Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...  (Przeczytany 8308 razy)

Offline Ruda woda

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #15 dnia: 18 Lipiec, 2018, 19:18 »
Czy mozecie podac przyklady wyuczonych, nabytych w takich warunkach dysfunkcji?
1. cykliczne popełniane tych samych błędów w celu dowartościowania się i udowodnienia matce że jestem warta kochana. zabieganie całe życie o jej miłość. ale trudno czegoś takiego oczekiwać od oziębłej osoby
2. nadwrażliwość

chwilowo nie mam czasu żeby usiąść i szczerze wszystko opisać. jeśli czas nie gra dużej roli to postaram się to zrobić w ciągu paru dni
"Nigdy nie próbuj upodobnić kogoś do siebie. Ty wiesz - i Bóg wie to również - że jeden taki egzemplarz jak ty zupełnie wystarczy"  Ralph Waldo Emerson


Offline O Yeah Bunny!

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #16 dnia: 18 Lipiec, 2018, 19:37 »
Ruda Woda. Czas jest tu sprawa drugorzedna wiec jak bedzie chwila to prosze pisz. Wlasnie o takie dysfunkcje mi chodzi.


Offline O Yeah Bunny!

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #17 dnia: 18 Lipiec, 2018, 20:22 »
Moze maly anonimowy przyklad, ktory otrzymalem na priv:

Jak tylko sięgam pamięcią, zawsze ''walczyłam'' z moją matką. ​Bardziej traktowałam ją jak swojego wroga, niż matkę, taką wzorcową ciepłą, troskliwą.
Od najmłodszych lat nie cierpiałam chodzenia na zebrania i gdy w mróz czy skwar ciągnęła  nas ( mnie i siostrę) kilkanaście kilometrów pieszo na zebranie, moja niechęć do niej narastał. Szłam i w myślach ją wyzywałam, wiele razy życzyłam jej śmierci, że jej nie ma i adoptuje mnie jakaś fajna pani np matka mojej koleżanki, która miała kilkoro swoich dzieci, które przytulała, bawiła się z nimi. To był dla mnie wzór matki, uśmiechnięta, ciepła, odrabiała z dziećmi lekcje, siadała z nimi na kocu i grała w karty lub zwyczajnie się wygłupiała.
Moja gdy miała chwilę czasu, wałkowała strażnicę lub bombardowała sąsiadki prawdą. Dla nas czasu już brakowało, bo jeśli byłyśmy najedzone i ubrane  to nam do szczęścia wystarczyło.
W wieku kilku lat potrafiłam na zebraniu wykrzyczeć , że nie będę głupim świadkiem. Za co jak nie trudno się domyślić dostałam solidne manto, ku radości zebranych, bo przecież dobry rodzic nie żałuje rózgi.
Gdy się po swojemu buntowałam, wiele razy łapała mnie za twarz, ściskała usta i mówiła zamilcz na zawsze. Nie mogła przełknąć tego, że potrafiłam wyrazić swoje zdanie głośno, a gdy to było zdanie niezgodne z wytycznymi organizacji, traktowała to jako policzek, swoją klęskę. I nieważne czy godzinę, czy dzień po, dostawałam tak samo.
Wiem, że w tamtym czasie wolałaby abym była tylko ładną dziewczynką z kokardami, którą można się pochwalić, którą wszystkie zborowe ciotki głaszczą po główce, a ona się tylko milusio uśmiecha.
Ze mną nigdy nie nic nie było wiadomo, potrafiłam powiedzieć niby matce na ucho, ale głośno że wszyscy słyszeli..powiedz jej niech mnie nie dotyka, ona śmierdzi. Tyczyło się starszej kobiety od której wiecznie było czuć naftalinę. Gdy wracaliśmy z zebrania do domu i robiła mi wojnę, ojciec zawsze kwitował jednakowo...jak sobie wychowałaś tak masz.  Do dziś mam przed oczami obraz jak mną potrząsa i mówi, że na pewno zginę w armagedonie, rozdziobią mnie kruki i wrony, podtyka pod nos ilustracje  z publikacji przedstawiające armagedon.
Wierzyłam, że jestem taka zła, bardzo bałam się armagedonu, jeszcze jako dorosła kobieta czułam lęk gdy przechodziłam przez park pełen krukowatych. I pewnie by mnie zaszczuła, zrobiła potulną córeczką jaką była siostra gdybym nie usłyszała kiedyś jej rozmowy z dziadkami.
Żaliła się na mnie, jaka jestem krnąbrna, pyskata i uparta. Na co dziadkowie ze zdziwieniem stwierdzili, że ona chyba żartuje? Przecież to takie grzeczne, wesołe, uczynne dziecko. Zrobi o co się ją poprosi, nawet sąsiadki mnie chwaliły, że jestem  wręcz cudownym dzieckiem. Tak, dokładnie powiedział dziadek...cudownym.
Wtedy w mojej głowie urodził się inny pomysł, że to Jehowa jest winien, to on zmienił matkę i cała moja niechęć ulokowała się też w jego osobie. I wtedy postanowiłam sobie ( mając może 10 lat) że na pewno nie będę świadkiem, bo on  ( Jehowa)zmienia ludzi, czyni ich złymi. A sobie obiecałam, że będę inną matką niż moja.
Nie będę krzyczeć, bić , będę mówić , że kocham, jestem dumna i przytulać. Bawić się i nigdy nie przeganiać, że nie mam czasu.  Czym byłam starsza widziałam więcej cech złego rodzica w mojej matce, cech których nie chciałam powielać. Gdy odeszłam z organizacji i mi powiedziała, że żałuje iż mnie urodziła, wtedy wiedziałam że to nie tylko zła matka, ale i zły człowiek.
Nasze relacje z chłodnych, zamieniły się w lodowate. Gdy czasem nawet zatęskniłam przez chwilę, to zaraz wracał obraz bitej małej dziewczynki i tęsknota bardzo szybko mijała.
Do dziś mam tak, że robię inaczej niż moja matka, nie na złość jej, ale w zgodzie ze sobą.
Nie ma między nami więzi, szanuję ją jako człowieka,  rodzica, ale nie kocham, a już na pewno nie lubię.
Gdy widzę ją chorą, przykry widok chorej staruszki, nic więcej. Gdy w takiej samej sytuacji widziałam moją teściową, serce mi pękało z bólu. Ma ponad 70 lat i jest nadal tak samo zgorzkniała i wiecznie niezadowolona jak przed laty. A podobno świadkowie to taki szczęśliwy lud.

Kiedyś mi powiedziała..zastanawiałam się w kogo ty się wdałaś z tym swoim charakterkiem? Powiedziałam jej..ty mnie stworzyłaś na swój nieobraz i niepodobieństwo. Nie wiem czy zrozumiała.
Historia po latach zatoczyła koło, ona mówi jaka jestem zła,choć wożę po lekarzach, myję okna, robię zakupy. Na co moja teściowa mówi..co ty mówisz, nie grzesz  to taka dobra dziewczyna.
Wiem co nas dzieli, ten symbol jworg, gdybym też się pod nim lokowała, byłabym najlepszą córką na świecie.


Offline PiekneStopy

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #18 dnia: 19 Lipiec, 2018, 17:22 »
Moja mama to znów przykład położenia na szali swego życia dla JW, na zebraniach była życzliwa, uśmiechnięta, wszyscy zazdrościli mi takiej wspaniałej matki. Natomiast w domu zimna, nakazowa, rozżalona, swoje świadome decyzje np. brak dobrej pracy zrzucała na dzieci, nigdy na organizację, winiła nas, a siebie określała, że jest "służebnicą Jehowy".
Była tez bardziej rygorystyczna w stosunku do mnie w porównaniu z moim bratem, on mógł więcej, ja miałam dawać dobry przykład, wzór, dzielić się itd., rzucała cytatami z Biblii, tak aby mnie pogrążyć, zawstydzić. Dawała odczuć, że kocha warunkowo, jeśli jestem grzeczna, za coś, za dobre stopnie, za punkt na zebraniu itp.
Dodatkowo wpoiła mi wypaczony pogląd na seks, że jest czymś złym, brudnym, rozpustnym, nigdy nie rozmawiała o tych kwestiach otwarcie, czy też bezkrytycznie, zawsze kwestie te nacechowane były pejoratywnie.
Unikała brania odpowiedzialności za swoje decyzje, wybielała organizację, a często na okoliczności zewnętrzne, bądź na dzieci, w tym bardziej na mnie, zrzucała winę. Przez to zawsze powtarzałam sobie, że nie będę miała dzieci, nie chcę tak żyć jak ona, będę miała odwrotnie, swoje pieniądze i niezależność. Rozwijałam świadomość czynów na jej przykładzie, gdyż przerzucanie odpowiedzialności wydawało mi się słabe.
Świetnie grała wzorcową rodzinkę przed zborem, powtarzając utarte "u nas tak nie ma", "nasze dzieci to i tamto", ten teatrzyk mnie dość szybko zmęczył, wyprowadziłam się w wieku 22 lat. Moje relacje z mamą są chłodne, a po odejściu z JW żadne.
« Ostatnia zmiana: 19 Lipiec, 2018, 17:25 wysłana przez PiekneStopy »


Offline Ruda woda

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #19 dnia: 19 Lipiec, 2018, 19:40 »
hmmm u mnie trzeba by zacząć od życiorysu w zarysie mojej matki

większość znam z opowiadań

poznała prawdę z moją babcią (swoją mamą) i swoimi siostrami w wieku nastoletnim. dziadek był na początku przeciwny, potem się przyzwyczaił. podobno miał pretensje, że nie urodziła się chłopakiem i całe życie dawał jej to odczuć. podobno, bo pamiętam go jako palącego papierosy, ale fajnego dziadka, który kochał nas bezgranicznie i rozpieszczał jak mógł. zmarł dość szybko, więc wspomnienia mam mocno szczątkowe. pamiętam jak siedzi przy stole, jemy obiad a on żartuje i pieprzy rosół, aż zrobił się czarny. echhh

przed małżeństwem z moim tatą matka była zaręczona z naszym bratem. okazało się, że jest alkoholikiem. matka go rzuciła potem poznała tatę i po jakimś czasie wzięli ślub - co ciekawe wtedy mój ojciec nie był po chrzcie, wziął go po ślubie.
jakie było małżeństwo moich rodziców z moich wspomnień? dziwne. mam wrażenie, że matka nigdy taty nie kochała, a jeśli tak, to nigdy tego nie widziałam. żadnego przytulania, chodzenia za rękę, czułości nic. w międzyczasie "machają" gromadkę dzieci, budują dom i przeprowadzamy się.
przed przeprowadzką tata już był zamianowanym starszym. nasze wyjścia na zebrania wyglądały bezdyskusyjnie - idziemy. tzn tata wychodzi wcześniej bo trzeba być wcześniej (wtedy wszystkie zebrania były w domach - pamiętam drewniane ławki, na których siedzieliśmy) i ma w d... moją matkę z nami, więc ona ogarnia nas wszystkich i ciągnie na zebranie.
u nas w domu miałam pierwszy referat z moją mamą. miałam taką tremę, że nie byłam w stanie się odezwać. miałam chyba z 8 lat. we wspomnieniach widzę jej zezłoszczoną twarz na mnie po zebraniu. i widzę ławkę na której siedzę i ryczę a ona mnie "karci".

po przeprowadzce tata czekał kilka ładnych lat na zamianowanie, bo trafiliśmy do zboru, gdzie było parcie na władzę - czyli każdy nowy to potencjalne zagrożenie. podobno "czekał na Jehowę". i się doczekał. w tym czasie moja matka popada w depresję, ale w tamtych latach nie mówi się o tym głośno. całe życie mam wrażenie, że nigdy nie mieli wspólnych planów, tym bardziej pasji ani zainteresowań, a wszystkie ich decyzje były przypadkowe.

nie pamiętam też żeby kiedykolwiek - nawet jak byłam mała, powiedziała: kocham cię. jestem z ciebie dumna. cokolwiek. nie przytulała mnie. było tylko: trzeba pomóc, ugotować obiad, posprzątać, poplewić w ogródku. wszystkie uczucia matczyne okazywała mi moja siostra przytulając mnie na dobranoc. gadałyśmy czasem bardzo długo.  spałyśmy razem na rozkładanej "amerykance". w nowym domu każda z nas miała swój pokój.

tu muszę nadmienić, że ojciec miał rację - całe życie chadzałam jak kot własnymi drogami, więc też pewnie łatwym dzieckiem nie byłam. kiedyś po wywiadówce musiała z matką kumpla szorować nasza ławkę bo w akcie złości przedzieliliśmy ją na pół i nawzajem wyzywaliśmy się hasłami pisanymi ołówkiem. każda normalna matka zawlekła by dziecko do szkoły i kazała ta ławkę szorować, a ona zrobiła to bez słowa. teraz dopiero rozumiem, że po prostu mój ojciec porządnie ją zdominował, a ona się dała, więc w takich sytuacjach kładła uszy po sobie

na zebrania przeważnie chodziłam grzecznie, do służby też. czułam wewnętrzny bunt, ale mimo tego zabulgotania i chęci zwiania miałam świadomość, że mój ojciec jest starszym, więc trzeba. zawsze tez miałam nadzieję, że mnie matka doceni. przytuli. cokolwiek. wiecie to boli. zaczynam ryczeć nie wiem ile dam radę jeszcze opisać i czy to warte pisania

idę do szkoły średniej. poznaję pierwszą swoją miłość oczywiście w świcie, o której rodzice nie wiedzą. taki sam zwichrowany emocjonalnie jak ja, ale jak się potem okazuje całe życie takich facetów przyciągam. jesteśmy razem prawie 3 lata z przerwami. w między czasie biorę chrzest, bo tak trzeba. do dziś pamiętam jak rano przed zgromadzeniem przychodzi matka i pyta czy w modlitwie oddałam się Jehowie. patrząc jej w oczy powiedziałam: tak. ale tego nie zrobiłam. potem przez długie lata obwiniam się, że jak się coś pieprzy, że to właśnie przez to.

po chrzcie dostaję zapalenia płuc. z wilgotnymi włosami wychodzę ze zgromadzenia i się rozchorowuję. wtedy był czas kiedy dawanie kwiatów z okazji chrztu było dopuszczalne. na drugi dzień, kiedy leżałam w  łóżku przychodzi tata rzuca mi wiązankę kwiatów na łóżko i mówi: jesteśmy z mamą z ciebie dumni. przepłakałam resztę tygodnia. po chrzcie matka mnie nie przytuliła mnie ani nie pogratulowała. nic zero.

do chrztu zanurzał mnie mój tata. niestety podniosłam nogę, musiał mnie zanurzyć 2 raz (może to był jakiś znak?). pamiętam łzy w oczach taty

nie nie dam rady teraz więcej za bardzo boli
« Ostatnia zmiana: 19 Lipiec, 2018, 20:01 wysłana przez Ruda woda »
"Nigdy nie próbuj upodobnić kogoś do siebie. Ty wiesz - i Bóg wie to również - że jeden taki egzemplarz jak ty zupełnie wystarczy"  Ralph Waldo Emerson


Offline kinezyn

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #20 dnia: 19 Lipiec, 2018, 20:45 »
PiekneStopy, Ruda woda ... wzruszające historie. Wszyscy jesteśmy poranieni, czy to przez samą organizację, czy bezpośrednio przez bliskich z organizacji.
Wiem, że to nie jest forum religijne i administracja nie życzy sobie pewnie przedstawiania tak spraw - jak teraz przedstawię, ale to chciałbym powiedzieć, że Chrystus Jezus, Pan Nasz, leczy te rany.

Pozdrawiam Was obie serdecznie.


Offline Nemo

  • El Kapitan
  • Wiadomości: 5 508
  • Polubień: 14309
  • Często pod wiatr. Ale zawsze własnym kursem.
Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #21 dnia: 19 Lipiec, 2018, 21:20 »
Usunąłem posty personalne. Proszę o powstrzymanie się od docinek. Z góry dziękuję  :)
Niemądrym jest być zbyt pewnym własnej wiedzy. Zdrowo jest pamiętać, że najsilniejszy może osłabnąć, a najmądrzejszy się mylić.
Mahatma Gandhi


Offline Villa Ella

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #22 dnia: 20 Lipiec, 2018, 01:20 »
Moja relacja z matką... Kiedyś bardzo trudna, obecnie żadna... Nie wiem co będzie w przyszłości. Wychowana do 6 roku przez babcię mamę widziałam od święta. Wtedy mama pracowała, mimo, że spokojnie mogła wziąć pełnopłatny urlop macierzyński, w mieście były również przedszkola i żłobki. Po urodzeniu siostry poszła na macierzyński, ja nadal przez prawie 3lata pozostałam u babci. Tęskniłam straszliwie, brakowało mi jej. Babcia, gorliwa ŚJ była surowa, a życie na wsi niełatwe. Byłam samotna, gdyż nie pozwalano mi się bawić z dziećmi światusów. 3x w tygodniu zebrania, głoszenie + wszystkie prace gospodarskie, do których tylko miałam siłę. W końcu, gdy musiałam już do szkoły, matka mnie wzięła do siebie. Okazało się, że kompletnie nie mam z nią kontaktu, podobnie jak z trzyletnią siostrą. Przez 6 lat widywałam matkę, co najwyżej raz w miesiącu, ostatnie lata nawet rzadziej, bo ciężko jej było podróżować z małym dzieckiem.
Tym obcym dzieckiem musiałam się zajmować, pomimo że nie miałam na to ani odpowiedzialności ani umiejętności. Najczęściej po prostu o niej zapomniałam, a przypominałam sobie, gdy coś sobie zrobiła i ryczała. Wtedy matka tłukła mnie bez opamiętania, czym popadło i gdzie popadło. Raz, jak byłam chora, bała się iść ze mną do lekarza, aby nie zobaczył siniaków.
A do lekarza zasadniczo chodziła pasjami, jak nie z sobą, to z nami. Z byle katarkiem musiałyśmy iść do przychodni, gdzie prowadziła towarzyskie życie, wymieniając z innymi mamami poglądy. Tam oczywiście łapałyśmy wszeljie możliwe infekcje od innych i w rezultacie chorowałyśmy bez końca. Jak, o dziwo byłyśmy zdrowe, to szła do lekarza ze sobą... Jeszce wtedy nie wiedziałam, że potrzebuje specjalisty, ale innej gałęzi medycyny.
Ja zawsze byłam najgorsza. Nic nie potrafiłam dobrze zrobić, nie miałam żadnych talentów, którymi można by się pochwalić, miałam gówniene ręce, z których wszystko wylatywało i tłukło się, jak na dziewczynkę nie byłam wcale ładna. Nie ważne, jak pięknie by mnie nie ubrać, to i tak nie wyglądam tak ładnie, jak inne dziewczynki ze zboru. To dziwne, że taka córka jej się trafiłagtu pokazywała zdjęcia z dzieciństwa i młodości- przecież ona taka śliczna była. Może kto podmienił jej dziecko w szpitalu!?
Ogólnie jej życie było takie ciężkie. Tylu wielbicieli miała, ale nie wiedzieć czemu wybrała ojca. No przystojny był, ale nie pomyślała, że groszem nie śmierdzi, no i z kolegami popić lubi. Co prawda matka odradzała, bo on nie w prawdzie, ale mama wtedy 19 lat miała i też w prawdzie nie była, a wyrwać się ze wsi chciała...
Pierwsza próba samobójcza przyszła, gdy byłam w zerówce. Nikt mi wtedy nie powiedział, dlaczego mamę zabrało do szpital pogotowie...
Dostała leki, ale nie poszła do kontroli do psychiatry. Zamiast tego chodziła od jednego internisty, do drugiego, by wyłudzić psychotropy. Robiła to o tyle skutecznie, że uzależniła się i żyła na ciągłym haju. Fajnie było. Siostrą zajmowałam się już na pełen etat, mimo, że matka nie pracowała, a czas spędzała głównie w rozmaitych przychodniach, szukając sobie chorób. Poza głową nic jej nie było, ale wytrwale szukała dalej. Nie udało się, to połknęła kilka igieł, które wbiły się w jelita i trzeba było operować. Oczywiście wyszła szopka z ewentualną transfuzją. Bracia przytachali skądś preparaty krwiozastępcze, ale zapowiedzieli, że w razie zużycia musimy zapłacić za nie, i to kosalne pieniądze. Wtedy płacząc modliłam się, aby mama nie umarła, ale też żeby te kroplówki nie były potrzebne, bo skąd weźmiemy pieniążki?! Jedyna w moim życiu modlitwa, która została wysłuchana...
Jak wróciła do domu, to zalwgła w łóżku. Dosłownie. Opuszczała je jedynie na krótko i tylko w razie konieczności. Obiad zupa z torebki i makaron, albo ziemniaki i kefir. Ja już trochę wiedziałam, jak się gotuje, bo wakacje spędzałyśmy u babci i musiałyśmy pomagać w kuchni. Naturalnie przejęłam więc gotowanie, sprzątanie, potem także zakupy i całość prowadzenia domu. Miałam wtedy 12 lat.
Szkołę podstawową skończyłam z wyróżnieniem, mimo licznych nieobecności. Mimo sprzeciwu mamy, poszłam do gównianego liceum, zamiast do szkoły, która szybko da mi zawód i pozwoli zwiększyć ilość godzin w służbie Jehowie. Ona sama jest taka słaba, ale ja mogłabym się bardziej starać. Wszystkie moje rówieśniczki w zborze są już pionierkami, tylko ja jakaś taka leniwa... Prz okazji skończenie podstawówki oznaczało, że jestem już na tyle dorosła, żeby chodzić na wywiadówki do siostry, jak mama się źle czuje. Czyli zawsze... A w ogóle jak tyle nad książkami siedzę, to młodej pomóc bym mogła, bo teraz takich pierdół w tych szkołach uczą...
Pomogłam. Młoda miała straszliwe problemy. Szkoła, to dla niej horror był. Odkryłam dlaczego. Po pierwsze była krótkowidzem, a ponieważ była wysoka, sadzano ją z tyłu i nic nie widziała. Udało mi się prawie wołami zaciągnąć matkę z nią do okulisty. Okulary załatwiły problem. Po drugie młoda była dyslektyczką. Kolejna walka, by matka poszła z nią do Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, bo ja jako nieletnia nie mogłam. Udało się. Dzięki temu młoda zdała do liceum. Oczywiście, gdy zdawała maturę, byłam przy niej, wśród mam robiąc kanapki z przemyconymi ściągami i trzymając kciuki.
Cdn.
Obojętnie czy postąpisz według czyjejś rady, czy według własnego uznania, konsekwencje zawsze poniesiesz  ty sam.


Offline Villa Ella

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #23 dnia: 20 Lipiec, 2018, 18:30 »
Moja matka- kobieta bluszcz, owijająca się wokół ludzi, mogących być dla niej wsparciem. Słaba, bezbronna, wiecznie potrzebująca pomocy. Niejednokrotnie narobiła sobie lub innym kłopotów i oczekiwała, że ja rozwiążę problem i ją wyratuję. Gdy coś było nie po jej myśli, obrażała się i nie odzywała całymi dniami. Tylko jej problemy były ważna, tylko jej przeżycia istotne. Nie miała w zwyczaju interesować się innymi, gdyż zbyt zajęta była sobą. Kłamała, jak zawodowiec, każdy wykrywacz kłamstw zagięłaby już po kilku pytaniach. Może dlatego, że w swoje kłamstwa święcie wierzyła, była taka wiarygodna. Gdybym kilkakrotnie przez zupełny przypadek nie odkryła prawdy, wierzyłabym jej, jak inni. Manipulowała ludźmi, jak chciała.
Po urodzeniu siostry, stwierdziła, że jest zbyt chora, aby pracować więc ciężar utrzymania spoczął na wszystkich innych. Niestety ZUS nie podzielił jej samodiagnozy więc renty nie przyznano. Ja, od 15 roku pracując sezonowo przy zbiorach owoców, ziemniaków itp. zawsze pieniądze na wyprawkę szkolną i moje potrzeby miałam. Potem zarabiałam sprzątaniem, pilnowaniem dzieci, robieniem pierogów na święta. Byłam już wtedy poza orgiem więc mi nie przeszkadzało.
Mimo, że nie miałam zbyt wiele czasu na naukę, w szkole szło mi bardzo dobrze. Zdałam maturę na same piątki i bez problemu egzaminy na studia. I wtedy zaczęły się schody. Ona nie mogła mnie puścić do miasta oddalonego o 100 km. Nie dałaby sobie rady. Poza tym ojciec stracił pracę i moje pieniążki były bardzo potrzebne. Powiedziała, że o studiach mam zapomnieć, bo ona nie będzie mnie utrzymywać. Tłumaczyłam, że to tylko na początku, zanim dostanę stypendium i znajdę jakąś pracę. Ale rozmowa była skończona. Byłam dorosła, ale potrzebowałam od rodziców zaświadczenia o dochodach, którego wypełnienia mi odmówiła. Z drugiej strony czułam się za nią odpowiedzialna i wierzyłam jeszcze, że rzeczywiście jest chora i nie da sobie rady beze mnie. Obiecałam sobie, że kiedyś zrobię te studia, jak już będę samodzielna, a póki co poszłam do innej szkoły, która znajdowała się w sąsiednim mieście. W poprzedzające szkołę wakacje pracowałam w firmie, myjącej okna w bankach i innych firmach. Tam poznałam 3 panie, które na stałe zaproponowały mi sprzątanie u siebie po dwa razy w tygodniu. Pracowałam u nich przez całą szkołę Mieszkałam w internacie, który kosztował grosze i mogłam go zapłacić sama. Uczyłam się głównie nocami, gdyż wtedy miałam czas i spokój. W piątki przyjeżdżałam do domu, robiłam generalne porządki i zakupy, gotowałam na tydzień, wekując i zamrażając. Prawie całe wakacje zajmowałam się pewnym chłopcem, którego mama dostała urlop dopiero pod koniec sierpnia. A po wakacjach było już o tyle łatwiej, że dostałam stypendium naukowe i mogłam sobie pozwolić również na przyjemności.
W międzyczasie poznałam chłopaka, z którym zaręczyłam się i planowałam ślub. Musiałam jednak na swoje wydatki zarobić. Ojciec co prawda już znalazł pracę, ale nie zarabiał wiele. Pracę na etat dostałam po pół roku. Nie zarabiałam wiele, ale wraz z dodatkowymi moimi zajęciami, dało radę jeszcze zarobić na wyprawkę i wesele. Nawet po ślubie ciągle wspierałam rodziców.
Dopiero po pewnym czasie, przez przypadek odkryłam całą prawdę o mojej matce. Dotarłam do jej dokumentacji medycznej i odkryłam, że poza uzależnieniem od leków psychotropowych, fizycznie nic jej nie dolega.
Całe moje dotychczasowe życie opiekowałam się nią i wyręczałam. Cały czas tłumaczyłam ją przed innymi. Naprawiałam jej błędy. Właściwie, to ja byłam dla niej matką, a nie ona dla mnie. Zawsze byłam dorosła i odpowiedzialna. Zabiegałam o jej miłość, o to, abym chociaż raz mogła od niej uzyskać wsparcie. W zamian za to, gdy potrzebowałam pomocy, bo moje życie rozsypało się w kawałki, usłyszałam, że jestem młoda i z pewnością sobie poradzę. Tego było  dla mnie za dużo. Wykrzyczałam wszystko, czego się dowiedziałam, pokazałam dowody, że od lat wszystkich nas oszukiwała. Na to usłyszałam, że jestem żałosna i niewdzięczna, bo ona mnie przecież wydała na świat, a ja nigdy nie byłam taka, jakby oczekiwała. Pokazała mi drzwi...
W jednym miała rację, byłam młoda i dałam sobie radę. Pozbierałam się i ułożyłam wszystko od nowa. Było mi łatwiej, bo pracowałam tylko na siebie. Przez kilka lat żyłam jak sierota.
Dopiero po ciężkim wypadku, któremu uległ ojciec matka odezwała się do mnie, oczywiście z prośbą o pomoc. Pomogłam kolejny raz. Znowu zaczęłyśmy mieć jakieś tam kontakty. Bardziej przypominały one kontakty dalszych krewnych, niż matki i córki, ale moje dziecko dowiedziało się, że ma jeszcze drugą babcię... Nie, żeby ona zaraz miała się nim opiekować, ale misia na dzień dziecka mogła kupić, czemu nie?...
Teraz jestem daleko. Czasem zadzwonię, tak dla przyzwoitości, bo ona nigdy... Wiem, że ma się dobrze. Na raszcie udało jej się, bo ma nadciśnienie i cholesterol. Musi się leczyć więc może regularnie prowadzić życie towarzyskie w poczekalniach lekarzy. Udało się jej załatwić najniższą emeryturę, bo długo zameldowana była u babci na wsi, co oznano jako pracę w gospodarstwie rolnym.
Najlepsze jest to, że właśnie po raz pierwszy, szczerze, bez wybielania i usprawiedliwiania mojej matki, opowiedziałam wszywpublicznie.
Obojętnie czy postąpisz według czyjejś rady, czy według własnego uznania, konsekwencje zawsze poniesiesz  ty sam.


Offline Moyses

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 2 076
  • Polubień: 6229
  • Nie próbuj, rób albo nie rób, nie ma próbowania.
Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #24 dnia: 20 Lipiec, 2018, 19:10 »
Ella, dałem lubika za odwagę życiową, a nie dlatego, że takie historyjki mi się podobają.
Mnie tacy 'rodzice' zawsze wq......i.  >:(


Offline Villa Ella

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #25 dnia: 20 Lipiec, 2018, 20:16 »
Ella, dałem lubika za odwagę życiową, a nie dlatego, że takie historyjki mi się podobają.
Mnie tacy 'rodzice' zawsze wq......i.  >:(
Dziękuję Moyses. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Dzisiaj mogę powiedzieć, że wszystko, co mam, zawdzięczam sobie, a to, co myślałam, że mnie zabije, sprawiło, że stałam się mocniejsza. Studia, oczywiście zrobiłam, a wyuczonemu zawodowi zawdzięczam, że pracę zawsze znajdę, w niemal dowolnym miejscu na świecie.
Nie poświęciłam tematowi świadków wiele w mojej relacji, ale wiem, że świadkowskiemu wychowaniu zawdzięczam to, że tak długo dałam sobą manipulować. Także to, że matka mogła bezkarnie wyżywać się na mnie. Krucha, zawsze ciepło uśmiechnięta w zborze, taka bezbronna, chora. Miała wystarczająco siły, aby stłuc mnie do krwi kablem od prodiża, paskiem od torebk, kijemi, trzepaczką do dywanów, it.p. Jej twarz robiła się wtedy taka czerwona, na skroniach widoczne były żyły, a całość wykrzywiała się w dziwnym grymasie. Biła, dopóki się nie zmęczyła. Ręką uderzyła mnie tylko raz, gdy wymierzyła mi siarczysty policzek za to, że podobno ją okradłam. Miałam wtedy 12lat.Wysłała mnie na zakupy ze swioim portfelem. Po powrocie oddałam jej portfel, a ona wpadła w szał, bo miała tam jeszcze 1000 złotych, którego wtedy brakowało. Próbowałam wyjaśnić, że nic nie wzięłam, ale nie słuchała. Wyzwała mnie od najgorszych. Każdy sądzi po sobie. Ona niejednokrotnie, gdy ojciec wracał pijany, trzepała mu kieszenie, twierdząc, że jej się należy odszkodowanie za jego chlanie...
Pieniędzy, oczywiście nie wzięłam. Ojciec po powrocie z pracy, dał matce 2 pięćsetki, mówiąc że wziął od mamy z portfela kasę, bo potrzebował drobnych na autobus, a sam miał tylko grube i właśnie rozmienił. Nawet na mnie nie spojrzała...
Jej zawdzięczam to, jaka jestem. Bo przysięgłam sobie, że nigdy, przenigdy nie będę taka, jak ona.
Acha,
Ona została, jak nastolatka zgwałcona przez konkubina swojej matki. Dlatego stwierdziła kiedyś, że nie potrafi nikogo kochać. Nawet własnych dzieci...
« Ostatnia zmiana: 20 Lipiec, 2018, 20:28 wysłana przez Villa Ella »
Obojętnie czy postąpisz według czyjejś rady, czy według własnego uznania, konsekwencje zawsze poniesiesz  ty sam.


Offline Nadaszyniak

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 5 965
  • Polubień: 8456
  • Psychomanipulacja owieczek # wielkiej wieży(Ww)
Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #26 dnia: 20 Lipiec, 2018, 20:54 »
Jatiw - Villa ELLA

To bardzo poruszająca i wzruszająca historia, którą osobiście doświadczyłaś.
Troska ze strony matki, dzieciństwo, było TWOIM tylko marzeniem, marzeniem dziecka, które gdzieś w głębi delikatnego serduszka małej dziewczynki bardzo pragnęło z utęsknieniem czekało... na serdeczne matczyne przytulenie i ukojenie.
Nie jedna słona kropla spadła na poduszkę w nocnym Twoim skrytym dziecięcym królestwie.
Szarość obowiązków, które miałaś na głowie nie spełniały dziewczęcych marzeń, przykra i okrutna rzeczywistość, którą zaznałaś z czasem przywykła  do monotonii dziecięcego Twojego świata.
Kiedy przychodziły kolejne lata w życiu nastolatki jak pisałaś, zderzyłaś się z obowiązkami dorosłej kobiety ( a przecież dopiero wchodziłaś, poznając prawdziwą rzeczywistość ).
Los nie był łaskawy w Twoich dziecięcych latach, a także gdy byłaś nastolatką, to prawdziwa szkoła życia.

Nie każdy tego doświadczył, a nawet gdyby tak by było, jaką przybrałby postawę: motto działania przed takimi wielkimi wyzwaniami do pokonania przez dziecko a szczególnie małej dziewczynki, czy nastolatki, żeby nie zagubić czy poddać się presji najbliższych, to trudne, bardzo trudne zmaganie w skrytych uczuciach, odczuciach osobistych.
Twoja postawa jest godna do naśladowania, a życie którego doświadczyłaś nie było w tamtym czasie usłane dla Ciebie różami.
Historia, którą nam wyjawiłaś, jest lekcją dla tych , którzy są w podobnej sytuacji, to życiowa wskazówka by nie poddać i nie ulec wydarzeniom napotkanym w codziennym trudzie dnia codziennego.

Będąc obecnie doświadczoną przez życie szlachetną pełną wrażliwych uczuć kobietą, - wiesz co to miłość, tęsknota dziecka do matki - mogę powiedzieć z niekłamaną szczerością, odwzajemniasz z wielkim, bardzo wielkim uczuciem matczyną miłość, troskę do swego najukochańszego ''owocu życia''.
Villa Ella - JESTEŚ WIELKODUSZNA, WSPANIAŁA pełna walorów KOBIETA  mogę tak napisać (jeżeli się nie obrazisz..) -  pozdrawiam


Offline Villa Ella

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #27 dnia: 20 Lipiec, 2018, 22:29 »
Ndaszyniak, ja nie chcę być wzorem do naśladowania. Nie chcę, żeby ktoś dawał się tyle lat wykorzystywać. Nie napisałam tego, aby wzbudzić jakieś emocje, w sumie sana nie wiem dlaczego... Było różnie, ale to już przeszłość. Głupia byłam, że tak długo wierzyłam, że nie da rady sobie beze mnie. Chciałam być potrzebna, doceniona.
Pewne rzeczy nadal mam jej za złe i nie do końca wybaczyłam. Ale życzę jej dobrze, zwłaszcza, że nie wyobrażam sobie jak mogłabym się nią zająć, gdy już straci sprawność...
Obojętnie czy postąpisz według czyjejś rady, czy według własnego uznania, konsekwencje zawsze poniesiesz  ty sam.


Offline Kerostat

Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #28 dnia: 20 Lipiec, 2018, 22:41 »
Ndaszyniak, ja nie chcę być wzorem do naśladowania. Nie chcę, żeby ktoś dawał się tyle lat wykorzystywać. Nie napisałam tego, aby wzbudzić jakieś emocje, w sumie sana nie wiem dlaczego... Było różnie, ale to już przeszłość. Głupia byłam, że tak długo wierzyłam, że nie da rady sobie beze mnie. Chciałam być potrzebna, doceniona.
Pewne rzeczy nadal mam jej za złe i nie do końca wybaczyłam. Ale życzę jej dobrze, zwłaszcza, że nie wyobrażam sobie jak mogłabym się nią zająć, gdy już straci sprawność...

Każda historia może być pokrzepieniem dla innych mogących mieć w jakiejś kwestii podobne przejścia.
Tym się ciesz jeśli możesz.
To jest wsparcie jakiego nie jeden tu poszukuje.
Ateizm to postawa, że zaprezentowane dowody za istnieniem boga są za słabe aby uznać istnienie takiego bytu za realne.


Offline Nadaszyniak

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 5 965
  • Polubień: 8456
  • Psychomanipulacja owieczek # wielkiej wieży(Ww)
Odp: Relacje córka - matka w świadkowskiej rodzinie...
« Odpowiedź #29 dnia: 20 Lipiec, 2018, 23:35 »
Ndaszyniak, ja nie chcę być wzorem do naśladowania. Nie chcę, żeby ktoś dawał się tyle lat wykorzystywać. Nie napisałam tego, aby wzbudzić jakieś emocje, w sumie sana nie wiem dlaczego... Było różnie, ale to już przeszłość. Głupia byłam, że tak długo wierzyłam, że nie da rady sobie beze mnie. Chciałam być potrzebna, doceniona.
Pewne rzeczy nadal mam jej za złe i nie do końca wybaczyłam. Ale życzę jej dobrze, zwłaszcza, że nie wyobrażam sobie jak mogłabym się nią zająć, gdy już straci sprawność...

Byt człowieka – to trudna, bardzo trudna szkoła życia
Podejmowanie decyzji – po stokroć większe osobiste wyzwanie
Są chwile milczenia, lecz mimo to – wyciągamy naszą pomocną dłoń
Właśnie ta dłoń - uszlachetnia w życiu NAS samych.
« Ostatnia zmiana: 21 Lipiec, 2018, 00:35 wysłana przez Nadaszyniak »