Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?  (Przeczytany 13659 razy)

Offline gedeon

Otrzymałem list z prośbą o podanie go do publicznej wiadomości. List zawiera niesamowitą historię.

Do 18 roku życia żyłam bez metryki urodzenia

Uwierzyć we własne istnienie

Cytuj
[quote]Na to, co się wydarzyło w kontekście tego tytułu musiałam czekać dziewiętnaście lat. Jako
dziecko wychowywałam się w dużej i biednej rodzinie w Krakowie, która odkąd pamiętam
była wiedziona przekonaniami religijnymi mojej matki. Nakładała na mnie obowiązek
bezwarunkowego okazywania wiary wyznaniu Świadków Jehowy. Nie miałam nic przeciwko
temu, do momentu nastania moich nastoletnich lat, ponieważ tak naprawdę nic nie
rozumiałam. Po prostu jak trzeba było udać się na spotkanie religijne, wziąć udział w
rozgłaszaniu orędzia tego ugrupowania na ulicy albo czytać Biblię, to trzeba było to zrobić
bez podawania czegokolwiek pod dyskusję. Myślę, że ona sama bardzo pasywnie przyjęła
wierzenia od Świadków Jehowy i sama też tak mnie uczyła. Ten początek jest jedynie
wprowadzeniem do moich przeżyć związanych z tym wyznaniem, które nie były miłe, ale
mimo wszystko intrygujące.
Radykalne zachowanie mojej matki we wpajaniu ideologii o końcu świata i bliskiego
Armagedonu, który miał nastać w 1975 roku nie straciło na sile i w chwili, gdy proroctwo
wtedy nazywane „światłem”, okazało się głęboką ciemnością. Tak głęboką, że matka nie
zauważyła swoich ślepych wytycznych co do wychowania dzieci i poglądów jakże
niezmiennych mimo porażki jej duchownych. Czternaście lat po zakończeniu kampanii
głoszenia o rychłym spełnieniu się proroctwa nadszedł moment, by zająć się życiem na
własny koszt, gdy miałam dziewiętnaście lat. Potrzebując dowodu osobistego, by podjąć
zatrudnienie poprosiłam matkę o metrykę urodzenia. Zaskoczona dowiedziałam się, że jej
nigdy nie wyrobiono. Do dziś nie wiem, jak można było dopuścić do jej niewyrobienia ze
względu na wyznanie albo wiarę w jakiś koniec świata. Tak właśnie tłumaczyła się moja
matka; brakiem potrzeby spełnienia tej powinności, ale ja po prostu uważam to za
niepohamowany fanatyzm. Przez to musiałam tłumaczyć się w urzędzie ze wstydem za swoją
rodzinę.
I to w nie jednym, ponieważ główny urzędnik w Krakowie, by spełnić swoje zadanie
potrzebował konkretnych informacji, które musiałam zdobyć od wszystkich wytypowanych
organów gmin w okolicy Krakowa. Gdy je przekazałam, wówczas w końcu przyjęto, że
urodziłam się 10 kwietnia 1970 roku i dostałam do ręki dowód osobisty. Trudno żyć z
domniemaną datą urodzenia. Tą myśl zawsze ukrywałam przed ludźmi, z obawy przed
wyśmianiem. Tym bardziej, jeśli do tego doprowadziła głupota o końcu świata.
Do tej chwili byłam przesiąknięta strachem wpojonym przez organizację Świadków Jehowy
przed śmiercią w dniu sądu. Jedyną drogą, by pozbyć się wciąż omawianego na zebraniach
lęku było branie udziału w działaniach tego związku i to z maksymalnym oddaniem. Niestety,
narzucone rzekomo chrześcijańskie obowiązki przerastały możliwości człowieka, dlatego
praktycznie zawsze istniało poczucie winy i dlatego wzmianki o sądzie Bożym wywarły efekt
na mnie i na wszystkich w to wmanipulowanych.
Jednakże żaden Armagedon nie mógł zatrzymać tego, że podejmuję zatrudnienie i dążę do
życia na własna rękę. Ale szybko przekonałam się, że liderzy wyznania matki są
przygotowani na wszelkie ewentualności; nie wspominając o tym, jak zareagowali, gdy im
„światło” zgasło w 1975. Widocznie za mało sypali do skrzynek na datki, bo jeden z nich
2
wprost przedstawił mi, że należy zdecydować, ile pieniędzy mogę zaplanować w kierunku
przekazania na rzecz organizacji. Wygląda na to, że u nich za „światło” się płaci.
Zdecydowałam, że zapłaciłam już swoją cenę, ale uległam presji, bo bałam się, że jeśli się nie
podporządkuję, to będę mieć kłopoty w domu i stracę rodzinę. Na dodatek działało we mnie
to nieposkromione poczucie winy, które wymuszało na mnie brak innego wyboru. I tak przez
wiele lat kierowałam się brakiem podejmowania wyzwań i dążenia do celów przez zawsze
nasuwającą się wątpliwość w to, czy warto, skoro wszystko straci znaczenie w Armagedonie.
W ten sposób moje życie traciło kolory w cieniu tej organizacji i wpływu matki.
Jednak nic nie trwa wiecznie i w chwili, gdy życie mojej matki uchodziło, odeszły wszelkie
jej przekonania wpływające na moje życie i rodzeństwo. Najbardziej szczerą wypowiedź
usłyszałam właśnie w tej chwili, gdy przed śmiercią przeprosiła mnie za wszystkie
nieszczęścia, które sprowadziła na swoich bliskich i brak silnej woli, by w obliczu presji
organizacji postępować inaczej. Że doprowadziła do tego wszechobecnego lęku i
wprowadziła swoje dzieci w tryb wyznania, którego się teraz wypiera.
W ten sposób zostawiła po sobie wielkie rozczarowanie. A sama umarła w zwątpieniu w
prawdziwe intencje tej religii. Całe życie łożyła pieniądze na nią kosztem swojej rodziny
sprawiając, że dziś mam wspomnienia o tym, jak zimą chodziłam w dziurawych butach, a w
wychłodzonym domu nie było co jeść.
Poruszona zmianami następującymi po jej odejściu, postanowiłam prześledzić te intencje,
dokładnie sprawdzając pochodzenie Świadków Jehowy, ich doktryny i historyczne
potknięcia. Do czego sama chcę zachęcić innych tym krótkim listem. Wzmocnić tych, co boją
się odważyć, by odzyskać swoje życie. Przekonać, że nie warto tego przegapić. Tym samym
po czterech latach badań mogę stwierdzić, że nie jest to wyznanie prowadzące do Boga tylko
do szaleństwa.
Dziś jednak jestem wdzięczna, że Bóg prowadził mnie w tych dociekaniach, ponieważ
odnalazłam komfort w poznaniu Pana Chrystusa i Boga Ojca z właściwej strony.
Katarzyna L
[/quote]

Historia jest autentyczna, oglądałem metrykę urodzenia wystawioną po latach.
« Ostatnia zmiana: 08 Czerwiec, 2015, 06:59 wysłana przez gedeon »


Offline dziewiatka

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #1 dnia: 08 Czerwiec, 2015, 09:09 »
?????????????????????????????????????


Offline Magda

  • Głosiciel
  • Wiadomości: 356
  • Polubień: 449
  • https://www.youtube.com/watch?v=clS6USdnB58
Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #2 dnia: 08 Czerwiec, 2015, 12:02 »
Co za niesamowita historia. Pani Katarzyna dobrze to podsumowała : nie jest to wyznanie prowadzące do Boga tylko
do szaleństwa. Nic dodać nic ująć.
Trudno w to uwierzyć...Jeszcze jeden dowód na to jak świadkowie są mentalnie zamknięci na świat i życie.
jeśli coś wydaje ci się zbyt piękne, żeby było prawdziwe to jest to zbyt piękne, żeby było prawdziwe
https://www.youtube.com/watch?v=H_a46WJ1viA
https://www.youtube.com/watch?v=UoavV7D74BU


Offline Kitty

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #3 dnia: 08 Czerwiec, 2015, 13:08 »
Mnie w tej historii -na równi z krzywdami Katarzyny- zmartwiło to,co spotkało jej matkę.Zastanawiam się,jak długo ta kobieta musiała się męczyć ze świadomością,że tkwi w fałszywym wyznaniu do którego wprowadziła swoje dzieci i że jest na takie życie skazana...Jakie to musiało być dręczące; zaangażowała się w pełni w coś,z czym się w pewnym momencie przestała zgadzać,ale nie miała sił,by to odrzucić i zacząć postępować według własnego uznania.Nie wyobrażam sobie takiego udawania na co dzień przed sobą,swoimi dziećmi,znajomymi,braćmi w wierze...Jak głosić ludziom w terenie,odpowiadać na pytania w trakcie zebrań,gdy się już samemu wie,że to bujda na resorach? Jeszcze do tego wychowywanie dzieci w takim wyznaniu i zastanawianie się: co ja robię,przecież to nie jest prawda!
To,że na łożu śmierci wyznała,jak widzi swój pobyt w organizacji świadczy o tym,że musiało ją to bardzo męczyć i chciała zrzucić ten ciężar z serca.

Ile takich ludzi tkwi w przeróżnych związkach wyznaniowych,sektach,a są tam tylko dlatego,że brak im sił na odejście?
Dzień po dniu dźwigają swój krzyż i wiedzą,że przegrali życie.
Mogliby odejść,zrezygnować z tego,ale nie potrafią zrobić pierwszego i najważniejszego kroku: nie umieją przyznać się głośno (głównie przed sobą) do tego,że to wszystko jest kłamstwem i nie chcą już tego popierać.
Nie na darmo organizacja zakazuje prowadzenia takich "niebudujących" rozmów i zachęca do donoszenia na braci,którzy zaczynają wątpić i "siać zamęt" w zborze.Ludzie zwyczajnie boją się przyznać do swoich słabości i poprosić o pomoc,bo zaraz przylgnie do nich etykieta potencjalnego odstępcy i znajdą się na tapecie u starszych.
Zostają więc sami ze swoimi zgryzotami,niszcząc w ten sposób siebie i swoich najbliższych.


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #4 dnia: 08 Czerwiec, 2015, 18:17 »


 Wiem co znaczy matka fanatyczka i głęboko współczuję.
Ale jak Katarzyna przez te lata funkcjonowała na poziomie podstawowym? Meldunek, szkoła jeśli tak naprawdę jej nie było?
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline gedeon

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #5 dnia: 08 Czerwiec, 2015, 19:44 »

 Wiem co znaczy matka fanatyczka i głęboko współczuję.
Ale jak Katarzyna przez te lata funkcjonowała na poziomie podstawowym? Meldunek, szkoła jeśli tak naprawdę jej nie było?

Tego nie wiem, ale do szkoły trzeba było jakoś zapisać. Metryka faktycznie została sporządzona 18 lat później.

Jest cicha nadzieja że sama sama Katarzyna nam to opowie.


Offline Roszada

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #6 dnia: 08 Czerwiec, 2015, 19:58 »
O metrykach to nie słyszałem dotychczas, ale o tym że nie chcieli odbierać książeczek wojskowych, nawet z kategorią E, czyli niezdolny do służby wojskowej, to słyszałem.

Przed 1962 r. słyszałem o przypadkach najbardziej fanatycznych ŚJ ze wsi, co nie chcieli ponoć nawet dowodów osobistych wyrabiać.
To był czas, gdy werset o "władzach zwierzchnich" (Rz 13:1) odnosili do Jehowy i Jezusa, a nie do władz świeckich.

Na wsiach kiedyś dowód na ogół nie był potrzebny, bo rolnicy i tak nie byli ubezpieczeni i nie dostawali emerytury od państwa, a wielu pracowało jako parobkowie, więc i wśród niekoniecznie ŚJ też zdarzały się takie przypadki.
Sam znałem parobków u mojego dziadka i wujka, co żyli z dnia na dzień najmując się za jedzenie i piwko oraz jakieś lumpy do włożenia na siebie. Często spali w stajniach czy szopach. Jeden nazywał się "Jaśko owsiany" inny "Junek". :)


Roberta1

  • Gość
Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #7 dnia: 10 Czerwiec, 2015, 21:06 »
Tego nie wiem, ale do szkoły trzeba było jakoś zapisać. Metryka faktycznie została sporządzona 18 lat później.
Pamiętajcie, że w starych dowodach były wpisane dzieci. To wystarczyło do zapisania dziecka do szkoły.
Wybaczcie, ale metryka nie była do niczego dziecku potrzebna. Dopiero przy wyrabianiu dowodu osobistego trzeba było mieć akt urodzenia, ale czy na pewno??? Teraz tak myślę i nie pamiętam  :-\
Do ślubu to tak :D


Offline uncja

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #8 dnia: 10 Czerwiec, 2015, 21:46 »
http://www.infor.pl/prawo/dziecko-i-prawo/dziecko-w-urzedzie/89598,Rejestracja-dziecka-po-urodzeniu.html

Powyzszy link to co prawda aktualny stan prawny ale jesli chodzi o rejestracje naodzin to akurat niewiele sie zmieniło

Pierwszym zobowiązanym do rejestracji jest ojciec, drugim lekarz lub położna odbierający poród a dopiero na trzecim miejscu jest matka. Jest to skądinąd rozsądne biorąc pod uwagę fakt ze poród jest wyczerpujący a matka w pierwszych dniach życia dziecku niezbędna.


Offline Ariana

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #9 dnia: 11 Czerwiec, 2015, 08:40 »
Tak sobie mysle, ze osiemnascie lat to jednak spory kawal czasu, aby zglosic fakt urodzenia dziecka. Przez kogokolwiek.


Offline uncja

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #10 dnia: 11 Czerwiec, 2015, 11:09 »
Zyjemy w na tyle zbiurokratyzowanym kraju ze nie odnotowanie narodzonego człowieka jest mozliwe pod warunkiem ze rodzi sie na odludziu np w Bieszczadach. tacy nie chodzą do szkoły ai do lekarza.
Pozostali obywatele są rejestrowani w USC gdzie nadaje sie PESEL Bez numeru PESEL sie nie istnieje
Kazde narodzone dzicecko miało miejsce zamieszkania przy matce - w latach 70 siatych bardzo dbano o obowiązek meldunkowy a ponieważ był i  jest obowiązek szkolny szkoła wzywała w odpowiednim momencie ze nie wspomnę o tym iz niektórzy wczesnej chodzili  do przedszkola Ponadto juz w latach 70 siatych były obowiązkowe szczepienia i opieka dentystyczna wraz z obowiązkową fluoryzacją O męzzyzn ponadto upominało  sie WKU Podroż pociągiem wiązałóa sie z koniecznością okazania legitymacji. Nie jest po prostu możliwe by istnienie człowieka uszło uwadze machiny biurokratycznej w dużym mieście jakim jest Kraków. Mozna nie pobrać z urzędu odpisu aktu urodzenia ale nie oznacza to ze nie został on sporządzony A odpisy mogą być konieczne w rożnych momentach życia - przeciez gdy sie człowiek rodzi to trudno przewidzieć ile sztuk będzie trzeba
Trochę rozsądku w ocenie wiarygodność takich historii


Offline matus

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #11 dnia: 11 Czerwiec, 2015, 11:23 »
Zdziwiłabyś się, jakie rzeczy umykają "machinie biurokratycznej".
Ale widzę, ze wracasz do swojego podejścia "skoro ja uważam, że to się nie mogło zdarzyć, to kłamiecie"...
Bogowie są gorsi od Pokemonów, bo nie da się złapać ich wszystkich, tylko jednego (albo małą grupkę), bo się obrażają.


Offline dziewiatka

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #12 dnia: 11 Czerwiec, 2015, 12:57 »
Uncja ma rację,Ta  historia kupy się nie trzyma .


Offline gedeon

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #13 dnia: 11 Czerwiec, 2015, 13:06 »
Zdziwiłabyś się, jakie rzeczy umykają "machinie biurokratycznej".
Ale widzę, ze wracasz do swojego podejścia "skoro ja uważam, że to się nie mogło zdarzyć, to kłamiecie"...

No właśnie trochę więcej wiary.

Podając tą historię, oparłem się na na faktach i napisałem: "Historia jest autentyczna, oglądałem metrykę urodzenia wystawioną po latach".

Obowiązuje mnie dyskrecja i Ustawa o Ochronie Danych Osobowych, dlatego nie opublikuje metryki urodzenia tej osoby.

Mogę tylko zapewnić, że data sporządzenia aktu urodzenia i wystawienia metryki jest taka sama.

Jeżeli nadal  ktoś nie wierzy, trzeba będzie postąpić tak jak Jezus postąpił z Tomaszem..... ;D ;D 8)


Offline gedeon

Odp: Uwierzyć we własne istnienie. Czy wiara może być tak naiwna?
« Odpowiedź #14 dnia: 11 Czerwiec, 2015, 13:09 »
Uncja ma rację,Ta  historia kupy się nie trzyma .

Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Znam wiele różnych historii nie "trzymających się kupy" a jednak prawdziwych.