BYLI... OBECNI... > BYŁEM ŚWIADKIEM... nasze historie

Czy ... TO TYLKO JAKIŚ ETAP ... w drodze do Boga, bycie Świadkiem Jehowy ...

(1/30) > >>

Estera:
Wielu z nas, tu przebywających na tym forum, może zastanawiało się nad tym ...
Jak to się stało, że na naszej drodze w poszukiwaniu Boga, stanęliśmy na ścieżce Świadków Jehowy?
Jeżeli szukaliśmy Boga, prawdy o Nim, to dlaczego stanęliśmy na takiej fałszywej drodze do Niego?
Czy Bóg chciał nam coś pokazać?
Czy chciał nas wybadać, jacy naprawdę jesteśmy, tam w środku?
Wielu stąd, poświęciło wiele lat życia dla tej sekty, a wielu nawet umarło, nie wiedząc, że to sekta, która z Bogiem nie ma nic wspólnego?
Chciałabym, żebyśmy jakby wspólnie, zrobili burzę w szklance wody w tej kwestii.
Co Wy, osobiście o tym myślicie na ten temat?
Czy to przypadek?
Czy Bóg chciał nam coś pokazać?
A jeśli coś pokazać, to co to miałoby być?

Czy to jakiś specjalny etap naszej wędrówki?
Do lepszego życia "po Bożemu"? Czy jeszcze coś innego?
Czy mamy z tego wyciągnąć jakieś głębokie wnioski na nasze życie religijne?
Jaki cel by był tego, że utknęliśmy na takiej krętej ścieżce do tego Boga?
I jak się okazuje, naszpikowanej kłamstwem i manipulacją.
Zachęcam do wspólnej dyskusji.
Podzielcie się swoimi przemyśleniami.
Pozdrawiam.
Estera.

Lebioda:
Witaj Estero!

Oto kilka moich spostrzeżeń, nie wiem czy trafnych, ale tak rozumiem Twoje pytanie!

Na początku mojej Swiadkowskiej kariery w drugiej połowie lat czterdziestych ubiegłego wieku, byłem przekonany o tym, że otworzyły mi się oczy i zrozumiałem prawdziwą prawdę o ! Z podobnym, większym lub mniejszym rozumowaniem podchodzi każdy nowicjusz, który zetkną się z tzw. prawdą. Bardziej wyraziście widzi to były katolik -może się trochę poprawie i powiem, że chodzi mi o katoliku z mojej epoki. W tamtym czasie biblia dla katolika cuchnęła rogami i ogniem piekielnym samego diabła. Moi rówieśnicy ze szkolnej ławy, gdy pokazałem im po raz pierwszy jak wygląda biblia, ich zainteresowanie padło tylko na rozmiar, objętość i drobne pismo bez obrazków. Poznałem osobiście liczne przypadki, że osoby ciekawskie brały do ręki biblię, ale dla ostrożności przez ścierkę lub gazetę aby przypadkiem nie splamić sobie rąk diabelską mocą. Czarna okładka i bez krzyża w przypadku wydania BiZTB, była dodatkowo podejrzana. Na koniec trzeba również zaznaczyć co znam z autopsji, że księża rzym. kat. ten proces nieznajomości biblii podkręcali.

Dla współczesnego katolika biblia nie stanowi już jakiegoś problemu, gorzej już z jej czytaniem. W wielu katolickich domach, jak zauważyłem, nawet jest wyeksponowana w biblioteczce domowej, ale tak dziewicza jakby dopiero przyniesiona z księgarni. Duży postęp w tej dziedzinie zainaugurowała Biblia Tysiąclecia za co wydawcom należy się szacunek za bardzo cenne techniczne komentarze.

Jeżeli pominiemy strażnicową wykładnie biblii brooklyńskiego CK, a ja osobiście, dodatkowo zdjąłem z niej sakralną powłokę, ta księga ksiąg, jak niektórzy ją nazywają, stała się całkiem ciekawą lekturą. Pewnie, że do takiego samego wniosku mogłem dojść w całkiem inny sposób, może mniej bolesny i zbędnych doświadczeń, których było moim udziałem. Ale czy bez udziału Organizacji Świadków Jehowy byłoby to możliwe? Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, i faktu tego już nic nie zmieni, to tylko tam rozpocząłem moją przygodę z Organizacją, ze wszystkimi pozytywami i negatywami. Czy mogłem skorzystać z innej przygody? Mogłem, ale nie skorzystałem. Ja chciałem żyć wiecznie w iluzorycznym Nowym Świecie. Nie byłem jedyny z takimi pragnieniami. Czy mam prawo wnosić pretensje o to, że ta iluzja nie miała racji stać się rzeczywistością? Nie mogę zarzucić tym moim towarzyszom podróży donikąd, że mnie zawiedli, gdyż wszyscy szliśmy w dobrej wierze, że już za następnym zakrętem, a może wzgórkiem, będzie ta wymarzona kraina. Ja tylko w pewnym miejscu tej „podróży”, odłączyłem się ponieważ przekonałem się, że ani za tym zakrętem, ani też za następnym pagórkiem, tej krainy szczęścia nie znajdziemy. Wszedłem na inną drogę i poszedłem po niej aż do tego miejsca, w którym się teraz znalazłem.

Jest mi ogromnie szkoda tych wszystkich, których tam zostawiłem, ale bez nich, czy z nimi, pójście dalej tamtą drogą nie miało już sensu. Nastąpił rozdźwięk między nami. Nie znam komentarzy, oraz jakie przypięto mi epitety, mogę tylko przypuszczać, że nie były by w moim odbiorze przyjemne. Nigdy nie było w moim charakterze, aby w podobny sposób się odwzajemniać, dałem też temu wyraz w Mojej Przygodzie z Organizacją, przywołując Byłego brata Janka i byłą siostrę Helenę, ale było ich więcej. Czy były negatywy, które tam spotkałem? Tak! Gdyby nie te negatywy, tkwiłbym tam pewnie aż dotąd. Tych negatywów nie traktuję jako zło mnie wyrządzone, ale jak ból, który dopinguje,aby znaleźć jego przyczynę i rozpocząć leczenie chorego organizmu.

Estera:
Pięknie to ująłeś "Lebiodo" ... bardzo spodobało mi się Twoje stwierdzenie z ostatniego akapitu ...
"Gdyby nie te negatywy, tkwiłbym tam pewnie aż dotąd. Tych negatywów nie traktuję jako zło mnie wyrządzone,
ale jak ból, który dopinguje, aby znaleźć jego przyczynę i rozpocząć leczenie chorego organizmu."

Ja, osobiście, bycie tyle lat Świadkiem Jehowy, na obecną chwilę, traktuję jako odskocznię do prowadzenia jeszcze lepszego życia.
Jest to dla mnie tylko, jakiś ... ETAP ... z którego na dziś, mam jeszcze większą motywację do tego, żeby być ...
Bożym, jeszcze lepszym Człowiekiem.
Ja to tak nazywam.
Z opisów tutaj, wiem, że nie każdy odkrywający prawdę o WTS, poszedł w lepsze życie, nie oceniam tego.
To już indywidualna sprawa ... z osobna ...
Każdego człowieka i jego odpowiedzialności przed Bogiem, jakie będzie toczył życie ... po dokonanych odkryciach o tej sekcie.
Ja nie chcę zaprzepaścić tego, co wypracowałam w sobie poznając Biblię i jej zasady.
Dziękuję Ci Lebiodo za Twój dostojny głos w tym temacie.

Tazła:

--- Cytat: Lebioda w 09 Grudzień, 2016, 05:46 ---
 Czy mam prawo wnosić pretensje o to, że ta iluzja nie miała racji stać się rzeczywistością? Nie mogę zarzucić tym moim towarzyszom podróży donikąd, że mnie zawiedli, gdyż wszyscy szliśmy w dobrej wierze, że już za następnym zakrętem, a może wzgórkiem, będzie ta wymarzona kraina. Ja tylko w pewnym miejscu tej „podróży”, odłączyłem się ponieważ przekonałem się, że ani za tym zakrętem, ani też za następnym pagórkiem, tej krainy szczęścia nie znajdziemy. Wszedłem na inną drogę i poszedłem po niej aż do tego miejsca, w którym się teraz znalazłem.


--- Koniec cytatu ---

  Tak, czy mamy prawo kogoś winić za tę przygodę, za te mrzonki? Uważam, że nie. Nikt nad nikim z karabinem nie stał, tak podczas wyboru  jak i bycia tam. Pewnie, odejście nie jest łatwe, ale wykonalne.
I choć ja wiele razy pisałam, że mam żal do matki o spaprane dzieciństwo, ale mam tylko do niej. Inni rodzice nie byli tak nawiedzeni i ich dzieci należą do tej grupy, która miała w miarę normalne dorastanie.
Na pewno nie czuję się wyjątkowa, że byłam w czymś po coś. Bo co to za wyróżnienie?

Piszesz o tej sławnej krętej drodze.  Do dziś mam przed oczami obrazki z publikacji, szeroka wygodna droga i wąska kręta. Jedna dla wygodnickich potępianych, a druga dla tych z prawdy.  Tylko teraz się zastanawiam, czy po odejściu z organizacji ta droga nie zrobiła się jeszcze bardziej wyboista i kręta? Dla większości z nas na pewno tak. I właśnie tej prawdziwej przeprawy boją się ludzie, dlatego tkwią w organizacji z wygody, albo z obaw przed... tym co może ich spotkać, nie czują się dość silni aby ją podjąć.

Natan:
Estero,

Dziękuję za ten temat. Ja przyłączyłem się do Świadków w okresie stanu wojennego w Polsce. Trudne to były czasy. Ja oddałem swoje życie Bogu i pokutowałem z grzechów młodości jeszcze zanim zostałem Świadkiem. Potraktowałem członkostwo w organizacji jako sposób realizacji mojej nowo nabytej pobożności. Wynikało to z mojej ogromnej niewiedzy i niedojrzałości.

Na pewno będąc w organizacji nabyłem sporo cennego doświadczenia. Teraz mi się ono bardzo przydaje, gdyż często mam do czynienia z tymi, którzy odchodzą od Świadków. Potrafię ich zrozumieć, okazać empatię, doradzić.

A sam, jako Świadek byłem trochę nietypowy, niejednokrotnie (choć nie zawsze) bardziej otwarty. Dlatego miałem także przygody z Bogiem. Takie przeżycia, kiedy to - jako otwarty na Boże prowadzenie - doświadczałem dowodów wręcz namacalnego kierownictwa Bożego. Co ciekawe, nie dotyczyło to działań korzystnych dla organizacji, tylko rzeczywistego dobra poszczególnych ludzi. Obecnie nieporównywalnie lepiej poznałem Boga Ojca, Pana Jezusa i Ducha Świętego. Doświadczam jeszcze większej bliskości Boga. Ale od przeszłości musiałem się odciąć, gdyż tkwiłem w zgubnej herezji.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej