Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Kochałam, wierzyłam, aby nie uwierzyć, historia która chwyta za serce.  (Przeczytany 5205 razy)

Offline gedeon

Bohaterem tej opowieści jest Kaśka, dziewczyna która pokochała człowieka. Okazało się, że to nie takie proste, aby pokochać człowieka musiała pokochać "boga" którego nie znała i organizację która okazała się fałszywą, co z tego wynikło przeczytajcie ujmującą historię Kaśki.

Zamieszczam tą historię tutaj za uprzejmą zgodą Kasi i ku przestrodze dla innych.
Utrzymana jest oryginalna pisownia.

1.   Witajcie.  15 kwiecień 2014

Zdecydowałam się nadać tej historii formę luźniejszą, może bardziej jak zbiór opowiadań niż relacja chronologiczna.  To że czasem pewnie nie powstrzymam się od „złośliwych komentarzy”, nie znaczy że jest mi do śmiechu a tym bardziej że śmieszni, głupi lub ograniczeni są ludzie, którzy przychodzili do mnie i z naprawdę dużym zaangażowaniem  próbowali ratować ( w swoim mniemaniu) moje życie przed nadchodząca w podskokach zagładą.
Tak jak napisałam w przywitaniu powodem, dla którego zdecydowałam się poznać „Prawdę” była prośba człowieka w którym się zakochałam. Ponieważ wcześniej przegadaliśmy milion pięćset godzin zahaczyliśmy również o temat religii. On: że zna i bardzo ceni Biblię, wierzy w Boga. Ja: że to dziwne może, ale łatwiej mi udowodnić logicznie istnienie Stwórcy, niż odczuć realne Istnienie Doskonałego Bytu, który na dodatek mnie kocha i że taka „nieświadomość” moja wyklucza jakiekolwiek próby nawiązania relacji. W związku z czym jestem osobą niewierzącą nie ze szczerego przekonania ale chyba z braku łaski wiary.
No i wystartowało… Czy słyszałam o Świadkach Jehowy? Tak. A co? No, że są.
Nastąpił długi i chaotyczny monolog, z którego zdołałam wyłapać :
Po pierwsze, że to trudny ale bardzo ważny dla Niego temat,
Po drugie, że prorocy różni, Jehowa, wielka bitwa, cherubowie, życie i śmierć,
Po trzecie, że to ogromna wiedza, do której  tej pory nie miałam dostępu, a wiedza bardzo bardzo ważna.
Po czwarte, że bardzo mu zależy żebym  zgodziła się to poznać.
Więc powiedziałam, że oczywiście, że jasne ( mając głównie na uwadze pierwsze i czwarte)
On: strasznie się ucieszył. Ja: nie przypuszczałam w najśmielszych marzeniach w co wdepłam.
 
Teraz dopiero wiem ile „okropnych” rzeczy powiedziałam, całkiem przypadkiem, teraz dopiero rozumiem Jego zdenerwowanie, chwiejne zachowanie, że jednak nie …. zostańmy przyjaciółmi, że jak mógł coś takiego powiedzieć, żebym wybaczyła, że nie wie co się z nim ostatnio dzieje, może to przepracowanie może brak snu, że przecież nie może mnie stracić… i tak w kółko Macieju. Zawsze kiedy „próbował mi wytłumaczyć najlepiej jak potrafił a ja byłam z góry nastawiona na nie”… Dla mnie ten czas był okropnie bolesny i trudny. Nijak nie mogłam zrozumieć co się dzieje WTF!!! Dla czego nie rozmawiamy tak jak zawsze? Co to za monologi dziwaczne, pytania natarczywe TAK?!! czy NIE?!! ( nie mogłam odpowiedzieć „tak ale wydaje mi się że…” TAK!!!? czy „NIE”!!!? … albo „przykłady” rodem z przedszkola… I tak (ponieważ mieszkamy w różnych krajach ) zaproponował, że chyba lepiej będzie jak porozmawiam z jakąś kobietą i że to ogarnie, że przyjdzie do mnie pani, która mi na spokojnie wytłumaczy…
Teraz dopiero z perspektywy czasu i zdecydowanie większej „wiedzy w temacie”  rozumiem co się wtedy działo i jest mi strasznie przykro, bo mam świadomość przez jakie emocjonalne piekło  musiał wtedy przechodzić.  Byliśmy bardzo blisko, mimo dzielącej nas odległości. Skype na dzień dobry skype na dobranoc, skype w pracy ( ja sobie ogarniam swoje, On swoje ale jak coś zawsze można się na siebie popatrzyć i mrugnąć). Ponieważ obydwoje jesteśmy panami własnego czasu, kończyło się tak, że co chwilę któreś z nas siedziało w samolocie .
No i oczywiście plany jak te życia skleimy w jedno….. a tu taki psikus 
 
Od momentu kiedy zdecydował się na powrót do Matki Karmicielki, na nic już nie było czasu. Nie było czasu na metodyczne przeprowadzanie za mną wielomiesięcznego studium, bo wtedy musiał by zrezygnować z naszych nie biblijnych relacji, a po drugie gorący oddech Armagedonu już smali nasze pięty.  Przecież mnie zna bardzo dobrze więc jeżeli ja tylko będę szczerze chciała i mu po prostu zaufam, to Jehowa mi pomoże ( o ile taka będzie Jego wola, ale będzie bo przecież jestem dobrym i uczciwym człowiekiem) a reszta mi się wkrótce sama rozjaśni „bo zobaczy wszelkie oko” więc moje również już za chwilę…. a przecież chodzi o to bym Wtedy razem z Nim stała po dobrej stronie rzeki…. Żywa wśród Umarłych. Tik tak tik tak tik tak tik tak…
 
Z drugiej strony myślę, że kroki związane z powrotem, wymagały rozmów za starszymi, polegającymi na zrelacjonowaniu czasu kiedy żył jako wykluczony, aż do chwili obecnej  łącznie z istnieniem mojej skromnej osoby w jego życiu. Łagodne i życzliwe rady starszych poparte adekwatnymi cytatami były jednoznacznym drogowskazem  ścieżki, po której może iść za mną pod warunkiem, że ja zadeklaruję szczerą chęć przyjęcia chrztu. W przeciwnym razie ścieżkę trzeba oczyścić (ze mnie) bym nie zakłócała raźnego marszu Nowego Izraela Duchowego, jego prawdziwej, szczerej i kochającej rodziny. Proste pytanie. Czego od ciebie oczekuje Jehowa? Bo przecież tik tak tik tak tik tak…
 
Strasznie mu współczuje i okropnie mi przykro, że przeszedł coś takiego, zwłaszcza, że ja nie wiedząc co jest grane nie byłam dla niego wtedy wsparciem…
Pierwsza wizyta była dla mnie lekkim zaskoczeniem, miałam „dostać” Panią i dostałam … druga widocznie byłą gratis  .  Ja się ucieszyłam. Bardzo lubię rozmawiać z ludźmi i słuchać co myślą na różne tematy.
Zaczęłyśmy rozmawiać.  Ja krótko wyjaśniłam jak to zemną jest. Potrzeba negacji Boga: brak. Osobista relacja, przekonanie o Jego istnieniu również brak. Ucieszyły się bardzo i zaczęły wyjaśniać, że najpierw muszę go poznać, żeby to zrobić to musze czytać Biblię, bo to Jego Słowo skierowane do ludzi. To było dla mnie logiczne. Potem, że wiara to wiedza a żeby mieć wiedzę muszę poznać fakty i dowody naukowe na istnienie Boga  i że mają dla mnie specjalnie o tym książkę. Ucieszyłam się bardzo i zapytałam ile mam czasu na przeczytanie. Nie, to na zawsze, padła odpowiedź.  Zanim zdążyłam się poczuć niezręcznie, oczom mym ukazała się broszura    „ Czy życie zostało stworzone?”. I tu są te dowody?!? ( zdążyło mi się „wympsknąć” zanim ugryzłam się w język) Kobiety popatrzyły szybko po sobie ( żeby dopełnić obrazu siedziały naprzeciw mojej sporej biblioteczki, książki piętrzyły się też w różnych miejscach pokoju bo właśnie miałam dokupić kolejny regał) No oczywiście nie wszystkie, skwitowały. Żeby zmienić temat, wróciłam do kwestii wiara to wiedza … i zaczęły się schody. Mnie najbardziej zależało na tym żeby się porozumieć  a tu jakoś nie szło. Nie chciałam żeby moi goście czuli się niezręcznie więc przestałam naciskać.  W nagrodę dostałam jeszcze „ Biblia słowo Boże czy ludzkie” (żebym to najpierw przeczytała)  „ Czego naprawdę uczy Biblia”,  Strażnice „ Coś lepszego niż święta”, zaproszenie na „popamiątkowy” wykład i deklararację, że będą ze mną studiować Biblię.
Byłam pod wrażeniem.
Nie jestem pochopna w ferowaniu wyroków. Zdanie sobie wyrabiam podczas poznawania nowych, zagadnień, teorii itd. Przed następnym spotkaniem przeczytałam wszystkie te książeczki. ( Moja praca zawodowa jest związana ze sztuką, więc nie musze tłumaczyć jakiej siły charakteru wymagało ode mnie ignorowanie szaty graficznej wydawnictwa. )
Zostawiłam sobie dwa możliwe warianty
 
- albo to wszystko jest rzeczywiście PRAWDA i wtedy to się cieszę, że te książeczki już przeczytałam i będziemy czytać Biblię, aczkolwiek na razie to nie mam wrażenia żeby to była dla ludzi Szczególnie Dobra Nowina.... raczej przesrana nowina... ale pewnie za mało jeszcze wiem .
 
-albo, że to wszystko NIEWYOBRAŻLNE KOCOPAŁY i wtedy to się zastanawiam jak to możliwe, że całkiem nie głupi ludzie to łykają
I postanowiłam to sprawdzić. Człowiek zakochany, człowiek zdeterminowany.  Jak kocham to potrafie przewlec świat na drugą stronę.
Jak sie w praktyce okazało świat owszem ale rozumu i ludzkiego poczucia moralności ni rusz.
Próbowałam, ale poległam emocjonalnie. Nie starczyło mi siły żeby stosować intelektualne podchody do człowieka na którym mi zależy, bo czułam się jak świnia i manipulantka podła. ( Wprost się nie dało   ) . Zrobię jeszcze ostatnią rzecz (opisałam to w moim przywitaniu, i może kiedyś, kiedyś przyniesie to jakiś skutek a może nie . Mogę jeszcze spróbować przekabacić powolutku siostrę, która dzielnie przychodziła do mnie przez parę miesięcy i nadal dzwoni i pisze listy. Kurde żal mi tych wszystkich ludzi strasznie
Przychodziły więc do mnie dzielnie Siostra Stała i różne Siostry Zmienne.
Później nasze budujące     spotkania zaczęły być przeważnie koedukacyjne : Siostra Stała i na zmianę dwaj Bracia Zmienni. (Teraz wydaję mi się, że te Siostry Zmienne zbyt często, z rodzajem jakiegoś dziwnego smutku przyznawały mi rację.) Jeden z Braci zaproponował bym na każdym studium uczyła się nazwy jednej księgi . Ja że spoko ( co mi tam, na pieśni królestwa bym się nie zgodziła. I tak wstydziłam się straszliwie słuchając tego na kilku wykładach, na których byłam  )
Znam na pamięć od Rodzaju do Ezdrasza…. a nie udało nam się wyjść z trzeciego rozdziału Żółtej Książeczki...
 Podczas studium starałam się tak dobierać argumenty by pochodziły z rzeczywistości dobrze znanej obu stronom czyli: moralność, intuicyjne rozróżnianie przez normalnego człowieka Dobra od Zła, empatia. Później ( kiedy sama ogarnęłam trochę ten dział  ) rozszerzone o trochę Biblii, ale nie cytaty tylko, króciutkie streszczenia jakiegoś tematu poruszonego w liście, przypowieści, czy księdze rzucające w moim odczuciu „inne światło” na omawiany przez nas temat. Informacje z tzw. wiedzy ogólnej dawkowałam w ilościach wręcz homeopatycznych, ale i tak był nie zły ubaw.
Postaram się opisać fragmenty naszych wspólnych rozważań. Czasami śmieszne, czasami smutne… a czasem cenne gdy na chwile zmieniała się twarz człowieka siedzącego prze de mną. Znikał z niej ten fosforyzujący entuzjazm i słyszałam „ no racja”…. czasem wypowiedziane w podłogę a czasem nawet do mnie.
cdn.
« Ostatnia zmiana: 06 Lipiec, 2015, 15:25 wysłana przez gedeon »


Offline gedeon



2. Rozmowa na temat głoszenia.
Ja: co jest dla ciebie najłatwiejsze w głoszeniu a co najtrudniejsze?
Siostra Stała: (wymijająco   ) Byliśmy z mężem na wakacjach w Turcji
Ja: O! Fajnie było?
Siostra S: No tak, przecież jeździmy jak zwyczajni ludzie na wakacje, no ale coś nas podkusiło, nie mogliśmy się opanować i zostawiliśmy dla sprzątaczki Strażnice na stole a nad nią otwarty laptop z tłumaczeniem na jw.org. na turecki i wyobraź sobie,  wracamy a tu Strażnica podarta w drobny mak!!! Tyle zaciętości było w tej kobiecie!!!
Ja: O rety?!?!? Ciekawe dla czego tak zareagowała?!?
Siostra S. : …. wiesz bo to są bardzo religijni ludzie….. bardzo ciężko do nich dotrzeć , ale jak już poznają Prawdę to są jej bardzo wierni.
Ja: Rozumiem, czyli trudne i przykre w głoszeniu jest dla ciebie to jak nie dajesz rady do kogoś dotrzeć. To musi być dla ciebie wielkie obciążenie pamiętać tych wszystkich ludzi i wiedzieć, że duża część z nich zginie?
Siostra S; wiesz bo ci muzułmanie to oni są tacy strasznie zamknięci i nie chcą dyskutować w ogóle o innej religiach.
Ja: no tak bo są przekonani, że żyją w tej prawdziwej. (nie pozwoliłam zbyt długo brzmieć ciszy i mówię) no zwłaszcza, że na pierwszy rzut oka mogą się wydawać podobne.
Siostra Zmienna: Jak to podobne?
Ja: No oni mega często używają imienia swojego boga Allah, modlą się o ile pamiętam z 5 razy dziennie Allah Akbar co znaczy Bóg jest największy, potem Allah coś tam , bóg jest miłością i wierzą ( dla rozluźnienia atmosfery okrasiłam to ironicznym uśmieszkiem), że tylko oni dostąpią zbawienia a reszta to niewierni.
Siostra S: No tak trudno do nich dotrzeć.
Ja: pokiwałam głową ze zrozumieniem i pytam: czyli trudne dla ciebie w głoszeniu jest to, ze ludzie których poznałaś i nie przyjęli prawdy zginą już niedługo?
Siostra S: Nie to nie jest takie trudne. Ludzie często kłamią, że nie mają czasu albo wprost mówią, że nie chcą i wtedy ja mam czyste sumienie. Są dorośli to ich decyzja nie chcą Jehowy więc ja już nic więcej nie mogę dla nich zrobić. ( I już chciała przejść do naszej zaniedbanej Żółtej Książeczki kiedy mówię : )
Ja: czekaj, czekaj coś mi przyszło do głowy. Wyobraź sobie, że jesteś w domu, ktoś puka otwierasz, bardzo mili kulturalni ludzie zaczynają z tobą rozmawiać, po chwili mówią ci, ze zaraz wyląduje statek kosmiczny i zabierze tylko nielicznych, reszta ziemian zginie
Śmiech obu sióstr
Ja: mówią ci, że zdają sobie sprawę, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale ze maja na to niepodważalne dowody naukowe i jeżeli chcesz to zostawią ci broszury i sami chętnie wytłumaczą o co chodzi
Śmiech
Ja: i popatrz teraz, często ludzie do których przychodzisz nie wiedzą, że masz rację i niesiesz boże przesłanie, myślą, że to jakieś bzdury. I teraz albo mogą być niegrzeczni i ci to powiedzieć ale większość ludzi nie chce sprawiać innym przykrości. Więc najlepiej ich zdaniem jest powiedzieć „ nie mam czasu” albo „ nie dziękuje, nie chcę” zamiast gadasz głupoty. Ich "nie chcę" nie jest odrzuceniem Jehowy, oni  nie chcą ci tylko sprawić przykrości.
Tym od kosmitów przecież odpowiedziałabyś tak samo.
Siostra Zmienna : ……………………………… no racja…………
Siostra Stała : ……………………….. no tak………… ale za nami stoi Bóg.
Przypadkiem o przymiotach Boga, pozornie bez morału
W trakcie naszych rozważań zaczęłam sobie kolekcjonować w pamięci co bardziej zdumiewające (mnie ) przymioty ( czyli cechy) określające Jehowę.
Jehowa nienawidzi – (czyli bóg nienawistny)
Jehowa zazdrosny
Jehowa zniszczy (zmiażdży itd.) – ( czyli bóg niszczyciel)
Jehowa się brzydzi,
itd.
Dość szybko doszłam do wniosku, że w takim razie chyba jestem jakaś emocjonalnie niedorozwinięta 
Ja: słuchajcie, mnie się to w ogóle nie wydaje trudne przestrzeganie tych dwóch obowiązujących przykazań. Wiadomo, człowiek czasami jest egoistą, czasami jest rozdrażniony ale wie kiedy postąpił źle wobec drugiego a tym samym wobec boga.
Brat Zmienny: Jasne, jak kochać ludzi wiemy, ale jak kochać Jehowę dowiadujemy się z Biblii
Ja: a nie tak samo? ( wiedziałam o co chodzi, bo spojrzenie Brata Z co jakiś czas uciekało w stronę stojącej za mną kopii obrazu gotyckiego ze św. Stanisławem co go na studiach namalowałam oraz na książki po drugiej str. mojej szlachetnej osoby gdzie wyły tytuły „Ponadczasowe” „Nadprzyrodzone” „Nierzeczywiste” przyciśnięte „ Wiedzą Tajemną”….. a wszystkie o malarstwie ….  )
Brat Z: są pewne rzeczy, które Jehowie sprawiają przykrość, którymi Jehowa się brzydzi. Cytat tutaj poleciał jakiś „o czczeniu bałwanów”
Ja: jak to? Chodzi ci o ten obrazek?
Brat Z: jaka ty jesteś spostrzegawcza!!! Jak ja lubię z tobą rozmawiać!!! Tak dokładnie tak!!
Moja mina bezcenna, uruchomiła dalszą równie bezcenna argumentację.
Brat Z: No wyobraź sobie, że na twojej lśniącej podłodze jest kupa.
Ja: KUPA CZEGO? zapytałam bezlitośnie.... 
Brat Z: yyyyyy .. no gówno!
Siostra S: LESZEK!!! ( imię zostało zmienione )
Brat Z: przepraszam za słownictwo ale wyobraź to sobie. Co byś czuła na ten widok?
Ja: Zdziwienie bezbrzeżne.
Brat Z: zdziwienie??? a nie obrzydzenie?!?!?
Ja:  Stanowczo czuła bym zdziwienie. Mieszkam sama, nie mam Alzheimera ani kota...
Tak zdziwienie to uczucie, które by mną zawładnęło..... z pewnością.
Ja: przecież Bóg ( umówiliśmy się, że nie muszę za każdy razem dodawać „ jeśli istnieje” a jak się coś zmieni dla mnie w tej kwestii to im powiem) doskonale wie co to jest sztuka, po co to namalowałam i dla czego to tu stoi. Wy mnie znacie i też wiecie, że się do tej deski nie modlę bo na razie to się staram budować relację z Twórcą Wszechrzeczy i nawet tam z modlitwą taka szczerą, której potrzebę bym czuła mam problem, wiec o tej desce, którą sama namalowałam nie ma co nawet marzyć....
Także problem  na szczęście nie istnieje....
Siostra S: ... .... ( tymi kropkami zaznaczam czas potrzebny na refleksję).............. no to otwórzmy "Czego Naprawdę Uczy Biblia" skończyłyśmy na.......
O tym jak Ciało Kierownicze wytrąciło miecz z moich ust 
W trakcie studium często wracałam do kwestii eksterminacji 99% ludzkości w Armagedonie. Udało mi się ustalić wiele budujących faktów, znanych zapewne powszechnie użytkownikom tego forum.
•   że Armagedon jest blisko, może być jutro, może za pięć lat , ale za 50 nie ( bo obecnie  dokładnej daty, jak nawet mówi pismo św. nikt przecież nie zna ale można określić przybliżony termin)
•   że mam się nie martwić o plemiona w Amazonii ludzi mieszkających w Indiach wyznawców Islamu Itd. i wszystkich którzy nie poznali Prawdy, bo suma summarum Jehowa zna serce każdego i do niego należy ostateczna decyzja.
•   jeżeli chodzi o dzieci i noworodki to nie udało się nam wyciągnąć jednoznacznego wniosku. Przykład rzezi w Egipcie wskazywał (według Siostry Stałej ), że rodzice świadczą o dzieciach i że Jehowa miał Prawo. Ja zwróciłam uwagę na ogólnie przyjęte społeczne zasady, w których za nietaktowne uważa się obciążanie dzieci za winy i grzechy rodziców a tym bardziej wyciąganie jakichkolwiek konsekwencji prawnych w stosunku do dzieci za winy rodziców i że może jednak w tej książce (postukałam palcem w Biblie) jest gdzieś coś o tym, że dzieciak jako stworzenie, niewinne jest z natury i pod ochroną. ( Siostra Zmienna klasycznie przyznała rację pewnie dla tego, że sama ma dzieci   )
•   że wskrzeszeni staną przed Sądem i będą mogli zdecydować czy chcą żyć w raju na ziemi czy zginąć w jeziorze ognia
•   że reszta żyjących,  jest na bieżąco sądzona ( to było w zeszłym roku)
Siostra Stała: Tak wiec widzisz, Jehowa cały czas daje szansę wszystkim ludziom. Organizacja Świadków Jehowy cały czas stara się by ludzie nawet w najodleglejszych zakątkach świata poznali Prawdę.( tu zostałam zapoznana z danymi statystycznymi). Ty też masz na to wpływ, mogła byś opowiedzieć swojej mamie, braciom a my chętnie wyślemy do nich kogoś kto i im przybliży tę kwestię
Ja: nie mogę powiedzieć o tym mojej rodzinie.
Siostra  S: są katolikami i zaczęli by cię od tego odwodzić? Rozumiem.
Ja: ( ze śmiechem) nie to nie tak. Ja po prostu chcę żeby przeżyli Armagedon.
 Siostra S i Zmienna jednocześnie jedna przez drugą ( na pewno domyślacie się co mówiły)
Ja: Już tłumacze o co mi chodzi. To wszystko wydaje mi się strasznie niesprawiedliwe i dla mnie osobiście bardzo trudne
Siostry: jak to nie sprawiedliwe!!! Jehowa jest sprawiedliwy i jego boży plan również. Itd. itp.
Ja: no już mówię. Znacie moje poglądy, wiecie że próbuje budować moją relację ze Stwórcą, relacja ta ma polegać na pełnym zaufaniu i miłości. Dla mnie to jest strasznie trudne. Przecież widzicie, że się staram, że poświęcam na to bardzo dużo czasu mimo, że jestem  bardzo zajętą osobą, jest godzina 22 a my dalej siedzimy i rozmawiamy, czytam publikacje, byłam na zebraniach, no daje z siebie wszystko.
Ja: I cały czas mam świadomość, że jeżeli Armagedon będzie jutro to Jehowa mnie zabije tylko dla tego, że nie zdążę. To najbardziej niesprzyjające warunki do budowania relacji miłości i zaufania jakie można by wymyślić.
Gdyby cisza była fizyczna i gęsta to myślę, że przestały byśmy się widzieć wzajemnie w tym moim niedużym pokoju.
Ja: wszyscy mordercy, gwałciciele złodzieje i oszuści będą mieli sto razy łatwiej niż ja teraz. Staną przed wielkim i dobrym obliczem Jezusa w raju na ziemi i wystarczy, że zdecydują, że tak chcą żyć zamiast umrzeć. Przecież każdy normalny by tak zdecydował a jeżeli wybrał by jezioro ognia to znaczy, że jest nienormalny i zaraz Jehowa go wyleczy.
A mnie Jehowa zabiję jeżeli nie zdążę ….. się ochrzcić. Nie chcę na to narażać ludzi, których kocham. Wolę, żeby mieli szanse stanąć przed obliczem pana na tym sądzie, o którym mówiłaś.
Ja: więc uważam, że to niesprawiedliwe, że zmarli będą mieli łatwiej ode mnie.
Siostra Zmienna: …………. To prawda…….
Siostra Stała:…….. masz rację……. a po za tym, po Armagedonie nie będzie przecież już działał Szatan, nie będzie ludzi zwodził, żeby dokonali złego wyboru……..
Ja: O! no właśnie! Sama widzisz, dla tego mam nadzieję, że żaden głosiciel nie dotrze do mojej rodziny…. Ja cóż jestem w takiej sytuacji w jakiej jestem… nie pozostało mi nic innego jak tylko zdążyć… ale boję się strasznie…..
ahahah Myślałam, że mam miecz w ustach i teraz będzie już coraz bardziej budująco.
Niestety chyba Niewolnik dowiedział się o moim podstępie jakimś kanałem   bo oto w Strażnicy lipcowej z 2013 ukazało się nowe światło, które wytrąciło mi argument, że jednak wszystkie owce i kozy będą sądzone po Armagedonie.
Siostra Stała dowiedziała się o tej  innowacji parę miesięcy później i kiedyś wychodząc ode mnie już w progu wspomniała, że rzeczywiście miałam rację ale że już nie muszę się martwić. Ja mówię, że wiem czytałam. Nie wróciłyśmy nigdy do tematu bo to było nasze ostatnie spotkanie.
 
Z cyklu sama się dziwie, że nie zwariowałam.
Fragmenty rozmów różnych.
Teraz  już wszystko rozumiem, ale spróbujcie sobie wyobrazić co się działo w mojej głowie, kiedy nagle człowiek, którego wydawało mi się że zdążyłam bardzo dobrze poznać, zupełnie niespodziewanie i znienacka fundował mi takie akrobacje emocjonalne.
 
On: Hej kochanie! O matko, skończyłem już robić ten podjazd. Wszystko mnie boli. Słuchaj na razie nie kupuje żadnych krzorów ani niczego takiego, jak przyjedziesz to razem to zaplanujemy.
Parę dni później
On: Co robisz?
Ja: Piszę pracę.
On: hmm, bo wiesz powinnaś zastanowić się czy to ma sens…. W normalnych okolicznościach to było by dobre, ale Słońce zrozum, teraz jest czas na co innego, tu chodzi o Twoje życie… decyzja oczywiście należy do ciebie…. uważam, że powinnaś poświęcać czas na ważniejsze rzeczy. Proszę cię zacznij chodzić na wszystkie zebrania. To naprawdę ważne. Dyplom to tylko papierek… Jehowa nie będzie nas rozliczał z takich rzeczy, tam gdzie będziemy mam nadzieję razem, jeżeli tylko się troszkę postarasz to naprawdę nie będzie miało znaczenia, wszystko to do czego teraz jesteś przywiązana i tak ulegnie zniszczeniu w Armagedonie …. Zaufaj mi proszę.
On: hej skarbie? Ty płaczesz?
Ja: Tak, trochę.
On: Dlaczego?
Ja: Bo przestałam cię rozumieć……
Zastanawiam się nad tym co mówisz i nie rozumiem.
W skrócie, nie rozumiem dla czego zbudowałeś ten podjazd….
On: Bo mamy być przecież szczęśliwi też teraz. Rozumiesz?
Ja: Nie.
 
Po długiej przerwie, telefon w środku nocy.
On: No hej! Co u ciebie? (Umie to i tamto) Obroniłaś ten dyplom?
Ja: (zatkana zdumieniem) zdołałam wykrztusić "Tak"
On: No to co nic nie mówisz?!?!? Przecież ja jestem z ciebie taki dumny. Naprawdę. Prześlij mi tą pracę bo bardzo chętnie przeczytam. Ciągle komuś o tobie opowiadam jaka jesteś niesamowita.
 
Nie spałam do rana     
Właśnie, ale kiedy zobaczyłam,że już zniknął  (było to parę miesięcy temu) postanowiłam dać mu chociaż jakiś skrawek wolności, ( bo ciągle sygnalizował, że chociaż nie jesteśmy razem to na mnie czeka). Wolność taką jaką przynajmniej potrafiłam i napisałam wprost dlaczego nigdy nie zostanę Świadkiem Jehowy. Jego reakcja była tak jak się spodziewałam: zasypał mnie 3 str. cytatów z Biblii o ludziach, którzy bluźnią jehowie, są jego wrogami. o szatanie, zagładzie itd.
Zakończył, że on wybiera Jehowę i że się nie zawiedzie, że mi już bardziej nie potrafi pomóc. I że BEZ ODBIORU.
Ja raczej piszę te wspominki  bo wydaję mi się że to może być ciekawe, jak to wygląda ze strony światuski. Zamknęłam się w emocjonalnej klatce i na razie mi tam dobrze. 
O tym jak to siebie z zaciekawieniem obserwowałam.
Motywację miałam niezwykle silną żeby uwierzyć. Te wszystkie nasze wspólne plany… nawet z tej mojej marnej, tylko „teraźniejszej” perspektywy, to że się kochamy i wytrzymać bez siebie nie możemy… no i ogólnie przecież, jeżeli to ja jestem jakaś „duchowo otępiała” a człowiek, którego kocham zna Prawdę .. i wtedy będziemy mogli być razem i tu i teraz i zawsze do cholery. To Kaśka! No weź się jakoś ogarnij… no nie wiem… postaraj bardziej! Przecież widzisz jak mu jest przykro kiedy się pyta „ a jak tam twoje "studium” a ty jak ta jędza uparta zawsze odpowiadasz „ powoli ale dokładnie”……. Tak było na samym początku  . Reasumując … no chciałam już uwierzyć, na potęgę i najlepiej jak najszybciej.

Mój „były ukochany” też mi pomagał jak potrafił
On: … Kochanie a modlisz się
Ja : no modlę
On: jak to?!?! Naprawdę??? … to może się źle modlisz! A jak się modlisz.
Ja: No tak się modle, chyba dobrze bo Siostra Stała powiedziała mi jaki jest klucz: „Jehowo Drogi, jeżeli rzeczywiście jesteś ( i nie muszę Ci tłumaczyć dlaczego to dodaję, bo jak znasz moje serce to wiesz) proszę Cię z całych sił, żebyś dał mi do zrozumienia, że naprawdę Jesteś. W imię Twojego syna Jezusa Chrystusa Amen.
On: …. hmm, no to dobrze się modlisz

Serio zupełnie mówię, robiłam tak rano i wieczorem, wkładając w moje modły max zaangażowania…. I jednocześnie mając osobiste, średnio pochlebne refleksję na swój własny temat ….
Inne ciekawe automoje obserwacje dotyczyły „ mojego studium”. Kiedy już chyba z grzeczności, żeby bardziej nie rozwlekać w końcu odpowiadałam tak jak należy na pytanie z Czego naprawdę uczy Biblia ( jakieś specjalnie trudne to nie jest, bo zwykle odpowiedź jest kilka linijek wyżej ) i Siostra Stała albo Brat Zmienny z taka radością (autentyczną, naprawdę szczerą, (zwłaszcza po tym jak już zaproponowali mi żebyśmy koniecznie przeszli na „ty” ) mówili, że naprawdę super, że świetnie, że jaką mam dobrą pamięć i że wspaniale…. To ze zdziwieniem niejakim obserwowałam wypełniające mnie uczucie zadowolenia…. Zwłaszcza, że po pewnym czasie SiostraS otwierając swój notatnik i mówiąc : a cha no to skończyłyśmy na drugim rozdziale drugiego akapitu, nie wyglądała na szczególnie zadowoloną….

Przed wykładem, byłam oblegana a ja bardzo lubię ludzi i lubię z nimi rozmawiać więc super, podczas wykładu kiedy czułam się wysoce zażenowana, zazwyczaj… starałam się zobaczyć jak to działa, że efekt jest taki, że to mnie jest głupio a nie mojej Siostrze Stałej, która mnie na ten „budujący wykład” ( w moim „wolnym” czasie a naprawdę jestem osobą zajętą, o godzinie 10 rano, w niedziele, ) zaprosiła…
Ale najbardziej zdumiałam się samą sobą, kiedy pewnego razu podczas studium Siostra S, zaczęła mówić do mnie, ze ŚJ tak bardzo się starają, dają z siebie wszystko, żeby uratować jak najwięcej ludzi a czasu jest coraz mniej, często robią to kosztem własnego życia prywatnego, dobrze płatnej pracy, własnych rozrywek i hobby a ludzie jakoś tak nie reagują, albo bez sensu w kółko o tym samym klepią, zamiast zaufać dobremu i mądremu Jehowie. Zamiast zrozumieć, że to że czegoś na razie nie rozumieją wcale nie jest ważne, bo Jehowa przez swoich głosicieli, którzy bezinteresownie poświęcają (mnie) swój prywatny, własny czas próbuję uratować moje życie…..
No jakież było moje zdziwienie, kiedy odnotowałam, że JA czuję się winna, że Siostra Stała tyle dla mnie poświęca….. a Ja ni dudu… niesamowite


Offline gedeon



3. Mój monolog o różnicy charakterów .... mojego .... i Jehowy.
 
Siostra Stała - streściła mi na czym polega miłość ( to temat na osobną moją wypowiedź  ) do Jehowy. Dowiedziałam się, że Jehowa ma swoją wolę a to co nie jest z nią zgodne, jest przedmiotem Jego ( Jehowy) NIENAWIŚCI lub się tym BRZYDZI co w efekcie, jak zrozumiałam ... i tak wychodzi na to samo.
Ja: Jehowa wielu rzeczy nienawidzi. Ja mam trochę inaczej....
Ja  się przyglądam i próbuję zrozumieć dla czego dzieję się tak a tak. Analizując własną emocjonalną stronę dochodzę raczej do wniosku, że Jehowa ma cały ocean "nienawistnych" uczuć w swoim wachlarzu emocjonalnym....... przeciwieństwie do mnie....
Może źle rozumiem  ale koleżankami nienawiści są niszczycielskie jakieś odruchy, ja raczej optowałabym za naprawą  (najlepiej autonaprawą )
Np. Gdybym była obdarzona nieprzebraną, super mocą, dla ludzi grzeszących pychą miałabym inne rozwiązanie niż natychmiastowa anihilacja ( no dobra!!! nie powiedziałam anihilacja, powiedziałam: " śmierć w jeziorze ognia" ). Grzeszący np. pychą to według mnie - wiedzący wszystko najlepiej, znający się na wszystkim najlepiej, wiedzący co każdy inny ma na myśli, zanim zdąży skończyć zdanie i potrafiący ocenić, że mają prawo przerwać czyjąś wypowiedź bo i tak byłaby głupia etc.) Tak więc, pach!!! Dla takich ludzi, dysponując nieograniczonymi mocami np. kreacji, stworzyłabym Wyspę Wiedzących i Umiejących. Raz na tydzień sypłabym manną albo jakimiś innymi nasionami z nieba, potem może jakiś piorun w gruby konar ( tak żeby się spokojnie samoczynnie tlił przez parę godzin ). Wyspa była by piękna, obfita i przyjazna, klimat umiarkowany, czyste górskie źródła rozlewające się w urocze jeziorka… ok a co mi tam niech nawet pływają w nich powolne  karpie. Żyć nie umierać.  Niech sobie tam ci „grzesznicy” co mnie irytują urabiają wspólnie, albo  w pojedynkę jak im wygodniej. Raz na rok ( w Sylwestra, tu zaśmiałam się porozumiewawczo, bo przecież WIEMY, ja i Siostry że to żart ) sypłabym z nieba sprzętem żelaznym: siekierki, młotki, noże…. ......a i jeden garnek . (ryzyk-fizyk i znowu promienny, porozumiewawczy uśmiech ).
Jeżeli to ja się niepotrzebnie irytuję to myślę, że za parę setek lat odwiedzę, jako siła sprawcza, z rutynową kontrolą,  Raj na Wyspie.
Jeżeli się słusznie irytuję, sytuacja będzie się w naturalny sposób klarować przez tysiące lat….
… I spoko, jak dla mnie… ( pauzę zrobiłam)
 
ale to chyba po prostu różnica charakterów… mojego i Jehowy. Jehowa nienawidzi… mnie to ciężko przychodzi ot tak, z serca, po prostu.
Mnie tak naprawdę ciężko nienawidzić , bo jak rozumiem nienawiść implikuję chęć unicestwienia. Mnie ciężko tak tylko z jednej strony widzieć człowieka. Ja zaczynam się zastanawiać, co mu się w życiu przytrafiło, że jest taki a nie inny . Mogę zdecydowanie nie lubić jakiś konkretnych ludzkich działań, mogę się żywo sprzeciwiać, protestować , działać przeciwko określonym działaniom … ale tak kogoś, człowieka jakiegoś unicestwić….  No nie wiem zakładając, że mam taką moc… to chyba normalnie nie starczyło by mi motywacji...znając siebie szukałabym jakich innych rozwiązań... raczej.
...ale zapewne chodzi o różnicę charakterów.
... i pewnie teraz popełniam grzech pychy.... ( dodałam mocno zasępiona )
Siostra Stała : (po odrobinie zbyt długo trwającej ciszy ) Tylko Jehowa widzi twoje serce i jest cię w stanie ocenić.
Siostra Zmienna : - myślę, że myślała sobie spokojnie podczas mojego przydługiego wywodu o problemach życia codziennego. Na prośbę Siostry S. odczytała kolejny akapit z Czego Uczy Biblia.
Albo nie trafiłam kompletnie w temat albo, tego dnia Siostry nie były w nastroju do dyskusji...
Ryj mi beret !!! Bardziej !!!
 
I chyba dochodzę, opłotkami do samego ogonka, opłotkami i zakosami dużymi.
Łatwo się pisze o gejzerach niedorzecznych teorii, serwowanych przez "głoszący, gorliwie Team Jehowy".
A to przecież " moja historia".
Mogłabym tak sobie "pitololić" w nieskończoność. "Godzin studyjnych" wyrobiłam myślę na przynajmniej jeden porządny chrzest ( i nadal nie daliśmy rady wyjść z trzeciego rozdziału Czego Uczy Biblia).
 
A to przecież moja historia....
 
A Więc Wróć !!! Wróć do czasu, kiedy nie miałam POJĘCIA. KTO ZACZ JEHOWA, kiedy nie miałam pojęcia, co Dziadunie WTS-owe, "kładą" ludziom do głowy....
Ja Zakochana na maxa, facet we mnie. Życie planujemy wspólne... a tu nagle JEBUDU...
JEHOWA !!!
Ok. oczywiście, to " coś" co jest dla  Ciebie ważne. No jasne, że "to" poznam.
 
Teraz w zasadzie chyba mogę podzielić moje doświadczenie na trzy traumatyczne etapy.
Za każdym razem byłam zrujnowana. Totalnie. Moja konstrukcja, którą starałam się powolutku składać, była rozpieprzana w perzynę pociskiem z "bazuki jehowy" w samą dziesiąteczke... tak, że na wiele tygodnie byłam w stanie nic,...
...po nad to, co absolutnie, bezwzględnie musiałam. ( tzn. np. upalne letnie miesiące,spędziłam pod przepoconą kołdrą, jarając fajki ..... tak, wiem żenada  ale było tak )
No to po kolei:
Etap pierwszy:
Ja byłam pierwszy raz u niego  po dłuuuugim czasie...nie chciał raczej żebym do niego "przylatywała"...  prze najróżniejsze rzeczy wymyślał.... a ja, jak tak głupia koza wierzyłam w "te" powody....ahahaha..,  że on nie da rady jak już ja zaistnieję w tym "naszym wspólnym domu."... tego przeżyć, że potem zniknę znowu ...na czas jakiś .... i takie różne  " kocopały" i tym im podobne. ) . Łykałam jak małpa kit.
Pierwszy raz, jak byłam u niego, za granicą, na JEGO terenie  Zupełnie nie wiedziałam w tedy jeszcze w jakim jest momencie życia  ( wiem to z perspektywy czasu    więc żeby oddać to co czułam, nie będę się posługiwać wiedzą obecną   )
 Lotnisko:
O matko!!! Zawsze lotnisko to było dla nas coś niesamowitego!!! Nie widzieliśmy się przez np. ...17 albo 9 dni itp., więc zawsze ten moment był dla nas szczególny. Zawsze... dla obydwojga...
Był też Szczególny kiedy "wylądowałam" w jego kraju... "szczególny" i dla mnie ... i dla niego ( zapewne  ale dla czego to w części drugiej " Ryj mi beret" )
 Nagle dziwaczne doświadczenie mam, przecież widzę to już " na odległość", że NIC nie zachęca do tego żeby się przytulić w "utęsknieniu" ... ale "odsuwam" te moje  "dziwaczne schizy" i lgnę do kochanego człowieka ... jak zwykle... i słyszę:
" Fuj!! śmierdzisz papierosami"... odsuwam się zawstydzona... i myślę " kurczę, już dwa CAŁE DNI NIE PALIŁAM ( chciałam mu zrobić niespodziankę ) ... a dalej ode mnie jebie!!! Ohyda !!! Jak tylko przyjechaliśmy do " naszego domu" wyprałam wszystkie moje czyste ubrania ponownie.. żeby już nie śmierdzieć.
Niestety przez kolejne szczęśliwe dni, kiedy spacerowaliśmy ulicami "Miasta", nadal śmierdziałam wystarczająco przykro, żeby nie mógł, odwzajemnić żadnego mojego "czułego" gestu.
Na szczęście, kiedy wracaliśmy do " naszego domu", jego zmysł powonienia przestawał reagować na moją przykrą przypadłość....
 Myślę, że tak jakoś powolutku tą historyjkę napiszę , Trudne to strasznie ale czuję, że już juś czas
Na tym etapie "naszej znajomości" wyrastały przede mną co rusz gigantyczne schody, nie raz ziemia mi się rozstąpiła pod nogami znienacka, mój pociąg nagle zaczynał pędzić na wstecznym, huśtawka od tak do nie od nie do tak zaczynała już puszczać na spawach. Czułam się jak bohater jakiejś napisanej przez świra gry przygodowej. testowanej przez zapalonego użytkownika. Ponieważ kochałam grałam w to najlepiej jak umiałam. Ciężko było bo zasady potrafiły się zmieniać diametralnie czasem nawet w ciągu tego samego dnia.
On: ależ skąd! To wcale nie jest tak, że istnieją tylko małżeństwa w których obydwoje są wierzącymi Świadkami Jehowy. To nie jest żaden problem. Cieszę się po prostu, że chcesz poznać to co jest dla mnie ważne.
On: wiesz, tak patrze na ciebie i serce mi się kraję... Ty nie masz pojęcia... jesteś jak łania nieświadoma tego wszystkiego o co teraz toczy się walka.
(Szczerze mówiąc byłam bardziej zszokowana "poziomem metafory " niż zaintrygowana levelem "mojej nieświadomości", obce to dla mnie było strasznie taki rodzaj "przemawiania biednymi frazesami", co się dzieję z człowiekiem, którego przecież znam ? nie rozumiem...)
On: Uprawiamy seks. To jest grzech, ty tego w ten sposób nie postrzegasz...
Ja: słuchaj no bez przesady, wiem że według Biblii takie cuda to po ślubie, zdaję sobie z tego sprawę przecież.
On: tak... ale ty jeszcze nie jesteś winna bo nie poznałaś, nie zrozumiałaś. Ja mam całą winę po swojej stronie...
Ja: - słucham i nie rozumiem i żal mi się robi, widzę jakieś emocję ogromne, nie chcę żeby tak się czuł więc mówię:
Słucha,j ja nie chcę mieć świadomości, że prze zemnie robisz coś z czym się moralnie nie zgadzasz. Kocham cię i chce żebyś żył w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Jeżeli to jest dla ciebie ważne to nie róbmy tego, przestańmy się kochać do ślubu. Ja nie chcę żeby to co dla mnie jest piękne i wartościowe w tobie indukowało winę. Poczucie, że tracisz coś zamiast zyskać.Taka świadomość jest dla mnie czymś niezwykle przykrym.
On: Nie. Na razie niech będzie między nami tak jak jest. Ja jestem przygotowany. Przeszedłem szkolenie... Jak by ci to wytłumaczyć... Jestem jak żołnierz. W razie zagrożenia będę umiał sobie poradzić. Dokładnie wiem co i jak mam robić i w jakiej kolejności.Martwię się tylko o ciebie, tyle pracy przed tobą ale jesteś przecież taka mądra jeżeli tylko się postarasz na pewno zdążysz.
 
Taka mądra byłam podobno a nie rozumiałam ni w ząb o czym mówi. Pewnie normalnie drążyłabym temat ale gorące nie biblijne relacje zamknęły moje pytające usta. Zdołały odwrócić moją uwagę, zwłaszcza, że przypieczętowane zupełnie " normalnym i radosnym" tygodniem naszej egzystencji wspólnej... więc tak sobie chyba dla psychicznej wygody zapomniałam o tej rozmowie.
 
 Za dni kilkanaście:
On: chciałbym cię o coś prosić. To trudne dla mnie bardzo.... Wiesz chodzi o sex ... Czy nie uważasz, że to by było wartościowe gdybyśmy poczekali jednak na ten moment do ślubu?To ładne przecież  i romantyczne nawet... to ważne dla mnie ...
Ja: ( w skrórcie) rozumiem i ok.
Za dni dwa:
On: Skarbie tak cię pragnę, dla czego jesteś tak daleko?!?!?! Pierdzielę!! Właśnie rezerwuję bilet na samolot!! Zrobię z tobą tamto i siamto. Włącz skypa!!! Proszę!!! Pokaż mi siebie bo nie wytrzymam!!!
Ja: ...aaaaleee  hej czekaj chwilę.. przecież te wszystkie nasze rozmowy.....? Dla mnie to nie była łatwa decyzja. Przecież dopiero zaczynam się z nią oswajać, traktowałam twoje słowa bardzo poważnie.. bo mi na tobie zależy...
On: wiem, pamiętam co mówiłem ale przemyślałem to. Wytłumaczę ci jak się spotkamy. Przylecę za dwa dni. No włącz tego skypa!!!
Ja: czekaj, mnie nie jest tak łatwo przestawić się w jednej sekundzie na zupełnie przeciwny tor niż ten na który z takim trudem staram się przekierować nasze relację...aż do teraz
On: jak nie to nie!!!! Będę za dwa dni!!! Próbujesz się mną bawić!!! Nie spodziewałem się tego po tobie!!! Mam już bilet!!! Więc przylecę!!! Dla czego nie włączasz tego skaypa ?!?!?!?
Ja: ... bo osłupiałam ....nie próbuję się tobą bawić...
On:  wykorzystujesz to, że cie pragnę!!!! Dobrze się z tym czujesz ?!?!?! Myślałem, że łączy nas coś unikalnego !!!! Przecież jesteś dla mnie wszystkim!!!! Jesteś najważniejszą osobą w moim świecie!!! Moim jedynym przyjacielem, kobietą, którą znalazłem kiedy myślałem, że nie istnieje coś takiego jak sens!!! Proszę cię nie przekreślaj tego!!!! Będę pojutrze... porozmawiamy na spokojnie... kocham cię ...
Był. Pojutrze.
Zwyczajny,
kochany
... nienawiedzony.
Ja byłam... ale inna. Cicha.
Zorientowałam się, że "źle się dzieję w państwie duńskim", że jest „coś” o czym "wiedzą wszyscy" a niektórym w to graj. Tylko ja, taka jakaś zielona. A teraz, jak jesteśmy razem, w tym momencie. Co to jest? Jakiś rodzaj mentalnych wakacji...? Gdzie grzech, gdzie łania, gdzie Armagedon, gdzie Jehowa? Gdzie to ciągłe pitolenie, że żeby już naprawdę była "pełnia", to jedynie czego brak ... to czyste moje serce, którego obecnie nie posiadam ale wszystko na to wskazuję, że jeżeli tylko będę chciała i się postaram to mogę je mieć. Miłość upośledza intelektualnie ( mnie przynajmniej). Wierzgałam tak mocno, że aż prawie skutecznie, na mój intelekt.
Jest dobrze.
Dzisiaj nie ma Jehowy. Dzisiaj jest tak, jak "przed Armagedonem". Dlaczego chcesz do tego wszystkiego wracać? Jesteś szczęśliwa, to w to uwierz. Zapytasz o te wszystkie rzeczy... ale później ... Przecież teraz jesteś szczęśliwa. Koniecznie chcesz to zepsuć? Tylko dlatego, że masz obsesję, żeby konfrontować? Tak mi szatan-konformista szeptał z tyłu głowy.
No i się poczułam jak bym dostała gołą dupa w twarz… wyleciał i przestał się odzywać. Nie jestem nadpobudliwa. Po dwóch telefonach, których nie odebrał i wiadomości, którą widziałam, że odczytał ale nie odpisał dałam spokój. Zadzwonił, po tygodniu albo dłużej, że przeprasza, że miał trudny czas, że już sobie wszystko poukładał i przemyśla,ł i że mi zorganizuje "kobietę, która mi to jakoś lepiej wszystko będzie umiała wytłumaczyć".
No i przyszły ... tak jak pisałam. Czytałam te publikacje co mi znosiły, czytałam Biblię, Jak już przeczytałam Biblię, zaczęłam czytać JW. Org. i "książki" tam publikowane. Im więcej publikacji tym więcej sprzeczności. Im więcej sprzeczności tym wolniej szło mi studium, im wolniej szło mi studium tym bardziej mój "kochany " w dosadny sposób odmalowywał mój tragiczny koniec jeżeli nadal tak się będę ociągać a tym bardziej kolorowo naszą wspólną przyszłość jeżeli mi się uda.To mnie chwalił za doskonałą pamięć do biblijnych historii, to krzyczał i wpadał w szał kiedy dzieliłam się wątpliwościami. Im on gwałtowniej reagował tym ja bardziej starałam się go nie denerwować. Mur urósł stosunkowo szybko. Stwierdził, że On się wycofuję z tej całej imprezy, że zostańmy na razie przyjaciółmi, że mi zawsze pomoże w razie wu. itd. bo zrobiłam dla niego bardzo wiele... nawet sobie nie uświadamiam ile...

Cierpiałam ... a jak... cała sytuacja wydawała mi się jak z jakiegoś kosmosu... Gdzie w XXI wieku problemem miedzy ludźmi mieszkającymi w Europie może być WYZNANIE??? Nie wierze!!!


Offline gedeon



4. Pierwszy raz bolało bardzo. Pierwszy raz upadłam.

Cierpiałam ... a jak... cała sytuacja wydawała mi się jak z jakiegoś kosmosu... Gdzie w XXI wieku problemem miedzy ludźmi mieszkającymi w Europie może być WYZNANIE??? To, że nie wierzę!!!, że czytam tą Biblię, że staram się modlić… a normalnie nie wierze. No nie umiem. Dlaczego z takiego powodu nie mogę spróbować żyć z osobą która kocha mnie, którą ja kocham. Może to we mnie ta cecha jakaś taka zjebana, żeby wyjaśniać, żeby czyścić… iluż ludzi żyje sobie normalnie, razem budując każdy następny dzień…. omijając pewne drażliwe nurty? Dlaczego ja nie potrafię machnąć ręka? Może to ja szukam sobie „problemów”? Może bardziej wymówki?..... bo uciekam od dorosłej relacji? Dlaczego nie chcę się chcę zgodzić się na coś czego w 100% nie rozumiem i czego nie czuję??? Przecież gdybym nie była taka upierdliwa, teraz zastanawialibyśmy się wspólnie nad kolorem zasłon, jeździli na nartach, jedli wspólne kolacje... kochali się... Ja pierdzielę!!! No wzięłabym ten jakiś chrzest i co by się stało?!?!?!??! Zmydliłabym się?!!??!?! k****… a ja tak zawsze muszę upierdliwie drążyć!!! Po co?!?!?! Dlaczego muszę  mieć wszystko jasne, rozumieć, nie mieć tabu, nie musieć omijać…  I po co?!?!?!? Po jajco!!!! Leżę na dywanie, 35 stopni na zewnątrz. Palę fajki. Nie mam siły na nic. Boli. Tęsknię.

… I nagle mi klikło gdzieś w głowie…. Te łanie, te przedarte kartki, te jego przykłady, porównujące Boga do właściciela „szalonej kosiarki”.
Przykład „Szalonej kosiarki” w pewien sposób otwarł mój umysł więc przytoczę. 
On: Skarbie, zrozum Jehowa wyciąga do ciebie rękę a ty ją odrzucasz. Dlatego wszyscy ludzie, którzy odrzucają Jehowę zginą w Armagedonie ( tak w skrócie)
Ja: que?!?!?
On: (dziwnym… takim „cierpliwym głosem”… trochę jak do dziecka… z taką „unikatową” modulacją. Myślałam, że to efekt większości życia spędzonego za granicą). Wyobraź sobie, że masz garaż a w nim różne narzędzia. Dbasz o nie, oliwisz, czyścisz. Robisz to po to żeby ci dobrze służyły. I wyobraź sobie, że wśród tych twoich narzędzi masz kosiarkę. Próbujesz jej użyć a ona robi to co chce. Wjeżdża ci do domu, kosi dywan. Sieje zniszczenie. Co robisz? Używasz jej nadal, czy się jej pozbywasz?
Ja: zaczęłam się śmiać tak, że łzy mi ciekły. Nie wiedziałam/nie chciałam uwierzyć , że na serio porównuje człowieka robiącego błędy, dokonującego wyborów, korzystającego z intelektu, moralności, empatii, wolnej woli, które jego zdaniem we mnie/ w każdym Bóg zaszczepił ….. do pierd** kosiarki….
No i powiedziałam głośno ( na swoje nieszczęście/szczęście) : Nadaję jej imię ahahahaha... „Szalona Kosiarka”, jeżdżę z nią po świecie, pokazuję ahahahhaha i zarabiam gruby szmal…. Ahahahahaha.
On: (w skrócie)… zdenerwował się.
No dobra, do wątku wrócę. „Szalona Kosiarka” przypomniała mi się, kiedy cierpiałam sobie po utracie bliskiej osoby i coś „klikło”. Zaskoczyło mi w głowie, że ONI WSZYSCY MÓWIĄ W TAKI SAM SPOSÓB. I moja Siostra Stała i różne Siostry Zmienne i Zmienni Bracia i Brat na wykładzie „okołowielkanocnym”. Przecież ten „biedny rodzaj” argumentacji jest cechą wspólną tych różnych ludzi. To ten sam rodzaj argumentacji z tych Strażnic i Przbudźta się. Jezusie święty!!!!!!
Adrenalina skoczyła mi trzysta…
Wzięłam prysznic.
Siadłam do kompa. Wpisałam „ Świadkowie Jehowy sekta”......
Edit:
... To był dla mnie kolejny przełom. Kolejny raz zmobilizowałam całą siebie. Przeczytałam i "forum" - chyba całe  i "Harfę Bożą" i blog SJ23 i Wyzwolonych i "Siostrę  podróżującą" I Winstona "moją historię" i Russela "dzieła" i "Chrześcijański ośrodek Apologetyczny" i Biblię drugi raz i "Trwajcie w Miłości Bożej" i Lewandowskiego bloga i Piotra Andryszczaka i Bednarskiego publikację  i dominikański "Ośrodek informacji o nowych ruchach religijnych i sektach".... itd.
Tak czy siak największe wrażenie zrobiło na mnie " Paście trzodę Bożą"... rozpłakałam się po tej lekturze...
Stwierdziłam, że jeżeli mój " kochany" tak szczerze chciał mnie ratować przed Śmiercią w Armagedonie...  to ja muszę zrobić wszystko żeby uratować go przed sektą..
.
Przykład z lizakiem uwielbiam.
 
( Czego naprawdę uczy Biblia? )
 
 
Gdybyś zauważył lizaka w błocie, czy podniósłbyś go i włożył do ust?
12. Wyjaśnij na przykładzie, dlaczego stronimy od zwyczajów i uroczystości, które pochodzą z nieczystego źródła.
12 Niewykluczone, że według ciebie współczesne święta nie mają już nic wspólnego ze swoimi pierwotnymi odpowiednikami. Czy więc ich rodowód naprawdę ma jakieś znaczenie? Owszem! Oto przykład: Gdybyś zauważył lizaka w błocie, czy podniósłbyś go i włożył do ust? Oczywiście, że nie! Jest przecież brudny. Tak samo święta mogą się wydawać atrakcyjne,  lecz pochodzą z nieczystego źródła. Chcąc opowiedzieć się za religią prawdziwą, musimy podzielać pogląd proroka Izajasza, który rzekł do czcicieli prawdziwego Boga: „Nie dotykajcie niczego nieczystego” (Izajasza 52:11).
 
 
Jasne, że tak  .
Natomiast mechanizm oddziaływania na nowego "członka TRZODY Jehowy" całkiem mocny ...  poparty zresztą "nadzieją na zrozumienie w odpowiednim czasie".... i że wtedy się wszystko rozjaśni a po drugie jak już będzie Armagedon za chwilę, no to wtedy ujrzy "Wszelkie Oko" więc moje również, więc czyż nie rozsądnie jest po prostu zaufać Jehowie i już teraz móc być szczęśliwym...
Masakra...
Identycznie działa ten mechanizm ( wiadomo, że słabiej ale zasada podobna) z ludźmi, którzy starają się "z tobą zaprzyjaźnić ", pytają o twoje problemy, chcą ci pomóc je rozwiązać, są tacy mili i szczerzy... zależy Im na tobie.
Już za niedługo jak tylko wskoczysz do basenu będziesz mógł na nich liczyć w 100%, będą twoją Prawdziwą rodziną ...
Oni mają w sercach spokój i szczęście... U nich wszystko jest zawsze Wspaniale...
No nie chciałbyś się tak czuć już teraz?
No i Jehowa... ocaliłby cie z rzezi... czyż nie było by rozsądnie zaufać Jehowie na razie, jeżeli nawet teraz wszystkiego się nie rozumie i się nie jest przekonanym?...
Przecież już niedługo "Ujrzy wszelkie Oko"... więc toje również. 
Uleganie w takich kwestiach to rodzaj emocjonalnej i mentalnej prostytuc
I powstałam. Z pełną świadomością...
 
I powstałam z pełną świadomością, że "demony są jak dżiny albo profesorowie filozofii: jeśli nie sformułuje się pytania dokładnie jak trzeba, z radością udzielą absolutnie precyzyjnej i całkowicie mylącej odpowiedzi" ( T. Pratchett)
 
Trudność miałam dwojaką. Po pierwsze jestem kobietą. Więc mam być szyją i to On ma gadać a ja mam ew. wyrażać nieśmiałą wątpliwość, bo po za tym, że ja jestem szyją to ON ZNA PRAWDĘ I MI TERAZ JĄ OBJAWI . Bycie szyją wiązało się dla mnie bezpośrednio z drugą trudnością... etyczną.
Biblijne przykłady "kobiety szyi" budziły mój absolutny sprzeciw... moralny
 
(To się może trochę rozwiodę. nad "byciem szyją" 
Czyli jak? Jak to ma wyglądać? Żyje z mężczyzną i nie mogę mu powiedzieć co myślę.... Muszę w przemyślany i sprytny sposób, naprowadzić go na tyle subtelnymi bodźcami ( wszelakimi), żeby w efekcie zrobił to co ja uważam za słuszne i się nie zorientował, że Nim manipuluje... i żeby sam myślał, że na to wpadł i czuł się świetnie a ja bym wtedy mówiła: olaboga !!! No nie wierzę?!?!?! Jak to wymyśliłeś!!!! To cudowne!!! Jesteś wspaniały!!!! Jak na to wpadłeś?!?!?!?
 
No sorry wielkie ale ja tak nie umiem budować relacji z drugim dorosłym człowiekiem.
Obrzydliwe to dla mnie i kropka. Manipulacja drugą osobą ... zło.
Po drugie jak mam iść do łóżka z człowiekiem, którego przed chwilą traktowałam jak dziecko.
Porażka jakaś. "Nie staje mi".
 
No nic. To moja życiowa postawa, której wcześniej nie musiałam nigdy definiować. Natomiast człowiek, którego kochałam jest w sekcie .
Postaram się ja umiem.
Skypowe rozmowy, rozmowy na żywo...
Ja nie naciskałam ale już po paru minutach kończyło się na Jehowie. Otwieraliśmy Biblię. Ponieważ byłam świeżo po lekturze ... trudny był ze mnie przeciwnik.
On: była byś taką wspaniałą siostrą, tak ładnie opowiadasz o treści Biblii, tak wszystko pamiętasz... i to twoje tak ale...tak spokojnie tłumaczysz....no naprawdę była byś wspaniałą siostrą !!!
Ja: czułam się jak suka podła
On: ale wiesz, to co robimy jest bez sensu. Czytamy sobie Biblię. Tak bez celu. Wybierzmy jakiś temat i Ja się wtedy do niego przygotuję.
Ja: To , że czytamy Biblię jest bez sensu?!?!?!?
On: Tak. Przygotujmy się z jakiegoś tematu.
Ja: ok.
Chyba o ile pamiętam rozłożyłam go na łopatki cytatem z Biblii " że tylko to co zapisane jest ważne i, że do poznania wystarczy tylko to i nic więcej i tu jest cała treść i przekaz itd. itp.( parafrazuje bo nie pamiętam), więc dla czego tak ważne jest by chodzić na zebrania i czytać "literaturę". Delikatnie starałam się podważyć przymus czytania strażnic i wszelkich innych aktywności (TSK, zebrania, itd,) w ilości nałogowej  i zwrócić uwagę głęboko wierzącego człowieka w stronę tego w co jak mu się wydaję wierzy.
Efekt: podał mi temat, na który mieliśmy się przygotować.
Zagryzłam zęby bo wiedziałem, że teraz będzie mu jeszcze trudniej. Ja się przez ten czas przygotowałam, nie próżnowałam.
On raczkował. Ze światłami z przed 12 lat. ( jak się poznaliśmy był po za sektą dwanaście lat, poznał mnie i to go skłoniło do powrotu  .....jak wynikało z jednej z naszych rozmów kiedy pytałam dlaczego mi to zrobił)
Nie miał  ze mną szans.... merytorycznie... Emocjonalnie owszem... krzyczał...
Czułam się przepodle godząc się na kolejne "biblijne rozmowy". Już to przerabiałam z moją Siostrą Stałą, wiedziałam jakie będą odpowiedzi...   
Mój stosunek do niego się zmienił. Nie umiałam już go kochać jak mężczyzny próbując jednocześnie nim manipulować.Wkładać Go w mój intelektualny labirynt, powodować, żeby mówił to co chcę usłyszeć. Jednocześnie pamiętałam, że jest w sekcie i że "jestem usprawiedliwiona". Jednocześnie pamiętałam Tego Człowieka, w którym się zakochałam . Nie umiałam sobie z tym poradzić, Nie umiałam sobie poradzić z tym, że się strasznie wkurwiał kiedy delikatnie, metodycznie przypierałam Go do muru. Kiedy krzyczał, że ja tak na prawdę wiem jaka jest prawda ... ale nie chce jej przyjąć.
Nie umiałam sobie poradzić, nie dla tego że krzyczał...
Nie umiałam sobie poradzić z tym, że Go doprowadzam do takiego stanu ...  ok. o tym już nie chcę pisać.
Spiorunowało mnie to, że podczas jednej z naszych biblijnych dyskusji zadzwonił Jego telefon....
 
Odebrał i powiedział, że teraz nie może gadać.... bo MA STUDIUM...
 
Wymiękłam normalnie.... On "te godziny" ... ze mną raportuje... "składa z nich owoc"... ja pierd**... to ja już na prawdę nie dam rady...
I upadłam po raz drugi


Offline gedeon



5. Odwilż posewastopolska
 

No i podjęłam decyzję.
No normalnie nie dam rady.
Kolejna rozmowa, On zaczął o Jehowie, Armagedonie, znakach dzisiejszych czasów, których nie rozumiem a ja mu przerwałam.... Przerwałam i powiedziałam, że ja już nie dam rady, że bardzo  mi przykro ale, że ja to strasznie wszystko bardzo przeżywam i i że już nie mam siły, że już nie chcę, że będzie jednak lepiej jeżeli obydwoje zaakceptujemy fakt, że moje serce nie jest czyste i się nie otwiera na Prawdę.
On: No co ty Kasia mówisz!?!?! Musisz być cierpliwa!!! Mamy jeszcze szansę być razem kiedy się to wszystko zacznie po tamtej stronie rzeki !!!
Ja: Naprawdę się starałam poznać to co jest dla Ciebie ważne, Twoją religię...  Pomimo, że poświęcasz mi tyle czasu, ja mam coraz więcej wątpliwości, coraz mniej realne wydaję mi się, żebym ja przyjęła za możliwe to, co w Twoim przekonaniu jest Prawdą. Im więcej czasu spędzamy nad analizowaniem dowodów tym ja bardziej oddalam się od mojej intuicyjnej koncepcji tego co mogłabym nazwać wiarą w Boga. Nie mam już na to siły.
On: Masz tą siłę! Wiem o tym.
Ja: Nie mam. Myślałam o tym i już wiem, że nie mam. Życzę Ci wszystkiego dobrego. Naprawdę. Chciałabym, żeby to czego szukałeś było tym czego potrzebujesz... Nie umiem się żegnać, więc wychodzi trochę nieporadnie... nie wiem co więcej powiedzieć. Dziękuję Ci za wszystko, nie mam żalu o nic. Żyj... i nie wiem... miej się dobrze....
On: rozłączył się...
 
Patrzyłam przez okno, płakałam, paliłam papierosa, czułam moją porażkę, czułam ulgę, czułam brak.
Poczucie mojej porażki - tego, że się poddałam.... może nie kochałam w takim razie....?  Kiedy kochając można się poddać? Kiedy poddajemy się bo już nie kochamy...? Kogo kochałam....? Czy ta osoba jeszcze żyje, istnieje...?
Gdzie jest granica...?
Gdzie jest granica? Między słusznym czasem żałoby a obsesją?
Między wyborem szlachetnym a głupim?
Między szczęściem a cierpieniem?
 
Gdzie jest granica między tym żeby samemu nie pochłaniać, ale jednocześnie nie dać się pożreć?
Jak wyznaczyć granice zaufania i oddania, kiedy ze swojej natury te pojęcia granic nie znają?
 
Takie myśli przepływały przez moją obitą i posiniaczoną świadomość ... zupełnie płynnie ... jak światełka samochodów mknących drogą wylotową, na które gapiłam się przez moje okno, już w zupełnej ciemności.
Zupełnie płynnie. Płynnie, nie czekając na odpowiedź.
 
Doszłam do wniosku, że nie mam pojęcia.
Ja już nie wiem. Wiem tylko, że jeżeli nie ma żadnych granic, wszystko jest płynne, wszystkie istniejące kolory zmieszają się ze sobą, to nie trzeba dużo wysiłku by wyobrazić sobie, do czego najbardziej będzie podobna ta dziwaczna breja.
 
Produkt naszej bez – granicznej  egzystencji z dupy.
 
c.d.n. idę po fajki, jeżeli po powrocie dokończę to tytuł będzie adekwatny 
c..d
A!!! I teraz mi się przypomniało, że wybiegłam przed szereg. Ja nie wiedziałam, że On jest wykluczony a to istotny fakt, który będzie pointą wielkiego finału tej znajomości....
Bo to nie był koniec... Serio.
Zadzwonił po miesiącu. Odebrałam, słuchałam tego co mówi... i gdzieś mi zaczęła świtać nadzieja, że może jednak jakieś wątpliwości w nim zasiałam... bo przestał tokować Jehowa to Jehowa tamto... przeprosił mnie, że był taki nerwowy ale teraz miał bardzo trudny moment w życiu... kiedyś mi na pewno opowie... No w skrócie nastąpiła odwilż pierońska...
A ja co? A ja wzięłam to za dobrą monetę. Obciach straszny o tym opowiadać ale tak było.
Był czas ostrożnego obwąchiwania,
Był czas odbudowywania zaufania,
Był czas przypominania sobie wzajemnie za co się kiedyś pokochaliśmy,
Był czas kiedy byłam przekonana, że wróciliśmy do siebie i Kij w Nery Jehowie...

i te wszystkie cztery (i pół czasu) zostały zwieńczone niebiblijną relacją
6. Preludium Wielkiego Objawienia.
 
 
Teraz drodzy moi zaczyna się hardcore....
Więc ta niebiblijna relacja (pod wieloma względami  ) dla mnie była pieczęcią na czole Jehowy z napisem: "Spadaj! Dam nam spokój". Symbolem zlania sikiem prostym WTSu. Dla mnie to oznaczało, ze teraz będziemy badać i sprawdzać życie, które obydwoje chcemy spróbować budować razem. Nie byłam pewna ale zdecydowałam się przekonać.
Myślę, że nie ma tego sensu rozwijać.
Psikus jaki mi zafundował On zasługuję na normalnego nobla w dziedzinie robienia z drugiego człowieka kretyna.... ale znowu wybiegam wiedza obecną przed chronologię tamtych zdarzeń
 
Ok. więc dzień po porneii, w której brałam żywy i zdecydowany udział, dźwięki stały się znowu pełne, kształty nabrały dawnej znanej ostrości, było minęło. To był jakiś koszmar ale wszystko skończyło się dobrze. Czas otrzepać kurz z szat i zacząć żyć.
Wieczorem dzwoni On. Z uśmiechem mówię "aloha"... i słyszę ciszę....
On: słuchaj Kasia, ja chciałem cię bardzo przeprosić za to co się wczoraj stało....
...się zastanawiam o co komon? ... czy w ferworze zostałam potencjalną matką, czy co?
Ja: (śmiejąc się) nie wiem za co mnie przepraszasz. Mnie się podobało, nawet planowałam Ci dać jakiś medal ahahahaha
On: ... po długiej ciszy. Kasia ja chcę cię przeprosić za ten seks właśnie....
... po tonie wyczułam, że zbliża się jakaś fala powodziowa... ale nie przypuszczałam, że to je**n Tsunami...
On: ... ja chcę i muszę cię przeprosić... bo... ja właśnie dzisiaj zostałem Bratem....
Ja: nie rozumiem... nic nie rozumiem...  to nie byłeś Bratem? - powoli artykułuje słowa bo mam uczucie, że właśnie dostałam młotkiem w czoło...
On: nie nie byłem Bratem, byłem wykluczony...
Ja: aha............. a co trzeba zrobić żeby zostać... Bratem...?
On: trzeba innym Braciom i Siostrom pokazać, że się tego bardzo, bardzo chce...
Ja: .... aha............ cieszysz się?....
On: Tak! Bardzo!... także ten... chciałem cię Kasia bardzo przeprosić i powiedzieć Ci, że na razie nie możemy "tego" robić... ok.?
Ja:.... aha..... ok.... to ja zadzwonię do Ciebie jutro bo chciałabym to sobie jakoś wszystko spróbować ułożyć... no to pa.
On: ... no to pa...
 
Zburzyło mi to konstrukcję.
 
Następnego dnia albo może jakiejś nocy ciemno było, nie wiem. Nie spałam to pewne. Podjęłam decyzję... (znowu Ja... dlaczego zawsze Ja?!? ) : Ja nie jestem w stanie Go wyciągnąć. Nie jestem wstanie pomóc Mu odzyskać wolności. Jedynie co mogę Mu dać to uwolnić Go od siebie.
Wiedziałam dokładnie jak mam To zrobić.
Napisałam list, pt. " Dlaczego nigdy nie zostanę Świadkiem Jehowy" Napisałam w tym liście, że mam "inne rozumienie" biblijnego przekazu ale, że to nie jest gł. powód. O Biblii jestem gotowa zawsze porozmawiać.
Napisałam o bezsensownych śmierciach ludzi, na skutek zmieniających się świateł w kwestii transfuzji, przeszczepów i szczepionek. Napisałam o ONZecie. Napisałam, że Rutherford z dzisiejszej perspektywy powinien być 300 razy wykluczony a nie traktowany jak namaszczony Ojciec jedynej prawdziwej religii.
Napisałam, że Ciało Kierownicze nie jest kierowane duchem św. i uzasadniłam.
 
Dostałam odpowiedź po 10 minutach. Na 3 strony.
Cytaty z Biblii o tym, że zginę w jeziorze ognia, że wybrałam str. Szatana-Diabła. O fałszywych prorokach. O oszczercach itd. przeplecione może 5. zdaniami o treści mniej więcej takiej : "Ja już ci Kasia nie potrafię pomóc", "Bardzo się starałem ale jesteś dorosła, skoro tak wybrałaś to Twoja sprawa", " Ja wybieram życie wieczne!!! A TY?!?!?!" , i na koniec " BEZ ODBIORU"
 
... amen. dokonało się pomyślałam ... i to był koniec tej mojej "przygody"
Dla Was i dla mnie teraz jest oczywiste, że ta historia ma jeszcze drugie brzydkie bardzo dno. Wtedy sobie z tego nie zdawałam sprawy. Teraz już wiem.
To będzie wielki finał objawienia 
Los tego człowieka pozostaje mi głęboko obojętny. Jego broda ( gładko ogolona zapewne) również. 
 
To jest chyba przypadek, w którym nie do końca dobrze jest doznać olśnienia. Chyba niech sobie lepiej chodzi już do Armagedonu z tymi klapkami na oczach ( widzę takie klapersy firmy Kubota, kojarzysz?   )... dla własnego dobrze pojętego  komfortu.
Ole!
Kiedy myślałam, że wszystko co zakryte jest już jasne.
 
... to tak szybciutko streszczę:
Ja bardzo to przeżyłam. Trudne to dla mnie było bardzo. Świadomość, że nie dałam rady, że przegrałam Człowieka który był dla mnie kiedyś bardzo ważny, który przez jakiś czas był centrum mojego świata.
Ja nie wiem co jest pięć... nie mogę się pozbierać... nie mogę się pogodzić z tym, że jedni ludzie odbierają drugim wolność i oddech w imię swoich celów, zaprzęgając istoty ludzkie w ściśle określone działania, pozbawiając ludzi indywidualnych osobowości, osadzając fundament swojej władzy absolutnej i szalonej na "Bogu Jehowie"....
..a On w tym czasie, równolegle jest Szczęśliwym, Wspaniałym Bratem...
 
Jehowa - sześć liter, które potrafią usprawiedliwić, wytłumaczyć i usankcjonować nawet największe bzdury, najbardziej szkodliwe pomysły, okrutne praktyki, nieludzkie reakcje,...
Jehowa: słowo- proteza, którym próbuje się zastąpić potrzebę człowieka do szukania, odnajdywania, gubienia. Wzrastania i upadania. Słowo-proteza, którym próbuję się upośledzić istotę ludzką w taki sposób, żeby zawsze była stosunkowo, na zewnątrz, (żeby świadectwo dawać odpowiednie) constans... żeby przede wszystkim byłą posłuszna... ta "istota"... i coraz bardziej mniej ludzka...
Ja pierdziele !!! Co to ma być?!?! Fabryka ludzi w plastikowych pokrowcach emocjonalno-mentalno-intelektualnych... zaprojektowanych przez designerów z Ameryki.
Ludzi, którzy czasami, żeby zgrzewy nie pękły... wpadają w depresję, ranią innych, popełniają samobójstwa, decydują o śmierci swoich dzieci. Żyją rozdzielając, rozdzierając swoją osobowość... żeby dać radę... żeby sprostać...
Ludzi poddawanych, notorycznej tresurze... od plusa do minusa... od czarnego do białego.. od Jehowy do Szatana-Diabła... od Raju na Ziemi do Jeziora Ognia...
 
Jesteś człowieku  przez najbardziej małe "c" jakie istnieje posłuszny... nieświadomy... szablonowy... uśmiechnięty... plastikowy...głoszący...owoc zdający... po Naszemu mówiący... bo "niewolno myślący"... w garniturze, który skroiliśmy. Specjalnie... na Twoją i Milionów Innych Osobowość...
Patrz na Brata swojego... czy mu szwy nie pękają... donieś na żonę swoją... czy przypadkiem się nie przebiera czasami ukradkiem... dzieci swoje wciskaj w Nasz Projekt....rodzinę i przyjaciół spróbuj wtłoczyć w Naszą Formę...może uda Ci się kogoś obcego Zalaminować...  Rób to!... Stale!... Tylko wtedy ... damy Ci poczucie, że Twoje marne i biedne istnienie ma sens....
 
Nie umiałam sobie z tym poradzić wszystkim. Z tą świadomością, że Człowiek, który kiedyś był dla mnie centrum... biega teraz jak nawiedzony z plastikowym uśmiechem rozdając "pożal się boże gazetki", nazywając je "literaturą", że pompuje swoje stosunkowo duże pieniądze ( bo stosunkowo zamożny był, może nadal jest, nie wiem  ) w maszynę, której celem jest Go użyć...
 
Wtedy właśnie zalogowałam się na foruma  . Myślałam sobie, że już nie zależnie "Od Nas" bo "Nas" już nie było od długiego czasu, to jeszcze zrobię. Prześlę temu biedakowi Harfę Bożą.... może ogarnie... prześlę mu Kryzys...
... no się nie umiałam pogodzić z tym, że Człowiek przez duże "C", którego kiedyś znałam...zgubił się w trybach amerykańskiego snu o Raju na Ziemi ... i podporządkowuje temu swoje istnienie...
Tak myślałam, że przecież On tak z całej siły chciał mi uratować życie ( przed Armagedonem) więc, że Ja nie mogę Go zlać tak po prostu... bo nie wie co czyni... nie wie co mi uczynił... bo ... krótko mówiąc wyprali mu mózg.. .
Już nie chodziło o Naszą przyszłość. To dla mnie było i (jest  ) nie do odbudowania. Już się nie dało.
Natomiast... no nie potrafiłam... tak jakoś zamknąć emocji względem Człowieka, który niósł kiedyś moją walizkę, który opowiadał mi o swoim okropnym, traumatycznym dzieciństwie, który będąc w innym kraju kupił mi bilet na koncert Pergolesiego, bo (kiedyś) pamiętał, że bardzo lubię... który tyle widział i czuł ... a nagle na skutek działania WTS-u oślepł i stał się plastikowy....
 
p.s. następna część to już na prawdę będzie "Wielki Finał Objawienia Mojego". Napisałam "to" powyżej względem wyjaśnienia "mojej dziwacznej postawy", z której... tak jakoś chciałam się Wam wytłumaczyć.
Zapoznałeś się już z "Paście Trzodę Bożą"?
To literatura przeznaczona TYLKO dla Starszych Zboru, Z tej "pozycji" dowiesz się na jakiej zasadzie funkcjonują u Świadków Jehowy Komitety Sądownicze, ( Na "chomiku" jest, tak jak już wcześniej sygnalizowałam)
Jeżeli będziesz miał ochotę na ten  temat porozmawiać to ja chętnie się wypowiem w tym temacie...
... ogarnij na spokojnie...
... mnie się włos na głowie... i wszelki inny zjeżył...
Zapraszam Cię do dyskusji, oczywiście jeżeli uprzednio zapoznasz się z Tą pozycją ....Szybko się "TO"  czyta... co nie przeszkadza stosunkowo sprawnemu, niezniewolonemu  umysłowi na wyciągnięcie własnych wniosków.
Bardzo jestem ciekawa jakie będą Twoje...
Pozdrawiam.... Kaśka,


Offline gedeon



7. Wielki Finał Objawienia mojego.
 
Łoj matko no trudno mi się było zebrać, żeby napisać ten ostatek... bo cały czas ma wrażenie, że nie mogę sobie przypomnieć jak to było. Strasznie dziwne uczucie bo mam pamięć jak przeklęty słoń. Pamiętam jakieś bzdurne dialogi, pogodę która im towarzyszyła, zapachy, moje emocje, czyjeś emocje, porę dnia, dźwięki itd.
 
 a tu jakiś bałagan, ciemność i nawet "wizji brak". No nic może jak zacznę pisać to sobie przypomnę. Na to liczę  .
 
Było tak:
Spotkałam się z Gedeonem w sprawie nie związanej z "tym" tematem. Obgadaliśmy co mieliśmy obgadać i zaczęliśmy gadać tak o. Zwyczajnie
Gede opowiedział mi jak siedział 3 lata w więzieniu za "prawdę". Jak dużym fiatem przebijał się przez wschodnią granicę wioząc Biblię dla Braci z Ukrainy ( historia na scenariusz "James Bond w służbie Jehowy",serio) i wiele innych poruszających opowieści.
Ja opowiedziałam mu o moim całkiem błahym "doświadczeniu"
Gedeon milczał długo. W końcu powiedział:
- wiesz co Kasia. Pojechałby do Niego. Z literaturą w garści tylko po to, żeby jak zapukam otworzył mi drzwi. W pierwszej kolejności dał bym Mu w mordę. Potem powiedziałbym Jemu - wiem co jej zrobiłeś... Będą też wiedzieli Twoi Braciszkowie.
Ja: Gede!!! No coś ty!!! Przecież to bez sensu. Było minęło. Ja rozumiem Jego zachowanie itd. itp.
Gedeon: Kasia, dziecko wiesz bardzo wiele ale tego co się stało nie rozumiesz. On był WYKLUCZONY. Tzn. był już kiedyś świadkiem i ochrzczony był ...
Ja: Wykluczony?
Gede: ( objaśnił mi szybciorem co i jak. Starsi, Komitet Sądowniczy, powody wykluczenia, ostracyzm.itd.) i zapytał czy wiem za co On mógł być wykluczony.
 
Mój zszokowany mózg:  pół roku pieprzonego studium i ani słowa o takich procedurach dużo dłuższa "intymna relacja z Onym a ja nie wiem "co to wykluczenie, na czym polega". Mój zszokowany mózg, zaczął łączyć dziwacznie błyszczące punkty z Jego na pozór uporządkowanych, jednakże w opór dla mnie dziwnych opowieści, dotyczących Jego przeszłości.
Małżeństwo, które miało być sielanką zawarte za szczeniaka. Zła żona oskarżająca Go notorycznie do wspólnych  przyjaciół o różne wyssane z palca bzdury, Rozwód. Jego spotkanie z przyjaciółmi, którzy wytoczyli przeciwko niemu cały arsenał kłamstw Jego żony. Jego wkurwienie i rozczarowanie tak wielkie, że nawet niczego nie skomentował.Wstał i wyszedł i zerwał z tymi ludźmi wszelkie kontakty. Bardzo dziwne zachowanie jego byłej żony, która po ich rozwodzie "napisała do Sądu", że nie dawał pieniędzy na dom, że ją bił i zdradzał"... I moje pytanie: Jak to!!! Już PO ROZWODZIE napisała do Sądu!?!?!?! Przecież to idiotyczne na maksa!!! Jego odpowiedź: No tak!! Wyobraź sobie!!! Już po rozwodzie wysłała do Sądu list w którym wypisała ty wszystkie bzdury!!!  Byłam tak zdziwiona, że nawet nie zapytałam jak się o tym dowiedział.... Nie znam się na prawie ale mam wrażenie, że listy od wariatek, po zakończonej sprawie rozwodowej są wyrzucane do kosza. Sąd nie informuje adresata obelg ... raczej. No nic. Byłam tak zaaferowana krzywdą niezasłużoną, która spotkała Tego wartościowego człowieka.  "Czułam" jego ból, odmalowany w pełnej palecie w jego oczach, morze w tle szumiało. Po zastanowieniu orzekłam z niezachwianą pewnością, że jego była żona musiała być zaburzona, bo nikt normalny takich rzeczy nie robi!!! Bo to nie ma sensu, żadnego!!! Przecież to jest idiotyczne!!! Pisać do Sądu, który już stwierdził rozwód, jakieś dodatkowe żale!!!  O kwestie finansowe Jej nie mogło chodzić bo dostała należnego  masksa. To ewidentnie świadczyło o ty, że była zaburzona, moim zdaniem.
Przytaknął i powiedział, że z perspektywy czasu też tak właśnie myśli.
 
I objaśnienia Gedeona... i jego pytanie... i mój biedny mózg..
Ja: wydaje mi się, że powodem Jego wykluczenia była "poneja"... wydukałam cicho.
Gede: Ile trwał ten wasz popieprzony trójkąt : Ty, Jehowa, On.
Ja: pół roku albo dłużej... pewnie dłużej...
Gede: Wiesz co Kasia... zamów ty se coś mocniejszego...będzie ci łatwiej niż przy herbacie...
To ja Ci opowiem jak to naprawdę było.
Było tak:
On był Wykluczony jak mówiłaś kilkanaście lat. Poznał ciebie, żeście się zakochali i po jakimś czasie mu na świadkizm  z powrotem odbiło. Postanowił się przyłączyć. Wtedy zaczął ci pier*lić o Jehowie.
Ja: przyłączyć...
Gede: Przyłączyć!!  Tak właśnie!!! Motyla noga!!! ( zamiennika użyłam). To ON tak zadecydował i dokładnie WIEDZIAŁ jakie są reguły gry!!!!
Ja: reguły...
Gede: Tak Kasia!!! Reguły!!! Normalnie bym go wywiózł do lasu i nogi w ziemi zakopał i kadłub bym zostawił na wierzchu, żeby sobie tą swoją ohydną kalarepą miał okazję przemyśleć swoje postępowanie!!!
Ja: ohydną kalarepą...
Normalnie chyba wzięłam i zamarzłam ... podejrzewałam co usłyszę ... ale nie mogło mi się to zmieścić w ograniczonej czaszką przestrzeni...
Gede: Kasia!!! To nie jest jak w KK. To nie jest tak, że chodziłaś do kościoła na msze, przestałaś na kilkanaście lat i znowu zaczęłaś się modlić, odnalazłaś Boga, i przychodzisz sobie na msze byle gdzie i nikt się nie dziwi!!!! U Świadków jest procedura. Procedura przyłączenia. To nie trwa tydzień. Musisz się zgłosić do swojego zboru, list o przyłączenie napisać. Są potem rozmowy. Rozmowy z Braćmi Starszymi, którzy wypytują cię, jak wyglądało twoje życie kiedy byłaś wykluczona. Co nagrzeszyłaś, dokładnie , szczegółowo i często ile razy... Są rozmowy o tym jak to jest teraz, odkąd postanowiłaś się starać o przyłączenie do zboru wygląda twoje życie...
 
Ja: struchlałam... się mi przypomniały te wszystkie Jego Onego tyrady.... o moim nieszczerym sercu... o Jego Onego ufności i miłości szczerej ... do Jehowy
Gede: Kasia!!!!!! To jest proste jak włosy Mongoła!!! On, ten Twój "królewicz z koziej dupy trąbka", łaził tam na te rozmowy ze Starszymi i kłamał im w oczy!!!!  A ja ci powiem Kaśka skąd ja o tym wiem. Wykluczony za "porneje" nie mógł tam chodzić i się starać o przyłączenie i jednocześnie szczerze mówić, że seksy nieziemskie uprawiał i uprawia, cały czas równolegle... z Tobą...  ze światuską na dodatek.
Ja: Gedeon patrzy mi w oczy... czeka ... a Ja... nic...Musiałam chyba jakoś "dziwnie" wyglądać... bo Gede zaczął mówić jakoś inaczej... łagodniej
Gede: Kasia, dziecko drogie... tak mi przykro... ale taka prawda okrutna... Ten On wiedział, musiał wiedzieć, że ty w to gówno nie pójdziesz...
Ja:............................................... dlaczego?
Gede: Bo był już chrzczony. Chrzczony jako człowiek dorosły. Wiedział doskonale jakie są pytania do chrztu. Część teoretyczna... i część o moralności...Wiedział doskonale, że gdybyś uwierzyła i chciała przyjąć Jehowę z całą Jego Prawdą .... musiałabyś zdać relacje Starszym o nie moralnym postępowaniu twojego "narzeczonego" , które uskuteczniał z tobą, starając się jednocześnie o przyłączenie.
Nie przyłączyliby Go gdyby mówił prawdę. Musiał kłamać
On kłamał.
Kasia... gdybyś ty w to gówno uwierzyła ... tak naprawdę... a jak cie znam to był by jedyny warunek, żebyś się zdecydowała... czuła byś wtedy  "swoim nowym świadkowskim sumieniem:", że musisz poinformować Wiedzionych duchem Świętym Starszych Waszego Zboru... dla swojego, Jego przede wszystkim ...i całego zboru  dobra... Gdybyś uwierzyła... to byś tak zrobiła...Doniosłabyś Kasia, bez mrugnięcia, o Jego "pornejach" z Tobą uskutecznianych. Wyszłoby bardzo szybko, że kłamał ... próbując się przyłączyć...
 
,,,, jaki byłby efekt?.. Ty byś została super bohaterką zboru... Jego by ponownie wykluczyli... i to migusiem... Ty jako wierząca i gorliwa w prawdzie siostra, nie mogłabyś utrzymywać z nim kontaktu ...
Przykro mi naprawdę.... ale taka jest "prawda" .... w tym przypadku...
 
Ja: .....nic. Odpaliłam kolejnego papierosa. Wypiłam łyk piwa. Zaciągnęłam się ... głęboko...
,,, chyba tak reaguję kiedy wzbiera we mnie gniew...
 
KONIEC.


Offline gedeon

gedeon

Napisano 03 czerwiec 2015 - 04:24
 

Skoro Kasia napisała tyle, to i ja dołożę swoje trzy grosze.
 
Czy zna ktoś może dziewczynę, młodą, śliczną, dobrze wykształconą, rozkładającą do konserwacji historię a potem z precyzją i tkliwością ją składającą. Powstaje stare nowe dzieło, które cieszy oko, tym którzy na to patrzą.

Ta skromna i uczciwa dziewczyna chce uczynić swoją miłość i wiarę doskonałą, czyta........"Harfę Bożą" w imię tej miłości i wiary. Kto z Was przeczytał Harfę Bożą? Bo ja jej nie czytałem........nie miałem takiej motywacji.

Pan Buczek jak stwarzał ludzi użył różnych materiałów, czyniąc Kasię użył najlepszych, Kasia została uczyniona z jedwabiu i porcelany. To kruchy materiał dlatego należy obchodzić się z nim delikatnie ale ma w sobie wszystkie cechy mądrości i mocy, taka jest po prostu Kasia.

Co do historii którą nam tu opowiedziała Kasia, to znam wiele okrutnych opowieści i tych związanych z wykorzystywaniem seksualnym od dziecka, przez ojca pedofila i tych o drastycznych odejściach, rozbitych rodzinach, czy próbach samobójczych. Historia Kasi była inna bo w połowie liryczna i tkliwa a zarazem ohydna, nacechowana perfidnością i wyrachowaniem człowieka, który chciał mieć w swojej kolekcji naczynie z najlepszej porcelany.

Mam olbrzymi szacunek dla Kasi, to ona sama przeszła przez to piekło, to ona sama przez swoje studium odkryła, że to "gówno" a nie religia a bardzo chciała w to uwierzyć.
Dlatego nie została Świadkiem Jehowy ale został niedosyt utraconej miłości. Czytając i studiując te wszystkie wyszukane książki w poszukiwaniu prawdy w swojej naiwności nie znała procedur wewnętrznych tej wspólnoty, może gdyby wpadła jej w ręce książka "Paście" sama by do tego doszła, ale nie wpadła.
I tak Kasia żyła w świadomości, że zabiła ową bajeczną miłość, swym dociekaniem i wnikliwością.

Po długich rozmowach okazało się, że to nie Kasia jest temu winna ale facet który okazał się dewiantem i człowiekiem z urojeniami.
Tak oto prysnął czar.......... a zły smok, no cóż, jadę czasami przez to miejsce gdzie jest ta jaskinia i pewnie kiedyś zatrzymam się aby sprawiedliwości stało się zadość i dam mu tak "zwyczajnie w mordę" ;D ;D ;D.......no właśnie tak zwyczajnie od serca, za Kasię.   

W tym wszystkim to jest najcudowniejsze, że "porcelana" nie potrzaskała się..........

A naszą rolą jest pomagać i pomagamy.
« Ostatnia zmiana: 06 Lipiec, 2015, 15:29 wysłana przez gedeon »


Offline gedeon


8. Przemyślenia Kasi

Z mojej perspektywy trudno mi ocenić ile procent jego zachowania było szaleństwem ile rozerwaniem ile spekulacją. Myślę, że tak 45/45/10. Tak mi się wydaje.
Na pewno liczył, że wszystko będzie dobrze. W Raju na Ziemi już niebawem. Tak czy siak. Oprócz tego, że mi go żal zwyczajnie, to się wk****iłam. Bo się zorientowałam, że mnie okłamywał, Jehowe okłamywał, siebie okłamywał. Zrozumiałam np. dlaczego On tyle razy był u mnie i mogliśmy pojechać gdziekolwiek nam się palec na globusie zatrzymał byle z różnych powodów nie do jego miasta/kraju. Zrozumiałam np. dlaczego jak przyleciałam w końcu do Niego to tak śmierdziałam papierosami, że nie mógł mnie przytulić na lotnisku. Wiele rzeczy zrozumiałam i poczułam się oszukiwana przez człowieka, który słowa Prawda używał częściej niż mrugał i często patrząc na mnie wzdychał : "ach  gdybyś jeszcze miała szczere serce".
Gdy mi się już wszystko w końcu poskładało w całość, poczułam się kijowo zwyczajnie.
Według mnie to było nie fer bardzo. I tyle.
Gruby!!! Litości!!!   No chyba nie myślisz, że pod namową Gede szykuję armie mścicieli, która ma "bić jehowego"
No błagam!!!      Ze str. Gede. to raczej wyraz osobistej postawy do tego typu, długofalowych, często przemyślanych i odpowiednio planowanych działań ( tak było), w stosunku do Drugiego Człowieka. Kobiety. Mnie. Działań  i owszem... też często chaotycznych, nielogicznych, będących  wynikiem skomasowanego prania mózgu. Rozerwania... Wiesz do tego "rozerwania i rozdarcia" chciałabym wrócić. To ja do jasnej anielki byłam skłonna akceptować zakaz kontaktów seksualnych w imię zasad religijnych Onego. Rozdarcia i pieprzonej huśtawki "w tej kwestii" być by nie musiało w ogóle  gdyby nie Onego działania. Miał by chłopak duchowy spokój.  .
Postawa Gedego dotyczy sumy działań człowieka, który na boga, nie ma "zielonych papierów," funkcjonuje całkiem sprawnie w społeczeństwie, prowadzi/ł ( nie wiem jak obecnie) firmę generującą bardzo duże dochody. Radzi sobie w normalnym życiu całkiem nieźle. Gede też rozumiał  "jego rozdarcia" ... ale jednak Onego ogólną postawę ocenił negatywnie...  Może dlatego, że opowiedziałam mu dużo szczegółów, które pominęłam w tej historii... a może dlatego, że to trwało i trwało... Pół roku masakry emocjonalnej, która naprawdę mnie zrujnowała bardzo. To nie były pojedyncze "błędy" po których nastąpiła refleksja....
Postawa Gede odnosi się do moich przeżyć. ( Ja informowałam Onego w "pięknych i obszernych listach" o moim stanie emocjonalnym i psychicznym ).
Już chwilowo dla miłej  sercu odmiany, bez wnikania w Jego Onego rozdarcia, Jego dylematy, Jego i analizowania Jego Onego przyczyn nim kierujących...
Gede zobaczył tak zwyczajnie mnie.
Człowieka ze świata, który zetknął się w takim a nie innym kontekście z sektą.
Człowieka po drugiej stronie tego "wariactwa" ...
Zobaczył też wiele możliwości, które Onemu były w ramach "sektowych" zasad dostępne, z których mógł skorzystać by nie krzywdzić mnie aż tak. Do gruntu... z których Ony  nie skorzystał.
Itd. itp.
 
Ja nie chciałam żeby moja historia przerodziła się w sąd nad Onym.
To moja historia, przeze mnie opowiedziana nie Onego.
  Gdyby Ony napisał mielibyśmy okazję zobaczyć kolejną perspektywę, kolejny ból, kolejne rozczarowanie...
 
Napisałam ja. Bo czułam taką potrzebę. Wielokrotnie zastanawiałam się po co to robię.
Opinia Falki i PadreAntoniego i Twoja dała mi pewność, że to miało jednak jakiś sens.
Dla mnie to doświadczenie było niezwykle cenne.
W całej rozciągłości. ( analogicznie do innych, różnych życiowych sytuacji, których miałam okazję doświadczać).  Próbuję się zawsze w związku z powyższym wiele nauczyć.
I o sobie i o obszarach "ludzkiej egzystencji" wcześniej mi nieznanych.
Jak na razie wydaje mi się, że  nie grozi mi, ani w odniesieniu do tego konkretnego przypadku ani w odniesieniu  do różnych innych "okoliczności przyrody", w których miałam okazję w zaangażowany sposób uczestniczyć, opcja zaszycia się w ciemnym kącie pokoju, z uprzednio wykonaną laleczką, w którą będę wbijać szpilki i obwiniać ją za dzisiejsze moje niepowodzenia pomimo, że tak naprawdę moje życie od lat toczy się niezależnie od danej biednej osoby lub przyczyny, którą sobie w laleczce personifikuję.
 
Pamiętanie tylko "miłych rzeczy" to według mnie rodzaj osobistej cenzury moich doświadczeń. To takie nożyczki, którymi bym sobie wycinała życie na kształt tęczy i motylków.
 
Ja jednak wolę się pofatygować i zrozumieć dlaczego. To jakoś mi naturalnie łatwo przychodzi. Wolę nauczyć się zaakceptować fakt, że zostałam skrzywdzona i wybaczyć . To też jakoś przychodzi mi łatwo.
To czego próbowałam się nauczyć  ( już chyba trochę umiem  ) to poczuć naturalną złość kiedy doznaje krzywdy... Tak... z tym miałam duży problem...
 Bo dopiero wtedy, tak naprawdę "wybaczenie" się liczy.
 
 
Wybaczenie się "liczy" wtedy kiedy dopuszczamy do siebie krzywdy, których doznaliśmy, Kiedy rozumiemy mechanizmy kierujące "krzywdzicielem", Kiedy możemy z całą świadomością orzec, że no i co? Co się takiego stał? Było przykro, trudno, ciężko, boleśnie.. ale co z tego? To przeszłość. Teraźniejszość zależy ode mnie....
To, że mama nie kupiła mi pianina o którym marzyłam jak maiłam 10 lat... nie zrujnowało mi teraźniejszości...
To, że poznałam człowieka, którego pokochałam i nagle "odbiło mu na Jehowę" i pół roku się bujaliśmy z jego bombą, nie warunkuje mojego życia negatywnie obecnie.
Ja pamiętam ciepłe morze, w którym się kąmpaliśmy i pamiętam Onego Jego zalety, które mnie urzekły  ale pamiętam też mój przejebany stan emocjonalny w związku z "różnościami które mi fundował".
Ja mu w takiej kolejności ( niestety : ) ) wybaczyłam, potem zrozumiała, a potem się wk****iłam ( już na wybaczonego i zrozumianego Onego). Mnie to "wk****ienie też było potrzebne, żeby móc żyć bez poczucia winy ...
Bo czułam się długo winna, że w kwesti Onego i jego egzystencji "w szponach sekty"  dałam se spokój.
Ja nie wiem od czego, z całą pewnością nie ma ucieczki. Staram się nie być kategoryczna w moich sądach i nie twierdzić nigdy z całym przekonaniem. , że "jakoś jest, napewno". Że jest tak czy siak z całą pewnością. Zawsze jednak zakładam margines mojej lub czyjejś... nawet Kołakowskiego omylności  ... ale nie robię tego programowo, to według mnie zgubne. W zasadzie staram się ufać moim osądom. Zaczynam je podważać, rozwalać i redefiniować wtedy dopiero, kiedy człowiek, którego cenię ma zupełnie przeciwne zdanie. W związku z tym sam proces dekonstrukcji i ew. rekonstrukcji moich poglądów też jest naznaczony subiektywizmem. W sensie z argumentami o niezadowalającym mnie poziomie zwyczajnie nie chce mi się dyskutować ( chyba, że poczuje ogień zbawczej misji w sobie  ). Z argumentami typu Jehowa stworzył jabłko tak, żeby pasowało do ludzkiej dłoni. Jakiż on wspaniały!!! Mogę wtedy powiedzieć: "No tak... a arbuz...", tylko mi się zwyczajnie nie chcę ( chyba, że poczuję ogień misjonarki w swoim sercu).

Uważasz, że moja psychika dokonuje cenzury i że nie ma od tego ucieczki... Pewnie masz rację. Ja ze swojej strony chciałbym powiedzieć, że tak jest, zapewne. Zupełne nieskażenie w tej kwestii jest dane tylko abstrakcyjnemu bytowi, którego zwykłam jako symbol i piktogram pewnych "treści czystych" nazywać Absolutem. Ponieważ Absolut jest "treścią" idealną , szczerze mówiąc już od dawna przestałam sobie zaprzątać Nim głowę. Nie staram się znaleźć odpowiedzi w 100% uniwersalnych dla każdego mieszkańca naszej planety. Zawsze można znaleźć choć jeden przypadek, który nie pasuje do konstrukcji jakiegoś systemu.

"Człowieko-kulturowa dusza" jest moją integralną częścią. To Ja. ... Muszę mieć jednak możliwość oceny, reakcji, niezgody i aprobaty, bo żyję w materialnym świecie. Na płaszczyźnie teoretycznych "wysokich abstrakcji" mogę dla rozrywki wszystko relatywizować. ... i w efekcie dojść do wniosku, że nie mam dowodu na to, że Istnieję... żadnego rozsądnego i niepodważalnego.
Natomiast rankiem idę do łazienki, robię siku, myję zęby żeby czuć się komfortowo, piję 5 kaw i idę zarabiać pieniądze. ...
chyba nie robię tak na skutek mojej mitologicznej interpretacji rzeczywistości, od której nie mogę uciec...
Mam jednak wrażenie, że robię tak dlatego, że rzeczywistość w której się z tobą komunikuje, taka jest właśnie. (przynajmniej jeżeli sobie tego wszystkiego nie uroiłam i nie leżę tak na prawdę w śpiączce w jakimś hiper- super -szpitalu. Coś muszę założyć, żeby jakakolwiek dyskusja miała sens. ).

"Moja psychika dokonuję cenzury doświadczeń i nie pozostaje mi nic innego jak to zaakceptować "... o.k. zgoda jednak mam wrażenie, że mam jakąś możliwość pracy nad "wglądem" i przesuwania moich odczuć w stronę obiektywną ... im bliżej punktu zero, tym bardziej to boli ( z doświadczenia ).
Ja raczej się staram "przeginać" w tą stronę.
Mogę teoretycznie, według Ciebie w każdą. Co chyba się kłóci ze stwierdzeniem, że moja psychika dokonuje za mnie cenzury i że moje odczuwanie i ocena jest kwestią wyniku procesu, na który nie mam wpływu, gdyż jest za "to odpowiedzialna moja psychika"
Nie za bardzo rozumiem jak mam w takim razie ominąć moją cenzorską, mocniejszą od moich "chceń" psychikę, która dokonuję "pewnych rzeczy za mnie", więc jak rozumiem stoi ponad Moją wolą i jest mi nie podległa.
Zaakceptowałeś "to", polecasz również mnie się z tym pogodzić i jednocześnie twierdzisz, że możesz ew. "przesuwać" swoje wspomnienia na korzyść swojego komfortu. Bo  jak twierdzisz - możesz. No ale jak "to" robisz skoro jednocześnie wiesz, że "to" robisz. więc na jakim patencie " to wybielone przez Ciebie samego wspomnienie" staję się autentyczną treścią twoich emocji?
... Szczerze mówiąc nic nie rozumiem.
Magia jak dla mnie.
Moim zdaniem chyba nie da się w takich dwóch przeciwstawnych biegunach prawie równo- silnych,  czuć "namiastki nawet zupełnie subiektywnej autentyczności" a tym bardziej,( level to kolejny) choćby usiłować silić się na jakiś autorski projekt realizacji idei obiektywizmu.

To dla mnie zbyt skomplikowane.

Ja jestem prosta baba. Staram się bezlitośnie przyglądać sobie i swoim reakcjom. Nie zakładam, że w jakiejkolwiek kwestii uzyskam odpowiedź w 100% uniwersalną dla każdej "teoretyczności.". Jeżeli "autorytet przeze mnie uznany " mi coś zarzuca, programowo wątpię i konfrontuje mój pogląd z doświadczeniem innych. Wydaję mi się, że mniej więcej kumam różnicę między dobrym a złym. Rozważam to w swoim subiektywnym sercu. Pociesza mnie fakt, że staram się zgłębiać jak największy zakres wiedzy z tematu, który mnie interesuję. Już od dawna mam świadomość, że nie jestem Bogiem i mogę się mylić. Moje przekonania są tym mocniejsze im więcej wiem na jakiś temat. Zawsze chętnie podejmę polemikę i jak ocenię ( subiektywnie oczywiście poziom rozmówcy) to tym poważniej i z większą ciekawością się w nią wdaję.... to w kwestii mitologizacji ogólnie.

Ja nie potrafię z zachowaniem pełnej mojej świadomości i celowości moich działań i jedności jaźni: "przegiąć" ani w dobrą ani w złą stronę jeżeli chodzi o wspomnienia.
Nie mam takiej umiejętności.. .
Jedyne co umiem i na co mnie stać to zadawanie sobie "specjalnych pytań kontrolnych". Skupienie się na swojej postawie wobec drugiego człowieka. Znalezienie niewygodnych bardzo dla mnie powodów jego "nagannych" reakcji i działań i postaw lub nie związanych z moją osobą, (to w drugiej kolejności) przyczyn "słabego i żenującego postępowania" . Ocenienie mojej winy ( boli). Zrozumienie zachowania "drugiego" - ciężkie bardzo. ...ale chyba już jestem w tym coraz lepsza....  I potem najtrudniejsze dla mnie - zdecydowanie czy mam prawo do gniewu. Najtrudniejsze. ( Cały czas pisze o sobie i nie ośmielam się absolutyzować. Nie ośmielam się mówić , " nie ma od tego ucieczki", " nie pozostaję nic innego jak to zaakceptować", " Jest tak").
Moim zdaniem... ja jednak jestem "w ruchu", wytyczyłam sobie już dawno jakiś kierunek i staram się do niego zbliżyć ( może fałszywy, może tak być   ).
Moją indywidualną drogą, nie jest "przeginanie" percepcji na "korzyść użytkownika", to może być fajne i skuteczne nie oceniam.
Umiesz. Jest to dla Ciebie dobre. Tak zrób.
Ja nie umiem.
To co umiem to zachwycać się rożnymi rzeczami dzisiaj. Nie obarczać przeszłości odpowiedzialnością za dzisiejsze moje niepowodzenia. Umiem mieć świadomość "sprawczości" nad moim jutrem. Umiem współczuć ludziom, którzy sprawili mi ból i rozumieć "mechanizmy" nimi kierujące.
To czego się uczę, to umieć się wk****ić, poczuć złość. Inaczej wiecznie będę rozżaloną i pokrzywdzoną ofiarą.
Gniew jest mi potrzebny by nauczyć się mówić i oczekiwać w swoim imieniu. Czyli odnaleść, docenić i uznać za na tyle wartościowe "swoje JA " i to wszystko co go konstytuuje, żeby umieć staną w "jego" obronie. Ja nigdy nie miałam problemu z usprawiedliwianiem "całego świata" nawet jak mi ewidentnie srał na głowę. Zawszę rozumiałam dlaczego?. Zawsze pamiętałam o dobrych stronach  i zaletach i powodach przez które ten czy inny człowiek traktuje mnie tak a nie inaczej. Zawsze moja empatyczna natura pozwalała na pełen wgląd w jego emocję . Jk, że cudownie, jak że wspaniale. Tylko takie "przekierowanie" nie pozwalało mi uważać za znaczące "w tym całym kontekście" tego, że jest mi robiona krzywda.

Każdy człowiek ma chyba inne potrzeby... i  umiejętności.
 
"Tylko Twoja psychika i tak dokonuje za Ciebie cenzury Twoich doświadczeń. I nie pozostaje nic innego jak to tylko zaakceptować. A można to też ewentualnie lekko zmienić na korzyść użytkownika. Do czego ja namawiam."
Ty możesz, potrzebujesz i umiesz "przegiąć" w stronę pozytywną. Jest to dla Ciebie dobre. Więc tak zrób.
Ja na tym etapie mojej wędrówki na "drodze życia",  muszę się uczyć gniewu, żeby umieć dbać o siebie, bo podobno  "jestem tego warta".
Nad tym zamierzam pracować.


.p.s. w "przyciąganie" wierzę tylko ziemskie, cała reszta to dla mnie mit.. może być nawet Kołakowskiego. 
Wiesz co do  "mądrości" to nadal czuję taki "cierń", że gdybym się wcześniej się zorientowała w mechanizmach stosownych przez "sektę", ( już obojętnie czy tą czy jakąkolwiek, szablon jest dokładnie ten sam, teraz to wiem  ) to może by mi się udało uratować Tego ważnego dla mnie człowieka.
To co opisujesz- zbliżona do autentyczności postawa- kontra niezachwiana układność w obecności "drugiego członka wyznania" jest absolutnie zrozumiała i  jest tylko kolejnym  ( dla mnie istotnym) dowodem by oceniać "wyznanie " Świadkowie Jehowy, jako sektę destrukcyjną.
.. Moje przemyślenia naturalnie skonfrontowałam w toku mojej  "przygody" z publikacjami odnoszącymi się do problemu sekt i psychomanipulacji.
Schizofrenia jest raczej genetyczna. Neurotyzm i zachowania schizoidalne, czyli polegające na pozornym rozdziale rzeczywistości umożliwiającym utrzymanie strefy komfortu i jednocześnie zapobiegającym popadnięcie w mega-depresję.  Tzn. Jedna osoba funkcjonuje ale z pełną świadomością konsekwencji następujących w dwóch światach, które tworzy, wypiera i konsekwentnie nie widzi sprzeczności. Dzieję się chyba tak na skutek silnego przywiązania do dwóch, bardzo ważnych a jednocześnie wykluczających się celów., musi jednocześnie jako czynnik "wspomagający" dojść lęk kompensowany obietnicą równie silnej przeciwnej emocji.
Moim zdaniem tak to jakoś było.
To w innych dziedzinach życiowych był strasznie "silny" człowiek, ja chyba bym sobie z Jego traumami nie poradziła. Nie wiem.
Ja winię Organizacje, czyli CK. , które używa typowych, sekciarskich metod by zwyczajnie, z pełną świadomością tego co robią sprawiać by zbyt, dla "ich"  o kant dupy rozbić periodyków... miał odbiorców.
Tak ja to widzę.
... ten On... człowiek, dziecko, który w wieku "nastu" lat dowiedział się, że Jego mama nie jest jego mamą... a tata .. to brat prawdziwej mamy.... Tu jeszcze luz, byłabym to w stanie wytrzymać.... ale nie to, że ja się o tym dowiedziałam ..... właśnie...
.... na skutek tego, że moje "mamy" właśnie postanowiły się mną zamienić ....
Taka w małym ułamku była Onego historia.
To co opisałam to była w małym ułamku Moja historia z Onym.
 
... w skrócie, Ja rozumiem Jego Onego "dwoistość".
... wiem już dzisiaj, po poznaniu mechanizmów jakie "funkcjonują w "sektach" dlaczego Ten On mi tak robił.
 
Masz zupełną rację, że "niektórzy" potrafią ciągnąć swoje życie w rozdwojeniu. Dla tego tak robią, że nie mają innej możliwości.
Dramat zaczyna się  wtedy, kiedy "wybory" stają się coraz bliższe sumieniu.
"W życiu na emocjonalną odległość" prawie można obiektywnie stwierdzić, że się nie jest członkiem...
 sekty.... Problem / rozerwanie zaczyna się na etapie decyzji, które mają określać jednostkowe cele...  Regularna struktura sekty "jakiejkolwiek" jest z założenia  skierowana na to, by jej członek nie miał osobistych/indywidualnych pragnień. Jego pragnieniem, marzeniem/celem jest  "priorytet" odgórny, w tym wypadku "głoszenie" czyli roznoszenie śmiesznych gazetek. Jak osiągnie to, że będzie naprawdę szczęśliwy? Przez z "całej siły kolportaż"
Jak ma potrzebę seksu... to oprócz kolportażu...szczęście da mu potrójny sznur. Czyli laska, która również będzie *pier***ła z gazetkami. Logiczne.
Taki tylko układ = szczęście.
Co to jest szczęście ( dla kultysty)
... hmmm..  co to jest szczęście i spokój dla kultysty?
... no nie da się z całą pewnością osiągnąć tego stanu w " tym świecie"
... Guru, w tym wypadku "twór" pod nazwą CK przenosi  możliwość odczucia tego doświadczenia, jedynie ... w Raju na Ziemi...
... no ale dobra, jednak żyję teraz?. Nic trudnego. Kiedy będziesz szczęśliwy? Wtedy kiedy będziesz *pier***ł z gazetkami. Dlaczego wtedy będziesz czuł się dobrze? Bo reszta ludzi którzy są dla Ciebie ważni, będzie Cię docenić i szanować.Dlaczego ta reszta będzie Cię lubić? Bo oni też są przekonani, że roznoszenie gazetek ich zbawi i są przekonani, że aktywność w tej dziedzinie jest miernikiem Twojej wartości jako człowieka. Ty sam też tak myślisz przecież. Reszta ludzi, na których uznaniu i akceptacji Ci zależy, potwierdzi to w każdej chwili... lub ta grupa, Tobie najbliższa będzie manifestować dezaprobatę jak się będziesz próbował wyłamać... możesz się cieszyć, że są wyjątki ... ale grupa ...będzie konsekwentnie wyrażać niezadowolenie...To mocne jest... bo już wcześniej dostałeś dokładnie to od tej grupy czego ci brakowało wcześniej w życiu... Właśnie dla tego uważasz tą grupę za coś cennego... Bo to od nich miałeś, akceptację, miłość, szacunek ... dlaczego tak miałeś... ?
...Wąż, który zjada własny ogon...
Poczucie akceptacji, miłość, poczucie wspólnoty, poczucie, że nie jesteś sam człowieku, złudzenie "rodziny"... bracia , siostry...
 
Tak mi  się wydaję. Taką mam intuicję, że Ony, ze względu na swoje  trudne życie, był materiałem jak najbardziej upragnionym...
.... dla sekty..
To moje obserwacje i refleksje.
Jeżeli macie inne zdanie na temat wartości, które trzymają ludzi w środku. Jakie są plusy bycia ŚJ to ja naprawdę chętnie dowiem się jak to jest z tej drugiej strony.
 
Ja się nie urodziłam ŚJ, Nawet nim nie byłam emocjonalnie  przez moment.
byłam tylko skromną zainteresowaną.
Ja tą Waszą rzeczywistość  w skrócie zajebistym, widzę jakoś tak.
Jeżeli mój ogląd jest fałszywy to chciałabym poznać Waszą perspektywę .




Wiesz co do  "mądrości" to nadal czuję taki "cierń", że gdybym się wcześniej się zorientowała w mechanizmach stosownych przez "sektę", ( już obojętnie czy tą czy jakąkolwiek, szablon jest dokładnie ten sam, teraz to wiem  ) to może by mi się udało uratować Tego ważnego dla mnie człowieka.
To co opisujesz- zbliżona do autentyczności postawa- kontra niezachwiana układność w obecności "drugiego członka wyznania" jest absolutnie zrozumiała i  jest tylko kolejnym  ( dla mnie istotnym) dowodem by oceniać "wyznanie " Świadkowie Jehowy, jako sektę destrukcyjną.
.. Moje przemyślenia naturalnie skonfrontowałam w toku mojej  "przygody" z publikacjami odnoszącymi się do problemu sekt i psychomanipulacji.
Schizofrenia jest raczej genetyczna. Neurotyzm i zachowania schizoidalne, czyli polegające na pozornym rozdziale rzeczywistości umożliwiającym utrzymanie strefy komfortu i jednocześnie zapobiegającym popadnięcie w mega-depresję.  Tzn. Jedna osoba funkcjonuje ale z pełną świadomością konsekwencji następujących w dwóch światach, które tworzy, wypiera i konsekwentnie nie widzi sprzeczności. Dzieję się chyba tak na skutek silnego przywiązania do dwóch, bardzo ważnych a jednocześnie wykluczających się celów., musi jednocześnie jako czynnik "wspomagający" dojść lęk kompensowany obietnicą równie silnej przeciwnej emocji.
Moim zdaniem tak to jakoś było.
To w innych dziedzinach życiowych był strasznie "silny" człowiek, ja chyba bym sobie z Jego traumami nie poradziła. Nie wiem.
Ja winię Organizacje, czyli CK. , które używa typowych, sekciarskich metod by zwyczajnie, z pełną świadomością tego co robią sprawiać by zbyt, dla "ich"  o kant dupy rozbić periodyków... miał odbiorców.
Tak ja to widzę.
... ten On... człowiek, dziecko, który w wieku "nastu" lat dowiedział się, że Jego mama nie jest jego mamą... a tata .. to brat prawdziwej mamy.... Tu jeszcze luz, byłabym to w stanie wytrzymać.... ale nie to, że ja się o tym dowiedziałam ..... właśnie...
.... na skutek tego, że moje "mamy" właśnie postanowiły się mną zamienić ....
Taka w małym ułamku była Onego historia.
To co opisałam to była w małym ułamku Moja historia z Onym.
 
... w skrócie, Ja rozumiem Jego Onego "dwoistość".
... wiem już dzisiaj, po poznaniu mechanizmów jakie "funkcjonują w "sektach" dlaczego Ten On mi tak robił.
 
Masz zupełną rację, że "niektórzy" potrafią ciągnąć swoje życie w rozdwojeniu. Dla tego tak robią, że nie mają innej możliwości.
Dramat zaczyna się  wtedy, kiedy "wybory" stają się coraz bliższe sumieniu.
"W życiu na emocjonalną odległość" prawie można obiektywnie stwierdzić, że się nie jest członkiem...
 sekty.... Problem / rozerwanie zaczyna się na etapie decyzji, które mają określać jednostkowe cele...  Regularna struktura sekty "jakiejkolwiek" jest z założenia  skierowana na to, by jej członek nie miał osobistych/indywidualnych pragnień. Jego pragnieniem, marzeniem/celem jest  "priorytet" odgórny, w tym wypadku "głoszenie" czyli roznoszenie śmiesznych gazetek. Jak osiągnie to, że będzie naprawdę szczęśliwy? Przez z "całej siły kolportaż"
Jak ma potrzebę seksu... to oprócz kolportażu...szczęście da mu potrójny sznur. Czyli laska, która również będzie *pier***ła z gazetkami. Logiczne.
Taki tylko układ = szczęście.
Co to jest szczęście ( dla kultysty)
... hmmm..  co to jest szczęście i spokój dla kultysty?
... no nie da się z całą pewnością osiągnąć tego stanu w " tym świecie"
... Guru, w tym wypadku "twór" pod nazwą CK przenosi  możliwość odczucia tego doświadczenia, jedynie ... w Raju na Ziemi...
... no ale dobra, jednak żyję teraz?. Nic trudnego. Kiedy będziesz szczęśliwy? Wtedy kiedy będziesz *pier***ł z gazetkami. Dlaczego wtedy będziesz czuł się dobrze? Bo reszta ludzi którzy są dla Ciebie ważni, będzie Cię docenić i szanować.Dlaczego ta reszta będzie Cię lubić? Bo oni też są przekonani, że roznoszenie gazetek ich zbawi i są przekonani, że aktywność w tej dziedzinie jest miernikiem Twojej wartości jako człowieka. Ty sam też tak myślisz przecież. Reszta ludzi, na których uznaniu i akceptacji Ci zależy, potwierdzi to w każdej chwili... lub ta grupa, Tobie najbliższa będzie manifestować dezaprobatę jak się będziesz próbował wyłamać... możesz się cieszyć, że są wyjątki ... ale grupa ...będzie konsekwentnie wyrażać niezadowolenie...To mocne jest... bo już wcześniej dostałeś dokładnie to od tej grupy czego ci brakowało wcześniej w życiu... Właśnie dla tego uważasz tą grupę za coś cennego... Bo to od nich miałeś, akceptację, miłość, szacunek ... dlaczego tak miałeś... ?
Wiecie co? .. no kurcze ja nie wiem czy to obróci się "na dobre" ...
 Ja chyba już jestem zmęczona byciem "czynnikiem tak mocno ingerującym" w czyjeś życie...
Chyba nie jestem gotowa na ponoszenie takiej odpowiedzialności...
... zwłaszcza gdy pewność efektu  "mam żadną"
 Zastanawiałam się czy mam prawo.
Po pierwsze wysyłając Onemu link, sprawiłabym, że "postać" którą opisuje przestałaby być anonimowa, przynajmniej w Strefie Jego Onego komfortu.
Chłop ma obecnie świadkową żonę. Świadkowe życie. Wiem z doświadczenia , co się z Nim dzieje kiedy przeżywa "stres graniczny"... jest "grubo".....
...Myślę, że Ten On, raczej by zareagował obawą, że np. Ja  chcę zniszczyć ( kierując się porąbaną zawiścią ), Jego Onego zajebiste obecne życie.
Taki odruch/mechanizm:  odbieranie jako ataku, czyjejś opinii, percepcji, perspektywy.
Wszyscy to znamy  ...
a już najbardziej nie jesteśmy skłonni do refleksji ...
kiedy jesteśmy przekonani, że PRAWDA JEST PO NASZEJ STRONIE.
 
Jeżeli Jah będzie mu błogosławił, to nigdy nie odnajdzie mojego wpisu na tym forum. Będzie wierzył w trzecie zazębiające się pokolenie z drugim pokoleniem, które pamiętało pierwsze pokolenie.
Umrze spokojny.
... prawie,,,
 Według mojej oceny, dałam z siebie wszystko co umiałam. Nie wyszło.
Nasze życia zupełnie niezależnie toczą się się odrębnym rytmem od dawna.
Prawdą jest, że jeżeli za 15 lat Ony zadzwoni, bo się ocknie, to mu pomogę. Tak zwyczajnie. Jak każdemu innemu człowiekowi.
Prawdą też jest, że już od dłuższego czasu nie czuję się w żadnym stopniu odpowiedzialna za Jego Onego wybory.
Stał mi się kompletnie obcy.
I tyle. Jakoś tak to widzę.
Tak kończy.....a może rozpoczyna się moja historia.

05 lipiec 2015


« Ostatnia zmiana: 06 Lipiec, 2015, 15:27 wysłana przez gedeon »


Offline R2D2

  • Pionier
  • Wiadomości: 700
  • Polubień: 115
  • "Umiesz mówić prawdę? Naucz się też jej słuchać. "
Czytałam z zapartym tchem, Gede mi opowiadał, ale nie czytałam, dopiero teraz ... dzięki....
SZOK!
po prostu szok.... dorosły facet miotający się pomiędzy miłością a armagedonem, pomiędzy życiem a chorobą psychiczną.....
Kasiu! Podziwiam, że dałaś rade pomimo wielkiego zaangażowania ..... podziwiam, nie wiem czy miałabym tyle siły....
Miłość nigdy nie ustaje..., [nie jest] jak proroctwa, które się skończą 1 Kor 13:8


Offline matus

normalnie
odjazd
Bogowie są gorsi od Pokemonów, bo nie da się złapać ich wszystkich, tylko jednego (albo małą grupkę), bo się obrażają.


Offline normalnieodjazd

Hej! Witajcie :) No cóż... taka sytuacja  ;) Dziękuje Gede, że powklejałeś za mnie. Ja obecnie pracuję nad WIELKĄ NIESPODZIANKĄ  ;) więc czasu nie mam za grosz. Trzymajcie Wszyscy kciuki. Wiem, ze się wam spodoba. Projekt to hmmm ambitny i nowatorski można by rzec. Czy się uda? Na pewno. Kiedy to zależy..... ale będzie grubo  ;D ;D ;D ;D ;D.

R2D2 dzięki... hmmm to było wielce budujące doświadczenie.
Prawda jest taka, że mi się zwoje przepaliły i skończyłam na antydepresantach.
To już dawno za mną.... a Harfy i Strażnice i Wspaniałe Finały i Pasanie Bożej Trzody i listy do starszych, słowem te wszystkie bzdury, które przeczytałam.... odkryłam, że teraz przynajmniej mogę wykorzystać tą pozornie bezużyteczna wiedzę do czegoś w moim odczuciu sensownego.  8)
A i okazało się, że lubię pisać.
« Ostatnia zmiana: 08 Lipiec, 2015, 01:01 wysłana przez normalnieodjazd »


Offline gedeon

Witaj istoto z "jedwabiu i porcelany" no i jest (Ty wiesz jak) że tu jesteś z nami.
No tak, niespodzianka szykuje sie, wiadomo normalnieodjad.....


Offline Estrella Despierta

Co za historia!

Czekam na twój wielki projekt z niecierpliwością  :-*



Offline Puszek

Choć historia ciężka to czytało mi się to świetnie wręcz uwielbiam taki rodzaj przekazu. Proszę o więcej ::)
Najbardziej podobały mi się twoje argumenty wobec tych sióstr jeśli masz takich spotkań jeszcze do opisania to z chęcią poczytam. Podziwiam Twoje podejście i sposób argumentowania mało jest takich ludzi (albo sam takich nie spotkałem), co bez klapek na oczach, bez jakiegoś zachwytu i podniecenia zwyczajnie nie biorą wszystkiego na serio oraz sprawdzają czy tak się rzeczy mają.
A swoją drogą nie mogę pojąć rozdwojenia Twojego ex-Onego. Jak można jednego dnia porządnie spuścić sobie z krzyża, a drugiego ogłosić wielki come back do Jehovah Organizejszyn, całkowicie odcinając się od tego co było ? Oby ten Ony sam się bał Armagedonu z tego powodu, beszczelnie jeszcze miał odwagę nim straszyć. Ja z tej historii wyciągnąłem jeszcze jeden wniosek. Otóż to jest dla mnie kolejny dowód, że ta religia nie ma nic wspólnego z jedyną, prawdziwą Bożą organizacją kierowaną Jego Duchem. Jak to się stało, że koleś starał się o przyłączenie jednocześnie prowadząc się niemoralnie i okłamując zamianowanych duchem wujków ? (nie oceniam waszych czynów..wolnoć Tomku w swoim domku..)
Pozdrawiam Cię Kasiu serdecznie!
« Ostatnia zmiana: 10 Lipiec, 2015, 12:49 wysłana przez P. »
"I chodź ucieknijmy stąd, nie chcę już oddychać tym zatrutym powietrzem! Chodź ucieknijmy stąd, nikt nie będzie mówił nam co dla nas jest najlepsze..."


Offline ZAMOS

Odp: Kochałam, wierzyłam, aby nie uwierzyć, historia która chwyta za serce.
« Odpowiedź #14 dnia: 24 Czerwiec, 2016, 22:05 »
Przeczytałem z dużą przyjemnością szczególnie, że udało ci się Kasiu oprzeć zmasowanemu atakowi sekty śj. Widać na twoim przykładzie, że jak nie pozwolimy wyłączyć sobie rozumu to potrafimy się oprzeć nawet w twojej sytuacji gdy byłaś zakochana to jednak rozumu ci nie zdołał odebrać.
Chętnie poczytałby coś jeszcze.