad.
Adam spojrzał na całą trójkę, dwoje było do siebie podobnych, a więc to były dzieci Karola i Emilki. Trochę starsza dziewczynka, to musiała być córka Basi. Wziął słodycze i owoce, jakie kupili i poszedł z nimi do pokoju dzieci. Nim położył wszystko na stole i kazał się częstować, podał każdemu z dzieci rękę i przedstawił się. Na końcu była Ela, zapytał ją..wiesz kim jestem? Dziewczynka nieśmiało skinęła głową i powiedziała..ciocia mówiła, że przyjechał jakiś pan, który jest chyba naszym wujkiem. Usiadł obok dziewczynki, przytulił ją do siebie i powiedział..nie chyba, ale na pewno nim jestem...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Maj, 2017, 19:07
Adam


    Tę noc spędzili u Karola, wcześnie rano znów poszli do szpitala, nastąpiła niewielka poprawa, jednak na odwiedziny było za wcześnie. Tak Adam, jak i Ada, poddali się badaniu na potencjalnych dawców szpiku, wyrazili też zgodę na umieszczenie ich w baku szpiku. Lekarz doradził także, aby już nie przyjeżdżali w tym dniu, jeśli coś się będzie działo, na pewno dadzą znać. Gospodarz poszedł do pracy, a oni nudzili się w domu. Rozmawiali z Emilką, Adam chciał jak najwięcej wiedzieć o Basi, choć nie wiedział kto i dlaczego ich rozdzielił, to chciał się dowiedzieć ile tylko można.
Nagle do pokoju przyszła córka gospodyni i coś jej wyszeptała na ucho. Ta zaś przeprosiła i pojechała do pokoju dzieci. Gdy wróciła po chwili powiedziała..Ela płacze i nie chce powiedzieć dlaczego. Biedne dziecko, życie ich nie rozpieszczało, od małego wychowywali się bez ojca, teraz ta straszna choroba. Wcześnie żyli skromnie, ale jakoś dawali sobie radę, teraz ciężko, choroba pochłania większość ich pieniędzy, a i tak na wszystko nie starcza. Widziałam jak Baśka, rezygnuje z niektórych leków.

Adam zwrócił się do Emilki..zawołaj swoje dzieci, ja pójdę z nią porozmawiać, może mnie coś powie.
Dziewczynka leżała zwinięta w kłębek na tapczanie i cichutko pochlipywała. Usiadł na podłodze, bardzo blisko jej głowy, odgarnął jej włosy z twarzy zaczął opowiadać.. Wiesz mam córkę, trochę od ciebie starsza, ma na imię Emilka. Do niedawna myślałem, że jestem sam na świecie, że poza żoną i córką nie mam nikogo. Były dni, że nie chciało mi się żyć i choć bardzo kocham swoje dziewczyny, to czułem się sam. Nie miałem żadnej cioci, wujka, siostry, nikogo.

I kiedyś pojechaliśmy na wycieczkę, szukać grobu mojego ojca i wtedy stał się cud, prawdziwy cud. Znalazłem, nie grób taty, ale żywego, który mi powiedział, że zawsze na mnie czekał i bardzo mnie kocha. A później jeszcze poznałem moją siostrę, czyli ciocię Adę, jej dzieci, kuzynki, ciotki i wujków. Nagle okazało się, że mam całkiem sporą rodzinę, która mnie kocha i jest gotowa mi pomagać. I już myślałem, że nic miłego mnie nie spotka, a tu proszę, jesteś ty, twoja mama i brat. A właśnie, jak twój brat ma na imię? Adam, odpowiedziała dziewczynka. Uśmiechną się od ucha do ucha, popatrz tak samo jak ja.  Spojrzał na nią, już nie leżała, siedziała i nawet nie płakała. A masz jakieś zdjęcia? Chciałbym was bliżej poznać, zwrócił się do dziewczynki. Tak, mam, zaraz przyniosę, tylko wezmę od cioci klucze.

 Adam uśmiechną się do niej, a później dodał..ok, ale pierw mi powiedz, dlaczego płakałaś? Dziewczynka spuściła głowę. Chwycił ją za rękę..Elusia, jak mi nie powiesz, nie będę ci mógł pomóc, a sama sobie nie poradzisz. Wtedy zaczęła bardzo cicho mówić, jakby się bała, że ktoś usłyszy..bo ja brałam udział w konkursie i zakwalifikowałam się do dalszego etapu, ale żebym mogła jechać z grupą, muszę zapłacić pięćdziesiąt złotych. Nie mam takich pieniędzy, a mama zabroniła mówić o pieniądzach cioci i wujkowi, bo oni też nie mają.
Adam objął dziewczynkę i pocałował w głowę, następnie dodał..a wiesz, ja tam gdzieś mam jakieś luźne pięć dyszek, a nawet trochę więcej i chyba wiem co z nimi zrobię. Dziewczynka rzuciła się na niego, jakby go chciała udusić.

Ela siedziała między Adą i Adamem i pokazywała im kolejne zdjęcia z opasłego albumu. Widać, że sprawiało jej to ogromną radość, oboje ją na przemian przytulali, chwalili, a ona promieniała i uśmiechała się coraz więcej.
Trzymając w ręku zdjęcie ojca, zwróciła się do Adama..a ty na pewno jesteś naszym wujkiem, bo poza wujkiem Karolem, żadnego nie mamy. Nasz tata był z domu dziecka i nie miał żadnej rodziny. A mama ma tylko jakąś ciocię, której za bardzo nie znamy. Jestem, jestem odparł dziewczynce. Wziął telefon, coś w nim napisała i odłożył. Po chwili usłyszeli dźwięk wiadomości. Ponownie wziął telefon i pokazał Eli to, co przyszło, a tam nastoletni chłopiec z burzą loków. Dziewczynka aż podskoczyła..łał prawie jak mój Adam. To ty, to naprawdę ty wujku? Tak, tu miałem chyba dwanaście lat. W tę słodką pogawędkę wtrąciła się Ada..popatrz, za zawsze uważałam, że jesteś bardziej podobny do taty.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Maj, 2017, 17:55
Adam

   Rano Adam odwiózł siostrę na dworzec, musiała wracać do domu. Sam zaś pojechał do szpitala i choć nie był do niczego upoważniony, to służby medyczne informowali go o stanie Basi. Wiedzieli, że jest bratem, widzieli jego zaangażowanie i to ile czasu spędza pod jej salą.
Dziś lekarz miał dobre wieści, nastąpił przełom, jest dużo lepiej, po zabiegach i wizycie, może wejść, porozmawiać. Najpierw się bardzo ucieszył, jednak za chwilę nie wiedział co jej powiedzieć, o co zapytać, w ogóle jak się zachować?

Po rozmowach z Karolem i Emilką wiedział, że nie miała o nim dobrego zdania. Nie poruszała jego tematu prawie nigdy, a jak już coś wspomniała to szybko kończyła mówiąc..chyba nie ma o kim mówić.
Ostatniego wieczoru, gdy siedzieli z nowymi znajomymi przy piwie, mężczyzna powiedział..nie wiem co was poróżniło, ale to, co Baśka mówiła o tobie nijak mi nie pasuje. I tego się bał, że siostra go odepchnie, będzie się go bała, skoro nie znając go miała o nim tak złe zdanie.
Jednak nie byłby sobą, gdyby nie spróbował, zszedł na dół, kupił duży bukiet kwiatów, nie wiedział, jakie lubi, a więc wybrał taki z kwiatów mieszanych. Czekał na pozwolenie od lekarza, że może wejść.

Gdy wszedł i powiedział dzień dobry, Basia była w pozycji półleżącej, wpatrywała się w okno. Odpowiedziała na powitanie, spoglądając na niego przez chwilę, by znów powrócić do widoku za oknem. Gdy podszedł bliżej i zapytał o samopoczucie, spojrzała na niego zdziwiona i zapytała.. pan do mnie? Myślałam, że do sąsiadki. Adam się uśmiechnął i zapewnił, że do niej. Gdy podał jej kwiaty, z niedowierzaniem zapytała..to na pewno dla mnie, pan się nie pomylił? Na pewno, na pewno odpowiedział Adam, siadając na krześle obok łóżka.

 Zatopiła twarz w bukiecie, wąchała kwiatek po kwiatku, lekko się uśmiechając. Widać było, że ten drobny gest sprawił jej ogromną przyjemność. Adam pomyślał, chyba dawno kwiatów nie dostała. Jeszcze jego myśl nie ostygła, gdy podniosła głowę i powiedziała..jak ja dawno kwiatów nie dostałam, a tak pięknych to chyba nigdy. Czym sobie zasłużyłam na taki gest, proszę pana? Może najpierw się przedstawię, Adam wstał, wziął jej wychudzoną dłoń w swoje ręce, pocałował i trzymając ją nadal, tak jakby chciał ją rozgrzać powiedział..jestem Adam, ten Adam.

 Kobieta wzdrygnęła się, lekko szarpnęła dłonią, jakby ją chciała zabrać, nie pozwolił. Usiadł, przytrzymując ją nadal. Kobieta patrzyła w kwiaty, jakby się bała spojrzeć na brata i zapytała..ale skąd się tu wziąłeś, jak mnie odszukałeś? Odpowiedział zgodnie z prawdą, że to robota Karola, a przyjechał, bo chciał ją poznać. Choć początkowo myślał, że to pomyłka, bo w życiu o niej nie słyszał, to jednak postanowił sprawdzić. Basiu! Szarpnął ją delikatnie za rękę, Basiu, przyjechałem cię poznać, ciebie i twoje dzieci. Nadal na niego nie patrzyła, chwycił ją za brodę, aby na niego spojrzała. Basiu, mówię do ciebie! Mówił decydowanie, choć ciepło i delikatnie. Popatrz na mnie.
Kobieta uniosła lekko wzrok do góry. Adam uśmiechną się do niej i znów zaczął mówić. Nie wiem kto i po co ci o mnie opowiedział takie rzeczy, ale to same brednie. Nie mam zamiaru cię przekonywać, że jest inaczej. Chcę tylko abyś mnie poznała i pozwoliła  mnie poznać  siebie, a wtedy się przekonasz sama, jaki naprawdę jestem.
Nic nie mówiła, wpatrywała się w niego jak w nieruchomy punkt. Znów szarpnął ją delikatnie za rękę i zapytał..zgoda? Skinęła głową delikatnie chwytając go za rękę. Postanowił dłużej jej nie męczyć, wyglądała na bardzo wyczerpaną. Wstawił bukiet do wody, pożegnał się i skierował  w stronę drzwi. Nagle usłyszał głos Basi...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Maj, 2017, 17:45


   Usłyszał głos Basi.. Adam, Adam. Obrócił się, siedziała na łóżku z wyciągniętymi w jego kierunku rękoma. To znaczyło jedno, przełom w ich relacjach. Przytulił ją bardzo delikatnie, była taka chudziutka, aż strach, aby jej nie uszkodzić.
Tak naprawdę to zawsze chciałam cię poznać, ale się bałam. Adam już nie dopytywał dlaczego, kazał jej odpoczywać, a gdy  dojdzie do siebie, to pogadają.
Widział jak bardzo jest wycieńczona, wiedział co mówią lekarze, wypadało  tylko liczyć na cud.

Po powrocie do mieszkania Karola, uznał, że nie może dłużej siedzieć im na głowie, mieszkanie Basi jest puste, tam pójdzie. Dostał klucze i zaczął zbierać swoje rzeczy. Do pokoju weszła Ela, chwilę milczała, a następnie zapytała..a co z nami? A co ma być? Zapytał Adam..gdzie chcecie mieszkać? U nas, odparła cicho dziewczynka. A więc pakuj się i idziemy. Nie zdążył dokończyć, a dziewczynka już pakowała swój plecak.
Oprowadziła go po domu jak prawdziwa gospodyni, pokazała co, gdzie i jak. Okazało się, że lodówka świeci pustkami, a więc poszli na zakupy. Wiedział, że żyli bardzo oszczędnie, a więc nawet jak zaproponuje, aby brała co chce, nie zrobi tego.  Postanowił ją podejść sposobem, szli bardzo wolno i na przemian mówili co kto lubi. I  nim dotarli do sklepu wiedział co oboje lubią.

Gdy wrócili do domu obładowani różnościami, Ela popatrzyła na całość i zapytała..wujku a skąd wiedziałeś co my lubimy? Kupiłeś wszystko, co najchętniej zjadamy.
Zaśmiał się i odpowiedział małej..bo widzisz, ja też to lubię, jak to w rodzinie. Objęła go i powiedziała..fajnie, że jesteś.
Długo w nocy nie mógł spać, zastanawiał się co będzie jak Basia odejdzie? Co z dziećmi i co on ma zrobić? Zabrać je do siebie, żona nie będzie zachwycona, dwoje dzieci zburzy ciszę i spokój, jakie panują w ich domu. Do tego ile nowych obowiązków.
Pozwolić je zabrać do domu dziecka, czy nawet do rodziny zastępczej? Nie, nie przespałby spokojnie ani jednej nocy. Porzucić je tak jak niepotrzebne kapcie, one tyle przeszły. Najpierw ojciec, teraz matka, gdy odejdzie zostaną całkiem same.
Rano zadzwonił do żony, naświetlił jej sprawę. Halinka oczywiście przejęła się całą tę sprawę, współczuła Basi i dzieciom. I choć nie powiedziała tego wprost, to jednak dała do zrozumienia, że dzieciom trzeba znaleźć dobrą placówkę, nawet prywatną jak zajdzie taka potrzeba. Adam kochał żonę, rozumiał ją, ale nie na takie słowa liczył.

Pojechali odebrać Adasia z zielonej szkoły. O tam jest idzie, wujku to ten w zielonej bluzie, Ela szarpała Adama za rękę. Widział go z daleka i był to bardzo znajomy widok, chłopiec nie wyglądał jak jego siostrzeniec, jak jego krewny, ale jak jego syn. Skóra żywcem ściągnięta z Adama. Ten widok bardzo go wzruszył, wiedział, że są do siebie podobni, ale nie spodziewał się, że aż tak.
Dziewczynka ciągnęła brata za rękę ..to jest nasz wujek, przyjechał z daleka, ma tak samo na imię, jak ty. Wyciągnął do chłopca rękę..witaj Adamie, ja też jestem Adam. Chłopiec się przywitał i delikatnie uśmiechną, krzywiąc bardziej jeden kącik ust. Za ten sam uśmiech Adam dostawał burę od Halinki..nie śmiej się półgębkiem Judaszu, bo ci tak zostanie.
Wsiedli do samochodu i pojechali prosto do szpitala. Radości nie było końca, Basia cieszyła się, że są dzieci, głaskała je na zmianę i całowała, a one klęczały przy jej łóżku i pytały, czy nic ją nie boli i kiedy wróci do domu.
Adamowi łzy same cisnęły się do oczu, wiedział jednak, że musi udawać twardziela, choć to było bardzo trudne.
Jednak nie wiedział, że naprawdę ciężkie chwile dopiero go czekają...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 16 Maj, 2017, 21:31
wyjaśnij mi skąd się wzieła Barbara i jakim cudem jest siostrą Adama.
Nie kumam

brak mi wyrazów ...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Maj, 2017, 21:41
wyjaśnij mi skąd się wzieła Barbara i jakim cudem jest siostrą Adama.
Nie kumam

brak mi wyrazów ...

 Nikt jeszcze nie wie skąd, wcześniej jest wspomniane, że Adama odszukał jej znajomy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 17 Maj, 2017, 15:36
Barbara musi być dość moda, lub trochę starsza od Adama. Lekka zagadka, skoro Adam nie wiedział że ma jeszcze jedną siostrę, a jest bardzo podobna do matki,  musiała się urodzić na jakiś czas przed Adamem  ponieważ Ada nic o niej nie wiedziała (z historii wynika ze wie o rodzenstwie swoim wszystko od ojca) to muszą mieć innego ojca (Adam i Basia), jako że Basia o Adamie wiedziała że jest 'złym człowiekiem' (czytaj: odstepca - innego powodu nie ma żeby mówić źle o Adamie) rodzeństwo nie udzieli pomocy, bo Biblia - super sąsiad Pan Ryszard ( nie jak pomyliłam imię proszę o korekte - moda o ingerencję w post) świetnie zaznaczył "jaką mierzycie" zakładam że rodzeństwo nie utrzymywali kontaktu z Basią,  albo o niej nie wiedzieli, albo nie chcieli - ona nie chciała zostać ochrzczona w jedynej słusznej, skoro Basia o nich wiedziała i o Adamie jako złym, musiała urodzić się po tym jak Adam się wyprowadził przez pracę przy krwi -coś mi w ramach czasowych to nie styka, powodzenia jak ktos się polapie w tym co napisałam.

Dla dzieci najlepiej jakby pozostały razem z rodziną, czy tak mocno zburzylyby harmonię?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Maj, 2017, 18:38
  Brawo Kwiatuszku, dobrze kombinujesz. Niebawem opowie Adamowi jak to z nią było. Czekam tylko aż mi podeśle więcej materiału do  opisania.

Co do dzieci , też tak uważam, ale temat w rodzinie był bardzo burzliwy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TomBombadil w 18 Maj, 2017, 17:01
To już zaczyna się jakaś "Dynastia". Jeszcze parę ciekawostek nas czeka. Pojawi się nieślubne dziecko Adama,taki krótki epizod w czasie wyjazdu nad morze. I Adam odda nerkę. Potem bliźniacza siostra matki wyzna ,że jest wujem. No i oczywiście wszyscy będą płakać ze szczęścia.
Przepraszam za ten tekst,ale nie mogłam się powstrzymać.😈
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Maj, 2017, 18:58
Ja się nie wypowiem, bo co ja, ja jestem tylko pośrednikiem.




 Szanowni Państwo

    To prawda, ja i moja rodzina przeszliśmy wiele, można tym obdarzyć kilka rodzin. Nie nasza wina, że los nie był dla nas łaskawy tak jak dla innych.
Jednak mimo tylu doświadczeń, perturbacji i zakrętów, jakie pokonaliśmy, nadal jesteśmy razem, tworząc całkiem sporą, kochającą się rodziną.
Jesteśmy ciężko doświadczeni przez życie, a jednak nadal jesteśmy pogodni i przyjaźnie nastawieni do świata i ludzi.
Dlatego po namyśle, nie wyrażamy zgody na dalszą publikację naszej historii.
Nie życzymy też sobie, aby ktoś z nas drwił, robił głupie aluzje lub przytyki.
Niczym sobie na to nie zasłużyliśmy, chyba tylko tym, że zgodziliśmy się tym z Wami podzielić.
Pragnę podziękować Ani za czas, jaki na to poświęciła, za cierpliwość, wyrozumiałość i dobre serce. Że nie ujawniła nic poza to, co chcieliśmy ujawnić. Za to, że dzięki niej, mogliśmy się na nowo wzruszać, że nam pozwoliła  ocalić to od zapomnienia.
Aniu, jesteś wspaniałą kobietą, cudownym człowiekiem i prawdziwym przyjacielem.
Dziękuję za ciepłe słowa, jakie tu otrzymaliśmy lub z pośrednictwem Ani. Wiele osób pisało, że w naszym życiu, odnaleźli kawałek swojego, też poranionego przez organizację i nie tylko.
I choć z przykrością się z Wami żegnamy, to dla tej garstki było warto.

                                                                           
                                                                                                                                                                       Adam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 18 Maj, 2017, 23:02
 TaZła .... minęło mi już. Złość i wściekłość to najdelikatniejsze słowa.
Powiem tak , krótko i zwięźle.
Nie , przepraszam będzie trochę dłużej...
Szedł Ojciec z synem górzystym terenem i prowadzili osiołka
Zobaczywszy to ludzie powiedzięli :
Patrzcie - jakie dwa głupki !  Mają osiołka, a idą na piechotę.
Mówi Ojciec do Syna:
Synku kochany , miałeś uraz nogi w kostce i kolanie, siadaj na osiołka .
Ludzie gdy to zobaczyli powiedzieli ze wzgardą :
- Patrzcie, co za Syn ! ! !
Jedzie na osiołku, a Ojciec stareńki na piechotę idzie !
Wstyd !
Powiedział Syn do Ojca :
Tatku kochany noga wprawdzie boli, ale tak być nie może. Zróbmy zamianę.
Ojcu szczerze żal  było syna bo widział stan jego nogi.
Powiedział.
Synu kochany, usiądziemy wspólnie na osiołku i chwilkę razem pojedziemy.
Gdy zobaczyli to ...użyję słowa nie ludzie lecz - ludziska !
Gdy zobaczyli to , wnet powiedzieli :
Patrzcie na zwyrodnialców ! ! !
Zwierzę chcą zamęczyć.

TaZła... Nie będę się wypowiadać czy Biblia jest najbardziej poczytną księgą na świecie
Powiem jednak tak.
Zawarta w niej postać Jezusa Chrystusa, czy ktoś w niego wierzył mocno będąc w Organizacji Świadków Jehowy, czy przestał występując z niej - czyniła dobro.

A mimo wszystko ludziom, przepraszam - ludziskom nie dogodził i pewnie dlatego poniósł śmierć.

Ja chcę podziękować za to co do tej pory mogłem o Panu i pańskiej rodzinie przeczytać.

Usłyszałem kiedyś słowa  od Starszego Zboru z którym miałem studium biblijne, że ja się do Organizacji nie nadaję.
Po latach mnie za te słowa przeprosił publicznie, na zebraniu .
Wyswiadczone dobro pamięta się długo, Lecz zło jeszcze dłużej.
Tak, dziś wiem, że się nie nadaję.  Bo nie dałem się wcisnąć w zbyt malutkie ramy
Ale wiem jedno !
Choć nie mieszkam w pobliżu nadmorskiej Jafy, to
mój  dom, jest szeroko otwarty dla kochanych odstępczuchów niczym dom biblijnej Tabity (Dorkas)
Także i dla Pana.

Pozdrawiam.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 18 Maj, 2017, 23:47
czuje się jakby część mnie umarła, jakbym się na zawsze rozstawała z serdecznym przyjacielem, bardziej  panującym określeniem będzie przyjaciółmi. Całą rodziną staniecie się bliscy memu sercu, jakbyście byli częścią mojej rodziny. Dziękuję że mogłam z Wami dzielić radość i smutek, płakać i cieszyć się razem z Wami. Bardzo serdecznie pozdrawiam i ściskam gorąco.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: A w 19 Maj, 2017, 10:46
Szkoda.
Jeden z moich ulubionych wątków tego forum. Chętnie tu przebywałam. Nie wynikało z z prymitywnych, przyziemnych i egoistycznych odruchów a raczej sympatii do bohaterów, autorki opowiadań i wdzięczności za fakt, że zechcieliście się swoja historia z nami podzielić.
Decyzje szanuje i po trosze rozumiem.
Pozdrawiam serdecznie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 20 Maj, 2017, 20:43
No chyba was powaliło i to zdrowo.
Żeby przez jedną śmieszkowato głupią uwagę zamykać wątek.
Przecież Wasze życie przypomina dynastię.
Tyle zwrotów akcji, tyle napięcia, niespodzianek, przypadków, szoków, wydarzeń ... nie wiem brak mi słów.. i to wszystko wokół jednej osoby ... Adama.

Czemu obrażacie sie na coś tak błahego - i wydaje mi się że miało być śmieszne, a wyszło głupio - tyle przeszliście, ludzi takich a nie innych na swej drodze a tu taki foch?

nie zgadzam sie z tym.
nie podoba mi się Wasze podejście
nie pozwalam Wam
Natychmiast sie odobrazić, i jeszcze szybciej proszę o ciąg dalszy.
bo będę tupać, krzyczeć i złościć się. !!!
Proszę pamiętać o tych wszystkich co to czytają i dzięki Wam trzeźwieją w życiu, o tych wszystkich którym to co już przeżyliście pomaga przetrwać trudne chwile.
Nie bądźcie samolubni, szkoda takiej historii nie wyciągnąć na światło dzienne.

Czekam na reakcję równie  szybką jak ta poprzednia!
Ewa

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 20 Maj, 2017, 21:26
Panie Adamie.
Jestem w stanie zrozumieć pańskie stanowisko, w końcu my czytelnicy jesteśmy obcymi ludźmi, odbiorcami pańskiej opowieści. Ludzka złośliwość i zwierzęce odruchy, niczym nieusprawiedliwiona zawiść i zwykły hejt słabych osobników mających się za ludzi nie powinny na Panu wywrzeć takiej presji by przestać publikować. W końcu Pan i pańska rodzina przeżyliscie tyle, że uodpornienie na takie reakcje winno sięgać poziomu MASTER. Nie wiem co pisali, mówili ci co czytali, słyszeli o Panu i pańskiej rodzinie, ale wiem jedno - idiotów puszcza się przodem i zapomina o ich istnieniu, na pohybel im. Jednak szanuję Pana decyzję i liczę, że za jakiś czas być może zmieni Pan zdanie i znów Ania będzie nas raczyć opowieścią życiowego faktu. Chyba to jedyny wątek tak inny od pozostałych na tym forum a jednocześnie tak bardzo na wiadomy temat. Zawsze z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnego odcinka. I choć swoją decyzją zasmucił Pan nie tylko mnie, będę wyczekiwać jakiegoś odzewu z Pana strony. Losy pańskiej rodziny stały mi się tak bliskie jakbym był jej członkiem. Nie chcę by było jak w powiedzeniu : Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Nie chcę takiego końca. Proszę jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję. Zbyt dużo osób jest z Panem, by odpuścić.

Łączę szczere pozdrowienia
Salvat
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zenobia w 20 Maj, 2017, 22:13
Salwat, nie podoba mi sie w jaki sposob wyrazasz sie o innych /tez z ciekawoscią czytalam losy Rodziny/.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 20 Maj, 2017, 22:50
Tak to już jest, że Internet oducza ludzi empatii. Pisze się komentarz niekiedy zapominając, że po drugiej stronie siedzi żywy człowiek z emocjami.
Powiedzieć coś komuś w twarz - zwłaszcza, gdy go się nie zna - wcale nie jest łatwo. Ale w Internecie napisać można wszystko, a słowa przychodzą łatwo, bo jak się jest chronionym anonimowością, to i język się rozwiązuje.

Ja z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg historii, która zaciekawiła i zainspirowała wiele osób (nawet trudno oszacować ile  jest czytelników tego wątku, bo to mogą być setki, a mogą być też tysiące). Ta historia mówi więcej o życiu osób odrzuconych przez własną rodzinę i "braci" w wierze, niż jakiekolwiek naukowe czy mniej naukowe opracowania.
Historia o Adamie była jedną z pierwszych, która uświadomiła mi jak naprawdę traktowane są osoby wykluczone z JW-ORGa; ja głębiej się nad tym nie zastanawiałam przez lata bytności w organizacji, bo prawie nie znałam osób wykluczonych; a te które znałam mimo wszystko nie omijałam szerokim łukiem.
Bardzo możliwe, że historię tę czytają osoby zainteresowane religią Świadków i dzięki niej nie popełnią błędu jakim jest wzięcie chrztu w tej organizacji.

Serdecznie pozdrawiam całą Rodzinę bohaterów opowiadania i głęboko liczę na dalszy ciąg Waszej historii
:)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Maj, 2017, 09:08

  Trochę ochłonęłam,  a więc też się odniosę do tego. Pozwólcie jednak, że zrobię to w częściach.


   Wczoraj rozmawiałam z kimś dla mnie ważnym, komu sporo zawdzięczam. Zapytał mnie, czy teraz gdy moja mama dobiega osiemdziesiątki i jest bliżej niż dalej, czy widać u niej żal, za to, co było? Przecież człowiek robi jakiś rachunek sumienia, w tym lub innym momencie życie i ma poczucie, świadomość tego, że zrobił coś źle. Jeśli nawet się do tego nie przyzna otwarcie, to próbuje to jakoś naprawić, aby tak jak u Adama, nieważne było to co kiedyś, ważne to, co teraz.
I co ja mu odpowiadam..nie, ja nie widzę tego, Jehowa, bracia cud, miód i orzeszki nie schodzą jej z ust.
Dlaczego? Ona nie widzi w tym, co robiła nic złego, robiła to, co wyczytała w strażnicy, brała wersety dosłownie. Najpierw była świadkiem, później matką. A według tego szablonu ja nigdy nie byłam dość dobra.
Zawsze były jakieś dzieci, które były stawiane mi za wzór, były lepsze, szybciej wersety wyszukiwały, ładniej czytały itd. I chciałam mu opowiedzieć pewną historię, ale nie dałam rady, słowa więzły w gardle, broda zaczynała latać.
Widział, ile mnie to kosztuje, kazał przestać. Obiecałam o tym napisać, bo to łatwiej i można do tego podchodzić kilka razy.

Mówi się..ci, co byli bici też będą bili swoje dzieci. Na pewno? Dziadek z babcią nigdy nie uderzyli żadnego ze swoich dzieci. Byli bardzo prostymi ludźmi, którzy ledwo potrafili się podpisać. Dziadek raz zbił syna, ale ten był już po wojsku.
Chodził rok z dziewczyną, gdy się okazało, że jest w ciąży, chłopak się zmył.
Dziewczyna przyjechała z płaczem do dziadków, pięćdziesiąt lat temu, panna z dzieckiem to nie to samo co teraz.
Dziadek ją odprowadził na autobus, powiedział, że w sobotę przyjadą i będą zaręczyny.
Gdy syn wrócił do domu, zapytał go o Krysię, odp mu...nieaktualne. Zaczął dopytywać, coś tam kręciła, ale o ciąży nie wspomniał. Wtedy dziadek powiedział, że była i że będą zaręczyny. Chłopak powiedział, że nie.
Dziadek w czasie tej rozmowy szył lejce, tak go nimi zaczął prać i co chwilę pytał, czy będzie odpowiedzialny? Lał tak długo, aż ten wczołgał się pod łóżko i powiedział, że będzie odpowiedzialny.
Na zaręczynach siedział jak na szpilkach, na skraju krzesła, do dziś są razem i mają sporą gromadkę wnuków.
Dziadek nigdy się tym nie szczycił, że dorosły syn tak się go słuchał. On bolał nad tym, że musiał go uderzyć, wstydził się tego, wiedział, że tak być nie powinno. Czasem gdybał, że może powinien to załatwić inaczej..
On był świadom swojego złego zachowania, w przeciwieństwie do jego córki, a mojej matki.

Wiosną myłam u rodziców okna, córka brata czegoś tam nie zrobiła, strasznie się nad nią wydzierali. Zapytałam, czego drą tak te japy? Nie mogą dziecku wprowadzić zasad? U mnie na lodówce była kartka z zasadami..za drugie upomnienie nie ma bajek, za trzecie nie ma komputera, za następne kolegów i piłki. Nie było krzyków, pieniactwa, ja tylko mówiłam numerki, nigdy nie doszliśmy dalej niż do trójki i to kilka razy. I nie dlatego, że to było idealne dziecko, dlatego, że wiedział, iż jak złamie zasadę, będę konsekwentna, których był świadom i nie będzie zmiłuj.
Wtedy mama przypomniała..a pamiętasz, jak ci kazałam przynieść drewna i nie posłuchałaś?
No..przytaknęłam, pamiętam. Ona się uśmiechnęła, a mnie ścisnęło w dołku i   wróciło całe zajście...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 21 Maj, 2017, 12:54
Salwat, nie podoba mi sie w jaki sposob wyrazasz sie o innych /tez z ciekawoscią czytalam losy Rodziny/.

 Poproszę o konkrety.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Maj, 2017, 19:45


    Nie wiem, ile miałam lat, osiem, dziewięć. Kuzyn nauczył mnie jeździć na męskim rowerze pod ramą. Taka byłam tym podekscytowana, że nie schodziłam z roweru. I wtedy woła ..przynieś drewna, tak zaraz, tylko się przejadę.
I to zaraz tak się przeciągało. Jadę i widzę jak sama idzie i niesie to drewno. Zdążyłam rzucić rower i zaraz dosięgła mnie złamana szczapa, którą we mnie rzuciła. A że miała masę zadziorów, rozorała mi kawałek gołego uda, poczułam jak krew spływa po łydce. Chciałam zobaczyć co mi się stało, a ona podniosła szczapę i mi nią poprawiła.
Później stałam pod studnią przemywałam sobie ranę i wyciągałam drzazgi, nie, nie płakałam. Nie miałam prawa, zasłużyłam sobie, a od niej usłyszałam, że dupa to nie szklanka.
Minęło tyle lat i ona w tym zajściu nadal nie widzi nic złego, widzi matkę jak Pan Bóg przykazał. Albo inaczej, widzi matkę jak Jehowa i organizacja zalecali. A ja widzę małą dziewczynkę, która stoi pod studnią z bolącą nogą i sobie obiecuje, że swoich dzieci bić nie będzie. A także matkę, której nienawidzi, tak samo, jak Jehowy i czasem chce, aby przyszedł w końcu ten armagedon i było już po niej.
Ona wspomina to z uśmiechem, a ja z rozdartym sercem. Ona jest z siebie dumna, w końcu tak dobrze mnie wychowała. Tylko nie wie, że z tego wychowania bardzo długo się leczyłam, a kto wie, czy nie zostanę w jakimś stopniu ,,upośledzona'' na zawsze.

Resumując, dlaczego tak jest? Organizacyjny beret tak mocno się niektórym zacisnął na głowie, żeby nie powiedzieć sfilcował, że niektóre obszary mózgu zostały pozbawione dopływu tlenu i obumarły, albo zwyczajnie stały się betonem.
Jedni ten uścisk mieli większy, inni mniejszy, ale u każdego pozostawił ślad. I każdy może się wypierać, że ze mną jest inaczej, ja jestem inny/inna. Nie oszukujmy się, choć przed samymi sobą. Mamy zryte berety, w mniejszym lub większym stopniu i zawdzięczamy to też sobie.
Jednak to nas nie usprawiedliwia ani nie upoważnia do oceniania kogoś, złośliwości lub żartów, żartów z życia innych. Żart jest wtedy fajny, gdy wszyscy się z tego śmieją, nie tylko sam pomysłodawca.

Adam miał prawo poczuć się urażony, w końcu jego życie porównano do kiczowatego serialu dla nudzących się ludzi lub emerytek, które pasjonują się życiem innych.
Ta historia to ludzkie dramaty, ból i morze łez, a wszystko swój początek miało w organizacji.
Jeśli kogoś nudziło lub mu nie pasowało, nie musiał czytać. Forum jest tak duże, że każdy znajdzie coś dla siebie, to nie jest organizacja, że jesteśmy ,,związani symbolem''.


Pocieszające jest to, że dla wielu ludzi ta historia była pomocna, czytając ją zdobywali siły do dalszej walki, do przetrwania. Czasem analizując wątek, podejmowali swoje, ważne decyzje, ponieważ widzieli, że można, że się da.
Bywały momenty, że nie dawałam rady odpisywać na maile. Jedni dziękowali, inni chcieli się wygadać, a jeszcze inni pytali co mają zrobić. Odpowiadałam na te nie wiadomości, odkładając swoją pracę na później. Dziewięćdziesiąt procent tych ludzi, to osoby, które się wcale nie udzielają na forum. A to znaczy, że nie są jeszcze gotowi się ujawnić lub odejść, a także to, że zapotrzebowanie jest ogromne.


Ci ludzie wyrzucali z siebie rozgoryczenie, żal, ból, dzielili się swoimi dylematami. Pytali co ja czułam, jak ja przeżywałam niektóre sprawy. Uczciwie im odpowiadałam, bez ogródek i bez upiększania, że płakałam, że rzucałam q..mi, że miałam czasem ochotę spić się do nieprzytomności. I wtedy z drugiej strony padało.. myślałem/łam, że tylko ja tak mam, że jestem słabeusz, a ty to taka silna jesteś. Nie, nikt z nas nie jest na tyle silny, aby przejść przez to bezboleśnie i na tyle słaby aby się z tego nie wydostać. Jak mi ktoś wczoraj powiedział, gdy się odbijemy od dna, później jest tylko lepiej. Wiele osób pisało bardzo od serca, czasem wręcz intymnie, za co czasem przepraszali i dziękowali, że ich nie oceniałam, potępiłam lub wyśmiałam. A kim ja jestem aby kogoś oceniać? Jeśli ktoś mi na tyle zaufał, że się otworzył, opowiedział o sobie to trzeba uszanować,a   zaufanie jakim mnie obdarzyli potraktować jako zaszczyt.


Mam ogromne poczucie winy, czuję się podle. To ja namawiałam Adama do opowiedzenia innym o swoich przejściach . Przekonywałam go, że tak bogata historia może pomóc wielu osobom podnieść się lub spojrzeć na organizację z innej strony, tej tak często ukrywanej, nieludzkiej. To ja poniekąd naraziłam na to całą jego rodzinę i jeśli mogę coś zrobić to tylko przeprosić. Nie będę go namawiać do zmiany decyzji, dałam słowo, że nic więcej nikomu o jego życiu nie opowiem i danego słowa  dotrzymam. I proszę o darowanie  sobie głupie uwagi lub uszczypliwości.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 21 Maj, 2017, 20:31
Ciekaw jestem kto z forum pisał/mówił bzdury i inne wypociny mające na celu zdyskredytować Adama i jego rodzinę. Pewnie teraz cicho siedzi i się nie przyzna. To była swoista terapia odtruwająca od organizacji, taki pozytywny zastrzyk. Teraz hejter odczuwa satysfakcję że dowalił komuś, a tak naprawdę koncertowo spier.. ił fajną sprawę. Ale spoko, dobro zawsze powraca, ale zło powraca ze zdwojoną siłą.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zenobia w 21 Maj, 2017, 21:12
Ludzka złośliwość i zwierzęce odruchy, niczym nieusprawiedliwiona zawiść i zwykły hejt słabych osobników mających się za ludzi (...) idiotów puszcza się przodem i zapomina o ich istnieniu, na pohybel im.     Jednak szanuję Pana decyzję (...)

Łączę szczere pozdrowienia
Salvat
[/quote]

Naprawdę uważa Pan ,że wyrażona w ten czy inny sposób opinia innych  zasługuje na taki komentarz? dla kogoś to mogła być dynastia czy inna telenowela i taka osoba ma takie samo prawo jak my dać swój komentarz. I o ile ta osoba oceniła samą opowieść a raczej jej wielowątkowość i długość o tyle Pan ocenia już same osoby i to w niefajny sposób. z Pańskim komentarzem czy bez te osoby są takie same jakie były za to sam komentarz świadczy o Panu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 21 Maj, 2017, 21:33
Naprawdę uważa Pan ,że wyrażona w ten czy inny sposób opinia innych  zasługuje na taki komentarz? dla kogoś to mogła być dynastia czy inna telenowela i taka osoba ma takie samo prawo jak my dać swój komentarz. I o ile ta osoba oceniła samą opowieść a raczej jej wielowątkowość i długość o tyle Pan ocenia już same osoby i to w niefajny sposób. z Pańskim komentarzem czy bez te osoby są takie same jakie były za to sam komentarz świadczy o Panu.

Tak właśnie uważam.
To nie dynastia czy inne dziadostwo w TV typu klan - to prawdziwe życie, gdzie nikt się nie rozchodzi do domu gdy zgasną światła na planie filmowym i zyje swoim prawdziwym zyciem.
Osoba lub osoby, które pojechały po Adamie i jego rodzinie tylko dlatego że coś im się nie spodobało w opowieści lub jej formie, nie zasługują na mój szacunek. Konstruktywna krytyka lub pytania na PW poprzez Anię byłaby zrozumiała, ale hejtu nienawidzę i będę zawsze piętnować takie zachowania. Skoro ktos naśmiewa się z czyjegoś otworzenia serca przed obcymi ludźmi, ale jakże pragnacymi słuchać jego opowieści i czerpiacymi jakieś z tego pocieszenie, miesza z błotem cudze odczucia, tzn, że poprzez swoją ocenę tej opowieści dał odbicie tego jaki jest naprawdę. Tu nie oceniamy ksiązki z fikcyjnymi bohaterami, gdzie można zarzucić autorowi, iż fabułę nakreślił tak czy siak. Tu scenariusz napisało i pisze w dalszym ciągu samo życie.
Zatem Zenobio z całym szacunkiem jesteś w błędzie. Nie napiszę, że jest mi przykro z powodu twojego zdania o mnie, bo nie jest. Masz prawo je mieć.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wrzesien w 21 Maj, 2017, 22:06
Naprawdę uważa Pan ,że wyrażona w ten czy inny sposób opinia innych  zasługuje na taki komentarz? dla kogoś to mogła być dynastia czy inna telenowela i taka osoba ma takie samo prawo jak my dać swój komentarz.

Ja uważam, ze zasługuje, skoro przez taki właśnie komentarz Adam poczuł się dotknięty.

Owszem - każdy ma prawo dać swój komentarz. Tak samo jak ma prawo pierdzieć publicznie. Tylko jest jeszcze taka ważna rzecz w życiu społecznym jak takt.

Dzięki TomBombadil za to, że nie będzie nam dane przeczytać dalszej historii - Wierni czytelnicy tego wątku...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 21 Maj, 2017, 22:35
A skąd wiadomo że to ona czyli TomBombadil i co takiego napisała?
edit: już wiem
edit 2: ponoć przeżyli z mężem wiele krzywd ze strony zboru, znaczyłoby to więc, że będą darzyć sympatią Adama, a tu okazuje się coś zupełnie odwrotnego.

Dziwny jest ten świat...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 21 Maj, 2017, 23:37
Kochana, nie miej żalu do siebie. Historia Adama, wielu z nas bardzo pomogła, pokazała że można żyć, mieć szczęśliwą rodzinę, odzyskać rodzinę. Pięknie pokazuje jak bycie zdeterminowanym pozwala osiągnąć cel, jak walczyć o coś co zdaję się być nieuchwytne,  jak być człowiekiem mimo wszelkich przeciwności, złośliwości. Niby takie zwyczajne - być człowiekiem - dla kogoś kto miał takie przeżycia jak Adam, nie zawsze to przychodzi z łatwością. Obnaża prawdziwą miłość w organizacji, zachowania i mechaniczność osób będących w organizacji.

Może Adam mógł odpowiedzieć na komentarz ironicznie, śmiechem, albo nie zwrócić uwagi. Każdy z nas ma inną wrażliwość, im więcej sie w życiu przeszło tym jest ona wieksza,  bardziej się chroni przed ramieniem, nawrotem tego co było. Może porównanie do dynastii by przeszło, już wzmianka o nieslubnym dziecku - no błagam, są granice żartu, zwłaszcza jak się czyta o takich przeżyciach, bardzo bolesnych doświadczeniach, walce o dobro rodziny najbliższej. Ktoś kto czytał uważnie co pisała Ania, będzie wiedzieć o czym teraz pisze.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 22 Maj, 2017, 16:14
 A ja, ja mam cichą nadzieję, że Pan Adam nie poprosi, nie karze usunąć definitywnie swojej historii i jego rodziny z forum.
 Byłaby to niepowetowana strata dla wielu, wielu osób. Dla tych, którzy chcieliby się wrócić i przypomnieć sobie i z całą pewnością dla nowo wstępujących forumowiczów.
I chyba przyjdzie mi kupić jutro papier i odpalić drukarkę.

Pozdrawiam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 22 Maj, 2017, 17:24
Jestem stary i niewykształcony ale wiem,że gdy telenowela rozgrywa się w życiu to nie jest to coś miłego dla bohatera .Ktoś kto nie przeżył takiej telenoweli to nic na ten temat nie wie i wszelkie jego komentarze są z d,,y wzięte.Dla mnie to była historia ,która napawała otuchą,że pokiereszowane życie się zabliźnia konkretnie ten przykład potrafi poluźnić ucisk organizacyjnej beretki.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Maj, 2017, 22:14
A ja, ja mam cichą nadzieję, że Pan Adam nie poprosi, nie karze usunąć definitywnie swojej historii i jego rodziny z forum.
 Byłaby to niepowetowana strata dla wielu, wielu osób. Dla tych, którzy chcieliby się wrócić i przypomnieć sobie i z całą pewnością dla nowo wstępujących forumowiczów.
I chyba przyjdzie mi kupić jutro papier i odpalić drukarkę.

Pozdrawiam.

   Ja też mam taką nadzieję, jeśli taki pomysł wpadnie mu do głowy, będę prosić aby tego nie robił. 
Ja wiem to jego życie, ale także moja praca. Ludzie z tego korzystają, wystarczy spojrzeć na cyferką ile razy temat został  przeczytany . Prawie  czterdzieści tysięcy, jeśli to nie jest najbardziej poczytny temat, to na pewno lokuje się w czołówce, a znaczy, że ludzie naprawdę potrzebują, nie sensacji, ale wsparcia.
Wiele osób odchodzi, jeszcze więcej wątpi, a jeszcze są ci, którym świadkowie zawrócili w głowie. Wszyscy oni powinni tu zajrzeć i zobaczyć. Pierwsi że się da, drudzy że warto,a trzeci że śJ sprzedają im kiepską bajkę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Maj, 2017, 20:01
 Wielu z Was pyta..o moje relacje  z rodzicami, czy nie mam ochoty powiedzieć, a mam was gdzieś , radźcie sobie sami, macie lepsze dzieci?
Tak, czasem miałam, teraz mam mniej, chyba się starzeję.  :P

     Widzę parę staruszków, gasnących, już nie tylko z roku na rok, ale z miesiąca na miesiąc to mi ich żal.
Zwyczajnie tak po ludzku żal, jak ludzi.
Dziś z Kimś rozmawiałam i mówię..gdy jadę po moje dziecię, jak wraca do domu, zobaczy mnie i z daleka gęba mu się śmieje. I cieszę się, że dorosły facet, tak reaguje na widok własnej matki.
Tylko też mi szkoda, że ja nigdy tak nie reagowałam na widok swojej, ja się zastanawiałam, jakim słowem mnie uraczy, jaką klątwą czy szatańskim tytułem.
Dziś już nie ma tyle zacięcia do walki co kiedyś, ale wciąż lubi mnie dopieszczać dobrodziejstwami jakie ma od Jehowy.
Kiedyś nie wytrzymałam i pytam..to jak o ciebie tak dba, dlaczego obdarzył cię cukrzycą i walczysz z nią całe życie?
Odpowiedziała mi..zawsze mogłam mieć raka. Faktycznie łaskawość przeogromna, twój dobrodziej dzieli chorobami długodystansowymi i takimi ze sprintem, odpowiedziałam. Usłyszałam abym nie bluźniła.

Z całą odpowiedzialnością przyznaję nie kocham tak jak powinnam, szanuję i tyle.
Pewnie, pomagam, wożę po lekarzach, sprzątam jak trzeba, zawiozę obiad, ale to tylko z poczucia przyzwoitości.
Proszą mnie o coś, nie zastanawiam się, tylko wstaję i to robię . Ostatnio mama mówi..jakie masz ładne korale, też muszę sobie jakieś kupić. Bez zastanowienia, zdjęłam z szyi, mówię  masz ja sobie kupię inne.
I choć nie ma takiej więzi jak być powinna, to odwrócić się nie potrafię.
Nie wiem czy ktoś zwrócił na to uwagę, gdy piszę o przeszłości samo mi się pisze ..matka, gdy piszę o tym co dziś..mama.
Niestety ludzie się nie zmieniają, ludzie się tylko starzeją.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Julita w 23 Maj, 2017, 20:36
Uważam, że Twoje odczucia są jak najbardziej naturalne i w ogóle mnie nie dziwią.
Rodziców nie wybiera się z katalogu,dostajemy ich w pakiecie razem z kompletem pewnych ich zachowań. Oni mogą kształtować swoje dzieci, wpływając na ich rozwój,wychowując ich po swojemu, lepiej czy gorzej radząc sobie z byciem rodzicem.
A dzieciom przychodzi potem mierzyć się z konsekwencjami tego wychowania, poprzez walkę ze słabościami, traumami, cechami charakteru, które zamiast pomagać, utrudniają relacje z innymi.
I tak jest ten świat urządzony, że dziecko szybko nabywa umiejętności np. chodzenia, samodzielnego jedzenia, czytania itp. i staje się coraz bardziej samodzielne, a w przypadku starzejących się rodziców jest odwrotnie , to upływający czas i szwankujące zdrowie stawia ich w roli potrzebujących opieki i to czasem na wiele,wiele lat.
Ja mam podobnie, moja matka z mózgiem zalanym betonem pod sam beret jest przypadkiem z definicji niereformowalnym. Bezpowrotnie straciła szanse na naprawę naszych relacji, sama tak wybrała, kierując się ślepo wskazówkami z wts i trzymając się ich kurczowo wszystkimi kończynami.
Ale paradoksalnie ma to dobrą stronę - dzięki temu wiem, że w życiu mogę liczyć sama na siebie,skoro ci, którzy byli moimi rodzicami i powinni być zawsze obok, zawiedli we wszystkich aspektach.
Czasem , kiedy zachowania mojej matki wyraźnie wskazują, że za długo przebywała na słońcu ( albo zażyła zbyt dużo wts) zdobywam się na żart i mówię : to niemożliwe, żeby to naprawdę byli moi rodzice, moi prawdziwi na pewno żyją gdzieś i tęsknią za mną, a kiedy ich spotkam, powiedzą : córeńko, gdzie Ty byłaś bez nas? A potem przytulą.
Bo przez 18 lat, jakie spędziłam w domu rodzinnym słowo "córka" nigdy nie padło z ich ust.
A tak naprawdę to, co dają nam w pakiecie, ma olbrzymi wpływ na dalsze życie.
Szkoda,że duża część z nich tego nie rozumie.
A ja się cieszę, że mimo braku tego wszystkiego, czego od nich nie dostałam i czego musiałam się sama nauczyć, zdobyć, wywalczyć i wciąż nad tym pracować....mimo tego potrafię się uśmiechać i kochać życie.
No i najlepsze, z matką nie zgadzam się praktycznie w żadnej kwestii, a jednak potrafię się zdobyć na współczucie, gdy patrzę, jak się męczy w zborze. Tak po prostu, po ludzku.

A, byłabym zapomniała. Gratuluję wszystkim,którzy nie potrafili uszanować tej opowiadanej tu historii pana Adama i jego bliskich. Wstyd mi za was.
Jak to kogoś nudzi, proszę nie czytać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Maj, 2017, 20:50

A ja się cieszę, że mimo braku tego wszystkiego, czego od nich nie dostałam i czego musiałam się sama nauczyć, zdobyć, wywalczyć i wciąż nad tym pracować....mimo tego potrafię się uśmiechać i kochać życie.


 Dokładnie, co nas nie zabiło to nas wzmocniło. I gdy rozmawiam z osobami podobnymi do nas, widzą żal, ból wciąż cierpienie dzieci, mimo że dorosłych . To także widzę, fajnych, pogodnych i szczerych ludzi.

Dziś usłyszałam fajne słowa..po kim masz charakter? Charakter masz taki jaki sobie sama ukształtowałaś.
Tak, to była ciężka praca, bo praca nad sobą jest najtrudniejsza, czasem trzeba coś wyrwać pazurami, ale było warto.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Julita w 23 Maj, 2017, 20:58
Ja też się zastanawiałam, po kim mam charakter.
Moja chrzestna mi opowiadała, że jak się urodziłam, to matka patrząc na mnie powiedziała : możesz sobie być do niego podobna, ale charakter miej po mnie, bo inaczej zginiesz w życiu.
Ciekawe, że powiedziała to osoba ,która tonie w bagnie jw.org  ;)

No i ciekawe, kto ten ON? Bloki,w których mieszkaliśmy były nowoczesne, kominiarz tam nie był potrzebny, więc skreśliłam z listy. Może listonosz? Ale na rejonie u nas same kobiety....
 ;D :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Maj, 2017, 21:01
Ja też się zastanawiałam, po kim mam charakter.
Moja chrzestna mi opowiadała, że jak się urodziłam, to matka patrząc na mnie powiedziała : możesz sobie być do niego podobna, ale charakter miej po mnie, bo inaczej zginiesz w życiu.
Ciekawe, że powiedziała to osoba ,która tonie w bagnie jw.org  ;)

No i ciekawe, kto ten ON? Bloki,w których mieszkaliśmy były nowoczesne, kominiarz tam nie był potrzebny, więc skreśliłam z listy. Może listonosz? Ale na rejonie u nas same kobiety....
 ;D :P

Błądzący bocian, jak śpiewa Perfect...Gdyby bocian co mnie niósł, przez pomyłkę wybrał inny dom  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Julita w 23 Maj, 2017, 21:04
Mimo wszystko chyba wolę,że zgubił mnie tu, niż na zimowej delegacji w Afryce  8-)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Iskierka w 25 Maj, 2017, 21:27
Ja się nie wypowiem, bo co ja, ja jestem tylko pośrednikiem.




 Szanowni Państwo

    To prawda, ja i moja rodzina przeszliśmy wiele, można tym obdarzyć kilka rodzin. Nie nasza wina, że los nie był dla nas łaskawy tak jak dla innych.
Jednak mimo tylu doświadczeń, perturbacji i zakrętów, jakie pokonaliśmy, nadal jesteśmy razem, tworząc całkiem sporą, kochającą się rodziną.
Jesteśmy ciężko doświadczeni przez życie, a jednak nadal jesteśmy pogodni i przyjaźnie nastawieni do świata i ludzi.
Dlatego po namyśle, nie wyrażamy zgody na dalszą publikację naszej historii.
Nie życzymy też sobie, aby ktoś z nas drwił, robił głupie aluzje lub przytyki.
Niczym sobie na to nie zasłużyliśmy, chyba tylko tym, że zgodziliśmy się tym z Wami podzielić.

Pragnę podziękować Ani za czas, jaki na to poświęciła, za cierpliwość, wyrozumiałość i dobre serce. Że nie ujawniła nic poza to, co chcieliśmy ujawnić. Za to, że dzięki niej, mogliśmy się na nowo wzruszać, że nam pozwoliła  ocalić to od zapomnienia.
Aniu, jesteś wspaniałą kobietą, cudownym człowiekiem i prawdziwym przyjacielem.
Dziękuję za ciepłe słowa, jakie tu otrzymaliśmy lub z pośrednictwem Ani. Wiele osób pisało, że w naszym życiu, odnaleźli kawałek swojego, też poranionego przez organizację i nie tylko.
I choć z przykrością się z Wami żegnamy, to dla tej garstki było warto.

                                                                           
                                                                                                                                                                       Adam

Nie było mnie tu dwa tygodnie i...przykra niespodzianka  :(.
Panie Adamie proszę się z nami nie żegnać... nie teraz. Zawsze znajdą się ludzie, którym nigdy nie jest "po drodze", zawsze ich coś uwiera. Słusznie Pan zauważył - " dla tej garstki było warto" i dla tej garstki proszę z nami zostać. Jedno co mnie cieszy to fakt, że jesteście Państwo nadal kochającą, szczęśliwą, zgraną, pomocną sobie rodziną ale też otwartą na innych. Mimo wszystko jestem optymistą i mam nadzieję, że po przykrych emocjach,  zaszczycą nas Państwo swoją obecnością. :) Pozdrawiam serdecznie.

Tazła - zrób coś, proszę   ;) :)....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 25 Maj, 2017, 22:38
my Polacy chyba jesteśmy po prostu źli
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: salvat w 25 Maj, 2017, 22:48
My Polacy po prostu jeszcze nie dorośliśmy jako nacja do pewnych zachowań.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Maj, 2017, 23:10
Kochani, ja to ujmę inaczej, tak się dzieje gdy głowa w świecie, a nogi w wts-e.  :P

I proszę pamiętać, że ten tekst  jest mój, już opatentowany.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Maj, 2017, 10:01
   Jako dziecko ( małe i dorosłe) nigdy nie świętowałam Dnia Matki. Wracając do domu, po drodze skrzętnie ukrywałam zrobioną laurkę. Później ukradkiem ją sobie oglądałam i marzyłam, że mama ją znajduje i się cieszy, później wzrusza i mnie przytula.
To tylko były nigdy niespełnione marzenia.
Jako dorosły człowiek, znając jej zasady, nawet nie próbowała, choć nawet dziś chętnie bym pojechała z drobiazgiem.
I to boli, nieważne ile się ma lat.

Wczoraj gdy zobaczyłam mojego syna z dwoma ogromnymi kwiatami,bo nie wiedział na którego się zdecydować, każdy równie piękny, to się bardzo wzruszyłam. Takie gesty, takie chwile są jak balsam, dla takich chwil warto żyć i nimi się cieszyć.

 Ludzie! Którzy uważacie, albo Wam wmówiono, że to niepotrzebne, że to złe, nie oszukujcie siebie, nie odbierajcie bliskim tych radości. Nie okradajcie także siebie.


Nie zabieraj mi siebie , świat nie jest zły.
Nie odbieraj mi życia, nie odbieraj nadziei,
Nie odbieraj mi wiary w dziecięce sny.
Pozwól wierzyć w swą miłość, swoją troskę matczyną,
Pozwól wierzyć mi mamo, że kochasz mnie

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: A w 26 Maj, 2017, 10:16
WTS chce/chciał nam zabrać wszystko co naturalne i ludzkie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 26 Maj, 2017, 12:47
byłam wczoraj w lidlu spodobała mi się taka doniczka z różami miniaturkami w ozdobnej torbie wybrałam najpiękniejszą dla mamy
później robiąc inne zakupy emocje mi opadły i już w myślach ,słyszakam' a po co to? my nie obchodzimy co ty odwalasz? odłożyłam róże na miejsce...
i tak pół roku temu wysłałam jej kosz z różami w urodziny tyle ile skończyła
ucieszyła się ale powiedziała przecież nie obchodzimy...
na moje pytanie dlaczego stara śpiewka że zabili Jana Chrzciciela
uff
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zenobia w 26 Maj, 2017, 14:28
Ja zawsze o tym dniu pamietam Disiaj idac z kwiatami spotkałam znajoma , wiec ja zagadnelam ,awłasciwie to dlaczego SJ. nie obchodza  D Matki; Cos tam tlumaczyła ale to nie trzymało sie kupy w koncu stwierdzila , ze tez sie z tym nie zgadza. Takich osob jest sporo tylko boja sie przyznac , ze moga miec inne zdanie.Wiekszosc mam i tak w tym dniu czeka na jakis gest ze strony dziecka,chociaz sie do tego nie przyznaja.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tusia w 26 Maj, 2017, 14:58
na moje pytanie dlaczego stara śpiewka że zabili Jana Chrzciciela
uff

Należy zadać jeszcze drugie pytanie: za co zabili Jana Chrzciciela?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: bruce lee w 26 Maj, 2017, 15:05
   Jako dziecko ( małe i dorosłe) nigdy nie świętowałam Dnia Matki. Wracając do domu, po drodze skrzętnie ukrywałam zrobioną laurkę. Później ukradkiem ją sobie oglądałam i marzyłam, że mama ją znajduje i się cieszy, później wzrusza i mnie przytula.
To tylko były nigdy niespełnione marzenia.
Jako dorosły człowiek, znając jej zasady, nawet nie próbowała, choć nawet dziś chętnie bym pojechała z drobiazgiem.
I to boli, nieważne ile się ma lat.

Wczoraj gdy zobaczyłam mojego syna z dwoma ogromnymi kwiatami,bo nie wiedział na którego się zdecydować, każdy równie piękny, to się bardzo wzruszyłam. Takie gesty, takie chwile są jak balsam, dla takich chwil warto żyć i nimi się cieszyć.

 Ludzie! Którzy uważacie, albo Wam wmówiono, że to niepotrzebne, że to złe, nie oszukujcie siebie, nie odbierajcie bliskim tych radości. Nie okradajcie także siebie.


Nie zabieraj mi siebie , świat nie jest zły.
Nie odbieraj mi życia, nie odbieraj nadziei,
Nie odbieraj mi wiary w dziecięce sny.
Pozwól wierzyć w swą miłość, swoją troskę matczyną,
Pozwól wierzyć mi mamo, że kochasz mnie

Biedne te nasze dzieci były.Na szczęście były.
Pozdrawiam forumowe mamusie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Woland w 26 Maj, 2017, 15:22
Wielu z Was pyta..o moje relacje  z rodzicami, czy nie mam ochoty powiedzieć, a mam was gdzieś , radźcie sobie sami, macie lepsze dzieci?
Tak, czasem miałam, teraz mam mniej, chyba się starzeję.  :P

     (..)
Z całą odpowiedzialnością przyznaję nie kocham tak jak powinnam, szanuję i tyle.
Pewnie, pomagam, wożę po lekarzach, sprzątam jak trzeba, zawiozę obiad, ale to tylko z poczucia przyzwoitości.
Proszą mnie o coś, nie zastanawiam się, tylko wstaję i to robię . Ostatnio mama mówi..jakie masz ładne korale, też muszę sobie jakieś kupić. Bez zastanowienia, zdjęłam z szyi, mówię  masz ja sobie kupię inne.
I choć nie ma takiej więzi jak być powinna, to odwrócić się nie potrafię.
Nie wiem czy ktoś zwrócił na to uwagę, gdy piszę o przeszłości samo mi się pisze ..matka, gdy piszę o tym co dziś..mama.
Niestety ludzie się nie zmieniają, ludzie się tylko starzeją.
Moja psychiatra mi powiedziała, że usprawiedliwianie rodziców za patologiczne zachowania z własnego dzieciństwa to okłamywanie się. Niestety, ludzie bywa że robią złe rzeczy i bywa że są źli. I poczucie że starzy nas źle traktowali jest naturalne. Jeśli się z tym nie godzimy, nie idziemy naprzód, zamiast dojrzeć pozostajemy tamtym skrzywdzonym dzieckiem. Pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorszyciel w 26 Maj, 2017, 17:32
Należy zadać jeszcze drugie pytanie: za co zabili Jana Chrzciciela?

Bo nie obchodził tych urodzin.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Maj, 2017, 18:00
Moja psychiatra mi powiedziała, że usprawiedliwianie rodziców za patologiczne zachowania z własnego dzieciństwa to okłamywanie się. Niestety, ludzie bywa że robią złe rzeczy i bywa że są źli. I poczucie że starzy nas źle traktowali jest naturalne. Jeśli się z tym nie godzimy, nie idziemy naprzód, zamiast dojrzeć pozostajemy tamtym skrzywdzonym dzieckiem. Pozdrawiam

  Dlatego ja nie usprawiedliwiam, są rzeczy nie do zapomnienia. Jeśli postępuję tak jak napisałam to dlatego, że nie chcę się zniżać do takiego samego poziomu. Bo wtedy nie byłabym nic, a nic lepsza.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Maj, 2017, 20:17


       Do napisania tego postu skłoniły mnie wspomnienia na temat pewnej kobiety.


   Samotne  macierzyństwo i chore dziecko. Spotyka świadków, którzy wiadomo, obiecują niebawem raj bez chorób i jej synka, który przybiegnie do niej wołając mamo, mamo. Perspektywa kusząca, zdesperowana matka łapie się tej obietnicy, zostaje świadkiem i to takim bardzo gorliwym.
Wszystko się dzieje w czasie gdy budowany jest Sosnowiec, nie może jechać i pomagać osobiście, a więc przekazuje pokaźną rodzinną biżuterię na ww cel, wszystko to robi z miłości do dziecka i z głębokiej wiary, iż to co nauczają świadkowie niebawem się sprawdzi.

Lata mijają, raju jak nie było tak nie ma, co gorsza ona opada z sił i nie daje rady opiekować się synem, do tego  dziecko jest coraz bardziej chore. 
Do kobiety dociera, że to w co uwierzyła to nic innego jak czcze gadanie i żerowanie na ludzkich emocjach.
Odchodzi z organizacji, zła i rozdarta, zaczyna obwiniać wszystkich o swój życiowy błąd. Na tej liście, są świadkowie i byli świadkowie, wszyscy ludzie którzy mieli jakąś styczność z organizacją.

 Atak był jej domeną, żyła wciąż atakując, z szablonowego świadka stała się zgorzkniałym, wrogim człowiekiem.
Kiedyś oberwało się także i mnie. Na moje słowa, że po odejściu z organizacji, czułam się jak wyrzucona za burtę, sama w obcym mi świecie. Wychowana  od małego na świadka, nie wiedziałam co to święta, jak zachować się na katolickim pogrzebie lub w czasie jakiś uroczystości. Do tego doszły nauki, że to wszystko złe, nauki które bardzo mocno wbiły się w psychikę. Uczyłam się żyć na nowo.

Ja szanowałam jej odczucia, wierzyłam w ból i żal, jednak ona nie szanowała moich.
Kiedyś w swojej furii zwróciła się do mnie..a może to ty gówniaro ( była trochę ode mnie starsza) byłaś i ty zaraziłaś tym gównem?
Cóż, tą gówniarą mi posłodziła, w końcu nr pesel nie mam wypisanego na czole, ale nie mogłam być dłużna. Spokojnie odparłam..jesteś stara, a taka głupia, że dałaś się gówniarze nabić w butelkę.
To co później się działo, nie nadaje się do publikacji.
Tak naprawdę ona była zła na samą siebie, że taka mądra, taka wykształcona, a dała się nabrać. Niektórym bardzo trudno się przyznać do własnych błędów, za nic tego nie zrobią, wolą winić cały świat.

I tu nasuwa  się pytanie..ile osób się zastanawia nad tym, jak zmienia życie innych, odwiedzając ludzi z tą dobrą nowiną? Jak bardzo mieszają w ludzkich, nie tylko umysłach, ale i życiach? Czy ktoś się nad tym zadumał, ile ludzkich dramatów ma na swoim karku? Na pewno nie.
To działa tak..cacy, cacy byle wepchnąć do basenu, a później następny do golenia. A przecież jesteśmy odpowiedzialni za tych których oswajamy. 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 28 Maj, 2017, 21:37

       Do napisania tego postu skłoniły mnie wspomnienia na temat pewnej kobiety.......

I tu nasuwa  się pytanie..ile osób się zastanawia nad tym, jak zmienia życie innych, odwiedzając ludzi z tą dobrą nowiną? Jak bardzo mieszają w ludzkich, nie tylko umysłach, ale i życiach? Czy ktoś się nad tym zadumał, ile ludzkich dramatów ma na swoim karku? Na pewno nie.
To działa tak..cacy, cacy byle wepchnąć do basenu, a później następny do golenia. A przecież jesteśmy odpowiedzialni za tych których oswajamy.


Kiedyś, po ogromnym gradobiciu odwiedził poszkodowanych premier. Na jego widok kobieta płacząc pokazuje doszczętnie zniszczone uprawy papryki i osłony foliowe, pod którymi się znajdowały.
Po czym powiedziała : Jak żyć, jak żyć Panie Premierze.
 Wielu sobie z tego stroiło żarty. Ale to inna bajka.

 Pomyślałem sobie po przeczytaniu twojego postu - TaZła, że problem Wasz, tych którzy byli w Organizacji jest o wiele, wiele poważniejszy. Mam tu na myśli osoby o wrażliwym wnętrzu i duszy.

O ile pierwszej poszkodowanej może pomogły instytucje samorządowe, nastąpiła wypłata z PZU jeśli były uprawy ubezpieczone... być może następne lata wynagrodziły straty, to .....

Kto Wam, poranionym, poszkodowanym pomoże ? Blizny, szramy można czasami maskować, przykrywać pod ubraniem. Ale tego co siedzi w głowie nie sposób się szybko pozbyć.
 Warto jednak się nie poddawać, rozmawiać o tym, co boli, uśmiechać się, może pisać do siebie, a już na pewno nie zamykać się.
 O ile mogę tłumaczyć,że kiedyś, nie tak dawno,bo stosunkowo cóż jest 20 lat wstecz, kiedy nie było internetu i tak szybkiego przepływu informacji tych którzy i mnie namawiali i studiowali....
 O tyle dziś, dziś nie ma litości dla takich, jak starszy w zakładzie u mojej żony, który na jej pytanie - czy czytałeś odnośnie wielkich Skandali w Organizacji Świadków Jehowy, ze stoickim sposobem odpowiada : Mnie te rzeczy nie interesują . Nosz Q..... jego mać.

 No i po co mi się wkurzać ? Sam nie wiem ?
 Ps.
     Dla Was jednak, którzy jeszcze w jakiś sposób jeszcze się borykają dedykuję utwór w muzycznej odsłonie. O !  :)
 I do premier może napiszę o ustanowienie dnia poszkodowanych  Przez Jw.Org.

Ps.
     Jak zawsze - ciepło i serdecznie  :)
 
 

 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Maj, 2017, 21:59

 Warto jednak się nie poddawać, rozmawiać o tym, co boli, uśmiechać się, może pisać do siebie, a już na pewno nie zamykać się.

 Nie jest lekko, to prawda, ale aby było lżej, warto wyrzucać balast, zwłaszcza  ten na duszy.
Z czasem jest tylko lepiej. Na maila pisze do mnie wiele osób, mało która potrafi się od razu otworzyć. Bywa że to ja zaczynam o sobie opowiadać i to ich ośmiela. Wiem jak to działa, czasem trzeba kimś z lekka po manipulować aby mu pomóc.
O tych najbardziej bolesnych kwestiach mówi się na końcu, dopiero wtedy przychodzi prawdziwa ulga. I wtedy można zacząć żyć z tzw czystą kartą.
Jedno do czego zachęcam moich rozmówców, aby nie popadać ze skrajności w skrajność. Od miłości do nienawiści jest bardzo cienka granica,  nie warto zaprzątać sobie głowy walką ze świadkami, zwłaszcza z tymi szeregowymi.
Oni są tak samo chorzy jak my kiedyś.


Cytuj
: Mnie te rzeczy nie interesują . Nosz Q..... jego mać.

 No i po co mi się wkurzać ? Sam nie wiem ?

Nie ma to jak schować głowę w piasek i mówić, że mnie to nie dotyczy.
Szkoda nerwów, roboty nie przerobisz..świadków ( wszystkich) nie przekonasz.  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 31 Maj, 2017, 19:30


   Choć na naszym forum ostatnio odchodzą chocki - klocki, to jednak nie zraża ludzi do zaglądania tu. I fajnie, ponieważ nie warto się przejmować zadymiarzami. Jednak do rzeczy.
Ostatnie dni to maile ludzi będących jeszcze w organizacji, choć już mających swoje przemyślenia i wątpiących. Są osoby które się boją osamotnienia, odrzucenia, że nie poradzą sobie w nowych okolicznościach. I ja ich rozumiem, doskonale rozumiem. Gdy ktoś był wychowany na świadka, zna tylko takie życie, tam ma całą rodzinę, przyjaciół, ma prawo się bać.
Decydując się na odejście, to coś jak milowy krok, życie się zmienia, otoczenie, ludzie, czasem także i meldunek. Boimy się tego czego nie znamy, to całkiem normalne, ale strach ma tylko wielkie oczy i życie poza organizacją  nie jest takie złe, jak nam przez lata wmawiano.
Dlatego warto patrzeć na ludzi i świat, tak jak są, a nie przez pryzmat organizacji.
Wiem, te nauki rzucają się na tryby i czasem człowiekowi w głowie zgrzyta, ale z czasem jest tego coraz mniej.

Dziś zapytała mnie młoda osóbka, jak łamałam te świadkowe nauki i co było pierwsze co zapadło w moją pamięć?
Co najbardziej mi się wryło w pamięć to moje  pierwsze święta BN. Strasznie się ich bałam, przerażało mnie ubieranie choinki, a na samą myśl dzielenia się opłatkiem, dostawałam drgawek.
To były czasy kiedy świąteczne dekoracje pojawiały się w sklepach w okolicach Mikołaja, a nie jak teraz od Zaduszek. Idę sobie tak al NMP w Częstochowie i widzę na sklepowej wystawie pudełko z bombkami. Sześć sztuk, dwie zielone, dwie różowe i dwie niebieskie. Niby wszystkie jednakowe, a jednak każda inna, malowane ręcznie, kolorowe i mieniące się. One mnie zwyczajnie oczarowały.

Weszłam i kupiłam, ostatnie pudełko z wystawy. Po powrocie do domu, schowałam je głęboko do szafy, jakbym chciała ukryć dowód swojej zbrodni.
Dzień przed Wigilią ubierałam swoją pierwszą w życiu choinkę, wyjęłam pudełko i zawiesiłam je jako pierwsze. Później doszła reszta ozdób, ale te moje sześć bombek były dla mnie najpiękniejsze.
Uśmiechnęłam się i to był przełom, opłatek już nie był tak wielkim problemem. Minęły święta, a mnie nic nie up..ręki za bombki, ani języka za opłatek.  Później już było tylko lepiej i choć czasem odpalał się świadek, to szybko go gasiłam i robiłam na przekór. Minęło wiele lat, są inne bombki, ładniejsze, bardziej na czasie, jednak ja mam do tych moich pierwszych ogromny sentyment.
Niestety zostały mi tylko dwie niebieskie i jedną z nich obiecałam Komuś dać w prezencie.
Dziś po tym mailu poszłam do pudełka je zobaczyć, leżą sobie i czekają na kolejne święta. Jedna luzem, druga zapakowana w folię bąbelkową i podpisana.
Popatrzyłam na nie i się uśmiechnęłam, daleka droga za mną i choć czasem  czuję się z lekka sfatygowana jak te bombki, to jednak nie żałuję żadnej decyzji. Pewnie, te trafione cieszą, jednak trzeba też umieć wyciągnąć wnioski z tych nieudanych, a najważniejsze to się nie poddawać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Czerwiec, 2017, 18:04

      Wczoraj wracają do domu, zgarnęłam z przystanku autobusowego znajomego, a nawet powiem więcej sympatię z dawnych lat. Grzesiek jest ode mnie starszy o jakieś dwa może trzy lata, dorastaliśmy w tej samej miejscowości, ja po wyjściu za mąż zmieniłam meldunek, on nadal tam mieszka i wciąż jest kawalerem. Był lekko wstawiony, taki wesolutki, koledze urodziło się dziecko i coś tam z tej okazji postawił. Był bardziej rozmowy niż zazwyczaj, czasem miałam wrażenie, że jest na mnie zły, obrażony, a nawet wręcz mnie unika. Wczoraj procenty zrobiły swoje, śmialiśmy się, trochę się z niego ponabijałam, wszystko z umiarem i smakiem. Gdy zatrzymałam się pod jego domem, wcale nie zbierał się do wyjścia.
Oparł się plecami o drzwi i powiedział.

G: nie mogę sobie jednego w życiu darować.
Ja: tzn.?
G: że nie jesteś moja.
Zaśmiałam się w głos.
Ja: teraz to musztarda po obiedzie, mogłeś działać, gdy byłam wolna.
G: ano człowiek całe życie płaci za własną głupotę, ale to Q..wszystko przez twoją matkę i tych świętojeb..świadków, to oni namieszali, najpierw twojej starej, a później ona wbiła gwóźdź do trumny.
Ja: Grzesiek było minęło, nie masz co się winić, wiesz ja tak naprawdę to kawał @-y jestem. Próbowałam rozładować atmosferę, ale on nie odpuszczał.
G: dziś, gdy ich widzę, mam ochotę poszczuć psem, choć wiem, że te konkretne osoby nic mi nie zrobiły. A twojej matce przez te wszystkie lata ani razu nie powiedziałem dzień dobry, nie mogę na nią patrzeć.

Patrząc w jego stronę, zauważyłam na podwórku jego mamę siedzącą na wózku inwalidzkim. Postanowiłam iść się przywitać. Kobieta obcinała sobie paznokcie, zapytałam, czy mnie poznaje. Uśmiechnęła się i powiedziała.. Anusia moje dziecko chwyciła mnie za rękę. Usiadłam na krześle obok, chwilę rozmawiałyśmy, widziałam jak się męczy z tymi obcinaczkami, po udarze nie jest już taka sprawna. Zaproponowałam jej, że pomogę. Piłując ostatnie paznokcie, zauważyłam, że Grzesiek przygląda nam się przez okno, ona też go zauważyła. Westchnęła głęboko i powiedziała..on cię nie może zapomnieć.
 Dla mnie to jest ogromne zaskoczenie, osobiście historię uważałam dawno za zamkniętą. Na odchodne obiecałam ją niebawem odwiedzić i przywieść kawałek dobrego sernika.


Gdy wracałam do domu, zebrało mi się na wspomnienia.
Miałam jakieś siedemnaście lat, gdy Grzesia zrobiło się koło mnie więcej. Był w drodze do szkoły, czekał po, żarty, kino jakieś spacery i tak to się kręciło. Jak to na wsi, bardzo szybko się wydało, kto z kim i jak długo. Moja matka strażniczka mojego morale powiedziała głośno co myśli o wszystkich kawalerach we wsi i z okolicy, że żaden nie spełnia jej oczekiwań i każdego przegoni. Życzliwi ludzie donieśli rodzicom Grześka, jego mama (przed laty najlepsza koleżanka mojej), powiedziała wprost..synu daj sobie spokój, ta stara nie da ci nawet szansy.
Grzesiu, posmutniał, zrobił się milczący, nawet na moje szczypanie słowne, uśmiechał się jakby z przymusu. Był, ale jakby go nie było. Ja sobie z tych gadek nic nie robiła, a jego widać dotknęły.
Niebawem poszedł do wojska i wydawało się, że sympatia umrze śmiercią naturalną.
Minęło trochę czasu, szłam w Częstochowie na dworzec PKS, gdy ktoś mnie zawołał po imieniu.
Obejrzałam się, to Grzesiek, w pięknym stalowym mundurze, uśmiechnięty jak kiedyś. Złapał mnie i obrócił się ze mną kilka razy w koło, myślałam, że mi połamał wszystkie żebra. To nic, wyglądał jak z obrazka. Przesiedzieliśmy na ławce kilka godzin, gadaliśmy jakby nigdy nic, jakby incydent z moją matką nie miał miejsca. Gdy wysiedliśmy z autobusu, podał mi mały pakunek i powiedział, że resztę będę dostawać od Adama (nasz wspólny kolega).
To były listy, piętnaście zaadresowanych i zaklejonych kopert, listów do mnie które nigdy nie były wysłane. Następne tak jak obiecał, przynosił kolega, wiedział, że matka może przechwycić i tyle będę je widzieć. Choć nie było tam nic gorszącego pisane, były to listy o wszystkim, ale dla niej to i tak za wiele, to przecież chłopak ze świata, do tego żołnierz, istne zło wcielone.

Myślałam, że je dobrze ukryłam, ale moja matka miała zwyczaj przeszukiwać wszystkim rzeczy, od dzieci po męża i tak znalazła listy. Poszła do mamy Grześka i co jej powiedziała nie wiem, ale już więcej żadnego listu nie dostałam.
Później dowiedziałam się, że postanowił zostać na zawodowego żołnierza. Gdy go ponownie spotkałam, byłam tydzień przed ślubem, zapytał tylko, czy to prawda, złożył mi życzenia i sobie poszedł.
Po latach dowiedziałam się, że w dniu mojego wesela opił się do nieprzytomności i odgrażał się, że zabije moją matkę i wszystkich świadków w okolicy. Po kilku latach spotkałam jego mamę na cmentarzu, zaczęła mi mówić na pani oburzyłam się, jaka tam pani, normalnie po imieniu. Chwilę sobie pogadałyśmy, zapytała co u mnie, ja zapytałam o Grześka. Odpowiedziała mi.. Grzesiek się rozpił, praca i piwo, nie ma w nim chęci do życia, ani do kolegów nie wyjdzie, ani dziewczyny sobie nie znajdzie. To było smutne, fajny chłopak, a tak sobie życie marnuje.
Niebawem rodzice Grzesia i moi byli razem na weselu, gdzie pani Marysia się wstawiła i wygarnęła mojej co o niej myśli, jak jej religia rozum zlasowała i że kiedyś była normalna, a teraz jest psychiczna. Do tego doszła historia z jej synem, a sama siebie obwiniała, że uniosła się honorem, powinna ją wyrzucić za drzwi i nie pozwalać się wtrącać.

Nie gdybam jakby się moje życie potoczyło, gdzie bym dziś była i co robiła.
Nurtuje mnie coś innego. Jak bardzo macki organizacji panoszą się po świecie. Ile osób cierpi w imię chorych zasad, a ile niewinnych, nieumoczonych w tym bagienku dostaje rykoszetem.
Dziś wiem, że matkę w tych działaniach wspierał jej szwagier (siostry mąż) starszy w naszym zborze. To on był mózgiem tego pogromu. Kiedyś za podobne akcje, pewna kobieta napluła mu w twarz i powiedziała..aby twoje dzieci rodziły się chore. Jego dzieci są zdrowe, ale każde z wnucząt ma jakiś defekt, jest ich sześcioro i każdemu coś jest. Wierzyć nie wierzyć, może taki zbieg okoliczności, ale jedno wiem na pewno, dzięki niemu niejedna osoba nienawidzi świadków.
A co u Grześka? Miał wypadek w wojsku, jest na rencie, po długiej rehabilitacji wrócił do zdrowia. Pracuje, ma jakąś ciepłą posadkę, był w kilku nieformalnych związkach, żaden nie przetrwał próby czasu z żadnego też nic się nie urodziło.

Na sam koniec przypomniało mi się zajście z moim synem, które opowiadał mój ojciec. Młody był u dziadków na wakacjach, może miał sześć - siedem lat, poszedł  z dziadkiem do sklepu, spotkali tam Grześka. Nie pytał czyje to dziecko, moje czy siostry. Wpatrywał się w małego dłuższą chwilę, później kucnął przed nim, pogłaskał po głowie i powiedział..te same oczy, ten sam uśmiech, pozdrów mamę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Czerwiec, 2017, 19:02
   Dziś będąc na spacerze, przechodziłam obok cmentarnej kaplicy w której odbywało się nabożeństwo.
Moją uwagę przykuł malec w wózku, który patrząc na kucającego obok ojca, próbował nieudolnie się przeżegnać.
Widok był przedni, chłopaczek pukał się a to dwa razy w czoło, a później łapał się za ramię i tak kilka razy.

Ten widok, przywołał we mnie wspomnienia sprzed lat.
Miałam może 7 - 8 lat, gdy zmarła ciotka, mieliśmy iść na pogrzeb. Byłam przerażona, po raz pierwszy miałam przekroczyć próg kościoła. Ten budynek kojarzył mi się z jednym, szatan, który wygląda z każdego kąta, dużo zła, bałwanów i cała reszta jaka się nie podoba Jehowie. Przed wyjściem z domu, matka powiedziała do mnie i siostry, macie zachowywać się jak ja. A co to znaczyło? Macie siedzieć w ławce i nic nie robić.

Strach, zimna ławka, pogłos i specyficzny zapach, spowodowały, że siedziałam jak sparaliżowana. Wstający i klękający ludzie, bałam się spoglądać na boki, widziałam tylko to co przede mną i to co obok robiła jedna z ciotek.
Prawie dobiegaliśmy już do końca, jak spojrzałam na ciotkę, która podniosła rękę aby się przeżegnać i ja zrobiłam to samo. Nie wiem dlaczego, jakby mi ktoś podniósł rękę, jakby się to działo poza mną. I nagłe szarpnięcie przez matkę i ten jej wzrok. Wiedziałam, że nic dobrego mnie nie czeka.

Po powrocie do domu, tak dostałam po dłoniach, że aż czułam jak mi pulsują, całe były czerwone. Siedziałam skulona koło lodówki i dociskałam je do zimnej obudowy, trochę mniej bolało. A matka zwała co mnie teraz spodka, że Jehowa widział co zrobiłam i na pewno zginę w armagedonie, o tym że łapa mi uschnie to już nawet nie wspomnę.
Byłam przerażona, przez dłuższy czas bacznie obserwowałam swoje kończyny czy czasem nic im się z nimi nie  dzieje.
Nie odzywała się do mnie kilka dni, a jak już zaczynała mówić, to znów na mnie zwała i straszyło co mnie spotka.

Ulga nadeszła gdy widziałam dziadka, który się modlił, obserwowałam go, widziałam że kilka razy się przeżegnał. Po wszystkim zapytałam go czy nie bolą go czasem ręce od tego? Odpowiedział że nie, że to nie jest szkodliwe.

Po latach zapytałam ją, czy pamięta jak mi na trzaskała? Odp, że tak, że sobie zasłużyłam. Cóż, w tym przypadku jak w innych, nie żałuje niczego. Wszystko robiła dla mojego ,,dobra'' , tylko jej nie wyszło. A wystarczyło tłumaczyć. Z każdym razem, byłam dalej i dalej nie tylko od organizacji, ale i od rodzicielki.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Czerwiec, 2017, 10:28
Za zgodą autorów.

    Ona lat 45
-  mąż świadek z nazwy, dzieci nie są. Widzi wiele zła w organizacji, ale nie umie się zdobyć na odejście. Nie żałuje, że dzieci nie przymuszała do symbolu, są wykształcone, a ona ma świadomość, że żadna religia im nie każde się od niej odwracać.

    On lat 53
- kawaler, przez całe życie pionier, dobiła go afera pedofilska. Nie zgadza się z wieloma rzeczami, ale to jego miejsce. Nie ukrywa, że nadal ma nadzieję iż jakiś procent tych nauk jest drogą do zbawienia.

   On lat  46 - nadal są z żoną świadkami, nie podoba im się wiele rzeczy​, ale gdzie pójdą, tam mają wszystkich. Opuścić świadków to jak nagle wyjechać do obcego kraju, gdzie się nikogo nie zna i wszystko jest obce.

   Ona lat 43 - przez wiele lat pionierka, mąż pomocniczy, nie mają dzieci, wierzyli w armagedon, a tera zostali sami.  Na dziecko za późno, nie zdecyduje się na nie z egoistycznych pobudek, tylko po to aby ktoś jej podał szklankę wody na starość. Miała na to czas przez wiele lat, wybrała inaczej, nie skaże dziecka na starych rodziców bo dawała się oszukiwać przez wiele lat. Z organizacji nie odejdzie, bo nie ma gdzie.

   On lat 62
- wierzył szczerze i głęboko, czas płynął a obietnice się nie przybliżały tylko się oddalają. Forum otworzyło mu oczy na wiele spraw, wiedział o nich, ale wolał nie myśleć. Kiedyś poważany i szanowany, dziś omijany szerokim łukiem. Żona, syn i synowa są świadkami, był zmuszony wyprowadzić się z domu. Tylko synowa traktuje go normalnie. Zaczyna życie od nowa. ​

  Ona lat 46 - mąż nigdy świadkiem nie był, chodził na zebrania ale dlatego, że go o to prosiła. Teraz zajrzał na forum ( pisał też do mnie) i zaraził forum żonę. Ona wie, że ludzie tam są inni niż się światu wydaje, widzi zakłamanie i fałsz, zwodzenie ludzi przez CK. Nie jest już taka gorliwa jak kiedyś, ale jest od nich uzależniona. Dzieci nie mają, liczyli na bliski koniec.

  On lat  49 - świadkiem nigdy nie był, wycofał się  w ubiegłym roku tydzień przed terminem, wpłynęło na to forum. Żona świadek wychowana w organizacji,są małżeństwem od  piętnastu lat. Nie mają dzieci ponieważ uważali, że koniec jest bliski, ona uważa że zostali z ręką w nocniku, ale od organizacji uwolnić się nie potrafi.


^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^



     Mogłabym tak jeszcze długo cytować, ale nie o to chodzi. Zauważcie wspólny mianownik tych osób, wszyscy swoim życiem zahaczyli o rok 1975, tak bardzo znamienny i przez niektórych wyczekiwany.
Minął i nic się nie stało, a więc wmawiano ludziom, że Jehowa dał im szansę aby się poprawili, a tym co nie uwierzyli ​aby dobra nowina do nich dotarła. I cóż biedny naród zbuntował się? Nie, uwierzył że to dobrodziejstwo, łaska trzeba dalej się starać widać jestem niezbyt dobry. Kolokwialnie można to nazwać obracaniem kota ogonem, swoje niepowodzenie przekuli w sukces.

Wielu ludzi wyzbyło się majątków, pozrywało kontakty ze światem, już się czuli jedną nogą w raju. Niejednokrotnie te pieniądze trafiły do organizacji, bo jakże inaczej się przypodobać temu na górze?
I kolejne lata. dorasta nowe pokolenia i jemu też się wmawia, że koniec bliski, przecież 1914 i pokolenie które ma nie przeminąć. Do tego dochodzi malejąca liczba tych co spożywają.
Może ludzie już nie wyzbywają się majątków aż tak, ale wierzą i głoszą, oddają się całkowicie służbie dla organizacji, zapominając o sobie.

Odliczają lata, planują jak to będzie w raju. jak będą wspaniale żyć, a więc teraz muszą sobie zapracować.
Pokolenie przeminęło, spożywających zamiast ubywać to przybywa. I znów zawód, poważni ludzie w średnim wieku budzą się rozczarowani, poza wydeptanymi godzinami i stosami literatury nie mają już nic, nawet nadziei, takiej jak mieli kiedyś. Uwolnić też się nie potrafią, są uzależnieni. Każda próba odstawienia organizacji na bok, kończy się głodem i powrotem. Niejednokrotnie jest i wstyd, że nie potrafią się uwolnić, kiedyś uważali się za silnych ludzi, a teraz okazuje się, że są słabi.

Czasem mam wrażenie, że oczekują jakby ,,rozgrzeszenia'', że oni wiedzą, widzą, chcą, ale nie potrafią.
Nikogo nie oceniam, wiem jedno, że z każdego nałogu da się wygrzebać, trzeba tylko bardzo chcieć. Jednak też nie potępiam tych którzy tam zostają, ich życie ich wybór, mają do tego prawo.

Mam takie osobiste wnioski, że niektórzy boją się stamtąd wydostać i spojrzeć ludziom w oczy, powiedzieć iż to co do niedawna im wmawiali jest jedną wielką bujdą,okłamywali ich. Będąc nadal pod kloszem organizacji mają ten komfort, że nikt ich nie oskarży, że ona ich obroni. Jednak to jest tak samo złudne, jak cała  reszta ich nauk.
Organizacja się na nich wypnie i pokaże im ....do pocałowania.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Czerwiec, 2017, 20:23

   ​Rok 1975 był na tyle znamienny dla mojej rodziny, że ciągnie się za nami do dziś. Moi rodzice z dwójką małych dzieci pomagali dziadkowi prowadzić bardzo dobrze prosperujący mały biznes. To była komuna, ciężko było wybić się na swoim, ale jak już się komuś udało był kimś.
Kilka lat wcześniej, pewnego pięknego dnia, przyszli do dziadka świadkowie. Bardzo się ucieszył​ gdy usłyszał, że jego syn ( brat mamy) kiedyś będzie zdrów, będzie skakał, mówił, cieszył się z pięknego życia w raju. Dziadek tak bardzo uchwycił się tej nadziei, bardzo szybko został świadkiem, później także została mama. Wszyscy ciężko pracowali w firmie, w dziadku była taka wdzięczność za poznanie prawdy, że część wyprodukowanych rzeczy rozdawał braciom. Niektórym tak bardzo się to spodobało, że zaczęli przychodzić jak po swoje. Tata zaczął się burzyć, mamie też się nie podobało, ale dziadek był głuchy na ich argumenty, uważał że trzeba się dzielić. I że tylko w ten sposób, pozyskają łaskę u Boga, bo choć byli świadkami, to jednak bardzo krótko więc musieli starać się podwójne.

​Lato 1975 roku w naszym regionie było wyjątkowo zimne i deszczowe, a to zapowiadało głód i oczywiste że armagedon.
Dziadek sprzedał firmę, niewielką część dał rodzicom, sobie zostawił jeszcze mniej, a resztę rozdał bardziej potrzebującym braciom. Źle zaczęło się dziać między rodzicami, tata postanowił odejść, bo mama nie umiała się zdecydować kogo wybiera, religię czy męża.
Pamiętam jak dziś, ojca wychodzącego z domu z walizką i my z bratem uczepiliśmy się jego nóg, aby nas nie zostawiał.
To spowodowało, że mama pękła, odeszła z organizacji i wyjechaliśmy na drugi koniec Polski zaczynać od nowa.
​Rodzice poszli do pracy, a my byliśmy dziećmi z kluczem na szyi. Zarabiali niewiele, jeszcze z tego co mieli podsyłali dziadkowi, który żył w nędzy. Z pracy dozorcy nie dawał rady utrzymać siebie i chorego syna. Gdy spotykał dawnych znajomych nie mogli zrozumieć jak z człowieka szanowanego, majętnego, jeżdżącego najlepszym samochodem w mieście, teraz zamiata podwórko.

Jego bracia już go tak nie poważali, nie był tym fajnym bratem Józefem, tak jak spadł z wyżyn ekonomicznych, tak samo stoczył się z religijnego piedestału. Już nie chciał być świadkiem,  zaczął podupadać na zdrowiu, rodzice poszli do pracy na półtora etatu, w domu tylko spali i zmieniali odzież.
Brak rodziców nas bardzo rozpuścił, pewnego dnia, brat nawąchał się kleju, otworzył okno i chciał nauczyć się latać. Próbowałem go złapać obaj wylecieliśmy kilka pięter w dół. On wprost na betonowy chodnik, ja miałem więcej szczęścia spadłem w krzaki, które uratowały mi życie. Po czterech miesiącach gdy wyszedłem ze szpitala. już nie byłem tym samym człowiekiem. Bez oka, utykający, z niedowładem lewej ręki, ale w przeciwieństwie do brata żyłem.

Pojechaliśmy odwiedzić dziadka, gdy mnie zobaczył ukląkł przede mną  płakał, prosił  mnie i rodziców o wybaczenie.
Dwa dni po powrocie do domu, zadzwoniła jakaś kobieta, dziadek z wujkiem nie żyli. Podobno syna nakarmił tabletkami nasennymi, gdy upewnił się, że nie żyje, sam się powiesił. Zostawił długi list  w którym przepraszał za swoje błędy, że nie może dłużej rodziców obciążać i zabiera syna ze sobą, aby dla nikogo nie był ciężarem.
Historia mojej rodziny to pasmo nieszczęść, a wszystko zaczęło się od tego, że dziadkowi zamarzył się raj.

Poprosiłem przemiłą Autorkę wątku o zamieszczenie mojej historii, za co jej bardzo dziękuję.  Uważam, że to odpowiednie miejsce, może ktoś przeczyta ku przestrodze. Teraz już nie szasta się tak datami, jednak nadal ta religia jest winna  wielu ludzkich dramatów.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 08 Czerwiec, 2017, 22:20
Przyznam, że chyba od pięciu minut próbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Więc napiszę trochę tak prosto z mostu.

Historie życia z organizacją w tle, czy grającą główne skrzypce, są bardzo specyficzne - wręcz mało prawdopodobne. Ktoś kto jest zafascynowany organizacją i nią zauroczony, nie przejdzie przez myśl że to może się dziać, ci uśmiechnięci ludzie, gotowi nieść pomoc, tak się poświęcający sprawie mogą coś takiego zgotować, ci ludzie, którzy czytają Biblię i się do niej stosują, przecież to niemożliwe. W sumie się nie dziwię że takie myślenie może się pojawić i jak ktoś czyta forum to mówi że większość jest przekoloryzowana. Mi mającej powiązania z organizacją od wielu, wielu lat, jest ciężko w to uwierzyć, często przecieram oczy ze zdziwienia. Oczywiście nie neguję prawdziwości którejkolwiek historii, od tego jestem bardzo daleka. Jedna decyzja o wpuszczeniu zasad organizacji do swojego życia, żeby pozwoliły one wyznaczać naszą wartość i nasze życie, niesie za sobą bardzo przykre konsekwencje, doświadczenia. Ból, cierpienie, strach to nieodzowna część życia świadka. Bycie świadkiem nie jest łatwe, jest pełne wyrzeczeń, zaprzeczenia samego siebie, człowiek nie uczy się siebie, a jest takim by pasować do szablonu, pewnego schematu, jest się obdartym ze swojej prawdziwej natury, którą możemy poznać dopiero po odejściu, znaczy zacząć pozwalać sobie na poznawanie siebie, swojej psychiki i uczenie się co mi się podoba naprawdę, a co było mi wmówione że mi się podoba. Miałam ostatnio przyjemność rozmawiać z jedną zainteresowaną, bardzo miła i sympatyczna kobieta, jest bardzo zafascynowana świadkami. Pomyślałam o niej, czytając nasze historie za nic nie uwierzy że tak jest w tej organizacji. Oczywiście historie są bardzo potrzebne, jak widać spełniają swoje założenie - pomagają, pokazują że my (którzy już odchodzimy/odeszliśmy) z orga nie jesteśmy sami, czy osoby na początku swojej wąskiej (wg niewolnika) drogi. Często można przeczytać 'mi pomogła Twoja historia', 'miałam/miałem podobnie', 'cieszę się że nie tylko ja tak myślę', niby zwykłe teksty, a dla kogoś kto był świadkiem, wie czym jest życie w organizacji pokazuje tak wiele, uczy. Kurcze, nie chcę żeby to co pisze było źle odebrane, ostatnio jak myślę czy mówię o organizacji mam totalny chaos w głowie, chaos myśli, ciężko mi coś w całość złożyć.

Normalna nerwica mnie bierze, jak pomyślę co organizacja zrobiła z nami, naszym życiem, rodzinami. Postępowanie w imię chorych zasad i imię utopijnego raju.

Taka ref;ekcja mnie naszła po przeczytaniu anonimowej historii, w połączeniu z moimi ostatnimi przemyśleniami.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Czerwiec, 2017, 22:37
Miałam ostatnio przyjemność rozmawiać z jedną zainteresowaną, bardzo miła i sympatyczna kobieta, jest bardzo zafascynowana świadkami. Pomyślałam o niej, czytając nasze historie za nic nie uwierzy że tak jest w tej organizacji.

  Całkiem niedawno dostałam maila od Pana, który mi wręcz skakał do oczu, jak śmiemy tak pisać o świadkach.
On ich zna, chodzi na zebrania i to co on widzi jest całkiem inne.
Dopytałam aby mieć pewność, że nie jest świadkiem tylko zainteresowanym, że ta jego miłość to nic więcej jak płytkie zauroczenie. I dałam mu taki przykład.

Podziwia Pan spodek, piękny, ogromny budynek, który robi wrażenie, ale widzi tylko zewnątrz. Jest nim oczarowany na całego.  Podchodzi do wejścia, skąd wychodzi grupka ludzi, mówią oni, że w środku nic specjalnego, szkoda nóg aby wspinać się po schodach i pieniędzy na bilet.Mówią mu wprost, że jest przereklamowany.
I pytam mojego rozmówcę..wierzy Pan tym ludziom co byli w środku i widzieli wszystko od wewnątrz, czy jednak przekonuje Pana tylko powierzchowność, ładne opakowanie?

Po dłuższej chwili odpowiedział, że tak na to nie patrzył. 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Czerwiec, 2017, 22:18
To człowiek, człowiekowi  najbardziej jest potrzebny....


     Ania bardzo wcześnie przekonała się, że nie ma na kogo liczyć. Matka wręcz opętana nową religią próbowała siłowo zmusić córkę do wiary i posłuszeństwa, ojciec zaś umywał od wszystkiego ręce. Nigdy nie zrozumiała czy tak kochał matkę, że jej na wszystko pozwalał, czy też był zwyczajnie wygodny. Miał dzieci z głowy, a w razie wychowawczych niepowodzeń miał na kogo zrzucić winę..jak sobie wychowałaś, tak masz.
Kilkuletnie dziecko z taką świadomością, bardzo szybko dorasta i równie szybko wyzbywa się wszelakiej nadziei.
Jednak nikt, jej nie zabronił mieć marzenie i w pewnym momencie cieszyć się jego spełnieniem.

Ania marzyła o starszym bracie, takim co to będzie stał za nią murem, bronił, pomagał i na pewno nie będzie świadkiem. Był ktoś taki, bardzo dla niej ważny, choć na bardzo krótko. To bliski kuzyn z rozbitej rodziny, mieszkał z ojcem też świadkiem, był starszy od Ani o osiem lat, często też bywał w jej domu. Mała dziewczynka była wpatrzona w swojego brata jak w obrazek, on chyba miał tego świadomość, bo czasem czuła, że wręcz czyta w jej myślach. I nieważne było, że ukradkiem palił papierosy czy popijał piwo, okłamywał ojca o czym wszyscy mówili.  To on nauczył ją jeździć na rowerze, strzelać z procy i kiwać się w nogę jak prawdziwy chłopak. Wiele razy brał na siebie jej winy, wiele razy wybawiał z opresji. Gdy popsuł się je rower i musiała iść pieszo kilka kilometrów do szkoły, przyjeżdżał i zawoził ją swoim Rometem, choć mógł spać, chodził do szkoły na trzynastą.

Przyjeżdżał pod szkołę w dniu religii, aby dzieci jej nie dokuczały. Gdy pobiła kolegę w szkole i miała przyjść z rodzicami, jakimś cudem załatwił, że nie musiała. Pewnego dnia złamała w pracowni wskaźnik, miała go wziąć do domu, aby ojciec zrobił nowy. Szła i płakała, wiedziała co ją czeka. W takim stanie spotkał ją Zbyszek, wziął wskaźnik i kazał nie mówić nic w domu. Następnego dnia, czekał na nią pod szkołą z nowym, jeszcze ładniejszym wskaźnikiem.
To był jej bohater, kochała go jak nikogo innego na świecie, dla niej miał same zalety. Jednak dorośli uważali inaczej, dlatego że nie chciał chodzić na zebrania i w wieku szesnastu lat powiedział, że nie będzie świadkiem, określano go chodzącym złem.

Już nie był mile widziany w domu Ani, matka uważała, że ma zły wpływ na jej córki, tylko dlatego, że odrzucił Jehowę.
Nad czym dziewczynka bardzo ubolewała, jednak Zbyszek starał się zawsze być, kiedy go potrzebowała. Wbrew ojcu poszedł do wojska, dostała od niego kartkę z życzeniami na święta BN. Poczuła się bardzo ważna, adresowana do niej kartka, z jej osobistymi życzeniami i małym dopiskiem..pozdrowienia dla rodziny. To była przepiękna kartka, Miś Uszatek na tle choinki, a na pierwszym planie płot rzucający cień na skrzący się śnieg. Matka, gdy tylko zobaczyła kartkę, kazała jej wyrzucić, bo to szatański wynalazek, zrobiła to.
Gdy tylko rodzicielka wyszła z domu, wyjęła kartkę i schowała, często ją sobie oglądała i rozmawiała wtedy z bratem. Zwierzała mu się, radziła pytała co u niego, planowała, że jak przyjedzie pojadą na lody z automatu.
Te pocztówkowe rozmowy trwały do wakacji, wtedy matka znalazła kartkę, wrzuciła ją do pieca, a córce zrobiła awanturę.
Gdy wrócił z wojska, był dla ojca jednym wielkim zawodem, nie mógł wytrzymać wiecznych narzekań, wyprowadził się i to bardzo daleko.
I tak skończyła się jego opieka nad Anią, żałowała, że już go nie ma przy sobie, ale była bardzo wdzięczna za te wszystkie radości, poczucie bezpieczeństwa, jakie dzięki niemu miała.

Gdy jako dorośli ludzie, zasiedli przy drinku i zaczęli wspominać, dowiedziała się bardzo ciekawych rzeczy. Jak wiele Zbyszek jej zawdzięcza, rozbita rodzina nie służyła miłości, ciepłu, opiece. A kontakt z małą siostrzyczką był dla niego szkołą miłości, odpowiedzialności. Czuł się ważny i dorosły, był komuś potrzebny, komuś, kto nie wytykał mu jego wad, ale go kochał, cieszył się na jego widok. W pewnym momencie przeraził się, że to chore, ale czuł się za małą odpowiedzialny i nie mógł jej zostawić.
Był już dorosły, ich relacje były sporadyczne, obwiał się, że tak jak jej nie da rady już nikogo pokochać. Nie wiedział jak się myli, gdy urodziła mu się córka, pokochał ją tą samą znaną już miłością.

A czego  nauczyła się Ania? Nie oceniać ludzi, nie patrzeć na nich przez pryzmat ich przejść, doświadczeń i życiowych błędów. Brać ludzi takimi jak są tu i teraz, jakimi są dla niej.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Czerwiec, 2017, 21:38
Kraków i jego demony.


    Był czerwiec, wyjątkowo ciepły wręcz upalny. Przedmioty pozaliczane, część ocen wystawiona. Klasa Ani szykowała się do wycieczki, taka jednodniowa do miasta Kraka. Była nią bardzo podekscytowana, składała na nią przez kilka miesięcy. Najpierw matka powiedziała, że da na wycieczkę, a później jak się nasłuchała o tym, że każda wycieczka zwiedza Kościół Mariacki, wycofała się z obietnicy.

Dziewczynka wchodziła w tzw. trudny wiek, zaczynała się buntować, a umiała to robić. Od małego nauczona, że czego sobie nie wywalczy, mieć nie będzie, walczyła też o tę wycieczkę.
Wykrzyczała matce, że i tak pojedzie i tak, choćby miała iść kamienie zbierać, to sobie uskłada na wyjazd.
Skrzętnie zbierała każdy grosz, sprzedając makulaturę, nosząc wodę, robiąc zakupy przyszywanej ciotce, samotnej kobiecie mieszkającej na odludziu. Starsza pani była zadowolona nie tylko z dostaw, ale także z towarzystwa, jakie jej dotrzymywała nastolatka. Co jakiś czas wcisnęła jej parę groszy.

Końcówkę dorzucił jej dziadek, plus coś na drobne wydatki. Matka, choć nie była zadowolona i często to podkreślała, już nie zabraniała.
Teraz miała inną misję, oświecić córkę, co ją tam czeka i że ma pod żadnym pozorem nie ulegać mamonie wchodząc do Kościoła Mariackiego. Tak kładła jej do głowy, ile tam zła, ile demonów, jak to się Jehowie nie podoba, że wycieczka stała się tematem dyżurnym w domu.
Dziewczynka nie potrafiła myśleć o niczym innym tylko o tym kościele, ten punkt wycieczki psuł jej całą radość. W myśl słów nieważne co, ale ważne ile razy się powtarza, zaczęła wierzyć w przestrogi matki.
Choć jej zadziorna natura, buntownicze nastawienie mówiły coś innego, to gdzieś z tyłu głowy siedziały zalecenia matki.

Pogoda dopisywała od samego rana, gdy zbliżali się do Kościoła Mariackiego, zerwał się silny wiatr, rozszalała się taka burza, że wszyscy musieli się w nim schronić. Z oporami to robiła, szła na końcu grupy, jakby liczyła, że dla niej zabraknie miejsca. Nagle poczuła szarpnięcie za ramię, jakiś mężczyzna siłą ją wepchnął, zamykając drzwi budynku. Stała nieruchomo, ze wzrokiem wbitym w posadzkę bojąc się na cokolwiek spojrzeć. Za plecami miała wnętrze zabytku, przed sobą szalejącą burzę, czuła się jak w potrzasku.
 Nie wiedziała, czy to próba od Jehowy, czy też szatan próbuje ją siłą wciągnąć w swoje sidła. Te kilkanaście minut ciągnęło się jak wieczność. Gdy wreszcie przestało padać, poczuła ogromną ulgę, była z siebie dumna, choć weszła pod przymusem to wykonała konieczne minimum i nie dała się wciągnąć dalej.

Wracała do domu cała w skowronkach, aby powiedzieć matce, jak była dzielna, że nie uległa, choć było ciężko, w głębi duszy liczyła na jej pochwałę, uznanie. Zwyczajnie, że u niej zapunktuje.
Jednak to jak zwykle były tylko dziecięce marzenia. Matka, gdy tylko usłyszała, że była w kościele zaraz ją zarzuciła swoimi teoriami, to nie były pytania, to były twierdzenia.
Tak musiałaś, akurat i pewnie chodziłaś oglądałaś i na pewno jak wszyscy się przeżegnałaś. Zginiesz w armagedonie, kruki i wrony itd itp.
Na nic jej tłumaczenia i mówienie jak było naprawdę, ona wiedziała lepiej. Przez łzy z dawała jej słowo, że nic takiego nie miało miejsca, a ta i tak wiedziała swoje.
W końcu wykrzyczała matce..tak pierwsza weszłam, przeżegnałam się jak każdy i nawet klęczałam przed ołtarzem. Prosiłam Boga, że jeśli gdzieś jest to niech mnie zabierze, bo nie mam ochoty żyć. To był jeden z kilku  momentów, kiedy chciała umrzeć.

Wybiegła z domu, zabierała ze sobą pamiątki z Krakowa, a następnie wrzuciła je do starej nieczynnej studni.
Gdy wróciła do domu było prawie ciemno, ojca nie było, matka z siostrą się do niej nie odzywały. Umyła się i poszła spać, nim zasnęła obiecała sobie, że kiedyś pojedzie znów do Krakowa, wejdzie do Bazyliki Mariackiej, usiądzie w ławce i będzie tak długo siedzieć, ile się jej będzie podobać.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Czerwiec, 2017, 19:55

Na prośbę Bohaterki nie podaję żadnych szczegółów ani miejsc.


    Kobieta po trzydziestce, aby ratować swoje chore dziecko, pakuje się w godzinę, zabiera córkę i uciekają z domu i z miasta. Zostawia rodzinie kartkę..nie będę patrzeć, jak moje dziecko umiera, powiedzcie w zborze, że nie chcę już być świadkiem, nie szukajcie mnie.
Jedno co miała zapewnione, to miejsce w specjalistycznym szpitalu, gdzieś na drugim końcu Polski, pomogła lekarka prowadząca. Rozumiała jej sytuację i obiecała zachować pełną dyskrecję.

Koczuje w szpitalu przy łóżku córki kilka miesięcy, gdy stan się poprawia, a dziewczynka nie wymaga już takiej opieki, ordynator zabrania nocowania w szpitalu. Jest zima, nie ma gdzie iść, dzień​ przesiaduje w szpitalu, ale noce, one są najgorsze.
Po kolejnej spędzonej na dworcowej ławce nocy poddaje się, siada na koszu w łazience, aby córka nie widziała, płacze z bezradności. Jest przekonana, że to kara za jej ucieczkę, bunt, porzucenie organizacji.
Gdy szlocha i złorzeczy całemu światu, ktoś podchodzi chwyta ją za ramię i pyta co się stało? Wyrzuca z siebie, że nie ma gdzie spać, pieniądze się jej kończą, a jak ją dopadnie przeziębienie nie będzie mogła przychodzić do córki. Ksiądz, szpitalny kapelan, mówi jej, że na wszystko jest jakaś rada i odchodzi.
Po godzinie odnajduje ją w świetlicy, daje kartkę z adresem, ma tam iść i powiedzieć, że jest od księdza Artura, to wystarczy.

Drzwi otworzyła jej starsza zakonnica, kobieta nie wiedziała jak się przywitać, a więc wyrzuciła szybko z siebie..ja od księdza Artura.
Uśmiechnęła się do niej i powiedziała..wejdź dziecko. Zaprowadziła ją do pokoju, pokazała gdzie jest łazienka i że śniadanie jest o ósmej. Nim się zdążyła dobrze rozejrzeć, ktoś zapukał do drzwi, otworzyła. Ta sama zakonnica stała z tacą, a na niej kilka kanapek i kubek herbaty. Rano, gdy nie zeszła na śniadanie, znów przyszła do niej z tacą. A przed wyjściem dała pakunek, aby zaniosła córce.
Czuła się dziwnie, bała się, że to sen, że ta pomoc ze strony tych ludzi to znów podpucha ze strony szatana, aby później jej dowalić.

Dzieliła się ze mną tymi wątpliwościami, długo musiałam tłumaczyć, żeby nie doszukiwała się w tej pomocy nic złego. Aby wyzbyła się tego świadkowego podejścia, nie patrzyła na nich przez pryzmat nauk, jakie jej wpojono.
To tylko dobrzy ludzie, którzy chcą jej pomóc i nic więcej. To, że o nic nie pytają, wiedzą tyle ile im sama powiedziała, są taktowni to bardzo istotne.
Kobieta się miota, jest wdzięczna, że ma kąt do spania, a z czasem i pracę. Jednak boi się otworzyć, boi się, że kontakt nie tyle ze światem, ale tzw. religią fałszywą to coś jak zdrada. Przecież inaczej ją nauczono, w innej religii wyrosła, kiedyś nimi prawie gardziła, a teraz przyjmuje ich pomoc..cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Czerwiec, 2017, 21:12
cd.

    Opowiadam jej o sobie, po odejściu też walczyłam z naciekami, jakie stamtąd wyniosłam. Nigdy nie ukrywałam, że patrząc na innych, długo patrzyłam jako świadek, ten lepszy, mądrzejszy, bo znałam prawdę. Z czasem się tego wyzbyłam i choć nie wpadłam w ramiona żadnej innej religii, to starałam się z nimi oswoić. Szłam sobie w ciekawości do kościoła (czy to katolickiego, czy innego), posiedziałam, pooglądałam sobie. To nie tylko miejsce modlitwy, to także w wielu przypadkach zabytki i tak je najlepiej postrzegać.

Pewnego dnia, odważyła się i poszła do kaplicy, stanęła w kąciku, jakby się bała, że ktoś ją zauważy. Wyszła i nic złego się nie stało.
Później, gdy chciała w spokoju porozmyślać, nie szła już do ubikacji, ale do kaplicy. Mówiła, że udzielała się jej dziwnie, spokojna atmosfera.

Już czuła się coraz lepiej, miała oszczędności, rozglądała się za jakimś mieszkaniem. Jednak jej spokój zakłócali bliscy, bombardując ją telefonami. Nie bolało ją to, że wymyślali jej od niewdzięcznych córek szatana, ale że nigdy nie zapytali o małą.
Widać dla nich była już przegrana, mieli świadomość, że została poddana leczeniu, jakiego organizacja nie popiera.
Gdy płakała rzewnymi łzami, pytałam..a kim oni są, aby tak wyrokować? To, że im się nie podoba, wcale nie znaczy, że Bogu też.
Każda religia to wymysł ludzki i żadna nie ma wyłączności na tego na górze. A skąd wiesz, czy za rok lub dwa im się nie odmieni, wymyślą nowe światło, to co teraz złe, będzie dobre?
To ludzie ludziom zgotowali ten los, choć powołują się na niebiosa.

Zbiera się w sobie, pracuje, pomaga w szpitalu przetrwać dzieciom ciężki czas. Zauważ ją pewna pani, pyta, czy nie zechciałaby pracować dla ich fundacji? Ma potencjał, dzieci ją lubią, dogaduje się z nimi jak mało kto, ma dar, żal go zmarnować.
Początkowo zajmuje mały pokoik w siedzibie fundacji i pracuje tam. Gdy córka całkiem wyzdrowiała, wynajmują większe mieszkanie.
Zmieniła numer telefonu, nie mogła dłużej słuchać tych gróźb. Raz na kwartał wysyła maila do kuzynki, aby wiedzieli, że żyją i mają się dobrze. Poznała kogoś, boi się zapeszyć, ale córka bardziej do niego lgnie, niż kiedykolwiek do własnego ojca.
Pisze mi ostatnio...jestem szczęśliwa, Q pierwszy raz w życiu jestem szczęśliwa!
I oby tak na zawsze zostało, czego jej życzę z całego serca.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2017, 18:29

Nie pozwól, aby Twoje marzenia zarosły chwastami.

      Północna Polska, żona dzieli się z mężem swoimi wątpliwościami na temat ich religii. Im więcej rozmawiają, tym więcej widzą w swojej organizacji handlowych zapędów, niż drogi do Boga. Razi ich nacisk kładziony na sprawy materialne, przyziemne z pominięciem spraw duchowych.
Do tej pory gorliwi ludzie, ona pionierka on pomocniczy, postanawiają odejść, tak z dnia na dzień. Szanowani w zborze, dawani za wzór, byli z siebie dumni i jeszcze bardziej oddani. Jednak nie takiej miłości do bliźniego, nie takich nauk chcą dla siebie i swojego dziecka.

Z kobietą spędzam wiele godzin na korespondencji mailowej, a później też na komunikatorze. Opowiada mi o swoich zainteresowaniach, pasji, które odstawiła na bok, aby bardziej się oddać głoszeniu. Zachęcam do odkurzenia ich, a także  do czytania Pisma bez ściągi, czyli strażnicy. Takie samodzielne czytanie zmusza do myślenia, własnych wniosków. Wymieniamy się uwagami, chwilami jest zniesmaczona, a czasem zaszokowana, jak tekst wyrwany z kontekstu, można dopracować na własną modłę.

W organizacji zostaje cała ich rodzina. Gdy im mówią, o swoich spostrzeżeniach i wątpliwościach, sypią się w ich stronę ,,duchowe groźby'' i potępienie. Liczyli się z tym, ale nie spodziewali się aż takiej reakcji. Są wyrzuceni za nawias, nie tylko zboru, ale też rodziny. Opowiada mi, jak spotkała matkę, a ta się nawet do niej nie odezwała słowem, jak poszła do ojca do pracy, a on ją zbył, że nie ma czasu. Gdy  dziecko wołało do babci, a ona nie mogła z nim tam iść, ponieważ wiedziała, że zastanie zamknięte drzwi.

Mijają miesiące, nadal czytają Biblię, ale jest jakaś zgaszona, mniej się też do mnie odzywa. Gdy się dopytuję co u nich słychać, opisuje mi jak wygląda ich życie. Długie samotne wieczory, weekendy bez planów, mają za dużo wolnego czasu, nudzą się. A więc jednak to czego się obawiałam, są na ,,głodzie''.
Gdy zbór był ich całym życiem, zero pasji, zainteresowań to nagle czują się jakby doba miała nie dwadzieścia cztery godziny, ale czterdzieści osiem.

Już nie pociskam, nie wciągam w dyskusję, widzę, że się wycofuje, ich powrót to kwestia czasu. Proszę o jedno, jak się zdecydują, aby dała znać co i jak.
Po dwóch tygodniach dostałam maila, takiego wysłanego w środku. Miałam się nie gniewać, nie myśleć o nich źle, ale przekonali się, że życie w świecie jest nie dla nich. Zbór, bracia to jest ich prawdziwy świat, tam się czują ważni i potrzebni, doceniani i lubiani. Prosiła, abym jej nie odpisywała już.
Pewnie bała się, że ją zganię lub objadę. Nic z takich, napisałam, że szanuję ich decyzję i życzę im powodzenia.

I jakie wnioski? Ano bardzo proste, tym ludziom wydaje się, że są wolni, są panami swojego życia, a tak naprawdę są niewolnikami. Tak bardzo uzależnieni od organizacji, że na wolności umierają z nadmiaru ,,świeżego powietrza'', usychają. Dochodzi do tego też niska samoocena, na ,,wolności'' nikt się nimi nie zachwyca, nie klepie po pleckach, nie mierzy ich wartości ilością wydeptanych godzin. Czują się nic niewarci, niepotrzebni wyrzuceni poza margines.

Cóż, każdy ma prawo do własnej interpretacji szczęścia, do własnych wyborów i decyzji. I to, że życzyłam im powodzenia, było naprawdę szczere, ale co czułam tak naprawdę, wiedzą tylko Ci, co mnie trochę lepiej znają.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorg w 26 Czerwiec, 2017, 19:07
Estero bardzo lubię czytać twoje wypowiedzi są takie konkretne podziwiam twoją swobodę wymowy pisz jak najwięcej bo z chęcią się ciebie czyta.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2017, 19:40
 Chyba Ci się adresatka  pomyliła.  ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorg w 26 Czerwiec, 2017, 19:49
Tazła myślałem o tobie a napisałem coś innego przepraszam więcej się nie powtórzy jestem w pracy i tak szybciutko szybciutko i ups kicha? Pomyłka
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 26 Czerwiec, 2017, 20:18
Estero bardzo lubię czytać twoje wypowiedzi są takie konkretne podziwiam twoją swobodę wymowy pisz jak najwięcej bo z chęcią się ciebie czyta.
:D :D :D :D :D :D :D :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorg w 26 Czerwiec, 2017, 20:26
Harnaś dzięki aż rumieńców dostałem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 26 Czerwiec, 2017, 20:41
Harnaś dzięki aż rumieńców dostałem.
Tazła wybacza gdy się przypadkiem wypacza ;) Gorg
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Czerwiec, 2017, 21:04
Tazła wybacza gdy się przypadkiem wypacza ;) Gorg

 Dlatego, że jestem człowiek o wielkim sercu i łagodnym usposobieniu. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorg w 26 Czerwiec, 2017, 21:15
Nie wątpię.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Reskator w 26 Czerwiec, 2017, 21:25
Nie pozwól, aby Twoje marzenia zarosły chwastami.

      Północna Polska, żona dzieli się z mężem swoimi wątpliwościami na temat ich religii. Im więcej rozmawiają, tym więcej widzą w swojej organizacji handlowych zapędów, niż drogi do Boga. Razi ich nacisk kładziony na sprawy materialne, przyziemne z pominięciem spraw duchowych.
Do tej pory gorliwi ludzie, ona pionierka on pomocniczy, postanawiają odejść, tak z dnia na dzień. Szanowani w zborze, dawani za wzór, byli z siebie dumni i jeszcze bardziej oddani. Jednak nie takiej miłości do bliźniego, nie takich nauk chcą dla siebie i swojego dziecka.

Z kobietą spędzam wiele godzin na korespondencji mailowej, a później też na komunikatorze. Opowiada mi o swoich zainteresowaniach, pasji, które odstawiła na bok, aby bardziej się oddać głoszeniu. Zachęcam do odkurzenia ich, a także  do czytania Pisma bez ściągi, czyli strażnicy. Takie samodzielne czytanie zmusza do myślenia, własnych wniosków. Wymieniamy się uwagami, chwilami jest zniesmaczona, a czasem zaszokowana, jak tekst wyrwany z kontekstu, można dopracować na własną modłę.

W organizacji zostaje cała ich rodzina. Gdy im mówią, o swoich spostrzeżeniach i wątpliwościach, sypią się w ich stronę ,,duchowe groźby'' i potępienie. Liczyli się z tym, ale nie spodziewali się aż takiej reakcji. Są wyrzuceni za nawias, nie tylko zboru, ale też rodziny. Opowiada mi, jak spotkała matkę, a ta się nawet do niej nie odezwała słowem, jak poszła do ojca do pracy, a on ją zbył, że nie ma czasu. Gdy  dziecko wołało do babci, a ona nie mogła z nim tam iść, ponieważ wiedziała, że zastanie zamknięte drzwi.

Mijają miesiące, nadal czytają Biblię, ale jest jakaś zgaszona, mniej się też do mnie odzywa. Gdy się dopytuję co u nich słychać, opisuje mi jak wygląda ich życie. Długie samotne wieczory, weekendy bez planów, mają za dużo wolnego czasu, nudzą się. A więc jednak to czego się obawiałam, są na ,,głodzie''.
Gdy zbór był ich całym życiem, zero pasji, zainteresowań to nagle czują się jakby doba miała nie dwadzieścia cztery godziny, ale czterdzieści osiem.

Już nie pociskam, nie wciągam w dyskusję, widzę, że się wycofuje, ich powrót to kwestia czasu. Proszę o jedno, jak się zdecydują, aby dała znać co i jak.
Po dwóch tygodniach dostałam maila, takiego wysłanego w środku. Miałam się nie gniewać, nie myśleć o nich źle, ale przekonali się, że życie w świecie jest nie dla nich. Zbór, bracia to jest ich prawdziwy świat, tam się czują ważni i potrzebni, doceniani i lubiani. Prosiła, abym jej nie odpisywała już.
Pewnie bała się, że ją zganię lub objadę. Nic z takich, napisałam, że szanuję ich decyzję i życzę im powodzenia.

I jakie wnioski? Ano bardzo proste, tym ludziom wydaje się, że są wolni, są panami swojego życia, a tak naprawdę są niewolnikami. Tak bardzo uzależnieni od organizacji, że na wolności umierają z nadmiaru ,,świeżego powietrza'', usychają. Dochodzi do tego też niska samoocena, na ,,wolności'' nikt się nimi nie zachwyca, nie klepie po pleckach, nie mierzy ich wartości ilością wydeptanych godzin. Czują się nic niewarci, niepotrzebni wyrzuceni poza margines.

Cóż, każdy ma prawo do własnej interpretacji szczęścia, do własnych wyborów i decyzji. I to, że życzyłam im powodzenia, było naprawdę szczere, ale co czułam tak naprawdę, wiedzą tylko Ci, co mnie trochę lepiej znają.
Swobodnie ,lekko się czyta.
Czytając tą opowieść przypomniał mi się film  z Morganem Fremanem-Skazani na Shawshank,gdzie wychodzący więżniowie z długoletniej odsiadki próbowali się aklimatyzować w nowej rzeczywistości:
jedni wracali do cel,inni odbierali sobie życie a główny bohater znalazł po początkowych kłopotach sens w życiu-miał przyjaciela który dał mu pomocną dłoń.Może Twoi bohaterowie Tazla nie mają wsparcia w nowej rzeczywistosci,przydałoby im się takie forum choćby jak to nasze gdzie wyrzucamy z siebie wszystkie toksyny nagromadzone z tego związku z WTS.Gdy rozmawia się Betelczykami zwrócono uwagę że liczą oni dni ile są w Betel,podobnie jak to robią więżniowie. Pozdrawiam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Czerwiec, 2017, 08:18
Swobodnie ,lekko się czyta.
Czytając tą opowieść przypomniał mi się film  z Morganem Fremanem-Skazani na Shawshank,gdzie wychodzący więżniowie z długoletniej odsiadki próbowali się aklimatyzować w nowej rzeczywistości:
jedni wracali do cel,inni odbierali sobie życie a główny bohater znalazł po początkowych kłopotach sens w życiu-miał przyjaciela który dał mu pomocną dłoń.Może Twoi bohaterowie Tazla nie mają wsparcia w nowej rzeczywistosci,przydałoby im się takie forum choćby jak to nasze gdzie wyrzucamy z siebie wszystkie toksyny nagromadzone z tego związku z WTS.Gdy rozmawia się Betelczykami zwrócono uwagę że liczą oni dni ile są w Betel,podobnie jak to robią więżniowie. Pozdrawiam.

  Dziękuję za miłe słowa .
Każdą z takich osób jeśli nie trafiła do mnie przez forum zachęcam do zaglądania tu.  Oni wiedzą o tym miejscu, ale jeśli nie do końca są przekonani to nawet czołgiem nie wypchniesz ze zborowych pieleszy.

Gorg...raz jeszcze nic się nie stało. Cieszę się, że dobrze się czyta, to zachęca do dalszej pracy. :)

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 27 Czerwiec, 2017, 09:40
Cytuj
TaZła
Gorg...raz jeszcze nic się nie stało. Cieszę się, że dobrze się czyta, to zachęca do dalszej pracy. :)

Jak to nic się nie stało?  Jak to nic się nie stało ?!
 Gorg... żartowałem
 Po prostu pomyślałem sobie, że Tobie może do twarzy z tymi rumieńcami i ....jeszcze jedna porcja nie zaszkodzi ;)
Pomylić się, to ludzka rzecz. Uważaj jednak z imionami przy malżonce jeśli jest u boku.  :D
- A teraz Witaj !
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorg w 27 Czerwiec, 2017, 15:34
Exodus wezmę to pod uwagę.pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Czerwiec, 2017, 19:09
Miej nadzieję na najlepsze, przygotuj się na najgorsze.


     Emeryt, centralna Polska, spędził w organizacji czterdzieści lat. Uwierzył kiedyś bardzo szczerze, był przykładnym i oddanym świadkiem Jehowy, który wysoko zaszedł po szczeblach organizacyjnej kariery.
Ożenił się w sąsiednim zborze, z dziewczyną z własnego werbunku. Razem wychowali swoje dzieci, na przyzwoitych ludzi. Byli zgodnym małżeństwem, uważał żonę za swojego prawdziwego przyjaciele, myślał też, że tak jak on, tak samo ona będzie stała za nim murem. 

Czas płynął, lat przybywało, a nic z obietnic się nie spełniało. Wprost przeciwnie, przychodziły nowe nauki, nowe wytyczne, które odsuwały upragniony raj coraz dalej. Na jednym ze spotkań starszych, prowadzący grzmiał niczym ksiądz z ambony nad złem, jakie wynika z ,, Kryzysu sumienia''. Tyle przestróg, tyle złych słów padło pod adresem książki i jej autora, że mężczyzna poczuł się zniesmaczony.

Traf sprawił, że kilka dni później uciekł mu autobus, zaczął padać deszcz, aby się schronić, wszedł do pobliskiego antykwariatu.
Pierwsze co leżało z brzegu, co przykuło jego uwagę był właśnie ,,Kryzys sumienia''. Jednak jak przystało na dobrego świadka, nie zatrzymał się na dłużej, poszedł dalej. Kręcił się chwilę wśród półek, ale jego myśli były przy drzwiach i strasznej lekturze.
Usłyszał miły kobiecy głos, może w czymś pomóc? Nie dziękuję, już wybrałem, poproszę tylko ,,Kryzys...''. Usłyszał swoje słowa, jakby to mówił ktoś inny.

Z księgarni udał się do sąsiedniej kawiarni, zadzwonił do żony, że wróci później, zamówił herbatę i otworzył książkę. Lektura tak bardzo go pochłonęła,  nawet nie zauważył jak zrobiło się ciemno.
Jechał autobusem i dalej czytał. Wiele rzeczy było mu bardzo znajomych, tylko od drugiej strony. Był przerażony naciąganiem faktów, czarnymi interesami i wyrachowaniem, jakie było wśród CK.

Było grubo po północy, gdy dobiegł do ostatniej strony. Żona zastała go rano, wciąż siedzącego nad książką, ale już nie czytał, ślepo patrzył przed siebie. Co robisz?..zapytała , podał jej książkę. Wzięła ją do ręki i odrzuciła na stół jakby ją oparzyła....cdn.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Reskator w 29 Czerwiec, 2017, 05:31
Kryzys też w jeden dzień przeczytałem.Nie zapomnę jak w grupie książki starszy przy herbatce mówi a ja musiałem siedzieć w więzieniu za odmowę służby wojskowej,a przyszły właśnie wytyczne o służbie zastępczej.I Kryzys odsłania kulisy tego postanowienia-jeden głos zadecydował-że bracia mieli nadal siedzieć w więzieniu,do sprawy powrócono dopiero po chyba 16 latach i zmieniło się światło że mogą pełnić służbę zastępczą.Czekamy na dalszy los tej histori...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 29 Czerwiec, 2017, 17:41
To ciekawe od kilku lat jestem młodym  górniczym  emerytem i dopiero gdy było więcej czasu to przyszło zmierzyć się z wątpliwościami i był czas na poszukanie odpowiedzi.A dzisiaj już nic mnie nie ciągnie do organizacji choć czasem odzywa się moja natura by bronić tych co są kopani.Wiem ,że przez lata było to czynnikiem blokującym by podjąć się poszukania odpowiedzi na wątpliwości.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Czerwiec, 2017, 18:08

Nadzieja jest pierwszym krokiem na drodze do rozczarowania.


     Cały dzień nasłuchał się, jaki to jest niestabilny, że powinien być uczciwy i przykładem dla innych, a nie sięgać po takie książki. Tak, dlatego że  chciał być uczciwy, sięgnął po ,, Kryzys sumienia", aby stawić czoła zarzutom i rozwiać swoje wątpliwości. Efekt był całkiem odwrotny, myślał, że choć w części przyzna rację swoim braciom, a on jeszcze bardziej się zniesmaczył i zaczął analizować nauki, jakie do niedawna propagował.

Żona nie dawała mu spokoju, zawołała nawet na pomoc synów, aby z ojcem porozmawiali. Gdy ich odwiedzili, nawet nie potrafiła powiedzieć co ich ojciec czytał, nazwała książkę..szatańską lekturą. Starszy zapytał, jakie ma wnioski i co myśli o tym, co przeczytał? Młodszy zaś zarzucił go strażnicowymi sloganami, jakie kieruje się pod adresem ludzi słabej wiary i odstępców.
Wtedy im przypomniał, że to on ich nauczył tego wszystkiego i jeśli pozna nowe fakty, ma prawo je wyrazić, a oni jako dorośli ludzie powinni tego wysłuchać, a nie ulegać propagandzie.

Podał im książkę i powiedział..przeczytajcie i dopiero możemy na ten temat dyskutować. Starszy powiedział..ja czytałem, młodszy spojrzał na brata z przerażeniem, sam ojciec był zaskoczony, zaś matka zaczęła lamentować. Za co spotkała ją taka kara? Ona myślała, że na stare lata będzie miała spokój i piękne perspektywy, a tu takie nieszczęście. Starszy z synów podszedł do matki, przytulił ją i powiedział..mamo, wolisz żyć w pseudo spokoju, bo okraszonym kłamstwem? Tak ci będzie lepiej? Odepchnęła go od siebie i krzyknęła..nie mów tak do mnie. Od tej pory, rodzina podzieliła się na dwa obozy.

Mój Bohater (nazwijmy go Krzysztof) miał prowadzić niedzielne zebranie, zaplanował sobie, że na koniec pożegna się z braćmi i powie, dlaczego odchodzi. Niestety, nie było mu dane, żona była szybsza, doniosła na niego, zebranie prowadził ktoś inny, a gdy chciał coś powiedzieć na sam koniec, nie pozwolono mu. Podszedł do niego jeden z jego bliskich przyjaciół (tak mu się wydawało i tak go traktował) powiedział oschle.. Krzysztof, we wtorek przyjedzie brat..... masz przyjść na spotkanie. To nie było zaproszenie, to nie była prośba o spotkanie, to był rozkaz.
Nie miał zamiaru unikać rozmów, uważał ich za równych sobie, planował się podzielić swoimi wątpliwościami i liczył na konstruktywną dyskusję. I znów rozczarowanie. Przyjęli go jak kogoś obcego, trzymali na dystans i nie mieli zamiaru dopuścić do słowa. Został zasypany zarzutami i cierpkimi uwagami pod swoim adresem. Nie miał zamiaru tego słuchać, wstał i wyszedł. Na odchodne tylko rzucił, że jak będą chcieli z nim podyskutować jak równy z równym, wtedy mogą się spotkać.


Żona nie rozmawiała z nim w ogóle, kiedyś usłyszał jak mówi do kogoś przez telefon, że traktuje go jak powietrze, aby zrozumiał co traci. I póki nie zmądrzeje to ona nie zmięknie, a nawet będzie jeszcze bardziej radykalna.
Krzysztof zrozumiał, że żona kupczy ich związkiem, że ma się wyzbyć swojego prawdziwego ja, kłamać, oszukiwać siebie i innych, dopiero wtedy będzie jak dawniej. Jednak to niemożliwe, nie dlatego że tego nie chciał, on już myślał inaczej, a więc też był kimś innym.
Przeglądał fora, czytał historie różnych ludzi i bolał nad tym, jak wiele razy sam przyczyniał się do ludzkiego cierpienia.  Będąc po drugiej stronie myślał, że to słuszne decyzje, że to dla czyjegoś dobra, ale wiadomo jak to jest z dobrymi chęciami. A chęci pod dyktando CK to chęci z piekła rodem, takie miał ostatnio zdanie....cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Reskator w 30 Czerwiec, 2017, 18:30
Nadzieja jest pierwszym krokiem na drodze do rozczarowania.


     Cały dzień nasłuchał się, jaki to jest niestabilny, że powinien być uczciwy i przykładem dla innych, a nie sięgać po takie książki. Tak, dlatego że  chciał być uczciwy, sięgnął po ,, Kryzys sumienia", aby stawić czoła zarzutom i rozwiać swoje wątpliwości. Efekt był całkiem odwrotny, myślał, że choć w części przyzna rację swoim braciom, a on jeszcze bardziej się zniesmaczył i zaczął analizować nauki, jakie do niedawna propagował.

Żona nie dawała mu spokoju, zawołała nawet na pomoc synów, aby z ojcem porozmawiali. Gdy ich odwiedzili, nawet nie potrafiła powiedzieć co ich ojciec czytał, nazwała książkę..szatańską lekturą. Starszy zapytał, jakie ma wnioski i co myśli o tym, co przeczytał? Młodszy zaś zarzucił go strażnicowymi sloganami, jakie kieruje się pod adresem ludzi słabej wiary i odstępców.
Wtedy im przypomniał, że to on ich nauczył tego wszystkiego i jeśli pozna nowe fakty, ma prawo je wyrazić, a oni jako dorośli ludzie powinni tego wysłuchać, a nie ulegać propagandzie.

Podał im książkę i powiedział..przeczytajcie i dopiero możemy na ten temat dyskutować. Starszy powiedział..ja czytałem, młodszy spojrzał na brata z przerażeniem, sam ojciec był zaskoczony, zaś matka zaczęła lamentować. Za co spotkała ją taka kara? Ona myślała, że na stare lata będzie miała spokój i piękne perspektywy, a tu takie nieszczęście. Starszy z synów podszedł do matki, przytulił ją i powiedział..mamo, wolisz żyć w pseudo spokoju, bo okraszonym kłamstwem? Tak ci będzie lepiej? Odepchnęła go od siebie i krzyknęła..nie mów tak do mnie. Od tej pory, rodzina podzieliła się na dwa obozy.

Mój Bohater (nazwijmy go Krzysztof) miał prowadzić niedzielne zebranie, zaplanował sobie, że na koniec pożegna się z braćmi i powie, dlaczego odchodzi. Niestety, nie było mu dane, żona była szybsza, doniosła na niego, zebranie prowadził ktoś inny, a gdy chciał coś powiedzieć na sam koniec, nie pozwolono mu. Podszedł do niego jeden z jego bliskich przyjaciół (tak mu się wydawało i tak go traktował) powiedział oschle.. Krzysztof, we wtorek przyjedzie brat..... masz przyjść na spotkanie. To nie było zaproszenie, to nie była prośba o spotkanie, to był rozkaz.
Nie miał zamiaru unikać rozmów, uważał ich za równych sobie, planował się podzielić swoimi wątpliwościami i liczył na konstruktywną dyskusję. I znów rozczarowanie. Przyjęli go jak kogoś obcego, trzymali na dystans i nie mieli zamiaru dopuścić do słowa. Został zasypany zarzutami i cierpkimi uwagami pod swoim adresem. Nie miał zamiaru tego słuchać, wstał i wyszedł. Na odchodne tylko rzucił, że jak będą chcieli z nim podyskutować jak równy z równym, wtedy mogą się spotkać.


Żona nie rozmawiała z nim w ogóle, kiedyś usłyszał jak mówi do kogoś przez telefon, że traktuje go jak powietrze, aby zrozumiał co traci. I póki nie zmądrzeje to ona nie zmięknie, a nawet będzie jeszcze bardziej radykalna.
Krzysztof zrozumiał, że żona kupczy ich związkiem, że ma się wyzbyć swojego prawdziwego ja, kłamać, oszukiwać siebie i innych, dopiero wtedy będzie jak dawniej. Jednak to niemożliwe, nie dlatego że tego nie chciał, on już myślał inaczej, a więc też był kimś innym.
Przeglądał fora, czytał historie różnych ludzi i bolał nad tym, jak wiele razy sam przyczyniał się do ludzkiego cierpienia.  Będąc po drugiej stronie myślał, że to słuszne decyzje, że to dla czyjegoś dobra, ale wiadomo jak to jest z dobrymi chęciami. A chęci pod dyktando CK to chęci z piekła rodem, takie miał ostatnio zdanie....cdn
Czy  te historie to prawdziwe czy to Twoja "twórczość literacka"-pięknie się czyta,i wszystko tak lekko podane.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Czerwiec, 2017, 18:36
Czy ktoś te historie to prawdziwe czy to Twoja "twórczość literacka"-pięknie się czyta,i wszystko tak lekko podane.

  Każda moja historia jest oparta na faktach, to są ludzkie losy. I  są zbyt poważne , aby się  z nich ,,naigrywać'' aby tylko zaspokoić swoją próżność.
Nim ją puszczę na forum, każdy bohater dostaje materiał do autoryzacji.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Reskator w 30 Czerwiec, 2017, 18:39
  Każda moja historia jest oparta na faktach, to są ludzkie losy. I  są zbyt poważne , aby się  z nich ,,naigrywać'' aby tylko zaspokoić swoją próżność.
Nim ją puszczę na forum, każdy bohater dostaje materiał do autoryzacji.
Jak zdobywasz materiał,jeżdzisz po kraju,czy piszą do Ciebie?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Czerwiec, 2017, 18:49

 Ludzie sami mnie znajdują jak mają problem lub chcą pogadać.

Nie jestem regionalnym pogromcą duchów jw.prg.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Reskator w 30 Czerwiec, 2017, 18:59
Ludzie sami mnie znajdują jak mają problem lub chcą pogadać.

Nie jestem regionalnym pogromcą duchów jw.prg.  ;D
Rozumiem że z tej opowiadanej teraz historii gość znalazł Cię w internecie.
I piszecie do siebie.?!Lub spotkaliście się i opowiedział Ci tą historię.?
Pozdrawiam,podoba mi się ten ziewający biszkoptowy kotek.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Czerwiec, 2017, 19:50
Rozumiem że z tej opowiadanej teraz historii gość znalazł Cię w internecie.
I piszecie do siebie.?!Lub spotkaliście się i opowiedział Ci tą historię.?
Pozdrawiam,podoba mi się ten ziewający biszkoptowy kotek.

  Znalazł mnie przez forum. Utrzymujemy ze sobą kontakt ponad rok, obcym chyba łatwiej się zwierzyć, a jak jeszcze ktoś zna problem i chce wysłuchać to już w ogóle. Nie, nie spotkaliśmy się, dzieli nas cała Polska.

Dziękuję, pozdrawiam również.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorg w 30 Czerwiec, 2017, 22:11
Tazła czytam tą historię czuję się jak by dotyczyła mnie czuje się tym bohaterem aczkolwiek nie mam synów to reszta prawie to samo.pozdrawiam cię cieplutko miło się ciebie czyta.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Lipiec, 2017, 09:39
Tazła czytam tą historię czuję się jak by dotyczyła mnie czuje się tym bohaterem aczkolwiek nie mam synów to reszta prawie to samo.pozdrawiam cię cieplutko miło się ciebie czyta.

   Większość tych historii jest bardzo do siebie podobna. Tak jak wejście, werbunek wygląda podobnie w każdym przypadku, tak samo wyjście też. I jakby zebrać te wszystkie historie razem, to we wszystkich znajdzie się wspólny mianownik i nie jest to tylko organizacja.
Długo można o tym  opowiadać, to przykre historie, często dramatyczne. Pocieszające jest to, że tacy ludzie mogą powiedzieć..nie jestem sam, są inni, którzy wiedzą co czuję, co przechodzę.
To daje wielu osobom siłę do dalszej walki.

Dziękuję i serdecznie pozdrawiam :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Lipiec, 2017, 11:07
Jedni są uczciwi, drudzy mają alibi na każdy uczynek.


     Krzysztof zaczął spotykać się z ludźmi, których kiedyś  uważał  za wątpiących lub  takich z odstępczymi poglądami. Nie robił podchodów, nie owijał w bawełnę, mówił otwarcie o swoich wątpliwościach i że  zawiódł się na całej linii. Przepraszał tych, których mógł narazić na przykrości lub postawił w niekomfortowej sytuacji. Jednak  jak się później okazało, najbardziej zawiódł się na ludziach.
Rozmawiał ze znajomymi szczerze, tak jak widział, jak czuł, jak uważał, że powinno się postępować czyli uczciwie i po ludzku. Był też przekonany, że jego rozmówcy też go tak traktują i podobnie podchodzą do tematu.

Jednak dość szybko się przekonał, że większość z  jego rozmówców, tylko mówi, a myśli i robi coś innego.
Będąc u rodziny spotkał jednego ze swoich znajomych o odstępczych poglądach, który bardzo gorliwie głosił. Obserwował go dłuższą chwilę, nawet przez moment przysłuchiwał się jego naukom i był zaszokowany.
Jak tak można? Mówić o obłudzie, zakłamaniu, podłości, a później iść i wciskać ludziom nauki, które się potępia?
Zaczął poważnie zastanawiać się nad postawą tych ludzi. Do kogo im bliżej, do  świadków, do odstępców, a może jeszcze do kogoś innego? Był zniesmaczony i z większą uwagą dobierał swoich rozmówców.

Jeszcze więcej szukał informacji w internecie, tak jak kiedyś ,,Kryzys sumienie" tak teraz z takim zaangażowaniem czytał fora i ludzkie historie. Do kilku  osób których poglądy było mu najbliższe, postanowił napisać. Tak też zaczęła się nasza przygoda mailowa. W pierwszym napisał kilka słów o sobie i zapytał czy może mi zadać kilka pytań? Zgodziłam się, choć zastrzegłam sobie, że jeśli uznam coś za niestosowne, nie odpowiem.
Pytania dotyczyły  religii, organizacji, mojego zdania na konkretne tematy itd itp. Odpowiedziałam szczerze, czasem bardzo dosadnie, bez koloryzowania i naginania na wszystkie pytania.

Od tamtej pory, napisaliśmy setki maili, towarzyszyła mu gdy wyprowadzał się z domu, gdy został wykluczony, gdy wniósł pozew o rozwód. Najgorszy okres był wtedy, gdy młodszy syn Krzysztofa uległ wypadkowi, stan był krytyczny, oczywiście żona i synowa ściągnęły do szpitala panów mądrali, jak ich sam nazywał.  Co go bardzo zdenerwowało, ruszył w kierunku towarzystwa wzajemnej adoracji i powiedział, że jak zaraz stąd nie znikną to zrobi taką zadymę jakiej ten budynek nie widział. Po chwili mężczyźni sobie poszli, a żona powiedziała iż mu nie daruje gdy ich syn straci nadzieję na życie. Słuchał jej i nie dowierzał, jak to bzdurnie brzmi, sam niedawno powtarzałby podobne brednie....cdn


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: viola w 05 Lipiec, 2017, 12:19
och Tazla ja przez Ciebie obiadu nie skoncze bo sie tak zaczytalam  ;)czekam na dalsze historie  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Lipiec, 2017, 18:14
och Tazla ja przez Ciebie obiadu nie skoncze bo sie tak zaczytalam  ;)czekam na dalsze historie  :)

  Viola, skarbie kochany, jeszcze dziś coś wrzucę. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: viola w 05 Lipiec, 2017, 19:12
 :) :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Lipiec, 2017, 19:49


Ten kto nie chce, znajdzie powód. Ten kto chce, znajdzie sposób...



      Obudziłam się w środku ​nocy, dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć, zerknęłam do telefonu, był mail od Krzysztofa. Napisał...i co ja mam zrobić, jaką decyzję podjąć? Jestem sam, cała odpowiedzialność spadła na mnie. Być może rano muszę podjąć decyzję o podaniu synowi krwi. Tak bardzo się boję, boję się, że go stracę, boję się, że nie sprostam, że nie jestem dość mądry i silny. Wiesz moja droga Przyjaciółko, jak głęboko we mnie siedzą ten wszystkie nauki. Nie chcę o nich myśleć, a one wydostają się na wierzch i kotłują się po mojej głowie, jak na złość.

Domyślałam się, że to krew nie daje mu spokoju, że to ona jest jak wrzód na sumieniu, który bardzo boli i póki się go nie wytnie lub nie pęknie, nie daje spokoju.
Zapytałam go, czy myśli, iż można kłaść na szali życie i woreczek z krwią, że ten płyn przeważa i można przekreślić czyjeś życie? Że o to Bogu chodziło?
Jeśli chodziłoby o moje życie i krew miałaby je uratować, podstawiłabym obie ręce.
Bo nie ma nic cenniejszego nad życie , a życie dziecka dla rodzica jest ważniejsze niż własne.
Do samego rana napisaliśmy po kilkanaście długich maili. I co ja miałam mu doradzić?
Współczucie, dobre słowo to za mało, sama czułam się bezradna. Wszystko, co pisałam, wydawało się takie małe, nieistotne, ale odpisywałam do samego rana.

Jedno co mu doradziłam to, aby najpierw był ojcem, tak jak, wtedy gdy wziął syna po raz pierwszy na ręce i powiedział mu..zawsze będę obok, zawsze możesz na mnie liczyć. Znałam tę historię, kiedyś mi dokładnie opisał, jak bardzo się starał być dobrym ojcem. I o niej mu przypomniałam.
Odpisał mi, że tak, nie może zawieść syna, musi go ratować, on ma tyle planów, on musi żyć. Wiadomość przyszła jakby nieskończona.

W szpitalu powiedział, że lekarze mają robić wszystko, co tylko możliwe, aby ratować jego syna. I jak trzeba podać krew, to też, on się na wszystko zgadza. Kazano mu poczekać, wszystko jest już przygotowane. To była najdłuższa godzina w jego życiu, gdy wyszedł ordynator i powiedział..najgorsze mamy za sobą, w ostatnich godzinach nastąpiła ogromna poprawa. Nie pytał, czy podano mu krew, czy nie, cieszył się jak dziecko, że jest lepiej, że będzie dobrze. Napisał do mnie z lekka chaotyczną wiadomość, z której połowy musiałam się domyślić, ale wiedziałam jedno..jest dobrze. Wieczorem napisał bardzo długą wiadomość, a w niej..... cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Reskator w 05 Lipiec, 2017, 20:08

Ten kto nie chce, znajdzie powód. Ten kto chce, znajdzie sposób...



      Obudziłam się w środku ​nocy, dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć, zerknęłam do telefonu, był mail od Krzysztofa. Napisał...i co ja mam zrobić, jaką decyzję podjąć? Jestem sam, cała odpowiedzialność spadła na mnie. Być może rano muszę podjąć decyzję o podaniu synowi krwi. Tak bardzo się boję, boję się, że go stracę, boję się, że nie sprostam, że nie jestem dość mądry i silny. Wiesz moja droga Przyjaciółko, jak głęboko we mnie siedzą ten wszystkie nauki. Nie chcę o nich myśleć, a one wydostają się na wierzch i kotłują się po mojej głowie, jak na złość.

Domyślałam się, że to krew nie daje mu spokoju, że to ona jest jak wrzód na sumieniu, który bardzo boli i póki się go nie wytnie lub nie pęknie, nie daje spokoju.
Zapytałam go, czy myśli, iż można kłaść na szali życie i woreczek z krwią, że ten płyn przeważa i można przekreślić czyjeś życie? Że o to Bogu chodziło?
Jeśli chodziłoby o moje życie i krew miałaby je uratować, podstawiłabym obie ręce.
Bo nie ma nic cenniejszego nad życie , a życie dziecka dla rodzica jest ważniejsze niż własne.
Do samego rana napisaliśmy po kilkanaście długich maili. I co ja miałam mu doradzić?
Współczucie, dobre słowo to za mało, sama czułam się bezradna. Wszystko, co pisałam, wydawało się takie małe, nieistotne, ale odpisywałam do samego rana.

Jedno co mu doradziłam to, aby najpierw był ojcem, tak jak, wtedy gdy wziął syna po raz pierwszy na ręce i powiedział mu..zawsze będę obok, zawsze możesz na mnie liczyć. Znałam tę historię, kiedyś mi dokładnie opisał, jak bardzo się starał być dobrym ojcem. I o niej mu przypomniałam.
Odpisał mi, że tak, nie może zawieść syna, musi go ratować, on ma tyle planów, on musi żyć. Wiadomość przyszła jakby nieskończona.

W szpitalu powiedział, że lekarze mają robić wszystko, co tylko możliwe, aby ratować jego syna. I jak trzeba podać krew, to też, on się na wszystko zgadza. Kazano mu poczekać, wszystko jest już przygotowane. To była najdłuższa godzina w jego życiu, gdy wyszedł ordynator i powiedział..najgorsze mamy za sobą, w ostatnich godzinach nastąpiła ogromna poprawa. Nie pytał, czy podano mu krew, czy nie, cieszył się jak dziecko, że jest lepiej, że będzie dobrze. Napisał do mnie z lekka chaotyczną wiadomość, z której połowy musiałam się domyślić, ale wiedziałam jedno..jest dobrze. Wieczorem napisał bardzo długą wiadomość, a w niej..... cdn
...a w niej że podali krew.
Pulitzer Exów za budowanie napięcia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: P w 05 Lipiec, 2017, 20:35
Tazła, czekam za kontynuacją  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorg w 05 Lipiec, 2017, 20:42
Ja też
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Agnesja w 05 Lipiec, 2017, 22:35
Witam. Jeśli chodzi o krew to wszyscy wiemy, że w oczach Bożych jest święta , bo to jest najcenniejszy płyn życia. Teraz wiem,  że SJ całkowicie błędnie interpretują znaczenie krwi. Kiedyś bodajże w latach 70 tych zakazywano poddawania się transplantacji organów, bo twierdzono że jest to jak  kanibalizm. I powiedzcie ile istnień przez takie doktryny poświęciło swoje życie. Oni się nie różnią od bożków którym składano dzieci w ofierze, z tym tylko ,że każdy musi ponieść ją sam. Ale z Pisma Świętego wynika jasno np.
 1 Moj. 9:4
4. Lecz nie będziecie jedli mięsa z duszą jego, to jest z krwią jego.
3 Moj. 17:3
14. Gdyż życie wszelkiego ciała jest w jego krwi, w niej ono tkwi; dlatego powiedziałem do synów izraelskich: Nie będziecie spożywać krwi z żadnego ciała, gdyż życie wszelkiego ciała jest w jego krwi, więc każdy, kto ją spożywa, będzie wytracony.
Wyraźnie te wersety wskazują, aby nie spożywać krwi.
Ja się tylko domyślam, że tutaj chodzi o to że ta spożyta krew została by wydalona w nieczysty sposób i nie może być w ten sposób z bezczeszczona.
Jeśli chodzi o transfuzje: krew nadal będzie w krwiobiegu gdzie jest jej miejsce i nie będzie w jakikolwiek sposób jej wartość naruszona.
Teraz jak zeszły mi łuski z moich oczu, inaczej widzę i rozumiem Słowo Boże . Ja zaczęłam czytać całe listy Ap. Pawła i zrozumienie jest zupełnie inne. Będąc ŚJ znałam oklepane wersety biblijne które pasowały do ich nauk. A poza tym przeglądałam dokumenty z inwestycji jakich dokonuje WTS, że  sami inwestują banki krwi, GMO,
zbrojenia, Philip Morris International Inc. – rynek tytoniowy.Można sobie sprawdzić ja prześledziłam każdą inwestycje i po prostu włos się jeży na głowie jakimi miliardami dysponują . I to są ich skarby w
 tak zwanym niebie.
http://nccsweb.urban.org/communityplatform/nccs/organization/profile/id/386043103
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 05 Lipiec, 2017, 23:09
Agneja a być może CK uważa , że "cel uświęca środki" i 'uświęca' - to "co nieczyste" - hmm.  ;) , kto to wie .. - zresztą "im bliżej dnia - tym światło coraz to jaśniejsze" ?? ,  :o . Pozdrawiam  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 06 Lipiec, 2017, 13:46
Frakcje dozwolone i te będące kwesia sumienia.
Zastanawiało mnie przeciez te co sa dozwolone to sa z krwi pozyskiwane.
Bez krwi nie było by ich nie ma szans na wytworzenie ich.
Więc dlaczego jednych wolno a innych nie ?
Bank krwi dostarczają producentom krw i tam jest ta krew rozdzielana na elementy i sprzedawana.
I chyba tu jest biznes na tym można zarabiać..
a skoro WTS inwestuje to pewnie w to co pozwala swoim
oczywiście nie wiem na pewno. Domyślam sie tylko mogę być w błedzie. Ale zawsze męczy mnie co z tymi co przed nowymi światłami tak myśleli - czy zostanie z nich zdjęta nalepka odstępca ?
czy wróca im życie ?
czy zostali złożeniu w ofierze - z jakiego powodu - Czy Jehova chciał byśmy umierali bo nie ujawnił jeszcze wszystkiego dla CK by to nam przekazało ?
Czy Bóg miłości bawiłby sie nami w taki sposób ?

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 06 Lipiec, 2017, 17:04
Agneja a być może CK uważa , że "cel uświęca środki"

Kiedy CK stanie się "celem", straci "środki" i zobaczy "cele od środka"... :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Lipiec, 2017, 19:39

Pulitzer Exów za budowanie napięcia.

 Nasz kochany Nemo, uważa inaczej, że należy mi się bicie za to podkręcanie śrubki  ;D

Teraz wiem,  że SJ całkowicie błędnie interpretują znaczenie krwi.

 Oni interpretują po swojemu, jak im pasuje. Gdzie pasuje powołują się na ST i są gotowi się bić, że tak trzeba. A gdy nie jest im coś na rękę wtedy mówię, że to stare prawo Mojżeszowe było anulowane.
Stara śpiewka i tyle.

czy zostali złożeniu w ofierze - z jakiego powodu - Czy Jehova chciał byśmy umierali bo nie ujawnił jeszcze wszystkiego dla CK by to nam przekazało ?
Czy Bóg miłości bawiłby sie nami w taki sposób ?

 A ja bym zdała jeszcze jedno pytanie...Boże Ty widzisz  to co robi CK i nie grzmisz?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 06 Lipiec, 2017, 20:30
Witam Wszystkich , jak znam historie ludzkości 'starożytne kulty' opierały się na ofiarach "z krwi dla bóstw" - aby ułaskawić "siły większe" i niepojęte dla onych 'współczesnych' - im było gorzej - tym większą ofiarę trzeba było według 'kapłanów' , "złożyć na ofiarę" .Jezus Chrystus (z tego co wiem) - Zniósł ofiary z krwi i dodał do dziesięciu przykazań - DWA o MILOSCI -takie jest moje zdanie (wierze Chrystusowi) .Pozdrawiam Wszystkich  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 06 Lipiec, 2017, 21:40
CK nie interpretuje biblii w tym wypadku.Wymaganie jest proste i oczywiste i zostało dane chrześcijanom.Chrześcijanie mieli powstrzymywać się od krwi.Wobec tego jeżeli chcemy uchodzić za chrześcijan to musimy spełniać to wymaganie nawet gdy uważamy je za bezduszne,inna  opcja to odrzucenie wizji Boga chrześcijańskiego.Dla mnie wszelkie inne tłumaczenia są podobne do wyjaśnień CK dlaczego  przeszczep jest niezgodny z wolą Boga.Argumenty o kanibalizmie nie są autorstwa CK jak w wielu przypadkach spodobały się im.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 06 Lipiec, 2017, 21:43
Nasz kochany Nemo, uważa inaczej, że należy mi się bicie za to podkręcanie śrubki  ;D

Ja uważam tak samo  ;D

W piwnicy zamknę :P Wiesz że Cię kocham, normalnie za to nie kończenie, to mam ochotę zamknąć i nie wypuścić puki nie skończysz  8-)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 06 Lipiec, 2017, 22:13
A przeszczep szpiku kostnego jest dozwolony według prawa Bożego ? , (tam produkowana jest krew osobnicza) - (ponoć krew to dusza człowieka) - a serce ponoć jest "siedliskiem uczuć" - a mózg to co to jest ?? / ??? -  czy ciało i dusza to jedność ? . Może ktoś mi to wytłumaczy ?? .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Reskator w 07 Lipiec, 2017, 05:46
Zobaczcie ileż to lat śj walczyli z szczepionkami,aż polegli.
A tu ludzie ze świata protesują teraz przeciw szczepionkom.
Wszystko przewraca się do góry nogami.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 07 Lipiec, 2017, 08:37
A przeszczep szpiku kostnego jest dozwolony według prawa Bożego ? , (tam produkowana jest krew osobnicza) - (ponoć krew to dusza człowieka) - a serce ponoć jest "siedliskiem uczuć" - a mózg to co to jest ?? / ??? -  czy ciało i dusza to jedność ? . Może ktoś mi to wytłumaczy ?? .Przeszczep szpiku jest dozwolony pod warunkiem.Warunek to przeszczep bez transfuzji,tylko nie wiem czy jest to możliwe.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Lipiec, 2017, 18:21
 
Nawet szatan żądał zawsze, by cyrograf podpisywać własną krwią.


     Opowiadał, jak siedział nad łóżkiem syna, niby było dużo lepiej, ale dla niego to był dramat. Cała ta aparatura, a pod nią jego opuchnięte i poturbowane dziecko, niedające żadnego znaku życia. Już wiedział, że podano mu krew i to w ostatniej chwili, ordynator powiedział..
-Złapaliśmy pańskiego syna, dosłownie za pięty jak już nam się wymykał.
- Panie doktorze i tak szybko nastąpiła poprawa?
- Proszę pana, krew to taki dar, którego się nie da niczym zastąpić. Pański syn jest młody, silny, brakowało mu tylko tego płynu, aby mógł zacząć wychodzić na prostą.
Widzi pan, kilka lat temu, miałem podobny przypadek, młoda dziewczyna z wypadku. Na nic gromada modlących się ludzi, jak brak paliwa w żyłach. Widziałem ten jej błagalny wzrok, przerażenie, ale wszyscy ją pocieszali, że będzie dobrze. Tylko czy takiego dobra ona chciała? Ja widziałem, że jak ta mała  się boi , że nie chce umierać.
Nie rozumiem rodziców, którzy stoją i patrzą, jak umiera ich dziecko. Ja na ich miejscu nie przespałbym spokojnie ani jednej nocy.
Niech Pan się nie boi, jeśli Pan Bóg jest tak szlachetny, jak mówi Biblia, na pewno nie będzie miał do nikogo pretensji. W przeciwnym razie nie wyjdę z piekła. Uśmiechnął się i poszedł.

Ten lekarz choć młody było w nim tyle mądrości, doświadczenia, spokoju, a najważniejsze człowieka.
Bardzo ta rozmowa mi pomogła, pozwolił mi zostać przy łóżku syna, jak tylko długo chcę. Poczułem szarpnięcie za ramię, to pielęgniarka wskazała ręką na syna.
Moje dziecko było przytomne, pod tą pajęczyną rurek i kabli, ale już z tymi swoimi śmiejącymi się oczami. Chwilę mówiłem do niego, wycałowałem jego rękę i dopiero mogłem iść do domu.

 Wiesz moje droga Przyjaciółko, choć bliżej Ci do moich synów niż do mnie to coś Ci napiszę, bo wiem, że mnie nie wyśmiejesz.
Nim zasnąłem nad łóżkiem rozmawiałem z Bogiem, nie ja się nie modliłem, ja się z nim targowałem jak z jakimś urzędnikiem, który chciał na mnie nałożyć jakąś karę. Mówiłem do niego, jeśli ja zawiniłem, niech mnie ukarze, a niech nie doświadcza mojego dziecka. Jestem gotów za niego oddać życie, to, że zwątpiłem w organizację, nie znaczy, że wątpię w Ciebie, choć przez chwilę bałem się, że Cię nie ma.
I jeśli teraz podjąłem złą decyzję, aby go ratować, to też ukarz mnie, a nie jego, on niczemu nie jest winien.
I wiesz..śniło mi się i słyszałem jak ktoś do mnie mówi.. Czy nie wiecie, że świątynią Bożą jesteście ? Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem świątynia Boża jest święta, a wy nią jesteście.
I te słowa już kilka godzin kołaczą mi się po głowie. Nie wiem jak je rozumieć, dobrze zrobiłem, czy też źle?....cdn

* Materiał w części składa się z oryginalnego tekstu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Lipiec, 2017, 19:25
Ja uważam tak samo  ;D

W piwnicy zamknę :P Wiesz że Cię kocham, normalnie za to nie kończenie, to mam ochotę zamknąć i nie wypuścić puki nie skończysz  8-)

 O Ty sadystko  :o  ale  jak w dobrym towarzystwie to mogę ..... :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Startek w 08 Lipiec, 2017, 22:55
O Ty sadystko  :o  ale  jak w dobrym towarzystwie to mogę ..... :D
. Jak w piwnicy to że świadkami Jehowy , bo to ostatnio ich domena . Czy myślisz że będziesz dla nich dobrym towarzystwem ? Jedynie dobre jest tylko TOWARZYSTWO STRAŻNICA ☺
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 09 Lipiec, 2017, 00:27
O Ty sadystko  :o  ale  jak w dobrym towarzystwie to mogę ..... :D

łoczywiście żem sadystka  ;D
jakieś winko się też znajdzie  ;) :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 09 Lipiec, 2017, 00:30
O Ty sadystko  :o  ale  jak w dobrym towarzystwie to mogę ..... :D

A może być w Towarzystwie Strażnica?! ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Lipiec, 2017, 11:55
. Jak w piwnicy to że świadkami Jehowy , bo to ostatnio ich domena . Czy myślisz że będziesz dla nich dobrym towarzystwem ? Jedynie dobre jest tylko TOWARZYSTWO STRAŻNICA ☺

  Ja? Ja zawsze jestem dobrym towarzystwem 8-) tylko reszta może być tego nieświadoma.  ;D

łoczywiście żem sadystka  ;D
jakieś winko się też znajdzie  ;) :-*

  A więc, lista winek do testowania rośnie.  Czekam na dalsze propozycje.  ;D

A może być w Towarzystwie Strażnica?! ;D

 Samo TS mnie mało satysfakcjonuje, ja tam wolę być jako ósma wspaniała.
Choć swoją drogą, dobrze, że nie siódma, to mi się kojarzy z pewnym zwierzakiem w filmie ,, Niedźwiedź Pana Adamsa.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Lipiec, 2017, 19:36

​Nie​ będę Was zamęczać szczegółami, napiszę pokrótce.



   Mężczyzna  bardzo szybko wracał do zdrowia, po jakiś dwóch dniach od wybudzenia, ojciec postanowił mu powiedzieć, jaką podjął decyzję, aby go ratować. Nie bardzo ​wiedział jak zacząć, bał się, ale nie miał zamiaru tego ukrywać. Zaczął od słów..muszę ci coś powiedzieć, powinieneś się tego dowiedzieć ode mnie. Wydusił to z siebie, nie patrząc na syna.​ Tato, chcesz mi powiedzieć, że podano mi krew, a ty wyraziłeś na to zgodę?
Spojrzał na syna zaskoczony. Skąd wiesz? Tato odparł chory, a czy ja jestem dziecko, a gdzie oni są (żona, matka, brat)? Nikt mnie nie odwiedza tylko ty.
Ojciec chciał mu powiedzieć, żeby czasem nie czuł się winny, skalany jak to naucza organizacja. On bierze wszystko na siebie. Nie dał mu skończyć, powiedział krótko..po raz drugi  ​podarowałeś mi życie, za co ci bardzo  dziękuję.

​,,Dużo ostatnio rozmyślałem, dla mnie sprzeciwiłeś się wszystkim, może nawet Bogu, nie wiem, ale wiem jedno, bardzo musisz mnie kochać. Tak jak, wtedy gdy zbiłem szybę sąsiadce, wszyscy na mnie krzyczeli, a ty ze mną poszedłeś, posprzątaliśmy, pomogłeś mi panią przeprosić. Powiedziałeś, że źle zrobiłem, ale na mnie nie krzyczałeś. Wtedy byłeś moim wielkim bohaterem, nikogo się nie bałeś, ani mamy, ani krzyczącego sąsiada, ani sąsiadki. Dziś też nim jesteś. Chciałbym być dla swoich dzieci takim ojcem jak ty dla nas.''

​Tego się nie spodziewał, było mu miło i czuł się zaskoczony podejściem syna. Fakt, nikt nie zaglądał, nikt nawet nie dzwonił do szpitala, aby o niego zapytać.
Kilka dni później, spotkał synową, która go widząc, próbowała przejść na drugą stronę ulicy. Złapał ją za rękę i zapytał..nie wstyd ci, nie jesteś ciekawa co z twoim mężem, ojcem twoich dzieci? Może jestem w stanie zrozumieć moją żonę, ma ponad sześćdziesiąt lat i może być niereformowalna, ale ty młoda kobieta?
Gdzie twoja miłość do bliźniego, podstawowe przykazanie? Czy tak postępują ludzie mający Boga w sercu? A co jak organizacja się myli? Nic mu nie odpowiedziała, rozpłakała się i uciekła.

Po dwóch dniach zabrał syna do siebie, właśnie mieli zjeść kolację, gdy odezwał się domofon. To synowa z dziećmi, byli w szpitalu, tam się dowiedziała, że już wyszedł, a więc przyszli.
Dzieci aż piszczały z radości, musieli je co chwilę upominać, aby nie uszkodziły co dopiero posklejanego taty.
Krzysztof patrzył na nich i wiedział, że jego syn też jest gotów zrobić dla swoich dzieci wszystko.
Po tygodniu żona zabrała chorego do domu, choć minęło już trochę czasu matka nadal się nie przełamała i nie odwiedziła syna. Gdy Krzysztof kiedyś ją spotkał na ulicy i po krótkiej wymianie zdań zapytał..a co ty zrobiłaś dla naszego syna, gdy leżał chory? Odpowiedziała mu..modliłam się z braćmi. Q..zaklął, lepiej zostawcie to tym, co naprawdę potrafią to robić.

Mój bohater jest wykluczony i twierdzi, że dobrze mu z tym, nie chce już być utożsamiany z tymi ludźmi. Nowym znajomym się nie przyznaje kim był. Żyje po nowemu, podróżuje, rozwija swoją pasję, zwyczajnie cieszy się życiem. Żałuje jednego, że tak późno zdobył się na ten krok.  Syn z żoną też postanowili odejść. Choć początkowo synowa była na nie, to jednak po jednej z wizyt starszych, nie wytrzymała, gdy zaczęła się nagonka na jej męża, wyrzuciła ich z domu.  I na koniec kilka słów od samego Krzysztofa.

,, Kochani, tak ja, jak i wielu z Was, daliśmy się oszukać. Wierzyliśmy szczerze, ufaliśmy, oddaliśmy ten organizacji kawał swojego życia, czasu, który mogliśmy spożytkować dużo lepiej. To boli, gdy się człowiek przekonuje, że było okłamywanym. Tam się nie wierzy w Boga, tam się wierzy w organizację. Głosiciele wy idziecie w dobrej wierze, a tak naprawdę jesteście tylko akwizytorami, naganiaczami, którzy nabijają kasę tym w Ameryce. To jest firma, firma dobrze prosperująca, szkoda tylko, że dzięki ludzkiej naiwności. Nie bójcie się, świat bez oddechu organizacji na plecach, wygląda naprawdę dużo bardziej kolorowo. Odwagi, nie odchodzicie od Boga, jego macie w sercach.''
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Julita w 09 Lipiec, 2017, 20:43

​Nie​ będę Was zamęczać szczegółami, napiszę pokrótce.


,, Kochani, tak ja, jak i wielu z Was, daliśmy się oszukać. Wierzyliśmy szczerze, ufaliśmy, oddaliśmy ten organizacji kawał swojego życia, czasu, który mogliśmy spożytkować dużo lepiej. To boli, gdy się człowiek przekonuje, że było okłamywanym. Tam się nie wierzy w Boga, tam się wierzy w organizację. Głosiciele wy idziecie w dobrej wierze, a tak naprawdę jesteście tylko akwizytorami, naganiaczami, którzy nabijają kasę tym w Ameryce. To jest firma, firma dobrze prosperująca, szkoda tylko, że dzięki ludzkiej naiwności. Nie bójcie się, świat bez oddechu organizacji na plecach, wygląda naprawdę dużo bardziej kolorowo. Odwagi, nie odchodzicie od Boga, jego macie w sercach.''

Mądre podsumowanie. Lepszego nie trzeba. Szczególnie ostatnie zdanie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 09 Lipiec, 2017, 22:40
Kilka dni później, spotkał synową, która go widząc, próbowała przejść na drugą stronę ulicy. Złapał ją za rękę i zapytał..nie wstyd ci, nie jesteś ciekawa co z twoim mężem, ojcem twoich dzieci? Może jestem w stanie zrozumieć moją żonę, ma ponad sześćdziesiąt lat i może być niereformowalna, ale ty młoda kobieta?
Gdzie twoja miłość do bliźniego, podstawowe przykazanie? Czy tak postępują ludzie mający Boga w sercu? A co jak organizacja się myli? Nic mu nie odpowiedziała, rozpłakała się i uciekła.

"moje brzemię lekkie" taa, każdy kto wyszedł z organizacji, lub wie o niej więcej wie/przekonał się jak bardzo 'lekkie' to brzemię' ciążące jak ołów u nurka by się nie wynurzyć, w tym wypadku by nie zaczerpnąć świeżego powietrza (wolności). Częste płacze, załamania, spowolnienia nie brały się z braku ducha, a ze zwykłego wypalenia zawodowego (fajna religia, ciekawe czy można wpisać to sobie do CV). Widać to mocno po reakcji kobiety, mimo że kochała (nie wg definicji orga, co widać w późniejszym tekście), musiała/nie widziała innego rozwiązania/to było wg niej najlepsze na tamten czas zachowanie. Zmuszanie się do lojalności względem orga powoduje płacz, ciężko jest stłamsić podstawowe uczucia ludzkie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z zabetonowania niektórych.

Mój bohater jest wykluczony i twierdzi, że dobrze mu z tym, nie chce już być utożsamiany z tymi ludźmi. Nowym znajomym się nie przyznaje kim był. Żyje po nowemu, podróżuje, rozwija swoją pasję, zwyczajnie cieszy się życiem. Żałuje jednego, że tak późno zdobył się na ten krok.  Syn z żoną też postanowili odejść. Choć początkowo synowa była na nie, to jednak po jednej z wizyt starszych, nie wytrzymała, gdy zaczęła się nagonka na jej męża, wyrzuciła ich z domu.  I na koniec kilka słów od samego Krzysztofa.

,, Kochani, tak ja, jak i wielu z Was, daliśmy się oszukać. Wierzyliśmy szczerze, ufaliśmy, oddaliśmy ten organizacji kawał swojego życia, czasu, który mogliśmy spożytkować dużo lepiej. To boli, gdy się człowiek przekonuje, że było okłamywanym. Tam się nie wierzy w Boga, tam się wierzy w organizację. Głosiciele wy idziecie w dobrej wierze, a tak naprawdę jesteście tylko akwizytorami, naganiaczami, którzy nabijają kasę tym w Ameryce. To jest firma, firma dobrze prosperująca, szkoda tylko, że dzięki ludzkiej naiwności. Nie bójcie się, świat bez oddechu organizacji na plecach, wygląda naprawdę dużo bardziej kolorowo. Odwagi, nie odchodzicie od Boga, jego macie w sercach.''

Drugą młodość teraz przeżywa  ;D
Szkoda że nie widziałam jak wywala krawatowych z domu, musiało być ciekawe. Że ktoś ratował swoje życie, ponoć najcenniejszy dar od  Boga, który musimy szanować, cenić, dziękować za ten dar. Nasza wdzięczność ma się objawiać w dbaniu o siebie, unikaniu nałogów, sportów ekstremalnych, często przesadnym źle rozumianym bezpieczeństwie (u mnie w zborze jeden kolo ciągle nadużywał słowa pandemia, szkoda że nigdy nie zajrzał do słownika zobaczyć co to słowo oznacza, tak mi się przypomniało coś na śmiesznie). Jak już dochodzi do bezpośredniego zagrożenia życia, to ślepy lojalny chrześcijanin ŚJ ma zrobić wszystko żeby nie podać życiodajnego płynu. Ucieczka ze szpitala, krzyczenie, wyrywanie rurek igieł/wenflonów nie ma problemu, przecież w ten sposób ktoś uratował swoją duszę, swoje miejsce w raju, w biegu po życie wieczne dalej choćby miał się ktoś czołgać (co z definicji odpada od biegu). Mówią że lepiej jest w domu żałobnym, zakończył lojalnie bieg i czeka na raj, ta Utopia jest tak cholernie silna. Ciągłe przypomnienia o kartkach z zakazem transfuzji, żeby nie zostać obciążonym winą krwi, bo dla dżehowy to takie ważne, żeby nie skalać się krwią, każdy musi mieć na względzie zbliżający się sąd ostateczny, zmartwychwstanie. Pic na wodę fotomontaż.

Wiem że do tematu krwi mocno emocjonalnie zawsze podchodzę, temat jest mi niesamowicie bliski. O uczuciu jakie towarzyszy w czasie zagrożenia, o strachu i chęci ulgi, o niesamowitym pragnieniu życia, przypominają mi dwie piękne blizny na moim brzuchu. Żaden starszy, nadzorca, nawet członek CK nie wmówi mi że decyzję podejmuje taka osoba bo ma w pamięci raj, nie jest się w stanie myśleć nawet o czymś takim, tej cholernej Utopii. Kto będzie w stanie uwierzyć że to piękne świadectwo i jaką wiarę i więź z bogiem, ma osoba odmawiająca transfuzji, a w oczach jedynie widać strach, ból i myśl o zbliżającej się śmierci. Boga to mają niesamowitego, normalnie uosobienie miłości, fanklub jeszcze lepszy...

P.S. pocieszające jest dla mnie to że główny bohater zaczął żyć, żyć naprawdę. A Pan Krzysztof (wiecie że ja miałam mieć tak na imię  ;D) wraz z rodziną są razem. Przykro się czyta o matce dla której ważniejsze są jakieś chore zasady, co zrobić, kijem Wisły nie zawróci się. Czasem takie bolesne lekcje, pokazują ile dla kogo znaczymy, kim albo czym jesteśmy dla innych, nawet najbliższych. Jedno czego się nauczyłam, nie patrzeć się za siebie, przeszłość wraz z ludźmi zostawić za sobą, pamiętanie i tęsknota nic nie zmieni. Jest to niesamowicie bolesne, jednak czasem jedyne rozwiązanie żeby SOBIE nie wyrządzać krzywdy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Lipiec, 2017, 17:48

 Czasem takie bolesne lekcje, pokazują ile dla kogo znaczymy, kim albo czym jesteśmy dla innych, nawet najbliższych. Jedno czego się nauczyłam, nie patrzeć się za siebie, przeszłość wraz z ludźmi zostawić za sobą, pamiętanie i tęsknota nic nie zmieni. Jest to niesamowicie bolesne, jednak czasem jedyne rozwiązanie żeby SOBIE nie wyrządzać krzywdy.

  Zgadza się, to jest próba dla obu stron i bardzo często przychodzi rozczarowanie, bo okazuje się, że dla bliskich nie znaczymy zbyt wiele. Najpierw jest organizacja, którą mają za Boga i wyrocznię.
Widziałam ludzi, którzy byli gotowi się zgodzić na niedozwolony zabieg, ale gdy zobaczyli garnitury i krawaty, zaraz się zmieniali. A więc kogo się bali? Przecież Bóg widział ich wahanie, znał ich myśli i to  przed nim powinni czuć respekt.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Lipiec, 2017, 20:24
Opowiem Wam pewną historię.


    Jakiś rok, półtora temu napisała do mnie pewnie kobieta, która na mnie naskoczyła, ponieważ nie spodobał się jej, jeden z moich komentarzy. Zarzuciła mi, brak lojalności względem organizacji, a jako były świadek powinnam ją mieć, choć w niewielkim stopniu. Przyznałam jej rację, ma prawo się jej coś nie podobać, ale zaraz też zapytałam..a czy jest lojalna względem religii, w której wyrosła? To na jakiś czas spowodowało, że się przycięła.

Niewiele o niej wiedziałam, milczała jakieś trzy miesiące. Gdy się ponownie odezwała, ostatnich tematów już nie poruszałyśmy. Choć mnie zapewniała o swojej głębokiej wierze, oddaniu i nadziejach związanych z tą religią, ja tam swoje wiedziałam. Coś ją przyprowadziło na forum, tak samo, jak jakaś impuls, skłoniła do napisania do mnie. Przeczytała cały mój wątek, doskonale wiedziała, kim jestem, a więc powód jakiś być musiał. Jednak nie pytałam, po co i dlaczego? Nie chciałam jej spłoszyć.
Po powrocie była już mniej bojowa, ale za to bardziej wylewna.

Wiktoria została świadkiem w wieku 20 lat, zwerbował ją jej przyszły mąż. Gdy się pobrali, oboje postanowili zostać pionierami. O potomstwie nie myśleli, chcieli się całkowicie oddać służbie. I tak w swoim postanowieniu trwali dziesięć lat, aż tu nagle psikus, kobieta jest w ciąży. W jakim stopniu jej zdrowie pozwalało głosiła, później mała przerwa i ponownie wróciła do służby, a dziecko zostawiła pod opieką mamy. Gdy mi to opowiedziała zagotowało się we mnie. Była pierwszą osobą, na którą tak mocno naskoczyłam.

Napisałam jej wprost..jak można być takim głupim i zamienić bezcenne chwile z dzieckiem, na latanie po okolicy i polerowanie klamek? Omija ją pierwszy uśmiech, pierwsze słowa, pierwsze kroki. To się nie powtórzy, to jest tylko raz, a jej wtedy przy dziecku nie będzie. Co powie dziecku, gdy się ją zapyta, a gdzie byłeś jak ja dorastałem? Głosiłaś i co z tego masz?
Dziecko cię potrzebuje, a ludzie mają dość takich wizyt. Tracisz coś, czego nie da się odbudować, to twoja  mama będzie dla dziecka najważniejsza. Dowiedziałam się, że przesadzam, takie dziecko niewiele rozumie i znów się na mnie obraziła.

I znów kilka miesięcy milczenie. Tym razem, gdy się odezwała, zaczęła od słów..chciałam cię przeprosić, miałaś rację.
Ucieszyłam się i nie dlatego, że miałam racje, ale dlatego, że sama wychowuje synka, już się nikim nie wyręcza. Pewnego dnia wróciła do domu, wzięła dziecko na ręce a ono się rozpłakało. Dopiero u babci przestało płakać. Później dowiedziała się, że synek się już uśmiecha jak się do niego mówi. I znów powtórka, gdy ona mówiła, dzieciak się krzywił, gdy mówiła babcia śmiał się ile sił w płucach.
To ją przeraziło, a moje słowa..jak się będziesz czuła, gdy dziecko na widok twojej mamy, nie będzie wołać babcia, ale mama?

Przeraziła się, zamieniła głoszenie na opiekę nad dzieckiem. Mąż nadal był pionierem.
​Nie odzywała się do mnie, było jej wstyd. Jednak nadal śledziła forum, do czego także zachęciła męża.
Wstyd był zbyteczny, najważniejsze, że wyciągnęła słuszne wnioski i wprowadziła je w życie.
Od tamtej pory oboje śledzą ludzkie historie na forum, różne nowości, odkrycia na temat organizacji.
Mąż już nie jest pionierem, podjął pracę na pełen etat, ona zajmuje się dzieckiem, wynajęli mieszkanie.
Nadal są świadkami, ale już takimi mało aktywnymi. Gdy idą na zebranie, patrzą na to całkiem inaczej, ona jeszcze się udziela, mąż nie pamięta, kiedy ostatni raz zabrał głos, za co ostatnio miał rozmowę ze starszymi.

W tym roku po raz pierwszy nie byli na zgromadzeniu, pojechali całą trójką na długą wycieczkę.
Wiktoria mówi, że już by napisali list o odłączenie, ale ktoś z ich bliskich jest bardzo chory, są jeszcze w zborze dla tej osoby, tylko i wyłącznie z litości.
Nasze relacje są bardzo zażyłe, mocno im kibicuję i choć bardzo bym chciała aby dali sobie z tym majdanem całkowicie spokój, to wiedzą też, że jeśli postanowią zostać w organizacji, uszanuję ich decyzję.
Ostatnio jej powiedziałam..ale wiesz, ciebie czuć odstępcą na kilometr, tak mną przesiąknęłaś?  Innych może aż mdlić.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 13 Lipiec, 2017, 10:00
Pozdrowienia dla Wiktorii i męża.
 :)

Adam, czy foch Ci juz przeszedł ?
tęskno za Twoja historią. Nie tylko mi.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Lipiec, 2017, 20:19
 Wiktoria pewnie już widziała pozdrowienia. :)

Co do Adama, nie wiem czy przegląda, nie poruszamy tego tematu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Lipiec, 2017, 15:37
Kto żyje nadzieją, umrze głodny.

     Krysia dość wcześnie została wdową, dorosłe dzieci, odchowane wnuki, czuła się niepotrzebna, samotna. Postanowiła zostać pionierką, praca, z pracy prosto do służby. W domu tylko sypiała i się przebierała. Lubiła ludzi, rozmawiać na różne tematy, czasem odbiegali od myśli, z jaką przyszła.
Była i jest gadułą, często mówi o sobie Hanka Bielicka. Gdy przeszła na emeryturę, miała jeszcze więcej czasu, głosiła od rana do wieczora, kto tylko chciał mógł liczyć na jej towarzystwo. Gdy nie miała z kim, chodziła do parku i tam wdawała się w pogaduszki, które przekierowywała na wiadomy tor.

Podczas jednej z takich plenerowych konwersacji poznała pana, wiekiem zbliżony, zadawał dużo pytań, co Krysia bardzo lubiła, mogła się wykazać.
Umówili się za kilka dni w tym samym miejscu, ona chciała następnego dnia, ale mężczyzna musiał jechać z synową i wnukiem do lekarza.
Na spotkanie poszła dobrze przygotowana i obładowana odpowiednią literaturą. Trochę poznała rozmówcę, widziała jakie pytania zadawał, a więc ten kierunek tematyczny obrała. Była dobrą godzinę przed czasem, liczyła, że może z kimś innym jeszcze sobie pogada. Niestety rozpadało się i park opustoszał. Nie zabrała ze sobą parasola i musiała najgorszą ulewę przeczekać pod drzewem. Na spotkanie nawet nie liczyła, chciała jak najszybciej wrócić do domu i się przebrać.

Stojąc tak pod przeciekającym już drzewem usłyszała..dzień dobry. Odpowiedziała zaskoczona i spojrzała na zegarek, była dokładnie 14:30, mężczyzna uprzedził jej pytanie, że w taki deszcz. Powiedział krótko, obiecałem więc jestem.
Odprowadził Krysię do domu, a ta w rewanżu zaprosiła go na kawę i tak zaczęli rozmawiać na znajome tematy. Umówili się na koleją rozmowę, pan był punktualny jak mało kto, jednak podczas trzeciej rozmowy postawił warunek. Będzie studiował z Krysią Biblię, ale bez strażnic itp. Próbowała go przekonać, że z literaturą będzie im łatwiej, ale on był nieugięty. Ustąpiła, zawsze to szansa na zainteresowanego, a z czasem może i do reszty się przekona, myślała kobieta.

Czym dłużej czytali i rozmawiali, to Krysi robił się mętlik w głowie. Mężczyzna przyniósł różne przekłady Biblii, a ona miałam tylko swój przekład NŚ i czasem ten jej werset nijak się miał do całej reszty. Bywały dni, że nie mogła spać. Gdy sama sięgała do literatury, aby rozwiać swoje wątpliwości, a później do Pism, jakie zostawił jej znajomy, jeszcze bardziej była zdezorientowana.
Ze swoimi wątpliwościami postanowiła iść do braci starszych, liczyła na ich pomoc.

W dniu, kiedy powiedziała, że chce porozmawiać tylko ją wysłuchano, powiedzieli jej, że przyjdą do niej i porozmawiają. Podekscytowana kobieta, jak zawsze dobrze się przygotowała, położyła na stole wszystkie egzemplarze Pisma i czekała na swoich braci. Nawet przez myśl jej nie przeszło, jak bardzo ta wizyta zmieni jej dotychczasowe, spokojne życie...cdn.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tusia w 15 Lipiec, 2017, 18:39
W dniu, kiedy powiedziała, że chce porozmawiać tylko ją wysłuchano, powiedzieli jej, że przyjdą do niej i porozmawiają. Podekscytowana kobieta, jak zawsze dobrze się przygotowała, położyła na stole wszystkie egzemplarze Pisma i czekała na swoich braci. Nawet przez myśl jej nie przeszło, jak bardzo ta wizyta zmieni jej dotychczasowe, spokojne życie...cdn.

Komitecik...  ;D Zgadłem?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Startek w 15 Lipiec, 2017, 19:21
Kto żyje nadzieją, umrze głodny.

     Krysia dość wcześnie została wdową, dorosłe dzieci, odchowane wnuki, czuła się niepotrzebna, samotna. Postanowiła zostać pionierką, praca, z pracy prosto do służby. W domu tylko sypiała i się przebierała. Lubiła ludzi, rozmawiać na różne tematy, czasem odbiegali od myśli, z jaką przyszła.
Była i jest gadułą, często mówi o sobie Hanka Bielicka. Gdy przeszła na emeryturę, miała jeszcze więcej czasu, głosiła od rana do wieczora, kto tylko chciał mógł liczyć na jej towarzystwo. Gdy nie miała z kim, chodziła do parku i tam wdawała się w pogaduszki, które przekierowywała na wiadomy tor.

Podczas jednej z takich plenerowych konwersacji poznała pana, wiekiem zbliżony, zadawał dużo pytań, co Krysia bardzo lubiła, mogła się wykazać.
Umówili się za kilka dni w tym samym miejscu, ona chciała następnego dnia, ale mężczyzna musiał jechać z synową i wnukiem do lekarza.
Na spotkanie poszła dobrze przygotowana i obładowana odpowiednią literaturą. Trochę poznała rozmówcę, widziała jakie pytania zadawał, a więc ten kierunek tematyczny obrała. Była dobrą godzinę przed czasem, liczyła, że może z kimś innym jeszcze sobie pogada. Niestety rozpadało się i park opustoszał. Nie zabrała ze sobą parasola i musiała najgorszą ulewę przeczekać pod drzewem. Na spotkanie nawet nie liczyła, chciała jak najszybciej wrócić do domu i się przebrać.

Stojąc tak pod przeciekającym już drzewem usłyszała..dzień dobry. Odpowiedziała zaskoczona i spojrzała na zegarek, była dokładnie 14:30, mężczyzna uprzedził jej pytanie, że w taki deszcz. Powiedział krótko, obiecałem więc jestem.
Odprowadził Krysię do domu, a ta w rewanżu zaprosiła go na kawę i tak zaczęli rozmawiać na znajome tematy. Umówili się na koleją rozmowę, pan był punktualny jak mało kto, jednak podczas trzeciej rozmowy postawił warunek. Będzie studiował z Krysią Biblię, ale bez strażnic itp. Próbowała go przekonać, że z literaturą będzie im łatwiej, ale on był nieugięty. Ustąpiła, zawsze to szansa na zainteresowanego, a z czasem może i do reszty się przekona, myślała kobieta.

Czym dłużej czytali i rozmawiali, to Krysi robił się mętlik w głowie. Mężczyzna przyniósł różne przekłady Biblii, a ona miałam tylko swój przekład NŚ i czasem ten jej werset nijak się miał do całej reszty. Bywały dni, że nie mogła spać. Gdy sama sięgała do literatury, aby rozwiać swoje wątpliwości, a później do Pism, jakie zostawił jej znajomy, jeszcze bardziej była zdezorientowana.
Ze swoimi wątpliwościami postanowiła iść do braci starszych, liczyła na ich pomoc.

W dniu, kiedy powiedziała, że chce porozmawiać tylko ją wysłuchano, powiedzieli jej, że przyjdą do niej i porozmawiają. Podekscytowana kobieta, jak zawsze dobrze się przygotowała, położyła na stole wszystkie egzemplarze Pisma i czekała na swoich braci. Nawet przez myśl jej nie przeszło, jak bardzo ta wizyta zmieni jej dotychczasowe, spokojne życie...cdn.
. O tak zmieniło jej życie ,  usłyszała te słowa MY NIE PRZYSZLIŚMY TU ABY CIEBIE SŁUCHAĆ !!!  ZDRADZIŁAŚ JEHOWE !  ZOBACZ JAKĄ KRZYWDĘ ZROBIŁAŚ SWOIM BLISKIM  ,TWOJE DZIECI PŁACZĄ Z TWOJEGO POWODU ,   przed tymi słowami kazali jej odczytać 2Jana 9 . JESTEŚ WOLNA , NIE MOŻESZ JUŻ BYĆ Z NAMI !!!   Dlaczego ? A TO DLATEGO  1 KOR 5 : 11, 13   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Lipiec, 2017, 21:58
 Tak, zafundowali jej magiel i to taki połączony z madejowym łożem. A wszystko dla jej ,,dobra" :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Lipiec, 2017, 11:35
Gołębiemu sercu nie musi towarzyszyć ptasi móżdżek.

   Wczoraj wyciągając listy ze skrzynki, kątem oka zauważyłam, wychodzące od sąsiada dwie panie.
Widok bardzo znajomy, z daleka się uśmiechały i już wiedziałam, że sobie mnie upatrzyły na swoją zdobycz.
Grzecznościowe dzień dobry wymienione, zagadały do mojej korespondencji

- Ale ma pani dużo listów. Powiedziałam młodsza z kobiet
- Tak, wszyscy mnie kochają i stąd taka ilość. Odpowiedziałam z uśmiechem.
- A to my też coś dla pani mamy. Zagadnęła starsza, a młodsza podałam i zaproszenie na zgromadzenie.
One coś tam gadały, a ja obmyślała, co im tu powiedzieć, jak je zaskoczyć? A może wziąć zaproszenie i mile pogłaskać ego, a może postraszyć kim to ja jestem? Postanowiłam poczekać, na rozwój sytuacji.
Jak już się nawychwalały,  co to za wspaniałości będą na tym zgromadzeniu. Wzięłam je, niby oglądam i mówię..
- O jak miło, dziękuję bardzo, że panie i o mnie pomyślały. Jak miło naprawdę, jestem bardzo wdzięczna, ja bardzo chętnie. Takie wyróżnienie.
- Proszę panią, mówi młodsza, jeśli zechce pani kogoś ze sobą zabrać to bardzo proszę, to jest zaproszenie dla każdego.
- Taaaak? Pytam zdziwiona.
-Tak, każdy może przyjść zobaczyć, posłuchać wykładów.
Kobiety promienieją i mówią, że jak zechcę przyjść na zgromadzenie, one się ze mną umówią i otoczą mnie swoją opieką.
Więc znów się zachwycam i kobietom dziękuję, za miły gest.
- Bardzo się cieszę, bardzo tyle lat i nikt o mnie nie pomyślał, nie zaprosił.
- Ojej, mówi starsza. To szkoda, tyle wartościowego pokarmu duchowego panią ominęło, ale nic straconego, możemy to nadrobić.
- Niestety, mnie jako odstępcę takie imprezy omijają. :)
Krótka chwila ciszy i starsza wyrwała mi zaproszenie mówiąc
- Pani się nie należy! I w nogi.
- Jak to nie, przecież mówiły panie, że dla każdego! Oddajcie mi moje zaproszenie!
Kobiety ruszyły do przodu, a ja za nimi w kierunku swojego domu. O mało nie udusiłam się ze śmiechu.
Dochodzą do swojej posesji, przyśpieszyłam kroku i złapałam młodszą za pasek od torebki.
- Oddajcie mi moje zaproszenie, tak się nie robi. Kto daje i odbiera...
Nie zdążyłam dokończyć. Kobieta zrzuciła torebkę z ramienia, chwyciła za pasek z drugiej strony i nie patrząc na mnie prawie krzyknęła.
- Proszę mnie nie dotykać!  A za chwilę spokojniej już..Niech pani mnie puści, mnie nie wolno a panią rozmawiać. Patrzyła gdzieś obok mnie w ziemię, a ja zobaczyłam w jej oczach przerażenie.
Ona naprawdę się mnie bała i wtedy zrobiło mi się jej żal. Młoda kobieta, może lekko po trzydziestce i takie podejście. Podejrzewam, że nigdy w życiu nie spotkała odstępcy, a swoją wiedzę i doświadczenie opiera wyłącznie na tym co wyczytała w strażnicy.
Puściłam ten pasek i powiedziałam.
- Niech pani idzie, miłego dnia życzę. I było to szczere i bardzo poważne.
Prawie pobiegła za swoją towarzyszką, która taka naprawdę nawet się nie oglądała co się za nią dzieje. A może bała się, że podzieli los żony Lota?  :o  Zostawiła dziewczyną na pastwę losu, na pożarcie złemu odstępczuchowi.  ;D A ja tylko chciałam aby mi oddały moje zaproszenie.  :(  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Lipiec, 2017, 17:36


Zaufa­nie jest jak miecz obosieczny.


     Przyszli trochę spóźnieni, Krysia już się przestraszyła, że nie chcą z nią rozmawiać na tak bardzo nurtujące ją tematy. Jak zawsze serdeczna i gościnna, najpierw poczęstowałam braci ciastem i kawą, a dopiero zasiadła do rozmowy.
Już miała otwierać usta i powiedzieć, co ją ,, boli'' czego nie rozumie, ale pierwszy był jeden z gości.
- Krystyno, jesteśmy zaniepokojeni tym, co się odbywa w twoim domu. Tak nie może być, ty masz świecić przykładem, jako świadek Jehowy jesteś na cenzurowanym. Wszystkie okoliczne oczy są zwrócone w twoim kierunku.
Kobieta nie wiedziała co do niej mówi i o czym. Słuchała tego z otwartymi ustami. Czuła się jakby była uczestnikiem jakiegoś spotkania, gdzie jest tylko obserwatorem.
Ledwo skończył jeden, a pałeczkę przejął drugi.
- Siostro pamiętaj, że nierządnicy królestwa bożego nie odziedziczą. My jesteśmy tu od tego, aby zadbać...
Nie dała mu skończyć.
- Zaraz, o czym wy do mnie mówicie? Co niby odbywa się w moim domu? Jaka nierządnica? Wam się coś nie pomyliło, w jakim celu tu jesteście?
- Krystyno chyba nie zaprzeczysz, że spotykasz się w swoim domu z obcym mężczyzną?
- Nie, nie zaprzeczam. Nie robię z tego żadnej tajemnicy, my studiujemy tylko Pismo Święte.
- Jeśli my ci nawet uwierzymy, to co na to ludzie, a co na to Jehowa?
W kobiecie aż się zagotowało. Wstała, rzuciła na stół jedną z Biblii, jakie leżały na stole. Była osobą spokojną i rzadko się unosiła, ale jak się już wściekła to do białego.
- Tak? Łaskę mi robicie, że mi uwierzycie? Mam w nosie czy mi ktoś wierzy, czy nie.
I to bez różnicy czy to są bracia, czy sąsiedzi. Ważne, że Jehowa wie, że nic złego nie robię. A teraz żegnam.
Jeden z mężczyzn próbował dalej forsować swoje racja, ale już nawet nie słuchała.
Wskazała palcem na drzwi i prawie krzyknęła
- Poszli i to już, bo zapomnę, że jestem wierząca i inaczej powiem!
Wychodząc najstarszy z mężczyzn powiedział.
- Sprawa nie jest zamknięta, wrócimy jeszcze do tego.
Nie odpowiedziała mu, usiadła przy stole i się rozpłakała. Przecież ona nie robi nic złego, chciała się podszkolić, porozmawiać z kimś, kto ma większą wiedzę niż ona.
A oni potraktowali ją jak..... cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 17 Lipiec, 2017, 18:19
No cóż korporacyjne szkolenie  poruszyło wrażliwe serduszka starszych , oni przecież musza przypominać o dobrym wizerunku organizacji. Tak na prawdę ludzie maja gdzieś czy jakiś pan Jasio zaszedł na herbatkę do pani Helenki ale starsi martwią się o tych  wszystkich ludzi mieszkających w promieniu 2 kilometrów ludzi czy aby na pewno się nie zgorszą , wszak imię Jehowy nie może być zniesławiane.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 18 Lipiec, 2017, 01:10

Zaufa­nie jest jak miecz obosieczny.


     Przyszli trochę spóźnieni, Krysia już się przestraszyła, że nie chcą z nią rozmawiać na tak bardzo nurtujące ją tematy. Jak zawsze serdeczna i gościnna, najpierw poczęstowałam braci ciastem i kawą, a dopiero zasiadła do rozmowy.
Już miała otwierać usta i powiedzieć, co ją ,, boli'' czego nie rozumie, ale pierwszy był jeden z gości.
- Krystyno, jesteśmy zaniepokojeni tym, co się odbywa w twoim domu. Tak nie może być, ty masz świecić przykładem, jako świadek Jehowy jesteś na cenzurowanym. Wszystkie okoliczne oczy są zwrócone w twoim kierunku.
Kobieta nie wiedziała co do niej mówi i o czym. Słuchała tego z otwartymi ustami. Czuła się jakby była uczestnikiem jakiegoś spotkania, gdzie jest tylko obserwatorem.
Ledwo skończył jeden, a pałeczkę przejął drugi.
- Siostro pamiętaj, że nierządnicy królestwa bożego nie odziedziczą. My jesteśmy tu od tego, aby zadbać...
Nie dała mu skończyć.
- Zaraz, o czym wy do mnie mówicie? Co niby odbywa się w moim domu? Jaka nierządnica? Wam się coś nie pomyliło, w jakim celu tu jesteście?
- Krystyno chyba nie zaprzeczysz, że spotykasz się w swoim domu z obcym mężczyzną?
- Nie, nie zaprzeczam. Nie robię z tego żadnej tajemnicy, my studiujemy tylko Pismo Święte.
- Jeśli my ci nawet uwierzymy, to co na to ludzie, a co na to Jehowa?
W kobiecie aż się zagotowało. Wstała, rzuciła na stół jedną z Biblii, jakie leżały na stole. Była osobą spokojną i rzadko się unosiła, ale jak się już wściekła to do białego.
- Tak? Łaskę mi robicie, że mi uwierzycie? Mam w nosie czy mi ktoś wierzy, czy nie.
I to bez różnicy czy to są bracia, czy sąsiedzi. Ważne, że Jehowa wie, że nic złego nie robię. A teraz żegnam.
Jeden z mężczyzn próbował dalej forsować swoje racja, ale już nawet nie słuchała.
Wskazała palcem na drzwi i prawie krzyknęła
- Poszli i to już, bo zapomnę, że jestem wierząca i inaczej powiem!
Wychodząc najstarszy z mężczyzn powiedział.
- Sprawa nie jest zamknięta, wrócimy jeszcze do tego.
Nie odpowiedziała mu, usiadła przy stole i się rozpłakała. Przecież ona nie robi nic złego, chciała się podszkolić, porozmawiać z kimś, kto ma większą wiedzę niż ona.
A oni potraktowali ją jak..... cdn

Jeszcze do niedawna uznałabym, że takie historie dzieją się gdzieś daleko, z dala od zborów które znam.
Ale nie tak dawno spotkałam pewnego brata z mojego aktualnego (jeszcze) zboru i rozmawialiśmy przez jakiś czas. Dowiedziałam się od niego o co został posądzony przez braci starszych z mojego zboru (aż nie mogłam w to uwierzyć, bo zawsze uważałam, że ci starsi są super!). No więc ów brat w wieku emerytalnym został posądzony o to samo co owa siostra z opisanej historii, a nawet jeszcze miał gorzej, bo będąc żonatym został posądzony o zdradzanie z siostrą ze zboru swojej ("niewierzącej") żony.
O jego winie miały świadczyć dwa "fakty" - to że czasem podwoził ową siostrę na zebrania oraz "zeznania" pewnej nadgorliwej siostry z innego zboru, która jest znana z plotkowania i wymyślania różnych historii. Starsi zamiast podejść sceptycznie do tych doniesień dali wiarę plotkarze i oczywiście zrobili komitet owemu bratu (były to dwa czy nawet trzy spotkania). Sponiewierali go tak tymi bezpodstawnymi podejrzeniami, że  on z tych nerwów wytrzymać już nie mógł i powiedział im parę słów za ostro (w obecności swojej "niewierzącej" żony). No to już wtedy wyrok na siebie podpisał, bo zrzucony został natychmiast z piastowanego przywileju z zborze - i to niekoniecznie za winę, której mu nie udowodniono, ale za brak pokory i "pyskowanie". Co ciekawe - nie było konfrontacji podczas komitetu pomiędzy nim a ową plotkarą, ponieważ za każdym razem ona się wymigiwała od takiego spotkania.

Ogólnie zawsze postrzegałam tego mężczyznę jako takiego gorliwego głosiciela, może nawet z nutką fanatyzmu, więc byłam zdumiona gdy on mi powiedział, że obecnie w ogóle nie chce mu się chodzić na zebrania. Owszem, chodzi, bo podwozi też innych braci, ale gdyby nie te podwózki, to nie miałby już motywacji żeby na zebrania uczęszczać...
Na własne uszy historię tę słyszałam, więc widzę po kolejnej opisanej tu historii, że nadgorliwość "troskliwych starszych" jest ogólnopolska, a nawet ogólnoświatowa!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: pies berneński w 18 Lipiec, 2017, 06:03
No więc ów brat w wieku emerytalnym został posądzony  posądzony o zdradzanie z siostrą ze zboru swojej ("niewierzącej") żony.
To,że mężczyzna jest w wieku emerytalnym nie znaczy,że jest niesprawny seksualnie  ;)

O jego winie miały świadczyć dwa "fakty" - to że czasem podwoził ową siostrę na zebrania oraz "zeznania" pewnej nadgorliwej siostry z innego zboru, która jest znana z plotkowania i wymyślania różnych historii.
Jak jest donosik to według procedur jest zbadanie sprawy,które nie oznacza automatycznego powołania komitetu.
Może się zdarzyć,że jakaś osoba zaśpiewa starszym,że PoProstuJa jest wielka niechluja bo na zapleczu trzymała swojego kolegę za ramię  ;)
Jak jest dwóch świadków jest powołany komitet,Jak jest jeden świadek i oburzenie,że takie oskarżenie jest oszczerstwem ,to nie ma podstaw na powołanie komitetu.


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 18 Lipiec, 2017, 10:21
Miałem podobną sytuację. Starsi nie chcieli zorganizować konfrontacji. Na mój zarzut, że dają posłuch plotkom stwierdzili, że jeśli to doszło do nich, to już nie jest to plotką. Oczywiście nie było mowy o powołaniu komitetu, chociaż rozmowa nie była przyjazna.
Za to ja sobie z "siostrą" plotkarą sprawę wyjaśniłem. I również nie było przyjemnie. Poskarżyła się oczywiście starszym.
Ja do nich na to: skoro wy nie potrafiliście walczyć o moje dobre imię, zrobiłem to sam. Więcej z wami na ten temat nie rozmawiam bo nie uważam was za osoby kompetentne i troszczące się o braci.  :-\
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Lipiec, 2017, 15:02
O jego winie miały świadczyć dwa "fakty" - to że czasem podwoził ową siostrę na zebrania oraz "zeznania" pewnej nadgorliwej siostry z innego zboru

  Cóż, może zwyczajnie była zazdrosna, że jej nie podwozi, albo co gorsza nie chce ....podwozić.  ;D


To,że mężczyzna jest w wieku emerytalnym nie znaczy,że jest niesprawny seksualnie  ;)

 Dokładnie, emeryt emerytowi nierówny.  ;D


Za to ja sobie z "siostrą" plotkarą sprawę wyjaśniłem. I również nie było przyjemnie. Poskarżyła się oczywiście starszym.
Ja do nich na to: skoro wy nie potrafiliście walczyć o moje dobre imię, zrobiłem to sam. Więcej z wami na ten temat nie rozmawiam bo nie uważam was za osoby kompetentne i troszczące się o braci.  :-\

   I tak powinno być, trzeba o siebie walczyć, nikt tego za nas nie zrobi.
Czego w życiu  nie wytargasz, nie wyrwiesz, nie wywalczysz czasem nawet i pięścią, mieć nie będziesz.

Kiedyś miałam takiego  powiedzmy ,,kolegę'', miał paskudny zwyczaj klepania kobiet po tyłku.
Koleżanki się obrażały, trochę pyskowały, dwie nawet poszły do przełożonego ze skargą.
Jednak to niewiele dało, jeśli pomogło to na krótko, bo obaj byli spokrewnieni i żyli w wielkiej komitywie.
Przyszedł moment, że i ja miałam z nim przyjemność. Klepnął i ja też sobie klepnęłam, aż wziął tydzień urlopu.
Przygotowałam się do tego spotkania, pierścionki z lewej ręki upchnęłam przy tych na prawej, a to gorsze niż kastet.  ;D

Nie odzywał się do mnie pięć lat, traf chciał, że byliśmy na pogrzebie i chyba mnie nie zauważył, bo usiadł koło mnie w kościele. Początkowo rozmowa się nie kleiła, ale po mszy w drodze na cmentarz nieśliśmy kwiaty i tak chwilę pogadaliśmy. I on w pewnym momencie mówi..o masz tylko jeden pierścionek na ręce. I się zaśmiał, a ja mu...spoko, w kieszeni mam pełen zestaw.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 18 Lipiec, 2017, 16:38
Tazla -a jakbyś potraktowała katechetę ,który na lekcjach religii w szkole podstawowej lubił klepać dzieci po tyłku i szczególnie dziewczynki przed pierwszą komunią ? .To na szczęście nie były moje dzieci(mam synów) - ale się tym zgorszyli i stracili zaufanie do K,K.  ??? , co Ty na 'taki temat' -hmm.  :(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Lipiec, 2017, 16:45
 Też poklepać, łopatą do wysadzania chleba.  ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 18 Lipiec, 2017, 16:57
Jego już poklepało - nie tylko za to (Kuria Diecezjalna) - jest zawieszony w posługach kapłańskich (lecz nie wykluczony z zakonu)- ponoć 'święcenia ma dożywotne' - no taki paradoks ? . ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 19 Lipiec, 2017, 00:14
To,że mężczyzna jest w wieku emerytalnym nie znaczy,że jest niesprawny seksualnie  ;)
A ja nic takiego nie zasugerowałam! Podałam tylko orientacyjny wiek bohatera opowiadania na wypadek gdyby ktoś się zastanawiał czy chodzi o mężczyznę świeżo ochrzczonego i poślubionego, czy też o długoletniego "sługę"  JW.ORGa.

A za inne skojarzenia osób czytających posty nie odpowiadam ;D

Jak jest donosik to według procedur jest zbadanie sprawy,które nie oznacza automatycznego powołania komitetu.
Może się zdarzyć,że jakaś osoba zaśpiewa starszym,że PoProstuJa jest wielka niechluja bo na zapleczu trzymała swojego kolegę za ramię  ;)
Jak jest dwóch świadków jest powołany komitet,Jak jest jeden świadek i oburzenie,że takie oskarżenie jest oszczerstwem ,to nie ma podstaw na powołanie komitetu.

Ja nie opisałam tej sprawy wyczerpująco i ze wszystkimi szczegółami, tylko ogólnie. Na podstawie jednego postu nie radziłabym wyciągać daleko idących wniosków.
Sytuacja była bardziej skomplikowana. Ale wiecie - jak się z kimś rozmawia na ulicy to nie wypytuje się go o wszystkie możliwe szczegóły. To starszy człowiek jest, a ja nie zamierzałam ciągnąć od niego "wywiadu". A nawet gdybym miała cały wywiad, to raczej nie podawałabym wszelkich szczegołów, bo moją intencją nie jest demaskowanie go.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Lipiec, 2017, 17:45

Plotka – echo nieprawdy.


     Krysia początkowo chciała odwołać umówione spotkanie, jednak gdy emocje opadły uznała, że nie.
Jeśli odwoła, będzie znaczyło, że się przyznaje do czegoś, co nie miało miejsca. Postanowiła dalej z Jerzym studiować Biblię.
Mężczyzna dość szybko poznał, że jest jakaś inna, smutna. Po lekkim nacisku opowiedziała mu całe zajście z poprzedniego dnia, wyrzuciła z siebie, jak bardzo jest rozgoryczona i jak jest jej źle.
Jerzy wiedział, że jest kobietą wierzącą, nie chciał jej stawiać w niezręcznej sytuacji, sam zaproponował, że w takim razie pójdzie sobie.

Zaprotestowała, nie robimy nic złego skwitowała, a jak ktoś ma problem z wyobraźnią, niech poszuka dobrego specjalisty. Będąc na niedzielnym zebraniu jak zawsze zaczęła się od przywitania z najbliższymi jej osobami.
Jedni robili to niechętnie, inni udawali, że jej nie widzą, poczuła się niezręcznie. Usiadła na swoim miejscu, po chwili bez słowa usiadła obok jej najbliższa przyjaciółka.
- A tobie co się stało, gardło cię boli? Zapytała Krysia. Sąsiadka nic nie odpowiedziała. A więc powtórzyła swoje pytanie.
- A ty języka zapomniałaś, czy masz do mnie jakiś żal?
W końcu się odezwała.
- Krystyna, ty się nie dziw. To, co robisz, prosi o pomstę do nieba.

Kobietę zamurowało, co ja robię, o czym ona do mnie mówi? Już o nic nie pytała, nawet nie słuchała wykładu, siedziała i rozmyślała nad ostatnimi minutami. I nagle ją olśniło. Wszyscy patrzą na nią spode łba, koleżanka robi jakieś wymówki. Starsi się pewnie podzielili z żonami w tajemnicy, o co mnie podejrzewają, a one znów w tajemnicy puściły to w obieg.

I tak to w kilka dni, Krystyna ze wzorowej pionierki stała się czarną owcą. Nie miała ochoty siedzieć między ludźmi, którzy tak łatwo ją ocenili. Do tego tak niesprawiedliwie, a przecież  znają ją  tyle lat.
Wstała i wyszła w środku zebrania. Całą drogę do domu płakała, nic tak nie boli, jak niesprawiedliwość. Będąc w domu zadzwoniła do córki, nie mogła mówić, płakała jak dziecko. Powiedziała tylko, oni mnie oskarżają o niemoralność. Jej dzieci należały do innego zboru, ona cały czas była w tym samym.
Już zaczęła się niepokoić, mieszkała od niej dziesięć minut samochodem, miała zaraz być, a tu minęła dobra godzina. Usłyszała zgrzyt klucza w zamku, jest, wreszcie jest. Otarła łzy i pobiegła przywitać się z córką.
Nie zdążyła jej uściskać jak córka zaczęła.. Mamo, jak ci nie wstyd...cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Startek w 19 Lipiec, 2017, 19:36
Naprawdę zaczynam być przerażony , czyżby córka nie znała własnej matki ? To jest chore .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Lipiec, 2017, 08:31
Naprawdę zaczynam być przerażony , czyżby córka nie znała własnej matki ? To jest chore .

  Z tego co znam tę historię, to tak naprawdę Bohaterka nie znała otaczających ją ludzi.
Chęć przekonania Pana do nauk śJ obróciła się przeciwko niej, co bardzo boleśnie odczuła.

Ta historia jest kolejnym dowodem na to, że organizacja oparta jest na pozorach, a plotkarstwo to pasja jakich mało.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Lipiec, 2017, 17:12

Nie sądźcie z pozoru, ale sądźcie sprawiedliwie


    To, co usłyszała od córki, powaliło ją z nóg, jej własne dziecko, jej kochana córeczka mówiła do niej jak do kogoś obcego. Próbowała się tłumaczyć, ale ta nie dopuszczała jej do słowa. Z każdą minutą czuła coraz większy niesmak i rozgoryczenie i jak starszych była gdzieś w stanie zrozumieć, tak bliskich już nie. Ona była gotowa za każdym swoim dzieckiem, za przyjaciółką, dobrym znajomym stanąć murem, a za nią nie stanął nikt. Słuchała córki i coraz bardziej miała jej dość, była zmęczona, tym co ją spotkało w ostatnich dniach. Nie chciała się już tłumaczyć, kłócić ani udowadniać, że to wszystko puste pomówienia.

 Otworzyła drzwi i powiedziała do Ewy.
-Wyjdź, póki mam do ciebie resztki szacunku
- Ty do mnie? Oburzyła się córka. To tobie powinno na nim zależeć, abym ja miała.
- Ja na swój pracuję całe życie, a jeśli ktoś w to wątpi, nie jest wart nawet minuty mojej uwagi. Wyjdź, póki mam w sobie resztki cierpliwości.
Córa wyszła, odgrażając się, że będzie jeszcze żałować, bo prawdziwa chrześcijanka tak nie postępuje.
Właśnie, zastanowiła się Krysia, jak postępują prawdziwi chrześcijanie? Zamknęła drzwi, wiedziała, że tej nocy nie zaśnie, poszła wziąć silny lek nasenny.

Obudził ją dźwięk telefonu, spojrzała na zegarek, dochodziła jedenasta przed południem, to Jerzy dobijał się do niej, siedem nieodebranych połączeń.
Gdy odebrała usłyszała jego przerażony głos.
- Krysiu, co z tobą, wszystko w porządku, czekam na ciebie od godziny w parku?
Nie chciało się jej tłumaczyć przez telefon, kazała mu przyjść do siebie. Nim zdążyła się ogarnąć, już był przy drzwiach.

Otworzyła, na jego twarzy było naprawdę widać troskę, w ręce trzymał reklamówkę z jakimiś drobnymi zakupami. Zaczęła go przepraszać, przerwał jej.
- Ty pewnie bez śniadania? Najpierw zjemy, a później będziemy rozmawiać.
Wyrzuciła z siebie cały żal, ból i rozgoryczenie, a największe dla córki. Słuchał jej cierpliwie, a gdy przestała mówić zabrał głos.
- Widzisz, wychowałaś ją na dobrego świadka i takim jest.
- Tak, na dobrego, ale nie na tego, co to nie myśli. Odpowiedziała kobieta.
- Masz rację, nie obraź się za to co powiem, ale od myślenia to macie tych w USA. Wy członkowie, zwłaszcza ci szeregowi nie macie myśleć, wy macie wykonywać swoją robotę i nie narzekać.
Zobacz po sobie, gdybyśmy studiowali Pismo ze strażnicą, tego całego zamieszania by nie było. A tak, namówiłem cię na samą Biblię, zgodziłaś się i zaczęłaś myśleć, widzisz do czego to doprowadziło.
Krystyna się przeraziła, on miał rację. Nagle do niej dotarło, dlaczego CK tak bardzo naciska na to, aby nie czytać Pisma samemu, tylko z publikacjami. Niby można źle zrozumieć, nie, właśnie nie można dobrze zrozumieć, inaczej niż oni chcą.

Przyznała się znajomemu, że boi się weekendu, sama i bez zajęcia. Nie pójdzie do służby, nie przyjdą do niej dzieci, nie będzie niedzielnego zebrania. Mężczyzna, uśmiechną się i powiedział, coś na to zaradzimy.
Z samego rana w sobotę, przyjechał po Krysię z grupką swoich znajomych i pojechali na wycieczkę.
Było zbieranie grzybów, piknik na trawie, dużo śmiechu i radości.
Gdy pakowali się do odjazdu, spojrzała na rozpościerający się za nimi widok i pomyślała. Boże kochany, jak tu pięknie, mieszkam tu pół życia i nigdy tu nie byłam. I nagle poczuła dziwne ukłucie...czyżbym zmarnowała swoje życie? Wróciła do domu obładowana grzybami, miała zajęcie na całą niedzielę, Jerzy obiecał, że wpadnie jej pomóc. Była bardzo zadowolona z sobotniego wypadu, mimo zmęczenia czuła się odprężona i zrelaksowana.
Jej błogość zakłócił SMS...jutro o 10 masz spotkanie z braćmi.... Masz być. Cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: pies berneński w 22 Lipiec, 2017, 07:52

- Krystyno chyba nie zaprzeczysz, że spotykasz się w swoim domu z obcym mężczyzną?
- Nie, nie zaprzeczam. Nie robię z tego żadnej tajemnicy, my studiujemy tylko Pismo Święte.
Nie rozumiem czemu na to studium nie zaproszono jeszcze jednej osoby.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Lipiec, 2017, 12:11
Zapytam i Ci odpowiem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sunshine w 23 Lipiec, 2017, 12:09
Pragnienia i nadzieje....


    Nie słyszałam nigdy o sJ którzy zdecydowali się na adopcję.

Ja słyszałam.. Adoptowali chłopczyka, ale kiedy po kilku latach urodziła im się córeczka, adopcję rozwiązali.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sunshine w 23 Lipiec, 2017, 12:51
Sztuka życia - to cieszyć się małym szczęściem.

Niedługo po ślubie w domu teściów też zbiłam szklankę i stanęłam jak wryta. Tak się przeraziłam jakbym nie wiem jaką straszną rzecz zrobiła, teściowa podeszła i spokojnym głosem powiedziała....to tylko szklanka, nic ci się nie stało? Właśnie w takich zwykłych codziennych sprawach widziałam ogromną różnicę między moją matką prawym ŚJ i złym świtusem.  I tych różnic trochę banalnych, a czasem całkiem istotnych widziałam coraz więcej. To one również utwierdzały mnie w przekonaniu, że odchodząc zrobiłam dobrze.



No właśnie, widzę że jest nas więcej..  Dopiero poza org.,w wieku trzydziestu paru lat zobaczyłam czym jest rodzina..  Pokazali mi to rodzice partnera, akceptując mnie razem z moim nastoletnim dzieckiem..  Zwłaszcza moim dzieckiem, swoich wnuków nie mają, więc moje jest ich oczkiem w głowie :-)
Tak więc w wieku trzydziestu paru lat...  Odkrywam życie ;-)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Lipiec, 2017, 19:33
Nie rozumiem czemu na to studium nie zaproszono jeszcze jednej osoby.

 Dostałam taką odpowiedź na Twoje zapytanie.

 Dwa lata wcześniej miałam podobną historię, studium z mężczyzną. Jemu  pasowało tylko w dopołudniowych godzinach i nie zawsze miałam drugą osobę do pary. Poszłam z tym problemem do starszych. Usłyszałam takie słowa, siostro Krystyno, jesteś dłużej świadkiem niż niejeden z nas chodzi po tym świecie, do tego masz nieposzlakowaną opinię, na którą sobie sumiennie zapracowałaś.
Jeśli nie masz z kim iść, idź sama, trzeba kuć żelazo póki gorące. Na koniec jeden z braci dorzucił słowa które mnie trochę dotknęły. Siostro wybacz, ale masz już tyle lat, że nawet byśmy cię nie podejrzewali.
To mnie trochę ruszyło, ale zaufanie i pochwały zrobiły swoje i szybko o tym zapomniałam.
Tak też było teraz, skoro mi ufają i nic się nie zmieniło nie widziałam problemu. I pewnie by go nie było,
obeszłoby się bez echa, gdybym nie poszła z zapytaniem odnośnie różnych interpretacji i przekładów Biblii. Moja ufność, szczerość, chęć zrozumienia obróciły się przeciwko mnie. Nie dostałam odpowiedzi na żadne zapytanie, ale za to dowiedziałam się jaka to jestem. Gdy zwróciłam się do tego brata który wtedy mi udzielał ,, przyzwolenie'' nic mi nie odpowiedział, udał że nie słyszy.


No właśnie, widzę że jest nas więcej..  Dopiero poza org.,w wieku trzydziestu paru lat zobaczyłam czym jest rodzina..  Pokazali mi to rodzice partnera, akceptując mnie razem z moim nastoletnim dzieckiem..  Zwłaszcza moim dzieckiem, swoich wnuków nie mają, więc moje jest ich oczkiem w głowie :-)
Tak więc w wieku trzydziestu paru lat...  Odkrywam życie ;-)

 Czasem drobiazgi otwierają oczy w jakim chorym środowisku żyjemy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Lipiec, 2017, 21:35

Nie będę się rozwijać nad szczegółami, nie mam na to zbytnio czasu. Streszczę tylko, jak skończyła się historia.

    Krystyna dała sobie całkowicie spokój z zebraniami, głoszeniem. Znajomy wprowadził ją w swoje towarzystwo, ludzi podobnych wiekiem i to z nimi zaczęła spędzać bardzo dużo czasu. Wycieczki, spotkania przy grillu, wspólne wyjścia do kina, teatru itp. Czerpała tyle pozytywnej energii z nowego życia, aż bała się czy aby nie grzeszy?
Jerzy jej wyjaśniał, że Bóg nie ma nic przeciwko, aby człowiek się rozwijał i był szczęśliwy. Wspólnie czytali Biblię i analizowali jej treść. Córka nadal się do niej nie odzywała, syn tak, ale robił to jakby służbowo, pod presją swojej żony. Była wdzięczna synowej, a zarazem było jej wstyd, że kiedyś nazwała jej rodziców nijakimi świadkami. Ona gorliwa, czasem aż za bardzo, wpoiła swoim dzieciom te zasady i teraz zbierała żniwo swojego wychowania.

Kiedyś zdobyła się na odwagę i przeprosiła synową, a ona ją przytuliła i powiedziała..widzisz mamo, moi rodzice najpierw wierzyli w Boga, a na organizację brali dużą poprawkę. Tak i ja uczę moje dzieci, najpierw Bóg, później człowiek, a dopiero organizacja. Synowa nawet się nie spodziewała, jak Krystyna bardzo ją podziwiała za te słowa, a za tę naukę była wdzięczna jej rodzicom.
Po upływie dwóch miesięcy starsi ponownie chcieli się spotkać z Krystyną, ale ona już nie miała na nie ochoty.

Napisała list do starszych z prośbą o odłączenie i nienękanie jej żadnymi spotkaniami.
I znów minęło kilka miesięcy, Bohaterkę obudził dzwonek telefonu, dzwoniła córka. Bardzo się ucieszyła, pomyślała, że chcą ją odwiedzić, albo zaprosić do siebie. Nim zdążyła się odezwać usłyszała suchy ton Ewy..wróciłam z zebrania, jesteś wykluczona, czuję się jakbym wróciła z twojego pogrzebu i się rozłączyła.
Co poczuła nie muszę opisywać, z tego bólu, wyrwał ją Jerzy i jego przyjaciele, organizując wyjazd w jej ukochane Bieszczady.
Po tygodniu wróciła zmieniona. Spojrzała na swoje mieszkanie i stwierdziła, że nic ją tu nie trzyma.
Zadzwoniła do Jerzego i powiedziała..zgadzam się, zgadzam się wyjechać z tobą i zacząć wszystko od nowa.
Od kilku lat mieszkają razem i są w nieformalnym związku, Jerzy aktywny zawodowo, Krysia pracuje na jedną czwartą etatu, wolny czas spędzają tak jak lubią. Niedawno gościli syna z rodziną, ich relacje może jeszcze nie są idealne, ale niewiele im już do tego brakuje. I wie, że zawdzięcza to synowej, bardzo mądrej kobiecie, uważa, że jej syn ma ogromne szczęście. Córka nadal milczy, a Krysia już się do niej nie dobija.

Ostatnio Krysia do mnie napisała tak.

Czasem, gdy mam gorszy dzień, trochę doskwiera mi to, że żyjemy w nieformalnym związku, że Bóg tego nie popiera. Jednak jestem tak szczęśliwa, że jak ten na górze chce mnie kiedyś ukarać za to, niech karze, byle później [...] Zobacz moje dziecko, ja nadęty świadek byłam pewna, że zrobię z Jerzego zainteresowanego, a to on zrobił tak, że przejrzałam na oczy [...]
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: pies berneński w 27 Lipiec, 2017, 06:07

Zadzwoniła do Jerzego i powiedziała..zgadzam się, zgadzam się wyjechać z tobą i zacząć wszystko od nowa.
Od kilku lat mieszkają razem i są w nieformalnym związku,
Natury jednak się nie da oszukać  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Agnesja w 27 Lipiec, 2017, 12:54
 cyt. Tazła
" Ktoś kiedyś tu forum napisał, że...u świadków są sami życiowi popaprańcy. Bardzo mi się to nie podobało, bo nikt nie chce być uznawany lub nazywany popaprańcem. "

Ja się z tobą w zupełności zgadzam, ale w KK jest jeszcze gorsze określenie czy zwrot do wiernych i wątpię, że ktoś tam sprawdza znaczenie słowo Parafianin definicja w/g Wikipedii brzmi człowiek zacofany o przestarzałych poglądach i obyczajach ograniczony czyli prostak.
Wychodzi na to ,że słowo parafianin jest obraźliwe.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Agnesja w 27 Lipiec, 2017, 14:02
  Wychodzi na to, że te szczęśliwe dzieci, ochoczo biegnące na zebranie są tylko w kreskówkach pt ,,Zosia i Piotruś''.
U mnie było podobnie, miałam 6 -9 lat mieszkaliśmy jeszcze w miejscowości gdzie nie odbywały się zebrania. Pamiętam zimą szliśmy ponad 10 km z buta na zebranie w tygodniu, odbywało się o 17. A więc jak wychodziliśmy robiło się ciemno, wracaliśmy to już dubelt, padałam na twarz. Do tego to przenikliwe zimno. Jak ja bardzo wtedy chciałam zostać z ojcem w domu. Czasem było tak, że dosłownie wymiotowałam na samą myśl tej drogi i powrotu, a dla odpoczynku nasiadówka na zebraniu. Nienawidziłam tego od dziecka.

Bardzo zazdrościłam koleżance, która bardzo chętnie chodziła na spotkania do kościoła jakie organizował im wikary.
Dzieci tam biegły jak na skrzydłach, ksiądz był oblegany jak najlepsza ciotka co przyjechała z prezentami.
Uczył dzieci przez zabawę, przez konkursy. Po takim spotkaniu opowiadali na każdej przerwie jak było fajnie i że już nie mogą się doczekać następnego spotkania.
A ja co...miałam powiedzieć, że dla mnie to jest kara? Później wikary się zmienił i dzieci już nie chodziły tak chętnie, ale to inna sprawa.

Osobiście nie znam nikogo kto lubił chodzić na zebrania jako dziecko.
Byłam też w tym wieku co Ty, i zebrania wtedy odbywały się w prywatnych mieszkaniach u nas potem też były . Ja to przeważnie zasypiałam tak fajnie przynudzali, a potem z łokcia mama albo siostra szturchali  - nie śpij!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Lipiec, 2017, 19:24
Natury jednak się nie da oszukać  :)
Ja bym to nazwała rozsądkiem.

cyt. Tazła
" Ktoś kiedyś tu forum napisał, że...u świadków są sami życiowi popaprańcy. Bardzo mi się to nie podobało, bo nikt nie chce być uznawany lub nazywany popaprańcem. "

Ja się z tobą w zupełności zgadzam, ale w KK jest jeszcze gorsze określenie czy zwrot do wiernych i wątpię, że ktoś tam sprawdza znaczenie słowo Parafianin definicja w/g Wikipedii brzmi człowiek zacofany o przestarzałych poglądach i obyczajach ograniczony czyli prostak.
Wychodzi na to ,że słowo parafianin jest obraźliwe.

Tak uważam i nadal mi się to nie podoba, bo to znaczy, że każdy z nas jest popaprańcem. Na temat KK się nie wypowiadam, nie mam w nim praktyki. :D

Byłam też w tym wieku co Ty, i zebrania wtedy odbywały się w prywatnych mieszkaniach u nas potem też były . Ja to przeważnie zasypiałam tak fajnie przynudzali, a potem z łokcia mama albo siostra szturchali  - nie śpij!

 A pamiętasz to ciężki powietrze w pokoju w którym było naście osób, przez dłuższy czas? Czasem nie było czym oddychać. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: pies berneński w 28 Lipiec, 2017, 05:28
Ja bym to nazwała rozsądkiem.
Raczej normalne jest jak mężczyzna i kobieta spotykają się sam na sam nawet z powodu studiowania ,że z czasem w grę wejdą uczucia romantyczne.Chyba,że mężczyzna jest 100% homoseksualistą wtedy nie będzie będzie zabiegał o względy kobiety.Ale takiej sytuacji nie nazwałbym,że jest zgodna z naturą.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Lipiec, 2017, 08:55
 Znam trochę więcej faktów, niż zostało opublikowanych. I obstaję przy swoim.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorszyciel w 28 Lipiec, 2017, 09:39
Znam trochę więcej faktów, niż zostało opublikowanych. I obstaję przy swoim.

Wiem coś, czego nie wiesz, ale nie powiem, więc mam rację :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 28 Lipiec, 2017, 20:29
Raczej normalne jest jak mężczyzna i kobieta spotykają się sam na sam nawet z powodu studiowania ,że z czasem w grę wejdą uczucia romantyczne.Chyba,że mężczyzna jest 100% homoseksualistą wtedy nie będzie będzie zabiegał o względy kobiety.Ale takiej sytuacji nie nazwałbym,że jest zgodna z naturą.

Homoseksualizm jest w 100% normalny i zgodny z naturą!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wiem coś, czego nie wiesz, ale nie powiem, więc mam rację :P

Zauważ że Tazła, umieszcza tu czyjeś historie, może umieścić tylko tyle ile ktoś zaakceptuje. Dziwię się ze musiałam to pisać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorszyciel w 28 Lipiec, 2017, 21:20
Dziwię się, że nie widzisz w tym żartu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: pies berneński w 29 Lipiec, 2017, 06:20
Homoseksualizm jest w 100% normalny i zgodny z naturą!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A ta duża ilość wykrzykników to wyraz sympatii ?

Należało by odróżnić upodobania podyktowane wolną wolą-ośrodkiem przyjemności od programu "matki natury",gdzie:
 1..zabijasz by żyć.
 2.wchodzisz w okres godów by przekazać życie.
Jeśli dwóch panów ma techniczną możliwość zrodzić potomka to taki układ jak najbardziej jest zgodny  z "matką naturą"
Jeśli nie  to znaczy,że  "natura","ewolucja" zainfekowała destrukcyjnego wirusa.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 29 Lipiec, 2017, 19:40
A ta duża ilość wykrzykników to wyraz sympatii ?

Należało by odróżnić upodobania podyktowane wolną wolą-ośrodkiem przyjemności od programu "matki natury",gdzie:
 1..zabijasz by żyć.
 2.wchodzisz w okres godów by przekazać życie.
Jeśli dwóch panów ma techniczną możliwość zrodzić potomka to taki układ jak najbardziej jest zgodny  z "matką naturą"
Jeśli nie  to znaczy,że  "natura","ewolucja" zainfekowała destrukcyjnego wirusa.

Czytanie encyklopedii, najnowszych badań naukowych nie hańbi.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: odwrócony w 29 Lipiec, 2017, 20:07
Gdzies mi to najwidoczniej umkneło. Ale mysle , ze znajdziesz dla nas ten odpowiedni werset "i Bog stworzyl Adama i Adama aby sie rozmnazali" ::)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 29 Lipiec, 2017, 21:13
Czytanie encyklopedii, najnowszych badań naukowych nie hańbi.

W 2001 roku Chińskie Towarzystwo Psychiatryczne wykreśliło homoseksualizm z trzeciej wersji Chińskiej Klasyfikacji Zaburzeń Psychicznych (CCMD-3), wprowadzając w jego miejsce diagnozę podobną do homoseksualizmu egodystonicznego. Od tego czasu chińska psychiatra nie uznaje homoseksualizmu za zaburzenie psychiczne, ale też nie uważa go za normalny wariant ludzkiej seksualności.

Amerykańskie Towarzystwo Gejów i Lesbijek Psychiatrów stwierdza, że pomimo wiary części ludzi iż orientacja seksualna jest wrodzona i stała, orientacja rozwija się podczas życia jednostki[190]. We wspólnym oświadczeniu Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego i amerykańskich organizacji medycznych stwierdza się, że różni ludzie w różnych momentach życia uświadamiają sobie, że są heteroseksualni, homoseksualni lub biseksualni[191]. W raporcie Centrum Uzależnień i Zdrowia Psychicznego znajduje się informacja, że u niektórych ludzi orientacja seksualna jest ciągła i staje się stała w określonym momencie życia, u innych orientacja jest płynna i może zmieniać się przez całe życie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 30 Lipiec, 2017, 01:32
Gdzies mi to najwidoczniej umkneło. Ale mysle , ze znajdziesz dla nas ten odpowiedni werset "i Bog stworzyl Adama i Adama aby sie rozmnazali" ::)

za stara dupa jestem żeby w bajki wierzyć, jakoś nie specjalnie bawi mnie podporządkowywanie swojego życia czemuś co jest jedynie tworem mojej wyobraźni  ::)

Nie to jest tematem wątku. Podobna dyskusja już była kiedyś, gdzieś na forum, jeśli kogoś ciekawi to może poszukać, albo założyć nowy wątek.

Wracając do tematu wątku. Bardzo mnie cieszy, że Pani Krystyna odnalazła swoje szczęście, nie straciła rodziny całkowicie, że żyje rozwija swoje pasje, to jest bardzo pocieszające. Co do córki, postępuje tak jak ją Pni Krystyna wychowała, jest to jakiś sukces dla rodzica, że dziecko żyje wg zasad jakie mu wpoił. To by pasowało gdyby odrzucić całą otoczkę organizacji. Niestety, tu pierwsze skrzypce wiedzie martwy twór, organizacja, w życie wpija się wiele różnych zasad, które zaćmiewają umysł. Teoretycznie empatyczni ludzie, tylko jeśli mają na wizji zwerbowanie kogoś, przyprowadzenie 'zabłąkanej owieczki'. W innych wypadkach, zawsze 'ja', to mnie dotknęła krzywda, mama odłączyła się, jaka ja nieszczęśliwa, o tym co matka czuje, nie pomyśli, wiadomo, skoro odeszła to nagrzeszyła (w rozumieniu organizacyjnym), wpajane są delikatnie mówiąc, dziwne zasady. Na dobrą sprawę, kto jest się w stanie w nich połapać?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 30 Lipiec, 2017, 13:00
1. za stara dupa jestem żeby w bajki wierzyć,
2. jakoś nie specjalnie bawi mnie podporządkowywanie swojego życia czemuś co jest jedynie tworem mojej wyobraźni  ::)

Co do pierwszej części, przez grzeczność nie zaprzeczę...  ;D
Co do drugiej... Dużo osób (zwłaszcza kobiet) tak robi.
- Facet mnie bije. Ale mnie kocha.
- Traktuje mnie jak szmatę. Ale robi to z miłości.
- Zdradza mnie. Ale to moja wina.

W takich przypadkach, miłość to tylko wyobraźnia. I kobiety (często) się jej podporządkowują... Chyba, że zdejmą różowe okulary zakochania i zaczną zwracać uwagę na fakty. Bo czasami czyjaś miłość to tylko nasza wyobraźnia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Sierpień, 2017, 22:10
 Światus, piękny awatar, bardzo Ci w nim do twarzy.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Sierpień, 2017, 20:52

     Ostatnio sporo przebywam w szpitalu, przez te dwa tygodnie poznałam trochę pacjentów i odwiedzające ich osoby.
W jednej z sal leży pani, tak  około siedemdziesięciu lat. Kiedyś poprosiła mnie o przyniesienie z kuchenki herbaty i od tamtej pory jak przechodziłam, zawsze pytałam, czy czegoś nie potrzebuje.
Pani na razie jest niechodząca, ale to tylko chwilowe. ​

Teściowa spała, poszłam do sklepu, gdy wracałam, kobieta siedziała na łóżku, weszłam do niej na chwilę i tak się zagadałyśmy. Kątem oka, zauważyłam, że na dole stolika leżą publikacje świadków Jehowy. Nie byłam pewna, a więc wzięłam krzesło i przesiadłam się na drugą stronę, zrzucając winę na słońce.
Tak, to była ich literatura, teraz po głowie chodziło mi, jak ją zagadać, jak wyciągnąć informacje?
Pochwaliłam jej sytuację, że choć uziemiona w łóżku, to bystra, czyta gazety. Zaprzeczyła, że to nie są gazety, ale literatura śJ. I już się temat potoczył.

Pani jest od urodzenia w organizacji, a w czasie naszej rozmowy ubolewała, że przez chorobę nie może głosić. Bo choć w szpitalu dużo ludzi, to jej sąsiadki są niekontaktowe i nie ma komu.
Nagle zaczęła mnie sprzedawać prawdę, już miałam jej odmówić, ale pomyślałam sobie, że co mi szkodzi jej po przytakiwać? Teściowa i tak śpi, ja nie mam co robić, a tak zrobię dobry uczynek.
Po jakiś czterdziestu minutach zaczęłam ją wypytywać o rodzinę. Odłożyła strażnicę i posmutniała.

Nie ma swojej rodziny, zawsze była pionierką (krótko mi wyjaśniła kto to jest), a gdy nią przestała być i postanowiła wypracować sobie emeryturę, było już za późno na zakładanie rodziny.
Jedyną jej rodziną jest brat i jego dwaj synowie z rodzinami.
A to brat też jest świadkiem? Zapytałam ze zwykłej ciekawości.
I teraz zaczęła się prawdziwa historia. Nie, brat nie jest świadkiem, kiedyś był, ale został wykluczony (znów wyjaśnienie co to takiego). Zapytałam, jak śJ traktują takie osoby?
Do oczu napłynęły jej łzy, nie odpowiedziała mi, po chwili zaczęła opowiadać.
Jakieś piętnaście lat temu w czasie głoszenia miałam wypadek, leżałam w szpitalu prawie miesiąc.
Lekarze dopytywali o rodzinę, a ja mówiłam, że nie mam. Odwiedzała mnie tylko moja sąsiadka. Nie wiem jak ona to zrobiła, jak odnalazła mojego brata, ale pewnego dnia stanął w drzwiach sali.
Rozpłakałam się na jego widok, nie miałam prawa niczego od niego żądać, oczekiwać. To ja razem z rodzicami, odwróciliśmy się od niego, gdy został wykluczony. Ojciec nawet na łożu śmierci powiedział, że nie życzy sobie, aby był na jego pogrzebie. Nigdy nie poznałam jego żony, nie znałam jego synów, ani wnucząt. A teraz on przyszedł do mnie, przytulił mnie i kazał nic nie mówić. Szlochałam jak dziecko, było mi wstyd, tak bardzo wstyd, niby uważałam się za kochającą bliźnich, a brakło w moim sercu miłości dla brata.
A teraz to on ten zły, potępiany, niedobry przyszedł, aby się mną zająć.

 Zapytałam, czy bracią ją odwiedzali?
Za cały ten czas jak leżała, były tylko raz dwie siostry, ale tylko dlatego, że w pobliżu głosiły.
Zapytałam, czy to zajście zmieniło coś w jej wierzeniach? Odpowiedziała, że bardzo wiele.
Zrozumiała, że nie ma nic cenniejszego niż rodzina, cała reszta to tylko pozory i powierzchowność.
Nie powiedziałam wprost, że to doświadczenie otworzyło jej oczy, ale wszystko na to wskazywało.
Uważa, że jest za stara, by zmienić religię, ale teraz wierzy w Boga, kocha swoich bliskich, a to, że głosi to tak dla rozrywki, zaśmiała się dość głośno.
Naszą miłą pogawędkę przerwali jej krewni, małżeństwo po czterdziestce i młodzieniec około osiemnastu lat. To jeden z bratanków i jego rodzina. Później widziałam przez okno, jak spacerowali po parku, wożąc ją wózkiem.

Gdy następnego dnia, przechodząc obok jej sali, zajrzałam mówiąc dzień dobry i pytając jak się czuje?
Kiwnęła, abym podeszła bliżej, wtedy mi powiedziała..złociutka, jestem prawdziwą szczęściarą, musiałam się połamać, aby to zrozumieć. Gdybym była bogata, mogłabym pomyśleć, że lecą na mój majątek, a oni zwyczajnie są dobrymi ludźmi. Na odchodne dorzuciłam od siebie..w to wychowanymi przez odstępcę i jego świecką żonę. O tak, o tak powiedziała kobieta.

Dziś widziałam drugiego bratanka z córką jak wieźli ją na spacer, popatrzyłam na nich i uśmiechnęłam się sama do siebie. Los jest nieprzewidywalny, nie wiemy co nas w życiu czeka. Gdyby Bóg gardził tak bardzo odstępcami, jak robią to świadkowie, ta kobieta dziś byłaby skazana na dom opieki. A tak ma kochającą rodzinę, którą docenia, a gdy o nich mówi, oczy się jej śmieją jak dzieciakowi na widok ulubionej zabawki.

Nie mogę sobie odmówić...
Drodzy świadkowie, nim odepchniecie swoich bliskich, bo odeszli z organizacji, pomyślcie ile tracicie. Któż będzie Wam bliższy, kto pomoże w ciężkich chwilach? Nie każdy musi mieć tyle szczęścia co moja nowa znajoma. Są też rodziny, które nie potrafią wybaczyć odrzucenia. I gdy Wam ktoś kiedyś powie..idź do braci, będzie miał do tego prawo. Przecież nauczacie..taką miarą, jaką wy mierzycie, taką odmierzą wam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Sierpień, 2017, 20:47

   Miałam w planach, nie mówić mojej znajomej ze szpitala kim jestem. Jednak po sugestii pewnej Osoby postanowiłam jej powiedzieć kim jestem, może nie tak wprost, ale  jakoś powiedzieć.
Czekałam na wypis, teściowa zasnęła, a ja poszłam na ostatnią szpitalną pogawędkę.
Nie bardzo wiedziałam jak zacząć, jak jej przemycić to, że też kiedyś byłam świadkiem. Najbardziej przekonał mnie argument, że skoro kobieta jest zrażona do organizacji, nie popiera jej praktyk, nie powinna już werbować ludzi.

Gdy jej powiedziałam, że już wychodzimy lekko posmutniała.
- Jednak nim sobie pójdę, w rewanżu chcę pani opowiedzieć też coś o sobie.
Opowiedziałam jej o swoim dzieciństwie, czasie dorastania, o tym, jak życzyłam matce śmierci. I w ogóle to wszystko, o czym już Wam pisałam. Nie było konkretów, nazw nic, a nic. Padały ogólniki, odczucia dziecka i choć chwilami ściskało mnie za gardło opowiadałam. Na koniec dodałam, że przez wierzenia mojej matki, powstała między nami przepaść nie do pokonania. Mimo jej desperacji  nie podzieliłam jej światopoglądu, choć ona się mnie wyrzekła i żałowała, że w ogóle mnie urodziła, to dziś prosi mnie o pomoc.

Słuchała tego ze łzami w oczach, zapytała.
- A ty dziecko co, pomagasz?
- Tak, gdybym się od niej odwróciła, nie byłabym nic, a nic od niej lepsza.
Pogłaskałam mnie po głowie, wzięła moją twarz w swoje dłonie, pocałowała w czoło i powiedziała.
- Jak ja bym chciała mieć takie dziecko jak ty, twoja matka nawet nie wie, jaki ma skarb. Skarb, na który nie zasługuje.
Otarła łzy z moich policzków i zapatrzyła się w okno. Zapanowała cisza, ona nie pytała jakie to wyznanie, a ja nic nie wspominałam o świadkach. Po chwili się odezwała.
- Twoja matka jest świadkiem?
- Tak, odpowiedziałam.
- Wiesz, jest mi wstyd, że przez tyle lat taka byłam oddana czemuś takiemu. Ile dzieci mogłam skrzywdzić, ile rodzin rozbić? Boże wybacz mi.
- Bóg na pewno nie ma pani tego za złe, wie, że kierowały panią szczere pobudki, panią też oszukano.

Pożegnałam się z nią i wyszłam, idąc już z wypisem, postanowiłam ostatecznie powiedzieć do widzenia.
Uśmiechnęła się do mnie na koniec, powiedziała.
- Wiesz co moja droga? Nie znam wielu byłych świadków, ale te kilka osób, to bardzo dobrzy ludzie. Ja to chyba w ogóle przestanę chodzić na zebrania.
- Myślę, że to dobry pomysł, nigdy nie jest za późno na zmiany.
- O tak! Krzyknęła. Zawsze chciałam się nauczyć tkactwa, teraz będę miała sporo czasu.
Dała mi karteczkę, abym zapisała jej swój numer telefonu. Zaśmiałam się, że czekam na raport z nowych doświadczeń.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 13 Sierpień, 2017, 22:35
Duża odwaga tej pani, w jednej chwili przekreślić całe życie. Podziwiam... Moja babcia w pewnej chwili też miała zupełnie trzeźwo spojrzenie na Organizację. Stało się to, gdy z całej rodziny pozostała tam sama. Co prawda, nie przyszło jej nawet do głowy, aby wyrzec się własnych dzieci, ale... Ale zapytała: "A gdzie ja teraz na koniec pójdę?" No i została. Szkoda...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Sierpień, 2017, 06:41
  Ta Pani chyba decyzję podjęła już wcześniej, a to był tylko mały impuls, który ją utwierdził w tej decyzji.

Choć znając życie, nie mamy pewności że nie powróci.
Znam przypadki, nawet z naszego forum, że ludzie wracają.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Sierpień, 2017, 20:46

   Dziś zadzwoniła moja szpitalna Znajoma. Najpierw poinformowała mnie, że już jest w domu, tzn w domu swojego bratanka, który zabrał ją do siebie nie zważając na jej protesty.
Ma piękny pokój z wyjściem na taras, a z tarasu wprost do ogrodu. Na razie są jeszcze schodki, ale już jutro ma przyjechać jakiś pan który zamontuje szyny do sprowadzania wózka.
Niedaleko mieszka jej brat i to on przejmie nad nią opiekę, póki nie stanie na nogi.
Zaplanowali sobie, że jak się trochę podleczy, pojadą w strony gdzie spędzili swoje dzieciństwo.

Na koniec rzuciła..wiesz moje dziecko, zadzwoniłam wczoraj do jednego starszego i powiedziałam, że więcej nie przyjdę na zebranie, nie będę głosić i niech na mnie nie liczą. Powiedział tylko..twoja sprawa. Nawet nie zapytał jak się czuję, co z moim zdrowiem. Jakbym mu była całkiem obojętna. A przecież przez lata się nim zajmowałam, odbierałam smarkacza ze szkoły, gdy matka pracowała.

Pogratulowałam odwagi i dobrej decyzji i już miałam powiedzieć...ano Marek nigdy nie był ani miły, ani taktowny o empatii nawet nie wspomnę.
Powstrzymałam się, wolę aby nie wiedziała, że to ja ta....mała z czerwonymi kokardami w grochy, które mi wiecznie poprawiała. Strasznie tego nie lubiłam, wyrywałam się, a ona mnie upominała, że Jehowa nie lubi takich niegrzecznych dziewczynek. Nie lubiłam jaj ,,troski'' i jej samej też, raz gdy wyszła na chwilę,  naplułam jej na strażnicę i obróciłam kartkę.  :-[  Po powrocie wróciła do właściwej strony, przecierając wszystko dokładnie dłonią. Jej reakcja mnie nie usatysfakcjonowała, obiecałam sobie, że jak znów mnie będzie szarpać za kucyki i po swojemu układać kokardy zrobię coś innego.
Nie musiałam długo czekać, już na następnym zebraniu było to samo. Musiałam się zemścić.

Kolejne zabranie, zbliżamy się do sali i pytam mamę czy mogę iść z gumą? Wiedziałam, że nie pozwoli, ale szykowałam sobie alibi. Kazała mi wyrzucić i ,, zrobiłam to'', jednak cały czas trzymałam ją w lewej ręce.
Później gdy nadarzyła się okazja, skleiłam nią kartki strażnicy. I tym razem miałam niezły ubaw, gdy chciała obrócić na drugą stronę, a się nie dało.
Oczywiście podejrzenie padło na mnie, ale tym razem jak mało kiedy mama powiedziała, że to nie ja.
Ja swoją wyrzuciłam przed wejściem, ona widziała. I tak mi się upiekło.  ::)

Rozmawiałam z kimś na ten temat i zapytano mnie..dlaczego się nie przyznałam, że się znamy?
Mogłabym, jasne tylko nie mam pewności, że gdy spotka moją matkę nie przewiezie się po niej lub jak się jej odwidzi i wróci na łono organizacji, nie zacznie opowiadać jaką moja ma niewdzięczną, podłą córkę.
Obiecałam, że będziemy w kontakcie i słowa dotrzymam.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 17 Sierpień, 2017, 21:54
Kochana mówiłam Ci że jesteś diamentem, serce to masz kryształowe.



Już nie chę być owocem jogobelli jak dorosnę, a taka jak Ty  :-* :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Sierpień, 2017, 06:40
  O tak, najbardziej mi się ten diament podoba. ::) :-*

Choć swoją drogą gdy patrzę na te moje dziecięce pomysły zastanawiam się, skąd w tej małej główce taka przebieglość?
A może ja już od kołyski miałam zadatki na odstępcę?  :o
Mama opowiadała, że jako niemowlak byłam bardzo spokojnym dzieckiem, a jak się zaczynało zebranie zaczynałam się wydzierać. I ona nie mogła korzystać z pokarmu. Coś w tym było. ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Sierpień, 2017, 20:57


    Iwona miała osiemnaście lat, gdy została świadkiem. Zrobiła to w tajemnicy przed bliskimi, rodziną, chłopakiem i ukochaną babcią. Chciała ich, przekonać jak to ona mówi, w sposób praktyczny, czyli swoją postawą, zachowaniem, zmianami, jakie wprowadziła w życie. Najpierw zaczęła przekonywać do swoich wierzeń chłopaka i choć jego to ani nie oczarowało, ani nie kręciło, to dla Iwony był gotów zrobić wszystko. Dopiero później się dowiedział, że gdyby był oporny na zmianę światopoglądu ich drogi musiałyby się rozejść. Dziewczyna była tak bardzo zafascynowana religią, że gotowa była wyrzec się ukochanego.

Gdy on został świadkiem, pobrali się, wtedy już babcia nie żyła, a rodzice i bliższa rodzina wiedziała kim jest ich Iwonka. Nie byli zachwyceni, ale też nie dramatyzowali.
Przestała palić, nosić kuse spódniczki, które bardzo nie podobały się tacie i to ich jakoś znieczuliło. Z czasem i rodzice zostali świadkami, później siostra i dwaj bracia.
Była z siebie bardzo dumna, cała jej rodzina dzięki jej postawie, wytrwałości poznała prawdę.

Dziś kobieta ma prawie sześćdziesiąt  lat, jest wdową, matką dwóch synów, którzy są starszymi. Do niedawna rozpierała ją duma, że tak dobrze wychowała swoich synów. Jeszcze rok temu, gdy widziała jednego z nich, gdy przemawiał podczas zgromadzenia w dużym mieście wojewódzkim, nadymała się jak balon (jaj słowa). Potem nadeszło bum, szukając materiałów o pedofilii w KK (na potrzeby rozmowy z zagorzałą katoliczką) znalazła artykuł o pedofilii u śJ.

Coś tam wcześniej słyszała, ale jakoś do siebie nie dopuszczała, uważała to za szatańską propagandę. Wyłączyła komputer i zajęła się pracami domowymi, gdy poszła spać, temat powrócił. Postanowiła zaryzykować, wstała i zaczęła szukać innych materiałów, liczyła, że w końcu trafi na taki gdzie będzie napisane..że to oszczerstwa, pomówienie. Jednak nie, czym więcej szukała, tym była bardziej przerażona. Wstała bardzo wcześnie rano i pojechała do starszego syna, wiedziała, że sam będzie w domu, chciała z nim porozmawiać. Czy on w ogóle o czymś takim wie? Gdy tylko zaczęła mówić, syn nie pozwolił jej skończyć. Naskoczył na nią, żeby się lepiej zajęła głoszeniem, a nie czytała odstępcze strony. Próbowała go przekonać, ale wszystko na nic, poprosiłaby już sobie poszła, bo musi się przygotować do wykładu.
Wiedziała, że starszy jest bardzo rygorystyczny i wymagający, ale przecież ona nie rozsiewała plotek po zborze, chciała tylko porozmawiać na tak ważny temat.
Postanowiła porozmawiać z młodszym, jednak nim ona do niego zadzwoniła, syn był już u niej i powiedział..mamo, daj spokój, bo będą z tego same kłopoty. Zostaw ten temat, nie rozmawiaj z nikim o tym. Kobieta była przerażona, wychowywała synów na wrażliwych ludzi, uczyła co to współczucie i poczucie sprawiedliwości.
Do głowy by jej nie przyszło, że jej praworządni synowie będą udawać, że taki dramat , to żaden problem...cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: bernard w 20 Sierpień, 2017, 13:51
cyt. Tazła
" Ktoś kiedyś tu forum napisał, że...u świadków są sami życiowi popaprańcy. Bardzo mi się to nie podobało, bo nikt nie chce być uznawany lub nazywany popaprańcem. "

Ja się z tobą w zupełności zgadzam, ale w KK jest jeszcze gorsze określenie czy zwrot do wiernych i wątpię, że ktoś tam sprawdza znaczenie słowo Parafianin definicja w/g Wikipedii brzmi człowiek zacofany o przestarzałych poglądach i obyczajach ograniczony czyli prostak.
Wychodzi na to ,że słowo parafianin jest obraźliwe.
Pierwotne i prawidłowe znaczeniem słowa parafianin wywodzi się od łac. parochia -okrąg  ( jednostka administracyjna ) i oznacza poprostu członka danej parafii czyli inaczej mówiąc danego terenu .
W takim i tylko takim znaczeniu występuje w kościele.

Zawsze mnie dziwiło ze SJ widzą tylko zwulgaryzowane  znaczenie tego terminu który w rzeczywistość nie funkcjonuje w KK.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Sierpień, 2017, 17:07
  Świadkowie mają taką dziwną skłonność, lubią się ,, pastwić '' nad katolikami.
Zawsze mnie to zastanawiało , najbardziej lubili wyśmiewać lub porównywać się właśnie z tą religią.
Dlaczego właśnie nad nimi, przecież jest tyle innych?
Kiedyś pomyślałam sobie, że może dlatego iż czują się przez nich zagrożeni, traktują KK jako największego konkurenta. Tylko czy druga strona uważa tak samo?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sunshine w 20 Sierpień, 2017, 21:56
Hej kochani, w końcu nadrobiłam te 52 strony ;-)
...i taka mała myśl mnie po raz kolejny naszła, a propos tematu krwi...  Pomijam już wszelkie głębsze tematy, interpretację biblii,  frakcje, to ile osób musi oddać krew żeby pozyskać z niej frakcje dla jednej osoby itd. Ale taki śmieszny paradoks - ludzie życie oddają, byleby nie przyjąć tej krwi a wątróbką się każdy zajada..  Smażona nie jest grzechem?... 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Sierpień, 2017, 21:58
Hej kochani
 Smażona nie jest grzechem?...

 Hej :)

 Smażone jest niezdrowe. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 21 Sierpień, 2017, 07:45
Pamiętam kiedyś dyskusje, na temat wątróbka i pasztet. W zborze ścierały się 2 frakcje. Taka bardziej I mniej ortodoksyjna. I w końcu doszli, że można, chyba, że ktoś ma bardzo wrażliwe sumienie, to niech nie je...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Startek w 21 Sierpień, 2017, 17:36
Hej kochani, w końcu nadrobiłam te 52 strony ;-)
...i taka mała myśl mnie po raz kolejny naszła, a propos tematu krwi...  Pomijam już wszelkie głębsze tematy, interpretację biblii,  frakcje, to ile osób musi oddać krew żeby pozyskać z niej frakcje dla jednej osoby itd. Ale taki śmieszny paradoks - ludzie życie oddają, byleby nie przyjąć tej krwi a wątróbką się każdy zajada..  Smażona nie jest grzechem?...
. Najlepsza jest tak smażona gdy puszcza soki po przekrojeniu .  Moja żona nie dotyka wątróbki to już moja działka , moja mama nie chciała jeść w taki sposób smażonej bo się bała że to krew.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 21 Sierpień, 2017, 17:58
Pamiętam kiedyś dyskusje, na temat wątróbka i pasztet. W zborze ścierały się 2 frakcje. Taka bardziej I mniej ortodoksyjna. I w końcu doszli, że można, chyba, że ktoś ma bardzo wrażliwe sumienie, to niech nie je...

Tak jak pisał w liście Paweł
"Słaby w wierze niech je trawę".  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Sierpień, 2017, 20:10
Pamiętam kiedyś dyskusje, na temat wątróbka i pasztet. W zborze ścierały się 2 frakcje. Taka bardziej I mniej ortodoksyjna. I w końcu doszli, że można, chyba, że ktoś ma bardzo wrażliwe sumienie, to niech nie je...

 Kiedyś dyskutowałam z pewnym świadkiem, który  twierdził..
 Że gdyby odstępcy mieli godność, to gardząc prawdziwym Bogiem, już nigdy więcej by nie byli ludźmi wierzącymi.
Wtedy ja mu odparłam, że gdyby świadkowie byli tak bardzo prawi jak mówią, nie jedliby żadnego mięsa, ponieważ żadne nie jest do końca pozbawione krwi. Zawsze się znajdą  jakieś ilości, choćby śladowe.
Powinni być niczym ten lew obok baranka w raju, wpierdzielać tylko listeczki i popijać rosą. Ale się ciskał,
 napyskował mi , że się czepiam.  ::) Czy ja się kiedyś czepiałam?  :P ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: bernard w 23 Sierpień, 2017, 20:08
Dzisiaj miałem przyjemność rozmawiać z jedną starsza kobieta ( ŚJ ) która mnie zaczepila na ulicy roznoszac broszury. W trakcie niedługiej rozmowy przyznała z rozbrajajacq  szczerością ze starsi w zborze cyt ,,zachowują się jak bogowie, są pyszni i wyniosli " .Bardzo ochoczo przyznała ze Org nie jest aż tak święta, że jest ciśnienie głoszenia, strach przez starszymi itd.
Kurcze , przez chwilę nie wiedziałem co jej odpowiedzieć . Po raz pierwszy spotkałem tak szczerego Świadka . Niestety przyznała tez ze nie wyobraża sobie życia poza Organizacja ( jest ponad 20 lat ). :(

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Sierpień, 2017, 20:30
Dzisiaj miałem przyjemność rozmawiać z jedną starsza kobieta ( ŚJ ) która mnie zaczepila na ulicy roznoszac broszury. W trakcie niedługiej rozmowy przyznała z rozbrajajacq  szczerością ze starsi w zborze cyt ,,zachowują się jak bogowie, są pyszni i wyniosli " .Bardzo ochoczo przyznała ze Org nie jest aż tak święta, że jest ciśnienie głoszenia, strach przez starszymi itd.
Kurcze , przez chwilę nie wiedziałem co jej odpowiedzieć . Po raz pierwszy spotkałem tak szczerego Świadka . Niestety przyznała tez ze nie wyobraża sobie życia poza Organizacja ( jest ponad 20 lat ). :(

 Typowy przykład uzależnienia, wręcz można powiedzieć nałogu. Ktoś ma świadomość, że jest źle, że tak być nie powinno, a jednak dalej w tym tkwi. Potrzebuje tego wszystkiego jak ryba wody.

Osoba uzależniona, w przebłyskach świadomości też wie, że to złe, że sobie szkodzi, a jednak nie chce lub nie umie się uwolnić.  To  przykre, że naprawdę mądrzy ludzie tkwią w tym bagienku.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Stanisław Klocek w 23 Sierpień, 2017, 21:43
Jeden user tego forum zarzuca mi na PW (z tego powodu nie podaję nicku), że ja odstępca ŚJ nie potrafię napisać poprawnie imienia Jehowa, gdyż znalazł na mym Forum, gdzie rzekomo napisałem przez "ch". Poprosiłem go o podanie linka do tego błędnego miejsca. Oczywiście nie potrafi podać, ale nadal upierdliwie mi zarzuca. Ja sprawdziłem poprzez wyszukiwarkę tamtego Forum i takiego błędnego imienia niema. Dlaczego o tym piszę tu? Jednym z powodów jest to, że tu podczas pisania postu jest funkcja ,,Załączniki i opcje dodatkowe", następnie ,,Wybierz plik" (z komputera), i po dodaniu i wysłaniu pokaże się grafika z adresem. Takiej możliwości na komunikatorze PW niema. Uzyskany w ten sposób adres prześlę jemu na PW, aby pokazać, że to właśnie ŚJ takimi "bykami" piszą, gdzie otrzymałem na NK. Nadmienię, że do Kamila pisząc pochwaliłem za urodziwego syna i coś tam jeszcze coś w rodzaju "jak wam się wiedzie?". Nic nie było uszczypliwego. No, ale tacy tak odreagowują.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Sierpień, 2017, 22:15

  A czym TY się Stanisław przejmujesz,  ludzie lubią się dowartościować w różny sposób.
Jest takie stare powiedzonko..mądry nie zauważy, a..  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: ogórek kiszony w 23 Sierpień, 2017, 22:18
Dziś rozmawiałem z moją mamą. No cóż, nie docierają argumenty. Że będzie nowe światło, że pewnie większość tych informacji na takich forach jak to, to są pisane i podrabiane, itp.
Ja odpuściłem. Zresztą to moja druga rozmowa (z inną osobą) i na razie takie same odpowiedzi.
Ciężko dotrzeć do takich osób.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Sierpień, 2017, 22:25
Dziś rozmawiałem z moją mamą. No cóż, nie docierają argumenty. Że będzie nowe światło, że pewnie większość tych informacji na takich forach jak to, to są pisane i podrabiane, itp.
Ja odpuściłem. Zresztą to moja druga rozmowa (z inną osobą) i na razie takie same odpowiedzi.
Ciężko dotrzeć do takich osób.

 Bo najlepiej się zasłaniać blaskiem nowego światła, niż zacząć myśleć i pogodzić się z faktami.
U mnie to samo, bracia wiedzą lepiej, pokarm jest taki bogaty.
Kiedyś nie wytrzymałam i zadrwiłam..tuczą was tym pokarmem, jak Francuzi gęsi na wątróbki, a później... :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 24 Sierpień, 2017, 08:09
Tazła, za te gęsie wątróbki, to ja cię jeszcze bardziej kocham. Zbieram żuchwę z dywanu. Szacunek i 1000 lubików.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Sierpień, 2017, 16:54
Tazła, za te gęsie wątróbki, to ja cię jeszcze bardziej kocham. Zbieram żuchwę z dywanu. Szacunek i 1000 lubików.

  A więc.. tylko mnie kochaj. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 24 Sierpień, 2017, 21:07
Tak jak pisał w liście Paweł
"Słaby w wierze niech je trawę".  ;D
Jaki Paweł i w którym liście?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 24 Sierpień, 2017, 22:02
Jaki Paweł i w którym liście?

Apostoł Paweł w Liscie do Rzymian. Oczywiście to wielkie uproszczenie, ale coś w tym jest  ;)

Rzym 14:1 A tego, który jest słaby w wierze, przygarniajcie życzliwie, bez spierania się o poglądy.
2 Jeden jest zdania, że można jeść wszystko, drugi, słaby, jada tylko jarzyny.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Sierpień, 2017, 22:04
Iwona

   Po miesiącu, od rozmowy z synem, miała starszych z wizytą. Niewiele ją pytali, nic nie chcieli wyjaśnić, rozwiać jej wątpliwości. Zarzucili wersetami co ją spotka, gdy będzie czytać odstępcze strony i rozpowszechniać wśród braci ich treści.
Nie pytali co dalej, dali nakaz, że ma się ustatkować.
Oni jej będę mówić, co ma robić, co czytać? Pytała oburzona. Starszy syn nie odbierał nawet od niej telefonów, młodszy dzwonił, ale zawsze prosił, żeby nie chwaliła się ich relacjami.

Siedziała na ławce pod blokiem i płakała, nagle została sama. Kochała swoje dzieci, ale nie na takich ludzi ich wychowała, nie rozumiała ich postawy, przecież nie zrobiła nic złego. Co innego starsi, obcy ludzie, ale dzieci, one powinny się wykazać jakąś przyzwoitością względem matki, a nie organizacji.
Z tych rozmyśleń wyrwała ją sąsiadka, zapytała, czy coś się stało. Opowiedziała jej pokrótce co ją spotkało, kobieta nic nie odpowiedziała, wysłuchała i tylko poklepała po ramieniu.

Wieczorem usłyszała dzwonek do drzwi, ta sama sąsiadka ze swoją synową, która była psychologiem.
Te rozmowy jej bardzo pomagały, to ona ją namówiła na kontakt z ludźmi podobnymi do niej.
Że rozmowy z takimi ludźmi to jak mitingi AA. Tam też są ludzie z tym samym problemem, dlatego im łatwiej się uporać. I tak Iwona wybrała sobie na pogaduchy mnie.

Gdy mi opowiadała jak bardzo boli, gdy ogląda rodzinne fotografie dzwoni do bliskich i nikt nie odbiera od niej telefonu, jak chce się jej wyć, przeżywałam razem z nią. . Czy jest na to rada? Jednej nie ma, bo każdy z nas jest inny, inaczej przechodzi.
Doradziłam jej jedno, nie skamleć o szczyptę miłości, jeśli kochają tak jak twierdzą, wcześniej czy później się odezwą. Jeśli zaś mają pełne gacie przed braćmi org, tzn. ta miłość jest nic niewarta.
Są egoistami, którzy chcą się wdrapać do raju, nie patrząc na konsekwencje i na to, jak bardzo mogą ranić bliskich. Czy tacy ludzie są warci naszych łez?
Moich na pewno nie, już nie. ​

Młodszy syn już odwiedza Iwonę legalnie,  starszy jeszcze nie, ale czasem przyśle sms, które ją bardzo cieszą. Zaraz do mnie dzwoni i czyta co jej napisał, cieszę się razem z nią. To dobra oznaka, a może i jej synowie kiedyś pożegnają się z tym co ich tak bardzo ogranicza.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Sierpień, 2017, 19:23
Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy WSZYSTKIM..


    ​Gdy mnie wykluczono, często spotykałam pana (wielki przyjaciel w wierze mojej matki), a więc znał mnie od dziecka. Początkowo udawał, że mnie nie widzi, nie odpowiadał na moje dzień dobry.​ A więc, po którymś razie dałam sobie spokój i ja udawałam, że go nie znam.
Minęło znów trochę czasu i mężczyźnie dosłownie odwaliło, na mój widok dostawał jakiejś korby. Gdy z kimś szedł, pozwalał sobie na niewybredne komentarze pod moim adresem, kilka razy, gdy szedł sam nawet splunął przechodząc obok mnie.

Jestem cierpliwym człowiekiem, ale i moja cierpliwość ma swoje granice. Kiedyś w czasie takiego spotkania nie wytrzymałam i zagrodziłam mu drogę i powiedziałam.. Jehowa na pewno jest z pana dumny, jak widzi swojego świadka, który zachowuje się jak ostatnie bydlę, to serce mu na pewno pęka z bólu.
Chciał coś powiedzieć, ale nie dopuściłam go do głosu, kontynuowałam..jeszcze raz jakiś tekst w moją stronę lub gest, a idę zgłosić na policję prześladowanie. I użyję wszelkich wpływów, aby cię chłopie udupić.

Powiedziałam i sobie poszłam. Od tamtej pory, gdy widział mnie z daleka zmieniał tor swojej drogi albo zwyczajnie się zatrzymywał, abym przeszła i aby się nasze drogi nie spotkały. Gdy np. wpadliśmy już na siebie, demonstracyjnie odwracał głowę w drugą stronę.
Ta rozmowa z nim kosztowała mnie sporo nerwów, aż się we mnie gotowało, ale jak zawsze postawiłam na spokój, to raz, a dwa gość mógł być moim ojcem i to też mnie hamowało.

Minęło sporo czasu, idąc do sklepu, widzę, że on schodzi po schodach, a więc ja postanowiłam wejść podjazdem.
Złapałam już za klamkę, gdy usłyszałam za plecami..przepraszam, czy możemy porozmawiać?
Stał za mną z nieciekawą miną, nie wiem, czy na jego twarzy rysowała się obawa, czy bardziej zawstydzenie.
Zgodziłam się, a cóż mi szkodzi? Stanęliśmy pod ścianą i mężczyzna zaczął.
- chciałbym panię przeprosić za moje zachowanie, wiem, że byłem podły i ma pani prawo się na mnie gniewać. Jednak jeśli to możliwe, proszę o wybaczenie. Nie patrzyłam na niego, stałam bokiem i wpatrywałam się w dal.
Już miałam powiedzieć, że to nie jest takie łatwe, spojrzałam na niego, po jego twarzy spływały łzy.
I wtedy zrobiło mi się go żal, zobaczyłam starszego człowieka, któremu kiedyś głupota, zawiść i nadgorliwość odebrały rozum. A który teraz żałuje i przeprasza.
Uśmiechnęłam się poklepałam po ramieniu i powiedziałam..jeśli odpuścicie ludziom ich przewinienia odpuści i wam Ojciec . Było minęło dodałam na koniec i poszłam.

Nie ciągnęłam tej rozmowy, ponieważ nie chciałam się nakręcać, a i nie chciałam też, aby i on się zbytecznie produkował.
Później spotkaliśmy się przypadkiem, z daleka krzyczał dzień dobry, jak zdrówko? Odpłacałam się tym samym.
Nie zapomniałam tych wszystkich jego akcji, jakiś niesmak pozostał, nie ukrywam. Jednak nie miałam żalu, stać mnie było na to, aby z nim zamienić kilka słów i nie czuć do niego niechęci.
Później się dowiedziałam od znajomej, że nie był już świadkiem, rozstał się z żoną, nawet go widywałam z pewną panią.

Po jakiś dwóch latach od tego spotkania, zobaczyłam nekrolog..następnego dnia miał być jego pogrzeb.
Nijak mi nie pasowało, na niego iść, ale znam siebie i gdybym nie poszła nigdy bym sobie tego nie darowała.
Poprzekładałam spotkania, kupiłam kwiaty i pół godziny przed czasem przekroczyłam bramę cmentarza.
Na uroczystości było może dwadzieścia, góra trzydzieści osób. Pogrzeb miał charakter świecki, uroczystość, choć w tak małym gronie była przepiękna. Mistrz ceremonii powiedział piękne słowa..to nic, że jest nas tak niewielu, ale ci, co są, są tu ze szczerego serca, a nie dlatego, że wypadało iść. Ponieważ tu są prawdziwi przyjaciele.

Stałam patrzyłam na trumnę i dziwne, bo nie miałam przed oczami tego zgryźliwego, przykrego człowieka, ale wujka, który przynosił mi krówki i mówił...zgaduj zgadula, w której ręce siedzi krowula.
I mimo miejsca i okoliczności, czułam się świetnie, czułam ulgę, byłam z siebie zadowolona, że było mnie stać na to, aby mu wybaczyć.
Przy wyjściu z cmentarza dogonił mnie jego syn ( znaliśmy się, on nigdy nie został świadkiem) i zaprosił na obiad, nie chciałam iść, ale bardzo nalegał. Chciał ze mną porozmawiać. Opowiedział mi, jak bardzo ojcu zależało na tym, abym go wysłuchała, chciał, a jednocześnie się bał tej rozmowy. Mówił, że jak mu napluję w twarz, nie będzie miał do mnie żalu, bo mu się należało. Wtedy napisze list i zostawi, a syn ma go mi doręczyć po jego śmierci.
Po odejściu z organizacji bardzo się zmienił, miał dużo czasu dla wnuków, był bardziej ludzki i otwarty na świat.

Dziś też byłam na cmentarzu i specjalnie nadłożyłam drogi, aby na chwilę stanąć nad jego grobem.
Stałam i znów wróciły do mnie te dobre wspomnienia, a ze zdjęcia uśmiechał się do mnie młody mężczyzna, którego uwielbiałam jako dziecko, a jako dorosła kobieta mimo wszystko darzyłam szacunkiem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Julita w 27 Sierpień, 2017, 21:50
Nie taki odstępca straszny, jak go malują  ;)
A tak poważnie, piękne świadectwo tego, co zwykłą ludzką życzliwością się zowie.

Jakieś 2 godziny temu dotarła do mnie informacja, że pewien brat z mojego byłego zboru jest bardzo ciężko chory na serce, tak bardzo, że wciąż doznaje omdleń i zasłabnięć, ale uwaga : nie chce się leczyć farmakologicznie, tylko je kapustę kiszoną i ogórki małosolne ( tu powinniście usłyszeć moje je....cie z krzesła). Jadąc samochodem już dwa razy wjechał na krawężnik, a na wizycie u kuzynki przycharatał samochodem w dom. No i za nic nie chce się leczyć jak należy. Być może część z Was kojarzy jego historię - w innym wątku opowiadałam o nim jako o młodym wilczku tudzież leniu patentowanym, który korzystając z parasola swego wuja, regularnie zaglądał w oczy i biusty kobietom innym niż żona i nigdy nie splamił się pracą, by zapewnić byt swej rodziny. To właśnie on. Ponieważ co nieco wiem o chorobach serca, więc uważam, że jeśli tak dalej pójdzie, prawdopodobnie w niedalekiej przyszłości zawiśnie informacja o dacie jego pogrzebu. I wiecie co ?
Mam zamiar tam iść. Oczywiście moja obecność będzie sensacją. Nie dbam o to. Zrobię to dla jego żony, pokornej, niesamowicie umęczonej przez życie z leniem patentowanym. Pójdę , by okazać jej wsparcie i przytulić i być może powiedzieć kilka ciepłych słów. Wiem, że dla niej będzie to wiele znaczyło. I to jest ważne.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Sierpień, 2017, 21:59

Mam zamiar tam iść. Oczywiście moja obecność będzie sensacją. Nie dbam o to. Zrobię to dla jego żony, pokornej, niesamowicie umęczonej przez życie z leniem patentowanym. Pójdę , by okazać jej wsparcie i przytulić i być może powiedzieć kilka ciepłych słów. Wiem, że dla niej będzie to wiele znaczyło. I to jest ważne.

 Warto być ponad. To nie światopogląd, stanowisko, status społeczny świadczą o tym jakimi jesteśmy ludźmi. My sami, swoim zachowaniem, gestami, mówieniem lub milczeniem dajemy sobie świadectwo.
Takie prawdziwe, a nie takie wytresowane.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Wrzesień, 2017, 20:58
,,Tam, tam Niemcy wybudują kominy i spalą wszystkie dzieci Abrahama.''
( przepowiedział niepełnosprawny przyjaciel głównego bohatera)

      Mamy wrzesień, u nas w Częstochowie to wspominanie tzw. czarnego poniedziałku. To był pogrom ludności cywilnej, a zwłaszcza Żydów. ​O tej porze wracam do przeróżnych źródeł historycznych, aby wiedzieć więcej, co w tamtym czasie działo się w moim regionie. Takie informacje, fakty należy poznawać, żyjemy w czasach pokoju i to zainteresowanie, wiedzę jesteśmy winni tym, co zginęli. A zginęło ich bardzo, bardzo wielu.

Dlaczego wspominam o Żydach? Już wyjaśniam, złożyły się na to dwa fakty. Jeden to kłótnia mojej matki i pewnej Pani (Żydówki), a drugi to przepiękny, wzruszający film, który każdy powinien zobaczyć.
Jakiś miesiąc temu będąc z mamą u lekarza, przysłuchiwałam się jej rozmowie, a później spięciu z ww. Panią.

Nie wiem, od czego się zaczęło, o co poszło, w pewnym momencie doszło do mnie jak mama mówi:
- Żydzi, Żydzi to oni zamordowali Jezusa Chrystusa, podły naród.
​- A wy, a wy (śJ) jesteście folksdojcze, lizaliście Hitlerowi dupę byle was oszczędził.
Kobieta miała na ten temat ogromną wiedzę, sypała tekstami z listu do Adolfa jak z rękawa, co moją matkę bardzo rozwścieczyło. Zaczęła się rzucać, że to oszczerstwa, pomówienia itp.
Kobieta była bardzo spokojna, mówiła rzeczowo i bardzo dobitnie. Na koniec nazwała świadków sprzedawczykami, którzy chcieli zawrzeć pakt z diabłem. I tu się z nią zgadzałam.
Gdy wracałyśmy do domu, mama trzęsła się ze złości o mało mi pasa nie zerwała tak nią rzucało.
I znów się oberwało całej żydowskiej narodowości, chwilami miałam wrażenie, że chce powiedzieć, iż Hitler zrobił dobrą robotę.

Byłam przerażona jej postawą, starsza pani zmieniła się w ogromnego pieniacza. Wzięłam od brata laptopa i odszukałam ów list, chciałam aby przeczytała. Nie chciała nawet spojrzeć, dla niej bracia umierali w obozie za wiarę. Ja tego nie kwestionuję, ale nim ginęli chcieli jednak się przypodobać Hitlerowi. Swoją drogą, ciekawa jestem coby z tego wyszło, gdyby Adolf ich przytulił?

Będąc w temacie, chcę Wam polecić bardzo ciekawy film, jaki ostatnio oglądałam ,, Dotknięcie anioła". Historię polskiego Żyda ocalonego z holocaustu. Wrażliwsze osoby uprzedzam, że to trudny  obraz. Mnie oglądało się bardzo ciężko, kilka razy pojawiały się łzy, a poruszający głos głównego bohatera, brzmi w moich uszach do dziś.
Mimo to, na pewno obejrzę go jeszcze raz, a może i więcej. Nie dlatego, że lubię się nad sobą znęcać, lubię przyglądać się detalom, które często umykają. Oglądanie takiego materiału tylko raz, to profanacja.




Cały film można obejrzeć na cda.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Wrzesień, 2017, 14:12
   Dziś zadzwoniła moja szpitalna Znajoma. Najpierw poinformowała mnie, że już jest w domu, tzn w domu swojego bratanka, który zabrał ją do siebie nie zważając na jej protesty.
Ma piękny pokój z wyjściem na taras, a z tarasu wprost do ogrodu. Na razie są jeszcze schodki, ale już jutro ma przyjechać jakiś pan który zamontuje szyny do sprowadzania wózka.
Niedaleko mieszka jej brat i to on przejmie nad nią opiekę, póki nie stanie na nogi.
Zaplanowali sobie, że jak się trochę podleczy, pojadą w strony gdzie spędzili swoje dzieciństwo.

Na koniec rzuciła..wiesz moje dziecko, zadzwoniłam wczoraj do jednego starszego i powiedziałam, że więcej nie przyjdę na zebranie, nie będę głosić i niech na mnie nie liczą. Powiedział tylko..twoja sprawa. Nawet nie zapytał jak się czuję, co z moim zdrowiem. Jakbym mu była całkiem obojętna. A przecież przez lata się nim zajmowałam, odbierałam smarkacza ze szkoły, gdy matka pracowała.

Pogratulowałam odwagi i dobrej decyzji i już miałam powiedzieć...ano Marek nigdy nie był ani miły, ani taktowny o empatii nawet nie wspomnę.
Powstrzymałam się, wolę aby nie wiedziała, że to ja ta....mała z czerwonymi kokardami w grochy, które mi wiecznie poprawiała. Strasznie tego nie lubiłam, wyrywałam się, a ona mnie upominała, że Jehowa nie lubi takich niegrzecznych dziewczynek. Nie lubiłam jaj ,,troski'' i jej samej też, raz gdy wyszła na chwilę,  naplułam jej na strażnicę i obróciłam kartkę.  :-[  Po powrocie wróciła do właściwej strony, przecierając wszystko dokładnie dłonią. Jej reakcja mnie nie usatysfakcjonowała, obiecałam sobie, że jak znów mnie będzie szarpać za kucyki i po swojemu układać kokardy zrobię coś innego.
Nie musiałam długo czekać, już na następnym zebraniu było to samo. Musiałam się zemścić.

Kolejne zabranie, zbliżamy się do sali i pytam mamę czy mogę iść z gumą? Wiedziałam, że nie pozwoli, ale szykowałam sobie alibi. Kazała mi wyrzucić i ,, zrobiłam to'', jednak cały czas trzymałam ją w lewej ręce.
Później gdy nadarzyła się okazja, skleiłam nią kartki strażnicy. I tym razem miałam niezły ubaw, gdy chciała obrócić na drugą stronę, a się nie dało.
Oczywiście podejrzenie padło na mnie, ale tym razem jak mało kiedy mama powiedziała, że to nie ja.
Ja swoją wyrzuciłam przed wejściem, ona widziała. I tak mi się upiekło.  ::)

Rozmawiałam z kimś na ten temat i zapytano mnie..dlaczego się nie przyznałam, że się znamy?
Mogłabym, jasne tylko nie mam pewności, że gdy spotka moją matkę nie przewiezie się po niej lub jak się jej odwidzi i wróci na łono organizacji, nie zacznie opowiadać jaką moja ma niewdzięczną, podłą córkę.
Obiecałam, że będziemy w kontakcie i słowa dotrzymam.  :)

cd

 W ubiegłym tygodniu zadzwoniłam do mojej szpitalnej znajomej, bardzo się ucieszyła. Zaraz na początku powiedziała, że musimy się spotkać, bratanek zaproponował abym ją w domu odwiedziła.
Chwilę pogadałyśmy o tym i tamtym, pochwaliła się, że jedzie z bratem do sanatorium. Chłopaki ( bratankowie) im to załatwili, brat ma być jej opiekunem, ponieważ takowej póki co wymaga.
Ma świadomość tego, że to kosztowało, ale oni nie chcą powiedzieć ile. Dlatego przekaże im swoje oszczędności, a jak nie zechcą wziąć, da pieniądze ich dzieciom, wtedy nie odmówią.

Ogólnie kobieta kwitnie, gada jak najęta, w  niczym nie przypomina tej stłamszonej pani ze szpitalnego łóżka. Nie byłabym sobą gdybym nie zapytała o braci, czy ją ktoś odwiedził, czy się interesuję itd itp?
Jak było do przewidzenia nikt, kompletnie nikt do niej już nawet nie przyszedł, ale nawet nie zadzwonił.
Widać, że ją to boli, gdy porusza ten temat wyraźnie smutnieje. Dlatego zaraz jej przypominałam o cudownej rodzinie, że jest ciocią, babcią ( tak dzieci do niej mówią) i najważniejsze siostrą swojego brata, a nie grupy ludzi, którzy w ciężkich chwilach o niej zapomnieli.

Na koniec postanowiłam ją troszkę zmanipulować, a może raczej naprowadzić na pewne wnioski.
Tak wałkowałam temat braci, rodziny, pomocy, pamięci, wsparcia aż w końcu sama powiedziała..wiesz moje dziecko, to co naprawdę mnie dobrego spotkało to albo od odstępców albo od ludzi ze świata.
Bracia w wierze jakoś się nie spisali.
I o to mi chodziło, abym nie ja jej to powiedziała, aby sama wyciągnęła wnioski.

Jesteśmy umówione, że jak stanie na nogach spotkamy się, jestem na tak. Najlepiej w jakimś cichym miejscu przy   kawie i ciachu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Wrzesień, 2017, 18:28
 
   W jednej z rozmów padł zarzut, że w większości przedstawiam historie kobiet, czyżby mężczyźni  byli lepsi w starciu  człowiek i organizacja, albo co gorsza bali się mnie?
Mnie się bać, czy to w ogóle możliwe?  :o Kto nie ma ku temu powodów, bać się nie ma czego. :D
Powód jest banalnie prosty, większość Panów nie chce się uzewnętrzniać publicznie, a ja to szanuję.
Jednak skoro jest takie zapotrzebowanie, teraz będzie o jednym z nich.
Jacek ( tak go umownie nazwijmy) zgodził się na opisanie jego historii, jednak jak w większości przypadków bez szczegółów mogących go zdemaskować.


  Jacek ma lekko ponad czterdzieści lat, od dwudziestu kilku lat jest śJ. On pierwszy przyjął symbol, później wypluskała się jego żona. Małżeństwem zostali jako świadkowie, dorobili się trójki dzieci i wydawało mu się, że jest szczęśliwy.
Od samego początku gdy tylko poznał śJ, chciał się tym wszystkim naukom oddać w pełni .
Być takim jak go nauczano, mówił że czuł to całym sobą, bardzo pragnął być takim jak powinien.

Gdy tak mi opowiadał o swoich odczuciach, wdrażaniu tych zasad w życie, stosowaniu ich zapytałam go wprost..czy był takim jak wymagała organizacja czy zasady zawarte w Biblii?
Wtedy się zamyślił, nigdy tak na to patrzył, wydawało mu się, że to jedno i to samo. Jednak czym dłużej się nad tym zastanawiał widział rozbieżność.
W końcu mi powiedział..tak, ja byłem ukształtowany przez organizację, a nie Biblię.

Gdy skończył czterdzieści lat, poczuł że mimo całej intensywności i przykładności życia, coś  mu ucieka, czegoś mu brak. To jego szczęście jest tylko takie powierzchowne, postanowił porozmawiać z żoną.
Rozmowa była dość burzliwa, jednak gdy doszli do spraw damsko - męskich, żona jakby się wściekła.
Zarzuciła mu, że przemawia przez niego szatan, a on tyko  pierwszy raz zaczął do niej mówić jako mąż - mężczyzna, a nie mąż - świadek. I to okazało się dla żony ogromnym szokiem.
Kochał ją i dla niej postanowił dalej w tym trwać, jednak na dłuższą metę zaczynało się to robić nie do zniesienia. Większość prób zbliżenia kończyło się na prze kierunkowaniu go na tematy biblijne lub  strażnicowe jak sobie z tym radzić.
Jak to sam Jacek ujął, potrzebował żony - kochanki - przyjaciela, a nie zakonnicy ze strażnicą jako tarczą obronną.  Wtedy też zrozumiał, że organizacja i bracia są dla niej najważniejsi, dużo ważniejsi niż on.
Wyprowadził się z domu gdy go nazwała zwyrodnialcem, poczuł się nie tyle urażony co odrzucony na całej linii.

Później była próba posklejania związku, prosił żonę aby odstawiła organizacją na bok, aby zaczęli żyć normalnie. Zrobiła to, jednak po kilku miesiącach braku zainteresowania ze strony braci zatęskniła i wróciła. Wtedy zrozumiał, że to koniec, że nic z tego układu już nie będzie.
Po kilku miesiącach zaczął się spotykać z koleżanką z pracy, ich pierwsze wspólne noce wbrew temu coby się mogło wydawać spędzili na dyskusjach o muzyce, polityce i kilku innych tematach.

Nie zdradził żony z koleżanką, dał jej rok czasu aby się określiła, jeśli  nie zdecyduje się na konkretny krok, wystąpi o rozwód.
Minął rok i wszystko zostało po staremu, rozstali się, to czego się dorobili zostawił dzieciom.
Starał się to rozegrać najłagodniej jak potrafił, choć i tak świadkowie okrzyknęli go cudzołożnikiem i niegodziwcem.
Uprzedził też żonę, że jeśli będzie mu jako odstępcy utrudniać kontakty z dziećmi, nie będzie miał litości ani skrupułów w walce o nie.

Póki co jest sam, ma grono przyjaciół, ale jeśli chodzi o tę jedyną jest bardzo ostrożny. Boi się popełnienia kolejnego błędu, ale wie jeśli pojawi się na horyzoncie, na pewno ją zauważy.
Żona jako zborowa męczennica ma swoich braci i jako świeżo upieczona pionierka ambitnie pnie się ku bramom raju.
Na moje pytanie czego najbardziej żałuje z tych dwudziestu kilku lat, odpowiedziała że tego iż się tak późno obudził, że kisł i nie patrzył na siebie, ale na innych. A w życiu jest potrzebna odrobina egoizmu, bo żyje się raz, no chyba że zacznę wierzyć w reinkarnację, zaśmiał się głośno na to swoje  podsumowanie.

Nie da się ukryć, jak dla mnie facet z klasą. Wyszedł z tego z twarzą, choć przestał być świadkiem, nadal jest ojcem, a jego była żona nadal jest dla niego kimś ważnym, to matka jego dzieci.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: P w 12 Wrzesień, 2017, 15:54
W momencie wyjścia, jak czytam historie opisane w tym wątku, najlepszym co można zrobić to zacząć szukać przyjaciół i bliskich osób w świecie, w tedy przynajmniej nie zostaje się samemu. Ja właśnie jestem na takim etapie i to się niektórym nie podoba że mam zupełnie inne plany, a niżeli te jakie mi ktoś próbował ułożyć (np. do służby próbując mnie wyciągnąć 3 albo 4 tydzień z rzędu, a ja zły P mam zawsze coś ważniejszego do roboty)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Wrzesień, 2017, 19:31
W momencie wyjścia, jak czytam historie opisane w tym wątku, najlepszym co można zrobić to zacząć szukać przyjaciół i bliskich osób w świecie, w tedy przynajmniej nie zostaje się samemu. Ja właśnie jestem na takim etapie i to się niektórym nie podoba że mam zupełnie inne plany, a niżeli te jakie mi ktoś próbował ułożyć (np. do służby próbując mnie wyciągnąć 3 albo 4 tydzień z rzędu, a ja zły P mam zawsze coś ważniejszego do roboty)

 Zgadza się. I osoby teraz opuszczające organizacje, nawet nie wiedzą ile mają szczęścia. Jest internet, można poznać ludzi podobnych sobie, a kiedyś człowiek był zdany tylko na siebie i czuł się jak ten wyrzutek. Bo niby skąd miał wiedzieć, że są też jemu podobni?
A teraz odpalasz internet i widzisz ilu nas jest, można poszukać ludzi ze swoich stron i nawiązać bliższe znajomości, a może nawet przyjaźnie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Wrzesień, 2017, 18:31
 
Spotkanie

    Wtajemniczeni wiedzieli, że  jakiś czas temu skontaktowała się ze mną Pani, która skończyła niedawno  swój romans z organizacją.  ​​Po kilku mailach, postanowiłyśmy się spotkać i porozmawiać twarzą w twarz. Kiedyś napisała..chętnie się z tobą spotkam, nigdy nie rozmawiałam z odstępcą.
​Rozbawiło mnie to bardzo, pomyślałam sobie ..może myśli, że noszę głowę pod pachą, albo mam rogi i kopytka? ​ :o :D
A  więc niech będzie, dzisiejszy pobyt w Częstochowie przedłużyłam  o nasze spotkanie.

Siedziałam sobie przy kawie i czułam się jak na randce w ciemno, Ona wie jak będę ubrana i tak mnie pozna, ale ja nie wiedziałam nic, a nic. Sączyłam kawę i się uśmiechałam sama do siebie, byłam na widelcu, każda przechodząca kobieta wzbudzała moją ciekawość. A może to ona? Nic, cisza żadna nawet na chwilę nie zatrzymała na mnie swojego wzroku, zawsze było ryzyko, że zobaczyła mnie i uciekła.  :(
Patrzę, przechadza się jakaś, raz i znów, patrzę na nią, może przyciągnę wzrokiem jej spojrzenie, ale gdzie tam, poszła. Nawet wychyliłam się za nią, czy gdzie nie filuje zza roku. I nagle idzie inna, patrzę na nią, ona na mnie i z daleka nam się gęby śmieją. Widziałyśmy się pierwszy raz, a jak tylko ją zobaczyła, wiedziałam, że to TA.  :)

Małgosia jest przemiłą, przesympatyczną  młodą kobietą. Gdy podeszła  do mojego stolika, aż ją sobie uścisnęłam. A co mi tam, niech zobaczy ludzką twarz odstępcy.  ::)
To było takie spotkanie, gdzie po  kilku zdaniach bez względu na płeć, wie się, że z ta osoba. Rozmowa od początku nam płynęła jak z płatka, nie było żadnych przestojów, gdzie zapada niezręczna cisza i nikt nie wie co ma powiedzieć​, albo jedna osoba drugą ciągnie za uszy​. ​Dużo śmiechy, dużo wspomnień, krótko mówiąc tylko takich ludzi spotykać.
​ Opowiadała jak im  wszczepiano, że odstępcy to zło,daleko od nich, choć nie była ortodoksem to jednak jakaś obawa była.​ Okazało się nawet, że mamy wspólnych znajomych, oczywiście tych ze świata. Świat jest mały, a Częstochowa to nie miasto, tylko większa wieś. ​ ;D

Świadkiem była około dwudziestu lat, to typowy człowiek z werbunku, przyszli do niej świadkowie i zaczęła z nimi rozmawiać z ciekawości. A że byli to bardzo życzliwi ludzie, ujęli ją nie tylko swoimi naukami, ale i osobowością.
Małgosia sama była świadkiem, mąż ani na tak, ani na nie, jej pozwalał być, pomagał aby mogła wywiązywać się ze swoich świadkowych obowiązków, ale sam nigdy nim nie chciał zostać.
Przejrzała na oczy dzięki swojemu Synowi, swoją drogą  mądry młody człowiek, to on w niej zasiał pierwsze wątpliwości. Później sama trafiła przez przypadek na jakiś filmik w internecie i spadła jej z oczu niebieska zasłona. Gdy sobie uzmysłowiła, że to wszystko kłamstwo, farsa, naciąganie dobrych ludzi tylko po to aby ich wykorzystywać powiedziała..to wszystko przez tyle lat robiłam na darmo?
Jednak najlepsze było to uff, gdy dotarło do niej, że nic nie musi. Nie musi iść na zebranie, iść głosić i to wszystko bez oddechu armagedonu na plecach.  Poczuła się lepiej, lżej, poczuła się błogo.​

Napisała list do swojego zboru o odłączenie, krótko i na temat. Po miesiącu odwiedzili ją starsi, bez zapowiedzi, przyszli sobie  i już. Była przygotowana, miała wydrukowane materiały i w pogotowiu czekał syn, gdyby nie dała sobie rady, gdyby na nią naskoczyli, miał wkroczyć z odsieczą.
Dała  radę, tak jak na początku ją serdecznie przywitali, tak odeszli już bez podania jej ręki.

Małgosiu wiem że tu zaglądasz, a więc.. witaj wśród nas.  :) Jesteś zuch kobieta, życie jest piękne, a bez organizacji dużo bardziej kolorowe i przyjemne. Czas zacząć nadrabiać zaległości, cieszyć się światem, ludźmi, drobiazgami.
To żaden wstyd przyznać się do porażki, że się popełniło błąd, można do tego podejść z humorem. Wstydem nie jest wdepnąć w g.... ale w nim tkwić. I bliscy na pewno to zrozumieją i bardzo docenią. Oni na pewno czekali na Ciebie przez te wszystkie lata i przyjmą Cię z otwartymi ramionami, bez słowa wyrzutu.

Jeszcze teraz się śmieję, mam przed oczami obraz jak mnie macała  i mówiła...mam namacalnego odstępcę.  ;D A ja się odgrażałam, zobaczysz napiszę o tym.  ;D I napisałam  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 14 Wrzesień, 2017, 19:39
Tazła, znaczy ze wyglądasz jak "typowy strażnicowy odstępca", skoro ludziom wystarczy na Ciebie spojrzeć i już wiedzą z kim mają do czynienia  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Wrzesień, 2017, 19:43
Rydwan pędzi aż się kurzy, arka zaraz odpływa, a owce na siłę pchają się... do wyjścia  ;D
Tazła, znaczy ze wyglądasz jak "typowy strażnicowy odstępca", skoro ludziom wystarczy na Ciebie spojrzeć i już wiedzą z kim mają do czynienia  :D

 Pewnie tak, mam coś w oczach. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 14 Wrzesień, 2017, 20:15
I ja się przyłączę do powitania zuch kobiety. Ahoj Małgosiu  :D

Pewnie tak, mam coś w oczach. :D

Pewnie masz jak ja urwiki w oczach  :-* :-* :-* :-* :-* :-* :-* :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Wrzesień, 2017, 20:19
I ja się przyłączę do powitania zuch kobiety. Ahoj Małgosiu  :D

Pewnie masz jak ja urwiki w oczach  :-* :-* :-* :-* :-* :-* :-* :-*

 Nie wiem, ale ktoś mi kiedyś powiedział, że chociaż niebieskie to z diabelskim podtekstem.  :-[ ;D ;D :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 14 Wrzesień, 2017, 21:14
Małgosiu wiem że tu zaglądasz, a więc.. witaj wśród nas.  :) Jesteś zuch kobieta, życie jest piękne, a bez organizacji dużo bardziej kolorowe i przyjemne.
Zaglądaj, zaglądaj, zarejestruj się, zaglądaj, pisz, pisz, pisz.... I czuj się tutaj jak najlepiej.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: NiepokornaHadra w 14 Wrzesień, 2017, 21:44
Nie wiem, ale ktoś mi kiedyś powiedział, że chociaż niebieskie to z diabelskim podtekstem.  :-[ ;D ;D :-*

To chyba mamy co innego bo ja mam zielone :D choć ja zawsze mówię że 'zło ma zawsze zielone oczy' ;) niebieskie też są jakieś takie przerażające, pytanie co o brązowych powiedzieć ???
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Wrzesień, 2017, 21:12

 Chyba w mieście świętej wieży rozwiązał się worek z odstępcami. Kolejna kobieta prosi o spotkanie, cóż nie można odmówić człowiekowi  w potrzebie.  To też dowód na to, że nasze forum jest bardzo poczytne. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: P w 15 Wrzesień, 2017, 21:13
Chyba w mieście świętej wieży rozwiązał się worek z odstępcami. Kolejna kobieta prosi o spotkanie, cóż nie można odmówić człowiekowi  w potrzebie.  To też dowód na to, że nasze forum jest bardzo poczytne. :D
Powodzenia :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Wrzesień, 2017, 21:13
Powodzenia :)

 Dziękuję, mam nadzieję, że będzie tak samo udane jak ostatnie. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 15 Wrzesień, 2017, 22:30
Coraz więcej osób wysiada z "autobusu Strażnicy"  na przystanku Wolna Wola  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Wrzesień, 2017, 15:08
Coraz więcej osób wysiada z "autobusu Strażnicy"  na przystanku Wolna Wola  :D

 I fajnie, choć większość z nich czuje złość na siebie, że dali się tak oszukać. Gdy się powie, że nie są w tym odosobnieni, najpierw zdziwienie, a później ulga. Takie spotkania naprawdę im pmagają, bardziej niż by się mogło wydawać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 16 Wrzesień, 2017, 16:03
I fajnie, choć większość z nich czuje złość na siebie, że dali się tak oszukać. Gdy się powie, że nie są w tym odosobnieni, najpierw zdziwienie, a później ulga. Takie spotkania naprawdę im pmagają, bardziej niż by się mogło wydawać.

Trzeba ukierunkować tę złość we właściwym kierunku  ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Wrzesień, 2017, 20:43
Trzeba ukierunkować tę złość we właściwym kierunku  ;)

 Zgadza się, nie to żeby zaraz człowiekiem manipulować, ale delikatnie można podpowiedzieć.  ;)
Zamieńcie strażnicę na prawdziwe życie,  dobre uczynki i nie bójcie się prosić o pomoc.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Wrzesień, 2017, 19:30
Spotkanie pełne niespodzianek

     I tak jak wspominałam, druga Pani poprosiła mnie o spotkanie. Zależało jej na czasie, a więc umówiłyśmy się na następny dzień czyli na sobotę.
Tym razem to Ona powiedziała jak będzie ubrana i to ja wiedziałam kogo mam wypatrywać.
Idę, jest, ale nie jest sama, obok siedzi mężczyzna. Zaraz pomyślałam, że to mąż.
Podeszłam przywitałam się, zaczęliśmy rozmawiać, ale ten mężczyzna wydawał mi się dziwnie znajomy.
Wypytuję ją ( wiedziałam, że on był tylko zainteresowanym) o jej odejście, jaki jest jej stan teraz itd itp.
A mój tryb awaryjny, wertuje pamięć..skąd ja go znam? Gość bardzo pogodny, wesoły co chwilę rzucał jakimś  śmiesznym hasłem. Nagle powiedział..a pier...świadków, napijemy się kawy i przy tym się zaśmiał dość głośno. Coś mi zaświtało w głowie.

Zapytałam czy się czasem tak, a tak nie nazywa? Bardzo go to zaskoczyło, ale okazało się, że tak. A więc już byłam w domu, teraz mogłam zacząć zabawę w kotka i myszkę, on nie wiedział kto ja. Żona uważnie nam się przyglądała, nie ukrywam wyglądaliśmy jak para wariatów.
On twierdził, że już mnie lubi, choć nie wie za co, a ja mówiłam, że go nie lubię i mam ku temu powody.

W końcu go naprowadziłam na szkołę średnią, zapytałam czy pamięta listę z dziennika? O dziwo pamiętał i to dokładnie, ale nie pamiętał imion, może dwie osoby z którymi miał dłuższy kontakt.
I leci tak tą listą, gdy już mnie wymienił, mówię..stop, stop już mnie przeleciałeś.  ;D
Zaraz odbił piłeczkę, że jeszcze nie, najpierw musi sobie odświeżyć pamięć. ;D
W końcu trafił, przywitał się się bardzo serdecznie, zlustrował mnie od dołu do góry i podsumował..powiem ci, że nieźle wyrosłaś. Chwilę powspominaliśmy i wróciliśmy do tematu spotkania czyli świadków.

Nie mogłam sobie odmówić aby mu nie wypomnieć..i ty chciałeś być świadkiem i ty obłudniku, który za mną w szkole kici kici wołałeś?  >:(
 O jak się śmiał, a jak wypierał, że to na pewno nie był on. Żona bardzo poważnie do niego..no wiesz, jak mogłeś. Na co on..ona cię wkręca, ja byłem grzeczny. Yhy... był.  ;) :D
Później było bardziej poważnie, Pani nadal jest świadkiem, ale od prawie roku nie chodzi na zebrania, boi się rozmowy ze starszymi. Doradziłam aby się nie godziła na żadne spotkania jeśli nie czuje się na siłach. A jak będą pociskać niech powie, że przyjdzie ale ze swoim adwokatem i niech nie odpuszcza, na to nie pójdą.  Jednak gdyby chcieli, to ja z nią pójdę, pożyczę jakąś garsonkę i odwiedzę paszczę lwa.  ;D

Co się zaś tyczy Pana, dwa lata temu na zgromadzeniu miał przyjąć symbol, nagle w czwartek dostał wysokiej temperatury. Z SOR-u trafił na oddział szpitalny, temperatura dobijała do 41 stopni i nikt nie wiedział co mu jest. Na zgromadzenie nie pojechał i czuł się bardzo rozgoryczony.
W niedzielę w szpitalu był ksiądz, zagadał z nim, jak na świeżaka przystało był dość butny i nastawiony na nie, chciał księdza zniechęcić, ale ten się nie udał.
Usiadł przy jego łóżku i zaczął z nim rozmawiać, a raczej do niego mówić. Kolega na koniec mu powiedział..gdyby nie ta choroba choć nie wiem jaka, już bym był świadkiem. Wtedy duchowny mu odpowiedział..a może to jakiś znak?
Tej nocy nie zmrużył oka, temperatura rano sporo spadła, po kilku dniach wyszedł ze szpitala i do dziś nikt nie wie co mu było.  Jednak dało mu do myślenia, z lekka zdystansował się do nowego wyznania. Dystans narastał, aż w końcu dał sobie spokój.
 Dziś  wie, że ta choroba była po coś, tak samo jak po coś jego żona upierała się, że ma z nią jechać na  to spotkanie, choć było uzgodnione, że jedzie sama.
Nagle zmieniła zdanie i oznajmiła, że jak z nią nie pojedzie to ona też nie. I dobrze, że przyjechał, raz że się spotkaliśmy, a da że ze mną jego żonie będzie łatwiej się z tym uporać. Oczywiście służę radą i pomocą na ile będę mogła i umiała.

I jak ostatnio wspominałam...to nie jest miasto, to większa wieś.  ;D


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TakaJakWy w 19 Wrzesień, 2017, 13:22
A masz te rogi? :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Wrzesień, 2017, 17:32
A masz te rogi? :)

 A to już trzeba samemu sprawdzić. :D

    Dziś dostałam fajnego maila od Pana, który przebywa na naszym forum, czyta mój wątek i jest wdzięczy za moje historie. Nie wiem jednak pod jakim Nickiem się ukrywa.
Mail głównie składał się z cytatów z piosenki Poparzeni Kawą Trzy ,, Byłaś dla mnie wszystkim''.
     Ja Ci Ktosiu bardzo dziękuję  :) znam słowa piosenki i masz szczęście, że pominąłeś ten Pasztet Kaliski, bo bym Cię spod ziemi wygrzebała.  >:( ;D .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Wrzesień, 2017, 09:35
 To tak z innej beczki....

  Będąc ostatnio w szpitalu, przechadzałam się korytarzem i moją uwagę przykuła kartka z napisem.. Posługi duszpasterskie, a pod spodem siedem adresów z numerem telefonu gdzie o takową można poprosić.
Pod każdą cyferką jest wymienione inne wyznanie, za to na końcu pod numerem siódmym ( jak ta siódemka brzmi znajomo) Zbór Świadków Jehowy, Częstochowa ulica Iglasta 9.
Proszę jak dbają o swoje owieczki, pomyślałam. I nie to abym się czepiała, że powinni wiedzieć gdzie niedomagają ich wierni. :P
Nie byłabym sobą, gdybym nie zagadała siostry czy wszyscy tu przychodzą z tej listy, jak się do nich dzwoni? Odpowiedziała mi, że ostatnio byli Ewangelicy u swojego człowieka, ale przyszli sami.
Podrożyłam temat i zapytałam o świadków. Usłyszałam, że ona ich tu nie widziała, nikt za niej nie wzywał.
Raz była pani która koniecznie chciała porozmawiać z jakimś duchownym, nie sprecyzowała z kim, byle był. Gdy zapytali czy chce śJ, stanowczo zaprotestowała..tylko nie oni!
W końcu odwiedzili ją Ewangelicy, którzy później odwiedzali ją regularnie i gdy wychodziła ze szpitala to oni ją odbierali. 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: czarnaowca w 22 Wrzesień, 2017, 13:45
A ja tez byłam ostatnio w szpitalu i widziałam podobna listę, ale świadków na niej nie było. Zastanawiałam sie dlaczego, a potem mi sie przypomniało, ze przecież oni interesują sie tylko swoimi owieczkami, dopóki Ci pokornie wrzucają datki do skrzynki.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Wrzesień, 2017, 17:04

  W Częstochowie mają większą konkurencję w postaci Jasnej Góry, dlatego może się starają.  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 22 Wrzesień, 2017, 19:00
a u mnie w szpitalu i owszem była taka.kartka wywieszona z tym że adres świadków był podany do Nadarzyna... już to widzę jak ktoś dzwoni odbiera jakaś szczekaczka spuszczając chorego po brzytwie bo co mu powie?! ,och jesteś chory? może cię odwiedzić? może ci coś potrzeba? tak zapyta? pewnie poda adres sali na którym terenie jest szpital i gotowe. dziś gdybym trafiła do szpitala zadzwoniłabym to sprawdzić.
Tazła to u Ciebie i tak jest wypas bo był podany adres jakieś sali a nie siedziby korporacji
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sunshine w 22 Wrzesień, 2017, 21:16
Tazła... może też się do tej Twojej Częstochowy przejadę, w końcu mam niedaleko :D

..a tak z poważniejszych rzeczy - warto mieć przyjaciół poza org.,jak ktoś nie ma, czas najwyższy sobie takich poszukać. Tacy ludzie zawsze są. Trzeba się tylko rozejrzeć wokół siebie. Mnie życie od wielu lat uczyło, że w zborze nie ma bezinteresownych ludzi. Tam nigdy nie miałam na co liczyć, kiedy było mi źle.
Długie lata łudziłam się, że może mam pecha, albo nie takie podejście jak trzeba?..
Dziś się już nie łudzę. I...jestem szczęśliwa. Dziękuję ludziom z orgu, którzy otworzyli mi oczy na tą sprawę, nie mając dla mnie czasu, bo jako nie-pionierka, nie zasługiwałam na ich uwagę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Wrzesień, 2017, 21:45
Tazła to u Ciebie i tak jest wypas bo był podany adres jakieś sali a nie siedziby korporacji

  Ta sala jest najbliżej tego szpitala, normalnie rzut beretem. A więc trzymają rękę na pulsie, jakby co.

Tazła... może też się do tej Twojej Częstochowy przejadę, w końcu mam niedaleko :D

  Przyjeżdżaj, sam JP II wita pielgrzymów na wejściu od Przeprośnej Górki. :D
A z tym pomnikiem był niezły zamęt, nie wiedzieli jak go ustawić. Chcieli aby witał pielgrzymów z rozpartymi rękoma, ale wtedy byłby tyłem do JG. A więc uznano, że niech lepiej tyłem będzie do pielgrzymów. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 22 Wrzesień, 2017, 21:55
O patrz, to już dawno w Częstochowie nie byłam, bo tego drugiego oblicza papieża nie widziałam...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Wrzesień, 2017, 22:02
O patrz, to już dawno w Częstochowie nie byłam, bo tego drugiego oblicza papieża nie widziałam...

  Faktycznie kawałek czasu Cię  nie było, bo ten kolos stoi od 2013 roku. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 22 Wrzesień, 2017, 22:13
Wyszło mi, że byłam jakieś 5-6lat temu, czyli tuż przed... Jak kolos, to nie mogłam go nie zauważyć. A na JG byłam, nawet na wieżę wlazłam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Wrzesień, 2017, 08:05
A na JG byłam, nawet na wieżę wlazłam.

 Ja też byłam, jeszcze jako świadek czyli na wagarach gdy szkoła była męcząca. :-[ ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tusia w 23 Wrzesień, 2017, 11:21
nawet na wieżę wlazłam.

A nie wszedłam?  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Startek w 23 Wrzesień, 2017, 15:39
A nie wszedłam?  ;D
Tusia , na wieżę  ja wszedłem lecz ona weszła ☺
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tusia w 23 Wrzesień, 2017, 15:50
Tusia , na wieżę  ja wszedłem lecz ona weszła ☺

Nie, ja weszłem a ona wszedła  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Wrzesień, 2017, 16:45
Nie znacie się :-\
On wszedł, ono weszło, ona wejszła. ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 23 Wrzesień, 2017, 16:50
A wiecie kiedy powstało Tesco w świebodzinie?
dwa lata przed Chrystusem
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tusia w 23 Wrzesień, 2017, 17:35
Nie znacie się :-\
On wszedł, ono weszło, ona wejszła. ;D

Nie znasz się :-\

On weszedł, ono wszedło, ona nie dała rady.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Wrzesień, 2017, 19:14
Nie znasz się :-\

On weszedł, ono wszedło, ona nie dała rady.  ;D

 Ją wnieśli . :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 23 Wrzesień, 2017, 20:42
Ją wnieśli . :D

... w posagu?  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 23 Wrzesień, 2017, 21:27
A nie wszedłam?  ;D
Ja tam na pewno nie wszedłam... Ja tam wlazłam, czy tam wlaznęłam, dysząc jak parowóz i popierających się wywieszonym jęzorem  :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Wrzesień, 2017, 19:54
... w posagu?  ;D

 Nie, jako wota. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 24 Wrzesień, 2017, 20:39
Nie, jako wota. :D

Zaufania. Ufff, ufff...   :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Wrzesień, 2017, 17:42

         Do Zboru Świadków Jehowy w xxxxxxxxxxx

     Oświadczam, że z  dniem 10.02.2016 r występuję z związku wyznaniowego Świadków Jehowy.
W związku z tym, proszę o skreślenie mnie z listy członków, nie życzę sobie także przetwarzania moich danych osobowych​ na jakiekolwiek potrzeby ww Organizacji.
Nie życzę sobie także żadnych wizyt, ani rozmów umoralniających. Moja decyzja jest nieodwołalna.
      List wysyłam za potwierdzeniem odbioru, aby uniknąć niejasności z jego niedotarciem.


                                                                                                                          Kazimierz xxxxxxxxx


    Taki krótki list napisała pewien Pan, którego jak to mówi, znudziły  obietnice bez pokrycia, jakimi go szprycowano od ponad czterdziestu lat. Stwierdził, że nagle zrozumiał iż życie przeciekło mu przez palce, niewiele osiągnął, a nawet to co ma było niemiłe dla Jehowy ( jak to mówili bracia), bo przecież on nie popiera dóbr na ziemi.
Jednak nie może sobie wybaczyć jednego, że kiedyś przerwał studia, będąc najlepszym na roku. Uwierzył, że armagedon już blisko, a oni powinni jak najwięcej głosić i pozyskiwać nowych braci. To była misja, a nie świecka uczelnia, która w raju mu się do niczego nie przyda.
Największą złość ma na siebie, że będąc młodym, inteligentnym człowiekiem, dał się zwieść. Jak mógł być tak głupim i naiwnym?

Już myślał, że sprawa zamknięta jednak po jakiś dwóch tygodniach odezwał się telefon. Zadzwonił jeden ze starszych, że chcą z nim porozmawiać. Zapytał czy czytał jego list? Czytał, a więc tam pisało jasno, że nie chce żadnych wizyt. Rozłączył się, później były telefony od innego starszego, których nie odbierał i kilka sms.
Jednak starszyzna nie odpuszczała, po miesiącu zapukali do jego drzwi. Otworzył i zapytał, czego chcą?
Oczywiście porozmawiać o jego problemie, tak to nazwali. Wtedy im przypomniał, że w liście wyraźnie napisał, ale skoro nie zrozumieli treści, radzi wrócić do szkoły podstawowej tam uczą czytania ze zrozumieniem. Zamknął drzwi i póki co ma spokój.

Niestety, nie On jeden tak ma i jeszcze niejedna osoba tak mieć będzie. Każdy, kto stamtąd odchodzi ma podobne odczucia, nieważne czy z werbunku czy wychowany. Pierwsi sobie wyrzucają, że dali się wciągnąć, drudzy zaś, że tyle tam tkwili. Wiele osób z tą świadomością nadal udaje, ze są świadkami, bo coś ich tam trzyma i mówią, że nie dadzą rady. Nie ukrywam, że nie jest to łatwe, ale nikt nie jest aż tak silny aby odejść stamtąd bez bólu i nikt nie jest aż tak słaby aby nie dał rady się stamtąd wygrzebać. Rodzinę, znajomych, starszych nawet tego na górze można próbować oszukiwać, ale najważniejsze nie oszukiwać samego siebie. Mówi Kazimierz.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 29 Wrzesień, 2017, 21:47
         Do Zboru Świadków Jehowy w xxxxxxxxxxx

     Oświadczam, że z  dniem 10.02.2016 r występuję z związku wyznaniowego Świadków Jehowy.
W związku z tym, proszę o skreślenie mnie z listy członków, nie życzę sobie także przetwarzania moich danych osobowych​ na jakiekolwiek potrzeby ww Organizacji.
Nie życzę sobie także żadnych wizyt, ani rozmów umoralniających. Moja decyzja jest nieodwołalna.
      List wysyłam za potwierdzeniem odbioru, aby uniknąć niejasności z jego niedotarciem.


                                                                                                                          Kazimierz xxxxxxxxx


    Taki krótki list napisała pewien Pan, którego jak to mówi, znudziły  obietnice bez pokrycia, jakimi go szprycowano od ponad czterdziestu lat. Stwierdził, że nagle zrozumiał iż życie przeciekło mu przez palce, niewiele osiągnął, a nawet to co ma było niemiłe dla Jehowy ( jak to mówili bracia), bo przecież on nie popiera dóbr na ziemi.
Jednak nie może sobie wybaczyć jednego, że kiedyś przerwał studia, będąc najlepszym na roku. Uwierzył, że armagedon już blisko, a oni powinni jak najwięcej głosić i pozyskiwać nowych braci. To była misja, a nie świecka uczelnia, która w raju mu się do niczego nie przyda.
Największą złość ma na siebie, że będąc młodym, inteligentnym człowiekiem, dał się zwieść. Jak mógł być tak głupim i naiwnym?

Już myślał, że sprawa zamknięta jednak po jakiś dwóch tygodniach odezwał się telefon. Zadzwonił jeden ze starszych, że chcą z nim porozmawiać. Zapytał czy czytał jego list? Czytał, a więc tam pisało jasno, że nie chce żadnych wizyt. Rozłączył się, później były telefony od innego starszego, których nie odbierał i kilka sms.
Jednak starszyzna nie odpuszczała, po miesiącu zapukali do jego drzwi. Otworzył i zapytał, czego chcą?
Oczywiście porozmawiać o jego problemie, tak to nazwali. Wtedy im przypomniał, że w liście wyraźnie napisał, ale skoro nie zrozumieli treści, radzi wrócić do szkoły podstawowej tam uczą czytania ze zrozumieniem. Zamknął drzwi i póki co ma spokój.

Niestety, nie On jeden tak ma i jeszcze niejedna osoba tak mieć będzie. Każdy, kto stamtąd odchodzi ma podobne odczucia, nieważne czy z werbunku czy wychowany. Pierwsi sobie wyrzucają, że dali się wciągnąć, drudzy zaś, że tyle tam tkwili. Wiele osób z tą świadomością nadal udaje, ze są świadkami, bo coś ich tam trzyma i mówią, że nie dadzą rady. Nie ukrywam, że nie jest to łatwe, ale nikt nie jest aż tak silny aby odejść stamtąd bez bólu i nikt nie jest aż tak słaby aby nie dał rady się stamtąd wygrzebać. Rodzinę, znajomych, starszych nawet tego na górze można próbować oszukiwać, ale najważniejsze nie oszukiwać samego siebie. Mówi Kazimierz.
No jak to odszedł tak sobie dobrowolnie?!  :o. Nie dał się pobawić w komitecik?! Nieładnie, oj nieładnie...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Wrzesień, 2017, 19:14
No jak to odszedł tak sobie dobrowolnie?!  :o. Nie dał się pobawić w komitecik?! Nieładnie, oj nieładnie...

  Oj tak, jak On śmiał, skąd taka arogancja u spokojnego człowieka? :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 30 Wrzesień, 2017, 20:49
  Oj tak, jak On śmiał, skąd taka arogancja u spokojnego człowieka? :D

Szkoda słów, po prostu brak pokory  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Październik, 2017, 18:39
Szkoda słów, po prostu brak pokory  ;D

 Tak poważnie, to większość byłych świadków z pokornych braci zmienia  się butnych i mało pokornych.
Nie wspomnę już o czepialstwie i upierdliwości bo tu musiałabym wskazać na siebie. :D

Ostatnio mówiłam, że dawno świadkowie nie biegali po mojej ulicy, bo latem robili to co dwa tygodnie. I co?
I dziś niosę włoszczyznę do rosołu idą dwie panie, krótka piłka i mówię dziękuję. :)
Gdzie tam, starsza nie odpuszcza i chcąc być błyskotliwą odpowiedziała mi..a czemu pani dziękuje, jak jeszcze nie wie za co.  Osz ty @ pomyślałam sobie, ze mną zaczynasz?  >:( ;D
 I tak jak sobie życzyła podeszłam do furtki. Jednak nie dopuściłam ich do słowa, zaraz zapytałam..ok panie, powiedzcie mi, płacicie już te odszkodowania za pedofilię? I kto to finansuje, góra tzn USA,  czy wy szeregowi robicie zrzutkę?
Nie pozwalając im na odpowiedzieć, nawijam dalej. Bo wiecie, sama kiedyś byłam świadkiem i nie wiem, dobrze zrobiłam że odeszłam czy to jedna był błąd? Patrząc na tę aferę pedofilską to myślę, że bardzo dobrze. Wcale by mi się nie uśmiechało sponsorować jakiś starych zboczeńców.

Ich wyraz twarzy był nie do opisania, powiedzieć że im szczeny opadły to za mało.  8-) ;D
Ja odeszłam, a one już mnie nie zatrzymywały.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 01 Październik, 2017, 21:23
No nie wiem Tazła... Twoja odstępcza aura, chyba nieco zbadła... Że też cię od razu nie rozpoznały... Nie wyglądasz jak gnój na polu?... Hmmm.... Dziwne, dziwne...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Październik, 2017, 21:27
No nie wiem Tazła... Twoja odstępcza aura, chyba nieco zbadła... Że też cię od razu nie rozpoznały... Nie wyglądasz jak gnój na polu?... Hmmm.... Dziwne, dziwne...

  Czasy się zmieniają, nawożenie pola też. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 01 Październik, 2017, 21:38
  Czasy się zmieniają, nawożenie pola też. :D
No, ale obornik to Eko.. Zrezygnowali z ekologicznych upraw?!  :o
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zaocznie wywalony w 01 Październik, 2017, 21:40
No nie wiem Tazła... Twoja odstępcza aura, chyba nieco zbadła... Że też cię od razu nie rozpoznały... Nie wyglądasz jak gnój na polu?... Hmmm.... Dziwne, dziwne...
Nie, pojawiają się nowi, a brat zajmujący się terenami zawalił po całości, albo olał sprawę.
Ja mieszkam na wsi, na terenie małomiasteczkowego zboru, żona jest aktywnym ŚJ, córka głosicielką i ja "ODSTĘPCAa i  ::)"
A już kilka razy słyszałem domofon, idę do furtki a tu ktoś próbuje mi głosić, ewentualnie gdy jest z kim "starym" w zborze - widzę chwilę konsternacji i słyszę: "A to ty",innym razem do drugiego głosiciela "to jest wykluczony", czy też "a, to wykluczony", "to nasz były brat" a raz nawet "aaa, to dom (tu pada imię żony i córki) a to jest jej wykluczony mąż".
Już olewam takie wizyty i się śmieję z reakcji.  ;D
No, ale obornik to Eko.. Zrezygnowali z ekologicznych upraw?!  :o
Żeby obornik był "eko" musi być z certyfikowanego gospodarstwa, nie ma tak łatwo  ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wrzesien w 02 Październik, 2017, 02:53
Tak poważnie, to większość byłych świadków z pokornych braci zmienia  się butnych i mało pokornych.
Nie wspomnę już o czepialstwie i upierdliwości bo tu musiałabym wskazać na siebie. :D

Ostatnio mówiłam, że dawno świadkowie nie biegali po mojej ulicy, bo latem robili to co dwa tygodnie. I co?
I dziś niosę włoszczyznę do rosołu idą dwie panie, krótka piłka i mówię dziękuję. :)
Gdzie tam, starsza nie odpuszcza i chcąc być błyskotliwą odpowiedziała mi..a czemu pani dziękuje, jak jeszcze nie wie za co.  Osz ty @ pomyślałam sobie, ze mną zaczynasz?  >:( ;D
 I tak jak sobie życzyła podeszłam do furtki. Jednak nie dopuściłam ich do słowa, zaraz zapytałam..ok panie, powiedzcie mi, płacicie już te odszkodowania za pedofilię? I kto to finansuje, góra tzn USA,  czy wy szeregowi robicie zrzutkę?
Nie pozwalając im na odpowiedzieć, nawijam dalej. Bo wiecie, sama kiedyś byłam świadkiem i nie wiem, dobrze zrobiłam że odeszłam czy to jedna był błąd? Patrząc na tę aferę pedofilską to myślę, że bardzo dobrze. Wcale by mi się nie uśmiechało sponsorować jakiś starych zboczeńców.

Ich wyraz twarzy był nie do opisania, powiedzieć że im szczeny opadły to za mało.  8-) ;D
Ja odeszłam, a one już mnie nie zatrzymywały.  ;D
Po takich akcjach to niedługo wytatuują sobie kartę terenu na którym jesteś z adnotacją "nie odwiedzać".

Swoją drogą możesz obok domofonu nakleić wlepkę antyjw ;) no chyba że to lubisz :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 02 Październik, 2017, 17:02
Tak poważnie, to większość byłych świadków z pokornych braci zmienia  się butnych i mało pokornych.
Nie wspomnę już o czepialstwie i upierdliwości bo tu musiałabym wskazać na siebie. :D

Ostatnio mówiłam, że dawno świadkowie nie biegali po mojej ulicy, bo latem robili to co dwa tygodnie. I co?
I dziś niosę włoszczyznę do rosołu idą dwie panie, krótka piłka i mówię dziękuję. :)
Gdzie tam, starsza nie odpuszcza i chcąc być błyskotliwą odpowiedziała mi..a czemu pani dziękuje, jak jeszcze nie wie za co.  Osz ty @ pomyślałam sobie, ze mną zaczynasz?  >:( ;D
 I tak jak sobie życzyła podeszłam do furtki. Jednak nie dopuściłam ich do słowa, zaraz zapytałam..ok panie, powiedzcie mi, płacicie już te odszkodowania za pedofilię? I kto to finansuje, góra tzn USA,  czy wy szeregowi robicie zrzutkę?
Nie pozwalając im na odpowiedzieć, nawijam dalej. Bo wiecie, sama kiedyś byłam świadkiem i nie wiem, dobrze zrobiłam że odeszłam czy to jedna był błąd? Patrząc na tę aferę pedofilską to myślę, że bardzo dobrze. Wcale by mi się nie uśmiechało sponsorować jakiś starych zboczeńców.

Ich wyraz twarzy był nie do opisania, powiedzieć że im szczeny opadły to za mało.  8-) ;D
Ja odeszłam, a one już mnie nie zatrzymywały.  ;D
I tu jest odpowiedź dlaczego tych starych ramoli to nie rusza- cała krytyka skupia się na bogu ducha winnych głosicielach to oni muszą się tłumaczyć.Mogą przestać wierzyć tym ramolom ale o nie jest takie łatwe przecież dla milionów świadków to Oni stanowią kanał łączności i są ucieleśnieniem bóstwa.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Październik, 2017, 18:52
Po takich akcjach to niedługo wytatuują sobie kartę terenu na którym jesteś z adnotacją "nie odwiedzać".

Swoją drogą możesz obok domofonu nakleić wlepkę antyjw ;) no chyba że to lubisz :D

  Jest jeszcze inna opcja, widzą we mnie jakiś potencjał i korzyść dla siebie i dlatego wciąż mnie nie skreślają. :D

Zawsze mówię, że dziękuję i większość to szanuje i odchodzi. Jednak trafiają się takie ciężkie przypadki które wręcz proszą się o bęcki, a to akurat lubię.  :-[ :D

I tu jest odpowiedź dlaczego tych starych ramoli to nie rusza- cała krytyka skupia się na bogu ducha winnych głosicielach to oni muszą się tłumaczyć.Mogą przestać wierzyć tym ramolom ale o nie jest takie łatwe przecież dla milionów świadków to Oni stanowią kanał łączności i są ucieleśnieniem bóstwa.

  Chodzą bo chcą, nikt ich na smyczy z drutu kolczastego nie prowadza i nie każe ludziom deptać wycieraczek czy  pucować klamek. Choć ostatnio powiedziałam, że molestują mój dzwonek. :D
A więc jak są tak odważni niech się tłumaczą, niech zbierają cięgi.  W myśl przysłowia, młynarz zawinił, kowala powiesili.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tusia w 02 Październik, 2017, 19:26
W myśl przysłowia, młynarz zawinił, kowala powiesili.

A nie przypadkiem "Kowal zawinił, Cygana powiesili"?  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wrzesien w 02 Październik, 2017, 19:28


Zawsze mówię, że dziękuję i większość to szanuje i odchodzi. Jednak trafiają się takie ciężkie przypadki które wręcz proszą się o bęcki, a to akurat lubię.  :-[ :D


Zawsze jak głosiłem to szanowałem czyjeś "nie". Strasznie wstyd mi było jak mój partner ciągnął i próbował "włożyć buta w drzwi". Ja po słowie"nie" lub "dziękuję" życzyłem miłego dnia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Październik, 2017, 19:29
A nie przypadkiem "Kowal zawinił, Cygana powiesili"?  ;D

 Nie bądź rasista, mówi się vel pisze Roma. :D

U mnie ich nie było, a więc padło na młynarza. :D


Zawsze jak głosiłem to szanowałem czyjeś "nie". Strasznie wstyd mi było jak mój partner ciągnął i próbował "włożyć buta w drzwi". Ja po słowie"nie" lub "dziękuję" życzyłem miłego dnia.

  I tacy ludzie też chodzą, ja mówię nie, oni odchodzą i życzą miłego dnia, czym i ja się rewanżuję.
I takich głoszących jest całkiem sporo, ale jeszcze trafiają się osoby nie do wypchnięcia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zaocznie wywalony w 02 Październik, 2017, 20:39
A nie przypadkiem "Kowal zawinił, Cygana powiesili"?  ;D
Tazła chciała być poprawna politycznie, i jak Ci pisała - nie wypaść na rasistkę
A jak był jeden młynarz, a dwóch lub kilku kowali, to i rozwiązanie z powieszeniem kowala mogło się sprawdzić
 ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: ogórek kiszony w 06 Październik, 2017, 08:50
No nie wiem Tazła... Twoja odstępcza aura, chyba nieco zbadła... Że też cię od razu nie rozpoznały... Nie wyglądasz jak gnój na polu?... Hmmm.... Dziwne, dziwne...
Rogi jej odpadły.
Dobry tekst Tazła.
Mi się przypomniało, jak z moją, wtedy jeszcze nie żoną, mieszkałem i byłem chory. Przy wcześniejszej wizycie ŚJ powiedziałem, że jestem byłym, więc dziękuje. A tu jakiś starszy przylazł i prawie na siłę chciał wejść ze mną porozmawiać. Na szczęście moja ukochana, mimo szczupłości ma moc, więc ich prawie wyrzuciła. No ja wtedy prawie umierałem, miałem przecież 37,5 st gorączki  ;D

Ale idąc w drugą stronę. Czasy kiedy jeszcze byłem w zborze. Jadę ze znajomymi w góry, w pociągu chodzi jakiś dziadyga z różańcem w ręku i wymusza kasę. Mówimy mu nie. On dalej, no to ja, dziękuje jestem ŚJ, prawie usiadł po przeciwnej stronie wagonu na innych ludziach, a potem jak uciekał... heheh
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Październik, 2017, 19:47

Ale idąc w drugą stronę. Czasy kiedy jeszcze byłem w zborze. Jadę ze znajomymi w góry, w pociągu chodzi jakiś dziadyga z różańcem w ręku i wymusza kasę. Mówimy mu nie. On dalej, no to ja, dziękuje jestem ŚJ, prawie usiadł po przeciwnej stronie wagonu na innych ludziach, a potem jak uciekał... heheh

 Byłeś świadkiem z rogami?  :o ;D
I to by wiele wyjaśniało, wiadomo skąd jako odstępcy wynosimy złą aurę. I później człowiek się musi męczyć i pracować do dobre imię. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: ogórek kiszony w 06 Październik, 2017, 22:20
Aj tam z rogami, takie trochę zakręcone jak u muflona  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Październik, 2017, 10:50
  A może taki hełm Wikinga?  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 07 Październik, 2017, 15:29
Jakie by nie były, lepsze własne niż doprawiane  :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Październik, 2017, 14:07

Chcieć to móc...


     Jakiś tydzień temu zadzwoniła do mnie znajoma.
- Wiesz co, jest u mnie jakiś facet i pyta chyba o Ciebie.
-  Nie rozumiem, chyba o mnie, to nie wie o kogo pyta?
- Powiedział, że szuka kobiety, która kiedyś była świadkiem, ale już nie jest. Tylko ty mi przyszłaś na myśl. Mam mu powiedzieć gdzie mieszkasz?
- Powiedz, mam nadzieję, że to nie jest oddział z Nadarzyna, który przyjechał mnie unieszkodliwić. Zaśmiałam się dość głośno.
- Kto, co? Zapytała znajoma.
- Nic, nic tak sobie żartuję. Niech przyjedzie, będę czekać przy furtce.

Jeszcze nie doszłam do furtki jak wolno przetoczył się niewielki terenowy samochodzik. Po chwili mężczyzna się zorientował, że jest na miejscu i cofnął , zatrzymując się obok mnie.
Wyszedł, przedstawił się. Uśmiechnęłam się do niego i mówię..przepraszam, ale ani pana osoba, ani  nazwisko nic mi nie mówią. Proszę o więcej detali, lubię wiedzieć obok kogo stoję. Teraz to on się zaśmiał i powiedział..zaraz wszystko wyjaśnię.

Przyjechał z dość daleka, znajomy mu powiedział..koło Częstochowy mieszka jakaś babeczka, kiedyś mówił o niej Kazik ( świadek) . Nie mówił  zbyt pochlebnie, ale ja by mu nie wierzył, jedź i sam zobacz. A więc jestem, mówiąc te słowa bardzo bacznie mnie obserwował, a na koniec lekko się uśmiechnął.
Aha, pan mnie przyjechał wypadać? Zmarszczyłam czoło i wbiłam w niego swój wzrok. Po chwili milczenia, widząc jego dezorientację, uśmiechnęłam się, otworzyłam furkę i zaprosiłam gościa do domu, aby porozmawiać. Nic nie powiedział, usłyszałam tylko uff.  ;D

Żona mężczyzny od roku nie chodzi na zebrania, ostatnim czasem zrobiła się płaczliwa i wycofuje się z życia, nawet tego rodzinnego. Na jego pytania dlaczego? Odpowiada, że odeszła ze zboru i została sama, nie ma żadnych przyjaciół. Mąż zachęca ją do poszukania w internecie ludzi takich jak ona. Jednak ona się przed tym wzbrania. Sam nie był świadkiem i  wielu rzeczy nie rozumie, a chciałby jej jakoś pomóc.  Do psychologa nie chce iść, na odstępcze strony też nie chce zaglądać, a on jest bezradny. Troszkę mu podpowiedziałam jak to jest po odejściu, czego się boi, co ją może gryźć od środka. I że ciałem może już nie jest świadkiem, ale mentalnie jeszcze długo nim będzie.
Wychodząc zapytał o mój telefon, czy gdyby żonę dało się namówić na spotkanie ze mną, czy mógłby zadzwonić i się umówić na spotkanie? Czemu nie, jak mogę tylko pomóc. Wymieniliśmy się telefonami, uprzedziłam, że teraz jestem uziemiona w domu , jak coś to zapraszam do siebie.  Zadzwonił przed godziną, czy mogą dziś wpaść na godzinkę, oczywiście żona nie wie do kogo jadą. Podobno jestem jego daleką kuzynką, którą odszukał przez Fb  ::) ;D mają być o piętnastej.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 08 Październik, 2017, 14:18
Psychologia stosowana będzie w użyciu  :D
Trzymam kciuki za powodzenie akcji  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Październik, 2017, 16:36
Chcieć to móc..cd

   Przyjechali bardzo punktualnie, mężczyzna przywitał się ze mną serdecznie, jak na kuzynkę przystało.  ;D Przedstawił mnie żonie, że jestem tam..jakaś , jakaś ze strony ciotki ( która już nie żyje i nie da się tego skonsultować).  ;D Kobieta się ucieszyła, że mąż ma choć jedną kuzynkę, bo tylko mężczyźni w jego rodzinie obrodzili. Przez sms umówiliśmy się, że to on będzie prowokował tematy ,,rodzinne'', a ja się będę próbowała w nie wstrzelić.
I będę szczera, szło nam całkiem nieźle. Nie wiem kto większy ściemniacz, on czy ja? Nieważne, w tym wypadku cel uświęcał środki. :D

I nagle poruszył temat zbliżającego się wesela. Z jego pierwszej wizyty, wiedziałam że kościół zazwyczaj ogląda z zewnątrz, do środka rzadko zagląda. I tego się uchwyciłam, postanowiłam sprowokować temat religii.
- Jacek, ty bezbożniku, wreszcie pójdziesz do kościoła. Dorota, ty go zablokuj w ławce, żeby nie uciekł.
- To raczej niemożliwe . Odpowiedziała po chwili kobieta.
- Jak to, nie idziesz z nim na imprezę? Udałam zdziwioną.
- Idę, ale do kościoła  to raczej nie pójdę.
Patrzyłam raz na jednego, raz na drugiego z rozdziawionym dziobem, udając zdziwioną.
Po chwili kobieta dodała.
- Ja jestem świadkiem Jehowy, tzn byłam.
- Nie! Prawie krzyknęłam.
- Tak, a co nie widziałaś nigdy świadka?
- Widziałam i to jak widziałam. Przez kilka lat codziennie nawet.
 Teraz to kobieta patrzyła na mnie z otwartymi ustami. A więc dodałam.
- Sama kiedyś nim byłam, ale to stara nieaktualna historia.
I na tym temat zakończyłam, bo nic tak nie działa na drugą stronę, jak ,,rozgrzebać'' i udawać, że się nie widzi.  :D

Zaczęliśmy rozmawiać z Jackiem, wielkim pasjonatem ogrodnictwa o owocach.  Jednak cały czas kątem oka obserwowałam kobietę. Miała na twarzy wypisaną chęć zapytania mnie o coś, ale jakoś brakowało jej odwagi. Cóż, znów musiałam przejąć pałeczkę.
- A długo już nie chodzisz na zebrania?
- Z przerwami prawie rok, ale tak w ogóle to siedem miesięcy.
- I jak się czujesz, jak odnajdujesz w nowej rzeczywistości?
Nie odpowiedziała mi, zapytała jak ja sobie dawałam radę, jak przez to przeszłam?
A więc jej trochę opowiedziałam, nie oszukiwałam, że było fajnie i kolorowo. Uprzedziłam że będzie boleć, bo wszystko co nowe rodzi się w mniejszych lub większych bólach, ale warto.

Jakie moje wnioski ? Podchodzę do sprawy raczej pesymistycznie. Ma  żal do organizacji o to i tamto, ale wierzy w Boga jakiego tam poznała i to ( moim zdaniem) przeważy za tym aby wrócić na łono organizacji. Dla Jehowy i garstki znajomych, którzy choć się nią nie interesują są jej bliscy. Dla niej jak dla większości osób stamtąd wychodzących, zbór to cały świat.
 Jest na początku swojej drogi, jeśli zrobi tak jak planuje i wytrwa w tym, będzie dobrze. Jeśli nie da rady  przejść przez okres odstawienny i wróci, też się świat nie zawali.
Ważne aby ona była szczęśliwa, a nie chciała tylko uszczęśliwić innych.

Na odchodne dałam jej namiary na siebie i zachęciłam do pisania, czytania forum itd itp. Przyjęła to bez entuzjazmu, nawet się na dłużej nie zatrzymała, za to jej mąż nie mógł się oderwać od naszego forum. Może choć jemu pomoże przetrwać, jeden lub drugi wariant tej przeprawy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Październik, 2017, 15:12

    Dziś przy pięknej pogodzie na mojej ulicy ruch przeogromny. Ze względu na bliskie sąsiedztwo cmentarza, nie można narzekać na nudę, ale nie tylko osób odwiedzających groby. Z pięknej pogody także korzystają świadkowie. Do mnie zagadało dwóch panów, przemili i już reformowalni, bo na moje dziękuję, odpowiedzieli to my przepraszamy i miłego dnia życzymy. Pożegnałam się z nimi równie miło i na poziomie.
Wzięłam grabki, wiadro i poszłam trochę ogarnąć groby.

Przy bramie cmentarza stały dwie starsze kobiety, ooo pomyślałam, polują sobie. I faktycznie, każdy kto wchodził do bramy był zaczepiały, jednak nikt nawet na chwilę się nie zatrzymał. A więc postanowiłam im pomóc. :) Podchodzę i ze uśmiechem na twarzy pytam..panie kogoś szukają, może ja pomogę?
-Nie, zaraz zaprotestowały, my głosimy  :)
- A co to za ogłoszenia, co to się dobrego wydarzyło i to dla żywych czy  i wskazałam na cmentarz? :o jestem dociekliwa.
- Dopiero się wydarzy, jak ludzie na to zasłużą. Zmarłych to nie dotyczy, oni już nic nie usłyszą. Zasypała ich ziemia i na tym koniec.
- Jak nie usłyszą? A znają panie taki kawałek...Wróci się proch do ziemi, tak jak nim był, duch zaś wróci do Boga, który go dał?
I tu się zaczęło kluczenie, że wyrwane z kontekstu, że nie o to chodziło, że ludzie źle to rozumieją...
- Ok, ok mówię, a skąd pewność, że wasza religia jest nieomylna?
I tu się zaczęło, że świadkowie znają prawdę itd itp...
A więc ponownie pyta,,,skąd pewność, że macie  rację, że wasza prawda jest bardziej prawdziwa, a nie tak jak w kawale i góralskiej prawdzie?
Zaczęły się produkować, oj i to bardzo, a ja się czepiałam z dziką rozkoszą.
Obok przy straganie stała znajoma, która się nam przysłuchiwała. W końcu zaczęła się śmiać i mówi..
- Przestań się znęcać nad kobietami, przecież z tobą nie mają szans, na wszystkim je zagniesz, albo obrócisz przeciwko nim.
Po chwili zwróciła się do kobiet..jej panie nie przegadają, kiedyś sama była świadkiem.
I wtedy kobiety z miłych starszych pań, zmieniły się w dwie pyskate przekupy.
Zapytały dlaczego je dręczę? Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że tyle lat, żaden świadek ze mną nie rozmawiał i jestem stęskniona. Chciałam sobie zwyczajnie pogadać..
I tyle było z naszej rozmowy, dowiedziałam się jeszcze, że jestem bezczelna i sobie poszły.
Moja znajoma mówi..ty one są jakieś pier...te. Ładnie z tobą gadały póki nie wiedziały, że jesteś byłym, a później zmiana o 360 stopni. Podsumowałam krótko, bo to jest miłość i tolerancja według świadków Jehowy. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 14 Październik, 2017, 15:21
Się popłakałam ze śmiechu.
Najbardziej do mnie przemawia argument że jesteś stęskniona ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 14 Październik, 2017, 15:22
Ładnie z tobą gadały póki nie wiedziały, że jesteś byłym, a później zmiana o 360 stopni.
Czyli w tą samą stronę  ;D ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Październik, 2017, 15:30
Się popłakałam ze śmiechu.
Najbardziej do mnie przemawia argument że jesteś stęskniona ;D

 Baa, ja szybko tęsknię.  ::) ;D

Czyli w tą samą stronę  ;D ;)

  Jej już się nie chciałam czepiać, aż taka dokuczliwa nie jestem. Śwaidkowe zaspokoiły moją żądzę krwi :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 16 Październik, 2017, 22:41
Tazła złą kobietą jesteś i to nie świadkowe polowały tylko Ty je upolowałaś zgodnie z powiedzeniem ,nosił wilk razy kilka i ponieśli babinki stęsknione za rajem.Trochę za mało cierpienia zaznały za brak umiejętności .Kiedyś w zborze w którym byłem była taka cmentarna hiena ale ona na litość brała,weźmie pani traktacik on taki ładny i ładnie napisany niech pani weźmie bardzo proszę.W Żorach tak polowanie na przechodniów się rozpleniło,że nie można było spytać się o godzinę bo zaraz po słowie przepraszam można było usłyszeć dajcie mi spokój ja niczego nie chcę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Październik, 2017, 16:42
Tazła złą kobietą jesteś

Nooo baaa   ;D

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Październik, 2017, 15:23
    Podobno niebawem śJ zaprzestaną głoszenia, aby czuli się jeszcze bardziej wyjątkowi. Tzn będą członkami zamkniętej, elitarnej, jedynej i niepowtarzalnej grupy sponsorów. A skąd to wiemy?  Indianie noszą chrust i tak przepowiadają . :D

A tak poważnie, jak to będzie, przyszłość pokaże, ale przecieki są i to chyba już dość mocno rozpowszechnione.
W sobotę znów głosili na mojej ulicy, wczoraj idę na cmentarz ( ta sama ulica) a tu stoi zaparkowany samochód, na tylnej szybie  rozłożona jakaś folia i poukładane publikacje. Taki wypasiony stojak pomyślałam.  :D  Miałam już wejść do bramy, ale ta dwójka ludzi tak ładnie się do mnie uśmiechała, że nie mogłam sobie odmówić krótkiej konwersacji.
Równie szeroko się do nich uśmiecham, podchodzę  i już się cieszą. Krótka wymiana zdań i pytam..skąd taki nawał głoszenia, wczoraj, tydzień temu i ze  trzy tygodnie temu też?  Czy to prawda, że od przyszłego roku, macie zaprzestać już głoszenia?
Kobieta była była zaskoczona, zaczęła pytać..jak zaprzestać, co pani opowiada? Przecież to nasza misja. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że tak słyszałam, takie są przecieki z USA.
I jak kobieta była zaskoczona, nawet zbulwersowana, tak mężczyzna nic a nic. I wiecie co sobie pomyślałam?
Że on już o tym słyszał, zwiedza takie miejsca jak to nasze i jemu podobne,  dlatego  jest w temacie. Nie naskoczył na mnie jak kobieta, nie miał nic a nic do powiedzenia, nie bronił swoich tzn org.racji.
Zaczął zmieniać temat, a później kobietę ode mnie odciągać. Patrzyłam na niego i z lekka się uśmiechałam, nie drążyłam tematu aby mu nie zaszkodzić. Bo skoro przegląda na oczy, nie ma co mu tego utrudniać.
I jeśli tu zagląda to, serdecznie pozdrawiam Pana z czerwonego autka, w granatowej kurtce i brązowych.... :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 23 Październik, 2017, 22:56
    Podobno niebawem śJ zaprzestaną głoszenia, aby czuli się jeszcze bardziej wyjątkowi. Tzn będą członkami zamkniętej, elitarnej, jedynej i niepowtarzalnej grupy sponsorów. A skąd to wiemy?  Indianie noszą chrust i tak przepowiadają . :D

Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że tak słyszałam, takie są przecieki z USA.

Tazła gdzie można znaleźć te przecieki?

Bo ja się martwię, że jak Świadkowie przestaną głosić, to będą mieli za dużo czasu dla siebie i mogą popaść w obłęd! :D

Może taki nakaz by nie głosić związany będzie z tym, że:
1. dzięki temu Świadkowie przestaną być aż tak widoczni i uciążliwi dla społeczeństwa i przestaną się ich czepiać jakieś komisje w różnych krajach (np. tego typu co w Australii);
2. Świadkowie nie będą się już natykać w służbie na aktywnych odstępców i innych ludzi, którzy mogliby ich wypytywać o afery i skandale w organizacji.

A tak swoją drogą to jakoś nie mogę uwierzyć, że Świadkowie przestaliby głosić.
Co wtedy by się stało z tymi pięknymi wózkami?! Pójdą do piwnicy?! :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ariana w 24 Październik, 2017, 13:06
Tazła gdzie można znaleźć te przecieki?

Bo ja się martwię, że jak Świadkowie przestaną głosić, to będą mieli za dużo czasu dla siebie i mogą popaść w obłęd! :D

Może taki nakaz by nie głosić związany będzie z tym, że:
1. dzięki temu Świadkowie przestaną być aż tak widoczni i uciążliwi dla społeczeństwa i przestaną się ich czepiać jakieś komisje w różnych krajach (np. tego typu co w Australii);
2. Świadkowie nie będą się już natykać w służbie na aktywnych odstępców i innych ludzi, którzy mogliby ich wypytywać o afery i skandale w organizacji.

A tak swoją drogą to jakoś nie mogę uwierzyć, że Świadkowie przestaliby głosić.
Co wtedy by się stało z tymi pięknymi wózkami?! Pójdą do piwnicy?! :D

Wozki nie moga sie zmarnowac. Juz organizacja zadba o to aby pozyskac z nich srodki-mozna je przeciez sprzedac. Stojak na ulotki reklamowe jak znalazl! Ujednolicony standard. Sala krolestwa na market, stojak na ulotki gratis;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Październik, 2017, 13:11
  Już odpowiadam co i jak, bo wiele osób tematem jest zaciekawionych,
a to przecież nie prymaprylis .  ;D

Napisałam to trochę ironicznie, choć nie ukrywam, że szpilka do wbijania między żebra głosicielom, bardzo mi się podoba.
Temat padł na jednym z kanałów YT. Dla mnie to czyjeś przemyślenia, a wręcz pobożne życzenia i nic więcej. Jak będzie, czas pokaże.
Choć nie ukrywam, że marzy mi się dzień gdzie odpalam TV, a tam na kanale BBC pada informacje...Towarzystwo Strażnica na walnym zgromadzeniu członów rozwiązało swoją organizację. Głosów za siedem, przeciw zero, wstrzymujących się zero. Wyprowadzić sztandar. ;D

Cytuj
Co wtedy by się stało z tymi pięknymi wózkami?! Pójdą do piwnicy?

I Ty nie wiesz co z nimi zrobią? Przecież to mają uprzywilejowani ludzie. A więc posiadacze wózków mogą sobie naszykować pełen wózek, a nie tylko podręczny plecak.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trzy Kominy w 24 Październik, 2017, 17:49
Tazła gdzie można znaleźć te przecieki?

Bo ja się martwię, że jak Świadkowie przestaną głosić, to będą mieli za dużo czasu dla siebie i mogą popaść w obłęd! :D

Może taki nakaz by nie głosić związany będzie z tym, że:
1. dzięki temu Świadkowie przestaną być aż tak widoczni i uciążliwi dla społeczeństwa i przestaną się ich czepiać jakieś komisje w różnych krajach (np. tego typu co w Australii);
2. Świadkowie nie będą się już natykać w służbie na aktywnych odstępców i innych ludzi, którzy mogliby ich wypytywać o afery i skandale w organizacji.

A tak swoją drogą to jakoś nie mogę uwierzyć, że Świadkowie przestaliby głosić.
Co wtedy by się stało z tymi pięknymi wózkami?! Pójdą do piwnicy?! :D

Jeszcze jest inna możliwość:

Będą mieli więcej czasu, to może podejmą się dodatkowej pracy, a zarobione pieniążki "buch do skrzyneczki".

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: ogórek kiszony w 24 Październik, 2017, 22:54
  tam na kanale BBC pada informacje...Towarzystwo Strażnica na walnym zgromadzeniu członów rozwiązało swoją organizację. Głosów za siedem, przeciw zero, wstrzymujących się zero. Wyprowadzić sztandar. ;D
Eee, od koryta odejdą? No nie. Nie uwierzę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Startek w 25 Październik, 2017, 19:33
Jehowa zamknął drzwi do arki , która jest organizacja . Niedługo tak im powiedzą , dlatego głoszenia może już nie być .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Październik, 2017, 20:55

   Różne niedorzeczne światła już padały, a co jak teraz ogłoszą wszem i wobec, że wszystkie miejsc w raju zajęte, zamykamy wrota, głosić to istna...  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Listopad, 2017, 22:26

  W mojej miejscowości jest kilka grobów śJ lub ich współmałżonków, którzy świadkami nie byli, jednak po śmierci nie mieli już nic do powiedzenie i zostali pochowani zgodnie z wolą żyjącego.
A więc prawie jakby świadkami byli. Miejsce to niewielki zakątek w rogu cmentarza, tych mogił jest może z osiem, dziesięć to góra.
Po południu poszłam raz jeszcze na spokojnie, na samym końcu poszłam na grób koleżanki z klasy.
Jej grób jest niedaleko ww miejsca. Już z daleko zauważyłam starych znajomych  stojących nad grobem rodziców.  Początkowo, nie planowałam żadnego czepialstwa, ale jakieś licho mnie podkusiło, aby zagadać.
A że pan nie należał do moich zborowych ulubieńców, pytanie sprawiło mi ogromną przyjemność.

- Dzień dobry
- Dzień dobry, odpowiedziała tylko kobieta
- A to państwo już nie są świadkami Jehowy? Udałam zatroskaną, widząc jak mężczyzna odpala znicze.
- Jesteśmy, bo co? Odezwał się mężczyzna.
- yyy yyyy zaczęłam się jąkać. Po chwili zaskoczyłam i stwierdziłam. Rozumiem! Jesteście świadkami, świętujecie dzień zmarłych ,a więc to nic innego jak nowe światło!  :o
Nie czekając na odpowiedź zaczęłam się oddalać. Mężczyzna rzucił za mną słowem.
- Żmija
- Ale za to jaka urocza, odparłam  szczerząc się na całego.  ;D

Ja tam nie mam nic przeciwko temu że śJ świecą świeczki, odwiedzają w ten dzień groby bliskich. Jednak niech nie mówią, że to złe, szatański wymysł, a swoim postępowaniem pokazują coś innego. Z tego co słyszałam na własne uczy ( i to nie tak dawno) mężczyzna wręcz gardzi ludźmi którzy ten dzień spędzają na przy grobach. Czy gardzi też sobą? Nie wiem, ale na pewno prosi się o szczypanie.  ::) ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tusia w 01 Listopad, 2017, 23:11
Dzisiaj w Uroczystość Wszystkich Świętych byłem na cmentarzu. Niedaleko grobu mojej mamy jest grób z "palem męki". Paliły się znicze:

(http://www.piotrandryszczak.pl/do_int/pal-meki.jpg)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 01 Listopad, 2017, 23:18
Dzisiaj w Uroczystość Wszystkich Świętych byłem na cmentarzu. Niedaleko grobu mojej mamy jest grób z "palem męki". Paliły się znicze:
   To nie musi być coś szokującego.
   Mogła je tam postawić katolicka rodzina.
   Znam taki przypadek, pochowany śj, którego rodzina jest bardzo katolicka i stawia znicze na grobie.
   Pomimo tego, że żona śj sobie tego nie życzy.
   No cóż, samo życie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Michał chlu w 02 Listopad, 2017, 12:23
Dzisiaj w Uroczystość Wszystkich Świętych byłem na cmentarzu. Niedaleko grobu mojej mamy jest grób z "palem męki". Paliły się znicze:

(http://www.piotrandryszczak.pl/do_int/pal-meki.jpg)

Nagranie ze to ŚJ stawiali znicze czy coś?


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zenobia w 02 Listopad, 2017, 17:34
Czesto znicze stawia ktos znajomy lub rodzina, ale gdy przyjdą po swiecie na cmentarz szybko wszystko powyrzucają .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Listopad, 2017, 19:24
   Na cmentarzu w mojej miejscowości, groby świadków to albo leżąca płyta, albo zwyczajny pomnik o charakterze świeckim. Urodził się, żył i zmarł, nic więcej.
Co do palenia świeczek, spotykam świadków w tym dniu na cmentarzu, ale wczoraj pierwszy raz złapałam ich, że tak powiem na gorącym uczynku. :D
Jest grób małżeństwa, zawsze zadbany z kwiatami i zniczami palącymi się przez cały rok, ale nad nim  pieczę sprawuje synowa Katoliczka.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Listopad, 2017, 10:11
   Jakiś czas temu napisał do mnie Pan z centralnej Polski. Na początku pisał o sobie tyle, że też jest byłym świadkiem, bardziej mnie wypytywał o moje przejścia, doznania, wnioski, patrzenie na org i świat oczami odstępcy. Zwracał się do mnie..moje dziecko..to świadczyło o tym, że jest słusznego wieku.

Po pewnym czasie zaczął się otwierać i więcej pisać o sobie. Był śJ ponad 50 lat, jego żona także wychowana w org, podczas służby doznała udaru. Przez trzy lata była jak roślina, cała opieka spadła na jego barki. Nikt ze zboru się nimi nie interesował. Córka, tak samo, jak matka była pionierką, gdy ta zachorowała, a ojciec nie miał czasu, siły, ani ochoty na głoszenie, zaczęła działać za całą rodzinę.
Długo czekał na pomoc ze strony córki, dzwonił coś przygadywał, że jest potrzebna, że nie ma sił, jednak ona była głucha.

Pewnego dnia, u kresu wytrzymałości, zadzwonił i powiedział wprost, że jest potrzebna im, rodzicom.
Wtedy usłyszał do swojego dziecka..no wiesz tato, ja nie mam czasu. Ty zapomniałeś o swoich obowiązkach, mama się do niczego nie nadaje, wszystko spoczywa na mnie. Ja nie mam czasu na drobiazgi. Wtedy do niego dotarło, że wychowali potwora, jego córka nie była fanatykiem, ale potworem bez uczuć. Nie robił jej wyrzutów, czuł się winny, to oni jej wpoili te chore zasady, które się teraz obróciły przeciwko nim.

Gdy zmarła żona, świadkowie zrobili ,,fetę'' zjechali i ,,płakali'' nad swoją siostrą. Nie rozpaczał nad grobem, od dłuższego czasu prosił Boga po swojemu, nie po organizacyjnemu. Prosił, aby zabrał żonę, aby dłużej nie cierpiała. I gdy to nastąpiło, poczuł ulgę.
Po pogrzebie przyszedł czas na rozmyślania, ile znaczyli dla swoich ,,wspaniałych'' braci? Nic miał najlepszych wniosków, zrozumiał, że byli dla nich niczym. To go skłoniło do odejścia.
I dopiero wtedy sobie o nim przypomnieli. Zaczęli wydzwaniać, raz odebrał i powiedział, że nie życzy sobie żadnych wizyt, odchodzi i prosi o uszanowanie jego decyzji. Jednak to nie docierało, zaczęli go nachodzić. Otwierał, ale nie wpuszczał ich do środka. Kilka zdań i żegnał swoich nieproszonych gości.

Wtedy do ataku przystąpiła córka, zarzuciła go pretensjami, słowami pełnymi goryczy i tym, co najbardziej Go zabolało..żałuję, że się urodziłam w tej rodzinie.
Nie odpłacił jej tym samym, pokazał ręką drzwi i powiedział..nikt cię tu na siłę nie trzyma. Ja też żałuję, że nie umieliśmy cię wychować na przyzwoitego człowieka, ale na amerykańskiego cyborga.
Wyszła trzaskając drzwiami, od tamtej pory nie miał z nią, wnukami ani zięciem żadnego kontaktu.
Ta rozmowa bardzo go zdołowała, codziennie po kilka godzin siedział na cmentarzu i ,,rozmawiał '' z żoną.

Po jakimś czasie zaczepił go na cmentarzu jakiś mężczyzna. Okazało się, że obserwuje go od jakiegoś czasu i zaprasza do pobliskiego baru na pierogi. Tak wywiązała się nowa znajomość, która przerodziła się w wielką przyjaźń i szerokie kręgi nowych znajomych. To całkiem obcy ludzie, wyciągnęli go z dołka, pokazali jak się cieszyć życiem, jak być naprawdę dobrym i pomocnym dla innych.
Gdy pewnego dnia nie zjawił się na umówionym spotkaniu i nie odbierał telefonu, przyjechali do niego.
Pukali, dzwonili do drzwi, nie otwierał, ale gdy dzwonili na jego komórkę, słychać ją było w mieszkaniu.
Bez zastanowienia nim przyjechała policja, weszli razem z drzwiami i tym uratowali my życie.
Leżał w szpitalu cztery tygodnie, znajomi w tajemnicy przed nim poszli do córki i poinformowali o zaistniałej sytuacji. Nie zrobiło to na niej wrażenia, skwitowała sprawę krótko..zgrzeszył i dla mnie nie istnieje. Jednak nie został sam, znajomi odwiedzali go codziennie, tak samo zaopiekowali się nim po wyjściu ze szpitala.

Dziś nadal nie ma kontaktu z córką, nawet jak się przypadkiem spotkają udaje, że go nie widzi. Gdy spotkał się z wnuczką, podbiegła do niego, przytulił się, porozmawiali. Na koniec prosiła, aby nikomu nie mówił o tym spotkaniu, bo matka ją zabije. Obiecał jej to, ale poprosił też, aby się zastanowiła kogo się ma bać, Boga czy ludzi? Od tamtej pory wnuczka odwiedza go dość często i to ona jest jego całym światem, rekompensatą za wszystkie przykrości ze strony córki. Ostatnio mu obiecała, że jak tylko skończy osiemnaście lat, wprowadza się do dziadka, co go bardzo ucieszyło.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gorg w 13 Listopad, 2017, 10:29
Czytając tą historię łzy cisną się w oczy jakim to trzeba być człowiekiem jaką miłosć mieć  do rodzica żeby organizacja i jej zasady były ważniejsze. Jaką gorycz czuje ten ojciec gdy córka którą wychował odwraca się od niego jest to nie do opisania brak mi słów.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Iskierka w 14 Listopad, 2017, 08:50
   Jakiś czas temu napisał do mnie Pan z centralnej Polski. Na początku pisał o sobie tyle, że też jest byłym świadkiem, bardziej mnie wypytywał o moje przejścia, doznania, wnioski, patrzenie na org i świat oczami odstępcy. Zwracał się do mnie..moje dziecko..to świadczyło o tym, że jest słusznego wieku.

Dziś nadal nie ma kontaktu z córką, nawet jak się przypadkiem spotkają udaje, że go nie widzi. Gdy spotkał się z wnuczką, podbiegła do niego, przytulił się, porozmawiali. Na koniec prosiła, aby nikomu nie mówił o tym spotkaniu, bo matka ją zabije. Obiecał jej to, ale poprosił też, aby się zastanowiła kogo się ma bać, Boga czy ludzi? Od tamtej pory wnuczka odwiedza go dość często i to ona jest jego całym światem, rekompensatą za wszystkie przykrości ze strony córki. Ostatnio mu obiecała, że jak tylko skończy osiemnaście lat, wprowadza się do dziadka, co go bardzo ucieszyło.

Bardzo wzruszająca historia....

Tazła, na początku mojego pojawienia się na forum, pisałam że Twoja historia życia  spowodowała, że zaczęłam wogóle czytać o przeżyciach moich braci i sióstr z organizacji SJ. Ja przystąpiłam do organizacji jako osoba pełnoletnia i tak się złożyło, że byłam nieświadoma wielu tragedii jakie rozgrywały się za kulisami "bogobojnych" świadków. Wszystko było cacy wokół mnie, stąd też inaczej patrzyłam na organizację. Obecnie wiele rzeczy zostaje obnażonych i ta krystaliczność organizacji maleje. Chcę Ci powiedzieć, że może dlatego, że przeszłaś w swoim życiu "doliny cienia", jesteś teraz Tym Kim Jesteś i pomagasz innym, dlatego tyle osób do Ciebie pisze i ma zaufanie ujawniając swoje historie, swoje tragedie, a Ty dzielisz się z nami. Ten wątek jest potrzebny, powiedziałabym, że konieczny.
Dziękuję Ci, że jesteś. Może za dużo nie piszę na forum, nie codziennie zaglądam i mam niestety zaległości.
Przy okazji pozdrawiam też innych, którzy opisują swoje historie.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 14 Listopad, 2017, 10:04
Bardzo wzruszająca historia....

Tazła, ....... Ten wątek jest potrzebny, powiedziałabym, że konieczny.
Dziękuję Ci, że jesteś.
Przy okazji pozdrawiam też innych, którzy opisują swoje historie.  :)

Tak Iskierko zgadzam się i ja z Tobą. Dodam od siebie, że nie tylko potrzebny, konieczny ale i
 - Obowiązkowy !
 I w jakiś sposób szczególnie wyróżniony ! Tak aby nowy użytkownik... no właśnie, ładnie to ujęłaś :
Cytuj
Tazła, na początku mojego pojawienia się na forum, pisałam że Twoja historia życia  spowodowała, że zaczęłam wogóle czytać o przeżyciach moich braci i sióstr z organizacji SJ

U mnie było podobnie. Rzucił się w oczy wątek jej - TaZła, bo wiadomo Z życia wzięte  :) i PoProstuJa podczas którego czytania kibicowałem wszystkim forumowiczom, którzy w sposób ciepły i serdeczny podawali  jak na tacy fakty w dotyczące przenajświętszej organizacji.
 Jej zaś życzyłem powodzenia i trzymałem kciuki za podjęcie dobrej decyzji.
Dziś, dziś się cieszę podwójnie.
 1.Nie jest PoProstuJa   '' ich''  tylko NASZĄ SIOSTRĄ
 2.  Wątek - ''Z życia wzięte '' WCIĄŻ TRWA !
Ps
  Nie podwójnie lecz potrójnie. 3. Forum w dalszym ciągu się rozrasta.
 Pozdrawiam.
   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Listopad, 2017, 18:19
Czytając tą historię łzy cisną się w oczy jakim to trzeba być człowiekiem jaką miłosć mieć  do rodzica żeby organizacja i jej zasady były ważniejsze. Jaką gorycz czuje ten ojciec gdy córka którą wychował odwraca się od niego jest to nie do opisania brak mi słów.

  Zgadza się to smutne, a zarazem irytujące jak można mieć ograniczony umysł.
Niestety, sekty nie wiem jak się będą ładnie i ambitnie nazywać, mają tę zasadę, że lubią mieć władzę nie tylko nad wierzeniami człowieka, ale i nad jego uczuciami.

Tazła, na początku mojego pojawienia się na forum, pisałam że Twoja historia życia  spowodowała, że zaczęłam wogóle czytać o przeżyciach moich braci i sióstr z organizacji SJ.
Chcę Ci powiedzieć, że może dlatego, że przeszłaś w swoim życiu "doliny cienia", jesteś teraz Tym Kim Jesteś i pomagasz innym, dlatego tyle osób do Ciebie pisze i ma zaufanie ujawniając swoje historie, swoje tragedie, a Ty dzielisz się z nami. Ten wątek jest potrzebny, powiedziałabym, że konieczny.
Dziękuję Ci, że jesteś. Może za dużo nie piszę na forum, nie codziennie zaglądam i mam niestety zaległości.
Przy okazji pozdrawiam też innych, którzy opisują swoje historie.  :)

  Pamiętam kochana, pamiętam ponieważ Twoje słowa bardzo mnie wzruszyły. :)
Często w jakiś rozmowach pytam innych i zarazem siebie, a może moje bycie w org miało z góry założony cel? Może miałam przejść co przeszłam, aby teraz móc pomagać innym? Kto wie.
Teraz już nie boleję nad tym co było, ale cieszę się z tego co jest. Bliscy mnie odstawili od siebie, niech im będzie. Mam teraz dużo większą rodzinę, taką naprawdę oddaną. A gdy ktoś napisze, zadzwoni i powie coś miłego, to jest nie do wycenienia. Ostatnio dostałam sms o treści..dzięki Tobie zacząłem znów  żyć, przywróciłaś mi wiarę w drugiego człowieka. Takie chwile są nie do opisania. :)

Tak Iskierko zgadzam się i ja z Tobą. Dodam od siebie, że nie tylko potrzebny, konieczny ale i
 - Obowiązkowy !
 I w jakiś sposób szczególnie wyróżniony !

   Może na różowo, albo niebiesko?  ::) ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 14 Listopad, 2017, 18:20
Tak Iskierko zgadzam się i ja z Tobą. Dodam od siebie, że nie tylko potrzebny, konieczny ale i
 - Obowiązkowy !
 I w jakiś sposób szczególnie wyróżniony ! Tak aby nowy użytkownik... no właśnie, ładnie to ujęłaś :

U mnie było podobnie. Rzucił się w oczy wątek jej - TaZła, bo wiadomo Z życia wzięte  :) i PoProstuJa podczas którego czytania kibicowałem wszystkim forumowiczom, którzy w sposób ciepły i serdeczny podawali  jak na tacy fakty w dotyczące przenajświętszej organizacji.
 Jej zaś życzyłem powodzenia i trzymałem kciuki za podjęcie dobrej decyzji.
Dziś, dziś się cieszę podwójnie.
 1.Nie jest PoProstuJa   '' ich''  tylko NASZĄ SIOSTRĄ
 2.  Wątek - ''Z życia wzięte '' WCIĄŻ TRWA !
Ps
  Nie podwójnie lecz potrójnie. 3. Forum w dalszym ciągu się rozrasta.
 Pozdrawiam.

Exodusiku widzę, że mnie przywołałeś tutaj i mi już od dawna kibicowałeś. Dziękuję i serdecznie Cię pozdrawiam :)

Może kiedyś założę wątek o moich różnych życiowych wydarzeniach?! Gotowy materiał na kilka odcinków serialu "Trudne sprawy?"! :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ślepy w 14 Listopad, 2017, 20:27
Mimo, że zaznałem smaku wykluczenia usprawiedliwiałem sposób 'utrzymywania zboru w czystości'. to zastanawiam się jakim potworem trzeba być by w oka mgnieniu odwrócić się od rodziców/rodziny. Osobiście nie mieści mi się to w głowie :-\
Zapewne tłumaczyłem to jak większość z nas-tak jak nam to wpajano ::)
Ale jak czytam ten i inne przeżycia z życia wzięte już bez łusek na oczach wiem, że brak w tym miłości i tego czego nauczał Jezus.
Może nie znam bohatera tego opowiadania, ale przykro mi że takie rzeczy się dzieją. Życze Mu dużo sił i serdecznie pozdrawiam. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: ogórek kiszony w 15 Listopad, 2017, 09:31
Wiecie, jeszcze będąc w zborze, jeszcze mając nadzieję na ułożenie sobie w nim życia, zawsze się właśnie zastanawiałem nad tym jak można nie rozmawiać z kimś z rodziny, kto zostanie wykluczony/odejdzie.
Jak już tak się stało, to już byłem mocno letni (że tak powiem gorący letni) i mi takie zakazy zwisały.

A takim osobą, jak ta córka, trzeba zacytować werset z 1 Tym 5:8 "A jeśli kto nie dba o swoich, a zwłaszcza o domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego."
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Listopad, 2017, 13:43
Ale jak czytam ten i inne przeżycia z życia wzięte już bez łusek na oczach wiem, że brak w tym miłości i tego czego nauczał Jezus.
Może nie znam bohatera tego opowiadania, ale przykro mi że takie rzeczy się dzieją. Życze Mu dużo sił i serdecznie pozdrawiam. :)

 Masz rację, Jezus tego nie nauczał, tego naucza CK, a oni nie są ani bogobojni, ani przepełnieni miłością.
Są roszczeniowi i żądni władzy, a nawet się pokuszę o napisanie, że także ludzkiej krwi.
Ostatnio zbierałam materiały i był też temat krwi, musiałam czytać te wszystkie wytyczne, choć mnie mdliło. I powiem szczerze, że CK jest zacofane,bo jedno nowe światło i mają wiele żywych duszyczek, a co za tym idzie w skali roku niezły grosz.

Dziękuję za pozdrowienia, przekażę , a może sam przeczyta. :)

Wiecie, jeszcze będąc w zborze, jeszcze mając nadzieję na ułożenie sobie w nim życia, zawsze się właśnie zastanawiałem nad tym jak można nie rozmawiać z kimś z rodziny, kto zostanie wykluczony/odejdzie.
Jak już tak się stało, to już byłem mocno letni (że tak powiem gorący letni) i mi takie zakazy zwisały.

A takim osobą, jak ta córka, trzeba zacytować werset z 1 Tym 5:8 "A jeśli kto nie dba o swoich, a zwłaszcza o domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego."

  Wielu z nas jest tego najlepszym przykładem, że można.
Im bliższy jest 1 Koryntian 5:11-13 i tym się podpierają jak kangur ogonem.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 18 Listopad, 2017, 18:22
Pamiętam jak z jednym bratem kupowałem kwiaty na pogrzeb jakie zdziwienie wywołało moje żądanie by wstążka przy bukiecie nie była czarna ,fioletowa a była w jaśniejszych kolorach.Dla świadków święto zmarłych to podobny problem jak każde inne święto chodzi o pochodzenie.W zborach przykłada się bardzo dużą wagę do tego by nawet w sposób nieopatrzny nie zbrukać się religią fałszywą.To idealne podłoże by wywołać paranoiczne zachowania,o co dla innych ludzi jest zwykłym odruchem serca staje się zachowaniem nie do zaakceptowania dla świadków.Zapalenie znicza urasta do kwestii życia i śmierci.Zapalony znicz nielojalność wobec jehowy i śmierć.Każdy świadek to taki pies Pawłowa.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Listopad, 2017, 18:41
W zborach przykłada się bardzo dużą wagę do tego by nawet w sposób nieopatrzny nie zbrukać się religią fałszywą.

  Jakiś czas temu byłam na katolickim pogrzebie , gdzie dzieci zmarłego są świadkami.
Tak w kościele jak i na cmentarzu matka stała sama przy trumnie. W kościele jej dzieci stały gdzieś pod chórem z innymi świadkami, tak samo na cmentarzu stali gdzieś między ,,swoimi''.
To był tak przygnębiający widok, że jeśli ktoś płakał, to płakał podwójnie. Za zmarłym, a jeszcze bardziej żal mu było tej biednej kobiety.
Gdy spotkałyśmy się za jakiś czas i zapytałam co u niej? Powiedziała, że myślała iż wychowała swoje dzieci na dobrych porządnych ludzi, nie piją, nie palą, że powinna być z nich dumna. A jej za nich wstyd, że wychowała takich egoistów.
Gdy im robiła wyrzuty za zachowanie na pogrzebie, odparli  krótko..chcemy sobie zaskarbić życie wieczne, takie przyziemne sprawy nie są istotne.
Zapytała mnie..czy to są nieistotne sprawy? Przytuliłam ją i powiedziałam..bardzo istotne, pani ich dobrze wychowała, to ta szatańska organizacja ich wypaczyła.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szarańcza w 20 Listopad, 2017, 21:22
TaZła do Ciebie mam szczególny sentyment, dlatego przywitam się osobiście. Twoja historia porusza, jesteś szczera, prawda jest dla Ciebie wartością, jak też i człowiek. Masz predyspozycje na autorytet - wymagająca ale kochająca. Podziwiam Cię za to, że dbasz o matkę - to jest nie lada wyczyn w Twoim wykonaniu, ale jest to słuszne. Ja nie miałam siły lub byłam za młoda... Teraz już nic nie mogę i pozostaje mi żyć z tym jak bezdusznie się zachowałam jako córka.
Rozstałaś się z orgiem kiedy nie było wsparcia - to świadczy o Twojej sile. Sile, która z pewnością urosła ze słabości.
Mistrzyni ciętej riposty - właściwy tytuł. To jak opisujesz sytuacje z ŚJ kiedy przychodzą do Ciebie, spotkanych przy stojaku czy na cmentarzu.. Lubię to! 8-)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Listopad, 2017, 11:33
   Dziękuję bardzo, za odwiedziny i miłe słowa. :)
Długa droga za mną, gdy odeszłam byłam raczej wyrośniętym dzieckiem,  niż dorosłym człowiekiem.
Potrzebowałam jeszcze matki, a ją straciłam, zyskując wroga, który mnie długo gnębił i prześladował.
I choć chwilami jej nienawidziłam, to sobie obiecałam, że nie odpłacę się tym samym, że będę inna, lepsza.
Uważam, że mi się udało, że mimo wszystko jestem ponad.

Choć, muszę dorzucić odrobinę dziegciu do tej mojej ,,słodkiej duszyczki''.
Jak czasem tak myślę o tym moim postępowaniu, to się zastanawiam czy nie ma w tym ,,zemsty''?
W końcu zemsta najlepiej smakuje na zimno.  ::):D
Czy ta moja dobroć, nie jest paląca jak zgaga po obfitym posiłku? Dobrze pamięta jaka była, co mówiła, a teraz wyciąga rękę. I choć się do tego nie przyzna, to wiem, że czasem ją to uwiera.
Bo wolałaby nie być ode mnie zależna, ma dwójkę dzieci w prawdzie, ale cóż..jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

O i kolejny syndrom odstępcy - mściciel.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Irena w 21 Listopad, 2017, 22:36
   Jakiś czas temu napisał do mnie Pan z centralnej Polski. Na początku pisał o sobie tyle, że też jest byłym świadkiem, bardziej mnie wypytywał o moje przejścia, doznania, wnioski, patrzenie na org i świat oczami odstępcy. Zwracał się do mnie..moje dziecko..to świadczyło o tym, że jest słusznego wieku.

Po pewnym czasie zaczął się otwierać i więcej pisać o sobie. Był śJ ponad 50 lat, jego żona także wychowana w org, podczas służby doznała udaru. Przez trzy lata była jak roślina, cała opieka spadła na jego barki. Nikt ze zboru się nimi nie interesował. Córka, tak samo, jak matka była pionierką, gdy ta zachorowała, a ojciec nie miał czasu, siły, ani ochoty na głoszenie, zaczęła działać za całą rodzinę.
Długo czekał na pomoc ze strony córki, dzwonił coś przygadywał, że jest potrzebna, że nie ma sił, jednak ona była głucha.

Pewnego dnia, u kresu wytrzymałości, zadzwonił i powiedział wprost, że jest potrzebna im, rodzicom.
Wtedy usłyszał do swojego dziecka..no wiesz tato, ja nie mam czasu. Ty zapomniałeś o swoich obowiązkach, mama się do niczego nie nadaje, wszystko spoczywa na mnie. Ja nie mam czasu na drobiazgi. Wtedy do niego dotarło, że wychowali potwora, jego córka nie była fanatykiem, ale potworem bez uczuć. Nie robił jej wyrzutów, czuł się winny, to oni jej wpoili te chore zasady, które się teraz obróciły przeciwko nim.

Gdy zmarła żona, świadkowie zrobili ,,fetę'' zjechali i ,,płakali'' nad swoją siostrą. Nie rozpaczał nad grobem, od dłuższego czasu prosił Boga po swojemu, nie po organizacyjnemu. Prosił, aby zabrał żonę, aby dłużej nie cierpiała. I gdy to nastąpiło, poczuł ulgę.
Po pogrzebie przyszedł czas na rozmyślania, ile znaczyli dla swoich ,,wspaniałych'' braci? Nic miał najlepszych wniosków, zrozumiał, że byli dla nich niczym. To go skłoniło do odejścia.

(...)

Skracam zeby niepotrzebnie nie wklejac calej historii a mam potrzebe skomentowac. Za posrednictwem Tejzlej- sciskam serdecznie tego Pana zyczac mu duzo radosci z wnuczki. Niech mu wynagrodzi cierpienie i smutek. Niepojete jest jak mozna zamienic serce w kamien wobec wlasnych rodzicow. Corka zaslepiona jest i oby jej sie oczy otwarly i zdazyla naprawic relacje z ojcem. Zycze z calego serca jednemu i drugiemu. Strasznie smutno zrobilo mi sie po tej historii....  Iskierka radosci jest dziewczynka...oby byl dobry ciag dalszy. Tazla- prosze daj nam znac od czasu do czasu -jak bedziesz miala wglad - czy sprawy maja sie lepiej. Nadzieja jest potrzebna wielu z nas.

Moj maz (dla przypomnienie sj) kometuje historie ex sj jako historie frustratow lub zmyslania....jak blisko trzeba sie otrzec o ostracyzm albo zaniedbanie na rzecz chciwej organizacji zeby otwarly sie oczy:( 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Błazen Króla w 21 Listopad, 2017, 23:18
Jasne, kazdy kto odchodzi dla fanatyka śj jest frustratem bo nie podołał presji lub cos w tym stylu I potem sie odgrywa na organizacji..
Majstersztyk religii polega wlasnie na tym zeby dana jednostka zawsze czula sie winna.... zeby krzyzowala sie takimi myslami I w koncu z rozbitym mózgiem, psychicznie I emocjonalnie wrocila spowrotem do zrodla swojego uzaleznienia...
Takie smutne historie zawsze serce kroją...
Ale do krolestwa musimy wejsc przez wiele uciskow...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: tomek_s w 21 Listopad, 2017, 23:37
Jasne, kazdy kto odchodzi dla fanatyka śj jest frustratem bo nie podołał presji lub cos w tym stylu I potem sie odgrywa na organizacji..
Majstersztyk religii polega wlasnie na tym zeby dana jednostka zawsze czula sie winna.... zeby krzyzowala sie takimi myslami I w koncu z rozbitym mózgiem, psychicznie I emocjonalnie wrocila spowrotem do zrodla swojego uzaleznienia...
Takie smutne historie zawsze serce kroją...
Ale do krolestwa musimy wejsc przez wiele uciskow...

Co Ty bierzesz koleś? Trudno za Tobą nadążyć.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Błazen Króla w 21 Listopad, 2017, 23:51
Narazie nic nie biore, ale kto wie co bedzie dalej  :)
Po prostu zęby zjadłem na tej religii. Ale stanęly mi w gardle wiec je wyplułem..  heheh
Teraz szczerbaty I poraniony kąsam co rusz tu I tam...
Hmmm moze jednak przesadzilem z tymi tabletami z rana  8-)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Reskator w 22 Listopad, 2017, 06:21
Jasne, kazdy kto odchodzi dla fanatyka śj jest frustratem bo nie podołał presji lub cos w tym stylu I potem sie odgrywa na organizacji..
Majstersztyk religii polega wlasnie na tym zeby dana jednostka zawsze czula sie winna.... zeby krzyzowala sie takimi myslami I w koncu z rozbitym mózgiem, psychicznie I emocjonalnie wrocila spowrotem do zrodla swojego uzaleznienia...
Takie smutne historie zawsze serce kroją...
Ale do krolestwa musimy wejsc przez wiele uciskow...
Znam ten obraz jednostki wykluczonej,śj są tu mistrzami w pustoszeniu psychiki.Tego nie odebranego telefonu córki do matki,przy obojętności czytajacego publikację ojca z filmiku śj nigdy nie zapomnę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Błazen Króla w 22 Listopad, 2017, 06:57
Wszystkie lub wiekszosc zagrywek organizacji ma za zadanie oddzielic jednostke od spoleczenstwa. Poprzez sprytne zagrywki jak np. Nie obchodzenie urodzin dnia nauczyciela itd...
Taka samotna jednostka jest juz w garsci ptasznika...
I co z tego ze cale rodziny sa śj jak wystarczy rodzinie powiedziec o watpliwosciach I czlowiek zostaje sam ze soba...
Zaczynaja sie donosty do starszych itd...
Ale przeciez my do niczego nikogo nie zmuszamy.....
Taaaa jasneeee  >:(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Listopad, 2017, 10:55
Moj maz (dla przypomnienie sj) kometuje historie ex sj jako historie frustratow lub zmyslania....jak blisko trzeba sie otrzec o ostracyzm albo zaniedbanie na rzecz chciwej organizacji zeby otwarly sie oczy:(

 Jak blisko? Trzeba go doświadczyć, aby ( jak to ładnie mówią świadkowie) zeszło bielmo z oczu i poczuć, naprawdę poczuć.
Dziękuję, na pewno pozdrowię. :)
Z tego co wiem, jeszcze nic się nie zmieniło w życiu Bohatera.


   Na zdaniu świadków, nic, a nic mi nie zależy, ponieważ mają w swoich głowach ograniczniki,  które nie pozwalają na otwarcie się na ludzi, a zwłaszcza ich krzywdę. Dla potencjalnego śJ krzywda jest wtedy, gdy ją doświadcza ktoś ze strażnicą na piersi. Dużo mówią o empatii,  jednak zrobili z tego wymownego słowa, wyświechtany slogan bez wartości.

Za zgodą autora, zacytują kawałki jego maili, które stworzą całość i odniosą się do tematu.

[...] duchowo byłem już odstępcą, ale ta świadkowa natura nie pozwalała mi się uwolnić od organizacji. Niby wszystko było po staremu. ale tylko ja wiedziałem jak jest naprawdę. Jak od dwóch lat, potajemnie szukałem potwierdzenia, że się mylę, że mam niesłuszne wątpliwości, a tak naprawdę utwierdzałem się w przekonaniu, że to jedno wielkie szambo. Inaczej patrzyłem na świat, na ludzi i z tego powodu często dochodziło do różnych zgrzytów w mojej rodzinie[...]

[...] postanowiliśmy z żoną odnowić pokój, przyszedł znajomy, znakomity fachowiec, bo złota rączka mówić o nim to za mało. Często korzystałem z jego usług, ale zawsze był ten sam warunek- ale nie będziesz mnie nauczał- i tego się trzymałem. Tego pechowego dnia, poluzował się szczebel przy drabinie, spadł i złamał nogę. Strasznie mi było go szkoda, odwiedzałem go, miałem takie straszne wyrzuty sumienia, że to się stało u mnie. Moja żona, synowie ( starsi w zborach) i cała reszta świadkowskiej rodziny, nie podzielała mojego rozżalenia.
Mówili- stało się, szkoda, przykre, ale nie tu połamałby się gdzie indziej, nie dramatyzuj. A mnie było go tak strasznie szkoda i naprawdę czułem się w jakimś stopniu winien. I wtedy powiedziałem- ludzie co z wami? W naszym domu na naszą prośbę był człowiek i stała mu się krzywda, nie można być aż tak nieczułym. Niby jesteście wrażliwi, a tak naprawdę, tak szczerze macie serca z lodu, to co robicie, pokazujecie otoczeniu to tylko pozory.
I wtedy przypomniała mi się historia sprzed lat. W czasie służby jedna z sióstr robiła notatki i weszła pod nadjeżdżający samochód. Ona poza potłuczonym tyłkiem i łokciem nic nie miała. Natomiast kobieta prowadząca samochód, aby jej nie rozjechać odbiła i uderzyła w betonowy słup. Jak my wszyscy, ja też, boleliśmy nad biedną siostrą, nikt natomiast nawet się nie zająknął nad kobietą w zaawansowanej ciąży, dwójką dzieci, którzy wylądowali w szpitalu. Dziś bym jej nie żałował, skwitowałbym krótko- gdzie babo leziesz?[...]

[...] byłem całkiem młody i ambitny świadek, gdy mój stryj bardzo mądry i oczytany człowiek, choć niewykształcony, powiedział po pewnym zajściu- są dwa rodzaje wrażliwości, taka zwykła ludzka ( tu miał na myśli całą resztę rodziny czyli katolików, ateistów, prawosławnych i ewangelików)  i wasza świadkowska.
Wtedy byłem oburzony, uważałem że stryj jest uprzedzony do świadków, przecież my jesteśmy tacy dobrzy, a każde złe słowo pod naszym adresem to obelga.
Dziś wiedzę w tych słowach wielką mądrość[...]
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Grześzajęty w 22 Listopad, 2017, 12:08
byłem raz świadkiem dziwnego "zjawiska" na zebraniu. Nie pamiętam tematu wykładu, lecz tylko zachowanie jednej osoby która przerwała wykład prowadzącemu wstając z krzesła i głośno powiedziała:
"Boże, co wy tutaj za głupoty gadacie"
natychmiast po tym usiadła, zebranie przebiegało dalej zgodnie z schematem. Sytuacja mnie bardzo zaskoczyła, była kompletnie dla mnie nie zrozumiała. Ale nikt na sali się nie przejął, nie zrobiło to większego wrażenia na kimkolwiek. Rozmówca nie został wyprowadzony z równowagi.
Nie było by to może takie trwałe doświadczenie, ale osoba o której piszę to kobieta w średnim wieku. Odróżniała się tym iż odbiegała od wszelkich norm, które my, ogólnie traktujemy jako zrozumiałe. Zawsze miała jakąś osobę która się nią opiekowała, i nie odstępowała jej na bok. Odwiedzała regularnie wszystkie zebrania, brała udział również w odpowiedziach które były zrozumiałe. Witając się z nią odczuwałem niepokój, były to lekkie uciśnięcia dłoni (za lekkie :) ) "dziwne" i dzikie spojrzenie w oczy. po krótko mówiąc osoba przy której człowiek nabiera niepokoju, nie wiedząc tak na prawdę dlaczego. Unikaliśmy się skutecznie- ja tłumaczyłem sobie to tym, iż nie jestem świadkiem jehowy,że takie witanie się z daną osobę- jest jej po prostu nieprzyjemne.
Kiedyś raz, jeszcze przed tym zajściem, zapytałem starszego o tą babkę- jakie są przyczyny jej zachowania, itd.- Odpowiedź była krótka- w kierunku na "zaburzenia psychiczne". Dla mnie wtedy- kompletna i zrozumiała odpowiedź- z rodu- "strażnica"
Po tym zajściu na sali, podczas tego wykładu, nie wzbudziła tym większej sensacji. każdy z nas miał, chyba, podobne poglądy na temat tej kobiety.
Żałuję dziś że nie pamiętam o czym był wykład, w jakim momencie ta kobieta tak zareagowała.
dzisiaj wiem  :D :D że tymi "stukniętymi" na całej sali było około 60 osób mnie wliczając. (moje myśli wtedy- szatan ją przez chwilę nawiedził)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Irena w 22 Listopad, 2017, 12:37
Mnie sztan nawiedza zatem za kazdym razem jak czytam o naukach i zachowaniu sj....

Tazla- a wiesz ze otarcie sie o ostracyzm nie zmienilo mojego meza? Jeszcze mowil ze tak ma byc, ze takie sa zasady... wiem, ze wiesz... Otrzec sie nie wystarczy, przezyc nie wystarczy- nie wiem co musie sie stac...jakas tragedia a i to moze nie wystarczy...skala, beton, predzej peknie niz cokolwiek dotrze.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 22 Listopad, 2017, 17:17
dziwię się tym świadkom którzy z jednej strony mówią, że uroczystości pogrzebowe są dla pokrzepienia najbliższych a potem chowają się przed okazaniem współczucia matce ,stawiają własny komfort nad cierpienie matki ,chowanie się po kątach w kościele służy tylko temu by nie czuć się mało komfortowo gdy inni obserwują i przypadkiem nie uklęknąć bądź się przeżegnać.Takiego braku szacunku wobec rodziców nie nadrobi się godzinkami.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ślepy w 22 Listopad, 2017, 19:07
otarcie sie o ostracyzm nie zmienilo mojego meza? Jeszcze mowil ze tak ma byc, ze takie sa zasady... wiem, ze wiesz... Otrzec sie nie wystarczy, przezyc nie wystarczy- nie wiem co musie sie stac...jakas tragedia a i to moze nie wystarczy...skala, beton, predzej peknie niz cokolwiek dotrze.

przyznaje się bez bicia, że masz w tych słowach rację Irena  :-\
musiało się wiele zdarzyć w moim życiu bym doszedł do tego, że to 'karcenie od Jehowy' itp rzeczy to jeden wielki bullshit(czyt. bzdura) nie pomijając  'perełek' na  tej stronie  dzięki którym zrzuciłem łuski z łoczu :o 8-)
czasem tylko płacze pod prysznicem, że byłem takim duchowym ślepakiem  :-X ale to tak między nami...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Listopad, 2017, 18:41
Mnie sztan nawiedza zatem za kazdym razem jak czytam o naukach i zachowaniu sj....

Tazla- a wiesz ze otarcie sie o ostracyzm nie zmienilo mojego meza? Jeszcze mowil ze tak ma byc, ze takie sa zasady... wiem, ze wiesz... Otrzec sie nie wystarczy, przezyc nie wystarczy- nie wiem co musie sie stac...jakas tragedia a i to moze nie wystarczy...skala, beton, predzej peknie niz cokolwiek dotrze.

 Otarcie się to za mało, nauki u niektórych wywołują takie spustoszenie w głowie, że od tego skóra robi się twarda jak skorupa żółwia.
 Są też tacy, którzy bez organizacji nie widzą dla siebie życia. I nie chodzi tu o wstyd, że było się w błędzie, że się było naiwnym, ale chodzi o to jak żyć dalej samemu? Ponieważ organizacja i jej zaplecze to cały ich świat. To są tzw niereformowalne osobniki, bo nawet wielką tragedię potraktują jako próbę wiary z niebios, a nawet jak sami na to nie wpadną, inni im to skutecznie wmówią.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 24 Listopad, 2017, 17:34
Każdy człowiek jest na coś podatny,w wypadku świadków są zaprogramowani na lojalność wobec Jehowy,Organizacji.Dla większości to to samo,sam gdy już odkryłem perfidię organizacji byłem przekonany ,że okazując lojalność organizacji jestem lojalny wobec Jehowy.Zadawałem sobie pytanie co bym zrobił gdybym został niesłusznie wykluczony,zawsze znajdowałem argumenty,z mimo wszystko moja lojalna postawa (nawet gdybym zginą w armagedonie),przysporzy czci stwórcy bo przeciwstawię się diabłu.tak zaprogramowani są świadkowie i na to nie poradzisz jedyna rada to zachęcanie doszukania dowodów że wszelkie oskarżenia są kłamstwem,przynajmniej na mnie podziałało.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Listopad, 2017, 15:57
  O tym, jak Karolina została bezdomna.


      Karolina była w klasie maturalnej, gdy matka zaprosiła do domu dwóch starszych. Usiedli wszyscy przy stole, jeden z mężczyzn zapytał ją..kiedy chce w końcu przyjąć symbol? Dziewczyna odparła krótko, że teraz ma bardzo dużo nauki i nie może się nad tym skupić. Nie odpuszczali, wałkowali tema na różne sposoby, szli na dogodności, straszyli, wjeżdżali na ambicję, aby tylko się zgodziła. W końcu zapytali wprost, czy w ogóle chce zostać świadkiem?

I tu postanowiłam być szczera, powiedziała, że nie jest przekonana co do tego wyznania, nie na tyle, aby podjąć tak ważną, życiową decyzję. To im wystarczyło, wyszli podając tylko rękę jej matce.
Gdy następnego dnia wróciła ze szkoły, a przedpokoju stała duża torba podróżna. Już miała zapytać matki..a gdzie się wybierasz mamo? Nie zdążyła, z pokoju wyszła matka, wskazała na torbę mówiąc..to są twoje rzeczy, nie nie chcesz być jak Bóg przykazał, nie ma dla ciebie miejsca pod moim dachem.
Otworzyła jej szeroko drzwi, stojąc przy nich i czekając aż wyjdzie. Dziewczynie odebrało mowę, nie wiedziała co powiedzieć, jak się bronić?

Stała na klatce i nie wiedziała gdzie ma iść? Postanowiła iść przed siebie, może coś jej wpadnie do głowy. Ojca nigdy nie poznała, podobno nawet nie wiedział o jej narodzinach. Dziadów już nie miała, była jedna ciotka, ale z nią matka była skłócona i nie znała jej adresu. Późny listopad, szybko zapadający zmrok, zimno i wietrznie, to ją zaprowadziło do jednego z marketów. Przesiedziała na pasażu do zamknięcia i musiała szukać nowego lokum. Ten wieczór spędziła na dworcu.

Gdy poszła do szkoły wielką torbą, pytali gdzie wyjeżdża. Tłumaczyła się, że jedzie do chorej znajomej zawieść pranie. W tym dniu się udało, a co będzie później? Nie mogła się skupić na nauce, coraz mocniej do niej docierało, że stała się bezdomna. Po szkole kupiła mleko, kilka bułek i poszła na dworzec, tylko tam pasowała z tą wielgaśną torbą. Gdy jadła swoje śniadanie i obiad zarazem, przepijając mlekiem, przyglądała się jej jedna z siedzących obok kobiet. Patrzyła na nią i się zastanawiała..za ile ja tak będę wyglądać, wyglądać jak prawdziwy bezdomny? Kobieta nie spuszczała z niej wzroku, Karolina wzięła bułkę, podeszła do kobiety..proszę. Wzięła, zapytała o mleko, też jej dała. Bezdomna zjadła pół bułki, napiła się raz mleka, resztę schowała w swoim dobytku.

Odrobiła lekcje na kolanie i wzięła się za czytanie książki, jak podeszła do niej owa kobieta, mówiąc..chodź ze mną, tu ani się nie wyśpisz, ani nie będziesz bezpieczna. Zaprowadziła ją do kanału ciepłowniczego, a tam w ,,szeregowej zabudowie'' był apartament za apartamentem z dywanami, kanapami, materacami, każdy na czymś spał. Ona jako gość dostała łóżko polowe, poduszkę i koc do przykrycia. Była pod wrażeniem, gdy widziała, jak kobieta połówkę bułki i resztkę mleka daje innej kobiecie, która miała skręconą nogę.
Nie mogła zasnąć, nie wiedziała, czy bardziej ze strachu przed współtowarzyszami, czy ze zmartwienia co będzie dalej? Zza parawanu dochodziła jakaś dyskusja, poszła zobaczyć. Kilka osób siedziało i rozmawiało na różne tematy, ktoś ją zauważył i zaprosił do dyskusji.
Słuchała ich i zaczynała dostrzegać nie zaniedbanych bezdomnych, ale ludzi, normalnych ludzi, a jak bardzo normalnych niebawem było dane się jej przekonać..cdn
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Błazen Króla w 26 Listopad, 2017, 16:24
......................

Nemo: Komentarz usunąłem
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Listopad, 2017, 17:05
 Może tak na przyszłość, nie ma obowiązku czytania. A nim ktoś napisze równie głupi komentarz, niech się pierw zastanowi, czy nie zrani tym kogoś i nie chodzi tu o mnie.
Później pytacie o dalsze losy ludzi, ale czy się dziwicie, że ktoś dalej nie chce aby o nim pisano? Bo ja nie.
 Niejednej osobie by się resztka włosów na głowie zjeżyła, słysząc  historie, które ludziom zafundowali bliscy w imię miłości.


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Błazen Króla w 26 Listopad, 2017, 21:30
Tazła o co Ci chodzi?
Zapytalem tylko czy ta historia jest prawdziwa bo niedowierzam..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Barszcz w 26 Listopad, 2017, 21:37
Nawet jeśli to jest lekko podkolorowana opowieść.. to ja wierzę, że mogło tak się stać.

Iluż z nas może opowiedzieć podobne hitorie...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Listopad, 2017, 21:40
Tazła o co Ci chodzi?
Zapytalem tylko czy ta historia jest prawdziwa bo niedowierzam..

 Może tak, na górze pisze jak byk..Z życia wzięte. Jeśli byłyby to fikcyjne historie, nazwałabym temat.. Moje fantazje na temat, co ci świadkowie mogą zrobić z życiem.

Nawet jeśli to jest lekko podkolorowana opowieść.. to ja wierzę, że mogło tak się stać.

Iluż z nas może opowiedzieć podobne hitorie...

 Jeśli coś zmieniam to tylko aby bohater był nierozpoznawalny, jeśli jest taka jego wola. Jednak nim opublikuję, daję do autoryzacji.

Masz rację, życie pisze najlepsze scenariusze.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Błazen Króla w 26 Listopad, 2017, 21:45
Jak komus to opowiadasz I zapyta Cie -- Nie no kurcze nie wierze ze to prawda.. tez go tak traktujesz z buta?? Wystarczylo odpowiedziec normalnie a nie robic z tego cyrk..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Listopad, 2017, 21:49
Jak komus to opowiadasz I zapyta Cie -- Nie no kurcze nie wierze ze to prawda.. tez go tak traktujesz z buta?? Wystarczylo odpowiedziec normalnie a nie robic z tego cyrk..

  Ja z buta? Chyba jeszcze nikt Cię z buta nie potraktował. :D

A tak marginesie, w życiu warto panować nad językiem, na forum nad paluszkami. :P
Jest takie fajne powiedzenie, ale nie będę cytować, bo znów będzie o butach. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Błazen Króla w 26 Listopad, 2017, 21:50
Vice versa  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Reskator w 27 Listopad, 2017, 06:43
Jak komus to opowiadasz I zapyta Cie -- Nie no kurcze nie wierze ze to prawda.. tez go tak traktujesz z buta?? Wystarczylo odpowiedziec normalnie a nie robic z tego cyrk..
Też swego czasu spytałem Tazłe o wiarygodność opowiadań,i obawiałem się reakcji na moje zapytanie.
Ale było kulturalnie,potwierdziła normalnie że to prawdziwe zdarzenia.
Myślę ile bym musiał się nachodzić po domach braci by zdobyć tyle tak szczegółowych nieraz informacji
Jak to że zjadł pół bułki czy wypił szklankę mleka,historie są bardzo realistyczne,naturalne i miło się czyta.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 27 Listopad, 2017, 06:53
Czasami chodzi o formę jakiej używamy. wtedy i odpowiedź jest różna. Można napisać : głupi jesteś , ale można też : ale pan nie mądry . Niby to samo ale jak brzmi. Nie dziwię się oburzeniu autorki.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Startek w 27 Listopad, 2017, 08:34
Skończcie ludzie te przepychanki słowne , Pokój Wam !  Ja czekam niecierpliwie na dalszy ciąg , a tak prawdę mówiąc ile ludzkich tragedii  i łez z powodowała ta organizacja .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zenobia w 27 Listopad, 2017, 10:48
Tazła , Ty faktycznie masz bujną wyobraznie , czemu nie podoba Ci sie , ze ja od myszki wole palucha ?  Ja Cię nie czytam , ale i nie oceniam .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Listopad, 2017, 14:53

  Karolina..



   Każdy wieczór wyglądał podobnie, grupka ludzi czasem dyskutująca o niczym, a czasem poruszająca bardzo złożone tematy. Z tego, co się dziewczyna zorientowała, byli to bardzo różni ludzie, od tych niewykształconych, po tych z tytułami naukowymi. Ją nikt nie pytał co się stało, że tu trafiła, ale w końcu sama coś chciała o sobie powiedzieć. Gdy naświetliła swoją sytuację, jedna z kobiet powiedziała..a ja myślałam, że nawiałaś z domu. W kącie siedział pan Wacek (tak o nim mówiono) niewiele się odzywał, cały czas skręcał papierosy. I on zadał dziewczynie kilka pytań, wyglądał jak większość z nich, ale mówił całkiem inaczej.
W piątek zabrali ją na tzw. generalne porządki, tak nazywali swoją wizytę w placówce dziennego pobytu dla bezdomnych. Mogli się tam wykąpać, dostać czyste ubranie, mały prowiant na wynos. Od dawna kąpiel nie sprawiła Karolinie takiej przyjemności, skorzystała też z pralki, wysuszyła i wymodelowała włosy.
Wszyscy gdzieś krzątali się po ośrodku, tylko pan Wacek siedział w pokoju socjalnym i dyskutował z pracownikami.

Za kilka dni, gdy wracała ze szkoły, zza krzaków ktoś ją zawołał po imieniu. To pan Wacek ukrywał się w zaroślach, jak to powiedział, aby nie robić dziewczynie obciachy. Miał dla niej kartkę z adresem gdzie ma się natychmiast zgłosić z osobistymi rzeczami. Na odchodne powiedział do Karoliny..bądź dumna, tam, gdzie światopogląd dzieli ludzi, nie ma mowy o miłości. Ktoś jest lub nie jest wart naszych uczuć, naszej uwagi, na wszystko trzeba zapracować. Skup się na sobie, wiedza to coś, czego nam nikt nie odbierze.
Na miejscu czekał na nią pokój  w internacie z wyżywieniem, opłacone do końca roku przez Urząd Miasta.
Wzięła sobie do serca słowa mężczyzny, nie rozmyślała nad matką, nad tym, czy aby nie iść nie przeprosić i zgodzić się na jej warunki. Skupiła się na nauce, półrocze zaliczyła z najlepszą średnią w klasie i drugą lokatą w szkole.
Matura też poszła jej bardzo dobrze, dostała się na wybrany kierunek studiów. Nocami układała towar w markecie, popołudniami udzielała korepetycji. Pracowała ciężko, ale stać ją było wynająć pokój i żyć w miarę spokojnie. Raz w miesiącu kupowała pudło pączków i szła do swoich znajomych w odwiedziny.
Któregoś dnia, zwróciła się do swojego dobrodzieja Panie Wacku, zapanowała niezręczna cisza. Po chwili mężczyzna się odezwał..jestem Janusz, a nie Wacek. Dopiero później dowiedziała się od jednej z kobiet, że mężczyzna bardzo nie lubi swojego przezwiska, czasem dochodziło do bijatyk, jak ktoś się do niego tak zwrócił.
Kiedyś był wziętym adwokatem, jechał z córką ze szkoły, mieli wypadek, dziewczynka zginęła, a on poszedł w alkohol i tak wylądował na ulicy.

Dziś od tamtych zdarzeń minęło piętnaście lat, Karolina wyszła za mąż, ma dwoje dzieci. Oboje prowadzą rodzinną firmę, Kobieta jest mocno zaangażowana w pomoc bezdomnym. Część jej dawnych znajomych zmarła, kilku rozjechało się po Polsce. Pan Wacek co jakiś czas przysyła jej kartkę z różnych regionów kraju. Jednak każdego roku 23 grudnia zjawia się w domy Karoliny i spędza z jej rodziną Święta Bożego Narodzenia. Nie chciał, gdy go poprosiła po raz pierwszy, mówił, że to nie dla niego. Jednak argument, że jej dzieci nie mają ani, dziadka ani babci (jej mąż był wychowany przez babcię, która już nie żyje), a więc on może być ich dziadkiem,  go przekonał. Zawsze przyjeżdża z upominkami dla wszystkich i zasiada z nimi do stołu. Kilka dni po świętach, starannie układa w szafie swoje świąteczne ubranie, zakłada codzienne i znika na rok. Karolina bardzo się bała, że kiedyś nie przyjedzie, a ona nie będzie wiedziała co się z nim stało i gdzie jest. Obiecał jej, że odpowiednio zadba o to, że jak mu się coś stanie, aby się o tym dowiedziała i mogła zadecydować gdzie spocznie.

Co z matką? Nie interesowała się córką i z wzajemnością. Jakiś rok temu dostała pismo, że trzeba się zaopiekować matką. Poszła, powiedziała, że opiekować się nią nie będzie, bo nie ma do tej kobiety ani odrobiny uczuć. Opowiedziała jaki los jej  zgotowała i ona powinna tak samo postąpić. Jednak w przeciwieństwie do niej ma w sercu Boga i przyzwoitość, opłaciła jej pobyt w domu pogodnej starości. Nie odwiedza matki, w ogóle się nią nie interesuje. Zastrzegła w placówce, że jeśli kobieta umrze, nie wolno im pod żadnym pozorem informować świadków, a jeśli będzie jakiś przeciek, poda ich do sądu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 02 Grudzień, 2017, 06:20
Zła kobieto ja Tobie wierzę i po przeczytaniu tej historii albo będę kląć przez cały dzień albo idę się napić.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szarańcza w 02 Grudzień, 2017, 13:09
Te historie rzeczywiście robią wrażenie. Dodatkowo Tazła ubiera je w literacką szatę i pięknie oddaje rozterki bohaterów.
Uważam, że każdy śJ powinien przeczytać ten wątek i zobaczyć jak sytuacja wygląda z drugiej strony.

W przypadku Karoliny podejrzewam, że mówiono o niej "zobaczcie jak się bez organizacji stoczyła, wylądowała na ulicy".
ŚJ zupełnie nie zdają sobie sprawy, że to oni niejednokrotnie są winni upadku takich osób, są przyczyną ich potknięcia..

Owszem, Tazła opisuje przypadki ekstremalne, pewnie takie historie nie są powszechne. Trzeba wziąć również pod uwagę, że odejście dzisiaj a odejście 15 czy 20 lat temu to zupełnie inna bajka. Mentalność ludzi się zmieniła. Kiedyś codziennością było wyrzucanie z domu ciężarnej nastolatki, dzisiaj to rzadkość. Co nie zmienia faktu, że takie sytuacje się zdarzają i to jest po prostu przykre.
Tam gdzie jest fanatyzm tam nie ma miłości.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: morelka84 w 02 Grudzień, 2017, 20:28
Skoro zaczęłaś pisać o Karolinie to ja opowiem o sobie, bo ja i Karolina mamy wiele wspólnego. Zaczęłam studiować biblię w wieku 11-12lat, a że nigdy nie lubiałam księży to bardzo szybko wszystko łykałam. Na początku moi rodzice nie zwracali na to uwagi i dali mi wolną rękę. Po jakimś czasie niestety też zaczęli studiować i któregoś roku razem z moją mamą wzięłyśmy chrzest- miałam wtedy 15lat, a mój tato dał się ochrzcić 2 lata później. Moja mama była bardzo surowa i przez wszystkie lata w tej przeklętej organizacji musiałam być doskonała w służbie i na zebraniach. W moim zborze był pewien chłopak, który był starszy ode mnie o 8lat był sługą pomocniczym i moją miłością. Moja mama za wszelką cenę próbowała wybić mi z głowy miłośc do niego i śmiem twierdzić(choć mogę się mylić) że to ona podsunęła mi mojego byłego męża. Mój eks mąż był gorliwym bratem, którego lubiałam. Na początku może byłam zauroczona, ale szybko mi przeszło, bo bardzo kochałam i nadal kocham Olka- tego starszego. Moja mama była zachwycona moim byłym, bo on był jej perełką i w ogóle był cudowny. Na moje nieszczęście któregoś dnia on mi się oświadczył, a ja w obawie że wkurzę mamę przyjęłam oświadczyny. Później ślub-najgorszy dzień w moim życiu. Dzień przed ślubem próbowałam rozmawiać z mamą o tym że nie kocham mojego byłego i nie chcę ślubu, ale ta nie chciała tego słuchać. Poza tym bałam się wykluczenia. Tak więc wyszłam za mąż wbrew sobie i jak się domyślacie moje małżeństwo długo nie trwało. Wytrzymałam pół roku. Wyprowadziłam się od niego do rodziców, choć mama nie była zadowolona. Później podjęłam decyzję o rozwodzie i jak się domyślacie zostałam wykluczona. Po zebraniu i rozmowie ze starszymi, miałam się spakować i wypiepszać od razu z domu-na ulicę. Takim oto sposobem zostałam bezdomna. Wyrodna córka, która przyniosła wstyd całej rodzinie. Tak więc włuczyłam się po ulicy bez pieniędzy nie mając co jeść ani pić. Świadkowie którzy mijali mnie na ulicy wytykali palcami i obgadywali. Nie miałam nikogo, byłam sama jak palec. Sypiałam po bramach, jadłam raz w tygodniu albo w ogóle a kąpałam się u znajomych po kątach. Przez ten czas schudłam 15kg i mdlałam na ulicach z głodu. Nikomu nie powiedziałam że jestem bezdomna, wstyd był gorszy niż głód... Do tej pory nikt nie wie. Któregoś dnia znalazłam pracę i pomału zaczęłam stawać na nogi. Myślę że nienawiść do tej religi dawała mi siłę aby przetrwać. W chwilach zwątpienia- kiedy nie miałam siły żyć i miałam ochote się zabić, cały czas powtarzałam sobie że są na tym świecie ludzie którzy mają gorzej i że udowodnię matce że jestem silna i że dam sobie radę bez niej. Udało mi się choć nie było łatwo, a z rodzicami nie mam kontaktu od ponad 10-ciu lat.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Grudzień, 2017, 18:05
Nikomu nie powiedziałam że jestem bezdomna, wstyd był gorszy niż głód... Do tej pory nikt nie wie. Któregoś dnia znalazłam pracę i pomału zaczęłam stawać na nogi. Myślę że nienawiść do tej religi dawała mi siłę aby przetrwać. W chwilach zwątpienia- kiedy nie miałam siły żyć i miałam ochote się zabić, cały czas powtarzałam sobie że są na tym świecie ludzie którzy mają gorzej i że udowodnię matce że jestem silna i że dam sobie radę bez niej. Udało mi się choć nie było łatwo, a z rodzicami nie mam kontaktu od ponad 10-ciu lat.

    Ktoś powiedział, że..cierpienie jest ogniem w którym hartuje się dusza..i dużo w tym racji.

 Twoje przykre, dramatyczne przejścia są dowodem na to do czego prowadzą chore zasady i  przeświadczenie śJ o swojej racji. Gardzą całym złym światem, gardzą ludźmi, ale jak odrzucają bliskich to już nie ma mowy o Bogu, ani o prawdziwej miłości.

Gdy mnie ktoś pyta co mi dała organizacja? Mogę śmiało powiedzieć, że to co mam i kim teraz jestem, to ,,dzięki org''.
Jak to możliwe? Ano, całe życie po wyjściu z organizacji walczyłam ze sobą, aby nie być taka jak oni.
Nie postrzegać tak świata i ludzi. Usilnie ze sobą walczyłam aby się wyzbyć tych chorych zasad, tego popapranego pseudo morale.  I uważam, że mi się udało.
Jeśli jestem dla kogoś wsparciem - pomocą , to jest to szczere, bez drugiego dna i korzyści dla siebie.

Owszem, Tazła opisuje przypadki ekstremalne, pewnie takie historie nie są powszechne. Trzeba wziąć również pod uwagę, że odejście dzisiaj a odejście 15 czy 20 lat temu to zupełnie inna bajka.

  Są jeszcze dramatyczniejsze historie, ale nie każdy chce aby o nim pisać.
Masz rację, inaczej było te naście lat temu, a inaczej czyli lżej teraz. Kiedyś człowiek był pozostawiony sam sobie, dziś wystarczy wejść na forum i znaleźć kogoś kto mieszka blisko nas i z nim pogadać. A to jest ogromna pomoc, prawdziwe wsparcie. Wiele razy słyszałam po takim spotkaniu..ale mi się lżej zrobiło na duszy, nie czuję się taki/taka zły, jak przed spotkaniem. I to jest fajne.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Startek w 08 Grudzień, 2017, 21:08
Zgadzam się z tobą Ta Zła , ja cały czas walczę że sobą aby nie być takim samym jak oni . Według nich jestem aktywnym odstępcą , z matka nie widziałem się od ośmiu  miesięcy , wcześniej próbowałem  jakoś rozmawiać , ale niestety ona ma kategoryczny zakaz szczególnie co do mojej osoby . Mieszka 100 metrów odemnie moja córka chodzi do niej i mój syn ale gdy jest ktoś ze świadków to okazują mu taka pogardę że się w głowie nie mieści . Tylko dlatego że że Jehowa nie dostał swojej ofiary z jego osoby .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Grudzień, 2017, 18:03
  Może to mało pocieszające, ale to jak z nałogiem, trzeba walczyć całe życie.  Pewnie, nie w takim stopniu jak na początku, ale zawsze w człowieku coś zostaje.
Siedzą skorupki, przywarki  z tyłu głowy i kiedy się najmniej spodziewamy dają o sobie znać.

Ja np,  długo ze sobą walczyłam, aby innych nie pouczać, że źle rozumieją - interpretują Biblię i różne takie.  Nawet gdy wiedziałam, że org manipuluje treścią, wyrywa wersety z kontekstu,  bywało, że mnie też się coś wyrwało nim pomyślałam. Wtedy musiałam szybko obmyślać wyjście z tej sytuacji, nie szłam w zaparte. Dodawałam na koniec, że tak mnie kiedyś uczono w org.
Dziś się z tego śmieję, ale nieraz oblał mnie rumieniec ze wstydu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Barszcz w 11 Grudzień, 2017, 09:50
Oj też tak miałem przez wiele lat. Taka przywara do pouczania :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Grudzień, 2017, 19:52

      Najbardziej mnie bawią osoby, które dopiero odeszły. W niektórych jest największy procent odstępcy w odstępcy. I jak mówię o tym przywarkach burzą się, a gdzie tam, ja tak nie mam, może ty, ja nie.
Ok, nie pociskam, nie wyprowadzam z błędu na siłę. Na krótko odpuszczam temat i gdy zapomni, prowokuję. A wtedy..ty nie wiesz, ty nie jesteś tyle świadkiem, a to a tamto, a jakieś nowe światło, a inne mądrości.
I wtedy z dziką rozkoszą przypominam..a nie mówiłam.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: maxxymalny w 11 Grudzień, 2017, 20:22
Przypomniała mi się sytuacja gdy jakieś pół roku temu odwiedzałem swoich rodziców.
Pech chciał że wstałem dość późno a dom był pełen różnych braci nie pamiętam już czym było to spowodowane. Zbiórka do służby może ? Nie mam pojęcia.

Wchodzę do salonu i kuchni mówię wszystkim dzień dobry i nie spotykam się z żadną odpowiedzią. Zgłupiałem wtedy całkowicie i powtórzyłem dzień dobry głośniej bo założyłem że może nikt mnie nie usłyszał. Głowy w dół albo próba zagłuszenia sytuacji rozmową. Nie widziałem niektórych z tych ludzi dobre 2 lata, przed wyprowadzką miałem ze wszystkimi dobry kontakt. Odwróciłem się na pięcie wyszedłem zapalić papierosa bo wkurzyłem się strasznie. Spakowałem rzeczy i wyszedłem. Przypomnę, że nie jestem wykluczony. Nigdy nie byłem świadkiem.

Świadkowie Jehowy, kulturalni owszem zdarza się, ale wybiórczo :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 12 Grudzień, 2017, 07:23
Aby przestać być mentalnym świadkiem musi upłynąć sporo czasu.piętnaście lat po rzuceniu papierosów śniły mi się po nocach.Przeszkodą jest jeszcze krytyka wszystkiego co świadkowskie przez osoby związane z organizacjami religijnymi równie niemoralnymi jak świadki,taka krytyka wywołuje odruchy obronne,po za tym to jest tak jakby członek jednej mafii krytykował inną mafię że są organizacją przestępczą.To jest tak jak mówi moja matka cudze pod lasem widzą a swojego pod nosem nie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 12 Grudzień, 2017, 16:04
Aby przestać być mentalnym świadkiem musi upłynąć sporo czasu.piętnaście lat po rzuceniu papierosów śniły mi się po nocach.Przeszkodą jest jeszcze krytyka wszystkiego co świadkowskie przez osoby związane z organizacjami religijnymi równie niemoralnymi jak świadki,taka krytyka wywołuje odruchy obronne,po za tym to jest tak jakby członek jednej mafii krytykował inną mafię że są organizacją przestępczą.To jest tak jak mówi moja matka cudze pod lasem widzą a swojego pod nosem nie.

A co jeśli krytykują to, co należy skrytykować?
Przykład; Jeśli złodziej powie, że w WTS ukrywano pedofilię, to waga jego oskarżenia będzie mniejsza, niż gdyby to powiedział święty Antoni?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 12 Grudzień, 2017, 16:19
A co jeśli krytykują to, co należy skrytykować?
Przykład; Jeśli złodziej powie, że w WTS ukrywano pedofilię, to waga jego oskarżenia będzie mniejsza, niż gdyby to powiedział święty Antoni?
świetny przykład z tym złodziejem, a świetny właśnie dlatego że niby rozumowo wszystko pasuje a jak przychodzi co do czego to złodziejstwo tego złodzieja jest świetną wymówką emocjonalną aby odrzucić jego argumentację dotyczącą innej sprawy niż złodziejstwo

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 13 Grudzień, 2017, 09:08
Tylko nie można krytykować by podkreślać własną niewinność.Pamiętam jak wybuchł skandal pedofilski w KrK,był to żer dla świadków,nie było odwiedzin by nie było o tym rozmowy.Każda okazja była skrzętnie wykorzystana by podkreślić różnicę między kościołem a organizacją.To było obrzydliwe,albo krytyka złodziejskich praktyk w kościele ,przy takiej samej postawie Towarzystwa. I  nie chodzi tu o negowanie argumentacji lecz o intencje.Dlaczego złodeziej krytykuje drugiego złodzieja,a pedofil pedofila.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 13 Grudzień, 2017, 14:12
W takim przypadku, to wygląda na wybielanie się i pychę (my jesteśmy lepsi).
Według mnie, wyznanie ma tu najmniej do rzeczy.
Przekonanie o własnej "świętości" bywa zgubn.

Łk 13:4 Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? 5 Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Grudzień, 2017, 19:35

    Pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Grudzień, 2017, 20:24
Aby przestać być mentalnym świadkiem musi upłynąć sporo czasu.

  ''Nałóg to coś, co nie chce nas od­dać, gdy my nie chce­my już od­da­wać się jemu. ''

A my tak naprawdę się nigdy od tego nie uwolnimy do końca, ani po 15, 20 ni 30 latach. To jak z alkoholikiem, jest nim całe życie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Grudzień, 2017, 20:06
Bestie mają także ojczyznę.

     

     Michał był dzieckiem gorliwych, wręcz fanatycznych Świadków Jehowy. Tak on, jak i jego rodzeństwo od małego byli systematycznie wdrażani w zagadnienia, a co za tym idzie i w wymagania wyznania ich rodziców. Brat przyjął symbol w wieku czternastu lat, siostra była rok starsza, tylko Michał był oporny na argumenty i presję. Nie chciał być świadkiem, nie podobało mu się głoszenie, długie wysiadywanie na zgromadzeniach i podwójne oblicze jego rodziców. Na zebraniu byli kochanymi dzieciaczkami, zaś w domy, cholernymi bachorami.

 Kiedyś wytknął matce jej zachowanie mówiąc..mamo, dlaczego na zebraniu tak ładnie mówiłaś o dobrych rodzicach, a w domu taka nie jesteś? Czy to znaczy, że nie jesteś dobrym rodzicem, nie boisz się gniewu Jehowy? W odpowiedzi dostał w twarz, aż okulary rozcięły mu nos. Po tym zajściu wiedział, że na pewno nie będzie świadkiem, bo nie chce być taki jak jego rodzice. Kochał gotować, od najmłodszych lat odnajdywał się w kuchni i bardzo chętnie podejmował się wszelakich prac. Aby się szybciej usamodzielnić, poszedł do szkoły zawodowej, uczyć się kulinarnego kunsztu.

 Choć dwoił się i troił, dogadzał rodzinie kulinarnymi ucztami, to nigdy nie usłyszał słowa pochwały lub zwykłego dziękuję. Kiedyś usłyszał od matki..jeśli przyjmiesz symbol, wtedy dopiero możesz liczyć na jakieś pochwały z naszej strony. Takiego uznania nie chciał i nie dał się także ani szantażować, ani też zastraszyć. Czym bliżej był upragnionej samodzielności, sen z jego powiek spędzało coś innego, wojsko. Brat swoje odsiedział i nie było w tym nic z tego, co opowiadali starsi na wykładach. Że mają lepsze traktowanie, ciepłe posadki, bo jako świadkowie są doceniani, jedna wiele bzdura.

Wrócił do domu, dużo później niż jego koledzy po ZSW, był nie do poznania. Gdy trochę ochłonął, opowiadał, jak modlił się, aby Jehowa go stamtąd zabrał, pomógł mu, a jak nic nie nadchodziło, próbował sobie odebrać życie. Rodzice przygotowywali także i Michała do tej wątpliwej misji, wmawiali mu, że to zaszczyt cierpieć dla Jehowy. Jezus też cierpiał, bardziej niż w więzieniu i się nie poddał. Po jednej z takich rozmów chłopak wybiegł z domu, usiadł na krawężniku i zaczął płakać. Zakrywając głowę rękoma, opierał ją na kolanach i sam nie wiedział co ma robić, złorzeczyć czy się modlić, ale do kogo? Po chwili poczuł szturchniecie w bok..a tobie młody co się stało? Podniósł wzrok, to ich sąsiad milicjant z pobliskiej komendy MO.

 Człowiek, który nikomu nic złego nie zrobił w ich rodzinie, a był obiektem drwin i złośliwości. Najpierw powiedział..nic, ale mężczyzna nie odpuszczał, przysiadł się do niego i zaczął mówić..myślisz, że nie wiem jak wygląda naprawdę wasze życie? Że te uśmiechy, krawaty, niby szczęśliwa rodzina to tylko pozory? Dobrze wiem, jak was starzy traktują, jak się do siebie odnoszą. Ściany w bloku są cienkie, drzwi też nie tłumią za wiele, każdy o każdym wie prawie wszystko. Michał nadal nie ufał sąsiadowi, patrzył chyba na niego oczami rodziców. Mężczyzna drążył temat, zapytał chłopaka..pamiętasz jak w ósmej klasie zbiłeś szybę w sklepie? Doskonale pamiętał, tygodniami żył w strachu, że rodzice się dowiedzą. To ja dostałem tę sprawę, miałem wykryć sprawcę i wykryłem, ale wiedziałem, że jak przyjdę i powiem twoim rodzicom, będzie z tobą źle. A ty przecież nie byłeś i nie jesteś złym chłopakiem, dlatego sprawca został niewykryty. Wstał, wyciągnął do Michała rękę i powiedział..jak będziesz chciał pogadać, jak będziesz miał problem, wiesz gdzie mnie znaleźć. Minęło trochę czasu i chłopak dostał wezwanie na komisję, był przerażony, jego rodzice zachowywali się jakby ich to ucieszyło, panikował. I wtedy właśnie postanowił iść do sąsiada, miał prawdziwy problem, który go przerastał…
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 15 Grudzień, 2017, 22:32
Tazła wiesz jak będę w opałach to zwrócę się do Ciebie mogę?
Pisz bo ryczałam przy Adamie,Karolinie a teraz przy Miśku
a pro po
ostatnio pisze do mnie koleżanka że u niej w zb jedna kobitka ma siarczystą depreche taką mega!
powód? choroba dziecka, a drugie ma gdzieś orga
powiedziała że nie chce żyć w raju bez swoich dzieci
myślę że zwaliło się na nią zbyt wiele
ale co mnie najbardziej zszokowało? to jakim komentarzem opatrzyła tą historie:
"Trinity a co jak moje dziecko wypnie sie na moją religie?"
nie odpisywałam jej pare dni bo byłam rozwalona
i nie wiem czy mnie wkręca w końcu organizacja to duża wioska
może już wie jakie mam poglądy
ona się boi że jak jej dziecko nie będzie w prawdzie to CO ONA ZROBI?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 15 Grudzień, 2017, 23:48
"Trinity a co jak moje dziecko wypnie sie na moją religie?"

Niech się zastanowi, jak ona chciałaby być potraktowana, gdyby odeszła z org.
Jest takie ładne świadkowskie określenie; KWESTIA SUMIENIA.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Grudzień, 2017, 18:52
Tazła wiesz jak będę w opałach to zwrócę się do Ciebie mogę?

  Pewnie, że możesz i to w każdej chwili. :)

Cytuj
"Trinity a co jak moje dziecko wypnie sie na moją religie?"

 Odpowiedź jest jedna, Ty wybrałaś  życie w org, dziecko też ma prawo wyboru.
Łatwiej jest wbić szpilkę tym, którzy już jako dorosłe osoby zostały zwerbowane. Wtedy można przywołać ich wybór, przeżycia ich bliskich. Co oni przechodzili, gdy nagle ktoś z rodziny został świadkiem, też nie piszczeli z zachwytu.
Świat to nie worek, a organizacja nie jest pętelką, która ten worek zamyka i ma prawo ograniczać ludzi w jedną lub drugą stronę.

Kiedyś zmolestowała mnie pani w kolejce do US. Pozwoliłam się jej wygadać, a później zaczęłam drążyć tema wykluczonych, jak się ich traktuje itp.
Ona była oporna w tych opowieściach, jednak nie odpuszczałam. Później ją podsumowałam tak..
Aha, to jak ktoś odchodzi to już dla was nie istnieje, udajecie, że go nie znacie. Ale jak świadkiem zostaje i przyjmuje chrzest ( nie mogłam się zdradzić symbolem)wtedy się wszyscy cieszycie i gratulujecie?
Kobieta mi przytaknęła.
A więc pytam, a nie lepiej byłoby gdyby ktoś zechciał odejść, na ostatnim zebraniu, pożegnać się z nim, podać rękę. Podziękować za wspólnie spędzony czas, być równie serdecznym jak na początku?
A gdy się spotkacie później, pozdrowić szczerze i bez ograniczeń?
Kobieta zaczęła coś mi tłumaczyć, bez składu ładu powołując się na Jezusa.
Tu jej odpowiedziałam, że akurat Jezus to był przykładem miłości do wszystkich, a nie wybiórczo.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Grudzień, 2017, 18:23

  Michał cd



        Sąsiad uważnie wysłuchał chłopaka, na koniec podsumował..nie chcesz iść do więzienia, nie chcesz być świadkiem, a więc nie masz wyjścia jak się zdać na mnie.
Zgodził się bez wahania, samo to, że nie pójdzie za kratki, było już pocieszające, wiedział jednak, że jeszcze musi stawić czoła rodzinie. A to było porównywalne z więzieniem, a może i gorsze, bo tu ranili bliscy.
Po tygodniu czekał na Michała pod stołówką, w której pracował. Dał kartkę, na której była lista rzeczy, jakie ma ze sobą zabrać i za tydzień czekać na niego pod komendą.
Doradził, aby rodzicom nie mówił o niczym, aby napisał list gdzie idzie i co tam będzie robił, oraz dlaczego tak postępuje. To mu oszczędzi stresu i niepotrzebnych przepychanek.

Gdy nadszedł ów dzień, Michał spakował wszystko z listy, oboje rodzice byli w domu. Poszedł do nich i powiedział, że nie pójdzie do więzienia, jest dorosły, sam na siebie pracuje, ma prawo o sobie decydować. Nie będzie także świadkiem i nikt nie ma prawa go do tego zmusić. Dlatego dziś wstępuje do ZOMO i choć się obawia, bo nie mają najlepszej opinii, to jest w stanie stawić temu czoła. Rodzice się wściekli, matka zaczęła go popychać, ojciec przeklinał i wyzywał od najgorszych. Gdy nie słuchali tego, co mówi, wziął plecak i chciał wyjść, wtedy wepchnęli go siłą do pokoju i zamknęli. Na nic prośby, groźby, że wyskoczy przez okno. Minęła pora spotkania z sąsiadem, Michał czuł się bezradny, zaczął płakać w poduszkę i winić Jehowę za to wszystko zło co go spotyka.

Z tych wyrzutów wyrwał go dzwonek do drzwi, później krótka wymiana zdań, pyskówka rodziców i głos sąsiada. Spokojny, ale bardzo stanowczy. Gdy przyszli pod drzwi jego pokoju usłyszał..albo pani otworzy, albo wejdziemy razem z drzwiami, po co pani takie koszty?
Gdy wychodzili razem z mieszkania, matka krzyczała..nie ma dla ciebie miejsca w naszym domu, nie masz tu po co wracać. Jesteś synem szatana, a nie naszym, a więc idź sobie do niego mieszkać.
Chłopak szedł jak oszołomiony, podczas schodzenia po schodach, sąsiad wziął go za ramię i powiedział..a mówiłem, zostaw kartkę, to chciałeś być w porządku. Skąd pan wiedział? Zapytał Michał. Gdy cię nie było, domyśliłem się, że chciałeś pogadać i jak to się mogło skończyć. A swoją drogą, dawno nikt mnie nie obrzucił taką serią epitetów jak dziś, a z różnymi ludźmi mam do czynienia, zaśmiał się mundurowy..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 19 Grudzień, 2017, 11:41
No i dobrze jak mówi pewien bohater reklamy.Ciekawe czy Błaszczak uwzględni że to ZOMO to akt desperacji bo jak nie to chłopina ma prze.....e jak Betelczyk na wylocie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Grudzień, 2017, 19:34
  Z tego co wiem,  to tyle mu zależy na łasce Błaszczaka, co i na łasce śJ.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Barszcz w 20 Grudzień, 2017, 07:51
" jak Betelczyk na wylocie" - doskonałe!!!  :D :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Grudzień, 2017, 12:50
  Michał cd.

    Dzień przysięgi był dniem otwartym i dla rodzin, Michał też wysłał zaproszenia dla swoich rodziców. Choć był pewien, że nie przyjdą, to jednak w dniu uroczystości, wypatrywał ich na trybunach, na próżno. Na otarcie łez, znalazł jedną przyjazną twarz, twarz swojego sąsiada. Po uroczystości zjedli wspólnie obiad, pogadali o planach na przyszłość. Chłopak miał marzenia, a jego przyjaciel radził mu jak marzenia połączyć ze sposobem na życie.

Gdy tylko nauczył się maszerować w kolumnie (sam tak to nazywa) został pomocnikiem kucharza w koszarowej stołówce. Bardzo mu się tam podobało, wolał podwójne dyżury przy garach, niż patrolowanie miasta. Jako najmłodszy z ekipy, był od czarnej kuchennej roboty, ale i to mu się podobało. Po dwóch miesiącach szef kuchni uległ wypadkowi, dowódca jednostki, przyszedł wyznaczyć jego zastępcę. Nikt nie chciał się podjąć, tej odpowiedzialnej funkcji. Była to duża kuchnia i wydawała około pół tysiąca porcji obiadów dziennie, a więc aby się tego podjąć, trzeba być bardzo odważnym, albo szalonym.
Każdy z kucharzy bronił się jak umiał, dowódca był człowiekiem ugodowym, ale jego irytacja narastała. Michał postanowił ratować sytuację i sam się zgłosił na ochotnika, czym wywołał osłupienie na twarzach kolegów. Nie dość, że najmłodszy stażem w jednostce to także i wiekiem. Dowódca dał mu szansę, okres próbny miała trwać dwa tygodnie.

Ostatni z kuchni wychodził i pierwszy w niej był, koledzy, którymi teraz zarządzał, też się starali. Po dwóch tygodniach został wezwany do dowódcy, wiedział, że właśnie zapadają wyroki w jego sprawie, spodziewał się najgorszego. Dobre wieści komendant sam przynosił na kuchnię, ze złymi się nie fatygował, wzywał do siebie.
Coś zaczął kręcić, ubierać w ładne słówka, a chłopak wciąż nie wiedział, jaka jest jego decyzja. Gdy zapytał wprost..rozumiem, że się nie sprawdziłem i ma pan kogoś innego na moje miejsce? Szybko zaprzeczył, że jeśli chodzi o kuchnię to wszystko w najlepszym porządku. Ma iść do sekretarza i podpisać awans na szefa kuchni. On chciał zapytać, czy Michał za odpowiednie wynagrodzenie, nie zechce przygotować imprezy (50 rocznica ślubu) dla jego rodziców. Dostanie urlop, może sobie dobrać dwie osoby do pomocy, kierowca ich zawiezie gdzie mają wszystko przygotować. Tego to się nie spodziewał, zgadzał się na wszystko. Dodatkowy grosz się przyda, a to i jakaś odmiana od koszar.
I tak się rozniosło po Komendzie Wojewódzkiej w...że jest tam młody, zdolny kucharz, który jest mistrzem w swoim fachu.

Dwa lata szybko minęły, kilka razy był w rodzinnym domu, kilka razy zamknięto mu drzwi przed nosem, później nawet nie otwierano. Wtedy szedł do sąsiada i jego żony, byli sami jak on, kilka lat wcześniej pochowali dwudziestopięcioletniego syna, który od dziecka chorował na porażenie mózgowe. Mężczyzna dość szybko przylgnął do chłopaka, jego żona dość długo zachowywała dystans. Jednak z czasem, gdy zaczął pomagać jej w kuchni, przynosić różne pyszności i ona zaczęła go traktować jak członka rodziny. To z nimi spędził swoją pierwszą w życiu Wigilię, to oni urządzili mu pierwsze w życiu rodziny. Choć był dorosłym mężczyzną, to cieszył się jak dziecko.

Został w ZOMO jako szef kuchni, po dwóch latach wstąpił do MO i został zaopatrzeniowcem w stołówce KW, na papierze, bo praktyce nadal gotował.
Kiedyś sam szef ze stolicy, pogratulował kunsztu i smaku, powiedział, że tak dobrze nawet w Warszawie nie karmią. A gdy zobaczył, że tak młody człowiek jest sprawcą tego wszystkiego, jeszcze bardziej nie mógł się nadziwić.
Takie doświadczenia powodowały, że Michał nie osiadał na laurach, starał się być jeszcze lepszym. Będąc na weselu u kolegi, poznał swoją żonę. Na ich weselu, znów nie było nikogo z bliskich, choć zaproszenia rozesłał. Zrobił to raczej z przyzwoitości, a nie z przekonania, że tak trzeba, bo to rodzice. Wesele było huczne i trzydniowe, koledzy i jego uczniowie, przygotowali całą imprezę i podawali do stołów. Gdy nadszedł czas na podziękowanie rodzicom, Michał wpierw pomyślał, że nie ma komu. Gdy się zastanowił i podsumował, doszedł do wniosku, że to sąsiad, pan Karol z żoną Wandą są mu najbliżsi, że im zawdzięcza bardzo wiele. A oni sami, swoje rodzicielskie uczucia, przelali na chłopaka. Wzruszeniu i łzom nie było końca, wtedy to kobieta powiedziała do niego po raz pierwszy syneczku. Później, aż do dziś mówi to bardzo często.

Po zmianie ustroju i osiągnięciu wieku emerytalnego ( 15 lat) postanowił iść na swoje. Wziął w ajencję jedną z policyjnych stołówek i zaczął działać na swoim. Dziś ma kilka restauracji, które znakomicie prosperują, zatrudnia wiele osób, choć sam nadal najlepiej odnajduje się w kuchni. Zatrudnia głównie ludzi po przejściach, uważa, że każdemu należy dać szansę, nie skreślać go tylko dlatego, że ma za sobą dziwną przeszłość.
To Wanda z Karolem byli i są dziadkami dla dzieci Michała, raz jeden postanowił jechać do domu rodzinnego, aby dziadkowie poznali swoje wnuki. Ktoś był w domu, ale jak zwykle go nie wpuszczono. Wychodząc z klatki, spotkał matkę, na jego dzień dobry nawet nie odpowiedziała. Patrzyła na dzieci, wtedy Michał powiedział..to moje dzieci Asia i Konrad. Właśnie, twoje odpowiedziała matka, łatwiej byłoby mi, gdyby nie były twoje. Odchodząc powiedział matce, ale są także twoje, płynie w nich twoja krew. Jednak cieszę się z  jednego, że nie jest ona taka zgorzkniała jak wasza. Nigdy więcej nie próbował odbudować relacji z krewnymi, świadomie nie nazywa ich rodziną, bo z rodziną ma się więź, a on z nimi jej nie ma.

Jakieś dwa lata temu odnalazł go brat, mówiąc, że ojciec po udarze potrzebuje kosztownej rehabilitacji, a ich nie stać. Wtedy zapytał , czy pracuje? Odp, że tak na jedną drugą etatu, ponieważ jest pionierem. Wtedy mu odparł, że on go zatrudni na cały etat i na pewno będzie go stać na rehabilitację dla ojca. Brat nie skorzystał z jego pomocy, obrzucił go epitetami i poszedł. Tyle, co wie o swoich krewnych to tylko, że brat jest pionierem, rodziny nie założył. Siostra wyszła za mąż, ma dwoje dzieci i żyje od pierwszego do pierwszego. Wszyscy nadal są świadkami i z uporem maniaka wyrzekają się Michała.
Dziś organizują Wigilię dla ludzi samotnych, wie jak to jest być samemu, jak nie mieć nikogo. Do ogromnego stołu zasiadają ludzie samotni i cała rodzina (rodzina żony także) Michała oraz jego dobre duchy Karol z Wandą.

W piątek dostałam od Michała kartkę z życzeniami, a wczoraj  maila.

'' Wiesz Kochana, gdyby to naprawdę szatan mi przewodził w życiu, jak wróżyli mi świadkowie, dziś byłbym nikim. Ja swoje życie uważam za udane, myślę, że jestem dobrym człowiekiem i na dobrych ludzi wychowałem dzieci.
Moje doświadczenia z młodości były chyba po to, aby mnie nauczyć pokory i pokazać co w życiu najwartościowsze. Dobry człowiek to nie ten, który dużo mówi, ale ten, kto działa.''

PS. Po Świetach wrzucę historię, jak śJ przyszli do Michała, aby urządzić wesele swojej  córki.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 24 Grudzień, 2017, 20:30
To dobre "zatrudnię cię na cały"... Tak to u nich nie działa. On mia)ł wyskoczyć z kasy, jak jest potrzebna i finito. Co z tego, że całe życie był traktowany jak trędowaty.... Póki nic nie potrzebowali, traktowali go jak śmiecia, jak pojawiła się potrzeba, to nagle należał do rodziny...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 25 Grudzień, 2017, 13:42
To dobre "zatrudnię cię na cały"... Tak to u nich nie działa. On mia)ł wyskoczyć z kasy, jak jest potrzebna i finito. Co z tego, że całe życie był traktowany jak trędowaty.... Póki nic nie potrzebowali, traktowali go jak śmiecia, jak pojawiła się potrzeba, to nagle należał do rodziny...
Wydoją ile się da , ale i tak będą gardzić.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Grudzień, 2017, 12:30
To dobre "zatrudnię cię na cały"... Tak to u nich nie działa. On mia)ł wyskoczyć z kasy, jak jest potrzebna i finito. Co z tego, że całe życie był traktowany jak trędowaty.... Póki nic nie potrzebowali, traktowali go jak śmiecia, jak pojawiła się potrzeba, to nagle należał do rodziny...

  Znam to z autopsji. I jak rodzeństwu potrafię powiedzieć kategoryczne nie! Tak z rodzicami jest inaczej. Patrzę na nich i widzę parę schorowanych staruszków, którzy są jak duże dzieci.  Teraz, miałabym okazję odpłacić pięknym za nadobne, ale nie chcę. Nie chcę być taka jak oni.

Kiedyś jaki dziecko krzyczałam..nie będę głupim świadkiem. I nie jestem, ani świadkiem, ani głupim..  ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Grudzień, 2017, 10:56
Jak to Michał ugościł śJ.


        Biznes kwitł i rozrastał się, a Michał robił to, co lubił. Zawsze też każdemu powtarzał, że tylko marzyć to za mało, trzeba jeszcze marzeniom pomagać, się spełniać. Był słowny, punktualny, a wręcz niezawodny. Szybko rozniosło się po mieście, a później i po okolicy, że robią świetne imprezy, znakomita obsługa i super jedzenie. Powracający goście, nowi, którzy przychodzili, bo ktoś polecił, to coś, co Michał uwielbiał. Gdy przychodziła kelnerka, mówiąc..szefie, klienci mówią, że przyjechali z daleka coś zjeść, bo ktoś ze znajomych, nas bardzo zachwalał.
Wtedy mył ręce, sam wychodził na salę i obsługiwał. Dziękował za przybycie i deser był na koszt firmy. Mówiono, że wtedy miał wyraz twarzy chłopczyka, którego ktoś obdarował wymarzonym prezentem.

Pewnego dnia, przyszła pracownica zajmująca się wstępną organizacją imprez, mówiąc..panie Michale, mamy jakiś dziwnych klientów. Ja się nie potrafię z nimi dogadać. Odłożył nóż i poszedł razem z kobietą do owych klientów.
Przy stole siedziało małżeństwo w średnim wieku, a to znaczyło raczej jedno, wesele dla pociechy. Przedstawił się i zaczął jak to każdy Michał, od konkretów.
Drodzy państwo nim nam przedstawicie swoje wymagania, proszę powiedzieć pierw, dlaczego one są takie, a nie inne. Raz to po to, aby wasze zlecenie było wypełnione w stu procentach, a dwa po to, że nie lubimy niedomówień i domysłów. Małżeństwo spojrzało na siebie porozumiewawczo i głos zabrał mężczyzna. Bo wie pan my jesteśmy świadkami Jehowy. Na te słowa Michał się lekko uśmiechnął i w duchu pomyślał..żebyście wiedzieli..

Pracownica wszystko notowała, a on obmyślał plan, powiedzieć im czy nie? Jak zrobić, aby ich nie wystraszyć, a jednak im trochę dopiec. Nie chciał być chamem, ani też bardzo złośliwy, ale chciał, aby oni pseudo poprawni, poczuli się zależni od niego, kogoś, kto się na nich wypiął, a kim oni gardzą,mimo że go nie znają.
Wpadł na iście szatański pomysł. Zaproponował tak atrakcyjne ceny, takie atrakcje, że kobiecie oczka świeciły się jak u wściekłej lisicy. Pracownica patrzyła na swojego szefa z niedowierzaniem, a on wciąż im coś jeszcze proponował. Szedł praktycznie po kosztach, ale widząc ich zachwyt, czuł się górą i podgrzewał atmosferę, aby po chwili ją lekko ostudzić.

Wszystko było praktycznie dogadane, kobieta była zachwycona, bo zyskają więcej niż planowali, a wydadzą mniej niż na to przeznaczyli. Kazał jeszcze pracownicy dopytać o kilka szczegółów, wstał, zrobił kilka kroków, ale wrócił się i powiedział..ale wiecie państwo, powinniście o czymś wiedzieć, jestem byłym świadkiem Jehowy. Jak to, zapytała zaskoczona kobieta? Albo jak kto woli, jestem odstępcą, dodał. Uśmiechał się przy tym do nich, a czym ich twarze pochmurniały, tym jego uśmiech był szerszy. Zapanowała cisza, Michał teraz już odchodząc na dobre, dodał..ale mnie wcale nie przeszkadza, że jesteście świadkami.

Gdy po chwili przyszła pracownica, powiedziała, wyszli bez słowa. Ale wrócą, zaśmiał się Michał, za bardzo im się oczy śmiały do tych niskich cen.
I tak też się stało, po dwóch dniach, gdy wrócili, przywitali go słowami..to są sprawy zawodowe, tu nie ma  miejsca  na światopogląd. Michał nie zaprzeczył, miał dziką satysfakcję, że jego oferta była tak atrakcyjna, że nawet gniew Jehowy nie był im straszny.
Później już kazał kontaktować się z pracownicą, to ona odpowiadała oficjalnie za organizację tej imprezy. On sterował z ukrycia i kazał się informować o każdym dziwnym ich zachowaniu lub pytaniu.

Wszystko było ok, aż do ostatnich dni przed imprezą, obydwoje na zmianę dopytywali kobietę czy szef jest na takich imprezach. Odpowiedziała zgodnie z prawdą, że nie, bo nawet jak był to siedział w kuchni lub w biurze nie ujawniając się. Jednak tym razem, Michał powiedział..nie mów im, zrobię im niespodziankę, będę od pierwszego do ostatniego gościa.
Wpadł na jeszcze inny szatański pomysł, stał przy drzwiach i witał się z wszystkimi gośćmi. Śmiał się, że było widać, którzy goście byli świadkami, a którzy nie, mieli to wypisane na twarzy. A Michał miał dziką rozkosz, wyciągając szczerze rękę do opornych gości, którym nijak nie pasowało tej ręki nie podać.

Całą imprezę przechadzał się po sali, doglądając czy wszystko jest jak należy. Pracownicy się śmiali, że jak mijał niektóre stoły, ludzie coś za jego plecami szeptali. Widział to i szczerze go to bawiło, bo tak naprawdę mamona wygrała z religią, gdzie chodziło o kasę, zasady poszły na bok. Część gości gratulowała organizacji tak udanej imprezy, mówili, że na pewno wrócą i polecą znajomym, to była ta część świecka. Ta bardziej ''religijna'' unikała jego wzroku, a gdy podszedł i pytał, czy wszystko smakuje, czy nic nie potrzeba, udawali głuchych.

Gdy opowiadał mi tę historię, uśmiałam się do łez, on sam też  był nieźle rozbawiony. Żona nie rozumiała jego satysfakcji, przecież prawie wyszedł na zero, a ja go rozumiałam i to bardzo dobrze.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wytknęła mu jednego..ty kłamco, ale ty świadkiem nie byłeś. Nie byłem, zaśmiał się, ale oni tego chyba nie sprawdzili, dlatego byli sobą.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Bożydar w 27 Grudzień, 2017, 12:37
Miało być "po Bożemu", a wyszło jak przeważnie kiedy rolę graja piniondze ;)
W moim zborze też jest taka prześwietna rodzinka, która udaje ą ę, a jak co do czego to znalazło się kilka wersji wytłumaczenia.  ;D
Podwójne odważniki tylko czekają na użycie.  8-) Hipo hipo hipopotam.  ::)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Barszcz w 27 Grudzień, 2017, 20:53
Kapitalna historia.
Jak ja lubię takie opowieści :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Grudzień, 2017, 18:07
Kapitalna historia.
Jak ja lubię takie opowieści :)

 Życie pisze najlepsze scenariusze, tak te dramatyczne jak i te dobre.

Wiecie co..sporo tych historii znam, jedne opublikowałam innych nie mogę. Jedno mogę Wam zagwarantować, że w tych wszystkich dramatach, przejściach nie ma ani jednego bohatera, który byłby sk..synem.

Wszyscy wbrew przepowiedniom świadków, wyszli na ludzi. Nie są żądni zemsty, lubią czasem dokuczyć świadkom, ale to tak bardziej z uśmiechem niż ze złością.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 28 Grudzień, 2017, 20:00
Podziwiam i szanuję ludzi takich jak Michał, TaZła i inni opisani w tym wątku. Sam nie wiem czy miałbym "jaja" gdybym choć po części doświadczył tego co ostatnio tu opisano...
 
Te historie pokazują prawdziwą wartość i charakter człowieka. Pomimo że oberwali po kościach od ludzi i to niejednokrotnie najbliższych, będących pod wpływem WTS-u, to jednak nie dyszą chęcią zemsty czy odegrania się przy każdej nadarzającej się okazji. 
To zadaje kłam jakże często powtarzanemu poglądowi, że każdy kto przestaje "służyć Jehowie" jest człowiekiem bez zasad, pozbawionym skrupułów, gotowym jedynie do atakowania "ludu Bożego".
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Takatam w 28 Grudzień, 2017, 21:40
Wybaczcie z góry że piszę tak od czapy, ale trudno tu zacząć żeby wszystkiego nie przeczytać, a to zajmie mi wieki (ale nadrabiam spoko). Pomyślałam że warto zacząć od takiej historii z mojego nastoletniego życia. Mam nadzieję, że pomoże to niektorym zrozumieć jak wygląda wykluczenie kogoś z rodziny. Ale przede wszystkim jak organizacja usmierca ich za życia.
  Byłam w pierwszej klasie liceum jak moja siostra o 3 lata starsza, została wykluczona po raz pierwszy (z 3 btw :). Była już wtedy pełnoletnia więc rodzice, kazali jej się wyprowadzić. No i wtedy moje emocje to było coś mega dziwnego..... Mama tak cierpiała, że mdlala mi na rękach i poczułam pod wpływem świętej organizacji, że muszę im zastąpić 2 dzieci. Starałam się jak nigdy, być dla nich mega wsparciem bo przecież stracili dziecko! I jakoś to szło. Dla mnie umarła i długo nie chowałam jej rzeczy (tak robią podobno ludzie jak ktoś umrze).
  Mineło trochę czasu i kiedy się z tym uporalam i w końcu spakowałam jej rzeczy do pudeł..... Ta wróciła!
  Powinnam się cieszyć prawda? Ale gdzie tam! Ja ich uratowałam a ona sobie wraca skruszona? Jak syn marnotrawny....
  Jakoś przemieszkałyśmy razem do ślubów (w tym samym roku) ale moja psychika i emocje po tym wszystkim nigdy nie były takie same....
  Nasze kontakty nigdy nie były już normalne ale to już oddzielna opowieść może wkrótce :)
  Wniosek jaki mogę z tego po latach wysnuć to tyle, że po prostu popełniła błąd. Może zrobiła źle oki, ale żeby ją za żywca grzebać? Przecież nikogo nie zabiła, tak postępują rodzice? Żałuję tylko że wtedy nie przejrzałam na oczy i nie naprawiłam tej relacji.
  Tyle na początek. Ta historia ciążyła mi wiele lat i wiele lat musiało upłynąć by pojąć jak chory jest ostracyzm w śj.
Pozdrawiam Takatam :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 28 Grudzień, 2017, 22:40
(...) To zadaje kłam jakże często powtarzanemu poglądowi, że każdy kto przestaje "służyć Jehowie" jest człowiekiem bez zasad, pozbawionym skrupułów, gotowym jedynie do atakowania "ludu Bożego".
   Jakaś oficjalna wersja dla owiec ze zboru musi być, żeby uczynić organizację atrakcyjniejszą.
   W mojej okolicy jest sporo osób, które nie służą Jehowie, są wykluczone, albo same się odłączyły.
   Prowadzą normalne życie, mają swoje normalne rodziny i nie są postrachem dla sąsiadów, ani oni, ani ich dzieci.
   I normalnie funkcjonują w tym społeczeństwie.
   Ten slogan, to kłamstwo, ale tego śj nie wiedzą.
   :)
   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Agnesja w 29 Grudzień, 2017, 00:13
To dobre "zatrudnię cię na cały"... Tak to u nich nie działa. On mia)ł wyskoczyć z kasy, jak jest potrzebna i finito. Co z tego, że całe życie był traktowany jak trędowaty.... Póki nic nie potrzebowali, traktowali go jak śmiecia, jak pojawiła się potrzeba, to nagle należał do rodziny...
Dobrze powiedziane, chciałam podobnie napisać. Okropne w tym wszystkim, że już jego pieniądze ciężko zarobione, to już dla rodzinki nie byłyby szatańskie. Obłuda tych "ludzisk" nie zna granic. Zero miłości.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Grudzień, 2017, 12:22
   Uwaga, będzie ściana tekstu, tych co się szybko ''męczą'' sumiennie ostrzegam. :P


      Piszę tyle o innych, a warto coś napisać o sobie, a tak dokładnie o ostatnim roku.

Był to rok pracowity, pełen mniejszych i większych sukcesów, nowych znajomości, świetnych ludzi, setek maili, dziesiątek przegadanych godzin, różnych spotkań, a także pełen nowych bolesnych doświadczeń.
W ubiegłe ŚBN, obiecałam komuś jedną bombkę z mojej choinki, taką, do której mam sentyment. Jak obiecałam tak też zrobiłam, choinka jeszcze stała, a ja jedną z dwóch ostatnich bombek z kompletu (pierwsze szklane ozdoby choinkowe, jakie kupiłam z przekonaniem) zapakowałam w folię bąbelkową i wsadziłam do pudełka. Pod koniec sierpnia pojechała do nowego Właściciela, który w tym roku, po raz po latach, postawił w swoim domu choinkę, na której wisiała i bombka ode mnie. Poczuł się jak kiedyś, gdy jako dziecko, czekał na Święta z utęsknieniem i żałował, że tak szybko się kończą. Poczuł tę atmosferę, radość i zrozumiał, że to nic złego, że świadkowie nie mają monopolu na poprawność. Wmawiają tylko ludziom, że to złe, że to się Bogu nie podoba, bo przecież zawsze lepiej jak wierni wrzucą grosz do puchy, niż wydadzą na łańcuchy. A mi się ładnie zrymowało.  :D

Ten przykład zadowolonego Człowieka jest jednym z wielu. Ludzie odchodzą od organizacji może i szybko, ale długo wracają do normalności. To jest proces, a jeśli ma być trwały, nie może być niczym poganiany.
Kochani, cieszę się z każdym z Was, z każdej świeczki zapalonej na grobie. Z każdej bombki, każdej choinki czy też jednej małej świątecznej serwetki na szafce, bo na tyle dojrzeliście. Cieszyłam się z każdych życzeń, każdą kartkę wysyłałam z ogromną radością, a życzenia były dla każdego inne i osobiste.
Jesteście wielcy. :)

Jak wspomniałam, był to rok nie tylko sukcesów i nowych znajomości, ale i pożegnań i rozstań. Niestety, ludzie wracają do organizacji i to też trzeba uszanować. Jedni po kilku miesiącach, inni po kilku latach i choć obiecują się odzywać to mało kto to robi, ja to rozumiem. Chciałabym, aby takich powrotów nie było wcale, ale tego nie da się uniknąć. Z nadmiaru świeżego powietrza też można się dusić.
I tu chcę pozdrowić Jarka :) Pozwoliłeś o sobie wspomnieć, ale ja nie będę pisać dużo. Ja Cię tylko chcę publicznie przeprosić, że tak długo miałam kontakt z Tobą i Twoją żoną i się z tym nie zdradziłam. Obiecałam jej, że nikomu nie powiem, a Ty nie pytałeś. I wybaczam Ci to, że nazwałeś mnie wredną małpą. :D
Jarek z żoną zaczęli wątpić w słuszność organizacji, on się odciął, żona po pewnym przestoju niestety wróciła.

Pisałam też na prośbę naszego Prezesa rozdział do książki o wpływie sekty śJ na rodzinę, dzieci i w ogóle na człowieka. Więcej o tym dopiero wtedy jak wszystko będzie opublikowane.

W lipcu moja teściowa dostała udaru, stało się to przy mnie. Jedną ręką ją podtrzymywałam, drugą dzwoniłam po pogotowie. Silny udar, lewa strona pełen niedowład, tak fizyczny, jak i psychiczny. Pół roku byłam praktycznie sama, bo trudno powiedzieć, że ktoś pomagał się opiekować, jeśli na pięć miesięcy, spędził z matką cztery dni. Ona chyba też wiedziała, że nie ma na kogo liczyć jak na mnie, nawet gdy była przy niej jedna z córek, ona i tak wołała mnie. A syn (mój mąż) nie dawał rady, widząc sparaliżowaną matkę, z wykrzywioną twarzą, wymagającej pełnej opieki, a mimo to bluzgającą od najgorszych poddawał się. Mógł robić wszystko inne, byle nie pomagać przy niej.

Przez ten czas byłam wyzywana od najgorszych, pluła na mnie jedzeniem, sprawną ręką potrafiła złapać za włosy lub przywalić butelką z piciem. Gdy miała przebłyski świadomości, wyrzucała mi, po co ją ratowałam i teraz musi się tak męczyć. To znów mówiła głośno, że takiej dobrej opieki nie będzie mieć nawet w niebie. Znosiłam to pokornie, choć czasem się buntowałam, ale fakt, że to matka, chory człowiek przeważał i wracałam.
Przerażały mnie dwie rzeczy, to, że kiedyś umrze i może to się stać przy mnie, a ja nigdy nie miałam do czynienia z taką sytuacją. I bałam się też tego, że nie umrze, a ta sytuacja może trwać i trwać. Spałam po trzy godziny na dobę, oprócz opieki nad teściową trzeba było też zarobić na chleb i zrobić całą resztę, o mailach od zagubionych nie zapominając. I to właśnie rozmowy z Wami odstępczuchy, było dla mnie odskocznią, chwilą zapomnienia.

Pod koniec października doszły jeszcze ataki padaczki, pierwsze dwa razy wezwałam pogotowie, później nauczyłam się sama radzić. Bo jak dzwonić po kilka, kilkanaście razy na dobę, po to, aby tylko podali relanium? Początek grudnia, nie chce już jeść, nie ma z nią kontaktu, ma problemy z oddychaniem i odkrztuszaniem. Wezwałam lekarza rodzinnego, zlecił zastrzyki, dwie noce siedziałam z latarką na podłodze, przy łóżku, aby co jakiś czas ją oklepać, obrócić na bok, aby mogła już nie odkrztusić, ale zwymiotować. W ciągu dnia było jakoś łatwiej, szybciej czas leciał. To była sobota, po dłuższym czasie niemówienia, zaczęła mnie wołać po imieniu i pytać, czy jestem. Odpowiadałam jestem mamo i zapadała cisza.
Gdy w ciągu godziny temperatura skoczyła prawie do czterdziestu stopni, wezwałam pogotowie. Miałam świadomość, że to może być koniec, ale chciałam być pewna, że zrobiłam wszystko, że nic nie zaniedbałam. Panowie dali zastrzyk i chcieli zabrać do szpitala, ale przed wyjazdem, jeszcze postanowili zobaczyć stopy, czy bardzo opuchnięte. Gdy zdjęłam jej skarpetki, zauważyłam, że paznokcie lekko posiniały. Nie zgodziłam się na szpital, byłam pewna, że to już koniec.
Później już tylko wołała mnie po imieniu, nie pytała, czy jestem. Odzywałam się do niej, chwytałam za rękę i znów zasypiała.

Po dziewiętnastej poszłam zjeść kolację, czułam dziwny niepokój, nie czekałam aż się woda zagotuje, zjadłam na sucho i poszłam do teściowej. Była dziewiętnasta trzydzieści, siedziałam przy łóżku, kazała zapalić światło. Zaczęła się mi przyglądać, wręcz wlepiać we mnie wzrok, jakby to chciała zrobić na zapas. Zapytałam, czy chce pić, a może jeść, nie chciała. Patrzyła na mnie i się uśmiechała, gdy pytałam, czy ją coś boli, mówiła, że nie. Zaczęła mówić składnie i z sensem. Zrobiła coś jak rachunek sumienia, wspomniała historie, których nawet nie pamiętałam, a jej nie dawały spokoju. Powiedziała, jaka była dumna, gdy mogła moje nazwisko zobaczyć w gazetach, albo gdy ktoś jej powiedział, że ma ładną synową, czy też, gdy mogła pokazać sąsiadkom ścianę z moimi dyplomami, miała radość jakby to były jej sukcesy. Nigdy mi tego nie mówiła, zawsze miałam wrażenie, że to po niej spływa.

Miała świadomość, że odchodzi, wzięła mnie za rękę i powiedziała..zawsze mogłam na ciebie liczyć i ty jedna, jesteś ze mną do końca. Nie wiem czym sobie u Pana Boga zasłużyłam, że mi ciebie zesłał, znów zasnęła. Płakałam jak dziecko, z żalu, że to już koniec, z bezradności, ze wzruszenia.
Dochodziła dwudziesta, byłam sama w domu, ale jakoś nie czułam strachu, wyzbyłam się obaw, jakie miałam wcześniej. Cały czas trzymałam ją za rękę, po jakiś dziesięciu minutach otworzyła oczy, przyciągnęła moją dłoń do swoich ust, pocałowała mnie i powiedziała..córciu wiedz, że zawsze bardzo cię kochałam. Już cię zwolnię z opieki nade mną, teraz to ja się będę tobą opiekować. Łzy spływały mi po twarzy, nie umiałam nic powiedzieć. Patrzyła na mnie chwilę, ścisnęła mnie mocniej za rękę, uśmiechnęła się, wzięła głęboki oddech i to był koniec. Spojrzałam na zegarek, było osiem minut po dwudziestej.
Jeszcze dziesięć minut stałam i trzymałam ją za rękę, puls był niewyczuwalny. Zadzwoniłam po przychodnię na kółkach, aby lekarz stwierdził zgon.

Kiedyś znajomy psycholog, powiedział mi, że mimo swojej wrażliwości w sytuacjach kryzysowych jestem bardzo silna i opanowana. Że mam w głowie szufladki, które jedna po drugiej się wysuwają, co sprawia, że działam jak według wcześniej ustalonego planu. Wtedy go wyśmiałam, że to nieprawda.
A jednak miał rację, o niczym nie zapomniałam, od ulubionej bluzki, różańca, książeczki do trumny, nekrologi rozwieszone tam, gdzie ją znano, po napisanie ostatniego pożegnania i wieniec z herbacianych róż, jej ulubionych. Wszystko spokojnie, bez paniki i dramaturgii.
Nigdy  bym siebie nie posądziła o taką siłę, o takie opanowanie. Ja, która bardzo szybko się wzruszam, delikates i wrażliwiec, zachowałam się jak z kamienia, jak robot. Nie na darmo się mówi, tyle o sobie wiemy po ile nas sprawdzono.

Na stypie, szwagierka (średnia córka) przysiadła się do mnie mówiąc, że ma do mnie żal, iż nie zadzwoniłam do niej jak mama umierała. Nic się nie odezwałam, nie miałam ani siły, ani ochoty na czcze dyskusje. Po chwili powtórzyła to samo, gdy nie reagowałam, chwyciła mnie za ramię i spytała, czy słyszę, co ona do mnie mówi? Spojrzałam na nią i spokojnie odp..gdyby cię mama wołała, to bym zadzwoniła. Poszła sobie.

Rozkleiłam się dopiero po kilku dniach, gdy adrenalina opadła, wzięłam się za przeglądanie jej osobistych dokumentów, jakie przy sobie nosiła. W kosmetyczce znalazłam zapakowaną w mały woreczek kartkę, a na niej napisane.

W razie potrzeby proszę na mojej komórce wcisnąć 2 wtedy odezwie się moja....i tu imię.

Ta mała karteczka rozwaliła mnie na dobre, wtedy do mnie  dotarło, jak bardzo byłam związana z teściową i ona ze mną. Jadąc do lekarza lub do rodziny, zawsze się bała, że zasłabnie i gdzieś się zapodzieje w jakimś szpitalu. I choć w Częstochowie miała obie córki, a ja musiałam dojechać spory kawałek drogi, to mnie wolałaby wzywać.
Ten kawałek papieru i tych kilka ostatnich zdań, jakie wypowiedziała przed odejściem, są wielką nagrodą, są kwintesencją naszego wspólnego życia.
Zaczęłam sobie wyrzucać, że może za mało czasu z nią spędzałam, że niepotrzebnie czasem szukałam pretekstu aby choć na kilka godzin się wyrwać od niej i na chwilę zapomnień. Że mogłam coś więcej zrobić, pomóc, złagodzić jej ten trudny czas. Niestety, takie wyrzuty już nic nie zmienią.


Podsumowując całą tę historię, chcę podziękować tym, którzy byli ze mną w tym czasie. Którzy interesowali się, co u mnie, jak sobie radzę, czy nie trzeba mi jakoś pomóc? Którzy mnie rozśmieszali czasem na siłę i to pomagało. Za Michałem powtórzę, to nie krewni są moją rodziną, moimi przyjaciółmi, za którymi wskoczyłoby się w ogień, ale obcy Ludzie, choć już nieobcy. Nawet nie wiecie jakie to ważne, jakie to szczęście mieć takich Ludzi przy sobie. Dziękuję Wam bardzo. :)
Dobry przyjaciel jest wielkim darem nieba. Wiedział już o tym Platon, a ja tylko potwierdzam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szarańcza w 29 Grudzień, 2017, 13:14
Tazła gratuluję Ci siły. Tego, że mimo doznanych krzywd nie chcesz być taka jak ludzie, którzy te krzywdy wyrządzili. Potrafisz być ponad tym, ponad swoim żalem i rozgoryczeniem.
Jesteś pięknym człowiekiem i jeśli Bóg zamachnie się na Ciebie swoim ognistym mieczem za odstępstwo to wolę zginąć z Tobą niż żyć przy takim bożku w sztucznym świecie z plastikowymi ludźmi.

Nie na darmo się mówi, tyle o sobie wiemy po ile nas sprawdzono.
To jest bardzo dobrze napisane. Wielokrotnie męczyły mnie myśli, że nie wiem kim tak na prawdę jestem. Które zachowania są moje, a które wyuczone. Jaką mam osobowość, jakie zalety i wady. Do czego jestem zdolna a do czego nie? Jakie są moje prawdziwe poglądy?
Miałam taką sytuację, że uczestnicząc w pomocy dla domu dziecka organizowanej przez firmę, w której pracuję, czułam w związku z tym ogromny dyskomfort. Bo my się w takie akcje nie angażujemy, że to nie nasze zadanie. I zapytałam siebie: czy patrząc obiektywnie to co robię jest dobre czy złe? Dobre! A potem przyszło kolejne pytanie? W takim razie kto nieproszony siedzi w mojej głowie i mówi mi, że robię coś złego?
Teraz wiem o sobie nieco więcej a ta wiedza już sporo mnie kosztowała.
Uświadomiłam sobie, że tego komponentu obcego, zewnętrznego jest we mnie za dużo i za bardzo spaja się on ze mną. Tak, że nie jestem w stanie czasem rozróżnić czy coś robię ja czy ten intruz we mnie.

Za Michałem powtórzę, to nie krewni są moją rodziną, moimi przyjaciółmi, za którymi wskoczyłoby się w ogień, ale obcy Ludzie, choć już nieobcy. Nawet nie wiecie jakie to ważne, jakie to szczęście mieć takich Ludzi przy sobie. Dziękuję Wam bardzo. :)
Przyłączę się do tych podziękowań!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 30 Grudzień, 2017, 18:36
Tazła gratuluję Ci siły. Tego, że mimo doznanych krzywd nie chcesz być taka jak ludzie, którzy te krzywdy wyrządzili. Potrafisz być ponad tym, ponad swoim żalem i rozgoryczeniem.
Jesteś pięknym człowiekiem i jeśli Bóg zamachnie się na Ciebie swoim ognistym mieczem za odstępstwo to wolę zginąć z Tobą niż żyć przy takim bożku w sztucznym świecie z plastikowymi ludźmi.

  Dziękuję, zawsze chciałam być inna niż ludzie między którymi wyrastałam. Nie podobały mi się kawki i herbatki po zebraniach i obrabianie tyłków nieobecnym. Do których jeszcze kilka minut wcześniej się uśmiechano i ''serdecznie'' ściskano dłoń.
Nie podobało mi się to zadzieranie nosa, bo by jesteśmy lepsi, znamy prawdę. I te wszystkie określenia, epitety jak się nazywano całą resztę ludzi.
I ta pogarda do wykluczonych. Choć czasem też mi się udzielała, może nimi nie gardziłam ( byłam za smarkata) ale się ich bałam. Wmówiłam sobie, że jak będę patrzyć na odstępcę, to będzie kolejny powód przez który zginę w armagedonie.

Odbijałam od ziemi i coraz bardziej wiedziałam, że chcę, a później, że będę inna.

Szarańcza, jak się na nas zamachnie ognistym mieczem, mamy szansę na to, że nie będziemy zbyt krwawić. Ogień zasklepi naczynia krwionośne. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szarańcza w 30 Grudzień, 2017, 19:15
Tazła widać, że aby zostać odstępcą trzeba mieć do tego predyspozycje ;)
Będąc częścią orga miałam podobne do Twojego podejście do ludzi. Okropnie kuła mnie ta obłuda.
Nie było jednak wyjścia, trzeba było zagłuszyć w sobie te naturalne odczucia żeby móc głosić jaka to nasza religia jest wspaniała i jak bardzo różni się od innych wyznań.
Ja ja się cieszę, że mam to już za sobą!

I myślę sobie, że jednak nikt tym mieczem nie będzie raczej wymachiwał więc nie wiem skąd będzie w raju gnój, ale zapewne nie z ludzkich zwłok :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 31 Grudzień, 2017, 17:51

    Wracam do Karoliny, którą matka wyrzuciła z domu, a rok temu zgłoszono się do niej, że ktoś musi się zaopiekować matką. Opłacała jej pobyt w domu opieki, ale odwiedzać jej nie odwiedzała. W piątek rano dostałam SMS..śpisz, mogę zadzwonić? Przetarłam oko i byłam gotowa do rozmowy.

Czułam, że coś się stało, ostatnio rozmawiałyśmy kilka dni wcześniej, taka wiadomość nie wróżyła nic dobrego.
Po głosie już byłam pewna, że coś się stało, ale bardziej myślałam, że to jej bezdomny przyjacielu Januszu. Nie, to nie on, wieczorem do niej zadzwoniono, że zmarła jej matka. Mówiła, że nie wie co zrobić, jak się zachować, tam czekają na jej decyzję, a ona czuje się bezradna.
Zapytała mnie wprost..powiedz, co mam zrobić, iść na ten pogrzeb czy nie iść?

Tego jej powiedzieć nie mogłam, to mają być jej decyzje i ona się ma z tym dobrze czuć.
Jedno co jej mogłam powiedzieć, to to, co ja bym zrobiła, i  powiedziałam.
A więc ja bym poszła, aby mieć ''panowanie nad wszystkim'', wiedzieć, że nikt nie przyjdzie, kogo bym sobie nie życzyła (czytaj świadkowie) i nie będzie odstawiał szopek. Wzięłabym kwiaty, bez szaleństw, tak symbolicznie i znicz, aby później go zapalić. Zrobiłabym to, czego nikt z jej duchowej rodziny nie zrobi. A najważniejszą, rzeczą, dla jakiej bym poszła to, aby sobie kiedyś nie wyrzucać. Bo być ponad żal, uprzedzenia, złość to prawdziwa sztuka, nie każdego na to stać. Zabrałabym też dzieci, w końcu to ich babcia, a jak zapytają czemu się nie znali? Babcia była bardzo chora i nie mogła przyjmować gości. Przyjdzie czas na detale, szczegóły i relacje z całego życia.

Wysłuchała mnie i powiedziała, że nie wie co zrobi, ale ja wiedziałam, że pójdzie. Ona tak naprawdę zadzwoniła po to, aby jej na to ''pozwolić, nakazać jej'', żeby nie było, iż jest chwiejna i co rusz zmienia zdanie. Obiecała zadzwonić po pogrzebie.

Zadzwoniła dziś po czternastej, przywitałam ją krótko..opowiadaj Karolcia, jak tam po pogrzebie? A skąd wiesz, że poszłam, zapytała zdziwiona? Zaśmiałam się, ano wiem, wiem.
A więc po naszej rozmowie pojechała do domu opieki i szybko wspólnie wszystko załatwili.
Wczoraj o 12 odbył się pogrzeb, poza Karoliną i jej rodziną, było kilku pensjonariuszy i pracowników placówki. Dzieci złożyły kwitki na grobie, a Karolina zapaliła znicz. Nie czuła kompletnie nic, a nic. Ani żalu, ani złości, poszła jak na pogrzeb kogoś, kogo w ogóle nie znała.
Na cmentarzu zaczepiła ją kierowniczka ośrodka i kazała przyjechać, zabrać rzeczy matki. Początkowo mówiła, że nie chce nic zabierać, ale kobieta się upierała, że to dla nich kłopot, nie mogą wyrzucić, a przechowywać nie mają gdzie.
Mąż pojechał z dziećmi do domu, a ona po rzeczy. W dwóch workach były ubrania, które kazała wyrzucić, zabrała tylko pudełko.

Bała się je w domu otworzyć, że znajdzie tam coś, co ją zdołuje, albo całkowicie przerośnie, w końcu na dobrą sprawę, nic nie wiedziała o swojej matce.
Dziś rano, kiedy cały dom jeszcze spał, zajrzała do pudełka. Poza Biblią, tekstem i śpiewnikiem było jeszcze kilka strażnic i nic więcej. Pamiątki matki, tzn. plakietki, przeróżne zaproszenia z różnych organizacyjnych imprez. Kilka zdjęć z jakiś dużych imprez, na tle mównicy lub z jakimiś siostrzyczkami. Żadnych zdjęć Karoliny, żadnych jej dokumentów ani innych rzeczy, które by o niej przypominały. Dziewczyna się rozpłakała, mówi do mnie..ona mnie pochowała za życia. Najpierw mnie wyrzuciła z domu, a później z serca i pamięci.

Biedna płakała dość długo, po cichu się chyba łudziła, że znajdzie jakieś swoje zdjęcia, zdjęcia swoich dzieci zrobione z ukrycia. Jakieś niewysłane listy, cokolwiek, co by świadczyło o matczynej miłości. Znalazła też odręcznie napisaną kartkę, że matka wszystko, co posiada, zapisuje na Zbór Świadków Jehowy w....
Co zrobi, nie wiem, jak powiedziała musi się z tym przespać i doradzić Janusza, ''swojego prawdziwego rodzica''.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Styczeń, 2018, 19:01


      Marek, mężczyzna po czterdziestce, ojciec dwóch córek, człowiek niezwykle pogodny, przyjaźnie nastawiony do świata i ludzi.
Jego ojciec zginął w wypadku, gdy miał cztery latka, wychowany przez matkę śJ. Kobieta, będąc nastolatką, ostro przechodziła okres buntu, będąc na gigancie spotkała świadków, którzy ją oczarowali. Gdy została świadkiem, rodzice (katolicy) wyrzucili ją z domu. Wtedy się usamodzielniła, później wyszła za mąż, urodziła Marka, została wdową. Nigdy więcej nie chciała rozmawiać z synem na ten temat, uważała, że to co wie, wystarcza.

Chłopiec poznał bliżej dziadków, jak zaczął chodzić do szkoły. Wtedy nikt dzieci tak nie pilnował, dzieci same wracały do domu, ale nie Marek. Jego na zmianę raz dziadek, raz babcia odprowadzali do domu. Oczywiście matka nie była tym zachwycona, ale było jej to na rękę. Jako samotna, nie zawsze miała dla syna czas. Jednak nigdy dziadków nie zapraszała do swojego mieszkania, było zdawkowe dzień dobry i zamykała drzwi. Czasem, gdy się buntował, babcia tłumaczyła, że mamy trzeba słuchać i odprowadzała do domu.

 W drugiej klasie robili laurki na dzień babci i dziadka, choć wiedział, że nie powinien, bo Jehowie się to nie podoba, to jednak zrobił. Prosto po szkole pobiegł do dziadków i zaniósł im prezenty. Do dziś ma przed oczami babcię, która ukradkiem ociera łzy i dziadka, gdy mówi..no, na takie arcydzieła to są potrzebne ramki i już następnego dnia wisiały w ramkach. Zasiedział się trochę, wcale mu się nie chciało wracać do domu, to był dzień zebrania. Gdy dziadek go odprowadzał do domu, po drodze spotkali matkę, jej mina nie wróżyła nic dobrego. W domu z dziecięcą szczerością opowiedział o laurkach i święcie dziadków. Dostał lanie, z armagedonową wykładnią. Było mu wszystko jedno, wykrzyczał matce, że może go zabić, a on i tak będzie uciekał do dziadków. Poprawiła mu, gdy się jej wyrywał krzyczał, czemu to tata umarł, a nie ty. To nie ostudziło matki, wprost przeciwnie.

Następnego dnia, to babcia przyszła po niego do szkoły, o nic nie pytała, jego chód wszystko mówił. Gdy próbował usiąść podłożyła mu poduszkę pod tyłek, widział, że płakała, gdy nie patrzył.
I tak Marek żył w dwóch światach, u dziadków miał gry i zabawy, na jakie nie pozwalała religia matki. Był też Mikołaj, choinka, tort na urodziny, pisanki na Wielkanoc i smażenie pączków z babcią na tłusty czwartek. Do dziś pamięta, te jego przeróżne pokraczne potworki, które babcia smażyła, a później razem zjadali.

Babcia była znakomitą krawcową, dlatego Marek był najlepiej ubranym młodzieńcem w szkole. Wystarczyło, że o czymś napomknął, a już szła do Pewex-u i dokładnie oglądała model, robiła notatki, a później odtwarzała. Dziadek też nie był gorszy, pracował jako ślusarz, po pracy całe godziny spędzał w swoim warsztacie. To tam powstawały zabawki, jakich Markowi zazdrościli koledzy i każdy chciał się z nim zaprzyjaźnić. Dziadkowie nigdy nie narzekali, że przez ich dom i podwórko przewija się tabun dzieci. Dziadek pilnował, pokazywał co robi, a babcia karmiła. Uczyli go poszanowania dla innych, zwłaszcza do biedniejszych i słabszych. To oni mu wpajali szacunek i tolerancję, a uczył się jej na przykładzie Jacka, chłopca z ogromnym zezem i wadą wymowy, który był obiektem drwin. Jednak gdy Marek się z nim przyjaźnił, inni nie mieli wyjścia. I tak z małego chłopca w ładnych ciuszkach, wyrósł szkolny przystojniak (mój dopisek) w modnych ciuchach. Teraz nie tylko miał masę kolegów, jeszcze więcej było koleżanek. Jedna najbardziej zawładnęła jego sercem, spotykali się kilka miesięcy, w końcu babcia chciała ją poznać. I to było ostatnie spotkanie młodych ''narzeczonych'', dziewczyna nie była zachwycona siedzeniem u dziadków. Widząc, że nic lepszego się nie zanosi, kazała się odprowadzić do domu, później skwitowała krótko..więcej nie chcę siedzieć z jakimiś staruchami. I nie siedziała, to bardzo zabolało Marka, w końcu to byli jego ukochani dziadkowie i wcale nie byli żadnymi staruchami, nie mieli nawet sześćdziesięciu lat.

Od tamtej pory, każdą poważniejszą znajomość brał na test (jak się do dziś śmieje) do dziadków. Jeśli dobrze wypadła, umiała się zachować, a jak już sama chciała chodzić do dziadków, to w ogóle była jego wielka sympatia. Gdy miał siedemnaście lat, otwarcie powiedział matce, że świadkiem nie będzie i nich się nie łudzi, że przyjmie symbol. Wtedy kazała mu się wynosić z domu, ona darmozjada i niewdzięcznika utrzymywać nie będzie. Od tamtej pory, aż do dziś mieszka z dziadkami. Postanowił zapytać dziadków jak to z matką było, znał jej wersję i to tylko tak powierzchownie. Dziadkowie nie wzbraniali się przed rozmową, nie obwiniali córki, ani siebie, opowiadali jak było z ich punktu widzenia...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 06 Styczeń, 2018, 12:15

  Marek cd


      Skończyła szkołę zawodową i zamiast iść do pracy, zapragnęła być pionierką. Rodzice nie byli zachwyceni jej religią, nie ciągali ją też na siłę do kościoła, ale też nie mieli zamiaru utrzymywać dorosłej córki. Postanowili ultimatum albo idziesz do pracy i rób sobie po godzinach co chcesz, albo szukaj sobie swojego lokum, my cię utrzymywać nie będziemy. Ona uniosła się honorem i wyprowadziła z domu. Nie utrzymywała z nimi ani z bratem żadnego kontaktu. Po kilku latach zaczepił babcię na ulicy młody mężczyzna, mówiąc, że jest mężem jej córki.

Wtedy dowiedzieli się, że wyszła za mąż. I choć zięć był sympatykiem świadków, odwiedzał ich regularnie, to dzięki niemu wiedzieli, że zostali dziadkami i poznali wnuka. Przychodził do nich dość często, wszystko jednak w tajemnicy przed żoną. Sam był wychowankiem domu dziecka i może dlatego tak bardzo przylgnął do teściów. Po pewnym czasie zapytał nieśmiało, czy może do nich mówić, mamo i tato? Bardzo ich to ucieszyło, od tamtej pory mówił mamuś i tatku, kochali go jak syna. Gdy umierał po wypadku, dyżur w szpitalu miała dalsza sąsiadka dziadków, prosił, aby im przekazała, że ich kocha jak prawdziwych rodziców i żeby pamiętali o Marku, aby się nim opiekowali także za niego. Oboje bardzo przeżyli tę śmierć, żeby nie sąsiadka nawet by nie wiedzieli, że zmarł.

Tak poznał drugą stronę opowieści, która mu bardziej pasowała do jego matki.
Gdy się żenił, poszedł zaprosić także matkę, nie przyszła. Skwitowała krótko, nie jesteś takim jak cię wychowała, nie żenisz się w panu, nie mamy o czym gadać.
Wcale nad tym nie bolał, nie był aż tak związany z matką, najważniejsze, że byli dziadkowie i reszta rodziny. To był jej wybór i jeśli do znajomych narzekała na samotność, to miała ją na własne życzenie. Od lat przy wigilijnym stole babcia stawiała dwa puste nakrycie, jedno dla córki, drugie dla niespodziewanego gościa. Przez te wszystkie lata nigdy o niej nie mówili źle, czasem jak Marek się ciskał, nawet ją usprawiedliwiali, kazali, aby zrozumiał jej zachowanie.

Nie potrafił wtedy, nie chce też teraz, nie rozumie jak można wybrać obcych ludzi, a gardzić rodziną. Dziś już wie, że matka jest typowym przykładem, który sekta ukształtowała na swoje potrzeby.
Spotkał matkę na pogrzebie ciotki, była jak zawsze sama, on zaś z córkami.
Patrzyła na dziewczynki z zaciekawieniem, ale bez emocji. Wtedy im powiedział..to jest wasza babcia, ta druga (tak o niej w domu mówili). Podały jej rękę, przedstawiły się i tyle było czułości. Marek, człowiek bardzo życiowy i energiczny, nie mógł sobie odmówić podsumowania ich relacji. Zwrócił się do matki..zawsze mówiłaś, że dziadkowie są podli, bo nie dali ci wierzyć w jedynego prawdziwego Boga. Może i coś w tym jest, ale oni w przeciwieństwie do ciebie, znali wnuka, czyli mnie i wiele razy wyciągali do ciebie rękę na zgodę. A ty? Dziewczyny zaraz wkroczą w dorosłość, a ty ich nawet nie znasz. Twoi rodzice są staruszkami, a ciebie nie interesuje co u nich. Pytam się ciebie, czy tak ci nakazuje twoja prawda i twój prawdziwy Bóg?

Kazała mu się odczepić od świadków. A on do świadków nic nie ma, jak coś ma to do niej.
Od tamtej pory jak się czasem spotkają na ulicy, zawsze ją pyta co u niej słychać? I robi to dlatego, że tak mu wpoili dziadkowie.
Dziś mówi, że miał super dzieciństwo, wiele miłości i wszystko, czego młodemu człowiekowi do szczęścia potrzeba. I choć czasem matka go tłukła czym popadło, to tych dobrych chwil z dziadkami, było dużo więcej. Do świadków ma stosunek obojętny, jeśli ma żal to do matki. Jednak bardziej niż jemu, spaprała sobie życie. Dobiega siedemdziesiątki, jest samotną, zgorzkniałą kobietą, wystającą przy stojaku, jak za karę. Ma rodziców staruszków, którzy, mimo że mają ponad dwadzieścia lat więcej niż ona, są radośni i pogodni. Do tego otoczeni ludźmi, którzy ich kochają i oddają tę miłość, którą oni im kiedyś dawali i dają nadal.

W czasie rozmowy Marek zapytał mnie..powiedz mi, kto, matka czy dziadkowie swoim życiem bardziej zaskarbili sobie na łaskę Boga?
Nie mnie oceniać, ale jak mówi Ew... Po owocach ich poznacie. Nie po wynikach, wystanych godzinach, rozdanych strażnicach, wyklepanych regułkach, ale po owocach, tych prawdziwych, a nie tylko z nazwy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Styczeń, 2018, 20:40
Coś w stylu , było nie minęło czyli chyba jestem gorsza od diabła. :D


    Jakiś czas temu napisała do mnie pani, czy się z nią nie spotkam? Ok, nie ma problemu.
Idąc przed czasem na spotkanie, widzę siedzi kobieta i ja ją znam. Mało tego, znam bardzo dobrze, ona mnie nie widziała, a ja korzystając z czasu postanowiłam jeszcze nie podchodzić.

Poszłam dalej i napisałam do niej maila, że chwilę się spóźnię i czy się nie zastanawiała nad tym, że możemy się znać? Bardzo szybko mi odpisała, że nie ma problemu, jest w takim stanie, że sam szatan nie jest jej straszny. Ok, już nie odpisywałam, jeszcze chwilę odczekałam i pięć minut po czasie poszłam.

Podchodząc do stolika, powiedziałam..cześć i imię. Nie odpowiedziała, zrobiła wielkie oczy, zapowietrzyła się normalnie. Zaczęłam lekko żartować, że świat jest mały, a internet to takie ustrojstwo, że nigdy nie wiesz kto jest z drugiej strony, póki nie zobaczysz na własne oczy.
I ja tak sobie gadałam, gadałam a ona nic. W końcu mówię..powiedz coś? Znamy się od zawsze, jesteśmy spokrewnione, powinno być łatwiej.

Nic mi nie odpowiedziała, wstała bez słowa i odeszła, a raczej pobiegła.
Dopiłam kawę i naszła mnie refleksja..szatan nie był jej straszny, a ja tak. :-\ Niezła nominacja.   ;D

Z okazji świąt, napisałam do niej maila i wspomniałam, że spotkanie nadal aktualne, jeśli tylko zechce. I bez obaw, nikt z rodziny się nie dowie ode mnie.
W niedzielę napisała, że jeśli nadal chcę się z nią spotkać, to ona jest gotowa. Ok, odpisałam, ale jak mnie teraz wystawisz i znów sp...to pojadę do Ciebie do domu i mi zwrócisz za paliwo. :D
A więc jutro jadę się z nią spotkać.

Nie dziwię się, że się boi. Ojciec, teść starsi, siostra, brat z rodzinami w org, matka i mąż też.
Coś musi być powodem tego, że się chce spotkać z kimś takim jak ja, coś ją uwiera.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Styczeń, 2018, 20:27


   Rozmawiałam z Adamem, zgodził się aby zamieścić te kilka słów.

 W niewielkim odstępie czasu zmarli ojciec i teść Adama.
Ada z Robertem i dzieciakami wyjechali do Londynu, gdzie Robert został oddelegowany z pracy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Styczeń, 2018, 10:56
Najlepszym wojownikiem jest ten, kto zdoła wroga przemienić w przyjaciela.



    Najpierw mały szkic. Znajoma (Iwona) ma brata, który w nowej pracy spotkał kolegę z podstawówki. Nie widzieli się ponad dwadzieścia lat, w tym czasie kolega został świadkiem. Nie trudno się domyślić, w jakim kierunku odświeżona znajomość zaczęła zmierzać.
Spotkałyśmy się przez przypadek, od słowa do słowa co u kogo słychać i zeszło na jej brata Radka. I ona mówi..jemu całkiem odje.., pamiętasz Piotrka....? On jest świadkiem i tego mojego głupiego brata w to wciągnął.

Oczywiście, temat mnie bardzo zaciekawił i poszłyśmy przysiąść, pogadać przy kawie. Nie ukrywam, że Radek fajny facet, ma rodzinę i szkoda mi ludzi.
Zaczęła się mnie radzić, co i jak, jak go odwieść od tego błędu. Na początku nie mieli nic przeciwko, ale jak zaczął te ich mądrości wprowadzać w życie, zrobiło się nieciekawie. Tak w całej rodzinie, jak i związku Radka.

Dopytałam Iwonę, postanowiłam być szczera, oni jako laiki w temacie, raczej nic nie zaradzą. Taki zakochany w org..świeżak jest gorszy od fanatyka.
Obiecałam się zastanowić i spróbować coś zaradzić, w miarę swoich możliwości. Jeszcze kilka razy dzwoniłam do Iwony, pytając o jakieś detale. W końcu sama zadzwoniła..w sobotę Radek ma przyjechać do mojego męża mają coś robić przy samochodzie. Przyjedź, lepszej okazji nie będzie.
Nie byłam za bardzo przygotowana, ale nie miałam też nic do stracenia. Umówiłyśmy się, że przyjadę kilka minut po nim. A dokładnie to czekałam na ulicy obok, aż da mi znak, że przyjechał. Dlaczego takie podchody? Wiedziałam jedno, jako taki nowicjusz, znający moją przeszłość, jak mnie zobaczy, nie zechce nawet wejść. A jak wszedł i się rozsiadł, będę miała tę przewagę, że może uda mi się go wciągnąć w dyskusję. Umówiłam się też z Iwoną, że jeśli dam znak, mają nas zostawić samych.

Gdy weszłam siedzieli w pokoju przy kawie, nie powiem, że ucieszył się na mój widok. Wyglądał jak ktoś speszony albo złapany na kłamstwie. Uciekający ze wzrokiem, jakbym raziła go swoją osobą, a i usta dziwnie mu się zamknęły.
Wzięłam krzesło i odsunęłam od stołu, siadając na przejściu. Może nie było to eleganckie, ale na pewno blokujące swobodne wyjście. I taki miałam plan, aby go przyblokować. Chwilę rozmawiałam z gospodarzami, on nadal milczał. A więc postanowiłam sama go zaczepić..a co tam Radek u ciebie? Ok, odpowiedział nawet na mnie nie patrząc, spojrzałam na Iwonę.
Zdziwiona wzruszyła ramionami, wiem nie poznawała swojego brata. A ja wiedziałam co to znaczy, stanął oko w oko z odstępcą, czyli według jego nowej miłości, złem wcielonym....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 23 Styczeń, 2018, 16:33
Znęcasz się nad borokiem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Styczeń, 2018, 17:57

   Nic nowego, niejedna osoba mówiła do mnie..ty potworze.  :-[ ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Styczeń, 2018, 15:45

I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi.

      Ciężko szło, nie mogłam się do niego " dobrać" z żadnej strony. Nie chciałam robić jakiegoś ataku na organizację, wiadomo, że to przyniesie odwrotny skutek. Tylko jak go ruszyć, jak on się prawie wcale nie odzywał? Gospodyni też próbowała swoich sił, Radek był niewzruszony. Wyszłyśmy na chwilę do kuchni, Iwona powiedziała..dziwne, że on nic o świadkach nie mówi. Normalnie to nas w koło poucza, a jak się buntujemy, to najchętniej by nas po kątach rozstawiał. A kiedyś jak mój mąż powiedział, że na TVN mówili o pedofilach u świadków, to się wściekał jakby go chciał pobić i zaraz, że KK nie jest lepszy.
To była myśl, tu go można sprowokować. Poprosiłam koleżankę, aby po chwili jak usiądziemy zaczęła coś mówić o pedofilii. Jak się umówiłyśmy, tak też zrobiła,zaczęła mówić o jakimś zdarzeniu gdzie nauczyciel był oskarżony.

Podłapałam temat i uwiesiłam się ludzi, którzy powinni być autorytetem, którzy są grupami wyjątkowo odpowiedzialnymi, powinny wzbudzać zaufanie, a nie strach i bezprawie. Trzymając się tematu zeszłam na KK i zarzuty pod ich adresem, zaczęłam piłować jak tak można i w ogóle. Rybka chwyciła przynętę, lekko się ożywiła i włączyła do dyskusji. Pozwoliłam mu jechać równo po księżach, jakby to tylko oni byli odpowiedzialni za całą pedofilię na świecie. Gdy wszedł na obroty, zaczął lekko rzucać wersetami, zwróciłam się wprost do niego..dobra, dobra, ale świadkowie wcale nie są lepsi. I zaczęłam (choć bardzo delikatnie) wytykać, co to mają na sumieniu, jak przebiegał proces w Australii. Jak Jackson bredził, zaprzeczał sam sobie. Gdy go spytano o to, czy faktycznie w organizacji praktykuje się, niezgłaszanie przypadków wykorzystywania dzieci do wymiaru sprawiedliwości? Odpowiedział, że nie wie jak to wygląda w praktyce. A kto ma wiedzieć, jak wcześniej powiedział, że to oni ustanawiają prawa obowiązujące w organizacji? Nie omieszkałam też wspomnieć, że Jackson przyznał przed komisją, że mają problem z pedofilią, a Lett powiedział, że to kłamstwa i pomówienie.

Nie miał nic do powiedzenia poza tymi dyżurnymi tekstami..że tylko ludzie, że kłamstwa, że Jezus przepowiedział prześladowania..itd itp. Jednak gdy powiedział, że bracia wiedzą jak trzeba postępować w takich przypadkach, tego było za wiele.
Zapytałam  go..masz dzieci? Mam, troje. I co jakby nagle jedno z nich, to średnie przyszło i opowiedziało ci, że ten i ten wujek wsadzał mu ręce tam i tam, albo kazał robić to i to. Co wtedy zrobisz, pójdziesz do wszechwiedzących braci po pomoc? Wtedy odezwał się mąż Iwony, znając Radka zapier...by skór...
Ponowiłam pytanie..co być zrobił, czekał aż go spotka kara na sądzie boskim, a póki co będzie krzywdził inne dzieci, a może i twoje najmłodsze?
Bawił się łyżeczką i patrzył w stół, widać było jak zaciska szczęki, a ja nie odpuszczałam.
Zapytałam, czy słyszał o tym, że będą wilki w owczej skórze i o tych, co mówią..Panie, Panie czyż nie prorokowaliśmy mocą Twojego imienia..?

Zaczął się miotać, dostał wypieków i nie wiem czemu bardziej, z bezradności, że nie potrafił mi dowalić, a może to do niego przemawiało, ale jak się odstępcy przyznać, że ma rację?
Dałam znak Iwonie, aby wyszli, po chwili zawołała męża, zostałam sama z Radkiem. Przysiadłam się bliżej niego i zapytałam..
-Ile lat się znamy?
-15 może z 20
-Pomiń fakt, że kiedyś byłam śJ. Czy uważasz, że jestem złym, podłym człowiekiem, którego trzeba omijać, a co gorsza się bać?
- Nie. Odpowiedział bardzo szybko i bez namysłu.
- A więc porozmawiaj ze mną jak przed laty. Chcesz coś wiedzieć, zapytaj, albo zapytaj swoich braci, jeśli się będą migać z odpowiedzią lub zrzucą na podszepty szatana, nie daj się zwieść. To będzie znaczyć, że pytanie było niewygodne. Chcesz się doradzić powiedz, ja na pewno nikogo na siłę nie odciągam od organizacji, ale uważam, że każda osoba nim przyjmie symbol, powinna poznać plusy i minusy.
A niestety, od osób prowadzących z Tobą studium o minusach się nie dowiesz. A ta grupa religijna jak wszystko na tym świecie, ma także minusy.

Odsunęłam się od niego, postanowiłam odpuścić. Uznałam, że tyle na początek wystarczy. Trzeba go zostawić z jego własnymi myślami, niech choć jedna zakiełkuje to będzie szansa na ratunek. Gdy wychodziłam Iwona zapytała..i co, pomogło coś? Nie wiem, odpowiedziałam. Świadkiem się uczy być kilka miesięcy, przez jedną rozmowę go się nie odwiedzie, też trzeba czasu...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 29 Styczeń, 2018, 16:05
(...) Zapytałam  go..masz dzieci? Mam, troje. I co jakby nagle jedno z nich, to średnie przyszło i opowiedziało ci, że ten i ten wujek wsadzał mu ręce tam i tam, albo kazał robić to i to. Co wtedy zrobisz, pójdziesz do wszechwiedzących braci po pomoc? Wtedy odezwał się mąż Iwony, znając Radka zapier...by skór...
Ponowiłam pytanie..co być zrobił, czekał aż go spotka kara na sądzie boskim, a póki co będzie krzywdził inne dzieci, a może i twoje najmłodsze? (...)
  "Zapytałam go..masz dzieci?"
   Czasami takie pytanie to najlepsza metoda, żeby do kogoś dotrzeć.
   Po wielu argumentach do mojej przyjaciółki, nt. pedofilii u śj, które niewiele dały,
   w końcu, przeniosłam rozmowę na grunt jej rodziny i dzieci.
   Oczywiście, szybko dotarło do niej, że procedury, jakich używa wts, są nie do przyjęcia.
   A taki ukryty pedofil powinien szybko stanąć przed wymiarem sprawiedliwości.
   :'( :'(
   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Luty, 2018, 16:11
     Wiesz Estera, każdy jest inny i do każdego co innego trafia. Na niektórych wielkie rzeczy nie działają, a trafi się jakiś mały impuls, który poruszy  czuły punkt i jest bum.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 01 Luty, 2018, 16:27
     Wiesz Estera, każdy jest inny i do każdego co innego trafia. Na niektórych wielkie rzeczy nie działają, a trafi się jakiś mały impuls, który poruszy  czuły punkt i jest bum.
   Tak, Aniu ...
   To jest prawdziwe, co napisałaś i dokładnie tak jest w życiu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Luty, 2018, 17:22

Najmilsi! Nie dziwcie się, jakby was coś niezwykłego spotkało


    Minęły dwa tygodnie, zadzwoniła do mnie Iwona, że Radek chce mój numer telefonu, czy może mu dać? Jasne, nie widziałam problemu, po cichu na to liczyłam.
Zadzwonił jeszcze tego samego dnia z prośbą o spotkanie. Zaprosiłam go do siebie, trochę mnie rozłożyło przeziębienie, a więc nie chciałam wychodzić i się wietrzyć. Nie chciał, proponował różne miejsca, ale ja byłam nieugięta. Zapytałam go śmiejąc się..ty się mnie chyba nie boisz? Nie zdążył nic odpowiedzieć, zaproponowałam, aby na szyje ubrał wianek z czosnku, w kieszenie włożył jeszcze po cebuli i może śmiało przychodzić. Już nic nie proponował, dogadaliśmy dzień i godzinę jego odwiedzin.

Gdy już siedzieliśmy przy kawie, zapytał..a co uważasz się za czarownicę, że kazałaś mi się tak uzbroić w czosnek i cebulę? Nie, skąd szybko zaprzeczyłam. To po to, abyś  się ode mnie przeziębieniem nie zaraził. Był lekko zaskoczony, dlatego dodałam..nigdy się nie kieruj pozorami, są bardzo złudne i mylące. Gdy rozmowa zeszła na temat śJ, powiedział stanowczo..nie myśl tylko, że przestałem wierzyć w prawdę. Skąd, nie miałam takiego zamiaru, w prawdę należy wierzyć, pod warunkiem, że jest prawdziwa, a nie naciągana.

Rozmawialiśmy chwilę i czułam się jakby to on chciał mnie przekonać do świadków, jednak po chwili doszła do wniosku, że tak naprawdę on przekonuje siebie, to on zaczyna mieć wątpliwości. Zapytałam go, co sądzi o choince, innych uroczystościach czy też świętach. Usłyszałam znane teksty o bałwochwalstwie i szatanie. Ok, ale czy ktoś się do tej choinki modli? Nie, czy ktoś wywołuje z niej duchy? Też nie. A więc pytam gdzie problem? Czego się boją?
Przecież ich założyciel kiedyś sam świętował Boże Narodzenie. Tego akurat nie wiedział i  był bardzo zaskoczony. Mimo małych osiągnięć szło jak po grudzie, nie chciałam wytaczać armaty, ale nie miałam też siły na dłuższe wałkowanie Radka i jego nawiedzenia.

Kilka lat wcześniej, jego żona i córka miały wypadek. Obu podano krew, żonie tylko raz, ale córce pompowano na okrągło, ponieważ nie można było zatamować krwotoku. Cała rodzina, kto tylko mógł oddawali krew, strasznie to przeżył, co odbiło się na jego zdrowiu.
I właśnie tego argumentu użyłam, zadałam dziwne trochę pytanie.
A czy nie żałujesz, że wcześniej nie zacząłeś studiować ze śJ?
O tak, odpowiedział już by może był pionierem, a może i dalej..zamyślił się.
Wątpię, sprowadziłam go na ziemię, bo jako wdowiec z dwójką dzieci nie miałbyś na to czasu.
Co ty gadasz..zapytał zdziwiony. Normalnie, jako świadek na pewno być nie pozwolił podać żonie i dziecku krwi, już bracia by o to zadbali. A więc sobie teraz wyobraź, jakby wyglądało twoje życie, bez Oli i Kamili?

Nie odpowiedział na moje pytanie, w ogóle zamilkł. A ja podsunęłam mu laptopa i maila od Pani, która będąc świadkiem miała też taki dramat. Tu chciała ratować swojego syna, a tu bracia mówili, że nie można podać krwi, pouczali lekarzy. A ona w swojej bezradności, uklękła  na podłodze, oparła się o krzesło i zaczęła modlić..Boże powiedz co mam zrobić, jak postąpić, daj mi jakiś znak ? Poczuła głaskanie po głowie, spojrzała, obok niej stał mały, lekko sepleniący chłopczyk (może cztery latka) zapytał ją..pomóc ci wstać, chora jesteś, nie bój się, pan doktor ci pomoże? Ucałowała chłopca w czoło i pobiegła do lekarza, aby ratował jej syna.
Gdy wróciła nie było chłopca ani nikogo z jego opiekunów. Kilka dni później zauważyła na drzwiach wejściowych na oddział napis..dzieciom do lat dwunastu wstęp wzbroniony.
Dziś nie jest już świadkiem, ale za to jest babcią dwóch wnuków i dumną matką syna ratownika medycznego.

Radek przeczytał, pożegnał się i tyle go widziałam. Po kilku tygodniach dostałam od niego SMS o treści, „A jednak jesteś czarownicą. ;)”, kilka dni później zadzwoniła Iwona, z gorącymi wieściami od bratowej..Radek już nie chodzi na zebrania.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 03 Luty, 2018, 00:58
Po armagedonie nie licz na spokój CK zadba by Cię z martwych zbudzić .Powstaniesz jako stara przygarbiona zła kobieta z powykręcanymi stawami i będziesz obwożona jako ta co sprzeciwiła się świętej organizacji i prowadziła krecią robotę.Będziesz taką śpiącą czarownicą,ku uciesze wszystkich wiernych któryś z kolei owiec.Moje gratulacje i można prosić o więcej opisów tych szczególnych zasług dla przenajświętszej.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Luty, 2018, 20:07
Po armagedonie nie licz na spokój CK zadba by Cię z martwych zbudzić .Powstaniesz jako stara przygarbiona zła kobieta z powykręcanymi stawami i będziesz obwożona jako ta co sprzeciwiła się świętej organizacji i prowadziła krecią robotę.Będziesz taką śpiącą czarownicą,ku uciesze wszystkich wiernych któryś z kolei owiec.Moje gratulacje i można prosić o więcej opisów tych szczególnych zasług dla przenajświętszej.

   To jeszcze tyle mamy czekać na ten armagedon, aż się zestarzeję i pomarszczę?  :o A przecież świadkowie mówią, że już już czuć jego oddech na garbaciźnie.  ;D

Jaka krecia robota? Ja działam jawnie, wiele osób mnie zna z imienia i nazwiska. Ostatnio przyszły do mnie dwie panie  i pytają..
- Możemy porozmawiać?
- O czym? Pytam i idę w ich kierunku z serdecznym uśmiechem.
- O Bogu. Panie też się szczerzą.
A ja na to, wyciągam do nich rękę, przedstawiam się i pytam..
- A co Panie chcą wiedzieć o Bogu? Bo ja jako odstępca, mam bardzo szeroką wiedzę w tej dziedzinie.
Moje zęby nadal się wietrzyły w soczystym uśmiechu. Panie nie bardzo wiedziały co powiedzieć, w końcu starsza powiedziała..
- A to my przepraszamy.
I sobie poszły.  :( Okazało się, że nie chciały gadać o Bogu, kłamczuchy jedne.  ;D

Będą wpisy, będą, ale to wszystko wymaga pracy, a czasem doba za krótka.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 04 Luty, 2018, 20:16
Tazla, ty tak zaraz na "Dzień dobry", ludzi, tfu... to jest Świadków straszysz!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Luty, 2018, 15:12
  Kochana, a co mam się czaić. Niech wiedzą, że choć odstępca, to uczciwy człowiek, a nie bydle.  8-) ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dorkas w 05 Luty, 2018, 16:23
Ej , jakie bydle! ja też jestem uczciwym człowiekiem !

Fakt, nie reaguje na wymuszenie na mnie uczciwości i stwierdzenie , że nie czuję się śJ, rzeczywiście nie mówię prawdy  ;) ale żeby od razu bydle  :( ;) ?!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Luty, 2018, 16:58
Ej , jakie bydle! ja też jestem uczciwym człowiekiem !

Fakt, nie reaguje na wymuszenie na mnie uczciwości i stwierdzenie , że nie czuję się śJ, rzeczywiście nie mówię prawdy  ;) ale żeby od razu bydle  :( ;) ?!

  Ja tylko o sobie, o nikim więcej.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Luty, 2018, 20:53
Miłosierdzia chcę a nie ofiary.



    Pierwsza bohaterka, Stefania, kobieta po osiemdziesiątce, kiedy gorliwy świadek, od 10 lat wykluczona.
Zatrudniła pewnego brata do malowania mieszkań w swoim małym domku pod lasem. Brat miał pomalować, a jego żona posprzątać. Tak jej wysprzątali, że nie mogła się doliczyć oszczędności, srebrnych łyżeczek i kilku innych rzeczy.
Sprawa oparła się o zbór i braci starszych, ale co ona mogła sama, przeciwko dwójce ludzi.
Efekt był taki, że powiedziała, iż..pier..taką religię, gdzie się wierzy złodziejom i więcej nie będzie chodzić na zebrania. I tak są wykluczono.
Wioska się rozbudowała, już nie była na odludziu. Żyła tak sobie w zdrowiu , aż do ubiegłego roku, gdy zachorowała na serce.

Drugi bohater Darek. Gdy był dzieckiem to Stenia się nim zajmowała, później, gdy był już dorosły to ona go wychowała w prawdzie. Była obecna w jego życiu i życiu jego rodziny. Była ciocią nie tylko dla niego, ale także  jego dzieci.

Trzeci bohater Sam, młody ambitny świadek. Marzący o Nadarzynie jako miejscu docelowym w swojej org..karierze.

Po wykluczeniu Steni Darek jeszcze czasem do niej zaglądał. Jednak gdy starsi zagrozili mu wykluczeniem, przestał ją odwiedzać. Gdy dzieci pytały, dlaczego nie chodzą już do cioci, odp..bo Jehowie się to nie podoba. Ona nie potrzebowała pomocy, znała środowisko, a więc nawet na nią nie liczyła. Wszystko się zmieniło po chorobie.

Kiedyś Darek jechał samochodem ze swoimi nastoletnimi dziećmi, a Stenia szła ze sklepu i ciągnęła po ziemi siatkę z zakupami. Nie wolno jej było dźwigać, a może nawet nie miała siły? Ominął ją, jakby nie widział. Wtedy córka zwróciła mu uwagę..tato nie widzisz, że ciocia jest chora? Trzeba jej pomóc. Udawał , że nie słyszy, wtedy dziewczyna zaczęła piszczeć i krzyczeć, aby się zatrzymał. Wysiadła, a za nią jej brat i poszli pomóc kobiecie. Wrócili do domu po dobrych dwóch godzinach.

Na wyrzuty ze strony ojca, że to wbrew Bogu i w ogóle, że jest wykluczona. Nastolatka się postawiła i zapytała ojca..a co to za Bóg, który broni pomagać słabszym? Jeśli on wyznaje takie zasady, to ja go nie chcę znać. To dało mężczyźnie do myślenia, długo rozmawiali z żoną i postanowił, że będą Steni pomagać, ale tak ukradkiem. Lepiej, żeby bracia nie wiedzieli.
Od tej pory, pod osłoną nocy nosił kobiecie zakupy, obiady, rąbał drewno. Tylko jego dzieci miały więcej odwagi i robiły to jawnie za dnia, aż do momentu..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 05 Luty, 2018, 22:39
Do momentu gdy, Tu proszę państwa czas na reklamę  >:(  Dobrze, że tu nie muszę płacić abonamentu! ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Luty, 2018, 22:47
Do momentu gdy, Tu proszę państwa czas na reklamę  >:(  Dobrze, że tu nie muszę płacić abonamentu! ;)

 Nie, ale zastanawiam się nad postawieniem puchy.  ::) ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 06 Luty, 2018, 05:06
Nie, ale zastanawiam się nad postawieniem puchy.  ::) ;D
A postaw, postaw, jak ma to być na tych twoich rozbitków z orgu, to sama chętnie się dorzucę...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Luty, 2018, 13:09


       Jeśli zaś ktoś posiada dobra tego świata, a widzi bliźniego w potrzebie i zamyka przed nim serce swoje..


    Pewnego dnia, Darek został odwiedzony przez starszych. Nie bardzo wiedział, jaki jest cel wizyty, jedno co mu przychodziło do głowy to nastoletnia córka, która zwlekała z symbolem. Oni zaś nie pociskali, uważali, że to poważna decyzja i powinna być podjęta świadomie.

Zasiedli przy stole, jeden z mężczyzn kładąc Biblię na stole powiedział..bracie Darku, martwimy się o twoją rodzinę, postępuje ona wbrew zasadom Jehowy. Moja rodzina? Zapytał zdziwiony. Tak, twoje dzieci bratają się z odstępcą, a to zagrożenie dla ciebie i dla całej bożej organizacji.
Darek już wiedział, chodziło o Stenię, a więc skoro wiedzą nie ma co się wypierać. Powiedział, że uważa, iż trzeba pomagać słabszym, chorym i tym w potrzebie. Bracia byli niby tego samego zdania, trzeba, ale nie odstępcą. I tu się zaczęła reprymenda ze straszeniem.

Nie dał się zastraszyć, na razie jego dzieci nie były jeszcze świadkami. Powiedział coś podobnego, co jego córka..wątpię, aby Bóg miał za złe, że się pomagam komuś w potrzebie. Nie obiecał skarcić dzieci, ani zabraniać im pomocy Steni, tak się rozstali. Nie wiedział tylko jednego, kto doniósł, a tak naprawdę nie zależało mu na tym, kto to był.

Dzień był coraz dłuższy, a więc i On działał jawnie, każdy mógł widzieć i donosić do zboru.
Dużo o tym myślał i miał coraz więcej wątpliwości co do nauk TS.
Pewnej niedzieli, po zebraniu zawołano go na dywanik. Pokazano mu zdjęcia, jak razem ze synem układali drewno w szopie Steni, a później razem z nią siedzą i piją herbatę. Powiedziano mu, że jak nie przestanie, zostanie wykluczony za nieobyczajne zachowanie.

Poczuł się jak bohater kiepskiej komedii, komuś się wydawało, że zastępuje Boga. Nie bronił się, nie tłumaczył powiedział tylko..nie powinno się używać słów znaczenia, których się nie rozumie. I jeśli wszystkie nieobyczajne zachowania tak by wyglądały, świat byłby naprawdę piękny. Następnej niedzieli nie było ich na zebraniu, gdy poszli na kolejne, część braci nie podała im ręki. Ci, co podali, unikali wzroku, podawali rękę szybko i szybko ją zabierali.
Gdy jednak w trakcie zebrania padło o szerzącym się zagrożeniu, odstępczych postawach i kropli, która zatruwa..wszystkie głowy były zwrócone w ich kierunku. Tego było już za wiele, wstał i powiedział to samo co jego córka..jeśli ten Bóg zabrania pomagania słabszym i tym w potrzebie, to ja nie chcę z nim mieć nic wspólnego. Wyszli ze sali i więcej tam nie wrócili.

Starsi nie zaniechali odwiedzin, nie namawiali na powrót, ale do zaprzestania pomocy kobiecie.
Wtedy też Darek zobaczył kolejne  zdjęcia, jako dowód jego przestępstwa przeciwko Bogu. Tego było za wiele, wstał powiedział, że niczego się nie wypiera, niczego nie żałuje i nie ma zamiaru przestać pomagać. Poprosił, aby wyszli i więcej nie wracali, bo jego cierpliwość się kończy, nie słuchali co do nich mówił. Zebrał ze stołu publikacje, jakie ze sobą przynieśli, łącznie z ''dowodami zbrodni'', otworzył szeroko drzwi i wszystko wyrzucił. A później zwrócił się do swoich byłych braci, a teraz wypad, ale to już!!! Bardzo szybko ich wykluczono.

Dzieci były zachwycone, Darek miał mieszane uczucia, bo nagle wszystko, w co wierzył, wskazówki, jakie wdrażał w życie, nagle okazały się jedną wielką farsą. Czuł rozgoryczenia i złość na siebie, że wcześniej nic nie zauważył, nie widział sprzeczności i paradoksów. Brał wszystko za dobrą monetę, ufał braciom, ufał CK, a to jedno wielkie oszustwo.
Gorzej było z żoną, po wykluczeniu nie mogła znieść tego, że jej znajome, przyjaciółki udają, że jej nie widzą lub nie znają, gdy do nich podchodzi. Z dnia na dzień było z nią coraz gorzej. Rozmawiał, pocieszał, że będzie lepiej, organizowali sobie z dziećmi czas na różne sposoby, czasem musieli ją z domu wyciągać na siłę. W dniu, gdy  wróciła zapłakana z pracy był przerażony tym, co niby kochający ludzie potrafią zrobić bliźniemu. I to tylko dlatego, że zmienił swój pogląd. Wtedy wiedział, że sami z tym problemem sobie nie poradzą, trzeba się udać do specjalisty..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Bożydar w 11 Luty, 2018, 14:05
I to jest ten słynny lód Jehowy z JW.ORG rodem...
Jezus powiedział, że jeśli kochamy tych którzy kochają nas to niczym się nie różnimy od reszty religii. Polecił kochać nieprzyjaciół.  A tutaj jak KGB i SS - zdjęcia, zeznania i potajemne nachodzenie w domu, zastraszanie, wymuszanie, warunki. Jeśli to jest naśladownictwo Chrystusa to ja dziękuję bardzo, jak zrobił to Darek.

Rzekomy raj duchowy JW to wielka mydlana bańka pękająca w chwili odmowy spełniania wymagań faryzeuszy CK i zrobotyzowanych starszych.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 11 Luty, 2018, 15:59
Pewnej niedzieli, po zebraniu zawołano go na dywanik. Pokazano mu zdjęcia, jak razem ze synem układali drewno w szopie Steni, a później razem z nią siedzą i piją herbatę. Powiedziano mu, że jak nie przestanie, zostanie wykluczony za nieobyczajne zachowanie.

Organizacja Świadków w pigułce.
Ktoś ze zboru uprzejmie donosił do starszych i nawet zdjęcia usłużnie zrobił.
Powód oskarżenia i groźba wykluczenia za nieobyczajne zachowanie... od razu przypomina mi się dobroć Stalina...
Starsi byli dobrzy niczym Stalin. Za tak grzeszne postępowanie należałaby się takiemu "niewiernemu" kara śmierci, a oni grozili mu "tylko" wykluczeniem!....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: O Yeah Bunny! w 11 Luty, 2018, 19:12
Wątek z życia wzięty
WSZELKIE PODOBIEŃSTWO DO OSÓB I ZDARZEŃ JEST PRZYPADKOWE. IMIONA. I NAZWISKA SĄ FIKCYJNE. WSZELKA ZBIEŻNOŚĆ JEST PRZYPADKOWA. WSZELKIE. PRZEDSTAWIONE ZDARZENIA I OSOBY MOGĄ BYĆ FIKCYJNE.

Wiosna 2016..... A w d...ę szkoda czasu na to g...o
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Luty, 2018, 19:57
  A tutaj jak KGB i SS - zdjęcia, zeznania i potajemne nachodzenie w domu, zastraszanie, wymuszanie, warunki. Jeśli to jest naśladownictwo Chrystusa to ja dziękuję bardzo, jak zrobił to Darek.

   Chcą mieć wgląd do wszystkiego, a tym samym mieć władzę absolutną i to w każdej dziedzinie.


Starsi byli dobrzy niczym Stalin. Za tak grzeszne postępowanie należałaby się takiemu "niewiernemu" kara śmierci, a oni grozili mu "tylko" wykluczeniem!....

 Pewnie gdyby CK rzuciło światłem o kamienowaniu takich ''grzeszników'', bardzo wielu by chętnie to robiło.

W koło domu odstępców, nie byłoby nawet grubszego żwirku.  ;D



 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Irena w 15 Luty, 2018, 18:23
Piękna historia, jak serce i wrażliwość zwycięża, tylko dlaczego okupiona taka cena???? 
Jeśli czyta to aktywny sj to niech mi proszę odpowie co w tym było niestosownego i co sie "Jehowie "nie podobało"...
Życzę im siły i woli zycia poza orgiem. Tam nie ma przyjaciół tylko powróz i bat....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Luty, 2018, 21:29


Coś bardzo na czasie.

Zmarł w mojej miejscowości mężczyzna, mieszkał sam. Jego matka była świadkiem, świadkiem nadal jest jego brat, on sam miał chwile fascynacji organizacją. Trwało to krótko i zawsze wracał do swojej miłości, alkoholu. Choć sentyment do świadków miał ogromny. ​
O jego śmierci dowiedziałam się przez przypadek, ale nie to mnie ścięło z nóg. Fakt, że nie ma kto się zająć pochówkiem. Jak to spytałam zdziwiona mojego rozmówcę? A brat? Dość że biznesmen to jeszcze świadek i nie działa? Każdy ręce rozkładał, że zmarły chyba nie miał rodziny.

Wiedziałam, że miał i postanowiłam tak tego nie zostawić. Zadzwoniłam do naszego wspólnego kuzyna ( katolika) i zapytałam, czy wie o śmierci Zenka i o tym, że nie ma go kto pochować? Nie wiedział, obiecał zadzwonić do brata zmarłego, a żyją w bardzo dobrych relacjach i dać mi znać.
Brat też nie wiedział, a więc zawaliły organy, takie jak GOP i Policja.
Następnego dnia zadzwonił do mnie z samego rana i poinformował, że brat się nie zajmie pochówkiem. Oni są świadkami Jehowy ,  mają inne wierzenia, skupiają się na zmartwychwstaniu, a nie na pogrzebach. I może by się tym zajął ktoś z sąsiadów, a może sołtys? Tego było za wiele.

Staram się nie przeklinać, bardzo rzadko się wściekam, ale jak już się wścieknę to uciekaj kto żyw.
Wygarnęłam kuzynowi co o nich myślę, że niech ich...strzeli z ich wierzeniami. Powinni go wziąć za nogi i wywlec do lasu, aby go coś zeżarło. Chcą zmartwychwstać, to pierw muszą kipnąć, pozoranci. Przy okazji oberwało się kuzynowi, bo delikatnie zasugerował abym może ja się tym zajęła.
Kazałam powtórzyć świadkowskiej rodzinie, że jeśli go nie pochowają jak należy, to zrobię taki dym, że będą mieć przedsmak armagedonu. I to nie tylko u nich w Popierdółkach, ale w całym powiecie.

Zadzwonił po kilku godzinach, że mają dylemat..jak go mają pochować? Świadkiem nie był, katolikiem też nie? Odpowiedziałam..jak człowieka, godnie. W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi. Następnego dnia zadzwonił i powiedział, że kupili mu garnitur, będzie skremowany i za dwa dni pogrzeb. Dało się? Pytam kuzyna? Dało. Coś bym ci powiedział, zagadał , ale obiecaj, że już się nie będziesz wściekać. Luz, obiecuję. Jak im powtórzyłem twoje słowa, powiedzieli, że szatan w ciebie wstąpił. Zaśmiałam się głośno..żeby tylko jeden.  ;D

Kupiłam wiązankę i też poszłam na pogrzeb. Przyjechało około 35- 40 osób ze śpiewnikami. Oczywiście rodzina przywiozła swojego mistrza ceremonii, jak zawsze tematem przemowy był raj i miłość itp. Gdy rajska mowa się przedłużała, śnieg sypał coraz mocniej, postanowiłam sobie pójść, ale pierw poszłam złożyć przy urnie wiązankę.
Przesztafirowałam się przed obecnymi śJ, szłam wolno z wysoko podniesioną głową. Położyłam kwiaty, stanęłam chwilę nad urną, kątem oka widziałam jak dwie panie szepczą sobie coś na ucho i pokazują na mnie. Wiedziałam, że muszę im dać solidny powód do gadania, a więc mało myśląc przeżegnałam się i odeszłam od grobu. Przechodząc obok dawnych znajomych, lekko przewietrzyłam zęby i sobie poszłam.

I tak po dwóch tygodniach człowiek spoczął w rodzinnym grobie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: chmura w 15 Luty, 2018, 22:38
Tazła
Uwielbiam cię: ):)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Irena w 15 Luty, 2018, 23:34
 :D Spiczles... temat przykry ale okraszony osobowością Tejzlej🤗 Znak krzyża byłej sj...gdybym nie leżała to bym padła a tak tylko mnie mięśnie twarzy bola od śmiechu...

Padalcy nie mogą pochować bo wierzenia...a jak juz mogą to stadnie sie zlecieli pokazówkę zrobic...żen....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 15 Luty, 2018, 23:52
Tazła
Uwielbiam cię: ):)

To pachnie kultem jednostki  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: chmura w 16 Luty, 2018, 08:39
Nie zapominaj ze jestem odstepcą: czyli opętana przez demony i szatana to co mi szkodzi kult człowieka ? ;) ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 16 Luty, 2018, 12:13
I ktoś mi napisze że z tymi TYPAMI, należy: och, ach delikatnie, bo może urazisz, skaleczysz obolałe ciało, oni przecież tacy współczujący, kanalie z pod ciemnej gwiazdy i to nie jest ich omamienie przez Warwick, przykład z pochówkiem jest tego dowodem, dopiero "dym", o którym powiedziała "kuzynkowiu" TaZła ich ruszył. Brawo, tak trzymać, wszędzie tam gdzie trzeba użyć bata, należy to czynić, oni mają skrupuły? My opętani przez ordy demonów to wiemy, że nie.
Pozdrawiam 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 16 Luty, 2018, 12:32
I ktoś mi napisze że z tymi TYPAMI, należy: och, ach delikatnie, bo może urazisz, skaleczysz obolałe ciało, oni przecież tacy współczujący, kanalie z pod ciemnej gwiazdy i to nie jest ich omamienie przez Warwick, przykład z pochówkiem jest tego dowodem, dopiero "dym", o którym powiedziała "kuzynkowiu" TaZła ich ruszył. Brawo, tak trzymać, wszędzie tam gdzie trzeba użyć bata, należy to czynić, oni mają skrupuły? My opętani przez ordy demonów to wiemy, że nie.
Pozdrawiam

Iz 58:1 Krzycz na całe gardło, nie przestawaj!
Podnoś głos twój jak trąba!
Wytknij mojemu ludowi jego przestępstwa
i domowi Jakuba jego grzechy!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 16 Luty, 2018, 13:14
Pewnie że będę trąbił, Światus, z coraz większą intensywnością, każdy z nas ma dziesiątki znajomych, reakcja łańcuchowa, to proste, ci nasi znajomi mają kolejnych znajomych i tak wpływ tych "typów" będzie się zawężał. Gdybym znał fakty o sekcie w 1984 roku, gonił bym to kolesiostwo na cztery wiatry.
Pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Luty, 2018, 19:28
 
   Wiedziałam, że wieści o pogrzebie dotrą do mojej rodzicielki.
A ona wyrazi swoje zdanie na temat mojego haniebnego zachowania i tak też się stało.

Wczoraj jadąc przez moją rodzinną miejscowość, weszłam odwiedzić rodziców.
Mama siedziała jak chmura gradowa, na moje dzień dobry, nawet nie odburknęła ale bardziej warknęła na mnie. Chwilę pogadałam z ojcem, ona nadal się nie odzywa. Aha, pomyślałam chodzi o mnie. A że żadnych grzechów większych nie pamiętałam, domyślałam się, że wie o pogrzebie. ;D

Pytam jej wprost..
-A ty co chora jesteś?
-Nie
-A wyglądasz jakbyś była .
- Gdybyś ty miała takie obłudne dziecko, też byś była .
- A co to moje rodzeństwo ci zrobiło? Zapytałam z udawaną troską i wielkim zdziwieniem.
- Nie udawaj, ty i te szopki na pogrzebie. Myślałam, że się pod ziemię zapadnę ze wstydu jak mi powiedziano.
-Jaaaaaa? Zapytałam zdziwiona.
- Nie tak cię wychowałam
- A co ja takiego złego zrobiłam?  Zmusiłam rodzinę Zenka do tego aby go pochowali jak normalna rodzina? Normalna,a  w tym kanonie świadkowie się nie mieszczą.
Nie dopuszczając matki do głosu pytam. A ty gdzie byłaś? Jak jego matka żyła, a i po śmierci to piałaś nieraz a siostra Helenka, ach jaka ona była gorliwa. Nie mogłaś ze względu na pamięć o niej, iść na pogrzeb jej syna?
- A co ma syn do matki, to jej zasługi, a nie jego.
I o to mi chodziło, do tego poprowadziłam naszą rozmowę, aby te słowa padły.
- Dokładnie tak, ty też nie masz nic do moich zasług.  ;D

I na tym skończyłam uroczą wizytę w moim rodzinnym domu.

Chmura, masz rację. Jesteśmy w tej luksusowej sytuacji, że możemy wielbić kogo nam się tylko podoba.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 20 Luty, 2018, 17:34
 To bardzo urocze.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Luty, 2018, 19:44
  Urocze to mogą być widoki nad Soliną, a to to jest groteska.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 20 Luty, 2018, 19:58
Sama to wywołałaś TaZła, to dla zmiany klimatu:https://www.youtube.com/watch?v=t2VGjEqPdok
Przyjemnego wieczoru, na Solinę przyjdzie czas
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 22 Luty, 2018, 20:54
  Urocze to mogą być widoki nad Soliną, a to to jest groteska.
Przyjemne widoki były 40 lat temu ,a dziś wszystko zostało zaśmiecone komercją.Dzikość Soliny zmarła ale pogrzebu nie było.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 23 Luty, 2018, 13:30
Przyjemne widoki były 40 lat temu ,a dziś wszystko zostało zaśmiecone komercją.Dzikość Soliny zmarła ale pogrzebu nie było.

Czy do końca zamarła, to ryb już tam nie ma? Połowił bym, właśnie tam, taki mam plan.
Pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Luty, 2018, 10:41
Najmilsi! Nie dziwcie się, jakby was coś niezwykłego spotkało

Radek przeczytał, pożegnał się i tyle go widziałam. Po kilku tygodniach dostałam od niego SMS o treści, „A jednak jesteś czarownicą. ;)”, kilka dni później zadzwoniła Iwona, z gorącymi wieściami od bratowej..Radek już nie chodzi na zebrania.


      Już wiedziałam, że nie chodzi na zebrania, ponownie zadzwoniła jego siostra. Była bardzo podekscytowana tym, że brat nie chodzi już na zebrania, nie znika w weekendy aby głosić itp. Skwitowała, że powinien mi podziękować, że go ustrzegłam przed tym..dziadostwem (cytat). Odparłam, że nie nie musi dziękować, ja nie po to ostrzegam, żeby później słuchać jakichś pochlebstw i dowodów wdzięczności. Już sam fakt, że ktoś przejrzał na oczy, jest wystarczającą nagrodą.

Minął dobry tydzień, będąc w UG spotkałam Radka, rozmowa o wszystkim i niczym. Nie mam w zwyczaju takich osób zadręczania pytaniami o org..i wszystkim co z tym związane. Nie padło z mojej strony ani jedno pytanie, uważałam, że to co miałam powiedzieć już powiedziałam. Gdy rozmowa przestawała się kleić, postanowiłam się pożegnać i iść na zakupy.
Gdy wróciłam Radek czekał na mnie przy samochodzie, udałam zdziwioną i zapytałam..na mnie Radeczku czekasz?
Odpowiedział, że tak, bo musi mi coś powiedzieć. A więc zamieniłam się w słuch.

- Wiesz, wtedy u Iwony bardzo mnie wkurzyłaś.
- Wiem, odpowiedziałam uśmiechając się do niego bardzo serdecznie.
- Ale skąd wiesz? Przecież starałem się panować nad sobą.
- Tak, za bardzo się starałeś. Pamiętaj, jeśli ktoś uważa na każde słowo, panuje nad gestami, a jednocześnie jest jakby kij połknął to nie jest oznaka, spokoju. To jest tykająca bomba.
Teraz to on się zaśmiał.
- A ja myślałem, że jestem dobrym aktorem. Wiesz, obiecałem sobie, że to co mówiłaś nie zachwieje moją wiarą, że to na pewno nie jest prawda. Że szatan chce mnie zwieść. Jednak twoje słowa chodziły za mną, gdzieś mi się tłukły po głowie. Obudziłem się kiedyś w środku nocy, odpaliłem komputer i pomyślałem..ja ci pokażę, że to wszystko kłamstwa, oszczerstwa. Ale czym więcej czytałem, czym więcej przeglądałem materiałów, docierało do mnie, że miałaś rację. Bolało, z każdym zdaniem bolało coraz bardziej.
- A wiesz, dlaczego to co powiedziałam, tak na ciebie podziałało? To było ziarno, które wpadło do mądrej głowy, a nie pustego łba. Znów się do niego serdecznie uśmiechnęłam, co udzieliło się też Radkowi.
- Jedno mnie najbardziej uwiera.
- Nie mów, niech zgadnę. Jesteś na siebie zły, że dałeś się omamić, oszukać, uważasz siebie za naiwniaka.
- Skąd wiesz? Był mocno zdziwiony.
- Tak ma człowiek, który przegląda na oczy, człowiek obiektywny. I to, że w tym oszustwie widzisz także swoją winę, bardzo dobrze świadczy o tobie jako o człowieku. To, że organizacja to podłe bydle i żeruje na ludziach to nie podlega dyskusji, ale trzeba mieć świadomość, że do tanga trzeba dwojga i my w tym też swój udział mieliśmy. Jednak najważniejsze w tym jest to, że człowiek się budzi i wychodzi z tego bagienka. I nie dręcz się, nie jest wstydem wdepnąć w g..., ale wstydem w nim pozostać i się babrać. Potraktuj to, jak lekcję życia, przerobiłeś, odrobiłeś i idziesz dalej. Jedni kupują pościel błogi sen, a snu jak nie było tak nie ma. Inni garnki za grube tysiące, które mają gotować wykwintną zupę na gwoździu, a jeszcze inni dali się omamić śJ. Wszyscy mają wspólny mianownik, nadzieli się, sparzyli i mają nauczkę na przyszłość.

Zapanowała cisza, ja powiedziałam co miałam do powiedzenia, a Radek wyglądał na zamyślonego. Po dłuższej chwili spojrzał na mnie i powiedział.
- Mądra kobieta z ciebie.
- Taaak? A ja myślałam, że czarownica. :o ;D
- Jeszcze kilka tygodni temu miałem ochotę cię udusić, gołymi rękoma.  ;D
Teraz razem żeśmy się śmiali. Na odchodne mnie objął i mocno przytulił, powiedział.
- Moja żona wybiera się do ciebie z podziękowaniami, jest ci chyba bardziej wdzięczna niż ja.
- To mnie lepiej puść, bo jeszcze ktoś zobaczy i będzie, ale scena zazdrości. A następna do kolekcji mi niepotrzebna. ;D
I znów zaczęliśmy się śmiać.

Na koniec powiedziałam..pamiętaj,  obsmaruję cię na forum, bo wiele osób jest ciekawych jak to się z tobą skończyło. Co niniejszym uczyniłam.  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Marzec, 2018, 18:45

       Jeśli zaś ktoś posiada dobra tego świata, a widzi bliźniego w potrzebie i zamyka przed nim serce swoje..

Gorzej było z żoną, po wykluczeniu nie mogła znieść tego, że jej znajome, przyjaciółki udają, że jej nie widzą lub nie znają, gdy do nich podchodzi. Z dnia na dzień było z nią coraz gorzej. Rozmawiał, pocieszał, że będzie lepiej, organizowali sobie z dziećmi czas na różne sposoby, czasem musieli ją z domu wyciągać na siłę. W dniu, gdy  wróciła zapłakana z pracy był przerażony tym, co niby kochający ludzie potrafią zrobić bliźniemu. I to tylko dlatego, że zmienił swój pogląd. Wtedy wiedział, że sami z tym problemem sobie nie poradzą, trzeba się udać do specjalisty..


    Wątek o Darku miałam zakończyć, jednak sam Bohater po namyśle, namówił mnie, abym napisała zakończenie, ku przestrodze.
Może przeczyta choć jeden świadek, który jest bardzo gorliwy i chore zasady TS bierze sobie bardzo mocno do serca, tracąc przy tym zdrowy rozsądek. Zamieniając przyzwoitość na bilet do raju, który jest ulokowany na dywanie, pod który zamiata się wiele brudów.
 


     Jak każdego dnia rano, rozjechali się do pracy lub szkoły. W tym dniu córka zrobiła sobie wagary, miała iść z koleżankami do kina i początkowo miała ochotę. Jednak  działając pod wpływem dziwnego impulsu, postanowiła wrócić do domu i korzystać z wolnej chaty.
Znalazła matkę leżącą na podłodze w kuchni, wezwała pogotowie. Później dowiedzieli się, że to był ostatni moment na ratunek.

Kobieta zostawiła list, zapewniała rodzinę o swojej wielkiej miłości, przepraszała ich za to, co zrobiła, ale nie była w stanie dłużej normalnie funkcjonować między ludźmi, którzy traktowali ją jak trędowatą. A tak niedawno była jeszcze dla nich kochaną siostrą.
Darek był tak wściekły, że najchętniej szedłby i podłożył bombę pod salę w trakcie niedzielnego zebrania. Wracając ze szpitala, zauważył starszego, który ich odwiedzał i straszył wykluczeniem. Jak na świadka przystało, chodził z drugim mężczyzną i głosili. Zatrzymał samochód i wybiegł do nich, zaczął wrzucać im od różnych. Odpowiedział mu tylko jedno..nie rób przedstawienia, brat Sam robił to z miłości do was. Nie nasza wina, że twoja żona dała się opętać szatanowi. Tego było za wiele, sypnął mu między oczy, aż wpadł pod ławkę.

Po kilku dniach wróciły do niego słowa starszego, zaczęło go nurtować..co z tym Samem?
Żona wracała do sił, ale daleka była od zdrowia i dobrego samopoczucia.
Postanowił rozwikłać zagadkę z Samem, jedna z koleżanek w pracy  żony, była siostrą Sama.
Pojechał pod zakład pracy, dopadł ją i przycisnął krzyżowym ogniem pytań. Początkowo się zapierała, że nic nie wie, że to nie jej sprawa. Jednak gdy postraszył, że ją i jej siostry oskarży o nękanie żony i doprowadzenie do próby samobójczej, poskutkowało.

Jej bratu marzył się Nadarzyn, oczami wyobraźni widział się jako ważniak, z którym się liczą w zwykłych zborach. Gdy mówiono mu, że trzeba być wyjątkowo zasłużonym, starał się.
Starał się i to na różne sposoby, nie tylko głosił, ale i śledził niektórych braci. To on dostarczał do zboru zdjęcia i donosił, co robi Darek i jego rodzina.
Kilka dni na niego polował, aż wreszcie go złapał jak wychodził z domu. Bez słowa złapał za fraki, wepchnął do samochodu i zawiózł do szpitala. Tam go prawie zawlókł pod salę i pokazał, do czego się przyczynił. Widok był nieciekawy, blada kobieta, śpiąca w plątaninie kabli, otoczona różnymi urządzeniami.
Sam nie chciał patrzyć, ale Darek go trzymał za głowę i pytał..czy myślisz, że droga do raju jest wybrukowana takimi ofiarami?

Uszkodzona wątroba, problemy z nerkami to efekt drastycznego kroku kobiety. Psychicznie nie jest źle, lekarze zrobili kawał dobrej roboty. Choć gdy z nią rozmawiałam mówiła, że czasem miała wrażenie, iż lekarz nie wie jak jej pomóc, jak z nią rozmawiać. Niestety to prawda, nasi psycholodzy nie mają wiedzy na temat okrutnej, bezwzględnej sekty, jaką są śJ.
Dlatego jej powiedziałam..kochana, lekarze zrobili swoje, ile mogli, a teraz reszta należy do ciebie. Co masz na myśli, zapytała? Jak to, co..a pier...świadków i to, co było, ciesz się życiem. Nie są warci ani jednej ludzkiej łzy. Jak mówi werset "o tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi. "

Wychodzą na prostą, tę zimę Stanie mieszka u nich. Bardziej podupadła na zdrowiu, dom bez podstawowych wygód, nie jest odpowiednim dla niej lokum.
Sam, nie dostał się do Nadarzyna, a wręcz przeciwnie, zaczął intensywnie popijać.  Spowodował wypadek będąc pod wpływem, później miał kilka innych potknięć i go wykluczono.
Może wyrzuty sumienia, a może chore ambicje sprowadziły go tam gdzie jest?

Czy było warto aż tak się starać? Czy nie miał na tyle zdrowego rozsądku, żeby widzieć w swoim postępowaniu złych cech? Czyżby po trupach do zwycięstwa, dla niektórych było mottem życiowym?
Każdy kto przeczyta, niech się  choć przez chwilę zastanowi nad tym, jak łatwo można spaprać życie kilku osobom. Tu nie tylko Stenia,  Darek i jego rodzina są ofiarami, ale także Sam. W swojej naiwności myślał, że postępuje dobrze, a nikt   z tego błędu go nie wyprowadził. Oni tylko żerowali na jego chorych zapędach. A jak przyszło co do czego, umyli ręce. A bardziej dosłownie, wypięli się na niego.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Bożydar w 03 Marzec, 2018, 11:54
Religia donosicieli.
Donoszą na innych i na siebie samych.
Chociaż częściej mają cięższe odważniki dla innych, a swoje grzeszki lubią ukrywać w obawie przed wywaleniem.
Ale zawsze wywalenie innych stawia takiego w lepszym świetle...
Chore to do potęgi, a ludzie patrząc na zgromadzenia myślą jacy to poukładani i przyzwoici ludzie. Fuj... ::)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 03 Marzec, 2018, 21:25
Religia donosicieli.


A ja bym powiedziała że religia debili,świń i skur..synów.
Po trupach do celu.
Widzą tylko wille i lwa z barankiem na pastwisku i nie pogardzą BMW na podjeździe.
No nic tylko debile oderwane od rzeczywistości,bez zasad,przyzwoitości i miłości.
Takie perfidne cyborgi nastawione na zysk,wygody,luksusy i nieróbstwo.

Każdy by chciał leżeć i na hamaku jajka bujać,ale większość ludzi ma jakieś zasady a świadkowie nie mają.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Bożydar w 03 Marzec, 2018, 23:05
Coraz rzadziej skostniała brać myśli i cytuje - "Miłosierdzia chcę, nie ofiary" i "Kochaj bliźniego swego jak samego siebie".
Z drugiej zaś strony jeśli szary ŚJ od dzieciństwa uczy się samosabotowania za poczucie wartości i wymaganie od siebie "musisz robić więcej",
to co się dziwić, że Sam ufnie podpierniczał innych w celu ich "uszlachetnienia" (w rzeczywistości zniżenia do parapetu za przysłowiowy ryj).

Jak im zależy udupić kogoś to będą kisili się w aucie całe noce pod oknami bloku, a jak trzeba ujawnić pedofila czy kłamstwa CK to przytaczają werset w stylu "czekaj na Jehowę". Obłudnicy, faryzeusze i barbarzyńcy na wzór "pasterzy" z czasów Chrystusa.
Tylko się wyrzygać na tę warunkową miłość świadkowską.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 03 Marzec, 2018, 23:46
Swoją drogą , ciekaw jestem jak to bedzie w "nowym systemie" (raj na ziemi) ..
Kto na kogo i w jaki sposób (bydzie donosił)  ::)
Jak napisano w Biblii - "spojrzysz na grzesznika - i już go nie ma" ...
Tak 'na chłopski rozum' - jak to bydzie w raju ? - bo jo juz ci mom rozterki  :-\
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Bożydar w 04 Marzec, 2018, 00:01
Będą mieli laser w oczach i po samym "spojrzeniu grzesznika nie ma". :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 04 Marzec, 2018, 00:20
To 'starsi' będą "terminatorami" z rentgenem w oczach  8-)  ?
- jo chciałbyk dożyć choćby  "100 lat w raju" z dzieciokami i z zoną  :-[
To tyćko takie moje mazenie  ::)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Bożydar w 04 Marzec, 2018, 00:29
O donoszeniu ŚJ na siebie Rafał dobrze prawi.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Marzec, 2018, 10:37

   Kiedyś miałam znajomego, Pan po osiemdziesiątce, stary komunista.  Człowiek, bardzo mądry, rozsądny z szeroką wiedzą. Choć jak na swoją epokę tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej.
Dużo  dyskutowaliśmy,  tematyka wszelaka, od religii po politykę, od cnoty po zdradę, od głodówki po bigos i schabowego.
 Czasem lubiłam być przekorna, aby rozmowa nabrała rumieńców. Gdy sobie nie radził mówił do mnie..idź, idź smarkata, wróć jak zmądrzejesz.
 
To był znak, że on coś musi przemyśleć, doczytać.
Przychodził do mnie po kilku dniach i zaczynaliśmy od nowa dyskutować.
I on mi kiedyś powiedział mądrą rzecz..jeśli ten na górze jest taki jak te wszystkie religie ludziom wmawiają. To koniec będzie taki, że założy partię, a sam zostanie pierwszym sekretarzem.

Rozbawiło mnie to, ale czy nie miał racji?
Ludzie strzelają wywodami, mądrościami, a Pan Bóg się śmieje. Śmieje i zastanawiam..co oni jeszcze są w stanie wymyślić?   ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 04 Marzec, 2018, 11:38
Ludzie strzelają wywodami, mądrościami, a Pan Bóg się śmieje. Śmieje i zastanawiam..co oni jeszcze są w stanie wymyślić?   ;D
I kiedy skończy im się wreszcie wena w tym temacie, wtedy nastanie koniec ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gremczak w 04 Marzec, 2018, 11:45
I kiedy skończy im się wreszcie wena w tym temacie, wtedy nastanie koniec ;D ;D
Chyba nigdy do tego nie dojdzie bo zawsze ludzie jakieś pierdu, pierdu wymyślą
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Marzec, 2018, 20:12
Koła rodzinnego nie tworzy się cyrklem.

     Szymon w wieku trzynastu lat został sierotą. Do dziś, choć jest już dorosłym mężczyzną, ma swoją rodzinę, pamięta ten dzień. Do klasy weszła pani dyrektor, poszeptała coś z wychowawczynią, ta zaś kazała mu zabrać swoje rzeczy i iść z nimi. Nie wiedział co się dzieje, nic ostatnio nie nabroił. Przed klasą czekał milicjant i jakaś kobieta.
Dalej pamięta jak przez mgłę, jakby wszystko działo się obok niego, jakby oglądał jakiś film.
Kobieta mówiła, że jego rodzice i brat mieli wypadek, nim się nie ma kto zająć, więc pójdzie z nią. Nagle z ciepłego, wesołego domu, trafił jak to on mówi do fabryki osobliwości.

Pogrzeb, a raczej pogrzeby całej trójki odbyły się po tygodniu. Najbliższa rodzina mieszkała na drugim końcu Polski, ponieważ to był jedyny sposób, aby młodzi ludzie mogli się uwolnić spod wpływów świadkowskiej rodziny.
Mama pochodziła z rodziny z pokoleniowymi tradycjami w organizacji, tata zaś był w niej wychowany od czwartego roku życia.
Szymon znał rodzinę, ale nie byli dla niego jakoś specjalnie bliskimi ludźmi.

Na pogrzeb przyjechało kilka osób, nie byli zachwyceni księdzem w domu pogrzebowym.
Rodzice, choć nie deklarowali swojej  przynależności do KK, to byli w dobrych relacjach z księdzem z sąsiedniej parafii. Mama pomagała samotnym matkom w placówce przy kościele.
Ksiądz nad trumnami wygłosił piękną mowę, jedno co mężczyzna pamięta do dziś to słowa..
''Choć nie należeli do żadnej religii, to na pewno są bliżsi Bogu niż niejeden z tych, co klęczy w kościele lub ten, co biega z Biblią po okolicy.''

Był zły na siebie nie mógł płakać, choć wydawało mu się, że serce mu pęka to jednak nie mógł z siebie nic wydobyć. Stał wtulony w wychowawczynią ze szkoły i na nic nie reagował. Miła takie marzenie, że wpada do grobu, zabija się i jest z nimi pochowany.

Po kilku miesiącach przyjechała go zabrać siostra mamy. Już pierwszego dnia były zgrzyty, gdy kazano mu iść na zebranie. Wychowany w szacunku do ludzi, miał także wpojone,  prawo wyboru, że nikt nie  może mu nic narzucać. Teraz po śmierci rodziców, ich zasady, ich nauki jakby dzwoniły mu w uszach jeszcze głośniej..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Marzec, 2018, 13:24

   Wiedzieć, że ktoś wchodzi na forum tylko po to, aby zajrzeć na mój wątek, aby naładować akumulatory, poczuć, że nie jest  sam. Że takich jak JA ,TY są setki, a może i tysiące. To bardzo miłe i mobilizujące.  :)

Pozdrawiam gorąco Tych co do mnie piszą, jak i Tych, którzy tylko wchodzą poczytać.  :)

Dziękuję, jestem bo Wy jesteście, ludzie poranieni przez takie upiory jak organizacja śJ.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Marzec, 2018, 19:40
Szymon cd.

    Po około pół roku ciotka odwiozła go do domu dziecka. Na pytania dyrektorki odpowiedziała krótko..bo to trudne dziecko. Szymek wcale nad tym nie bolał. Ani przez chwilę nie czuł się dobrze u rodziny, byli dziwnymi ludźmi. Gdy czasem patrzył na siostrę mamy, widział jak bardzo były różne. On pamiętał mamę jako wesołą, ciepłą, cierpliwą i kochającą ich ponad wszystko. Zawsze miała dla nich czas, odkładała swoje sprawy na bok, a jak On czy brat podeszli to przytulała, mówiła, że kocha.
Ciotka wiecznie nie miała czasu, jak czasem jej młodsze dziecko chciało podejść, się przytulić mówiła..później, mamusia się przygotowuje na zebranko. A jak już przytuliła, to na chwilę i byle jak. W takich momentach ten młody człowiek wiedział, jakie miał szczęście, choć tak krótko.

W domu dziecka żył sobie w miarę spokojnie, nie wdawał się w konflikty, ale też nie dał sobie wejść na głowę. Gdy wrócił do szkoły, czekała go niespodzianka, plakat od wszystkich uczniów z jego klasy. A wychowawczyni go powitała, jakby był jej własnym dzieckiem. Poczuł się jak wtedy gdy przytulała go mama, szczerze i od serca.

Miał niecałe piętnaście lat, gdy znów się dowiedział, że zabiera go rodzina. Teraz była to babcia, mam taty. Ją znał jeszcze mniej niż rodzinę mamy, ale skoro kazali nie grymasił. Na powitanie usłyszał od starszej pani..no mam nadzieję, że już zmądrzałeś? Nie wiedział, o co chodzi, jednak niebawem przyszło mu się przekonać, że tak babka, jak i ciotka miały jedno na celu. Zbawić go przez organizację. Na jego opory, babka wymyślała mu od diabelskiego pomiotu, ciemnej masy itp. Jednak Szymon był nieugięty.

Na ratunek wezwano starszych. Przyszło trzech obcych mu mężczyzn, którzy próbowali mu wmówić, że idzie na zatracenie. Jeśli nie zostanie jednym z nich, będzie człowiekiem gorszej kategorii. Słuchał, na ich pytania wzruszał tylko ramionami. Gdy na odchodne jeden z nich powiedział..mamy nadzieję, że zrozumiałeś czego dla ciebie chcemy? Wtedy się dopiero odezwał..moi rodzice nie chcieli być świadkami, a ja chcę być taki jak oni.
Usłyszał, gdy mówili do babki, że będzie z nim trudniej niż myśleli.
Dziś Szymon te spotkania nazywa egzorcyzmami, odbyły się jeszcze trzy podobne, tylko w innym składzie. Raz tylko babce udało się go prawie siłą zaciągnąć, ale uciekł jej spod samych drzwi. Wtedy i ona się poddała...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 11 Marzec, 2018, 20:00
... pięści same się zaciskają... :( :( :(
Mam nadzieję, że także i ta historia będzie mieć happy-end...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Marzec, 2018, 20:14
  Ujmę to tak..
Z mojego doświadczenia mogę śmiało powiedzieć, że tych Ludzi Bóg nie opuścił.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 11 Marzec, 2018, 20:14
Ta historia daje do myślenia.
Od dziecka można się nauczyć, że nie warto rezygnować z zasad, nawet dla "świętego spokoju".
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 11 Marzec, 2018, 20:41
Mnie zajęło trochę więcej czasu, aby odmówić udziału w zebraniach i oprzeć się wszechobecnemu naciskowi. Zrobiłam, to, mimo iż w swoim nastoletnim sercu wierzyłam szczerze w to, co nauczono mnie w zborze. Po prostu wybrałam wolność, zamiast raju. Jeszcze długo po tym żyłam w lęku przed Armagedonem. Oglądałam wiadomości, wypatrywałam w nich tego, co mogłoby być "znakiem dni ostatnich". Normalnie schiza...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 11 Marzec, 2018, 20:48
Ta historia daje do myślenia.
Ale pokazuje też, jak szybko nasze życie potrafi się wywrócić do góry nogami, kiedy tracimy najbliższe nam osoby. W przypadku dziecka jest to o wiele bardziej bolesne.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 12 Marzec, 2018, 13:59
Ale pokazuje też, jak szybko nasze życie potrafi się wywrócić do góry nogami, kiedy tracimy najbliższe nam osoby. W przypadku dziecka jest to o wiele bardziej bolesne.

To prawda.
Z tego co czytam, wielu ludzi, właśnie po traumatycznych przeżyciach postanawia zostać ŚJ.
Tym większy mój podziw dla Szymona, bo mi, jako dziecku, prawdopodobnie byłoby wszystko jedno do jakiej grupy religijnej należę. A znając siebie, to albo by mnie szlag trafiał z braku logiki w naukach ŚJ, albo bym ich do upadłego bronił.
Uważam, że to ogromna zasługa rodziców Szymona, że potrafili go tak wychować i tak ukształtować jego charakter, ze mimo przeciwności losu, potrafił wytrwać przy wartościach wpojonych przez rodziców.

Czasami chcemy być jak nasi rodzice, a czasami wręcz przeciwnie.
Często zdarza się słyszeć; "U mnie w domu będzie inaczej", "Nigdy nie chcę być jak mój ojciec/ moja matka".
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Marzec, 2018, 20:15

  Historia ciepła, żeby nie powiedzieć gorąca.

    Wychodząc dziś z poczty, widzą idzie dwóch  elegansich, teczuszki w dłoni, złapali jakąś panią na chodniku. O..zapraszają pewnie na pamiątkę, pomyślałam. Idąc do samochodu, zaczęłam  najpierw zerkać w ich kierunku, a później się lekko uśmiechać. To zawsze działa.  ::)
Po chwili słyszę za plecami...
-Proszę Panią, przepraszamy, możemy chwilkę porozmawiać?
- Proszę bardzo. Nie stawiałam oporu, bo przecież o to mi chodziło. Zaczęło się jak zawsze, że mają zaszczyt mnie zaprosić na wyjątkowe....
Szczerze to ich zbyt uważnie nie słuchałam, a po drugie obmyślałam sobie plan. Jak ich tu uszczypnąć.

 Moją uwagę przykuł aparat ortodontyczny na zębach mężczyzny tak około 40 lat.
Zaczęłam rozmowę sprowadzać aby padło to, że czas nagli, żyjemy w dniach końca itp.
Pytam się, kiedy? Odpowiedzieli, że dnia ani godziny nikt nie wie. Po krótkiej wymianie zdań, pytam się..czy może być tak, że następnej takiej wyjątkowej uroczystości nie będzie nam już dane przeżyć?
Mężczyźni podłapali i prawie chórem odpowiedzieli, że tak, bardzo możliwe. Bo wszystkie znaki wskazuję, że cierpliwość Jehowy się kończy.

Wtedy zwróciłam się do mężczyzny z aparatem..to ja czegoś nie rozumiem, jak niebawem będzie armagedon, po co panu ten aparat? Zgryz się panu nie zdąży wyprostować? A jak pan przeżyje, to w raju nie będzie już takich problemów. Nie lepiej przekazać na jakiś szczytny cel te tysiące?

Nie ukrywam, że ich zatkało. A ja się szybko pożegnałam, żeby mi czymś nie dopiekli i żebym się nie musiała zdenerwować.  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 12 Marzec, 2018, 21:53
Przerobi na gwoździe.,by zbudować sale królestwa.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trzy Kominy w 13 Marzec, 2018, 14:28
Pojadę klasykiem . . . "Ciebie Tazła, to można łyżkami jeść"  :) :D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Marzec, 2018, 18:23
Pojadę klasykiem . . . "Ciebie Tazła, to można łyżkami jeść"  :) :D ;D

  O kurczę, ale być miał niestrawności. Zgaga, kolka wątrobowa, mdłości i jeszcze kilka innych.  ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trzy Kominy w 13 Marzec, 2018, 19:41
Mówią, że śmiech to zdrowie. Jeżeli to prawda, to przeżyję.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Marzec, 2018, 20:23

  Szymon cd.


    Między Mikołajem, a Bożym Narodzeniem Szymon wrócił ponownie do domu dziecka. Na odchodne usłyszał od babki..idź do swojego boga szatana, zginiesz w armagedonie jak cała reszta. Te słowa nie robiły na nim żadnego wrażenia. Dziś, gdy wspomina to zajście, mówi, że tak naprawdę to mu ulżyło, gdy się go pozbyli. Dom dziecka był lepszy, przejrzyste zasady, żadnego szantażu emocjonalnego.

Po kilku dniach rozpoczęły się ferie. Część dzieci została zabrana do domów rodzinnych, zaprzyjaźnionych rodzin, została nieliczna grupka, a między nimi i Szymek. Było mu przykro, jednak gdy pomyślał, że mógł teraz być u dziadków i słyszeć ich nagabywanie, cieszył się, że jest w placówce. A najgorsze co robili to,  mówili źle o jego ukochanych rodzicach. Za to był gotów ich pobić.

Dzień przed Wigilią obudził go znajomy głos, dochodzący z korytarza. Po chwili do pokoju weszła wychowawczyni z domu dziecka i jego wychowawczyni ze szkoły, pani Magda. Zapytała go.. Szymek, a co być powiedział na święta spędzone w moim domu? Zamurowało go, wydawało mu się, że śni. Po stracie rodziców, to pani Magda była mu najbliższą osobą.
W dziesięć minut był gotów do wyjścia i wciąż nie dowierzał, że to się naprawdę dzieje.

Kobieta miała czwórkę swoich dzieci i męża pracującego w delegacji. Przyjeżdżał raz w miesiącu, wiedział o tym i idąc do jej domu, obiecał sobie, że nie sprawi jej żadnego problemu.
Miał spać w pokoju z synem Magdy, chłopak był dwa lata młodszy. Szymon jako gość miał zająć łóżko, zaś chłopiec miał spać na polówce. Nie chciał się na to zgodzić, to on jest przybyszem i powinien spać na polówce, nie mógł wyrzucać nikogo z łóżka. W końcu doszli do porozumienia i spali na zmianę.
Święta minęły bardzo szybko i choć nie śmiał, miał ochotę zapytać..kiedy znów będę mógł was odwiedzić? Był na tyle dorosły, aby wiedzieć, że Magda praktycznie sama zajmuje się czwórką dzieci, on byłby tylko obciążeniem.

Jednak marzenia się spełniają, początkowo spędzał w domu wychowawczyni dwa weekendy w miesiącu, później wszystkie. Pewnej niedzieli, gdy siedzieli przy śniadaniu, Magda zapytała.. Szymek, a co ty na to, aby zamieszkać z nami na stałe? Nic nie odpowiedział, wybiegł z kuchni, schował się w pokoju. Kobieta zastała go płaczącego, na pytanie dlaczego? Przytulił się do niej i powiedział..bo ja się o to modliłem do rodziców, abym mógł z wami zostać na zawsze. I tak oboje się rozpłakali.

Ze względów finansowych, zostali rodziną zastępczą dla Chłopca. I choć było im trochę ciasno, to jednak nigdy nie było większych zgrzytów. Najmłodszy brat Szymka miał trzy latka, później były dwie dziewczynki i najstarszy Olek. Starał się jak umiał, pomagać i nie sprawiać żadnych problemów. Kiedyś usłyszał, jak Magda mówiła do swojej siostry..ty wiesz, jak Szymek zostaje w domu, to jakby została gospodyni. Jak go zostawię z maluchami, jestem spokojna jakbym sama z nimi była. Kazali, aby się do nich zwracał po imieniu, jednak unikał tego. Wolał bezosobowo, tak czuł, że okazuje im większy szacunek.

Uczył się bardzo dobrze, zawsze świadectwo z paskiem. Po maturze, choć nalegali aby poszedł na studia dzienne, on się uparł i poszedł na wieczorowe. Chciał pracować, aby ich nie obciążać. Mówili, że on ma pieniądze, dostaje rentę po rodzicach, ale Szymek wiedział swoje. Te pieniądze się należały im, za dom, za rodzinę, za wszystko, co miał.
Gdy dostał się na studia, kupili kwiaty i poszli całą rodziną na cmentarz. Wtedy po raz pierwszy powiedział nad grobem..mamo, tato byliście cudownymi rodzicami, mama Magda i tata Wojtek są tak samo wspaniali. To był pierwszy raz, kiedy się do nich zwrócił jak do rodziców.

Gdy skończył studia i się obronił, zorganizowali mu wielką imprezę. Od rodziców dostał książeczkę, a na niej pieniądze, jakie dostał od państwa za te wszystkie lata. Była tego tyle, że mógł sobie kupić niewielkie mieszkanie. Gdy zapytał, dlaczego z nich nie korzystali?
Usłyszał ..przy naszej szóstce i ty siódmy się wykarmiłeś. Chcieliśmy abyś miał jakiś start. Jesteś tak samo naszym dzieckiem, jak i reszta. A te pieniądze potraktuj jak pamiątkę po rodzicach.

Dziś Szymon ma swoją rodzinę, a jego dwaj synowie wspaniałych dziadków, wujków i ciocie. Prowadzi szkołę jazdy w jednym z dużych miast i powodzi mu się całkiem nieźle.
Mówi, że Bóg miał go w swojej opiece, sprowadził do domu dziecka, aby później trafił do tak wspaniałej rodziny.

Ani pracownicy placówki, w jakiej przebywał, ani jego nauczyciele czy też rodzice, nie rozumieli argumentów rodziny. Swoje decyzje uzasadniali..trudne, krnąbrne, dziecko, z którym nie ma żadnego kontaktu. To nijak do niego nie pasowało. Gdy Szymek nie słyszy, Magda mówi, że to najlepsze z jej dzieci. Najczulsze, najwrażliwsze, od którego nigdy nie usłyszała słowa..nie lub później. I choć wszystkie zawsze traktowała jednakowo, to mówiła głośno, że jego musi kochać podwójnie, za siebie i za mamę Basię.
Jakieś dziesięć lat temu, poinformowano go, o śmierci dziadka, nie pojechał. To na nim nie zrobiło żadnego wrażenie, przecież dla niego to byli obcy ludzie.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 15 Marzec, 2018, 20:35
Taką historię może napisać tylko życie.
Ale gdyby nie Tazła, kto by nam ją opowiedział...?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 15 Marzec, 2018, 21:39
Poryczałam się... Chyba się starzeję.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: ogórek kiszony w 15 Marzec, 2018, 22:38
Ja też masz szkliste oczy
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gremczak w 15 Marzec, 2018, 22:41
Ja też masz szkliste oczy
A co ? Soczewki założyłeś? :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: ogórek kiszony w 15 Marzec, 2018, 22:50
Na razie się bronię przed wszelkim szkłem na oczy, może to dlatego, że po nocy czytam fora? ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Marzec, 2018, 08:22
  Historia Szymona była dla mnie najtrudniejszą do spisania, a co za tym idzie, w porównaniu z innymi, najdłużej nad nią pracowałam.
I choć wiedziałam jak się kończy, jakim człowiekiem jest Szymon, to jednak emocje brały górę, rozklejałam się. Mijało kilka dni, nim znów się zebrałam w sobie i skrobnęłam kilka zdań.
Ten obraz dziecka, przekładanego z miejsca na miejsce, jak zagubiony bagaż, był dla mnie nie do ogarnięcia.

Co mnie najbardziej wq...w całej historii. Ta ich chrzaniona miłość z którą się tak obnoszą. Gdy nadeszła prawdziwa próba, pokazali jej miarę, wielkość.
Ja bym rozumiała, rodzina nie ma warunków, aby zabrać dziecko. Ale pamięta o nim, dba, odwiedza, zabiera choć na kilka dni wakacji do siebie. A tu nie. Nie chcesz być jednym z nas to wypier...
Ja kiedyś byłam gotowa wziąć dziecko koleżanki, choć wielką fanką dzieci nie jestem. To chciałam mu stworzyć  dom i kochać jak własne.

I z tego miejsca ślę wielki ukłon w  kierunku Pani Magdy ( wiem , że nas czyta) i jej Męża.
Obcy ludzie, a stworzyli  Szymonowi dom o jakim wiele dzieci może marzyć. Choć sami są praktykującymi Katolikami, nigdy go nie ciągali do kościoła.
Oni sobie szli, a Szymon zostawał w domu. Jednak jak sam mówi..gdy przyszły święta, jakaś rodzinna uroczystość szedł z nimi. Raz, że chciał z nimi być, świętować. A dwa, widział wtedy jaka mama jest szczęśliwa, że wszyscy są razem.

To jest przykład miłości przez duże M.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 16 Marzec, 2018, 11:54
Przypomina mi się zdanie ze strażnicy;
"Taka miłość panuje tylko wśród Świadków Jehowy".
Jak wygląda TAKA miłość, świetnie widać w historii Szymona.

Na pewno ogromny wpływ na zachowanie ludzi wywiera organizacja, jednak wydaje mi się, że już wcześniej musi być coś wrednego w charakterze, co nie pozwala być porządnym człowiekiem, mimo bycia ŚJ.
Wydaje mi się, ze org. jedne cechy osłabia a inne wzmacnia. niestety, osłabia te związane z miłością, przywiązaniem do rodziny i bezinteresownością. I tak powstają roboty, nastawione tylko na branie.

"A gdybym miłości nie miał..."
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Marzec, 2018, 14:59

..... stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.

  Nasunął mi się przykry wniosek. Ludzie w obozach też robili przeróżne podłości, aby przeżyć.
Czy tu czasem też nie jest podobnie?
Wyrzec się najbliższych, zapomnieć o zasadach, byle się załapać na ten raj.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Marzec, 2018, 10:55

   Adam, dziś są Twoje urodziny, osobiste życzenia już były, ale nie mogą także tu o Tobie nie wspomnieć.
Jesteś przecież w końcu cząstką tego forum i dużą częścią mojego wątku.
Wiele osób Ci kibicowało, wiele o Ciebie wciąż pyta.
Wszystkiego najlepszego na dalsze długie lata.
I nie zgadzam się, że jesteś już u kresu swoich dni, jeszcze wiele przed Tobą.  :)

Choć człowiek jest jak twardy głaz .Upadnie też nie jeden raz. Lecz choćby świat zawalił się
Nie podda się , nie ugnie się .
By każdemu z was powiedzieć w twarz..żyłem jak chciałem.

I tak żyj dalej.  :)


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 17 Marzec, 2018, 11:09
Moja mam tez na dzisiaj miała termin!!!
ze mną! niestety nie pchałam się na ten świat
W ogóle to lubie liczbe  17
taki miałam nr w dzienniku
i wiecie co mój monsz też
 a teraz ma moje dziecko
i chrzest wziełam 17 i ślub
Adamie również jesteś częścią mojego życia
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Marzec, 2018, 19:13
Uczciwość jest cnotą, która dużo kosztuje

     Basia ma około czterdziestu lat, od dziesiątego roku życia, chodziła z rodzicami na zebrania. Po około roku najpierw ojciec, później matka przestali być Katolikami, a stali się śJ.
Ojciec jako wzięty fachowiec stał się '' przyjacielem'' wielu braci, a najbardziej tych, którzy chcieli skorzystać z jego usług. Zapraszali ich do siebie, dawali Basi drobne prezenty. A tata jak na dobrego brata przystało, robił za półdarmo, a i to go jeszcze urywano.

Dziś Basia jako dorosła kobieta mówi.. taki fachowiec powinien dobrze stać materialnie, a jego rodzinnie nie powinno na nic brakować. A my wiązaliśmy ledwo koniec z końcem, ja donosiłam ubrania po siostrze, a ona też nie miała specjalnie fajnych rzeczy.
Kiedyś słyszała, jak brat ojca zarzucał mu, że jest głupi. Robił dobrze, sumiennie się rozliczał, a więc niech doceniają, a nie każą ci robić za grosze. Wtedy tata z mamą, mówili, że to bracia, że trzeba sobie pomagać itp.

Kiedyś poszedł na dużą robotę, działał tam dwa tygodnie. Dość, że wycenił to o połowę mniej, to go jeszcze braciszek urwał. Obiecał kasę przynieść za dwa dni, czas płynął, a jego nie było widać. Kiedy po miesiącu, ojciec się upomniał, ten go wyśmiał..przecież ci zapłaciłem.
Mężczyznę, ścięło z nóg. Jak, gdzie, kiedy? Wywiązała się pyskówka, a później spór został przejęty przez starszych. Słowo przeciwko słowu. Jak to wyglądało, nie trudno się domyślić.
Koniec był taki, starsi skwitowali..ty bracie jesteś jednym z nas od trzech lat, a brat Waldemar od dwudziestu. Sam widzisz, na czyją korzyść szala się przechyla.

Nie wierzył w to, co słyszał, spojrzał na swojego przeciwnika. Jego mina mówiła jedno, tryumfował i to bardzo. Wstał i postanowił wyjść bez słowa, tuż za drzwiami pomyślał..jak on może kłamać w żywe oczy i przy tym powołuje się na Boga? W jednej chwili zwrócił i mówi do Waldemara..może twój Jehowa jest ślepy, ale Bóg nie i walną go między oczy.
Przyszedł do domu i powiedział, że więcej na żadne zebranie nie pójdzie.

Basia, jej siostra i mama chodziły, a tata zostawał w domu. Kilka raz starsi rozmawiali z mamą, próbowali się spotkać z tatą, ale on się nie zgadzał. Nie wierzył im, uważał, że są stronniczy i nie mają prawa go oceniać, skoro wyznają takie zasady.
W domu atmosfera była nie do zniesienia, rodzice się kłócili, ojciec wychodził z domu trzaskając drzwiami. Tematem dyżurnym był armagedon i że przez niego ( ojca) zginie cała rodzina.

Basia bardzo źle wspomina ten okres, dużo płakała, bała się, że naprawdę wszyscy umrą. A najbardziej bała się, że w tym armagedonie, ona się gdzieś zapodzieje i będzie umierać sama. Ta wizja prześladowała ją we dnie i w nocy.
Pewnego dnia po powrocie z zebrania zastały w domu..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 22 Marzec, 2018, 20:53
Tazła, kobieto, uwielbiam to, jak znęcasz się nad nami, nieszczęsnymi... 😁
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Marzec, 2018, 21:19
 A co, nie ma tak dobrze.  8-) odstępczuchy jedne  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 22 Marzec, 2018, 21:23
Klasyka zborowa w wydaniu absolutnym.
U Tazły, jak u Hitchcocka, najpierw trzęsienie ziemi.....  :D
I czekamy na ciąg dalszy...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gremczak w 22 Marzec, 2018, 21:32
t]U Tazły, jak u Hitchcocka, najpierw trzęsienie ziemi.....  :D

Bo to kobitka z jajami ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 22 Marzec, 2018, 21:38
Witaj-Tazła dokończ ten THRILLER, bo nie zasnę i myśleć będę nad zakończeniem ..., ale Twój oryginał będzie konkretny  :) :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Marzec, 2018, 21:43

   Cierp  ciało, jak Ci się odstępcą być chciało.  ;D

Cóż, nie ukrywam, że lubię odrobinę przemocy. :-[ Tej słownej.  ;D

Nadaszyniak witaj  :) a więc czeka Cię kilka bezsennych nocy.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 22 Marzec, 2018, 21:51
No nie świruj. z F5 mi już nadruk schodzi ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 22 Marzec, 2018, 22:05
Pewnego dnia po powrocie z zebrania zastały w domu..
Bardzo proszę o ciąg dalszy. Czytając tę historię już mi ciśnienie skoczyło. Jak nie napiszesz zakończenia to zawału dostanę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Marzec, 2018, 22:09
  O masz, organizacja Was nie wykończyła, a ja to zrobię?  :o ;D

Obiecuję, będzie jutro. Jest w autoryzacji, jak wróci wrzucę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 22 Marzec, 2018, 22:13
Dzisiaj byłem na rekolekcjach - a motywem przewodnim była zachęta "módlmy się za niedowierzających i błądzących aby Pan ich oświecił i wskazał im drogę".
Już zaczynam się modlić (o zdrowie) .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 22 Marzec, 2018, 22:22
sawaszi, ty chodzisz na rekolekcje (czyli uczęszczasz na nauki do kościoła nazywanego przez świadków Jehowy tzw. "Babilonem Wielkim")?

do tej pory wskazywałeś objawy zauroczenia twórczością ośmiu zboczeńców z Warwicka...

jak to pogodzić?!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 22 Marzec, 2018, 22:24
Nie rozumiem jak do tego mogło dojść. To pytanie najczęściej sobie zadaję obserwując dzisiejsze realia w organizacji. Wiem, że ludzie są różni nawet w zborze, ale tak jawne łamanie zasad. Jak można być tak bezczelnym i śmiać się prosto w oczy oszukanemu człowiekowi. I jeszcze uchodzić za przykładnego chrześcijanina. I ci starsi, no przecież ty jesteś zaledwie wśród nas od trzech lat!!!! Co to za argument. Jedynym argumentem powinna być uczciwość i tyle  w temacie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 22 Marzec, 2018, 22:41
sawaszi, ty chodzisz na rekolekcje (czyli uczęszczasz na nauki do kościoła nazywanego przez świadków Jehowy tzw. "Babilonem Wielkim")?

do tej pory wskazywałeś objawy zauroczenia twórczością ośmiu zboczeńców z Warwicka...

jak to pogodzić?!
[/quote 

A co - nie wolno mi ?
Do kościoła chodzi moja rodzina i sąsiedzi (i mnie zawsze zachęcają) - a zbór się do mnie nie odzywa  :-X
To co ja mam wybrać ?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 22 Marzec, 2018, 23:04
Nie rozumiem jak do tego mogło dojść. To pytanie najczęściej sobie zadaję obserwując dzisiejsze realia w organizacji. Wiem, że ludzie są różni nawet w zborze, ale tak jawne łamanie zasad. Jak można być tak bezczelnym i śmiać się prosto w oczy oszukanemu człowiekowi. I jeszcze uchodzić za przykładnego chrześcijanina. I ci starsi, no przecież ty jesteś zaledwie wśród nas od trzech lat!!!! Co to za argument. Jedynym argumentem powinna być uczciwość i tyle  w temacie.

Zatargi o kasę są u Świadków na porządku dziennym. A to właśnie dlatego, że wszystko robią "na gębę" i nie spisują ze sobą umów. Plus jeszcze mają poczucie, że brat powinien mi to zrobić za darmo (wiem coś o tym, bo do mojego męża co chwilę wydzwaniał ktoś ze zboru z prośbą żeby mu naprawił to czy tamto. Najpierw mąż pomagał z dobrego serca, później z grzeczności, a w końcu zaczął podawać stawki za swoje usługi - i wtedy telefony się skończyły).

Mnie osobiście najbardziej zabolała historia, w której "brat" sprzedał nam po zawyżonej cenie samochód i zarzekał się, że to jest taki model, że tylko "lać i jeździć". Po zakupie okazało się, że to totalny wrak, w który trzeba masę kasy wpakować.  >:(
Co ciekawe ilekroć ów brat widział nas w pobliżu sali królestwa, to albo patrzył w niebo, albo w ogóle udawał że nas nie widzi i czmychał czym prędzej.

A my naiwniaki myśleliśmy wtedy, że kupić auto od brata to jak wygrać los na loterii!!!  ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 22 Marzec, 2018, 23:19
Pewnie zrobił 'to' w "duchu miłości" braterskiej  :D
Taka 'miłość oparta na zasadach' - bo trzeba ufać (bracią i siostrą) - a oni "niedoskonali" , no i trzeba 'brać poprawkę' na każdego  :-\
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 22 Marzec, 2018, 23:36
sawaszi, ty chodzisz na rekolekcje (czyli uczęszczasz na nauki do kościoła nazywanego przez świadków Jehowy tzw. "Babilonem Wielkim")?

do tej pory wskazywałeś objawy zauroczenia twórczością ośmiu zboczeńców z Warwicka...

jak to pogodzić?!
A co - nie wolno mi ?
Do kościoła chodzi moja rodzina i sąsiedzi (i mnie zawsze zachęcają) - a zbór się do mnie nie odzywa  :-X
To co ja mam wybrać ?
pewnie że "wolno Ci", ja też  chodzę, więc byłoby absurdem gdybym sam chodził, a Tobie "zabronił" ;)

ale deczko mnie zdziwiłeś (na plus)... Nie podejrzewałem Ciebie o taką otwartość umysłu...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 23 Marzec, 2018, 06:47
A my naiwniaki myśleliśmy wtedy, że kupić auto od brata to jak wygrać los na loterii!!!  ;D ;D ;D
A gdzie uczciwość? Fakt faktem, że większość braci nie spisuje ze sobą umów. Z drugiej jednak strony organizacja chwali się przestrzeganiem zasad biblijnych. Jak to wprowadzane w życie zasady powodują, że ludzie w organizacji są uczciwi, prawdomówni itp. Z opowiadania Tazła i twojego doświadczenia to nie wynika. I tego nie rozumiem, po prostu nie rozumiem. 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Marzec, 2018, 07:33

   Często powtarzam, człowiekiem się jest, świadkiem się bywa. I to wszystko wyjaśnia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Opatowianin w 23 Marzec, 2018, 15:50
A my naiwniaki myśleliśmy wtedy, że kupić auto od brata to jak wygrać los na loterii!!!  ;D ;D ;D
A gdzie uczciwość? Fakt faktem, że większość braci nie spisuje ze sobą umów. Z drugiej jednak strony organizacja chwali się przestrzeganiem zasad biblijnych. Jak to wprowadzane w życie zasady powodują, że ludzie w organizacji są uczciwi, prawdomówni itp. Z opowiadania Tazła i twojego doświadczenia to nie wynika. I tego nie rozumiem, po prostu nie rozumiem. 

Wiadomo że tezy o uczciwości ogółu Ś.J. to ściema dla "światusów" (w tym "jeszcze światusów" - zainteresowanych). Co ciekawe (a przy tym naprawdę żałosne), niektórzy mocno zabetonowani Świadkowie - nb. łamiąc zakazy org. - opowiadają te bajeczki "odstępcom", którzy wiele lat tkwili w "jedynej prawdziwej religii" i niejednokrotnie padli ofiarą nieuczciwości swoich dawnych "braci". Można to spotkać nawet na tym forum.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 23 Marzec, 2018, 15:56
Do Opatowianin
Ale na zewnątrz wygląda idealnie. Wchodzisz z zewnątrz do zboru i pierwsze wrażenie jest bardzo dobre. Dopiero jak przyjrzysz się bliżej lub na własnej skórze  przekonasz się jacy są bracia to łuski spadają z oczu.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Opatowianin w 23 Marzec, 2018, 16:06
Do Opatowianin
Ale na zewnątrz wygląda idealnie. Wchodzisz z zewnątrz do zboru i pierwsze wrażenie jest bardzo dobre.



I na tym cały dowcip polega! W odpowiednim czasie "nauczyciele" wytłumaczą zainteresowanemu, jak ważne jest chronienie "dobrego imienia Organizacji" wobec "szatańskiego świata"!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 23 Marzec, 2018, 16:20
Słyszałem o jakimś braciaku, który brał pieniądze od braci na procent i inwestował na bodajże forexie. Wszystko szło dobrze i póki przynosił zyski swym pożyczkodawcą wszyscy byli zadowoleni i przyjacielscy. Zyski sięgały rzędu kilku dziesięciu procent. Ale pewnego dnia passa się odwróciła i wszystko poleciało w dół. Braciak stracił kasę. Słyszałem o różnych reakcjach, awantury, interwencje starszych, niektórzy  z tego powodu  odeszli z organizacji. Z tego co słyszałem inwestujący także już nie jest ŚJ i nie myśli o spłacie swych pożyczkodawców. I tak pieniądze podzieliły braci!!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zawsze letni w 23 Marzec, 2018, 16:30
Słyszałem o jakimś braciaku, który brał pieniądze od braci na procent i inwestował na bodajże forexe.

Są tu gdzieś na forum jakieś szczegóły tej aferki.
Nie słyszałem, by- na dłuższą metę - jakikolwiek kozak na forexie nie umoczył.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Bożydar w 23 Marzec, 2018, 17:23
I tak pieniądze podzieliły braci!!!!

Nie mój drogi. :) Pieniądze same w sobie nie podzieliły nikogo w tej sprawie.
To naiwność ufających i nieuczciwość zborowego maklera doprowadziły do takiego stanu.  ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 23 Marzec, 2018, 17:34
Z tego co słyszałem jak zarabiał pieniądze to zgodnie z umową (raczej ustną niż pisemną) wypłacał dywidendy. Więc jakby do chwili straty pieniędzy był uczciwy w stosunku do pożyczkodawców. Dopiero jak mu się noga powinęła to zrobił co zrobił. Myślę, że sytuacja go przerosła. Nie mógł spłacić takiej gotówki więc wybrał koszulę bliższą ciału. Wiem też, że wiele osób nie mogło się pogodzić ze stratą i były wielkie awantury(tak słyszałem). Tak jak pisałem kilka osób z tego powodu odeszło z orgu. Natomiast co do naiwności ludzi to się z tobą zgadzam.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Marzec, 2018, 19:21


    Uczciwość jest cnotą, która dużo kosztuje cd

      Pusta szafa i list na stole..
Moje dziewczynki, kocham was nad życie. Marysiu ciebie, też, ale to, co się dzieje w naszej rodzinie, jest nie do zniesienia. Aby tobie i dzieciom oszczędzić nerwów i przykrych sytuacji, odchodzę. Powiedziałaś, że dla nikogo nie rzucisz prawdy, a ja nie wierzę, że to prawda i nie będę udawał, że mi to nie przeszkadza.
Wyprowadził się do swojego ojca, przychodził w każdy weekend, aby spędzić czas z córkami. Żona mu tego nie ułatwiała, czasem trzy razy tego samego dnia stawał pod ich drzwiami, aż w końcu żona pozwoliła mu zabrać dziewczynki. Dbał o całą trójkę na tyle dobrze, że mama nie musiała pracować.
Jakby na znak pokuty została pionierką. Córki w każdej wolnej chwili ciągała na głoszenie albo studium. Ojciec walczył o rodzinę, jednak warunek, jaki postawiła kobieta, był dla niego nie do przyjęcia.

Gdy pewnego dnia, jak zawsze przyszedł po Basie i jej siostrę, aby je zabrać. Starsza córka powiedziała, że nie pójdzie z nim. Ona jest już po symbolu i z takim ojcem, nie będzie się spotykać. Matka tryumfowała, była zadowolona i dumna z córki. Nic nie powiedział, pocałował Basię w czoło i poszli. Całą drogę do kina płakał.
Dziewczynka była rozdarta, bała się armagedonu, gniewu Jehowy, a jednocześnie tak bardzo kochała ojca. Był dla niej całym światem, najlepszym ojcem na świecie. Czasami chciała, aby armagedon nastał, wtedy gdy jest z ojcem, aby zginęli razem. Bolało ją, gdy matka źle mówiła o ojcu, zaś on nigdy o niej nie powiedział marnego słowa. Mało tego, zawsze im mówiła, że mamy trzeba słychać, mama chce dla nich dobrze.

Pewnego dnia usłyszała jak matka mówi do siostry ze zboru, że czas Baśkę ochrzcić i odseparować od tego bezbożnika. Znajoma jeszcze bardziej ją napuszczała na męża. Mówiła jak te złe relacje z ojcem mogą zwieść córkę na manowce. Miała szesnaście lat, wiele rozumiała i wcale nie chciała zostać świadkiem, nawet jakby jutro miała umrzeć.
Wyszła z domu, mówiąc, że zaraz wraca, po dwóch dniach, matka odnalazła ją..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 23 Marzec, 2018, 19:55
Jak było do przewidzenia, kontynuacja opowieści bardziej smutna niż początek.
Ogromnie wstrząsa postawa matki dziewczynek.
Hipokryzja w zaawansowanym stopniu.
Poza tym to cała filozofia wts-u: rodzina w strzępach, ale pionier na pierwszym miejscu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 23 Marzec, 2018, 22:31
Ciekawe czy gdyby nie była świadkiem byłaby lepszym człowiekiem.Myślę ,że religia świadków niczym katalizator wyciąga to co podłe w człowieku.Wcześniej czy później ,ta mamuśka by odpaliła swoją miłością do męża,a kto nie byłby z nią to parszywy wróg.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 23 Marzec, 2018, 22:41
Ciekawe czy gdyby nie była świadkiem byłaby lepszym człowiekiem.Myślę ,że religia świadków niczym katalizator wyciąga to co podłe w człowieku.Wcześniej czy później ,ta mamuśka by odpaliła swoją miłością do męża,a kto nie byłby z nią to parszywy wróg.
Też tak myślę. W doktrynie odnalazła usprawiedliwienie swojego postępowania.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Marzec, 2018, 17:01

Uczciwość jest cnotą, która dużo kosztuje cd


     Szukali ją, trzeciego dnia znalazł ją na dworcu przez przypadek sąsiad. Podobno wysiadła z jakiegoś pociągu, sama Basia niewiele pamięta gdzie była i co robiła.
W domu wiadomo była wojna. Ojciec, gdy przyjechał, wszedł do domu na chama, bo matka nie chciała go wpuścić. Zarzucała mu, że to jego wina. Dziś Basia mówi, że matka o każde niepowodzenie swoje, życiowe lub wychowawcze winiła ojca.
On zaś wszedł na siłę, najpierw Baśkę przytulił, powiedział, że się cieszy, iż się odnalazła, a później dostała reprymendę.

Po około dwóch miesiącach, Basia zemdlała w szkole, szpital, badania. Diagnoza była szokiem, dramatem i tragedią ( na tamtą chwilę, dziś jak mówi bohaterka, to było błogosławieństwo), to żadna choroba, to ciąża. Co się działo w domu, każdy może się domyślić, jednak najgorsze działo się, gdy matka wracała z zebrań. Przychodzili też starsi na pogaduszki, a raczej, aby dziewczynę wpędzać w poczucie winy. Fakt, nie należały się jej pochwały, ale gnębienie jej z każdej strony, też nie było godne pochwały. Któregoś dnia pożaliła się ojcu, że nie daje już rady. Wrócili razem do domu, pomógł się jej spakować i zabrał ją do dziadka.

O dziwo matka nie protestowała, chyba nawet było jej na rękę. Kiedyś słyszała jak szeptały z siostrą, o chłopku ze zboru. Syn starszego, zawsze się dziewczynie podobał, mogli trochę pochodzić i wziąć ślub. Pokój już miała tylko dla siebie.
Basia urodziła zdrowego chłopaka, niestety w rubryce ojciec malec miał wpisane NN. Gdy wróciła do domu, czekał na nią odnowiony pokój i pełna wyprawka. Myślała, że to mama się przełamała i pomagała ojcu, ale nie. To sąsiadka, emerytowana położna, nie miała swoich dzieci. Od kiedy Baśka się pojawiła w bloku, bardzo się nią interesowała. Ona i jej mąż, byli prawdziwymi przyjaciółmi domu. Gdy dopytywała czy mama wie, ojciec mówił, że tak, ale szybko temat ucinał. Później się dowiedziała, że gdy zadzwonił z informacją, iż zostali dziadkami, odpowiedziała..to nie jest mój wnuk, chyba że twój i się rozłączyła.

Za zgodą dyrekcji, szybko wróciła do szkoły, a małym na zmianę zajmował się tata i sąsiadka.
Było jej  ciężko, sama jeszcze była dzieckiem, powinna się bawić cieszyć życiem, a nie wchodzić w pieluchy. Jednak mimo wszystko, była szczęśliwa. W domu był spokój, mały dobrze się chował, mieli pieniądze na wszystko, tylko czasem jej brakowało matki. Jednak ta sielanka szybko się skończyła, pewnego dnia dziadek...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 25 Marzec, 2018, 17:45
"Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będzie między wami miłość".
Widać jak na dłoni, kto w tej historii uczniem Jezusa z całą pewnością nie jest.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 25 Marzec, 2018, 19:03
"Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będzie między wami miłość".
Widać jak na dłoni, kto w tej historii uczniem Jezusa z całą pewnością nie jest.

Historia jeszcze się nie skończyła. Każdy może się zmienić... nawet matka bohaterki.
Wątpliwe, ale możliwe.
Może warto zastosować te słowa zamiast osądzać.

44 A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; 45 tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 25 Marzec, 2018, 19:13
Historia jeszcze się nie skończyła. Każdy może się zmienić... nawet matka bohaterki.
Wątpliwe, ale możliwe.
Może warto zastosować te słowa zamiast osądzać.
Nie chodzi Światus o osądzanie, ale mamy trzeci fragment opowieści i zmiany w tej kobiecie nie widać.
Ale zgadzam się z Tobą, poczekajmy i zobaczmy  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 27 Marzec, 2018, 10:36
"Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będzie między wami miłość".
Widać jak na dłoni, kto w tej historii uczniem Jezusa z całą pewnością nie jest.Tazła bo chce czytelnika przyprawić o ku..cę, tak się nie robi.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 27 Marzec, 2018, 16:06
Ale zgadzam się z Tobą, poczekajmy i zobaczmy  :)
To się nazywa grilowanie czytelników!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Marzec, 2018, 18:25
 Hehe.. podobno miarą sukcesu jest ilość wrogów.  ;D

Myślałam, że zamknę historię tym postem, ale Basia autoryzując post, dorzuciła jeszcze informacji i musiałam wszystko przerabiać i rozbić na dwa wpisy.


 Basia cd


    Pewnego dnia Basia czuła się jakby brała udział w jakimś filmie, gdzie grała jedną z ról, a jej ciało ją w ogóle nie słuchało. Jacyś ludzie do niej mówili, kazali coś robić, a ona nic nie mogła się ruszyć. Gdy na dobre oprzytomniała, siedziała przy niej sąsiadka i trzymała za rękę.
Zaczęła dopytywać, co się stało? Przyszedł lekarz, coś jej podali i dopiero się dowiedziała.

Dziadek był strasznym palaczem, ojciec próbował z tym walczyć, ale na nic. Gdy się urodził Tomek, mógł palić tylko w pokoju gdzie spali razem z ojcem. Basia z dzieckiem zajmowała mały pokoik przy drzwiach. Tata, aby chronić wnuka, powiesił na drzwiach grubą kotarę, pod drzwiami układał mokre ręczniki i kazał też rozszczelnić okno. Tego feralnego dnia, dziadek zasnął z papierosem, żar gdzieś upadł i wolno zaczął się tlić. Dziadek zmarł na miejscu, ojca reanimowano, zmarł po kilku godzinach w szpitalu. Basia się podtruła, a maluszkowi praktycznie nic się nie stało. Na pewno wpływ na to miały starania taty i to, że spał blisko okna. Dziewczyna spała zaraz przy drzwiach i to też miało znaczenie. Świat się jej zawalił na głowę, nagle została sama.

Ze szpitala sąsiedzi ją zabrali i zamieszkała u nich. Raz, że mieszkanie należało się odnowić, a dwa bała się tam wejść. Matka tylko raz była w szpitalu, przez chwilę u córki, wnuka w ogóle nie odwiedziła. Sąsiadka, choć nie mówiła o kobiecie źle, było widać, że jej nie trawiła. Często mówiła Basi, jaka powinna być dobra matka, ona też nią kiedyś była. Okazało się, że mieli córkę, która w wieku piętnastu lat, zginęła w wypadku. Tych cech dobrej matki, dziewczyna u swojej matki od kilku lat nie widziała. A przecież kiedyś była inna, jak to możliwe, aby aż tak się zmienić?

Remont dobiegał końca, gdy matka stanęła przed drzwiami z walizkami. Nie dlatego, aby się opiekować nieletnią córką, ale aby jej starsza córka i jej mąż, mieli mieszkanie dla siebie. Dziewczyna nawet nie wiedziała, że siostra wyszła za mąż. Na matkę liczyć nie mogła, za to sąsiedzi byli jej prawdziwą rodziną. U nich zostawiała małego, u nich jadała obiady. Mamusia nie miała czasu, przecież była pionierką i znów próbowała zadbać o potrzeby duchowe córki.
Z tego powodu dochodziło do licznych awantur, powiedziała, że nigdy nie będzie śJ. Gdy matka zagroziła Basi, że pozbawi ją praw do dziecka, jeśli się nie nawróci. Wiedziała, że jest do tego zdolna. Już nie miała ukochanego tatusia, który był gotów się o nią bić, była nieletnia, bez większych środków do życia.

Pewnego dnia, pedagog szkolny zapytała ją o relacje z matką. Z Opieki Społecznej wpłynęło jakieś pismo, aby szkoła wystawiła Basi opinię. Po naradzie z sąsiadami postanowiła jakoś przetrwać do swojej pełnoletności, zaczęła chodzić na zebrania.
Gardziła sobą, gdy odpowiadała na zebraniach, czuła jakby każde słowo paliło ją w język. Wracała do domu i płakała, nie tak chciała żyć, nie takim człowiekiem chciała być. To bardzo matce przeszkadzało, straszyła ją, że odbierze jej dziecko i wyrzuci z domu. Ona i starsza córka są w większości, a więc w dziedziczeniu mieszkania ich głos jest decydujący.

Baśka czuła się jakby świat zmówił się przeciwko niej, Bóg zapomniał, a matka miała ją gdzieś. Spakowała kilka swoich rzeczy, to co da dziecka najlepsze i wyszła. W nocy zainteresował się nią patrol policji, odstawili ją do domu. Matka przywitała ją słowami..ja sobie z tobą poradzę. Najpierw weźmiesz symbol, a później wyjdziesz za mąż za fajnego brata. A jak nie to możesz wracać na ulicę....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 27 Marzec, 2018, 19:02
To chyba jakiś tragiczny WTS-owski wzorzec matki-potwora.

Mój kumpel (poruszający się o kulach), w wieku 18 lat stanął przed podobną alternatywą;
- Albo się ochrzcisz, albo wypierdalaj do ojca na cmentarz!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Marzec, 2018, 19:04
  To smutne, ale takie też są. A często uchodzą za wzorowe siostry. Okazuje się, że dobra siostra ( org wyznacznik) wcale nie znaczy to samo co dobra matka czy dobry człowiek.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 27 Marzec, 2018, 19:58
To jest jakiś koszmar.
Czy ta dziewczyna ma jakiś ograniczony limit pecha?
Matki nie osądzam, bo mnie znów Swiatus skarci...  ???
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 27 Marzec, 2018, 20:38
A jak nie to możesz wracać na ulicę....
To chyba jakiś matrix. Aż nie chce się wierzyć, że takie zachowanie i słowa padają z ust matki i do tego pionierki!!! :( :( :(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 27 Marzec, 2018, 20:59
   Matka, pionierka do synka:
   - Piotrusiu, czy ja jestem dobrą mamą?
   - Mam na imię Wojtek.
 
   :'( :'(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 27 Marzec, 2018, 21:03
Padają, padają... Też bym nie wierzyła, ale po tym jak matka potraktowała moją koleżankę... Inteligentna dziewczyna, której nie pozwolono się kształcić, bo głosić trzeba, potem "wydano" za "dobrą partię", czyli gościa na przywileju, który dzieci mieć nie chciał, bo Armagedon. Cicha, posłuszna, uczciwa. Jak dorosła, zaczęła dusić się w znienawidzonej fizycznej pracy, chciała dalej uczyć, mieć dzieci. Nic zdrożnego. Ale, żeby to mieć, musiała opuścić orga. No i mieszkanie, które "dostała" od rodziców. Z dnia, na dzień została na bruku, rodzina się jej wyparła. Musiała wyjechać z rodzinnego miasta, bo tam wielu mieszkańców jest świadkami, nie zniosła ostracyzmu. Na szczęście poznała kogoś, ma rodzinę dzieci. Chociaż minęło już ponad dwadzieścia lat, matka dalej traktuje ją gorzej, niż zmarłą. Jakby nigdy nie istniała.
A matka niby normalna. Znam ją. W dzieciństwie często byłam gościem w tym domu.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 27 Marzec, 2018, 22:07
potem "wydano" za "dobrą partię", czyli gościa na przywileju, który dzieci mieć nie chciał, bo Armagedon.

Któryś raz z rzędu spotykam się z tym twierdzeniem. Pachnie tu jakimś średniowieczem. Nigdy nie słyszałem, aby rodzice wzorem naszych przodków kojarzyli małżeństwa. Jednak nie wykluczam tego. Wiem, że z braku wyboru partnera siostry oraz bracia wychodzą za mąż lub się żenią z rozsądku. niestety małżeństwa takie przechodzą poważne kryzysy.


matka dalej traktuje ją gorzej, niż zmarłą. Jakby nigdy nie istniała. A matka niby normalna. Znam ją. W dzieciństwie często byłam gościem w tym domu.

I tego właśnie nie mogę zrozumieć. Jak rodzic, który jest odpowiedzialny przed Bogiem za swe pociechy może się ich tak łatwo wyprzeć. Już dawno uderzyło mnie brak miłości wśród członków mojego zboru, brak zrozumienia i zwyczajnej empatii.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 28 Marzec, 2018, 00:24
Wydana, napisałam w cudzysłowiu, bo to nie było dosłowne aranżowanie małżeństwa. Sytuacja wyglądała tak: ona nie miała znajomych ze świata. Mimo talentu do nauki, poszła zaraz po podstawówce, do zawodówki, na krawcową. Jednocześnie zrobiła pioniera stałego. Mamusia dbała, aby córka obracała się w odpowiednim kręgu. Dzieci starszych, pionierzy itp. Był tam syn starszego, starszy od niej dobre 6 lat. Niby wiek różnicy nie robi. Nie powiem, ładny chłopak, ale totalnie zabetonowany i do pięt jej inteligencją nie dorastał, za to bardzo zaangażowany w zborze był (sługa pomocniczy). Wspólnie z jej ojcem, pracował w firmie budowlanej innego brata. Więc zapraszany był na obiadki rodzinne itp. A, że ona też cudna jak obrazek była, to wpadła mu w oko. Szansy na jakąkolwiek rozmowę, bez świadków nie mili. Bo stale pilnowani byli. Nawet do służby razem chodzili tylko na głoszenie grupowe, a o stojakach wówczas jeszcze nikt nie słyszał. Za to rodzice mojej koleżanki roztaczali nad nim ochy i achy, jaki to wspaniały nie jest, że porządny, zaangażowany, szanował ją będzie itp No i jak ona tylko pełnoletniość osiągnęła, to zaczęły się naciski na ślub, z koronnym argumentem matki, że lepszego nie znajdzie, za to jemu lepsza się trafić może...
No i się pobrali. Ona młodziutka była, zielonego pojęcia o życiu nie miała. Ani czasu na życie, bo głoszenie ważniejsze. Po ślubie okazało się, że ona go lubi, ale tak bardziej, jak brata. Wspólnych zainteresowań, czy tematów też nie mieli, poza oczywiście tym, co w orgu.
Czas płynął, a ona coraz większą pustkę i zmęczenie odczuwała. Pracowała w szwalni, w dużym zakładzie odzieżowym. Zero perspektyw, godziny pochylona nad maszyną, jak robot. Zarabiała grosze. Polatach pionierowania, też była emocjonalnie wyczerpana. Setki zatrzaskiwanych przed nosem drzwi, zmiany świateł. Po kryjomu złożyła papiery do liceum wieczorowego. Egzaminy poszły jak z płatka, chociaż nie miała czasu dobrze się przygotować. Chciała iść na pedagogikę, pracować z dziećmi. Kochała dzieci i chciała mieć swoje. Ale mąż był przeciwny i dzieciom, i szkole i rzuceniu pionierowania. Dusiła się i marniała w oczach.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: jankowalski82 w 28 Marzec, 2018, 00:33
To chyba jakiś tragiczny WTS-owski wzorzec matki-potwora.



  Jak bym czytał o własnej matce. Już gdzieś o tym wspominałem, ale jeszcze raz napiszę, tak w ramach przypomnienia.
  Kiedy moja siostra jako panna zmajstrowała sobie dzieciaka, to kochająca mamusia wywaliła ją z domu i wymeldowała z tego adresu. Jakaś sukowata siostrzyczka w zborze podpowiedziała jej że w przypadku kiedy matka nie ma adresu zameldowania, to opieka społeczna ma prawo zabrać dziecko. Na szczęście nic takiego się nie stało. Siostra z czasem wróciła do zboru, a siostrzeniec ma dziś 19 lat i na jego szczęście nie garnie się do ,,prawdy,,.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 28 Marzec, 2018, 01:27
Baśka czuła się jakby świat zmówił się przeciwko niej, Bóg zapomniał, a matka miała ją gdzieś. Spakowała kilka swoich rzeczy, to co da dziecka najlepsze i wyszła. W nocy zainteresował się nią patrol policji, odstawili ją do domu. Matka przywitała ją słowami..ja sobie z tobą poradzę. Najpierw weźmiesz symbol, a później wyjdziesz za mąż za fajnego brata. A jak nie to możesz wracać na ulicę....

Świadkowie Jehowy są zdolni do najgorszego kiedy są przekonani, że działają w ''dobrej wierze'' sumienie ich nie oskarża , za wyrządzone zło i doznane krzywdy to zabójcza ohydna w imię boga manipulacja - ''krzyczy'' z tej historii GROZA
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 28 Marzec, 2018, 07:09
A tak pomijając już, kto w tej historii jest po jasnej stronie mocy, kto po ciemnej...
Na forum "wchodzi" codziennie ponad stu, czasem ponad dwustu gości.
Podejrzewam, że są to najczęściej świadkowie, którym potrzeba właśnie takiej prawdy o tej organizacji.
Tazła "zbiera" te historie i "ubiera" w  piękne, chociaż często dramatyczne opowieści. Dzięki nim ci niezdecydowani być może odnajdą początek wąskiej, choć ciernistej ścieżki, która wyprowadzi ich z niewoli wts - u...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Dietrich w 28 Marzec, 2018, 12:10

No i się pobrali. Ona młodziutka była, zielonego pojęcia o życiu nie miała. Ani czasu na życie, bo głoszenie ważniejsze. Po ślubie okazało się, że ona go lubi, ale tak bardziej, jak brata. Wspólnych zainteresowań, czy tematów też nie mieli, poza oczywiście tym, co w orgu.
Czas płynął, a ona coraz większą pustkę i zmęczenie odczuwała. Pracowała w szwalni, w dużym zakładzie odzieżowym. Zero perspektyw, godziny pochylona nad maszyną, jak robot. Zarabiała grosze. Polatach pionierowania, też była emocjonalnie wyczerpana. Setki zatrzaskiwanych przed nosem drzwi, zmiany świateł. Po kryjomu złożyła papiery do liceum wieczorowego. Egzaminy poszły jak z płatka, chociaż nie miała czasu dobrze się przygotować. Chciała iść na pedagogikę, pracować z dziećmi. Kochała dzieci i chciała mieć swoje. Ale mąż był przeciwny i dzieciom, i szkole i rzuceniu pionierowania. Dusiła się i marniała w oczach.

Znam podobną sytuację ze zboru w mojej okolicy. Małżeństwo zaaranżowane i zaklepane w "rodzinach z długą teokratyczną tradycją" - starsi , pionierzy, mówcy kongresowi, itp. Żona starszego (obecnie byłego), strasznego sztywniaka bez poczucia humoru. Nie pozwalał jej na nic. Nawet na pisanie poezji "do szuflady". Kiedyś podczas opowiadała mi, że mąż kazał jej zniszczyć zeszyt z wierszami, bo to dziecinne... Jedynie służba, zebrania, zgromadzenia. Zero innych zainteresowań. Praca na pół etatu za grosze.
W końcu nie wytrzymała i wyjechała za granicę. Niby na miesiąc, dwa. Ale poczuła się swobodnie i postanowiła zostać dłużej. Chciała ściągnąć męża i dzieci. Nie zgodził się. Wręcz nakazał jej powrót. Dzieci choć dorastające, nie miały nic do gadania. W końcu się odważyła mu wygarnąć co sądzi o swoim życiu w takim związku. I jeśli się to nie zmieni, nie ma zamiaru wracać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 28 Marzec, 2018, 15:42
(...) W końcu nie wytrzymała i wyjechała za granicę. Niby na miesiąc, dwa. Ale poczuła się swobodnie i postanowiła zostać dłużej. Chciała ściągnąć męża i dzieci. Nie zgodził się. Wręcz nakazał jej powrót. Dzieci choć dorastające, nie miały nic do gadania. W końcu się odważyła mu wygarnąć co sądzi o swoim życiu w takim związku. I jeśli się to nie zmieni, nie ma zamiaru wracać.
   No, sprawa postawiona na ostrzu szpady.
   Ciekawe, jak to się skończy?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Marzec, 2018, 19:00
 
Basia


    Basia postanowiła jakoś ten czas przetrwać, godząc się na wszystko, byle mieć spokój.
Już planowała, że zaraz po szkole pójdzie do pracy, Tomka odda do przedszkola i jakoś da sobie radę. Ogromne wsparcie miała w sąsiadce. I choć matka nieraz ją zwymyślała i kazała dać Baśce spokój, ta się nie zrażała. Bardzo lubili z mężem tatę, mógł im wiele opowiedzieć, a więc miała jakiś obraz nawiedzonej kobiety i nie dała się zastraszać.

Swatanie trwało w najlepsze, kandydat na męża, niewiele starszy od dziewczyny, był częstym gościem w ich domu. Wtedy nazywała go kamienna twarz, dziś by o nim powiedziała cyborg.
Bez życia, bez humoru, taka ciepła klucha. Najwięcej gadał z matką, tak ciociu, prawda ciociu, masz rację ciociu. A ta aż piała z zachwytu. Gdy Basia mówiła, że go nie kocha, słyszała od matki..ty masz być posłuszna mnie i mężowi, a kochanie do niczego ci niepotrzebne.
Kiedyś postanowiła z nim pogadać, tak szczerze. Że nie chce go skrzywdzić, bo go nie kocha, że będą się męczyć tylko. Wtedy jej zaczął rzucać tekstami żywcem wyjętymi ze strażnicy. Wtedy dziewczyna nie wytrzymała i powiedziała mu wprost..dość, że jesteś brzydki to jeszcze nudny. Nie zrobiło to na nim wrażenia, uważał, że Baśka mu się należy, a jej rodzina na tym małżeństwie tylko skorzysta. Chłopak uważał się za pępek świata, w końcu był synem starszego. Nie była święta, ale nie wyobrażała sobie, aby miał ją pocałować, albo dotykać, o pójściu do łóżka nawet nie było mowy.
Jak nigdy dotąd modliła się, mocno, szczerze z oddaniem. Prosiła Boga o pomoc, nie chciała takiego życia, takiego męża.

Szukając materiałów do szkoły, między książkami znalazła jakąś teczkę. Były w niej różne dokumenty, na jednym z nich widniało imię i nazwisko Basi. Niewiele z tego rozumiała, pobiegła z nimi do sąsiadów. Tam się dowiedziała, że dziadek chciał zapisać mieszkanie synowi, ale wspólnie uradzili, aby od razu zapisał na wnuczkę. Z innych dokumentów, dowiedziała się, że ojciec miał jakieś tam oszczędności, które należą się Basi.
Wtedy też sąsiadka nieśmiało zapytała.. Basiu, a ty po tacie nie masz renty? Tata pracował, ty jesteś nieletnia, uczysz się, powinnaś mieć.
Dziewczyna już kiedyś matkę o to pytała, dowiedziała się, że ojciec ją zostawił w jednej koszuli i tyle po nim ma. Sąsiedzi pociskali, aby się dowiedziała. Wiedziała, że z matki nic nie wydusi, postanowiła sama przeszukać papiery, nic nie było. Wtedy sąsiadka mało legalnymi kanałami dowiedziała się, że matka pobiera na Basię rentę rodzinną i to całkiem sporą.
Kiedy znów przyszła do nich zapłakana powiedzieli jej..mieszkanie twoje, masz rentę, masz oszczędności ojca, to ty jesteś górą, a nie mama. Ona się ma czego bać, a nie ty.

Kobieta poszła z Basią na tę rozmowę do matki, gdy się wywiązała awantura, chciała córkę uderzyć. Sąsiadka ją zasłoniła i sama oberwała. Wtedy zadzwoniła po policję, że przebywa bez meldunku, znęca się nad córką i obraża sąsiadów. Baśka wszystko potwierdziła.
Niby nie było wielkiej presji mundurowych, ale zalecili, aby się udała pod swój adres.
Oni się zajęli wyjaśnianiem spraw nieletniej matki, jej opiekunki itd. A że urzędowe sprawy się ciągną niemiłosiernie, nim coś się wyjaśniło, Basia była pełnoletnia.

Dziś Basia jest dumną matką studenta prawa, mieszka od lat z człowiekiem, którego naprawdę kocha. Wspólnie prowadzą mały biznes w dużym mieście.
Siostra dość szybko się rozwiodła i została wykluczona, matka nadal jest świadkiem i kątem mieszka u starszej córki, która prowadzi bardzo rozrywkowy tryb życia.
Tomek ma jedną babcię, to ta, co mieszka naprzeciwko nich. Niebawem wprowadzą się do nowego domu, gdzie już na nią czeka pokój. Jak to Basia mówi..na najlepszą przyjaciółkę pod słońcem.

Jeszcze dziś żeśmy rozmawiały, zadzwoniła aby się pochwalić, że idąc ulicą ktoś dał jej ulotkę o świadkach. Mówi do mnie wiesz.. za ten kawałek papieru byłam gotowa tych ludzi uściskać.
Ma czasem dylemat, czy aby sprostała wymaganiom Boga jako człowiek zasługuje na Jego  łaskę? Powiedziałam jej, że Bóg nie patrzy przychylnym okiem tylko na sale królestwa i na świadków. On patrzy w ludzkie serca, bez względu  jakiego  są wyznania, płci, wzrostu czy  koloru skóry. I jeśli to jest dobra organizacja, jedyna i poprawna, to aż boję się pomyśleć, jaka ich zdaniem jest ta zła. Na szczęście to nie świadkowie są decydującymi w tych sprawach.

PS. Basia mówi..jeśli Bóg naprawdę istnieje, wiem, że miał mnie w swojej opiece. Nie skończyłam tak jak wszyscy przepowiadali. Mało tego, wyszłam dużo lepiej niż moja gorliwa siostra.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 28 Marzec, 2018, 19:10
Wstrząsająca historia, ale na całe szczęście zakończyła się dobrze. Ciekawe jak matka teraz się czuje, gdy los się od niej odwrócił i musi mieszkać z wykluczoną córką!! Zawsze i wszędzie trzeba być człowiekiem a nie bydlęciem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: josh82 w 28 Marzec, 2018, 19:12

Basia


Bez życia, bez humoru, taka ciepła klucha. Najwięcej gadał z matką, tak ciociu, prawda ciociu, masz rację ciociu. A ta aż piała z zachwytu. Gdy Basia mówiła, że go nie kocha, słyszała od matki..ty masz być posłuszna mnie i mężowi, a kochanie do niczego ci niepotrzebne.


Wiedziała, co mówi - sama dała piękny wzór posłuszeństwa wobec męża :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 28 Marzec, 2018, 20:06
Basia.
Cieszę się, że wszystko skończyło się dla niej szczęśliwie :)
Czytając takie historie, można uwierzyć, że Bóg istnieje i nic nie dzieje się przypadkowo.
A wracając jeszcze do historii Szymona, przychodzą mi do głowy wersety, mówiące o tym, że (Bóg) troszczy się o (wdowy i) sieroty...

Matka.
Sytuację w jakiej się znalazła, mądry człowiek odczytałby jako wezwanie do okazania skruchy i pokory. Głupi zapewne pomyśli, że spotkało go niezasłużone nieszczęście.
Jeśli człowiek wyrządza krzywdę nieświadomie, gotów jest się przyznać i ją naprawić. Jeżeli jednak czyni to z premedytacją i nic go nie złamie - będzie trwał w tym do końca.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 28 Marzec, 2018, 22:20
Przeżycia Basi przypominają nieco historię biblijnego Hioba.
Jego sytuacja też w pewnym momencie wydawała się beznadziejna, również pozostał z niczym. Ale dzięki swojej niezłomności został nagrodzony.
Basia również.
Warto więc w każdej sytuacji pozostać sobą, a prawda sama się obroni.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Marzec, 2018, 19:49
Wiedziała, co mówi - sama dała piękny wzór posłuszeństwa wobec męża :D

    Tak, bo to było posłuszeństwo org, a to się rządzi swoimi prawami i często  niewiele ma wspólnego z przyzwoitością, zdrowym rozsądkiem o biblijnych zasadach nie wspomnę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Kwiecień, 2018, 12:52
 Złodziej gdy coś ukradł, to oznajmia przed Bogiem, że to był prezent.


        Bogdan, który opowiedział mi tę historię jest dzieckiem wychowanym w org. Tak on, jak i jego dwie siostry od małego byli hartowani w dziele..
On nigdy nie dał się wykąpać, młodsza siostra obiecywała długo, że już, już jest prawie gotowa, aż w końcu dała nogę. Natomiast starsza wsiąknęła po uszy.

Jako z jedynej rodzice byli dumni, często to podkreślali i obnosili się z tym wszędzie.
Na sukcesy syna i drugiej córki nie zwracali uwagi, bo to dobra doczesne. Ojciec mawiał..jeszcze kilka lat i wszystko runie. I po co wam te szkoły, interesy? W raju nic nie potrzeba. Mrówki nie sieją, a żyją. Wtedy mój bohater nie wytrzymywał i mówił..bo mrówki zapier..bardziej niż zbór do kupy wzięty. Z czasem przestał się wdawać w takie dyskusje, ojciec mówił, a on milczał.

Wanda szybko skończyła edukację, została ambitną pionierką. Dzieckiem, które chciała mieć większość zborowych rodziców. Bogdan i Ewa nie mieli szans, aby jej dorównać, choć w małym stopniu. Lata mijały, oni pozakładali rodziny, doczekali się wnuków, a Wanda wciąż robiła tę samą karierę. Choć widać było, że od dwóch dekad stoi w miejscu, bo cóż mogła więcej zdziałać? To jednak rodzicielska duma nie słabła. Jedno, na co udało się im przekonać rodziców, to ''zatrudnienie'' Wandy w firmie brata. Była to najniższa półka, ale zawsze miała ubezpieczenie i jakieś lata pracy. Trochę On, trochę rodzice i Ewa, tak podtrzymywali jej zatrudnienie. Czasem rozmawiali z młodszą siostrą o zakłamaniu i obłudzie. Wiedzą, że to oszustwo, wiedzą, że naciąganie innych, ale nikomu nie przeszkadzało. Nie wytykali tego głośno, robili to także z myślą o sobie, wiedzieli, że kiedyś utrzymanie siostry może spaść na nich. A tak, będzie miała, choć na podstawowe potrzeby.

Kiedyś miarka się przebrała, gdy spotkał dawnego kolegę, który piastował wysoką zborową posadkę. Kilka grzecznościowych zwrotów i nie było o czym gadać. Na odchodne starszy powiedział..sam odrzuciłeś prawdę, ale choć się przyzwoicie zachowałeś. Bogdan nie wiedział, o co chodzi, a więc zapytał..co masz na myśli? Siostrę Wandę, że zadbałeś o jej przyszłość.
Aż się w nim zagotowało. Ty Q...słyszysz co ty mówisz, ty mówisz o przyzwoitości? Okłamywanie to dla ciebie przyzwoitość? Wy jej powinniście, choć średnią krajową opłacać, bo dla was zapier... Był wściekły, na jego bezczelność.

Postanowił ten temat poruszyć z rodzicami, nie zaskoczyli go. Byli tego samego zdania.
Matka powiedziała..nie jesteś jednym z nas, to choć tak możesz się przypodobać stwórcy. O nie, powiedział dość! Jestem na każde wasze wezwanie, płacę za drogie leki, bo wy macie leniwą córkę na utrzymaniu. Zapisujecie mieszkanie na mnie i na Ewę albo radźcie sobie sami, nieee wy macie dobrych braci.
Wyszedł i nie kontaktował się z nimi dwa miesiące. Wyjazdy do lekarzy, jakieś badania, musieli sobie sami radzić. Pierwszy zadzwonił ojciec, zgadzamy się, zapiszemy wam to mieszkanie. Ucieszył się, Ewa była zdziwiona, że też walczył o nią. Ona wcale tak dużo nie pomagała. Jednak to ona, myła okna, robiła im większe pranie, sprzątała po malowaniu.
A mieszkanie było duże, w starej kamienicy. Kiedyś to były dwa mieszkania, dziś niejedna firma ostrzy sobie na nie ząbki. Piękne, wysokie, w centrum miasta.

Wanda miała około 47 lat, gdy w ich zborze pojawił się nowy brat starszy. Od początku było widać, że mają się ku sobie. Często bywał w domu ich rodziców, mama nawet się pochwaliła, że chyba będzie wesele. Wszystko ładnie pięknie, do momentu jak kandydat na zięcia kiedyś wspomniał, że...można mieszkanie podzielić i do drugiej części wpuścić lokatora. Jak będą już sami, czyli uśmiercił  teoretycznie rodziców, połowa im starczy.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: P w 01 Kwiecień, 2018, 19:45
Tazła jak zwykle w Twoim stylu, przerwanie w najlepszym momencie, co sprawia że czytelnik ma apetyt na więcej, więc czekam :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Kwiecień, 2018, 19:51
Tazła jak zwykle w Twoim stylu, przerwanie w najlepszym momencie, co sprawia że czytelnik ma apetyt na więcej, więc czekam :)

  Chodzi by gonić króliczka, a nie go złapać.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: josh82 w 01 Kwiecień, 2018, 20:03
  Chodzi by gonić króliczka, a nie go złapać.  ;D

To dla tego CK szczyci się, że wciąż krążą wokół prawdy, a nie ją znają :)

Tazła właśnie zapaliłaś nowe światło i zrewidowałaś moje zrozumienie tek kwestii. Idę się ochrzcić.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Kwiecień, 2018, 20:22
To dla tego CK szczyci się, że wciąż krążą wokół prawdy, a nie ją znają :)
Tazła właśnie zapaliłaś nowe światło i zrewidowałaś moje zrozumienie tek kwestii. Idę się ochrzcić.

  Iććć, tylko pamiętaj, jak będą Cię zanurzać, skrzyżuj palce. Nie będzie wiążące z niebiosami.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: josh82 w 01 Kwiecień, 2018, 20:37
Wyrzuciliby mnie chyba z basenu widząc krzyż z palców :P
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 01 Kwiecień, 2018, 20:51
Wyrzuciliby mnie chyba z basenu widząc krzyż z palców :P

Kto wie, może woda by wyparowała ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 01 Kwiecień, 2018, 21:58
Tazła jak zwykle w Twoim stylu, przerwanie w najlepszym momencie, co sprawia że czytelnik ma apetyt na więcej, więc czekam :)

A dla mnie to utrudnienie niestety (dzielenie opowiadania na zbyt wiele części), bo często zapominam połowę pierwszej części historii i gdy dopiero po kilku dniach czytam ciąg dalszy, to już nie pamiętam ani dokładnie wątku ani bohaterów (a ciągle pojawiają się nowi).
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Kwiecień, 2018, 21:59

   Wszystkim nie da się dogodzić. Są tacy co narzekają na zbyt dużą ścianę tekstu, przez którą ciężko przebrnąć. Dlatego trzeba rozbijać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 01 Kwiecień, 2018, 22:18
   Wszystkim nie da się dogodzić. Są tacy co narzekają na zbyt dużą ścianę tekstu, przez którą ciężko przebrnąć. Dlatego trzeba rozbijać.

Nie mam nic przeciwko rozbijaniu - jeśli części pojawiają się w tym samym dniu. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: ogórek kiszony w 03 Kwiecień, 2018, 22:38
  Iććć, tylko pamiętaj, jak będą Cię zanurzać, skrzyżuj palce. Nie będzie wiążące z niebiosami.  ;D
Chyba, z brooklinem, czy gdzie tam siedzą. Z niebiosami to oni nic nie mają wspólnego.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 05 Kwiecień, 2018, 17:58

      Złodziej gdy coś ukradł, to oznajmia przed Bogiem, że to był prezent cd.



     
       Gdy adorator dowiedział się, że mieszkanie jest już zapisane, a Wanda i rodzice mają tylko służebność, jego uczucie osłabło. Wybrał inną siostrę, była biedna jak mysz kościelna, nawet była brzydsza i starsza. Jednak jak mówi Bogdan, była zawsze uśmiechnięta, działała na ludzi jak magnez. Wanda dużo sobie obiecywała po tym związku, gdy dostała kosza, zaczęła walczyć.

Początkowo próbowała wpłynąć na samego kandydata, później przegonić rywalkę, choć tamta specjalnie nie zabiegała o mężczyznę. A gdy to nie pomagało, poszła do starszych z donosem, że ta pcha się mężczyznom do łóżek.
Rozwinęło się małe piekiełko, przesłuchania, wywiady, kolejne sensacyjne odkrycia Wandy.
Jednak gdy dochodziło do konfrontacji, konkretów, nic nie umiała udowodnić, poza swoim czczym gadaniem. Zadecydowano, że mężczyzna przejdzie do innego zboru, a po ślubie dołączyła także jego wybranka. Wanda została ze swoim żalem i goryczą, winiła wszystkich. Rodziców, że zapisali mieszkanie na rodzeństwo, starszych, że źle to rozegrali. Nie dopuszczała do siebie, że tak naprawę problem był gdzie indziej.

Bogdan coraz częściej wyczuwał od siostry alkohol albo intensywny miętowy zapach. Nieważne o której porze dnia, zawsze była wyraźnie pobudzona. Kiedyś Ewa powiedział, że rodzice wspominali, że Wanda nie jest już pionierką. Później zaczęła coraz mniej chodzić na zebrania, a za to była widywana w dziwnym towarzystwie. Rodzeństwo nie reagowało, była dorosła, jednak rodzice bardzo rozpaczali. Widać było, że kobieta się stacza.
Kilka razy wylądowała na izbie wytrzeźwień, znikała na kilka dni, a gdy wróciła wyglądała jak kloszard. Po śmierci ojca Bogdan zabrał mamę do siebie, Wanda mieszkała sama. Pewnego dnia, zadzwoniła sąsiadka ze skargą, na ciągłe imprezy i hałasy w ich mieszkaniu. Gdy zajechał zastał otwarte drzwi i puste mieszkanie. Zmienił zamki, a sąsiadów poprosił, aby powiedzieli siostrze, gdy wróci, żeby zgłosiła się do niego.

Tygodnie mijały, a Wandy nie było widać, gdy pytał innych lokatorów, nikt jej nie widział.
Po około roku dostał anonimowy telefon, aby się zgłosił pod wskazany adres w sprawie siostry. Lokalizacja była mu znajoma, tam mieścił się komisariat policji. Tam się dowiedział, że znaleziono zwłoki kobiety, nie miała przy sobie dokumentów, tylko w kieszeni małą wygniecioną karteczkę. Gdy ją Bogdanowi pokazano wiedział co to, znajomy napis..żadnej krwi. Na tej kartce widniały dane osób ze zboru, które w latach swojej świetności, Wanda darzyła zaufaniem. Dowiedział się od policjantów, że ustalono adresy mężczyzn i wezwano ich do rozpoznania zwłok. Obaj zgodnie stwierdzili, że nie znają kobiety. A więc planowano pochować ją jako NN na koszt państwa. Widać jednak, że któregoś ruszyło sumienie i dał znać Bogdanowi.

Co do samego pogrzebu, walczyli z Ewą, aby przekonać matkę, że pogrzeb będzie świecki. Nie dała się przekonać, przecież jej córka była kiedyś takim dobrym świadkiem, bracia mają prawo ją godnie pochować. Chcieli jej oszczędzić szczegółów, ale nie dało rady. Bogdan wyrzucił z siebie jak ją potraktowano, że wyparli się jej, bo była brudna i odpychająca. Zaparli się jej jak Judasze. Postawili na swoim, jedynym ustępstwem był nekrolog na tablicy pod salą królestwa. Dzień przed pogrzebem zadzwonił jakiś mężczyzna z zapytaniem o pogrzeb, Bogdan powiedział tylko..zapraszam. Wiedział, że szykują się, że zrobią fetę, nie zamierzał im na to pozwalać.

 Tak też było, zjechał tłum, mama była prawie uśmiechnięta, Ewa przerażona, że jednak zdominują uroczystość. Jednak mężczyzna jako głowa rodziny, nie miał zamiaru na to pozwalać. Wyszedł do nich, podziękował za tak liczne przybycie, poinformował też, że zgodnie z wolą rodziny, pogrzeb będzie miał charakter świecki. Choć starsi próbowali podjąć negocjacje, nie dał się wciągnąć w dyskusję, zwyczajnie ich zignorował. Po chwili, z ogromnej grupy świadków Jehowy, zostało może dziesięć osób.

Mama bardzo przeżyła to ich zachowanie. Osoby, które uważała za najbliższe w zborze, poszły sobie, nie wspierały ją w tej trudnej chwili. Całe dnie powtarzała jedno i to samo..jak oni tak mogli, a my oddaliśmy im całe życia, tak samo i Wanda. Na zmianę płakała i wściekała się. Nie spała całe noce, czytała Biblię, to znów strażnice. Kiedyś, gdy jedli rodzinny obiad powiedziała.. Moje kochane dzieci, dziękuję i przepraszam za te lata niesprawiedliwości. Pewnego dnia, gdy Bogdan wrócił do domu zastał ją siedzącą nieruchomo w fotelu, zaś w kominku resztki niedopalonych publikacji świadków Jehowy. Lekarz stwierdził zgon, niewydolność krążeniowo oddechowa. Bogdan wie swoje, doznała zawodu, zawiedli ją ludzie, którym ufała jak nikomu innemu i dlatego pękło jej serce.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 05 Kwiecień, 2018, 20:07
Tym razem opowieść bez happy end - u.
Bardzo duże brawa dla Bogdana, który w każdym wątku tej historii zachował się jak zawodowiec.
Tak... Każdy pojedynczy świadek jest potrzebny organizacji do momentu, gdy poświęca jej czas, pieniądze i siebie.
Obie kobiety zawiodły się na świadkach i na zborze, mimo, że ich rozczarowanie miało inne podłoże.
Przyjaciół poznaje się w biedzie... Bieda przyszła, "przyjaciele" odeszli.
Wielka przestroga dla "orgowych podglądaczy" forum...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 05 Kwiecień, 2018, 20:12
Najtrudniej jest wybaczyć sobie samemu.
Cudza zdrada boli, ale do siebie ma się największy żal, że można się było aż tak pomylić.
A przecież chciało się dobrze...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Startek w 07 Kwiecień, 2018, 00:10
To świadkowie kłamali na policji , ładny numer . Raptem nie znają człowieka , w jednej sekundzie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki następuje utrata pamięci .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gremczak w 07 Kwiecień, 2018, 00:36
To świadkowie kłamali na policji , ładny numer . Raptem nie znają człowieka , w jednej sekundzie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki następuje utrata pamięci .
Niektórzy to dostają nawet jakiegoś paraliżu karku.Tak im dziwnie jakoś głowę na bok, albo do tyłu wykręca. ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 07 Kwiecień, 2018, 00:41
Na tej kartce widniały dane osób ze zboru, które w latach swojej świetności, Wanda darzyła zaufaniem. Dowiedział się od policjantów, że ustalono adresy mężczyzn i wezwano ich do rozpoznania zwłok. Obaj zgodnie stwierdzili, że nie znają kobiety.
Dlaczego mnie to nie dziwi? Może dlatego że to takie świadkowskie?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Kwiecień, 2018, 20:55
Dlaczego mnie to nie dziwi? Może dlatego że to takie świadkowskie?

  Spróbuję pogdybać sobie..
Dwóch panów pod krawatami, teczki w dłoniach lub pod pachą. Szli na policję, nie bardzo wiedzieli po co, a więc byli przygotowani. A tu im pokazują zapijaczone zwłoki, bezdomnej kobiety, która od dłuższego czasu się nie myła i nie przebierała.

I jak ci zacni przedstawiciele jedynej poprawnej organizacji, mogą powiedzieć, że to coś to ich była siostra? A nie daj Boże, policjanci by zapytali..dlaczego tak się stoczyła? Czy też nie mogli jej pomóc?
A tak, wyparli się, że nie znają, albo że nie rozpoznają bo taka sfatygowana i jak zawsze spadli na cztery łapy.

Jestem tylko ciekawa jednego, czy po wyjściu razem wpadli na taki pomysł, aby zadzwonić do brata? Czy też jeden w tajemnicy przed drugim, dał znać, bo go sumienie ruszyło, a raczej jego resztki?

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 10 Kwiecień, 2018, 19:32

      Każdy wybór może zmienić Cię bezpowrotnie.


      Mateusz miał 10 lat, gdy zmarła jego mama, ojca nigdy nie poznał. Z dnia na dzień, jego spokojne życie, wywróciło się do góry nogami. Musiał zmienić dom, szkołę, już nie chodził na religię, ale na zebrania.
Opiekę nad nim przejęli dziadkowie, bardzo gorliwi śJ. Ciężko mu się było odnaleźć, ale nie miał wyjścia, to była jego jedyna rodzina. Dziadkowie byli nawet fajni, ale gdy zaczynali być świadkami, stawali się nie do zniesienia.

Najgorsze były te ich nauki , uczyli go zasad, jakie go teraz obowiązują, podsuwali do czytania nowe książki i używali terminów, które nic dziecku nie mówiły. Opornie, bo opornie, ale Mateusz wsiąkał w te wszystkie klimaty. Nie robiło na nim wrażenia, że w szkole koledzy za nim miauczeli, na podwórku wyzywali od jehowców. Tęsknota za mamą była tak ogromna, że cała reszta w porównaniu z tym bólem, była niczym.

Z domu zabrał bluzkę mamy, która pachniała tak samo, jak ona i gdy było mu bardzo źle, wyjmował ją ze szczelnie zapakowanego woreczka. Przytulał się do niej i czuł jak kiedyś, gdy razem leżeli na łóżku, on czuł delikatny zapach jej perfum, a ona głaskała go po głowie.
Miał w głowie mętlik, nie wiedział, w co wierzyć, kogo się bać? Czasem idąc z dziadkami na zebranie, z dziwną tęsknotą zerkał w kierunku kościoła. Chodził tam z mamą, to był bardzo fajny czas. Teraz mówiono mu, że kościół jest zły, dobry jest Jehowa i jego trzeba się bać.
A więc gdy mu było źle, bał się czegoś, modlił się do mamy, tego był pewien, że ona jedna była dobra. A cała reszta, była dla niego niewiadomą, niezrozumiałą rzeczą.

Gdy miał piętnaście lat, pod naciskiem dziadków, zdecydował się na symbol. Nie robił tego z przekonania, robił to dla świętego spokoju. Noc przed, prawie nie zmrużył oka, przytulał sweter mamy i prosił ją o wybaczenie. Pamiętał, że sama nie chciała być świadkiem i jakby przeczuwała co może się stać, mówiła do syna..pamiętaj tam nic dobrego człowieka nie czeka. I choć dziadkowie byli podekscytowani, on szedł jak na egzekucję, czuł się jakby zdradzał mamę. To że udawał przed dziadkami kogoś kim nie był, wcale mu nie przeszkadzało, czuł się wobec mamy jak zdrajca. Robił coś czego ona nie chciała, a teraz patrzy na niego z góry i jest jej smutno. Tuż przed samym wejściem do basenu zaczął w myślach modlić się do mamy, kochana mamuniu, co ja mam zrobić...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 10 Kwiecień, 2018, 19:59
Oni zapijaczonej Wandzi nie znali.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 10 Kwiecień, 2018, 20:05
Witaj -Tazła
Ale trzymasz w napieciu...!? miej  serce i szybko dokończ historię - proszę i zarazem dziekuje :) :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 10 Kwiecień, 2018, 20:15
Witaj -Tazła
Ale trzymasz w napieciu...!? miej  serce i szybko dokończ historię - proszę i zarazem dziekuje :) :) :)
Tazła ma wielkie serce.
Nie zawsze jednak może zamknąć opowieść w jednym poście...
A cierpliwość... uszlachetnia  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Kwiecień, 2018, 20:47

     Każdy wybór może zmienić Cię bezpowrotnie. Może, ale nie musi.


       Usłyszał w głowie głos..idź synku, czasem tak trzeba. Dziś Mateusz mówi, że bardziej chciał to usłyszeć niż wówczas usłyszał, ale to go popchnęło. Nie pamięta jak wszedł, dopiero jak wyszedł usłyszał zachwyty dziadków. Wszyscy znajomi, a także i obcy mu gratulowali, mówili o super doznaniach, a on nie czuł zupełnie nic.
Zapytał mnie..a co ty czułaś, po symbolu? Nie po to, aby go pocieszyć, tylko dlatego, że zawsze staram się być uczciwa i szczera, powiedziałam, że też nic nie czułam.
Myślałam sobie, że nagle wszystko mi się spodoba, będę lubić głosić, chodzić na zebrania, a tu nic. Po cichu myślałam sobie, że może faktycznie ten na górze widzi moje nieszczere intencje i mnie nie obdarzył swoją łaską.

Chłopak miał bardzo podobnie, jednak udawał, że czuję tę wartość, docenia łaską, jaka go dotknęła, czyli dane mu było zostać świadkiem Jehowy.
Z dnia na dzień było coraz gorzej, dziadkowie na każdym kroku mówili do niego bracie Mateuszu, strasznie go to irytowało, ale nic nie mówił, uśmiechał się jakby go to cieszyło.
Wiedział, że powinien być dziadkom wdzięczny za wychowanie, za dach nad głową, ale im był starszy tym bardziej sobą gardził i wiedział, że nie chce tak żyć.
Kiedyś usłyszał jak dziadkowie podczas spotkania ze znajomym mówili...a może Mateusz będzie pionierem, a później starszym...rozmarzyła się babcia.
Znajomy powiedział..ano córka wam się nie udała, może choć wnuk będzie lepszy.
Zapanowała cisza, nadsłuchiwał czy dziadkowie zaprzeczą lub potwierdzą jego słowa, ale nie.

Kiedyś na towarzyskim spotkaniu młodzieży ze zboru, jeden z podchmielonych biesiadników powiedział do niego..ty bękarcie. Mateusz mało myśląc, trzasnął go z liścia, aż ten spadł z ławki. Później była afera i cała wina spadła na niego, że agresywny, że skory do bójki. Jeśli nawet ktoś mu tak powiedział mówili starsi, to powinien wzorować się na naukach z Biblii i..
I nie pozwolił im skończyć tylko powiedział..i skopać mu dupę. Wyszedł trzaskając drzwiami.

Dziadkowie też próbowali go karcić i pokazywać, jak bardzo jego postawa nie jest biblijna.
Miał tego coraz bardziej dość, brakowało mu niecały rok do pełnoletności, nie bał się już domu dziecka. Wolno rozglądał się za pracą i coraz mniej świadkował.
Wdawał się w pyskówki, potrafił przy pełnej sali, powiedzieć starszemu..najpierw proszę oddać przywłaszczony nielegalnie sprzęt, a dopiero mnie pouczać.
Wychodził z zebrań, wtedy kiedy mu się nie podobało to, co mówił prowadzący. Jeśli go nawet dopuszczano do wypowiedzi, bardzo często odbierano mu głos, bo mówił co myślał, jak uważał.

Tydzień przed jego osiemnastymi urodzinami przeprowadzono z nim rozmowę ostrzegawczą, z której sobie nic nie robił. Miał równo osiemnaście lat i sześć miesięcy , gdy został wykluczony. Początkowo dziadkowie próbowali go przekonać do poprawy i do skruchy.
Później zaczęli stosować szantaż, że według zasad nie powinni się z nim brata, rozmawiać, jadać wspólnych posiłków. Dziadek to mówił, a babcia płakała.
Wtedy Mateusz ukląkł przed nią, chwycił ją za ręce i powiedział..babciu, wiecie, że na pewno jestem waszym wnukiem. Jak to dziadek mówił krew z krwi. Mam twoje znamię i dziadka koślawy paznokieć , tego jesteśmy pewni, że jestem wasz. A czy macie pewność, że te zasady są słuszne, że tego od was Bóg oczekuje?
Babcia wyszła z pokoju, dziadek zamilkł, od tamtej pory przez dłuższy okres, rozmowy były wyłącznie służbowe.

To była sobota, Mateusz pamięta jak dziś, on oglądał film, dziadek przygotowywał się do niedzielnego zebrania, a babcia piekła ciasto. Dzwonek do drzwi otworzył dziadek , zawołał do babci.. Hela, mamy gości. Przyszło dwóch starszych na rozmowę. Wiedział, że chodzi o niego, zamknęli się w pokoju, zaczęli rozmawiać. Po chwili dyskusja zaczęła przybierać na sile, aż nagle dziadek otworzył drzwi i powiedział.. proszę wyjść i jeśli wam ulży, nas też możecie skreślić z listy.

Od tamtej wizyty już nigdy więcej nie poszli na zebranie itp. Po miesiącu dziadek poprosił go, aby pomógł mu wynieść do garażu pudła z całą literaturą, jaką mieli w domu.
Mateusz poszedł na studia, dziadek poszerzył działalność swojej firmy, babcia miała wreszcie czas na wyszywanie. W wieku dwudziestu pięciu lat oznajmił dziadkom, że zostanie ojcem.
Bardzo się ucieszyli i z otwartymi ramionami przyjęli jego wybrankę pod swój dach.
Dziś to Mateusz prowadzi rodzinną firmę, która znakomicie prosperuje, jego żona prowadził salon kosmetyczny. Dziadkowie opiekują się trójką prawnuków i są przez szczęśliwi. Popołudnia i weekendy spędzają w ogrodzie, który teraz tętni życiem, a kiedyś świecił pustkami, bo nie mieli czasu w nim zasiąść.
Mateuszowi śniła się mama jak zawsze uśmiechnięta. Oni wszyscy siedzieli razem, a ona robiła im zdjęcie. Obudził się i wydawało mu się, że poczuł jej zapach.
Rano umówił fotografa, aby im zrobił rodzinne zdjęcie. Dał mu fotografię mamy i poprosił, by po czarował i umieścił mamę z tyłu za nimi. Wybrał zdjęcie, gdzie mama była z rozpostartymi ramionami, wyglądała jakby ich wszystkich obejmowała.
Zdjęcie zawisło na ścianie w honorowym miejscu. I znów mu się przyśniła, stała w drzwiach, uśmiechała się jak wtedy gdy wychodził do szkoły i machała mu ręką.
Obudził się, znów ten sam zapach.. od tamtej pory już nigdy więcej mu się nie śniła.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Mała mi w 12 Kwiecień, 2018, 21:13
Tazła dzieki za te historie.Wreszcie jakiś happy end rodziny swiadkowskiej.Ciekawi mnie tylko co powiedzieli dziadkowi że się tak wkurzył. Chociaż nie jest to zbyt wielka ciekawość w porównaniu do radości  z tego że im się udało
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 12 Kwiecień, 2018, 21:22
Tazła,Tazła- długo czekałem na zakończenie tej historii- będę miał teraz spokojny sen- dziękuje  :) :) :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Kwiecień, 2018, 21:32
Tazła dzieki za te historie.Wreszcie jakiś happy end rodziny swiadkowskiej.Ciekawi mnie tylko co powiedzieli dziadkowi że się tak wkurzył. Chociaż nie jest to zbyt wielka ciekawość w porównaniu do radości  z tego że im się udało

 Już nie chciałam się rozpisywać, to była rozmowa na temat ich kontaktów z wykluczonym, że powinni je ograniczyć. Więc co..jedynego wnuka mieli wyrzucić z domu?
To dziadka tak bardzo wkurzyło, zrozumiał, że są jak bezduszne maszyny wykonujące regulamin z USA.

Tazła,Tazła- długo czekałem na zakończenie tej historii- będę miał teraz spokojny sen- dziękuje  :) :) :) :)

   Nie tak długo znowu, tylko dwa dni.  :D

Cieszę się, że dzięki mnie, będziesz miał lepszy sen.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 12 Kwiecień, 2018, 21:44
Szkoda, że nie wszystkie te historie mogą mieć tak piękne zakończenie...
Ale są przecież z życia wzięte... więc muszą być i łzy smutku i łzy radości...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 12 Kwiecień, 2018, 21:54
Nie tak długo znowu, tylko dwa dni.  :D
Cieszę się, że dzięki mnie, będziesz miał lepszy sen.  ;D

Aleee,to dwa dni-pozdrawiam  :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Kwiecień, 2018, 17:52

    Krewnych daje nam los. Przyjaciół wybieramy sami.


        Łukasz ma dwie siostry i brata, jako najstarszy z rodzeństwa był przez rodziców raczej traktowany po macoszemu. Prości ludzie, głęboko wierzący w swoją religię i według jej zasad, wychowywali swoje dzieci.
Od mojego Bohatera, więcej wymagano, miał być odpowiedzialny za rodzeństwo i być dla niego przykładem.
Jako dziecko zazdrościł rówieśnikom tortów urodzinowych, Mikołaja, choinki, dnia dziecka i wielu innych. Prześladował go taki sen, przychodzi do domu, a w kuchni na stole stoi ogromny tort z jego imieniem. Z ogromną radością się budził i przekonywał, że to niestety tylko sen.
I choć mówiono, że oni świadkowie mają zawsze święto, to była jedna wielka kpina. Nagrodą było głoszenie, odpowiadanie na zebraniu, a hiper nagrodą życie w raju.

Nic z tych obietnic chłopakowi się nie podobało, jednak w wieku czternastu lat został świadkiem Jehowy. Każde wakacje , ferie i wolne od szkoły spędzał na głoszeniu, jeśli nie z rodzicami to z kimś ze zboru. Choć miał naście lat, czuł się starym, zgorzkniałym człowiekiem.
Nie umiał być dzieckiem jak jego rówieśnicy, nie umiał też być nastolatkiem.

Kiedyś czekał na swojego partnera do głoszenia w parku, przysiadł na ławce obok jakiegoś mężczyzny. Wywiązała się rozmowa, zaczął go wypytywać, co robi, czy się uczy i na kogo czeka? Łukasz odpowiedział zgodnie z prawdą, że jest śJ i czeka na kogoś, będą głosić.
Usłyszał wtedy od starego człowieka..dziecko, nie szkoda ci życia? Powinieneś grać w piłkę, iść z dziewczyną na randkę, cieszyć się życiem. A ty wciskasz się w ten swój strój wyjściowy jak w kostium i chodzisz po domach, zawracając ludziom głowę. Czy sobie nie pomyślałeś nigdy, jak ludzie na was psioczą, jak im przeszkadzacie?
Jak przystało na świadka, oburzył się, jednak wieczorem słowa mężczyzny wróciły i zaczęły go prześladować.

Teraz gdy widział bawiącą się młodzież, zastanawiał się ..czy on też tak by umiał? Po jakimś pół roku nadarzyła się okazja, koniec roku szkolnego. Prosto ze szkoły poszli do jednego z kolegów do domu. Tam pierwszy raz spróbował alkoholu i o dziwo dobrze mu z tym było. Po powrocie do domu poszedł do pokoju i nie wychodził, aż do kolacji. Nic się nie stało, gromy z nieba na niego nie spadły, a więc w czasie wakacji znów dał się namówić na imprezę.

Nigdy się nie upił, zawsze było delikatnie dla humoru, o dziwo okazało się, że ten cichy odludek to świetny kompan zabawy. Dziewczyny go uwielbiały, grzeczny, taktowny, dużym poczuciem humoru i rytmu. Tak, nie mówi o sobie, że umiał tańczyć, ale że miał poczucie rytmu, wcześniej nie miał okazji tego sprawdzić.
Rodzice widzieli zmiany w synu i to im się nie podobało. Zaczęli mu zabraniać, negocjacje nic nie dały. Miał 19 lat, a był traktowany jak kilkulatek, a więc zaczął się buntować.
Czym oni bardziej ingerowali w jego relacje z otoczeniem, on się zapierał i ograniczał swoje zborowe działanie. Zaczęto go straszyć armagedonem, wtedy powiedział, że skoro ma zginąć musi wiedzieć, za co i że przestaje być świadkiem.

Po tygodniu, gdy wrócił do domu po pracy, na schodach stały dwa worki jego rzeczy. Matka uchyliła drzwi i powiedziała..chcesz świeckiego życia, to idź sobie w świat.
Wydawało mu się, że ktoś mu wylał na głowę wiadro wody. Poszedł do ojca brata, też świadka, odmówił noclegu, po nim kilku innych ''przyjaciół'' postąpiło podobnie. Wszyscy mówili to samo, że odwrócił się od Boga.

Gdy szedł z tymi workami, spotkał ojca kolegi, od słowa do słowa opowiedział mu co mu się przytrafiło. Mężczyzna bez słowa wziął jeden worek od Łukasza i zabrał go do swojego domu. Mieszkał z nimi pół roku, później wynajął pokój, u starszej pani, a po roku  samodzielne, małe mieszkanko.
Kilka razy próbował odwiedzić rodzinny dom, ale go nie wpuszczano. Kiedyś poszedł pod szkołę do najmłodszej siostry, z nią był najbardziej związany. Początkowo dziewczynka się go jakby bała, później opowiedziała mu, że rodzice zabronili z nim rozmawiać. Zapewnił ją, że nikt się o ich rozmowie nie dowie. Na odchodne mała zapytała..przyjdziesz jeszcze do mnie?

Bardzo się ucieszył i od tej pory, dwa razy w tygodniu spotykali się na swoich potajemnych schadzkach. Basia rosła i później sama przychodziła do jego mieszkania, prowadzili długie rozmowy, ona też nie chciała być świadkiem. Łukasz jej nie buntował, mówił, że musi być świadoma tego, co chce, nikt do niczego nie może ją zmusić. Sam pracował i chodził na studia, mimo że rodzice i wszyscy świadkowscy znajomi mówili, że źle rokuje, on sobie nieźle radził.
W wieku siedemnastu lat i jego mała siostrzyczka została wyrzucona z domu. Pewnego dnia, gdy wracał z drugiej zmiany, zastał ją śpiącą pod drzwiami...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 17 Kwiecień, 2018, 19:15
Zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się, czy to wpływ prania mózgu przez sektę, czy tylko wzmocnienie przez nią złych skłonności powoduje takie skutki.
Szczęśliwi ci, którzy tak postępując, do końca życia pozostają świadkami, nie mają wyrzutów sumienia.
W przeciwnym razie, wyrzuty sumienia mogą doprowadzić do losu, jaki spotkał bohaterkę jednej z poprzednich historii opisywanych przez TąZłą - matkę Bogdana.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Kwiecień, 2018, 19:27
   Ja ze swoich obserwacji mogę powiedzieć, że to skłonności, takie cechy, predyspozycje tkwiące w człowieku i się uaktywniają pod wpływem organizacji.

Z tym jak zawodem, jeśli ktoś ma cierpliwość i lubi dzieci, będzie z niego dobry wychowawca, nauczyciel, pedagog. Ktoś, kto nie ma do tego predyspozycji, nie sprawdzi się. Będzie kiepskim nauczycielem, będzie się męczył, aż w końcu zrezygnuje.

Tu tak samo..kto ma predyspozycje, zostaje świadkiem całą gębą, ktoś inny się pokręci po zborze i da nogę.

To co teraz napiszę, może się  byłym nie spodobać, ale wielu z nas, choć wypada za nawias org, mentalnie zostaje świadkiem do grobowej deski. I to nie jest wierność zasadom, to jest właśnie ta predyspozycja.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: matus w 17 Kwiecień, 2018, 19:31
Po mojemu to opcja druga (wzmocnienie już posiadanych skłonności przez mózgopranie).
Zresztą - żeby dać się do sekty wciągnąć też trzeba mieć ku temu jakieś skłonności.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 17 Kwiecień, 2018, 20:28
Mamy kolejny przykład człowieka "ze świata", z góry skazywanego przez świadków na stracenie, który wyciąga pomocną dłoń potrzebującemu...
Prawdziwy Samarytanin wyróżniający się na tle faryzeuszy...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 17 Kwiecień, 2018, 20:57
Zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się, czy to wpływ prania mózgu przez sektę, czy tylko wzmocnienie przez nią złych skłonności powoduje takie skutki.
Szczęśliwi ci, którzy tak postępując, do końca życia pozostają świadkami, nie mają wyrzutów sumienia.

Mi się w tej organizacji nigdy nie zgadzało to, że Jezus mówił, że wśród jego uczniów będzie miłość, a ja tej miłości w orgu nie widziałam. Przynajmniej nie wiedziałam takiej prawdziwej, bezinteresownej miłości, tylko grzeczne uśmiechy podczas przywitania na zebraniu, a później strzała do domu i każdy każdego miał w tyłku.
I ja zawsze mówiłam o tym głośno. Rozmawiałam z jednym starszym, z drugim... że w zborze ludzie powinni się wspierać, a tymczasem niektórzy (w tym starsi!) nie znają nawet imion niektórych osób. Oczywiście te rozmowy nigdy nie doprowadzały do niczego sensownego, a ja miałam wrażenie, że strzępię sobie język. Ilekroć wpadałam na jakąś inicjatywę i mówiłam o tym innym, to byłam od razu gaszona ("nie da się", "a po co?", "nie ma takiej potrzeby"). Jeśli natomiast tę samą rzecz powiedział nadzorca obwodu rok czy dwa lata później, to nagle się dało, nagle się okazywało, że to super pomysł. I takich sytuacji było kilka.
Byłam więc zniechęcona tym, że każdy spuszcza mnie na drzewo i to pewnie dlatego, że jestem kobietą (gdybym była facetem, to może by chociaż udawali, że mnie słuchają).

Nie spotykałam się nigdy z tak drastycznymi przypadkami jak są tu opisywane. Nigdy nie słyszałam, że jakiś Świadek wyrzucił swoje dziecko z domu. Słyszałam inną historię - że z domu wyrzucony został katolik, który zaczął studiować ze Świadkami.

Żyłam więc w poczuciu, że u Świadków wcale nie jest źle, choć jest coraz większa znieczulica. Skutecznie tłumaczyłam ją jednak sobie wersetem mówiącym, że w dniach ostatnich miłość większości oziębnie. Czyli znieczulica w zborze jako znak dni ostatnich.
Ale z powodu tej znieczulicy cierpiałam całymi latami. Po prostu nie potrafiłam sobie wytłumaczyć dlaczego nie spełnia się na mnie proroctwo Jezusa, że ten kto dla niego zostawi ojca i matkę, znajdzie ich wśród jego uczniów. Ja nie znalazłam w zborze rodziny, choć poświęciłam dla niego swoją prawdziwą rodzinę. Ciągle mi to doskwierało.

Dlaczego dziś nie jestem Świadkiem? Dlatego, że nie ma w tej organizacji miłości. Fakty dotyczące pedofilii i fałszywych nauk tylko były ostateczną "kropką nad i" przy podejmowaniu decyzji o odejściu z jw-orga.
Nie mogę sobie wyobrazić, że wyrzucam z domu własne dziecko.
Zawsze też stresował mnie temat transfuzji. Sama sobie mogę jej nie przyjmować, ale stresowałam się tym co będzie jeśli problem będzie dotyczył mojego dziecka. Tłumaczyłam sobie, że Bóg jest miłosierny i nawet jeśli kiedyś zgrzeszę transfuzją dla dziecka, to na pewno mnie zrozumie i z czasem wybaczy. Wiele spraw tak sobie tłumaczyłam - np. pójście na studia (choć to nie grzech) - mówiłam sobie, że przecież Bóg mnie zna i wie, że to mnie uszczęśliwi - dlaczego więc miałby mi tego zabraniać?!

A więc moja wizja Boga nie pasowała do wizji Boga opisanego w Strażnicy. W zasadzie prawie nie interesowały mnie świadkowe dogmaty - przyjmowałam prawie każdy z nich (nie przejmując sie tym, że co chwilę zmienia się światło). Ale kwestia miłości była dla mnie najbardziej paląca. Nie mogłam pogodzić tego jak można być dobrym człowiekiem nie mając w sobie miłości.

Mój wywód pokazał mam nadzieję, że nie każdy Świadek żyjący w orgu jest robotem bez uczuć. Przebywa w tej religii, bo w nią wierzy i nie chce zginąć w Armagedonie. Ale wewnątrz może mieć różne przemyslenia.

Zawsze powtarzałam - jeszcze jako Świadek - że najbardziej boję się fanatyków. Widziałam w jakie skrajności potrafią oni popadać (mam na myśli głównie pionierów, którzy nie mieli z czego żyć na terenie oddalonym, głodowali lub spali po 4 godziny na dobę, bo łączyli służbę z pracą). Takich to nawet sie bałam i wiedziałam, że szybko się wypalą. I zawsze mnie dziwiło, że właśnie tacy ludzie są stawiani za wzór cnót na zgromadzeniach.

Jakie to szczęście, że nie byłam nigdy fanatykiem.... (nie mylić z gorliwością, którą miałam zaraz po chrzcie... a później gasłam....i gasłam... i zniechęcałam się...)..
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 17 Kwiecień, 2018, 21:28
Człowiek całkowicie do czegoś przekonany, wierzący w coś bez zastrzeżeń, zrobi dla tej sprawy (prawie) wszystko. Nie wolno zapominać jedynie o tym, że, jak śpiewa Dżem - Zawsze warto być człowiekiem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 17 Kwiecień, 2018, 21:33
Człowiek całkowicie do czegoś przekonany, wierzący w coś bez zastrzeżeń, zrobi dla tej sprawy (prawie) wszystko. Nie wolno zapominać jedynie o tym, że, jak śpiewa Dżem - Zawsze warto być człowiekiem.

Nawet w obozach koncentracyjnych zdarzali się strażnicy mający ludzkie odruchy i uczucia.
Stąd Świadkowie nie wszystkie swoje "zbrodnie" mogą wytłumaczyć swoją wiarą.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Kwiecień, 2018, 18:52
Cytuj
  Nie spotykałam się nigdy z tak drastycznymi przypadkami jak są tu opisywane. Nigdy nie słyszałam, że jakiś Świadek wyrzucił swoje dziecko z domu. Słyszałam inną historię - że z domu wyrzucony został katolik, który zaczął studiować ze Świadkami.

    A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz?  Można pod tym podpisać.

Świadkowie są trochę jak nasza stara komuna, tam nikt nad nikim się nie znęcał, ORMO nie spuszczało manta obywatelom w ciemnej bramie, tylko przeprowadzało staruszki przez ulicę.
ZOMO nie grzmociło  niepokornych, tylko odprowadzało wagarowiczów do szkoły.
I w ogóle nie było czegoś takiego jak..inwalidzi, ludzie upośledzeni fizycznie i intelektualnie.
Same plusy, samo dobro, normalnie miód z boczkiem.

Z opasłych swoich historii, tylko raz trafiłam na osobę wyrzuconą z domu przez rodziców katolików za przejście na stronę śJ.  W drugą stronę, przykłady idą w grube cyfry.

Nie oszukujmy się, jeśli ktoś przestaje chodzić do kościoła, nawet jak rodzina ponarzeka to później odpuszcza. U naszych dobrych znajomych jest zastraszanie, szantaż emocjonalny i ten foch..my cię już nie znamy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 18 Kwiecień, 2018, 19:26
Tazła to zależy gdzie ucho przyłożymy.Ja znam kilka takich historii,gdzie w rolach głównych występują katolicy.Tylko nie oto chodzi,wcześniej czytałem Dona Browna a dzisiaj Złą Kobietę,piszę tak dla tego ,że droczy się ze mną jako czytelnikiem.Tam miałem wszystko w jednej  knidze a tu każe mi się czekać na C.D.N. a ja kuźwa jestem niecierpliwy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 18 Kwiecień, 2018, 21:15
    A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz?  Można pod tym podpisać.

Świadkowie są trochę jak nasza stara komuna, tam nikt nad nikim się nie znęcał, ORMO nie spuszczało manta obywatelom w ciemnej bramie, tylko przeprowadzało staruszki przez ulicę.
ZOMO nie grzmociło  niepokornych, tylko odprowadzało wagarowiczów do szkoły.
I w ogóle nie było czegoś takiego jak..inwalidzi, ludzie upośledzeni fizycznie i intelektualnie.
Same plusy, samo dobro, normalnie miód z boczkiem.

Z opasłych swoich historii, tylko raz trafiłam na osobę wyrzuconą z domu przez rodziców katolików za przejście na stronę śJ.  W drugą stronę, przykłady idą w grube cyfry.

Nie oszukujmy się, jeśli ktoś przestaje chodzić do kościoła, nawet jak rodzina ponarzeka to później odpuszcza. U naszych dobrych znajomych jest zastraszanie, szantaż emocjonalny i ten foch..my cię już nie znamy.

Tazła zupełnie nie rozumiem Twojego komentarza skierowanego do mnie.
Napisałam, że osobiście nigdy nie spotkałam się z historią, że Świadek wyrzucił swoje dziecko w domu. JA SIĘ NIE SPOTKAŁAM. Może za mało Świadkow w swoim życiu poznałam... może za dobrze się kryli ze swoimi uczynkami. Ale nie spotkałam ich osobiście.
Natomiast mężczyznę wyrzuconego z domu przez katolicką rodzinę znałam osobiście - tzn. widywałam go na zebraniach. W zasadzie nigdy z nim nie rozmawiałam, więc nie znam szczegółów tego wyrzucenia. Wiem tylko to co powiedziała mi pionierka, która ze mną studiowała. Akurat członkowie jej rodziny przygarnęli tego człowieka pod swój dach.
Ot cała historia.
Nijak mi tu nie pasuje źdźbło i belka...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: mav w 18 Kwiecień, 2018, 21:19
Dla równowagi ja powiem, że w moim macierzystym zborze też była dziewczyna, którą rodzice wyrzucili z domu za to, że została ŚJ. Powiedzieli jej, że do 18 roku życia mają obowiązek ją utrzymywać, ale jeśli osiągnie ten wiek i nie przestanie zadawać się ze Świadkami Jehowy, to wyleci. No i wyleciała :-\.

Jednak różnica pomiędzy powyższym, a tym co dzieje się u ŚJ gdy dziecko jest wykluczone albo zostaje odstępcą jest taka, że w przypadku katolików ich zasady wiary nie nakazują zerwać kontakt z dzieckiem i uważać je za martwe, a zasady ŚJ i w konsekwencji starsi i pozostali głosiciele tak właśnie każą robić.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Kwiecień, 2018, 08:15
Tazła zupełnie nie rozumiem Twojego komentarza skierowanego do mnie.

   Skoro nie rozumiesz, już wyjaśniam.

   Specjalnie tak zacytowałam, bo nie pisałam do Ciebie wprost, ale odniosłam się do organizacji i wyraziłam swoje uwagi.
A więc luz, tu nie ma personalnych wycieczek.

PS. Świadkowie z uwielbieniem opowiadają, takie nieliczne historie gdzie to kogoś z nowych rodzina źle potraktowała. Ale w drugą stronę to już nie ma, bo im wolno. Nie, zapomniałam, oni to robią w imię Boga, a raczej boga.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Kwiecień, 2018, 20:07
      Może nie ma co pisać o tym, co inni mówią, napiszę jak było u mnie.

     Moja mama zakolegowała się ze śJ jak była ze mną w ciąży, mnie jeszcze ochrzczono później już nie praktykowała. Jako mała dziewczynka pamiętam spięcia między mamą, a jej ojcem. On wielki katolik i ona jego duma, najlepszy głos w parafii. Wszelakie parady, uroczystości, a czasem nawet śluby, to jej głos był ozdobą. I nagle wywija rodzicom taki numer. Dziadek prosił, groził, czasem było bardzo ostro, ale nigdy się od niej nie odwrócił. Nawet wtedy jak próbowała zwerbować babcię.
Przyjeżdżał do nas bardzo często, pomagał w polu, razem z babcią się mną opiekowali, gdy mama pracowała sezonowo. Miał żal, walczył, ale zawsze powtarzał, że jest jego córką i nigdy nią być nie przestanie, nawet jak będzie wierzyła w diabła.

Jako dziecko bardzo bolałam, matka nie przebierała w słowach, mówiąc o głupocie dziadka. Gdy mówiła, że zginie w armagedonie z całą resztą, bardzo cierpiałam. On mój ukochany dziadek, mój idol miał zginąć. Nie rozumiałam dlaczego? Przecież jest dla mnie taki dobry, taki mądry. To się nie mieściło w mojej małej główce. Chwilami miałam nawet chęć zginąć razem z nim, tak samo, jak i z moim ukochanym psem. Dla mnie raj bez nich, nie był rajem. Tak to widziałam jako dziecko.

Mija naście lat i historia zatacza koło. Teraz to ja rezygnuję z religii, w jakiej mnie wychowano, mam gdzieś co myślą inni. Odchodzę, a moja matka jest na podobnej pozycji jak jej ojciec kiedyś.
I co? I słyszę, że...zginę w armagedonie, nie rusza mnie. Rusza mnie, gdy mówi do mojego syna ( niecałe dwa latka)...wnusiu, taki jesteś fajny, a będziesz musiał zginąć w armagedonie, przez swoją głupią matkę. Byłam gotowa jej walnąć. Czy tak mówi babcia przepełniona miłością do swojego wnuka? Bez komentarza.
Później jeszcze słyszałam kilka razy, że żałuje, iż mnie urodziła lub że szkoda, iż w ogóle się urodziłam. Kiedyś bolało, bardzo bolało, dziś mam to totalnie w....

Wielu z nas tu obecnych, zasmakowało na własnej skórze jak to jest, gdy rodzice, rodzeństwo, bardzo bliscy nam ludzie zapominają o naszym istnieniu. Jak to jest, gdy się z utęsknieniem spogląda w telefon, jak każdy dzwonek do drzwi daje nadzieję, że może ktoś zmiękł i idzie? Nie, rzadko ktoś się wyłamuje i znów nas przygarnia. To, co nas spotyka, to jest cena wolności, wolności przez duże W.

I można wiele katolikom zarzucić, ale na pewno nie takie okrucieństwo i nie na taką skalę.
Jeśli coś jest, to są jednostki, u świadków jest to praktycznie norma.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 19 Kwiecień, 2018, 20:25
Witaj-TAZŁA

Miło i jestem pod wrażeniem,
że uchyliłaś najskrytszą osobistą tajemnice.
W tym Twoim zwierzeniu odczuwa się lekkość, pogodę ducha, która emanuje....
Wewnętrzny spokój jaki odczuwasz jest istotny dla CIEBIE i dla  innych pokrzepieniem, nadzieją na lepsze jutro...- ktoś na forum już powiedział:
nie TAZŁA lecz TADOBRA     :) :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Kwiecień, 2018, 20:54
  Dzięki Nadaszyniak.  :)

 Już to na mnie nie robi wrażenia, przerabiałam emocje, te złe i te bardzo bolesne.
Dziś mogę powtórzyć za Marylą Rodowicz..ale to już było i nie wróci więcej.. bo nie pozwolę aby wróciło.

Już nie żebrzę o miłość, uwagę, czy uznanie ze strony mojej świadkowskiej rodziny. Uważam, że taka miłość na warunkach, jest nic nie warta. Lepiej się wyzbyć złudzeń, skoro  tak potrafią w takiej sytuacji, aż się boję pomyśleć do czego byliby zdolni gdyby im ktoś podsunął jeszcze głupsze zasady.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Kwiecień, 2018, 19:36
   Krewnych daje nam los. Przyjaciół wybieramy sobie sami. cz II



     Łukasz mimo młodego wieku starał się być dla Basi ojcem, matką, siostrą, bratem, przyjacielem. I choć mówiła mu jak bardzo go kocha, jak jest dla niej ważny, to dało się zauważyć, że bardzo tęskni za domem i rodziną.
Kilka razy nawet próbował rozmawiać z rodzicami, ale wszystko na nic. Poddał się, gdy usłyszał..zrozum chłopaczku, mamy tylko jedną córkę i syna. Wtedy tego nie powiedział, wolał jej oszczędzić przykrości. Jednak postawił warunek, że mają dawać pieniądze na jej utrzymanie, jeśli nie, pójdzie do sądu i wyciągnie wszystkie brudy im i ich chrzanionym braciom. Zadziałało, co miesiąc dostawał niewielką kwotę, którą dawał Basi, aby miała na swoje wydatki.

A uczyła się bardzo dobrze, zbierała wszystkie nagrody, dostawała stypendia. Mimo jej pełnoletności chodził do szkoły, nie dlatego, żeby ją kontrolować, lecz aby czuła, że mu na niej zależy. I zawsze duma go rozpierała słysząc pochwały na temat siostry.
Nie może powiedzieć, że byli sami, mieli wielu przyjaciół, takich prawdziwych, na których zawsze mogli liczyć. Byli to ci sami ludzie, z którymi Łukasz zasmakował alkoholu. A ich rodzice, niejednokrotnie byli i rodzicami dla naszej dwójki. Spędzali z nimi święta, wyjeżdżali wspólnie na wakacje, czuli się jak w rodzinie.

Lata mijały, to jego kandydat do ręki Basi pytał o zgodę, to on prowadził siostrę w dniu ślubu. A dwie mamy ich przyjaciół zorganizowały Basi przysłowiową wyprawę, aby nie szła w życie jak sierota.
Gdy się zaś sam żenił, jego mała siostruni, zadbała o wszystko jak najlepsza matka. I choć nigdy nie zapomnieli o domu rodzinnym, to samo wspomnienie już tak nie bolało.

Kilka lat temu, odwiedziła go siostra, oznajmiając, że trzeba się zająć rodzicami. Są chorzy, niedołężni brak in ma wszystko. Ona sama jest na zasiłku, ma chorego męża, a brat jest zajęty i nie ma jak. Wtedy Łukasz powiedział NIE! Nie czuję się zobowiązany i nie liczcie na mnie ani na Basię. Wyjaśniła mu, że nie wymagają od niego osobistej pomocy, ale wsparcia finansowego, też odmówił. Zaczęła się ciskać, a więc otworzył drzwi i kazał jej wyjść, co nie spodobało się jego żonie. Wywiązała się ostra wymiana zdań, zarzucała mu złe postępowanie i że to jednak jego rodzice. Łukasz postawił na swoim, powiedział, aby w tę jedną jego sprawę się nie wtrącała, bo nie wie, o czym mowa. Skoro przed laty powiedzieli mu, że nie jest ich synem, a Basia córką, dlaczego ma się teraz do czegoś poczuwać? Gardzili nimi, a więc powinni także gardzić ich pieniędzmi.

 Sytuacja w domu zrobiła się bardzo napięta, Basia, choć była rozdarta, stała murem za bratem. Żona nie mogła znieść jego postawy, ona znała świadków i miała na ich temat swoje bardzo przychylne zdanie. Kiedyś powiedziała, że wstyd jej będzie ludziom spojrzeć w oczy za niego. Odparł jej, że to jego sprawa i jego wstyd, może sobie żyć spokojnie. Dochodziło do coraz większych spięć, aż sprawa stanęła na ostrzu noża i Łukasz wyprowadził się z domu.

Gdy nie chciał zmienić swojej decyzji, po roku żona wniosła sprawę o rozwód. Wszystko przeszło sprawnie i szybko, nie mieli potomstwa, nie walczyli o majątek. I tak to po latach, znów świadkowskie macki dopadły Człowieka i odbiły się na jego życiu.
Na szczęście mąż Basi nie zajmował stanowiska, powiedział, że skoro oni uważają, iż tak ma być, on też tak uważa. Byli gotowi iść do sądu, jeśli krewni zechcieliby ich pozwać, mieli nawet adwokata, który zgodził się  ich reprezentować.

Minęło kilka lat, Basia spotkała  drugiego brata, który jej powiedział, że nie mają sumienia. Bez słowa wahania odpowiedziała mu, że złożyli je na ołtarzu amerykańskiej bandy pod nazwą śJ. Co mi się osobiście bardzo spodobało.
Na obecną chwilę, rodzina dała im spokój, oni żyją swoim życiem, powroty do przeszłości są już bez emocji. Mogą usiąść i z każdym porozmawiać na bolesny kiedyś temat.

Gdy rozmawiałam z Łukaszem dwa tygodnie temu, widziałam mężczyznę, któremu chwilami łamał się głos, zwłaszcza gdy mówił o Basi. A gdy opowiadał o swoich przyjaciołach ze świata, kilku odstępcach, z którymi ma kontakt, jego twarz pogodniała, uśmiechał się.
Jednak najbardziej moją uwagę zwrócił, gdy opowiadał o swoich urodzinach, o pamięci, o drobnych gestach, był jak mały chłopczyk. Widać jak bardzo to docenia, jaką mu sprawia przyjemność i ile daje radości. A ja go doskonale rozumiem. Dlaczego? Jest mała różnica między odstępcą z werbunku a odstępcą wychowanym w organizacji.
Ci z werbunku zrezygnowali dobrowolnie. Nas z drobnych przyjemności ograbiano od dziecka, bez naszego przyzwolenia, wmawiano że to coś złego. A więc gdy jest okazja, nadrabiamy to i cieszymy się jak dzieci. Nie tylko z dowodów pamięci, ale także wtedy  gdy sami o kimś pamiętamy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 20 Kwiecień, 2018, 20:58
Trudno jest w tej historii wyrobić sobie o jej bohaterach jednoznaczne zdanie.
Ktoś z nas powie, że rodzic pozostanie zawsze rodzicem i należy im się mimo wszystko szacunek.
Inni przyjmą postawę Łukasza i Basi.
I jedni i drudzy będą mieli rację, bo w tej opowieści nie ma ani zwycięzców, ani pokonanych...
A każde z nich poniesie swój ciężar...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Kwiecień, 2018, 21:19
 Zgadza się, bo życie nie jest ani czarne, ani białe. Ma także dużo odcieni szarości.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 20 Kwiecień, 2018, 21:59
Trudno jest w tej historii wyrobić sobie o jej bohaterach jednoznaczne zdanie.
Ktoś z nas powie, że rodzic pozostanie zawsze rodzicem i należy im się mimo wszystko szacunek.
Inni przyjmą postawę Łukasza i Basi.
I jedni i drudzy będą mieli rację, bo w tej opowieści nie ma ani zwycięzców, ani pokonanych...
A każde z nich poniesie swój ciężar...
podkreślenie sam dodałem

Trudno, bardzo trudno podjąć w tej historii zdanie - wypowiedź Lame Dog jest konkretna
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Kwiecień, 2018, 20:32
 
          Moja przygoda ze stojakiem.

     Jadąc załatwić kilka spraw, miałam w planach zahaczyć o stojak i wykorzystać ulotkę.
Tam, gdzie zawsze stoją, byłą babeczka, która mnie znała, a więc nawet nie podchodziłam. Nie ukrywam, że byłam trochę zawiedziona, że mi się nie udało, ale mówi się trudno. Już wracałam do domu, patrzę stoi dwóch facetów na parkingu przed marketem. A więc podjechałam, zaparkowałam, idąc do sklepu, gapiłam się na to, co na stojaku, nawet się obróciłam jak ich minęłam.

Taka zagrywka, że niby mnie tam coś zainteresowało, to zawsze działa. Wracam ze sklepu, idę wolno patrzę na ulicę, już nie na nich, idę tak stopa ze stopy. Nadchodzę, a jeden z mężczyzn już się szczerzy i mówi..dzień dobry, możemy chwilę porozmawiać?
Udaję głupa, pytam o czym, a jak się rozkręcił, pytam kim są?
Oni, że śJ...wtedy ja...a to już rozmawiałam z waszymi ludźmi, dali mi też taką gazetkę. Wyciągam z torebki jedną ulotkę i im daję.

Jeden wziął, spojrzał i mówi, że to nie jest ich, wciska mi do ręki. Ja nie chcę wziąć, pytam jak to nie ..pisze, że świadkowie? Pisze o Ameryce, pisze ? Czemu się wypieracie, że to nie wasze?
Ten drugi wziął, przejrzał i mówi..że to same kłamstwa.
Ja oczy jak stare 5 zł..jak to śJ kłamią?  :o Oni, że to nie są świadkowie, tylko odstępcy. Pytam, co to za różnica? Oni, że tacy wyrzuceni. Na co ja..ale znają się na was? Więc skąd pewność, że kłamią? Bo to źli ludzie są. Więc znów się dziwię..a to u was są źli ludzie?  :o Widać, że ich to irytuje..mówią, że jak chcę więcej się dowiedzieć o nich, to mogą mnie odwiedzić i dłużej porozmawiać.

Patrzę na nich, na ich stojak, biorę w końcu od nich tę moją ulotkę podchodzę do stojaka wciskam ją między ich szpargały i mówię...nie, dziękuję. Skoro oni kłamią, jaką mam gwarancję, że wy mówicie prawdę i jeszcze mam was do domu wpuścić?  Ani tak naiwna, ani zdesperowana nie jestem. I odeszłam ze skrzywioną, zawiedzioną miną.  :-\

Nic, kompletnie nic nie mówili, już nie protestowali.
A ja o mało się ze śmiechu nie udusiłam. Dla mnie taka misja na powagę jest strasznie męcząca. Nie będę ukrywać, że poprawiłam sobie humor na resztę dnia.  :-\ ;D

PS Obiecałam sobie, że upoluję te kobiety na stojaku i też to zrobię.  ::) :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 23 Kwiecień, 2018, 20:43
Tazła Ty ich po prostu znokautowałaś. :)
Popsułaś im humor na resztę dnia. :-\
No i zrównałaś odstępców z nimi, pokazując przy okazji, że tacy istnieją i na dodatek chodzą im po piętach. ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: josh82 w 23 Kwiecień, 2018, 20:45
 
          Moja przygoda ze stojakiem.

     



Jeden wziął, spojrzał i mówi, że to nie jest ich, wciska mi do ręki. Ja nie chcę wziąć, pytam jak to nie ..pisze, że świadkowie? Pisze o Ameryce, pisze ? Czemu się wypieracie, że to nie wasze?
Ten drugi wziął, przejrzał i mówi..że to same kłamstwa.
Ja oczy jak stare 5 zł..jak to śJ kłamią?  :o Oni, że to nie są świadkowie, tylko odstępcy. Pytam, co to za różnica? Oni, że tacy wyrzuceni. Na co ja..ale znają się na was? Więc skąd pewność, że kłamią? Bo to źli ludzie są. Więc znów się dziwię..a to u was są źli ludzie?  :o Widać, że ich to irytuje..mówią, że jak chcę więcej się dowiedzieć o nich, to mogą mnie odwiedzić i dłużej porozmawiać.

Patrzę na nich, na ich stojak, biorę w końcu od nich tę moją ulotkę podchodzę do stojaka wciskam ją między ich szpargały i mówię...nie, dziękuję. Skoro oni kłamią, jaką mam gwarancję, że wy mówicie prawdę i jeszcze mam was do domu wpuścić?  Ani tak naiwna, ani zdesperowana nie jestem. I odeszłam ze skrzywioną, zawiedzioną miną.  :-\


Teraz zrozumiałem Twojego awatara - Zdziwienie pełnym pyskiem . :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Kwiecień, 2018, 20:55
Tazła Ty ich po prostu znokautowałaś. :)
Popsułaś im humor na resztę dnia. :-\
No i zrównałaś odstępców z nimi, pokazując przy okazji, że tacy istnieją i na dodatek chodzą im po piętach. ;)

  W tej kwestii jestem bardzo egoistyczna, mój humor jest najważniejszy.  ;D
Miałam powiedzieć, że..tacy dwaj bardzo mili panowie..ale nie chciałam przeginać, jeszcze by się pokapowali, że drę z nich... :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 23 Kwiecień, 2018, 21:24
Tazła Ty ich po prostu znokautowałaś. :)
Popsułaś im humor na resztę dnia. :-\
No i zrównałaś odstępców z nimi, pokazując przy okazji, że tacy istnieją i na dodatek chodzą im po piętach. ;)

No nie wiem. Na zebraniu opowiedzą swoją wersję. Dostaną kilka litościwych poklepań po ramieniu, kilka litościwych pokiwań głowami nad losem uciemiężonych głosicieli, następnie będzie kilka mocnych uścisków dłoni i zapewnień że tylko ich regularne uczestnictwo na zebraniach pozwoliło im wydostać się z zasadzki szatana itd itd.
 Normalnie następni herosi wiary zostali powołani do istnienia.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Kwiecień, 2018, 19:04
   
     Ojciec jest głową rodziny, a matka jej sercem.
     

       Damian jest najmłodszy z trójki rodzeństwa, najstarsza jest Justyna i średni Marek.
Gdy cofa się w przeszłość, pamięta jak wszyscy razem chodzili do kościoła, ubierali choinkę, śpiewali sto lat nad tortem urodzinowym. Później w ich życie zaczęły się wplatać zebrania i różne spotkania religijne, na nie też chodzili wszyscy razem.
Był okres, kiedy rano szli do kościoła, a po południu na zebranie. Później nastąpił rozłam, z tatą do kościoła,a z mamą na zebrania. Rodzice się kłócili, zarzucali sobie brak odpowiedzialności, aż w końcu po komunii siostry ojciec wyprowadził się z domu.

Po rozwodzie zostali z mamą, tata zabierał ich co drugi weekend do siebie. Początkowo wszystko było ok, jednak gdy matka stawała się coraz większym świadkiem ich życie nie było już takie jak kiedyś. Bał się spotkań z ojcem, wiedział, że zabierze ich do kościoła, że będą w miejscu, które nie podoba się nowemu Bogu ich matki. A gdy wrócą do domu, będą wypytywani gdzie byli i co robili? Cała trójka bardzo szybko nauczyła się kłamać i mówić matce to, co chciała usłyszeć. Gdy mówili prawdę, przez kilka dni musieli słuchać o tym, że źle robią, że armagedon itd. itp. Mój rozmówca uważał siebie i rodzeństwo za bardzo złe dzieci, takie co to na pewno zginą i nikt ich nie uratuje.

Damian, niewiele jeszcze rozumiał z tego, co się dzieje na świecie i w kraju. Słyszał jak po zebraniu dorośli mówili o nadchodzącym armagedonie i zagładzie dla złych ludzi, że to już na pewno teraz nastąpi. Bardzo się bał, najchętniej nie wychodziłby z pokoju, droga do szkoły, wyjście z budynku, było dla niego prawdziwą męką. Bał się, że nagle domy, sklepy zaczną się walić, ziemia pękać, powstaną wielkie wyrwy w ziemi, a z nieba polecą kule ognia.

Pewnego dnia strasznie wiało, zbliżała się burza, śpieszył się, aby jak najszybciej dotrzeć do domu. Z każdym przebytym metrem zapadała coraz większa ciemność, a wiatr nabierał na sile. I nagle coś huknęło obok chłopca, tak bardzo się przeraził, że zmoczył spodnie. Nie patrzył co to, z płaczem uciekł do domu. Wbiegł do pokoju, złapał swojego ukochanego psa i schowali się pod łóżkiem. Burza szybko minęła, później okazało się, że to wiatr złamał gałąź i to wcale nie taką dużą, ale dla niego to było całe ogromne drzewo.

Podczas jednej z wizyt u ojca, zabrał ich na zakupy, celem był Marek. Okazało się, że mężczyzna szykuje syna do komunii. Gdy wrócili do domu, zaczęli rozmawiać na ten temat, siostra nic się nie odzywała, ona już była bardziej świadkiem, czasem sama swoich barci straszyła armagedonem. Damian, niewiele rozumiał, za to Marek słuchał, a później padł przed ojcem na kolana, obłapił go za nogi i...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Kwiecień, 2018, 20:38

No nie wiem. Na zebraniu opowiedzą swoją wersję. Dostaną kilka litościwych poklepań po ramieniu, kilka litościwych pokiwań głowami nad losem uciemiężonych głosicieli, następnie będzie kilka mocnych uścisków dłoni i zapewnień że tylko ich regularne uczestnictwo na zebraniach pozwoliło im wydostać się z zasadzki szatana itd itd.
 Normalnie następni herosi wiary zostali powołani do istnienia.  ;D

   Oby im tylko po kontakcie ze mną, nie kazali kwarantanny przechodzić.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Maj, 2018, 11:11
   
     Ojciec jest głową rodziny, a matka jej sercem.
     

       Damian jest najmłodszy z trójki rodzeństwa, najstarsza jest Justyna i średni Marek.
Gdy cofa się w przeszłość, pamięta jak wszyscy razem chodzili do kościoła, ubierali choinkę, śpiewali sto lat nad tortem urodzinowym. Później w ich życie zaczęły się wplatać zebrania i różne spotkania religijne, na nie też chodzili wszyscy razem.
Był okres, kiedy rano szli do kościoła, a po południu na zebranie. Później nastąpił rozłam, z tatą do kościoła,a z mamą na zebrania. Rodzice się kłócili, zarzucali sobie brak odpowiedzialności, aż w końcu po komunii siostry ojciec wyprowadził się z domu.

Po rozwodzie zostali z mamą, tata zabierał ich co drugi weekend do siebie. Początkowo wszystko było ok, jednak gdy matka stawała się coraz większym świadkiem ich życie nie było już takie jak kiedyś. Bał się spotkań z ojcem, wiedział, że zabierze ich do kościoła, że będą w miejscu, które nie podoba się nowemu Bogu ich matki. A gdy wrócą do domu, będą wypytywani gdzie byli i co robili? Cała trójka bardzo szybko nauczyła się kłamać i mówić matce to, co chciała usłyszeć. Gdy mówili prawdę, przez kilka dni musieli słuchać o tym, że źle robią, że armagedon itd. itp. Mój rozmówca uważał siebie i rodzeństwo za bardzo złe dzieci, takie co to na pewno zginą i nikt ich nie uratuje.

Damian, niewiele jeszcze rozumiał z tego, co się dzieje na świecie i w kraju. Słyszał jak po zebraniu dorośli mówili o nadchodzącym armagedonie i zagładzie dla złych ludzi, że to już na pewno teraz nastąpi. Bardzo się bał, najchętniej nie wychodziłby z pokoju, droga do szkoły, wyjście z budynku, było dla niego prawdziwą męką. Bał się, że nagle domy, sklepy zaczną się walić, ziemia pękać, powstaną wielkie wyrwy w ziemi, a z nieba polecą kule ognia.

Pewnego dnia strasznie wiało, zbliżała się burza, śpieszył się, aby jak najszybciej dotrzeć do domu. Z każdym przebytym metrem zapadała coraz większa ciemność, a wiatr nabierał na sile. I nagle coś huknęło obok chłopca, tak bardzo się przeraził, że zmoczył spodnie. Nie patrzył co to, z płaczem uciekł do domu. Wbiegł do pokoju, złapał swojego ukochanego psa i schowali się pod łóżkiem. Burza szybko minęła, później okazało się, że to wiatr złamał gałąź i to wcale nie taką dużą, ale dla niego to było całe ogromne drzewo.

Podczas jednej z wizyt u ojca, zabrał ich na zakupy, celem był Marek. Okazało się, że mężczyzna szykuje syna do komunii. Gdy wrócili do domu, zaczęli rozmawiać na ten temat, siostra nic się nie odzywała, ona już była bardziej świadkiem, czasem sama swoich barci straszyła armagedonem. Damian, niewiele rozumiał, za to Marek słuchał, a później padł przed ojcem na kolana, obłapił go za nogi i...

I zaczął przeraźliwie płakać, prosić ojca, aby nie kazał mu iść do komunii, bo będzie musiał zginąć w armagedonie. Po chwili płakała cała czwórka, jednak to Marek jako ten, o którego los chodziło najbardziej dramatyzował. W pewnym momencie w tym swoim..nie chcę umrzeć w armagedonie, popadł w taką histerię, że ojciec mocno go chwycił, aby go poskromić i zaczął bardzo spokojnie mówić..ci iii już ci iii...

Następnego dnia panowała milcząca atmosfera, ojciec nic nie mówił tylko się do nich uśmiechał. Damian był ciekaw jak to będzie? Bał się o brata, że jednak może zginąć, a z nim także i ojciec, bo przecież nie słucha prawdy. Wybiegał myślami w przyszłość..jak to z nim będzie i był przerażony. W jego dziecięcej główce zrodził się plan..na ten czas jego komunii ucieknie z domu, będzie się ukrywał na działkach, a jak będzie już po wróci do domu. Jehowa na pewno doceni jego starania i go oszczędzi, a jak jego to może i tatę.

Gdy wracali do domu, ojciec spakował wszystkie rzeczy, jakie kupił Markowi i kazał zabrać.
Już ani słowem nie wspomniał o komunii. Matka, gdy zobaczyła garnitur i wszystko, co z sobą przynieśli jakby się wściekła. Zaczęła im zarzucać głupotę, brak Boga w sercach i że dla grzeszników nie będzie miejsca w raju. Justyna zaczęła się usprawiedliwiać..mamusiu, ja wiem, że się to Jehowie nie podoba, że tata jest grzesznikiem. Chodzę tam tylko dlatego, że sąd tak kazał. Jak idziemy do kościoła to udaję, że się modlę. Matka zaczęła ją chwalić i przytulać, Marek nic nie mówił, za to Damian rozpłakał się i uciekł do pokoju. Bo on się z ojcem modlił, tak jak go kiedyś oboje rodzice uczyli. A teraz nie wiedział, nie rozumiał kto jest kto, co dobre, a co złe?

Jednak od tamtego zajścia, ojciec już więcej ich nie zabrał do kościoła, za to matka ze zdwojoną siłą zaczęła ich edukować religijnie.
Siostra w wieku 13 lat była już po symbolu. I choć matka i wszystkie ciotki się nad nią rozpływały, tak Damian nie lubił siostry. Nie dlatego, że była już świadkiem i czuła się ważniejsza, lepsza , ale za to, że mówiła o ojcu tak samo, jak matka. A jego tak bardzo bolało, tak strasznie cierpiał, gdy słyszał, iż ojciec niebawem zginie, bo służy szatanowi.
Chwilami miał tak dość tej szarpaniny, tego strasznie, zmuszania do zebrań, chodzenia po domach...że nawet myślał, aby się rzucić pod pociąg.

W wieku 11 lat pierwszy raz się upił, podobało mu się. Nikogo i niczego się nie bał, mówił matce i siostrze co myśli. Wtedy dostawał bicie i zamykano go w pokoju, aby czasem nikt go nie widział. Starsi koledzy nie tyle ile mu imponowali, ale mieli alkohol, a on go znieczulał.
Kiedyś upił się do nieprzytomności i wylądował w szpitalu. Gdy oprzytomniał, przyszedł do niego lekarz, staruszek podpierający się laską. Nie umoralniał, nie ganił, zapytał tylko...dlaczego pijesz? Bo to, że dziecko sięga po alkohol nie jest normalne, musi być jakiś powód. Po krótkiej przepychance otworzył się i powiedział dlaczego.
Pogłaskał go po głowie, powiedział, że będzie dobrze i poszedł. Później była policja i jakaś pani, nie wie kim była, ale mu się lepiej z nią rozmawiało niż z matką. To jej powiedział, że chce mieszkać z ojcem, bo w domu dłużej nie wytrzyma.

Po dwóch tygodniach to ojciec odebrał go ze szpitala, zabrał do siebie, a tam już czekały na niego wszystkie jego rzeczy. Do dziś razem mieszkają, ale już w domu na peryferiach miasta, z żoną Damiana i dwójką dzieci.
Justyna w wieku 30 lat zakochała się w człowieku ze świata, dla niego odeszła z organizacji, adoptowali dwójkę dzieci.
Marek po buncie wieku dorastania został świadkiem w wieku 22 lat, a dziś jest wielką org szychą w centralnej Polsce. I choć założył rodzinę to jest to raczej rodzina z nazwy.
Jak twierdzi Damian, jedno co ich łączy to wspólne siedzenie na zabraniach.

Matka nadal jest świadkiem, nigdy mu nie wybaczyła tego, że uciekł do ojca. Nie zna jego żony ani wnuków, nie zna też męża i dzieci córki. Na maksa poświęca się głoszeniu, jest wdzięczna Jehowie za tak udanego syna, jak Marek. Dziwna ta duma, rządzi się innymi kryteriami niż u normalnych ludzi. I choć Damian nie ma żalu do matki, to mówi..że jego brat jest..zimnym, wyrachowanym i bezwzględnym człowiekiem, a matce nie zostało nic jak tylko delektować się tym, co jej zostało. Taką resztką uczucia z  "rodzinnego stołu".
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 09 Maj, 2018, 18:15
Opowieść może nie tak dramatyczna, jakich sporo w tym wątku, ale z podobnym morałem...
Życie w ORG - u szczęścia nie przynosi.
Jeśli już, jest to sielanka na pokaz. Dla braci, rodziny, znajomych z FB...
Często Ci ludzie oszukują siebie samych.
Prawdziwe szczęście to życie w rodzinie, która akceptuje i wspiera.
Damian dostał szansę wyjścia z orgowskiej matni i skrzętnie ją wykorzystał.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 09 Maj, 2018, 19:29
Organizacja zabija wszystkie pozytywne uczucia.
Jedyne, co gorliwy świadek ma w głowieto;
1. Raj dla siebie.
2. Co ludzie (zborowe plotkary i reszta, która ma ich w d...) powiedzą?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Bugareszt w 09 Maj, 2018, 19:43
Ja nigdy nie rozmawiałem ze świadkami jak pukali do drzwi , do pół roku od kiedy pracuje z dwoma świadkami pomyślałem że jak chcą porozmawiać to czemu nie i niestety z przerażeniem odkryłem że ci ludzie niestety nie znają bibli , mają faktycznie wyuczone regułki ale jak już widzą że ktoś zna Biblię i nie można mu kitu wciskać za każdym razem robią odwrót , przysłali chyba potem jakiegoś starszego ale chyba też doszedł do wniosku że nie bardzo daje się nabrać na to co mówi i też niby musiał pilnie wyjść, podejrzewam że gdzieś sobie odnotowali bo po wizycie tego ostatniego już nikt nie zagląda do mnie
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 09 Maj, 2018, 20:30
Zauważyłem,że niektórzy świadkowie są szczęśliwi jak są nieszczęśliwi.Robią wszystko by popsuć relacje z bliższą i dalszą rodziną w imię szukania szczęścia w nieszczęściu.Gdy zostają sami są szczęśliwi bo jak twierdzą wtedy Jehowa ich nie zostawi.Nikt im chyba nie powiedział żeby zmienili terapeute bo obecny ich oszukuje.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Maj, 2018, 20:08
Opowieść może nie tak dramatyczna, jakich sporo w tym wątku, ale z podobnym morałem...
Życie w ORG - u szczęścia nie przynosi.
Jeśli już, jest to sielanka na pokaz. Dla braci, rodziny, znajomych z FB...
Często Ci ludzie oszukują siebie samych.
Prawdziwe szczęście to życie w rodzinie, która akceptuje i wspiera.
Damian dostał szansę wyjścia z orgowskiej matni i skrzętnie ją wykorzystał.

  Jest jeszcze coś, dorośli chyba nawet nie są świadomi, jakie spustoszenie w małej główce robią te wszystkie nauki. Jak młody człowiek bierze wszystko dosłownie, ile rodzi się przekleństw, które towarzyszą człowiekowi przez całe życie.

Przykład Damiana pokazuje, jak bardzo dosłownie brał to wszystko co słyszał w organizacji czy od matki.
Iluż z nas jest takich jak on, którzy mimo swoich lat, nadal w pierwszej chwili wzdrygamy się w pewnych sytuacjach?

I jeszcze coś, ogromny plus dla ojca. To on dla dobra dzieci odpuścił, wiedział jak reagują, jak się boją.
Odłożył swoje ambicje, rodzinną tradycję na bok, wybrał dobro dzieci. Ich spokój, komfort psychiczny, którego i tak nie zaznały, ale zawsze było im lżej.
A dziś ma nagrodę, kochające dzieci , wnuki. Ma ich przy sobie i mówi, że warto było się ''poddać''.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Światus w 12 Maj, 2018, 19:24
I jeszcze coś, ogromny plus dla ojca. To on dla dobra dzieci odpuścił, wiedział jak reagują, jak się boją.
Odłożył swoje ambicje, rodzinną tradycję na bok, wybrał dobro dzieci. Ich spokój, komfort psychiczny, którego i tak nie zaznały, ale zawsze było im lżej.
A dziś ma nagrodę, kochające dzieci , wnuki. Ma ich przy sobie i mówi, że warto było się ''poddać''.

Zgadzam się, czasami warto ustąpić.
Ważne, żeby robić to z miłości, a nie z tchórzostwa, albo dla świętego spokoju.
Wydaje mi się, że tam, gdzie jest prawdziwa miłość, żadna propaganda nie wygra.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Maj, 2018, 11:23


Byłoby na świecie o wiele mniej zła, gdyby zło nie mogło występować pod przykrywką dobra.


      Agata pamięta z wczesnego dzieciństwa choinkę, święta i wszelakie uroczystości w domu. Była komunia brata i czterdzieste urodziny taty, ale także był alkohol. Po takich imprezach jeszcze kilka dni rodzice imprezowali, nim wreszcie pr​zestali pić i ogarnęli dom po imprezie.
Ojciec zazwyczaj brał kilka dni urlopu i balowali z matką. Później był jakiś czas spokoju, on wracał do pracy, a ona zajmowała się domem jak przykładna gospodyni.

Pewnego razu, po takim maratonie zapukali do ich drzwi świadkowie.
Agata miała wtedy osiem lat, brat czternaście, chłopak chciał spławić gości, ale wyszła zataczająca się matka i wdała z nimi w dyskusję. Pamięta brata, który bardzo się za nią wstydził, próbował wepchnąć do pokoju, ale wiadomo jak to z pijanym. Była chętna do dyskusji i bardzo mądra w tym swoim rozumowaniu.
Zostawili jakieś czytadła ( tak nazywa Agata) i obiecali przyjść za kilka dni.

Gdy ponownie ich odwiedzili, matka była już na potężnym kacu i nie bardzo chętna do rozmowy.
Jednak miłe panie bardzo szybko ją usprawiedliwiły, pocieszyły, że rozumieją, że potrafią pomóc itp.
I chyba tej pomocy kobieta uczepiła się najbardziej. Od tego dnia świadkowie stali się częstymi gośćmi w ich domu. Zaczęły się zebrania, ojciec też się przekonał i tak po roku, oboje byli już świadkami Jehowy.
Agata do dziś ze łzami w oczach wspomina dzień, gdy rodzice wyrzucali do kosza ozdoby choinkowe te kupne i te, które robiła z bratem. Jej kolekcję Smerfów, bajek o wróżkach i różnych takich.
Jako mała dziewczynka nie rozumiała tego, co za Bóg może kazać dziecku wyrzucić zabawki? Za co chce ją tak ukarać, przecież ona nic złego nie robi, a jej zabawki to już w ogóle.

I choć bycie świadkami nie odmieniło rodziców, nadal pili i to coraz więcej, to po kilku latach zaczęli wywierać presje na syna, aby przyjął symbol, chłopak nie chciał.W pijackim amoku oboje rodzice wyrzucili chłopaka z domu.
I znów Agata nie rozumiała..co za Bóg jest po stronie pijanych rodziców, a nie po stronie jej brata? Kochanego Radka, który był jej nie tylko bratem, ale bardzo często rodzicem. To on chodził do szkoły na zebrania, gdy rodzice byli pijani, to na podawał leki, gdy była chora, a oni nie domagali się. To także on przychodził do niej w nocy, gdy była burza, aby się nie bała, bo rodzice byli zbyt pijani, aby w ogóle cokolwiek słyszeć.
A teraz go nie było, chciała za nim biegnąć, ale ojciec ją złapał i powiedział, że zginie w armagedonie tak samo, jak on. W tamtej chwili było jej wszystko jedno, mogła zginąć choćby już, byle z nim. Odgrażała się rodzicom, że jeszcze ją popamiętają.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 27 Maj, 2018, 14:32
Jatiw -Tazła
Ciekawa i przerażająca historia z życia.
Zastanawiam się '' w imię czego'' tak można zniszczyć  z premedytacją uczucia dziecka?
Indoktrynacja (Ww) + alkohol, to śmiertelna broń dla osób uczuciowych, wrażliwych....
Owa idea: Tworzy/ stwarza maszynki, ku nienawiści i ostracyzmu w społeczeństwie (groza)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Lame Dog w 27 Maj, 2018, 18:38
We wszystkich historiach " Z życia wzięte", w których uczestniczą dzieci, przewija się podobny schemat:
Rodzice w żaden sposób nie są zainteresowani dobrem dziecka.
Jeśli na pierwszym miejscu w ich życiu nie są zebrania, zbiórki i głoszenie,
to są tak bardzo zajęci sobą, że nie dostrzegają prawdziwego problemu,
który piętrzy się i z wiekiem dzieci tylko narasta...
Otóż tego, że może one chcą pójść własną drogą, bez absurdalnych nakazów, zakazów i ciągłych wyrzeczeń...
U świadków z rodziną... nawet dobrze nie wychodzi się na zdjęciu...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 27 Maj, 2018, 19:10
Rodzice w żaden sposób nie są zainteresowani dobrem dziecka.
Ależ są zainteresowani dobrem dziecka, tylko trochę inaczej.

Jeśli na pierwszym miejscu w ich życiu nie są zebrania, zbiórki i głoszenie,
I to jest to dobro w ich mniemaniu.

to są tak bardzo zajęci sobą, że nie dostrzegają prawdziwego problemu,
To prawda. Dzieci na siłę przymuszane są do życia w organizacji i w pewnym momencie się buntują. Ignorowane są ich zainteresowania i zdolności. W pewnym wieku dzieci chcą iść swoją drogą życiową, stanowić o sobie samym. Rodzice nie chcą tego przyjąć do wiadomości. Poza tym presja zboru: co powiedzą bracia w zborze, jak wychowałem syna i córkę?
Posłużę się dwoma przykładami z mojego miasta. W obydwu przypadkach sprawa dotyczyła dzieci starszych zborów. U jednego byłem świadkiem bardzo ostrej awantury domowej. Dorastająca córka wymówiła posłuszeństwo rodzicom i zakomunikowała, że odchodzi z organizacji. Ojciec starszy zboru darł się na nią i powiedział jej, że dopóki nie skończy 18 lat i się nie usamodzielni to będzie robiła co jej każe. Drugie dziecko syn, który się  nie buntował i robił karierę w zborze jest obecnie wykluczony, bezdomny i uzależniony od alkoholu.
Drugi przykład. Podczas luźnej rozmowy ze starszakiem padło pytanie jakie perspektywy przewiduje on dla swego starszego dorastającego syna. W odpowiedzi stwierdził, że  woli aby jego syn był po zawodówce i zarabiał najniższą krajową, ale żeby pozostał w zborze i przeżył armagedon. Obecnie syn ten jest nieaktywny duchowo i ma generalnie w pompie całą organizację.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Czerwiec, 2018, 20:26
Podczas luźnej rozmowy ze starszakiem padło pytanie jakie perspektywy przewiduje on dla swego starszego dorastającego syna. W odpowiedzi stwierdził, że  woli aby jego syn był po zawodówce i zarabiał najniższą krajową, ale żeby pozostał w zborze i przeżył armagedon. Obecnie syn ten jest nieaktywny duchowo i ma generalnie w pompie całą organizację.

  Bo to były marzenia ojca, a nie syna. A tak to już bywa z ambicjami rodziców, że idą do kosza.
Idę o zakład, że nigdy nie zapytał syna..jak widzi swoją przyszłość, on to zakładał z góry.

Moja matka wysłała brata po podstawówce do rzemieślnika aby uczył się zawodu, bo szkoda czasu na szkoły, zaraz będzie armagedon.
Dziś brat jest po trzydziestce i nienawidzi swojego zawodu, łapie się co lepiej płatnych prac aby utrzymać rodzinę, a armagedonu jak nie było tak nie ma.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 17 Czerwiec, 2018, 20:54
  Bo to były marzenia ojca, a nie syna. A tak to już bywa z ambicjami rodziców, że idą do kosza.[/b][/size]
To nie to. Brat ten jest z pokroju tych prawych, którzy są bezkompromisowi. Wytyczne były aby dzieci nie kształcić to nie kształcił, bo armagedon za rogiem i dzieci w nim zginą. On w to  naprawdę wierzył i robił to z troski o dzieci. 


Idę o zakład, że nigdy nie zapytał syna..jak widzi swoją przyszłość, on to zakładał z góry.
Trudno mi powiedzieć czy nie pytał. Kiedyś w towarzystwie padło pytanie i to syn odpowiedział, że nie planuje dłuższej nauki. Ale czy ta odpowiedz syna spowodowana była wcześniejszym praniem mózgu na podstawie strażnicy to nie wiem.

Reasumując opowieść o tym bracie stwierdzam, że nie miał łatwego życia w zborze. Jego bezkompromisowość i prawość, prawdomówność doprowadziło do zderzenia ze ścianą betonową. Dziś jest wrakiem duchowym. Rzadko pojawia się na zebraniu, nie wypowiada się tak jak kiedyś, a gdy już jest, to trudno z nim choćby słowo zamienić. Bardzo to przykre.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TakaJakWy w 02 Lipiec, 2018, 14:13
Ciekawe historie moja trochę inna moja mama jako wzorowy ŚJ nie ma kontaktu ze swoimi dziećmi formalnie, nieformalnie  je ma, tylko się nimi nie chwali ;D nawet siedzi z wnuczką wykluczonej córki  ;) takie rzeczy tylko w zborze  :D zapytałam ją o to bo mnie ciekawiło właśnie jakim cudem jest jeszcze  w zborze jak z nami rozmawia :D i wyszło szydło z worka
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 02 Lipiec, 2018, 18:39
Ciekawe historie moja trochę inna moja mama jako wzorowy ŚJ nie ma kontaktu ze swoimi dziećmi formalnie, nieformalnie  je ma, tylko się nimi nie chwali ;D nawet siedzi z wnuczką wykluczonej córki  ;) takie rzeczy tylko w zborze  :D zapytałam ją o to bo mnie ciekawiło właśnie jakim cudem jest jeszcze  w zborze jak z nami rozmawia :D i wyszło szydło z worka

Czyżby wykluczona?:)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Lipiec, 2018, 20:41
Ciekawe historie moja trochę inna moja mama jako wzorowy ŚJ nie ma kontaktu ze swoimi dziećmi formalnie, nieformalnie  je ma, tylko się nimi nie chwali ;D nawet siedzi z wnuczką wykluczonej córki  ;) takie rzeczy tylko w zborze  :D zapytałam ją o to bo mnie ciekawiło właśnie jakim cudem jest jeszcze  w zborze jak z nami rozmawia :D i wyszło szydło z worka

  Mnie intryguje coś innego. Kogo się bardziej boi Jehowy czy braci?
Przed tym pierwszym ponoć się nic nie ukryje, a więc  i tak skazuje się na zagładę w armagedonie ze swoimi ''złymi ''dziećmi.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: TakaJakWy w 03 Lipiec, 2018, 21:44
Boi się "braci" tak jak ja, gdy jeszcze byłam w zborze.. niestety przeważnie nikt nie boi się gniewu Jehowy, myśli siè o tym, by bracia nie przyłapali...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Sierpień, 2018, 12:37
      I się kręci...


https://zycieczestochowy.pl/czestochowa-w-filmowym-kadrze/

   Pozdrawiam Odstępców z ekipy.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Październik, 2018, 18:21


        Dawno nic nie skrobnęłam, a to z prostego powodu, to miejsce się zmienia i to wcale nie na lepsze.
Przepraszam, to nie jest wina miejsca, to wina Nas ludzi. To my tworzymy klimat, atmosferę, pewien poziom i albo chce się wejść, albo nie.
Tak samo gdy kogoś odwiedzamy, gdy domownicy są przyjaźnie nastawienie do ludzi, uśmiechnięci, to chce się tam być. Tu niestety jest...

Gdy tu przyszłam na zaproszenie Gedeona, forum się rozkręcało. Zaczęło przybywać ludzi, tematów i zgrzytów.
Tak, zgrzytów, a czasem  wręcz wojen, ostrych, burzliwych jednak zawsze na poziomie. Były merytoryczne, na temat,  ale bez wycieczek personalnych. Do dziś pamiętam jak jeden Pan mi napisał...ty głupia babo zrozum... a ja mu z wrodzonym urokiem, ty głupi...i to nie było chłopie... :-[ ;D

 Kontakt mamy do dziś i nasze relacje są bardzo poprawne, choć poglądy mamy bardzo rozbieżne.
 Po zadymie, potrafiliśmy zasiąść na czacie i śmiać się do łez.
Nikt na nikogo się nie fochał, nie boczył, a nawet jeśli to na bardzo krótko.
Każdy każdego szanował nawet na skrajnie odmienne zdanie, wiedzieliśmy, że mamy do niego prawo.
Znaliśmy się z imienia ( czasem i nazwiska), znaliśmy imiona swoich bliskich, dzielili się z sobą problemami i radościami. Nikomu nawet na myśl nie przyszło aby wyciągnąć na forum publiczne.

 Kiedyś tak jak i dziś, nie kochaliśmy organizacji, ale też potrafiliśmy być obiektywni. Teraz cóż...trzeba na nią sączyć jad, winić za całe zło tego świata, swoje błędy i bronić wszystkich odstępców. Niestety, nie wszyscy na to zasługują , tak samo jak na miano dobrego człowieka. Trzeba się z resztą zgadzać, bo jak inaczej toś wróg.
Jeśli wdepnie się w g...to nie jest tylko wina g..., że leżało na naszej drodze, ale i nasza, że nie uważaliśmy. I jeszcze jak długo z nim dreptaliśmy, nim pozbyliśmy się go z buta.
Tak samo z byciem tam, byliśmy tam bo zgłupieliśmy, byliśmy naiwni i ślepi. Tylko ilu się do tego przyzna?

Dziś  zrobiła się targowica,  większość Ludzi się zniechęciła i woli sobie odpuszczać jakąkolwiek polemiką.
Czyżby to forum miało prawo bytu tylko dzięki matce organizacji?
Na to wychodzi, bo jak strażnica nie dostarcza nowych tematów, w org nic się nie dzieje nie ma o czym dyskutować. Wygląda  na to, że to taka symbioza, a więc wypada się modlić, aby org nam panowała jak najdłużej.  :D

Pamiętajcie o jednym, śJ też tu bywają. Są tacy co zaczynają powątpiewać i tacy którzy są ciekawi jacy to są ci odstępcy. Szkoda aby pierwsi po lekturze tego miejsca woleli jednak zostać w org, a drudzy aby się cieszyli...jakie to szczęście, że takich osobników już nie ma w naszych szeregach. ;D

   Rzadko zaglądam, można powiedzieć wcale, jednak zawsze mam niezły ubaw z Harnasia i osób z nim dyskutujących. Ma Człowiek poczucie humoru, szkoda że często jest ono nie zrozumiane, albo źle odebrane.
Czego efektem jest obrzucanie go niewybrednymi tekstami itp... A przecież Harnaś to fajny, równy Facet.

I jeszcze jedno, nosiłam się z zamiarem usunięcia swojego profilu z forum, ale nie, jeszcze tego nie zrobię.   :)
Skoro jestem jak ten...wrzód na d...( cytat) nie zrobię niektórym tej przyjemności, aby nie znali dnia ani godziny... ::)

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 23 Październik, 2018, 18:51
Wtesie przebrzydły!!! I Ty Brutusko przeciw?  >:( ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Październik, 2018, 18:54
Wtesie przebrzydły!!! I Ty Brutusko przeciw?  >:( ;)

 Nooo  "ni ma letko ":P ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 23 Październik, 2018, 19:02
Czyżby to forum miało prawo bytu tylko dzięki matce organizacji?
   Bardzo daleko wyciągnięty wniosek, myślę, że nie mający za wiele wspólnego z prawdą co do istnienia tego forum.
   Powinnaś chyba była to napisać z  ;) ...
   ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Październik, 2018, 19:05
   Bardzo daleko wyciągnięty wniosek, myślę, że nie mający za wiele wspólnego z prawdą co do istnienia tego forum.
   Powinnaś chyba była to napisać z  ;) ...
   ;D ;D

  Estera, kobito ogarnij się, przecież jak Ci braknie tematyki org...to jakby Ci kto odciął dopływ tlenu. ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 23 Październik, 2018, 19:09
Estera, kobito ogarnij się, przecież jak Ci braknie tematyki org...to jakby Ci kto odciął dopływ tlenu. ;D
   Tazła, Ty jak piszesz takie maksymy swoje, to czasami bierzesz pod uwagę, że możesz się mylić?
   Czy tak jakoś pomijasz to, że jednak nie jesteś czyjąś myślą i życiem??
   :o :o
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 23 Październik, 2018, 19:11
Obecnie forum jest w przebudowie personalnej tak jak kadra narodowa trenera Nawałki. Niektórzy doświadczeni  odeszli , inni przyszli ale nie gotowi na ich zastąpienie , bo czerpią a rzadko coś  dają . Są jednak tacy , którzy maja zadatki na to aby tworzyć atmosferę i wziąć na siebie trud współtworzenia tego miejsca. W każdej kadrze jest tzw. rada drużyny , która bierze na siebie cięgi aby ochronić innych , trzeba to uszanować ,ale  trzeba też w szatni ryja wydrzeć  i powiedzieć sobie w twarz co boli wtedy jest dobrze. Kapitan nie może powiedzieć do swojego kolegi na boisku:
- Czy byłbyś łaskawy podbiec do rywala ?
Domyślacie się jakie wtedy padają słowa.
Ale tylko wtedy można liczyć na efekty , gdy są  w drużynie ludzie z charyzmą.
To ludzie tworzą miejsce dlatego dbajcie o siebie i poznawajcie się wzajemnie , stwórzcie więzy .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szycha w 23 Październik, 2018, 19:36
Tazła, miło że jesteś. To nie jest tak, że całe forum się kręci dzięki macosze organizacji  ;). Pod Twą nieobecność mieliśmy na przykład całkiem ciekawą dyskusję o filmie „Kler”. No niestety nie wszyscy wytrzymali ciśnienie.  ;D A i inne wątki przewijają się. Mnie osobiście zawsze interesują z życia wzięte historie exów, bądź wybudzonych śj. Natomiast nowości jak i stare informacje z jw.org mam totalnie w d...e. Myślę że każdy tu znajdzie zawsze coś dla siebie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Październik, 2018, 19:40
Tazła, miło że jesteś. To nie jest tak, że całe forum się kręci dzięki macosze organizacji  ;). Pod Twą nieobecność mieliśmy na przykład całkiem ciekawą dyskusję o filmie „Kler”. No niestety nie wszyscy wytrzymali ciśnienie.  ;D A i inne wątki przewijają się. Mnie osobiście zawsze interesują z życia wzięte historie exów, bądź wybudzonych śj. Natomiast nowości jak i stare informacje z jw.org mam totalnie w d...e. Myślę że każdy tu znajdzie zawsze coś dla siebie.

 Dzięki  :)

Całe nie, ale 99 %... bo czy czasem ta dyskusja nie zahaczała też o śJ ( org)?  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 23 Październik, 2018, 19:41
Cytuj
Natomiast nowości jak i stare informacje z jw.org mam totalnie w d...e.
Ładnie dziękujesz innym za ich trud. ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 23 Październik, 2018, 19:50
Czasami w kadrze próbuje zaistnieć osoba , która nie doskoczyła do jakiegoś poziomu ale nadmiarem słów próbuje pokazać , że jest  niezbędna .
Prawda jest taka że głupiec gdy milczy uchodzi za mędrca.
Jest pewna osoba , która  sądzi , niesłusznie  zresztą , że w ilości słów tkwi mądrość . Tacy na boisku też są , co dużo biegają , robią wiatr a pożytku nie wiele. Lepiej mądrze stać niż głupio biegać.
Nie wyrośli z organizacji i brakuje im głoszenia i dlatego raportują  ilości wpisów , polubień itp.  Biegają w niebieskich koszulkach z pseudonimem królewskim na plecach po całym boisku a nawet za linia boczną zamiast pilnować dla dobra drużyny swojego sektora.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 23 Październik, 2018, 20:01
może załóżmy wątek o forumowiczach?
pisalibyśmy co lubimy w nich a czego nie tylko kulturalnie?

tęskniłem za tobą Tazła i to nie za twoim piórem tylko za TOBĄ
twoja historia była na moim studium osobistym
mistrzyni ciętej riposty
uwielbiam Harnasiowy dowcip ( moje dziecko ma takie samo)
jego historie czytałam mojemu, również jest jego fanem

bardzo cenię Roszade i Tusie za robotę która odwalają
choć Tusia ostatnio sie obraził
tesknie za Lilą, Dianne, Kaiserem Soze, Gorszycielem Lechitą
i za merytorycznymi rozmowami

może to przesilenie jesienne
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 23 Październik, 2018, 20:07
A ja się najbardziej cieszyłem, gdy niektóre osoby zaczęły mnie inaczej postrzegać, niż wcześniej mnie widziały. Ja ich też w dużym stopniu.

Pierwszy był Gedeon, później Kaiser, Donadams, Harnaś, Gremczak.
Wymieniam tylko tych, którzy do mnie napisali. :)

Nadal są osoby, które na dają się lubić i takie którym ja zalazłem za skórę. :-\

Ale jest wiele osób, z którymi myślę od początku nie darłem kotów. ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szycha w 23 Październik, 2018, 20:17
Ładnie dziękujesz innym za ich trud. ;)
Roszada, nie zrozumiałeś mnie.
Osobiście mi dynda co w jw.org się dzieje, bądź działo. Natomiast Twój jak i Tusi trud włożony w szperanie w tym orgowskim łajnie całkowicie doceniam, ba - podziwiam, że wam się chce. Niewątpliwie nadejdzie taki dzień, że sam skorzystam z Waszej pracy, jeśli zaistnieje sytuacja odniesienia się do ichniej papki propagandowej.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 23 Październik, 2018, 20:19
No to sorki, jeśli źle zrozumiałem. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 23 Październik, 2018, 20:20
Ale jest wiele osób, z którymi myślę od początku nie darłem kotów. ;)
   Między innymi, ze mną.
   Zgadzasz się Roszado?
   :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Szycha w 23 Październik, 2018, 20:29
Tacy na boisku też są , co dużo biegają
Harnaś, ale to chyba nie do naszej drużyny porównanie? Bo, czy widziałeś by ktoś z naszej reprezentacji dużo biegał????  ;D
Pobożne życzenie kibica polskiej reprezentacji  ::)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 23 Październik, 2018, 20:33
   Między innymi, ze mną.
   Zgadzasz się Roszado?
   :)
Z Tobą to się najwyżej ze 3 razy droczyłem. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 23 Październik, 2018, 20:39

uwielbiam Harnasiowy dowcip ( moje dziecko ma takie samo)
jego historie czytałam mojemu, również jest jego fanem

Byłaś kiedyś na pielgrzymce kongresowej w Szczecinie? ;D ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 23 Październik, 2018, 21:00
Z Tobą to się najwyżej ze 3 razy droczyłem.
   Tego droczenia nie pamiętam, więc jakby go nie było.
   :) :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 23 Październik, 2018, 21:16
Byłaś kiedyś na pielgrzymce kongresowej w Szczecinie? ;D ;D
Niektóre pielgrzymki są koleją. ;D
Są rowerowe i na wrotkach. ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 23 Październik, 2018, 21:51
Dawno nic nie skrobnęłam, a to z prostego powodu, to miejsce się zmienia i to wcale nie na lepsze.
Przepraszam, to nie jest wina miejsca, to wina Nas ludzi. To my tworzymy klimat, atmosferę, pewien poziom i albo chce się wejść, albo nie.
Tak samo gdy kogoś odwiedzamy, gdy domownicy są przyjaźnie nastawienie do ludzi, uśmiechnięci, to chce się tam być. Tu niestety jest...

Gdy tu przyszłam na zaproszenie Gedeona, forum się rozkręcało. Zaczęło przybywać ludzi, tematów i zgrzytów.
Tak, zgrzytów, a czasem  wręcz wojen, ostrych, burzliwych jednak zawsze na poziomie. Były merytoryczne, na temat,  ale bez wycieczek personalnych. Do dziś pamiętam jak jeden Pan mi napisał...ty głupia babo zrozum... a ja mu z wrodzonym urokiem, ty głupi...i to nie było chłopie... :-[ ;D

 Kontakt mamy do dziś i nasze relacje są bardzo poprawne, choć poglądy mamy bardzo rozbieżne.
 Po zadymie, potrafiliśmy zasiąść na czacie i śmiać się do łez.
Nikt na nikogo się nie fochał, nie boczył, a nawet jeśli to na bardzo krótko.
Każdy każdego szanował nawet na skrajnie odmienne zdanie, wiedzieliśmy, że mamy do niego prawo.
Znaliśmy się z imienia ( czasem i nazwiska), znaliśmy imiona swoich bliskich, dzielili się z sobą problemami i radościami. Nikomu nawet na myśl nie przyszło aby wyciągnąć na forum publiczne.

 Kiedyś tak jak i dziś, nie kochaliśmy organizacji, ale też potrafiliśmy być obiektywni. Teraz cóż...trzeba na nią sączyć jad, winić za całe zło tego świata, swoje błędy i bronić wszystkich odstępców. Niestety, nie wszyscy na to zasługują , tak samo jak na miano dobrego człowieka. Trzeba się z resztą zgadzać, bo jak inaczej toś wróg.
Jeśli wdepnie się w g...to nie jest tylko wina g..., że leżało na naszej drodze, ale i nasza, że nie uważaliśmy. I jeszcze jak długo z nim dreptaliśmy, nim pozbyliśmy się go z buta.
Tak samo z byciem tam, byliśmy tam bo zgłupieliśmy, byliśmy naiwni i ślepi. Tylko ilu się do tego przyzna?

Dziś  zrobiła się targowica,  większość Ludzi się zniechęciła i woli sobie odpuszczać jakąkolwiek polemiką.
Czyżby to forum miało prawo bytu tylko dzięki matce organizacji?
Na to wychodzi, bo jak strażnica nie dostarcza nowych tematów, w org nic się nie dzieje nie ma o czym dyskutować. Wygląda  na to, że to taka symbioza, a więc wypada się modlić, aby org nam panowała jak najdłużej.  :D

Pamiętajcie o jednym, śJ też tu bywają. Są tacy co zaczynają powątpiewać i tacy którzy są ciekawi jacy to są ci odstępcy. Szkoda aby pierwsi po lekturze tego miejsca woleli jednak zostać w org, a drudzy aby się cieszyli...jakie to szczęście, że takich osobników już nie ma w naszych szeregach. ;D

I jeszcze jedno, nosiłam się z zamiarem usunięcia swojego profilu z forum, ale nie, jeszcze tego nie zrobię.   :)
Skoro jestem jak ten...wrzód na d...( cytat) nie zrobię niektórym tej przyjemności, aby nie znali dnia ani godziny... ::)

Napiszę "parę" zdań w tym temacie.

Wchodząc na to forum po raz pierwszy miałam zupełnie inne odczucia niż piszesz Tazła.
Z Twojej perspektywy były super, a z mojej było dość nieprzyjaźnie wobec Świadków.
Owszem - dyskusja kulturalna. Ale strasznie wkurzały mnie ataki forumowiczów - w formie tzw.: "kupa na biskupa". Napisałam post, na co od razu odpowiadało mi 15 osób, z czego w 90% z jakimiś oskarżeniami w moją stronę.
I ja się niby miałam wtedy zachwycać forum? Wręcz byłam wkurzona na odstępców.
O ile mnie pamięć nie myli (a może mnie mylić) byłaś jedną z pierwszych osób, które oskarżyły mnie o ostracyzm wobec wykluczonych! (podczas gdy ja nigdy nie miałam skrajnego podejścia do wykluczonych). Gdy tak napisałam, to uzyskałam odpowiedź, że jeśli nie powiem jawnie w organizacji, że się temu sprzeciwiam, to znaczy, że to popieram.
Naprawdę takie ataki mnie bardzo wkurzały! I żeśmy się też popsztykały troszeczkę, bo najwięcej cięgów dostawałam właśnie od Ciebie.

Sytuacja się uspokoiła, gdy zmieniłam poglądy na odstępcze. Wtedy już wszyscy dali mi spokój i zaczęli traktować jak swoją.
Żeby było jasne - nie zmieniłam poglądów z powodu ataków forumowiczów. Zmieniłam je tylko z powodu książek Raymonda Franza.
Gdybym miała się tylko opierać na samym forum, to nie wiem czy bym była w stanie dość szybko podjąć decyzję o odejściu od Świadków.

Dodam jeszcze, że gdy polemika w moim pierwszym poście była dość zacięta, to w pewnym momencie doszło do tego, że moje posty były kasowane przez byłego administratora. To też było strasznie wkurzające.

Ponieważ na początku miałam poglądy świadkowe (a jak mogłam mieć inne, skoro tam siedziałam prawie 20 lat??), to przy okazji było jeszcze podejrzenie, że jestem kimś a'la Trampek. Niedawno się dowiedziałam, że to Maciek (mav) się za mną wtedy wstawił (dzięki :) ).

No więc ja to widziałam tak.

Później, jak już zostałam rasowym odstępcą, to zaczęłam dostrzegać, że w różnych działach forum jest wiele wartościowych informacji. Super, że jest tu np. archiwum z materiałami z WTS. Bardzo sobie cenię też ciekawe artykuły Barana - takiego bardzo lightowego odstępcy, który mnie chyba nigdy nie atakował, a publikował ciekawe tematy (Baran jesteś takim moim prawie odstępczym ojcem duchowym  ;D ).
Inną osobą, która napisała mi łagodnego posta i zmieniła mój obraz odstępcy była Iza. I powiedzmy, że z powodu tych 2 osób na początku zostałam na forum.
A później zaczęły pojawiać się kolejne wartościowe osoby na forum, z którymi fajnie się dyskutowało i wnosiły dużo do forum.
Smutno mi jednak było, gdy niektórzy byli tak atakowani (mimo, że to odstępcy), że odchodzili z forum.

Ja kiedyś pisałam dużo na forum - to były głównie czasy poznawania prawdy o "prawdzie". Ale temat ten z biegiem czasu już mnie tak nie pochłaniał i nie fascynował. Poza tym praca i inne obowiązki  - i czasu na forum było mało.

Ale mimo wszystko jestem tutaj. I nie narzekam.
Bo te narzekania przypominają mi te wszystkie wspomnienia staruszków, którzy mówili, że za komuny było lepiej. Bo zapamiętali z tej komuny to co dobre (a najlepsze było to, że wtedy byli młodzi), a zapomnieli już o negatywnych rzeczach (np. pustych półkach czy pałowaniu ZOMO).

Po prostu wybieram te działy i te tematy, które mi pasują.
Nie wymagam, aby każdy był w 100% zaangażowany. Albo by pisał na taki czy inny temat. Każdy pisze to co mu serce dyktuje - jak mnie to nie interesuje, to nie czytam - i tyle.
Jedyne czego nie znoszę to chamstwa wzajemnego i obrażania innych... i jak już miałabym walczyć, to z tym jedynie (choć raczej staram się nie uczestniczyć w wątkach tego typu).

Każde forum dyskusyjne ma swój cykl życia, etapy, które przechodzi (coś jak w związku). Zakochanie, ślub... a później szara rzeczywistość... i czasem rozwód. Nie może być etapu zakochania przez całe życie - to niestety niemożliwe.

Cieszmy się tym co jest.
Ja na przykład bardzo się cieszę z nowego administratora, który jest człowiekiem do rany przyłóż :) I z innych fajnych forumowiczów, których miałam okazję poznać (również niektórych osobiście).

Forum cały czas spełnia swoją misję, tylko przechodzi różne etapy.
Jedyne co jest stałe w tym forumowym "związku", to "przyjaciel rodziny" - Roszada  ;D ;D ;D Dzięki niemu nigdy nie zabraknie tu postów!  ;D ;D ;D ;D ;D Roszada to forum samo w sobie - jest w stanie napisać w każdym temacie i odpowiedzieć na każdy post (nawet swój).
Nic nie trzeba robić, wysilać się, pisać... bo forum dzięki niemu żyje  ;D ;D ;D

I ja taki stan rzeczy przyjęłam po prostu i sobie żyję bez pretensji do innych.

Przy okazji się pochwalę nieco, że mam na swoim koncie kilkoro odstępczych "dzieci duchowych" :) Może nie do końca jest tak, że każde z "dzieci" poznało prawdę o "prawdzie" tylko dzięki mnie, ale powiedzmy, że byłam dla nich (i jestem nawet) w zalezności od momentu centrum informacyjnym i/lub wsparciem.
I nigdy nie stosowałam metody, że trzeba Świadka zaszokować czymkolwiek, zawstydzić. Wręcz przeciwnie - postawiłam na łagodny ton, łagodny język, cierpliwość, logiczne argumenty, empatię.
I takiego przyjęcia - jeszcze jako Świadek - życzyłabym sobie również na forum. Myślę, że wtedy zrobiłabym duzo szybsze "postępy duchowe", bo zobaczyłabym od razu, że odstępcy to fajni, normalni ludzie.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich fajnych odstępców! :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Październik, 2018, 22:06
Cytuj
Naprawdę takie ataki mnie bardzo wkurzały! I żeśmy się też popsztykały troszeczkę, bo najwięcej cięgów dostawałam właśnie od Ciebie

   I widzisz jak Ci to na dobre wyszło. ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 23 Październik, 2018, 22:41
ale powiedzmy, że byłam dla nich (i jestem nawet) w zalezności od momentu centrum informacyjnym i/lub wsparciem.
I nigdy nie stosowałam metody, że trzeba Świadka zaszokować czymkolwiek, zawstydzić. Wręcz przeciwnie - postawiłam na łagodny ton, łagodny język, cierpliwość, logiczne argumenty, empatię.
I takiego przyjęcia - jeszcze jako Świadek - życzyłabym sobie również na forum. Myślę, że wtedy zrobiłabym duzo szybsze "postępy duchowe", bo zobaczyłabym od razu, że odstępcy to fajni, normalni ludzie.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich fajnych odstępców! :)
   PoProstuJa.
   Bardzo pięknie opisałaś swoją ewolucję na tym forum.
   Również nie cierpię chamstwa, obrzucania błotem i agresywnej riposty.
   To, co zamieściłam w cytacie Twoim wyżej, jest absolutnym odzwierciedleniem mojego myślenia.
   I myślę, że agresywna nagonka na tu nowo logujących się, napewno nie wpływa dobrze.
   Człowiek poraniony potrzebuje troskliwego lekarza, a nie kopania i kąsania słowami.
   Pozdrawiam Cię serdecznie, PPJ.
  :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: klara kot w 24 Październik, 2018, 09:29
Mnie forum pomogło w wybudzeniu się, ale tylko poniekąd- przede wszystkim prywatne rozmowy z pewnymi wybranymi osobami z tego forum (PoPorstuJa  :-*) - a także "starsza" część forum- właśnie ta, gdzie toczyły się żywe, merytoryczne dyskusje. Na konkretne tematy- np głoszenie od domu do domu kto?co i jak głosił?, czy na temat Izraela duchowego itp. Faktycznie obecne dyskusje obracają się wokół bieżących wydarzeń (filmy itp) lub stanowią wsparcie dla danej osoby, która zakłada wątek. Musiałam sporo czasu poświecić, żeby dokopać się do tych najwartościowszych dyskusji. Nie wiem jak można by ożywić to forum? Można by na nowo niektóre tematy poruszyć albo je wypozycjonować gdzieś w bardziej widocznym miejscu. Być może to indywidualna kwestia, ale kiedy ja na początku odwiedzałam forum, to raczej nie wchodziłam w prywatne wątki ludzi typu "nasze historie" "byłem świadkiem" " dzieciństwo świadków", itp bo to są bardzo subiektywne relacje, więc by mnie nie przekonały! Z ostrożności wolałam też nie zaglądać na wątki typu "psychomanipulacja", bo ja myślałam że to was szatan zmanipulował i tak się odgrywacie atakując świadków ;p. Dla mnie najważniejszy dział naszego forum to "Dyskusje Doktrynalne" / Biblia - dyskusje. Bo to własnie tam można spotkać się ze znanymi nam wcześniej naukami, wersetami i spojrzeć na nie z innej strony! Ale mówię - to może być tylko moje subiektywne odczucie, innych może akurat coś innego przekonać.
Po prostu te tematy które aktualnie są poruszane, są może ciekawe dla odstępców, ale niekoniecznie dla świadków, którzy po raz pierwszy, jeszcze z szybko bijącym sercem wchodzą na to forum. Być może pomyśleliby, ze odstępcy zajmują się mało poważnymi tematami ;p nie wspominając już o tematyce politycznej-chyba bym uciekła z takiego forum.
Ja bym bardziej uwypukliła tematy interesujące świadków jak np na stronie Słowo Nadziei http://www.sn.org.pl/
np "Niewolnik", "ciało Kierownicze", "Czy Bóg posługuje się organizacją" itp. Żeby powątpiewający Świadek tylko kliknął i już wszystko wiedział.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 24 Październik, 2018, 11:18
Mam bardzo podobne odczucia. Dlatego ta moja frustracja , że są tacy , którzy powinni a tego jednak nie dostrzegają. Same ilości wejść na forum nie świadczą o jego sukcesie a jednak jest to odtrąbiane . Nowych w miesiącu loguje się ok 40 a ilu z nich wraca i bierze udział w dyskusjach albo je tworzy? Co sprawia , że maja siłę się przełamać i zalogować a potem ich nie ma? Tworzy się  nowe inicjatywy takie jak czat a nie dociera ,że nie ma atmosfery między ludźmi aby na czacie przebywać .
Zaraz rozmieniać się na drobne i jeszcze narzekać , że się nie ma czasu pilnować tam ludzi , lepiej skupić się na tym co ma pomagać ludziom.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: klara kot w 24 Październik, 2018, 12:41
Wydaje mi się, że forum wyczerpało już tematy i teraz odstępcy wchodzą tu bardziej żeby miedzy sobą pogadać. Czasem komuś coś doradzić, zrecenzować film czy pojawiają się w ogóle już takie luźne tematy jak o muzyce, twórczość artystyczna itp.
Myślę że gorliwego Świadka takie tematy w ogóle nie zainteresują, raczej upewnią go, że źle trafił.
Tak jak pisałam wyżej- ja bym oczekiwała bardziej merytorycznych dyskusji, na temat konkretnych nauk i wersetów, bo to tym żyją Świadkowie. Trzeba ich oświecić, że nie ma żadnego niewolnika, że w Biblii nie pojawia się nawet sformułowanie ciało kierownicze itp. Musiałby być do nich łatwy dostęp a nie przekopywanie wątków z 2015 roku.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 24 Październik, 2018, 12:54
Cytuj
Wydaje mi się, że forum wyczerpało już tematy
Tylko wydaje Ci się. :)
Poczekaj na działania Towarzystwa, to zobaczysz, że samo napędzi tematów.
Ja tematów mam pełno, ale czasu mniej.
Inni podobnie.
Forum to uzupełnienie naszego życia, a nie centrum. :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: klara kot w 24 Październik, 2018, 13:39
No jak tam chcecie. Ale jeśli naszym celem miałoby być pomaganie świadkom to można by jednak coś zmienić. To nie tylko forum dla WAS, ale też dla nich, żeby skłonić ich do myślenia.
Świadkowie przyzwyczajeni są do gotowej wiedzy, mają uporządkowaną stronę internetową, skorowidze, ksiązka Czego Uczy Biblia, która zawiera najważniejsze nauki Świadków.
Mi własnie tego od początku brakuje, żeby stworzyć jakiś w miarę uporządkowany zbiór nauk obalających interpretację Strażnicy, żeby łatwo można było odszukać hasłami to czego szukamy. Chciałabym wejść na forum i żeby od razu rzuciły mi się w oczy hasła jak np: "Rok 1914", "Niebo czy ziemia", "Niewolnik" itp. Szybko można by zapoznać się z różnymi argumentami przedstawianymi w naszych dyskusjach.
Bo takie jest moje pierwsze wrażenie gdy się wejdzie na to forum - bardziej pogawędki, sprzeczki, a nie uporządkowana wiedza. Mnie osobiście to zniechęca. Piszę to bo niedawno sama co byłam po drugiej stronie barykady, więc dobrze pamiętam jakie były moje odczucia. Chaos na forum. Świadkowie nie lubią takiego chaosu. Mają cały świat uporządkowany.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 24 Październik, 2018, 13:42
Cytuj
Ale jeśli naszym celem miałoby być pomaganie świadkom to można by jednak coś zmienić
Forum ma pomagać przede wszystkim exŚJ, a nie boksować się ze ŚJ.
Kto chce być nadal ŚJ to jego sprawa.
Trzeba pomagać tym, co chcą odejść, ale nie wiedzą jak. :-\
Cytuj
. Chciałabym wejść na forum i żeby od razu rzuciły mi się w oczy hasła jak np: "Rok 1914"
Jest nawet główny dział taki.

POKOLENIE 1914
Cytuj
"Niebo czy ziemia"
To jest problem?
Wszyscy jesteśmy na ziemi na razie.
Na razie nie ma chętnych do przyspieszonej podróży do nieba.
A co będzie za setki czy tysiące lat, to nie ma co se głowy zawracać.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 24 Październik, 2018, 14:23
Wydaje mi się, że forum wyczerpało już tematy i teraz odstępcy wchodzą tu bardziej żeby miedzy sobą pogadać.
Ileż tu już takich proroków było od 2015 r.
Regularnie co 3 miesiące.
Ja myślę, że pewne osoby się wyczerpują.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: bene w 24 Październik, 2018, 16:59
Mi własnie tego od początku brakuje, żeby stworzyć jakiś w miarę uporządkowany zbiór nauk obalających interpretację Strażnicy, żeby łatwo można było odszukać hasłami to czego szukamy. Chciałabym wejść na forum i żeby od razu rzuciły mi się w oczy hasła jak np: "Rok 1914", "Niebo czy ziemia", "Niewolnik" itp. Szybko można by zapoznać się z różnymi argumentami przedstawianymi w naszych dyskusjach.
Bo takie jest moje pierwsze wrażenie gdy się wejdzie na to forum - bardziej pogawędki, sprzeczki, a nie uporządkowana wiedza. Mnie osobiście to zniechęca. Piszę to bo niedawno sama co byłam po drugiej stronie barykady, więc dobrze pamiętam jakie były moje odczucia. Chaos na forum. Świadkowie nie lubią takiego chaosu. Mają cały świat uporządkowany.
To właśnie różni forum od strony internetowej. Na Forum można pogadać o wszystkim oczywiście w ramach jakieś logiki i przyzwoitości zaprezentować swoje poglądy wątpliwości. A na stronie masz tylko zazwyczaj jeden ściśle określony pogląd i zero wpływu na treść.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 24 Październik, 2018, 18:57
To właśnie różni forum od strony internetowej. Na Forum można pogadać o wszystkim oczywiście w ramach jakieś logiki i przyzwoitości zaprezentować swoje poglądy wątpliwości. A na stronie masz tylko zazwyczaj jeden ściśle określony pogląd i zero wpływu na treść.

Zgodzę się z tym.
Forum jest miejscem spotkań i pogawędek... przy okazji także religijnych.
Czy jest to miejsce do obalania wszystkich nauk Świadków? No nie wiem...
Bo przecież są różne strony obalające ich nauki; książek też parę by się znalazło z takimi tematami.
Ja bym to forum traktowała jako miejsce gdzie można poznać innych odstępców, przekonać się, że nie jest się jedynym Świadkiem na świecie, który ma wątpliwości dotyczące jego religii.
Tutaj też wiele mądrych osób podaje źródła z których wiele można dowiedzieć się o świadkach - kanały na youtubie, tytuły książek, niektóre strony internetowe, filmiki, tytuły filmow itd.
Jeśli ktoś chce takiej gotowej wiedzy w pigułce o Świadkach... a ta pigułka miałaby wszystko wyjaśniać, to to by się rozrosło do książki na 5000 stron :)
Mnie osobiście wystarczają książki Raymonda Franza plus nowinki z forum.

Osoby, które już jakiś czas temu odeszły z religii Świadków nie mają już potrzeby prowadzenia polemik religijnych. No bo ileż można mówić o wierzeniach, w które już się nie wierzy? Ileż o zborach, jak się już do niego nie chodzi?

Odstępcy mają po prostu swoje normalne, zwyczajne życie. Jego treścią nie musza być ciągle dysputy o Świadkach.

Znam na forum chyba tylko jedną bardzo gorliwą osobę, która może mówić i pisać o Świadkach całe zwoje życie... z tym że ta osoba nigdy Świadkiem nie była :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 24 Październik, 2018, 19:04
 
   Nagonka na nowych? Komu się śrubkę podkręca najbardziej?
Tym co przychodzą i piszą, że odchodzą, wątpią, są rozdarci, jak dalej mają żyć?
Czy też tym co wchodzą tu jakby chcieli zobaczyć ludzi z dwoma głowami, do tego durnych i bezrozumnych bo porzucili prawdę?
Jak śmieli, przecież Jehowa to jeden prawdziwy Bóg, a organizacja jest w ogóle najlepszym wynalazkiem ( szatana chyba).

Jestem pewna, że żadna osoba , która nie wyjeżdżała z hymnami pochwalnymi pod adresem org...
nie próbowała ewangelizacji, nie była źle potraktowana.

Przez moje ''ręce'' przeszło wiele osób, jedni się zbierali szybciej, inni wolniej. Wychodzenie z organizacji można nazwać raczkowaniem ( jak to ładnie ktoś nazwał), później zaczynają się własne pierwsze kroki i tak do przodu. Sorry kochani, ale jak ktoś raczkuje kilka lat, nigdy z tych kolan nie wstanie.
Narobi sobie tylko odcisków na kolanach , języku też i tyle z tego będzie. ;D

I najbardziej podkręcałam śrubkę tym, którzy próbowali mnie ( a raczej siebie) przekonać do racji wielebnej organizacji. Czasem atmosfera była gorąca, ale w wielu przypadkach było warto.

Z tego miejsca nie mogę wspomnieć o osobach homoseksualnych, które boją się tu ujawnić.
Pamiętamy akcje, kiedy to padały pod homo...orientacją niewybredne teksty. I to od osób,
które najgłośniej krzyczą o swojej tolerancji.
A to przecież są fajni, wartościowi ludzie, którym kibicuję i życzę powodzenia.


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Moyses w 24 Październik, 2018, 20:24
(...)
Mi własnie tego od początku brakuje, żeby stworzyć jakiś w miarę uporządkowany zbiór nauk obalających interpretację Strażnicy, żeby łatwo można było odszukać hasłami to czego szukamy. Chciałabym wejść na forum i żeby od razu rzuciły mi się w oczy hasła jak np: "Rok 1914", "Niebo czy ziemia", "Niewolnik" itp. Szybko można by zapoznać się z różnymi argumentami przedstawianymi w naszych dyskusjach.
Bo takie jest moje pierwsze wrażenie gdy się wejdzie na to forum - bardziej pogawędki, sprzeczki, a nie uporządkowana wiedza. Mnie osobiście to zniechęca. Piszę to bo niedawno sama co byłam po drugiej stronie barykady, więc dobrze pamiętam jakie były moje odczucia. Chaos na forum. Świadkowie nie lubią takiego chaosu. Mają cały świat uporządkowany.

Czy w hipermarkecie, czy innej galerii handlowej, przedstawiasz swoje pretensje, że nie handlują tylko sprzętem sportowym. Rozejrzyj się po półkach uważnie. A jeśli masz pomysł na własny biznes, to zwiąż się z 'żabolem'.
Znałem dziewczynę, która gubiła się w dużych sklepach; nie umiała tam zrobić zakupów. Do dziś jest samotna według swojego życzenia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Październik, 2018, 12:06
. Chaos na forum. Świadkowie nie lubią takiego chaosu. Mają cały świat uporządkowany.

    Dlatego już nie jesteśmy śJ.  ;D

Mnie osobiście przerażał ten ład, przewidywalność i wszystko na komendę. Nie tylko oklaski, ale i myślenie.

To strasznie nudne i męczące. Trochę nieładu, jakiś spontan to nadaje barwy w życiu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Grudzień, 2018, 12:39
 
   Wierzyć tzn ufać...


 

            Było szaro i buro, początek grudnia, drogą przez pola wraca ze szkoły 8-9 letnia dziewczynka. Miała niebieską kurtkę z białym misiem i granatowo- czerwony plecak. Nagle drogę zajechał jej samochód, mężczyzna się uśmiechnął i zaproponował podwózkę.
Odmówiła, ominęła samochód i poszła dalej. Ten nie odpuszczał, jechał obok i zachęcał do przejażdżki, że będzie szybciej w domu, że zaraz będzie padać. Mała była nieugięta, szła i była przerażona coraz bardziej. Samochód ruszył kawałek do przodu, gdy się zatrzymał i otworzyły się drzwi, mała zaczęła uciekać w pola. Dopadł ją bardzo szybko i zawlókł do samochodu, rzucił na tylne siedzenia i kazał siedzieć cicho, bo jak nie....pokazał nóż wystający z za paska.

Przerażone dziecko choć chciało zapłakać nie potrafiło ( ma tak do dziś, w chwilach szoku, silnego stresu nie potrafi płakać, histeryzować). Przez myśli przebiegały jej historie cudem ocalonych jakie znała ze strażnicy.
W swojej naiwnej główce myślała, że i jej się przytrafi nagle taki cud. Że nagle w szczerym polu pojawi się patrol policji, albo gość zemdleje a ona wtedy ucieknie. Nic takiego się nie przytrafiało, gdy minęli drogę prowadzącą do jej domu, przerażenie sięgnęło zenitu.
Zbliżali się do lasu, trzęsła się tak bardzo, że uszach słyszała dzwonienie własnych zębów. On coś do niej mówił, a ona nie rozumiała tylko te trzaskające zęby. Zaczęła się w myślach modlić. A raczej skamleć...Boże pomóż, Boże uratuj mnie.

Tak, nie było Jehowo, ale Boże. W kółko powtarzała to samo, tylko prośba o ratunek. Po przejechaniu kilku kilometrów przez las, z daleka zobaczyła ludzi. To był znajomy widok, ludzie zbierali się na polowanie. On też  zauważył, zawrócił i po chwili skręcił w inną drogę.Wtedy dziewczynka zaczęła w myślach powtarzać...Boże dlaczego nie chcesz mi pomóc? Będę już zawsze grzeczna, pomóż mi. I zrobiła coś czego nigdy w życiu nie robiła, przeżegnała się.

Zobaczył to w lusterku, krzyknął aby przestała. Wtedy ona zrobiła to ponownie. Strasznie go to wkurzyło, już nie zerkał w lusterko tylko oglądał się do tyłu. Wtedy ona zauważyła, że na skraju drogi ktoś stoi i jak automat zaczęła się żegnać, co go tak bardzo rozwścieczyło, że omal nie puścił kierownicy. Jedną ręką szarpnął dziecko i kazał się uspokoić. To zamieszanie  go rozproszyło, że nie zauważył mężczyzny przed maską. Mocno depnął po hamulcach.

Mała wykorzystała moment i uciekła, a on dał wsteczny i odjechał.
Uciekała przez las, ile tylko miała sił w nogach, po chwili znów ktoś ją dopadł i próbował zatrzymać.
Bardzo się wyrywała, mocno ją przytrzymał i zaczął mówić do niej po imieniu. Dopiero wtedy oprzytomniała.
Znała młodego mężczyznę z widzenia, on już był prawie dorosły, ale wiedziała kim jest i gdzie mieszka. Chwycił ją za rękę i powiedział...nie bój się, nic ci już nie grozi, odprowadził ją do domu. Szli dobre pół godziny, bez słowa, wziął jej plecak i o nic nie pytał. Czekał aż weszła i zamknęła za sobą drzwi.

Choć czasem mijali się na ulicy, nigdy ze sobą nie rozmawiali.  Dopiero po 20 latach od całego zajścia, spotkali się na wspólnej imprezie. Przysiadł się do niej i delikatnie zapytał o tamtą historię i czy w ogóle może o tym mówić? Mogła, bo choć z nikim nigdy o tym nie rozmawiała, to jego traktowała przez te wszystkie lata jak swojego wybawcę. Wtedy dopiero usłyszał od niej jak mu była bardzo wdzięczna, z jakim uwielbieniem na niego zawsze patrzyła przez te wszystkie lata. A gdy dorastała ( dzieli ich dziesięć lat) nawet się w swoim rycerzu po cichu podkochiwała. Co wywołało na jego twarzy uśmiech i nie mógł sobie odmówić pytania...tzn że już się nie podkochujesz? Niestety, nie, już mi przeszło, odpowiedziała kobieta. Szkoda odparł i wykrzywił usta w podkowę.

​To zajście było dla mnie bardzo bolesne, ale od tamtej pory gdy się modliłam nigdy już nie robiłam tego do Jehowy, zawsze do Boga. Mój mały rozumek nie mógł pojąć tego, że go tak bardzo wołała, a on mi nie pomógł w tak cudowny sposób jak tym ludziom z publikacji. Moi rodzice nigdy się o tym nie dowiedzieli, znałam ich na tyle, że wiedziałam iż bym dostała burę za to, że za słabo uciekałam, a może nawet by mi wmawiali, że sama wsiadłam bo przecież jestem głupia. Po powrocie do domu bardziej martwiłam się tym, że przez to wszystko nie zjadłam kanapki i matka będzie krzyczeć, że ona mi robi a ja nie potrafię docenić i zjeść.​
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 09 Grudzień, 2018, 14:56
Bałem się to czytać . Aż podnosiłem się na krzesełku ze spiętymi mięśniami. Miałaś szczęście w nieszczęściu .
Zadziwiające , że często dzieje się tak , że dzieci świadków , zwłaszcza dziewczynki , nie mają ze swoimi rodzicami ,zwłaszcza z matkami  bliskich relacji . Porażające.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ślepy w 18 Grudzień, 2018, 18:57
Tazła...
brakuje mi Twoich opowieści.
ściskam serdecznie :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Grudzień, 2018, 20:07
    Harnaś, te relacje bywają złe, a czasem bardzo złe z chorych nauk org.
Rodzice chcą mieć dzieci jak z obrazka ( w strażnicy), mądre, grzeczne, aktywne na zebraniach takich małych starych człowieczków.
A życie tzn dzieci są inne, bo dzieci to tylko dzieci.

Dlatego starzy są źli, że nie mają takich dzieci, że one nie są jak te wymalowane. Przez co sami nie są dość dobrzy, bo nie potrafią dzieci wychować. A frustrację i złość odreagowują na potomstwie, bo przecież siebie nie będą po.....okładać.

    Ślepy, miłe że ktoś tęskni.   ::) obiecuję jeszcze coś wrzucę.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 15 Styczeń, 2019, 14:27


    Być dobrym to coś więcej niż kochać czy cierpieć.



      Cała historia zaczęła się ponad 15 lat temu.

     Ona młoda pionierka, jej mąż jakiś dobrze zapowiadający się karierowicz w zborze. Byli małżeństwem od kilku lat, ona chciała dziecka, on twierdził  że mają czas. Gdy okazało się, że jest w ciąży aż piszczała z radości, mąż też się ''ucieszył'' , ale zaraz ją sprowadził na ziemię jak im to pokrzyżuje służbę i utrudni życie.
Ciążą niby przebiegała prawidłowo, pod koniec jednak kobieta wylądowała w szpitalu, coś się działo. Po kilku dniach wywołano poród, dziewczynka urodziła się chora, potrzebna była krew. Gdy przyszedł do niej i jej męża lekarz z zapytaniem...odpowiedzieli chórem. On...nie, ona tak.
Lekarz stał jak osłupiały, mąż zaczął argumentować swoje nie, wtedy nie wytrzymała i wykrzyczała...nie po to tyle na nią czekałam, aby teraz dać jej umrzeć, ja ją nosiłam pod sercem i nie będziesz mi mówił co mam robić. Jak ci nie pasuje wynoś się.

To był koniec jej małżeństwa, jeszcze nie wyszła ze szpitala gdy ją odwiedzili starsi i wcale nie zapytali o zdrowie, ale o to...dlaczego podała krew? Potraktowała ich podobnie jak męża, kazała im...
Gdy odbierała małą Jolę ze szpitala miała już dwa miesiące i diagnozę...dziecięce porażenie mózgowe.
Miała tylko ją, ojciec nie żył od kilku lat, matka i siostra odcięły się od niej jak cała reszta świadkowskiej rodziny.

Wróciła do domu i płakała, raz z radości że ma już maleństwo w domu, a znów za chwilę z żalu że są same.
Jednak nie mogła sobie pozwolić na słabość, musiała być silna, być ojcem i matką. Ojciec od ostatniego dnia w szpitalu gdy się widzieli, nie dał znaku życia. Początkowo chciała unieść się honorem, ale wiedziała, że leczenie małej będzie kosztowne, a więc poszła do sądu wnieść sprawę o rozwód, a co za tym idzie i o alimenty.
Sędzia chyba zbytnio nie lubił śJ, przewiózł się dosadnie po mężu i ojcu, a później zasądził słone alimenty.
Mężczyzna chyba wolał płacić i mieć z głowy chore dziecko bo za bardzo nie protestował.

Był czas gdy Jola balansowała na granicy życia i śmierci, kosztowne leczenie i rehabilitacja pochłaniały wszystkie pieniądze i dużo więcej. Zadłużona u obcych ludzi, w bankach , będąca w rozpaczy kobieta postanowiła ( jak to ona nazwała) upaść przed życiem na kolana, zaczęła sprzedawać swoje ciało. Gardziła sobą, tak bardzo gardziła, ale postępy w zdrowieniu córki, jej uśmiech, pierwsze słowa były rekompensatą wszystkiego.
Gdy miała siedem lat, wyszły prawie na prostą, dziecko miało tylko lekki niedowład, umysłowo rozwijała się prawidłowo, a nawet była bystrzejsza niż jej rówieśnicy. Cieszyło to matkę tym bardziej , że nic tego nie zapowiadało.

I żyły sobie prawie spokojnie same kilka lat, gdy kobieta poczuła się źle. Diagnoza brzmiała jak zły sen...nowotwór.
Gdy szła pierwszy raz do szpitala poprosiła ojca dziewczynki aby się nią zaopiekował. Była przecież samodzielna, tylko ten wózek jej utrudniał życie. Nie spodziewała się po nim zachwytu, ale choć odrobiny zrozumienia dla własnego dziecka, w końcu należał do tak miłosiernego wyznania. To co usłyszała było jak cios między oczy...nie mogę, mam w domu progi, jak będzie się poruszać na wózku? Cóż, nie pasowała do wizerunku jego nowej idealnej, zdrowej rodziny.

Jolą zaopiekowali się całkiem obcy ludzie, którzy mieli już dorosłe dzieci, a kobieta była ich tylko daleką znajomą.
I tak zawsze mogła na nich liczyć, matka siostra, były mąż choć wiedzieli o jej chorobie, nigdy się nimi nie interesowali.
Po pięciu latach Bohaterka przegrała walkę o życie. Nim odeszła z tego świata, załatwiła wszystkie sprawy tak aby córka była zabezpieczona na przyszłość. Znajomi zostali rodziną zastępczą, dziewczynka z nimi mieszka i wolno dochodzi do siebie po śmierci ukochanej mamuni.
Opiekunka mówiła do mnie...wiedziałam, że Jola się dobrze uczy, ale nie spodziewałam się, że to są same szóstki od góry do dołu. Jak idę do szkoły aż puchnę z dumy. Z własnych dzieci nie byłam taka dumna jak z niej.

Zmarła kilka miesięcy temu, kiedyś obiecałam , że opiszę jej historię, gdy już jej nie będzie i myślałam, że to wcale nie nastąpi.  Że będzie żyć i żyć, a jednak musiałam dotrzymać słowa. Trochę to trwało, ponieważ zebranie tego w treść kosztowało mnie też wiele emocji. Dużo razy zaczynałam pisać i po kilku zdaniach odpuszczałam ponieważ to było ponad moje siły.
Mówi się, że czas leczy rany, nieprawda. Człowiek się tylko oswaja z bólem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 15 Styczeń, 2019, 14:36
Tazła-dziękuję
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Kerostat w 15 Styczeń, 2019, 21:19
Tazła
Chwała Ci za dotrzymanie słowa danego, tak mocnej kobiecie.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Adam_73 w 16 Styczeń, 2019, 21:40
Jezu
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Proctor w 16 Styczeń, 2019, 23:11
Bałem się to czytać . Aż podnosiłem się na krzesełku ze spiętymi mięśniami. Miałaś szczęście w nieszczęściu .
Zadziwiające , że często dzieje się tak , że dzieci świadków , zwłaszcza dziewczynki , nie mają ze swoimi rodzicami ,zwłaszcza z matkami  bliskich relacji . Porażające.
Ta ciągła zmiana zdjęcie to jakieś głębsze przemyślenia czy pod wpływem Harnasia? :) ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 17 Styczeń, 2019, 09:43
Ta ciągła zmiana zdjęcie to jakieś głębsze przemyślenia czy pod wpływem Harnasia? :) ;D
Pod wpływem śmierci rodziców Harnasia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zenobia w 17 Styczeń, 2019, 10:25
Więc stan bardzo podobny , tylko dłuzej się , trzeżwieje' 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 26 Luty, 2019, 10:05

  Nikt by nie uwierzył, jakie mnóstwo łez mieści się w kobiecych oczach
.

         Gosia,  jak jej rodzeństwo była wychowana w org klimatach. Jako nastolatka pod presją rodziny przyjęła symbol, a później próbowała wtopić się w otoczenie i robić to czego od niej oczekiwano. Szczerze i głęboko wierzyła, że ta kąpiel może coś zmienić w jej życiu, że może wreszcie zacznie lubić zebrania, zbiorki i całą resztę. Iż ten gest w kierunku Jehowy zostanie przez niego doceniony i ześle na nią  ducha, o którym tak wszyscy mówili.

 Czas płynął, dziewczyna się starała, a jakiegoś łał nie było, wręcz przeciwnie, męczyło ją to wszystko. Coraz częściej robiła uniki, szukała wymówek aby tylko nie iść głosić czy na zebranie.
Kiedyś przez przypadek usłyszała o planach matki, widziała w niej pionierkę, która przemierza jakieś dziewicze tereny z tą dobrą nowiną. Przeraziła się nie na żarty i wcale nie bała się tych terenów, ją przerażało to, że od rana do wieczora musiałaby głosić, to były dla niej prawdziwe katusze. Choć bardzo lubiła ludzi, nieważne czy staruszek, pijak, dzieciak czy równolatek, z każdym potrafiła się dogadać. Jednak pukanie do drzwi i te wszystkie opowieści były dla niej uciążliwe, czuła się jak intruz zakłócający ludziom spokój. Wtedy postanowiła szczerze pogadać z Bogiem, powiedziała mu wprost...Ty wiesz, że nie robię tego szczerze, robię bo muszę, zrób coś żebym mogła być ci pomocna, ale jednocześnie nie musiała sobą gardzić. Nie wiedziała co będzie, ale wiedziała jedno, nawet z nożem przy gardle, pionierką to ona nie zostanie.

Po niedługim czasie poznała chłopaka z tzw świata, może jej nie oczarował, był taki sobie.  Jednak gdy zaprosiła go do domu,  matka postanowiła wykorzystać okazję na głoszenie , on się nie dał, wyraźnie powiedział co myśli o świadkach i ich łażeniu po domach. O tym, że wcale nie są tacy święci za jakich się mają i z czym obnoszą. Matka się wściekła jak gówniarz tak śmiał jej powiedzieć, za to Gosia była oczarowana jego odwagą i tym że nie lubi świadków. Wyszła za niego za mąż ku zgorszeniu całej rodziny. Widziała w nim swój parawan przed świadkami, wiedziała że jeśli sama sobie z nimi nie poradzi oboje dadzą radę.

Tak też było, skutecznie przegonił tych obcych świadków z jej życia, choć z rodziną już tak łatwo nie było, oni cały czas dawali o sobie znać, ale z czasem kobieta do tego przywykła i traktowała ich jako przykry dodatek do genów.
Początki były całkiem niezłe, jednak z biegiem czasu małżonek coraz więcej zaglądał do kieliszka i to już nie tylko towarzysko, ale także i sam. Finansowo stali bardzo dobrze, dorobili się domu, mieli dwoje dzieci i długo tak jeszcze można wyliczać.. Cóż z tego gdy alkoholu było coraz więcej, zaś oni  myślowo  i duchowo  byli od siebie coraz dalej. W końcu doszło do tego, że mieszkali razem, ale osobno. Wszyscy uważali ich za zgodne małżeństwo, nigdy się nie kłócili, nikt nie słyszał awantur, choć wiedzieli że on pije ( nie przypuszczali jak bardzo) zawsze był spokój. A więc uważano go za bardzo spokojnego, dobrego człowieka. Ona zawsze była uśmiechnięta, zadbana, otwarta na ludzi. Znajomi mówili, że żyje sobie jak pączek w maśle, nie zaprzeczała nie potwierdzała, tylko się szeroko uśmiechała i mówiła o sobie...tak już jest jak się jest ulubienicą Boga.

Tylko ona wiedziała jak wygląda jej życie z mężem alkoholikiem. Ile nocy nie przespała bo chodził się tłukł po domu, musiała wstać bo nie zakręcił wody, nie zamknął drzwi wejściowych i wiatr nimi trzaskał, a to się zatoczył i zdemolował pół łazienki. I coraz więcej wyzwisk, jak początkowo były to wyzwiska pod adresem otoczenia, polityków, kolejki w sklepie, tak później zaczął atakować żonę.
Jak na początku liczyła, że coś się zmieni, albo że ojciec rodzinie, tak później było jej żal tego dorobku, domu o który tak walczyła. Wiedziała, że jak odejdzie on w kilka miesięcy albo puści dom z dymem, albo zrobi z niego melinę. Na to nie chciała pozwolić, a może bała się tak radykalnego kroku, aby zaczynać wszystko od nowa? Tylko dlaczego to ona miała wychodzić z domu, a nie on? Niestety, takie mamy prawo, chroni wszystkich, a najbardziej oprawców.

Było tylko gorzej, już śmiało mogła mówić o znęcaniu się psychicznym. Czym ona więcej odnosiła sukcesów, była rozpoznawalna, zapraszana do mediów, tak on ją bardziej dołował. Po cichu liczyła, że zacznie się cieszyć razem z nią, ale gdzie tam. Zawsze znalazł argument, żeby jej dowalić. I choć nigdy wcześniej nie podniósł na nią ręki, aż do tego dnia, gdy chciał aby go zawiozła do sklepu, odmówiła. Zabrała też kluczyki od jego samochodu, sam mógł się zabić, ale nie mogła dopuścić, aby komuś zrobił krzywdę. Wywiązała się pyskówka , zacisnął pięść i....

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 27 Luty, 2019, 09:18
Tazła no wreszcie!
aż zmieniła się scena tego forum
przyszło wielu nowych którzy nie znają twoich opowieści niestety 😔
nie znają tych wspaniałych historii, wolą wałkować ewolucjonizm itp
szkoda wielka szkoda.

starzy poszli już dalej
wypstrykało sie wielu wartościowych userów 😦
rozumiem ich, forum było dla nich pewnym etapem trudno mieć żal że ktoś dojrzał.
brakowało twoich opowiadań bardzo, a wiem że są prawdziwe.
czy ta Gosia to ktoś z yt? nie musisz odpowiadać
pisz dalej i częściej 😁
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: zenobia w 27 Luty, 2019, 10:08
Chwaląc jednych , nie krytykujmy drugich    :)
Nie kazdy musi lubić to co my
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Luty, 2019, 19:24
Tazła no wreszcie!
aż zmieniła się scena tego forum
przyszło wielu nowych którzy nie znają twoich opowieści niestety 😔
nie znają tych wspaniałych historii, wolą wałkować ewolucjonizm itp
szkoda wielka szkoda.

starzy poszli już dalej
wypstrykało sie wielu wartościowych userów 😦
rozumiem ich, forum było dla nich pewnym etapem trudno mieć żal że ktoś dojrzał.
brakowało twoich opowiadań bardzo, a wiem że są prawdziwe.
czy ta Gosia to ktoś z yt? nie musisz odpowiadać
pisz dalej i częściej 😁

  Dzięki, jakoś mniej czasu, sił i chęci do pracy ''twórczej''. ;D

Niebawem będzie ciąg dalszy, historii Gosi. Nie, to nie jest nikt z YT.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Adam_73 w 27 Luty, 2019, 19:38
szkoda, ze ci faceci sa ciagle tacy zli w tych opowiesciach, pani nieszczesna, on taki zly i niedobry...
czy w zyciu naprawde tak jest?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Luty, 2019, 09:53
   Adam, nic bardziej mylnego. Wachlarz złych ludzi jest bardzo szeroki, są złe matki, żony, córki tak samo jak mężowie, ojcowie itd..
A więc nie czuj się, że męski gatunek jest tu jakoś specjalnie napiętnowany. 😁
Wystarczy sięgnąć do starszych wpisów.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Adam_73 w 28 Luty, 2019, 10:38
w takim razie zwracam honor ;-)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Jan w 28 Luty, 2019, 17:14


Z tego miejsca nie mogę wspomnieć o osobach homoseksualnych, które boją się tu ujawnić.
Pamiętamy akcje, kiedy to padały pod homo...orientacją niewybredne teksty. I to od osób,
które najgłośniej krzyczą o swojej tolerancji.
A to przecież są fajni, wartościowi ludzie, którym kibicuję i życzę powodzenia.

Miła Pani,
przyznam, że uniosłem wysoko brwi czytając ten pasus - a moje oczy zrobiły się ździebko kwadratowe ze zdziwienia.

Piszę, nie po to by uzyskać jakieś dodatkowe wyjaśnienia.

To jest Pani optyka i ja to przyjmuje do wiadomości.
Do niczego nie będzie mi potrzebna Pani zgoda co do tego - że tacy ludzie bywają i bardzo niefajni czy wątpliwie wartościowi.
Suma doświadczeń.
Pani jest kobietą, a ja całe życie w spodniach.

Proszę wybaczyć ten wtręt, który nic nie zmienia.
Skoro każdy Pani post czytam z uwagą i przyjemnością - to chyba skorzystałem z okazji by pierwszy raz się nie zgodzić i napisać:
To jest wyłącznie Pani opinia.

Ukłony,

MJM
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Luty, 2019, 20:19
Miła Pani,
przyznam, że uniosłem wysoko brwi czytając ten pasus - a moje oczy zrobiły się ździebko kwadratowe ze zdziwienia.

Piszę, nie po to by uzyskać jakieś dodatkowe wyjaśnienia.

To jest Pani optyka i ja to przyjmuje do wiadomości.
Do niczego nie będzie mi potrzebna Pani zgoda co do tego - że tacy ludzie bywają i bardzo niefajni czy wątpliwie wartościowi.
Suma doświadczeń.
Pani jest kobietą, a ja całe życie w spodniach.

Proszę wybaczyć ten wtręt, który nic nie zmienia.
Skoro każdy Pani post czytam z uwagą i przyjemnością - to chyba skorzystałem z okazji by pierwszy raz się nie zgodzić i napisać:
To jest wyłącznie Pani opinia.

Ukłony,

MJM

   Szanowny Panie, ma Pan rację, wcale nie musi się ze mną zgadzać.

Swoje zdanie wyraziłam po to na moim wątku, aby sobie oszczędzić nagonki na mnie. A  czy to się komuś podoba czy nie, to już mnie nie interesuje. To jest moje zdanie i wcale nie boję się  głośno o tym mówić. Jak dobrze pamiętam, nie prosiłam o akceptację czy też poparcie.
Nie interesuje mnie czy ktoś nosi spodnie w paski czy sukienkę w kratkę i kto z kim sypia.
Najważniejsze jakim jest człowiekiem.

I jeśli kiedyś ktoś o innej orientacji zechce mi opowiedzieć swoją historię, nie zawaham się ją opisać. Oczywiście za zgodą bohaterów.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Marzec, 2019, 19:48


   
    Nikt by nie uwierzył, jakie mnóstwo łez mieści się w kobiecych oczach. cd


       Choć była osobą  daleką od wszelkiej agresji, nie wystraszyła się jego pięści. Śmiało powiedziała...uderz, nie będę się z tobą szarpać, bo jestem bez szans, ale wierz mi, że rana nie dożyjesz. Na spaniu cię zapier...
Chyba nigdy żony takiej nie widział, opuścił rękę , rzucił kilka epitetów i poszedł z buta do sklepu. Ledwo powstrzymała się od śmiechu, jaki ją ogarniał na widok wycofującego się mężczyzny. Dlatego, że taka postawa kobiety była dla niego nowością, nie był pewien na co ją stać? A może faktycznie przyjdzie gdy będzie spał pijany i mu poderżnie gardło? On tej pewności nie miał, za to Gosia wiedziała jedno, że nawet gdyby ją uderzył nigdy by nie spełniła swojej obietnicy, za bardzo kochała życie i tak by go sobie nie spaprała, aby iść do więzienia za kogoś takiego.

Dorosłe potomstwo wyfrunęło z domu, została sama ze swoim oprawcą, tak oprawcą. Dziś już go potrafi tak nazywać, kiedyś wydawało jej się, że to raczej norma, a raczej jej wmawiano. Teść tak miał, teściowa się męczyła, wujek, sąsiad itd, a więc taki kobiecy los. Nic bardziej mylnego, nikt nie ma prawa nikogo tak traktować i nikt nie ma prawa czuć się winnym takiej sytuacji.

A mąż Gosi jak każda osoba uzależniona był mistrzem w wpędzaniu kobiety w poczucie winy. Robił to tak skutecznie, że mimo swoich sukcesów i społecznego szacunku zaczynała czuć się nic nie warta. Bo przecież jak takie rzeczy mówi bądź co bądź mąż to coś  tym musi być. Do tego znakomicie wykorzystywał jej świadkowską przeszłość, wiedział jak rodzina ją traktowała i bezczelnie z tego korzystał. Przypominał jej, że gdyby nie on latałaby teraz po domach i głosiła, że to jemu wszystko zawdzięcza. Mało tego, nawet obecne jej sukcesy to jego zasługa, bo ma takie dobre warunki. Dobre? Jak to łatwo sobie przypisać cudze osiągnięcia.

 Na zewnątrz była uśmiechnięta, zadowolona, nigdy na nic nie narzekała, nie żaliła się, chodzące szczęście, a w środku była kłębkiem nerw, wrakiem człowieka. Czasem szła spać i chciała się już nie obudzić.Rzadko o coś Boga prosiła, zazwyczaj mu dziękowała, teraz postanowiła poprosić o jakąś zmianę, krok, pchnięcie ją jakąś lepszą stronę bo nie daje rady. Aby się nad nią zlitował i jej pomógł, bo jest na skraju wyczerpania. Albo niech ją zabierze stąd i pozwoli odpocząć od tej gehenny. Niczym sobie nie zasłużyła na takie traktowanie, nic złego w życiu nie zrobiła, aby miała aż tak być doświadczana. Nie miała na kogo liczyć, swojej rodzinie nie mogła się pożalić bo by tryumfowali, że sama tak wybrała, brak błogosławieństwa od Jehowy itd itp. Najbardziej mogła liczyć na syna, ale nie chciała go obarczać, bo choć dużo wiedział, nie chciała go nakręcać. I tak relacje z ojcem były gorsze niż złe, a więc po co dolewać oliwy do ognia?
Czuła się słaba i do niczego, nic nie warta, do niczego się nie nadająca. Choć początkowo wiedziała, że to nieprawda z czasem sama zaczynała wierzyć w to co mówił. Niby to jakoś układało się w całość, może mało logiczną, ale...

Niedługo po prośbie o pomoc, przez przypadek, zbieg okoliczności poznała kogoś, trudno to wyjaśnić. Poznała kogoś jak ona po organizacji, bardzo do niej podobnego, wrażliwego ale i upartego jak Gosia. Prozaiczna znajomość przerodziła się w przyjaźń, szczerą prawdziwą  i bez podtekstów. To On się cieszył razem z nią z jej sukcesów, to z nim rozmawiała o przejściach z org...i świadkowską rodziną. Mieli  za sobą podobne doświadczenie i choć czasem ich poglądy były rozbieżne, a oboje są charakterni, nigdy sobie nie narzucali swojego zdania. Wiedział  o jej sytuacji w domu, ale nigdy nie wypytywał, mówiła tyle ile sama chciała. On tak samo jak syn namawiali ją o odejście, że ten dom to tylko mury.

 Kiedyś syn ukląkł przed nią, wziął ją za ręce przystawił do swoich ust, popatrzył jej w oczy i powiedział...mamuś, to tylko ściany, mój dom będzie wszędzie tam gdzie będziesz ty. Mnie na tych murach nie zależy, nie chcę tego domu, ja chcę żebyś  żyła, jesteś mi potrzebna, a kiedyś moim dzieciom. Te słowa ją rozwaliły, a jednocześnie były jak solidny kopniak.
Za namową lekarza rodzinnego poszła do Poradni Leczenia Współuzależnień zrozumiała, że nie jest niczemu winna. On jest ofiarą alkoholu, zaś ona jego i alkoholu, też potrzebuje leczenia. Bo jeśli ktoś najbardziej potrzebuje pomocy, to właśnie ona. Dotarło do niej, że co nie zrobi aby go zniechęcić do picia, on na to miejsce znajdzie kilka innych powodów aby się napić.
Tak też było, gdy mu odpuściła pił bo jej nie zależy, nie kłóci się z nim, nie chowa pieniędzy, nie wylewa alkoholu. Nauczyła się odpowiadać tak jak w poradni...to twoje zdrowie rujnujesz, to tobie ma zależeć na niepiciu a nie mnie, dla własnej przyjemności pijesz, dla swojej będziesz się leczył lub nie. W poradni zapytano ją czy jako były świadek nie zachciałaby być konsultantem gdy trafi się ktoś z org...problemem? Była zaszokowana, ale i zaszczycona, ona, ona ma dawać wskazówki psychologom?
Gdy jako alkoholik sięgnął dna fizycznie i psychicznie, nie robił na niej żadnego wrażenia. Nie umiała się jednego wyzbyć, aby po nim nie sprzątać. Nie wyobrażała sobie, że zostawia ten syf i czeka aż on odparuje i jakoś to ogarnie.

Zamiłowanie do czystości było silniejsze niż wskazówki fachowców z poradni. Po kolejnym razie gdy przez pół nocy sprzątała dom zabrudzony odchodami pojechała do poradni i rozkleiła się jak dziecko. Że wie iż powinna odejść, ale jest słaba i nie potrafi. Wtedy Pani psycholog uśmiechnęła się do niej, wzięła za rękę i powiedziała...pani jest bardzo silna, już raz się pani wyrwała sama, tak sama z tej strasznej   sekty, to też było uzależnienie, tak samo jak życie z alkoholikiem. Pani jest bardzo silna, pani jest mądra, pani da radę. Jest pani ciężko przez tę wrażliwość jaką ma w sobie, mąż to wykorzystuje. Jednak proszę pomyśleć o osobach którym na pani zależy i mówią to samo co ja...trzeba odejść, to tylko mury!

Wróciła do domu i zaczęła rozmyślać...co zrobić? I znów pogaduchy z Bogiem. Była szczera, bała się nowego, obcego życia, szkoda jej było dorobku, ale skoro nie było innego wyjścia... Powiedziała do Boga...może jestem materialistka, bo uczepiłam się tych murów. Ale Ty wiesz, że mnie się on należy bardziej niż jemu, skoro nie ma innego wyjścia, ja ustąpię. Zasnęła, gdy się obudziła zaczęła pakować swoje rzeczy. Zadzwoniła do syna, ucieszył się, że coś w końcu robi dla siebie, obiecał ją zawieść gdzie tylko zechce. Rano wstała aby dokończyć pakowanie, dobiegała dziesiąta,  pokój męża nadal zamknięty. Nie miała ochoty go oglądać, poprzedniego wieczoru powiedział jej, że była najgorszą partią jaką mógł sobie wybrać i że zmarnował sobie przy niej życie. Zwymyślał od najgorszych, najbrzydszych, niczego niewartych bab i chwiejnym krokiem udał się do pokoju. Choć nie reagowała na takie teksty, już nie reagowała, to jednak ten bełkot jeszcze bolał. Zastanowiło ją jednak, że...rano zazwyczaj od szóstej już się tłukł po domu, a dziś była cisza. Delikatnie uchyliła drzwi...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ruda woda w 09 Marzec, 2019, 20:34
mam przyjaciela. tak PRZYJACIELA homoseksualistę.
nigdy go nie oceniałam
a on nigdy nie oceniał mnie
był przy mnie jak moje życie rozpadało się po wyjściu z org
był przy mnie kiedy go potrzebowałam. jest zawsze kiedy go potrzebuje
nigdy w orgu nie miałam takiej przyjaźni
nigdy nie oceniałam ludzi i nie osądzałam. nigdy nie będę miała odwagi tego zrobić
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 09 Marzec, 2019, 20:55
   Wachlarz złych ludzi jest bardzo szeroki, są złe matki, żony, córki tak samo jak mężowie, ojcowie itd..



Faktycznie ; ludzie są różni ' kwadratowi i podłużni' a najgorzej jak się nie dobiorą do pary  :-\
W ten czas zaczynają walczyć nie z problemami w ich życiu - a ze sobą  :( .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 12 Marzec, 2019, 06:43
Może by tak coś o żonie przeginającej z alkoholem.
W związku z tym, że WHO, zaleca by nie stosować zwrotu, alkoholik, alkoholiczka, ze względu na duży ładunek negatywnych emocji, związany z piciem, nie stosuję go, natomiast, permanentne, podkreślanie, w dużym stopniu do tego przyczyniają się media, że faceci to takie "kanalie", jest co najmniej nie na miejscu.

Pośród tak zwanej płci słabszej, są takie kwiatki, że szkoda czasu i słów, ale to faceci są ci wstrętni, źli.

Wygląda to dokładnie tak samo, jak to że sekta Świadków na tacę nie zbiera, tylko wyciąga pieniądze jak tylko się da i gdzie tylko się da.

Proszę wymodelować coś, o osobach które tak bardzo dążą do równouprawnienia, tylko że tych krzykaczy nie widzę pod ziemią w przodku, za ciężko? Jak równo to równo.

Faceci w niejednym przypadku mają więcej uczuć, jak osoby chętnie piszące o tym, ileż to kobieta potrafi mieć łez.

To moje zdanie, i nie intresuje mnie czy ktoś się z tym zgadza, temat ZBYT DELIKATNY, by tak ad hok sobie z nim lecieć i wywoływać kontrowersje, chyba że o to chodzi, wszak język użyty tak błyskotliwy.
Tyle i aż tyle :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Marzec, 2019, 07:22
    Widzę Mroki, nie ma problemu jak się tylko zgłosi ktoś  kogo bije żona, kochanka czy nawet matka. Bije, pije, znęca się w jakikolwiek sposób.
Dla mnie to żaden problem.

Już wcześniej wspominałam, że było i o złych kobietach, trzeba się tylko cofnąć.


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 12 Marzec, 2019, 07:58
Może by tak coś o żonie przeginającej z alkoholem.
W związku z tym, że WHO, zaleca by nie stosować zwrotu, alkoholik, alkoholiczka, ze względu na duży ładunek negatywnych emocji, związany z piciem, nie stosuję go, natomiast, permanentne, podkreślanie, w dużym stopniu do tego przyczyniają się media, że faceci to takie "kanalie", jest co najmniej nie na miejscu.

Pośród tak zwanej płci słabszej, są takie kwiatki, że szkoda czasu i słów, ale to faceci są ci wstrętni, źli.

Wygląda to dokładnie tak samo, jak to że sekta Świadków na tacę nie zbiera, tylko wyciąga pieniądze jak tylko się da i gdzie tylko się da.

Proszę wymodelować coś, o osobach które tak bardzo dążą do równouprawnienia, tylko że tych krzykaczy nie widzę pod ziemią w przodku, za ciężko? Jak równo to równo.

Faceci w niejednym przypadku mają więcej uczuć, jak osoby chętnie piszące o tym, ileż to kobieta potrafi mieć łez.
Wątek: "Z życia wzięte...", funkcjonuje na tym forum już dawno. Autorka opisuje PRAWDZIWE historie ludzi, którzy obdarzyli ją zaufaniem i wyrazili zgodę na opowiedzenie ich innym.
Proponuję przeczytać wątek od początku, zamiast wydawać opinię po przejrzeniu ostatnich postów. Można też zwrócić się do autorki z własną opowieścią o kwiatkach słabszej płci, zamiast tworzyć kolejne teorie spiskowe.
Co do alkoholizmu...Dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn, aczkolwiek statystyki wskazują, na dominację mężczyzn (np. tutaj
 https://www.tvp.info/18874383/80-proc-polakow-pije-alkohol-abstynencja-dotyczy-jedynie-10-proc-mezczyzn) Alkohol jest trucizną, wpływającą na wszystkie organy naszego ciała, szczególnie uszkadza komórki nerwowe. W zależności, od przyjętej dawki, może spowodować rozluźnienie psychiczne i fizyczne, wesołość, pewność siebie, euforię, utratę zdolności do oceny siebie i innych oraz zaburzenia równowagi lub utratę przytomności. Wpływ na stan psychiczny człowieka, powoduje niestety uzależnienie. A każde uzależnienie wydobywa z człowieka, najgorsze cechy. Jest przy tym stosunkowo łatwo dostępny, niezwykle popularny, a w sytuacjach towarzyskich wręcz niezbędny. Dlatego to uzależnienie jest bardzo częste i łatwe do ukrycia. Rodzina alkoholika/alkoholiczki jest ZAWSZE współuzależniona, a dzieci alkoholików mają zmienioną psychikę przez całe życie.
Mówię o tym także z własnego doświadczenia. Mój ojciec jest alkoholikiem i ten nałóg bardzo go zmienił.Zmienił całą naszą rodzinę. Chociaż u mnie ojciec, nie był jakoś szczególnie agresywny. To moja matka miała problem z zapanowaniem nad emocjami i mimo, że alkoholu nawet nie tknęła, potrafiła psychicznie i fizycznie znęcać się nad nami.
Co mogę dodać... Widzę Mroki - masz ciężką pracę, której nigdy nie chciałabym wykonywać. Kobiet na przodku, nie spotykasz przede wszystkim jednak, ze względu na to, że przepisy tego zabraniają, a nie przez to, że kobietom brakuje na to chęci, czy odwagi. Przypominam, że kiedyś (oraz do dzisiaj w niektórych krajach) w kopalniach pracowały także dzieci, chociaż obecnie utarło się, że to praca, typowo dla mężczyzn.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ruda woda w 12 Marzec, 2019, 18:09
Tazła
czekam i czekam na ciąg dalszy  ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 13 Marzec, 2019, 08:32
Moja żona mnie bije i wyzywa od alkoholików a co ma się własnego wychowanego boksera.Muszę iść na piwo bo nie mogę dopuścić by łomot ,który mi sprawi był bez powodu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Adam_73 w 13 Marzec, 2019, 14:01
Widze mroki - bracie moj umilowany :)
cos mie sie chyba skleilo i musze zapytac/dopytac jesli laska
miales pod soba prezny team tysiaca account managierow i tego tego - oraz jednoczesnie pracujesz Pan na przodku?
how come?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Marzec, 2019, 17:39
        Nikt by nie uwierzył, jakie mnóstwo łez mieści się w kobiecych oczach. cd



        Leżał bez kontaktu ze wzrokiem wbitym w sufit, pościel była w krwawych wymiocinach. Wezwała pogotowie, akcja się zaczęła gdy chciano mu zmierzyć ciśnienie, jakby odżył, zaczął się szarpać, wyzywać ratowników. Z trudem założono mu wenflon, który i tak próbował wyrwać i wciąż próbował coś wyciągnąć spod poduszki. Krzyczał, że on do żadnego szpitala nie pójdzie, jeden z ratowników zapytał czy podpisze oświadczenie, przytaknął. Jednak chyba widzieli przerażenie w oczach kobiety, spojrzeli na siebie porozumiewawczo i jeden z nich powiedział...my nic nie słyszeliśmy. Zapakowali go na nosze, pospinali pasami i zabrali na SOR.
Chciała sprzątnąć jego łóżko, pod poduszką znalazła ogromny nóż, to po niego tak uporczywie sięgał, gdy walczył z ratownikami. Podczas dalszego sprzątania, znalazła jeszcze dwa trochę mniejsze.

Po dobie z oddziału ratunkowego trafił na oddział szpitalny, gdy go zobaczyła była przerażona. Przypięty pasami, wściekły, wrzeszczący jakieś niedorzeczności. Wciąż był zabrudzony krwią i wymiocinami, chciała go umyć, nie dało rady, pomijając wyzwiska, tak pluł na każdego, że podchodzące do niego pielęgniarki, pierw przykrywały mu usta ręcznikiem. Personel medyczny doradził, aby wracała do domu, może do następnego dnia się uspokoi, wtedy będzie można coś zrobić.
Zostawiła jego rzeczy na przebranie i wyszła. Następny dzień był jeszcze gorszy, zastała go mocniej spiętego, był prawie w bezruchu, pacjenci się skarżyli, że nie daje im w nocy spać. Każdego obrzuca epitetami, od lekarza dowiedziała się, że kopnął pielęgniarkę, gdy mu poluzowała pasek bo płakał, że go boli noga.

Po tygodniu lekarka powiedziała, że jest lepiej, rozpięli go, obiecał być grzeczny. Na pytanie Gosi co dalej...lekarka odparła, że będą szykować go do wypisu. Była przerażona. Co ona z nim zrobi w domu? Jej lekarz  zalecał aby się wyprowadziła nim on wróci ze szpitala, już była w pełni spakowana. Następnego dnia, znów zastała go powiązanego, skopał lekarza, chciał udusić pielęgniarkę. Był coraz bardziej agresywny, neurolog, psychiatra, lekarz prowadzący przeprowadzali z Gosią rozmowy i wszyscy  mówili to samo...jak pani się nie bała mieszkać z kimś takim? Ten człowiek jest nieobliczalny, pani wciąż się ocierała o śmierć. Była przerażona, w jakim niebezpieczeństwie żyła, jak bardzo wsiąknęła w tę chorą relację i nie dostrzegała niebezpieczeństwa. Wiele razy się rozkleiła, radzili wziąć się w garść i myśleć o sobie, zniszczył sobie zdrowie sam. Odmawiał  leczenia, wykonano część badań, innych nie byli w stanie mu zrobić.

Minął kolejny tydzień i choć wyzywał kobietę od najgorszych, jeździła  codziennie, zawoziła czyste przebranie, ręczniki, to co było mu potrzebne. Mimo że to chory człowiek, każda taka wizyta mocno odbijała się jej na zdrowiu, czasem miała ochotę wziąć poduszkę i go udusić. Aż w końcu bliskie jej osoby, wymusiły na niej, żeby jeden dzień w tygodniu sobie odpuszczała, tak też zrobiła. Jeden dzień był wolny od szpitala.
Kiedyś myła mu ręce a on ją wyzywał od śmieci, pachołków, szmat, że nie może na nią patrzeć, rzygać mu się chce jak ją widzi... itp itd.  Obiecywał, że gdy wróci do domu zrobi jej taką niespodziankę, iż będzie się bała do końca życia zamknąć oczy. Nawet nie zauważyła ordynatora, nie wiedziała jak długo się temu przysłuchiwał. Wziął ją pod rękę i wyszli z sali, rozpłakała się, chwycił ją za ramiona, zaczął lekko potrząsać i mówić...niech pani nie przyjeżdża codziennie, ten człowiek nie zasługuje na taką opiekę, a już na pewno na panią. Jest pani za dobra, a on to wykorzystuje, wcale nie jest taki niepoczytalny jakiego udaje. Nie docenia pani, niech leży i będzie zdany na obcych ludzi.  Proszę się rozglądać za domem opieki, nie stanie na nogi, część mózgu nie funkcjonuje bo alkohol zniszczył, fizycznie ani medycznie pani nie da rady się nim opiekować. Podobne słowa ( że nie zasługuje)  usłyszała od współpacjentów i księdza jaki tam zaglądał. Wszystkim mówiła to samo, że robi to nie dla niego, ale dla siebie, żeby sobie kiedyś nie wyrzucać, że zawiodła, albo że za mało  zrobiła.

Gdy przyplątało się zapalenie płuc, to była już równia pochyła, było tylko gorzej. Wchodziła i szybko wychodziła, aby jak najmniej słyszeć co szanowny małżonek ma do powiedzenia. Kiedyś jej powiedział...nie przejmuj się, ja nikogo nie lubię, nawet siebie. Jednak najbardziej ją bolało gdy nie chciał synowi podać ręki, a na odchodne rzucił...spier...  ....ju. Jej matczyne serce chciało pęknąć, czuła się winna że na ojca swoich dzieci wybrała kogoś takiego. Po jednej z wizyt nie wytrzymała, całą drogę płakała, pytała Boga...za co znów? Za co mnie tak torturujesz? Kiedyś świadkowie, moja rodzina, dziś ta chora sytuacja. Daj mi sił, tak fizycznych jak i psychicznych, bo już nie daję rady, albo go zabierz. Zatrzymała się na poboczu i wyła, już nie płakała, tylko wyła. Tylko bliskie i życzliwe osoby oraz On sprawiały, że jakoś się trzymała. Wiedziała jak jest dla Niego ważna, dlatego też nie o wszystkim mu mówiła, zwyczajnie aby mu oszczędzić nerwów. Tak samo nie wszystko mówiła synowi, wolała im oszczędzić szczegółów.  Następnego dnia zajechała do szpitala i usłyszała, od mężczyzn z sali...wołał panią całą noc, lekko się uśmiechnęła, zawsze to coś. Panowie mówili dalej ... wołał Asia i Asia...tylko, że ona Asią nie była, ale cóż im  miała powiedzieć?

Równe cztery tygodnie po przyjęciu na oddział, podczas rehabilitacji stanął przy chodziku, wraca forma powiedziała lekarka. Faktycznie wróciła, tak kopnął Gosię, że poleciała na kaloryfer i złapała dwa żebra. Następnego dnia zastała przy łóżku lekarza, poprosił aby nie wchodziła. Wyszedł na korytarz i powiedział, że ma problemy z oddychaniem, będziemy robić EKG. Podeszła do łóżka, miał zamknięte oczy, chwyciła go za stopę, była lodowata, spojrzała na paznokcie, zmieniały odcień na szary, wiedziała co to znaczy. Mocniej chwyciła stopę i spojrzała  czy zareaguje, twarz była nieruchoma. Pomyślała, że ta siła z wczoraj to syndrom gasnącej świecy. Zaczęto EKG, jej kazano iść na kawę  i wrócić po godzinie. Po 40 minutach zadzwonił telefon, zobaczyła obcy numer...

PS. Wszystkie osoby o jakich mowa we wpisie są obecne na forum, a więc bardzo proszę darować sobie.... i uszanować ludzkie przeżycia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 13 Marzec, 2019, 19:33
Witaj-Tazła
Dziękuję, że zdobyłaś się opisać ludzki dramat, myślę z trudnością było stukać na klawiaturze - jestem osobą postronną w tej wstrząsającej  historii, dlatego pozwoliłem sobie napisać ten post.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 13 Marzec, 2019, 19:52
Widze mroki - bracie moj umilowany :)
cos mie sie chyba skleilo i musze zapytac/dopytac jesli laska
miales pod soba prezny team tysiaca account managierow i tego tego - oraz jednoczesnie pracujesz Pan na przodku?
how come?

Miałem 14 lat przerwy w górnictwie i wtedy się zadziało.a że przygotowanie merytoryczne jest, więc poszedłem jak pocisk, dla mnie to była zabawa, która dawała niezłą kasę i tych szkoleń moc, tam gdzie inni się wycofywali, ja ze strukturą "robiłem", kasę, takie tam.

Tazła, szacunek.
Pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Marzec, 2019, 20:33
Witaj-Tazła
Dziękuję, że zdobyłaś się opisać ludzki dramat, myślę z trudnością było stukać na klawiaturze - jestem osobą postronną w tej wstrząsającej  historii, dlatego pozwoliłem sobie napisać ten post.

    Masz rację, nigdy nie jest łatwo ubrać w słowa ludzkie życie, zawsze jest obawa, że można przegiąć w którąś stronę.
Dlatego takie coś, pisze się ciężko i długo.

Nie miałam na myśli takiego rodzaju komentarze, a więc spokojnie.  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 14 Marzec, 2019, 01:58
Cytat Villa Ella: "Co mogę dodać... Widzę Mroki - masz ciężką pracę, której nigdy nie chciałabym wykonywać. Kobiet na przodku, nie spotykasz przede wszystkim jednak, ze względu na to, że przepisy tego zabraniają, a nie przez to, że kobietom brakuje na to chęci, czy odwagi. Przypominam, że kiedyś (oraz do dzisiaj w niektórych krajach) w kopalniach pracowały także dzieci, chociaż obecnie utarło się, że to praca, typowo dla mężczyzn.
"

Sympatyczna niewiasto, napiszę wprost, nie wiesz o czym piszesz, co mają przepisy, do ciężarów i ekstremalnych warunków panujących w przodku, to co ja dźwigam i mi podobni, dzieci o których piszesz musiało by być z pięciu by temu podołać, a jeszcze trzeba robotę wykonać, gdzieś na "bokach" tak, ale nie w przodku, tak że nie chodzi tu ani o przepisy, ani o odwagę, tylko głupcy się nie boją, ja też się boję, i może dzięki temu żyję, ponieważ nie jeden z moich znajomych, odważnych, niestety święto ma 1 Listopada, dwa przypadki gdzie chłopacy zostali zmieleni na miazgę, lekarz który przybył na miejsce, potrzebował pomocy, tak przerażający widok, wyobraź sobie ciało rozdarte w strzępy, przez urządzenie do kruszenia skał i węgla, dużo by pisać, z całym szacunkiem, nie pisz o pracy na dole w ekstremie przodka, bo nie wiesz o czym piszesz. ;)
Pozdrawiam       Może ja coś powiem o pracy kobiet w górnictwie.Były to czasy nie tak odległe kiedy to kobiety pracowały w na dole ,fakt siedziały jak to się mówiło na gumie,praca  może nie na ścianie czy w przodku ale co się na fachlowały łopatą to było ich,łopaty nie takie jak w budowlance tylko hercuwy.Wiem że poradziły by sobie w przodku,bo widziałem jak pracowały na płuczce gdy wyciągały  bergę z węgla nie jeden facet by sobie nie poradził.W ostatnim roku mojej pracy  brygadę zasilili młodzi wypasieni ale chyba tylko po to by stać na siłowni przed lustrem.Jak trzeba było zanieś coś ciężkiego do ściany to pytali czy znam kodeks pracy i wiem ile można dźwigać.Tak więc baby są fajne nie tylko nam poradzą ale każdej robocie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 14 Marzec, 2019, 04:35
Sąsiedzie dziewiątka, niech tak zostanie, na 100 uroczych dam, ile by sobie poradziło, jedna?

Z holmaną z ręki, bez stójki, przy półtora metrowych otworach w skale? Nie twierdzę że nie, ale ile czasu by to zajęło, tydzień? To co faceci robią w szychtę? ;)
O obudowie chodnikowej, czternastce, nie wspomnę, już widzę ten zespół dam ;D, jak dźwigają w rękach "kapę", trzy i pół metra do góry, chyba że BKSem tylko ile by to trwało, coś mi się wydaje, żeś tak robił w przodku, jak ja byłem na Marsie, ale niech i tak będzie.

Ja odpuszczam, swoje wiem, bom tego dotknął przez dwadzieścia pięć lat i nie będę udowadniał, że woda jest mokra, bo to oczywiste, przynajmniej dla mnie.
Chociaż. ;)
Pozdrawiam, dobrego dnia
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Marzec, 2019, 08:32

 Nikt by nie uwierzył, jakie mnóstwo łez mieści się w kobiecych oczach. cd

     

          Usłyszała, że serce się zatrzymało, po 15 minutach reanimacji stwierdzono zgon. Liczyła się z tym, miała gdzieś z tyłu głowy plan, co ma zrobić o czym pamiętać, wszystko ogarnęła w jeden dzień. Następnego dnia zostały tylko do rozwieszenia nekrologi.

Choć żyli obok siebie tyle lat, wiedziała co lubił, co mu się podobało. Chciał być skremowany i tak też się stało, podobała mu się trąbka i ''Cisza''na pogrzebach, była trąbka. Lubił gerbery, z nich miał wieńce i wiązanki. W latach swojej świetności zawsze miał przy sobie elegancką chusteczkę z materiału i o to Gosia też zadbała. Choć po przejściu na emeryturę, zerwał wszystkie kontakty z kolegami z MSWiA, poruszyła niebo i ziemię, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o jego pogrzebie. Gdy kilka dni  po pogrzebie, dziękowała księdzu za piękne kazanie, usłyszała że zazwyczaj mówi się je '' ku chwale'' zmarłego, a to kazanie było dla niej, za jej poświęcenie i oddanie, bo takich ludzi jest bardzo  mało. Znów się rozpłakała, wziął ją za rękę i dodał...Pan Bóg wie co robi, tyle nam daje na barki ile damy radę unieść. Ty dziecko uniosłaś bardzo wiele, a teraz możesz być z siebie dumna, że wytrwałaś do końca. Żyj sobie spokojnie i noś wysoko głowę, masz do tego prawo, tak jak masz prawo do szczęścia. Na odchodne dodał... dawno nasza parafia nie widziała takiego pogrzebu. Ludzie nie dość, że nie mieścili się w kościele to i na placu przed kościołem też nie.

Taki chichot losu, bohater ceremonii nie lubił ludzi, a ludzie tak bardzo dopisali. I choć większość mówiła, że przyszła ze względu na Gosię, to już bez znaczenia, ważne że byli.
Były też kondolencje, a później stypa. Wszyscy mówili synowi, aby opiekował się mamą, a jej aby się nie załamywała. Cóż, taki mieli obraz tej rodziny, ułożony, sielankowy, prawie idealny, bo pił, ale przecież każdy pije...
Nikogo nie wyprowadzała z błędu, po wszystkim gdy wrócili do domu syn powiedział...miałem im ochotę powiedzieć, że mama dałaby radę jeszcze  was wszystkich pochować.

A teraz co u naszej Gosi.... zniosła to dobrze,  rozkleiła się gdy zobaczyła płaczącego syna, tak bardzo było jej go żal, że nie ma dobrych wspomnień z ojcem. Oraz gdy ksiądz mówił kazanie o jakimś filozofie, który nigdy żonie nie powiedział dobrego słowa, choć ona się starała i nigdy nie skarżyła, a Bóg to widział...
W tych trudnych chwilach mogła tak naprawdę liczyć na ludzi ( tak Gosia jak i ww osoby są obecni na forum) takich jak ona po org. Nie na swoich krewnych, ale na odstępców, niby obcych ludzi,  a bardziej uczuciowych i jej  bliskich niż własna rodzina.

To oni byli na każde jej zawołanie, oferowali swoją pomoc, także tę finansową. Mogła  jechać  lub dzwonić o każdej porze dnia i nocy. I to było bardzo ważne, bo choć jest silna,  to świadomość, że ma w kimś oparcie dodaje jeszcze więcej sił.
Jednak nie ukrywa, że gdy zeszło powietrze, atmosfera się uspokoiła, psychika dała o sobie znać. Myślała, że mieszkanie w domu będzie teraz  spokojne, a tu nic nie jest takie jakby się wydawało. Choć nadal chodzi uśmiechnięta, zadbana to nie lubi wracać do domu. Wchodzi i ma wrażenie, że znów się zacznie awantura, znów będzie musiała schodzić z drogi. To siedzi w niej tak głęboko, że porządkuje swoje sprawy i zamierza się stamtąd wyprowadzić. W domu zamieszka syn, a Gosia jeśli chce stanąć na nogi ( jak powiedział lekarz) musi zacząć żyć w innym miejscu. Może ten uraz kiedyś minie, ta pogarda do tego miejsca, ale póki co  wszystko za świeże. Tak jak kiedyś kochała to miejsce, tak teraz nienawidzi.  Takie dochodzenie do siebie, to są lata, a nie miesiące, bo latami ją niszczono. Lata i to w sprzyjających warunkach.

I choć mówi o sobie, że zrobiła się trudna, łapie czasem doła, to stara się patrzeć  w przyszłość optymistycznie, uśmiechać  i wierzyć, że będzie tylko lepiej. Że będzie  słyszeć  tylko dobre słowa,   jaka jest dla kogoś ważna, wartościowa, bo życie jest piękne.
I po latach uziemienia, zacznie w końcu cieszyć się życiem i  zwiedzać , zwiedzać czyli  robić to o czym od dziecka marzyła. Robi już małe postępy, ale do komfortu psychicznego jest jeszcze daleko.
Mocno trzymam kciuki za to aby jej się powiodło i aby spełniły się jej wszystkie marzenia. O czym może nas kiedyś zechce poinformować.  :)

I na zakończenie coś weselszego...
Gdy rozliczała się z zakładem pogrzebowym, właściciel ( znał sytuację) powiedział, że ją podziwia. Bo ma do czynienia z  różnymi ludźmi i różnie się zachowują.  Inna żona, nawet by nie poszła na pogrzeb, a ona na prochach przeciwbólowych, z gorączką, a wszystkiego dopilnowała i była do końca. Dodał aby się nie zamartwiała, tylko zaczęła żyć bo jest fajna, młoda jeszcze kobitka. A na koniec dorzucił...a wie pani, dwóch moich pracowników tu mi się o panią wypytywało, bo fajna ,  jednego nawet złapałem jak zaglądał w papiery za numerem telefonu.  Pogoniłem dziadów, mówię im...dajcie choć prochom ostygnąć.  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 14 Marzec, 2019, 09:33
fajna ta babka Gosia
taka fajna od siebie nie przez org ani przez wychowanie.
mnie tylko żal ile to fajnych dziewczyn tak sie marnuje w nieudanych związkach

a co z drugim dzieckiem? bo napisałaś że mieli 2 a wspominałaś tylko o synu.
ona doczekała się dobrego zakończenia, ale są kobitki które muszą się mordować
przez całe życie 😓 smutne to współuzależnienie. eh
nie wiem czy to my matki powinniśmy tak wychowywać młode osoby żeby nie myślały że
na nic dobrego nie zasługują?!  myślę tu o dziewczynach w orgu. żyją sobie takie że nic im się nie należy od życia tylko głoszenie i podporządkowanie. jak się jakiś narcyz nimi zainteresuje to wychodzą za mąż myśląc że jakoś to będzie bo są w prawdzie. jak się nie układa to trwają dla Boga itd. błędne koło
i to "w prawdzie" działa jak antidotum na wszystkie bolączki w ich mniemaniu
a czasem taki kandydat jest większym skurczybykiem niż światus
eh

 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Adam_73 w 14 Marzec, 2019, 10:19
ciekawe czy ta Asia przyszla na pogrzeb? ...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Marzec, 2019, 11:21
    Niestety, żyją ludzie w takich związkach i zapominają, że może / powinno być inaczej. To bardzo podobnie jak z org.
Wsiąka się w to jak ta żaba w podgrzewaną wodę, ani się zorientuje jak ją ugotują.

Drugie dziecko nie żyje.

Nie, nie była na pogrzebie. Był dla niej "ważny" gdy był na chodzie, miał kasę i mogli się bawić.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 16 Marzec, 2019, 09:22
Przepraszam,że dalej o górnictwie i przypomina to jak dwóch niespełnionych amantów chwali się kto jest lepszym kochankiem ,przy tym mierzą sobie kto ma dłuższego.Ja tylko chciałem powiedzieć,że nie ma co się licytować kto był by lepszy wykonując jakąś pracę,kobieta czy mężczyzna.Pisząc o pracy w kopalni opisałem tylko to co doświadczyłem od roku 1986do 2012  i to że kobiety pracowały na dole jest pewne i to że nie każdy facet podołałby pracy na dole.Pierwsze wiem z opowiadań kolegów drugie z własnego doświadczenia.Miałem nic już w tym temacie nie pisać ale moja upierdliwość dała o sobie znać. Swój związek z górnictwem zacząłem dość dawno bo w 86 roku ubiegłego wieku,był to czas gdy większość prac wykonywało się ręcznie .Po odbyciu szkolenia na specjalnym oddziale zostałem skierowany na przygotówki.Co taki jak ja mógł tam robić,obsługa przenośnika i transport. Był to czas gdy obudowa ŁP była TH były to siódemki w porywach ósemki ,wykładka betonowa,czasami lądowałem w przodku na strzał ,to spowodowało że wypisałem się z przygotówek,zostałem metaniarzem, potem chwilę pracowałem w gospodarce,by po 2000 roku wylądować  na wydobyciu w konserwacji i tak do emerytury.Tak że ,mam taką nadzieję mam pojęcie o pracy w górnictwie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Marzec, 2019, 16:04

     A moim skromnym zdaniem z tą pracą jest jak z byciem w org...
Nikt nikogo na siłę nie zaciągnął i łańcuchem nie przywiązał. Skoro ktoś tam dobrowolnie pracuje, tzn albo to lubi, albo mu się to opłaca, albo jedno i drugie.

Kiedyś dwóch moich znajomych dogadywało się, bo jeden miał biurową pracę, a drugi pracował w piekarni. Piekarz mówi...tobie to za siedzenie płacą, na co ten drugi mówi...nie chciało się nosić teczki to się nosi woreczki.

Każda praca ma swoje plusy i minusy, a więc nie ma co się licytować. Jak mawiała moja babcia...nigdzie płotów kiełbasą nie grodzą.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 16 Marzec, 2019, 16:46
Górnik metaniarz, piszę o robocie w przodku, parsknąłem śmiechem.  Tyle że chociaż uczciwie żeś napisał, z drugiej strony wiesz, że wystarczy jedno pytanie z mej strony i płyniesz.  ;)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 16 Marzec, 2019, 21:24
Jakby ktoś nie zauważył. To jest wątek Tejzłej, a nie grupa dyskusyjna o górnictwie. Proszę nie zaśmiecać wątku.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 16 Marzec, 2019, 21:36
     A moim skromnym zdaniem z tą pracą jest jak z byciem w org...
Nikt nikogo na siłę nie zaciągnął i łańcuchem nie przywiązał. Skoro ktoś tam dobrowolnie pracuje, tzn albo to lubi, albo mu się to opłaca, albo jedno i drugie.
Niejednokrotnie klnę na swoją profesję. Ale taką wybrałem i taką mam i potrafię wykonywać ją sumiennie. Są plusy i minusy, jak w każdym zawodzie.
Jednak gloryfikowanie swojej trudnej pracy, jest przynajmniej niesmaczne. Nikt w naszym kraju nie jest niewolnikiem, żeby być zmuszanym do wykonywania tego, czy innego zawodu.
Nie podoba komuś być mechanikiem, niech zatrudni się jako piekarz. A piekarz, jak znudzi mu się pieczenie chleba, to niech zatrudni się jako tramwajarz, itd, itd.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 17 Marzec, 2019, 06:12
Masz rację Tazła choć z zatrudnieniem  w moim wypadku było  nie chcem ale muszem,to po jakimś czasie może nie pokochałem pracy w górnictwie tylko się przyzwyczaiłem i miałem ten komfort że mogłem wybrać pracę na nocną zmianę.To z pozycji ŚJ było optymalnym rozwiązaniem.Mogłem wykazać się w zborze i na zarobku zyskiwałem.Pisałem ,że to praca nie dla każdego ktoś mniej odporny psychicznie nie wytrzymywał i zwalniał się po miesiącu.Trzeba też przyznać że żarty z górników jakoby po 15 latach pracy nawet nażyranta się nie nadawał nie są dalekie od prawdy.jak się przyjmowałem do pracy to wielu jeszcze pracowało takich co miało kłopot złożyć podpis na liście płac i teraz niech taki został świadkiem a jak miał zamiłowanie do Pstrowszczyzny to szybko zostawał starszym, znam też takich.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Marzec, 2019, 21:37
                                                              Pan myślał, że jest doskonały
                                                          Wciskał ludziom swoje morały
                                                          Wydawało mu się, że każdy go słucha
                                                          Tak na prawdę jego słowa przelatywały koło ucha
                                                          Nikt nie brał go na poważnie
                                                          Bo to co mówił nie było aż tak ważne.


   Drodzy Panowie, skończcie te kogucie zapasy. Załóżcie  wątek o tym jak to ...karlus na przodku fedrował i piszcie sobie do woli.

A szanowną Administrację proszę o sprzątnięcie głębinowych treści, za co z góry dziękuję.  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 18 Marzec, 2019, 22:08
Posty zaśmiecające wątek i będące pyskówką pomiędzy ludźmi różnych profesji, usunąłem. Ponownie proszę o niezaśmiecanie tego wątku. Z góry dziękuję za zastosowanie się do mojej prośby.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 18 Marzec, 2019, 22:09
Posty zaśmiecające wątek i będące pyskówka pomiędzy ludźmi różnych profesji, usunąłem. Ponownie proszę o niezaśmiecanie tego wątku. Z góry dziękuję za zastosowanie się do mojej prośby.
I dobrze czyść głupoty!!!!!????
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 23 Kwiecień, 2019, 13:07

    I by­wa, że obłuda przy­ras­ta do twarzy.



         Łukasz,  wychowany w organizacji, od dziecka izolowany od świata swoich znajomych miał tylko z zborze. I choć nie był zbyt gorliwy, to jednak udzielał się ponieważ to była jego jedyna rozrywka i kontakt z młodymi ludźmi. Jego rodzeństwo było mniej ''gorliwe'', ojciec lubiący wypić i wiecznie narzekająca matka, w czasie zebrań zmieniali się w idealną rodzinę.

Taką ( jak dziś mówi) żywcem wyciętą ze szablonu strażnicy. Czym miał więcej lat, tym więcej widział dwulicowości w zborze i pozorów. Jego starszy brat , gdy podejmował z nim dyskusje na ten temat kwitował to krótko....mam to w d..ważne by mi starzy nie truli. Zaś siostra o wdzięcznym imieniu Esterka była obdarzoną przez naturę młodą panną z  wianuszkiem adoratorów i to jej bardzo pasowało. Co chwilę z innym szła w służbę i wracała zakochana.

I choć uważał się za letniego świadka, to jednak wierzył w Jehowę i jego nauki.
Pierwszy raz się mocniej zastanowił gdy po zdanym kursie na prawo jazdy, wychowawca w szkole gratulował mu dobrze zdanego egzaminu. Wtedy jeszcze z dziecięcą naiwnością powiedział, że to dzięki Jehowie, to samo usłyszał w domu i zborze.
Wtedy nauczyciel wziął go na bok i pokazując na całą klasę zapytał..a twoi koledzy też wierzą w Jehowę? Zaprzeczył. Na co wykładowca..a więc dzięki komu oni zdali?
Nie wiedział co powiedzieć. Mężczyzna się uśmiechnął i dodał...zdałeś bo się nauczyłeś, gdybyś nic nie umiał, nawet pięciu Jehowów by ci nie pomogło.
Ta rozmowa bardzo długo go prześladowała i była ( dziś to wie) początkiem jego końca.

Skończył szkołę, dostał dobrą pracę, a cała reszta była po staremu. I pewnie długo by tak jeszcze obracał się w zborowym towarzystwie gdyby nie wesele kolegi z pracy. Został zaproszony, a że był ( i nadal jest) bardzo fajnym facetem, pan młody postanowił go zeswatać ze swoją siostrą. Wesele było udane, dziewczyna bardzo fajna, wybawili się do samego rana, w niedzielę poprawili i choć trochę żałował, że Magda nie jest świadkiem to w zabawie mu to nie przeszkadzało.

Był niedzielny, ciepły wieczór gdy wracał do domu z poprawin. Szedł, gwizdał sobie jakąś weselną muzykę i kopał jabłko, gdy jak spod ziemi wyrósł przed nim mieszkający w sąsiednim bloku starszy. Był z psem na spacerze i bardzo mu się nie podobało, wesołe zachowanie chłopaka. Łukasz był w tak dobrym humorze, że nawet umoralnianie mu go nie zepsuło.

Znał dobrze mężczyznę, często bywał w ich domu i z ojcem sobie popijali, a więc traktował go prawie jak domownika, starszego brata. Był niewiele od niego starszy, ale z racji funkcji ''kolegował'' się tylko z ludźmi starszymi od siebie. I pewnie by zapomniał o całym spotkaniu, gdyby nie niedzielne zebranie. Gdzie starszy grzmiał z mównicy o demoralizacji i łyżce dziegciu. Niby nie rzucał nazwiskami, ale co rusz pokazywał na chłopaka i mówił takie rzeczy, że każdy mógł się domyślić o kogo chodzi. Matka płakała, ojciec siedział ze spuszczoną głową, a On miał wrażenie, że to wszystko dzieje się obok niego, że to jakaś kiepska komedia.
Do dziś nie wie, skąd wziął  w sobie tyle odwagi? Wstał, podszedł do mównicy...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 23 Kwiecień, 2019, 16:17
wincyj
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Adam_73 w 23 Kwiecień, 2019, 17:23
dajesz dalej, nie napinaj sluchaczy :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Kwiecień, 2019, 18:29

       I by­wa, że obłuda przy­ras­ta do twarzy cd..



              Wstał, podszedł do mównicy, wyjął mu Biblię z ręki, zdjął okulary i walną w pysk. Na sali powstało zamieszanie,  wyszedł i wrócił do domu. Po godzinie wróciła rodzina, ojciec zaraz się napił, a matka lamentowała, że co z nimi będzie, teraz na pewno go wykluczą, Jehowa nie będzie im błogosławił. Tylko brat wszedł do pokoju i pokazał, że było super.

 Całą noc nie spał, chciał to wszystko rzucić w diabły, tylko nachodziło go pytanie...a co jeśli to prawdziwa religia i Jehowa go pokarze? Po kilku cichych dniach w domu, spakował się i oznajmił wszystkim, że się wyprowadza, to nie miało sensu. Nie chciał się z  nimi, a może bardziej ze sobą szarpać i mówić wprost co czuje. Wiedział, że jego słowa najbardziej by dotknęły jego rodzinę. Pewnie by to potraktowali jako swoją życiową klęskę, zaś on tą decyzję odbierał jako swój sukces, że go było stać, że się zdobył i chce się  uwolnić. Może nie był dumny z tego co zrobił, zawsze brzydził się przemocą, ale stało się.

Gdy wychodził z domu z małym plecakiem i czarnym foliowym workiem, matka zapytała...idziesz sobie, a co z wizytą? Przecież jutro mają przyjść bracia na rozmowę w twojej sprawie. Odpowiedział, że jemu rozmowa nie jest potrzebna, a więc sami niech sobie pogadają.

Początkowo pomieszkiwał w szatni swojego zakładu pracy, gdy go przyłapał na tym szef, myślał, że wyleci na zbitą twarz. A tu miłe zaskoczenie, dał mu klucz od jakiegoś pomieszczenia, nie był to może hotel marzeń, ale było łóżko, jakaś szafa, krzesło i łazienka na korytarzu. Po miesiącu ten sam człowiek zapytał go czy byłby gotów wyjechać stąd? Jakaś firma otwierała nową linię produkcyjną, jego kolega szuka dobrych fachowców.
Zgodził się bez wahania, na miejscu czekał na niego pokój w hotelu, pracował ciężko, ale szybko został doceniony i awansował. Poszedł na studia i to on został jednym z zarządzających na  nowej produkcji.

Z Magdą  spotykał się jakiś czas, ale ich podejście do życia było bardzo odmienne. On myślał do przodu, ona aby tylko dziś mieć za co kupić chleb, resztę można przepuścić, co będzie jutro to jutro się będziemy martwić. Łukasz lubił wiedzieć na czym stoi i takie lekkie podejście do życia go męczyło. Swoją żonę poznał w pracy, była samotną matką wychowującą syna. Po kilku latach urodziła im się córka.  To tak w skrócie o życiu Bohatera.

Mija kilkanaście lat i historia zatacza koło.
Łukasz dostaje propozycję objęcia kierowniczego stanowiska w nowej firmie, jakieś 30 km od jego rodzinnego miasta. Po krótkiej naradzie z rodziną, jadą. Lepsza praca, lepsze warunki, lepsze perspektywy dla dzieci, nie było się nad czym zastanawiać.

W nowej pracy nadszedł dzień rozmów z kandydatami do pracy.
Siedzieli w trójkę, przeglądali CV i samych chętnych, nagle usłyszał jak kolega wypowiada bardzo znane mu imię i nazwisko Artur.....spojrzał w kierunku drzwi. Wchodziła znajoma mu postać, choć już lekko posiwiał to był ten sam starszy, który  zarobił między oczy.
Łukasz mało myśląc zsunął się lekko z krzesła i przesunął siedzisko dla kandydata, aby usiadł na wprost niego. Kolega spojrzał na niego zdziwiony, na co mężczyzna się tylko lekko uśmiechnął i przyłożył palce do ust, aby o nic nie pytał.

Gdy usiadł i zobaczył kogo ma po drugiej stronie, mocno się zdziwił. Łukasz nic nie mówił, tylko mu się przyglądał, tak śmiało, wręcz na beszczela. To  koledzy zadawali pytania.
Widać było że ten wzrok onieśmiela Artura i sam nie wie gdzie ma patrzeć  i w ogóle wyglądał jakby mu się odechciało tej pracy. Na koniec Łukasz szeroko się uśmiechnął i powiedział...odezwiemy się, tamten zaś  warknął pod nosem yhy i wyszedł...


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Adam_73 w 25 Kwiecień, 2019, 19:00
oj Ty masz te opowiesci.. z dreszczykiem :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Kwiecień, 2019, 19:01

  To nie ja, to ludzie. Jestem tylko wykonawcą, gdy ktoś chce się podzielić, a czasem wręcz z siebie wyrzucić.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Adam_73 w 25 Kwiecień, 2019, 19:04
ludzie ludziami,.. ale chyba troche podkoloryzujesz coby lepiej szlo?  8-)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Kwiecień, 2019, 19:12
  Wiesz, można napisać...odszedł z sekty, rodzina  i przyjaciele z nim nie rozmawiali.

A można napisać...gdy poznał prawdziwą twarz swojej tak naprawdę fałszywej religii, powiedział dość. Wtedy rodzina zerwała z nim wszelkie kontakty, przyjaciele nie poznawali na ulicy dla nich zwyczajnie nie istniał.

Niby to samo, ale.... w szkole pani mówiła...mów całym zdaniem, rozbuduj zdanie, zdanie to nie tylko podmiot i orzeczenie .:D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 26 Kwiecień, 2019, 12:17
Rewelacja i przykład że trzeba myśleć że pewne wypowiedzi zwłaszcza te potępiające zostaną zapamiętane i kiedyś przyjdzie się z nimi zmierzyć.Może z perspektywy czasu i po odejściu widzimy to zło.Będąc w organizacji na każdą taką okazję miałem stosowny werset,tu by pasował z psalmu siedemdziesiąt któregoś o nie zazdroszczeniu niegodziwym,czyli z punktu widzenia organizacji -poradził sobie no i co z tego,zdechnie w armagedonie z pełnym brzuchem i opływając w dobra,które nie dadzą mu uznania Jehowy ,które tak naprawdę ubogaca i daje rzeczywiste życie .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Kwiecień, 2019, 10:28
    Masz rację, świadkowie mają werset na każdą okazję, a nawet jak nie mają to znajdą taki, który da się odpowiednio naciągnąć.

Pasuje tu doskonale maksyma...że człowiekiem się jest,a śj, odstępcą, ateistą...itd się bywa.
I jakim tym człowiekiem jesteśmy zależy od nas i tylko od nas. Jeśli będziemy ....to żadna religia, pogląd tego nie zmieni, zawsze będziemy. Nawet Biblia nas nie wybieli.

Gdy widzę tę ludzką zapalczywość, skakanie sobie do oczu, obrzucanie się błotem ludzi którzy byli dla siebie kiedyś mili/przyjacielscy (może tylko udawali?), czegoś nie ogarniam.
Czy to był ten rodzaj świadków, który w czasie głoszenia byli gotowi odgryźć komuś klamkę przy drzwiach, byle ich było na wierzchu? :o ;D

Jak śpiewa pewien Pan...

Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść,niepokonanym, wśród tandety lśniąc jak diament
Być zagadką, której nikt ,nie zdąży zgadnąć nim minie czas
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: abece w 29 Kwiecień, 2019, 10:36
Może też potrzeba czasu, by z tego chcącego odgryzc klamkę stał się człowiek, czy coś się zmieni od każdego z osobna to zależy.

Sprawa poważna, a mnie to odgryzc klamkę rozsmieszylo w tym sensie, że takie porównanie, a jednak b.  celne.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Maj, 2019, 16:53

         I by­wa, że obłuda przy­ras­ta do twarzy cd..


      Artur, nie był zbyt dobrym kandydatem na oferowane stanowiska, koledzy Łukasza odrzucili jego CV zaraz na początku. Jednak on miał inne zdanie na temat jego zatrudnienia. Może nie jest  zbyt dobry, ale przyjmujemy go...powiedział stanowczo. Na pytania...dlaczego akurat jego, są lepsi i ich odrzucamy, a temu jeszcze daje taką wygórowaną pensję? Uśmiechnął się szelmowsko i nie wdając się zbytnio w dyskusję powiedział...osobiste porachunki.

Jeszcze bardziej niż kompani Łukasza, zaskoczony był sam kandydat. Nasz bohater się tylko zastanawiał, czy stawka jaką mu zaoferował jest dość dobra, aby go skusić do pracy z odstępcą? Artur był pewien, że dawny znajomy go odrzuci w akcie zemsty.Gdy wszyscy kandydaci spotkani się pierwszego dnia w sali odpraw, Artur zaszył się na samym końcu, gdzie go było mało widać. Łukasz robiąc wprowadzenie, początkowo krążył po sali, jednak później stanął sobie na końcu prawie zaraz za swoim  znajomym. Mówił spokojnie i na temat, choć nie było żadnych wycieczek personalnych, mężczyzna wiercił się na krześle jakby go posadzono na mrowisku. Trochę go to bawiło, ale nie miał zamiaru ułatwiać mu życia.

Cały czas był pod jego kierownictwem, to Łukasz decydował co i gdzie będzie robił, mimo że kiedyś byli po imieniu, teraz zwracał się do niego na pan.
Artur raz zwrócił się po imieniu, ale ten nie zareagował, dalej był konsekwentny.
Ani razu nie dał mu odczuć, że ma żal, że chce się zemścić, albo uprzykrzać życie, wręcz przeciwnie był bardzo miły, a zarazem obojętny na wszelkie zagadywania.
Gdy nawet Artur próbował nawiązać coś do dawnych czasów, Łukasz był głuchy, nie podejmował tematu.


Pewnego dnia, Artur wszedł do jego pokoju i powiedział zdecydowanie...daj mi w mordę i będziemy kwita, bo już mi się chce rzygać od tej twojej dobroci. Na co usłyszał...nie, nie dam ci w mordę, bo wtedy byłoby dwa do zera. I znów się słodko uśmiechnął.
Następnego dnia mężczyzna dał propozycję, o przeniesienie go na inny dział, na co nie dostał zgody, a więc złożył wypowiedzenie, którego Łukasz się spodziewał.
Wiedział, że wolałby aby go dręczył, uprzykrzał mu życie, a ten mógł mówić jak to cierpi w imię Jehowy i jacy to odstępcy są podli.

Gdy rozmawialiśmy o całej tej historii, zapytał mnie...ale powiedz, dlaczego nie chciał robić, przecież naprawdę nie miał źle? Zaczęłam się śmiać...oj Łukasz, Łukasz, a to ty nie wiesz, że kota na śmierć można zagłaskać?  :D
Prawda jest taka, że  zdecydowanie lepiej im gdy mogą się uważać za męczenników, przecież Jezus im to przepowiedział ( dyżurny tekst). A gdy ktoś nie ma się czego przyczepić, podwija kitę i ucieka.

Nikt się nie dowiedział, że Artur pracował z Łukaszem, nie wiadomo bał się przyznać do pracy u odstępcy, czy szkoda mu było kasy jaką tam miał?
Jedno jest pewne, Łukasz możesz być z siebie dumny, jesteś gość.  Choć nie ukrywam, że trochę upierdliwy.  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Voyager w 08 Maj, 2019, 19:35
Masz dar opowiadania...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 08 Maj, 2019, 21:00

     Dziękuję, szkoda że się tak późno urodziłam, wcześniej może bym weszła w spółkę z Braćmi Grimm.;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 27 Maj, 2019, 13:13

Jest na świecie taka miłość, która jest bezinteresowna i najprawdziwsza ze wszystkich – to miłość matki do dziecka.



            Dzień matki dla Bożeny od pewnego momentu  miał wyjątkowe znaczenie, choć jako śJ go nie uważała, to właśnie 26 maja  sama została matką. Czasem jej brat proponował wspólny wypad do mamy, zawsze miała to samo, znane nam  wytłumaczenia...ja nie potrzebuję daty, aby iść do mamy z kwiatami. Jednak mijał rok i nigdy tego nie zrobiła, miała na głowie wiele ważniejszych spraw, przecież była pionierką.
Nawet zaawansowana ciąża jej w tym nie przeszkodziła. Była dumna z siebie, że jest w stanie pokonać własne słabości, niestraszne jej przemęczenie czy też opuchnięte nogi, wiedziała, że Jehowa jej pomoże. A pochwały płynące od współwyznawców były niczym woda na młyn, jeszcze bardziej się nakręcała.

Mąż też świadek, ale nie aż tak ambitny, wiele razy ją prosił aby dała już spokój, widział jak bardzo jest zmęczona. Prosił  aby brat bliźniak z nią porozmawiał,  jakoś wpłynął, ale to też nic nie dawało. Mąż prosił starszych o pomoc, ale usłyszał że oni jej nie mogą zabronić, sam Jehowa ją prowadzi, on wie co dla niej dobre.  Dopiero gdy zemdlała ( na ścieżce nad torami ) w drodze na studium i znaleźli ją panowie idący walczyć z syndromem dnia poprzedniego, odpuściła trochę.

Na porodówkę pojechała wprost z zebrania, wszyscy ją zapewniali, że będzie dobrze, że będą się za nią modlić, ze Jehowa ich prowadzi. Mąż był akurat w podróży służbowej, zawieźli ją znajomi ze zboru, dziś sama ich tak nazywa. Nie mówi  bracia, ale znajomi.
Szybko i sprawnie urodziła bliźniaki, Bożena została mamą dwóch chłopców.
I jak z mamą  wszystko było ok, tak z chłopcami było źle, a nawet bardzo źle. Niska waga, słabe parametry życiowe, tylko 3 i 4 punkty w skali Apgar.
To od nich ( znajomych) dowiedział się cały zbór, że sprawa jest bardzo poważna, iż chłopcy wymagają transfuzji.

Nim do szpitala dotarł mąż, byli już starsi. Kobieta wspomina, że nie pytali jak się czuje, ale co zamierza zrobić? A raczej czego jej zrobić nie wolno. Była zmęczona, przerażona, chciała zostać sama. Poprosiła ich aby zostawili ją samą z mężem, odpowiedzieli, że nie mogą, są dla jej dobra.
Mąż wrócił od lekarza, niewiele mówił, powtarzał tylko...odpocznij, odpocznij...

Dziś nie może sobie darować jednego, że ulegli naciskom starszych i pozwolili im brać udział w rozmowach z lekarzami.  Wtedy  była pod wrażeniem ''wiedzy medycznej'' i zdolności negocjacyjnej mężczyzn z lekarzem prowadzącym, dziś widzi to inaczej. Dziś mówi, że podziwia pediatrę za spokój i opanowanie, że pozwalał robotnikom fabrycznym się pouczać.
I gdyby wtedy inaczej postąpili z mężem ich życie pewnie potoczyłoby się innym torem...

       
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: DeepPinkTool w 27 Maj, 2019, 14:38
Twoje opowiadanie przywołuje do mojej pamięci pewne autentyczne zdarzenie. Dziecko mojego znajomego miało poważny zabieg chirurgiczny trwający około 6 godzin. Na szczęście znajomy i jego żona nie byli już aktywnymi ŚJ i uchronili się przed obecnością w szpitalu tych "morderców" w garniturkach. W rodzinie żony mojego znajomego jest kilku starszych a jeden z nich to właśnie dziadek tego operowanego dziecka. Pierwszym pytaniem jakie znajomy usłyszał podczas rozmowy telefonicznej z tym "starszym" było: "czy operacja odbyła się bez krwi?" dopiero później czy się powiodła. Znajomy odpowiedział, że na szczęście krew nie była potrzebna ale do dziś jest ciekawy czy dziadziuś pastuch nie wolałby usłyszeć, że transfuzja była by móc się pozbyć niewygodnych ze zboru. Dodam jeszcze, że dziadkowie nie odwiedzili ich ani raz w szpitalu. Dziecko przynajmniej wie, że w tej sekcie nie mam miłości, bo przecież leżąc na oddziale dziecięcym widziało, że do wszystkich dzieci oprócz rodziców przychodzą też babcie, dziadkowie, ciocie i wujkowie. Szkoda tylko, że dziecko na własnej skórze musi doświadczać takiego odrzucenia stykając się z taką antyrodzinną postawą bezdusznych fanatyków.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 27 Maj, 2019, 23:11
Ilu tragedii, związanych z odmową przyjęcia krwi, byłam świadkiem? Nie wiem... Dla mnie najgorsza kwestia w tej sekcie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 28 Maj, 2019, 05:12
dzisiaj inaczej już patrzę na te kwestie ale w okresie mojej gorliwości należałem do tak zwanej grupy odwiedzania chorych.Pamiętam te wszystkie szkolenia,które skupiały się na jednym jak zapobiegać transfuzjom.dziś muszę przyznać że cała ta wiedza miała na celu zrobienie wody z mózgu,byliśmy szkoleni jak przekonywać świadków że nie jest tak źle z gorszymi wynikami ludzie odzyskiwali zdrowie a negocjacje z lekarzami po kilku razach wolałem by wstydzili się ci co mieli mieć kontakt ze szpitalami
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Storczyk w 28 Maj, 2019, 09:32
W moim zborze ponad 20lat temu syn starszego miał przeszczep.Przecież taka operacja wiąże sie z przeniesieniem ukrwionego narządu ,co wiąże się z przyjeciem cudzej krwi.Jeszcze ta kwestia ,ze pojedyncze frakcję wolno przyjąć,ale pelnej krwi to juz nie.To tak jakby calego hamburgera zjesc nie wolno ,ale samego kotleta to juz tak.Jaka w tym logika?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 28 Maj, 2019, 09:46
 :)

Zaiste, jesteś ciekawą osobą, "NIEMILUCHU" :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Maj, 2019, 17:26

     Jest na świecie taka miłość, która jest bezinteresowna i najprawdziwsza ze wszystkich – to miłość matki do dziecka. cd


       Dobiegała północ, do sali wszedł lekarz, jego sylwetka w tle oświetlonego korytarza przypominała ducha.  Zawołał Bożenę po nazwisku, bała się, tak bardzo się bała odezwać, wiedziała co to może znaczyć. Zapytał...chce pani zobaczyć dzieci? Nawet nie pamięta co mu odpowiedziała, najważniejsze że nie przyniósł jej najgorszych wieści.

Po chwili razem stali przy dwóch sąsiadujących ze sobą inkubatorach, podstawił jej krzesło, aby sobie usiadła. Sam zaś delikatnie wyjął z spod aparatury maleństwo  i dał jej na ręce. Był cały opleciony jakimiś kabelkami, rurkami i Bóg sam raczy wiedzieć czym jeszcze. Przytuliła go bardzo delikatnie do siebie, a zarazem tak ''mocno'' jak tylko potrafiła. Poczuła jego ciepłą główkę na swoich piersiach. Spojrzała na napis na urządzeniu, sama nie wiedziała który to z chłopców. To był Matusz, jej kochany, wyczekany syneczek. Była taka szczęśliwa, że mogła go trzymać w ramionach i przytulać, poczuć jego ciepło, usłyszeć najcichszy dźwięk jaki wydaje. Nawet jeśli to był tylko oddech, to dla niej było już coś.
Prawie się nie poruszał, był maleńki, jego skóra była prawie przeźroczysta. Całując go w czoło, bała się że  może go zranić ustami .

Lekarz pokręcił się przy innych dzieciach, cały czas był w sali. Podszedł do niej raz, później drugi, a za trzecim razem przyłożył stetoskop do ciałka dziecka i zaczął odpinać kabelki.
Bożena widziała co robi, ale była tak szczęśliwa że trzyma to swoje maleństwo, iż nawet do niej nie docierało co się dzieje. Po chwili przyszły dwie pielęgniarki, zabrały inkubator. Lekarz przykucnął obok kobiety i zapytał...czy wie pani po co ją tu przyprowadziłem? Pokręciła głową, choć jej się wydawało, że po to aby pobyła z dziećmi. Z dwóch powodów, powiedział lekarz. Jeden to aby się pani mogła pożegnać z synkiem, a drugi aby pani zrozumiała co traci przez chore wierzenia i że dla drugiego dziecka możemy jeszcze coś zrobić, jest nadzieja. Tylko trzeba już działać.

Pierwsze co jej przyszło na myśl to słowa starszych...krew zabija, nie możecie! Już chciała to powiedzieć gdy lekarz ją zapytał...czy pani myśli, że Bóg tam na górze po to dał pani dwoje dzieci, pozwolił pani je urodzić aby teraz dla kaprysu je pani zabrać? Że che patrzeć jak umierają, nim naprawdę zaczęły żyć? Przecież dla niego życie jest największą wartością i powinniśmy o nie walczyć, a nie pozwalać umierać bo jacyś fanatycy wymyślili takie zasady.  Myśli pani że jest z pani teraz dumny?  Że takiego losu chciał dla tych malców? Wyszeptała cicho...ale ja nie mogę. Nie może pani, czy pani nie chce? Jak można być tak bez dusznym, aby pozwalać własnym dzieciom na powolne umieranie i takim głupim, aby słuchać jakiś obcych ludzi, którzy tak naprawdę nie powinni mieć tu nic do powiedzenia?
Czy pani jest przez kogoś ubezwłasnowolniona? Czy nie ma pani własnego rozumu?

Siostra zabrała ciało Mateusza,  Bożena podeszła do drugiego syna, łzy spływały jej po policzkach. Sama nie wiedziała z czego bardziej, z żalu czy z bezradności? Łukasz był trochę większy, silniejszy dlatego lepiej się trzymał.  Lekarz coś robił przy malcu, zapytała...a co z nim? Kiepsko, z minuty na minutę coraz gorzej, odpowiedział.. Westchnęła głęboko i lekko się zachwiała, kazał jej wracać na salę. Gdy zamykała za sobą drzwi, dodał...niech pani za bardzo nie zasypia, niebawem znów się będzie żegnać z synem...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Irena w 29 Maj, 2019, 18:22
K....wa, nie daje rady mentalnie z ta sekta🥺 Kiedys moj syn przeczyta te wszystkie historie i mam nadzieje, ze nic więcej nie będzie potrzebne potrzebne zeby wytłumaczyć dlaczego jestem taka przeciwniczka sj....
Jak sie zmieni klimat i osoby z historii będą chciały/zgodzą sie na publikacje- bede wspierała wydanie tego. Dziekuje TaZla za te historie
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 29 Maj, 2019, 18:37
Tazła nie trzymaj w napięciu!!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Czerwiec, 2019, 10:59
     Jest na świecie taka miłość, która jest bezinteresowna i najprawdziwsza ze wszystkich – to miłość matki do dziecka. cd



     Poczuła jak osuwa się na ziemię. Gdy otworzyła oczy, stało nad nią dwóch lekarzy i jakaś zakonnica. Pytali jak się czuje, czy jej się nie kręci w głowie i aby chwyciła jednego z mężczyzn mocno za rękę. Podobno upadła i mocno  uderzyła głową o podłogę.
Zaczęła sobie przypominać co było wcześniej, gdzie była i co robiła.  Chwyciła lekarza jeszcze mocniej  i zaczęła krzyczeć...niech pan powie temu od dzieci, że się na wszystko zgadzam, niech ratuje moje dziecko...
Nie zasnęła już do rana, zastanawiała się nad tym ...co powie mąż gdy się dowie o jej decyzji? Jaka będzie jego reakcja? Przyszedł bardzo wcześnie, jak tylko była możliwość wejścia na oddział.
Zaraz od drzwi zaczęła mówić o swojej decyzji, a raczej się z niej tłumaczyć. Mąż nic nie powiedział, przytulił ją i powiedział...dobrze zrobiłaś, ja już chciałem to wczoraj zrobić, ale ty się upierałaś.. Gdy po śniadaniu pojawili się starsi, mężczyzna ich nawet nie wpuścił do sali, wyszedł do nich, powiedział...jaką podjęli decyzję. I że to była ich wspólna decyzja, świadoma i przemyślana. Na wszelki wypadek ubiegł ich pytania i dodał...że nie żałują jej i gdyby zaszła taka konieczność, podjęliby taką samą.

Mateusza pochowano gdy Bożena wyszła ze szpitala, sami go ubrali w białe ubranko, trumienkę przysypali białymi frezjami. O dziwo na pogrzeb przyszło wiele osób, ale nie tych do niedawna uważanych za bliskich im braci. Była bliższa i dalsza katolicka rodzina, sąsiedzi, znajomi i koledzy z pracy. Mały człowieczek miał duże towarzystwo w tej ostatniej drodze.

Kobieta cały czas spędzała w szpitalu,  po jakiś dwóch tygodniach nie zastała syna tam gdzie zawsze. Pielęgniarki nie chciały nic mówić, odesłały ją do lekarza. Tam się dowiedziała, że nastąpił jakiś poważny kryzys i musieli go przenieść. Wtedy pomyślała, że to była zła decyzja, że pewnie malec i tak umrze , a oni zostaną wykluczeni...
Stan dziecka był nieciekawy, a kobietą szarpały coraz większe emocje, dopadały ją wyrzuty sumienia.
Gdy mówiła, mężowi że żałuje swojej decyzji, bo nie dość, że mały może umrzeć, to jeszcze wszyscy się od nich odwrócili. To ją bolało, że zawiodła, że w chwili próby okazała się słaba, jej wiara nie była dość silna. Mąż się z nią nie zgadzał uważał, że te kilka tygodni były warte każdej decyzji.

Prawie po trzech miesiącach zabrali syna do domu, sami byli z tą radością, Bożena już nie żałowała swojej decyzji. Malec wypełniał jej cały czas, był dzieckiem chorowitym i wymagającym dużo opieki. Dawni bracia gdy ich widywali udawali, że się nie znają. I to ją bardzo bolało, wtedy mąż mówił...popatrz na Łukaszka, to nasza radość i sens życia.
Jednak gdzieś w głębi siedział w niej żal, tęsknota, brak tych ludzi którzy kiedyś byli jej tak bliscy. I na tej płaszczyźnie dochodziło u nich do spięć. Czasem się zastanawiała...czy jej mąż był prawdziwym śJ?

Pewnego dnia, po kolejnej kłótni, mężczyzna się spakował i wyprowadził. Powiedział do żony...jeśli chcesz wracaj, na mnie nie licz. Ale nie pozwolę dziecka wciągnąć w tę religię, ma być neutralny, jak dorośnie nich sam wybierze. Aby żona mogła chodzić na zebrania, być świadkiem z prawdziwego zdarzenia, zmienił pracę i zajmował się synem.
Trochę to trwało nim ją ponownie przywrócono, poczuła się ...chyba szczęśliwa , jak to dziś mówi.
Jednak chorowite dziecko nie pozwalało jej już tak bardzo się angażować. Kiedyś odwołując kolejne umówione wyjście do służby, usłyszała od bliskiej jej siostry...ty się zastanów nad swoim życiem. Zobacz jak jedna niemądra decyzja odciąga cię od Jehowy. Poczuła się jakby dostała czymś między oczy. Jak to, moje dziecko tak wyczekane,  o które tak walczyli jest  niemądrą decyzją?
Tego nie mogła pojąć, jak tak można? Napisała list o odłączenie z prośbą, aby ją nie nachodzić.

Oboje z byłym mężem są w nowych związkach, wie że choć bardzo żałują iż nie zdobyli się wcześniej na odwagę i nie uratowali pierwszego syna, to jednak nigdy nie usłyszała od męża słowa zarzutu, że to ona była taka oporna. Dziś w dzień matki, najpierw idzie na cmentarz, później bierze swojego synka i jadą do babci. I gdy patrzy na rozbawionego malca w ogrodzie, łzy jej same płyną z oczu, zastanawia się jaki byłby Mateusz, czy podobny do brata, czy inny? Czy też by nie lubił truskawek, a za to uwielbiał maliny, a może odwrotnie? Pytań jest mnóstwo. I jak sama mówi...nigdy sobie nie wybaczę własnej głupoty i choć jestem szczęśliwa patrząc na Łukasza, to jestem przerażona, że o mały włos jego też by mogło nie być...

PS. Tę historię opublikowałam za namową Bohaterki, ku przestrodze.

Aby ci którzy tu zaglądają, a mają karteczki ...żadnej krwi...mocno się zastanowili czy warto? Kogo zabiją, a kogo uszczęśliwią czy takiej ofiary od nas wymaga Bóg? Ranę jaka powstaje w sercu po stracie dziecka,nic  nie jest  w stanie zabliźnić. Z tym trzeba później żyć, że się jest mordercą. Bo tak się czuje Bożena, winna że nic nie zrobiła aby ratować własne dziecko. A więc ma jego krew na własnych rękach i na sumieniu, jak sama mówi.

Sorry, że dziś tak przydługo, ale wyjeżdżam, a z racji na zainteresowanie historią chciałam ją zamknąć w jednym kawałku.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: wspaniale w 04 Czerwiec, 2019, 12:56
... nie było przydługo.
Było tak jak trzeba.
Pozdrowienia dla mamy tego dziecka.
Słusznie zrobiłaś.
nie patrz wstecz.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Lipiec, 2019, 08:59


          Miłość prawdziwa składa się z rzeczy nieskończenie wielkich i zarazem nieskończenie małych.



         Jakiś czas temu, przez znajomego poznałam Magdę, która choć wychowana w org...nigdy świadkiem nie została.
Jako młoda dziewczyna nie zabiegała o to, rodzice nie pociskali, gdy się usamodzielniła i wyprowadziła z domu coraz bardziej oddalała się od religii ojców ( tak org nazywa do dziś), aż w końcu odeszła na dobre. Za to jej siostra wprost przeciwnie, była ambitna, pięła się po szczeblach zborowej kariery. Wyszła za mąż, mężczyzna już był starszym, później zdobywał wyższe funkcje...nie było czasu na dzieci, przecież armagedon już zaglądał do okien.

 Poświęcili się całkowicie organizacji, ona nie pracowała, on większość też nie. Koczowali po wynajętych pokojach i mieszkaniach. Gdy Magda rodziła dzieci, budowała z mężem dom jej starsza siostra pukała się w głowę, że nie gromadzi się majątku na ziemi, drwiła bez litości, że ta zna prawdę i jest taka głupia. Czasem dochodziło między nimi do spięć, jednak Magda odpuszczała, to przecież siostra, za to Tamara nigdy nie potrafiła odpuścić.

Gdy kobieta wraz z mężem ulegli wypadkowi samochodowemu,  poprosiła siostrę aby zajęła się jej dziećmi, odmówiła. Właśnie jechała z mężem na jakieś wizytacje po odległych zborach. Gdy rodzice chorowali też nie mogła się nimi zająć, zbyt była zajęta swoją duchowością. Po ich śmierci Magda sprzedała rodzinny dom, siostra tylko przyjechała zabrać pieniądze, nie angażowała się w żadne sprawy urzędowe.  Gdy pewnego dnia, mąż Magdy nagle zmarł z powodu tętniaka, bardzo to przeżyła, żyła dla dzieci, bała się przyszłości, nie wiedziała czy sobie poradzi. Niespłacony kredy , niepełnosprawne dziecko, drugie jeszcze całkiem małe.

Po cichu liczyła na siostrę, gdy się przed nią rozkleiła usłyszała...masz za swoje, odeszłaś od prawdy,nic nie znaczysz bez błogosławieństwa Jehowy. Odwrócił się od ciebie, zobacz jak wygląda twoje życie, wiecznie coś ci jest. Zaś ona...gwiazda w zborze kwitła, zawsze zrobiona, zadbana, ludzie ''bili się'' aby ją z mężem gościć u siebie.
I właśnie wtedy poznałam Magdę, znajomy przyjechał z nią do mnie i na wejściu powiedział...musicie pogadać. Zgaszona, podkrążone oczy, niewiele mówiła. Ożywiła się na słowa znajomego...obie jesteście w tym jehowskim syfie umoczona.

Doskonale ją rozumiałam, aby poczuła się lepiej, a może żeby zrozumiała iż wiem przez co przechodzi opowiedziałam jej o sobie, co mnie świadkowska rodzina zafundowała, że życie wcale mnie nie rozpieszczało. Ona miała o tyle inaczej, że miała lepsze dzieciństwo, ja dostawałam w skórę za wszystko, nawet za załamaną kartkę w ''świętym'' śpiewniku.
Dużo czasu mi zajęło nim jej wyjaśniłam, że to jej życie to nie jest zemsta Boga, to po prostu życie. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo i słowa dotrzymał...jak to ktoś kiedyś powiedział.

Radziła sobie jak umiała, jeśli ktoś jej pomagał to właśnie my obcy ludzie. Kiedyś podczas rozmowy gdy mówiła, że już ma dość tego domu, tych męskich robót, wpadł mi do głowy szatański pomysł. A może ją tak zapoznać....?
Znałam Sławka, były świadek, żona się z nim rozwiodła gdy odszedł od organizacji. A że był dekarzem, a Magda narzekała na problemy z oknem dachowym, okazja była niepowtarzalna... :D
Krótka piłka...mam dobrego fachowca, przywiozę go do ciebie. Zaś do Sławka było jaśniej...jesteś sam jak palec, mam fajną kobitkę może byś chciał poznać?  Troszkę się opierał...jak to tak jechać na bezczelnego ? Spokojna twoja rozczochrana...jest pretekst, jedziesz tam całkiem w ''innej sprawie'' i nie śpiesz się z diagnozą. Powiedziałam, powstrzymując się od śmiechu. ;D...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Lipiec, 2019, 18:41

   

          Miłość prawdziwa składa się z rzeczy nieskończenie wielkich i zarazem nieskończenie małych. cd

          Umówili się za kilka dni, że podjedzie dokończyć pracę. Jednak jak to w życiu bywa, prowizorki są najtrwalsze i tak '' jeździł naprawiać  okno'' prawie dwa miesiące.
Jakieś detale wiedziałam od Sławka, Magdy nic nie dopytywałam. Po jakimś miesiącu zadzwoniła i pod koniec rozmowy przyznała, że to fajny facet. Jednak ona matka dwojga dzieci w tym jedno niepełnosprawne...nie będzie sobie zawracać facetami głowy. Jemu się też podobała, imponowała mu , dzielna, pracowita kobieta. Choć życie jej nie rozpieszczało, starała się być pogodna i uśmiechnięta. A jednak przed bliższymi relacja mi się wzbraniała.

Kiedyś do mnie zadzwonił...chyba się poddam, ona się boi związku, a ja przecież nie będę się uganiał jak szczeniak. Zapytałam go czy mu na niej zależy? Odpowiedział, że tak. W takim wypadku była tylko jedna droga aby dotrzeć do Magdy, jej dzieci. Chłopaki lubili Sławka, a on ich. Powiedziałam...jeśli ich zdobędziesz, ona też będzie twoja.
Poszedł za radą i jeździł bardziej do dzieciaków niż do niej, oczywiście z nią też posiedział, coś zjadł, wypił kawę, ale to chłopakami był zainteresowany. Spragnieni ojca i męskiego towarzystwa bardzo szybko przylgnęli do swojego dużego przyjaciela.
Po dwóch miesiącach młodszy zapytał czy pójdzie z nim do przedszkola na dzień ojca i syna? Pewnie, że poszedł. Malec nie puszczał jego ręki nawet na chwilę, a i Sławek był dumny jak paw.

Gdy oglądałam zdjęcia z tej imprezy, Magda się rozpłakała. Pytam ...czemu płaczesz?  Nie chciała powiedzieć, a więc ja jej powiedziałam...dotarło do ciebie jaką szansę byś przegapiła, nie tylko ojca dzieciom, ale i świetnego partnera dla siebie ?
Po pół roku zamieszkali razem, chłopaki zaraz mówili  do niego tata, gdy ktoś złośliwy  pytał...który tata? Sami sobie to wytłumaczyli i odpowiadali  zgodnie...żywy tata. I choć to trochę dziwnie brzmiało, to jednak było prawdziwe.

Nim razem zamieszkali przyjechała do mnie z pewną obawą...czy aby dwoje ludzi po org...to dobry zestaw?
Cóż, moje zdanie było i jest na ten temat wciąż takie samo...a kto lepiej zrozumie org..kalekę, jak nie druga org..kaleka?
Wiedzą jak to działa, nie trzeba nic tłumaczyć, wiedzą co się czuje, jak postępują  tam z ludźmi. Nic nikogo nie szokuje, nie ma niedowierzania, tłumaczenia zwrotów. Można rozumieć się bez słów.

Gdy sprzedała las po rodzicach, zadzwoniła do siostry aby przyjechała po swoją część. Bardzo szybko się zjawiła, podobno mieli kłopoty finansowe. Widząc mężczyznę krzątającego się po kuchni, zapytała wprost...a to twój mąż? Magda odpowiedziała zgodnie z prawdą, że nie jest mężem.
Wtedy siostra wstała i wyszła, bo nie będzie siedzieć pod jednym dachem z takim zdemoralizowanymi ludźmi. Kazała sobie przynieść pieniądze do samochodu przed bramą.
Gospodyni się  wściekła, jak jest bardzo spokojna, tak wpadła w furię. Chwyciła pieniądze i chciała jej i swoją część dać byle więcej nie przyjeżdżała i ich nie obrażała. Wtedy Sławek ją powstrzymał...NIE! Jeśli ty ich nie chcesz, zostaw dla chłopaków, a nie dawaj  darmozjadom. Jak ma kłopoty niech się weźmie za robotę, albo niech idzie na żebry.
Magda była taka roztrzęsiona, Sławek poszedł zanieść pieniądze. Położył na masce samochodu i odszedł bez słowa.

Minęło kilka lat, gdy do Magdy zadzwonił telefon. Okazało się, że siostrę i jej męża na pasach potrącił samochód, on zginął na miejscu, ona trafiła do szpitala i to właśnie Magdę podała jako jedyną swoją krewną. Cóż, może i  nią była, ale na pewno się  nie czuła. Widok chorej siostry nie zrobił na niej większego wrażenia, a nawet jak były jakieś małe impulsy, to Tamara bardzo szybko je zabiła w zarodku. Nic, a nic się nie zmieniła, taka sama nadęta i roszczeniowa jak kiedyś. Tonem nie znoszącym sprzeciwu oznajmiła, że...jako jedyna jej krewna , musi się nią zaopiekować....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tatra w 03 Lipiec, 2019, 22:48
Każda historia jest ciekawa i coś wnosi. Ale trudno mi zaznaczyć <<Lubię to>> za dużo w nich dramatów.

ŚJ nie byłem, miałem kontakt przelotny, próba werbunku mojego Wujka. Potem zawodowo się kilka razy z nimi też spotkałem. Generalnie o ŚJ mam dobre zdanie jako o ludziach, zwłaszcza w kontekście ich wiary. Łatwo mi to mówić, w org nie byłem, do tego jestem szkolona bestia, więc wiem co to jest Efekt Lucyfera.

Ale chciałem się podzielić pewnym doświadczeniem, które pokazuje jak dużo można zrobić jeśli się trochę chce i ma się głowę na karku. Zdarzenie, o którym piszę znam ze słyszenia i podobnie jak Tazła mam zgodę żeby je opowiedzieć.

Rzecz się dzieje w jednym z byłych miast wojewódzkich. Jej bohaterem jest policjant, który z racji zadań służbowych zajmował się trochę sektami. Nie ma znaczenia jego szczegółowe umiejscowienie w strukturze służby, dość powiedzieć, że nie musiał podporządkowywać się dyżurnemu i był przyzwyczajony do niekonwencjonalnych zachowań. Zajmując się sektami pozyskiwał m.in. szereg informacji na temat ŚJ, między innymi z bardziej lub mniej wiarygodnych i rozbudowanych opowieści takich jakie przepisuje Tazła. Obeznał się też z problemem krwi.

Któregoś pięknego dnia dyżurny po przejściu wszelkich procedur "polecił" mu podjechać do szpitala zrobić rozpytanie. Sprawa dotyczyła młodej dziewczyny (chyba nie była pełnoletnia), która miała wypadek samochodowy. Samochód kilka razy przekoziołkował, nie wiem czy dziewczyna miała zapięte pasy czy też wypięły się w czasie koziołkowania, dość, że w chwili jak została wyciągana była bez pasów. Zdarzenie drogowe rozegrało się na odcinku około 100 metrów i na tym odcinku była całkiem spora liczba śladów do procesowego zabezpieczenia i zbadania.

Dziewczyna trafiła do szpitala nieprzytomna, nie miała przy sobie dokumentów, portfela. Zadaniem było ustalenie czy jest przytomna i jakie są rokowania. Nie wiadomo skąd ale szybko w Szpitalu zjawili się rodzice dziewczyny z sępami i śpiewka, że ona jest Świadkiem Jehowy, mają nie podawać krwi - słowem standardowy cyrk przy takiej okazji. Ale dziewczyna została przyjęta jako NN i nikt nie miał niczego na potwierdzenie jej tożsamości, a co za tym idzie kompetencji rodziców do podejmowania decyzji w sprawie jej leczenia. Ordynator trochę wykorzystał policjanta, który szybko zrozumiał o co chodzi. Szybko ustalił, że na miejscu zdarzenia trwają czynności procesowe - oględziny i ustalił kto te oględziny prowadzi. Po uzyskaniu tych danych policjant razem z ordynatorem podeszli do panów w garniturach i poinformowali ich o sytuacji prawnej oznajmiając, że sytuacja prawna NN dziewczyny jest nie wyjaśniona, nie ujawniono przy niej dokumentów, żadnego oświadczenia, więc do czasu ustalenia jej tożsamości - czyli odnalezienia dokumentów - nikt się ani z domniemaną rodziną nie będzie konsultował w sprawie leczenia i najnormalniej w świecie podłączyli ją do kroplówki z krwią.

Oczywiście sępy nie odpuściły. Wtedy policjant spokojnie wyjął telefon, zadzwonił do oględzinowca i zapytał czy ujawnił jakieś dokumenty itp. Oględzinowiec - wcześniej wtajemniczony w sprawę - od razu powiedział, że nie i że ten bałagan potrwa jeszcze kilka godzin. Więc policjant poinstruował oględzinowca, że w razie ujawnienia portfela ma zrobić notatkę o dacie i godzinie jej ujawnienia. I dodał w rozmowie, że to ważne, bo może się okazać, że oprócz sprawy o wypadek drogowy będzie jeszcze sprawa o podżeganie do zabójstwa przez zaniechanie.

Sępy się uspokoiły i grzecznie czekały pod drzwiami na telefon z potwierdzeniem danych dziewczyny a krew spokojnie sączyła się z kroplówki. Oczywiście dokumenty potwierdzające kim jest dziewczyna bardzo ale to bardzo długo nie mogły się odnaleźć (mowa o godzinach, nie dniach). Oczywiście w całym zdarzeniu miał również miejsce cud. Portfel znalazł się jak tylko policjant został poinformowany o tym, że dziewczyna dostała wystarczającą ilość krwi żeby przeżyć i że dalsze transfuzje nie będą potrzebne.

Dlaczego to napisałem. Żeby podziękować takim osobom jak Tazła. Gdyby nie te ludzkie historie i dramaty, być może policjant zachowałby się całkowicie regulaminowo i nie inicjowałby <<Operacji kryptonim Portfel>>, której celem było tak szukać, żeby nie znaleźć.

Także dzięki CI Tazła za poświęcony czas osobom, których życie tu opisujesz.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 04 Lipiec, 2019, 05:58
Tata rata gdyby tak było to szpital miałby nie lada problemy,chyba że ten pan policjant był milicjantem.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 04 Lipiec, 2019, 07:27
Nic, a nic się nie zmieniła, taka sama nadęta i roszczeniowa jak kiedyś. Tonem nie znoszącym sprzeciwu oznajmiła, że...jako jedyna jej krewna , musi się nią zaopiekować....
Niech sekta się nią zaopiekuje. Hipokryzja bez granic. Sekcie trzeba tylko dawać. A jak sekta ma dać, to wtedy oczy zwrócone na rodzinę, której członek sekty się wyrzekł.
Putin to jednak łebski gość.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Drengr w 04 Lipiec, 2019, 08:32
   
Minęło kilka lat, gdy do Magdy zadzwonił telefon. Okazało się, że siostrę i jej męża na pasach potrącił samochód, on zginął na miejscu, ona trafiła do szpitala i to właśnie Magdę podała jako jedyną swoją krewną. Cóż, może i  nią była, ale na pewno się  nie czuła. Widok chorej siostry nie zrobił na niej większego wrażenia, a nawet jak były jakieś małe impulsy, to Tamara bardzo szybko je zabiła w zarodku. Nic, a nic się nie zmieniła, taka sama nadęta i roszczeniowa jak kiedyś. Tonem nie znoszącym sprzeciwu oznajmiła, że...jako jedyna jej krewna , musi się nią zaopiekować....

Smutne że ŚJ często traktują z pogardą i odrzucają innych z taką łatwością zapominając że kiedyś może będą tych ludzi potrzebować...

I życie pokazuje że właśnie Ci bezbożnicy i niewierzący prędzej zachowują się jak samarytanin z przypowieści Jezusa. Czekam na ciąg dalszy Tazla
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tatra w 04 Lipiec, 2019, 10:00
Tata rata gdyby tak było to szpital miałby nie lada problemy,chyba że ten pan policjant był milicjantem.

To watek Tejzłe. Nie chcę go zaśmiecać, to co napisałem miało być znacznie krótsze. Nie wyszło.
Podałem to, żeby pokazać, że świadectwa osób jakie publikuje Tazła (a które bywają lub bywały nazywane tanim serialem itd. nie tylko pomagają exom, ale też mogą przyczynić się do ratowania życia - dostarczają niezbędnej wiedzy.

Odpowiadam - za co z góry przepraszam i proszę właścicielkę wątku o wyrozumiałość - tylko dlatego, że dziewiatka był/była łaskawa zakwestionować prawdziwość tego co napisałem. I dlatego, że to może znowu komuś dostarczyć wiedzy niezbędnej do pomocy drugiemu człowiekowi:

1. policjant nie był milicjantem, rzecz ma się po 1990 roku;
2. nie bardzo rozumiem tekst o <<nieprzyjemnościach>> szpitala;
3. zdarzenie dotyczy NN - osoby i poszkodowana w wypadku przez cały jego przebieg zachowała status osoby nie zidentyfikowanej;
4. w wypadku osoby niezidentyfikowanej znajdującej się pod opieka lekarz, lekarz jako gwarant bezpieczeństwa ma obowiązek podjąć wszystkie niezbędne czynności zmierzające do uchylenie bezpośredniego zagrożenia życia, w tym przeprowadzić transfuzję krwi.
5. w sytuacji jak opisana oświadczenie osób podających się za rodzinę nie stanowiło dostatecznej podstawy do stwierdzenia tożsamości - słowem do chwili potwierdzenia oświadczeń osób podających się za rodzinę lekarz miał prawny obowiązek postępować zgodnie ze wskazaniami wiedzy i sztuki medycznej - w tym konkretnym wypadku podać transfuzję (art. 160 par. 1 i 2 k.k. względnie 148 par. 1 k.k popełniony z zaniechania z zamiarem ewentualnym).

Więc dziewiątka może podaj co takiego strasznego by się stało szpitalowi? I podaj proszę podstawę prawna tych nieprzyjemności dla szpitala.

Jeszcze raz dzięki wielkie Tejzłej za świadectwa, bo rola kronikarza w tych sprawach nie jest łatwa.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Lipiec, 2019, 12:34
To watek Tejzłe. Nie chcę go zaśmiecać, to co napisałem miało być znacznie krótsze. Nie wyszło.
Podałem to, żeby pokazać, że świadectwa osób jakie publikuje Tazła (a które bywają lub bywały nazywane tanim serialem itd. nie tylko pomagają exom, ale też mogą przyczynić się do ratowania życia - dostarczają niezbędnej wiedzy.

    Niektórzy różnie mój wątek nazywali, że nie da się mnie czytać, że kicz, że to wszystko zmyślone, bo kto by mi zaufał? Zasadnicze pytanie...skąd wiedzieli jaki jest, skoro im się nie podoba? Odpowiedź jest jedna, musieli go czytać i to namiętnie.  ;D
Czas wszystko weryfikuje, jakie ktoś ma zapędy czym się w życiu kieruje. Forum to też życie, skoro są ludzie.


Nigdy nie robiłam tego dla poklasku, robiłam to dla innych . Nie rzucam się na ludzi, nikogo nie nagabuję. Nie " uszczęśliwiam" nowo przybyłych swoją osobą. Kto chce, sam mnie znajdzie. Jedni mają potrzebę się wyglądać, inni mogli o tym przeczytać. Ja dałam swój czas i emocje, które często są bardzo silne i nie pozwalają skończyć opowieści.

Wiem jedno, jeśli choć jedna osoba poczuje się lepiej, lub dzięki temu się obudzi...warto. Każda historia to ludzkie dramaty, dramaty z jworg w tle.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tatra w 04 Lipiec, 2019, 13:43
I słusznie czynisz, a że z talentem;) Cóż opowiadacze ze Zborów wymyślonych opowieści mogą się tylko wściekać
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Opatowianin w 04 Lipiec, 2019, 16:08
Cytat: "Nic, a nic się nie zmieniła, taka sama nadęta i roszczeniowa jak kiedyś. Tonem nie znoszącym sprzeciwu oznajmiła, że...jako jedyna jej krewna , musi się nią zaopiekować...."

Roszczeniową postawę ŚJ wobec "światusów" nieźle odzwierciedla pewien aforyzm:

Żre świnia żołędzie i chrząka na dęby
I nie ma na względzie, ze zżera żołędzie

I wśród ludzi wszędzie, znajdziesz takie gęby
Co zeżrą żołędzie chrząkając na dęby

 :(
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 04 Lipiec, 2019, 17:37
Tata rata gdyby tak było to szpital miałby nie lada problemy,chyba że ten pan policjant był milicjantem.
Niekoniecznie. W takim przypadku, gdy zagrożone jest bezpośrednio życie, , decyzję podejmuje konsylium lekarskie (gdy nie ma czasu na zgłoszenie sprawy do sądu, z resztą sąd raczej przyklepuje decyzję). Obecnie jest jeszcze ostrzej, bo decyzję o leczeniu osoby nieprzytomnej (wobec RODO), może podjąć wyłącznie prawny opiekun lub osoba przez chorego wcześniej do tego upoważniona. Bez tego rodzina nie ma absolutnie żadnego prawa do wpływania na leczenie, a nawet otrzymania informacji o stanie chorego.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 04 Lipiec, 2019, 18:50
chodzi mi o to że rodzina nie musi czekać aż policja znajdzie dokumenty osoby nieprzytomnej zgłasza się rodzina i rozpoznają taką osobę ,dodatkowo gdy jest nieletnia to szpital nie będzie podważał twierdzenia rodziców że to ich dziecko.Tym bardziej policja jak nie ma przesłanek że to ściema.Nie jestem fanem zakazu transfuzji ale wiem że takie nieprzemyślane złośliwe działanie równie z zakazem ma swoje ofiary.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 04 Lipiec, 2019, 20:41
chodzi mi o to że rodzina nie musi czekać aż policja znajdzie dokumenty osoby nieprzytomnej zgłasza się rodzina i rozpoznają taką osobę ,dodatkowo gdy jest nieletnia to szpital nie będzie podważał twierdzenia rodziców że to ich dziecko.Tym bardziej policja jak nie ma przesłanek że to ściema.Nie jestem fanem zakazu transfuzji ale wiem że takie nieprzemyślane złośliwe działanie równie z zakazem ma swoje ofiary.
Owszem rodzina może rozpoznać, ale decydować już nie. Jeżeli osoba nie decyduje sama, zbiera się konsylium i decyduje. Lekarze mogą taką rodzinę zapytać, ale odpowiedź nie ma statusu decyzyjnego. Byłam wielokrotnie świadkiem takich przypadków. Nie chodziło o krew, tylko inne ratujące życie zabiegi. W przypadku nieletnich, rodzicom odbierane są czasowo prawa rodzicielskie, wystarczy praktycznie mail/telefon do sądu i sprawę załatwia się od ręki i dziecku krew podaje.
Co do sytuacji NN, to takie cyrki już widziałam, że głowa mała. Po pierwsze, jak zgłoszą się krewni, to pierwsze co muszą zrobić, to przynieść potwierdzenie ubezpieczenia... Bez tego, nie ma w ogóle rozmowy...
 A Policja nastała po 1999 roku, kiedy było po reformie z kasami chorych.
Opowieść, oceniam na prawdopodobną, przy pewnym nagięciu rzeczywistości do potrzeb, przez jej bohaterów. Tak naprawdę, to wiele zależy od postawy lekarza, który zasadniczo jest w stanie z prawie każdych zarzutów się wybronić. Osobiście byłam świadkiem przedłużenia pacjentce ze ŚJ narkozy, aby podać jej (bez jej zgody oczywiście) krew. Po latach pracy w polskiej służbie zdrowia, wiem na pewno, że takiego cyrku, to żaden serial by się nie powstydził.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tatra w 04 Lipiec, 2019, 22:25
Owszem rodzina może rozpoznać, ale decydować już nie. Jeżeli osoba nie decyduje sama, zbiera się konsylium i decyduje. Lekarze mogą taką rodzinę zapytać, ale odpowiedź nie ma statusu decyzyjnego. Byłam wielokrotnie świadkiem takich przypadków. Nie chodziło o krew, tylko inne ratujące życie zabiegi. W przypadku nieletnich, rodzicom odbierane są czasowo prawa rodzicielskie, wystarczy praktycznie mail/telefon do sądu i sprawę załatwia się od ręki i dziecku krew podaje.
Co do sytuacji NN, to takie cyrki już widziałam, że głowa mała. Po pierwsze, jak zgłoszą się krewni, to pierwsze co muszą zrobić, to przynieść potwierdzenie ubezpieczenia... Bez tego, nie ma w ogóle rozmowy...
 A Policja nastała po 1999 roku, kiedy było po reformie z kasami chorych.
Opowieść, oceniam na prawdopodobną, przy pewnym nagięciu rzeczywistości do potrzeb, przez jej bohaterów. Tak naprawdę, to wiele zależy od postawy lekarza, który zasadniczo jest w stanie z prawie każdych zarzutów się wybronić. Osobiście byłam świadkiem przedłużenia pacjentce ze ŚJ narkozy, aby podać jej (bez jej zgody oczywiście) krew. Po latach pracy w polskiej służbie zdrowia, wiem na pewno, że takiego cyrku, to żaden serial by się nie powstydził.

Osoba NN z wypadku jest osobą NN dopóki jej tożsamości nie potwierdzi organ prowadzący postępowanie. I w tej sytuacji nie było nagięcia rzeczywistości do potrzeb, a jedynie ścisłe zastosowanie przepisów prawa. Bardzo ścisłe. Ale doszło do tego tylko dlatego, że i policjant i ordynator mieli świadomość w jakim celu rodzina pojawiła się z sympatycznymi panami z Komitetu Łączności.

Poza tym, który lekarz w takiej sytuacji nie wykorzysta furtki jak ma okazję.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: MH w 05 Lipiec, 2019, 00:01
O ile mi wiadomo to milicja zmieniła się w policję w 1990 :)
Nie pamiętam co prawda czy komitety łączności ze szpitalami były już wtedy ale podejrzewam że jeśli tak to się nie nazywało, to i tak starsi urządzali takową wizytę.
I dołączam/dołanczam :) się do podziękowań dla Tazły, mi osobiście historie te bardzo pomogły. Może nie tyle wyjść z tego bagna ile zrozumieć że nie jestem sam w takiej sytuacji, a nawet w lepszej bo ja nie doznałem takich krzywd ze strony tzw. współwyznawców. Pozdrawiam Tazła serdecznie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 05 Lipiec, 2019, 00:40

    Niektórzy różnie mój wątek nazywali, że nie da się mnie czytać, że kicz, że to wszystko zmyślone, bo kto by mi zaufał? Zasadnicze pytanie...skąd wiedzieli jaki jest, skoro im się nie podoba? Odpowiedź jest jedna, musieli go czytać i to namiętnie.  ;D
Czas wszystko weryfikuje, jakie ktoś ma zapędy czym się w życiu kieruje. Forum to też życie, skoro są ludzie.


Nigdy nie robiłam tego dla poklasku, robiłam to dla innych . Nie rzucam się na ludzi, nikogo nie nagabuję. Nie " uszczęśliwiam" nowo przybyłych swoją osobą. Kto chce, sam mnie znajdzie. Jedni mają potrzebę się wyglądać, inni mogli o tym przeczytać. Ja dałam swój czas i emocje, które często są bardzo silne i nie pozwalają skończyć opowieści.

Wiem jedno, jeśli choć jedna osoba poczuje się lepiej, lub dzięki temu się obudzi...warto. Każda historia to ludzkie dramaty, dramaty z jworg w tle.

Witaj Tazła
Wszystko co piszesz jest wirtuozerskie-wybitne, według mojej oceny jesteś  bardzo skromną osobą nie szukającą poklasku, lecz przedstawiasz różne sytuacje w swoich opowiadaniach, zmuszają człowieka do przemyśleń, zaistniałej dramy człowieka ( tak jest w moim przypadku), więc nie zważaj na ocenę krytyki poniektórych i ich jawne znużenie przedstawiane w postach- to ludzie dziwnej natury przerysowani przez (Ww)- pisz nadal i nie uważaj, że te historie nie mają wiele oddźwięku, wręcz przeciwnie- pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Villa Ella w 05 Lipiec, 2019, 05:18
O ile mi wiadomo to milicja zmieniła się w policję w 1990 :)
Jejku, faktycznie. Dziesięciolecia mi się pomyliły...
Nie wiem dokładnie jak prawnie wygląda, potwierdzenie tożsamości NN, nie kwestionuję tego. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że to nie jest tak, że pacjent "należy" do rodziny, nawet jeżeli jest niepełnoletni. A już na pewno nie, gdy nie ma jakichkolwiek, potwierdzających to dokumentów. W sytuacji ratowania życia, lekarz ma w Polsce sporą autonomię (brak protokołu DNR), zwłaszcza, że mimo obowiązujących praw pacjenta i zapisu, że wyznaczona przez niego, osoba ma prawo być przy procedurach medycznych, jest furtka, aby to ominąć.
A lekarz oczywiście, że sytuację wykorzysta. Wbrew temu, co piszą w Strażnicach, lekarze na członków KŁS, reagują alergicznie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 05 Lipiec, 2019, 11:12
Jeżeli szpital działa zgodnie z prawem jest OK ,natomiast postawa cel uświęca środki jest napędem dla betonu świadkowskiego niezależnie od wyniku postępowania i jest bardzo szkodliwa taka metoda.bo nic a nic nie przybliża do zmiany nastawięnia choć jednego świadka.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tatra w 05 Lipiec, 2019, 11:49
Jeżeli szpital działa zgodnie z prawem jest OK ,natomiast postawa cel uświęca środki jest napędem dla betonu świadkowskiego niezależnie od wyniku postępowania i jest bardzo szkodliwa taka metoda.bo nic a nic nie przybliża do zmiany nastawięnia choć jednego świadka.

Dziewiątka nie zrozum źle mojego pytania. Ale zastanawiam się jakimi kategoriami myślałeś podejrzewając, że opisane zachowanie jest niezgodne z prawem. I jakimi kategoriami myślałeś uznając, że lekarz (nawet jakby miał uprawnienia formalne do stwierdzenia tożsamości leczonej NN osoby) miał przyjąć na wiarę bez żadnej weryfikacji oświadczenia osób twierdzących, że są rodzicami nieprzytomnego pacjenta o nie ustalonej tożsamości w sytuacji, w której od złożenia takiego oświadczenia uzależnione jest życie pacjenta?

Takie oświadczenie to jedynie twierdzenie, a każdy system prawny rozróżnia twierdzenia i dowody. W konsekwencji twierdzenie nie jest dowodem i niczego nie dowodzi.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 05 Lipiec, 2019, 13:15
Bez poważnego traktowania osiąga się odwrotny skutek.To tak samo można by było zakwestionować prawa rodziców do sprawowania opieki nad dziećmi na spacerze do puki organ administracji nie potwierdzi tego prawa.Kilka lat temu musiałem przyjść do szpitala i wyrazić zgodę na leczenie syna,zanim porozmawiałem z synem miałem rozmowę z lekarzem i pielęgniarką odebrali wszelkie zgody dopiero potem zobaczyłem się z synem.Nikt nie kwestionował mojego rodzicielstwa i prawa do decydowania o sposobie leczenia.gdyby na moje pytania i wątpliwości zareagowali  kwestionowaniem mojego prawa do bycia ojcem to po pierwsze dostali by po ryju dwa mieli by przeprawę z moim prawnikiem.Ja rozumiem że celem  lekarza było ratowanie życia  tylko po co przy okazji je rujnować.Teraz warto zastanowić się co by było gdyby to się nie udało co świadkowie by wtedy mówili i ilu gdyby znaleźli się w podobnej sytuacji odmówiliby transfuzji.To ostatni mój wpis w tym miejscu nie będę zaśmiecał wątku tej złej.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tatra w 05 Lipiec, 2019, 13:18
Bez poważnego traktowania osiąga się odwrotny skutek.To tak samo można by było zakwestionować prawa rodziców do sprawowania opieki nad dziećmi na spacerze do puki organ administracji nie potwierdzi tego prawa.Kilka lat temu musiałem przyjść do szpitala i wyrazić zgodę na leczenie syna,zanim porozmawiałem z synem miałem rozmowę z lekarzem i pielęgniarką odebrali wszelkie zgody dopiero potem zobaczyłem się z synem.Nikt nie kwestionował mojego rodzicielstwa i prawa do decydowania o sposobie leczenia.gdyby na moje pytania i wątpliwości zareagowali  kwestionowaniem mojego prawa do bycia ojcem to po pierwsze dostali by po ryju dwa mieli by przeprawę z moim prawnikiem.Ja rozumiem że celem  lekarza było ratowanie życia  tylko po co przy okazji je rujnować.Teraz warto zastanowić się co by było gdyby to się nie udało co świadkowie by wtedy mówili i ilu gdyby znaleźli się w podobnej sytuacji odmówiliby transfuzji.To ostatni mój wpis w tym miejscu nie będę zaśmiecał wątku tej złej.

Dziewiatka a syn został przyjęty pod imieniem i nazwiskiem czy jako osoba nieprzytomna osoba o nieustalonej tożsamości?
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Lipiec, 2019, 16:58

       Miłość prawdziwa składa się z rzeczy nieskończenie wielkich i zarazem nieskończenie małych. cd



         Bardzo szybko zakończyła odwiedziny, obiecała tylko przynieść jakieś potrzebne jej rzeczy i wyszła. Jeszcze tego samego dnia siedziała u mnie i piłyśmy kawę. Pytała raczej sama siebie niż mnie...i co ja mam zrobić? Co ja mam teraz zrobić?

Nie chciałam się wtrącać, ale zapytałam...a co ona zrobiła dla chorych rodziców? Nic. A co zrobiła jak wy mieliście wypadek? Nic. A co zrobiła jak zostałaś sama z dziećmi? Nic. A co by zrobiła gdybyś to ty była teraz w szpitalu, a ona miała się znakomicie? Pewnie nic. A wyobraź sobie jak wygląda wasze życie z twoją siostrą? Usłyszałam...tak wiem, ale to moja siostra. Hmm...szkoda mi jej było, bo choć była świadoma trudności w domu i związku, to jednak ta genetyczna lojalność brała górę. Nie miałam wyjścia, musiałam wytoczyć ciężkie działa, choć może to nie była moja sprawa, ale wiedziałam jak Tamara traktowała siostrę w latach swojej świetności. Może jestem okrutna i bez serca, ale uważałam i uważam, że względem takich ludzi nie trzeba mieć żadnych skrupułów. To oni nam pokazują jak mamy ich traktować. A jeśli już chcemy pomóc, nawet nie dla nich, ale dla siebie, dla własnego komfortu psychicznego, to powinno się zrobić tyle, aby nie ucierpiał nasz dom, nasza rodzina, nasze relacje z bliskimi nam ludźmi i my sami.

Przypomniałam Magdzie historię, która chyba ją najbardziej bolała. Zimny dzień, ona z dwójką dzieci, w tym jedno z ciężkim zapaleniem czeka na autobus. Podchodzi do niej siostra jak zawsze wyszykowana  i patrzy z politowaniem...jak ty wyglądasz ( skromny ubiór), zobacz do czego cię doprowadził brak błogosławieństwa. Zaczęła się tłumaczyć, że została sama, że kredyt, że chore dzieci, że nie może myśleć o sobie. Jednak to na nic się nie zdało, tamta wiedziała swoje, pastwiła się nad nią bez litości. Gdy podjechał po nią mąż, wsiadła zadowolona, nawet nie zapytała czy ich nie podwieźć.Na odchodne tylko rzuciła...na szczęście po armagedonie świat będzie wolny od bezbożnych  ludzi. I tym przypomnieniem chyba rozwiałam wszystkie jej  wątpliwości.

Zanosiła siostrze wszystko co chciała, a na odchodne rzuciła...i nie dzwoń do mnie więcej. Wiesz, ja żyję w nieformalnym związku, nie mogę cię narażać na zgorszenie. A dwa podobno armagedon blisko, mam dzieci i swoje grzeszki nie mogę się obciążać tobą jako dodatkowym balastem, tak kiedyś Tamara powiedziała o siostrzeńcach niepotrzebny balast. Nachodzili ją ludzie z MOPS, ale nie miała warunków aby przyjąć siostrę pod swój dach, chore dziecko, skromne dochody, samotna matka, umieścili ją w domu opieki.  Czasem ją widywała jak stała przy stojaku podpierając się kulą, gdy doszła do siebie, wynajęła jakiś pokój i dalej wydeptywała  sobie drogę do raju. Gdy widziała Magdę, odwracała się do niej tyłem, taki foch względem złej siostry.

Pewnego dnia, zebrała się i podeszła do niej aby zapytać ...co słychać? Tamara wywaliła z grubej rury, że nie mogła na nią liczyć gdy ta była w potrzebie.
Oj wściekła się nasza Bohaterka i z gębą do stojakowej...a gdzie twój jehowa, czemu ci nie błogosławi? A gdzie twoi bracia? Jak byłaś na fali to miałaś mnie w d... , a jak d... w dole to wielce siostrę we mnie zobaczyłaś? Chyba takiej reakcji się nie spodziewała, zamilkła na chwilę, gdy Magda się oddalała rzuciła za siostrą...to była próba dla mnie, czy wytrwam w prawdzie.

Po tym spotkaniu Magda przyjechała do mnie i od drzwi mnie przywitała...powiem ci szczerze, miałam wyrzuty że jej nie pomogłam, byłam czasem zła na ciebie i Sławka, że mnie od tego odwiedliście, ale dziś uważam, że to była słuszna decyzja, Tamara to zły człowiek, a ta religia to zło tylko w niej spotęgowała.
Kilka lat temu ( upalne lato)   zasłabła w drodze od stojaka,  trafiła do szpitala, później do domu opieki, rozległy udar zrobił swoje. Zmarła po dwóch latach, została pochowana na rodzicach, na pogrzebie poza Magdą, Sławkiem i chłopakami oraz dalszą rodziną było jeszcze z dziesięć osób. Nie wie kto to był, pracownicy domu opieki, a może świadkowie?

Morał z tej historii płynie taki...drodzy świadkowie nie palcie  za sobą mostów, poglądy, religia, status społeczny może nam się zmienić, a poprawne relacje z bliskimi nam ludźmi owocują całe życie.
Bo życie to nie tylko zebranie, służba, kawki i ciucianie och i ach z siostrzyczkami. Życie to wzloty i upadki, a przy tych drugich mało braci się Tobą zainteresuje, gdy przestajesz być czynny.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 14 Lipiec, 2019, 08:11
O takie zakończenie mi się podoba!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Rafa w 14 Lipiec, 2019, 09:11
Fajne opowiadanie. Szacun!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 14 Lipiec, 2019, 09:27
amen
podziwiam Magdę za taką decyzję i za wytrzymanie w niej.
bo w moim otoczeniu znam parę dobrych ludzi którzy chcą pozyskać tych złych,
z marnym skutkiem (ja już wiem że jak ktoś jest bucem w życiu to będzie tym bucem zawsze, w zborze, w pracy, w autobusie itp.
to organizacja mi wmówiła że ludzie pod wpływem prawdy się zmieniają trzeba im tylko dać szansę.
ludzie się nie zmieniają, odkryłam to stosunkowo niedawno. z perspektywy życia. szkoda.
wracając do dobrych ludzi którzy za wszelką cenę chcą zmienić drani w swoim otoczeniu.
one robią wszystko by zasłużyć na ich uwagę, miłość itp.
myślą  "och jak jej zrobię, pomogę to to będzie punk zwrotny i one się zmienią  i będzie tak jak mówią na zebraniach. one najczęściej się nie zmieją, a dobrzy się łudzą.

i tego błędu uniknęła Magda. mogła mieć Tamarę w garści łudząc się że wypadek ustawi jej klepki poprawnie. ja już wiem że to by nic nie dało. i to wiedziałaś ty Tazła i jej to powiedziałaś.
oczywiście nie wprost.
dlatego tak mi sie ta historia spodobała.
nie że Tamara zmarła.
tylko że Magda w imię zaskarbienia sobie uznania złego człowieka nie uległa jej 😁

dzięki 😙
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Lipiec, 2019, 20:02
    Masz rację, ludzie się nie zmieniają, ludzie się tylko starzeją i to zmienia ich pogląd na różne sprawy.
Kto był s...to będzie nim też w org z tą różnicą, że będzie się bardziej z tym krył.

Jakim człowiekiem była Magda przekonali się sami rodzice. To jej wszystko zapisali, ona była decyzyjne we wszystkich ich sprawach. Mówili otwarcie, że Tamarze tak do końca nie ufają.

Nie będę daleko szukać, mój przykład. Kiedyś matka powiedziała mi wprost, że żałuje że mnie urodziła, żebym nie przyjeżdżał za często. Teraz by najchętniej chciała abym była codziennie u niej.
Jakiś czas temu chciała mnie upoważnia do swoich spraw zdrowotnych. Nie bardzo mi się to podobało, ma dwoje dzieci w orgu...niech ich upoważnia. Mnie taka smycz nie jest potrzebna.
Gdy się bardzo upierała powiedziałam ok...ale jak trzeba będzie ci podać krew, podam bez wahania.
I to pomogło.  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 16 Lipiec, 2019, 22:13
Eh. Pisałem już że kiedyś otrzymałem kondolencje po śmierci mojej żony od obcej osoby. Szczęka spadła mi na ziemię i nie sposób było jej unieść, bo dopiero co przed chwilą, no może dwiema, wstałem od stołu gdzie razem z żona jadłem śniadanie. Na widok mojej rozdziawionej gęby ze zdziwienia, ta osoba zmieszała się. Pewnie oczekiwała słów, dziękuję, dziękuję bardzo, lub coś w ten deseń. Ale na moje słowa, że moja żona żyje i ma się dobrze, tamtej wtedy szczęka spadła na ziemię. Po chwili zmieszania, odrzekła, że nie mogła myśleć inaczej, bo mojej żony siostra wypowiada się o niej w czasie przeszłym, słowami... "miałam kiedyś siostrę".
Wczoraj dowiedziałem się, że jeszcze jedna osoba chciała mi kondolencje przesłać, bo też była pewna że jestem wdowcem, po słowach mojej tffffuu, szwagierki, że "miała siostrę".
Ręce normalnie opadają.
Putin to jednak łebski gość, że tą hordę rozgonił u siebie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 16 Lipiec, 2019, 22:25
Eh. Pisałem już że kiedyś otrzymałem kondolencje po śmierci mojej żony od obcej osoby. Szczęka spadła mi na ziemię i nie sposób było jej unieść, bo dopiero co przed chwilą, no może dwiema, wstałem od stołu gdzie razem z żona jadłem śniadanie.

Oooooooooo Booooooooszeeee :o :o :o
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Adam_73 w 17 Lipiec, 2019, 09:14
no grubo :)
to prawie jak dostac zaproszenie na swoj wlasny pogrzeb..

dom wariatow
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: WIDZĘ MROKI w 17 Lipiec, 2019, 09:16
K(http://[b]....[/b])wa, nie daje rady mentalnie z ta sekta🥺 Kiedys moj syn przeczyta te wszystkie historie i mam nadzieje, ze nic więcej nie będzie potrzebne potrzebne zeby wytłumaczyć dlaczego jestem taka przeciwniczka sj....
Jak sie zmieni klimat i osoby z historii będą chciały/zgodzą sie na publikacje- bede wspierała wydanie tego. Dziekuje TaZla za te historie

Zaznaczenie o ile dałem radę, to jo.
Mam za wielkie paluchy  do s-fona :o

To się nazywa POPRAWNOŚĆ POLITYCZNA K...... WA, nie 8-) 8-) pisze się i mówi co czka w wątrobie
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Wrzesień, 2019, 16:01

Zwycięzco, burz miasta i twierdze, ale zawsze pozostaw furtkę. Dla siebie.


       Rodzina jakich wiele, matka, ojciec i dwóch synów. Chłopcy byli nastolatkami gdy rodzice zauroczyli się tzw prawdą. Z całej czwórki tylko młodszy Jacek nie został śJ. Nie uległ straszeniu armagedonem, odrzuceniem i innym takim, mówił wprost swojej rodzinie...wy sobie bądźcie, mnie to nie przeszkadza, niech i ja wam nie przeszkadzam.Za to starszy z braci bardzo szybko piął się po szczeblach orgowskiej kariery.

Rodzice rośli w dumę, ich   Darek był kimś, nie to co młodszy był tylko mechanikiem, jaka przyszłość przed nim? Mawiała matka.Jacek nie ukrywał, bolały go te słowa, z czasem przywykł i nie zwracał na nie uwagi. Ożenił się z sąsiadką zza płota, a że była z rodziny wielodzietnej, zamieszkali u niego. Nie byli zachwyceni nowym członkiem rodziny, choć w twarz ładnie się do Agaty uśmiechali, to za plecami mówili o patologicznej światusce. Gdy chłopak się buntował mówili o fajnych siostrach w zborze.
Nagle zachorował ojciec, będąc na łożu śmierci chciał wymóc na synu obietnicę, że zostanie świadkiem. Ten odparł, że...może mu wiele obiecać, ale nie to, bo świadkiem on nigdy nie będzie, zwyczajnie tego nie czuje.
 
Po śmierci ojca, matka z bratem widząc, że mężczyzna jest odporny na org argumenty, przystąpili do ataku na jego żonę. Robili to w sposób dyskretny i cukierkowy jak to tylko oni potrafią. Jacek nic nie podejrzewał, żona z katolickiej, religijnej rodziny, nawet by nie pomyślał. Pewnego dnia w czasie rozmowy, zauważył u żony słownictwo jakiego wcześniej nie używała, dało mu to do myślenia.  Postanowił z zaskoczenia wrócić do domu, było gorzej niż się spodziewał, brat z matką prowadzili z nią już studium. Musiał działać.

Wiedział jedno, że krzykiem i nerwami tu nic nie zdziała. Pojechał z żoną do mężczyzny,który przestał być świadkiem. Opowiedział kobiecie jak go potraktowano, jakie praktyki się stosuje w zborze i że ta sielanka mini gdy tylko zostanie świadkiem. Podrzucił jej kilka tematów o które miała zapytać podczas kolejnego studium. Kobieta oczywiście nie wierzyła, ale kochała męża i obiecała mu , że zapyta. Jak obiecała tak zrobiła, reakcji się nie spodziewała, usłyszała że szatan przez nią przemawia i że już widać iż jehowa jej nie chce błogosławić, oraz kilka innych przykrych określeń. Kobieta nie mogła spać, nie mogła pojąć jak tacy mili, ciepli ludzie mogli ją tak potraktować?Jackowi było szkoda cierpiącej żony, ale to było jedyne wyjście, terapia szokowa. Jednak na tym nie skończył się dla Agaty szok, najgorsze miało dopiero nadejść. Tym razem oboje małżonkowie mieli się przekonać co to znaczy...jesteś z nami, albo przeciwko nam...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trzy Kominy w 04 Wrzesień, 2019, 17:08
I znowu napięcie zbudowane i . . . . . czekamy.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 04 Wrzesień, 2019, 18:42
Witaj Tazała
 Baaardzo interesujący początek, no, noo będzie się działo- myślę...? powiem niedyskretnie głośno -jako ''mag''.
Terapia szokowa to ujawnienie przekrętów i niecnych postępków (Ww)np. pedofilia szczególnie Australia, filmik - niespodziewana wpadka Morisssa z 12 whisky,a koronnym argumentem terapii był na Mikołaja upominek w postaci książki pt.KRYZYS SUMIENIA.
Tazła,  złociutka piękna, pełna mądrości kobieto- jak blask srebrnego księżyca na gwiaździstym niebie- przepraszam, że wyszedłem przed szereg- miej wzgląd na starego tetryka.   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: UWAGA AWARIA w 06 Wrzesień, 2019, 00:19
 ja pierniczę zastanawia mnie twoja wnikliwość ;)
przecież to PL.....  mowa cały czas o wałkach za granicą..
a myślisz że w PL jest czysto? ::) raju....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Storczyk w 07 Wrzesień, 2019, 06:41
Pamietam ,jak natknelam sie na artykuł, jak Nadarzyn przyzwolil na odbycie sie pamiatki w dawnym domu publicznym.Słupy stropowe ,to ciała nagich kobiet częściowo przykryte  ,moze ktoś ma dostęp do tego artykulu i zdjęcia .To dla mnie tez bylo szokiem .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: UWAGA AWARIA w 07 Wrzesień, 2019, 10:49
pamiętam sprawę ,mam tam znajomego na sprzetanie sali przyjechała młodzież
i musieli prezerwatywy zużyje wynosić i nie tylko,ale było tanio :o
tak bóg napewno spoglądał na ta akcje z błogosławieństwem
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Wrzesień, 2019, 10:05


Zwycięzco, burz miasta i twierdze, ale zawsze pozostaw furtkę. Dla siebie. cd..



     Ani Darek, ani matka nie rozmawiali z Agatą, jeśli już coś mówili to między sobą, jakieś cierpkie uwagi pod adresem ludzi ze świata. Kobieta była akurat w ciąży, bardzo źle znosiła wszelakie przytyki o nieodpowiedzialnych matkach, które rodzą dzieci na zatracenie. Przykłady można mnożyć, myśleli że zmieni się gdy urodzi się dziecko, ale gdzie tam. Swoje chore teksty wypowiadali do dziecka, na tyle głośno aby Agata słyszała. Jacek powiedział, że więcej z idiotami nie będzie się próbował dogadać, bo to nie ma sensu, poszedł poradzić się teściów. Jeszcze tego samego dnia, przygotowywali gospodarcze budynki pod remont.

Teściowie dali im pomieszczenia gospodarcze aby tam mogli mieszkać. Najpierw zrobił jeden pokój, później łazienkę aby mieli jak dbać o dzieciaczka, a kuchnia i reszta była na końcu, przez ten czas stołowali się w domu rodziców Agaty. Opuścił dom rodzinny tylko z tym co sam lub wspólnie kupili, niczego się nie domagał. Wiedział, że musiałby kierować jakieś żądania do matki, brat choć czuł się jak pan na włościach, tak naprawdę nic nie miał, niby skąd...jak nie przepracował uczciwie ani jednego dnia. Długo by opisywać, większość z nas zna tę ich taktykę, izolację itp, ale tak w skrócie.

Urodziło im się drugie dziecko, w tym czasie Darek ożenił się z córką starszego, brata na ślub ani wesele nie zaprosił. Oboje oddawali się służbie org, nie pracowali, dom  utrzymywała matka ze swojej  emerytury.Gdy brat się ożenił mniej czasu spędzał z matką, wtedy ona ( gdy ich nie było w domu) odwiedzała Jacka i Agatę. Widać było, że kochała wnuki, a i  relacje z synową były poprawne. Jenak gdy zbliżała się godzina powrotu Darka, uciekała do siebie jak dzieciak.

Jackowi powodziło się coraz lepiej, teściowie pozwolili mu założyć u siebie warsztat, był dobrym fachowcem, pracy przybywało, zatrudnił ludzi, rozbudował swoje miejsce pracy. Gdy on się dorabiał, jego brat żył jak pasożyt i myślał o raju, do tego uważał się za najlepszego, najbardziej prawego człowieka pod słońcem. Z bratem nie rozmawiał, z bratową też nie, matkę traktował z góry jak kogoś gorszego, ale to mu nie przeszkadzało w poczuciu wyższości.

Pewnego dnia matka z bratową podniosły krzyk, Jacek rzucił klucze, skacząc przez płot po chwili już był w rodzinnym domu.  Sprawdził puls, był niewyczuwalny, zaczął reanimować brata i tak aż do przyjazdu karetki. Wrócił do siebie, po chwili znów nawoływanie zza płotu. Nie miał kto zawieść bratowej do szpitala. Później dowiedział się od matki, że  dzwoniła po świadkach, jeden nie miał czasu, inny jechał na zakupy, a jeszcze inny miał mało paliwa. Groteskowe tłumaczenia, Jacek wziął samochód i pojechał z kobietą. 
Po całym zajściu choć na nic wielkiego nie liczył, nawet nie usłyszał słowa dziękuję za uratowanie życia. Matka po cichu liczyła na poprawę relacji, ale starszy syn był jak głaz, uważał że nic bratu nie jest winien, nic nie zawdzięcza. Przecież on taka persona, takiemu pomagać to wielki zaszczyt ( moja ironia).

Jacek widział, że od dłuższego czasu coś gryzie Agatę, nie pociskał, czekał aż sama mu powie.
Pewnego wieczoru po kolacji, położyli dzieci spać, wtedy powiedziała...musimy pogadać, tak nie może być...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 17 Wrzesień, 2019, 13:44
Witaj Tazła:
Czytałem z lekkością ale z napięciem wydarzenia tej krótkiej opowiastki, kolejny na pewno znów mnie ponownie zaskoczy odcinek jak ten, który czytałem.
Masz dar pisarczyka, fabuła majstersztyk BRAVO  :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Wrzesień, 2019, 09:12
  Dzięki Nadaszyniak, zawsze powtarzam, że życie pisze najlepsze scenariusze. A znajomość takich historii uczy nas pokory i pozwala doceniać to co mamy.

Mój Bohater choć pokiereszowany przez bliskich z org...nie szukał zemsty, pozwalał im żyć w tym ich bajkowym świecie i przyglądał się z boku co będzie dalej...

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 18 Wrzesień, 2019, 09:45
Myślałem, że do druga część!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Październik, 2019, 19:31
    Zwycięzco, burz miasta i twierdze, ale zawsze pozostaw furtkę. Dla siebie.


        Agata zauważyła, że od jakiegoś czasu matka więcej niż zazwyczaj przesiaduje na dworze,  często też wycierała twarz chusteczką, co ewidentnie świadczyło o płaczu. Póki było ciepło i pogoda dopisywała nie ingerowała, ale nastawały chłody, a kobieta coraz dłużej przebywała pod chmurką, do tego ten płacz,  nie mogła dłużej milczeć.

Jacek następnego dnia zapytał matkę co się dzieje? Początkowo mówiła, że nic, że lubi swój ogródek, ale gdy kazał sobie popatrzyć w oczy, pękła. Od dłuższego czasu ( kiedy Darek awansował w orgu) traktował matkę jakby mu przeszkadzała w domu, stosował zakazy gdzie jej nie wolno wchodzić, niczego nie dotykać.Gdy mieli mieć gości, przychodził i sam zabierał jej pieniądze z portfela bo szedł po zakupy. Synowa też nie była lepsza, nie była dla niej matką czy nawet teściową tylko darmową pomocą domową. Mówiła...na jutro potrzebuję to i to...a więc albo trzeba było uprać, uprasować, albo jedno i drugie. Do tego robili jej awantury o kontakty ze światusami, czyli  Jackiem i jego rodziną.
Większość życia wierzyła w Jehowę, była oddana organizacji, a więc gdy uznała, że syn nie jest takim jakim go wszyscy postrzegają postanowiła iść porozmawiać z braćmi. To był błąd, jak ona kobieta śmie ...itd itp. Dowiedziała się też, że po śmierci męża to syn jest jej głową ( czytaj panem). Ja myślałam, że znajdę u nich wsparcie, a oni potraktowali mnie jak intruza, szlochała przed Jackiem.Bardzo szybko Darek dowiedział się o całej sprawie, wrócił do domu, zwymyślał matce. Całe zajście podsumował...powinienem cię wyrzucić do piwnicy, doceń że ci tu pozwalam mieszkać. Nie widziała dla siebie ratunku, syn kiedyś jej duma traktuje ją jak niewolnicę, bracia jej jedyna deska ratunku byli przeciwko niej. Był Jacek, ale świadomość jak go kiedyś potraktowali z mężem, odbierała jej resztki odwagi.

Jacek bez zastanowienia poszedł do brata na męską rozmowę, ten dom był ich obu i matki.Niczego się nie domagał do tej pory, ale teraz postawił sprawę jasno...albo spłaca go brat, albo on brata, ale ten ma się wyprowadzić do końca miesiąca. Tak się też stało, po załatwieniu wszelkich spraw urzędowych, Jacek przekazał bratu umówioną kwotę. Przeprowadzili z Agatą remont domu, matka zajęła dół, oni z dziećmi górę.Babcia była zachwycona, że może bez obaw spędzać czas z wnukami. Po zawodzie jaki przeżyła, przestała chodzić na zebrania. Starsi kilka razy ją nachodzili, ale Jacek stał na straży, nie dopuszczał ich do matki, aż w końcu postraszył policją, pomogło.

Minęło kilka lat, ktoś doniósł Jackowi, że widziano jego brata jak spał na ławce w parku. Bił się sam z sobą, znał jego podły charakter, ale z drugiej strony nie chciał być podobny do niego.Pojechał, odnalazł go i zabrał do siebie. Postawił sprawę jasno, widząc że brat się szykuje mieszkać razem z matką...to jest mój dom, nie twój. Nie będziesz w nim mieszkał,jeśli chcesz mieszkanie dostaniesz, ale musisz pracować. Darek przystał na wszystkie warunki brata.Zamieszkał w ich dawnym mieszkaniu przy warsztacie, za które musiał płacić. Aby mógł płacić, został zatrudniony w warsztacie Jacka, bez żadnych przywilejów. A że raczej nic robić nie potrafił, zajmował się pracami porządkowymi na terenie warsztatu, posesji rodziców Agaty, jak u brata. Zaproponował, że może pracować na czarno, ale Jacek na to nie przystał, pracuje legalnie, aby miał zabezpieczenie na przyszłość, a tym samym i Jacek siebie zabezpiecza, aby go kiedyś nie musiał utrzymywać.

Nie protestował , gdzieś stracił świadkowski pazur i poczucie wyższości, wiedział że nie ma wyjścia. Pieniądze jakie otrzymał od brata choć były spore dość szybko się rozeszły. Z brakiem gotówki przyszły problemy małżeńskie i rozwód, wykluczenie, a na koniec ławka w parku.Nagle się okazało, że nie ma nic, nikogo i nic nie potrafi. Racja, śj mogli tryumfować, że bez nich człowiek się stacza, sięga dna. Tylko warto aby człowiek odpowiednio wcześnie pomyślał o sobie, a nie opierał swojego życia na org...bo org...na pewno o nim nie pomyśli.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 02 Październik, 2019, 20:24
Witaj Tazła:
Zaimponowałaś nie powiem ... zakończenia takiego nie spodziewałem się, jednak kiedy podsumowałaś ostatnim zdaniem, rzecz jasna z (Ww) nic nie uzyskujemy na korzyść, przepraszam mimo wszystko jednak otrzymujemy: ostracyzm bliskich, problemy emocjonalne, w nie jednym wypadku jak pisałaś ławka w parku czy dworcu a mieszek pusty - jednym słowem ludzki dramat- pozdrawiam  :-*  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Październik, 2019, 19:49
   Życie pisze najlepsze scenariusze, czasem ludzka wyobraźnia tego nie ogarnia.

Jak napisała Zofia Nałkowska w Medalionach....ludzie ludziom zgotowali ten los...
Z tą różnicą, że jeśli się wszystko kładzie na jedną kartę, można się obudzić z ręką w nocniku, a to już na własne życzenie.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: stinkfist34 w 04 Październik, 2019, 23:33
   Życie pisze najlepsze scenariusze, czasem ludzka wyobraźnia tego nie ogarnia.

Jak napisała Zofia Nałkowska w Medalionach....ludzie ludziom zgotowali ten los...
Z tą różnicą, że jeśli się wszystko kładzie na jedną kartę, można się obudzić z ręką w nocniku, a to już na własne życzenie.
Popieram to co napisał Nadaszyniak... Jak Ty mnie zaimponowałaś!

Wysłane z mojego LG-H870 przy użyciu Tapatalka

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 19 Październik, 2019, 16:37

        Mieć wielu przyjaciół, to nie mieć żadnego.

   
     Beata była rozwiedziona, sama wychowywała dwójkę nastolatków.  Do świadków trafiła jak większość ludzi w kryzysie, kiedy była sama, bez wsparcia i środków do życia. To oni ją pocieszali, obiecywali lepsze życie, świetlane perspektywy. Poczuła się wreszcie dla kogoś ważna, przychodzili do niej dwa razy w tygodniu, zabierali po drodze na zebrania, pocieszali i obiecywali, że już niedługo skończą się jej ( ich także) wszystkie problemy. Gdy przyjęła symbol dzieci miały syn 10 i córka 8 lat, później jakoś wszystko się zmieniło, już nie była w centrum zainteresowania, ale na tyle w to wsiąknęła, że przyjęła to jako kolejny etap. Teraz inni byli nowi i potrzebowali wsparcia. Nie była zbyt gorliwa, wierzyła w te nauki, widziała w nich sens i jakąś życiową poprawność. Dzieci o dziwo nie sprawiały żadnych problemów, przyjęła to jako wpływ jehowy na ich umysły i serca, a nie jej wkład w ich dobre wychowanie.

Pewnego dnia, ktoś przyprowadził na zebranie mężczyznę z dwójką dzieci, maluchy miały około 2 i 4 latka. Siedzenie tyle czasu było dla nich męczące, zaczynały się nudzić i coraz bardziej wiercić.  Beata pogrzebała w torebce, wyjęła kartkę i dwa długopisy, dała je dzieciom. Zajęły się mazaniem i tak dotrwały do końca. Za tydzień sytuacja się powtórzyła, kobieta znów obdarowała dzieciaki, a ich ojciec grzecznie podziękował. Kolejne zabrani, chwila spokoju, a później powtórka z rozrywki, tylko tym razem nim sięgnęła do torebki pomyślała...ma dzieci mógłby sam zadbać i im coś wziąć z domu. W tej samej chwili poczuła szarpnięcie za rękaw, gdy się obróciła, mała pucołowata buźka zapytała...mas dla nas kartecke...?Tak ją to rozbroiło, że dała bez grama irytacji na ojca, to zdanie, ten zwrot były warte całej ryzy kartek.

Bardzo szybko zborowe ciotki zaczęły ich swatać, Beata była daleka od wszelakich związków, jeden zły życiowy wybór bardzo skutecznie ją zniechęcił do płci przeciwnej, to jedno. A drugie to Zbyszek jej się w ogóle nie podobał jako facet. Jeśli coś jej się w nim podobało to tylko jedno, że był bardzo dobrym ojcem.Po nagłej śmierci żony, został ze wszystkim sam, radził sobie jak umiał, raz lepiej, raz gorzej, ale się starał.Zawsze na zebrania albo się spóźniał, albo przychodził ostatni. Po jakimś czasie, dzieciaki ledwo się rozebrały, biegły do Beaty, to z nią się witały, to do niej gramoliły się na kolana, z nią i jej dziećmi spędzały większość czasu. Ojciec je wołał, ale kończyło się tak samo...krzykiem, że nie...

Po, zawsze dziękował, przepraszał i tłumaczył się ze swojej wychowawczej niemocy.
Nastała jesień, a z nią fala przeziębień, Zbyszka też coś dopadło, nie tylko kaszel i katar, ale widać było, że ma temperaturę. Gdy nie było go na następnym zebraniu ( a nie opuszczał żadnego) zapytała jego duchowych rodziców...co z nim, czy aby gorzej się nie rozchorował? Choć mieszkali na sąsiedniej ulicy, nic nie wiedzieli i zbytnio się też nie przejęli jego nieobecnością. Po dwóch dniach, spotkała tę siostrę i zapytała  ponownie, też nic nie wiedziała, nie miała czasu, była w służbie. Poprosiła o adres i sama poszła sprawdzić....
     
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 19 Październik, 2019, 18:19
Witaj Tazła
Jak wszystkie Twoje przedstawione niezwykłe zdarzenia wprowadzają w stan napięcia z oczekiwaniem dalszych wydarzeń owa historyjka bardzo mnie zainteresowała czytając ostatnie zdanie - przepraszam, że  tak napiszę (myślę, że wybaczysz moją swawolę), błysła taka oto wena, dalszych wydarzeń - pozwolę sobie przedstawić jeżeli się nie obrazisz:
'' Beata zastanawiała się dlaczego inni wobec Zbyszka tak obojętnie reagują. Jednak zebrała się w sobie ubrała ulubiony czarny płaszcz w czerwoną kratkę.
Szła szybkim krokiem pod wskazany adres zastanawiała się jaki jest powód brakiem nieobecności na zebraniach Zbyszka.
Nawet nie spostrzegła kiedy znalazła się przed jego drzwiami: były ciemne dwa zamki lśniły na tej powierzchni i zdarty lakier koło stylowej mosiężnej klamki, chciała już zadzwonić lecz ręka zatrzymała się jej przed klawiszem dzwonka stała bez ruchu przez moment, myśl przebiegła jej nagle  niespodziewanie czy tak wypada przyjść bez zapowiedzi do obcego mężczyzny prawie obcego usprawiedliwiła się w duchu.
Drżącą ręką delikatnie zapukała, usłyszała tylko głuchy odgłos jej delikatnego pukania a wokoło dobiegała do uszów głucha cisza..... ''

Tazła myślę, że pozwoliłem sobie za dużo w tym poście wobec Ciebie- jeszcze raz przepraszam, ale cóż poradzić jak przyjdzie niespodziewanie wena – pozdrawiam i czekam kolejnych wydarzeń Beaty i Zbyszka
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 22 Październik, 2019, 14:43
  Nadaszyniak, ale zaszalałeś :o niczym pijany zając w kapuście.  ;D

Dobre, dobre...troszkę musisz poczekać na cd. Chwilowo brak czasu.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 23 Październik, 2019, 15:30
Witaj Tazła
Z niecierpliwością oczekuję biegu wydarzeń, "Słońce" rozświetlasz swoim baskiem ten wątek chylę swe czoło a zając jak zając ale kapusta to kapusta - pozdrawiam  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 04 Grudzień, 2019, 15:15

       Mieć wielu przyjaciół, to nie mieć żadnego. cd


    Wzięła swoje dzieci i poszli zobaczyć co u Zbyszka i dzieciaków?Dłuższą chwilę nikt nie reagował na dzwonek, aż wreszcie słychać było ciężkie człapanie i drzwi otworzył im zmaltretowany mężczyzna. Gdyby nie wiedziała, że to on, ciężko byłoby jej go poznać. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest chory, ale jak bardzo okazało się dopiero po wizycie lekarza. Dzieciaki też były lekko przeziębione, lekarz zalecił aby je stamtąd zabrać.Na czas choroby ojca, zamieszkały z Beatą i jej dziećmi.

Zapalenie było  poważne, Zbyszkowi groził szpital, jednak się bardzo wzbraniał, tłumacząc dziećmi i opieką nad nimi. Beata gotowała obiady dla całej szóstki, nosili je choremu razem z codziennymi zakupami. I choć przybyło jej obowiązków, to uważała, że inaczej postąpić nie może. Pewnego dnia gdy wychodziła z jego domu, spotkała głoszących tam braci. Widać było po ich minach, że dopowiadali sobie więcej niż było.  Widząc ich  zaciekawienie, nie wdawała się w zbędne dyskusje, w końcu była bardzo zajęta. I jako  dorosła kobieta, nie miała zamiaru się z niczego tłumaczyć.

Gdy na zebraniu, od swojej duchowej matki usłyszała, że tak nie postępuje porządna kobieta, zatkało ją,  to też przemilczała, nie miała sobie nic do zarzucenia. Wiedziała jedno, że nieważne kim by była, jakie wyznanie jej towarzyszyło, pewne zasady są ponad podziały i zawsze by się zachowała  tak samo.Na następnym zebraniu została wezwana na dywanik, tam bracia ją zganili za jej ''obcowanie z mężczyzną, który nie jest bratem''. I choć nie żałowali jej cierpkich słów, nie żałowała swojego ''występku'', nie miała też zamiaru przestać pomagać, ani wyjawiać skruchy. Nie wiedziała skąd w niej tyle odwagi, powiedziała co myśli, co zamierza i wyszła. 

Następnego dnia odwiedzili Zbyszka, aby sobie to i owo wyjaśnić. Nie był świadkiem, a więc był dość zaskoczony powodem wizyty, nie czuł się też zobowiązany być miłym, po tym co usłyszał od Beaty. Wywalił z grubej rury, że gdyby nie Ona zdechłby razem z dziećmi z głodu, czemu wtedy nie przyszli? Gdzie była ich przyzwoitość , ''dobre rady i  serce''?  Ponad setka ludzi niby mu życzliwych, a nikt się nie zainteresował. Choć był bardzo słaby,  szybko wyrzucił ich ze swojego domu. Całą noc nie spał, zrozumiał że ci ludzie są całkiem inni niż mu się wydawało, że ta sympatia, miłość to tylko jakaś kiepska komedia. Postanowił porozmawiać z kobietą o wizycie i co  myśli na ten temat, nie chciał jej wykorzystać ani narazić na większe nieprzyjemności. Wspólnie doszli do wniosku, że nic nie będą zmieniać, bo nic złego nie robią, jednak cała ta sytuacja mocno nadszarpnęła ich wiarą w...organizację. I coraz bardziej zastanawiali się, gdzie w tym wszystkim jest Bóg, jeśli w ogóle jest? 

Po wyzdrowieniu Zbyszka, wszystko rozeszło się po kościach i nikt ze zboru nie wracał do tematu.Choć nadal bardzo chętnie ich swatali. Beata trwała przy swoim, lubiła go jako przyjaciela i nic więcej. I choć jej dzieci też z lekka próbowały ją swatać, była nieugięta. Zabierała czasem maluchy do siebie, chodziła z nimi na basen i na tym jej kontakty z mężczyzną się kończyły.

Gorące lato 200..., wyjechała z dziećmi na miesiąc do rodziny, później był sierpień i czas zgromadzeń. Szła w czasie przerwy na mały spacer, gdy nagle ze chodów dobiegł ją krzyk...mama, tam nasza mama idzie. Z zaciekawienie spojrzała w górę, pomiędzy nogami dorosłych ludzi przedzierały się dwie małe, dobrze jej znane sylwetki. Dzieciaki omal jej nie przewróciły, zasypały ją gradem pytań...gdzie była, dlaczego ich nie odwiedza i czy już ich nie kocha? Była wzruszona, była w szoku, ale też nie mogła się przebić przez ich krzyki. Po chwili dopiero dotarł do nich Zbyszek, próbował je oderwać od Beaty, ale to nic nie dało. Gdy jedno odciągnął, drugie kurczowo trzymało się jej nogi i tak na zmianę. Nie miał wyjścia, poszedł po swoje rzeczy i usiedli razem. 

Kobieta nie pamiętała o czym była dalsza część spotkania, w głowie miała mętlik, nie spodziewała się, że aż tak bardzo się do niej przywiązały. Zastanawiała się...i co dalej, co ma zrobić aby nie skrzywdzić dzieci, a zarazem i siebie?  Co prawda Zbyszek robił jakiś podchody, ale ona trzymała go na dystans.O dalszym ich losie zadecydowała wizyta policji w jej domu...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 04 Grudzień, 2019, 16:16
Witaj Tazłą:
Nooo, nie powiemmm  :) zaskoczyłaś mnie tą fabułą- niski ukłon w TWOJĄ stronę, przesyłam mały prezencik, myślę - że Mikołaj pomylił miejsca.
Wracając do opowiadania wzbudza wielkie zainteresowanie i nie małe napięcie- świetny- czekam na dalszy bieg wydarzeń ...
W nim zaskakujące jest  wspominane na końcu wydarzenie, jak w mojej opowiastce mydlanej  '' Historia brata Piotra" - pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 09 Grudzień, 2019, 16:30

   Mieć wielu przyjaciół, to nie mieć żadnego. cd


     Policjant zapytali czy pani Beata ....? Tak, odparła zdziwiona. A gdzie ma pani dzieci? Zgodnie z prawdą w szkole, odparła zdziwiona jeszcze bardziej.  Chyba nie, zaśmiał się  mężczyzn...pani pójdzie ze mną, mamy pani zguby. Na dole w radiowozie siedział drugi policjant i dwie dobrze jej znane czupryny.Na jej widok zaczęli się przekrzykiwać...nasza mama, nasza mama. Jakby chciały przekonać cały świat, że Beata jest ich matką. Musi być pani wyjątkową mamą, zazwyczaj dzieciaki się boją gdy narozrabiają, a tu taka radość...stwierdził jeden z policjantów. Na pewno nie jestem tradycyjną matką, uśmiechnęła się, trzymając dzieciaki za ręce.

Okazało się, że szły same chodnikiem, gdy ich zapytali gdzie idą starsze z nich wyciągnęło z kieszeni kartkę z nazwiskiem i adresem Beaty, mówiąc że idą do mamy. A więc postanowili sprawdzić u źródła. Nim weszli do mieszkania, zadzwoniła do Zbyszka aby się nie martwił i w samą porę. Już biegał po sąsiadach i ich szukał. Okazało się, że na lodówce miał kartkę z danymi Beaty, dzieciaki w swojej ciekawości zapytały co tam jest i następnego dnia były już w drodze do swojej...wybranki.

Zbyszek, coraz rzadziej bywał na zebraniach, częściej widywali się na osiedlu niż , niż na sali. Beata zadzwoniła i zaprosiła ich na niedzielny obiad, zaraz po zebraniu. Był zaskoczony, nieśmiało oznajmił...ale ja się nie wybieram na zebranie. Nic nie szkodzi odparła, u mnie o 14...Później on w rewanżu zabrał ich na wycieczkę za miasto, znajomość się rozwijała, postanowiła porozmawiać z dziećmi.  Co one sądzą o tym wszystkim? Jej dzieci były nad wyraz dojrzałe jak na nastolatków przystało. Usłyszała, że one niedługo wyfruną z domu,  ona zostanie sama, a przecież jest jeszcze młoda, powinna mieć kogoś. Odparła zgodnie z prawdą...Zbyszka lubię, jest fajny, ale ja go nie kocham. Wtedy syn objął ją za szyję i powiedział...mamo, tatę kochałaś i co z tego miałaś? Przykre, ale prawdziwe, kochała go szaleńczo, oddałaby za niego skórę, a w zamian miała znęcanie, biedę i strach. 

 Zbyszek przestał całkiem chodzić na zebrania, a Beata i tak za niego wyszła, ku zgorszeniu braci.   Nie kochała go, ale kochała dzieciaki, a one ją. Jej dzieci darzyły go ogromną sympatią, był dla nich prawdziwym autorytetem i  ojcem. Żyło im się całkiem nieźle w domu Zbyszka, ale robiło się trochę ciasno. Beata chciała sprzedać swoje mieszkanie i dołożyć do kupna większego domu, nie zgodził się. Powiedział, że ma dzieci i im się należy, miał pieniądze z odszkodowania po zmarłej żonie, sprzedali stary dom, wzięli mały kredyt i kupili coś większego. Nie zabraniał chodzić swoim dzieciom na zebrania, jednak sam był daleko od organizacji. Zaczął od czasu do czasu chodzić do kościoła, gdy miał taką potrzebę.

Dzieci Beaty były ambitne, córka została pionierką i wyjechała gdzieś na drugi koniec Polski, syn piął się po szczeblach zborowej kariery. Bracia jaj gratulowali, że tak dobrze wychowała swoje ( z naciskiem na swoje) dzieci. Maluchy już nie był takie chętne, chodziły bo chodziły, ale żadne usługiwanie czy też pionierka  nie były im w głowie. 
Cała czwórka dorosła i jakby poszła na swoje, z nimi został tylko syn Zbyszka, ożenił się, miał dwójkę dzieci. Córka miała trójkę i mieszała w sąsiednim mieście. Syn Beaty mieszkał w jej mieszkaniu razem z żoną, nie mieli dzieci, zaś córka pomieszkiwała tam gdzie akurat była pionierką. I choć relacje rodzinne były dalekie od ideału, to czasem się spotykali.

Pewnego dnia Zbyszek miał poważny wypadek, Beata stanęła przed wyborem...czy zgodzić się na podanie krwi? Przez chwilę się zawahała, ale lęk przed jego utratą był silniejszy niż jej wiara w organizację, zgodziła się. Siedziała na korytarzu wraz z ''maluchami'',tak bardzo się bała, strach, że może go stracić uświadomił Beacie jak bardzo kocha Zbyszka. Jak jest dla niej ważny...Siedziała przy łóżku, gładziła go po ręce i mówiła aby jej nie zostawiał, że go kocha i nie wyobraża sobie życia bez niego.W czwartej dobie obudził się i pierwsze co powiedział to... warto było dać się przejechać, aby w końcu usłyszeć, że mnie kochasz...Te wszystkie lata mówił jej jak jest dla niego ważna, jak ją kocha, ale nigdy nie zapytał czy ona jego też? Czekał cierpliwie i gdy już stracił nadzieję, uważał że jest z nim z przyzwyczajenia, uległ wypadkowi. A ich spokojne życie zadrżało w posadach.

Dzieci Beaty nie odwiedzały go w szpitalu, córka zadzwoniła do niej mówiąc, że się zawiodła na matce, nawet nie zapytała o Zbyszka, co z nim i jak się czuje. Syn też, tylko przez telefon oznajmił  oschle, że poinformował braci co zrobiła i tyle go słyszała. Zaczęli do niej wydzwaniać próbując się umówić na rozmowę, zwlekała. W końcu gdy mąż był już w domu, zgodziła się na taką rozmowę. Po zebraniu została zaproszona do pokoju zwierzeń.  Wyszła po jakiś 5 minutach, nie mogła słuchać tego, że wyszła za złego człowieka który odrzucił prawdę, a sama jest od początku krnąbrna i bez grama pokory jaki powinna mieć dobra siostra. Do tego teraz przez tego człowieka i jego chorobę postąpiła wbrew Jehowie. Gdy wróciła do domu była cała roztrzęsiona, oznajmiła mężowi i dzieciom ( maluchom) że nigdy więcej nie pójdzie na zebranie. Syn nie odbierał od niej telefonów, a więc napisała sms...aby jej więcej nie zapraszali na żadne rozmowy, on wie co ma zrobić aby ją skreślić z listy członków zboru.

To było ponad  dziesięć lat temu, dziś Beata jest wdową, Zbyszek zmarł nagle. To ''maluchy'' są jej wsparciem, rodziną i miłością.  Mieszka w ich wspólnym domu razem z jego synem, pomaga w wychowaniu wnuków, córka choć ma kawałek drogi, nie ma tygodnia aby jej nie odwiedzała. Jej dzieci, choć podobno tak dobrze wychowane od incydentu z krwią, w ogóle się do matki nie odezwały. Nie były nawet na pogrzebie Zbyszka, co dla Beaty było bardzo bolesne. On je kochał jak własne, a ulegał bardziej niż swoim. Czasem jest na siebie zła, że wlokła te swoje pociechy na zebrania i zachęcała do aktywności, jak sama to nazywa...włóczyła  je na zatracenie. I choć smutnieje gdy o tym mówi, to zaraz się ogarnia i z uśmiechem na twarzy dodaje...ale dzięki temu mam moje kochane maluchy, a dzięki nim piątkę wspaniałych wnucząt. A syn za nią dorzuca...i jesteś najlepszą mamą pod słońcem, o czym Bóg i my możemy zaświadczyć.


PS. Dziś tak więcej, bo chciałam to zakończyć. W kolejce czeka historia na czasie, mająca swój początek na naszym forum.  :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Trzy Kominy w 09 Grudzień, 2019, 17:43
Oj czekamy, czekamy . . . . .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 09 Grudzień, 2019, 17:56
Tazałku żeś jest mistrzynia opowiadania.
Historia bardzo smutna, bez hepyendu. Ile takich wśród nas 😢
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Voyager w 09 Grudzień, 2019, 21:38
Książki powinnaś pisać .. Bezbłędne pióro . A historia tak naprawdę z happy endem, ona jest szczęśliwa i żyje tak jak chce.
Czekam na następną historię.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 09 Grudzień, 2019, 21:59
Witaj Tazła:
Brak słowa aby podsumować Twój wielki talent pisarski ale to żółte wynagrodzi - myślę że zrozumiałaś  :) :) :) :) :) :) :) :) :) :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 12 Grudzień, 2019, 17:01

    Dzięki kochani, historia może nie do końca dobrze się kończy, Beata jak każda matka chciałaby mieć kontakt ze wszystkimi dziećmi, wyszło inaczej. Na pewno, cieszy się z tego co ma i nie narzeka.

O całej tej historii można powiedzieć, że to taki ( jak ktoś słusznie nazwał) efekt motyla. Gdyby Zbyszka ktoś nie przyprowadził na zebranie........
Ale to tylko takie....co by było gdyby.... Niebawem dopracuję i wrzucę obiecany post.

Nadaszyniak...wiem, wiem.... :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 13 Grudzień, 2019, 18:12


        Miłość przychodzi wtedy, gdy na nią nie czekasz.


      Nasze forum przyciąga różnych ludzi, o różnym podejściu do życia, z różnych stron kraju i świata. Dla większości  nas, wspólnym mianownikiem jest przewielebna organizacja.  Nie da się ukryć, że nie wszystkich nas ona zbliża, czasem bardzo dzieli, co się może wydawać dziwne, ale dla mnie jest to zdrowy objaw.Przecież czasy jedności myślowej mamy za sobą, teraz możemy myśleć po swojemu, mamy do tego prawo. Należy nam się to jak psu buda. I choć czasem jest wrzawa, ważne abyśmy się wzajemnie szanowali, nie jako odstępcy, ale zwyczajnie jako ludzie.
 
Oboje moich Bohaterów ( nazwijmy ich  Dorota i Michał)  wychowano w organizacji. Dorota,  odeszła już jakiś czas temu, a że była po symbolu, musiała się zmierzyć z wszystkimi konsekwencjami.  Nie było łatwo, odrzucona, potępiana  przez bliskich, po chwilach zwątpienia podniosła się i powiedziała...ja wam jeszcze pokarzę. Dała radę, bez organizacji i ich Jehowy była kimś. Była kobietą spełnioną, lubiła to co robiła, lubiła ludzi, lubiła siebie, odniosła sukces z którego była dumna. Wiedziała że się podoba mężczyznom, ale złe doświadczenia z przeszłości jakoś ją skutecznie zniechęciły do płci przeciwnej. Przyjaźniła się z nimi, ale nie wdawała w bliższe relacje.

 Michał,  był o tyle w lepszej sytuacji, że nie dał się wykąpać. Był głosicielem i był, aż w końcu zaczął zadawać niewygodne pytania, a gdy  nie  uzyskał na nie odpowiedzi od  braci, zaczął szukać sam. I czym więcej szukał i czytał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to religia fałszywa. Mało tego, dotarło do niego, że cały ten moloch żerujący na ludzkiej naiwności to szatański wynalazek. I tak ku zgorszeniu bliskich, przestał brać udział we wszelkich działaniach związanych z tą społecznością. Jego  siostra, żona starszego,  bardzo gorliwa wręcz moherowa istota, nie szczędziła mu kąśliwych uwag.Klamka zapadła, nie chciał być kimś kim się nie czuł, nie chciał żyć według zasad, których nie popierał.

I On na złość duchowej braci nie stoczył się, jak to mają w zwyczaju wróżyć odchodzącym życzliwi. Skupił się na sobie, zaczął realizować swoje plany, żyć według swoich zasad i swoich wytycznych. Spotykać się z kim chciał i kiedy chciał.  Nie należał i należy do ludzi, którym można było coś narzucić, dlatego gdy był jeszcze w zborze był dość krnąbrnym osobnikiem. Co nie wszystkim się podobało, ale cóż mogli zrobić ? Pogadać i tyle, nie był świadkiem, nie mieli nad nim większej ''władzy''. Rodzice też niewiele mogli, jak tu obsobaczyć dorosłego faceta, który jest odpowiedzialny i niezależny? Oni się z tym pogodzili, ale nie siostra ...

Najpierw na forum pojawiła się Dorota, jakiś czas po niej zawitał też Michał. Nigdy specjalnie razem nie dyskutowali na forum publicznym, mimo to pewnego wieczoru kobieta dostała wiadomość...
Napisał kilka słów o sobie, a wiadomość podpisał...będę wdzięczny za odpowiedź Michał. Odpisała mu następnego dnia, a że dopisek ją rozbawił, napisała  swój...a teraz możesz  być wdzięczny, Dorota. Tak sobie pisali, dyskutowali na różne tematy, czasem dalekie od org... Bywało tak, że się w jakiejś kwestii nie zgadzali, ale nigdy sobie swoich zdań nie narzucali.  Po kilki miesiącach Michał napisał  jej swój numer telefonu, następnego dnia Dorota się zrewanżowała.  Jakież było jej dziwienie, gdy wieczorem dostała wiadomość z pretensjami, że nie odpowiedziała na jego sms. Jaki sms...zapytała zdziwiona? Okazało się, że przestawiła cyferki podając numer telefonu i sms poszedł, ale Bóg raczy wiedzieć do kogo. Trochę się na nią boczył, ale szybko mu przeszło. Teraz do wiadomości i maili doszły sms-y.

Nim Michał zadzwonił do Doroty, znów minęło trochę czasu,  pogadali  chwilę.
 Jednak lepiej wychodziło im chyba pisanie, nie dzwonili do siebie zbyt często. Po około pół roku internetowej znajomości postanowili się spotkać.  Zgodnie mówią, że chcieli osobiście poznać osobę  z drugiej strony, bez podtekstów damsko - męskich. Zwyczajnie poznać człowieka, porozmawiać twarzą w twarz.  To czego najbardziej bała się Dorota to, że nie będą mieli o czym gadać,
 ale niepotrzebnie. Tematów było mnóstwo, dyskusjom nie było końca, to raczej czasu było za mało. Rozstając się umówili się na ponowne spotkanie,  a że był przed nimi okres wakacyjny, wstępnie umówili się na jesień. Co dość szybko okazało się błędem.Nadal sobie pisali wiadomości, może sms było więcej, ale bez znaczącej zmiany. Wszystko się zmieniło po zdarzeniu jakie miał Michał w czasie powrotu do domu...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 13 Grudzień, 2019, 18:38
Tazła rzeczywiście jesteś ta zła. Tak dawkujesz emocje, że można zawału dostać. Kobieto dajesz, dajesz, dajesz tę historię!!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 14 Grudzień, 2019, 16:56
Opowieść mi się łokropnie podoba ale czemu Dorota. Nie pasuje do Michała😜
No już naprawdę mogłaś jom jakąś Ania czy inna Kasia  nazwać 😄😄😄
I pisz prendzej😎😍😘bo mi język do dupy ucieknie.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Grudzień, 2019, 17:26
    Proponowałam im Jacek i Agatka, ale się nie zgodzili, że mało poważnie brzmi. ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 14 Grudzień, 2019, 19:48
Powiedz im niech się tak  nie napinają. My z Jaśkiem jesteśmy Jaś i Małgosia i jakoś z tym żyjemy 😜
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: josh82 w 14 Grudzień, 2019, 21:20
Rysio i Asia - też dajemy redą :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 16 Grudzień, 2019, 19:33
  Do Rysia to Grażynka  :D

Jutro ciąg dalszy, naszego odstępczego duetu. :D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 17 Grudzień, 2019, 19:32


   Miłość przychodzi wtedy kiedy na nią nie czekasz.


    Miał kolizję, został poraniony  przez rozbitą szybę. Pierwszą osobą do jakiej zadzwonił po powrocie do domu była Dorota, wybrał jej numer odruchowo, bez większego namysłu. Gdy tylko go usłyszała, wiedziała że coś się stało.  Dość długo rozmawiali, choć oboje zestresowani całą sytuacją, to cieszyli się, że obeszło się bez większego uszczerbku na zdrowiu. Michał mówi ... nie wiem dlaczego zadzwoniłem do Doroty?  Mogłem przecież do rodziny, siostry, któregoś z kolegów, ale nie...nim dotarło do mnie co robię, po drugiej stronie już słyszałem jej głos.  Całe zajście dało obojgu do myślenia.

 Długo nie mogła zasnąć, rozmyślała czy na pewno jest tak jak mówi? Czy jej nie oszukuje, nie chce martwić? Zadzwonił następnego dni z rana, opowiedzieć jak straty i on sam wyglądają przy dziennym świetle. Ta noc  uświadomiła jej, że jest dla niej ważniejszy  niż by się mogło wydawać. Że to nie jest zwykły znajomy z forum, na tamtą chwilę to był przyjaciel, bardzo dobry i ważny przyjaciel. Dziś widzi to jeszcze inaczej, wtedy nie dopuszczała do siebie, że to może być początek czegoś ważnego. Gdzie tam ona, kobieta po przejściach, twardo stąpająca po ziemi, mogłaby się zakochać. Wszyscy, ale nie ona, ona już z miłości wyrosła, wyzbyła się wszelakich nadziei i złudzeń, że po tej ziemi chodzi dla niej jakiś facet.

 Wszelakie forumowe  znajomości traktowała z dystansem, jak widać do czasu. Rozum mówił jedno, a serce nie pytając nikogo o zgodę, rządziło się swoimi prawami. Na pytanie co było takiego w mailach od Michała, że w to brnęła? Odpowiada....traktował mnie jak człowieka, partnera do rozmów, a nie dupę do wyrwania. Miał podobne do mojego poczucie humoru i nigdy nie rozmawialiśmy o pieniądzach. Choć w dzisiejszych czasach to raczej trudne, nasze dyskusje były od tego wolne.

 Michał mówi podobnie, nie interesowało ją nic więcej poza to co sam o sobie napisałem, nie wypytywała co robię, jak i ile zarabiam, gdzie mieszkam itp. Śmieszyły nas te same dowcipy i co najważniejsze w tym wszystkim  chyba ( śmieje się szelmowsko) pewnych technicznych spraw nie musiałem jej tłumaczyć w nieskończoność, kumała jak  facet.
Gdy Dorota  zapytała Michała ...dlaczego do mnie napisałeś, właśnie do mnie? Nie potrafił odpowiedzieć, sam nie wiedział i nie wie do dziś, dlaczego właśnie Ona?Co nim kierowało, co było impulsem? Ot, usiadł i napisał, nawet się zbytnio nie zastanawiał czy mu odpisze? Odpisała, a że wymiana wiadomości była ciekawa i płynna , pisali więcej i więcej.

Spotkali się tak jak planowali jesienią i choć czas im się dłużył niemiłosiernie, nie zmienili wstępnej umowy. Żadne nie wyszło z inicjatywą aby coś zmienić w planach.  Później było następne i kolejne.  Michał zaprosił Dorotę do siebie i postanowił przedstawić siostrze, rodzice już nie żyją, a więc komu jak nie jej?Spotkanie wypadło tak sobie, niby było miło, ale sztywno i jakoś tak dziwnie ( kwituje Dorota). Przyszła do domu brata, rozmowa zbytnio się nie kleiła, chwilę posiedziała i poszła. Jeszcze przed tym spotkaniem umówili się, że dla dobra wszystkich  nie będą mówić, że Dorota jest byłym świadkiem.
Ten detal zgrabnie będzie przemilczany, jednak zastrzegła sobie, że jeśli ktoś zapyta ją wprost, kłamać nie będzie. Uprzedziła także, że jeśli kiedyś, ktoś ośmieli się grzebać w jej przeszłości (chodzi o org) pójdzie do sądu, bez względu kto to będzie

Po roku od pierwszego spotkania postanowili razem zamieszkać, Dorota uporządkowała swoje sprawy i przeniosła się do Michała. I można by powiedzieć bajka, dwoje  wolnych ludzi  , z dwóch różnych krańców Polski, o bardzo podobnej przeszłości poznali się przez forum byłych świadków Jehowy, zakochali w sobie, zamieszkali razem. Ale... nie może być za dobrze. Jak mówi Dorota, to pie...  świadkostwo nigdy nie przestanie mnie prześladować, to jest jak nie gojący się wrzód na...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 17 Grudzień, 2019, 21:48
Kiedyś jak byłam pinkna i młoda pływałam bardzo dużo, zdobyłam nawet uprawnienia ratownika wodnego. Latami chodziłam na mecze piłki nożnej i darłam ryja: pogoń Szczecin, pogoń pogoń pogoń. Teraz już tylko mgliste wspomnienie po tym pozostało. Nawet jak jest najważniejszy mecz w telewizorze to i tak go nie oglądam. Do wody nie wlażę bo się boję że wystąpi z brzegu. I nic mnie to nie wzrusza. A te pieprzone  jehostwo wyziera z każdego kąta.
To dopiero fenomen jest. 😠
Tazałku kiedy następny odcinek? Bo mnie się podoba😊
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 18 Grudzień, 2019, 09:14
Latami chodziłam na mecze piłki nożnej i darłam ryja: pogoń Szczecin, pogoń pogoń pogoń. T Nawet jak jest najważniejszy mecz w telewizorze to i tak go nie oglądam. Do wody nie wlażę bo się boję że wystąpi z brzegu. I nic mnie to nie wzrusza. A te pieprzone  jehostwo wyziera z każdego kąta.
To dopiero fenomen jest. 😠

Wiem Matyldzia , bo darliśmy ryja na tym samym sektorze , machając szalikami zrobionymi na drutach  :)
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 18 Grudzień, 2019, 19:27

    Zazwyczaj moje historie są z bliższej lub dalszej przeszłości, ale to zajście jest gorące, bo na czasie.

     Władze gminy zarządziły na pewnej wsi powiesić migające ozdoby świąteczne. Jako zawieszki miały posłużyć słupy oświetleniowe. I tak w zeszłym tygodniu wieszano migające cudeńka. Jeden takowy słup stoi obok posesji bardzo gorliwych świadków. Traf chciał, że wszędzie zawieszono, a przed ich domem nie.

O zgrozo, pomyśleli widzący to odstępcy. Czy aż takie mają znajomości, że im tej przyjemności nie zrobią?  :(  Nie, okazało się, że ekipa która to montowała, musiała jechać do jakiejś awarii, ale wrócą i dokończą.
Odstępczuchy zacierają ręce i się śmieją...ciekawe co kochani bracia myślą? Pewnie, że jehowa ma ich w opiece.  ;D

Tydzień dobiegł do gońca, ozdób nie ma, zaczął się nowy i też cisza. Wczoraj zajechali ludzie i dokończyli dzieła. Odstępczuch widząc świadków nie odmówił sobie przyjemności aby nie zagadać...ale wam ładne ozdoby powiesili. :)
Na co usłyszał...a myśleliśmy, że u nas wieszać nie będą, ze względu że jesteśmy innego wyznania. Świadkowa miała minę, zbitego psa.

Cóż, są tak nadęci i przeświadczeni o swojej wyjątkowości, że lokalne władze powinny ich pytać czy mogą i co mogą...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 20 Grudzień, 2019, 18:15


  Miłość przychodzi wtedy, gdy na nią nie czekasz.


       Jak wiadomo siostra Michała  mieszka w domu obok ze swoim mężem. Oboje bardzo gorliwi  i jehowobojni, żeby nie powiedzieć, że sfiksowani na punkcie swojej religii. Choć Michał nie był świadkiem tak do końca i nie obowiązywały go tak rygorystyczne zasady jak po symbolu, to jego sąsiedzi uważali inaczej. Ich relacje były dalekie od poprawnych sąsiedzkich, nie mówiąc już o rodzinnych. Byli względem niego obojętni, nieuczynni. Czasem gdy prosił o drobną przysługę, w 95% odmawiali, nawet jak to było tylko odebranie przesyłki od kuriera. Przykłady można mnożyć, ale nie chodzi o relację Michał -siostra, a siostra - Dorota.

Podczas jednej z wizyt, nim jeszcze razem zamieszkali, przyszła do Doroty pod nieobecność brata i nim usiadła oznajmiła...
- jesteśmy innowiercami, tak nas ludzie uważają. 
- tzn, zapytała zdziwiona ( niby )  Dorota ?
- jesteśmy świadkami Jehowy.- po co tak radykalni, wyznanie jak wyznanie- tak, ale ludzie nas nie lubią
- nie lubią, bo świadkowie są bardzo roszczeniowi. Wydaje im się, że mogą więcej niż inni, są lepsi, mądrzejsi. A to nieprawda. Kontynuowała Dorota, co kobietę trochę wybiło z rytmu i zezłościło. Aby jakoś uwiarygodnić swoją wiedzę na temat, dodała...że ma świadków w rodzinie ( co jest prawdą) i zna ich wierzenia, poglądy i terminologię. Na koniec dorzuciła, że są tam fajni, porządni ludzie jak i tacy sfiksowani, jak to wszędzie.
- dlatego że jesteście z Michałem w nieformalnym związku, nie możemy się spotykać towarzysko, zabrania nam tego nasza religia. Chciała chyba Dorotę przyprzeć do muru i zapytała... z tego co wiem kościół też nie popiera takich związków, nie są nimi zachwyceni?
- zgadza się, ale nie na tyle aby się odwracać od bliskich. Zawiesiła się na chwilę, próbując się uśmiechać do Doroty wróciła do początku rozmowy...
- nie możemy się spotykać, póki nie weźmiecie ślubu, to jest warunek.
- po pierwsze...mnie się warunków nie stawia, ze mną można negocjować. Bardzo poważnie powiedziała Dorota. 
- ale takie są nasze zasady.
- dobrze mówisz...wasze zasady. Siostra zaczynała się nerwowo wiercić na krześle, po raz  któryś mieszając kawę.
- życie  bez ślubu nie jest po bożemu
- nawet przed urzędnikiem? Urzędnikiem ze świata, nie jest to zaprzeczeniem tego co mówicie o sobie, że nie należycie do tego świata? To jest niekonsekwencja, co wam pasuje bierzecie, a co nie odrzucacie. Na to nie otrzymała odpowiedzi, kobieta bawiła się łyżeczką i patrzyła w stół, jakby chciała przeczekać atmosferę gęstą od zarzutów. A więc Dorota nacierała dalej...
- nawet jak to będzie ślub kościelny? Z tego co wiem, uważacie KK za religię fałszywą, ślub się będzie liczył, będzie ważny ? Zapytała z szyderczą miną .Siostra naburmuszyła się jeszcze bardziej , po chwili  odpowiedziała
- Michał na to nie pójdzie, wiem, znam go, a ty  jeszcze  nie .
- a może to ty go wcale  nie znasz, tylko ci się wydaje, że znasz?

W całej rozmowie padły też cierpkie zdania pod adresem Doroty, jej wierzeń ( z góry założyła że jest katoliczką) religijności. Gdy przeciwniczka zamilkła, do akcji wkroczyła nasza forumowiczka.
- powiem podobnie jak świadkowie, Bóg nie mieszka w świątyniach ręką ludzką uczynionych. Jednego nauczacie, a co robicie? Każda religia to ludzki wynalazek,  jakiś cwaniak lub kilku wymyśliło ją sobie aby nabijać w butelkę naiwniaków. Jezus powiedział ..gdzie dwóch lub trzech w imię moje... A więc ani msza w kościele, ani zebranie na sali tego nie odzwierciedlają. Religie robią wszystko na opak, robią spędy w murach i wyrywają sobie Boga jakby mieli do niego większe prawa. Ludziom się wydaje, że są Jego wybrańcami i mają większe prawa do jakiegoś oceniania, wyrokowania. A znasz to...jak bowiem wy innych będziecie sądzić, tak też i was osądzą, a jaką miarą sami mierzyć będziecie, taką i wam odmierzą? 

Nic nie odpowiedziała, atmosfera bardzo zgęstniała. Dorota była bardziej wkurzona, niż dała po sobie poznać, uśmiechała się, ale to były pozory spokoju i opanowania. Nie wiedziała co zrobić z rękoma, wsunęła je sobie pod uda i docisnęła do krzesła.
Bezczelność i buta kobiety , przeszły jej najśmielsze oczekiwania, gdyby oni razem już zamieszkali, gdyby  lepiej Dorotę poznała ( a nie widziała dwa razy i to krótko), mogłaby to jakoś  przełknąć, ale nie na początku, nawet nie wiedząc jakie  naprawdę mają plany.
Złość w niej narastała...


Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Grudzień, 2019, 19:25

      Miłość przychodzi wtedy, gdy na nią nie czekasz.


        Miała ogromną ochotę wyprosić ją ( delikatnie mówiąc), jednak świadomość,  że sama jest gościem w tym domu, a to siostra Michała skutecznie ją powstrzymywała. W punkcie kulminacyjnym, gdy jej złość sięgnęła zenitu, miała chęć powiedzieć...a wiesz, tak naprawdę to ślub w naszych relacjach nic nie zmieni. Jestem byłym świadkiem, odeszłam z tej sekty, bo to nie dla mnie. Obłuda, fałsz i zakłamanie, to coś czym się brzydzę, a tym się właśnie kieruje organizacja śJ.  Postanowiła jednak odpuścić ze względu na Michała. Może by się i zdobyła na ten krok, gdyby rozmówczyni jeszcze coś do paplała, ale ta nagle  przypomniała sobie o pozostawionym żelazku. Nie odprowadziła ją do drzwi, wstała tylko od stołu, na tyle się zdobyła w ramach swojej gościnności. W całej rozmowie pilnowała się aby nie użyć zwrotu...wy świadkowie, aby kobieta nie poczuła się aż tak atakowana.

Ta wizyta na kilka dni skutecznie zepsuła jej humor, odbiła się na niej dużo bardziej niż dała po sobie poznać. I choć Michał ją pocieszał, że to nic takiego, że oni ( świadkowie) już tacy są, a jego siostra to już w ogóle fenomen. Nie ma się czym przejmować, puścić sobie koło...i robić swoje.Dorota, uważała inaczej. Obca baba nie miała prawa  przychodzić umoralniać,  pouczać jej, narzucać swoich zasad, ich  nie istniejącej jeszcze znajomości. Nie znała Doroty, nic o niej nie wiedziała, skąd jest, kim jest, jakie ma plany?Jedyne co wiedziała to imię i  że spotyka się z jej bratem.

Takie zachowanie jej zdaniem to wychodzenie przed szereg, nim cokolwiek się ku temu działo.Mało tego, po przykrych słowach od siostry ( nie tylko w temacie religijnym), Dorota powiedziała wprost Michałowi...a może tu wcale nie chodzi o świadkowskie  zasady? Może ona boi się, że twój ładny domek pójdzie w ręce obcej baby? Może to ją bardziej boli? I chciała mnie przestraszyć, zniechęcić do związku z Tobą, że stoję na drodze waszych rodzinnych relacji?

Mężczyzna zaprzeczył, dodał...mój dom, nikt mi nic nie dał i zrobię z nim co będę chciał. Dorota swoje myślała, powiedziała, że nie zamelduje się u niego, nie chce być brana za łowczynię cudzych majątków, ma swój i to jej wystarcza.Gdy emocje opadły, poprosił ją ..aby się nad tym jeszcze raz zastanowiła i przemyślała decyzję o meldunku. Ponieważ on ma bardzo poważne plany i chce aby ich związek był zalegalizowany, a oni względem siebie decyzyjni w majestacie prawa. Obiecała się zastanowić.

I choć minęło od całego zajścia sporo czasu, Dorota nadal podchodzi do tego emocjonalnie. Myślała, że czas świadkowskiej klątwy ma za sobą, że uporała się ze swoją rodziną, a więc będzie mieć spokój, ale nie....Podświadomie wiedziała, że wiążąc się z kimś kto jak ona ma świadkowskie pochodzenie i rodzinę, gdzieś tam nadal będą się przewijać w jej życiu, ale nie myślała, że tak szybko i tak dotkliwie. Boi się pomyśleć, do czego są jeszcze zdolni w swoim przekonaniu, że im więcej wolno, jako wybrańcom Boga.

I choć tworzą z Michałem bardzo udany związek, to w tej kwestii się różnią. On uważa, że powinna siostrę traktować jakby nigdy nic, żeby być ponad to. Tak jak on, gdy coś od niego potrzebują, nie odmawia. Rozmawia z nimi, jest miły, życzliwy i że to ich wkurza ( jego zdaniem). Dorota uważa inaczej, że takie postępowanie utwierdza ich w przekonaniu, że im więcej wolno i zachęca do traktowania innych z góry. Że mogą na kogoś pluć, a on w zamian im  będzie wdzięczny, że później w ogóle się do niego raczą odezwać. I rozumie Michała bo to jego siostra, ale ona nie ma takiego znieczulacza i nie zamierza go odpalać. Żaden świadek ( nawet siostra Doroty) nie ma taryfy ulgowej gdy przekroczy granicę. 

Uważa, że siostra  na ww temat  powinna sobie porozmawiać z bratem, a nie z nią. Nie zamierza niczego puszczać w niepamięć. Nie należy do osób pokornych, nadstawiających drugi policzek, dwa spotkania z sąsiadką i oba niemiłe. Jeśli chciała przyszłą bratową do siebie zniechęcić, to zrobiła to bardzo skutecznie.
Jeśli Dorota otwiera bramę, a ona stoi przed swoim domem, odwraca się tyłem. Gdy przyjdzie po coś do brata, Dorota  mówi jej lub odpowiada dzień dobry i znika z pola widzenia. Uprzedziła Michała, że jeśli przyjdzie do niego siostra i zechce ją czymś poczęstować kawa, herbata ona nie ma nic przeciwko, ale ona razem  z nimi pokrzepiać się nie będzie. Gdy zdecydują się na ślub, pójdzie z nim ich zaprosić, a gdy przyjdzie wyznaczony termin, na ten jeden dzień zawiesi ''broń''. Później wszystko będzie po staremu.

Na koniec dodaje...bardzo kocham Michała, ale kocham też siebie. Jestem dużą dziewczynką i trochę w życiu przeszłam, pewnych rzeczy nie przełknę. Nie przejdę nad nimi do porządku dziennego, aby sobą nie gardzić. Bo to walka o siebie min  ze świadkami, nauczyła mnie asertywności, mówienie nie i stawiania granic. 

Mnie, nie pozostaje nic innego jak życzyć Dorocie i Michałowi, aby na drodze do ich szczęścia nikt nie stanął, a śJ trzymali dystans i nie próbowali ich poróżnić. 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 21 Grudzień, 2019, 23:51
No no, śmieszno i straszno.
Nie mam dziś siły, uszka, śledzie i pierniki mnie już dziś pokonały. Rano wpracy jeszcze byłam. Ale święta długie to znajdę chwilę i napisze jakbardzo znajoma wydaje mi się historia Doroty i Michała. Wierzcie mi nie trzeba jehowych ani byłych jehowych. Wystarczy ze ktoś się ch** urodził to i tak kanarkiem nie zdechnie.
Siak czy owak trzymam wszystkie kciuki, nawet te u stóp za powodzenie cudnej więzi jaka Się rodzi między twoimi bochaterami Tazałku.
Dobrej nocy  ^-^
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 25 Grudzień, 2019, 09:07
   Pewnie, że tak, sj nie mają wyłączności na głupotę, jest ona wszędzie. Tylko tu akurat chodzi właśnie o nich i ich zapędy.....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: humble w 29 Grudzień, 2019, 10:26
Ja jestem z tych co tutaj czytają,do tej pory.Wpadłam na ten wątek kilka dni temu ,jestem na 74 stronie,tam było o Basi ...
Wcześniej o Szymku,tam poleciały mi łzy.
Wszystkim bohaterom życzę aby im się dobrze wiodło i pozdrawiam serdecznie!

Ja niestety byłam wychowana od urodzenia w tej religii,moi dziadkowie też w niej są ,dużo można by opowiadać,znam wszystko od podszewki,ale nie chcę już,minęło 11 lat kiedy byłam ostatni raz na zebraniu,na pamiątkę też od tamtej pory nie chodzę.

Jednak jak wielu zauważyło ta sekta potrafi się ciągnąć całe życie za kimś.Moi rodzice przestali chodzić na zebrania wiele lat temu,ale nigdy nie zostali wykluczeni,jednak bracia przestali ich znać kiedy tata zaczal się z nimi dzielić swoimi wątpliwościami.Tata nadal trwa w swym postanowieniu ,ale mamie czegoś brakowało i ona jednak wierzy w te nauki i kilka lat temu postanowiła wrócic do zboru.Czasem robi mi jazdy .Ostatnio za kartki świąteczne które wysyłamy znajomym i do rodziny w Polsce.
Mama nie rozumie dlaczego obchodzę święta które nie podobają się Jehowie itp itd.I jeszcze wrzuciła jakiś obrazek jak to w raju będzie ,kąpanie lwów,wyprowadzanie krokodyli na spacer i tym podobne bzdury jakimi karmią się ostatnio jej współwyznawcy.
Na koniec kazała ucałować wnuki tzn że chce mieć z nimi kontakt,czyli nie jest tak źle,ale pewnie dlatego że ma nadzieję ich kiedyś przekabacic

Odpisałam jej tak:

Mamo ,doceniam to że się martwisz,i szanuję Twoje poglądy,ale zrozum że ktoś może mieć nieco odmienne,bądź zupełnie inne.Jesli chodzi o święta,w moim przypadku nie ma to wogole wymiaru religijnego, raczej tradycyjny,zresztą wysłanie kartki ,bardziej oznacza pamięć o kimś itp.Zauwaz też że ze względu na Twoje zasady nie wysyłam Ci niczego o takiej tematyce. A to co wysyłam innym to już moja raczej sprawa,nie jestem już małym dzieckiem. Co do obietnic które tu przytaczasz,i innych spraw związanych z nauką świadków i Biblią,jest to temat na tyle obszerny,że raczej można by kiedyś podyskutować.Tez pozdrawiamy i całujemy,a wnuki zaraz będę budzić do szkoły to przekaże całuski od Babci🥰

Później jeszcze dodałam żebyśmy jednak dla spokoju nie poruszały tych tematów.Napisala ok.i na tym się skończyło

Jakiś rok temu dostałam od niej smsa z tekstem , droga córko Aniu , jesteś wykluczona więc jestem zmuszona zerwać z tobą kontakt.

A ja nawet wykluczona nie jestem!Sama mnie wykluczyła.
Potem pojechaliśmy na wakacje i rozeszło się po kościach,ja nie podejmowałam tematu i ona też.

A tu znowu się zaczyna.Ja chce mieć święty spokój haha, zapomnieć o tej  g### niej sekcie ,ale czasami szlag mnie trafia
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 29 Grudzień, 2019, 16:52

   Nieraz próbowałam zrozumieć moją matkę... jak bardzo trzeba mieć zepsuty łeb, aby wypowiadać takie ( bolesne) treści pod adresem własnego dziecka? Sama jako matka sobie nie wyobrażam...

Niestety, ta klątwa będzie się za nami wlokła całe życie.

PS. Są osoby z tych historii, które wróciły do org... Nie mogły się odnaleźć w wielkim świecie i choć wiedzieli, że tam wiele fałszu jednak wracali.
Żegnali się ze mną , najczęściej pisząc, tłumacząc się, aby ich nie potępiać, ale inaczej już nie potrafią. Doceniam ich odwagę, że potrafili się przyznać, a nie znikali bez wieści, albo szli w zaparte. Każdemu życzyłam powodzenia i aby był naprawdę szczęśliwy.

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: humble w 30 Grudzień, 2019, 00:48
Wracają,sekta uzależniona bardzo...
Mam tego przykłady we własnej rodzinie,oprócz mamy ,wrócił też taty brat i siostra,sprawa jest o tyle skomplikowana,że wujka córka,kuzynka moja, jest wykluczona,a on i jego żona nie chcą jej znać ,ani jej dzieci.Dopoki nie wróci na łono zboru.W dodatku boli ją to podwójnie ,gdyż była adoptowana, wraz z dwójką rodzeństwa.Biologicznej matce odbierano dzieci(,nie bez powodu) ,więc już raz jedna matke stracila,a potem została odrzucona przez tą drugą z powodów religijnych.Wujek,a może bardziej jego żona twierdzi że sama  jest sobie winna ,bo  na własne życzenie odeszła od Jehowy.

A wiecie co jest jeszcze gorsze?Razu pewnego wykluczono jednego brata za to ,że pracował dla wojska jako kierowca,porostu woził jakieś towary,a Wujek z ciotka uważali że to praca jak każda inna,za broń się nie chwytał itp. i utrzymywali z nim kontakty,ale z własną córka to już nie!Wykluczony to wykluczony wg CK należy ich wszystkich traktować jednakowo!No i ich córka nie mogła tego przetrawić.Ona odeszła głównie dlatego że poznała chłopaka że "świata".Oni jej dali ultimatum albo chłopak albo zbór,wybrała to pierwsze

Minęło już sporo lat, w stosunkach z rodzicami nic się nie zmieniło,wyjechała daleko, ma teraz swoją rodzinę dzieci i układa im się nienajgorzej.

Wracając do powrotów na łono organizacji,myślę ,że nie każdy potrafi odnaleźć się poza nią,zwłaszcza jak siedział tam kupę lat ,no i jeszcze rodzina ,znajomi ...Wyszli stamtąd i ogarnęła ich pustka, której nie potrafili wypełnić.
Mojej mamie brakowało towarzystwa braci ,a głosić to ona też lubi i ludzi ustawiać,także pasowało jej to.Ma zajęcie jakieś ,w jej przypadku to chyba mniejsze zło.Bez tego bywało z nią nieciekawie,depresja ,próby samobójcze,od kiedy tam wróciła jest z nią zdecydowanie lepiej,w sumie nie mam nic przeciwko,skoro jest jej tam dobrze,oby mi tylko nie truła :))

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 02 Styczeń, 2020, 20:50

  Kiedyś gdy na Interii było forum o świadkach, był gość wychowany w organizacji, ale nigdy świadkiem nie został. Miał dwie siostry, które odeszły od orgu...jednak gdy w wieku emerytalnym owdowiały obie wróciły na łono organizacje.
On pisał, że zgłupiały, ja twierdziłam, że to...ewidentny brak zajęcia je tam zaprowadził.

Nałogowiec z nudów wraca do nałogu, tak samo i tu...wielu wraca. Pytanie tylko do kogo, a raczej po co?
Odpowiedź jest dość prosta, część ludzi woli być słodko okłamywana, niż słyszeć bolesną prawdę.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: LD w 03 Styczeń, 2020, 11:23
PS. Są osoby z tych historii, które wróciły do org... Nie mogły się odnaleźć w wielkim świecie i choć wiedzieli, że tam wiele fałszu jednak wracali.
Żegnali się ze mną , najczęściej pisząc, tłumacząc się, aby ich nie potępiać, ale inaczej już nie potrafią. Doceniam ich odwagę, że potrafili się przyznać, a nie znikali bez wieści, albo szli w zaparte. Każdemu życzyłam powodzenia i aby był naprawdę szczęśliwy.

Właśnie Tazła. Dla każdego szczęście ma inny wymiar. Niektórzy czerpią przyjemność np. z samookaleczania się, ale to ich wybór i ich życie. My możemy się temu wszystkiemu tylko poprzyglądać... pośmiać lub współczuć. Mnie tylko czasem zastanawia cóż oni wszyscy poczną, gdy nie będzie już GDZIE wrócić, tzn, gdy ta sekta wreszcie z hukiem zakończy swój nędzny żywot, a całe towarzystwo byłych braci wpadnie w ręce "krwiożerczych światusów"  :o  ;D
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Styczeń, 2020, 11:33
Mnie tylko czasem zastanawia cóż oni wszyscy poczną, gdy nie będzie już GDZIE wrócić, tzn, gdy ta sekta wreszcie z hukiem zakończy swój nędzny żywot, a całe towarzystwo byłych braci wpadnie w ręce "krwiożerczych światusów"  :o  ;D
wg mnie, nie ma takiej opcji jak całkowite zakończenie działalności tej sekty w Polsce...

nawet jeśli Cezar dokonałby delegalizacji (albo Warwick sprzedałby nieruchomości i zwinąłby kasę), to wśród dotychczasowej starszyzny pojawiłoby się wielu samozwańczych liderów, którzy prowadziliby dalej działalność, spotykając się w mieszkaniach prywatnych jak w czasach Polski Ludowej... I oczywiście każdy z tychże liderów uważałby się za tego najwłaściwszego...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Marzena w 03 Styczeń, 2020, 12:34
wg mnie, nie ma takiej opcji jak całkowite zakończenie działalności tej sekty w Polsce...

nawet jeśli Cezar dokonałby delegalizacji (albo Warwick sprzedałby nieruchomości i zwinąłby kasę), to wśród dotychczasowej starszyzny pojawiłoby się wielu samozwańczych liderów, którzy prowadziliby dalej działalność, spotykając się w mieszkaniach prywatnych jak w czasach Polski Ludowej... I oczywiście każdy z tychże liderów uważałby się za tego najwłaściwszego...

W takim razie byłoby jeszcze bardziej niebezpiecznie. W każdym takim gronie powstałoby nowe światło 😁 a może i nawet nowe zamierzenia. Nie wiem co gorsze śj, czy odłamy sekciarskie powstające po ich upadku.
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 03 Styczeń, 2020, 19:36
Mnie tylko czasem zastanawia cóż oni wszyscy poczną, gdy nie będzie już GDZIE wrócić, tzn, gdy ta sekta wreszcie z hukiem zakończy swój nędzny żywot, a całe towarzystwo byłych braci wpadnie w ręce "krwiożerczych światusów"  :o  ;D

    Jeśli do mnie przyjdą, z dziką rozkoszą powiem...a nie mówiłam, że to pic na wodę... ::)
Później dopiero mogę posłużyć jako przewodnik po ''złym świecie'', albo wprowadzić na odstępcze salony.  ;D

wg mnie, nie ma takiej opcji jak całkowite zakończenie działalności tej sekty w Polsce...

nawet jeśli Cezar dokonałby delegalizacji (albo Warwick sprzedałby nieruchomości i zwinąłby kasę), to wśród dotychczasowej starszyzny pojawiłoby się wielu samozwańczych liderów,

    Już widzę jakby sobie skakali do gardeł dla władzy, kto mądrzejszy, komu więcej wolno...
A siostry starsze byłby niczym kapo w obozach.  :D

Sebastian, Twój tekst o muchach mnie  rozwalił, śmiałam się z niego pół dnia.  ;D
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 04 Styczeń, 2020, 08:43

 Mnie tylko czasem zastanawia cóż oni wszyscy poczną, gdy nie będzie już GDZIE wrócić, tzn, gdy ta sekta wreszcie z hukiem zakończy swój nędzny żywot, a całe towarzystwo byłych braci wpadnie w ręce "krwiożerczych światusów"  :o  ;D
Myślenie życzeniowe . Za Twojego życia to nie nastąpi .
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Marzec, 2020, 17:10



     Muszę to z siebie wyrzucić, bo mimo ogromnego wsparcia bliskich, za co jestem im bardzo wdzięczna, to  zaraz chyba eksploduję, chce mnie rozerwać od środka.

Wiele przeszłam w ostatnich latach, opieka nad teściową po udarze, jej śmierć.Mąż alkoholik, który się staczał, aż w końcu wszedł w łóżko i zmarł.Wydawało się, że to koniec mojej gehenny, ale gdzie tam. Rodzina szanownego pana męża dostrzegła majątek po bracie. Dom który sami wybudowaliśmy itd itp. Nieważne, że został syn, im się należy.Postanowiłam zejść im z oczu, zamknęłam dom i przeprowadziłam się jak najdalej od złych wspomnień , zaczęłam podnosić się, psychicznie, fizycznie , odcięcie się do tamtego miejsca było dobrą decyzją.I co? Znów świadkowie dali o sobie znać. Umiera mój ojciec,nie będę się wdawać w szczegóły, zmarł.

Pierwsze co usłyszałam od matki na powitanie...pogrzeb będzie chrześcijański. Tzn jaki zapytałam? Nasz, jak Pan Bóg przykazał. Pytam się...czyj Bóg? Wywiązała się pyskówka, wykrzyczałam matce, że nie udało jej się  z ojca zrobić świadka przez ponad 40 lat, to chce swojego dopiąć po śmierci.Fakt, był katolikiem bardziej z nazwy, ale świadkiem nawet nie był z domysłu. Dodałam na koniec ...kto sieje wiatr ten zbiera burzę. Ona mi na to, że bogobojna żona jest zbawieniem dla niewierzącego męża i drogą do jehowy. Nie pamiętam jak to brzmiało dosłownie, ale coś koło tego. Dodała...nas jest więcej, nie masz nic do gadania. Co racja to racja, matka, brat, siostra...zamknęli się w pokoju i debatowali.

 Później władowałam im się ( bratu i siostrze) do samochodu i pojechaliśmy do zakładu pogrzebowego. Nie było to matce w smak, na odchodne rzuciła za nami...pamiętajcie co mówiła. Aha, dostali wytyczne co i jak mają załatwić. I tu postanowiłam zepsuć im szyki. Od nekrologu, gdzie kazali wymazać wszystkie ''gorszące'' rzeczy, po trumnę i napisy na szarfach. Oni chcieli po świadkowskiemu, a ja z bezczelnością mówiłam NIE! I pytałam fachowców jak się pisze, jak się robi ?. A gdy moje było na wierzchu, uśmiechałam się szyderczo. Brat nie miał dość odwagi aby mi się sprzeciwić, a siostra... jest tylko mocna w gębie przy matce lub świadkach. Ona poszła na autobus, a my z bratem wracaliśmy do rodzinnego domu.

Nim przejechaliśmy 10 km, matka już o wszystkim wiedziała,moja siostra świadkowski konfident o wszystkim doniósł. Już się do mnie nie odzywała.Gdy przyjechałam następnego dnia, aby jechać z bratem dalej załatwiać, nie bardzo chciał mnie zabrać, ale nie dałam się. Po drodze dał mi kartkę z wytycznymi jak ma być to i owo zmienione. Wyśmiałam go.I kazałam aby matka wszelkie żale kierowała do mnie, jeśli on nie ma jaj aby postawić się matce. Ja rozumiem kwestia gustu, ale jeśli chodzi o przyzwoitość i rodzinę ojca nie ma zmiłuj. Drukując nekrologi kazałam jeden więcej, aby powiesić w miejscowości skąd ojciec pochodził. Brat że nie bo mama mówi po co...a masz tu gdzieś mamę? Zapytałam cedząc przez zęby. Postawiłam na swoim i pojechaliśmy rozwiesić, przed samym domem brat zasugerował abym nic nie mówiła o tym matce.Pierwsze co powiedziałam wchodząc do domu to właśnie to, pożarłyśmy się i to solidnie. Nawet wyrzuciłam jej te 50 zł za ten dodatkowy. Siostra i bracia ojca prosili aby coś zrobić, aby ojca nie grzebać w ten sposób, ale co mogliśmy? To matka była decyzyjna.

W dniu pogrzebu myślałam że mi pęknie serce, jego jednego w rodzinie ( dom rodzinny) miałam za sobą, czułam się jak sierota, porzucone dziecko. Po jednej stronie trumny ja, po drugiej oni. Gdy przychodzili witali się z nimi, mnie pomijano. Czy czułam się gorsza? Nie, byłam wściekła gdy widziałam matkę, która pokazywała na wiszący obraz za ołtarzem, że nie został usunięty.I ta ich ignorancja dla chwili, albo ręce w kieszeni, albo splecione na klatce piersiowej. Jednak gdy brat zaczął bawić się telefonem nie wytrzymałam. Znów wycedziłam przez zęby...wyłącz ten telefon, bo jak cię kopnę w dupę. Pomogło.Na cmentarzu jeden cyrk, gdy świadkowska pleciuga zaczęła swoją przemowę mówiąc o zmarłym i porównując śmierć do zakupów w dyskoncie, zrobiło się poruszenie.

 Część ludzi odeszła nazywając to pogrzebem jak dla psa...że świeckie pogrzeby mają więcej powagi i szacunku. Sama powiedziałam dość głośni..ale chrzani.Za trumną stała matka jej świadkowskie dzieci i rodzina, z boku stałam ja z bliskimi i ( o czym się później dowiedziałam) cała katolicka i niewierząca rodzina, sąsiedzi. Gdy wpuszczano trumnę a oni wyjęli tablety do śpiewu, myślałam że wyrwie mi serce razem z wnętrznościami. Tak bardzo bolało, czułam jakby część mnie została wyrwana i wrzucona do dołu. Ojca siostra podeszła i wrzuciła różaniec, miała włożyć do trumny, ale nie chciała się szarpać z matką.Na stypę nie przyszła nawet połowa zaproszonych, choć matka straszyła ich piekłem ( a podobno nie wierzą) i kuszeniem szatana. A może to ja byłam tym szatanem?My poszliśmy, syn nawet się śmiał że do żarcia pierwsi...Zajęliśmy miejsca gdzie wskazała obsługa, gdy przyszła matka ze swoją świtą popatrzyła i usiedli na drugim końcu sali. Na odchodne poszłam się z nią pożegnać, odwróciła się w drugą stronę, nie powiedziała ani słowa. Następnego dnia wróciłam do swojego nowego domu, nic tam po mnie.Wszyscy mnie zapewniają że są ze mną, że nie mam ojca, ale jest jego rodzeństwo, ja to doceniam. Ale pustki i bólu nic nie jest w stanie zapełnić, na to trzeba czasu. Już bym jechała na cmentarz, aby stanąć nad grobem i choć na chwilę poczuć się obok niego.


Kiedyś świadkowska zaraza dotknęła tylko mnie jak odeszłam, po kilkunastu latach podzieliła 1/3 rodziny, dziś poróżniła całą.Jeśli kiedyś mówiłam że ich nie lubię, dziś nimi gardzę i to bardzo gardzę. To się odbija na wszystkich świadkach jacy się teraz przewiną w moim życiu.  I z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że moja matka jest złym człowiekiem. Nie liczy się z nikim i niczym, byle jej było na wierzchu.  Ojciec  by jej tego nie zrobił, co ona zrobiła jemu. Duża wina jest po stronie zboru, nie powinien się tego podejmować i jątrzyć wiedząc jaka jest sytuacja. Przecież 100 % ojca rodziny i 50% matki to nie są świadkowie. 

Z tego miejsca chcę przeprosić tych o których ''zapomniałam'' nie zapomniałam, zwyczajnie nie mogłam, nie potrafiłam, nie czułam się na siłach. 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 07 Marzec, 2020, 17:32
Brak słów .
Przyjmij ode mnie wyrazy szczerego współczucia . Bardzo , bardzo mi przykro ,że cierpisz . W ciągu niecałego roku pochowałem rodziców , doskonale Cię rozumiem co czułaś wśród sekciarzy , którzy mienią się znawcami życia . Gdy u mnie na pogrzebie pierniczył , że dzień śmierci jest lepszy niż narodzin to miałem ochotę krzyknąć żeby się wreszcie zamknął . Nie darowałem i po jego wykładzie w kaplicy wyszedłem z marszu i z głowy czyli z niczego  :) powiedziałem to co chciałem powiedzieć . Za to zyskałem szacunek całej świeckiej rodziny ojca ale naraziłem się na nienawistne spojrzenia świadków. Ale ostatecznie to ja wydałem świadectwo .  :)
Powodzenia i pozdrawiam
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 07 Marzec, 2020, 17:42
Witaj Tazła:
Trudne jest do uwierzenia taki postępek, lecz taka jest prawdziwa natura ''świadkowska''.
Współczuję Tobie, co przeżywałaś właśnie w takiej chwili, ja nie zderzyłem się z taką sytuacją i tak  szlachetnie postąpiłaś, moja reakcja byłaby znacznie dobitna.- serdecznie pozdrawiam

PS. dobrze, że to wyrzuciłaś z Siebie na FORUM
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 07 Marzec, 2020, 18:20
Tazła. Współczuję Ci. Te nieszczęścia które przeszłaś, można podzielić na kilku ludzi, a i tak mogliby tego nie udźwignąć. A Ty musiałaś udźwignąć to w pojedynkę.
Jeszcze raz Ci współczuję i przyjmij moje szczere kondolencje.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: LD w 07 Marzec, 2020, 18:20
Na każdym pogrzebie mówca - pożal się Boże - pier..li o tym samym. Nieważne, czy na uroczystości są sami sekciarze, czy też część osób innego wyznania. Świadki nie mają żadnej empatii, ani innych ludzkich odruchów. Są jak roboty... Zaprogramowani: pieśń, modlitwa, powstań, baczność! Taki "ktoś" będzie zawsze reagował tylko na komendę!
Zbór zrobi wszystko, aby się wypromować, nie oszczędza nawet pogrzebów. Takim zachowaniem pogłębiają jednak i tak coraz większą niechęć innych do tego środowiska. To co opisuje Tazła, jest godne potępienia i pogardy, ale być może też większego nagłośnienia...
"Przed upadkiem kroczy pycha, a przed ruiną wyniosłość ducha"... świadki osiągają coraz nowe tereny w swojej bezczelności. Dla mnie coraz mniejszym usprawiedliwieniem jest to, że zostali zmanipulowani, że sami nie myślą itd.
To jest zaraza, która niszczy wszystko, co na stanie im na drodze. We mnie wzbudzają coraz większą nienawiść.
Najszczersze wyrazy współczucia Tazła.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 07 Marzec, 2020, 18:30
Na każdym pogrzebie mówca - pożal się Boże - pier..li o tym samym. Nieważne, czy na uroczystości są sami sekciarze, czy też część osób innego wyznania. Świadki nie mają żadnej empatii, ani innych ludzkich odruchów. Są jak roboty... Zaprogramowani: pieśń, modlitwa, powstań, baczność! Taki "ktoś" będzie zawsze reagował tylko na komendę!
Zbór zrobi wszystko, aby się wypromować, nie oszczędza nawet pogrzebów. Takim zachowaniem pogłębiają jednak i tak coraz większą niechęć innych do tego środowiska. To co opisuje Tazła, jest godne potępienia i pogardy, ale być może też większego nagłośnienia...
"Przed upadkiem kroczy pycha, a przed ruiną wyniosłość ducha"... świadki osiągają coraz nowe tereny w swojej bezczelności. Dla mnie coraz mniejszym usprawiedliwieniem jest to, że zostali zmanipulowani, że sami nie myślą itd.
To jest zaraza, która niszczy wszystko, co na stanie im na drodze. We mnie wzbudzają coraz większą nienawiść.
Najszczersze wyrazy współczucia Tazła.

   Zgadzam się z Tobą, ich arogancja, panoszenie się i poczucie lepszości przybiera coraz większy wymiar. Te ich cudowne przemowy są kpiną z żywych i umarłych, ksiądz w czasie uroczystości posługuje się Biblią, a nie jak oni  tabletami.

Ci co byli na tym pogrzebie, jeśli ich tolerowali teraz na pewno będą obrzucać epitetami gdy przyjdą do ich domów.
Mało tego, nie było ich wielu ( śj) na cmentarzu, ale ci co byli patrzyli na resztę jak na dziwolągi, jakby to cała reszta urwała się z choinki, a oni byli jedyni, prawi na właściwym miejscu.

Nad trumną i grobem ojca szlochałam aż mi brakowało tchu, nad trumną matki nawet mi łza nie spadnie. Większość zła jakie mnie spotkało w życiu, to za jej sprawą bezpośrednio lub pośrednio.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Siedemtwarzy w 07 Marzec, 2020, 19:27
Współczuję tego przeżycia. Nie uszanują faktu, że ktoś nie chciał przez całe życie zostać SJ, mimo, że pewnie Twoja matka go ewangelizowała codziennie. Jak tylko mogą to robią co tylko się da, aby "dać świadectwo". Szkoda Twoich nerwów, szkoda, że ludzie nie mogli w spokoju pożegnać dobrego człowieka. Nie dość że okoliczność smutna, to ci muszą dowalać swoje swiatkowskie widzenie świata, które jeszcze bardziej dobija człowieka w takiej chwili. Nic o człowieku, co udało mu się zrobić w życiu, kim był, tylko mantra Jehowa w Krolestwie......
Jeszcze raz wyrazy współczucia.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Marzena w 07 Marzec, 2020, 19:45
Jeżeli to coś da to pomimo iż się nie znamy łączę się z Tobą w bólu. Nikt nie powinien być traktowany w ten sposób, żaden człowiek na to nie zasługuje. Świadkowie uważają, że są najmądrzejsi i nic i nikt nie powinien im stawiać żadnych warunków Ty jednak pokazałaś inaczej, trochę na przekór i dobrze. Taka chora sytuacja niezrozumienia czeka wielu z nas. Wielu z nas nie udźwignie tego co Ty dałaś radę dźwigać jednak pokazałaś, że można, że będzie trudno, ale mimo wszystko się da.
 
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Opatowianin w 07 Marzec, 2020, 20:44
Szczerze Ci współczuję tego, co w tak trudnych chwilach musiałaś znieść od tych wyzutych z naturalnych uczuć faryzeuszy XXI wieku (a zwłaszcza od własnej matki - szok!!! ) >:(  :-X Jednocześnie jestem pełen podziwu dla Twojej dzielności! :) :-*
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 07 Marzec, 2020, 21:00
Moje kondolencje. Z tym pogrzebem niepotrzebny cyrk urządzili. Przykre!!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 07 Marzec, 2020, 22:17
   Tazła
   Przyjmij ode mnie szczere kondolencje :'( :'(
   I trzymaj się dziewczyno.
   Czytając tę Twoją smutną relację o godność Ojca, Twoją walkę, to co opisałaś, taka refleksja mi się nasunęła.
   Szkoda, że Twój Tato, przed śmiercią nie wyraził jasno swojej rodzinie tego, w jaki sposób chce być pochowany.
   Może wtedy matka Twoja nie miała by nic do powiedzenia w sprawie pochówku.
   A rodzina Ojca, czy nawet Ty sama, mogłaby Go pochować tak, jak by On sobie tego życzył.
   Bez tego calego, świadkowskiego cyrku z wywyższaniem się w tle.
   Tym bardziej, że miałaś w Nim taką mocną ostoję.
   Szczere wyrazy współczucia.
   
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Storczyk w 07 Marzec, 2020, 22:58
Świadkowski pogrzeb, skoro ojciec świadkiem nie był ?
Z tego co pamietam to dzieci nieletnie, są uswiecone ze względu na rodziców, ale nie dorosły swiadomy człowiek, ktory świadkiem nigdy nie chciał być.
Że pochowali Ojca, nie znam takiego przypadku .

Tu matka i starsi powinni uszanować Ojca i dac Ci i jego rodzinie wolną rękę.
Starsi, też powinni  matce to podpowiedzieć chyba?



Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 07 Marzec, 2020, 23:32
Tazła moje wyrazy współczucia  :(

Opisana przez Ciebie historia, że katolikowi zrobiono świadkowski pogrzeb nie jest dla mnie zaskoczeniem - sama słyszałam o kilku takich przypadkach, z czego jeden całkiem niedawno.
A inny był dość sporo lat temu, ale było to jawne pogwałcenie woli osoby zmarłej. Mąż był Świadkiem, a żona katoliczką - i deklarowała, że nigdy Świadkiem nie chce zostać. Mimo to po jej śmierci mąż się uparł, że będzie miała ona pogrzeb świadkowski i tak też się stało.

Inny przykład to kiebieta, która była poza zborem (zdaje się, że sama odeszła, choć nie jestem na 100% pewna; w każdym razie na pewno już nie Świadek). Zmarła dość wcześnie po ciężkiej chorobie. I również jej rodzina zrobiła świadkowski pogrzeb.
Może ci Świadkowie uważali, że w ten sposób zmarła zostanie zbawiona?!

Myślę, że podział w Twojej rodzinie może się jeszcze bardziej pogłębić gdy przyjdzie do dzielenia spadku. Nie wiem do czego zdolne jest Twoje rodzeństwo, ale może się nagla okazać, że będą się domagali od matki swojej "działki". Znam taką rodzinę (ale nie świadkową), którą śmierć ojca rodziny skłóciła na amen. A to kłócili się o to kto ma zrobić nagrobek i za ile. Gdy jedna córka zrobiła taki drogi, to inne powiedziały "po co taki drogi? My się nie dorzucamy do niego". Ponadto druga córka stwierdziła, że należą jej się pieniądze po ojcu.. o mało nie doszłoby do tego, że matka musiałaby sprzedawać z jej powodu mieszkanie. Trzecia się obraziła, że ta dostała ziemię w spadku, tamta obietnicę mieszkania, a ona nic. Jedna z córek całkowicie zerwała kontakt z matką. A dodam, że ta matka pomagała swoim córkom w opiece nad wnukami i co niedzielę na obiadach u siebie gościła. Minęło już parę lat jak ta kobieta nie widziała swojej wnuczki z powodu zerwanego kontaktu.

Takie sytuacje okołopogrzebowe potrafią wyzwolić z ludzi najgorsze instynkty.

W Waszej rodzinie ten pogrzeb to była taka iskra zapalna. Wypłynęły na wierzch wszystkie skrywane przez lata wzajemne żale, pretensje i spory.
Niestety potoczne powiedzenie, że "z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu" znów się sprawdza.

Dodam, że nawet w tak beznadziejnej sytuacji istnieje szansa na pogodzenie się rodziny (ale za wieeele lat dopiero, gdy emocje opadną) jednak z doświadczenia wiem, że nie jest to możliwe bez udziału osoby działającej w charakterze mediatora (niekoniecznie tego sądowego; chodzi o osobę z zewnątrz, która działałaby w dobrej wierze i z dobrych pobudek... tylko trudno taką znaleźć). Choć w przypadku, gdy jest to rodzina świadkowska, która z góry patrzy na "światusów" mających zginąć w Armagedonie, szanse na to by chcieli się pogodzić można mierzyć nie w procentach, a w promilach.

Życzę Ci spokoju ducha i wytrwałości. W końcu kiedyś... na szczęście... emocje opadną, ale te obecne zjadły Ci dużo nerwów.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Exodus w 08 Marzec, 2020, 00:15
  Proszę przyjmij także i ode mnie wyrazy szczerego współczucia i żalu.
Niełatwo jest znaleźć słowa otuchy w tym momencie.
Jedynie co przychodzi na myśl, to życzyć Ci sił do zniesienia tego wszystkiego.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Storczyk w 08 Marzec, 2020, 00:22
Jak widać co zbory to inne rządy.
Znam przypadek brata Weterana zasłużonego dla prawdy bardzo,   zbory na Pomorzu zakładał. Zona prawie sama synów wychowała on zajety  Zborami.
Jak zmienili pokolenie zaczęło mu sie nie zgadzać (Biblie mial w jednym placu)
Zaczął głośno o tym mówić, wykluczyli go miał  grubo po 70. Bracia i żona w jego obronę, ze demencja powinni weterana uszanować .Zaczął z 2 lata przed śmiercią na zebrania chodzić chciał wrócić nie zdążył ,zmarł. Cala rodzina w sekcie, prosili żona płakała, mimo tego pochować go nie chcieli i nie pochowali . Syn powiedział wykład, prawie nikt nie przyszedł .
Strasznie to odchorował . Długo na zebraniach go nie było. widać.

P.S Odstepca typowym nie byl bo listu nie napisał i chodził na zebrania.
 

Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 08 Marzec, 2020, 00:37
Jak widać co zbory to inne rządy.
Znam przypadek brata Weterana zasłużonego dla prawdy bardzo,   zbory na Pomorzu zakładał. Zona prawie sama synów wychowała on zajety  Zborami.
Jak zmienili pokolenie zaczęło mu sie nie zgadzać (Biblie mial w jednym placu)
Zaczął głośno o tym mówić, wykluczyli go miał  grubo po 70. Bracia i żona w jego obronę, ze demencja powinni weterana uszanować .Zaczął z 2 lata przed śmiercią na zebrania chodzić chciał wrócić nie zdążył ,zmarł. Cala rodzina w sekcie, prosili żona płakała, mimo tego pochować go nie chcieli i nie pochowali . Syn powiedział wykład, prawie nikt nie przyszedł .
Strasznie to odchorował . Długo na zebraniach go nie było. widać.

P.S Odstepca typowym nie byl bo listu nie napisał i chodził na zebrania.

No ale jak widać dla katolika nawet po śmierci jest szansa, że się nawróci... jak zmartwychwstanie... ale na "odstępcy" od razu stawiają krzyżyk!
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Estera w 08 Marzec, 2020, 00:42
Jak widać co zbory to inne rządy.
Znam przypadek brata Weterana zasłużonego dla prawdy bardzo,   zbory na Pomorzu zakładał. Zona prawie sama synów wychowała on zajety  Zborami.
Jak zmienili pokolenie zaczęło mu sie nie zgadzać (Biblie mial w jednym placu)
Zaczął głośno o tym mówić, wykluczyli go miał  grubo po 70. Bracia i żona w jego obronę, ze demencja powinni weterana uszanować .
Zaczął z 2 lata przed śmiercią na zebrania chodzić chciał wrócić nie zdążył ,zmarł. Cala rodzina w sekcie, prosili żona płakała, mimo tego pochować go nie chcieli i nie pochowali .
Syn powiedział wykład, prawie nikt nie przyszedł .
Strasznie to odchorował . Długo na zebraniach go nie było. widać.
P.S Odstepca typowym nie byl bo listu nie napisał i chodził na zebrania.
   To są tragedie rodzinne, które trudno objąć umysłem.
   I w żadnym pozytywnym uczuciu to się nie mieści :'(
   Co tylko mnie osobiście, utwierdza w tym, że to nie jest religia prawdziwa.
   To machina, która bezlitośnie miażdży ludzi, jak drogowy walec.
   I jest to bardzo przykre.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Gostek w 08 Marzec, 2020, 11:02
Ja znam taki przypadek z własnego podwórka. Otóż, było małżeństwo starszych braci wiekiem. Mieli on ok. 90 a ona 80parę.On że względu na liczne choroby od ok. 10lat nie chodzi na zebrania, ale był i jest bardzo pobożnym człowiekiem (wysłuchuje zebrań przez telefon obecnie). Jej przez ostatnie 20 lat nikt na zebraniu nie widział,a nawet nie znał, bo zbór powstał też mniej więcej w tamtym czasie i 80 procent obecnych dzisiaj przystąpiło do niego w późniejszym czasie. Dzieciei ich są nadal aktywnymi ŚJ. Z tego co wiem to ona będąc oficjalne na liście ŚJ, żyła po katolicku(odprawiała też katolickie święta). Mówiła, też że nie czuję się ŚJ.. Oficjalnie jednak, nikt jej za to nie wykluczył, bo starsi bywali u nich b. sporadycznie(raz nawet żalił mi się ten brat, że minęło już parę dobrych lat, od czasu kiedy był, ktoś u niego że zboru..) W zeszłym roku kobicinie się zmarło i synowie jej poprosili mowę pogrzebową na sali królestwa. Mowa pogrzebowa się odbyła i tuż po niej podszedł do mnie koordynator zboru i spytał się czy ją znam i czy była ona wogóle siostrą..... Spytał się chyba mnie dlatego chyba, bo ci  tych starsi bracia mieszkali w moim mieście a on jakieś 30km od nich i koordynatorem był od jakichś 3 lat. Możliwe nawet, że osobiście ich nie zdążył poznać... Ot taka dziwna historia pogrzebu nie ŚJ.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Marzec, 2020, 20:05

   Dziękuję Wszystkim za miłe słowa. Czasem taki upust emocjom jest wskazany, aby móc iść dalej.

Poszedł mail do Nadarzyna do działu prawnego, nie odpowiedzieli, po tygodniu drugi z delikatnym ponagleniem. Dostałam odpowiedź.

 
Cytuj
Nie jest nam znany przypadek, o którym napisali Państwo w swoim e-mailu. Oczywiście chcemy wyrazić szczere współczucie z powodu śmierci osoby, która była Państwu bardzo bliska. Przy czym, jeśli chodzi o kwestie pochówku, należy podkreślić, że zawsze decyzję w tej sprawie podejmuje najbliższa rodzina i to do niej należy kierować pytania czy ewentualne uwagi. Biuro Oddziału nie czuje się kompetentne do zajmowania w tej sprawie jakiegokolwiek stanowiska.

Przy tej okazji łączymy wyrazy należnego szacunku

Biuro Oddziału

Świadkowie Jehowy w Polsce

To było do przewidzenia, umywają ręce jak Piłat. Nie odpowiedzieli na żadne pytanie, zwykłe ble, ble...
Nie odpuszczę...
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 21 Marzec, 2020, 20:50

     A teraz z innej beczki.

   Z racji tego, że jestem tu praktycznie od początku istnienia forum, a więc jestem wiarygodna jako odstępca.  :D

Poproszono mnie abym zapytała...
Czy są tu na forum osoby z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).

Ktoś szuka kontaktu z innymi odstępcami, albo wątpiącymi w słuszność org. Zapewnia pełną dyskrecję ( jeśli ktoś się ukrywa przed współwyznawcami).
Osobiście mogę zapewnić, że to poważna i rozsądna osoba.

Jeśli ktoś chce, proszę o kontakt na PW lub na maila  annamaria7504@gmail.com
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ruben w 03 Grudzień, 2020, 18:53
Kiedyś jak byłam pinkna i młoda pływałam......Do wody nie wlażę bo się boję że wystąpi z brzegu.
Tazałku kiedy następny odcinek? Bo mnie się podoba😊
To tak jak u „mła” ;-)

Suuper opowiadanie , najgorsze, że bardzo bliskie realizmu....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 03 Grudzień, 2020, 19:59
To tak jak u „mła” ;-)

Suuper opowiadanie , najgorsze, że bardzo bliskie realizmu....

Weź mła że sobą " Mawiał mój szef a było to jakieś ćwierć wieku temu.
Też byłam wtedy pinkna i młoda. Były lata 90 te ,a ja pracowałam w branży spekulacyjnej. To jest w kantorze wymiany walut.
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ruben w 03 Grudzień, 2020, 20:46
Weź Matylda nie prowokuj ;-) ..tak se myśle ze my wszyscy, kole pięćdziesiątki, powinnismy się spotkać na jakiejś dżamprezie raz na jakiś czas, dla zdrowotności (z dużą ilością alkoholu dla zazdrochy młodziaków) Żeby nie było- z przyzwoitkami, czyli życiowymi partnerami.....

A za to ‚pinkna i młoda’ masz dodatkowe punkty od ‚gorola, co wyhaczyl Ślązaczkę xxxxxxx, Rolada i modra kapusta górom....” :D-)
 A za śląskie kluski to se ‚kuku’  dam zrobic ....
Tytuł: Odp: Z życia wzięte .....
Wiadomość wysłana przez: Ruben w 03 Grudzień, 2020, 22:25
Pomijam, że Ślązaczce, piknej i młodej to ja Śląskie kluski muszę robić.... :-)