Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 3 Gości przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Z życia wzięte .....  (Przeczytany 329929 razy)

Offline dziewiatka

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1110 dnia: 10 Kwiecień, 2018, 19:59 »
Oni zapijaczonej Wandzi nie znali.


Offline Nadaszyniak

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 5 965
  • Polubień: 8456
  • Psychomanipulacja owieczek # wielkiej wieży(Ww)
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1111 dnia: 10 Kwiecień, 2018, 20:05 »
Witaj -Tazła
Ale trzymasz w napieciu...!? miej  serce i szybko dokończ historię - proszę i zarazem dziekuje :) :) :)


Lame Dog

  • Gość
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1112 dnia: 10 Kwiecień, 2018, 20:15 »
Witaj -Tazła
Ale trzymasz w napieciu...!? miej  serce i szybko dokończ historię - proszę i zarazem dziekuje :) :) :)
Tazła ma wielkie serce.
Nie zawsze jednak może zamknąć opowieść w jednym poście...
A cierpliwość... uszlachetnia  :)


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1113 dnia: 12 Kwiecień, 2018, 20:47 »

     Każdy wybór może zmienić Cię bezpowrotnie. Może, ale nie musi.


       Usłyszał w głowie głos..idź synku, czasem tak trzeba. Dziś Mateusz mówi, że bardziej chciał to usłyszeć niż wówczas usłyszał, ale to go popchnęło. Nie pamięta jak wszedł, dopiero jak wyszedł usłyszał zachwyty dziadków. Wszyscy znajomi, a także i obcy mu gratulowali, mówili o super doznaniach, a on nie czuł zupełnie nic.
Zapytał mnie..a co ty czułaś, po symbolu? Nie po to, aby go pocieszyć, tylko dlatego, że zawsze staram się być uczciwa i szczera, powiedziałam, że też nic nie czułam.
Myślałam sobie, że nagle wszystko mi się spodoba, będę lubić głosić, chodzić na zebrania, a tu nic. Po cichu myślałam sobie, że może faktycznie ten na górze widzi moje nieszczere intencje i mnie nie obdarzył swoją łaską.

Chłopak miał bardzo podobnie, jednak udawał, że czuję tę wartość, docenia łaską, jaka go dotknęła, czyli dane mu było zostać świadkiem Jehowy.
Z dnia na dzień było coraz gorzej, dziadkowie na każdym kroku mówili do niego bracie Mateuszu, strasznie go to irytowało, ale nic nie mówił, uśmiechał się jakby go to cieszyło.
Wiedział, że powinien być dziadkom wdzięczny za wychowanie, za dach nad głową, ale im był starszy tym bardziej sobą gardził i wiedział, że nie chce tak żyć.
Kiedyś usłyszał jak dziadkowie podczas spotkania ze znajomym mówili...a może Mateusz będzie pionierem, a później starszym...rozmarzyła się babcia.
Znajomy powiedział..ano córka wam się nie udała, może choć wnuk będzie lepszy.
Zapanowała cisza, nadsłuchiwał czy dziadkowie zaprzeczą lub potwierdzą jego słowa, ale nie.

Kiedyś na towarzyskim spotkaniu młodzieży ze zboru, jeden z podchmielonych biesiadników powiedział do niego..ty bękarcie. Mateusz mało myśląc, trzasnął go z liścia, aż ten spadł z ławki. Później była afera i cała wina spadła na niego, że agresywny, że skory do bójki. Jeśli nawet ktoś mu tak powiedział mówili starsi, to powinien wzorować się na naukach z Biblii i..
I nie pozwolił im skończyć tylko powiedział..i skopać mu dupę. Wyszedł trzaskając drzwiami.

Dziadkowie też próbowali go karcić i pokazywać, jak bardzo jego postawa nie jest biblijna.
Miał tego coraz bardziej dość, brakowało mu niecały rok do pełnoletności, nie bał się już domu dziecka. Wolno rozglądał się za pracą i coraz mniej świadkował.
Wdawał się w pyskówki, potrafił przy pełnej sali, powiedzieć starszemu..najpierw proszę oddać przywłaszczony nielegalnie sprzęt, a dopiero mnie pouczać.
Wychodził z zebrań, wtedy kiedy mu się nie podobało to, co mówił prowadzący. Jeśli go nawet dopuszczano do wypowiedzi, bardzo często odbierano mu głos, bo mówił co myślał, jak uważał.

Tydzień przed jego osiemnastymi urodzinami przeprowadzono z nim rozmowę ostrzegawczą, z której sobie nic nie robił. Miał równo osiemnaście lat i sześć miesięcy , gdy został wykluczony. Początkowo dziadkowie próbowali go przekonać do poprawy i do skruchy.
Później zaczęli stosować szantaż, że według zasad nie powinni się z nim brata, rozmawiać, jadać wspólnych posiłków. Dziadek to mówił, a babcia płakała.
Wtedy Mateusz ukląkł przed nią, chwycił ją za ręce i powiedział..babciu, wiecie, że na pewno jestem waszym wnukiem. Jak to dziadek mówił krew z krwi. Mam twoje znamię i dziadka koślawy paznokieć , tego jesteśmy pewni, że jestem wasz. A czy macie pewność, że te zasady są słuszne, że tego od was Bóg oczekuje?
Babcia wyszła z pokoju, dziadek zamilkł, od tamtej pory przez dłuższy okres, rozmowy były wyłącznie służbowe.

To była sobota, Mateusz pamięta jak dziś, on oglądał film, dziadek przygotowywał się do niedzielnego zebrania, a babcia piekła ciasto. Dzwonek do drzwi otworzył dziadek , zawołał do babci.. Hela, mamy gości. Przyszło dwóch starszych na rozmowę. Wiedział, że chodzi o niego, zamknęli się w pokoju, zaczęli rozmawiać. Po chwili dyskusja zaczęła przybierać na sile, aż nagle dziadek otworzył drzwi i powiedział.. proszę wyjść i jeśli wam ulży, nas też możecie skreślić z listy.

Od tamtej wizyty już nigdy więcej nie poszli na zebranie itp. Po miesiącu dziadek poprosił go, aby pomógł mu wynieść do garażu pudła z całą literaturą, jaką mieli w domu.
Mateusz poszedł na studia, dziadek poszerzył działalność swojej firmy, babcia miała wreszcie czas na wyszywanie. W wieku dwudziestu pięciu lat oznajmił dziadkom, że zostanie ojcem.
Bardzo się ucieszyli i z otwartymi ramionami przyjęli jego wybrankę pod swój dach.
Dziś to Mateusz prowadzi rodzinną firmę, która znakomicie prosperuje, jego żona prowadził salon kosmetyczny. Dziadkowie opiekują się trójką prawnuków i są przez szczęśliwi. Popołudnia i weekendy spędzają w ogrodzie, który teraz tętni życiem, a kiedyś świecił pustkami, bo nie mieli czasu w nim zasiąść.
Mateuszowi śniła się mama jak zawsze uśmiechnięta. Oni wszyscy siedzieli razem, a ona robiła im zdjęcie. Obudził się i wydawało mu się, że poczuł jej zapach.
Rano umówił fotografa, aby im zrobił rodzinne zdjęcie. Dał mu fotografię mamy i poprosił, by po czarował i umieścił mamę z tyłu za nimi. Wybrał zdjęcie, gdzie mama była z rozpostartymi ramionami, wyglądała jakby ich wszystkich obejmowała.
Zdjęcie zawisło na ścianie w honorowym miejscu. I znów mu się przyśniła, stała w drzwiach, uśmiechała się jak wtedy gdy wychodził do szkoły i machała mu ręką.
Obudził się, znów ten sam zapach.. od tamtej pory już nigdy więcej mu się nie śniła.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Mała mi

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1114 dnia: 12 Kwiecień, 2018, 21:13 »
Tazła dzieki za te historie.Wreszcie jakiś happy end rodziny swiadkowskiej.Ciekawi mnie tylko co powiedzieli dziadkowi że się tak wkurzył. Chociaż nie jest to zbyt wielka ciekawość w porównaniu do radości  z tego że im się udało


Offline Nadaszyniak

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 5 965
  • Polubień: 8456
  • Psychomanipulacja owieczek # wielkiej wieży(Ww)
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1115 dnia: 12 Kwiecień, 2018, 21:22 »
Tazła,Tazła- długo czekałem na zakończenie tej historii- będę miał teraz spokojny sen- dziękuje  :) :) :) :)


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1116 dnia: 12 Kwiecień, 2018, 21:32 »
Tazła dzieki za te historie.Wreszcie jakiś happy end rodziny swiadkowskiej.Ciekawi mnie tylko co powiedzieli dziadkowi że się tak wkurzył. Chociaż nie jest to zbyt wielka ciekawość w porównaniu do radości  z tego że im się udało

 Już nie chciałam się rozpisywać, to była rozmowa na temat ich kontaktów z wykluczonym, że powinni je ograniczyć. Więc co..jedynego wnuka mieli wyrzucić z domu?
To dziadka tak bardzo wkurzyło, zrozumiał, że są jak bezduszne maszyny wykonujące regulamin z USA.

Tazła,Tazła- długo czekałem na zakończenie tej historii- będę miał teraz spokojny sen- dziękuje  :) :) :) :)

   Nie tak długo znowu, tylko dwa dni.  :D

Cieszę się, że dzięki mnie, będziesz miał lepszy sen.  ;D
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Lame Dog

  • Gość
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1117 dnia: 12 Kwiecień, 2018, 21:44 »
Szkoda, że nie wszystkie te historie mogą mieć tak piękne zakończenie...
Ale są przecież z życia wzięte... więc muszą być i łzy smutku i łzy radości...


Offline Nadaszyniak

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 5 965
  • Polubień: 8456
  • Psychomanipulacja owieczek # wielkiej wieży(Ww)
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1118 dnia: 12 Kwiecień, 2018, 21:54 »
Nie tak długo znowu, tylko dwa dni.  :D
Cieszę się, że dzięki mnie, będziesz miał lepszy sen.  ;D

Aleee,to dwa dni-pozdrawiam  :) :)


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1119 dnia: 17 Kwiecień, 2018, 17:52 »

    Krewnych daje nam los. Przyjaciół wybieramy sami.


        Łukasz ma dwie siostry i brata, jako najstarszy z rodzeństwa był przez rodziców raczej traktowany po macoszemu. Prości ludzie, głęboko wierzący w swoją religię i według jej zasad, wychowywali swoje dzieci.
Od mojego Bohatera, więcej wymagano, miał być odpowiedzialny za rodzeństwo i być dla niego przykładem.
Jako dziecko zazdrościł rówieśnikom tortów urodzinowych, Mikołaja, choinki, dnia dziecka i wielu innych. Prześladował go taki sen, przychodzi do domu, a w kuchni na stole stoi ogromny tort z jego imieniem. Z ogromną radością się budził i przekonywał, że to niestety tylko sen.
I choć mówiono, że oni świadkowie mają zawsze święto, to była jedna wielka kpina. Nagrodą było głoszenie, odpowiadanie na zebraniu, a hiper nagrodą życie w raju.

Nic z tych obietnic chłopakowi się nie podobało, jednak w wieku czternastu lat został świadkiem Jehowy. Każde wakacje , ferie i wolne od szkoły spędzał na głoszeniu, jeśli nie z rodzicami to z kimś ze zboru. Choć miał naście lat, czuł się starym, zgorzkniałym człowiekiem.
Nie umiał być dzieckiem jak jego rówieśnicy, nie umiał też być nastolatkiem.

Kiedyś czekał na swojego partnera do głoszenia w parku, przysiadł na ławce obok jakiegoś mężczyzny. Wywiązała się rozmowa, zaczął go wypytywać, co robi, czy się uczy i na kogo czeka? Łukasz odpowiedział zgodnie z prawdą, że jest śJ i czeka na kogoś, będą głosić.
Usłyszał wtedy od starego człowieka..dziecko, nie szkoda ci życia? Powinieneś grać w piłkę, iść z dziewczyną na randkę, cieszyć się życiem. A ty wciskasz się w ten swój strój wyjściowy jak w kostium i chodzisz po domach, zawracając ludziom głowę. Czy sobie nie pomyślałeś nigdy, jak ludzie na was psioczą, jak im przeszkadzacie?
Jak przystało na świadka, oburzył się, jednak wieczorem słowa mężczyzny wróciły i zaczęły go prześladować.

Teraz gdy widział bawiącą się młodzież, zastanawiał się ..czy on też tak by umiał? Po jakimś pół roku nadarzyła się okazja, koniec roku szkolnego. Prosto ze szkoły poszli do jednego z kolegów do domu. Tam pierwszy raz spróbował alkoholu i o dziwo dobrze mu z tym było. Po powrocie do domu poszedł do pokoju i nie wychodził, aż do kolacji. Nic się nie stało, gromy z nieba na niego nie spadły, a więc w czasie wakacji znów dał się namówić na imprezę.

Nigdy się nie upił, zawsze było delikatnie dla humoru, o dziwo okazało się, że ten cichy odludek to świetny kompan zabawy. Dziewczyny go uwielbiały, grzeczny, taktowny, dużym poczuciem humoru i rytmu. Tak, nie mówi o sobie, że umiał tańczyć, ale że miał poczucie rytmu, wcześniej nie miał okazji tego sprawdzić.
Rodzice widzieli zmiany w synu i to im się nie podobało. Zaczęli mu zabraniać, negocjacje nic nie dały. Miał 19 lat, a był traktowany jak kilkulatek, a więc zaczął się buntować.
Czym oni bardziej ingerowali w jego relacje z otoczeniem, on się zapierał i ograniczał swoje zborowe działanie. Zaczęto go straszyć armagedonem, wtedy powiedział, że skoro ma zginąć musi wiedzieć, za co i że przestaje być świadkiem.

Po tygodniu, gdy wrócił do domu po pracy, na schodach stały dwa worki jego rzeczy. Matka uchyliła drzwi i powiedziała..chcesz świeckiego życia, to idź sobie w świat.
Wydawało mu się, że ktoś mu wylał na głowę wiadro wody. Poszedł do ojca brata, też świadka, odmówił noclegu, po nim kilku innych ''przyjaciół'' postąpiło podobnie. Wszyscy mówili to samo, że odwrócił się od Boga.

Gdy szedł z tymi workami, spotkał ojca kolegi, od słowa do słowa opowiedział mu co mu się przytrafiło. Mężczyzna bez słowa wziął jeden worek od Łukasza i zabrał go do swojego domu. Mieszkał z nimi pół roku, później wynajął pokój, u starszej pani, a po roku  samodzielne, małe mieszkanko.
Kilka razy próbował odwiedzić rodzinny dom, ale go nie wpuszczano. Kiedyś poszedł pod szkołę do najmłodszej siostry, z nią był najbardziej związany. Początkowo dziewczynka się go jakby bała, później opowiedziała mu, że rodzice zabronili z nim rozmawiać. Zapewnił ją, że nikt się o ich rozmowie nie dowie. Na odchodne mała zapytała..przyjdziesz jeszcze do mnie?

Bardzo się ucieszył i od tej pory, dwa razy w tygodniu spotykali się na swoich potajemnych schadzkach. Basia rosła i później sama przychodziła do jego mieszkania, prowadzili długie rozmowy, ona też nie chciała być świadkiem. Łukasz jej nie buntował, mówił, że musi być świadoma tego, co chce, nikt do niczego nie może ją zmusić. Sam pracował i chodził na studia, mimo że rodzice i wszyscy świadkowscy znajomi mówili, że źle rokuje, on sobie nieźle radził.
W wieku siedemnastu lat i jego mała siostrzyczka została wyrzucona z domu. Pewnego dnia, gdy wracał z drugiej zmiany, zastał ją śpiącą pod drzwiami...
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Światus

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1120 dnia: 17 Kwiecień, 2018, 19:15 »
Zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się, czy to wpływ prania mózgu przez sektę, czy tylko wzmocnienie przez nią złych skłonności powoduje takie skutki.
Szczęśliwi ci, którzy tak postępując, do końca życia pozostają świadkami, nie mają wyrzutów sumienia.
W przeciwnym razie, wyrzuty sumienia mogą doprowadzić do losu, jaki spotkał bohaterkę jednej z poprzednich historii opisywanych przez TąZłą - matkę Bogdana.
Prawda jest niezmienna i dla wszystkich taka sama. Inaczej nie jest prawdą.


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1121 dnia: 17 Kwiecień, 2018, 19:27 »
   Ja ze swoich obserwacji mogę powiedzieć, że to skłonności, takie cechy, predyspozycje tkwiące w człowieku i się uaktywniają pod wpływem organizacji.

Z tym jak zawodem, jeśli ktoś ma cierpliwość i lubi dzieci, będzie z niego dobry wychowawca, nauczyciel, pedagog. Ktoś, kto nie ma do tego predyspozycji, nie sprawdzi się. Będzie kiepskim nauczycielem, będzie się męczył, aż w końcu zrezygnuje.

Tu tak samo..kto ma predyspozycje, zostaje świadkiem całą gębą, ktoś inny się pokręci po zborze i da nogę.

To co teraz napiszę, może się  byłym nie spodobać, ale wielu z nas, choć wypada za nawias org, mentalnie zostaje świadkiem do grobowej deski. I to nie jest wierność zasadom, to jest właśnie ta predyspozycja.
« Ostatnia zmiana: 17 Kwiecień, 2018, 19:38 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline matus

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1122 dnia: 17 Kwiecień, 2018, 19:31 »
Po mojemu to opcja druga (wzmocnienie już posiadanych skłonności przez mózgopranie).
Zresztą - żeby dać się do sekty wciągnąć też trzeba mieć ku temu jakieś skłonności.
Bogowie są gorsi od Pokemonów, bo nie da się złapać ich wszystkich, tylko jednego (albo małą grupkę), bo się obrażają.


Lame Dog

  • Gość
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1123 dnia: 17 Kwiecień, 2018, 20:28 »
Mamy kolejny przykład człowieka "ze świata", z góry skazywanego przez świadków na stracenie, który wyciąga pomocną dłoń potrzebującemu...
Prawdziwy Samarytanin wyróżniający się na tle faryzeuszy...


Offline PoProstuJa

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1124 dnia: 17 Kwiecień, 2018, 20:57 »
Zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się, czy to wpływ prania mózgu przez sektę, czy tylko wzmocnienie przez nią złych skłonności powoduje takie skutki.
Szczęśliwi ci, którzy tak postępując, do końca życia pozostają świadkami, nie mają wyrzutów sumienia.

Mi się w tej organizacji nigdy nie zgadzało to, że Jezus mówił, że wśród jego uczniów będzie miłość, a ja tej miłości w orgu nie widziałam. Przynajmniej nie wiedziałam takiej prawdziwej, bezinteresownej miłości, tylko grzeczne uśmiechy podczas przywitania na zebraniu, a później strzała do domu i każdy każdego miał w tyłku.
I ja zawsze mówiłam o tym głośno. Rozmawiałam z jednym starszym, z drugim... że w zborze ludzie powinni się wspierać, a tymczasem niektórzy (w tym starsi!) nie znają nawet imion niektórych osób. Oczywiście te rozmowy nigdy nie doprowadzały do niczego sensownego, a ja miałam wrażenie, że strzępię sobie język. Ilekroć wpadałam na jakąś inicjatywę i mówiłam o tym innym, to byłam od razu gaszona ("nie da się", "a po co?", "nie ma takiej potrzeby"). Jeśli natomiast tę samą rzecz powiedział nadzorca obwodu rok czy dwa lata później, to nagle się dało, nagle się okazywało, że to super pomysł. I takich sytuacji było kilka.
Byłam więc zniechęcona tym, że każdy spuszcza mnie na drzewo i to pewnie dlatego, że jestem kobietą (gdybym była facetem, to może by chociaż udawali, że mnie słuchają).

Nie spotykałam się nigdy z tak drastycznymi przypadkami jak są tu opisywane. Nigdy nie słyszałam, że jakiś Świadek wyrzucił swoje dziecko z domu. Słyszałam inną historię - że z domu wyrzucony został katolik, który zaczął studiować ze Świadkami.

Żyłam więc w poczuciu, że u Świadków wcale nie jest źle, choć jest coraz większa znieczulica. Skutecznie tłumaczyłam ją jednak sobie wersetem mówiącym, że w dniach ostatnich miłość większości oziębnie. Czyli znieczulica w zborze jako znak dni ostatnich.
Ale z powodu tej znieczulicy cierpiałam całymi latami. Po prostu nie potrafiłam sobie wytłumaczyć dlaczego nie spełnia się na mnie proroctwo Jezusa, że ten kto dla niego zostawi ojca i matkę, znajdzie ich wśród jego uczniów. Ja nie znalazłam w zborze rodziny, choć poświęciłam dla niego swoją prawdziwą rodzinę. Ciągle mi to doskwierało.

Dlaczego dziś nie jestem Świadkiem? Dlatego, że nie ma w tej organizacji miłości. Fakty dotyczące pedofilii i fałszywych nauk tylko były ostateczną "kropką nad i" przy podejmowaniu decyzji o odejściu z jw-orga.
Nie mogę sobie wyobrazić, że wyrzucam z domu własne dziecko.
Zawsze też stresował mnie temat transfuzji. Sama sobie mogę jej nie przyjmować, ale stresowałam się tym co będzie jeśli problem będzie dotyczył mojego dziecka. Tłumaczyłam sobie, że Bóg jest miłosierny i nawet jeśli kiedyś zgrzeszę transfuzją dla dziecka, to na pewno mnie zrozumie i z czasem wybaczy. Wiele spraw tak sobie tłumaczyłam - np. pójście na studia (choć to nie grzech) - mówiłam sobie, że przecież Bóg mnie zna i wie, że to mnie uszczęśliwi - dlaczego więc miałby mi tego zabraniać?!

A więc moja wizja Boga nie pasowała do wizji Boga opisanego w Strażnicy. W zasadzie prawie nie interesowały mnie świadkowe dogmaty - przyjmowałam prawie każdy z nich (nie przejmując sie tym, że co chwilę zmienia się światło). Ale kwestia miłości była dla mnie najbardziej paląca. Nie mogłam pogodzić tego jak można być dobrym człowiekiem nie mając w sobie miłości.

Mój wywód pokazał mam nadzieję, że nie każdy Świadek żyjący w orgu jest robotem bez uczuć. Przebywa w tej religii, bo w nią wierzy i nie chce zginąć w Armagedonie. Ale wewnątrz może mieć różne przemyslenia.

Zawsze powtarzałam - jeszcze jako Świadek - że najbardziej boję się fanatyków. Widziałam w jakie skrajności potrafią oni popadać (mam na myśli głównie pionierów, którzy nie mieli z czego żyć na terenie oddalonym, głodowali lub spali po 4 godziny na dobę, bo łączyli służbę z pracą). Takich to nawet sie bałam i wiedziałam, że szybko się wypalą. I zawsze mnie dziwiło, że właśnie tacy ludzie są stawiani za wzór cnót na zgromadzeniach.

Jakie to szczęście, że nie byłam nigdy fanatykiem.... (nie mylić z gorliwością, którą miałam zaraz po chrzcie... a później gasłam....i gasłam... i zniechęcałam się...)..