BYLI... OBECNI... > BYŁEM ŚWIADKIEM... nasze historie

Moja historia.

(1/15) > >>

Kerostat:
Czytając inne historie na tym forum o odejściach, jestem w szoku że u mnie odbyło się normalniej, spokojniej.

Trzeba by raczej zacząć od początku, ale trudno stwierdzić gdzie dokładnie ten początek ma miejsce.

Spróbuje od tej strony: urodziłem się w normalnej rodzinie katolickiej, gdzie ojciec milicjant (tak sięgam jeszcze tych czasów,, pamiętam jak w stan wojenny ojciec przyszedł do domu z kałachem, w przerwie służby), używał strachu i przemocy do rządzenia w domu. Nie pamiętam ile miałem lat gdy Świadkowie zapukali do drzwi i zacząłem z nimi rozmawiać. Katecheta w szkole trochę wcześniej wypowiadał się z podziwem nad ich obowiązkowością, co otworzyło drzwi do słuchania. Jako człowiek ciekawy wszystkiego szybko zacząłem studium. Z jakichś powodów nie zakończyłem tego studium i kontakt się urwał. Gdzieś w tym czasie poznałem dziewczynę, w trakcie rozmów okazało się że ma ona w rodzinie ciotkę będącą Świadkiem, odbyłem obowiązkową wtedy służbę wojskową. Z nieznanych mi obecnie przyczyn dziewczyna ze mną zerwała, trochę się stoczyłem w narkotyki. Gdy przypadkiem spotkałem swoją byłą, obiecałem jej że się wezmę za siebie, myślałem o ponowieniu studium biblii. Jakoś się złożyło że wróciliśmy do siebie, razem zaczęliśmy uczęszczać na zebrania. Przed służba wojskową próbowałem się ratować chodząc do technikum zaocznego, co się nie udało bo stale zawalałem szkołę. Po wojsku był plan że zrobię średnie i maturę, ale znów dałem ciała, kłamiąc dziewczynie, i gdy wszystko wyszło a już studiowaliśmy na poważnie, znów ze mną zerwała, tym razem przez moje kłamstwa.

Zostaliśmy w końcu ochrzczenie, ona pojechała na obóz pionierski, poznała tak brata, z którym jakiś czas później wzięła ślub. Bolało mnie że nie ze mną ale nie robiłem nic. I to nie robienie nic po ostatnim zerwaniu, pewnie skłoniło ją do szukania innego kandydata. Tym razem nie robiłem nic bo uważałem że będzie to na chwałę Jehowie. Ona z mężem wyprowadziła się do Poznania, raz z innymi braćmi odwiedziłem ich. Próbowałem raz utrzymać kontakt pisząc SMS-a. Odpowiedziała mi bardzo teokratycznie, jednakże niszczą przyjaźń jaka jeszcze była.

W między czasie, wyprowadziłem się z domu rodzinnego na wynajmowany pokój u osoby ze świata, gdzie drugi pokój wynajmowała siostra. Radziłem sobie dopóki miałem pracę. Jednakże praca się skończyła i byłem zmuszony wrócić do rodziców, choć nie od razu, bo uparcie utrzymywałem się jeszcze z kuroniówki. Jednakże ona się skończyła i skończyła się wolność. Zwłaszcza ze względu na sposób bycia ojca, trzymania wszystkiego w strachu. W końcu znalazłem pracę w Poznaniu, do którego już wcześniej dojeżdżałem.

Coś zaczęło pękać, dziewczyna która ze mną zerwała, była moją pierwszą partnerką seksualną, zanim zaczęliśmy studiować. Myślę że poznawanie wierzeń Świadków, inna wizja świata, zachłyśnięcie się nową społecznością, stępiły instynkty. Ale zaczęły wyłazić, potrzebowałem kobiety. W tym czasie były pewne kanały komunikacyjne w sieci Era. Perze tą sieć usiłowałem znaleźć jednorazową partnerkę, bez zobowiązań. Spotkałem się raz. Umówiliśmy się na spotkanie w celu konsumpcji. Odbyło się. Miało być bez zobowiązań ale coś zaiskrzyło. Utrzymywaliśmy kontakt. Dość szybko znalazłem w Poznaniu pokój na wynajem do którego się wprowadziłem wraz z Tą partnerką. Jednocześnie prawie całkowicie zrywając kontakty z braćmi i zborem.

Zanim się obejrzałem oznajmiła mi że się spodziewa dziecka ze mną. A że zawsze uważałem że jak chce się ruchać to trzeba mieć jaja podjąć się zobowiązań jakie mogą z tego wyniknąć, postanowiłem z nią pozostać, bo wcześniej jeszcze myślałem że się wyszaleje i wrócę do zboru, wyznając grzechy.

Zdarzyło się że znów musiałem wrócić do rodziców, tym razem z kobietą przy nadziei. Do zboru jednak nie wróciłem, nikt nie wiedział że wróciłem. W trakcie głoszenia mojego zboru na terenach oddalonych, bo w tym czasie moi rodzice nie mieszkali już w samym mieście tylko w wiosce w pobliżu, głosiciele spotkali moją partnerkę na spacerze z córką w wózku i dowiedzieli się że jestem na miejscu. Szybko pojawili się starsi i poprosili aby przybył na salę na rozmowę. Wiedziałem że mnie osądzą. Przyjechałem, odbyliśmy spokojną rozmowę, wyjaśniłem im wszystko, na koniec zapytali czy jestem w stanie powstrzymać się z kontaktami seksualnymi z moją obecną partnerką. Odpowiedziałem: "Jestem w stanie. Nie mam z tym problemu aby to braciom zagwarantować, ale kto ze świata w to uwierzy, skoro mieszkamy pod jednym dachem?". Widzicie jakie jeszcze miałem nastawienie? Bracia starsi nie mieli wyboru, poinformowali mnie że w najbliższą niedzielę zostanę ogłoszony jako wykluczony. O dziwo nic mi to emocjonalnie nie zrobiło.

Dalej. Atmosfera w domu rodziców, głównie przez charakter ojca była trudna do zniesienia, w końcu moja partnerka stwierdziła że albo się wyprowadzamy razem, albo ona sama z dzieckiem się wyprowadzi. Jak wzorowy rycerz, nie mogłem ich zostawić. Wyprowadziliśmy się do Poznania.

Często się przeprowadzaliśmy, czasem pukali do naszych drzwi świadkowie, bo nie wiedzieli że teraz wprowadził się tu wykluczony. Rozmawiałem życzliwie,  w gruncie rzeczy jeszcze w to wszystko wierzyłem, szybko się niechcący zdradzałem kim jestem. Niestety albo na szczęście żaden starszy nie zawitał z próbą odzyskania zagubionej owieczki.

Odkryłem w sobie pewne skłonności które moja partnerka z trudem ale zaakceptowała. Był to kolejny powód aby zostało moją żoną, co uczyniła ku memu, szczęściu. W tym momencie przestałem grzeszyć według nauk Świadków, nawet myślałem o pojawieniu się na jakimś zebraniu. W czasie przeprowadzek, zamieszkałem raz na jednym piętrze z rodziną Świadków, tzn. Matka należała, synowie i córka byli tylko zainteresowani. Jej synowie opowiedzieli mi o tym że ich siostra była wykorzystana przez jakiegoś brata. Nie pamiętam czy im uwierzyłem. Próbowałem jakoś w swojej głowie usprawiedliwiać organizację, ale długi czas bez ciągłego prania mózgu uczynił swoje i wiedziałem że jeśli starsi nie zareagowali lub zareagowali nie zadowalająco, matka powinna zgłosić sprawę na Policję, czego jednak nie uczyniła.

Chyba wtedy przestałem się zastanawiać czy pójść na sale czynie. Przestawało mnie to coraz bardziej interesować. Jednakże nadal wierzyłem w nauki Świadków. Minęło sporo czasu, chyba z 8 lat od wykluczenia, zanim przestałem wierzyć W OGÓLE.

Przyczyny całkowitej utraty wiary nie mają nic wspólnego ze Świadkami. A nie będę ich tu wyłuszczał, aby nie zniszczyć komuś wiary.

Gdy zdałem sobie sprawę co to oznacza, poczułem się wolny jak nigdy. Potwierdziły się słowa z Jana 8:32. Choć biblia dla mnie jest tylko dziełem literackim, w którym przez przypadek (a właściwie selektywny wybór odpowiednich ksiąg) są wartościowe rady i wskazówki.

Wypadek ojca spowodował że rodzice poprosili nas abyśmy zamieszkali z nimi, a dorobiłem się już drugiego dziecka. Wracając na stare śmieci po 13 latach nie spodziewałem się wstrząsu jaki nastąpi. W nowej pracy poznałem ludzi którzy znają mają pierwszą, okazało się że wróciła do rodzinnego miasta, okazało się że jest tu już 7 lat. Pojechałem w niedzielę 20.05.2018 pod salę królestwa, stanąłem tak że każdy Świadek mnie widział i ja widziałem każdego, również nią. A miałem nadzieję pogadać o starych czasach, po minie widziałem, że jest twardym betonem i nie zamieni za mną słowa.

Żona się dowiedziała, a że było między nami w tym czasie bardzo źle, to miałem rożne szalone wizje, o których pisałem z jednym kolegą prze usługę hangout. Przez tą usługę (dla nie znających: hangout to komunikator na komórce sprzężony z kontem Gmail, można pisać z komórki lub komputera, żona zalogowała się na moje konto na komputerze) żona poznała moje myśli, ponieważ wcześniej jak próbowałem z żoną rozmawiać stale mówiła:"daj mi spokój". Teraz to nią wstrząsnęło i coś się zmieniło, zaczęliśmy rozmawiać i jest nareszcie po 10 latach od ślubu, tak jak powinno być zawsze.

Obecnie jesteśmy szczęśliwi z żoną, choć jak może ktoś zauważy minęły zaledwie dwa tygodnie od kryzysu,obecnie jestem pewien że nawet gdyby była się jednak odezwała, żony bym nie zostawił, mimo iż miałem już taki plan przed końcem kryzysu.

Na koniec: Jana 8:32

Kerostat:
Mam zamiar co niedzielę o 10 i 0 12 stać pod salą. Często z żoną. Mam cichą nadzieję że mój widok kogoś skłoni do myślenia poza schematami orga.

HARNAŚ:
Nie chcę być Twoim hamulcowym , ale wystawaniem pod salą nikogo do myślenia przeciw organizacji  nie skłonisz. Lepiej ten czas poświęć żonie.  Kup jej kwiaty weź ją do parku albo na lody. Dopóki coś złego się nie wydarzy w życiu oddanego świadka , dopóki nie zderzy się z systemem będzie tam tkwił , a Twoje wystawanie pod salą raczej go tylko utwierdzi , że czyni dobrze i ma sens i szczęście w życiu. Dałem Ci lubika za szczerość.

julia7:

--- Cytat: HARNAŚ w 04 Czerwiec, 2018, 09:21 ---Nie chcę być Twoim hamulcowym , ale wystawaniem pod salą nikogo do myślenia przeciw organizacji  nie skłonisz. Lepiej ten czas poświęć żonie.  Kup jej kwiaty weź ją do parku albo na lody.

--- Koniec cytatu ---

... albo ją weź pod Salę :D

Bożydar:
Wystawaniem pod salą wywołuje się poczucie wstydu u kogoś przez postawienie w bardzo niekomfortowej sytuacji.
To potęguje ilość ŚJ wychodzących z sali. Osoba na którą patrzysz jest od razu oskarżana w myślach innych ŚJ o tajne kontakty z tobą dlatego ma minę jaką ma - nawet jeśli byłaby obudzona.
W praktyce uzyskasz efekt odwrotny do zamierzonego...
Idź na spacer z żoną i nie wracaj do tego co odeszło.
Puść to co nie chce być przy tobie wolno, jeśli wróci tzn, że było twoje. Jeśli nie wróci to nie było twoje.
Dla wychodzących świadków największym utrapieniem jest ich własna męczarnia wywołana kurczowym trzymaniem na siłę czegoś czego nie da się utrzymać i zreformować. Wystarczy puścić, a robi się lżej, byle lukę po tym zastąpić kimś/czymś pożytecznym.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej