Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne

BYLI... OBECNI... => NASZE HISTORIE => Wątek zaczęty przez: PiekneStopy w 25 Czerwiec, 2018, 22:12

Tytuł: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 25 Czerwiec, 2018, 22:12
Jestem z Wami od dawna, ale nieaktywnie. Chciałam się podzielić, że w ramach terapii postanowiłam napisać książkę, w której chcę przekazać atmosferę, wypraną z uczuć prozę życia ŚJ jakiego doświadczyłam na różnym etapie życia, to taki mentalny detox, jak piszę to czuję, że staję obok, bezuczuciowo, po prostu relacjonuje. 3 lata kosztowało mnie aby pozbawić te wspomnienia ładunku emocjonalnego.
Wrzucam jeden z rozdziałów, sami oceńcie :)

MIKOŁAJ
Mikołaj nie istnieje, wiedziałam to od zawsze. Nie znałam atmosfery obdarowywania, wbrew temu, co twierdzili Świadkowie, iż są hojni i gościnni. Mama tłumaczyła mi, że nie potrzebujemy specjalnej okazji, że dostajemy, ja z rodzeństwem prezenty cały rok, że to absurdalne, by czekać na ten jeden, konkretny dzień w roku. Podarunki powinny wypływać z serca, a nie z obowiązku, jaki niesie ze sobą data.

Serce dziecka chciało poczuć atmosferę miłości, marzył mi się prezent jak na filmach, zapakowany, przewiązany wstążką, przeznaczony tylko dla mnie. Zapytałam o to mamę. Byłam ciekawa dlaczego twierdzi, że otrzymujemy podarunki cały rok, skoro nie pamiętam ani jednej takiej sytuacji. Wtedy nie były to pretensje, określiłabym to raczej jako niezrozumienie. Może zapomniałam, może coś przeoczyłam, może nie zasłużyłam – głowiłam się. Mama odparła, że jedzenie, ciepło w domu zimą, nowe buty to są dary, za które powinnam być wdzięczna, a nie wydziwiać. Zawsze podawała przykład rodziny mieszkającej ulicę dalej, patologicznej z dziewięciorgiem dzieci, równała w dół, mówiąc – ciekawe czy oni dostają prezenty? Czy mają tak dobrze jak Wy? Łazienkę jeszcze mają na korytarzu.

Pamiętam sytuację w podstawówce, miałam wtedy dziewięć lat, zostałam wyproszona z klasy podczas gdy dzieci świętowały Mikołajki. Naturalnie, że było mi przykro, jednak pamiętam, że żal nie wynikał z braku prezentu, lecz bardziej z wykluczenia z grona koleżanek i kolegów, z osamotnienia.
Gdy wróciłam z powrotem do klasy na przerwie, pod moim zeszytem znalazłam figurki kilku zwierzątek. Taki prezent na pocieszenie od mamy jednej z koleżanek. Zadbała, by nie było mi przykro, gdy inne dzieci będą cieszyć się ze swoich podarków. Na początku pomyślałam, że to pomyłka, przecież ja nie uczestniczę w tym pogańskim zwyczaju. Przez głowę przemknęły mi myśli „nie bierz tego, to grzech!” Zaraz potem uderzyło mnie uczucie wstydu, przeszyło upokorzenie, że inni są kompletni, a ja wybrakowana. Zasługuję na resztki, które ktoś wręcza mi z litości. Nie chcę tak.

Na całej ziemi jedna osoba na tysiąc jest Świadkiem Jehowy, pamiętam że brat na wykładzie podpierał się tym faktem, jako dowodem, że jesteśmy wybrani. Dla mnie wtedy to było przekleństwo, pomyślałam: „dlaczego, skoro tylko jedna osoba na tysiąc, to musiało to spotkać mnie?”.

c.d.n.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 25 Czerwiec, 2018, 22:27
Świetnie. Pisz, bo tak mało polskich exŚJ coś napisało.
Popatrz na końcu historii exŚJ

http://bednarski.apologetyka.info/swiadkowie-jehowy/byli-swiadkowie-jehowy-w-polsce-na-wikipedii-i-ich-skrotowa-historia,1095.htm

Nawet jeśli nie na papier, to choć PDF z tego zrobić później.
Niech lata po Internecie, niech budzi innych.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: DeepPinkTool w 25 Czerwiec, 2018, 22:33
Witaj PiekneStopy  :) Masz rację z tą terapią, oczyszczaj się w ten sposób. Jak ja zazdroszczę ludziom takim jak ty talentu do takiego plastycznego opisywania swoich przeżyć i przemyśleń.  :)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Rajski Ptak w 25 Czerwiec, 2018, 22:52
Witaj bardzo serdecznie😊 trafiłaś z tym opowiadaniem w sam punkt! Uczucia przez Ciebie opisane towarzyszyły mi przez całe dzieciństwo. Podpisuje się obiema rękami pod tym pięknym wywodem, myślałam do niedawna, że tylko ja wstydziłam się  przynależności  do SJ. Pisz prosze, bo to swoista terapia. I bardzo dobrze. Każdy radzi sobie w inny sposób. Powodzenia PiękneStopy☺
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: zero1 w 25 Czerwiec, 2018, 23:24
Witaj na forum jako oficjalna uczestniczka! Oby kolejne osoby ośmieliły się do rejestracji, a jeśli nie, to niech chociaż podobne Twoim przeżycia pomogą im się wybudzić:-)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Ekskluzywna Inkluzywność w 25 Czerwiec, 2018, 23:48
Chciałam się podzielić, że w ramach terapii postanowiłam napisać książkę, w której chcę przekazać atmosferę, wypraną z uczuć prozę życia ŚJ jakiego doświadczyłam na różnym etapie życia, to taki mentalny detox

Jako jehowicki prozaik - aczkolwiek tworzący tu fikcję - mogę tylko pogratulować idei, czuję więź ze wszystkimi, którzy przelewają swoje wrażenia z pobytu w ORGU na literaturę. Proszę pisać dalej, będę śledził.


Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Proctor w 26 Czerwiec, 2018, 00:15
Witaj PiekneStopy. Czekamy na więcej.  Może wrzucisz początkowe rozdziały? Będziemy wdzięczni.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: MX w 26 Czerwiec, 2018, 08:19
(...)
MIKOŁAJ
Mikołaj nie istnieje, wiedziałam to od zawsze.
(...)
Ależ istniał. Był biskup Mikołaj, który jest pierwowzorem dzisiejszego św. Mikołaja. Urodzony i działajacy na terenie dzisiejszej Turcji. Dla wiernych np KRK jest świętym i nadal istnieje, bo przebywa razem z Chrystusem. To prawda, że przez lata ta osoba została "przybrana" w różne tradycje, ale jak najbardziej istniała.



MX - koniec - MX
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Szycha w 26 Czerwiec, 2018, 09:26
Cześć PiekneStopy.
Chyba wielu z nas tu obecnych, gdy dzieckiem było, miało takie same spostrzeżenia i odczucia. W owej opowieści zobaczyłem siebie z przed 32 lat. Proszę o więcej....
Pozdrowienia z Gdyni.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 26 Czerwiec, 2018, 09:27
Dzięki za pozytywny odzew :) Cieszę się, że Wam się podoba. Przyjęłam formułę krótkich opowiastek. Z góry przepraszam za wyjaśnienia, np. co to są zebrania itd. ale piszę tak, aby osoba, która nie miała kontaktu z ŚJ miała jasny obraz o czym relacjonuję.

Ps. Piękne Stopy to z wersetu: "Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę (...)" Rzym. 10:15

No to przesyłam Wam jeszcze trochę:

PREZENT

W szkole nie spotykałam się nagminnie z wyszydzaniem, zdarzało się, ale rzadko. Niemniej jednak pojawiały się czasami przytyki, przezwiska i miauczenie, co docierało do nauczycieli. Pewnego dnia wychowawczyni w klasie szóstej poprosiła mnie o to, bym przyniosła kilka broszurek i zaprezentowała swoje poglądy, ponieważ być może uczniowie nie wiedzą, że jestem z bardzo porządnej religii. Sama ceniła Świadków, m.in. za to, że potępiają niemoralność, używki, narażanie życia itd. Kurzyła jak smok, próbowała zerwać z nałogiem, ale bezskutecznie, więc tym bardziej doceniała czyste maniery Świadków. Byłam zaskoczona, ale i ucieszona, że nauczycielka poświęca godzinę wychowawczą mojej osobie, niejako czułam, że mnie wspiera i jest po mojej stronie.

Długo myślałam nad tym wyzwaniem, zgodnie z radami dawanymi na zebraniach, czyli spotkaniach Świadków, chciałam trafić przekazem do słuchaczy. Opracowywałam interesujący wstęp pobudzający do myślenia, tak aby zasiać ziarno „prawdy” w ich młodzieńczych sercach. Przecież takie doświadczenia opisują bracia na łamach Strażnicy, też chcę być odważna i dzielna i jak trzech młodych Hebrajczyków opisanych w Biblii. Nie ulękli się nawet gorącego pieca. Cóż może mi zrobić człowiek. Oj jak bardzo byłam przesiąknięta tym myśleniem. Pamiętam tę dziewczynkę, z własną torebką, z przyborami do głoszenia, w grzecznej spódniczce za kolana. Miałam trzynaście lat, zachowywałam się jak przysłowiowa stara maleńka. Przejęta i taka bardzo serio.

Nadszedł dzień prezentacji. Poszło gładko, rozdałam ponad dwadzieścia broszur, odpowiadałam na pytania, zapamiętałam ten dzień sympatycznie. Być może dlatego, że generalnie byłam lubiana, życzliwa i pomocna jako koleżanka. Poza tym miałam pierwsze wyniki w klasie, a to rodziło pewien szacunek. Zostałam z wychowawczynią sam na sam po lekcji, podziękowała mi, dodając, że ma nadzieję, iż ta wiedza wpłynie na postawy kolegów i przestaną mi dokuczać.

Ja jednak miałam inną misję, byłam nią przejęta, modliłam się o jej powodzenie.
- Mam jeszcze prezent dla Pani – rzekłam
- Oj Martuniu, ale naprawdę nic nie trzeba
- Specjalnie z myślą o Pani wyszukałam to czasopismo – rzekłam wyciągnąwszy Przebudźcie się! z czaszką i wetkniętym w usta papierosem na okładce. Dość dobitnie ukazywało skutki palenia.
Jej mina była bezcenna, ale wyciągnęła rękę.
- Lubię Panią i nie chciałabym, aby Pani umarła na raka, a jest takie zagrożenie, proszę zapoznać się z faktami na stronie trzeciej – powiedziałam
Była wzruszona, widziałam łzy w jej oczach, i w ten sposób się rozstałyśmy.

Miałam poczucie, że wydałam świadectwo, tak zgrabnie dopasowałam temat do rozmówcy, jego potrzeb, tak jak uczyli na zebraniu. Rozpierało mnie uczucie dumy, że wypełniłam swoją misję, może napiszą o mnie w Strażnicy, jako o przykładnej, nieustraszonej młodej osobie.
Może właśnie wtedy mama kupi mi ten wymarzony prezent przewiązany kokardą...
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: lukier w 26 Czerwiec, 2018, 09:36
No i pięknie PiękneStopy. Witaj na forum! Wszyscy potrzebujemy detoxu, poodtruwamy się razem czytając Twoje opowiadania.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 26 Czerwiec, 2018, 09:44
Mimo, że byłam Świadkiem, to nie znam tych uczuć i emocji towarzyszącym w szkole dzieciom - Świadkom. Ja nie wychowywałam się w rodzinie Świadków, więc nie wiem jak to jest być dzieckiem Świadka. Dlatego takie opowieści jak Twoje - Piękne Stopy - rozszerzają moje horyzonty myślenia i uczą empatii. Zatem śmiało pisz!
Ja wiem tylko jak to jest być Świadkiem - nastolatkiem, bo wtedy przyłączyłam się do tej organizacji.

Z drugiej strony myślę, że dla równowagi mogłyby się przydać jakieś opowiadania nie-Świadka (może kiedyś zdecyduję się coś napisać?).

Moim zdaniem główny problem dzieci Świadków niekoniecznie wynika z nieuczestniczenia w poszczególnych obrzędach/zwyczajach (bo są pewnie gdzieś rejony na świecie, gdzie nikt nie zna Mikołaja i żadne dziecko nie płacze z tego powodu że nie dostawało od niego prezentów) - ale główny problem to poczucie bycia ODLUDKIEM, osobą wykluczoną z grupy, dziwakiem z dziwnymi wierzeniami. A problem ten jest uniwersalny na całym świecie.
W Polsce najłatwiej poczuć się odludkiem w klasie właśnie podczas świąt Bożego Narodzenia - wigilia klasowa, podczas świąt Wielkanocnych - śniadanie klasowe, podczas mikołajek, podczas obchodzenia Dnia Niepodległości w szkole itd. itp.

Moje odczucia co do Mikołaja. Mam dwa wspomnienia:

1. Mama wraca wieczorem z pracy i przynosi zapakowany prezent w ozdobną folię, a w nim książka z pięknymi obrazkami, pomarańcze i jakieś cukierki. I mówi, że to od Mikołaja, którego spotkała gdzieś tam na ulicy. Prezent wspaniały, bardzo się ucieszyłam.

2. Mikołajki w klasie. Nie cierpiałam mikołajek w klasie. Totalny koszmar! Dzień rozczarowań.
Losowaliśmy karteczki z imionami kolegów którym mamy kupić prezent. Dwa razy z rzędu (przez 2 lata) wylosowałam tego samego chłopaka - za którym nie przepadałam i nigdy nie wiedziałam co mu kupić. Mnie z kolei też wylosował jakiś chłopak, który również nie miał pomysłu co mi kupić. Niby oficjalnie nie mowiliśmy sobie kto kogo wylosował, ale i tak zawsze ktoś się wygadał.
No więc zawsze następowały trzy rozczarowania:
1) wylosowanie karteczki z osobą, której nie znam, nie lubię, nie mam pomysłu co jej kupić;
2) nietrafiony prezent, który otrzymałam i musiałam udawać, że się cieszę;
3) patrzenie na minę kolegi, który też się nie cieszył i zazdrościł innym prezentu (choć za drugim razem lepiej trafiłam w jego gust i nawet był dość zadowolony).

Piszę o tych mikołajkach, aby niektórym Świadkom nieco "odczarować" ten zwyczaj.
Bo wielu Świadków czuje się bardzo poszkodowanych, uważają, że bardzo dużo stracili (i z pewnością na poziomie emocji związanych z wykluczeniem społecznym tak było). Jednak te wszystkie zwyczaje wcale nie były aż tak magiczne i cudowne jak im się to - patrząc z boku - wydawało. Tutaj bardziej zadziałała dziecięca wyobraźnia niż fakty.

Ja może raz w życiu dostałam od mamy (katoliczki) prezent zapakowany jak prezent (patrz wspomnienie wyżej).
Może ze 2-3 razy w życiu miałam tort urodzinowy, a w innych latach może dostałam jakąś lalkę, a często nawet nie wiedziałam, że mam urodziny.
W mojej rodzinie po prostu wielu rzeczy się nie celebrowało, a też nie było pieniędzy na jakieś imprezy czy prezenty.

Pamiętam jak przyniosłam ze szkoły super świadectwo i nie wiem czy nawet cukierka/cukierka za to dostałam. Podczas gdy moje koleżanki - sąsiadki z drugiego piętra - obie dostały od rodziców w prezencie dwa rowery górskie (i to w czasach, gdy rower górski był marzeniem każdego dziecka).

I jeszcze mi się coś zabawnego przypomniało a propos prezentów i czasem opowiadam to jako anegdotę. Wracam do domu i mówię mamie: "Mamo zdałam maturę z polskiego na 5". Na co mama wyciąga 5 złotych i mówi: "No to masz tu na czekoladę".

Reasumując: Gdy jesteśmy dziećmi uważamy, że cały świat dookoła ma normalne rodziny, wszystkie dzieci dostają normalne prezenty, rodzice innych dzieci nie krzyczą itd. itp., a my jako jedyni mamy złych rodziców i złą religię.
Jednak wymiana doświadczeń pokazuje, że większość dzieci ma jakieś traumy i smutki z dzieciństwa - bo na przykład dziecko miało złe oceny w szkole, bo rodzice byli po rozwodzie, bo dziecko było grube i inni się z niego śmiali - itd.

Bycie Świadkiem w dzieciństwie cholernie utrudnia nawiązanie dobrych relacji z klasą i często trzeba się ukrywać ze swoimi wierzeniami żeby móc się odnaleźć w grupie.
Jednocześnie chcę jednak dodać, że na nasze szczęście bądź nieszczęście w życiu składa się szereg elementów. Religia jest tylko jednym z tych elementów (choć to duży element).
Dla równowagi warto też pomyśleć o DOBRYCH rzeczach, które nas spotkały. Bo jeżeli nie byliśmy wychowankami domu dziecka, ani sierotami, ani ofiarami przemocy fizycznej i seksualnej, to jest szansa, że nasze dzieciństwo było w miarę dobre.
Nie dostaliśmy wszystkiego co byśmy chcieli (może za mało miłości od rodziców, za mało zrozumienia itd.), ale taki los spotkał wiele dzieci (może większość?).

Moje szczęście polegało na tym, że przystępując do Świadków nie miałam poczucia, że cokolwiek tracę.
Urodziny? - hi,hi,hi.. jakie urodziny? U mnie w domu i tak się ich często nie celebrowało.
Mikołaj? - hi,hi... jaki mikołaj? Może ze 3 razy znalazłam prezenty pod poduszką. A później już były tylko mikołajki w szkole - tzn. paczki z cukierkami i czekoladą.

Świąta? - hi, hi, hi.. jakie święta? U mnie święta polegały na tym, że się szło do babci zjeść barszcz z uszkami i pierogi. Z 12 tradycyjnych potraw u nas na stole były może 3 takie potrawy. Przez ponad 20 lat swojego życia nawet nie wiedziałam jak karp smakuje i dopiero spróbowałam go w barze!  ;D
I jeszcze raz podkreślę, że wychowałam się w rodzinie katolickiej.

Ale wiecie... są różne rodziny. Tak samo jak są różne bajki. I nie w każdej bajce do księżniczki przyjeżdża książę na białym koniu!  ;D
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 26 Czerwiec, 2018, 09:53
Dzięki bardzo za odpowiedź.
Nie to jest moim celem, aby żałować tych prezentów, bardziej zrelacjonować to myślenie, atmosferę i jak to wszystko układało sobie w głowie dziecko, czy później nastolatek. Nie chodzi o tą kokardę na niespodziance, tylko o miłość. To wołanie o bezinteresowne pokochanie, zainteresowanie, a nie postrzeganie pociechy tylko przez pryzmat zasadniczego podejścia, praw, reguł, nakazów i zakazów. A tego doświadczyłam, co spowodowało, że miałam duże braki emocjonalne i myślenie 0-1 w dorosłym wieku. Czy albo czarne, albo białe.

Też zastanawiałam się jak odnieść się do tego, co ta religia dobrego mi dała i będzie też o tym, jednak mimo że jestem optymistką pamiętam więcej tych negatywnych emocji. Aczkolwiek nie dźgają mnie one aż tak. Książka ma też pokazać innym, nie-ŚJ jak to jest od środka. Zauważyłam, że ludzi to autentycznie nurtuje.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: gorolik w 26 Czerwiec, 2018, 10:04
I mnie przyszło to do głowy, już napisałem kilkanaście stron. :-)
a to sam początek:
Kiedy się urodziłem w roku 1958, moi rodzice byli już od kilku lat Świadkami Jehowy. Nie pamiętam żeby opowiadali, jak poznali „prawdę”. Kiedy dzisiaj o tym myślę, zaskakuje mnie to. Czasem tylko wspominali, że było to w okresie najbardziej ostrego zakazu. Z mojego dziecięcego punktu widzenia wyglądało to tak, jakby było tak od zawsze. A że było nas siedmioro dzieci, pięcioro starszych i jeden braciszek młodszy ode mnie, to tworzyliśmy automatycznie małą społeczność ‘teokratyczną”. (Obawiam się, że będzie się pojawiać więcej takich określeń związanych z „organizacją” Świadków Jehowy) Poza tym, mieszkaliśmy w małym miasteczku (chociaż widziałem mniejsze), w dodatku na ulicy nieco oddalonej od miasta, gdzie było 14 podwójnych domków w dwóch szeregach, razem 28 rodzin, znowu taka mała społeczność. Dorośli mieli między sobą ograniczone kontakty, czasem przyjazne, czasem mniej przyjazne. Jednak między nami dziećmi nie było większych konfliktów, często bawiliśmy się razem na końcu ulicy, tam był mały placyk, „zakręt”, bo tam mogły zawrócić samochody. A zaraz za placykiem pola, był też stary sad, obok niezagospodarowany ugór, a dwieście metrów dalej las, i „piaskownia”, dosyć szczególne miejsce, nasza dziecięca plaża, kawałek terenu tak na oko 5 metrów szeroki i kilkanaście metrów długi samego czystego piasku, na szczycie wzniesienia. To było miejsce naszych dziecięcych zabaw i na ich kształt i przebieg nie mała wpływu religia naszych, i ich rodziców. Czasem nawet koledzy oglądali obrazki w książce „Od Raju...”, nie miało to jednak żadnego na nich wpływu, ani złego ani dobrego. Było tak, jakby nas dzieci nie obowiązywały skomplikowane reguły wymyślane w świecie dorosłych, co wydaje mi się naturalne, dlatego chyba pan Jezus mówił o powrocie do postawy dzieci. Myślę teraz, że to środowisko kilku kolegów i koleżanek wywarło duży wpływ na mój obecny sposób myślenia i na późniejsze moje życie. W rodzinie od zawsze odstawałem od reszty rodzeństwa, zresztą tak jest do dzisiaj, sporo różnię się w poglądach od moich trzech braci. Wspomniałem, że było nas siedmioro, ja z młodszym bratem, potem dwie siostry, a potem dwóch starszych braci i najstarsza siostra, więc z tymi starszymi miałem już ograniczony kontakt, jak ja szedłem do szkoły to najstarszy brat już kończył szkołę podstawową. Nie tylko w dziecięcych zabawach, ale i w poziomie zaangażowania w „organizacji” była między nami spora różnica poziomu. Starsze rodzeństwo po kolei wyjeżdżało do szkół zawodowych (szkoły średnie były wykluczone, chyba że wieczorowe) a po ich skończeniu natychmiast za pracą na „śląsk”, w moim miasteczku było za mało miejsc pracy dla dorastającej młodzieży, bardzo dużo ludzi wyjeżdżało za pracą. To oczywiście miało wpływ na stosunki rodzinne, ale też było swego rodzaju atrakcją, czy też urozmaiceniem codziennego życia, kiedy taki starszy brat, czy siostra, przyjeżdżali z krótką wizytą do domu. A wyjeżdżali nie tylko za pracą, ale też by wyrwać się z totalnej domowej „teokracji”, bo ta sięgała również do wnętrza rodziny. Skutkowało to ograniczoną więzią rodzinną (to samo zjawisko będzie w skali zboru i „organizacji”), a za tym większą presją na usamodzielnienie się i wydostanie z rodzinnego domu, a często także mniej lub bardziej nagłego wydostania się z „organizacji”, czyli z religii rodziców. Natomiast ja sporo różniłem się od rodzeństwa, nie wiem, czy z powodu charakteru, który bardziej odziedziczyłem po mamie, czy dlatego, że w wolnych chwilach, jeszcze jako nastolatek, sporo czasu spędzałem z nią w kuchni. Kiedy sobie przypomnę, jak śpiewała pieśni „teokratyczne”, gdy była zajęta pracami kuchennymi, łza staje mi w oku. Było w tym coś ciepłego, coś czego nie było w całej reszcie życia rodzinnego. Wywarło to niezatarte wrażenie na mojej osobowości, oczywiście ze inne rzeczy też wywierały na mnie wpływ. Ale jak sięgam pamięcią, to zdarzały się takie sytuacje, z których wyciągałem naukę. Jedno takie zdarzenie było na koloniach letnich, dwa razy jechałem na kolonie nad morze. Miałem wtedy 10 lat, chłopcy jak to chłopcy, czasem bawią się razem, a czasem sobie dokuczają. Był jeden chłopak, który nazywał się Zając, któregoś dnia chłopcy z grupy zaczęli się z niego wyśmiewać: „szarak”, a ja w swojej naiwności przyłączyłem się do tych żartów. Chłopak zaczął się denerwować, potem ganiać tych żartujących sobie z niego, a w końcu dogonił mnie i trochę pobił (niegroźnie), czemu akurat mnie spośród około dziesięciu chłopców?
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 26 Czerwiec, 2018, 10:07
Dzięki bardzo za odpowiedź.
Nie to jest moim celem, aby żałować tych prezentów, bardziej zrelacjonować to myślenie, atmosferę i jak to wszystko układało sobie w głowie dziecko, czy później nastolatek. Nie chodzi o tą kokardę na niespodziance, tylko o miłość. To wołanie o bezinteresowne pokochanie, zainteresowanie, a nie postrzeganie pociechy tylko przez pryzmat zasadniczego podejścia, praw, reguł, nakazów i zakazów. A tego doświadczyłam, co spowodowało, że miałam duże braki emocjonalne i myślenie 0-1 w dorosłym wieku.

Też zastanawiałam się jak odnieść się do tego, co ta religia dobrego mi dała i będzie też o tym, jednak mimo że jestem optymistką pamiętam więcej tych negatywnych emocji. Aczkolwiek nie dźgają mnie one aż tak. Książka ma też pokazać innym, nie-ŚJ jak to jest od środka. Zauważyłam, że ludzi to autentycznie nurtuje.

Piękne Stopy ja popieram Twój pomysł, aby opisać swoje uczucia!
Jakiś czas temu czytałam fragment zwierzeń osoby, której rodzice byli w jakiejś rodzinie protestanckiej (zapomniałam w którym odłamie) i miała one podobne odczucia do tych, które mają dzieci Świadków.

Co do mojego dzieciństwa, to u mnie z kolei było odwrotnie (druga skrajność) - zamiast nadmiernej kontroli i nakazów/zakazów był brak kontroli i brak zainteresowania - i też brak wylewnych uczuć. Mówiąc w skrócie musiałam sama siebie wychowywać i sama załatwiać swoje sprawy. Jestem zapewne z tego powodu wybrakowana emocjonalnie. Z drugiej strony jestem osobą bardzo samodzielną, która potrafi załatwić prawie każdą sprawę i świetnie odnajduje się w zadaniach typu: wyzwanie.
A moje dzieciństwo - i te utracone w nim rzeczy - przeżywam drugi raz dopiero teraz, gdy bawię się ze swoim dzieckiem i robię z nim to, czego nie robili ze mną moi rodzice (pracujący od świtu do nocy). Czasem kupuję dziecku zabawki, ale w rozsądnej ilości. I na szczęście ono się tych zabawek nie domaga. Najważniejszy jest wspólnie spędzony czas.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 28 Czerwiec, 2018, 09:49
Myślicie, że sprzedam 333 szt. książki? Tyle potrzeba, aby zwróciły się koszty i bym wyszła na 0. Cena okładkowa 39,90, sprzedaż tylko on-line.

No to jedziem dalej...

SPODNIE

Kobiety w religii Świadków Jehowy funkcjonują na innych prawach i zasadach. Mówi się, że głową żony jest mąż, on decyduje, a żona jest mu podporządkowana. Przyjęte jest, że siostry powinny ubierać się skromnie i typowo po kobiecemu, a więc nosić spódnice, czy też sukienki. Spodnie są zabronione, jeśli chodzi o Sale Królestwa, miejsce odbywania się zebrań Świadków.
Kobiety nie powinny też w żaden sposób podkreślać swoich walorów fizycznych, zatem dekolty, krótsze spódnice np. ponad kolano są bardzo źle widziane. Podobnie rzecz ma się z kwestią zarządzania, kobiety nie mogą pełnić żadnych przywilejów, czyli piastować funkcji w organizacji. Przedstawiane są jako dobre żony i matki, potulne, oddane, poświęcające się. Robienie kariery świeckiej, zarabianie pieniędzy nie powinno być ich domeną.
Niestety długie lata nie widziałam w tym niczego dziwnego, że ktoś mi coś narzuca, ingeruje w moją wolność jako jednostki. Zaskoczyło mnie to na dobre, gdy będąc po trzydziestce przyszłam porozmawiać ze starszym, zapytał „a gdzie Twój mąż?”. Tak jakbym nie mogła sama o sobie stanowić, była wybrakowanym ogniwem.

Będąc u kresu podstawówki uczęszczałam na korepetycje do zaprzyjaźnionej polonistki. Niestety nauczycielka, którą miałam w swojej szkole była tuż przed emeryturą i nie nadążała za zmieniającym się programem. Powiedziałam mamie, że dziś mam lekcje dodatkową i nie będę na zebraniu.
- To nie dostaniesz jedzenia – odparła mama
- No ale jak to? – zapytałam
- Nie samym chlebem człowiek żyje, ale każdą wypowiedzią która pochodzi od Boga – odparła
- Mamo, ale Pani Ela nie może w inny dzień, próbowałam przełożyć
- Trudno, najwyżej się spóźnisz, ale skorzystaj z pokarmu duchowego – mama była nieugięta

Tuż po szkole pobiegłam do mojej korepetytorki, a potem długo się wahałam, czy iść do Sali Królestwa, gdyż zebranie zaczęło się pół godziny wcześniej, a po drugie byłam w spodniach. To nie było umyślne z mojej strony, po prostu do szkoły wolałam chodzić w dżinsach czy też legginsach, z czystej, praktycznej wygody. Jednak w porannym ferworze zapomniałam o wieczornym zebraniu. Poszłam, głównie z powodu groźby mamy, a ku mojemu zdziwieniu nie zobaczyłam na Sali swojej rodziny. Byłam zła, rozczarowana i jednocześnie zawstydzona z powodu spodni.
Czułam, że dałam z siebie wszystko, aby się stawić, mimo zmęczenia, a oni mnie zawiedli. Po spotkaniu brat starszy zwrócił mi uwagę, że spodnie nie są stosownym ubiorem w miejscu, gdzie wychwala się Pana, gdyż w ten sposób podszywam się pod mężczyznę.
Rozpłakałam się, właściwie płakałam całą drogę do domu. Było zimno i ciemno, czułam się okrutnie samotna. Zastanawiałam się czym jest sprawiedliwość, czy to wszystko ma sens. Co ze mną jest nie tak, że nie widzę i nie czuję tego, o czym słuchałam przez dwie godziny. Gdzie jest miłość i życzliwość braterska?
W nagrodę mogłam zjeść kolację. Mama naprawdę była zaskoczona, że jednak byłam na Sali. Zapytałam, czemu ona nie przyszła. Powiedziała, że jak będę miała własne dzieci to zrozumiem.
A więc do dziś nie rozumiem.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 28 Czerwiec, 2018, 09:57
Cytuj
Myślicie, że sprzedam 333 szt. książki? Tyle potrzeba, aby zwróciły się koszty i bym wyszła na 0. Cena okładkowa 39,90, sprzedaż tylko on-line.
Ja zawsze opierałem się na darczyńcach, więc nie miałem noża na gardle, że mi się nie zwróci, bo nic mi się zwracać nie musiało.
Nigdy nie myślałem, że mam coś zarobić.
Zawsze wręcz przeciwnie cieszyłem się, że nakład nie jest wyprzedany, że dłużej będzie dla ludzi dostępny.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: DeepPinkTool w 28 Czerwiec, 2018, 10:33
...
SPODNIE

Kobiety w religii Świadków Jehowy funkcjonują na innych prawach i zasadach...
... przyszłam porozmawiać ze starszym, zapytał „a gdzie Twój mąż?”. Tak jakbym nie mogła sama o sobie stanowić, była wybrakowanym ogniwem.
...
Powiedziałam mamie, że dziś mam lekcje dodatkową i nie będę na zebraniu.
- To nie dostaniesz jedzenia – odparła mama
...
Po spotkaniu brat starszy zwrócił mi uwagę, że spodnie nie są stosownym ubiorem w miejscu, gdzie wychwala się Pana, gdyż w ten sposób podszywam się pod mężczyznę.
Rozpłakałam się, właściwie płakałam całą drogę do domu...
A więc do dziś nie rozumiem.

Świetne. Chciałbym umieć pisać tak jak Ty  :). Super przedstawione ludzkie doktryny. Ta wyższość i kastowość jaką przejawiał biblijny Jezus, pytając każdą niewiastę z którą miał styczność o jej męża. Ta troska kochających świadkowskich rodziców zachęcających szantażem aby dziecko koniecznie pokazało się na zebraniu. No i te zabobony że lepiej w sutannie lub faryzejskim płaszczu z frędzlami niż w spodniach. Wszystko to tak dalekie od cielesności w tej przepełnionej duchem organizacji  ;)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 28 Czerwiec, 2018, 11:22
I jeszcze coś z McDonalds :)

FRYTKI

- Daj frytkę! – krzyczy do mnie koleżanka z sąsiedniego domu, gdy biegamy razem po podwórku
- Nie, bo Ty mnie nigdy nie częstujesz! – odpieram
- A Pan Jezus kazał się dzielić – mówi z satysfakcją, patrząc mi w oczy
Wyciągam do niej rękę z rożkiem pełnym ziemniaczanych smakołyków. Bierze pełną garść. Czuje się źle z tym, jakbym dała się podejść, nabrać, a ona przechytrzyła mnie, wykorzystała. Ale co zrobić, że tak reaguję na imię Jezus.

Z tym dzieleniem to tak jest u Świadków, zwykle jednostronnie. Będąc najstarszą z rodzeństwa niestety wciąż słyszałam, że mam oddać, podzielić się, być tą mądrzejszą. Powinnam zajmować się rodzeństwem, dawać im dobry przykład, to ode mnie wymagano najwięcej. I wciąż uważałam, że nie spełniam oczekiwań i stąd mama jest zmęczona, ma rozgoryczony wyraz twarzy, a tato w ogóle mnie nie zauważa, poza tym sporo pije i wtedy jest albo przesadnie serdeczny, albo agresywny.
Tato był w ogóle antyprzykładem dzielenia, co wzbudzało we mnie gniew i żal. Przywoził sobie kurczaka z rożna, zjadał sam prawie całego na stole w kuchni, a nam, dzieciakom zostawiał kości do obgryzienia. Była to manifestacja siły i jego znamienitości, sam zresztą przytaczał przysłowie: „co wojewodzie, to nie tobie smrodzie”. Wtedy miał wpływ, jako jedyny żywiciel rodziny był Panem i władcą. Mama, ale też babcia, czy ciocia, wszystkie będące Świadkami, gdy podawałam kontrargument „a tato się nie dzieli”, mówiły, że on nie jest Świadkiem Jehowy i dlatego postępuje źle. Nie jest żadnym przykładem. Ale Bóg go za to ukarze, zginie w Armagedonie. Jako dziecko nie mogłam się tego doczekać.

Sam nie praktykował żadnej religii, ale my mieliśmy wyrosnąć na przykładnych Świadków, to było jego polecenie. Jego rodzice byli Świadkami, jednak on nigdy się nie ochrzcił. Tym samym zyskał łatkę „sympatyka prawdy”, osoby tzw. zainteresowanej. Czasami wybierał się w niedzielę na zebranie, chociażby z powodu, by pochwalić się nowym zegarkiem. Już wtedy wydawało mi się to żenujące. Siadał z przodu i ostentacyjnie podwijał rękaw, następnie zakładał ręce, aby czasomierz był lepiej widoczny.

Nie znosiłam, jak bracia skakali wokół niego, jak go chwalili jakim jest wspaniałym mężem, jak dba o liczną rodzinę. Jemu to schlebiało, a oni mieli w tym ukryty cel, aby go pozyskać. Nie rozumiałam tego zupełnie jako dziecko. Przecież on pojawia się raz w miesiącu, ja jestem na każdym zebraniu, a to jego tak serdecznie witają, co sprawia, że jest aż tak wyjątkowy?

Uprawiał sport zwany krytykanctwem, miałby czarny pas w hejcie, gdyby tylko ogarniał Internet. Co mówił? A że ta się postarzała, a że krzywo łazienkę zrobili na Sali, ale tak to jest, jak biorą się za fachową robotę gamonie z przypadku,. Miał na myśli Komitety Budowlane, które formują Świadkowie z ochotników, którzy za darmo uczestniczą w budowach i remontach na potrzeby organizacji. Sam jest majstem, złotą rączką, oczywiście idealnym we własnych oczach.

Smażył nam frytki czasami, ale dzielił się dopiero drugą partią, pierwsze wysmażone smakołyki były zawsze jego.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 28 Czerwiec, 2018, 16:56
Witaj-PIĘKNESTOPY

Miło poznać Osobę z tak  interesującą, bogatą twórczością.

Kiedy czytasz Forum wiele osób zwierza się z swoich ongiś związanych przeżyć z (Ww), które są bardzo tragiczne i smutne a nawet traumatyczne wielu przypadkach, przez jaki koszmar musiały przejść aby ponownie stanąć i żyć prawdziwą rzeczywistością, którą odebrała (Ww).

Co opisujesz z osobistych przeżyć (tak to odczuwam) na łamach Forum wcale się nie mylisz w tej ludzkiej tragedii, trafiasz w samo sedno, bo taka jest okrutna  prawdziwa rzeczywistość sekty(Ww).
Wielu z Nas jest zimna, oziębła, bez jakichkolwiek uczuć, bez usprawiedliwienia czy  prawa  łaski ..., co uczyniła nie tylko Nam ex Świadkom a przede wszystkim niewinnym dzieciom, które nie mają żadnego głosu z doznanej krzywdy przez ludzi potworów (Ww) mieniąc się, iż są naśladowcami ale kogo - Jezusa?... nie samego diabła (co za ohyda i obrzydliwość)   
 
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Ruda woda w 13 Lipiec, 2018, 17:35
witaj PiekneStopy
ja też od kołyski w "prawdzie". wyssane z mlekiem - tfuu - "matki" - tfuuuuuu mocne słowo. zazdroszczę takiej pamięci i wspomnień. ja ostatnio tez myślę o spisaniu swoich wspomnień...  czyli jak prawie 39 lat w org-u zmarnowało mi najlepsze lata życia.  niestety moja pamięć nie zapisała wielu wspomnień  :-[ i chyba muszę się przebadać żeby dojść czemu działa dość mocno wybiórczo, choć z drugiej strony jak dłużej podumam to się przypomina. boję się, że częściowo to może być wyparcie niestety

to co siedzi w głowie będzie siedzieć bardzo długo. i długo się człowiek z tego leczy. ja mam dość silne cechy przywódcze do tego wyjątkowo silną osobowość... zawsze byłam wybierana przewodniczącą klasy, a na studiach starostą... ale ciiiii. nikt miał nie wiedzieć. i zawsze wszystko się we mnie kłóciło i gotowało ale i tak stawiałam na swoim ukrywając prawdę. teraz czuję się niby wolna, silna, wyzwolona. ale gdzieś w głowie głupi pieprzony org siedzi i rypie młoteczkiem... ech

 
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: BetMen w 13 Lipiec, 2018, 17:52
Tego nie da się tak łatwo wyprzeć z umysłu...
Może zaangażowanie w tzw. karierę świecką pomoże?
Dobra praca,znajomi,a może studia czyli to przed czym ostrzega Strażnica!
Życzę wytrwałości  ;)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: ogórek kiszony w 13 Lipiec, 2018, 23:31
Kurde (sorry, ale nawet wypadało by mocniej tu za ku.. no wiadomo co), ale to mocne. Znów poczułem ten świat.
Pobudka, to tylko zły sen...ufff...
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 16 Lipiec, 2018, 20:50
A tak zaczynam swoją historię...

POD GRZYBKIEM

Gdy sięgam pamięcią wstecz to moje pierwsze wspomnienie związane ze Świadkami. Pokazuje jak głęboko sięgają macki tej organizacji, jak mogą kształtować umysł nieświadomego, niewinnego kilkuletniego dziecka. Gdy miałam kilka lat byłam związana z dziadkiem, to on ukształtował w dużej mierze mój rozwój. Nauczył pierwszych literek, jazdy na rowerze, tabliczki mnożenia, a przede wszystkim opowiadania bajek, poświęcał mi czas i uwagę, cenił moją dziecięcą ciekawość i otwartość. Babcia ze strony mamy od czasów właściwie powojennych była „w prawdzie”, jak to określają Świadkowie Jehowy jedyną ich zdaniem prawdziwą, oczywiście własną religię. Wierzeniami podzieliła się z nią kuzynka, co jest powszechne u Świadków, których zachęca się do głoszenia dobrej nowiny, począwszy od domowników. Babci zawdzięczam charakter, niesamowity optymizm i hart ducha. To niezwykła kobieta, która do dziś rozśmiesza, myślę, że jak na Świadka jest wyjątkowo liberalna, co nie jest często spotykane u ciotek w jej wieku.

Dziadek zaangażował się później, głównie z obawy przed oceną rodziny i otoczenia. Do dziś babcia opowiada, że jeździła rowerem na zebrania, czyli cotygodniowe spotkania religijne Świadków Jehowy, a dziadek wyruszał kilkanaście minut po niej, głównie z obawy przed ośmieszeniem przed kolegami, którzy mogliby skwitować, że „baby się posłuchał i wyparł religii ojców”.

Mogłam mieć wtedy cztery lub pięć lat. Uwielbiałam bajdurzyć, do czego zachęcał mnie dziadek zadając pytania, pobudzając umysł. Pozwalało mi to podlewać moją krainę wyobraźni. Na podwórku mieliśmy huśtawkę, która dla mnie stawała się samolotem. Wtedy działy się różne dziwy, prosiłam dziadka by popilnował mi misia, bo mam zaraz lot, a wracam dopiero za dwa dni. Przekazywałam szczegółowe wytyczne jak karmić podopiecznego i jak nim się opiekować podczas mojej nieobecności. Dopiero wówczas dziadek mógł huśtać mnie wyżej i wyżej, aż do chmur.
Tego dnia wieczorem usłyszałam pytanie:
- Martusiu, a kim chciałabyś zostać jak będziesz dorosła?
- Pionierką – odparłam bez wahania
- I co będziesz wtedy robić?
- Będę cały dzień głosić ludziom jeżdżąc na rowerze, albo na motorze! Będę jeździła na nim razem z Joelem, bo on będzie moim mężem – tak właśnie myślałam o równolatku ze zboru
- Oj to piękne plany – rzekł dziadek z rozrzewnieniem, dumny z pociechy
- I będziemy jeść kanapki i jajka w lesie na takich stolikach drewnianych pod grzybkiem, żeby deszcz nas nie zmoczył – dodałam

Wtedy już moje myśli krążyły wokół tych torów, jako kilkuletnie dziecko nie wyobrażałam sobie innego życia. Choć kryła się za tym prozaiczna tęsknota za piknikiem, na który nigdy nie zabrali mnie rodzice. Ale dzieci Świadków Jehowy wiedzą już od najmłodszych lat, że są prawidłowe odpowiedzi, za które można zdobyć nagrody i zasłużyć na uznanie. W latach osiemdziesiątych dostałam trudno dostępną w tym czasie pomarańczę za to, że tak pięknie śpiewam pieśni na zebraniu.
Przez wiele późniejszych lat tym mechanizmem próbowałam sobie zasłużyć na aprobatę rodziny, na miłość, która z natury jest bezinteresowna.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 01 Sierpień, 2018, 20:57
Wiecie, zwątpiłam i nie pisałam dalej, myśląc, że może to jest za mało dramatyczne, ale jednak stwierdzam, że każdy głos się liczy.
Jestem w połowie, pracuję już nad okładką, którą niebawem Wam zaprezentuję :) Dalej utrzymuję formę krótkich relacji. Jak zawsze leci do Was rozdział.

HIGIENISTKA
Tego dnia było szczególnie wesoło w klasie, gdyż mieliśmy mieć pogadankę, osobno chłopcy i dziewczęta. Oczywiście domyślaliśmy się, że będzie dotyczyć TYCH spraw. Chłopcy malowali siusiaki na ławkach, a dziewczynki udawały, że nic nie wiedzą, temat nie istnieje.
W tych kwestiach, tzn. własnej anatomii i fizjologii mama nie zadbała o moją edukację. Jednak należy zwrócić honor Świadkom, że od wielu lat wydawali publikacje z dedykacją dla młodych.
Wyjaśniali całkiem przyzwoicie aspekty dojrzewania i zmian jakie zachodzą w ciałach nastolatków.
Oczywiście jak prawie każda religia potępiali masturbację i seks pozamałżeński, jednak odnośnie higieny byli postępowi. Z uwagą przestudiowałam fragmenty mówiące o miesiączce i czekałam na swój wielki dzień.
Po pogadance higienistka rozdała nam zestawy startowe, które składały się z podpasek i tamponów. Okazało się, że zabrakło 3 pakietów i trzeba było je donieść.
Higienistka zapytała:
- Marta, pomożesz mi? Pójdziesz ze mną do gabinetu?
Poszłam za nią w milczeniu.
 - Jak się miewa Twoja mama?
Nie odezwałam się ani słowem.
- Coś się stało? – zapytała zaniepokojona
Tym razem już mnie zirytowała. Przecież powinna wiedzieć, jak w ogóle śmie pytać.
Dziwna jest, ale w sumie może już zapomniała.

- Nie mogę z Panią rozmawiać, bo Pani jest wykluczona! – powiedziałam rozzłoszczona, że przerwała moje postanowienie trwania w ciszy

Higienistka należała do zboru Świadków, ale została z niego wykluczona. Innymi słowy przestała być Świadkiem. Czy to na własne życzenie, czy z powodu złamania zasad, efekt jest ten sam. Do takich osób nie można się odzywać, tak naucza ta religia. Nie można nawet się przywitać. Taki człowiek ma być jak obcy. Świadkowie stosują ostracyzm w czystej postaci, nie omijają także domowników, najbliższych. Dlaczego to robią? Ponoć dla dobra tej osoby, aby zatęskniła za „prawdziwym wielbieniem”, ocknęła się i wróciła do Świadków. A tak prozaicznie to często trudne wybory między mieć a nie mieć rodziny, nie mające nic wspólnego z wiarą. Smycz, która trzyma.

I ta dziewczynka trzynastoletnia tak to rozumiała, chciała dobrze, być wierna zasadom, które jej wpajano. A że jest to kuriozalne? Nikt się tym nie przejmuje.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 01 Sierpień, 2018, 22:25
A co odpowiedziała pani higienistka? Jakoś zareagowała?
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 01 Sierpień, 2018, 22:30
Nic, tylko westchnęła.
Później jej unikałam.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 01 Sierpień, 2018, 23:09
Nic, tylko westchnęła.
Później jej unikałam.

Inna zagwozdka... i to całkiem prawdopodobna.
Gdyby to nie była higienistka, a Twoja wychowawczyni w klasie? Co wtedy?
Czy rodzice chcieliby Cię z jej powodu przenieść do innej klasy?
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 25 Sierpień, 2018, 22:34
Moi drodzy, książka jest na ukończeniu :)
A tu dla Was dłuższy rozdział.


OŚRODEK
Ośrodek pionierski to takie kolonie dla młodzieży, z tym że jeśli się na niego wybierasz to czeka Cię niezła orka. Po pierwsze przeznaczony dla pionierów, czyli spodziewaj się codziennego, kilkugodzinnego głoszenia, najczęściej na obszarach wiejskich. Po drugie organizowany na terenach tzw. z potrzebami, czyli w okolicach, gdzie jest mniej Świadków i samodzielnie nie wyrabiają się z głoszeniem w swoim regionie. I po trzecie to nie SPA, ale iście spartańskie warunki, godne prawdziwego ascety.

Na tego typu zgrupowanie wyjeżdżało się w okresie wakacji. Najpierw musiał być gospodarz, który zapewniał kwaterę, zwykle była to chata wiejska bez wygód. Ośrodkowi przewodniczył starszy zboru, który czuwał nad nienagannym zachowaniem uczestników. Obóz trwał około dwa tygodnie, czasami podczas wakacji zaliczałam nawet trzy tego typu zjazdy w różnych częściach Polski. Nigdy nie wiedzieliśmy, co zastaniemy na miejscu, aczkolwiek wtedy nam to nie przeszkadzało.

Przyjeżdżamy na wskazane miejsce, po 5 godzinach podróży i przemierzeniu 300 km pojawiamy się grupą 12 osób pod wskazanym adresem. Ładny dom z sadem, aczkolwiek nadgryziony zębem czasu. Wychodzi starsza kobieta, za nią szczeka pies.
- O już jesteście, no właśnie myślałam, że później przyjedziecie, ale chyba brat Maciej wam nie zdążył przekazać informacji – niezręcznie tłumaczy się przez płot
- Bo właśnie przyjechała do mnie rodzina z Niemiec i nie mogę Was przyjąć w domu, ale nic się nie martwcie, znajdę rozwiązanie, przecież nie zostawię na pastwę losu braci kochanych – zabrzmiało to nienaturalnie
- Zakwateruje Was na działce, mam taki domek, to niedaleko stąd
Cóż mieliśmy zrobić, ruszyliśmy żwawo. Działka bez prądu, na szczęście z bieżącą wodą i z wychodkiem. Udało się załatwić butlę gazową. Dziękujemy Bogu w modlitwie przy kolacji za gościnność siostry.
Ale zaraz pojawia się kwestia spania. No bo w altanie jest na dole jedno pomieszczenie i na górze drugie, oba otwarte. Dół zajęty przez nasze rzeczy, przybory do gotowania, żywność, ubrania.
Brat prowadzący, młody wiekiem, żonaty zarządza:
- Śpimy wszyscy obok siebie, u góry
- Uuu – bracia westchnęli z nadzieją
- Od okna Panie, aż do mojej żony, potem ja, a po mojej prawej Panowie - kontynuuje dumny z pomysłu, który wybawił go z niezręczności
I tak też spaliśmy, w totalnym ścisku w  dwanaście osób w dusznej altanie. Ale nie to było najgorsze. Następnego dnia rano, o 9:00 należało być gotowym w pełnym rynsztunku, elegancko, by godnie reprezentować imię Jehowy. Siostry w spódniczkach i bluzkach, a bracia w spodniach od garnituru i koszulach. Ale jakoś dawaliśmy radę.
Służba od domu do domu w warunkach wiejskich nie była tak uciążliwa jak w dużych miastach. Tutaj ludzie byli bardziej gościnni, często lubili podyskutować, może też i dlatego, że Świadkowie odwiedzali ich rzadko. Zapraszali na kompot, czy na owoce, czasem nawet na obiad zdumieni, że młodzi ludzie, przyzwoicie ubrani, chodzą i mówią o Bogu zachęcając do czytania Biblii.
Oswoiliśmy altanę, rozgościliśmy się w niej na dobre. Niestety po tygodniu musieliśmy ją opuścić, gdyż padały lipcowe deszcze i wylał strumień płynący obok. Brodziliśmy po kostki przy ostatnim śniadaniu, oczywiście przy akompaniamencie obowiązkowego tekstu dziennego.

***
Następny ośrodek, który pamiętam wydarzył się w górach. Starsza siostra przyjęła nas pod swój skromny dach, na co dzień prowadziła agroturystykę, ale w tym czasie nie przyjmowała letników oddając swoje mienie sprawom Królestwa, jak zwykli mawiać Świadkowie.
Już wyjeżdżając czułam się dziwnie, gdy stojąc w kółku odmawialiśmy modlitwę w ruchliwym, publicznym miejscu wielkiego miasta. Po przyjeździe brat starszy, nasz prowadzący, zarządził, że Panie śpią w pokojach, a Panowie w namiotach. To miało zmniejszyć ryzyko wymknięcia się żądz spod kontroli. Tak, ta ciągła obsesja, że ktoś kogoś zaraz, publicznie przeleci jest dość specyficzna, ale tak to już jest u Świadków. Dmuchać na zimne.
Pewnego dnia, po służbie siedzieliśmy z Nikodemem na tapczanie i oglądaliśmy jakiś album, oczywiście w pokoju znajdowało się jeszcze kilka osób, żadnej tam intymności. Nasz prowadzący wszedł, a jego mina wyraziła głęboką dezaprobatę.

- Nikodem zejdź, nie jesteście małżeństwem, żeby przebywać razem tak blisko i to na jednym łóżku – wydał polecenie
Mój kolega niezwłocznie opuścił pomieszczenie, a my potem nazywaliśmy brata gestapowcem, w ramach cichego buntu. Chłopaki zapraszali nas do swoich namiotów, przykładowo by pograć w kości, ale potem dopadała ich taka paranoja, że sprawdzali, czy nie zostawiamy przypadkiem swoich długich włosów u nich na karimatach, żeby SS nie wyczaił i nie było draki.
Ten wieczór miał być jednak inny. Zielona noc. Szykowałyśmy mały poczęstunek, chłopcy rozpalili ognisko. Oczywiście zaczęliśmy od śpiewania pieśni ze śpiewnika Świadków, jednak zmieniliśmy repertuar, gdy tylko prowadzący udał się w objęcia Morfeusza. Koleżanka z pokoju kupiła mimochodem wiśniówkę podczas przerwy w służbie. Nie wiem jak jej się udało zachować ten fakt dla siebie.
Świadkowie piją alkohol, nie palą jednak papierosów. Za ten czyn można zostać wykluczonym. Podobnie rzecz ma się z narkotykami. Ban. Odwołują się tu do świętości życia i do niekalania ciała, zalecanego przez apostoła Pawła pierwszym chrześcijanom. Alkohol jest tym niechlubnym wyjątkiem, z którym wielu ma problemy. Mój wujek, szwagier taty został wykluczony za pijaństwo, tak że nie mógł być obecny na weselu własnej córki. Co ciekawe, jeśli pionier, czy starszy uda się na przyjęcie, gdzie znajduje się osoba wykluczona, automatycznie traci swój przywilej. Przezorni zwykle dopytują.
Wołamy chłopaków na kieliszeczek. Przychodzi dwóch z pięciu, reszta się obawia. Wychodzę do nich, pytam Nikodema o co chodzi.
- Nie chcę mieć kłopotów – odpowiada szeptem
- Wiesz, że ubiegam się o przywilej sługi pomocniczego, a to mogłoby mi zaszkodzić. I tak mają na mnie oko, bo nie mam ojca – tłumaczy się
- Ale jesteś cykor – dziwie mu się
- Jesteś siostrą, to tego nie zrozumiesz, nic nie tracisz w razie czego
Z namiotu wynurza się Adam, nasz ośrodkowy sztywniak.
- Czego ona chce? Chodź spać, już późno – namawia kolegę
- Już idę, rozmawiamy tylko – asekuruje się Nikodem
Impreza się nie udała. Wiśniówka wróciła z nami do domu. Za to Nikodem po ośrodku został mianowany na sługę pomocniczego.
To jest jak awans, pierwszy szczebel na drabinie hierarchii zborowej, później zostaje się starszym, a wyżej jest już nadzorca podróżujący. Dla mężczyzn jest to ważne, zwłaszcza jak są zaangażowani i świadomie „dla Pana” rezygnują z wykształcenia i ścieżki kariery.
Chyba, że kobiety staną na drodze do upragnionego awansu. Dla przykładu zaręczonego zwykle się nie mianuje, starsi czekają, czy wytrwa w czystości do ślubu i czy potem będzie dobrze przewodził w rodzinie. Panowie zwykle to kalkulują na zimno.

***

Adam wpada w panikę. Dyszy, przewraca oczami. Staram się go uspokoić.
- Będziemy mieć komitet, zobaczysz wywalą nas – mówi przerażony
Komitet sądowniczy to organ Świadków uprawniony do wydawania wyroków. Złożony z trzech starszych, którzy rozpatrują, gdy jakiś grzesznik popełnił błąd. Co ciekawe takie sformułowanie nie występuje w Biblii, jest to własne narzędzie do trzymania owieczek w ryzach. Komitet decyduje, czy osoba ma zostać wykluczona, czy okazała skruchę i może pozostać w organizacji. Nierzadko podczas nich dochodzi do zadawania wielu intymnych, odzierających z godności pytań, a także do konfrontacji sprawcy z ofiarą. Przykładowo inaczej oceniane jest jednorazowe wykroczenie pod wpływem emocji, choćby seks przedmałżeński, a odmiennie uporczywe trwanie w grzechu z pełną świadomością.
Na dworze lipcowy skwar, a my z Adamem zabłądziliśmy w górach. Prowadzący wyznaczył nas jako parę do głoszenia i podał przydział, oddaloną sporo kilometrów wioskę. Poruszaliśmy się rowerami, przez pagórki, a było już sporo po wyznaczonym czasie na powrót. Właściwie było już po obiedzie.
- Na pewno pomyśli, że udaliśmy się gdzieś na schadzkę – Adam jest bliski płaczu
- Spokojnie, wytłumaczymy, że pomyliliśmy drogę. Biorę to na siebie – staram się zdjąć z niego strach
Docieramy do małej wioski. Zatrzymujemy się pod sklepem, który pamięta lata osiemdziesiąte. Oboje jesteśmy wykończeni i spragnieni.
- Mam tylko dwa złote – mówię do Adama
- Ja chyba jakieś grosze, może pięćdziesiąt
Wchodzę do sklepu, kupuje dużą butelkę niegazowanej. Proszę o zimną z lodówki. Natychmiast odkręcam i łapczywie pije. Wychodząc wręczam wodę Adamowi.
Ten ogląda butelkę i stwierdza:
- Nie mogę się napić po Tobie
- Dlaczego? Nie mam żadnej choroby, nie bój się głuptasie – śmieje się z niego
- Bo to tak, to tak… jakbyśmy się całowali, miałbym nieczyste sumienie – stęka Adam spuszczając wzrok
- Phi – jestem w szoku, że Sztywniak o tym pomyślał i wyartykułował
W końcu jednak wyciera butelkę o rękaw koszuli, dokładnie ją szoruje przy wylocie i ostatecznie pije.
Wracamy późno, przed zmrokiem. To nie były jeszcze czasy telefonów komórkowych, wczesne lata dwutysięczne. O dziwo nie dostajemy żadnej nagany, raczej wszyscy martwili się o nas.
Po kolacji mówię koleżankom z pokoju, że całowałam się z Adamem.
- Uuu, opowiadaj – piszczą przejęte
- Przez butelkę… dodaję i zasypiam
Adam nigdy nie miał żadnej dziewczyny, choć kilka na niego polowało. Ta jego niedostępność była pociągająca. Ale jego pragnieniem była służba w domu Betel, czyli w Biurze Oddziału, które to kieruje działalnością organizacji w danym kraju. To z tego miejsca zarządza się, wydaje dyspozycje, instrukcje, literaturę, to tam do działu prawnego Świadkowie mają zalecone zgłaszać pedofilów, zamiast na policję.
Aby się dostać do Betel Sztywniak skończył dobre studia na politechnice, oczywiście ku chwale Pana, nie dla kariery. Dopiął swego.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: ewa11 w 25 Sierpień, 2018, 23:43
Cytuj
Aby się dostać do Betel Sztywniak skończył dobre studia na politechnice, oczywiście ku chwale Pana, nie dla kariery. Dopiął swego.
Ciekawe, ile koleżanek z roku przeleciał w międzyczasie. Ja tam nie wierzę w zdrowych dwudziestokilkulatków - prawiczków.

A książkę kupię na pewno, jak się ukaże.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 25 Sierpień, 2018, 23:51
Ja tam nie wierzę w zdrowych dwudziestokilkulatków - prawiczków.
a skąd pewność że Adam z powyższego opowiadania był zdrowy?

Ja znałem kilku pionierów z daleko posuniętą nerwicą eklezjogenną. Jeden z nich wprost przyznał mi się że mu "aparatura nie działa", co (już na własną rękę) mogę powiązać z nadprzeciętnie częstym (10x średnia zborowa) używaniem słowa "armagedon"
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: ewa11 w 25 Sierpień, 2018, 23:55
a skąd pewność że Adam z powyższego opowiadania był zdrowy?

Ja znałem kilku pionierów z daleko posuniętą nerwicą eklezjogenną. Jeden z nich wprost przyznał mi się że mu "aparatura nie działa", co (już na własną rękę) mogę powiązać z nadprzeciętnie częstym (10x średnia zborowa) używaniem słowa "armagedon"
No fakt, pewności nie ma.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: zaocznie wywalony w 26 Sierpień, 2018, 11:03
Ciekawe, ile koleżanek z roku przeleciał w międzyczasie. Ja tam nie wierzę w zdrowych dwudziestokilkulatków - prawiczków.
...
Nie zapominaj że ta sekta tworzy ludzi "chorych" pod względem psychicznym i emocjonalnym.
I z bardzo dziwnym podejściem do relacji międzypłciowych.
Znałem takich młodych, dla których czymś niedopuszczalnym był wspólny przejazd samochodem, jeśli mieliby jechać tylko we dwoje (w środku dnia, zaledwie kilka kilometrów), czy wyruszenie pieszo, jedynie we dwójkę na teren wiejski, bo na pewnym odcinku droga prowadziła przez zalesiony wąwóz.
I tak, w obu przypadkach problem mieli bracia, nie siostry.
Niestety, dużo złego robi tu propaganda "strasznicy" i erotomanów "strasznych z boru".
Sam miałem rozmowę (w założeniu korygującą, skończyło się na wyśmianiu przeze mnie) gdy na ognisku zborowym, w biały dzień, podwiozłem siostrę do sklepu - niedaleko, przez wieś, na prośbę mojej żony, która została o to poproszona, a po prostu nie chciało się jej jechać.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Ekskluzywna Inkluzywność w 27 Sierpień, 2018, 23:28
Ja tam nie wierzę w zdrowych dwudziestokilkulatków - prawiczków.

Nie wierzysz, że w epoce mediów społecznościowych i braku parcia na stałe związki jakiś facet może się nie podobać? Statystyki pokazują to dobitnie, liczba prawiczków na Zachodzie rośnie. Mówiąc językiem wolnego rynku: jak masz słaby towar to plajtujesz, bo się nie sprzedaje. A jest tak atrakcyjny jak otaczająca go konkurencja, nieskończona konkurencja=nieskończony spadek wartości. Oczywiście kobiety tego nie kumają, bo kobieta rzadko kiedy traci swoją wartość seksualną do zera. Kobieta też nie jest przez kulturę zobowiązana do aktywności w tej materii, ona czeka na awanse i dokonuje selekcji tego co się nawinie, jej ego nie cierpi z powodu potencjalnego odrzucenia, a co za tym idzie nie zdaje sobie sprawy jak cały proces funkcjonuje w przypadku mężczyzn. Wiesz kim jest prawiczek? To każdy facet, który kiedykolwiek usłyszał: "zostańmy przyjaciółmi" albo "kiedyś kogoś sobie znajdziesz, ale nie mnie" - tyle że ad infinitum :) To tzw. niewidzialni.

 Zrób eksperyment - załóż konto na Tinderze ( albo innym portalu randkowym) z własnym zdjęciem (albo z cudzym przeciętnym damskim) a następnie drugie z przeciętnym, albo nawet przystojnym ( ale nie modelem) facetem i patrz jaki będzie stosunek zagajeń rozmowy pomiędzy jednym a drugim kontem, które wywoła większe zainteresowanie. Gwarantuje ci, że twoje będzie bardziej popularne niż jego. Damskie w sposób całkowicie bierny będzie mieć większe powodzenie niż męskie konto nawet jeśli włożysz w nie wysiłek i sama zaczniesz zagajać rozmowy.

Ty będziesz miała po miesiącu kilkadziesiąt odkliknięć i zagajeń, a on zero albo kilka ( mniej niż 10), robimy zakład?
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Sierpień, 2018, 23:48
Nie wierzysz, że w epoce mediów społecznościowych i braku parcia na stałe związki jakiś facet może się nie podobać?
Nie jestem ani tak bogaty ani tak młody ani tak przystojny ani tak sławny jak Robert Lewandowski a mimo moje doświadczenie życiowe wskazuje, że raczej każdy facet otrzymuje jakieś propozycje lub przynajmniej sygnały zainteresowania;

Nie zawsze od kobiet na poziomie który by mu się marzył (czasami facetowi marzyłaby się partnerka będąca z wyglądu kopią Joanny Krupy a kokietuje go sobowtór Anny Sobeckiej ;) ) ale raczej każdy otrzymuje jakieś propozycje.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Ekskluzywna Inkluzywność w 27 Sierpień, 2018, 23:49
Nie jestem ani tak bogaty ani tak młody ani tak przystojny ani tak sławny jak Robert Lewandowski a mimo moje doświadczenie życiowe wskazuje, że raczej każdy facet otrzymuje jakieś propozycje lub przynajmniej sygnały zainteresowania;

Statystyki tego nie potwierdzają. Na zachodzie dochodzą już do 20% jeśli idzie o mężczyzn.

Załóż konto, zrób eksperyment, pochwal się wynikami :)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Sierpień, 2018, 23:55
moje doświadczenie życiowe wskazuje, że raczej każdy facet otrzymuje jakieś propozycje lub przynajmniej sygnały zainteresowania;
Statystyki tego nie potwierdzają.
wygląda więc na to że stanowię bardzo dobrą partię, statystycznie ponad przeciętną ;) mimo że
Nie jestem ani tak bogaty ani tak młody ani tak przystojny ani tak sławny jak Robert Lewandowski
:)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: ewa11 w 27 Sierpień, 2018, 23:58
Nie wierzysz, że w epoce mediów społecznościowych i braku parcia na stałe związki jakiś facet może się nie podobać? Statystyki pokazują to dobitnie, liczba prawiczków na Zachodzie rośnie. Mówiąc językiem wolnego rynku: jak masz słaby towar to plajtujesz, bo się nie sprzedaje. A jest tak atrakcyjny jak otaczająca go konkurencja, nieskończona konkurencja=nieskończony spadek wartości. Oczywiście kobiety tego nie kumają, bo kobieta rzadko kiedy traci swoją wartość seksualną do zera. Kobieta też nie jest przez kulturę zobowiązana do aktywności w tej materii, ona czeka na awanse i dokonuje selekcji tego co się nawinie, jej ego nie cierpi z powodu potencjalnego odrzucenia, a co za tym idzie nie zdaje sobie sprawy jak cały proces funkcjonuje w przypadku mężczyzn. Wiesz kim jest prawiczek? To każdy facet, który kiedykolwiek usłyszał: "zostańmy przyjaciółmi" albo "kiedyś kogoś sobie znajdziesz, ale nie mnie" - tyle że ad infinitum :) To tzw. niewidzialni.
Atrakcyjność atrakcyjnością, ale są jeszcze domy uciech, tirówki, seks wycieczki (do Tajlandii na przykład) albo przynajmniej wyjazdy do sanatoriów itp. Ja nie mówię, że to popieram, ale niestety doświadczenie uczy, że facet jak nie ma gdzie rozładować tych potrzeb, to rozładuje je właśnie tak.

Cytuj

 Zrób eksperyment - załóż konto na Tinderze ( albo innym portalu randkowym) z własnym zdjęciem (albo z cudzym przeciętnym damskim) a następnie drugie z przeciętnym, albo nawet przystojnym ( ale nie modelem) facetem i patrz jaki będzie stosunek zagajeń rozmowy pomiędzy jednym a drugim kontem, które wywoła większe zainteresowanie. Gwarantuje ci, że twoje będzie bardziej popularne niż jego. Damskie w sposób całkowicie bierny będzie mieć większe powodzenie niż męskie konto nawet jeśli włożysz w nie wysiłek i sama zaczniesz zagajać rozmowy.

Ty będziesz miała po miesiącu kilkadziesiąt odkliknięć i zagajeń, a on zero albo kilka ( mniej niż 10), robimy zakład?
Nie, sorry, żadnych Tinderów.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Ekskluzywna Inkluzywność w 27 Sierpień, 2018, 23:59
Atrakcyjność atrakcyjnością, ale są jeszcze domy uciech, tirówki, seks wycieczki (do Tajlandii na przykład)

A, no to inna rozmowa. Są jeszcze tacy co się boją wenerycznej i przez życie "jadą na ręcznym". Wlicz ich i liczba faktycznie wyniesie 0.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 28 Sierpień, 2018, 00:03
Atrakcyjność atrakcyjnością, ale są jeszcze domy uciech, tirówki, seks wycieczki (do Tajlandii na przykład) albo przynajmniej wyjazdy do sanatoriów itp. Ja nie mówię, że to popieram, ale niestety doświadczenie uczy, że facet jak nie ma gdzie rozładować tych potrzeb, to rozładuje je właśnie tak.
w dzisiejszych czasach facet nie musi jechać do Tajlandii, jak nie ma kasy to idzie na dyskotekę i tam znajdzie chętną której wystarczy postawić dwa piwa; owszem, może to mało atrakcyjna propozycja gdy ktoś szuka kandydatki na matkę dla swoich dzieci ale... do zaspokojenia popędu seksualnego w zupełności wystarczy...
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Ekskluzywna Inkluzywność w 28 Sierpień, 2018, 00:06
w dzisiejszych czasach facet nie musi jechać do Tajlandii, jak nie ma kasy to idzie na dyskotekę i tam znajdzie chętną której wystarczy postawić dwa piwa

Nigdy nie byłeś na dyskotece, prawda? Do tej chętnej stoi kolejka atrakcyjniejszych od ciebie. Jak jej się zachce, to może wypić i 10 piw, a wyjdzie i tak z najatrakcyjniejszym, olewając pozostałych dziewięciu.

Jak to jest, że ludzie potrafią dostrzec konkurencję sportową, konkurencję na rynku pracy, konkurencję polityczną, ekonomiczną, militarną, ideologiczną, religijną; ale konkurencji seksualnej dostrzegać już nie chcą i udają że nie istnieje, a wszystko rozgrywa się wedle niezgłębionych zasad? Przecież podstaw uczą w szkole średniej na biologii, a książki z zakresu psychologii ewolucyjnej leżą po bibliotekach, sam właśnie świetną czytam.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 28 Sierpień, 2018, 00:09
nigdy nie narzekałem na brak zainteresowania płci przeciwnej - ale zawsze można tłumaczyć to tym że miałem nieprzeciętny bajer i mówiłem to co kobieta chce usłyszeć ;) 
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: ewa11 w 28 Sierpień, 2018, 00:14
Statystyki tego nie potwierdzają. Na zachodzie dochodzą już do 20% jeśli idzie o mężczyzn.
Z drugiej strony, coś w tym może być. Pamiętam film z Tommym Lee Jonesem i Meryl Streep (niestety, nie pamiętam tytułu), gdzie grali małżeństwo mające problem z tymi sprawami. Jest taka scena: on wchodzi do baru, wkurzony. Barmanka pyta się, o co chodzi. On: "Nie uprawiam seksu". Barmanka: "Też coś". I potem do reszty siedzących w tym barze (sami faceci albo przynajmniej większość, nie pamiętam dokładnie): "Ręka w górę, kto z was nie uprawia seksu". Podniosło jakieś 99 procent.

Ale nie dam głowy, czy on powiedział "nie uprawiam seksu", czy "nie uprawiam seksu z żoną". I też nie dam głowy, czy ona powiedziała "ręka w górę, kto nie uprawia seksu", czy "ręka w górę, kto nie uprawia seksu z żoną". Różnica diametralna, bo w pierwszym wypadku potwierdzałoby się to, co piszesz; w drugim tylko to, że nie sypiają z żonami (ale z kim innym być może).

Chociaż na 90% wydaje mi się, że chodziło jednak o tę pierwszą sytuację.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 28 Sierpień, 2018, 00:19
w tym momencie nabrałem 100% pewności i mogę powitać starego znajomego z watchtower-forum.pl:

WITAJ, JEDEDJAHU, kopę lat, Inkluzywna Ekskluzywność ;)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Kerostat w 28 Sierpień, 2018, 09:17
Problem braku seksu:
http://blog.krolartur.com/kim-sa-incele-i-dlaczego-moze-to-byc-wielki-problem/

Polecam lekturę. Okazuje się że może być gorzej, aż ekstremalnie.

Z własnego doświadczenia, przez co najmniej 4 lata (od chrztu do odejścia), radziłem sobie z brakiem seksu, choć poważnie przyglądając się całokształtowi, muszę przyznać, że właśnie jego brak, był prawdopodobnie powodem, że finalnie odeszłem, a następnie zostałem wykluczony.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 28 Sierpień, 2018, 15:55
Moi Drodzy, chciałabym zaprezentować Wam okładkę i zapytać Was o opinię.
Tytuł jest wzięty z mojej ostatniej rozmowy z mamą...
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: ewa11 w 28 Sierpień, 2018, 16:01
Dla mnie i okładka, i tytuł bardzo dobre. Okładka czarno-biała, podobnie jak myślenie, kiedy jest się w organizacji. A tytuł to rozumiem, że usłyszałaś od mamy, że jesteś niedogodna.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Kerostat w 28 Sierpień, 2018, 20:35
Okładka bardzo mi się podoba.
Jeśli potrzeba historii byłych świadków, służę pomocą.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Tusia w 28 Sierpień, 2018, 23:13
Moi Drodzy, chciałabym zaprezentować Wam okładkę i zapytać Was o opinię.
Tytuł jest wzięty z mojej ostatniej rozmowy z mamą...

Ja bym może dodał "wśród" Świadków Jehowy".

Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: gangas w 28 Sierpień, 2018, 23:27
Czyli tytuł miałby brzmieć;
Niegodna wśród Świadków Jehowy???????
Super. Po księgarni chodzi mnóstwo ludzi zainteresowanych problematyką SJ i to dla nich właśnie będzie ta książka.
Jednak co fachowiec to fachowiec, jak doradzi to nie ma ch..ja we wsi.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: ewa11 w 29 Sierpień, 2018, 00:28
Czyli tytuł miałby brzmieć;
Niegodna wśród Świadków Jehowy???????
Super. Po księgarni chodzi mnóstwo ludzi zainteresowanych problematyką SJ i to dla nich właśnie będzie ta książka.
Jednak co fachowiec to fachowiec, jak doradzi to nie ma ch..ja we wsi.
Podtytuł i tak sugeruje o czym jest książka.

A po książkę i tak sięgną exy, wątpiący SJ i osoby w jakiś sposób związane z SJ.

Z drugiej strony, jak dla mnie, taka okładka jest ok.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 29 Sierpień, 2018, 05:32
ja wolę samo NIEGODNA bardziej intrygująca
zawsze wolę jak to ja sama rozkminię tytuł
niż jak mi się go poda na tacy
poza tym z tyłu zawsze jest streszczenie lub jakiś ciekawy cytat

z tym mikołajem miałam podobnie
i z ośrodkami pionierskimi eh
ja jeszcze miałam jeszcze brata Bogumiła za guru zboru
pisz dziewczyno i niech ci to służy zdrowiu psychicznemu
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: vincent w 29 Sierpień, 2018, 07:13
Swietna okładka. Masz talent 😉 na pewno ją kupię!
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 29 Sierpień, 2018, 12:52
Ostateczna wizualizacja :) przyznać się kto dostrzegł wieżyczkę w tle? ;)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Ekskluzywna Inkluzywność w 29 Sierpień, 2018, 14:40
Sama finansujesz wydanie czy podpisałaś umowę z wydawnictwem i dostałaś honorarium?
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: DeepPinkTool w 29 Sierpień, 2018, 14:43
 :) Trzymam kciuki (brrr... pogański zwyczaj  ;)) za powodzenie przedsięwzięcia  :)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 29 Sierpień, 2018, 14:46
moje trzy grosze:
słowo krytyki
Jak na wieżyczkę to moim zdaniem nikło się eksponuje.
Oglądając obwolutę oprawy, jako zwykły czytelnik nie skojarzyłbym wieżyczki, może zabrzmi dla  autora niesmacznie, jednak moje osobiste skojarzenie w ten sposób dostrzega.
Ogólnie obwoluta przystępna, wzbudza zainteresowanie.
Przeważnie autorzy zagadkowe treści przedstawiają na pierwszy rzut oka okładką czarno-białą. 
PIĘKNESTOPY- okładka jest wytonowana, przejrzysta, lekka wzbudzając zainteresowanie czytelnika- może inni inaczej odbierają  szatę Twojej książki - ja takie wyraziłem zdanie - pozdrawiam
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 29 Sierpień, 2018, 14:51
Dzięki Wam za komentarze. Wieżyczka dla wnikliwych, jako smaczek, pamiętajcie, że nie tylko SJ, czy exy mogą po książkę sięgnąć.
Odpowiadam na pytanie: sama wszystko tworzę i finansuje, w tym wydruk.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 29 Sierpień, 2018, 15:25
nie widze wieżyczki
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 29 Sierpień, 2018, 15:27
nie widze wieżyczki
ja też nie widzę
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 29 Sierpień, 2018, 15:36
U samej góry, po prawej, czarny mrok zaczyna sie od niej. Taka dyskretna, dla wnikliwych :)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: ewa11 w 29 Sierpień, 2018, 15:37
Ostateczna wizualizacja :) przyznać się kto dostrzegł wieżyczkę w tle? ;)
Ha, jest. Po prawej stronie, na kącie czarnego trójkąta. :)

Pomysłowo.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: zero1 w 29 Sierpień, 2018, 23:06
Te historie jakoś działają na moją podświadomość. Ostatnio robiłem w domu porządki i wyje***em do spalenia pozostałości publikacji wielkiej wieży - jednym z artefaktów tego rytualnego ogniska jest mój obecny awatar. Powiem Wam, że poczułem taką lekkość - autentycznie, jakbym rozstał się z jakimiś demonami.
Od tej pory minęło kilkanaście dni, a tu wpadły jeszcze te nowe historie w tym wątku i po uleżeniu kilka dni plus jeszcze zobaczeniu tej okładki, jakoś to się zgrało z moją częścią i przeżywaniem życia w tym związku wyznaniowym i miałem mega dziwny sen - trochę nawiązywał do tego zbierania z szafek pozostałości, celem ich późniejszego spalenia.
We śnie wdrapałem się na najwyższy regał, sięgający niemal do sufitu - bez kitu, chyba wszyscy w takich kolumbrynach trzymaliśmy literaturę - i zbierałem z głębi górnej półki pozostające książki WTS-u. Nagle wskoczyła do mnie żona z dzieckiem, żeby mi pomóc. Ostrożnie sięgałem wgłąb po kolejne sztuki tych zacnych książek uważając, aby nie zachwiał się mebel. Dokładałem do stosiku kolejne pozycje i nagle żona poruszyła się, regał odsunął się nieznacznie od ściany - wiedziałem, że minimalny odchył u góry, może oznaczać praktycznie zero ruchu u samego dołu i może się jeszcze zamortyzować. Ten odchył jednak nagle zaniknął, aby po odbiciu się pleców regału od ściany cały mebel zaczął się całkowicie i niezatrzymywalnie odsuwać od ściany. To było jakby reakcją na zabranie z najdalszych i najgłębszych obszarów mebla tych 'śmieci', które bardzo tam ciążyły. Regał w mgnieniu oka runął, a my znaleźliśmy się na podłodze - bezpieczni i nieprzerażeni. To chyba dobrze:-)

Moja interpretacja tego jest taka - regał ma zaprojektowane półki, drzwiczki, szuflady - oznacza więc porządek. Taki 'porządek' życia narzucała mi/nam przez dużą część życia ta korpo-sekta. Sam były członek CK Leo Greenless powiedział, że większość 'naszych braci' to ludzie wewnętrznie niepoukładani, stąd harmonogramy zebrań tak szczegółowe, jak również plan tygodnia, miesiąca i roku każdego członka.
Ten niezwykle wysoki regał pokazuje też, jak daleko w życiu naszym macki rozpościera ta organizacja - duży znaczy ciężki, bo sam ciężar mebla rośnie wraz z każdym centymetrem jego wysokości, a daje to też dodatkowe półki na mózgopiory wychodzące spod ich pras drukarskich.
Sięgnięcie po książki z najdalszych i najmniej dostępnych skrajów pokazuje - i to jest moja osobista interpretacja i moje osobiste odczucie - że dotarłem chyba najgłębiej - jak dotąd mi się udało - do mojej podświadomości i do miejsca rezydowania  w niej tego amerykańskiego tworu. Tu właśnie uważam, że bardzo do tego przyczyniło się tych kilka kolejnych rozdziałów zapowiadanej w tym wątku książki - po prostu mam nieodparte wrażenie, że jak autorka, która rozlicza się z przeszłością, mogę być na podobnym etapie życia w przeobrażaniu obrazu tych rzeczy. Choć książki nie piszę - a może kiedyś, o podstawach sprawowania władzy w zborze w oparciu o żądzę władzy i o wybieraniu skurwieli do tego zadania - to jednak tak silne jest we mnie to odczucie, że postanowiłem się z Wami nimi tutaj podzielić.
Skoro tak silnie mogły na mnie wpłynąć te rozdziały, to aż ciekaw jestem kompletnego dzieła! A zatem do dzieła Piękne Stopy:-)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Nadaszyniak w 29 Sierpień, 2018, 23:15
Jatiw-ZERO1
Toś Ty prorok, a wykładnia jak u Daniela- pozdrawiam  :)
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 30 Sierpień, 2018, 13:50
Kupię.
Wieżyczkę dostrzegłem jak powiększyłem.
A ona stoi na cudzej głowie czy to jej cień? Nie rozumiem rysunku na okładce.
Tylko nie odbierzcie tego znowu jak ataku na autora, bo był tu na forum taki jeden co nie zrozumiał.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: ewa11 w 30 Sierpień, 2018, 15:06
Po powiększeniu widać, że ciemny trójkąt to las. Tak jakby autorka chciała wyjść z mrocznego lasu do miejsca, gdzie jest jaśniej. A póki co przygląda się swojemu odbiciu. Spuszczona głowa może też sugerować poczucie winy (co nawiązywałoby do tutułu). Dobrze kombinuję?
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 09 Wrzesień, 2018, 13:52
Coś Wam wrzucę w oczekiwaniu na premierę :)

ELEMENTARZ

Każdy pamięta swoją pierwszą książkę, którą czytali mu rodzice, czy dziadkowie. O zwierzątkach, dzielnych bohaterach, przyjemne, pastelowe, wręcz pluszowe wspomnienia.
W rodzinie Świadków edukację najmłodszych rozpoczynało się czytając „Mój zbiór opowieści biblijnych”. To nie były lukrowane bajeczki. Do dziś zastanawiam się jak dorośli, świadomi rodzice pozwalali dawkować dzieciom takie obrazy. Zamysł może i dobry, przedstawić w prostej formie historie biblijne w porządku chronologicznym, od stworzenia świata do apokalipsy. Ale wykonanie pozostawiało wiele do życzenia.

Nie zaglądałam do niej pewnie ponad 20 lat, ale w głowie mam wciąż te same obrazy. Z moich obserwacji wynika, iż została zrewidowana w ostatnich latach. Jednak wciąż jest podwaliną poznawania wierzeń Świadków dla dzieci wychowywanych w „prawdzie”. Co z niej pamiętam?

Królowa Jezebel – przedstawiona jako zła kobieta, ekstrawagancka, wyuzdana, budziła we mnie strach, ale i podziw, wręcz zachwyt, pamiętam jak podobał mi się jej strój, makijaż, zastanawiałam się, czemu moja mama nie jest tak elegancka i dlaczego ktoś, kto jest barwny jest potępiony

Dawid i Goliat – na środku książki, tuż przy zszyciu był uwidoczniony kamień, który wypuścił z procy Dawid w stronę olbrzyma, z czasem tak bardzo go lubiłam wskazywać, ze w książce w miejscu kamienia powstała dziura, taki naoczny ślad mojej oseskowatości

Pręgi na plecach Izreality, niewolnika w Egipcie – ten obraz śnił mi się po nocach, że jak będę niegrzeczna, to też mnie będą karać takim batem, który tnie skórę aż do krwi, przemoc o której myślałam w kontekście Wielkiego Ucisku, czy zdołam wytrwać, jak będą mnie torturować

Jezus konający w męczarniach – tak mi było go szkoda, okropnie go żałowałam, ten obraz był tak wstrząsający, ciężki do uniesienia dla kilkuletniego dziecka, wykrzywiona w spazmach twarz, krew i przybite gwoździami dłonie, dlaczego mu to zrobili?

Hiob i jego choroba – biedny, skrobał się skorupami, cały poraniony w pęcherzach, dlaczego mu nikt nie pomógł, nie mogłam zrozumieć, czemu nikt go nie nakarmił, pytałam mamy, czy on ma ospę wietrzną, gdyż to był czas, gdy chorowaliśmy z rodzeństwem. To było dla mnie logiczne, miał ospę, ale nie mieli wtedy jeszcze na nią lekarstwa.

Żona Lota zamieniona w słup soli, dlaczego spotkało ją coś tak okrutnego? Było mi jej szkoda ze względu na to, że kara wydawała mi się niewspółmierna do popełnionego przewinienia. Wpatrywałam się w ten słup soli pytając mamy, czy został odnaleziony, czy założono w pobliżu kopalnię.

To tylko niektóre z moich wspominek pierwszego elementarza organizacji. Jak widać zawierał wiele drastycznych opowieści połączonych z rysunkami, które głęboko zapadały w pamięć i przemawiały do młodych umysłów. Nie uczyły myślenia, nie zachęcały do otwartości, nie wspierały talentów. Były czarno-białe. Bóg wymaga od Ciebie posłuszeństwa, pełnego oddania, a kto nie usłucha, ten zginie.

Nie ma dziecka Świadków, któremu ta książka byłaby obca. A to między innymi przez nią moczyłam się w nocy.
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: Caecus w 09 Wrzesień, 2018, 23:05
A będzie wersja elektroniczna książki?
Tytuł: Odp: Dla detoxu piszę książkę...
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 09 Wrzesień, 2018, 23:43
Będzie e-book do kupienia.
Tytuł: Książka "Niegodna" już w sprzedaży
Wiadomość wysłana przez: PiekneStopy w 01 Lipiec, 2020, 15:30
Cześć,

Długo to trwało, ale do upartych świat należy :) Bardzo miło jest mi poinformować, że książka została wydana pod tytułem "Niegodna".
Zapraszam na stronę internetową www.martapaw.pl --> są linki do zakupu
Ze względu na ciekawy temat, jest dystrybuowana w wielu księgarniach internetowych.

Jestem ciekawa Waszych opinii. Wklejam starym zwyczajem kolejny rozdział :)